Gazeta Wyborcza -
Tomasz STRZEMBOSZ
Niewiele tekstów wywołało - jeszcze przed drukiem - tak burzliwe spory w redakcji "Gazety", co artykuł Michała Cichego "Polacy - Żydzi: czarne karty Powstania" ("Gazeta" nr 24).
Czy należało go publikować? Radziliśmy się dziesięciu historyków, ich opinie są sprzeczne. Dziś niektóre z nich.
Jeden z redaktorów "Gazety" zwrócił się do mnie wczoraj, 30 stycznia, o napisanie recenzji z artykułu Michała Cichego "Polacy - Żydzi: czarne karty Powstania", który ukazał się w "Gazecie" dzień wcześniej. Zastrzegł, że tekst ma mieć nie więcej niż trzy strony maszynopisu. Jest to niemożliwe do wykonania, choć piszę bardzo skrótowo i tylko o tym artykule. Publicystyka Adama Michnika mnie zdecydowanie nie interesuje [tekst Michała Cichego poprzedzony był wstępem Adama Michnika - red.].
Geneza recenzji
26 stycznia inny redaktor "Gazety" zadzwonił do mnie prosząc o możliwie najszybsze ocenienie artykułu Michała Cichego. Tekst otrzymałem 27 stycznia w południe i w parę godzin później udzieliłem ustnej odpowiedzi. Była całkowicie negatywna. Mimo to artykuł ten ukazał się w dwa dni później. Chciałbym zapytać: dlaczego nie odczekano nawet tygodnia, by zebrać dalsze oceny i może spokojniej i kompetentniej go przemyśleć, m.in. z punktu widzenia celowości tego typu publikacji właśnie w 1994 r., w 50. rocznicę Powstania?
Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że "Gazeta" koniecznie chciała jako pierwsza "uczcić" tę rocznicę w specyficzny dla siebie sposób. A jest to wszak rocznica największego w okupowanej Europie powstania przeciw totalitaryzmowi; powstania, w którym oddało życie ponad 200 tysięcy ludzi.
"Metodologia" artykułu
1. Niejako jądrem recenzji Cichego z książki Perechodnika było stwierdzenie, że przetrwał on "nawet Powstanie", "kiedy AK i NSZ wytłukły 1) [przypisy na końcu tekstu] mnóstwo niedobitków z getta" (podkreślenie moje - TS). Teza ta, pomimo noty odredakcyjnej stwierdzającej, że było to "niedopuszczalne uogólnienie" (dodajmy: zaakceptowane przez tę samą redakcję "Gazety", wszakże Cichy nie wydrukował tej recenzji gdzie indziej), powtórzona została bez zmian w jego bardzo obszernym artykule. Tak, ponieważ Autor, gromadząc informacje o zbrodniach dokonywanych na obywatelach polskich pochodzenia żydowskiego podczas Powstania Warszawskiego, nie dopuszcza w ogóle do siebie myśli, że ludzie w "powstańczych mundurach" (sic!) czy po prostu "powstańcy", ludzie uzbrojeni (o których tylko tyle wiemy, że broń nosili), mogliby być nie żołnierzami AK lub NSZ, ale np. Korpusu Bezpieczeństwa, Polskiej Armii Ludowej, Armii Ludowej, Organizacji Bojowej Związku Syndykalistów Polskich itp. Wszystkie te - rzekome czy prawdziwe - morderstwa w tej sytuacji niejako "muszą" iść na konto AK czy NSZ, niezależnie od tego, czy Autor potrafi czy nie potrafi "przydzielić" ich sprawców do konkretnego oddziału (na ogół nie potrafi!).
Oni to "tłukli" Żydów podczas Powstania, inni ich, niejako z definicji, "tłuc" nie mogli. No, może jeden wyjątek: dla ONR-"Falangi".
Dodajmy: o ile zbrodnie żołnierzy AK, chociaż w jednym jedynym wypadku ("bojówy" "Hala") są udowodnione, to zbrodnie NSZ udowodnione nie są, o czym piszę dalej.
