Dziennik Polski - 18-10-2004

 

 

WŁODZIMIERZ KNAP

Bezpieka bez kontroli

 

 

Partii już nie było, służby działały

 

 

(INF. WŁ.) Jeszcze w maju 1990 r. funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa prowadzili aktywną pracę operacyjną przeciwko części opozycji niepodległościowej, mimo że dziewięć miesięcy wcześniej (24 sierpnia 1989 r.) Sejm kontraktowy powołał na stanowisko szefa rządu Tadeusza Mazowieckiego.

 

W gabinecie Tadeusza Mazowieckiego 13 na 25 ministrów było związanych z "Solidarnością", a 4 - z PZPR. Od marca 1990 r. wiceministrem MSW został Krzysztof Kozłowski, a wraz nim do resortu spraw wewnętrznych przyszła grupa ludzi mających za sobą działalność antykomunistyczną. - Mnie bezpieka śledziła nawet wtedy, gdy pracowałem na czarno przy budowie dachów we Francji, a było to późną jesienią 1989 r. - mówi Ryszard Bocian z KPN.

Do maja 1990 r. inwigilowani byli również inni nasi rozmówcy: Bogdan Klich, obecnie poseł do Parlamentu Europejskiego, Zbigniew Fijak, teraz szef krakowskiej PO, oraz Ewa Zaleska, działaczka "Solidarności Walczącej" z Konina, która obecnie na drodze sądowej stara się, aby za znęcanie się nad nią karę ponieśli esbecy. - Widać SB bardziej się obawiała tych ludzi niż np. Zbigniewa Herberta, bo wielkiego poetę przestano szpiegować "już" w listopadzie 1989 r. - mówi Grzegorz Majchrzak, historyk z warszawskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej. On, podobnie jak Marek Lasota z krakowskiego oddziału IPN, wyjaśniają, że Służba Bezpieczeństwa do końca swojego istnienia, tj. do 10 maja 1990 r., prowadziła normalne czynności operacyjne, m.in. sumiennie inwigilując tę część opozycji antykomunistycznej, która nie zaakceptowała ustaleń zawartych przy "okrągłym stole".

Rozgoryczenie

Nasi rozmówcy, którzy byli szpiegowani przez SB jeszcze w 1990 r., są bardzo mocno rozżaleni faktem, że przez prawie 9 miesięcy istnienia rządu Mazowieckiego nie zrobiono nic, aby bezpieka zaprzestała rutynowych działań, np. podsłuchu, wobec nich. - Nie wiem, czy Mazowiecki lub Kozłowski wiedzieli, czy nie wiedzieli o tym, że bezpieka rozpracowuje jak dawniej (przed powstaniem rządu Mazowieckiego - red.) ludzi związanych z obozem demokratycznym. Niezależnie jednak od stopnia ich wiedzy skandalem jest, że nie zrobiono praktycznie nic, aby zaniechać takich działań - twierdzi Zbigniew Fijak.

Jednocześnie przypomina, że Lesławowi Maleszce, "Ketmanowi", obecnie redaktorowi "Gazety Wyborczej", z budżetu państwa jeszcze w IV kwartale 1989 r. wypłacano pieniądze za donoszenie SB! Na marginesie warto przypomnieć, że prokuratorom zajmującym się w III RP sprawą zamordowania w 1977 r. Stanisława Pyjasa, działacza Studenckiego Komitetu Solidarności, przez całe lata nie wydawano m.in. akt dotyczących konfidenckiej działalności Maleszki, donoszącego również na Pyjasa. Świadczyć to może o tym - jak twierdzą znawcy działalności tajnej policji politycznej - że służby specjalne chronią PRL-owskich agentów zajmujących ważne stanowiska w III RP, bo Maleszka był, a może nadal jest, jednym z bardziej wpływowych ludzi w "Gazecie Wyborczej".

