CRAIG HANEY, CURTIS BANKSI, PHILIP ZIMBARDO
Sześć dni kacetu
W świecie, w którym ludzie posiadają władzę lub nie, każdy uczy się
gardzić własnymi słabościami lub bezradnością innych
Eksperyment Philipa Zimbardo dotyczący sztucznego więzienia do dziś porusza i
szokuje. Emocje wywołuje zarówno zastosowana procedura, choć i tak łagodniejsza
niż warunki w prawdziwym więzieniu, jak też zachowania uczestników. Mili
studenci w ciągu kilku dni przeobrazili się w okrutnych strażników i
zniewolonych więźniów. Jak to się stało?
Fiodor Dostojewski po czteroletnim pobycie w syberyjskim więzieniu uznał, iż
jeśli człowiek może przetrwać okropności więzienia, to musi być
"istotą, która wytrzyma wszystk"Ó. Dlaczego więzienia są tak
nieludzkie? Skąd się bierze okrucieństwo strażników i zezwierzęcenie więźniów?
Próby wytłumaczenia często nawiązują do hipotezy dyspozycji głoszącej, że
stan więzień zależy od "natury" ludzi, którzy tam przebywają.
Twierdzi się, iż okrucieństwo i przemoc są wynikiem sadyzmu, braku wykształcenia
i wrażliwości strażników. A przemoc jest logicznym skutkiem uwięzienia,
wbrew woli, osób impulsywnych i agresywnych. Krytyki hipotezy dyspozycji nie
sposób przeprowadzić poprzez obserwację istniejącego już środowiska więziennego.
Nie można bowiem oddzielić wpływów otoczenia od trwałych cech więźniów i
strażników. A zatem należy zaprojektować "nowe" więzienie, porównywalne
do już istniejących, w którym przebywałyby wyłącznie osoby nieróżniące
się od reszty społeczeństwa.
Przeciętni i normalni
W eksperymencie uczestniczyło 21 osób. Byli to przeciętni, zdrowi studenci,
uczęszczający do różnych amerykańskich college'ów. Większość pochodziła
z klasy średniej. Kandydaci wypełniali obszerny kwestionariusz. Ostatecznie do
udziału w eksperymencie wybrano osoby najbardziej odporne (emocjonalnie i
fizycznie), dojrzałe, które wykazywały najmniejsze skłonności do zachowań
antyspołecznych. Żadna z nich nie weszła w konflikt z prawem, nie miała
zaburzeń emocjonalnych, nie była osobą niepełnosprawną, nie miała niskiego
poziomu intelektualnego bądź trudnej sytuacji materialnej. Uczestnicy
eksperymentu nie znali się nawzajem.
Kraty i karcer
Połowie z nich przydzielono losowo rolę "więźniów", a połowie
rolę "strażników" (10 więźniów i 11 strażników). Osoby badane
odgrywały swe role przez prawie tydzień.
Sztuczne więzienie urządzono w piwnicy budynku Uniwersytetu Stanforda, w którym
mieścił się wydział psychologii. Pracownie zamieniono na trzy małe cele
(1,85m x 2,75m), w drzwiach zamontowano stalowe kraty. Jedynym meblem w celi było
łóżko polowe dla każdego więźnia. W każdej z cel umieszczono po trzech więźniów.
Mała szafa wbudowana w ścianę służyła jako karcer Đ było to ciemne i
bardzo małe pomieszczenie (61cm x 61cm x 214cm). "Więźniowie"
przebywali w sztucznym areszcie 24 godziny na dobę. Strażnicy pracowali po
trzech, na 8- godzinnych zmianach.
Zaznaczono, że osoby którym przypadnie rola więźniów, będą przebywać pod
stałym nadzorem, a ich prawa obywatelskie mogą zostać naruszone. Żaden z
uczestników eksperymentu nie otrzymał instrukcji dotyczących odpowiednich
zachowań związanych z rolą więźnia. Strażnikom powiedziano, że ich
zadaniem jest "utrzymywanie porządku w więzieniu". Uprzedzono ich,
że będą musieli radzić sobie z nieprzewidzianymi wypadkami (np. próbami
ucieczki). Strażnicy sądzili, że eksperymentatorzy są przede wszystkim
zainteresowani badaniem zachowań aresztantów. Celowo udzielono im jedynie ogólnych
wskazówek, aby ich działania odzwierciedlały autentyczne reakcje w sztucznym
więzieniu. Eksperymentatorzy stanowczo zabronili jedynie wymierzania kar
cielesnych i stosowania przemocy fizycznej wobec aresztantów. Każda z grup
otrzymała identyczne ubrania, aby stworzyć poczucie anonimowości. Strażnicy
byli ubrani w koszule i spodnie koloru khaki, mieli gwizdki i policyjne pałki
oraz lustrzane okulary przeciwsłoneczne uniemożliwiające kontakt wzrokowy.