2. Artykuł Cichego w niewielkiej tylko mierze opiera się na pewnych, niezbitych, udowodnionych faktach. Tymczasem pisząc o zdarzeniach znanych mu tylko z jednej, nie potwierdzonej przez nikogo, nieprecyzyjnej i niepewnej relacji, nigdy swych informacji nie obudowuje jakimkolwiek zastrzeżeniem, nie dystansuje się jakoś od tego, co może okazać się wymysłem, pomyłką, mankamentem niesprawnej pamięci... Nigdy także cytowanych relacji i wspomnień nie opatruje słówkiem "jak się zdaje", "według relacjonisty", "zapewne", "jak twierdzi..." itp.
Nie o fakty tu bowiem naprawdę chodzi. Cichy buduje atmosferę. Gromadzi nad powstańczą Warszawą chmury antysemityzmu i zbrodni. Nagromadzenie (nie związanych z zabójstwem kogokolwiek!) mniejszych i większych aktów antysemityzmu (paragraf 4, 6, 7) [artykuł Michała Cichego dzielił się na 25 paragrafów - red.] tworzy wrażenie, że stosunek powstańców (vel Polaków) do Żydów - uciekinierów z getta - był nasycony groźbą, zbrodniczy i zbrodnie rodzący.
Taki fakt, jak uratowanie z rąk gestapo zagrożonych natychmiastową śmiercią 348 Żydów z więziennej "Gęsiówki", odnotowany został martwo, bez cienia emocji, ogólnikowo - aby nie psuł ogólnego obrazu. A pomyślmy: ocalono życie 348 ludziom, w walce samemu je ryzykując, podzielono się z nimi skromnymi żołnierskimi racjami, wreszcie tę część, z którą można się było porozumieć (wśród ocalonych byli Węgrzy, Grecy, Francuzi) wcielono - bagatelka! - do elitarnych, szturmowych batalionów Kedywu KG AK "Zośka" i "Parasol", a nawet plutonu pancernego (czołgi!) - "najmocniejszego" oddziału AK w Powstaniu Warszawskim. Nie miało to w artykule gromadzącym coś więcej niż zabójstwa szerszego odniesienia: lepiej było pochylić się nad piwnicznym antysemityzmem NN-ów czy zbójeckimi reakcjami warszawskich knajaków.
3. Sprawa mordu dokonanego na kilkunastu Żydach przez bojówkę z oddziału kpt. "Hala" - jedyny fakt dobrze udokumentowany - jest dobrym przykładem innej cechy "metodologii" Cichego. Zbrodnie ludzi "Hala" interesują go wyłącznie w jednym aspekcie: stosunku do ludności żydowskiej. To, że złożona z mętów "bojówa" mordowała niezależnie od narodowości, że mieszkańcy tego odcinka uciekali z niego na teren działania innych dowódców, by ocalić zagrożone mienie i życie, że zabijano także żołnierzy AK - nie jest dla niego faktem znaczącym i o niczym nie mówi.
Ważne jest jedno: tamci akowcy zamordowali Żydów. Dlaczego Żydów? Czy tylko z powodu zoologicznego antysemityzmu? A może dlatego, że ukrywając się po dziurach nie byli wtopieni w żadną większą, mogącą bronić ich społeczność; może dlatego, że spodziewano się znaleźć u nich złoto i inne drogocenności (potwierdza to relacja W. Zagórskiego); bo byli wystraszeni i mniej było obaw, że stawią opór?
A więc mordy kryminalistów przedstawione zostały przede wszystkim jako przejaw antysemityzmu, tak jak owi bandyci byli przede wszystkim żołnierzami AK.
4. Owo nastawienie na Żydów i wyłącznie na Żydów jawi mi się jako przejaw specyficznego rasizmu. Nigdy nie słyszałem i nie czytałem artykułu, w którym "Gazeta" (jak również np. ,Tygodnik Powszechny') podjęłaby temat Holocaustu Cyganów. Jakże podobnego do Holocaustu Żydów: dokonanego przez tych samych ludzi, w tym samym czasie, w tej samej Polsce, często w tych samych gettach. A przecież nie jest wcale ważne, czy obiektem morderstwa byli Żydzi, Cyganie, Indianie czy australijscy aborygeni. Wymordowano naród, lud, plemię, społeczność. Brak zainteresowania losem Polaków na tym samym odcinku "Hala", losem, o którym mówią te same źródła, jest dla mnie faktem znaczącym i budzącym daleko idące refleksje.