Ryszard Bocian mówi dosadniej. - Liberalna polityka ekipy Mazowieckiego wobec PZPR i SB była - najdelikatniej mówiąc - idiotyczna i przyczyniła się do wielu patologii, których dzisiaj doświadczamy.

Z zegarmistrzowską dokładnością

Kłam temu, że materiały SB są mało znaczącym źródłem o dziejach PRL, zadaje Bogdan Klich. - Jestem wstrząśnięty i porażony dokładnością i wiarygodnością dokumentów, które mnie dotyczą - zapewnia poseł PE z listy PO. Nasz rozmówca systematycznie zapoznaje się z materiałami zgromadzonymi na jego temat przez PRL-owskie tajne służby. W latach 80. był członkiem Inicjatywy przeciw Przemocy, organizacji powołanej do życia po zabójstwie ks. Jerzego Popiełuszki, oraz ruchu Wolność i Pokój.

Poseł Klich twierdzi na podstawie źródeł, z którymi się dotychczas zapoznał, że choć po powstaniu rządu Tadeusza Mazowieckiego bezpieka wytwarzała nieco mniej materiałów niż wcześniej, to jednak nadal działała według wypracowanych przez siebie przez dziesięciolecia profesjonalnych standardów. - Zapoznałem się na razie z dokumentacją zawierającą m.in. analizę działań ruchu Wolność i Pokój, którą przeprowadził funkcjonariusz SB w Krakowie. Z lektury materiałów dotyczących okresu po powstaniu rządu Mazowieckiego nasuwa się wniosek, że dla SB praktycznie nic się nie zmieniło po wyborach 4 czerwca 1989 r. i powołaniu nowego rządu - opowiada Bogdan Klich.

Nasz rozmówca zapewnia, że wiedza SB na temat Inicjatywy przeciw Przemocy i ruchu Wolność i Pokój jest przeogromna. - Na kilkaset faktów podanych w źródłach bezpieki, które mnie dotyczą, co najwyżej w 2 lub 3 wypadkach mogę mówić albo o nadinterpretacji oficera bezpieki, albo nie przypominam sobie opisanego w raporcie zdarzenia. W pozostałych przypadkach - właściwie wszystko się zgadza; często informacje zawarte w raportach SB są szalenie dokładne, analizy są pozbawione emocji, widać wyraźnie, że piszący je esbek potrafił oddzielić "ziarno od plew". Nigdy w życiu nie spotkałem się z równie szczegółowymi i precyzyjnymi archiwaliami. Z zegarmistrzowską dokładnością opisują m.in. to, z kim się spotkałem lub z kim mam się spotkać, o czym rozmawiałem, a nawet jakim samochodem na konkretne spotkanie przyjadę. Na podsłuchu był niemal na pewno również mój telefon. Z mojej "teczki" dowiedziałem się również, w jaki sposób bezpieka starała się rozbijać WiP od środka, próbując antagonizować nas. Czytałem szczegółowe instrukcje mówiące, jak należy działaczy WiP skłócać ze sobą itp. Dzięki "teczce" wiem też, że SB "czuwała", żebym nie mógł znaleźć pracy pod koniec lat 80.

W teczkach, które przeglądał poseł Klich, są kryptonimy tajnych współpracowników SB. Nasz rozmówca wystąpił do IPN o odtajnienie nazwisk donoszących na niego agentów bezpieki. - Gdy je poznam i nie będę miał żadnych wątpliwości, to podam do publicznej wiadomości nazwiska osób donoszących na mnie - mówi.

Poseł Klich przyznaje, że materiały zgromadzone przez bezpiekę na WiP, nie dają odpowiedzi na pytanie, czy wiceminister Kozłowski oraz współpracujące z nim osoby zdawały sobie sprawę, czy też nie miały pojęcia, że praca operacyjna przeciwko ruchowi Wolność i Pokój trwa. - W każdym bądź razie wiceminister Kozłowski dopuścił do rozpracowywania WiP jeszcze wiosną 1990 r. Należało wydać zakaz prowadzenia takich działań natychmiast po powstaniu rządu, a tym bardziej po przyjściu "ludzi Mazowieckiego" do MSW.

