HISTORIA













*** PAWEŁ WIECZORKIEWICZ - "WRZESIEŃ 1939 - PRÓBA NOWEGO SPOJRZENIA"
Mówią Wieki

...Zarzut zbytniej pobłażliwości, a właściwie nieumiejętności oceny ludzi, dotyczy także szefa sztabu naczelnego wodza gen. Stachiewicza. Wiedząc o karygodnym postępku dowódcy Armii "Łódź" gen. Juliusza Rómmla, który po lotniczym bombardowaniu swego sztabu lekko tylko kontuzjowany zbiegł do Warszawy, pozostawiając wszystko na łasce losu, Stachiewicz wskazał go na dowódcę Grupy Armii "Warszawa", a było to zadanie pierwszorzędnej wagi. Skutki okazały się fatalne, gdyż Rómmel nie chciał udzielić na jej przepolach pomocy ani wojskom gen. Wiktora Thomméego, ani wesprzeć krwawiących nad Bzurą oddziałów Armii "Poznań" i "Pomorze".










*** Paweł Piotr Wieczorkiewicz - Kampania 1939 roku - BILANS

...Odmiennie niż w Armii "Kraków" było u Rómmla, Dęba-Biernackiego i Bortnowskiego. W Armii "Łódź" wojska opuściło aż trzech dowódców: wspominani już generał Bończa-Uzdowski oraz pułkownicy Hanka-Kulesza i Dojan-Surówka. Dowódca 28. Dywizji Piechoty, "który drapnął do Warszawy", odnalazł się po kilku dniach w Modlinie, gdzie z łaski gen. Thommeego został przywrócony, jedynie nominalnie, na dawne stanowisko. Opamiętał się także Hanka-Kulesza, oficer o świetnej tradycji z Legionów (był uczestnikiem legendarnego "patrolu Beliny" w 1914 r.), zapisując ładną kartę w końcowym etapie kampanii. Dojan-Surówka, który, choć miał "przeszłość bojowo dobrą", uchodził za człowieka "wygodnego", któremu "nic się nie chce robić", odznaczający się do tego "lenistwem pracy, a nawet myślenia", nie okazał się, jak spodziewał się płk Rowecki, dobrym dowódcą dywizji; przeciwnie - był jednym z pierwszych wojskowych, którzy znaleźli się poza granicami RP, i to jeszcze przed uderzeniem sowieckim. Zagubili się w większości również podkomendni Dęba-Biernackiego, bijąc się źle i bez przekonania, jak gen. Paszkiewicz i płk Oziewicz, pierwszy skarżący się na niedomagania sercowe, drugi lekko draśnięty, zdradzali chęć jak najszybszego oderwania się nie tylko od przeciwnika, ale i swoich, pozostawionych samopas żołnierzy.










*** PAWEŁ WIECZORKIEWICZ - Sen o białym pióropuszu
Polska Zbrojna - 2004-05-27

...Wbrew legendzie stworzonej później na Zachodzie przy wybitnym udziale gen. Andersa, którą budowano m.in. za pomocą fałszowania dokumentów, wysiłek 2. Korpusu nie odegrał w bitwie o Rzym roli decydującej, bowiem o wycofaniu się Niemców z Monte Cassino przesądziło nie czołowe, mało skuteczne i krwawe uderzenie, lecz sprawne oskrzydlenie ich linii obronnej przez korpus gen. Juina, który otrzymał wreszcie pozwolenie na zrealizowanie swej koncepcji.










*** Paweł Wieczorkiewicz - Łańcuch historii

...Wedle mało wiarygodnej, a nawet podejrzanej, aliści w danym przypadku psychologicznie prawdopodobnej relacji innej primadonny - Wiery Dawydowej, Budionny, gdy tylko zaznajomiono go z materiałami śledztwa, miał zażądać podczas półoficjalnej audiencji na Kremlu, aby małżonkę rozstrzelano, zgłaszając się na ochotnika do przeprowadzenia egzekucji. Choć oczywiście gorliwość ta nie mogła przekonać Stalina, marszałka ostatecznie pozostawiono w spokoju, tym bardziej że "łagierna żona", podobnie jak w przypadku wielu innych notabli z najwęższego kręgu władzy (m.in. Mołotowa), miała ciążyć mu niczym miecz Damoklesa, skłaniając do większej jeszcze dyspozycyjności.














*** JAREMA MACISZEWSKI - Błędy i chwała Września
Przegląd - 2004-09-10

...Wypada skonstatować, że trzech dowódców armii: gen. Stefan Dąb-Biernacki, gen. Kazimierz Fabrycy i gen. Juliusz Rómmel, powinno było stanąć przed sądem wojennym za opuszczenie swych wojsk. Można wymienić także kilku dowódców dywizji, którzy porzucili swych żołnierzy, np. dowódca 2. DP, płk Dojan Surówka. Większość jednak biła się do granic możliwości. Poległo pięciu generałów służby czynnej: Józef Kustroń, Franciszek Wład, Stanisław Grzmot-Skotnicki i Mikołaj Bołtuć w walce z Niemcami. Piąty, gen. Józef Olszyna-Wilczyński, został po prostu zamordowany przez radziecką szpicę pancerną w miejscowości Sopoćkinie.












*** Grzegorz Czwartosz - ZWYCIĘZCÓW NIKT NIE SĄDZI
Polska Zbrojna

...Zbrodnią wojenną jest bierność wobec konieczności udzielenia elementarnej opieki jeńcom. W tym kontekście Stany Zjednoczone obciąża śmierć ok. 18,1 tys. żołnierzy niemieckich pod Bretzenheim na przełomie kwietnia i maja 1945 r. Zmarli na skutek nieudzielenia pomocy medycznej, z zimna i głodu. Trzymani pod gołym niebem, bez latryn, jedzący trawę, nieludzko ścieśnieni i unurzani we własnych ekskrementach mieli niewielkie szanse na przetrwanie.













*** Zapomniane piekło - ARAM MATTIOLI
Die Zeit - 13.12.2001

...Za najazd na Abisynię, ludobójstwo i rządy terroru nie odpowiedział żaden polityk ani dowódca wojskowy Mussoliniego. Włosi nadal unikają rozliczenia zbrodni sprzed 60 lat.









 



*** ZDZISŁAW SKROK - Archeologia niezgody
Rzeczpospolita - 2000.11.10

...Kossinna, ulegając panującym wówczas w Niemczech ezoteryczno-megalomańskim nastrojom, głoszącym rasową i kulturową wyższość starożytnych Germanów nad innymi ludami Europy Środkowej, opracował koncepcję aryjskiej rasy nordyckiej, której przypisał rolę kulturotwórczą w pradziejach Europy. Jego zdaniem, już w epoce neolitu (4500-1800 przed Chr.) plemiona indogermańskie zasiedlały całą Europę Środkową i Zachodnią na zachód od Bugu i Sanu, tworząc na tym terenie cywilizację, której składnikami, według niego, były m.in. osiągnięcia starożytnych Greków, Rzymian i Celtów. Dopiero na obrzeżu tego rozkwitającego obszaru, w lasach Białorusi, bagnach Polesia i stepach Ukrainy umieszczał Kossinna ludy niższe rasowo i kulturowo - Słowian, Traków, Scytów. Fakt, że w pewnym okresie Słowianie przesunęli swe siedziby aż po Łabę, tłumaczył chwilowym osłabieniem germańskiego ducha.

 

 



*** Kultura nadeszła ze Wschodu - Neolityczna rewolucja

...Ponad dziewięć tysięcy lat temu na terenie dzisiejszej Grecji wyrosły pierwsze osady przybyszów ze Wschodu. Sąsiadami rolników były miejscowe społeczności zbieracko-łowieckie - niewielkie grupy wędrujące nieustannie w poszukiwaniu pożywienia. Los tych ludzi zależał od przyrody. Jeśli w okolicy nie rosły jagody ani jadalne kłącza, a stada dzikiej zwierzyny były nieliczne, cała grupa przymierała głodem. Brak pożywienia stanowił jedną z głównych przyczyn wysokiej śmiertelności wśród zbieracko-łowieckiej ludności Europy. Liczebność tej populacji była stała - liczne narodziny równoważyła wysoka śmiertelność. Tymczasem osadnicy z Azji Mniejszej bardzo szybko zadomowili się na terenie naszego kontynentu. Ciepły grecki klimat sprawił, że ziemia rodziła wspaniale. Siali głównie pszenicę, hodowali krowy, owce i kozy. Wysokie plony pozwalały na gromadzenie zapasów żywności. Wysoki przyrost naturalny spowodował, że już ok. 6 tys. lat p.n.e. cały Półwysep Bałkański pokryła gęsta sieć ludnych wiosek. Wtedy historia się powtórzyła: podobnie jak kiedyś z terenów Bliskiego Wschodu, tak teraz z Bałkanów ruszyły dwie fale kolonizacyjne w poszukiwaniu terenów pod uprawy i wypas zwierząt.

 

 



*** Krzysztof Kęciek - Tajemnicza epoka herosów - Przyczyny upadku wspaniałej kultury mykeńskiej do dziś pozostają tajemnicą
Przegląd - 14/2008

...Władcy mykeńscy zgromadzili bajeczne bogactwa - świadczą o tym znajdowane w grobowcach złote maski, klejnoty i broń. Nie wiadomo, czy źródłem tych dostatków był handel, łupieskie wyprawy zamorskie czy też wojskowa służba najemna u monarchów Bliskiego Wschodu, bo z całą pewnością nie rolnictwo i rzemiosło w nieurodzajnej Helladzie. Być może wanaksowie czerpali dochody z tych trzech źródeł naraz. Wątpliwe, czy istniało jednolite królestwo mykeńskie. W dokumentach imperium Hetytów, obejmującego większą część Azji Mniejszej, wymienione jest mające silną armię i flotę państwo Ahijawa, dokonujące wypraw zbrojnych na azjatyckie wybrzeża. Niektórzy naukowcy uważają, że Ahijawa to Achajowie, czyli Mykeńczycy. Nie ma jednak pewności w tej materii, językoznawcy przeczą powyższej identyfikacji, być może Ahijawa to jakaś azjatycka potęga, niemająca z Grekami nic wspólnego.
Świat mykeński skonał wśród krzyków mordowanych i w dymie pożarów. W XIII w. p.n.e. pałace zostały otoczone potężnymi fortyfikacjami - wanaksowie byli świadomi narastającego zagrożenia. Ale cyklopowe mury nie ocaliły dumnych królów. Około 1200 r. p.n.e. Mykeny, Tyryns i inne ośrodki zostały zdobyte i zniszczone - kilka innych pałaców zdołało przetrwać 50 lat dłużej. Cała cywilizacja uległa zagładzie.

 

 



*** Krzysztof Kęciek - Zagadkowy świat Mykeńczyków
Przegląd - 21/2011

...Ok. 1500 r. p.n.e. Mykeńczycy zamiast grobów szybowych zaczęli budować monumentalne groby kopułowe (tholosy). W okolicach Myken znaleziono ich dziewięć. Najwspanialsze to opiewany przez Juliusza Słowackiego skarbiec Atreusa (czyli grób Agamemnona) oraz grób Klitajmestry (aczkolwiek nie wiadomo, jakie imiona mieli pochowani w nich władcy). Ok. 1450 r. p.n.e. Mykeńczycy zdobyli Knossos na Krecie, kładąc kres bajecznej, kolorowej cywilizacji minojskiej, która nie była grecką, nazwanej od imienia mitycznego króla Minosa. Greccy najeźdźcy z kontynentu opanowali całą Kretę, puścili z dymem miasta, zniszczyli sanktuaria minojskich bóstw. Minojczycy posługiwali się tzw. pismem linearnym A. Zwycięzcy przejęli wiele elementów cywilizacji minojskiej, motywy morskie w zdobnictwie i przede wszystkim pismo linearne, które przystosowali do potrzeb języka greckiego. Tak powstało pismo linearne B.

 

 



*** Krzysztof Kęciek - Tajemnicza faraonka z brodą - Dlaczego egipska królowa Hatszepsut jest ikoną feministek?
Przegląd - 21/2007

...Wydaje się, że opowieści o kobiecym pacyfizmie Maatkare należy między bajki włożyć. Hatszepsut nie była tak zapalonym wojownikiem jak Totmes III, lecz z napisów jasno wynika, iż za jej panowania armie Egiptu toczyły bitwy z tradycyjnymi wrogami kraju na południu i wschodzie. Z "nieoficjalnego" graffiti żołnierza imieniem Ti wynika nawet, że faraonka osobiście prowadziła wyprawę do Nubii: "Widziałem, jak król (Hatszepsut) pokonał nubijskich nomadów, widziałem, jak niszczył ziemie Nubii". Wydaje się jednak, że władczyni nieco zaniedbała politykę zagraniczną. Totmes III jako faraon musiał potem podjąć aż 17 wypraw do Azji, gdzie dotarł aż do Eufratu.

 

 



*** Krzysztof Kęciek - Neandertalczyk zjedzony? - Człowiek współczesny mógł traktować swego włochatego krewniaka jako smakowity posiłek
Przegląd - 23/2009

...Kromaniończycy mogli po prostu wymordować neandertalskich kuzynów w bezlitosnej wojnie o tereny myśliwskie, zapewniające bezpieczne schronienie jaskinie czy złoża niezbędnego do wyrobu narzędzi krzemienia. Zdaniem niektórych ekspertów, zagłada neandertalczyków była pierwszym ludobójstwem w dziejach. Teoria paleolitycznych "pól śmierci" i brutalnego zderzenia dwóch ludzkich populacji trafiła do literatury. Brytyjski noblista William Golding napisał powieść "Spadkobiercy", której bohater, neandertalczyk Lok, usiłuje zrozumieć, co się dzieje, gdy jego pobratymcy są bezlitośnie masakrowani przez najeźdźców. Zabójcza moc obcych tak fascynuje Loka, że trudno mu nawet zdobyć się na żal po utraconych towarzyszach.

 

 



*** Krzysztof Kęciek - Zagadka zagłady mamutów - Czy ludzie Clovis dokonali masakry wielkich ssaków w Ameryce?
Przegląd - 10/2009

...Naukowcy do dziś toczą spór, co było przyczyną tego wymierania. W 1963 r. Paul Martin, młody ekolog z uniwersytetu stanu Arizona, wystąpił z hipotezą overkill, co tłumaczone jest jako "wielkie zabijanie". Martin, już profesor w stanie spoczynku, twierdzi, że to ludzie Clovis, wędrujący rozległymi terenami niedawno uwolnionymi od lodu na wschód od Gór Skalistych, wybili ogromne i przedziwne zwierzęta Ameryki. Stworzenia te nigdy przedtem nie widziały człowieka, toteż nie potrafiły się przed nim bronić. Obfitość pokarmu sprawiła, że ludzie Clovis szybko się rozmnażali - myśliwych było coraz więcej. "Wielkie ssaki wymarły nie dlatego, że zabrakło im pożywienia, lecz z tego powodu, że same stały się pożywieniem", napisał Martin, który swoje stanowisko podtrzymuje do dziś.

 

 



*** Krzysztof Kęciek - Starożytny komputer z dna morza - Naukowcy wciąż próbują rozwiązać zagadki słynnego mechanizmu z Antykithiry
Przegląd - 16/2009

...Początkowo badacze przypuszczali, że to szczątki nowożytnego zegara, który przypadkiem opadł na wrak. Nikt nie przypuszczał bowiem, że starożytni Hellenowie potrafili sporządzać tak skomplikowane urządzenia. Koła zębate pokrywały wszakże napisy w języku greckim. Z trudem przyjęto więc do wiadomości, że aparat z Antykithiry pochodzi z czasów starożytnych. Podobny poziom dokładności i precyzji mechanicy osiągnęli po upływie tysiąca lat. Niektórzy uważają nawet, że dopiero zegary z XVIII w. dorównują złożonością starożytnemu komputerowi. Przez dziesięciolecia trwało żmudne czyszczenie mechanizmu, którego trzy najważniejsze fragmenty wystawione są w Muzeum Archeologicznym w Atenach. Jako pierwszy po prawie 20 latach badań rekonstrukcję starożytnego komputera wykonał w 1974 r. Derek de Solla Price z uniwersytetu w Yale. Podczas swych dociekań współpracował z greckim fizykiem nuklearnym Charalamposem Karakalosem, który prześwietlił aparat z Antykithiry promieniami rentgena i gamma. Zgodnie z tym modelem aparat składał się z 27 kół. Wskazówka na przedniej tarczy wskazywała coroczną wędrówkę Słońca i Księżyca poprzez znaki zodiaku, przy czym nazwy miesięcy pochodzą z kalendarza egipskiego.

 

 



*** Krzysztof Kęciek - Zagadkowy dysk z Fajstos - Kalendarz, amulet czy starożytny podręcznik technik seksualnych?
Przegląd - 23/2008

...Na dysku dostrzec można 45 różnych znaków (cała inskrypcja składa się z 241 znaków). Znaki przedstawiają ptaki, topory, kwiaty, ryby, ludzi z "punkową" fryzurą. Badacze nie są zgodni, czy to pismo sylabiczne czy obrazkowe, czy może nawet alfabetyczne. Zdumiewające, że znaki nie zostały sporządzone ręką, lecz wyciśnięte czymś w rodzaju stempelków (lub matrycą). Niemiecki lingwista Herbert Brekle twierdzi więc, że napis na dysku wykonany został "dokładnie według zasady typograficznej", jest zatem najstarszym drukowanym dokumentem świata, który powstał ponad 3 tys. lat przed wynalazkiem Gutenberga. Amerykański biolog Jared Diamond w wydanej także u nas książce "Wynalazki, strzelby, maszyny" napisał, że dysk z Fajstos jest przykładem postępu technicznego, który został dokonany w niewłaściwym czasie, niejako za wcześnie. Minojczycy najwyraźniej wynaleźli zasadę druku, ale jej nie rozpowszechnili. Pisanie ręką na glinie było przecież znacznie łatwiejsze niż sporządzanie i odciskanie stempelków. Wynalazek poszedł więc w zapomnienie. W czasach Gutenberga sytuacja była zupełnie inna. W znacznie bardziej rozwiniętym społeczeństwie późnośredniowiecznym wynalazek druku został przyjęty entuzjastycznie i znalazł licznych sponsorów.

 

 



*** Krzysztof Kęciek - Rzymianie w Państwie Środka? - Badania DNA mogą wyjaśnić zagadkę zaginionego w Chinach legionu Marka Krassusa
Przegląd - 15/2007

...Do dziś nie jest pewne, co się stało z tysiącami Rzymian, pojmanymi pod Karrai. Prof. Dubs przypuszcza, że niektórzy uciekli, podążyli na wschód i przyłączyli się do wojowniczych Hunów. Państwo chińskie pod wodzą prężnej dynastii Han prowadziło wtedy wojny z Hunami. Chiński historyk Ban Gu (32-92 n.e.) napisał "Dzieje Dawnej Dynastii Han". Jak wynika z tego dzieła, w 36 r. p.n.e. dwaj cesarscy wodzowie, Gan Janszou i Czen Tang, dowodzący wojskami w Regionach Zachodnich (obecnie Xinjiang i część Azji Środkowej), poprowadzili 40-tysięczną armię przeciwko Hunom, siedzącym wokół miasta Zhizhi (obecnie Dżambuł w południowym Kazachstanie na przedgórzu Tien-szanu). Zdumieni chińscy woje spostrzegli, że miasto było ufortyfikowane drewnianymi palisadami, wzmocnionymi przez potężne pnie. W Azji Środkowej Hunowie nie znali takiej techniki budowania twierdz, natomiast jest ona charakterystyczna dla sztuki wojennej Rzymian. W bitwie pod Zhizhi niektórzy przeciwnicy Chińczyków zastosowali zadziwiającą taktykę - połączyli swe tarcze tak ściśle, że przypominały rybie łuski. Przypomina to słynny rzymski szyk bojowy, zwany żółwiem (testudo). Oddział tworzący żółwia osłaniał się zachodzącymi na siebie tarczami ze wszystkich stron, także od góry. Mimo wsparcia bitnych legionistów Hunowie ponieśli klęskę. Armia dynastii Han wzięła 1,5 tys. jeńców, wśród których znalazło się jakoby 145 dawnych żołnierzy Krassusa.

 

 



*** Krzysztof Kęciek - Najstarsza świątynia świata
Przegląd - 17-18/2007

...Prawdopodobnie ludzie, którzy wywędrowali spod Göbekli Tepe, założyli około 7500 r. p.n.e. Çatalhöyük, osadę, nazywaną przez niektórych nieco na wyrost najstarszym miastem świata. W rzeczywistości było to swego rodzaju pueblo czy też komuna bez fortyfikacji, świątyń czy budynków publicznych. Gliniane domy stojące ciasno jeden przy drugim były bardzo podobne - wśród około 5 tys. ludzi tłoczących się w Çatalhöyük nie było warstw społecznych. Mieszkańcy osady uprawiali ziemię i hodowali kozy, ale też wciąż wyprawiali się na łowy w okoliczne góry. Można przypuszczać, że także oni w końcu wybili wszelkie łowne stworzenia - około 6000 r. p.n.e. motyw dzikich zwierząt znika ze ściennych malowideł. Wkrótce potem osada została opuszczona. Rolnictwo i hodowla wciąż były za mało wydajne, aby utrzymać większe skupiska ludzkie. Musiały minąć jeszcze dwa tysiąclecia, zanim w Mezopotamii powstały pierwsze miasta. Ich budowniczowie, znający już sztuczne nawadnianie, osiągali wysokie plony. Być może czerpali też z odległych w czasie doświadczeń tajemniczych łowców z Göbekli Tepe.

 

 



*** Krzysztof Kęciek - Krwawy szturm na Hamoukar
Przegląd - 5/2007

..."Mieszkańcy Uruk mieli tylko zboże", wyjaśnia Margarete von Ess z Niemieckiego Instytutu Archeologicznego, prowadząca wykopaliska w Kraju Dwurzecza. A władcy i kupcy z Uruk spragnieni byli drzewa cedrowego, obsydianu i rud metali. Można je było znaleźć tylko na Północy. Prawdopodobnie około 3500 r. p.n.e. z Uruk pociągnęła ku Anatolii wielka wyprawa orężna. Ta pierwsza zorganizowana wojna w dziejach ludzkości była zarazem pierwszym konfliktem o surowce. Obrońcy walczyli do upadłego, lecz wojownicy Uruk przełamali wszelki opór, zdobyli Hamoukar, Tell Brak i inne miasta Północy. Niedobitkom narzucili nie tylko swe panowanie, ale także wpływy kulturalne. "Przemysłowo-handlowa" cywilizacja Górnej Mezopotamii przestała istnieć. Odtąd przyszłość miała należeć do Południa, gdzie powstały z czasem potężne starożytne królestwa Sumeru czy później Babilonii. Napływ surowców z ujarzmionej Północy doprowadził do prawdziwego cudu, jakim była eksplozja cywilizacji okresu Uruk (do 3150 r. p.n.e.).

 

 



*** Agnieszka Krzemińska - Kupa skarbów
Polityka - 2005-12-17

...Większość znalezisk w latrynach to różnego rodzaju naczynia. Najczęściej to zwykłe gary kuchenne, wykorzystywane niekiedy jako naczynia nocne (prawdziwe nocniki pojawiają się dopiero w latrynach nowożytnych). Równie często znajdowane są jednak naczynia, które z pewnością stanowiły ozdobę stołu mieszczanina - wspaniałe cynowe dzbany, nadreńskie kamionki, szkliwione dzbany do wina, fajanse z Holandii, Włoch, Francji, a nawet chińska porcelana. - W jednej z latryn elbląskich znaleźliśmy XV-wieczny talerz z mauretańskiej Hiszpanii, który jest jednym z sześciu podobnych zachowanych w Europie. Mamy też szklany kielich w kształcie fallusa z przełomu XV i XVI w., jedyny tego typu zabytek znany z wykopalisk - chwali się Nawrolska. Znalezione naczynia dowodzą nie tylko zamożności hanzeatyckiego miasta, ale i bogatych kontaktów handlowych.











Polski Słownik Biograficzny







*** Józef Piłsudski

...Przedstawiciele PPS (Piłsudski i Tytus Filipowicz) zaproszeni zostali do Tokio, dokąd udali się w pierwszej połowie czerwca przez Stany Zjednoczone. Do Tokio przybyli 10 VII i okazało się, że gości tu również Roman Dmowski z misją diametralnie różną (starał się on bowiem przekonać Japończyków o szkodliwości dla interesów Japonii powstania polskiego w zaborze rosyjskim). Piłsudski w memoriale złożonym 13 VII przedstawiał niejednolitość narodowościową Rosji, wprowadzając rozróżnienie na narody historyczne (Polacy, Finowie, Gruzini i w pewnym stopniu Ormianie) i niehistoryczne (Litwini, Białorusini, Łotysze). Wskazywał, że celem politycznym PPS jest "rozbicie państwa rosyjskiego na główne części składowe i usamodzielnienie przemocą wcielonych w skład imperium krajów. Uważamy to nie tylko jako spełnienie kulturalnych dążeń naszej ojczyzny do samodzielnego bytu, lecz i jako gwarancję tego bytu, gdyż Rosja, pozbawiona swych podbojów, będzie o tyle osłabiona, że przestanie być groźnym i niebezpiecznym sąsiadem". W załączonym projekcie umowy przewidywano m.in. organizację legionu polskiego (z jeńców-Polaków z armii rosyjskiej) i akcję polityczną Japonii na rzecz sprawy polskiej. Zarówno koncepcja tego legionu polskiego, jak i wszelkie postulaty polityczne zostały przez Japończyków odrzucone. Zainteresowali się jedynie akcją wywiadowczą i sabotażową, na którą oprócz pewnych ilości broni, amunicji i środków wybuchowych przekazali łącznie ok. 20 tys. funtów. Miało to duże znaczenie dla samodzielności Piłsudskiego i jego współtowarzyszy wobec CKR, przed którym akcję japońską utrzymywano w tajemnicy.








*** Władysław Sikorski

...Dn. 6 VIII Sikorski został mianowany dowódcą 5. armii, mającej pierwotnie za zadanie obronę odcinka na północ od Modlina, po granicę polsko-niemiecką w Prusach Wschodnich. Podejmując kontruderzenie w kierunku na Nasielsk i Ciechanów, 5. armia od 15 VIII wiązała skutecznie siły 15. i 3. Armii Czerwonej, przyczyniajac się do sukcesu, który przyniosło uderzenie znad Wieprza. Dn. 30 VIII Sikorski objął dowództwo 3. armii, prowadzącej od 11 IX skuteczne działania ofensywne na Wołyniu i na Polesiu - 26 IX zdobyła ona Pińsk. Następnie Sikorski objął dowództwo nowej 3. armii, walczącej na północno-wschodnim odcinku frontu polskiego, m.in. zabezpieczającej działania na Wileńszczyźnie. Wg Michała Kossakowskiego, Sikorski należał wówczas do nielicznych wyższych dowódców, na których mógł liczyć Piłsudski.








*** Edward Rydz-Śmigły

...Dn. 1 IX 1939, z chwilą wybuchu wojny, Rydz-Śmigły objął stanowisko naczelnego wodza i został mianowany przez prezydenta RP jego następca. Dążył do ustabilizowania obrony do czasu rozpoczęcia przez aliantów działań wojskowych, co - jak wiadomo - nie nastąpiło. Próbował dowodzić bezpośrednio wszystkimi związkami operacyjnymi. Dn. 9 IX przeniósł stanowisko dowodzenia z zagrożonej przez Niemców Warszawy do twierdzy w Brześciu nad Bugiem, a w trzy dni później do Włodzimierza Wołyńskiego. Wykazywał wielkie opanowanie i spokój w najcięższych chwilach, nie stanął jednak na wysokości zadania. Niektóre rozkazy były spóźnione, brak im było zdecydowania i spójności; przejawiło się to m.in. przy podejmowaniu decyzji w sprawie zwrotu zaczepnego armii "Poznań" do bitwy nad Bzurą. Nie miał strategicznej myśli przewodniej, gubił się w szczegółach.








*** Kazimierz Sosnkowski

...Gdy powstanie wybuchło Sosnkowski powrócił do Londynu (6 VIII) i starał się u brytyjskiego szefa sztabu A. Brooke'a i ministra lotnictwa A. Sinclaira o zorganizowanie pomocy dla walczącej Warszawy, m.in. domagał się od aliantów zgody na przerzucenie tam 1. Samodzielnej Brygady Spadochronowej. Widząc fiasko swych zabiegów wydał 1 IX rozkaz nr 19 do AK, w którym zarzucił sprzymierzonym "oportunizm polityczny", opuszczenie Polaków "na froncie wspólnego boju z Niemcami", mimo posiadania "technicznej potęgi", odwołując się do zobowiązań sojuszniczych, żądał dostaw broni oraz amunicji i oznajmiał, że jeśliby ludność stolicy "przez bierność, obojętność, czy zimne wyrachowanie wydana została na rzeź masową, wówczas sumienie świata obciążone będzie grzechem krzywdy straszliwej i w dziejach niebywałej". Rozkaz ten wywołał skandal polityczny w Londynie, zarówno Wielka Brytania i ZSRR, jak i rząd Mikołajczyka, postawiły wymóg udzielenia dymisji Sosnkowskiemu. Raczkiewicz ugiął się i 30 IX, wbrew zdaniu Krajowej Rady Ministrów, Komorowskiego oraz wielu generałów Polskich Sił Zbrojnych, zdymisjonował Sosnkowskiego, przyznając w rozmowie z nim: "mam pełną świadomość, że popełniam czyn niegodny".