5. Spośród liczby ok. 60 zabójstw "w tym 44 lub 45 w dwóch zbiorowych mordach" (par. 2), o których pisze Cichy, dystansując się tylko od jednego (30 ludzi zamordowanych przez NSZ), udowodnił on w swym niezwykle obszernym artykule (nie pierwszy zresztą) śmierć 14 lub 15 osób, ponadto informacje o trzech następnych można byłoby uznać za wiarygodne. O innych podaje on wiadomości nie mające zupełnie waloru dowodu historycznego; czasem są to tylko wątłe poszlaki.
Dotyczy to także par. 13., w którym autor, pisząc o zbrodni NSZ, cytuje fragment książki Bernarda Marka. Trzeba coś o tej książce i jej autorze wiedzieć. Jest to historyk o wyjątkowo małej wiarygodności, który kolejne swe monografie o Powstaniu w getcie warszawskim dostosowywał do ówczesnej "linii politycznej" PZPR. Wystarczy zacytować, co pisał o Powstaniu Warszawskim i owej zbrodni NSZ w poprzedzającym cytowane przez Cichego pierwszym wydaniu z 1953 r.: "Grupka bojowników ŻOB-u, znajdująca się po stronie "aryjskiej", wystąpiła po raz ostatni w czasie Powstania Warszawskiego w sierpniu 1944 r. Powstanie, wywołane w celach antyradzieckich i antyludowych przez dowództwo AK, ujawniło swój reakcyjny charakter również w stosunku do garstki ocalałych i ukrywających się Żydów, którzy - porwani nadzieją wyzwolenia - wyszli na ulicę, by stanąć w szeregach walczących. Reakcyjne grupy NSZ-owskie od pierwszej chwili zaczęły mordować tych ludzi, ocalałych z pogromu hitlerowskiego" 2).
A więc: niejeden mord przy ul. Długiej 25 - ale "grupy" NSZ "od pierwszej chwili", więc przez czas długi... A więc: od samego początku...
Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że ta teza, podniesiona w okresie samego dna stalinowskiej nocy, przed 40 laty, przez propagandę partyjną, jawi nam się w udoskonalonej, perfidniejszej i lepiej zakamuflowanej formie na łamach "Gazety".
Od samego początku grupy NSZ i AK "ujawniły swój reakcyjny charakter".
Takie to są źródła, na które, z zastrzeżeniami - a jednak; z zastrzeżeniami - a jednak doliczając tych 30 zamordowanych przez NSZ do ogólnego rachunku, powołuje się Cichy.
Zupełnie podobnie jest z innymi oskarżeniami NSZ o zamachy na Żydów. Wszak (par. 9) ostrzeżenie Samuela Willenberga przez łączniczkę z batalionu "Ruczaj", że "jest tu kilku typów z NSZ, którzy chcą cię rozstrzelać" i świszcząca nad głową kula, nie wiadomo przez kogo wystrzelona, jest zaledwie przypuszczeniem, a nie dowodem! Przecież autor wspomnienia tylko kojarzy te dwa fakty, nie wiadomo, kto strzelał (może "gołębiarz"?), nie wiadomo, czy w batalionie "Ruczaj" byli w ogóle jacyś eneszetowcy... Na moim seminarium powstała praca o baonie "Ruczaj" i ani słowa w niej o NSZ. Był to batalion o akowskim rodowodzie, oczywiście podczas Powstania dołączyć się mogli różni ludzie, czy jednak na pewno z NSZ?
Dziś wiemy o tej organizacji dość dużo, w tamtych czasach o pomyłkę w ocenie czyjejś przynależności organizacyjnej było niezwykle łatwo. Warszawiacy masowo mylili - i do dziś mylą - "Schupo" i żandarmerię niemiecką. Stale pisało się i pisze o żandarmach na ulicach Warszawy, a był ich tylko jeden posterunek przy ul. Dworkowej, podczas gdy w mieście "rządziły" zupełnie inne formacje. Używa się zamiennie nazw: "Kałmucy" 3), "Ukraińcy", "własowcy", "ostlegiony", a chodzi tu o umundurowane, jawne oddziały na służbie niemieckiej, odróżniające się strojem i wyglądem. Dlaczego łączniczka z akowskiego baonu miałaby precyzyjnie wiedzieć, do jakiej organizacji należeli czy należą jej koledzy?