Gdzie jest teczka?

Zbigniew Fijak, dzisiaj szef krakowskiej PO, aktywny opozycjonista, członek komisji weryfikującej funkcjonariuszy SB w 1990 r., martwi się, gdzie znajduje się jego "teczka", czyli dokumenty, które bezpieka zbierała na jego temat. Istnieje notatka, z której wynika, że 31 grudnia 1989 r. materiały zbierane przez SB na Fijaka zostały zniszczone. - To tylko notatka, bo wiem, że moja "teczka" została wrzucona do worka, a co się z nim dalej stało, nie mam pojęcia. Nie wykluczam, że materiały na mój temat znajdują się teraz w prywatnych rękach - mówi z goryczą.

Przeciwko Ryszardowi Bocianowi i KPN w Krakowie SB przestała gromadzić materiały również w maju 1990 r. Wtedy to oficer SB - rozpracowujący od lat krakowski KPN - napisał odręcznie na kilkudziesięciu stronach raport podsumowujący swoją pracę przeciwko KPN. Zakończył go smutną dla siebie konstatacją, że inwigilacja KPN musi zostać zakończona ze względu na "zmianę sytuacji społeczno-politycznej".

Bezsilność czy realia

Dr Antoni Dudek, historyk z IPN, twierdzi, że SB i wojskowe służby specjalne, (np. WiP był przede wszystkim rozpracowywany przez Wojskową Służbę Wewnętrzną) do końca swojego istnienia, czyli do maja 1990 r. działały "normalnie" wobec całej antykomunistycznej opozycji, która nie zaakceptowała ustaleń zawartych przy "okrągłym stole". Dr Dudek uważa, że Krzysztof Kozłowski, który od marca 1990 r. był wiceministrem spraw wewnętrznych, dwa miesiące później został pierwszym szefem UOP, a w lipcu 1990 r. - pierwszym po wojnie niekomunistycznym szefem MSW, niewiele wiedział, co się dzieje w podległych mu służbach.

- Z dokumentów widać, że Krzysztof Kozłowski miał blade pojęcie o pracy w ówczesnym MSW, w tym o działalności SB. Gen. Kiszczak i związani z nim ludzie dowolnie mogli "kręcić" i Kozłowskim, i ekipą, którą przyprowadził do resortu - przekonuje dr Dudek.

Krzysztof Kozłowski od lat tłumaczy się, że ówczesne realia nie pozwalały na podjęcie ostrej walki z ostoją systemu komunistycznego, to jest z bezpieką. Zarówno on, jak i Mazowiecki, argumentują, że istniało zagrożenie, iż aparat bezpieczeństwa, gdyby został przyparty do muru, mógł nie pozostać bierny. Ponadto obaj panowie przypominają o konieczności liczenia się w ówczesnej rzeczywistości z istnieniem Związku Sowieckiego.

Warto przypomnieć, że 13 kwietnia 1990 r. doszło w Moskwie do rozmowy gen. Wojciecha Jaruzelskiego z Michaiłem Gorbaczowem, ówczesnym sekretarzem generalnym sowieckiej partii komunistycznej (jej oryginalny zapis znajduje się w archiwum Fundacji Gorbaczowa, a fragmenty można przeczytać w książce Antoniego Dudka "Reglamentowana rewolucja"). Jaruzelski przekonuje Gorbaczowa, że "jak tylko mogę, staram się pomagać siłom lewicowym" i dodaje: "bardzo ważne byłoby wsparcie SdRP z waszej strony". Gorbaczow zapewniał ówczesnego prezydenta Polski, że "w najbliższym czasie pomyślimy o kontaktach z Kwaśniewskim i Millerem". Na zakończenie powiedział Jaruzelskiemu: "Wiedz, że nic się jeszcze nie skończyło. Przeciwnie, wszystko się dopiero zaczyna".





Lustracja i materiały archiwalne