Odzież więźniów składała się z luźnej koszuli do kolan, z numerem
identyfikacyjnym wypisanym po obu stronach. Nie wolno im było nosić bielizny,
a wokół kostki u nogi umocowano łańcuch i kłódkę. Mieli czapki z
nylonowych pończoch. Nie mogli posiadać w celi żadnych przedmiotów
osobistych. Ubiór wzmacniał poczucie tożsamości grupowej więźniów i strażników,
obniżając ich poczucie indywidualności. Uniformy koloru khaki miały kojarzyć
się z dyscypliną wojskową, gwizdek oraz pałka stanowiły symbole władzy i
dominacji. Ubranie więźniów nie tylko służyło dezindywidualizacji, lecz
także było symbolem ich zależności i uległości. Łańcuch na nodze miał
nieustannie przypominać (nawet w czasie snu) o upokorzeniu. Czapka zacierała różnice
w długości włosów, kolorze i sposobie uczesania (temu samemu służy golenie
głowy w więzieniach i w wojsku). Niedopasowane koszule więźniów krępowały
ruchy. Ponieważ nie mogli nosić bielizny, byli zmuszeni przybierać postawy
typowe dla kobiet. Dzień przed eksperymentem uczestnicy wypełnili testy
osobowości w celu określenia swoich dyspozycji. Wykorzystano skalę F (miara
osobowości autorytarnej: Adorno, Frenkel-Brunswick, Levinson i Sanford) i Skalę
Makiawelizmu (Christie i Oels). Aby wykryć ewentualne zaburzenia osobowości,
posłużono się Skalą Osobowości Comreya. Jej podskale dotyczą ufności,
skrupulatności, konformizmu i aktywności życiowej, równowagi psychicznej,
ekstrawersji, męskości oraz empatii. W żadnej z nich nie stwierdzono różnic
pomiędzy wynikami więźniów i strażników.
Aresztuję się
W pierwszy dzień eksperymentu współpracująca z eksperymentatorami policja z
Palo Alto "aresztowała" bez uprzedzenia uczestników doświadczenia w
chwili, gdy przebywali w domach. Policjant przedstawiał im zarzut włamania lub
napadu z bronią w ręku. Następnie zakuwano ich w kajdanki, rewidowano - często
na oczach sąsiadów - i przewożono na posterunek. Tam zdejmowano im odciski
palców, zakładano kartoteki. Następnie zawiązywano oczy i przewożono w asyście
strażnika oraz eksperymentatora do sztucznego więzienia. Tam więźniowie
musieli się rozebrać, poddać odwszeniu (preparat rozpylano dezodorantem w
sprayu), a następnie przez chwilę stali nago na dziedzińcu więziennym. Potem
wydawano im stroje aresztanckie, robiono zdjęcie policyjne, umieszczano w
celach i kazano zachowywać milczenie.
Trzy wyjścia do ubikacji
Gdy wszyscy więźniowie zajęli miejsca w celach, naczelnik powitał ich i
przedstawił reguły obowiązujące w więzieniu. Do aresztantów można się było
zwracać, używając tylko ich numerów identyfikacyjnych. Każdego dnia
podawano im trzy niesmaczne posiłki i pozwalano na trzy nadzorowane wyjścia do
ubikacji. Przywilejem było pisanie listów lub czytanie książek przez dwie
godziny dziennie. Ustalono dwa terminy odwiedzin. Trzy razy dziennie więźniowie
byli wzywani na zbiórkę. Ustawiano ich w szeregu i liczono. Każdego dnia (lub
nocą) apele były wydłużane i przeciągały się nawet do kilku godzin.
Co się stało z tymi ludźmi
Obserwowano reakcje więźniów i strażników w sztucznym więzieniu.
Wykorzystano nagrania video (zarejestrowano około 12 godzin codziennych zajęć)
i nagrania magnetofonowe (nagrano ponad 30 godzin rozmów strażników z więźniami
na dziedzińcu więziennym), a także skale ocen i skale różnic
indywidualnych.