Przytaczanie takich "dowodów" bez słowa komentarza jest jawnym lekceważeniem Czytelnika i nie ma nic wspólnego z porządną pracą historyczną. A tak właśnie przedstawia swój artykuł jego autor i tak mają go widzieć Czytelnicy.
Również wypowiedź wzbudzającego powszechny szacunek [Marek] Edelmana (par. 10), że "żandarmeria na Starym Mieście to była ONR-owska, czysta Falanga" nie ma jeszcze waloru dowodowego. Tym bardziej że właśnie na Starym Mieście sytuacja była bardzo, ale to bardzo skomplikowana.
Otóż, funkcje przydzielane zazwyczaj żandarmerii miał pełnić na Starym Mieście oddział PKB (Państwowego Korpusu Bezpieczeństwa, delegackiej policji) dowodzony przez kpt. Włodzimierza Kozakiewicza "Barrego". Tyle tylko że początkowo nie mógł jej pełnić, gdyż podjął walkę liniową, w której osiągnął zresztą bardzo duże powodzenie. Wobec tego rolę służby porządkowej i bezpieczeństwa spełniała na Starym Mieście Milicja PPS, mająca swą siedzibę na rogu Długiej i Barokowej ("wsławiona" tym, że nie chciała wpuścić tutaj gen. "Bora" ze sztabem po jego przejściu z Woli). W tej samej dzielnicy działała Komenda PKB m.st. Warszawy i dowództwo Obwodu PKB Śródmieście, ale do 9 sierpnia 1944 r. PKB był prawie niewidoczny. Później powstały słabe komisariaty PKB, a następnie Urząd Śledczy, kierujący sprawy kryminalne do Wojskowego Sądu Specjalnego (wydał on 32 wyroki śmierci). Nadal więc funkcje policyjne wypełniał IV Batalion Milicji WRN-PPS (a właściwie jego jedna kompania, dowodzona przez kpt. [Aleksander] Kaczyńskiego "Pomiana"). Wreszcie "ujawniła się" niejako, istniejąca od pewnego czasu żandarmeria polowa, formalnie dowodzona przez mjra Władysława Drzymulskiego "Walczaka", szefa żandarmerii KG AK, a faktycznie przez mjra "Barrego" z PKB. Ścisłe funkcje żandarmerii pełniło z jego 320-osobowego oddziału tylko ok. 80 ludzi: pluton por. "Rysia" (NN) 4), pluton NSZ "Młot" i pluton Służby Bezpieczeństwa AL 5) oraz sekcja żandarmerii zawodowej pod dowództwem wachm. "Brodatego" (NN). Zastępcą "Barrego" został dowódca Służby Bezpieczeństwa AL (przedtem: GL) Stanisław Kurland "Krzemiński" 6) - "mocny człowiek" w Dowództwie Głównym GL, mający niewątpliwie powiązania ze służbami specjalnymi ZSRR, mający w ramach GL daleko idące uprawnienia 7).
Kto więc wypełniał funkcję dowódcy żandarmerii na Starym Mieście (bo nie zajęty czym innym "Barry") prawie do końca? ("Barry" wszedł znów do akcji 30 sierpnia). Jedno jest pewne, że nie ONR-"Falanga", której bodaj jedyny oddział stanowili na Starym Mieście młodziutcy żołnierze plutonu KN "Mierczyków", dowodzeni przez Mieczysława [Kurzyna] "Miecza", których trudno podejrzewać o skrytobójstwa, i którzy walczyli (dzielnie) w "linii", gdzie większość ich poległa.
Piszę o tym tak obszernie, by wskazać na to, jak łatwo się pomylić, ulec wrażeniom - i jak trudno zaufać relacjom niczym nie popartym, choćby wychodzącym z najbardziej wiarygodnego źródła.
A w wypadku mordu NSZ na Starówce chodzi o największy zbiorowy mord przywołany w pracy Cichego, połowę wszystkich przywołanych przez niego (rzekomych) zbrodni dokonanych na ludności żydowskiej.