*** Juliusz Słowacki

...Dn. 17 VIII tegoż roku matka wyszła bowiem powtórnie za mąż, za Augusta Bécu i Słowacki wraz z nią i ojczymem znalazł się ponownie w Wilnie, gdzie rodzina zamieszkała przy ul. Zamkowej 24, w gmachu uniwersytetu. Matka prowadziła w Wilnie salon, który w czerwcu 1822 odwiedził m.in. Adam Mickiewicz. Wtedy to 13-letni Słowacki był świadkiem polemiki między Janem Śniadeckim a Mickiewiczem. Ten i kolejny incydent (drwiny ojczyma z "Dziadów") wywołały - rzekomo - oburzenie, a nawet płacz przyszłego poety. Antoni Edward Odyniec zapamiętał Słowackiego jako "malca o dużych, czarnych, pałających oczach", z nieodłącznym "pierwiastkiem pychy [...] wyrażającym się już to głośnym sarkazmem, już ironicznym tylko uśmiechem na ustach", co wziął po ojcu, po matce zaś - "nerwową wrażliwość, bujną imaginację i w ogólności usposobienie poetyczne". Matka miała ogromny wpływ na jego oczytanie, a także wcześnie rozbudzone ambicje literackie.








*** Henryk Sienkiewicz

...W ostrym konflikcie z pisarzem znalazła się znaczna część pokolenia Młodej Polski. Sienkiewicz skrytykował ostro egotyzm, pesymizm i estetyzm modernistów już w obszernej dygresji jubileuszowego szkicu Maria Konopnicka (1902). W r. 1903 odpowiadając na ankietę "Kuriera Teatralnego" w sprawie "repertuaru pesymistyczno-zmysłowego", określił ten kierunek słowami "ruja" i "porubstwo" i uznał go za szkodliwy etycznie i bezwartościowy artystycznie. Kontrofensywa młodych nastąpiła na łamach "Głosu". Zaprotestował przeciw oskarżeniom Przybyszewski, z atakiem frontalnym wystąpił Stanisław Brzozowski; jeszcze brutalniej potraktował Sienkiewicza Wacław Nałkowski (także w broszurze "Sienkiewicziana", Kr. 1904). Zarzucano mu zdradę dawnych przekonań, idealizowanie szlachetczyzny i w ogóle karykaturowanie historii, "lenistwo ducha", płytką religijność, zobojętnienie na kwestie społeczne, gloryfikację groszoróbstwa, wręcz wysługiwanie się klasom panującym, a także - zmanierowanie stylistyczne. W obronie Sienkiewicza wystąpiło kilku publicystów prawicowych, m.in. Władysław Rabski; sam pisarz nie zareagował.








*** Tadeusz Reytan

...Stanisław August w swych pamiętnikach twierdzi, że Rejtan popadł w rozstrój umysłowy, przejawem czego miało być przyjęcie pruskiej asysty wojskowej. Opisy zachowania się Rejtana w dn. 19-22 IV 1773 mówią o jego wielkiej pobudliwości psychicznej i gwałtowności reakcji. Dn. 19 III 1775 miał popaść w obłęd i bracia musieli go siłą wywieźć do domu do Hruszówki, gdzie w małym dwuizbowym budynku o zakratowanych oknach przebywać miał, nie odzyskawszy zdrowia, do samobójczej śmierci. Odebrał sobie życie kalecząc się szkłem 8 VIII 1780.












HISTORIA NAJNOWSZA POLSKI

wg. Antoniego Dudka








*** Antoni Dudek - Gorbaczow pod stołem
"Wprost" - 11 kwietnia 2004

...W lipcu 1989 r., już po opublikowaniu głośnego artykułu "Wasz prezydent, nasz premier", Adam Michnik wraz z Andrzejem Wajdą przebywali w Moskwie, gdzie prowadzili rozmowy m.in. w Wydziale Zagranicznym KC KPZR. Ich szczegóły nie są znane, ale wymowny wydaje się sposób, w jaki w Moskwie zareagowano na powstanie rządu Mazowieckiego. W protokole z posiedzenia sowieckiego Biura Politycznego z końca września 1989 r. znalazł się zapis mówiący o konieczności współpracy ze wszystkimi "konstruktywnymi siłami politycznymi w PRL opowiadającymi się za (...) wypełnianiem sojuszniczych zobowiązań Polski w ramach Układu Warszawskiego" oraz polecenie, by ministerstwa i instytucje mające kontakty z Polską "wypełniały wszystkie zobowiązania i umowy, (...) nie dopuszczając do obniżenia poziomu współpracy z PRL".









*** ANTONI DUDEK - Reglamentowana rewolucja
Rzeczpospolita - 2004.02.07

...Najpóźniej z początkiem 1988 r. Rosjanie zaczęli szukać kontaktów z różnymi środowiskami polskiej opozycji, postrzegając w nich potencjalnych partnerów do przyszłych rozmów o nowym układzie sił nad Wisłą. Szczegóły tych rozmów kryją kremlowskie archiwa oraz pamięć tych działaczy opozycji, z którymi nawiązano wówczas pośrednie lub bezpośrednie kontakty. Z zachowanych szyfrogramów Grupy Operacyjnej "Wisła" (placówka polskiego kontrwywiadu pracująca w Moskwie na podstawie porozumienia z KGB) wynika na przykład, że władze radzieckie jeszcze w kwietniu 1988 r. zamierzały zaprosić do Moskwy Adama Michnika. Zrezygnowały z tego dopiero wskutek wyraźnego sprzeciwu ze strony kierownictwa PRL. Jednak w 1988 r. przynajmniej część kierownictwa PZPR podejrzewała, że Rosjanie nawiązali kontakt z niektórymi osobami z kręgów umiarkowanej opozycji.









*** Niesprawdzony rzad - rozmowa z dr. ANTONIM DUDKIEM
Dziennik Polski - 28.12.2004

...Na temat agentury w rzadzie Tadeusza Mazowieckiego nie mamy dotychczas informacji, ale od dawna dysponujemy rozkazem gen. Dankowskiego z lipca 1989 r., w ktorym mowa jest o tym, ze agenci, ktorzy zostali parlamentarzystami, maja zostac wyrejestrowani, czyli usunieci z kartotek SB, ale nalezy z nimi utrzymac kontakt operacyjny. Pierwszy rozkaz, jaki otrzymali agenci parlamentarzysci dotyczyl wyboru na prezydenta gen. Wojciecha Jaruzelskiego (Jaruzelski zostal prezydentem przewaga jednego glosu - przyp. red.). Przez analogie mozna stwierdzic, ze zadania do wykonania otrzymywali rowniez tajni wspolpracownicy, ktorzy byli agentami w poszczegolnych ministerstwach rzadu Mazowieckiego.









*** Antoni Dudek - Zakazane tematy. O czym w Polsce nie można pisać
FAKT EUROPA - 29.09.2004

...Kiedy przed kilku laty w ferworze dyskusji, prowadzonej na falach publicznego radia, ośmieliłem się stwierdzić, że gen. Wojciech Jaruzelski ma krew na rękach, redaktor, który zaprosił mnie do studia, musiał się z tego gęsto tłumaczyć. A przecież nawet zagorzali obrońcy generała nie kwestionują, że w stanie wojennym zabito kilkadziesiąt osób. Domagają się tylko, by nazywano to "mniejszym złem".











> INSTYTUT PAMIĘCI NARODOWEJ <








*** CENA WYGRANEJ - O problemach wsi w PRL z Tomaszem Berezą, Leszkiem Próchniakiem, Ryszardem Śmietanka-Kruszelnickim rozmawia Barbara Polak
Biuletyn IPN

...Po dwudziestu latach od wprowadzeniu stanu wojennego generał Jaruzelski, cytuję za "Gazetą Wyborczą", powiedział: "Uzasadnione jest dziś mówienie o wielkiej, historycznej Solidarności. Ale była też Solidarność Rolników Indywidualnych [...], która obiecywała bułkę z szynką, lecz trzymała i bułkę, i szynkę na zapiecku". Tak generał definiuje cel i zasady działania społeczności wiejskiej i powody, dla których powołano związek chłopski. To kwintesencja komunistycznego myślenia - dobra solidarność robotnicza i zła solidarność chłopska.









*** PRZEWODNIA SIŁA NARODU - O ROBOTNIKACH W PRL Z HISTORYKAMI ŁUKASZEM KAMIŃSKIM i STANISŁAWEM JANKOWIAKIEM ROZMAWIA BARBARA POLAK
Biuletyn IPN

...Trzeba pamiętać, że od 1947 r. urzędy bezpieczeństwa tworzą tzw. referaty ochrony, czyli swoje ekspozytury w zakładach pracy. Właśnie w zakładach pracy była najbardziej rozbudowana sieć agenturalna, poza tym jeszcze w środowiskach PSL, byłego podziemia. Środowisko robotnicze było bardzo intensywnie inwigilowane przez władze, nawet nie po to, żeby je kontrolować, tylko żeby zastraszać. W zakładach pracy wiedziano, kto jest z urzędu bezpieczeństwa. Mimo to istniały pewne formy oporu - ktoś coś powiedział, jakiś dowcip polityczny, napisał w toalecie hasło przeciwko Stalinowi. Bardzo dużo tych haseł spotykano w zakładach pracy. Referat ochrony szukał sprawcy. I taka osoba znikała.









*** MIĘDZY MODERNIZACJĄ A MARNOTRAWSTWEM - O gospodarce PRL z historykiem Krzysztofem Madejem rozmawia Barbara Polak
Biuletyn IPN

...Silna militaryzacja przemysłu rozpoczęła się w okresie kryzysu wywołanego wojną koreańską. Różne gałęzie przemysłu zaczęły pracować na rzecz zbrojeniówki. Szacuje się, że wydatki na zbrojenia w latach 1950-1955 wyniosły około 4 mld dolarów. Pod koniec realizacji planu sześcioletniego na potrzeby wojska pracowało 166 zakładów. Liczebność armii wzrosła ze 140 tys. w 1948 r. do ponad 400 tys. w 1953 r. Wydatki na infrastrukturę pochłonęły miliard ówczesnych dolarów - wybudowano wtedy między innymi kilka linii kolejowych prowadzących do granicy wschodniej, stacje przeładunkowe, również lotniska wojskowe w Modlinie i na Bemowie. Takie zmiany dotyczyły nie tylko Polski.









"SOCJALIZMU BĘDZIEMY BRONIĆ JAK NIEPODLEGŁOŚCI" - O propagandzie PRL z Jerzym Eislerem rozmawia Barbara Polak
Biuletyn IPN

...Autor znakomitej książki o kulcie Stalina w Polsce w latach 1944-1956, Robert Kupiecki, zadał sobie pytanie, czy ten parareligijny kult został importowany ze Związku Radzieckiego, czy też były w tym elementy rodzimego kultu, na przykład marszałka Józefa Piłsudskiego. Mimo że może nam się to nie podobać - tak jednak w znacznym stopniu właśnie było. W latach trzydziestych można było usłyszeć w Polskim Radiu takie zawołanie sławnego lektora i spikera Tadeusza Bocheńskiego: "Bądź pozdrowiony Zułowie (miejsce urodzin Marszałka), polski Betlejemie". To się co najmniej ocierało o świętokradztwo. Kult Stalina, który - w oczach komunistycznych propagandystów - miał być najgenialniejszym i najwspanialszym człowiekiem pod słońcem, w znacznym stopniu wywodził się z tego właśnie rodzimego pnia, przy czym fakt, że system był ateistyczny, laicki, świecki, antyreligijny i antyklerykalny - nie miał tutaj nic do rzeczy.









*** POLITYKA WOBEC HISTORII, HISTORIOGRAFIA WOBEC POLITYKI: PRL i III RZECZPOSPOLITA
Biuletyn IPN

...Paweł Machcewicz - Parę słów chciałbym poświęcić kwestii totalitaryzmu. Uważam, że pojęcie to jest bardzo ważne przy analizie PRL. W Polsce w latach 1947-1954 budowano państwo totalitarne i wprowadzano wzorce sowieckie we wszystkich dziedzinach życia. Potem nastąpiła odwilż - przełom 1956 r., który rozpoczął detotalitaryzację systemu. Pozostała jednak nie tylko tendencja totalitarna, lecz również struktury powstałe w fazie totalitarnej. Moim zdaniem była zasadnicza różnica między komunizmem nawet w fazie posttotalitarnej a klasycznymi reżimami autorytarnymi. Zakres kontroli nad różnymi formami życia był w Polsce, nawet u schyłku lat osiemdziesiątych, znacznie większy niż w Hiszpanii generała Franco. Tam nigdy państwo czy partia tak bardzo nie ingerowały w życie ekonomiczne, kulturalne czy społeczne. W PRL niemal do końca trwały posttotalitarne struktury, mimo że nie były już wypełniane totalitarną treścią. Fakt ten determinował w znacznej mierze rzeczywistość, w której funkcjonowali zarówno aktorzy obozu rządzącego, jak i opozycji.









*** WALDEMAR GRABOWSKI - KALKSTEIN I KACZOROWSKA W ŚWIETLE AKT UB
Biuletyn IPN - 2004, nr 8/9

...Według pewnych informacji 25 marca 1944 r. Wojskowy Sąd Specjalny skazał trójkę zdrajców na karę śmierci. Inne informacje mówią, że pełny obraz zdrady Kalksteina i Kaczorowskiej został przedstawiony dopiero w zeznaniach Świerczewskiego, który w maju 1944 r. usiłował nawiązać kontakt z konspiracją. Występował wówczas jako kurier "na wschód", który utracił kontakt organizacyjny. 20 czerwca 1944 r. Eugeniusz Świerczewski został zlikwidowany przy ul. Krochmalnej. Przesłuchanie zdrajcy przeprowadził Stefan Ryś "Józef", zastępca kierownika Wydziału Bezpieczeństwa i Kontrwywiadu Oddziału II KG AK. Świerczewski miał przyznać się do wydania Roweckiego. Warto jednak zauważyć, że w zeznaniach Stefana Rysia z 24 marca 1954 r. brak wiadomości o wydaniu "Grota" przez Świerczewskiego, jest natomiast długa lista osób wydanych, a będących pracownikami wywiadu i łączności AK. Kontrwywiad AK poszukiwał Kalksteina i Kaczorowskiej.









*** Konrad Białecki - LEPSI KATOLICY? (Kościół polskokatolicki a SB)
Biuletyn IPN - nr 3, 2004 r.

..."Pojechałem i tu 20 IX 1957 r. ob. dyr. Jan Lech zakomunikował mi, rzecz krótko ujmując, że mam wstąpić do Kościoła Narodowego i tu zostać biskupem naczelnym tegoż Kościoła. Po paru rozmowach doszedłem do przekonania, że na propozycję tę nie mogę się nie zgodzić, bo inaczej nie otrzymam żadnej odpowiedniej pracy. Nie mając innego wyjścia, wyraziłem zgodę warunkową: przez jakiś czas chciałem być tylko redaktorem czasopisma kościelnego »Posłannictwo« i ew. wydawnictw broszurowych i profesorem Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej, by bliżej przyjrzeć się temu Kościołowi, chociaż idea polskiego katolicyzmu pociągnęła mnie względnie szybko, wszelako nie odpowiadało mi przywdziewanie na nowo szat duchownych. [...] Wreszcie nie mając innego wyjścia, zostałem bowiem w międzyczasie zupełnie osaczony, zgodziłem się być duchownym w tym Kościele ufając, że tak poważna instytucja państwowa jak Urząd do Spraw Wyznań nie zawiedzie mnie".









*** Wojciech Frazik - OPERACJA "CEZARY" - PROWOKACYJNA V KOMENDA WiN
Biuletyn IPN - nr 1/2, 2008 r.

...W kwietniu 1948 r. ponownie przybył do Polski kurier Boryczko "Adam". Mimo początkowej nieufności wobec podejmującego go Wendrowskiego, uwierzył w autentyczność organizacji, gdy na kolejnym spotkaniu pojawił się znany mu już Sieńko. "Adam" powrócił na Zachód z informacją o utworzeniu tzw. V Komendy WiN. Rozpoczęła się w ten sposób operacja "Cezary" - jedna z największych i najważniejszych gier operacyjnych komunistycznego aparatu bezpieczeństwa, prowadzona przez MBP w latach 1948-1952. Była ona wymierzona w pozostałości struktur konspiracyjnych w Polsce oraz Delegaturę Zagraniczną WiN i, szerzej, środowiska polskiej emigracji politycznej, a także wywiady anglosaskie. Jej istotą było pozorowanie przez MBP istnienia konspiracyjnej organizacji niepodległościowej, by w ten sposób docierać do osób pozostających jeszcze w konspiracji, przejmować pod swoją kontrolę ewentualne struktury, a także dezinformować delegaturę i współpracujące z nią wywiady zachodnie. MBP planowało przejąć winowskie drogi łączności z Zachodem, a wykorzystując silną pozycję delegatury na uchodźstwie, kontrolować z czasem relacje kraj-emigracja.









*** PRZEWODNIA SIŁA NARODU - O POLSKIEJ ZJEDNOCZONEJ PARTII ROBOTNICZEJ Z ŁUKASZEM KAMIŃSKIM ROZMAWIA BARBARA POLAK
Biuletyn IPN - nr 5/2002

...Na początku lat sześćdziesiątych pojawia się kolejna grupa, bardzo skrajna i w związku z tym bardzo nieliczna, ale posiadająca pewne wpływy w aparacie partyjnym i aparacie bezpieczeństwa - Komunistyczna Partia Polski Kazimierza Mijala. Dzięki ambasadzie Albanii (Mijal uciekł do Albanii) dysponowała ona pewnymi środkami propagandowymi. Przemycano drukowane w Albanii ulotki, ostro atakujące "pana" Gomułkę - nie uważanego za towarzysza. Tę grupę spotykały takie same represje jak ówczesną opozycję - były procesy sądowe, ujawnieni członkowie KPP byli usuwani z aparatu i z partii. Prowadzili swoją podskórną działalność aż do 1981 r., ożywiając się w momentach kryzysu. Ich ulotki pojawiły się w różnych miejscach kraju w grudniu 1970 r. i wzywały między innymi do prawdziwej rewolucji. Pojawia się też w KPP grupa prochińska, zwłaszcza po 1966 r., po rewolucji kulturalnej i po powrocie do władzy Mao. Ambasada chińska uprawiała w Polsce propagandę, której obiektem i odbiorcą była też część PZPR. Partia polska bardzo pilnie śledziła, kto chodzi do ambasady chińskiej, kto się spotyka, kolportuje literaturę. W marcu 1968 r. i grudniu 1970 r. KPP ma nadzieję przejąć władzę, są to nadzieje całkowicie złudne, bo nigdy nie miała ona istotnych wpływów w aparacie, jedynie pojedyncze, sympatyzujące z nią osoby, zwłaszcza z kręgów starych komunistów.









*** Bogumił Grott - UKRAIŃSKI NACJONALIZM A POLSKA POLITYKA WOBEC UKRAINY I UKRAIŃCÓW
Biuletyn IPN - nr 7-8, 2010 r.

...Naród dla Doncowa stanowił osobny gatunek w przyrodzie, był wartością najwyższą; absolutem, wyrastającym nawet ponad Boga. Doncow rzucił hasło: "nacja ponad wszystko". W jej obrębie miała obowiązywać hierarchia z wodzem o nieograniczonej władzy na czele. Widać tu podobieństwo do hitleryzmu i faszyzmu włoskiego. Wódz miałby do dyspozycji "mniejszość inicjatywną" - ludzi uznanych za lepszych wobec reszty narodu, który w swojej masie był traktowany dość pogardliwie. Ta "mniejszość inicjatywna" miałaby prawo stosowania w stosunku do reszty społeczeństwa "twórczej przemocy", co oznaczało zapowiedź zupełnego nieliczenia się tak pojętej elity z opinią społeczną i szerokiego stosowania przymusu i represji. Tak też było w UPA, gdzie terror w stosunku do jej członków był na porządku dziennym, a rolę "mniejszości inicjatywnej" spełniała OUN. Była to więc dyktatura jednej partii, tak charakterystyczna dla systemów totalitarnych. Doncow mówił wprost, że właśnie taka partia powinna podporządkować sobie i "zdynamizować" masy, a opornych i sceptyków po prostu usuwać lub nawet fizycznie likwidować.









*** Lucyna Kulińska - DZIAŁALNOŚĆ TERRORYSTYCZNA UKRAIŃSKICH ORGANIZACJI NACJONALISTYCZNYCH W POLSCE W OKRESIE MIĘDZYWOJENNYM
Biuletyn IPN - nr 7-8, 2010 r.

...Przy użyciu lignosytu udało się terrorystom wysadzić jeden obiekt publiczny w Sądowej Wiszni (28 czerwca 1922 r.). Do niszczenia linii telefonicznych i telegraficznych używano pił ręcznych, zaś do przecinania drutów - specjalnych nożyc. Maszyny (głównie parowozy) uszkadzano specjalnym proszkiem, którym dysponowali terroryści - był to materiał ścierny o wysokiej twardości, tzw. karborundum (współcześnie: karborund). Dosypany do oleju smarującego powodował uszkodzenie silników, pomp wtryskowych, napędów, a nawet wybuchy kotłów parowych. Śledztwa wykazały też, że bojówki dysponowały preparatami chemicznymi, którymi planowano zabijać (truć) polskich urzędników administracyjnych i policyjnych. Były to m.in. cukierki nasycone cyjankiem potasu. Władzom nie udało się ustalić, czy i w stosunku do kogo próbowano ich używać.









*** Ewa Siemaszko - BILANS ZBRODNI
Biuletyn IPN - nr 7-8, 2010 r.

...Dalsze badania ukraińskiego ludobójstwa dokonanego na Polakach z całą pewnością powiększą liczbę ofiar zidentyfikowanych z nazwiska, natomiast ostrożność badawcza powstrzymuje przed twierdzeniem, że łączna prawdopodobna liczba 130 800 ofiar na Wołyniu i Małopolsce ulegnie istotnej zmianie. Do całości strat spowodowanych zbrodniami OUN-UPA należy jeszcze dodać liczbę, wstępnie określoną na ok. 3 tys., Polaków zamordowanych na Lubelszczyźnie i nieznaną liczbę ofiar z południowych powiatów woj. poleskiego, graniczących z Wołyniem.









*** JANUSZ MARSZALEC - ZDOBYCIE ARCHIWUM DELEGATURY RZĄDU PRZEZ AL I GESTAPO
Biuletyn IPN - nr 62/63, 2006

...Najważniejsza część operacji, jaką było wydobycie archiwum, dokonała się na strychu oraz w pokoju "Kruka", gdzie wyrwano w tym celu fragment podłogi, a z biurka powyłamywano zamki. "Aleksandrowi" asystowali w tym alowcy, nie ujawniając zdobytego materiału przed mipowcami i zamkniętym w drugim pokoju gestapowcem. Materiał był natychmiast pospiesznie segregowany. Od razu wyodrębniono dokumenty antykomunistyczne. Zabrał je Hrynkiewicz, przekazując pozostały materiał gestapowcowi. Był to duży zbiór informacji dotyczących spraw niemieckich. Nie powiodła się natomiast zaplanowana przez "Aleksandra" likwidacja "Kruka" przez podanie mu trucizny. Kupecki wyczuł podejrzany metaliczny smak i wypluł cyjanek, krztusząc się. Dramatyzmu sytuacji dodawała histeria jego żony, szybko jednak sterroryzowanej pistoletem przez Wiechockiego i Romanowskiego. Wkrótce potem Kupecki wbrew planom Hrynkiewicza został przesłuchany przez agenta gestapo, co niezwykle zdenerwowało bojowców z AL, obawiających się dekonspiracji "Aleksandra" i swojej kompromitacji w związku z niewykonaniem rozkazu. Tymczasem po zakończonej akcji "Aleksander" nie czynił im większych wymówek, żałując tylko, że nie zadusili Kupeckiego własnymi rękami.









*** PIOTR SZUBARCZYK - POWRÓZ NA SZCZĘŚCIE...
Biuletyn IPN - nr 7/2003

...4 lipca 1946 r. o godzinie 17 jedenaścioro skazańców przybyło na wielki plac, gdzie czekało już pięć szubienic. Było to Wzgórze Stolzenberg, znajdujące się niedaleko więzienia i obecnego Urzędu Miejskiego, na granicy współczesnych dzielnic Chełm i Śródmieście. Tłumy czekały. Na platformie każdej z jedenastu ciężarówek znajdował się skazaniec, funkcjonariusze więzienia i bezpieki oraz były więzień obozu (wśród nich jedna kobieta). To właśnie więźniowie mieli być symbolicznymi wykonawcami kary. W jednym przypadku nie tylko symbolicznymi. Kiedy ciężarówka ze skazaną, z pętlą na szyi, nie mogła ruszyć z miejsca, by zrzucić kobietę z platformy, była więźniarka wypchnęła ją na zewnątrz. Tłum nie okazał litości, słychać było okrzyki aprobaty i gniewu. Trzeba pamiętać, że wielu ludzi obserwujących widowisko miało za sobą udręki obozu lub wysiedlenia z rodzinnych domów. Tylko z pobliskiej Gdyni jesienią 1939 r. Niemcy wyrzucili z domów około 100 tys. ludzi i w nieludzkich warunkach wywozili ich do Generalnej Guberni. Nie było zatem litości, obfity materiał obciążający skazańców nie pozostawiał wątpliwości co do ich winy. Krytyczny moment nastąpił już po wykonaniu egzekucji. Tłum rzucił się w kierunku wisielców. Jedni chcieli ich zobaczyć z bliska, inni chcieli zachować na pamiątkę kawałek szubienicznego sznura, który podobno przynosi szczęście... Ciała skazańców przewieziono, jako bezimienne, do Akademii Medycznej w Gdańsku. Wykorzystał je do badań Zakład Anatomii i Neurobiologii.









*** KRZYSZTOF SZWAGRZYK - ŻYDZI W KIEROWNICTWIE UB - STEREOTYP CZY RZECZYWISTOŚĆ?
Biuletyn IPN - 11/2005

...Analizie poddano zawartość Informatora MSW oraz akt osobowych 450 osób zajmujących kierownicze stanowiska w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego oraz 249 z Komitetu do spraw Bezpieczeństwa Publicznego, uzupełnioną o dane zaczerpnięte z innych źródeł. Jak pokazują jej wyniki, w latach 1944-1954 na 450 osób pełniących najwyższe funkcje w MBP (od naczelnika wydziału wzwyż) 167 było pochodzenia żydowskiego (37,1 proc.). Po likwidacji MBP w 1954 r. w powstałym na jego miejsce Kds.BP liczba ta zmalała do 86 kierowniczych stanowisk (34,5 proc.). W tym czasie (1944-1956) wśród 107 szefów i zastępców szefów wojewódzkich UB/UdsBP pochodzenie takie miało 22 oficerów (20,5 proc.). Po uwzględnieniu innych wysokich stanowisk wojewódzkich UB/UdsBP: naczelników i zastępców naczelników wydziałów wynika, że najwięcej osób pochodzenia żydowskiego znalazło się w strukturach aparatu bezpieczeństwa w województwach: szczecińskim (18,7 proc.), wrocławskim (18,7 proc.), katowickim (14,6 proc.), łódzkim (14,2 proc.), warszawskim (13,6 proc.), gdańskim (12,0 proc.) i lubelskim (10,1 proc.). W pozostałych województwach odsetek ten wynosił średnio ok. 7 proc., osiągając najniższy poziom w woj. zielonogórskim (3,5 proc.). W świetle zaprezentowanych danych statystycznych teza o dużym udziale Żydów i osób pochodzenia żydowskiego w kierownictwie UB sformułowana została na podstawie prawdziwych przesłanek i jako taka odzwierciedla fakt historyczny. Wyniki badań nie przynoszą jednak odpowiedzi na pytanie: w jakim stopniu liczby mogą stanowić argument w toczącej się już od wielu lat silnie emocjonalnej dyskusji?









*** SŁAWOMIR CENCKIEWICZ, PIOTR GONTARCZYK - NA GRANICY ZDRADY - STANISŁAWA MACKIEWICZA POWROTY DO POLSKI
Biuletyn IPN - nr 62/63 2006

...W rozmowach z "Oskarem" Stanisław Cat Mackiewicz starał się akcentować swoją niezależność i przeciwstawiał się wszelkim próbom nadania swojej współpracy z komunistami form agenturalnych. Z raportów "Oskara" wynika, że Mackiewicz przekazał mu materiały na temat Bergu, w tym raport Tymczasowej Rady Jedności Narodowej. Przekazał także "Oskarowi" korektorską wersję swojej książki (Od małego do wielkiego Bergu, Londyn 1956) z własnoręcznymi poprawkami. Materiały te zostały wykorzystane w krajowej kampanii propagandowej przeciwko emigracji. Wiosną 1956 r. kierownictwo Komitetu ds. BP przesłało materiały przekazane przez Cata do najwyższych czynników w państwie (m.in. na ręce Edwarda Ochaba, Józefa Cyrankiewicza, Franciszka Mazura i Jakuba Bermana) oraz do wszystkich wojewódzkich struktur aparatu bezpieczeństwa.









