Der Spiegel - 03.06.2002

 

 

CZY NIEMCY MAJĄ PRAWO KRYTYKOWAĆ IZRAEL?

 

 

URI AVNERY

Bez taryfy ulgowej 

 

 


Na miłość boską, a dlaczegoż by nie? Okropności, jakie Niemcy zgotowali Żydom przed 60 laty, nie mają nic wspólnego z obecną polityką Izraela.






O tym, kto jest Żydem, decyduję ja - mawiał przed stu laty antysemicki burmistrz Wiednia, Karl Lueger. Teraz ostrze obróciło się w drugą stronę: O tym, kto jest antysemitą, decydujemy my. Dla rządu izraelskiego bardzo wygodne jest piętnowanie każdej krytyki, jaka pojawia się za granicą - nawet jeśli krytycy mówią to samo, co wielu Izraelczyków. Czy 100 tys. ludzi, którzy przed kilkoma tygodniami protestowali przeciwko Szaronowi na ulicach Tel Awiwu i krzyczeli "precz z okupowanych terenów" - to sami antysemici?

Oczywiście wszędzie w Europie istnieją antysemici. Ich ideologia jest obrzydliwa i starają się wykorzystać obecną falę oburzenia przeciwko polityce Szarona. Czy jest to jednak powód, by każdą krytykę uznawać za niedopuszczalną?

My, Izraelczycy, chcemy być narodem takim jak inne narody; państwem jak inne państwa. Mamy swoje problemy, które nie mają wiele wspólnego z problemami Żydów w innych krajach. Jest też wielu prawdziwych antysemitów na świecie, a zwłaszcza w Ameryce, którzy są zachwyceni Szaronem. Istnieje też na świecie wielu filosemitów, których przeraża jego polityka.

Musimy dokonać jasnego rozgraniczenia pomiędzy dwoma sprawami: Izraelem i Żydami na świecie. Izrael jest krajem z własnymi, geopolitycznymi interesami, natomiast Żydzi są obywatelami innych państw i mają interesy takie, jak każda inna wspólnota.

Izrael musi być oceniany wedle tej samej miary, co każde inne państwo. Każdy przypadek "szczególnego traktowania" nieprzyjemnie mnie dotyka, nawet jeśli zamiary są jak najlepsze. Szczególne traktowanie oznacza bowiem, że Żydzi muszą być inaczej postrzegani niż inni ludzie i że my, Izraelczycy, musimy być traktowani jak Żydzi. I jedno i drugie mija się z prawdą.

Czy Niemcy mają prawo krytykować Izrael?

Na miłość boską, a dlaczegóżby nie? Okropności, jakie Niemcy zgotowali Żydom przed 60 laty, nie mają nic wspólnego z obecną polityką Izraela. Wyciąganie takich wniosków z historii, że Niemcy powinni teraz milczeć, kiedy uważają, iż dokonujemy nieprawości - jest niemoralne. Skutkiem Holocaustu powinno być przecież to, że właśnie Niemcy bardziej niż ktokolwiek inny powinni występować przeciwko nieprawości, niezależnie od tego, gdzie do niej dochodzi.

W żadnym wypadku nie wolno wykorzystywać Holocaustu do celów politycznych - ani przez Izrael, ani przez tych, którzy go krytykują. To ludobójstwo na skalę przemysłową, dokonane przez nowoczesne państwo, było czymś bezprecedensowym, nie dającym się porównać z niczym innym. Kiedy jednak izraelscy prawicowi radykałowie głoszą, że Arafat to drugi Hitler, jest w tym samym stopniu godne potępienia, jak stwierdzenie, że Izrael stosuje nazistowskie metody. Na Bliskim Wschodzie nie ma Auschwitz ani izraelskiego, ani arabskiego. Nie ma też Dachau.

Żaden człowiek na świecie nie musi dokonywać wyboru pomiędzy Izraelem a Palestyną. Każdy może - i powinien - opowiadać się za jednym i drugim. Oba narody potrzebują pokoju, eskalacja przemocy i wzajemnych okrucieństw, do jakich obecnie dochodzi codziennie, może doprowadzić nas wszystkich do katastrofy. Aby powrócić do rozsądnej polityki, potrzebujemy - Izraelczycy i Palestyńczycy - wsparcia ze strony Europy, także Niemiec, dla polityki pojednania i kompromisu. Kto w sposób jednostronny i bezwarunkowy popiera jedną ze stron, nie pomaga żadnej z nich.

Kto w tym duchu, zgodnie ze swymi przekonaniami krytykuje Izrael - czyni słusznie. Wyzywanie go od antysemitów jest niesprawiedliwe, jak również szkodliwe, ponieważ w ten sposób bagatelizuje się prawdziwy antysemityzm.

Łatwo rozpoznać prawdziwych antysemitów. Mają styl, którego nie sposób pomylić. To rodzaj zbiorowej choroby psychicznej, która nie ma nic wspólnego z logiką. Można przecież nienawidzić Żydów za to, że są za bogaci, że są bolszewikami albo kapitalistami, za to, że rzucają się w oczy albo że trzymają się w ukryciu, za to że ukrzyżowali Jezusa albo że narzucili Aryjczykom chrześcijańską cnotę litości. Ale co to wszystko ma wspólnego z Izraelem?

Jeśli jakiś Arab sądzi, że antysemici to jego przyjaciele, jest w wielkim błędzie. Słowo "antysemityzm" powstało tylko na parę lat przed słowem "syjonizm". Syjonizm był wyraźną reakcją na nowoczesny europejski antysemityzm.

Rosyjskie pogromy wygnały pierwszych osadników żydowskich do Palestyny; Holocaust przyspieszył powstanie państwa Izrael, a pewnie w ogóle go umożliwił. W ciągu ostatnich lat rosyjski antysemityzm wygnał do Izraela kolejny milion imigrantów, z których wielu osiedliło się na terenach okupowanych - na ziemiach, z których wywłaszczeni zostali Palestyńczycy. Teraz odradzający się antysemityzm sprowadzi znów do Izraela Żydów - z Francji, a być może także z Niemiec.

Antysemityzm jest wrogiem Żydów. Ale jest także wrogiem Arabów.








Holocaust Industry