6. Sprawa proporcji. Autor artykułu nie zastanawia się nad nimi. Jeżeli, według danych przytoczonych przez Cichego, w ogarniętej powstaniem Warszawie było od 7 tys. do 30 tys. ludzi z getta, a zapewne zabito kilkunastu ludzi, jakże wygląda owa zawarta w recenzji z książki [Calel] Perechodnika teza o ich "wytłuczeniu"? Jak to się ma do zdanka o Perechodniku, któremu udało się przeżyć "nawet Powstanie" Warszawskie, w którym zagrażał mu nie Wehrmacht, SS, policja, "własowcy" itp., ale powstańcy z AK i NSZ? Gdzie jest tutaj odpowiedzialność za słowo, gdzie rzetelność badacza? Przecież - jeżeli nawet wszystkie te zbrodnie zostałyby udowodnione - mowa jest o promilach!
7. Tak to cały artykuł Cichego, podobnie jak jego "esencjonalne" zdanie o recenzji książki Perechodnika, porusza się nade wszystko w sferze pomówień, faktów nie udowodnionych.
8. Brak mi u Cichego jakiejkolwiek próby porównania stosunku powstańców i ludności Warszawy do Żydów z ich stosunkiem do innych nacji: Ukraińców, Białorusinów, nie mówiąc już o Niemcach czy volksdeutschach. Gdyby pokusił się o takie porównanie, może wtedy okazałoby się, że warszawski "antysemityzm" jest zjawiskiem łagodnym w porównaniu z warszawskim "antygermanizmem", "antyukrainizmem" czy innymi "izmami". Warto czynić badania porównawcze, choćby po to, by wyrobić sobie bardziej wyważony stosunek do tego, co nas interesuje. Może za wiele od niego wymagam? Może?
9. Pisząc o zagadnieniach bezpieczeństwa i porządku publicznego w powstańczej Warszawie, a wszak w ramach tego zagadnienia sytuują się zbrodnie, których poszukuje, należałoby na pewno poruszyć kwestię wojennej i okupacyjnej demoralizacji całego społeczeństwa, przez pięć lat żyjącego w niezdrowej atmosferze masowego przelewu krwi, okrucieństwa, gwałtów i zbrodni. W sytuacji zalegalizowanego bezprawia, także wobec Żydów, których można było zabijać i wydawać w ręce oprawców - przy pełnej aprobacie władzy okupacyjnej. Nie mogło to nie mieć wpływu na charakter i skalę przestępczości, która ujawniła się także podczas Powstania Warszawskiego. Zwłaszcza jeśli dodamy do tego chaos pierwszych dni i chaos dni ostatnich, kiedy nie działały efektywnie żadne formacje policyjne i zbrodnia okazywała się bezkarna. Artykuł Cichego, nie zaznaczający tego choć zdaniem, czyni mało zrozumiałym fakt licznych przestępstw - nie tylko tych, które dotknęły obywateli polskich pochodzenia żydowskiego.
Dodajmy, brak także podkreślenia, że te kilkanaście udowodnionych mordów dokonanych zostało w okresie dwóch miesięcy życia nieomal milionowego (wówczas) miasta (nie wiem, jak liczna była ludność na lewym brzegu Wisły, było to jednak na pewno kilkaset tysięcy). Miasta znajdującego się w przededniu swojej zagłady.
Wiele by jeszcze można było napisać, m.in. na temat szczegółowych wymienionych tu faktów. Trzeba jednak zakończyć. Zakończmy więc uwagami inaczej nieco sformułowanymi.
Uwaga I. Nie jestem przeciwny mówieniu czy pisaniu o polskim antysemityzmie; nie jestem przeciw mówieniu o antagonizmach, a nawet szowinizmach narodowych, które mają miejsce na całym świecie. Sprzeciwiam się jednak pisaniu w taki sposób, który prowokuje zarówno antysemityzm, jak i antypolonizm, zaogniając stosunki nie tylko pomiędzy państwami czy narodami, ale także między ludźmi związanymi ze sobą węzłami zaufania i przyjaźni.
Sprzeciwiam się manipulacjom, w które wplata się i wykorzystuje "prawdę historyczną".
Uwaga II. "Metodologię" artykułu Cichego można byłoby obrazowo przedstawić następująco: sięgam po materiały policyjne, dotyczące przestępczości w Warszawie w 1993 r., odnajduję dwóch gwałcicieli z kręgu UD i piszę artykuł: "Gwałciciele z Unii Demokratycznej" lub "Członkowie Unii Demokratycznej gwałcą kobiety w Warszawie". Co na taki artykuł powiedziałby redaktor naczelny "Gazety"?