*** Polacy w Wehrmachcie
Biuletyn IPN

...Największą grupę narodowościową w niemieckich siłach zbrojnych stanowili obywatele ZSRS: Rosjanie, których liczebność szacuje się na ok. 1 miliona (dołączyło też ok. 20 tys. rosyjskich emigrantów, głównie oficerów białej armii), Łotysze i Estończycy - odpowiednio 150 i 100 tys. (częściowo z poboru), Ukraińcy - 75 tys., Kozacy - 70 tys., Litwini - 50 tys., Białorusini - 15 tys. W następnej kolejności: Chorwaci (w tym bośniaccy muzułmanie) - 30 tys., Węgrzy - 20 tys., Serbowie - 15 tys., Albańczycy - 6,5 tys., Rumuni - 3,5 tys., Bułgarzy - ok. 600. Wśród mieszkańców Europy Zachodniej dominowali Holendrzy - 55 tys., a po nich Hiszpanie - 40 tys., Flamandowie - 23 tys., Duńczycy - 20 tys., Włosi (po kapitulacji w 1943 r.) - ok. 20 tys., Francuzi (bez poborowych z Alzacji i Lotaryngii) - ok. 15 tys., Norwegowie - ok. 15 tys., Walonowie - 15 tys., Luksemburczycy (nie licząc przymusowego poboru po 1942 r.) - 2 tys., Finowie - 2 tys., Szwajcarzy - ok. 700, Szwedzi - 300, Brytyjczycy - ok. 100. Wyjątkowo liczne były oddziały sformowane z przedstawicieli środkowoazjatyckiej części ZSRS i narodów Kaukazu: Uzbecy, Kazachowie i Turkmeni - 70 tys., Azerowie - 40 tys., Czeczeńcy, Abchazowie i inne narody Północnego Kaukazu - ok. 30 tys., Gruzini - 25 tys., Ormianie - 20 tys., Tatarzy nadwołżańscy - 12,5 tys., Tatarzy krymscy - 10 tys., Kałmucy - 7 tys. Ponadto w Wehrmachcie, a pod koniec wojny w Waffen SS, służyło 3,5 tys. Hindusów i ok. 5 tys. Arabów i mieszkańców Afryki Płn.

Liczbę obywateli b. II RP (Górny Śląsk, Wielkopolska, Pomorze) walczących w wojsku niemieckim w większości pod przymusem można szacować na 250 tysięcy, z czego z Górnego Śląska - 120-150 tys.














*** MARCIN ZAREMBA - WIELKA TRWOGA. POLSKA 1944-1947. LUDOWA REAKCJA NA KRYZYS - 1

...W historii "upadłych żołnierzy" i strachu przed nimi kluczowy okazał się rozpad struktur podziemia, swoistej sieci społecznej, z jej kontaktami i normami. Jak zwraca uwagę Rafał Wnuk, latem i jesienią 1944 r. na terenach "wyzwolonych" przez Sowietów w wyniku aresztowań i wywózek AK straciła więcej oficerów niż podczas całej okupacji niemieckiej. "Autorytet i znaczenie organizacji maleje wyraźnie z każdym dniem" - notował w swoim dzienniku pod koniec grudnia Zygmunt Klukowski. Jednocześnie odnotowywał, że: "»Bandziorka« stała się zjawiskiem powszechnym i nie widać, żeby starano się to ukrócić". Coraz więcej żołnierzy podziemia pozostawało poza kontrolą, bez żołdu i perspektyw na życie w cywilu. Wielu z nich, zwłaszcza młodych, poza umiejętnością złożenia karabinu maszynowego i jego użyciem w walce niewiele więcej potrafiło. Dlatego pozbawieni "użytecznych funkcji" wojskowi - podobnie jak to miało miejsce wielokrotnie w epoce nowożytnej - zakładali kolejne oddziały i grabili, korzystając ze słabości władzy państwowej. Z miesiąca na miesiąc stawali się też coraz brutalniejsi. Coraz łatwiej przychodziło im kogoś "uziemnić", niekiedy z błahego powodu. Coraz częściej stosowali też odpowiedzialność zbiorową, co podczas okupacji nie stanowiło reguły. Oprócz oskarżonych o bycie konfidentem "za Niemca" czy o poglądy komunistyczne po wojnie ginęli więc również członkowie ich rodzin: teściowie, dzieci, szwagierka. Śmierci zaś powszechnie towarzyszyła grabież. Zwykle poprzedzała wyrok wykonany przez członków podziemia. Szkoły były dwie: albo ograbić i rozstrzelać za stodołą, albo uprowadzić, by dzieci nie widziały, by nie zbiegli się sąsiedzi, i zastrzelić w pobliskim rowie, na skraju lasu. W tym drugim wypadku nie zapominano często również o furmance, na której leżały zabrane rzeczy, nierogacizną. Lista osób, które zginęły w podobnych okolicznościach, nierzadko z powodu niesprawdzonych oskarżeń bądź tylko odmiennych poglądów politycznych, jest bardzo długa.









*** MARCIN ZAREMBA - WIELKA TRWOGA. POLSKA 1944-1947. LUDOWA REAKCJA NA KRYZYS - 2

...Publicznie rozstrzeliwano lub wieszano również Polaków. W takich wypadkach jednak ludność spędzano zwykle siłą, by przyglądała się ponuremu widowisku mordowania, często swoich bliskich. W czerwcu 1945 r. na rynku w Zwierzyńcu koło Zamościa wykonany został publicznie wyrok na niejakim Stanisławie Wojciechowskim "Misiu". W leżącym na południowym wschodzie Sanoku publiczne wieszanie stało się - można powiedzieć - modne. 24 maja 1946 r. na stadionie sportowym odbyła się egzekucja dwóch mężczyzn z oddziału Antoniego Żubryda, skazanych przez sąd doraźny na karę śmierci. "Egzekucja wywarła silne wrażenie na tut. ludności. (...) Po wykonaniu egzekucji w Sanoku i w powiecie sanockim od kilku dni panuje względny spokój". Widać efekt okazał się zgodny z oczekiwaniami, skoro jedenaście dni później powieszono kolejną osobę, tym razem na rynku. Do przypatrywania się kaźni zmuszeni zostali nawet uczniowie sanockich szkół. Publiczne egzekucje odbywały się również w innych regionach kraju. 27 grudnia 1946 r. w ramach oczyszczania dwóch powiatów w województwie białostockim wykonano cztery wyroki śmierci: Mieczysław Wyrozębski został rozstrzelany publicznie we wsi Grodzisk za "udział w bandzie Sikory", Władysław Ratyński - we wsi Dzierzby za przechowywanie członków "bandy Bartosza", a Lucjan Marchel i Zygmunt Marchel - we wsi Wojtkowice Glinne za "udział w bandzie Sikory". 31 grudnia 1946 r. Stanisław Wojstkowski został powieszony na rynku w Ciechanowie, podobno w obecności kilku tysięcy ludzi.













*** Rudolf G. Pichoja - HISTORIA WŁADZY w Związku Radzieckim 1945-1991 - Dwie solidarności: socjalistyczna i polska

...Sam Jaruzelski wielokrotnie podkreślał zależność swoich przyszłych posunięć od Związku Radzieckiego. Rusakow informował: "W tej kwestii Jaruzelski zamierza porozumieć się z sojusznikami. Mówi, że jeśli polskie siły nie złamią oporu «Solidarności», to polscy towarzysze liczą na to, że inne kraje im pomogą, w razie potrzeby nawet poprzez wprowadzenie sił zbrojnych na terytorium Polski. Jaruzelski powołuje się przy tym na wystąpienie towarzysza Kulikowa, który rzekomo powiedział, że ZSRR i państwa sojusznicze okażą Polsce pomoc zbrojną. Jednak - zauważył Rusakow - towarzysz Kulikow nie powiedział tego wprost, on po prostu powtórzył słowa, które w swoim czasie wypowiedział L.I. Breżniew: nie zostawimy w biedzie Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej".












*** Piotr Gontarczyk - Myśli betoniarza (Albin Siwak)
Życie - 2000-10-21



...Siwak jest dziś przekonany, że kiedy w 1980 roku wybuchł strajk w Stoczni Gdańskiej, to z klasą robotniczą można się było dogadać. Ale przyjechali KOR-owcy, robotników skołowali i zaczął się w kraju wielki zamęt. Siwak opowiada z przejęciem, jak to w jego kombinacie "Solidarność" zakładał znany pijak i nierób. Judził, pisał donosy, a potem zmarł z pijaństwa. "W całym kraju zapanował terror jemu podobnych: niszczono w różny sposób organizacje związkowe. Wyrzucano siłą z lokali rady zakładowe. Wywożono ludzi za bramę na taczkach. Znikąd ratunku i pomocy, każdy odwraca się i udaje, że to nie jego sprawa".













*** Agnieszka Rybak, Piotr Gociek - PZPR do końca nie wierzyła, że straci władzę
Rzeczpospolita - 11-09-2009

...Z KC w dziwnych okolicznościach zaczęło znikać wszystko, co dało się spieniężyć. Na ślad wypożyczonych z Muzeum Narodowego obrazów - głównie pejzaży, które z tabliczkami inwentaryzacyjnymi KC wisiały w pokojach sekretarzy PZPR - natrafiono na licytacji w Paryżu. Popyt był nawet na portrety Lenina i Dzierżyńskiego - kupowali je francuscy rusofile. Ginęły też rzeczy mniej cenne, które pozbawianym pracy aparatczykom "mogły się przydać". - Znaleźliśmy w magazynach wykładzinę chodnikową, której podczas remontu budynku nie zdążono położyć. Przewieźliśmy ją z kolegą do jego garażu pod Warszawą. Cięliśmy i sprzedawaliśmy na metry. Potem pół okolicy tę wykładzinę miało. Co się weszło do domu, to leży. Kolega się śmiał, że dzięki rozpadowi partii równość się wreszcie dokonała. Wszyscy mieli w przedpokojach tak samo - wspomina jeden z ówczesnych pracowników gmachu.











*** Jan Sidorowicz - POWSTANIE WARSZAWSKIE - BEZ NIEDOMOWIEN

...Wedlug posiadanych danych, w chwili przystapienia do walki, oddzialy mialy (liczac tylko podstawowa bron piechoty):
- 98 recznych karabinow maszynowych z zapasem 160 naboi na kazdy
- 604 pistoletow maszynowych z zapasem 200 naboi na kazdy
- 1386 karabinow z zapasem 170 naboi na kazdy
Ponadto posiadano 2660 rewolwerow z 20 nabojami na kazdy i okolo 50 tysiecy granatow recznych glownie wlasnej produkcji. Oddzialy tzw. szturmowe liczyly okolo 30 tysiecy zolnierzy, wiec jak widac, tylko co pietnasty mial bron dluga.










*** Dariusz Baliszewski - Tajemnica doktora Z.
Newsweek Polska

...Jak zapisał we wspomnieniach obecny wówczas w Buzułuku późniejszy bohater spod Monte Cassino gen. Klemens Rudnicki: "Treść była bowiem kompromitująca, i to w najwyższym stopniu. Zawierała ona list szefa Muszkieterów, a więc znanego mi Witkowskiego do generała Andersa, w którym wzywał generała do uderzenia na tyły bolszewickie, gdy tylko przyprowadzi swą armię na front przeciwniemiecki".



Tekst wielce pikantny, ale jak słychać autor mało wiarygodny i chorobliwie skłonny do kreowania spisków. Co bardziej ekscentryczne jego odkrycia to

- Armia Krajowa otruła marszałka Rydza-Śmigłego

- generał Sikorski i jego świta nie zginęli w samolocie, lecz kilka godzin przed jego katastrofą, a na pokład wniesiono już trupy - tu już konspiracja piętrowa, redaktor Wołoszański powinien poprawić redaktora Baliszewskiego, że oczywiście kilka godzin przed, ale zamiast generała został zabity sobowtór itd.









*** Dariusz Baliszewski - Honor jak kiełbasa
WPROST - nr 40/2008

...Historycy są w zasadzie zgodni co do tego, że gen. Rómmel odegrał w Warszawie fatalną rolę. Jak wynika choćby z meldunków płk. Leopolda Okulickiego do naczelnego dowództwa, Rómmel jest obwiniany o nieudzielenie pomocy wojskom generałów Kutrzeby i Bortnowskiego przebijającym się do Warszawy. Podobnie jak nie udzielił pomocy swojej własnej Armii Łódź, skierowanej na Warszawę przez gen. Thommée. Generał Michał Tokarzewski-Karaszewicz, który zdołał się przebić do oblężonego miasta, po rozmowie z prezydentem Starzyńskim zapisał w swoich notatkach jednoznaczną krytykę Rómmla, oskarżanego o tendencje kapitulanckie. Wszystko wskazuje na to, co sugeruje Daniel Bargiełowski, że gen. Juliusz Rómmel we wrześniu 1939 roku był zdecydowany odegrać rolę polskiego marszałka Philippe'a Pétaina.












*** DARIUSZ KOŁODZIEJCZYK - CZY RZECZPOSPOLITA MIAŁA KOLONIE W AFRYCE I AMERYCE?
Mówią wieki

...W 1655 r. nowym gubernatorem w Gambii mianowany został kapitan Otto Stiel. W okresie tym kurlandzka kolonia w Afryce prosperowała coraz lepiej. Oprócz artykułów wspomnianych wyżej, próbowano zorganizować na szerszą skalę połów pereł. Czarnych niewolników dostarczali z głębi lądu wędrowni kupcy Diula, należący do grupy plemion Mandingo. Z miejscowymi władcami starano się utrzymywać dobre stosunki, wymieniając dary i listy, pisane - a jakże - w języku dyplomacji, po łacinie.








*** Piotr Rogala - Polska na koloniach
Focus Historia - 07/05/2008

...Poważnie tematyka kolonizacji zainteresowała Polaków po I wojnie światowej. II RP miała w ręku wszystkie karty: niepodległość, determinację oraz powołaną Ligę Morską i Kolonialną. Jedyny problem stanowił fakt, że świat był już dawno podzielony. Polska postanowiła mimo to coś ugrać. W pierwszej kolejności zwrócono uwagę na Angolę. Plan kolonizacyjny był prosty: osiedlać tam emigrantów z Polski, a gdy ich liczebność będzie znaczna, rozpocząć starania o odkupienie części terytorium od Portugalii. Ewentualnie utworzyć obszar autonomiczny. 14 grudnia 1928 r. LMiK wysłała ekspedycję, mającą zbadać warunki pod kolonizację. Po 5 latach "pierwszy pionier-kolonista" Michał Zamoyski pisał wyraźnie: "osobiście nikogo na Angolę nie namawiam". Warunki były trudne, a zyski niewielkie.











*** Jacek Wilamowski, Włodzimierz Kopczuk - Tajemnicze wsypy. Polsko - niemiecka wojna na tajnym froncie

...Józef A. Lewandowski z Januszem Łuczkowskim - "Małym", "Leonem" i Janem Lewandowskim - "Janem" wyjechali do Berlina. Tam na jednej ze stacji kolejki podziemnej podłożyli ładunek wybuchowy i w odpowiednim momencie go zdetonowali. W wyniku eksplozji 24 lutego 1943 r. zginęło 36 osób i 78 odniosło rany. Efekt psychologiczny tego wydarzenia był w Berlinie piorunujący. Policja berlińska, po szczegółowych oględzinach terenu, odnalazła kilka fragmentów podłożonego ładunku i wykryła ślady, wskazujące na sprawców z polskiego podziemia. Szef Gestapo, Heinrich Müller zawiadomił o tym podległe komendy i polecił wzmożenie czujności. Nazajutrz berlińska gazeta "Berliner Nachtausgabe" pisała m.in.: "Zamachowcy muszą być za wszelką cenę ujęci. Taki jest rozkaz władz". Jednak Gestapo nie zdołało tego rozkazu wykonać. Nie dowiedziało się, iż zamach bombowy był dziełem grupy bezpośrednio podległej gen. "Grotowi".











*** Marian Brandys - KRÓLESTWO BIAŁORUSI

...Jaki znowu oficer rosyjski?! Co za fatalne mieszanie pojęć i narodów. To Białorusin z krwi i kości. Porucznik Szczepan - po białorusku Sciapan - Sawicki z Ochotniczej Dywizji Białoruskiej generała Bułaka-Bałachowicza. Starsza pani musiała chyba słyszeć o tej dywizji, piszą o niej teraz ciągle w gazetach. To nasi sprzymierzeńcy, pomagają nam bić bolszewików. Po wojnie chcą sobie stworzyć Królestwo Białorusi. Major nieoczekiwanie parska krótkim śmieszkiem. No, z tym Królestwem Białorusi to się jeszcze zobaczy...
Nie mogę już dziś pojąć, dlaczego ta nie słyszana nigdy przedtem nazwa Królestwo Białorusi tak bardzo podziałała mi wtedy na wyobraźnię i wprawiła mnie, a ze mną i mego brata, w stan długotrwałego urzeczenia. Był w tym niewątpliwie jakiś element baśniowy, czar czegoś dalekiego, tajemniczego a dziwnie przy tym znajomego.











*** Piotr Zychowicz - Zdradzeni przez Polskę
Rzeczpospolita - 20.08.2011

...O stosunkach między bałachowcami a ich dowódcą z pewną przesadą pisał płk Józef Jaklicz w liście do żony: "Nie znają pardonu i przypominają barbarzyńców. Przy mnie rzucali mu pod nogi (Batce, jak go nazywają) głowy bolszewików ścięte szablami. Jeśli coś mu się nie podoba u jego oficerów lub żołnierzy, to osobiście ich strzela przed frontem lub każe się samym wieszać. Spełniają to bez oporu, patrzą mu w oczy jak psy". A tu fragment wspomnienia Kaarlo Kurki, fińskiego ochotnika, który zaciągnął się do oddziału. "Ciężkie szable strącają głowy jednym cięciem. [Czerwoni] Łotysze chcą uciekać do pobliskiego lasu, ale nie mają już czasu i szable kawalerzystów roznoszą cały oddział. Ranne konie drepczą w miejscu, krew leje się strumieniami i ponad wszystkim unosi się pieśń kawalerzystów: »Bułak-Bałachowicz, nasz atamanie, powiedz tylko słowo, a pójdziemy za tobą w ogień!«".











*** Aleksandra Porada - Biały proszek, czarne msze - Kiedy tropy prowadzą do pałacu
Polityka - 2006-11-11

...Takich jak Bosse było w Paryżu więcej, a policja wyłapywała je teraz jedną po drugiej: Lepčre, Dodée, Joly, Méline, Trianon... cała siatka kobiet z plebsu, zajmujących się wróżeniem, produkcją afrodyzjaków, handlem truciznami i przerywaniem ciąży. Ich historie były podobne - zwykle obejmowały męża, który odszedł lub pił, zmuszając je do znalezienia jakiegokolwiek źródła dochodów. Ich kariery z reguły zaczynały się od usług wróżbiarskich i często kończyły na dostarczaniu płodów organizatorom czarnych mszy. Dopełnieniem siatki byli celebranci tych mszy, amatorzy czarnej magii (w tym księża, jak Nail, Guibourg i Mariette). Byli i stali dostawcy: aptekarze, alchemicy i znający się na ziołach pasterze, oraz informatorzy: armia krewnych i kumów zatrudnionych jako służba w zamożnych domach, którzy dostarczali wróżkom informacji, dzięki którym mogły one robić wrażenie na swoich klientkach.











*** Tadeusz Konwicki - Ciotki rewolucji

...W latach pięćdziesiątych Polską rządziły ciotki rewolucji. Proszę mnie nie poprawiać. Ja wiem, że w szkołach uczą, iż władzę sprawowali wtedy Bierut, Cyrankiewicz albo Różański. Ale naprawdę wszyscyśmy podlegali bezapelacyjnie ciotkom rewolucji. Były to panie w średnim wieku, ale jeszcze nie stare, choć zdarzały się śród nich i staruchy pamiętające jeszcze Lenina, na ogół niezbyt urodziwe, choć bywały i niebrzydkie, a nawet z pewnymi skromnymi pretensjami męsko-damskimi. Były zazwyczaj czarniawe, przy kości, krótko ostrzyżone, energiczne, zdecydowane w odruchach, rozkochane w marksizmie-leninizmie i fanatycznie oddane władzy ludowej. W większości pochodziły z plutokratycznych domów żydowskich i miały już za sobą pewien staż w przedwojennej partii komunistycznej.











*** Adam Zamoyski - 1812. Wojna z Rosją

..."7 grudnia był najstraszniejszym dniem mojego życia - zanotował książę Wilhelm Badeński. - Mróz doszedł do 30 stopni [minus 37,5 stopnia Celsjusza]. O trzeciej nad ranem marszałek [Victor] wydał rozkaz wymarszu. Ale kiedy przyszło do odegrania pobudki, okazało się, że ostatni dobosz zamarzł na śmierć. Zacząłem chodzić wśród żołnierzy, dodając im odwagi, zaklinając, żeby się podnieśli i stanęli w szyku, ale moje wysiłki były daremne; zdołałem zebrać tylko 50 ludzi. Pozostali w liczbie 300 leżeli na ziemi, martwi i sztywni od mrozu".
"Na tym odcinku drogi po raz pierwszy widziałem ludzi, którzy zostali podczas marszu dosłownie porażeni przez mróz - pisał Heinrich Brandt. - Najpierw nieznacznie zwalniali, potem zataczali się przez chwilę jak pijani, a w końcu padali, by nigdy więcej nie wstać". Nie tylko jego uderzył widok żołnierzy, którzy chwiali się przez jakiś czas tak mocno, jakby byli pijani. Tuż przed upadkiem, albo zaraz po nim, zaczynała im płynąć krew z nosa i ust, a niekiedy również z oczu i uszu.











*** Ewa K. Czaczkowska, Tomasz Wiścicki - KSIĄDZ JERZY POPIEŁUSZKO

...Zdaniem Olszewskiego, Chrostowskiemu umożliwiono ucieczkę z nadzieją na to, że Pękalę rozpozna jako uczestnika rewizji. W konfrontacji wzięliby jednak udział tylko funkcjonariusze, którzy zostali umieszczeni w protokole. Chrostowski w tej sytuacji albo nie rozpoznałby nikogo, albo - zgodnie ze znanym mechanizmem psychologicznym - uległby sugestii i wskazał kogoś podobnego, kto - jak by się okazało - ponad wszelką wątpliwość był wtedy zupełnie gdzie indziej. I w jednym, i w drugim przypadku jego zeznania można zakwestionować. Do tego dodać należy podpiłowane kajdanki, także działające na niekorzyść wiarygodności tego świadka, i jeszcze orzełka podrzuconego na miejscu porwania, ale - nieużywanego wzoru. Wskazywałoby to na nieudolną próbę obciążenia MSW odpowiedzialnością za porwanie księdza. Towarzyszyłyby temu rozpowszechniane przez SB pogłoski, których wyraźne ślady pojawiły się w procesie toruńskim: że ksiądz uciekł za granicę, zszedł do podziemia albo został zamordowany przez ludzi "Solidarności". Oczywiście, mało kto ze zwolenników opozycji by w to uwierzył, ale z aparatu - zapewne tak. Wszystko to wywołałoby ogólny zamęt.











*** Leszek Pawlikowicz - Ewolucja układu sił politycznych w aparacie władzy PRL w latach 1956-1964

...Według Edwarda Ochaba i Andrzeja Werblana to właśnie niechętne interwencji stanowisko Chin było najważniejszym czynnikiem skłaniającym Rosjan do porzucenia rozwiązania siłowego w październiku 1956. Jednak decyzja w tej sprawie zapadła dopiero po kilku dniach od wyjazdu (20 października o godz. 6.45) delegacji radzieckiej z Warszawy. Wskazuje na to prof. Skrzypek, przytaczając zapiski Chruszczowa z posiedzenia Prezydium KPZR z 21 października 1956 roku, z których wynika, że nawet wtedy Rosjanie nie wykluczali zastosowania opcji militarnej. Według Werblana sytuacja zmieniła się dopiero dwa dni później, gdy do Moskwy przybyli wysłannicy Mao Ze-donga, Liu Shaoqi i Deng Xiaoping. Ich wizyta zbiegła się w czasie z rozpoczęciem powrotu - 23 października - jednostek radzieckich do stałych miejsc dyslokacji. Pozostałe kraje socjalistyczne, zwłaszcza NRD i Czechosłowacja, do końca popierały radzieckie stanowisko.











*** Max Hastings - WOJNA KOREAŃSKA - Jeńcy

...W obozie w strefie zdemilitaryzowanej żołnierza brytyjskiej piechoty morskiej Andrew Condrona oraz Amerykanów odmawiających repatriacji pilnowali Hindusi. Renegaci wystąpili na konferencji prasowej, by wyjaśnić, dlaczego uwierzyli w idee komunistyczne. Ta decyzja wywołała wstrząs w ich własnych społeczeństwach. Jakież to diabelskie techniki zastosowali komuniści, by ludzie ci zdecydowali się na ryż i bawełniane odzienie, zamiast wrócić do Glasgow czy Jersey City? Co można sądzić o motywacji politycznej Amerykanów i ich wyszkoleniu wojskowym, skoro na ideologię komunistyczną udało się przekabacić 21 Amerykanów, lecz ani jednego Turka? Gdy mccarthyzm podkopywał wzajemne zaufanie Amerykanów do politycznej wiarygodności współobywateli, a "wrogowie wewnętrzni" budzili coraz większe zaniepokojenie, twarde dowody wykazały, że nawet w opłakanych warunkach obozowych komuniści potrafią przeciągnąć jeńców na swoją stronę. W świadomości amerykańskiej zasiano ziarno lęku i niepewności, których nie dało się wykorzenić przez całe lata. Brytyjczycy wykazali mniejsze zaniepokojenie wpływem komunistycznej niewoli na swych pobratymców, zwłaszcza że proporcjonalnie mniej ich żołnierzy udało się skutecznie zindoktrynować. Ale dekadę później brytyjska pewność siebie mocno się zachwiała. Wówczas to zdemaskowano dyplomatę George'a Blake'a, którego pojmano w czerwcu 1950 roku, gdy był wicekonsulem w Seulu. Skutecznie "przewerbowany" w ciągu następnych 3 lat, długo działał w sekrecie jako ważny sowiecki agent.











*** Melchior Wańkowicz - Wojna i pióro

...Siedmiu szesnastoletnich gimnazjalistów, wziętych prosto ze szkoły w ostatnim miesiącu wojny, skierowanych dla obrony mostu, porzuconych przez swego kaprala, organizuje tę obronę przed zbliżającymi się Amerykanami. Regularny żołnierz amerykański nie mógł się domyślić, że tę obroną uczniaki zorganizują wbrew wszelkim prawidłom, czerpiąc natchnienie z zabaw w czerwonoskórych. Toteż udaje im się wysadzić dwa czołgi i powystrzelać wielu żołnierzy strzałami jednego z nich, który ulokował się na drzewie po amerykańskiej stronie rzeki. Pięciu z nich poległo, do dwóch pozostałych przybywa ciężarówka z saperami. Kiedy obecnie Niemcy wycofali się przez ocalony most i Amerykanie następują, należy most wysadzić. Dowodzący saperami porucznik chwali ich, każe iść do domów (wszyscy mieszkają w tymże miasteczku). Chłopcy zabijają porucznika i przepędzają strzałami saperów (niemieckich), którzy mieli wysadzić "ich" most, jakiego kazano im bronić.












*** Andrzej Garlicki - Romansy i awansy
Polityka - 2008-01-19

...Niecałe trzy lata później Piłsudski poznał w Druskienikach dr Eugenię Lewicką. W 1925 r. pojechał do Druskienik już sam, bez rodziny. Informacja w liście do żony z tego czasu, że dr Lewicka zamierza wziąć ślub, nie znajduje potwierdzenia. Nie można wykluczyć, że Piłsudski to wymyślił, aby uspokoić żonę, że dr Lewicka w niczym jej nie zagraża. W jakimś sensie historia się powtarza, z tą różnicą, że to Aleksandra występowała w roli niechcianej żony. Miała wszakże wielką przewagę w postaci ukochanych przez Piłsudskiego córek. "Dr Lewicka - napisał dobrze ją znający Antoni Jaroszewicz - była blondynką o ładnych, błękitnych oczach. Była niedużego wzrostu i miała zgrabną figurę. Odznaczała się przy tym wyjątkowym urokiem i wdziękiem. Miała bardzo przyjemny timbre głosu i szczególną, naturalną i subtelną delikatność w obcowaniu z ludźmi. Znaliśmy ją jako człowieka o wielkiej szlachetności, prawości i uczciwości".












*** ANDRZEJ KRAJEWSKI - Rozpruwacze ludzkich mózgów (lobotomia)
Newsweek - 21-27.11.2011

...W latach 60. kolejne kraje zabraniały barbarzyńskiego zabiegu. Dr. Freemana media nazywały mózgowym Kubą Rozpruwaczem, ale on się nie poddawał. Gdy zaczęto mu utrudniać operacje w Stanach Zjednoczonych, wyruszył do Ameryki Południowej. Prawo do wykonywania zawodu stracił dopiero w 1967 roku, gdy po powrocie do USA szpikulcami do lodu uśmiercił niejaką Helen Mortensen. Miał wówczas za sobą ok. 3,5 rys. operacji. Wedle tego, co sam przyznawał, umarło ok. 3 proc pacjentów. Czyli optymistycznie licząc, udało mu się zabić około 105 pacjentów, a resztę trwale okaleczyć. Czyniłoby to z niego jednego z najskuteczniejszych seryjnych morderców w dziejach, gdyby nie fakt, że robił to wszystko w majestacie prawa i oczywiście dla dobra ludzkości.












*** Nikołaj Zieńkowicz - TAJEMNICE MIJAJĄCEGO WIEKU (Prohibicja w ZSRR)

...Ale Gorbaczow, Gorbaczow! Trudno pojąć, jak mógł spokojnie patrzeć na to, co się wyrabiało w kraju. Na jego rodzinnym Kaukazie, na Krymie, w Mołdawii, wycięto niemal całą winorośl - tę samą, którą pieczołowicie hodowano dziesięcioleciami. W czasie wojny, gdy opuszczano Krym, szczególnie cenne gatunki winorośli wywożono okrętami podwodnymi, żeby nie wpadły w ręce wroga. A w osiemdziesiątym piątym sami wszystko wykarczowali, zniszczyli. W Dolinie Kumskiej, gdzie skupiło się dwie trzecie winnic Stawropola, zaorano dwadzieścia procent ich areału. Na złom pocięto dziesiątki kosztownych linii rozlewu wina, zniszczono wspaniałe dębowe beki, w których mieściło się po dwa tysiące wiader winnego moszczu. Ale najpoważniejszą konsekwencją była strata kadr, dynastii, które zgromadziły stulecia doświadczeń. W Gruzji i Armenii miejscowi decydenci zmuszali wieśniaków do wylewania na ziemię wina z wielkich drewnianych kadzi, i aby uniemożliwić na przyszłość jego produkcję, własnoręcznie wlewali naftę do odziedziczonych po dziadach opróżnionych pojemników.












