Rzeczpospolita - 18-07-2009

 

 

Grzegorz Górny

Auschwitz zamiast Synaju

 

 

Holokaust, rozumiany jako fundamentalne wydarzenie w dziejach ludzkości, stanowi także centralny epizod w dziejach narodu żydowskiego. Można powiedzieć, że zastępuje on przymierze z Bogiem zawarte przez Izraelitów na górze Synaj.

 

W 1995 r. rabin Michael Goldberg z Kalifornii napisał książkę "Dlaczego Żydzi powinni przetrwać?". Jeden z jej rozdziałów poświęcił zjawisku, które określił "kultem Holokaustu". Zauważył, że na naszych oczach powstaje nowa religia - "religia Holokaustu", która ma własne świątynie (Muzeum Pamięci o Zagładzie w Waszyngtonie), swoich kapłanów (Elie Wiesel), święte księgi ("Pamiętnik" Anny Frank), apokryfy ("Malowany ptak" Jerzego Kosińskiego), a nawet heretyków (negacjoniści). Goldberg nie ukrywał, że dominujące dziś w świecie żydowskim podejście do Szoah uważa za bluźnierstwo. W tym samym czasie do podobnych wniosków doszedł inny amerykański rabin - Byron L. Sherwin z Chicago, który w "religii Holokaustu" dopatrzył się poważnej groźby bałwochwalstwa.

Syjonizm zastępuje judaizm

Skąd się wziął tak surowy osąd obu judaistycznych myślicieli? Otóż przez całe stulecia, a nawet tysiąclecia, naród żydowski hołdował biblijnej koncepcji narodu. Zgodnie z nią Izraelici byli nie tyle narodem wybranym przez Boga, ile wręcz przez Niego stworzonym. Żydzi nie powstali bowiem jako naród na skutek naturalnych procesów społecznych, lecz zostali powołani do istnienia w wyniku arbitralnej decyzji Jahwe, który wyprowadził patriarchę Abrahama z chaldejskiego miasta Ur i uczynił go ojcem i protoplastą nowego ludu.

Najgłębszym sensem życia narodu było przez stulecia zachowanie przymierza z jedynym Bogiem. To właśnie judaizm pomógł przetrwać Żydom jako nacji dwa tysiące lat w rozproszeniu po całym świecie i bez posiadania własnego państwa. Nic więc dziwnego, że rabin Szlomo Ben Izri mówi, iż bez religii naród żydowski traci swą rację istnienia, a świecki Żyd jest plagiatorem.

Tego rodzaju rozumowanie było rozpowszechnione do XIX wieku - do czasu, gdy do świata żydowskiego wtargnęły prądy sekularyzacyjne. Dziś Izrael jest jednym z najbardziej zlaicyzowanych społeczeństw na świecie - ponad połowa jego obywateli deklaruje się jako osoby niewierzące lub ateiści. Co jest wobec tego głównym spoiwem narodu, skoro judaizm, który pełnił tę funkcję przez stulecia, wyznaje dziś mniejszość mieszkańców Izraela?

Fala przebudzenia narodowego, która dotknęła Europę w XIX i XX wieku, nie ominęła także Żydów. Wielu z nich zaczęło określać się w kategoriach nie biblijnych, lecz oświeceniowych. Przyjęli nowoczesną koncepcję narodu i wystąpili z postulatem powrotu do ziemi przodków. W ten sposób powstał syjonizm - masowy ruch, którego celem była odbudowa państwowości żydowskiej na historycznym terytorium Izraela. To właśnie myśl syjonistyczna, wyrażająca pragnienie stworzenia własnego państwa, stała się przez kilka dziesięcioleci siłą napędową wielu generacji Żydów. Można powiedzieć, że była ona substytutem religii dla izraelskich osadników, żołnierzy Hagany czy mieszkańców kibuców. Jeden z liderów syjonizmu Włodzimierz Żabotyński wyraził to zresztą wprost, gdy pisał o "jedynym Bogu, którego imię brzmi: naród Izraela".

Syjonizm jako nowa religia obywatelska oznaczał radykalne zerwanie ciągłości historycznej z diasporą żydowską. Bardzo dobitnie wyraził to pierwszy premier Izraela Dawid Ben Gurion w 1944 r. podczas przemówienia w Hajfie: "Naszej drogi nie określają ani nasze początki, ani nasza przeszłość, lecz nasza misja i nasza przyszłość". Dla ortodoksyjnego Żyda takie twierdzenie było oczywistą herezją, gdyż drogę Izraela zawsze określała jego historia spisana na kartach Biblii Hebrajskiej.

Największym sukcesem syjonizmu było bez wątpienia proklamowanie państwa Izrael w 1948 r. Był to zarazem punkt kulminacyjny tej ideologii, po którym zaczął się jej powolny schyłek. Cel został bowiem osiągnięty - niepodległość ogłoszona. Pojawiły się nowe pokolenia, dla których codzienną, szarą rzeczywistością było to, co dla ich przodków stanowiło przedmiot marzeń. Syjonizm zaczął tracić swą żywotność z pionierskiego okresu. Nowe tchnienie dała mu dopiero "religia Holokaustu".

Metafizyka zastępuje historię

Dziś Holokaust przestaje być traktowany jako zjawisko czysto historyczne, lecz zostaje przeniesiony w obszar metafizyki i teologii. Staje się - jak mówi Josef Chaim Jeruszalmi - "metahistorycznym mitem". Stało się tak - co wielokrotnie i na różne sposoby powtarzano - za sprawą absolutnej wyjątkowości tego wydarzenia w dziejach świata. Żeby nie być gołosłownym, warto sięgnąć po cytaty znawców tematu, przede wszystkim autorów żydowskich. Otóż Holokaust to "zło absolutne" (Elie Wiesel), "z niczym nieporównywalna, niemieszcząca się w żadnym wymiarze świata zbrodnia" (Hilmar Hoffman), "absolutnie jednorazowe wydarzenie dotychczasowej historii świata, które nie dopuszcza żadnego porównania z barbarzyńskimi postępkami" (Jürgen Thorwaldsen).

Ta wyjątkowość sprawia, iż Holokaust odgrywa unikalną rolę w dziejach ludzkości. Według Elie Wiesela zajmuje on "centralne miejsce w naszym życiu i w historii świata", a zdaniem Lucy S. Dawidowicz jest wręcz "punktem centralnym procesów historycznych".

Ta nieprzystawalność Holokaustu do jakichkolwiek innych wydarzeń sprawia, że wymyka się on dotychczasowym narzędziom poznawczym historyków. Nora Levin podkreśla, że im więcej faktów gromadzi się na temat Holokaustu, tym mniej staje się on pojęty.

George Steiner uważa, iż jest to "zjawisko i zdarzenie, które stoi poza regułami i normami powszechnego systemu rzeczywistości". Michael Marrus stwierdza, że "Holokaust znajduje się gdzieś poza historią z racji swej najdonioślejszej wagi" i oznacza "wydarzenie o zdarzeniu teologicznym, a zarazem być może wydarzenie, którego tajemnica miała zostać nieprzenikniona". Podobne zdanie wydaje się mieć Wiesel, gdy pisze o Holokauście jako "tajemnicy niedostępnej dla rozumu".

Według Steinera do tajemnicy Holokaustu możemy się zbliżyć, odrzucając narzędzia historyczne, a posługując się kategoriami symbolicznymi, metafizycznymi i teologicznymi. W tym kontekście podstawowe pytanie brzmi: gdzie był wówczas Bóg? Dlaczego dopuścił do takiej zbrodni?

"Skoro jest Auschwitz, to nie może być Boga", napisał Primo Levi, a wielu Żydów uznało to stwierdzenie za najwłaściwszą odpowiedź na nurtujące ich pytania. Wyrazicielem takiej postawy może być Richard Rubinstein, który zauważył, że po Oświęcimiu egzystencja Boga jest w ogóle nie do pomyślenia, gdyż Bóg - jeżeli mógłby jeszcze po czymś takim istnieć - musiałby być moralnym potworem.

Auschwitz zastępuje Synaj

Jaki wobec tego sens teologiczny ma zagłada Żydów podczas II wojny światowej? Podpowiedzią może być sama nazwa Holokaust, która pochodzi z języka greckiego i oznacza ofiarę całopalną, w całości strawioną przez ogień. W ten sposób dochodzimy do teologicznego sedna "religii Holokaustu".

Dla bardzo wielu Żydów Holokaust stał się - jak pisze Jeffrey Hart - "ekwiwalentem Ukrzyżowania, Izrael stał się ekwiwalentem Odkupienia". Günther Ginzler dowodzi, że naród żydowski "sam stał się swoim własnym Mesjaszem", a George Steiner uważa, że "w Szoah naród żydowski umarł za Boga, że wziął na siebie niewyobrażalną winę obojętności lub nieobecności lub bezsilności Boga". Nic więc dziwnego, że Michael A. Hoffman nazywa Holokaust dwudziestowiecznym artykułem żydowskiej wiary, a Michael Wolffsohn ersatzem Boga.

Holokaust, rozumiany jako fundamentalne wydarzenie w dziejach ludzkości, stanowi także centralny epizod w dziejach narodu żydowskiego. Można powiedzieć, że zastępuje on przymierze z Bogiem zawarte przez Izraelitów na górze Synaj i usuwa w cień całą rzeczywistość zbawczą opisaną w Biblii. To właśnie sprawiło, że wspomniany już rabin Goldberg uznał "religię Holokaustu" za bałwochwalstwo. "Dawniej świadomość Żydów, że są narodem wybranym, brała się z wiary w to, że tylko ich Bóg sobie upatrzył i obdarzył łaską. Dziś jej źródłem jest przekonanie, że Żydzi doznali wyjątkowego cierpienia", żalił się Goldberg, dodając, że czynienie z Holokaustu czegoś na kształt tajemnicy religijnej i doświadczenia mistycznego to zwykłe bluźnierstwo. Według niego przedstawianie Szoah w sposób metafizyczno-poetycki utrudnia tylko zrozumienie tej tragedii.

Podobnie krytycznie o "religii Holokaustu" wyrażali się inni żydowscy myśliciele, zarówno religijni (np. rabini Ephraim Buchwald czy Eli Hecht), jak i świeccy (np. Tom Segev czy Jacob Timerman). Niektórzy Żydzi posuwali się nawet do tego, że napiętnowali "religię Holokaustu" jako łatwy sposób na zarabianie dużych pieniędzy (Norman Finkelstein, Immanuel Jakobovits, Leon A. Jick).

Głosy krytyków znajdują się jednak w mniejszości. Główny ton żydowskiemu życiu umysłowemu nadają dziś bowiem rzecznicy przeciwnych poglądów. Być może dzieje się tak dlatego, że "kult Holokaustu" stał się religią obywatelską dzisiejszego Izraela. Bardzo wyraźnie wyartykułował to swego czasu na łamach "Gazety Wyborczej" Szewach Weiss: "To jest część naszej kultury, jakby nowa religia dla tych, którzy nie są religijni. Jeżeli po śmierci Chrystusa powstała religia, to my mamy moralny obowiązek stworzenia 6 milionów takich religii. (…) U nas właśnie zaczęła się taka nowa religia jako reakcja na zło".

Tak więc "kult Holokaustu" stał się swoistym mitem założycielskim Izraela oraz centralnym spoiwem tożsamości narodowej współczesnych Żydów. Zdaniem George’a Steinera pamięć o grozie Zagłady to jedyna realna więź zdolna połączyć wszystkich współczesnych Żydów niezależnie od wyznawanej przez nich wiary czy poglądów politycznych. Jak zauważył Michael Wolffsohn: "W coraz mniej religijnym świecie żydostwo jako religia nie tworzy już żydowskiej tożsamości. Historia cierpień ich narodu określa tożsamość Żydów, którzy, by tak rzec, muszą czepiać się Holokaustu, aby swoją, pod względem religijnym zdejudaizowaną, świadomość ponownie zjudaizować przy pomocy żydowskiej historii".

Rabin Byron L. Sherwin dostrzega w takim podejściu wielkie niebezpieczeństwo dla Izraela. Dla wszystkich poprzednich pokoleń Żydów najważniejszą sprawą było przetrwanie, kontynuowanie i przekazywanie judaizmu. Teraz najważniejszym celem staje się przetrwanie narodu, a nie ciągłość duchowa religii. Miejsce Boga zastępuje naród. Siłą rzeczy musi to prowadzić nie tylko do sekularyzacji, ale także do usunięcia teologicznej racji bytu Izraela.

Sherwin pisze: "Jeżeli Żydzi są ludem Przymierza, ludem świętym, ludem, który zaistniał, ponieważ Bóg go wybrał i wszedł z nim w szczególne przymierze, to idea żydowskiego przetrwania dla samego przetrwania oznacza odrzucenie samej podstawy sensu przetrwania Żydów".

Polska zastępuje Egipt

Polska zajmuje w "religii Holokaustu" szczególne miejsce jako kraj, w którym dokonała się Zagłada, i na terenie którego znajduje się prawdziwe "jądro ciemności": KL Auschwitz. Trzymając się biblijnych porównań, Polska przypomina "dom niewoli", czyli Egipt, z którego Żydzi zostali wyprowadzeni do Ziemi Obiecanej.

Kolejne pokolenia żydowskiej młodzieży są utrzymywane w tym przekonaniu po odbyciu obowiązkowych wycieczek szkolnych do Polski. W ramach owych "Holokaust Tours" zwiedzają oni Oświęcim, Majdanek, Treblinkę, Umschlagplatz i Cmentarz Żydowski w Warszawie. Wracają potem do Izraela z przeświadczeniem, że Polska to jedna wielka zbiorowa mogiła żydowska, i że tylko posiadanie własnego silnego państwa może zapobiec temu, by w przyszłości nie powtórzyła się podobna tragedia.

Ma to jednak swoje konsekwencje. Rabin Sherwin pisze: "Pogląd Izraelczyków, że żydowskie przetrwanie najlepiej zapewnia całkowite poleganie na sobie, doprowadził ich do konieczności przetworzenia opowieści o Holokauście na opowieść o zdradach Żydów przez nie-Żydów. Zaistniała potrzeba udowadniania, że dzieje antysemityzmu w Europie uczyniły z Holokaustu fakt nieunikniony i że zdradzanie Żydów przez ich sąsiadów nie-Żydów w zamieszkiwanych przez nich krajach umożliwiło nazistom osiągnięcie zaplanowanych rezultatów".

Zgodnie z tym schematem, nakreślonym przez Sherwina, zaczyna się więc opowiadać o stosunkach polsko-żydowskich podczas II wojny światowej. Najlepszym tego przykładem jest twórczość Tomasza J. Grossa czy publicystyka Aliny Całej, która na łamach "Rzeczpospolitej" (25 maja 2009 r.) postawiła tezę, że Polacy jako naród są współodpowiedzialni za Holokaust i wymordowanie 3 milionów Żydów. Paradoksalnie w tezach dr Całej pobrzmiewa dalekie echo oskarżeń o "bogobójstwo", które Kościół bardzo mocno potępił, choćby podczas Soboru Trydenckiego. Tak jak niegdyś wszystkich Żydów oskarżano kolektywnie o zamordowanie Jezusa, tak teraz odpowiedzialność zbiorowa spada na wszystkich Polaków.

Niektórzy autorzy żydowscy podkreślają, że to nie przypadek, iż obozy zagłady powstały na ziemiach polskich. Najważniejszym z nich pozostaje oczywiście Oświęcim, o którym Henryk Grynberg pisze, że "jest symbolem i miejscem świętym. Bardziej niż Jerozolima. I ważniejszym zarówno dla Boga, jak i dla ludzi".

W tym kontekście można lepiej zrozumieć głośny w minionej dekadzie spór o obecność krzyża papieskiego na żwirowisku obok obozu oświęcimskiego. Jeden z głównych dogmatów "religii Holokaustu" brzmi: "niebo nad Auschwitz musi być puste". Skoro Bóg był nieobecny podczas Zagłady, to nie ma tam miejsca na jakiekolwiek symbole religijne.

Spór o "religię Holokaustu" jest w dużej mierze sporem wewnątrzżydowskim. Najczęściej zabierają w nim głos Żydzi z Izraela i USA. Warto jednak czasami posłuchać głosu Żydów z Polski. Jeden z liderów tej społeczności w naszym kraju Stanisław Krajewski tak pisał swego czasu: "Skoro muzea Holokaustu to współczesne świątynie, sama Zagłada staje się nie tylko najważniejszym wydarzeniem niedawnej historii, ale najważniejszym źródłem sensu żydowskiej egzystencji. Staje się wręcz objawieniem naszych czasów. Objawienie zła, a nawet zła absolutnego, jest jakoś łatwiejsze do przełknięcia dla zsekularyzowanego umysłu niż to Objawienie, które przekazuje tradycja. Gdy zatem pamięć o Zagładzie staje się ważniejsza niż pamięć o wyjściu z Egiptu i synajskich tablicach przykazań, Auschwitz zastępuje Synaj, a zatem niejako: Hitler - Mojżesza".

 

Autor jest publicystą, redaktorem kwartalnika "Fronda"






Holocaust Industry