W zaskakująco krótkim czasie grupa normalnych, zdrowych, amerykańskich
studentów przeistoczyła się w strażników więziennych, którzy zdawali się
czerpać przyjemność ze znieważania, grożenia, poniżania i traktowania w
nieludzki sposób swych rówieśników, którym losowo przydzielono rolę
"więźniów". Mimo wyraźnego zakazu stosowania siły fizycznej, często
dochodziło do aktów agresji (w szczególności ze strony strażników). Więźniowie
- choć mieli całkowitą swobodę wyboru zachowań - stali się bierni i zależni,
wystąpiła u nich również depresja, poczucie bezradności oraz obniżenie
poczucia własnej wartości. O czym rozmawiali w celach? O sympatiach i
zainteresowaniach czy o tym, co będą robić, gdy eksperyment dobiegnie końca?
Dane okazały się zaskakujące. Głównym tematem rozmów między więźniami
były warunki panujące w więzieniu (aż 90 proc.), czyli jedzenie, kary i
przywileje, brutalność strażników itd. Nawet w trakcie prywatnych rozmów więźniowie
nie przestawali odgrywać narzuconej im roli. W konsekwencji zaskakująco
niewiele wiedzieli o sobie nawzajem, np. o swych przeszłych doświadczeniach
lub planach na przyszłość. Oceniając swych towarzyszy, więźniowie w 85
proc. wypowiadali się o nich nieprzychylnie i niepochlebnie, przyjmując wobec
nich negatywną postawę, taką jaką mieli strażnicy.
Niepokojąca była łatwość z jaką osoby, u których nie stwierdzono skłonności
sadystycznych, zaczęły przejawiać tego typu zachowania oraz częstotliwość,
z jaką występowały objawy załamań nerwowych u ludzi, którzy byli wybrani
do udziału w eksperymencie ze względu na ich zrównoważenie emocjonalne. Pięciu
więźniów zwolnioniono wcześniej z powodu pojawienia się u nich silnych
zaburzeń emocjonalnych (napadów płaczu i lęku, wybuchów gniewu i depresji).
Patologiczne reakcje pojawiły się już na drugi dzień po rozpoczęciu doświadczenia.
Spośród pozostałych więźniów tylko dwóch stwierdziło, że wolą pozostać
w więzieniu i nie oddawać pieniędzy, które zarobili podczas eksperymentu w
zamian za "warunkowe zwolnienie".
Źle czynią nie tylko źli ludzie
Ze względu na nadspodziewanie silne reakcje osób badanych podjęto decyzję o
zakończeniu doświadczenia po sześciu dniach od jego rozpoczęcia i nieprzedłużaniu
go o drugi tydzień. Wszyscy więźniowie byli bardzo zadowoleni, gdy ogłoszono
wcześniejsze zakończenie eksperymentu. Natomiast wielu strażników wydawało
się rozczarowanych taką decyzją. Sprawiali wrażenie, że posiadanie niemal
całkowitej kontroli i władzy nad innymi ludźmi daje im dużą satysfakcję.
Żaden ze strażników nigdy nie spóźnił się do pracy, kilkakrotnie
dobrowolnie zostawali na służbie. Nie uskarżali się na nadgodziny, choć nie
otrzymywali za nie zapłaty.
Wyjaśnienie przyczyn tego typu zachowań w prawdziwym zakładzie karnym opierałoby
się prawdopodobnie na hipotezie dyspozycyjnej. Brutalnych strażników uznano
by za osoby posiadające sadystyczne skłonności i bierno-agresywny typ osobowości,
za osoby, które wybrały pracę w więzieniu ze względu na usankcjonowanie
zachowań agresywnych. Reakcje więźniów mogłyby być traktowane jako
rezultat ich przeszłych doświadczeń jako jednostek gwałtownych i antyspołecznych,
psychopatycznych i niezrównoważonych. Patologia tkwiła jednak nie w ludziach,
lecz w psychologicznej naturze sytuacji.
Tylko gram rolę
Żadnej z grup nie podano szczegółowych instrukcji dotyczących sposobu
odgrywania przydzielonych im ról. W miarę upływu czasu strażnicy coraz częściej
używali siły fizycznej, chociaż większość więźniów przestała stawiać
opór. Agresja strażników była więc raczej konsekwencją ich wyższej
pozycji, podkreślonej ich ubiorem i posiadaniem władzy. Jeden ze strażników
(który nie wiedział, że jest obserwowany) we wczesnych godzinach rannych, gdy
więźniowie jeszcze spali, przechadzał się po dziedzińcu więziennym, mocno
uderzając pałką o dłoń. Inny strażnik przetrzymał niepoprawnego więźnia
w karcerze, łamiąc zasady panujące w więzieniu. Następnie próbował ukryć
przed eksperymentatorami (których oceniał jako zbyt pobłażliwych) pomysł
zatrzymania więźnia w karcerze na całą noc.
