PRZEDRUK Z PRASY ROSYJSKIEJ, 20.01.1999 r.

[Litieraturnaja Gazieta, 13.01.1999; Leonid Korniłow Lekcje polskiego, dlaczego oni wyrwali się do przodu, a my grzęźniemy w kryzysach?]


Komentarz OSW:

Opublikowany w tygodniku Litieraturnaja Gazieta (13.01.1999) artykuł Leonida Korniłowa zasługuje na uwagę przynajmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, jest to jedna z nielicznych w prasie rosyjskiej publikacji, przedstawiająca nasz kraj, a także polskie reformy w pozytywnym świetle.

Obserwacje Korniłowa, wieloletniego korespondenta dziennika Izwiestija w Warszawie, rewidują stereotypowy i dość popularny w Rosji wizerunek Polski jako odstraszającego przykładu skutków "terapii szokowej" i monetarystycznych eksperymentów, kraju borykającego się z problemem zadłużenia zagranicznego i pogrążonego w międzypartyjnych waśniach. Po drugie, artykuł jest interesujący jako swego rodzaju diagnoza przyczyn niepowodzenia reform w Rosji. Wydaje się nawet, iż porównanie sytuacji polskiej i rosyjskiej służy uwypukleniu negatywnych zjawisk w samej Rosji bardziej, niż prezentacji przemian w Polsce.

 

* * *

Leonid Korniłow

Litieraturnaja Gazieta, 13.01.1999

 

Lekcje polskiego

Dlaczego oni wyrwali się do przodu, a my grzęźniemy w kryzysach?

 

Z jakiego szoku leczyła "terapia szokowa"?

Wiadomo już, co będzie głównym wydarzeniem roku 1999 - w maju papież, ojciec duchowy Rzymu i wszystkich Polaków znowu odwiedzi ojczyznę. Opublikowano już harmonogram wizyty Jana Pawła II i mapę jego pielgrzymki. A poza tym życie w Polsce będzie się toczyło zgodnie z budżetem.

Nie wdając się w szczegóły, przytoczę dwie najważniejsze liczby. Wskaźnik wzrostu gospodarczego wyniesie 5 proc. (z powodu kryzysu rosyjskiego będzie więc niższy o 1 proc. od pierwotnie zakładanego), a inflacja nie przekroczy 8,8 proc. w skali roku.

Statystyczny Kowalski od dawna już wie, kiedy i o ile podskoczą ceny komunikacji, energii, wódki i papierosów. Trzeba powiedzieć, że nie będą to znaczne podwyżki, tym bardziej, że wzrost dochodów Kowalskiego będzie większy niż wzrost cen. Obecnie pracujący Kowalski regularnie zarabia co miesiąc 1360 zł, czyli 388,5 dolara. Kowalski - emeryt otrzymuje miesięcznie, rzecz jasna w terminie, 220 dolarów, lecz obaj, co nietrudno zrozumieć, wciąż żądają więcej.

W Polsce od dawna nie trzeba szukać oznak i dowodów poprawy sytuacji. Po prostu dzięki reformom życie stało się dostatniejsze i wszyscy już do tego przywykli. Sytuacja gospodarcza jest niejednorodna ową niejednorodnością stałego ożywienia. Rynek nasycony efektownymi wyrobami wysokiej jakości w znacznej części rodzimej produkcji. "Polska przestała być towarową tandetą - powiedział mi ubiegłej jesieni tamtejszy biznesmen nr 1 Aleksander Gudzowaty. - Nasza firma "Bartimpex" wysyła na przykład do Rosji światowej klasy maszyny do szycia "Łucznik", z dziesięcioletnią gwarancją. U was pokutuje jednak często stary nawyk traktowania towarów polskich jako czegoś gorszego, niskiej jakości. Mam nadzieję, że to, co wam proponujemy, obroni się samo".

Trudno zadziwić Rosjan pełnymi półkami w sklepach. Zaskakuje jednak coś innego: jeśli chce się, powiedzmy, kupić w salonie "Fiata" samochód - nie ma problemów, ale wszystkie "fiaty" są montowane w Polsce. To samo "Daewoo", "ford" i wiele innych - "opel", częściowo "mercedes". Do tego grona nie przyłączyły się firmy francuskie, Volkswagen, Japończycy. Dotyczy to zresztą nie tylko samochodów. Polacy odważnie decydują się na współpracę z kapitałem zagranicznym, chociaż tutaj również słyszało się to i owo o "wyprzedaży ojczyzny" i konieczności "ochrony rodzimego producenta". Dość szybko zdołali jednak Polacy zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi. Protekcjonizm zachował się jeszcze przede wszystkim w rolnictwie, a wynika z obaw i ambiwalentnych nastrojów (i chciałaby, i boi się) wobec rychłego przystąpienia do Unii Europejskiej.

Kij UE wydaje się wielu Polakom realniejszy niż unijna marchewka. Strajkują rolnicy, którzy czują się pokrzywdzeni, górnicy i lekarze, którzy żądają zmian i wyższych zarobków. Przez prawie cały ubiegły rok na Dworcu Centralnym w Warszawie pod hasłem "dzisiaj my, a jutro każdy z was" - koczowali protestujący bezdomni. Wszystko to rzeczywiście się dzieje. Jeśli jednak któryś z czytelników sądzi, że polska emerytka odmawia sobie szynki, to się myli. Kupuje ją i to nie tylko na niedzielę. Jewgienij Primakow oświadczył w grudniu w ORT (I program moskiewskiej telewizji), że rząd Rosji "będzie zmierzał do tego, by gospodarka była zorientowana socjalnie". W Polsce gospodarka z "ludzką twarzą" była i jest, niezależnie od tego, czy rządy sprawuje lewica, czy prawica. Odnosi się mistyczne wrażenie, że w tym kraju każdy rząd przede wszystkim kocha swój naród, choć jednocześnie lęka się go. O emerytkę i o potencjalnego właściciela zmontowanego w Gliwicach "opla Astry" troszczyli się i troszczą zarówno lider eks-komunistów Leszek Miller, jak ojciec "terapii szokowej" Leszek Balcerowicz. Obaj Leszkowie zgadzają się nie tylko w kwestii dążenia do NATO i UE, ale również co do tego, by w warunkach rynku dać przeciętnemu Polakowi możliwość korzystania z różnego rodzaju kredytów lub zmniejszyć jego obciążenie podatkowe, by władza w postaci samorządów lokalnych była jak najbliżej obywatela, wreszcie by zwalczać korupcję.

W czym zatem tkwi tajemnica polskiego sukcesu? Odpowiedź na to pytanie jest łatwa i trudna zarazem. Nie wiem, jak tłumaczą to liczne instytuty gospodarki rynkowej, okresu przejściowego, czy też znawcy analizy porównawczej byłych państw socjalistycznych. Być może, podadzą kiedyś do wiadomości publicznej wyniki swoich badań, żeby rosyjski Iwanow, Pietrow, Sidorow pojęli nareszcie, kto i gdzie zmarnował szansę na osiągnięcie powszechnej szczęśliwości (albo przynajmniej znośnego wynagrodzenia). Obawiam się tylko, że nawet werdykt uczonych mężów nie byłby bezsporny. Kiedy pracowałem jako korespondent w Warszawie, szukając odpowiedzi na to pytanie, sam często zadawałem sobie następne: jak to możliwe, że startując z tego samego miejsca, oni, Polacy, wyrwali się do przodu, a my wciąż "regulowaliśmy" i "stabilizowaliśmy" sytuację, co roku obiecywaliśmy, że ten rok jest wyjątkowo trudny, ale za to następny... Innymi słowy dreptaliśmy w miejscu przepychając się i sunąc ku nieuchronnej przepaści.

"Nie tak szybko! - zaoponował jeden z radców naszej ambasady w Warszawie. - Wcale nie było równego startu. Polacy mają inną mentalność, na dobrą sprawę nie rozstali się nigdy z ideą prywatnej własności, naturalnie ciążyli ku wartościom zachodnim. Nic dziwnego, że rynek ich nie zmiażdżył".

Słuszna uwaga. Podobnego zdania jest zresztą znany polski ekonomista, interesujący się problemami Rosji, Ukrainy i Białorusi w porównaniu z Polską, profesor Marek Dąbrowski. Są też z pewnością inne jeszcze składowe polskiego sukcesu. Być może, należałoby do nich zaliczyć słynny polski honor, który sprawia, że trudne sytuacje potęgują w nich poczucie jedności narodowej. Kiedy ojczyzna wyzwalała się z obozu socjalistycznego wszyscy jak jeden mąż postanowili dowieść, że bez ZSRR i komunistów oni - Polacy, Europejczycy, cywilizowany naród - poradzą sobie lepiej. Czy w świadomości narodu rosyjskiego zakiełkowało coś podobnego? To już chyba jednak pytanie nie tyle do ekonomisty, czy politologa, ile do pisarza.

A właściwie dlaczego rynek powinien kogokolwiek miażdżyć? Nie tak dawno również w Polsce zdarzało się, że jakiejś starszej pani starczało pieniędzy zaledwie na jedno jajko, a na półkach sklepowych królował niepodzielnie i wyłącznie ocet! "Terapia szokowa" koniec końców pozwoliła Polakom otrząsnąć się z tego szoku. Tym, którzy uparcie używają terminu "rynek" jako straszaka, można bez trudu zaprzeczyć: nie ulega wątpliwości, że terapia ta nie wpędziła pacjentów do grobu. Dwa lata trwała recesja i rosła inflacja. I co wyciągnęło Polskę z tego dołu? Balcerowicz? Specyficzna psychika narodu, urzędników, władzy? Mentalna gotowość do przyjęcia reguł rynku? A może pragnienie "odegrania się" na komunistach? Z rozmów, prywatnych obserwacji i przemyśleń tworzy się mozaika splecionych wzajemnie przyczyn i skutków; wielkich i małych zjawisk, wydarzeń, motywów.

Sto i więcej przyczyn

1. Żelazny Balcerowicz nie pozwolił nikomu tknąć 2 mld dolarów "funduszu stabilizacyjnego", przyznanego Polsce przez zachodni kapitał. Polska nie skorzystała z kredytu, zebrała siły i dała sobie radę sama.

2. Z jakichś powodów nie mówi się w Polsce o "podatku granicznym" lub o "podatku od transakcji kupna"; wystarczy VAT (przypomnijmy, że zastąpiono nim podatek obrotowy). Ceny, owszem, rosną, ale podatków nie przybywa. Przeciwnie, nową ideą Balcerowicza jest zmniejszenie podatków i zredukowanie ich liczby - wprowadzenie jednego podatku "liniowego" zamiast dotychczasowego progresywnego i zwiększenie w ten sposób dochodów państwa.

3. W Warszawie posłowie zamiejscowi mieszkają w hotelu sejmowym. Nie udostępnia im się apartamentów służbowych, ani nie daje 60 tys. dolarów na kupno mieszkania w stolicy. Po zakończeniu kadencji parlamentarzyści bez zwłoki wracają do rodzinnych miejscowości. Żaden z nich nie ma setek pomocników i doradców.

4. Tylko urzędujący prezydent i byli szefowie państwa będą mieli prawo do dożywotniego leczenia w warszawskiej klinice rządowej. W minionym roku z jej usług korzystało 20 tys. pacjentów, obecnie utracili ten przywilej. Od 1 stycznia (1999 roku) "rządówkę" przy ul. Hożej zamknięto. Będzie się tu mieścił Instytut Geriatrii i Gerontologii.

5. W Polsce nie ma funkcji wicepremiera ds. socjalnych, a mimo to socjalna orientacja tamtejszych reform nie jest ani trochę mniej skuteczna.

6. "Terapia szokowa" nie była w Polsce "świętą krową". Często ją korygowano i nie czekając na nieodwracalnie negatywne skutki kolejnych koncepcji - zmieniano ekipy. U nas przeszło pięć lat niezmiennie premierował Czernomyrdin. Postęp w Polsce był dziełem rządów lewicowych i prawicowych: Mazowieckiego, Suchockiej, Pawlaka, Oleksego, Cimoszewicza, Buzka.

7. W Polsce, a zwłaszcza w Warszawie jest mnóstwo hipermarketów - rodzimych, francuskich, niemieckich, austriackich. W Moskwie ich na razie nie ma. Zadziwia nie tyle nawet ogromny wybór towarów, ile cel i sens samego przedsięwzięcia: wszystko to obliczone jest na potrzeby i kieszeń Kowalskiego, a nie wyłącznie jego bogatego wujka. Supermagazynów dla bogatych, podobnie jak obskurnych sklepików dla plebsu jest znacznie mniej. Świadczy to chyba, że Polska orientuje się na warstwę średnią, o nią dba i ją wspiera.

8. Jednocześnie w kraju nad Wisłą powstała już w zasadzie klasa producentów, a także respektująca prawo, elita rodzimego biznesu.

9. Do 2001 r. - pierwszego roku trzeciego tysiąclecia górnictwo węglowe, pogrążone dziś w kryzysie, przestanie być deficytowe. Przez cztery lata ok. 100 tys. górników będzie musiało rozstać się z zawodem. Zaoferowano im pakiet socjalny: pięcioletnie urlopy, dwuletnie zasiłki lub jednorazową odprawę w wysokości przeszło 10 tys. dolarów na czysto. 20 tys. ludzi już skorzystało z tej możliwości. Długi samych kopalń będą anulowane. Zresztą ten program rządu też krytykuje "Solidarność" i inne ugrupowania.

10. Nie do końca wprawdzie (w odróżnieniu od Czechów, którym Polacy zazdrościli sukcesów w tej dziedzinie, czerpiąc zarazem złośliwą satysfakcję z potknięć południowych sąsiadów), ale przeprowadzono wreszcie w Polsce dekomunizację. Ostatnie kroki w tym kierunku - ustawa o Instytucie Pamięci Narodowej, dająca każdemu prawo dostępu do tajnych teczek komunistycznych służb specjalnych oraz decyzja ministra sprawiedliwości Hanny Suchockiej o pozbawieniu przywilejów emerytalnych 13 stalinowskich prokuratorów - poczyniono w grudniu (1998 r.).

(......)

99. We wszelkich polskich przedsięwzięciach gospodarczych więcej jest ostrożnej kalkulacji niż chęci stawiania wszystkiego na jedną kartę. W tym celu utworzono (oprócz odpowiednich ministerstw) rządowy Komitet Problemów Rozwoju Gospodarczego i pozarządową, ale nie mniej ważną Radę Polityki Pieniężnej. Żadna z tych instytucji nie usiłuje utrzymać kursu złotego w stosunku do dolara za wszelką cenę i nie zamierza poświęcać na ten cel ogromnych sum. Kurs narodowej waluty jest płynny i kontrolowany. Nikt tutaj nie upaja się czczymi obietnicami, a własne osiągnięcia ocenia się krytycznie. Polacy nie przywykli chować głowy w piasek. Rząd i prasa ostrzegają np., że spożycie rośnie zbyt szybko, między innymi dzięki masowości i dostępności kredytów i że jest to tendencja niebezpieczna. Ponadto Polacy znają elementarną prawdę, że nawet w najsprawniejszej gospodarce zdarzają się zahamowania, błędne koncepcje, kryzysy.

Kiedy jednak prezydent Łukaszenka "pociesza" Białorusinów wizją tragicznej przyszłości Polski, uginającej się pod brzemieniem 50-miliardowego długu zagranicznego, Polacy, rzecz jasna, ripostują. "Półprawda jest nader blisko spokrewniona z kłamstwem - pisze profesor Wacław Wilczyński. - Łukaszenka nie wspomina o poziomie i wysokim tempie wzrostu gospodarczego, inwestycji, dochodów i spożycia, przemilcza fakt spadku inflacji i stabilności złotego. Nie wspomina też oczywiście o takich głupstwach, jak polskie rezerwy walutowe, które wynoszą 27 mld. dolarów i kilkakrotnie przewyższają rezerwy rosyjskie, Że nie wspomnę o białoruskich. Polski dług stanowi mniej niż 50 proc. PKB, a Unia Europejska dopuszcza wskaźnik 60-procentowy".

100. W Polsce nie urosło do niebezpiecznych rozmiarów ani zjawisko odpływu kapitału z sektora produkcyjnego do finansowego, ani odpływu kapitału krajowego za granicę.

101. Władza w Polsce przestrzega zasady i normy państwa prawa. Ci, którzy się im sprzeniewierzają, jak ognia boją się jawności, bowiem po ujawnieniu takich praktyk nie mogą się spodziewać "przejścia do innych zadań", lecz nieuchronnej rozprawy przed sądem.

Specyfika jako hamulec rozwoju

Dla Rosjanina ta cała wyliczanka jest męcząca, bolesna i żenująca. Wygląda na to, że nie ma w Polsce owej tajemniczej siły fatalnej, która działa na szkodę narodu. Wygląda też na to, że nie ma tam również władzy, która byłaby pozbawiona nowych radykalnych i konstruktywnych pomysłów.

Geoffrey Sachs, którego u nas obrzuca się obraźliwymi epitetami (monetarysta, wyznawca szkoły chicagowskiej itp.) i który był doradcą wicepremiera Balcerowicza, określił pięć nieodzownych elementów "terapii szokowej": stabilizacja, liberalizacja, prywatyzacja, ochrona socjalna i pomoc Zachodu. Kilka lat temu, kiedy oceniał sytuację Polski, za najmocniejsze uznał pierwsze dwa. "Prywatyzacja postępuje zbyt wolno, - pisał w jednym z raportów - ochrona socjalna kuleje, a Zachód, miast pomagać Polakom, wznosi na ich drodze protekcjonistyczne bariery".

Cóż można powiedzieć o wspomnianych wyżej pięciu elementach w Rosji. Czytelnik wie najlepiej, że żaden z nich nie jest mocny. Jedynie chyba pomoc Zachodu, ale i ta, jak dowodzi życie, nie jest wieczna. Czy jednak przemądrzały Amerykanin wymienił właściwe elementy "terapii szokowej"? Wszak Rosja ma własną, niepodobną do innych specyfikę i żąda bezkrytycznej wiary w dogmat swej odrębności. Wszystko nam się uda - twierdzimy, chociaż normalny umysł Rosji nie pojmie, a wszelkie polskie miary są dla niej nieprzydatne.

Szkoda tylko, że tak właśnie myśli o Polsce nie tylko białoruski prezydent. Wciąż jeszcze wtóruje mu znaczna część rosyjskich polityków. "Nie pójdziemy polską drogą!", "Nie ma się czego od Polski uczyć!". Być może właśnie dlatego tak mało wiemy o polskim doświadczeniu. Podobnie zresztą, jak o czeskim, estońskim, węgierskim. Wolimy spoglądać znacznie dalej, hen za ocean, tam, gdzie specyfika jest rzeczywiście odmienna od naszej.

Byli "bracia", którzy zdołali się odbić od niedawno jeszcze wspólnego dna, wypadli nam jakoś z pola widzenia.

Tłum. epa






Ośrodek Studiów Wschodnich