*** JAN KUCHARZEWSKI - OD BIAŁEGO CARATU DO CZERWONEGO - EPOKA MIKOŁAJOWSKA

...Niebawem car, na znak swej łaski, mianował Puszkina kamerjunkrem. Puszkin był niezadowolony z niskiego stopnia dworskiego, nadawanego zwykle ludziom młodym. Lecz trzeba było być pokornym, gdyż znowu wypadło prosić cara, przez szefa żandarmów, o pożyczkę dwudziestu tysięcy rubli - z dobrym skutkiem. Car zrozumiał, że tymi datkami przykuwa niesfornego ongi poetę na dobre do stopni tronu.

Puszkin w głębi duszy czuł hańbę swego położenia. "Patrzą oni teraz na mnie jak na niewolnika, z którym mogą postępować, jak im się podoba", pisał w tym czasie do żony. Napomyka coś o chęci zrzucenia jarzma: "Wygnanie lżejsze jest od pogardy". Lecz słabości biorą górę. "Zawiniłem wobec ciebie - pisze niebawem do żony - miałem pieniądze, lecz przegrałem je".












*** JOANNA SIEDLECKA - OBŁAWA

...Konwicki: - Jezus Maria, ależ musiał tam gdzieś leżeć, słaby ten Andrzejewski pewnie, jemu dadzą w końcu *[nagrodę Nobla], bo jak on strasznie się tak doprasza... On się tego nie wstydzi, że on chce, wiesz? Bo my, jak byśmy chcieli, to byśmy to strasznie ukrywali, a on wszystkich zawiadamia. Całą Europę.

Dygat: - On się ośmiesza, dlatego że jemu przecież nie dadzą, bo mimo wszystko tam ten "Popiół i diament" musieli przeczytać.

Konwicki: - Ale on tak agresywnie się domaga, to znaczy, że jego klaka natychmiast ogłasza żałobę, mówi, że to skandal, że to ...

Dygat: - A ty myślisz, że przemówienie nad grobem Jasienicy, to co? A w dupie Jasienicę ma, po co było to przemówienie? Dla jury Nobla.

Konwicki: - To za mało.

Dygat: - To my wiemy, że za mało, ale jemu się zdawało, że...

Konwicki: - On tak teraz tą "Miazgą" celuje, bo już mi Irena powiedziała...

Dygat: - Przecież to jest tak straszna grafomania, na poziomie "Krajobrazu po bitwie".

Konwicki: - On mówił tak, jak dawał czytać te fragmenty Józkowi, pokazywał mu i powiedział: "Słuchaj, tak w przyszłości będzie wyglądać arcydzieło".

Dygat: - I on tak powiedział? Andrzejewski?

Konwicki: - Tak, nie dzisiaj (...) ale kiedyś, za sto lat, tak będą arcydzieła wyglądać.

Dygat: - Jedyny człowiek, którego znam, który tak o sobie mówi, wiesz? Wyobrażasz sobie, jak jemu oczy się zaświeciły, jak się dowiedział, że Jasienica umarł, co?

Konwicki: - Jak od razu uzgodnił, że on musi przemawiać.












*** GRZEGORZ GÓRSKI - WRZESIEŃ 1939. ROZWAŻANIA ALTERNATYWNE

...Warto jednak na tym miejscu zastanowić się, czy rację miał min. Beck, gdy w swym słynnym - bez wątpienia najlepszym w karierze przemówieniu - mówił: "Pokój jest rzeczą cenną i pożądaną. Nasza generacja, skrwawiona w wojnach, na pewno na pokój zasługuje. Ale pokój, jak prawie wszystkie sprawy tego świata, ma swoją ceną wysoką, ale wymierną. My w Polsce nie znamy pojęcia pokoju za wszelką ceną. Jest jedna tylko rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenna. Tą rzeczą jest honor".

Czy patrząc na tę wypowiedź z perspektywy polskich doświadczeń następnych lat uznać ją można za słuszną? Przypomnę tu wcześniejsze stwierdzenie. Polska straciła w latach wojny ponad 6 milionów obywateli i takich strat nie poniósł żaden inny kraj w Europie. Miliony Polaków znalazły się po wojnie poza granicami Polski. Polska straciła ponad połowę swego terytorium państwowego, a rządy okupacyjne doprowadziły kraj do ekonomicznej ruiny. Zbrodnicze reżimy okupacyjne doprowadziły do likwidacji niemal całej polskiej elity intelektualnej. Polska utraciła na sześćdziesiąt lat niepodległy byt. Tyle, w dużym skrócie, kosztowało Polskę zachowanie honoru.

Zdumiewa wszakże ów spokój i prostota, z którymi minister decyduje, że "będziemy się bić". Jest coś chorego w takim podejściu i to tym bardziej, że dalej płk Beck mówił, że bić się zamierza w istocie o symbol. A może rzeczywiście sądził, że twardy odpór dany Hitlerowi powstrzyma jego plany? Bo chyba miał świadomość, jak bardzo się mylił gdy mówił, że Niemcy "za pomocą 9 dywizji (...) promenują dziś po całej Europie, z tą siłą nikt Polski nie weźmie". A może miał już przekonanie, że szykuje się zwrot w stosunkach Polski z Anglią? Nie wiemy, ale to w tym momencie nie jest najważniejsze.

Zauważmy, że nikt w Europie i poza nią, ani prędzej ani później, nie podjął tak łatwo jak min. Beck takiej decyzji. Wszyscy starali się, aby wojna ich albo ominęła, albo przyszła jak najpóźniej. Wszyscy chcieli zyskać czas, aby przygotować się do niej jak najlepiej i zacząć w najdogodniejszym momencie. Wszyscy starali się robić to z myślą o tym, by ich kraje poniosły jak najmniejsze straty.

Min. Beck był jednak na tym tle wyjątkiem. Nie widział większego problemu w rzuceniu wyzwania największej już ówcześnie potędze militarnej świata. Potędze, przed którą autentycznie przecież drżały połączone siły ówczesnych superimperiów brytyjskiego i francuskiego. Tymczasem min. Beckowi nie przyszło do głowy, że Polsce przydałoby się jednak trochę czasu, by, na przykład, łączność jej armii oprzeć nie na gołębiach pocztowych, lecz na trochę nowocześniejszych metodach.

Polska wyszła z tej wojny z największymi proporcjonalnie stratami ludzkimi, ze stratami materialnymi, które odrabiać musiała przez dziesiątki lat. Polska straciła w wyniku tej wojny niepodległość na lat sześćdziesiąt - połowę okresu przez który trwały zabory. Dlatego że min. Beck miał zbyt dobrą pamięć do powiedzonek marsz. Piłsudskiego, a zapomniał o istocie prowadzonej przez niego polityki.












*** PIOTR SKWIECIŃSKI - Polska Zygmunta Klukowskiego
Rzeczpospolita - 11-08-2012

...Doktor opisuje ponawiające się napady rabunkowe wykonywane przez żołnierzy podziemia na własną rękę, w czasie których padają niewinne ofiary, a także zabójstwa prywatnych wrogów. "Na tego rodzaju wyczyny dowództwo patrzy dziwnie pobłażliwie... Nasi komendanci placówek, rejonów i obwodu dobrze wiedzą o większości napadów i tolerują je. Oczywiście przez to bardzo obniża się wartość ich pracy ideowej". Dowódcy - wynikałoby z narracji Klukowskiego - najczęściej dobrze wiedzą, że jakiś konkretny partyzant na kogoś niewinnego napadł, kogoś obrabował, zabił i przy okazji zgwałcił mu żonę czy córkę. I potępia to, nie jest jednak w stanie nic zrobić, bo nie ma innych żołnierzy, a nad tymi, którzy są, nie posiada realnej egzekucji. W dzienniku doktora pojawiają się konkretne nazwiska i pseudonimy - ktoś zabił, obrabował i zgwałcił, dowódcy akowscy, z którymi Klukowski się spotyka, zapowiadają represje, a po kilku tygodniach morderca jest wymieniony jako uczestnik innej akcji - tym razem dokonanej na rozkaz dowództwa, nie rabunkowej, tylko naprawdę politycznej.












*** SŁAWOMIR POPOWSKI - Prawdziwa historia Beni Krzyka
Rzeczpospolita - 27.08.1998

...Beni Krzyka nigdy nie było. - Sprawdzałem wszystkie dostępne archiwa odeskiej policji kryminalnej, cieszącej się sławą jednej z najlepszych w rosyjskim Imperium, i ani razu nie spotkałem się z tym nazwiskiem - mówi mi Igor Szkliajew. - Byli różni odescy bandyci: Spiro Kostia, turecki poddany, zajmujący się - jak byśmy dzisiaj powiedzieli - rekietem, był "killer" Samuel Zechcer, na poły kryminalista, na poły anarchista, który na zlecenie bolszewików wykonywał wyroki śmierci, był Gawrił Kuzniczin, przezywany "Papugajczykiem" i uważany za "atamana" złodziei kolejowych. Był, aresztowany w 1910 roku, Jakow Bender - głośny oszust i "wielki kombinator". Nazwisko Beni nie pojawia się ani razu, a gdyby żył naprawdę, carska ochrana na pewno miałaby go odnotowanego w swoich dokumentach.











*** WOJNA NA PACYFIKU. ENCYKLOPEDIA

...10 marca 1974 na niewielkiej wyspie Lubang niedaleko wyspy Luzon poddał się porucznik Onodo Hiro. W 1945 otrzymał rozkaz zejścia do podziemia i rozpoczęcia walki partyzanckiej z Amerykanami. W ciągu prawie 30 lat zabił z ukrycia kilkunastu mieszkańców wyspy. Odnaleźli go japońscy turyści, ale nie chciał uwierzyć, że wojna dawno się skończyła. Przekonał go dopiero jego były dowódca pułku, przywieziony specjalnie na Lubang. Po powrocie do Japonii zgotowano mu entuzjastyczne powitanie. Swoją historię opisał w książce. Wypłacono mu żołd za wszystkie lata ukrywania się w dżungli.
Jeszcze w 1990 dwóch byłych żołnierzy cesarskiej armii ujawniło się i poddało w Tajlandii. Ich przypadek był nieco inny. Po wojnie przyłączyli się do partyzantki komunistycznej (podobnie jak wielu żołnierzy państw Osi w Europie) i walczyli na MALAJACH oraz w Tajlandii, do czasu, gdy rząd tego kraju ogłosił w latach 70. amnestie dla komunistów.











*** POLSKA 1939-1945. STRATY OSOBOWE I OFIARY REPRESJI POD DWIEMA OKUPACJAMI - pod redakcją Wojciecha Materskiego i Tomasza Szaroty

...Prezentowany obecnie raport historyków nie podaje ścisłych danych dotyczących strat osobowych pod okupacją niemiecką i sowiecką w latach 1939-1945. Badacze, sumując dotychczasowe ustalenia i podając przyczyny porażek i utrudnień badawczych, skłonni są przypuszczać, że pod okupacją sowiecką zginęło w latach 1939-1941, a następnie 1944-1945 co najmniej 150 tys. obywateli II RP.
Łączne straty śmiertelne ludności polskiej pod okupacją niemiecką oblicza się obecnie na ok. 2 770 000. Liczbę tę należy traktować orientacyjnie, gdyż dla samej Warszawy historycy mają problem z ustaleniem liczby ofiar bezpowrotnych. Do tych strat należy doliczyć ponad 100 tys. Polaków pomordowanych w latach 1942-1945 przez nacjonalistów ukraińskich (w tym na samym Wołyniu ok. 60 tys. osób). Z kolei po weryfikacji m.in. badań dotyczących ofiar obozu koncentracyjnego w Auschwitz-Birkenau uważa się, że liczba Żydów i Polaków żydowskiego pochodzenia, obywateli II Rzeczypospolitej, zamordowanych przez Niemców sięga 2,7- 2,9 mln osób (w tym w obozach śmierci 1 860 000 osób; w samych Ponarach zginęły 72 142 osoby). Sądzić zatem można, że z rąk Niemców zginęło ok. 5 470 000-5 670 000 Polaków i Żydów - obywateli polskich.


Teza o znacznej przesadzie tradycyjnego wyliczenia strat polskich obywateli w czasie II wojny - 6 milionów jest nieprawdziwa. Jeśli podliczyć zabitych pod okupacją sowiecką - 150 tys. i okupacją niemiecką - ok. 5,5 mln to ostateczna liczba wynosi - 5,650 mln. Widać też olbrzymią dysproporcję między stratami z rąk sowieckich i niemieckich - 1 do 36. Niezależnie co dziś oglądamy w kinie i czytamy w prasie - społeczeństwo polskie spłynęło rzeką krwi z powodu niemieckich okrucieństw. Tak więc, różnica między reżimem III Rzeszy i sowieckim była dla Polski i Polaków zasadnicza. Takie są liczby.











*** M. K. DZIEWANOWSKI - FARYS Z OKSFORDU (Lawrence z Arabii)
Mówią wieki

...Przygotowywane przez Lawrence'a i Husajna powstanie zaczęło się 6 czerwca 1916 r. równoczesnym atakiem na załogi tureckie w obu miejscach świętych: w Mekce i Medynie. Mekka padła od razu. Na wieść o sukcesach powstańców Turcja odpowiedziała natychmiast wysłaniem całego korpusu doborowych wojsk stacjonowanych w Syrii, który miał zdusić w zarodku rewoltę. Także dowódca garnizonu tureckiego w Medynie, dowiedziawszy się o opanowaniu Mekki przez Husajna i Fajsala, wysłał oddział ekspedycyjny w celu odbicia miasta. Tak więc Lawrence miał do rozwiązania dwa zagadnienia: opóźnienie i zlikwidowanie oddziałów tureckich na osi Medyna-Mekka (ok. 400 km pustyni) oraz mieszanego turecko-niemieckiego korpusu na linii Aleppo-Medyna, a więc w odległości ok. 1600 km. Opóźnienie przybycia posiłków tureckich z północy na południe miało umożliwić rozwinięcie się siłom powstańczym, niełatwym do zmobilizowania ze względu na trudności terenowe i komunikacyjne. Toteż gdy niedawny oficer sekcji kartograficznej z małą grupą wybranych przez siebie towarzyszy brytyjskich i arabskich, wspieranych przez lotne oddziały emira Fajsala na wielbłądach, wysadzał tory kolejowe linii Medyna-Mekka oraz Jerozolima-Akaba-Medyna, wysłańcy Husajna wędrowali z szeptaną propagandą od oazy do oazy, od obozu do obozu. W imieniu "Strażnika Świętego Grobu" wyjaśniali swoją misję, odmalowywali przeszłą wielkość Arabii, jej upadek, niewolę turecką, rozpalając wyobraźnię wizją oswobodzenia, którego chwila może być już niedaleka.













*** Martin Gardner - "Burżuazyjny idealizm" w radzieckiej fizyce nuklearnej

...W roku 1952 dziennik Floty Radzieckiej "Krasnyj Fłot" wydrukował artykuł A. Maksimowa, który określa poglądy Einsteina jako "reakcyjne, antynaukowe, antymaterialistyczne i idealistyczne" i dodaje, ze nie ma dla Einsteina usprawiedliwienia ponieważ, inaczej niż pozostali "burżuazyjni fizycy", znał pisma Marksa, Engelsa i Lenina. Maksimow połączył poglądy Einsteina z przekonaniami Ernsta Macha, o którym Lenin napisał: "filozofia Macha jest dla nauki tym czym pocałunek Judasza był dla Chrystusa". Nowe wydanie radzieckiego słownika filozoficznego opublikowane w 1952 roku nazywa Einsteinowską teorię względności "reakcyjnym, antynaukowym zniekształceniem prawdy" i szydzi z "mistyków i obskurantów którzy paplają o czwartym wymiarze, skończoności wszechświata i podobnych absurdach".






*** Leszek Kołakowski - Stalinizm w kulturze i nauce sowieckiej

...W tej atmosferze nieuchronnie pojawiali się w nauce wszelkiego rodzaju szalbierze, którzy ogłaszali o swoich niezwykłych osiągnięciach naukowych w należycie patriotycznych słowach. Łysenko jest najsławniejszym z nich, ale było wielu innych. Pewna uczona, nazwiskiem Olga Lepieszynskaja, ogłosiła w 1950 roku, że produkuje żywe komórki z nieożywionych substancji organicznych, a rewelacyjne to osiągnięcie zostało powitane przez całą prasę sowiecką jako niezbity dowód wyższości ojczystej nauki nad burżuazyjną. Wszystkie jej doświadczenia okazały się rychło bezwartościowe. Już po śmierci Stalina ukazał się w "Prawdzie" artykuł z jeszcze bardziej rewelacyjnym doniesieniem: okazało się, że w pewnej fabryce w Saratowie zbudowano aparat, który daje więcej energii, niż pobiera, co zarówno obala ostatecznie drugie prawo termodynamiki, jak też dowodzi prawdy twierdzenia Engelsa, iż energia, która się we wszechświecie rozprasza, musi się także gdzieś koncentrować. Teraz już było wiadomo, że koncentruje się w saratowskiej fabryce. Po krótkim czasie - co zresztą dowodziło już zmiany w atmosferze umysłowej - odkrycie to zostało wstydliwie zdementowane.











*** Andrzej Garlicki - Piękne lata trzydzieste

...Stanisław Cat-Mackiewicz, który został zesłany do Berezy wiosną 1939 roku, stwierdził przed komisją Winiarskiego, że torturą było nawet wypróżnianie się. Cat-Mackiewicz zeznawał, że
wolno było tę czynność fizjologiczną załatwić tylko raz na dobę, rano: dwudziestu ludzi stawało w pokoju z betonową podłogą i na komendę »raz, dwa, trzy, trzy i pół, cztery« każdy z nich miał obowiązek rozpiąć się, załatwić się i zapiąć się, co było oczywiście czasem niewystarczającym absolutnie, tym bardziej, że skandowanie komendy nie było wcale wydłużone, lecz wyrazy »raz i dwa« były mówione w takim tempie, że całość komendy nie mogła wynosić więcej czasu niż półtora sekundy najwyżej. Wobec czego ludzie stale chodzili z niewypróżnionymi żołądkami, co zwłaszcza było dolegliwe przy owej gimnastyce polegającej na kilkugodzinnym kaczym chodzie.











*** Jakub Mielnik - Jak Polacy stworzyli Izrael
Focus Historia - 05/05/2008

...W archiwach zachowało się pismo szefa rewizjonistów, skierowane do Zarychty. "Pożyczkę udzieloną naszym przyjaciołom traktuję jako dług honorowy, który postaramy się jak najszybciej zwrócić" - pisał Żabotyński. Współpraca z rządem polskim przysporzyła mu kolejnych wrogów wśród rodaków, dla których kolaboracja z "reakcyjnymi" władzami sanacyjnej Polski służyła jedynie usprawiedliwianiu antysemickiej polityki. Niełatwa była też sytuacja władz polskich, które zabiegały przecież o skierowany przeciw Niemcom sojusz z Londynem i za wszelką cenę starały się ukryć fakt pomocy Żydom, walczącym z brytyjskim panowaniem w Palestynie. By ukryć pochodzenie szmuglowanej z Polski broni, starannie zatarto numery seryjne i oznaczenia producenta uzbrojenia, które stanowiło standardowe wyposażenie polskiej armii. W magazynie na Ceglanej zgromadzono 20 tys. karabinów Mauser i setki karabinów maszynowych, w tym 200 ckm Hotchkiss. Pierwsze partie arsenału dla Irgunu wysłano przez Rumunię i Bułgarię jesienią 1938 i wiosną 1939 roku.











*** Adam Węgłowski - Zatruty sztylet Polski podziemnej
Focus Historia - 31/08/2011

...Sztyletnicy dopadli też Aleksandra Mirzę Tuhan-Baranowskiego, wysokiego funkcjonariusza carskiej policji, odpowiedzialnego za represje (m.in. wysokie kontrybucje), zarządzone wobec mieszkańców Warszawy. On też został zasztyletowany we własnym mieszkaniu. I to mimo policyjnej ochrony! Przy okazji zamachowiec ciął szablą także jego żonę. Tak rozrastał się mit o sprycie, bezwzględności i możliwościach sztyletników. Siali strach nie tylko wykonywaniem wyroków, ale i - jak twierdzi Nikołaj Berg - pogróżkami, wysyłanymi do władz. Pomocnik namiestnika Konstantego gen. Jewgienij Rożnow opowiadał historykowi, że "raz przysłano mu woreczek, zawierający porąbane na drobno kości jednego z jego ajentów". Czy można jednak wierzyć rosyjskiemu autorowi? "Berg był bardzo zdolnym historykiem. Wykorzystał ogromną masę źródeł i starał się dojść do sedna sprawy. On był obiektywny z punktu widzenia Rosjanina, takiego państwowca" - zapewnia dr Strzyżewska.











*** TADEUSZ PIÓRO - Krew napastnika - Interwencje zbrojne Armii Czerwonej 1920-1990
POLITYKA - 14 grudnia 1996

...Z meldunków przesyłanych przez wojska walczące na fińskim froncie wynikało, że w ciągu 105 dni zmagań poległo i zmarło od ran 81 tys. żołnierzy, a 20 tys. zaginęło bez wieści. Z tej ostatniej liczby około 6 tys. odnalazło się w niewoli u Finów, ale 14 tys. kazano doliczyć do poległych. W ten sposób straty bezpowrotne wyniosły 95 tys. osób. Jednakże gdy 10 lat później postanowiono z jakichś przyczyn ponownie zająć się stratami w fińskiej wojnie, sięgając do akt zgonów ludzi powołanych wówczas na front, to okazało się, że zabitych i zmarłych z ran było 87 tys., a nieudokumentowanych - 40 tys. Liczba poległych urosła więc do 127 tys. żołnierzy.











*** Magdalena Grochowska - Jerzy Giedroyc. Do Polski ze snów - LEGENDĘ OBMYĆ WE KRWI

...Słowo "ofiara" w ustach Giedroycia nie było metaforą. Lubił powtarzać za Piłsudskim, że Polacy chcieliby odzyskać niepodległość za dwa grosze i dwie krople krwi. Dopuszczał wysokie koszty. W Marcu popychał pióro Mieroszewskiego - Polski "nie należy oblewać zimną wodą", pisał, "w tej chwili trzeba ludzi podniecać, by wyprowadzić ich ze stanu drętwoty, niż zbytnio przestrzegać". Gdy w 1975 roku mówił Aleksandrowi Smolarowi, że nie można robić polityki bez ofiar, to zdanie kryło wizję realnej krwi.

- Ja spytałem: "Jakże pan może mówić spokojnie, siedząc za granicą, że w Polsce może się polać krew?" - opowiada Smolar. - Czasem w swojej bezwzględności i surowości miewał bardzo zabawny język... Powiedział: "Jakiś podział pracy musi być".











*** Eugeniusz Guz - Zagadki i tajemnice kampanii wrześniowej

...Cat-Mackiewicz po pokonaniu Francji przez Niemcy miał również zwrócić się do polskiego prezydenta na uchodźstwie, by ten zdecydował się na podporządkowanie Niemcom Polski na wzór kolaborującego reżimu Petaina. Obciążany na emigracji zarzutami podtrzymywania nawet po wybuchu wojny skrajnego germanofilstwa, Mackiewicz stanął przed sądem honorowym władz emigracyjnych. Liczne osoby zapewniały tam zgodnie, że uderzał ich zawsze wyjątkowy serwilizm Cata wobec Niemiec. Z przebiegu posiedzeń sądu honorowego wynikało, że podsądny bronił się właściwie tylko sam, dementując zarzuty. Twierdził, że zwolennikiem porozumienia z Niemcami był do anszlusu Austrii w marcu 1938 roku, że w Norymberdze na parteitagu był tylko raz, a na "wycieczkach" urządzanych przez ministra Goebbelsa - ani razu. Zaprzeczył, że w czerwcu 1940 roku chciał pozostać we Francji. Podkreślił też, iż nie twierdził wówczas, że wojna jest przegrana. Uważał natomiast, że katastrofa Francji znacznie przedłuży wojnę, co odbije się negatywnie na losach ludności polskiej w kraju.











*** Paweł Maria Lisiewicz - W IMIENIU POLSKI PODZIEMNEJ - Z DZIEJÓW WOJSKOWEGO SĄDOWNICTWA SPECJALNEGO ARMII KRAJOWEJ

...Według cytowanego już przekazu płk. Jana Rzepeckiego, Albrecht miał zostać aresztowany w Warszawie 18 lipca 1941 r. Przewieziono go następnie do Gestapo w Kielcach, gdzie był na przemian poddawany torturom oraz perswazjom, aż w końcu załamał się. Uwierzył w bezcelowość konspiracji, o której Gestapo miało wszystko wiedzieć i zgodził się podjąć próbę skłonienia Roweckiego do podjęcia kontaktu z okupantem. W związku z tym został zwolniony na słowo honoru. Po przybyciu do Warszawy, jawnie zamieszkał w swoim mieszkaniu wraz z rodziną "i zaczął nachodzić wszystkie znane mu lokale konspiracyjne, dobijając się o osobistą rozmowę z Roweckim". Wyznaczeni oficerowie ZWZ bezskutecznie usiłowali odwieść go od zamiaru powrotu do Gestapo, sugerując możliwość ukrycia wraz z rodziną. Albrecht upierał się, że jest związany słowem honoru. Jego zachowanie zdradzało rozstrój nerwowy. "Stawał się wręcz niebezpieczny. Łatwo mógł zostać wyzyskany przez Gestapo do wyśledzenia wielu komórek ZWZ, których znał tyle z tytułu pełnionej funkcji (...). Przy tym niewątpliwie sprzeniewierzył się podstawowym obowiązkom żołnierza: nie tylko załamał się sam, ale podjął się namawiania innych do porozumienia z nieprzyjacielem".











*** Paweł Maria Lisiewicz - BEZIMIENNI - Z dziejów wywiadu Armii Krajowej

..."W naszym sztabie oświadczyli oni, że są oficerami organizacji podziemnej »Muszkieterowie« i zostali wysłani przez jej dowódcę kpt. Tenczyńskiego. Jeden z nich miał przy sobie list w mikrofilmie, który był do mnie adresowany od podziemia krajowego. Zawierał wezwanie, aby wojsko uderzyło na tyły sowieckie. Twierdził, że ten list to podstęp, żeby Niemcy umożliwili im przejście frontu. Mnie zaś mieli zameldować o sytuacji w kraju. Ponieważ to, co powiedzieli nie stanowiło rewelacji, było nam ogólnie znane, zapytałem, czy po to tylko ryzykowali przejście frontu? Wyjaśnili, że kapitan chciał się popisać, jak sprawną posiada organizację [...] To wszystko, co mówili, nie miało znaczenia, cała ta eskapada stanowiła dziecinadę, ale był dokument, w którym wzywano, żebym zaatakował sojuszniczą armię! To była oczywista prowokacja i ja nie miałem wyboru. Zawiadomiłem natychmiast Londyn, a ich kazałem oddać pod sąd polowy i zaprosić sowieckich oficerów jako obserwatorów. Sąd uniewinnił dwóch, trzeciego - tego, który miał przy sobie mikrofilm - skazał na piętnaście lat więzienia za współpracę z Niemcami".











*** Jacek Wilamowski - HONOR, ZDRADA, KAŹŃ... - Afery Polski Podziemnej 1939-1945

...Za prawdziwy majstersztyk uznaje się głośną akcję "Góral". Polegała ona na zdobyciu przez AK 12 sierpnia 1943 roku na ul. Senatorskiej w Warszawie 106 milionów zł, transportowanych z Banku Emisyjnego przy ul. Bielańskiej na Dworzec Wschodni, skąd miały być przewiezione do Krakowa. Na 500-złoto-wych banknotach banku widniał wizerunek górala, stąd kryptonim akcji. Była ona przygotowana przez kilka miesięcy, a trwała zaledwie kilka minut. Z bojowcami współpracowali urzędnicy bankowi: Ferdynand Żyła ps. "Michał I" i Jan Wołoszyn ps. "Michał II". Wyznaczony do akcji zespół składał się z przeszło 40 ludzi z oddziałów Kedywu KG AK. Całość nadzorował mjr Jan Wojciech Kiwerski /ps. "Dyrektor", "Oliwa", "Lipiński"/, dowodził zaś por. Roman Kiźny ps. "Pola". Dysponowano dwoma samochodami. Ze 106 min zł, stanowiących wg ówczesnego kursu czarnorynkowego równowartość 1 mln 100 tys. dolarów USA, Niemcy nie odzyskali ani złotówki, choć bardzo się o to starali.













*** PIOTR GŁUCHOWSKI, MARCIN KOWALSKI - Wojna polsko-ruska pod bokiem niemieckim
Gazeta Wyborcza - 12/01/2009

...Na początku 1944 roku polskie zgrupowanie liczy prawie tysiąc żołnierzy, wśród nich są ułani na koniach, rowerzyści i piechota zbrojna w ciężkie karabiny maszynowe, granatniki, pistolety. Do tego tabory z amunicją, lekarstwami, namiotami, paszą dla koni itd. Przeszło 150 furmanek. Polski Oddział Partyzancki - tak teraz zwie się dawny otriad "Kościuszko" - je dzięki życzliwemu wsparciu polskich właścicieli majątków i chłopów, a za żywność kupuje broń w niemieckich magazynach. Polacy wespół z Niemcami konwojują transporty mąki idące do Mińska. Gdy napadają ich Sowieci - bronią się ramię w ramię. Gromią Sowietów także na własną rękę. W ciągu pierwszego półrocza 1944 akowcy i partyzanci sowieccy staczają ok. 200 bitew i potyczek. Niektóre trwają wiele godzin, używa się w nich artylerii. Polacy przeprowadzają konne szarże, organizują nocne zasadzki, raz strzelają z moździerzy, innym razem tną szablami. Zdarzają się nawet walki wręcz. Z rąk do rąk przechodzą fury z kartoflami, konie, chłopskie krowy, chutory, wsie, lasy, chwilami całe gminy. Niemcy nie reagują.







*** Bogdan Musiał - Polsko-niemieckie "przymierze" na Kresach
Rzeczpospolita - 27-02-2009

...Szczególnie oddział chorążego Nurkiewicza "Noc" dawał się sowieckim partyzantom we znaki. W marcu 1944 r. dowództwo brygady "Żukowa" skarżyło się: "Banda Nurkiewicza wyrządza nam większe szkody niż Niemcy". Gennadij Budaj, jeden z dowódców zgrupowania Baranowicze, relacjonował później: "W roku 1944 (...) walczyliśmy prawie wyłącznie z polskimi legionistami, wielu ludzi zginęło przez nich". Podobnie było na Wileńszczyźnie. 1 marca 1944 r. brygada "Łupaszki" rozbiła sowiecki oddział "Brodacza", 32 sowieckich partyzantów zginęło, dziesięciu zostało rannych, a sześciu dostało się do niewoli. Monachow, dowódca zgrupowania Wilejka, raportował w marcu: "Nie mam wystarczających sił, aby opanować rejony obwodu Wilejka leżące po drugiej stronie rzeki Wilejka. Rejony te są dosłownie zalane przez polskich bandytów".












*** Piotr Zychowicz - Mit sześciu milionów
Rzeczpospolita - 05-06-2009

...Profesor Materski: - Liczba Polaków zabitych podczas wojny znacznie spadnie. To będzie dla społeczeństwa szokiem i na pewno wiele osób nie przyjmie tego do wiadomości. Tak samo było, gdy zweryfikowano liczbę osób deportowanych przez Związek Sowiecki w latach 1939 - 1941 z 2 milionów do 320 - 340 tysięcy. Pierwsza reakcja była bardzo ostra. Niestety do dziś obowiązuje stara zasada, że poziom patriotyzmu mierzy się podawaną liczbą zamordowanych - podkreślił. Dowodem na tę tezę może być następująca anegdota. Jeden z wybitnych, nieżyjących już polskich historyków zapytany kiedyś w prywatnej rozmowie, co sądzi o 6-milionowych stratach, machnął ręką. - To zwykła bzdura, wymysł propagowany przez maniaków polskiej martyrologii. W rzeczywistości straty były kilkakrotnie niższe - powiedział. Kilka lat później na rynku pojawiła się jego książka, w której liczbę zabitych obywateli polskich oszacował na... 7,5 miliona.












*** Piotr Zychowicz - Zapomniani polscy jeńcy 1920 roku
Rzeczpospolita - 23-10-2009

...Generał Lucjan Żeligowski, który przybył do Chorzel dzień po zakończeniu walk, wspominał: "Widok pola walki robił przykre wrażenie. Leżała wielka na nim ilość trupów. Byli to w większości nasi żołnierze, ale nie tyle ranni i zabici w czasie walk, ile pozabijani po walce. Całe długie szeregi trupów, w bieliźnie tylko i bez butów, leżały wzdłuż płotów i w pobliskich krzakach. Byli pokłuci szablami i bagnetami, mieli zmasakrowane twarze i powykłuwane oczy". Zamordowano tam kilkuset Polaków. Do podobnej zbrodni doszło również w Zadwórzu na przedpolach Lwowa, gdzie wymordowano 400 młodych ochotników broniących miasta, a także w Ostrołęce, Żytomierzu, Bystrykach i w wielu innych miejscowościach. Bolszewicy w bestialski sposób mordowali rannych z polowych szpitali wojskowych, których Polacy nie zdążyli ewakuować. Na przykład w Berdyczowie kawalerzyści Budionnego spalili żywcem 600 rannych Polaków wraz z opiekującymi się nimi siostrami. - Takich wydarzeń były setki. Polskie oddziały, gdy w sierpniu i we wrześniu 1920 roku odbijały tereny z rąk bolszewików, niemal wszędzie znajdowały masowe groby. Mordowanie jeńców było stałym elementem sztuki wojennej Armii Czerwonej. To samo powtórzyło się w 1944 i 1945 roku. Skala zjawiska była olbrzymia. Dziś trudno jest ustalić, ilu polskich żołnierzy w 1920 roku zginęło w tych masakrach. Liczba ta może sięgnąć nawet 20 tysięcy - uważa prof. Karpus.








*** Igor T. Miecik - Piekło za drutami
Newsweek - 27 września 2009

...Minister spraw wojskowych Kazimierz Sosnkowski 8 grudnia 1920 r. zarządził śledztwo w sprawie transportów głodnych i chorych jeńców. Bezpośrednim powodem była informacja o transporcie 300 jeńców z Kowla do swoistego przedsionka obozów - stacji koncentracyjnej i rozdzielczej jeńców w Puławach. W pociągu zmarło 37 jeńców, a 137 przyjechało chorych. "(...) Byli 5 dni w drodze i przez cały ten czas ani razu nie dostali jeść. Jak tylko wyładowano ich w Puławach, jeńcy rzucili się na zdechłego konia i jedli surową padlinę". Gen. Godlewski pisze do Sosnkowskiego o tym transporcie, że liczył w dniu wyjazdu 700 ludzi, co by znaczyło, że w drodze zmarły 473 osoby. "Większość była tak zagłodzona, że nie była w stanie samodzielnie wysiąść z wagonów. 15 osób zmarło już pierwszego dnia w Puławach".








*** Piotr Zychowicz - Rosyjska maczuga na Polskę
Rzeczpospolita - 23.09.2011

...Snyder w swoich "Skrwawionych ziemiach" wyliczył, że śmiertelność w obozach jenieckich dla czerwonoarmistów wynosiła średnio 57,5 procent, podczas gdy w obozach dla aliantów zachodnich nie przekraczała 5 procent. Jesienią 1941 roku w niemieckiej niewoli dziennie umierało więcej jeńców sowieckich, niż amerykańskich i brytyjskich umarło tam przez całą wojnę. Mimo to rosyjscy politycy i historycy nie przypominają o losie tych ludzi podczas każdego możliwego spotkania z Niemcami. Nie domagają się także od Berlina przeprosin. Sprawa ta w relacjach niemiecko-rosyjskich po prostu nie istnieje. Co innego "ofiary roku 1920". Dzieje się tak, mimo że w pierwszym przypadku chodzi o 3,5 miliona zamordowanych z premedytacją, w drugim o góra 18 tysięcy zmarłych z powodu chorób. A więc niemal o 200 razy mniej ofiar.












*** Jacek Kuroń - Wiara i wina (więzienie, wojsko)

...Starzy kasiarze, klawisznicy, doliniarze tłumaczyli mi, że świat przestępczy tak naprawdę skończył się z I wojną światową, że olbrzymi teren cesarstwa rosyjskiego dopiero dawał możliwość właściwego działania, ukrywania, "upłynniania blitu". Wprowadzenie bezgotówkowego obrotu, papierów wartościowych właściwie zniszczyło kasiarstwo. Skończyły się czasy, kiedy kupcy w kantorach, w grubych kasach trzymali złoto, biżuterię, brylanty. Mimo to środowiska przestępcze trwały wciąż jeszcze przez całe 20-lecie międzywojenne, rozbiła je dopiero II wojna światowa i późniejsze migracje ludności. Jeszcze przed wojną stałość środowiska, przestrzeganie norm, zawód, który dawał względnie regularne zarobki, a zarazem wymagał pewnego kunsztu - wszystko to sprawiało, że mogły istnieć normalne rodziny, gdzie dzieci wychowywały się w miłości. W związku z tym możliwa była ciągłość pokoleniowa, a więc i transmisja kulturowa. Młody człowiek pochodzący z takiej rodziny i zostając złodziejem mógł jednocześnie żyć w świecie wartości, być przyzwoity, uczciwy, rzetelny, lojalny, mieć życzliwy stosunek do świata i ludzi.












*** ANDRZEJ KRAJEWSKI - TO ZA PIŁSUDSKIEGO! (Tortury w twierdzy brzeskiej - 1930)
NEWSWEEK POLSKA - 19.09.2010

...Ciosy pięścią i kopniaki w tyłek były codziennym sposobem komunikowania się strażników z osadzonymi. Od razu wprowadzono także inne kary cielesne. Oficerowie co jakiś czas urządzali kolejnym politykom nocne pobudki, by kopniakami zagnać ich do piwnicy, gdzie największych szczęściarzy czekała rewizja osobista. Pechowców, takich jak np. prezesa Narodowej Partii Robotniczej Karola Popiela, po rozebraniu do naga rzucano na stołek, plecy okładano mokrym ręcznikiem, po czym tłuczono metalowym prętem, dopóki ofiara nie straciła przytomności. Podobnie zmasakrowano jedynego uwięzionego w Brześciu endeka, byłego wojewodę wołyńskiego Aleksandra Dębskiego. Szczególnie często maltretowano Kazimierza Bagińskiego z PSL Wyzwolenie. Pamiętano bowiem, że współorganizował z Piłsudskim związki strzeleckie w Galicji, a pod koniec lat 20. ośmielał się krytykować Marszałka, co uznano za zdradę.












*** Antoni Dudek, Grzegorz Pytel - Bolesław Piasecki. Próba biografii politycznej

...Aby zrozumieć tło polityczne porwania Bohdana Piaseckiego, należy przypomnieć sobie atmosferę, jaka panowała w Polsce z końcem 1956 roku. Zasadniczo były dwa środowiska atakujące dotychczasową działalność Bolesława Piaseckiego i i Stowarzyszenia PAX. Pierwszym było środowisko liberalizujących intelektualistów i dziennikarzy, którzy w okresie październikowej odwilży rozpętali szeroką kampanię prasową wymierzoną przeciw ideologii i przede wszystkim działalności Stowarzyszenia. Drugim była część wysoko postawionych działaczy partyjnych, określanych jako frakcja puławska, którzy dążyli do likwidacji PAX-u. Przebieg porwania, podobnie jak śledztwo dowiodło, że sprawcy, jeżeli wywodzili się czy też byli powiązani z którymś z dwóch wymienionych wyżej środowisk, to raczej z frakcją puławian.












*** Sławomir Koper - Przypadek Bolesława Piaseckiego

..."On otaczał się wyłącznie dworem, niestety - potwierdzała Anna Kowalska, redaktorka Instytutu Wydawniczego PAX i autorka słynnej Pestki. - Wtedy przyjaciele przestają być przyjaciółmi, zaczynają się bać, stają się lizusami i potakiwaczami. On też widział, że się go boją. Każde spojrzenie albo brak spojrzenia było komentowane. Tragiczne i zarazem śmieszne było to, że on na tym szczycie siedzi sam, a wszyscy mu nadskakują, klaszczą i cmokają. Miał rzadko spotykaną umiejętność niemówienia. Mogę sobie wyobrazić, że różni ludzie się przed nim wili, chcieli coś załatwić, wygłaszali jakieś opinie, a on milczał. Milczenie to straszna broń. Delikwent purpurowy wytaczał się z jego gabinetu i długo jeszcze nie wiedział, co ze spotkania z Piaseckim dla niego wyniknie". Ważnym elementem budowy wizerunku prezesa - bo właśnie tak nieoficjalnie go tytułowano - były obchody jego imienin. Każdego roku 19 sierpnia do Zakopanego zjeżdżali najważniejsi jego współpracownicy. On okazywał im swoją łaskę i dawał do zrozumienia, kto obecnie cieszy się jego największym uznaniem. Siedząc w fotelu, przyjmował hołdy i rozmawiał z aktualnymi ulubieńcami, a innych zbywał milczeniem. Za największe wyróżnienie uchodził wspólny toast z prezesem; na stole zawsze stała butelka dobrego koniaku, a Piasecki osobiście napełniał kieliszki. Po każdej tego rodzaju imprezie w PAX-ie i jego zależnych instytucjach wiedziano, jakie są aktualnie obowiązujące trendy personalne.












*** Krzysztof Kęciek - Klęska Szczęśliwej Armady
Przegląd - 37/2008

...Katolicki monarcha zgromadził ok. 130 okrętów i statków różnych typów. Były wśród nich świetne galeony, noszące nazwy niebiańskich patronów, toteż nazwano je katalogiem świętych. Wicekról Neapolu przysłał cztery masywne galeasy wyposażone w żagle, ale poruszane także siłą wioseł. Pod flagą Filipa pożeglowała wynajęta w Gdańsku karaka "Barca de Anzique" ("Statek z Gdańska") o wyporności 450 ton z 26 działami, 25 żeglarzami i dwoma setkami żołnierzy na pokładzie. Imponująca flota miała 2630 dużych armat i 123.790 żelaznych, kamiennych i spiżowych kul. Na pokładach znalazło się 8050 marynarzy, 2088 wioślarzy niewolników i 18.978 żołnierzy oraz 1545 ochotników - młodych i dumnych szlachciców. W wyprawie wzięło udział także 200 kapłanów, którzy mieli nawracać angielskich kacerzy. Tej masie okrętów nadano nazwę Armady. Znaczy to uzbrojona flota). Filip lubił mówić o Szczęśliwej Armadzie (La Felicissima Armada). To papież Sykstus V nazwał ją Armadą Niezwyciężoną (Armada Invencible) - później miano to szyderczo rozpowszechnili Anglicy.












*** Krzysztof Kęciek - Tajemniczy rejs U-977
Przegląd - 36/2010

...Była to niezwykła ucieczka. Kapitan U-977 nie chciał się poddać aliantom. Okręt płynął w zanurzeniu przez rekordowe 66 dni. Dopiero 17 sierpnia 1945 r. zawinął do argentyńskiego portu Mar del Plata. Przybycie jednostki ponad trzy miesiące po klęsce hitlerowskich Niemiec stało się prawdziwą sensacją. Natychmiast pojawiły się teorie, że U-977 szedł w konwoju okrętów podwodnych przewożących broń, złoto i brunatnych dygnitarzy. Twierdzono, że na pokładzie U-boota znalazł się reichsleiter Martin Bormann, a być może nawet sam führer z Evą Braun. Schronili się oni rzekomo w Nowym Berchtesgaden, ostatnim bastionie hitlerowców, gigantycznym kompleksie obronnym w jaskiniach w pobliżu antarktycznej Ziemi Królowej Maud. To oczywiście czysta fantazja, jednak mit o polarnej twierdzy Hitlera, którą Amerykanie zdołali zniszczyć dopiero za pomocą bomb atomowych w 1958 r., utrzymuje się do dziś.












*** Krzysztof Kęciek - Fałszywy mit Termopil
Przegląd - 14/2007

...Sparta była okrutnym, totalitarnym państwem, budzącym lęk wśród współczesnych, w okresie klasycznym kulturalną pustynią (przedstawianie spartiatów jako obrońców cywilizacji musi wzbudzić wśród znawców przedmiotu śmiech). Persom zresztą niszczenie greckich dzieł historycznych i literackich, co sugeruje film, na myśl by nie przyszło. Spartiaci mogli przez całe życie ćwiczyć się w wojennym rzemiośle tylko dlatego, że utrzymywali ich poddani - periojkowie, czyli Lacedemończycy niemający spartańskiego obywatelstwa, oraz przede wszystkim heloci, swego rodzaju państwowi niewolnicy. Spartanie po morderczych stuletnich wojnach ujarzmili Messenię, rozległą krainę na zachodzie Peloponezu, zamieszkaną (podobnie jak Lacedemon) przez Greków z ludu Dorów. Messeńczycy zostali obróceni w niewolników - było to wydarzenie bezprecedensowe w helleńskim świecie. Spartiaci ciemiężyli helotów bez miłosierdzia - wykształcili cały system wyzyskiwania i upokarzania poddanych. Heloci zlewali się potem na polach swych panów, musieli nosić ośmieszające stroje, byli systematycznie chłostani tylko po to, aby nie zapomnieli, że są niewolnikami. Spartiaci upijali ich na ucztach i zmuszali do śpiewania sprośnych pieśni - patrząc na upodlenie helotów, "bohaterowie" znad Eurotasu pielęgnowali swoje poczucie wyższości.












*** Krzysztof Kęciek - Posępne groby wampirów
Przegląd - 12/2009

...Archeolodzy natrafiają na tzw. grobowce wampiryczne stosunkowo często. Najstarszy znany do tej pory, sprzed 4 tys. lat, odkryty został w pobliżu miejscowości Mikulovice we wschodnich Czechach. Podczas penetracji cmentarzyska z epoki żelaza archeolodzy zauważyli, że jeden ze zmarłych pochowany został nieco na uboczu. Szkielet przygniatały dwa duże kamienie, jeden położony na piersiach, drugi na głowie. Radko Sedlacek, kurator Muzeum Archeologicznego, nie ma wątpliwości, że pochowano tu jakiegoś odmieńca, którego uznano za wampira. Kamienie miały go powstrzymać przed nawiedzaniem żywych.












*** Krzysztof Kęciek - Bóg deszczu żąda ofiary - Majowie przelali morze krwi, aby zyskać łaskę bóstw
Przegląd - 9/2008

...Jeszcze do lat 70. XX w. Majowie uważani byli za nastawionych pokojowo budowniczych, znakomitych astronomów i obserwatorów nieba, uduchowionych twórców zadziwiająco dokładnego kalendarza. Przypuszczano, że ci Indianie, których cywilizacja kwitła od mniej więcej 300 n.e. do 900 n.e. na terenie południowego Meksyku, Gwatemali, Belize, części Hondurasu i Salwadoru, prowadzili wojny w sposób rytualny i mało krwawy, a swym łagodnym bogom rzadko składali ofiary z ludzi. Obecnie wiadomo, że miasta-państwa Majów przynajmniej w ostatnich wiekach toczyły ze sobą zaciekłe konflikty na wyniszczenie, a podczas tych walk brano jeńców, aby zabić ich ku czci bóstw, często wśród wyrafinowanych tortur. Pojmanym przeciwnikom, zwłaszcza arystokratom, wyrywano paznokcie, jadeitowe kolczyki w uszach dostojnych jeńców kapłani zwycięskiej strony zastępowali zwitkami papieru. Miało to dodatkowo upokorzyć skazanych na śmierć brańców. Ciała przeznaczonych na ofiarę malowano na niebiesko i używano w charakterze żywych tarcz, przy czym łucznicy i miotacze oszczepów mierzyli przede wszystkim w genitalia.












*** Krzysztof Kęciek - Krwawe ofiary w deszczu - Kulturę peruwiańskich Indian Moche zniszczyły potężne zaburzenia klimatu
Przegląd - 46/2010

...Cywilizacja Moche nie znała pisma, pozostały po niej jednak niezliczone malowidła na murach oraz bogato zdobione naczynia. Dzbany i wąskie butelki miały barwę białą i żółtą. Na jasnym tle sporządzano czarne lub brązowe rysunki, zaznaczane wyrazistymi konturami. Jednym z ulubionych motywów artystów był Dekapitator, czyli Ścinający Głowy (Ai Apaec Ayapec), często przedstawiany jako pająk, niekiedy jako stworzenie ze skrzydłami lub ośmiornica czy potwór morski. Na niektórych wizerunkach Dekapitator ściska w jednym ramieniu nóż, w drugim trzyma za włosy ściętą głowę. Na makabrycznych malowidłach można spostrzec bezbronnych jeńców, którym oczy wydziobują ptaki lub wydłubują je zwycięzcy wojownicy. Jak wynika z tej ikonografii, pod piramidami odbywały się przerażające ceremonie, podczas których kapłani w rytualnych szatach gwałcili jeńców analnie i oralnie. Na rysunkach widać, że z naturalnych otworów w ciałach ofiar obficie spływają płyny - symbol klęski i upokorzenia. Jak wynika z malowideł, jeńcy byli torturowani, w końcu podcinano im gardła. Prawdopodobnie kapłani i arystokraci pili krew ofiar i spożywali ich ciała. Potem zdzierano mięso z kości, a szkielety wieszano na ścianach piramid.












*** Krzysztof Kęciek - Owidiusz - poeta wygnany - Czy słynny rzymski piewca lekkiej miłości wplątał się w spisek przeciw cesarzowi?
Przegląd - 51-52/2007

...Historycy do dziś zastanawiają się, dlaczego cesarz Oktawian August potraktował największego poetę swoich czasów tak srogo. Czy gniew pryncepsa wywołały tylko frywolne pieśni? A może piewca lekkiej miłości (tenerorum lusor amorum), jak nazwał się Owidiusz, nawiązał romans z wnuczką imperatora, Julią, która knuła polityczny spisek?












*** Krzysztof Kęciek - Goebbels - zbrodniarz i narcyz
Przegląd - 49/2010

...Naukowcy od dawna próbowali tłumaczyć chorobliwą ambicję, dynamiczną, niszczycielską energię i szyderczy cynizm gauleitera Berlina czynnikami psychologicznymi. Helmut Heiber, autor wydanej w 1962 r. i wciąż wartościowej biografii Goebbelsa, podkreślał, że główny agitator reżimu nigdy nie przezwyciężył pełnych namiętności zaburzeń emocjonalnych wieku dojrzewania. Powszechnie panuje opinia, że rozstrzygającą rolę w życiowej drodze ministra propagandy odegrało jego kalectwo - deformacja prawej stopy (stopa końsko-szpotawa) - którego nabawił się w wyniku choroby w wieku około siedmiu lat. Wyśmiewany w szkole przez kolegów, popadł w kompleksy i przez całe życie próbował kompensować tę skazę na innych polach. Brytyjski historyk Ian Kershaw, autor monumentalnej biografii Hitlera, tak pisał o Goebbelsie: "Kompleks niższości był źródłem jego ambicji i potrzeby demonstrowania osiągnięć przez błyskotliwość umysłu. Dlatego też znalazł się w ruchu, który wyszydzał zarówno fizyczną słabość, jak i intelektualistów".












*** Teresa Bogucka - CZYSTOŚĆ, ZDROWIE I POSTĘP
Gazeta Wyborcza - 22/11/1996

...Do oczywistych efektów zastąpienia mycia się ablucjami na sucho oraz - w sferach wyższych - pachnidłami, należała powszechność robactwa. Z jednej strony pogodzono się z nim do tego stopnia, że wzajemne iskanie zostało wpisane w formy obyczajowe, określające dokładnie, kto komu winien wyłapywać insekty, z drugiej jednak uciążliwość pluskiew, pcheł czy wszy kazała szukać na nie jakichś sposobów. Były to, ni mniej, ni więcej, tylko przepisy dietetyczne, uważano bowiem, że pasożyty wychodzą z ludzkiego ciała, tak jak robaki z mięsa, a rodzą się z zakłóceń humorów, czemu mogło przeciwdziałać właściwe odżywianie. I tak oto lęk przed zarazą prowadził do zwiększenia zagrożenia, chociażby dlatego, że dżumę roznosiły pchły.












*** WITOLD GADOMSKI - ENCYKLOPEDIA - EKONOMIA
Gazeta Wyborcza - 18/05/2000

...Marks do analizy ekonomicznej wprowadził radykalne wątki polityczne. Stwierdził mianowicie, że między pracą i kapitałem istnieje nieustanny konflikt. Wszystkie zjawiska zachodzące w gospodarce kapitalistycznej były dla Marksa przejawem tego konfliktu. Kapitaliści dążą do zagrabienia jak największej części wartości dodatkowej, spychając robotników w nędzę. Dowody empiryczne nie potwierdzały tej tezy - płace robotników w II połowie XIX wieku mimo wszystko rosły, bezrobocie prawie nie istniało, znienawidzony przez Marksa kanclerz Niemiec Otto von Bismarck wprowadził nawet ubezpieczenia społeczne. Marks jednak nie zamierzał się takimi drobiazgami przejmować.












*** Andrzej Fedorowicz - Ciemna strona mocy
Focus Historia - 04/02/2010

...II Korpus gen. Władysława Andersa był jedną z nielicznych formacji alianckich, która mimo ciężkich strat i braku uzupełnień z kraju cały czas zwiększała stan osobowy. 1 października 1943 r. Korpus liczył zaledwie 52,7 tys. żołnierzy, by po zakończeniu wojny dojść do 105 tys. Skąd brali się ci ludzie? Zaciąg ochotniczy na wyzwolonych terenach Europy w latach 1942-1945 dał zaledwie 11 710 żołnierzy. Polskie władze przekonały więc aliantów do przeprowadzenia tzw. ewakuacji specjalnej. Pod nazwą tą krył się zaciąg do Polskich Sił Zbrojnych byłych żołnierzy Wehrmachtu, którzy po poddaniu się lub dezercji trafili do obozów. To była dobra decyzja. W samych Włoszech w 1944 r. do II Korpusu wcielono 16 500 byłych wehrmachtowców, a do maja 1945 r. - kolejnych 18 000. Jednocześnie 2000 Polaków służących wcześniej w Afrika Korps zasiliło dywizję pancerną gen. Stanisława Maczka, wyzwalającą Belgię i Holandię. W sumie ewakuacja specjalna objęła 85 tys. Polaków.












*** Andrzej Gass - Ostra gra Zagra-lina
Focus Historia - 28/09/2009

...Nie były to pierwsze polskie zamachy bombowe w Berlinie. Te zaczęły się jeszcze w 1939 r. Oficer Abwehry mjr Helmuth Groscurth zanotował w "Dzienniku" ("Tagebucher eines Abwehroffiziers 1938-1940", Stuttgart 1970), że 16 września 1939 r. wybuchły w Berlinie bomby: przed Prezydium Policji i przed gmachem Ministerstwa Lotnictwa. "Wiele szkła na ulicach, jedna osoba zabita" - zapisał. Zdaniem gestapo, eksplozje były dziełem Polaków. Potem jeszcze kilkakrotnie dokonywano zamachów, najczęściej podkładając bomby w pociągach, berlińskiej rafinerii oraz na dworcach klejowych. Akcji dokonywali AK-owcy ze Śląska, którzy bez przeszkód podróżowali do Rzeszy. Przeprowadzanie zamachów bombowych w miejscach publicznych Rzeszy nakazał komendant główny AK generał Stefan Grot-Rowecki. Musiał liczyć się z cywilnymi ofiarami. Ale zamachy były odpowiedzią na niemiecki terror na ziemiach polskich. Stwierdzono to w specjalnym komunikacie, opublikowanym w "Biuletynie Informacyjnym".












*** Marcin Rogoziński - Młot na ludobójców
Focus Historia - 26/05/2009

...Tajny oddział utworzyli w 1918 roku działacze Ormiańskiej Federacji Rewolucyjnej (ARF). Partia przejęła władzę po upadku caratu, gdy Armenia przez trzy lata cieszyła się niepodległością. Kierownictwo opracowało czarną listę z nazwiskami około 200 osób. Pierwsze miejsca zajęli młodotureccy przywódcy. Zadaniem tajnej jednostki było ich wytropienie i likwidacja. Akcji nadano kryptonim "Operacja Nemezis" od greckiej bogini zemsty. Pierwszy zginął Fatali Khan Khoyski, były premier Azerbejdżanu. W 1921 roku tajni agenci wytropili w Berlinie Talata Paszę, w Konstantynopolu Behbuda Khan Javanshira, szefa azerskiego MSW, w Rzymie Wielkiego Wezyra Saida Halim Paszę. W kwietniu 1922 roku stolicą Republiki Weimarskiej wstrząsnęło kolejne morderstwo. Na jednej z głównych ulic zamachowcy zastrzelili Bahattina Sakira, współzałożyciela partii rządzącej, oraz generała Jemala Azmi, zwanego "potworem z Trebizond". Minister Jemal Pasza zakończył życie w Tbilisi. Enwer Pasza zginął w Tadżykistanie z rąk ormiańskiego żołnierza Armii Czerwonej.












*** Andrzej Nieuważny - Jako mąż... i nie mąż
Focus Historia - 02/03/2009

...Wreszcie, 25 sierpnia 1775 r. stęskniony za ojczyzną d'Éon podpisał cyrograf. Zwracał wszystkie dokumenty i godził się na oficjalne potwierdzenie żeńskiej płci (ukrytej ponoć w dzieciństwie przez rodziców) oraz na damskie suknie. W zamian mógł liczyć dożywotnio na królewską pensję, powrót do kraju oraz zdobyty "w męskim przebraniu" order św. Ludwika! Po spełnieniu warunków (1777) panna d'Éon mogła zajmować się rodową rezydencją oraz wyrobem wina. Świat za bardzo jednak ją pociągał, by po ustaniu wojny z Anglią, toczonej w imię amerykańskiej niepodległości, poddana króla Francji nie wróciła na Wyspy. Pojechała do Londynu z zamiarem ostatecznej likwidacji swych spraw, ale... została na zawsze. Dramat przyszedł wraz z Rewolucją, która skasowała królewską pensję. By przeżyć, panna d'Éon wyprzedawała wspaniałą bibliotekę i - mimo wieku oraz sukni - stawała do szermierczych pokazów. Umierała (1810) w biedzie, nie napisawszy autobiografii, na którą pięć lat wcześniej pobrała zaliczkę. Pochowano ją na cmentarzu Saint-Pancrace, który w XIX wieku zniknie pod fundamentami jednego z londyńskich dworców kolejowych.












*** Marek Rybarczyk - PRZEMYSŁ EKSCENTRYZMU
Focus Historia - 29/03/2012

...Brytyjskim ekscentrykom sprzyjała od końca XVIII wieku wyjątkowa sympatia dla oryginałów. Epoka ich triumfu rozpoczęła się od szaleństwa popularnego angielskiego króla Jerzego III. Cierpiał na rzadką chorobę (porfirię), a jej neurologiczne objawy wzmacniał fakt, że mózg władcy systematycznie zatruwany był przez arszenik, używany do peruk. Anglicy zamarli w przerażeniu, dowiadując się pocztą pantoflową o problemach monarchy, który potrafił bredzić godzinami, tocząc pianę z ust, albo witać się z drzewem, które pomylił z królem Prus. "Choroba monarchy wstrząsnęła narodowym psyche Anglików. Zrozumieli, że takie zaburzenia psychiczne nie oszczędzają nikogo i nabrali tolerancji dla ekscentryzmu" - twierdzi Henry Hemming, autor popularnej książki "In Search of the English Eccentric" (W poszukiwaniu angielskiego ekscentryka).












*** Andrzej Fedorowicz - Szalupy morderców
Focus Historia - 30/05/2012

...9 sierpnia 1874 roku na Oceanie Indyjskim zatonął statek Euxine. Członkowie załogi uratowali się na trzech szalupach. Przez trzy tygodnie daremnie wypatrywali ratunku, nie mieli już wody i żywności. 31 sierpnia na łodzi dowodzonej przez Jamesa Archera dwóch marynarzy popełniło samobójstwo, wyskakując za burtę. Tego samego dnia Archer podjął decyzję o losowaniu, czyje życie zostanie poświęcone, by ratować innych. Wybór padł na Francisa Gioffusa, wyrok miał wykonać August Muller. Cztery godziny po zabiciu marynarza rozbitkowie zostali odnalezieni przez holenderski statek Java Packet. Nikt nie został oskarżony.












*** Marcin Rogoziński - Smak wroga
Focus Historia - 01/07/2008

...Zhou Shiana, fryzjera z sąsiedztwa, wyciągnął z domu Liao Huoshou. Skrępował mu ręce drutem i z rzeźnickim nożem w ręku gnał go ulicą na plac targowy. Po drodze przyłączali się następni oprawcy, którzy bili, opluwali i obrażali Zhou Shiana. Gdy dotarli do skrzyżowania, wokół zebrał się tłum. Pojawili się młodzi czerwonogwardziści, którzy zainscenizowali rozprawę "trybunału ludowego". Ludzie zmusili Shiana do wyznania win na klęczkach i złożenia samokrytyki. Potem pod gradem ciosów i obelg wleczono go po schodach w dół nad rzekę. Zhou jeszcze żył, gdy niejaki Wang Chunrong prawie 13-centymetrowym nożem rozciął jego ciało i wydobył z niego serce i wątrobę. Przyłączyli się inni i niebawem obdarto go ze skóry. Następnie przy pomocy drewnianej łodzi utopili szczątki w rzece. Zwłoki porwał nurt, płynący w stronę Hongkongu. Mieszkańcy Wuxuan wrócili na plac, ugotowali wnętrzności i podczas uczty zjedli wroga ludu. Ofiarami kanibalizmu padło tego dnia w Wuxuan jeszcze 5 osób.












*** Jerzy T. Bąbel - Gdy ojciec zjadał syna...
Focus Historia - 13/12/2008

...Najwięcej szczegółów o głodzie, który zapanował na Kremlu i w Kitajgrodzie, znajdujemy w relacji kupca kijowskiego Bożka Bałyki: "Tego roku dnia 14 września głód wielki zaczął uciskać, piechota nowa (600 piechurów węgierskich Feliksa Niewiarowskiego) zaczęła z głodu mrzeć i mało nie wszyscy umarli, i nasza piechota, i towarzystwo także wszystkich zjedli; Niemcy kotki i psy wszystkie wyjedli, zielskiem i trawą, i lada czym żywili się, bo wszystko Moskwa odjęła; drożyzna wielka nastała (...). A potem już głód nieznośny zaczął trapić, tak że piechota i Niemcy zaczęli ludzi rżnąć i jeść. My najpierw, idąc z sobornej cerkwi Przenajświętszej Bogarodzicy z nabożeństwa, głowę i nogi ludzkie w dole naleźli, w kajstrze (worku - przyp. JTB); wyciągnąwszy z turmy kilkunastu moskiewskich ludzi, piechurów, pomordowali, tych wszystkich zjedli (...) Pacholika jednego, niedawno zmarłego, z grobu wykopali i zeżarli".












*** Maciej Łubieński - Kupą mości panowie (lisowczycy)
Focus Historia - 11/10/2008

...Niewiarygodne umiejętności jeźdźców budziły zachwyt zachodnich wojskowych. Pisali do nich serdeczne listy wielcy ludzie epoki, na przykład namiestnik Czech Karol Lichtenstein. Ich dziwny wygląd - jeźdźcy nie mieli zbroi ani hełmów, nosili obcisłe spodnie i kaftany, mieli "porąbane" twarze i ogolone głowy - skłaniał wielu mieszkańców Rzeszy do podszytych zabobonnym lękiem rozważań. "Jeśli ich broń albo kula ima?" - pytali przestraszeni. Ci zaś, którzy doświadczyli z ich strony przemocy, swoją ciekawość poznania ich natury łączyli z mściwym okrucieństwem. Latem 1622 r. w zagubionej w nadreńskich Wogezach wiosce chłopi pochwycili służącego jednego z jeźdźców. Następnie "nago rozebrany, oględowany i wybadywany był, jeżeli on człowiek, jeśli zna Boga, jeśli umiera". Niepiśmienni naukowcy nie zdążyli zweryfikować ostatniej hipotezy, bo pachołek zdołał umknąć.












*** Jakub Kryst - Twardogłowy awanturnik (Kazimierz Mijal)
Focus Historia - 03/08/2010

...W Albanii Mijal utrzymywał kontakt korespondencyjny z Polską. Sterował konspiracyjną KPP, wydawał organ prasowy partii "Czerwony Sztandar" i kierował nadającym audycje do Polski Radiem Tirana. Zorganizowane grupki jego zwolenników działały m.in. w Warszawie, Wrocławiu, Łodzi, Katowicach, Pabianicach i Żyrardowie. Po latach swój pobyt w Albanii Mijal wspominał z nieskrywaną nostalgią: "Miałem willę w Tiranie, sam tam mieszkałem. Rano przychodził kucharz. W ogrodzie był domek dla pracownika bezpieczeństwa, a po ogrodzie chodził jeszcze jeden żołnierz. Chodziłem na spacery, jeździłem po kraju. Pieniędzy nie dostawałem, ale za wszystko płacił albański pracownik partyjny. Spotykałem się często z Enverem Hodżą" [wieloletnim przywódcą Albanii - przyp. red.]. W Polsce jednak SB udało się wprowadzić do KPP agenturę. Kilkunastu członków aktywu aresztowano i skazano na kilkuletnie więzienie. W ciągu niespełna czterech lat, w rezultacie działań operacyjnych SB pod kryptonimem "Znak", KPP została rozbita, a jej działacze zmuszeni do zaprzestania działalności. W połowie lat 70. stosunki Mijala z towarzyszami albańskimi zaczęły się psuć. Polski rezydent pozwalał sobie bowiem na coraz częstszą i otwartą krytykę tamtejszych władz - z pozycji ortodoksyjnie marksistowskich, rzecz jasna.












*** Konrad Godlewski - Smutna historia parszywych dwunastek
Focus Historia - 27/09/11

...W 1978 r. w Iranie zwyciężyła islamska rewolucja, a południowokoreańska gospodarka - oparta na eksporcie - doznała uszczerbku na skutek wysokich cen ropy i kryzysu paliwowego. W kraju wybuchły protesty, wojskowa dyktatura Parka nie radziła sobie z ich opanowywaniem. 26 października 1979 r. przywódca Korei Płd. jadł obiad z szefem KCIA Kim Jaegyu, którego złajał za mało energiczne tłumienie protestów. "Musiałbym zabić 2000 ludzi" - żachnął się Jaegyu. "Szach Iranu nie miał takich oporów" - odparował Park. Wtedy do krytyki szefa KCIA dołączył się ochroniarz prezydenta. Takiego afrontu Jaegyu nie mógł zdzierżyć. Krytyka z ust osoby niższej rangą oznaczała utratę twarzy. Główny szpieg Korei Płd. przeprosił gości i poszedł do swego gabinetu po pistolet. Kiedy wrócił, zastrzelił ochroniarza, a potem samego Parka.












*** Andrzej Krajewski - Kanapka ze śmiercią
Focus Historia - 06/04/2010

...Wedle tego, co opowiadała prowadząca pierwsze eksperymenty dr Janina Gebarska-Mierzwińska, początkowo zajmowano się obserwacją działania bakterii dżumy, cholery, czerwonki oraz nosacizny. Z kolei Alfons Ostrowski podczas przesłuchań w warszawskim UB zeznał, że latem 1933 r. - na polecenie nadzorującego pracę laboratorium kpt. Ignacego Harskiego - zabrał ze sobą 0,2 g toksyny i pojechał do Łuńca, gdzie mieścił się garnizon Korpusu Ochrony Pogranicza. "W Łuńcu na placówce KOP-u pokazano mi człowieka lat około 40, narodowości rosyjskiej, średniego wzrostu, bruneta, typ inteligenta. Człowiekowi temu podałem toksynę botulinową, zmieszaną z kiszką pasztetową rozsmarowaną na bułce" - zeznał Ostrowski. Sowiecki szpieg, ujęty podczas nielegalnego przekraczania granicy, zmarł dopiero po dwóch dniach. Wedle relacji Ostrowskiego zwłoki przetransportowano potem do przystani nad Prypecią, wrzucono do motorówki i przewieziono w pobliże drugiego brzegu, gdzie zaczynało się już terytorium ZSRR. Tam ciało wrzucono do wody i pchnięto na sowiecką stronę.












*** Witold Pronobis - Poślubieni zdradzie
Focus Historia - 2010 r.

...Zdekonspirowany przez kontrwywiad AK agent gestapo Eugeniusz Świerczewski został ujęty w Warszawie 20 czerwca 1944 r. Jeszcze tego samego dnia - po przesłuchaniu - na mocy wyroku wojskowego sądu został powieszony w piwnicy domu przy ulicy Krochmalnej 74. Jego zwłoki zostały zakopane pod podłogą. Śledztwo kontrwywiadu AK wykazało, że przed śmiercią Świerczewski działał w strukturach państwa podziemnego na polecenie Untersturmführera Ericha Mertena. Należał do siatki kierowanej przez Ludwika Kalksteina, w której pracowała też Blanka Kaczorowska. Działając we dwójkę lub pojedynczo, okazali się zabójczo groźni dla państwa podziemnego. Informacje przekazane przez Świerczewskiego na Krochmalnej były na tyle szokujące, że kierownictwo polskiego podziemia nakazało jak najszybszą likwidację obojga. Akcji nadano kryptonim "Pudełko". Specjalny oddział Armii Krajowej o kryptonimie 993/W, przeprowadzający między innymi akcje likwidacyjne na zdrajcach, dość szybko zlokalizował miejsce zamieszkania małżeństwa Kalksteinów na rogu ulic Śniegockiej i Koźmińskiej. Obserwowano ich, ale oboje zdołali jakoś wymknąć się z obławy. Kaczorowską już wcześniej uratowała zaawansowana ciąża i zwyczaj stosowany przez akowski wymiar sprawiedliwości, by nie likwidować skazanych na śmierć kobiet będących w takim stanie (w połowie kwietnia 1944 r. Kaczorowska urodziła syna, najprawdopodobniej w jednym z niemieckich szpitali). Wiadomo, że poszukiwano ich jeszcze w czasie Powstania Warszawskiego.








*** Krzysztof Kąkolewski - Barwy hetmanów i czerń SS

...Jak twierdzi Kalkstein, już w czasie początkowych przesłuchań gestapowcy wytykali mu, że pochodzi ze starej niemieckiej szlachty i pokazywali broszurę propagandową NSDAP o wschodniopruskiej szlachcie, gdzie na pierwszym miejscu był wymieniony ród Kalksteinów. Jednak oświadczenie jednego z asów podziemnego wywiadu AK, że czuje się Niemcem, wywołało sensację na Szucha. Natychmiast zawiadomiono Berlin. Sprawę uznano za tak wielkiej wagi, że zjechała specjalna komisja z Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy z Berlina w składzie pięciu urzędników i trzech stenotypistek. Kalksteina nie zwolniono, zaczęto go jednak inaczej traktować. Stenotypistki zaczęły swoją pracę: protokół zupełnego oczyszczenia się Kalksteina wobec Niemiec: wszystko, co zawierała jego pamięć jako Kalksteina-Polaka, wyrzuca z siebie. Wydaje swój sztab, swoich agentów wszystkich narodowości z zaznaczeniem na mapie Europy ich punktów kontaktowania, pseudonimów w dziesięciu krajach - i wreszcie zwierzchników - wyższych oficerów wywiadu AK, z którymi Kalkstein miał kontakty. Liczbę osób w tej wsypie niektórzy obliczają na dwieście do trzystu. Jednakże główna nadzieja, jaką wiąże z Kalksteinem Erich Merten, oficer gestapo, który przesłuchuje Kalksteina - to nadzieja, że teraz uda mu się aresztować Komendanta Głównego AK, generała Grota.








*** ADAM ZADWORNY - Kalkstein
Gazeta Wyborcza - 23/02/2009

...W latach 70. w środowisku filmowym mówi się, że "Czarne chmury" wymyślił Ludwik Kalkstein. Próżno szukać jednak jego nazwiska na "liście płac". Zdzisław Nardelli, niegdyś dyrektor Teatru Polskiego Radia, który w latach 40. realizował w szczecińskiej rozgłośni słuchowiska Świerkiewicza, czyli Kalksteina, trzy lata przed swoją śmiercią opowiedział mi o spotkaniu z Kalksteinem: - Był u mnie po wyjściu z więzienia. Pożyczyłem mu pewną sumę. Później jego kuzynka chciała, abym wystawił mu opinię jako literatowi. Powiedziałem, że szybciej powinien zrobić to Andrzejewski. Była u niego, ale odmówił. Według Nardellego Kalkstein chciał zrobić słuchowisko o swoim przodku. Z jego nazwiskiem było to jednak niemożliwe: - To Kalkstein pisał scenariusz "Czarnych chmur", Rysiu Pietruski tylko to za niego podpisał.
- Zdradzę panu pewną tajemnicę - mówi 82-letni Andrzej Konic, z którym trzykrotnie rozmawiam przez telefon. - Nazwisko głównego bohatera musiałem zmienić na pięć dni przed rozpoczęciem zdjęć. W scenariuszu był Kalkstein. To wtedy by nie przeszło. Dowgird było krótkie i nieźle brzmiało.












*** Jan Pietrzykowski - Tajemnice archiwum gestapo - Przyczynki do historii niemieckiej okupacji w Polsce

...Oceniając wyjaśnienia płk. Albrechta złożone w gestapo, można powtórzyć za Lucjanem Dobroszyckim, że o wielu sprawach mówił w sposób ogólnikowy i wykrętny, a niekiedy udzielał informacji nieprawdziwych. Znamienne było również, że zataił fakt, iż był szefem sztabu w Komendzie Głównej ZWZ, wyjaśnił natomiast, że podlegały mu tylko niektóre referaty oraz że był przewidziany na zastępcę gen. Roweckiego wówczas, gdyby ten nie mógł spełniać swych obowiązków. Jako szef sztabu Albrecht musiał wiedzieć więcej, niż ujawnił. Nie naprowadził gestapo na trop gen. Roweckiego, chronił też niewątpliwie inne osoby, nie podając konkretnych danych, umożliwiających policji bezzwłoczne ich aresztowanie, nie wskazał znanych mu adresów lokali organizacji. Opisał jednak strukturę organizacyjną Komendy Głównej ZWZ i siatkę terenową, kompetencje komendanta oraz poszczególnych oddziałów sztabu. Wskazał drogi przerzutów kurierów i opisał aparat łączności. Podał liczbę oficerów i podoficerów zawodowych, oficerów rezerwy i podchorążych według danych Komendy Głównej ZWZ. Ujawnił, wprawdzie ogólnikowo, stan posiadania broni.












*** Elena Petrescu i Nicolae Ceausescu

...W wieku szkolnym ta chudziutka i samotna dziewczynka spędzała wolny czas, wspinając się na drzewa i kradnąc gniazda ptakom. Jest najgorsza w klasie: przyszła pani inżynier chemik, z tytułem doktora honoris causa największych światowych uniwersytetów, w rzeczywistości w wieku 16 lat powtarza klasę. Jedyne przedmioty, z których ma dostateczny, to robótki ręczne, śpiew, gimnastyka. Porzuca szkołę i zaczyna pracować w polu, sprzedaje pestki słonecznika na dworcu kolejowym w Gaesti, a po paru latach w poszukiwaniu szczęścia przenosi się do Bukaresztu. Przez jakiś czas jest służącą, następnie tkaczką, w końcu zostaje zatrudniona jako sprzątaczka w niedużym laboratorium farmaceutycznym. Te podrzędne zawody oraz spektakularne niepowodzenia szkolne są przyczyną drastycznego kompleksu niższości, który sprawi, że otrzyma i będzie się chełpić fałszywymi tytułami naukowymi oraz nieprawdziwym cursus honorum. A także będzie rządzić swoim narodem niczym władczyni absolutna, pani jego ziemi i duszy. Paranoiczna parabola wynikająca z odwetu na społeczeństwie, z chęci władzy i samopotwierdzenia, pod pewnymi względami przypominająca życie Jiang Qing, żony Mao i okrutnej diwy chińskiej rewolucji kulturalnej.












*** Ludwik Stomma - Noc Szakala - Zamach na de Gaulle'a i śmierć OAS
Polityka - 5 marca 2013

...3 czerwca kapitan Pierre Sergant udaje się do Paryża z zadaniem stworzenia siatki organizacyjnej OAS i nawiązania kontaktów politycznych z przeciwnikami de Gaulle'a. W pierwszych miesiącach wiedzie mu się wręcz nadspodziewanie. Powstające komórki podziemne znajdują cichych protektorów nawet na samych wyżynach władzy. Historycy francuscy do dziś kłócą się, czy i jakie więzy łączyły OAS m.in. z Michelem Debre czy też późniejszym prezydentem Valérym Giscardem d'Estaing. Omal jawnie wspiera OAS niemała grupa deputowanych Zgromadzenia Narodowego, wśród których znajdujemy Jeana-Marie Le Pena, późniejszego przewodniczącego istniejącego do dzisiaj i kierowanego obecnie przez jego córkę Frontu Narodowego (Front National). Nietrudno też o wykonawców brudnej roboty. OAS bazuje tutaj na skrajnych organizacjach studenckich i niekiedy robotniczych, wcale niekoniecznie ultraprawicowych, ale zafascynowanych "romantyzmem" czynu zbrojnego. To oni przede wszystkim podkładają bomby, nieraz i kilkanaście jednego dnia.












*** Autobiografia Rudolfa Hössa, komendanta obozu oświęcimskiego

...Bardziej utkwiło mi w pamięci zagazowanie 900 Rosjan w starym krematorium, ponieważ korzystanie z bloku 11 stwarzało zbyt wiele zachodu. Podczas wyładowywania transportu wybito kilka otworów w suficie kostnicy i nasypie ziemnym nad nią. Rosjanie musieli się rozebrać w przedsionku i weszli spokojnie do kostnicy. Powiedziano im, że mają być odwszeni. Cały transport wypełnił akurat kostnicę. Zamknięto drzwi i przez otwory wsypano gaz. Nie wiem, jak długo trwało uśmiercanie, ale przez pewien czas słychać jeszcze było brzęczenie. Przy wrzucaniu gazu kilku jeńców krzyknęło "gaz", po czym rozległ się głośny ryk i zaczęto napierać na obydwoje drzwi, które jednak wytrzymały napór. Dopiero po kilku godzinach otwarto i przewietrzono pomieszczenie. Po raz pierwszy widziałem taką liczbę zagazowanych ludzi. Mimo iż znacznie gorzej wyobrażałem sobie śmierć w wyniku zagazowania, poczułem się jednak nieswojo, odczułem zgrozę. Wyobrażałem sobie tego rodzaju śmierć jako bolesne uduszenie. Zwłoki nie nosiły jednak śladów jakichkolwiek skurczów. Jak mi wyjaśnili lekarze, kwas pruski działa paraliżująco na płuca, działanie jego jednak jest tak szybkie i silne, że nie wywołuje objawów uduszenia, jak to ma miejsce np. przy uduszeniu gazem świetlnym bądź też przy pozbawianiu dopływu tlenu.












*** Richard Rhodes - Mistrzowie śmierci. Einsatzgruppen

...Komory gazowe oraz krematoria w obozach zagłady stały się symbolem holocaustu, ale tak naprawdę były stosowane wyjątkowo. Podstawowymi metodami masowych mordów używanymi przez nazistów podczas drugiej wojny światowej były broń palna oraz głodzenie jeńców na śmierć. Rozstrzeliwanie było skuteczniejsze od zagazowywania, przypuszczają historycy, było za to bardziej obciążające psychicznie dla egzekutorów, niż stosowanie ciężarówek oraz komór gazowych. Egzekucje wykonane z użyciem broni palnej rozpoczęto znacznie wcześniej i kontynuowano przez całą wojnę, skutkiem czego w ten sposób zamordowano znacznie więcej ludzi, tak Słowian, jak i Żydów. "Reżim nazistowski był najbardziej ludobójczy w dziejach ludzkości - uważa socjolog Michael Mann. - Podczas zaledwie dwunastu lat (z czego w olbrzymiej większości podczas ostatnich czterech) zabił około dwunastu milionów bezbronnych ludzi. [...] Żydzi stanowią zaledwie trzecią część tej liczby. [...] Najliczniejszą grupą byli Słowianie, określani jako Untermenschen - 3 mln Polaków, 7 mln cywilów radzieckich i 3,3 mln radzieckich jeńców wojennych". Nawet wśród ofiar żydowskich - ocenia Daniel Goldhagen - 40 do 50 procent zginęło śmiercią inną niż komora gazowa, a ponadto do ich śmierci przyczyniło się o wiele więcej Niemców niż w przypadku komór gazowych".












*** Słownik III Rzeszy

...Untermensch (niem.: podczłowiek) - określenie stosowane w propagandzie nazistowskiej w odniesieniu do "niearyjskich" grup etnicznych uznanych za upośledzone, a także w stosunku do środowisk i grup w społeczeństwie niemieckim, które nie spełniały hitlerowskich standardów dotyczących "ochrony jakości niemieckiej rasy". W pierwszym wypadku terminu tego używano głównie wobec Żydów, Romów oraz przedstawicieli narodów słowiańskich (przede wszystkim Polaków i Rosjan), w drugim zaś - m.in. wobec niepełnosprawnych fizycznie lub umysłowo, przedstawicieli mniejszości seksualnych oraz świadków Jehowy.












*** Philippe Masson - Armia Hitlera 1939-1945

...Ekspansywnym planom Hitlera z lat 1938-39 sprzeciwiała się garstka wyższych oficerów: Beck, Haider i Witzleben. Sprzeciw dotyczył przede wszystkim strony operacyjnej. Uważali, że rozpoczęcie ekspansji w roku 1938 jest przedwczesne i należy poczekać jeszcze pięć lat, do czasu zakończenia realizacji programu zbrojeń. Zastrzeżenia nie dotyczyły jednak istoty zagadnienia, ani tym bardziej rozpoczęcia wojny i likwidacji suwerennych państw, takich jak Czechosłowacja czy Polska. Napaść na Związek Sowiecki nie spotkała się naturalnie z najmniejszymi obiekcjami. Korpus oficerski i większość naczelnego dowództwa, podobnie jak przeciętni Niemcy, przyjęli z zadowoleniem dojście do władzy Hitlera, zwłaszcza zaś "noc długich noży", wobec której armia nie pozostała obojętna. Dokonując czystki, zlikwidowano "najbardziej radykalne jednostki" z otoczenia Fuhrera. Pozwoliło to wojsku zająć co najmniej uprzywilejowaną pozycję głównej obok partii narodowosocjalistycznej podpory reżimu. Nawet przyszli spiskowcy, jak Stauffenberg i Tresckow, nie kryli entuzjazmu, obserwując 30 stycznia 1933 roku oddziały SA defilujące w blasku pochodni przez Berlin.












*** Nudny półinteligent - Ian Kershaw w rozmowie z Piotrem Zychowiczem
Rzeczpospolita - 24-12-2011

...David Irving podkreśla jednak, że nie ma żadnego dokumentu, w którym Hitler wydałby rozkaz wymordowania Żydów.

Nie ma takiego dokumentu i pewnie nigdy go nie znajdziemy. I nic dziwnego. Hitler w tej sprawie działał bowiem w zupełnie inny sposób. Bardzo zależało mu na tym, żeby zachować maksymalną dyskrecję, żeby ostateczne rozwiązanie nie było wiązane z jego osobą. Nawet w ścisłym gronie swoich współpracowników, podczas nocnych rozmów, nie poruszał tematu ostatecznego rozwiązania. Z drugiej strony w swoich mowach w Reichstagu często podkreślał, że spełnia się jego przepowiednia. Miał na myśli słowa wypowiedziane w styczniu 1939 roku, gdy stwierdził, że nowa wojna nie zakończy się bolszewizacją świata, ale wyniszczeniem narodu żydowskiego. Tylko w 1942 roku powtórzył to cztery razy, akurat wtedy, gdy Żydzi byli mordowani w obozach zagłady. Choć nigdy otwarcie nie mówił o zabijaniu Żydów - choćby jak Himmler podczas tajnej narady SS w Poznaniu w październiku 1943 - myślę, że doskonale wiedział, co się dzieje.












*** Jak Polacy mieli iść na III wojnę światową - Jan Ciechanowski - wywiad
Rzeczpospolita - 02.10.2010

...Wielu ludzi w kraju naprawdę liczyło na III wojnę światową.

Na emigracji także wiara w nią była powszechna. Miał na nią nadzieję zarówno były wódz naczelny gen. Kazimierz Sosnkowski, jak i gen. Władysław Anders. Po zakończeniu II wojny światowej trudno się było pogodzić z tym, że Polska utraciła niepodległość. Zderzenie Wschodu z Zachodem wydawało się więc jedynym sposobem na wyzwolenie Polski spod sowieckiej okupacji.












*** Wyłączanie wrogich elementów (Volksdeutsche) - wywiad
Gazeta Wyborcza - 12/02/2000

...Ilu ludzi zginęło w obozach?
- Dane są fragmentaryczne. Jak wynika z badań przeprowadzonych przed kilku laty przez Centralny Zarząd Zakładów Karnych, w obozie Jaworzno i jego filiach zmarło 6 tys. 987 osób. Oczywiście, byli wśród nich także Polacy i Ukraińcy, ale 90 proc. ofiar zginęło w latach 1945-46, kiedy w obozie przebywali prawie wyłącznie cywilni Niemcy (reichsdeutsche i volksdeutsche) oraz jeńcy wojenni.
Z tych samych badań wynika, że w Sikawie zmarło ponad 1 tys. Niemców. W ciągu pięciu miesięcy (od czerwca do października 1945) życie straciło 161 osób, a w listopadzie '45, wskutek epidemii tyfusu - 188.
W Potulicach, jak wynika z zachowanych wykazów, zginęło ok. 4,5 tys. osób - więcej zatem niż Polaków, którzy zginęli w tym obozie w latach okupacji.












*** Jarosław Gdański - Na progu kolaboracji - Mieli walczyć za III Rzeszę
Polityka - 2007-08-25

...Góralski Legion Ochotniczy SS (Goralische Freiwilligen SS Legion) rozpoczęto organizować pod koniec 1942 r., początkowo w sile batalionu. Jego szeregi mieli zapełnić posiadacze góralskiej karty rozpoznawczej. Góralscy liderzy objeżdżali podhalańskie wsie i miasteczka, nakłaniając ludzi do wstępowania do legionu. Przyszłych ochotników zapewniano, że będą pełnili służbę tylko na terenie swojego kraju (Polski!), a ich krewnym obiecywano zwiększone przydziały żywności. Członkowie rodzin ochotników mieli być zwolnieni z wyjazdu na roboty do Rzeszy, a przebywający w więzieniach mieli zostać wypuszczeni. Gdy zawiódł zaciąg ochotniczy, wyznaczano z każdej wsi kontyngent "ochotników", którym polecano stawić się przed komisją poborową w Zakopanem. Ostatecznie do poboru stanęło 410 młodych mężczyzn. Po badaniach lekarskich pozostało ich ok. 300. Po przyjeździe do obozu w Trawnikach, gdzie Legion miał odbywać przeszkolenie, pozostało 140. Z powodów zdrowotnych w krótkim czasie zwolniono 21, a 19 innych zdezerterowało. Kilkudziesięciu Niemcy odesłali do domów, gdyż brakowało im jakichkolwiek zdolności do służby lub odmawiali pełnienia wojskowych powinności.