Gdy po zakończeniu eksperymentu pytano osoby, które były strażnikami o ich
uporczywie poniżające traktowanie aresztantów, przejawiane mimo
traumatycznych przeżyć więźniów, większość odpowiadała, że "tylko
odgrywali rolę" pozbawionego skrupułów strażnika. Żaden nie wątpił w
to, że reakcje więźniów były prawdziwe i wiarygodne. Jak stwierdził jeden
z nich: "Oni (więźniowie) nie uważali tej sytuacji za eksperyment. To
wszystko było dla nich rzeczywiste i dlatego walczyli o zachowanie własnej tożsamości.
A my zawsze pokazywaliśmy im wtedy, kto tu rządzi".
Demoralizująca władza
Rola strażnika wiązała się z posiadaniem wysokiej pozycji w więzieniu,
poczuciem tożsamości grupowej (identyczne mundury) i możliwością
sprawowania niemal całkowitej kontroli nad życiem innych ludzi. Wiele osób w
tej grupie podkreślało, że czerpały dużą satysfakcję z posiadanej władzy.
"Zachowywanie się w sposób autorytarny może być zabawne. Władza może
sprawiać wielką przyjemność" - stwierdził jeden ze strażników.
Sprawowanie władzy prowadziło do podniesienia poczucia własnej wartości.
Dominacja strażników stopniowo wzrastała w obliczu gróźb lub buntu ze
strony więźniów. Najbardziej brutalni z każdej zmiany szybko zaczęli pełnić
rolę przywódców danej grupy - wydawali rozkazy i decydowali o wymiarze kar
dla więźniów. Brak brutalności i arogancji w zachowaniu strażnika był
oznaką jego słabości.
Już po pierwszym dniu eksperymentu niemal wszystkie prawa przysługujące więźniom
zostały zdefiniowane przez strażników jako "przywileje", na które
więźniowie musieli zasłużyć, posłusznie wykonując polecenia. "Nagrodą"
stało się pozwolenie na zjedzenie posiłku, skorzystanie z toalety,
odpoczynek, rozmowy, palenie papierosów czy noszenie okularów.
W świecie, w którym ludzie posiadają władzę lub nie, każdy uczy się
gardzić własnymi słabościami lub bezradnością innych. Więźniowie także
pragną mieć kontrolę nad otoczeniem. Szybko poznają sposoby zdobywania władzy
przez donosicielstwo, całkowite podporządkowanie się, wykorzystywanie
seksualne innych więźniów lub zakładanie klik.
Co może więzień
Więźniowie z początku odnosili się z niedowierzaniem do całkowitego pogwałcenia
ich prywatności. Potem zaczęli się buntować - najpierw używając siły
fizycznej, a następnie wykorzystując bardziej wyrafinowane metody, które
prowadziły do podziałów i braku zaufania wśród więźniów. Pięć osób próbowało
radzić sobie z trudną sytuacją, wykazując oznaki zaburzeń emocjonalnych; był
to bierny sposób zwrócenia na siebie uwagi. Inni więźniowie byli całkowicie
posłuszni i starali się za wszelką cenę być "dobrymi"
aresztantami. Jeden z więźniów stwierdził: "Poniżające traktowanie
naprawdę bardzo nas upokorzyło. Dlatego pod koniec eksperymentu wszyscy byliśmy
tacy ulegli i posłuszni". Stawali po stronie strażników, przeciwko
samotnemu koledze, który w akcie buntu odmawiał spożywania posiłków. Jest
prawdopodobne, że niska samoocena więźniów pod koniec doświadczenia była
wynikiem ich przekonania, że "zasłużyli" sobie na wrogość.
Kim tu jestem
Poczucie tożsamości jest związane z uznaniem przez innych ludzi naszej wyjątkowości
i niepowtarzalności. Kształtuje się na bazie posiadania imienia i nazwiska,
indywidualnego wyglądu, ubioru, stylu zachowania oraz całej historii życia.
Przebywanie wśród obcych sobie ludzi, którzy nie znają imion i nazwisk
towarzyszy (zwracając się do siebie, posługują się numerami
identyfikacyjnymi), którzy są identycznie ubrani i nie chcą zwracać na
siebie uwagi, bowiem może to pociągnąć nieprzewidywalne konsekwencje -
wszystko to doprowadziło do zaburzeń poczucia tożsamości więźniów. Jeden
z nich stwierdził: "Wydawało mi się, że tracę poczucie własnej tożsamości,
że osoba, która zgłosiła się na ochotnika, aby przebywać w tym więzieniu
(ponieważ to zawsze było dla mnie i dalej jest - więzienie, a nie
eksperyment), była mi obca, ponieważ w rzeczywistości nie byłem już tą
osobą, tylko numerem 416. I to ten numer kierował moim zachowaniem".
Wskutek deindywiduacji więźniowie przestają wykazywać inicjatywę i zaczynają
tracić wrażliwość emocjonalną oraz zachowują się coraz bardziej ulegle.
Bierny, bo bezradny
Po zakończeniu eksperymentu osoby odgrywające role więźniów wymieniały
jako najbardziej negatywne zjawisko w sztucznym więzieniu to, że były zależne
od zmiennych i arbitralnych reguł ustalonych przez strażników. Pytanie więźnia
mogło równie dobrze wywołać lekceważenie i agresję, jak i sensowną
odpowiedź. Brak reakcji na opowiedziany przez strażnika dowcip mógł być równie
surowo ukarany jak śmiech. Złamanie zasad panujących w więzieniu przez
jednego z więźniów mogło prowadzić do ukarania jego lub jego niewinnych
towarzyszy z celi. W miarę jak środowisko stawało się coraz bardziej
nieprzewidywalne, więźniowie utracili wszelką inicjatywę. Ich apatia i zobojętnienie
były odpowiednikiem zjawiska wyuczonej bezradności, które opisali Seligman i
Groves. Tak więc to nie strach przed agresją fizyczną strażników, lecz brak
możliwości sprawowania kontroli był Đ w odczuciu więźniów - przyczyną
ich bierności i zobojętnienia.
Więźniowie stali się zdani na łaskę lub niełaskę strażników, nawet w
przypadku codziennych czynności. Na przykład, aby skorzystać z toalety
musieli otrzymać pozwolenie (nie zawsze go udzielano), a następnie zawiązywano
im oczy, zakuwano w kajdanki i pod eskortą prowadzono na miejsce. Podobne
procedury obowiązywały w przypadku pisania listów, wypicia szklanki wody lub
mycia zębów. To uzależnienie wywoływało u więźniów regresję.
Ubranie więźniów przypominało sukienki lub nocne koszule i sprawiało, że
wyglądali w nim śmiesznie. Strażnicy o niskim wzroście zmuszali wysokich i
silnych aresztantów do błazeńskiego i uległego zachowania. Nakłaniano więźniów,
aby ubliżali sobie wzajemnie podczas apeli. Jeden ze strażników stwierdził:
"Byłem zmęczony widokiem więźniów ubranych w łachmany, których
przykry zapach wypełniał więzienne cele. Obserwowałem, jak szarpią się
wzajemnie, ponieważ taki wydaliśmy im rozkaz". Te wszystkie metody miały
doprowadzić do zmniejszenia poczucia męskości u aresztantów. Chociaż więźniowie
zwykle przewyższali liczebnie grupę strażników (podczas zbiórek było ich
dzie- więciu i trzech strażników), nigdy nie spróbowali ich pokonać siłą.
Już po zakończeniu eksperymentu więźniowie wyrazili przekonanie, że głównym
kryterium doboru osób do dwóch grup była budowa ciała. Uważali, że strażnicy
przewyższali ich wzrostem i wagą, podczas gdy w rzeczywistości nie było
istotnych różnic między osobami wybranymi do obu ról.
Krótko po zakończeniu eksperymentu miały miejsce masowe zabójstwa w
SanQuentin i Attice. Ujawniły one konieczność pilnych reform w więziennictwie,
które przywróciłyby godność więźniom i strażnikom, skazanym na jeden z
najściślejszych, a zarazem potencjalnie śmiertelnych, kontaktów znanych człowiekowi.
Tłum. Natalia Toczkowska
Pełny tekst artykułu "Dynamika relacji interpersonalnych w warunkach
symulowanego więzienia" ukaże się w książce "Konteksty ludzkich
zachowań" pod redakcją naukową dr. Jerzego Siuty. Przygotowuje ją do
druku Wydawnictwo UJ.