Uwaga III. Ile to piany z ust wytoczono w walce przeciw ludziom piszącym o Żydach - funkcjonariuszach UB, zajmujących zresztą w tej instytucji najbardziej nieraz węzłowe stanowiska i współdecydujących o torturach i śmierci setek współobywateli. O Feiginach, Różańskich, Bristygierowych, Światłach... Nie o knajakach z Woli, ale o ludziach stanowiących istotną część elity władzy w PRL.
Gdybym napisał artykuł o ich zbrodniach (na pewno liczniejszych), nie interesując się zbrodniami Polaków-"ubeków", byłbym niewątpliwie oskarżony jako ohydny antysemita, selekcjonujący ludzi według kryteriów rasowych. W drugą stronę pisać tak wolno!!!
Uwaga IV. Odnoszę od dawna nieodparte wrażenie, że ta tolerancja, którą głosi i którą realizuje środowisko "Gazety", to taka tolerancja, która absolutnie nie toleruje antysemityzmu, natomiast antypolonizm, antygoizm uważa za coś zupełnie naturalnego i nie mającego nic wspólnego z nietolerancją. Jest to tolerancja "w jedną stronę", służąca do obezwładniania jednych, przy pełnej agresji drugich. Coś takiego zaaplikowano nam w tym artykule.
Uwaga V. Bardzo jestem ciekaw, jak ustosunkuje się do tej recenzji kierownictwo "Gazety". To też będzie pewien sprawdzian: lojalności, rzetelności, tolerancyjności dla cudzych, niemiłych sobie poglądów.
Przypisy
1) Z wielką przykrością używam tego tak okrutnego słowa, chcę jednak oddać atmosferę artykułu-recenzji Cichego o książce Perechodnika.
2) Bernard Mark, "Powstanie w getcie warszawskim na tle ruchu oporu w Polsce. Geneza i przebieg", ŻIH, Warszawa 1953, s. 313. Książka ta pod nieco zmienionym tytułem miała drugie wydanie w 1959 r.
3) Pisząc słowo "Kałmucy" nie chciałbym zrobić krzywdy może najbardziej pokojowo nastawionemu ludowi z Azji. Polacy tak nazywali, z jakiś niejasnych przyczyn, jednostki "obcoplemienne", złożone z mieszkańców Kaukazu, Azerbejdżanu i innych terenów ZSRR, które stacjonowały wielokrotnie w Warszawie, a potem w pewnej części wzięły udział w zwalczaniu Powstania.
4) Był to zapewne oddział AK, jednak prawie nic o nim nie wiemy.
5) Służba Bezpieczeństwa GL (potem: AL) była szczególną formacją, o bardzo daleko idących uprawnieniach. Jej członkowie, nawet niewysokiego stopnia, kierowani do oddziałów partyzanckich GL, mogli w każdej chwili przejąć dowodzenie, a w specjalnych okolicznościach przeprowadzać nawet egzekucje, aresztowania itp. Na szczeblu KG była zupełnie autonomiczna i miała nie ujawniane, ale niewątpliwe kontakty ze służbami specjalnymi ZSRR. Była ona o wiele bardziej "jądrem" GL niż "grupy specjalne", przeznaczone do wykonywania ważnych akcji bojowych. Użycie jej jako żandarmerii na Starym Mieście jest faktem zadziwiającym i chyba świadczy o słabym rozumieniu, z kim ma się do czynienia; być może "wabikiem" było jej znakomite uzbrojenie w broń palną.
6) Janusz Marszalec, "Ochrona porządku i bezpieczeństwa publicznego w Powstaniu Warszawskim w Obwodzie Śródmieście AK", masz. 1989 r., s. 52-60.
7) Poległ wraz z innymi członkami sztabu AL 26 sierpnia 1944 r. pod gruzami domu Freta 16.
Tomasz STRZEMBOSZ - profesor historii najnowszej, kierownik Samodzielnej Pracowni Dziejów Ziem Wschodnich II Rzeczypospolitej w Instytucie Studiów Politycznych PAN, wykładowca w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim