Izaak Babel
PRYSZCZEPA
Armia Konna
Przedzieram się na Leszniów, gdzie roztasowany jest sztab dywizji. Towarzyszy mi w drodze po dawnemu Pryszczepa - młody Kozak kubański, cham, ale nie natrętny, wylany z partii, przyszły gałganiarz, niefrasobliwy syfilityk, bajaguła. Ma na sobie malinową czerkieskę z cienkiego sukna i puszysty baszłyk, odrzucony na plecy. Po drodze opowiada o sobie.
Przed rokiem Pryszczepa uciekł od białych. Za karę wzięli mu rodziców na zakładników i zabili ich w kontrwywiadzie. Dobytek rozgrabili sąsiedzi. Kiedy białych przepędzono z Kubania, Pryszczepa wrócił do rodzinnej stanicy.
Był ranek, świtało, chłopski sen zachłystywał się skisłym zaduchem. Pryszczepa narychtował wojskowy wóz i ruszył przez stanicę zbierać swoje gramofony, dzbany na kwas i ręczniki, które matka wyszywała. Wyszedł na ulicę w czarnej burce, z krzywym kindżałem za pasem; wóz wlókł się z tyłu.
Pryszczepa chodził od jednego sąsiada do drugiego, krwawe pieczęcie podeszew znaczyły jego ślad. W chatach, gdzie znalazły się rzeczy matczyne albo ojcowski cybuch Kozak zostawiał podźgane staruchy, psy powieszone nad studnią, ikony wymazane łajnem. Stanicznicy ćmiąc fajki ponuro obserwowali tę jego drogę. Młodzi Kozacy zaczaili się w stepie i tylko rachowali w pamięci. Rachunek rósł, stanica milczała. W końcu Pryszczepa wrócił do opuszczonego domu ojcowskiego. Porozstawiał odwojowane meble na starych miejscach, tak jak to pamiętał z dzieciństwa, i posłał po wódkę. Później zamknął się w chacie, pił dwie doby, płakał i rąbał szablą stoły. Trzeciej nocy stanica zobaczyła dym nad chałupą Pryszczepy. Osmalony i obdarty, powłócząc nogami, wyprowadził z obory krowę, wetknął jej w pysk rewolwer i wystrzelił. Ziemia dymiła się pod nim, kółko sinego ognia wyleciało z komina i roztajało, w stajni ryknął zapomniany byczek. Pożar jaśniał odświętnie. Pryszczepa odwiązał konia, skoczył w siodło, rzucił w ogień kosmyk swoich włosów i zniknął.
Tłum. Jerzy Pomianowski