Morderstwo na Makowieckich i Widerszalu, 1944










*** PIOTR LIPIŃSKI - Raport Rzepeckiego
Gazeta Wyborcza - 28/12/2002

...Kto wydał rozkaz zastrzelenia Makowieckiego i Widerszala - wiadomo. Witold Bieńkowski. Witold Bieńkowski pracował w Departamencie Spraw Wewnętrznych KG AK. Rozkaz otrzymali Władysław Jamontt i Władysław Niedenthal, oficerowie kontrwywiadu KG AK, a jednocześnie, jak pisze Grzegorz Mazur, członkowie "skrajnie prawicowej grupy o charakterze mafijnym". Morderstw dokonała bojówka Andrzeja Odolińskiego "Andrzeja Sudeczki", uznawana za "margines konspiracji", wynajmowana do podejrzanych zleceń. Odoliński był zaprzysiężonym żołnierzem podziemia, odznaczonym Krzyżem Walecznych, ale jego grupa nie podlegała oficjalnej konspiracji. - Sprawa mordów wśród BIP-owców nadal nie jest do końca wyjaśniona, bo nie wiadomo, kto stał za Bieńkowskim i tymi dwoma facetami z kontrwywiadu AK - mówi Grzegorz Mazur.









*** Janusz Marszalec - Morderstwo na Makowieckich i Widerszalu. Stara sprawa, nowe pytania, nowe wątpliwości
ZAGŁADA ŻYDÓW. STUDIA i MATERIAŁY - 2006/2

...Od czasu gdy Andrzej Krzysztof Kunert odrzucił ostatecznie tezę, jakoby mordu na Widerszalu i Makowieckim dokonano z inspiracji NSZ, wskazując na "głęboko zakonspirowaną grupę mafijną", wykorzystującą kilku konspiratorów kontrwywiadu KG AK, stoimy praktycznie w miejscu. Na tym etapie badań musimy uznać, że owa grupa składała się z trzech ludzi. Pewne jest również to, że co najmniej dwóch - Bieńkowski i Jamontt - działało całkowicie świadomie, realizując plan polityczny, który miał - według ich mniemania - zablokować wpływy polityczne BiP w podziemiu i zapewnić im jakieś profity. Wskazanie innych winnych - ewentualnego zaplecza spisku - jest niemożliwe dopóty, dopóki nie wpłyną nowe informacje pokazujące powiązania polityczne i organizacyjne "Karola" i dwóch pozostałych. Dalsze badanie spraw dotyczących "Andrzeja Sudeczki" i jego umocowania w strukturze konspiracji warszawskiej może wyjaśnić szczegóły dziwnego śledztwa w czerwcu i lipcu 1944 roku i innych niewyjaśnionych spraw dotyczących dziejów kontrwywiadu AK. Nie jest to jednak droga do wyświetlenia prawdziwego charakteru związków Bieńkowskiego, Jamontta i Niedenthala. Znacznie bardziej rokujące jest poznawanie kulis życia politycznego Polski Podziemnej, dokumentowanie działalności różnych frakcji w stronnictwach, grupach konspiracyjnych czy organizacjach, a także określenie zasięgu i rzeczywistych wpływów komunistyczno-sowieckiej agentury. Kompleksowego opracowania wymaga temat zaostrzającej się w końcu 1943 roku walki politycznej, której objawem była "duszność", opisywana przez Rzepeckiego. Śmierć Jerzego Makowieckiego i Ludwika Widerszala była beznadziejną próbą włączenia się do tej walki ludzi, identyfikujących zagrożenie nie tam, gdzie było. Prawdziwy wróg - moskiewska agentura - silnie zakonspirowana w szeregach delegatury i AK pozostała niewykryta, czekając cierpliwie na przybycie armii sowieckiej.







*** Janusz Marszalec, Rafał Wnuk - Kainowa zbrodnia - 65. rocznica mordu na Widerszalu i Makowieckim
Gazeta Wyborcza - 2009-06-14

...Żołnierzom oddziału dywersyjnego "Andrzeja Sudeczki", którzy strzelali do Widerszala, powiedziano, że mają zabić agenta gestapo - Żyda i masona, a do tego komunistę. Konsternację niektórych wykonawców wywołał fakt, że Ludwik Widerszal - rzekomy komunista - modlił się gorliwie przed śmiercią. Już wtedy zaczęli podejrzewać, że dowództwo, zlecając ten "wyrok", mogło się pomylić. Gwoli wyjaśnienia dodajmy, że "Andrzej Sudeczko" w 1943 r. związany był z kontrwywiadem Okręgu Warszawskiego AK, a w 1944 r., gdy rozbudował swą grupę do silnego i dobrze uzbrojonego oddziału dywersyjnego, podporządkował się Państwowemu Korpusowi Bezpieczeństwa (policji Delegatury Rządu). Z całą odpowiedzialnością chcielibyśmy podkreślić, że żołnierze "Sudeczki", strzelając do Widerszala i Makowieckich, nie działali na rozkaz PKB ani kontrwywiadu AK! Byli nieświadomi, że zabijają polskiego patriotę.









*** Władysław BUŁHAK - WOKÓŁ MISJI JÓZEFA H. RETINGERA DO KRAJU, KWIECIEŃ-LIPIEC 1944 R.
ZESZYTY HISTORYCZNE - 2009

...W trakcie przesłuchania Leski opowiadał zatem o Retingerze, a mający pewne problemy z poprawnością językową protokolant zapisywał, że: "jest to człowiek z pochodzenia Polak, o charakterze wybitnie międzynarodowym oraz mającym powiązania z międzynarodowymi sferami wielkofinansowymi (wielkiej finansjery i przemysłowymi). Jest to jeden z reprezentantów międzynarodowej finansjery, działający po linii interesów anglosaskich, szczególnie angielskich (prawdopodobnie ma powiązania z naftą - (?) [tak w tekście - WB]. Rettinger poza tym reprezentuje interesy kierowniczych sfer polityczno-ekonomicznego wywiadu angielskiego + [tak w tekście - WB] jednocześnie kieruje wywiadem i wykorzystuje go do gry politycznej na wysokim szczeblu". Wedle tych samych informacji Leskiego przed wojną Retinger ani nie uważał się za Polaka, ani nie bywał w Polsce. W sprawach polskich miał on "wypłynąć" w 1940 r. "jako człowiek posiadający wielkie możliwości i wykorzystujący je do wprowadzenia [gen. Władysława] Sikorskiego na arenę świata wielkopolitycznego". Jednocześnie Retinger miał być "głową nieoficjalnego tzw. «czarnego gabinetu» składającego się oprócz Rettingera [...] z czterech ludzi - wszystkich mających powiązania z międzynarodową finansjerą. «Gabinet» ten spełniał rolę jak gdyby «doradcy» Sikorskiego". Następnie miał spełniać podobną rolę przy Mikołajczyku. Przy czym owa rola miała być nawet "daleko aktywniejsza, ze względu na mniejsze powiązanie międzynarodowe Mikołajczyka i jego znacznie mniejszy ". Pod pojęciem "finansjery" - co wydaje się wynikać z kontekstu - należy tutaj zapewne rozumieć międzynarodową masonerię (wolnomularstwo).







*** Władysław Bułhak - Misja Retingera i mordy na Widerszalu i Makowieckich
Rzeczpospolita - 21-11-2009

...Popełnione latem 1944 r. polityczne mordy na grupie funkcjonariuszy Biura Informacji i Propagandy KG AK od dawna kładą się cieniem na pamięci Polskiego Państwa Podziemnego. Istnieje cały szereg poszlak pozwalających sądzić, że jako swoisty zapalnik czy też katalizator dla tych tragicznych zdarzeń posłużyła znana misja Józefa Hieronima Retingera do Warszawy (kwiecień - lipiec 1944 r.). Jej celem było przekonanie "kraju" do polityki ówczesnego premiera Stanisława Mikołajczyka. Zakładał on wówczas, że możliwe będzie uzyskanie od Związku Sowieckiego i Wielkiej Brytanii gwarancji niepodległości Polski w zamian za ustępstwa terytorialne na Wschodzie i ewentualne włączenie komunistów do rządu. Misja ta odbywała się za zgodą i wsparciem Brytyjczyków, choć to nie oni byli jej inicjatorami. W ślad za Retingerem do Warszawy trafiła instrukcja pochodząca z otoczenia Naczelnego Wodza gen. Kazimierza Sosnkowskiego, której sensem było uniemożliwienie jej realizacji, łącznie - jak zrozumiano w Warszawie - z wyeliminowaniem samego wysłannika.







*** Struktura i obsada personalna kontrwywiadu Komendy Głównej - Referat "996"

...Zdaniem Bernarda Zakrzewskiego Jamontt przekazywał "ciekawe materiały z terenu Gestapo". Po ich bliższej analizie kierownictwo KW AK miało jednak dojść do przekonania, "że większość tych materiałów miała charakter inspiracyjny i była przeznaczona do wewnętrznych rozgrywek politycznych". Władysław Jamontt urodził się 28 sierpnia 1910 r. w Warszawie, absolwent Gimnazjum im. Ziemi Mazowieckiej (1931 r.) i Wydziału Prawa UW (dyplom w 1937 r.), działacz ONR, kilkakrotnie zatrzymywany przez policję, uczestnik kampanii wrześniowej 1939 r., w konspiracji od jesieni 1939 r. zastępca komendanta oddziałów wojskowych "Pobudki" (czyli Samuela Kostrowickiego), od 1941 r. w ZWZ-AK, uczestnik Powstania Warszawskiego. Podporucznik rezerwy (1934 r.). Zamieszany w sprawę skrytobójczego mordu politycznego dokonanego 13 czerwca 1944 r. na eksponowanych pracownikach Biura Informacji i Propagandy Komendy Głównej AK, Jerzym Makowieckim i Ludwiku Widerszalu (przekazał rozkaz wykonania na nich rzekomego wyroku śmierci). Aresztowany 4 stycznia 1949 r. i skazany 13 września 1951 r. na karę śmierci (następnie zamienioną na dożywocie), zwolniony z więzienia w czerwcu 1956 r., radca prawny.







*** Zbigniew Łagosz - Aparat represji wobec Roberta Waltera i jego działalności na kanwie masonerii ezoterycznej rytu Memphis-Misraim
Hermaion nr IV/2015

...Na czynniki pierwsze sprawę rozebrał Janusz Marszalec twierdząc, iż zabójstwa Czarnomskiego nie dokonała grupa "Sudeczki", która to z inspiracji Bieńkowskiego, Niedenthala i Jamonnta wykonała wyrok na Makowieckich i Widerszalu. "Sudeczko" został zastrzelony przez swoich ludzi 5 lipca 1944 r. na cmentarzu Powązkowskim. Czarnomski zginął 26 lipca 1944 r. Zasadne pozostaje więc pytanie postawione przez J. Marszalca: "Czy wobec tego (likwidacja "Sudeczki" - Z.Ł.) Bieńkowski i Jamontt odważyliby się na 'wynajęcie' nowych egzekutorów? Wydaje się to mało prawdopodobne, aby po szybkim zdekonspirowaniu 'Sudeczki' chcieli ponownie ryzykować. Niczego jednak nie da się wykluczyć". Istnieją jednak pewne elementy zbieżne. Czarnomski znał Ludwika Widerszala ale przede wszystkim z powodu swych historycznych zainteresowań i kwerendy archiwum, jakie prowadził w Archiwum Akt Nowych, w którym ten drugi pracował. Znał również aresztowanego po akcji w BiP-ie i mającego swe miejsce na liście "Żydów w BiP" wybitnego historyka M. Hadelsmana, u którego pisał pracę magisterską, dotyczącą wolnomularstwa polskiego w XVIII wieku. Jednak znajomości te da się wytłumaczyć znajomością na polu stricte naukowym.











JÓZEF RETINGER








*** Dariusz Baliszewski - Misja "Salamandra"
Wprost - 28/2004

..."Było to w kwietniu 1944 roku. Przyszedł do mojego mieszkania mój szef major 'Fiszer' (Stefan Ryś) z drugim mężczyzną, którym, jak się później okazało, był płk Kazimierz Iranek-Osmecki (szef II Oddziału KG AK). Pułkownik zapytał mnie, czy zechcę się podjąć zadania polegającego na asystowaniu Józefowi Retingerowi w czasie jego oczekiwania na odlot z kraju samolotem, który przyleci po niego z Brindisi. Moja rola polegać miała na zasypaniu tuż przed odlotem rzeczy w walizce Retingera białym proszkiem, który mi zostanie wręczony, a który zadziała za parę tygodni i spowoduje śmierć Retingera już poza krajem. Jednocześnie poinformowano mnie, że jest to rozkaz samego Naczelnego Wodza generała Kazimierza Sosnkowskiego". W świetle tej relacji zrozumiała staje się dla historyka wypowiedź jednego z oficerów VI Oddziału Sztabu Naczelnego Wodza, Eugeniusza Witta, który, nie ujawniając szczegółów, napisał na łamach paryskiej "Kultury" w 1966 r., że "sposób i okoliczności, w których miał Retinger być zgładzony, budzą niesmak i poczucie wstydu".








*** Józef Retinger "Salamander" (1888-1960)

...Związki Retingera z MI-6 wciąż są utrzymywane w ścisłej tajemnicy, ale mimo to trudno jest w nie wątpić. Jego dossier nie przekazywano do publicznych archiwów przez ponad sześćdziesiąt lat. Natomiast niedawno autor pracy opartej na oficjalnych źródłach wymienia go jako "wpływowego agenta MI-6", potwierdzając w ten sposób to, co wielu jego rodaków zawsze podejrzewało *[Stephen Dorrill, MI-6: Fifty years of Special Operations, London 2000, s. 7.]. Retinger był postacią zbyt ważną i zbyt angażował się w niezliczone zadania, aby mógł pozostawać tylko szeregowym pracownikiem brytyjskiego wywiadu. Mimo to nie jest zbyt prawdopodobne, żeby podejmował w czasie wojny jakieś poważniejsze inicjatywy bez uzgodnienia ich z MI-6. Jednak ta etykietka może okazać się niewystarczająca. W oczach niektórych ludzi Retinger był chorobliwie ambitnym fantastą.








*** Józef Retinger - prywatny polityk - KONTROWERSJE I SPORY WOKÓŁ JÓZEFA RETINGERA

...Uwzględniając wszystkie informacje wynikające z analizy dostępnych dokumentów, należy stwierdzić, że przekonanie o działalności Retingera na rzecz brytyjskiego wywiadu nie zostało jak dotąd poparte wiarygodnymi dowodami. Na podstawie analizy dokumentów Foreign Office przedstawionych przez Jana Ciechanowskiego i Hannę Świderską można stwierdzić, że do zakończenia II wojny światowej Retinger nie był brytyjskim agentem. Również po zakończeniu wojny taka współpraca wydaje się mało prawdopodobna, jeżeli przyjrzeć się ówczesnej scenie politycznej. Retinger podejmując inicjatywy zjednoczeniowe, współpracował nie tylko z Brytyjczykami, ale także z Belgami, Holendrami czy Luksemburczykami - byłoby więc równie logiczne uznanie go za agenta któregoś z tych państw. Uwzględniając również posądzanie go o działalność agenturalną na rzecz innych państw, sprowadziłoby to zarzuty do granicy absurdu.








*** JÓZEF RETINGER W ŚWIETLE RAPORTÓW POLSKIEGO I BRYTYJSKIEGO WYWIADU Z LAT 1913-1943

...Dn. 22.2.43 rtm. Gilewicz melduje, iż dn. 11.2.43 widział się ze swym znajomym Belgiem Collonem, radcą belgijskiego MSZ, który opowiadał mu, iż Retinger utrzymuje zażyłe stosunki z posłem belgijskim przy rządzie czeskim Jasparem, a za jego pośrednictwem z ambasadorem sowieckim Bogomołowym [sid]. Collon czytał raport Retingera o pobycie NW w Ameryce i dał do zrozumienia, że przez Jaspara raport ten doszedł do rąk Bogomołowa. Collon oświadczył dalej, że Belgowie uważają Retingera za agenta bolszewickiego.


 

Istnieje ciekawa relacja na temat Retingera pióra Tadeusza Chciuka (ps. Marek Celt) wysłanego do okupowanej Polski z misją (kwiecień-lipiec 1944) wraz z Retingerem. Ów wyznał, że za życia gen. Sikorskiego praktycznie zawsze, jako doradca towarzyszył generałowi w jego podróżach. Wyjątkiem była ostatnia, wizytacja II Korpusu na Bliskim Wschodzie, zakończona katastrofą gibraltarską. Sam Retinger, wedle Chciuka był przekonany o tym, że katastrofa była przypadkiem, nie wynikiem spisku.

 












*** Leszek Kraskowski - Jak we wrześniu 1939 Polska pogoniła Hitlera
Dziennik - 22 sierpnia 2009

...Warszawskie "ABC" 2 września donosiło o poważnych rozruchach antywojennych odznaczających się "nastrojem panicznym". W Bohum, Essen i Duesseldorfie tłumy miały wiecować pod hasłami "Nie chcemy wojny! Chcemy chleba!", zaś w miastach Zagłębia Ruhry pojawiły się afisze z napisami "Precz z Hitlerem!". Z zachodniej części kraju ludność uciekała "samorzutnie, często paląc swe domostwa" ("EP", 17 IX 1939 r.). Mobilizowaniu wojsk w Rzeszy towarzyszyć miały "bunty i masowe rozstrzeliwania" ("MD", 1 IX 1939 r.). Poważnym problemem dla Niemców byli też słowaccy partyzanci, którzy opanowali Tatry, i czescy sabotażyści. "W wielkich zakładach amunicyjnych Skody kontrolerzy niemieccy wykryli ostatnio ogromne zapasy pocisków, w których zamiast materiałów wybuchowych były w środku kartki z napisem »Ten pocisk nie wybuchnie. Czech«". Palma pierwszeństwa należy się jednak "Wiekowi Nowemu", który 20 września, powołując się na "krótkofalową stację wileńską" i "radiostacje szwajcarskie" podał informację o wypowiedzeniu Niemcom wojny przez Włochy i "państwa sprzymierzone": Rumunię, Węgry i Jugosławię.













*** Władysław Pobóg Malinowski - Najnowsza historia polityczna Polski 1864-1945
Powstanie Warszawskie

...Działanie w pośpiechu, w ostatniej chwili odbiło się też fatalnie na wyposażeniu oddziałów w broń - zapasy jej, uszczuplone wskutek wykrycia tajnych składów przez Niemców i wysyłania jej do okręgów wschodnich jeszcze w lipcu, zmniejszyły się jeszcze bardziej wskutek niespodziewanego zakwaterowania oddziałów niemieckich w pobliżu lub nawet w obrębie tajnych składów, co zamykało do nich dostęp *[Oddziały niemieckie usadowiły się na tajnych składach także gdzie indziej, np. na Woli.]; o paru składach w pośpiechu zapomniano *[Nie wykorzystano np. magazynu na Lesznie (678 pistoletów maszynowych i 60 tys. amunicji do nich).]; w kilku wypadkach transporty broni, wysyłane w ostatniej chwili (np. z Żoliborza na Bielany) wpadły w ręce Niemców *[Na Żoliborzu Niemcy zagarną po walce nie tylko transport, kierowany na Bielany, lecz także broń, wywożoną dla plutonu osłonowego Bora-Komorowskiego. Podobne straty na Poznańskiej i Chłodnej. W niejednym wypadku, na Żoliborzu i na Woli, nie zdołano wydobyć broni z tajnych magazynów.]; w rezultacie oddziały powstańcze otrzymywały broń zbyt późno, tuż przed zajęciem stanowisk wyjściowych, albo miały ją w ilościach bardzo szczupłych, w sumie nie więcej, jak 1,000 karabinów zwykłych, 7 maszynowych ciężkich, 60 ręcznych, około 20 przeciwpancernych, 500 pistoletów maszynowych i około 2.000 zwykłych, 15 "piatów" angielskich i około 25.000 granatów.













*** Kazimierz Wyka - Życie na niby - GOSPODARKA WYŁĄCZONA

...Wiele było powodów, dla których w warstwie urzędniczej, inteligenckiej i wśród nowego kupiectwa stroną aktywną były kobiety. Same handlowały, same pośredniczyły, za mężów i dla rodzin załatwiały interesy, wysyłane były do Niemców, zwłaszcza w godzinach pozaurzędowych, w porach restauracyjnych. Postawiona w takiej sytuacji kobieta szybko się orientuje, że jedną więcej walutą, jaką wnosi do interesu, jest jej ciało. Nawet kiedy zostawała kelnerką okupacyjną, kobieta miejska wiedziała, że temu przede wszystkim zawdzięcza ciężkie prawo biegania w fartuszku. Rzecz oczywista, że dobry kupiec w spódnicy nie będzie tym pieniądzem płacił w każdej okoliczności, za byle głupstwo, ale też dobry taki kupiec rychło się nauczy swój uśmiech i wykrój łydki traktować jako grosze na drobne wydatki, a w potrzebie sięgnie również po walory bardziej cenione na rynku męskim. Sięgał też często, wywołując narzekania na upadek obyczajów, powszechne w czasie każdej wojny oburzenia moralistów. Niestety, moraliści nie mają zwyczaju pytać, dlaczego to, z jakich przyczyn gospodarczych i społecznych moralność upada, więc w tym wypadku im pomóżmy.













*** Grzegorz Motyka - Służba Bezpeky OUN-B (Służba Bezpieczeństwa OUN-B). Z warsztatów badawczych
Pamięć i Sprawiedliwość - nr 9/2006

...Na przełomie roku 1944 i 1945 r. w szeregach SB na Wołyniu pojawiła się istna mania prześladowcza. Na początku 1945 r., w odpowiedzi na sowieckie represje, zaczęto stosować tam totalne czystki. Ich inicjatorem był wołyński referent SB OUN-B Dmytro Kljaczkiwśki, a od połowy 1945 r. jego następca - Mykoła Kozak "Smok", który już wcześniej zlikwidował około tysiąca partyzantów z grupy "Południe" podejrzewanych o zdradę. Od 1 stycznia do 1 października 1945 r. "Smok" wszczął 938 spraw przeciwko członkom OUN-B; 889 z nich zlikwidowano. Postępowanie "Smoka" doprowadziło do oddzielenia się od OUN-B kraju "Odessa", kierowanego przez Stepana Janiszewśkiego, a później nawet do małej "wojny domowej" pomiędzy ludźmi Janiszewśkiego a "smokowcami".













*** GRZEGORZ MOTYKA - Likwidacja OUN-UPA w ZSRR

..."Walka OUN-UPA - pisze Jurij Kyryczuk - z władzą radziecką była pojedynkiem Dawida i Goliata. Jednak, niestety, nie zakończyła się ona zgodnie z biblijnym scenariuszem". Bilans tych długoletnich zmagań był tragiczny. Oblicza się, że w trakcie zwalczania UPA Sowieci zabili 153 tys., aresztowali 134 tys. i deportowali ponad 203 tys. mieszkańców zachodnich obwodów Ukrainy.
Nie jest jasna sprawa strat poniesionych w tym czasie przez Sowietów. W kwietniu 1973 r. 10 wydział KGB USSR (archiwalno-statystyczny) na rozkaz jego naczelnika W. Fedorczuka dla potrzeb Rady Najwyższej USRR przygotował statystyczne zestawienie strat sowieckich za lata 1944-1953. Według tego opracowania w tym okresie z ręki OUN-B i UPA zginęło 30 676 osób.













*** Grzegorz Motyka - W kręgu "Łun w Bieszczadach"

...Grupa liczyła 33 ludzi, uzbrojonych w trzy erkaemy, pistolety maszynowe i karabiny. Sześć km na południe od Baligrodu na wysokości miejscowości Jabłonki jadący wpadli nagle w zasadzkę. Miejsce do napadu było wybrane bardzo dobrze. Szosa w tym miejscu wiła się między wzgórzami, których szczyty pokryte zaroślami doskonale maskowały stanowiska ogniowe napastników, jednocześnie stwarzając im korzystne warunki obserwacji i ostrzału biegnącej poniżej drogi. Po pierwszych strzałach samochody przejechały pod ogniem jeszcze kilkaset metrów, zatrzymując się w miejscu, gdzie mogły być rażone wyłącznie od tyłu. Samochód z gen. Świerczewskim stanął kilkadziesiąt metrów za mostkiem na Jabłonce, a "Zis" z ochroną przed mostkiem. Doszło do zaciętej walki. Żołnierze Wojska Polskiego, na rozkaz gen. Świerczewskiego, podjęli próbę zaatakowania stanowisk przeciwnika, ale zostali zmuszeni do odwrotu. W ogniu UPA poległ trafiony dwoma kulami "Walter", zginęło też dwóch innych żołnierzy, a kilku zostało rannych. Napastnicy wycofali się bez strat własnych, gdy na pole walki przybył samochód z tą częścią eskorty, której wóz doznał wcześniej awarii.













*** Grzegorz Motyka - Kolaboracja na Kresach Wschodnich II Rzeczypospolitej 1941-1944
Pamięć i Sprawiedliwość - nr 12, 2008 r.

...Znacznie mniej wiadomo na temat cudzoziemskich jednostek policyjnych, tzw. schutzmannschaftów (Schuma). W latach 1941-1944 sformowano 22 litewskie bataliony Schuma oznaczone numerami 1-15, 251-257, liczące w sumie około 8 tys. ludzi. Warto podkreślić, że nie udało się utworzyć litewskiego legionu SS, choć z Litwinów składały się niektóre pododdziały 15. Dywizji SS "Lettland". Powstało również jedenaście białoruskich batalionów Schuma, w których znalazło się ponad 3 tys. ludzi. W 1942 r., aby utrudnić działalność partyzantki sowieckiej, zaczęto tworzyć białoruskie oddziały samoobrony, tzw. samaachowy. W sumie powstało około 20 takich batalionów, liczących 15 tys. ludzi. W 1944 r. na Białorusi powstała tzw. Białoruska Obrona Krajowa, w założeniu będąca namiastką białoruskiego wojska. Utworzono 39 batalionów piechoty (ponad 30 tys. ludzi, z czego około 20 tys. przymusowo zmobilizowanych).











*** Witold Jedlicki - Chamy i Żydy

...Na czoło grupy natolińskiej wybija się Zenon Nowak. Na nieco niższym szczeblu jest kilku energicznych, ale wyjątkowo brutalnych i wyjątkowo nie doświadczonych działaczy jak Stanisław Brodziński, Wiktor Kłosiewicz, Władysław Kruczek, Stanisław Łapot, Kazimierz Mijal, Bolesław Rumiński, Jan Trusz i Kazimierz Witaszewski. Poparcie Moskwy zapewnia tej grupie automatycznie posłuszną solidarność ze strony niedotkniętej ekskomuniką Chruszczowa części Politbiura: stąd w tym czasie z grupą tą sympatyzują tacy starsi działacze jak Aleksander Zawadzki, Konstanty Rokossowski, Franciszek Jóźwiak, Hilary Chełchowski i Stefan Matuszewski. Wszystkich ich razem nazywano później "Natolińczykami". Natomiast na określenie pierwszej grupy w żargonie partyjnym utarła się nazwa "Grupa Puławska". Nazwa ta nigdy jednak nie spopularyzowała się tak dalece jak poprzednia i o ile przeciętny Polak potrafiłby z łatwością odpowiedzieć na pytanie, co to jest "Natolin", rzadko kiedy umiałby wyjaśnić, co to są "Puławy". Ale menadżerzy tych grup nazywają się wzajemnie od dawna inaczej. Dla Puławian Natolińczycy to "chamy", a dla Natolińczyków Puławianie to "żydy". Obie nazwy świadczą chlubnie o ideologicznym wyrobieniu i głębi socjalistycznych przekonań jednych i drugich.








*** Paweł Ceranka - Historia pewnego artykułu (o eseju Witolda Jedlickiego Chamy i Żydy)
Pamięć i Sprawiedliwość - nr 10/2006

...Artykuł Jedlickiego jeszcze większe wrażenie wywarł poza murami Domu Partii. O ile członkowie PZPR, żeby przeżyć w politycznej dżungli musieli na ogół orientować się w walce "koterii", o tyle ludzie spoza układów byli zaskoczeni treścią publikacji. Giedroyc pisał do szefa RWE: "Z relacji, jakie mnie dochodzą z kraju, jest tam bardzo duże poruszenie z tego powodu, ale raczej pozytywne. W każdym razie wydaje mi się, że najważniejszym dorobkiem tego wystąpienia jest to, że przełamał powszechną apatię i zmusił ludzi do przemyślenia października". W innym liście zanotował: "Charakterystyczną jest reakcja [Marii] Dąbrowskiej, która przysłała do [Jerzego] Stempowskiego i do mnie ogromne listy, w których pisze o »prawdziwym wstrząsie«, jakim był dla niej artykuł Chamy i Żydy i że artykuł ten pomógł jej i jej przyjaciołom uporządkować własne oceny. Prawie identyczny message przywieziono mi wczoraj od [Antoniego] Słonimskiego. Znany Panu zapewne [Zygmunt] Weissberg-Cybulski miał telefony z Warszawy od przyjaciół, członków partii etc. (te informacje proszę traktować jako poufne). Bardzo to wszystko znaczące". Z emigracyjnej perspektywy artykuł Jedlickiego był oczekiwaną w kraju instrukcją, jak odczytywać wydarzenia przed i po Październiku 1956 r. Podobnie tłumaczył popularność tekstu Zenon Kliszko: "Otóż o tym artykule dużo się mówi, ponieważ ujawniono w nim mechanizm działania pewnych ludzi, powiedziano o niektórych motywach tej działalności".













*** Witold Wasilewski - Współpraca sowiecko-niemiecka a zbrodnia katyńska
Pamięć i Sprawiedliwość - nr 1, 2009 r.

...Przytaczane w literaturze relacje świadków o udziale Niemców w planowaniu lub przeprowadzeniu w 1940 r. przez Sowietów mordu katyńskiego nie wytrzymują krytyki. Dokumenty świadczą o tym, iż żadne niemieckie instytucje nie znały prawdy o Katyniu. Przyjęcie odmiennej tezy wymagałoby założenia, iż któraś z instytucji niemieckiego państwa zatajała prawdę i prowadziła drugą dokumentację wewnętrzną sprawy, bądź kilka z nich wymieniało fałszywą korespondencję. Byłoby to założenie absurdalne. Odpowiedź prawdziwa jest zarazem najprostsza: Niemcy po prostu nie wiedzieli o zbrodni katyńskiej ani wiosną 1940 r., ani w chwili wybuchu wojny z ZSRR w czerwcu 1941 r.













*** Jacek Andrzej Młynarczyk - Pomiędzy współpracą a zdradą. Problem kolaboracji w Generalnym Gubernatorstwie - próba syntezy
Pamięć i Sprawiedliwość - nr 1, 2009 r.

...Studnicki chciał założyć Centralny Komitet Narodowy kierowany przez legendarnego przywódcę chłopskiego Wincentego Witosa, który miał przejąć zarządzanie edukacją i sądownictwem w okupowanej Polsce. W dalszej perspektywie CKN miał objąć swą opieką polskich więźniów w niemieckich więzieniach i dążyć do utworzenia polskich sił zbrojnych. Gdy ta inicjatywa upadła, Studnicki próbował za pomocą prywatnych kontaktów dotrzeć do Hermanna Göringa, poza tym wysyłał do generalnego gubernatora Hansa Franka i do gubernatora dystryktu warszawskiego Ludwiga Fischera krytyczne memoranda z propozycjami złagodzenia i racjonalizacji przyszłej polityki wobec społeczeństwa polskiego. W lutym 1940 r. udał się osobiście do Berlina, aby tam spotkać się z Hitlerem i Göringiem i przekazać im napisany 20 stycznia 1940 r. Memoriał do niemieckiego rządu na temat polityki okupacyjnej w Polsce. Zwracał w nim uwagę na takie nadużycia, jak stosowanie terroru wobec ludności cywilnej, wysiedlenia i wypędzenia oraz rabunek polskich dóbr kulturalnych. Na końcu postulował daleko idące złagodzenie tej polityki i stopniowe przekazywanie rządów w polskie ręce. Został jednak przyjęty tylko przez ministra propagandy Josepha Goebbelsa, który nie wykazał zrozumienia dla jego inicjatyw. Krótko po tym spotkaniu Studnicki został aresztowany i internowany w sanatorium w Babelsbergu.













*** Franciszek Grabowski - Ostiary i nie tylko. Lotnicy polscy w operacjach specjalnych SIS, OPC i CIA w latach 1949-1965
Pamięć i Sprawiedliwość - nr 1, 2009 r.

...W nocy 26/27 sierpnia 1952 r. na Białoruś zrzucono kolejną grupę czterech dywersantów. Jej żywot był jednak krótki. 5 września 1952 r. w Mińsku został zatrzymany Cimoch Wastrykau, używający także imienia Michaś, ps. "Carl". Parę dni później, 10 września funkcjonariusze MGB urządzili w Puszczy Nalibockiej zasadzkę, w której zostali zatrzymani dwaj kolejni agenci: Hienadź Kaściuk ps. "Ben" i Michaś Arciuszeuski ps. "Finn". Michaś Kalnicki ps. "Joe" uciekł, ale w ciągu dwóch dni został zastrzelony. Przy aresztowanych znaleziono komplet ekwipunku szpiegowsko-dywersyjnego, na który składały się m.in. dwie radiostacje, radioodbiornik, dwa przenośne aparaty fotograficzne, siedem pistoletów, trzy pistolety maszynowe z dużym zapasem amunicji, dwa strzelające pióra wieczne, mapy topograficzne, kompasy, atramenty sympatyczne, apteczki, trucizny, pieniądze - 206 tys. rubli, 4 tys. zł polskich, 500 marek niemieckich. Za miesiąc pracy agenci pobierali żołd w wysokości 213 dolarów amerykańskich, ich życie było ubezpieczone na 10 tys. dolarów.













*** Aleksander Gogun - Stalinowska wojna partyzancka na Ukrainie 1941-1944
Pamięć i Sprawiedliwość - nr 11/2007

..."Jakoś rano rozpalam piec, słyszę, niby wystrzał gdzieś. Potem krzyk rodziców »Uciekajcie, chowajcie się w pasiece!«. A strzelają już ze wszystkich stron. I pali się. Schowaliśmy się, a Gala [dziewczynka sąsiadów - przyp. A.G.] nie. I wujka mojego nie ma, poszedł do obory karmić bydło. Ojciec mówi - »wyjrzyj, może gdzieś tu jest«. Wylazłam. Patrzę, Gala biegnie. Koszyczki z kociętami niesie przed sobą. Wołam »Tutaj!«. A ona rękami macha - »Czekaj, zaraz!«. Ze strachu oszalała. Zaniosła kocięta do obory. A za chwilę stamtąd taki wrzask straszliwy, że nie wiem. Jak się już uspokoiło wszystko, dowiedzieliśmy się, że to pietrowcy okrążyli Starą Rafałówkę i prowadzili »walkę z banderowcami«. Banderowców kilku zabili, a miasteczko nasze zupełnie, można powiedzieć, zniszczyli. I ludzi niewinnych zabili, nie powiem ile nawet. Galę żywcem w ogień rzucili. Spalonego trupa wujka znaleźliśmy koło obory. Na podwórku i koło domu - też spalonych, sześć trupów tych, co szukali, gdzie mogli, ratunku. W naszym gospodarstwie ocalała tylko piwnica. Znaleziono w niej Oleżkę [dziecko sąsiadów - A.G.]. Miał nowiutkie, przez babkę uszyte buciki i miał brzuszek rozpruty bagnetem. Matka jego w innym miejscu się schowała. Uratowała się. Powiedzieli jej o synku. Przybiegła, zabrała. Przed oczami stoi, niesie Oleżkę, kiszki mu z brzucha wypadły, po drodze się wloką, matce pod nogami się plączą. A ona nic nie zauważa, z rozpaczy rozum straciła."













*** Przemysław Gasztold-Seń - Międzynarodowi terroryści w PRL - historia niewymuszonej współpracy
Pamięć i Sprawiedliwość - nr 1/2013

...Pierwszego sierpnia 1981 r. około godz. 20.00 Abu Daud siedział w kawiarni Opera na pierwszym piętrze hotelu Victoria, gdy podszedł do niego niewysoki mężczyzna narodowości arabskiej i oddał sześć strzałów. Palestyńczyk przeżył, bo po pierwszym strzale ruszył w stronę zamachowca. Ten strzelił jeszcze pięć razy, ale to nie wystarczyło, aby zabić barczystego Abu Dauda. W kawiarni zapanował chaos, a przez nikogo niepokojony niedoszły morderca szybko opuścił miejsce strzelaniny. Niedaleko hotelu porzucił hiszpański pistolet Llama kaliber 7,65 mm, który nazajutrz odnalazła milicja.







*** Przemysław Gasztold-Seń - Biznes z terrorystami. Brudne interesy wywiadu wojskowego PRL z bliskowschodnimi organizacjami terrorystycznymi
Pamięć i Sprawiedliwość - nr 1/2014

...Jedną z ciekawszych transakcji przeprowadzanych przez Alkastronic było pośrednictwo w sprzedaży amerykańskich pocisków przeciwpancernych TOW dla Iranu w marcu 1985 r. Henryk Majorczyk informował, że spółka dostarczyła Irańczykom 20 pocisków do testów. W wypadku pozytywnego rezultatu prób dostarczono by resztę zamówienia , a jeden egzemplarz przejęto by dla strony polskiej. Gdyby cały kontrakt został podpisany, Alkastronic miał wysłać do Iranu 200 wyrzutni TOW. Przedsięwzięcie wchodziło w skład jednej z największych tajnych operacji i jednocześnie wykrytych afer pod nazwą Iran-Contras. Kassar jako jeden z najbardziej wpływowych handlarzy bronią również wziął w niej udział. Alkastronic w latach 1984-1985 dostarczył do Iranu broń o wartości 45 mln dolarów. Prawdopodobnie dzięki Al-Kassarowi polskie uzbrojenie trafiało też do nikaraguańskich oddziałów Contras. Taki zarzut pojawił się w połowie 1987 r. w niektórych zagranicznych środkach masowego przekazu. Tezę tę zawarto również w memorandum, które przekazał ambasadzie PRL w Waszyngtonie Kenneth Ballen (członek komisji dochodzeniowej do spraw Irangate Izby Reprezentantów Kongresu Stanów Zjednoczonych). Dołączył on kopię dokumentów przewozowych pisanych czcionką "typową dla maszyn używanych w Polsce". Komisja nie chciała nadawać sprawie rozgłosu i nazwa kraju dostarczającego broń została zamazana. Z przesłuchań komisji wynikało, że polska broń dwukrotnie trafiła do Nikaragui na duńskim statku Errie. Najpierw na przełomie kwietnia i maja 1985 r. dotarł ładunek o wartości 5 mln dolarów z Gdańska, następnie w czerwcu 1986 r. przypłynął ładunek o wartości 95 mln dolarów ze Szczecina. Broń wyprodukowana w PRL najprawdopodobniej trafiła do Nikaragui przez pośrednika, gdyż władze PRL oficjalnie popierały sandinistów zwalczających Contras i nawet udzielały im wsparcia wojskowego. Warto zwrócić uwagę, że Chińczycy również oficjalnie nie popierali Contras, ale 70 proc. używanej przez rebeliantów broni zostało wyprodukowane w Chinach. Można zatem domniemywać, że sprzęt wojskowy przeznaczony dla bojowników wspieranych przez CIA pochodził z magazynów krajów komunistycznych i trafił do Ameryki Środkowej dzięki niezależnym pośrednikom. Rzecznik ambasady PRL w Waszyngtonie powiedział: "być może strona polska została oszukana przez handlarzy bronią".













*** Laurence Rees - Hitler i Stalin. Wojna stulecia - ZSRR pod okupacją

...Wolfgang Horn z 10. Dywizji Pancernej osobiście rozkazał spalić rosyjską wioskę w ramach akcji odwetowej. Opinia, jaką miał na temat ludzi, z którymi walczył, pozwalała mu pozbawiać kobiety i dzieci dachu nad głową. "Europę dzieliło się na trzy obszary - wspomina. - Europę A, B i C. Rosja była Europą C - najniższy poziom ze wszystkich. Anglia, Niemcy i Francja były Europą A, a Polska może Europą B". Nie uważał, by Rosjanie byli "tak cywilizowani jak my [...]. Nie byli przyzwyczajeni do normalnego zachowania, takiego jak przychodzenie na czas i wykonywanie dobrze swojej pracy, tak jak my byliśmy do tego przyzwyczajeni w Niemczech". Wszystko to oznaczało, że spalenie rosyjskiej wioski nie miało dla niego większego znaczenia. Czym innym byłoby "spalenie cywilizowanego domu". W jego przekonaniu rosyjski dom był prymitywny i nie przedstawiał wielkiej wartości.













*** Bogdan Musiał - Brudne odcienie granatu
Rzeczpospolita - 06-08-2011

...Nierzadko polscy policjanci dopuszczali się podczas takich akcji okrucieństwa np. bicia i maltretowania ofiar, a nawet mordów. W lecie 1942 roku miało miejsce wysiedlenie z miejscowości Charsznica w powiecie miechowskim. Miejscowych Żydów załadowano na furmanki i powieziono do Miechowa. Gdy kawalkada mijała wioskę Chodów, na wysokości jednej z zagród z furmanki zeskoczyła starsza Żydówka z butelką w ręku, aby nabrać wody dla swoich wnuków. Podbiegła do studni znajdującej się na podwórzu zagrody, przy której stał wówczas 16-letni Adolf Szczepka. Gdy kobieta nabrała wody i odwróciła się, żeby wrócić, siedzący na wozie policjant granatowy oddał strzał w jej kierunku. Kobieta zginęła na miejscu, a kula rozerwała butelkę, którą trzymała przyciśniętą do piersi. Kawalkada nawet się nie zatrzymała, tylko dzieci krzyczały przerażone: "Babciu, babciu".













*** Marek Klecel - Pięć żywotów Józefa-Joska Mützenmachera, czyli jak rozbito Komunistyczną Partię Polski

...Oblicza się, że do 1938 r. w tej operacji aresztowano ogółem 350 tys. osób, w tym 144 tys. Polaków i rozstrzelano 247 tys. osób, w tym 111 tys. Polaków. W latach 1937-1938 wymordowano połowę z prawie 20 członków KC KPP, niektórych, jak Leszczyńskiego-Leńskiego, ściągnięto podstępnie nawet z Zachodu, by ich postawić przed sowiecką inkwizycją. Uratowali się tylko ci działacze KPP, którzy siedzieli w polskich więzieniach. W 1938 r. władze w Moskwie uznały KPP za partię rozpracowaną i nieprzydatną w dalszej ofensywie komunistycznej. Na wniosek Kominternu i jego szefa Georgiego Dymitrowa, choć była to decyzja Stalina, nakazano: "rozwiązać Komunistyczną Partię Polski z powodu jej zaśmiecenia szpiegami i prowokatorami". Na piśmie Dymitrowa Stalin dopisał uwagę: "Z rozwiązaniem spóźniliście się o dwa lata. Rozwiązać trzeba, ale ogłaszać tego w prasie - moim zdaniem - nie należy".













*** Piotr Osęka - Marzec '68 - Partia

...Amerykański historyk Jeff Schatz pisał kilkanaście lat temu o konsekwencjach wojny dla polskiego ruchu komunistycznego, a zwłaszcza dla jego wewnętrznej struktury. Wielu działaczy przedwojennej KPP wywodziło się ze środowisk żydowskich - im zawarta w ideologii marksistowskiej obietnica nowego, bezklasowego społeczeństwa, w którym nie będzie miejsca na dyskryminację etniczną, wydawała się szczególnie kusząca. Spośród funkcyjnych działaczy partii ponad dwie trzecie miało korzenie żydowskie (w całej KPP proporcja ta wynosiła 35 procent). W innych ugrupowaniach komunistycznych stosunek ten był jeszcze większy: na sześć tysięcy członków Międzynarodowej Organizacji Pomocy Rewolucjonistom blisko 90 procent wywodziło się z żydowskich domów. Oczywiście, trzeba pamiętać, że mowa o ruchu, który w szczytowym momencie skupiał niewiele ponad 30 tysięcy członków. Z komunizmem sympatyzowało zatem mniej niż 1 procent trzymilionowej społeczności żydowskiej.













*** Juan Eslava Galan - Niewygodna historia hiszpańskiej wojny domowej

...W parku San Isidro córki kowali i inne kobiety z madryckiego gminu przyłażą o czwartej nad ranem z niemowlętami na ramieniu, by poprzyglądać się egzekucjom. Gdy któryś więzień powie coś zuchwałego, nagradzają go rzęsistymi brawami. Zgotowały wielką owację na cześć syna Güella, który umierał wznosząc okrzyk "Niech Żyje Chrystus Król". Tych bardziej tchórzliwych wygwizdują, tak jak to się robi na korridach z udziałem potulnych byków.













*** JUNG CHANG, JON HALLIDAY - MAO

...Gdy hunwejbini dowiedzieli się od rodziców i przyjaciół, że Mao zachęca do przemocy, natychmiast zaczęli popełniać zbrodnie. 5 sierpnia w pekińskiej szkole dla dziewcząt, do której uczęszczały głównie dzieci wysokich urzędników (między innymi dwie córki Mao), doszło do pierwszego znanego przypadku morderstwa poprzedzonego torturami. Uczennice skopały i zdeptały kierowniczkę szkoły, pięćdziesięcioletnią matkę czworga dzieci, następnie oblały ją wrzątkiem. Później rozkazały jej dźwigać ciężkie cegły; gdy przechodziła, okładały ją pasami wojskowymi z mosiężnymi klamrami i pałkami nabijanymi gwoździami. Kobieta wkrótce straciła przytomność i zmarła. Główne aktywistki zameldowały o sprawie nowym władzom. Nikt im nie nakazał przestać tak postępować, co było zachętą do stosowania przemocy.













*** Sensacje Z DAWNYCH LAT - Wyszukał i skomentował Roman Kaleta

...Deotyma była córką jedynaczką państwa Łuszczewskich. Imię jej było głośnym jako poetki, jako improwizatorki. Należało do dobrego tonu w Warszawie być z nią zaznajomionym. Lubiłem zawsze towarzystwo pięknej płci, bo tam tylko mężczyzna może kształcić serce. Kobieta, gdy ma talenta w pewnych granicach, to ją wielce zdobi; sawantka-kobieta jest zawsze nieznośna i nienaturalna. Poznawszy się z domem pp. Łuszczewskich, byłem raz na zawsze proszony na niedzielne wieczory. Byli to ludzie bogaci, zajmowali piękny apartament w pałacu Skwarcowa. O godz. 10-tej była recepcja. Najmniej sto osób zajmowało salony. Następowała herbata, po której proszono pannę Deotymę o improwizacją, zadawano jej temat i ta mogła improwizować całe pół godziny, lecz oklaskami zawsze okryta. Przyznam się w pokorze ducha - często ją nie rozumiałem. Być może, że to było bardzo mądrym, trudnym dla mnie do zrozumienia. Powierzchowność Deotymy nieładna, a do tego ubierała się oryginalnie, co ją więcej szpeciło. Rzadko trzymała się swych rówieśniczek, a zawsze szukała towarzystwa mężczyzn mających opinię uczonych. Po improwizacji następowała suta kolacja.













*** Jarosław Kurski - Jan Nowak-Jeziorański. Emisariusz wolności

...List Jana Nowaka-Jeziorańskiego do Jerzego Giedroycia

...Zarzuca Pan Komitetowi Wolnej Europy, że finansował i "w sposób bardzo brutalny kontrolował wszystkie instytucje emigracyjne - demoralizując emigrację". Zarzucał nam Pan nieustannie na łamach "Kultury", że jesteśmy niewiarygodni, bo "RWE jest finansowane przez Amerykanów", a więc jesteśmy uzależnieni od obcych interesów. Zarzut ten był wykorzystywany przez wspólnego przeciwnika, w celu osłabienia RWE.
Najwyraźniej nie wiedział Pan, że byłem nieformalnym opiniodawcą Pana listownych wniosków o pomoc z Komitetu Wolnej Europy i jestem w posiadaniu kopii wymiany Pana listów z KWE. W chwili gdy byłem angażowany na dyrektora, otrzymywał Pan od Amerykanów 300 dolarów miesięcznie. Moja początkowa pensja wynosiła 310 dolarów. W późnych latach pięćdziesiątych dotacja Komitetu na działalność wydawniczą "Kultury" wynosiła rocznie 75 tys. dol. - niewiele mniej niż cały mój budżet operacyjny.
Nie mam Panu za złe, że wyciągał Pan od Amerykanów dużo pieniędzy na niesłychanie ważną akcję wydawniczą "Kultury". Rozumiem, że Pan ten fakt ukrywał, by nie dostarczać amunicji propagandzie przeciwnika. Za rzecz moralnie niedopuszczalną uważam, że prosząc Amerykanów o fundusze i przyjmując je skrycie, robił Pan z tego zarzut polskiemu zespołowi RWE i innym instytucjom i organizacjom emigracyjnym, korzystającym jawnie z pomocy amerykańskiej.












*** Jerzy Karaszkiewicz - Słodkie lata
Gazeta Wyborcza - 15/05/1998

...W tych dniach marcowych spotkałem kiedyś na ulicy mojego pułkownika ze Studium Wojskowego. Ucieszył się ogromnie. I zagadał: "No i co, Karaszkiewicz? A wy tam, artyści, za swoich Żydków się nie weźmiecie?". I tu rzucił parę nazwisk moich kolegów. I wtedy mu powiedziałem: "Oni to nic, panie pułkowniku, ale najgorszy Żyd to ten Siemion". "Siemion Żyd? Co wy, Karaszkiewicz, pleciecie. Przecież to chłopek ze wsi". A ja na to: "Pan się myli, panie pułkowniku, to taka odmiana. Żyd polny". Obywatel pułkownik uśmiechnął się błogo: "Patrzcie - powiedział. - Jeszcze jeden farbowany lis. Dziękuję za nowe dane". Wyciągnął do mnie rękę, obcasami stuknął, jakby się odmeldowywał, i tak po polsku spojrzał mi prosto w oczy.












*** LESZEK K. TALKO - Szczęście z Franią
Gazeta Wyborcza - 12/04/1996

...Helena Urbańska z małej wsi koło Lublina kupiła Franię w 1961 r. Napisała do fabryki list: "Tak sobie myślę, ile ta moja Frania wyprała przez te lata rzeczy grubych i cienkich. Zestarzałam się razem z nią. Nie wiem, ile jeszcze będę żyła i prała bez remontu, bo ta moja Frania w ogóle nie ma zamiaru przestać prać. Mam nadzieję, że tak będzie zawsze."












*** PIOTR LIPIŃSKI - NIETOPERZ CICHO ŚMIGNĄŁ
Gazeta Wyborcza - 05/01/1996

..."Niejaki Stefan Martyka, aktorzyna trzeciorzędny, który prowadził w Polskim Radiu audycję pod tytułem »Fala 49« - pisał Marek Hłasko w »Pięknych, dwudziestoletnich«. - Bydlę to włączało się przeważnie w czasie muzyki tanecznej, mówiąc: »Tu Fala 49, tu Fala 49. Włączamy się«. Po czym zaczynał opluwanie krajów imperialistycznych; przeważnie jednak wsadzał szpilki w pupę Amerykanom, mówiąc o ich kretynizmie, bestialstwie, idiotyzmie i tego rodzaju rzeczach - następnie kończył swą tyradę słowami: »Wyłączamy się«. Pewnego dnia jakiś student położył Martykę trupem; z początku sądzono, że jest to zemsta Jana Cajmera, który był wtedy dyrektorem orkiestry tanecznej Polskiego Radia: w czasie audycji Cajmera Martyka włączał się najczęściej. Wkrótce jednak ustalono, że morderca Martyki był stałym gościem Ośrodka Informacyjnego Ambasady USA i Ośrodek zamknięto".












*** Piotr Lipiński - Spokojna jesień prowokatora
Gazeta Wyborcza - 22/11/1996

...Stefan Sieńko był najważniejszym agentem w V Komendzie. MBP aresztowało go w 1947 r., kiedy wpadła cała IV Komenda WiN i - jak sam twierdzi - pozyskało wówczas do współpracy. Należał do Armii Krajowej, od kiedy powstała. Był więc wiarygodny. Ufał mu zagraniczny delegat WiN Józef Maciołek. Sieńko twierdzi, że został agentem z powodów ideologicznych: uznał, że dalsze działanie podziemia antykomunistycznego nie ma sensu. Według Sieńki podziemie zaczynało służyć zachodnim wywiadom.












*** TERESA BOGUCKA - WALKA O WŁADZĘ, WALKA O DUSZE
Gazeta Wyborcza - 22/07/1999

...Po pół roku naszego pobytu na wsi przyszło do mnie dwóch milicjantów i bez zbędnego wstępu zaproponowali mi wstąpienie do partii, PPR. Propozycja milicjantów w sprawie partii wydawała mi się o tyle niepoważna, a wręcz groteskowa, ponieważ pochodziła od robotników, których znałem, a jednym z nich był parobek dziedzica, a drugim bezrobotny gołębiarz. Kiedy opowiedziałem żonie, kto są ci przedstawiciele prawa, ledwo umiejący się podpisać, była szczerze zdumiona. A ponieważ byłem jednym z nich, nie namyślając się dłużej, postanowiłem zostać komunistą.












*** Anna Bikont, Sławomir Zagórski - Burzliwe dzieje gruszek na wierzbie
Gazeta Wyborcza - 01/08/1998

...Wrażenia ze spotkania z Łysenką tak opisywał w 1990 r. w amerykańskim piśmie naukowym "The Quarterly Review of Biology" profesor Wacław Gajewski, który zafascynował się genetyką jeszcze przed wojną i w 1948 r. przygotowywał się właśnie do objęcia nowego zakładu genetyki i do cyklu wykładów na UW:
"Wszedłem do dużego biura. Pod ścianą w zupełnym milczeniu siedział rząd mężczyzn. Pozostali niemymi świadkami mojej wizyty aż do końca. »Jeśli nie zamierza pan uwierzyć w to, co powiem, to pańska wizyta jest bezcelowa« - oświadczył na wstępie gospodarz. Uśmiechnąłem się tylko. Potem Łysenko rozpoczął swój monolog. Trwał dwie godziny. »Ludzie myślą, że kukułki podrzucają jaja do wysiadywania innym ptakom - mówił. - Mylą się. W rzeczywistości kukułcze pisklęta rozwijają się z jaj gospodarza. To tylko jeden z przykładów przekształcania się jednego gatunku w inny«.












*** LIDIA OSTAŁOWSKA - Plaga nadeszła nocą
Gazeta Wyborcza - 06/01/1996

...Antoni Kroh, etnolog, tłumacz, wydawca z Nowego Sącza: - Przez parę lat mieszkałem w Pradze. Stonka nazywa się w Czechach mandelinka - migdałek, ale wtedy mówiło się amerykański żuk - americki brouk. To było wyzwisko. Przy głównej ulicy redakcja tygodnika "Svet v obrazach" miała na zewnątrz gablotę. Pewnego razu umieszczono tam butelkę z naftą, w której pływał americki brouk, żeby lud zobaczył wroga. Działacze partyjni wyskoczyli z awanturą - tylko jedna szyba, stonka jest słabo strzeżona, na pewno ją ukradną amerykańscy dywersanci. Przez tydzień przed gablotą stało dwóch żołnierzy: bagnet na broń, ostra amunicja, rozkaz - w razie czego strzelać.












*** CEZARY ŁAZAREWICZ - SADZIMY RYŻ, BUDUJEMY SOCJALIZM
Gazeta Wyborcza - 29/06/2000

...Duży fotoreportaż z Puław "Tam gdzie rośnie ryż, bawełna..." znalazłem tylko w "Nowej Wsi" z roku 1953. Na zdjęciach kłosy zboża wielkości człowieka, czterometrowe słoneczniki, liście tytoniu jak obrus i tylko jedno szarobure zdjęcie pola ryżowego. Bose kobiety w grząskim bajorze grzebią w błocie. Obok podpis: "Ojcowie nasi nie uprawiali bawełny, herbaty ani ryżu - a żyli. My też nie musimy - może powiedzieć ktoś, kto się boi zmian". W "Nowej Wsi" co tydzień jest też "Kącik młodego miczurinowca", do którego pisze młodzież z całej Polski, która chce naśladować "wielkiego radzieckiego agronoma", który chciał sadzić na Syberii jabłonki i morele.












*** Gdzie są chłopcy z tamtych lat...
Gazeta Wyborcza

...Przede wszystkim jednak Roman Bratny pisze książki, po dwa, trzy, nawet cztery tomy rocznie. Łapczywie rzuca się na każde polskie wydarzenie polityczne i niemal każdą polityczno-towarzyską aferę. Pisząc patrzy przede wszystkim na zegarek. Nie słucha uwag nawet życzliwych mu krytyków, utyskujących, że jego książki to "właściwie na gorąco spisywane notatki, pośpiesznie gryzmolone bruliony, z licznymi uproszczeniami, płyciznami myślowymi, niechlujne warsztatowo, pełne wulgaryzmów i obscenów".
W latach 60. i 70. jest pieszczochem władzy, wydawców i czytelników. Partia dąsa się na polityczne ploty i aluzje, trochę też na brutalny seks w jego powieściach, cenzura czasem wstrzymuje druk kolejnych powieści (do czasu udanej interwencji pisarza na szczycie), ale w sumie władza nagradza i zaszczyca obecnością jubileusze swego autora. Wydawcy zacierają ręce - książki Bratnego sprzedają się w nakładach stutysięcznych. Czytelnicy lubią podpatrywanie salonów i gabinetów, krytykę "układów", "wypaczeń" i - obscena, towar w komunistycznej literaturze deficytowy. "Patrzyło na mnie osłupiałego ślepe oko odbytnicy" - tak pisało wówczas naprawdę niewielu literatów.












*** Jarosław KURSKI - PORTRET WODZA (Bolesław Piasecki)
Gazeta Wyborcza - 15/07/1994

...W nocy z 11 na 12 listopada 1944 roku Piaseckiego aresztuje NKWD. Wydał go współpracownik, żołnierz Batalionów Kadrowych - Ryszard Romanowski "Babinicz", który potem pracował w MO. Piaseckiego przewieziono do więzienia na Zamku w Lublinie. Mógł spodziewać się tylko najgorszego. Nie kończących się przesłuchań, tortur, klozetowego sądu, kuli i dołu z wapnem. Tymczasem na Zamku dochodzi do najbardziej chyba niezwykłego i tajemniczego spotkania w dziejach najnowszych Polski. Antysowiecki polski faszysta, szef ONR Falanga, spotyka się z generałem radzieckiego bezpieczeństwa, późniejszym szefem KGB - osławionym Sierowem, współodpowiedzialnym za mord w Katyniu, tym samym, który wkrótce podstępnie aresztuje 16 przywódców Polski Podziemnej. Spotkanie kończy się przekazaniem Piaseckiego polskim komunistom i w efekcie uwolnieniem.












*** PIOTR LIPIŃSKI - Osiem śmierci Marcelego Nowotki
Gazeta Wyborcza - 19/07/2003

...W 1956 r. grupa osób wystąpiła do Gomułki z listem w sprawie Mołojców. Podpisali go m.in. Eugeniusz Szyr, żołnierz Brygad Międzynarodowych, i Romana Toruńczyk, towarzyszka życia Bolesława Mołojca. Według ich koncepcji Mołojcowie nie mogli działać na własną rękę. Ktoś za nimi musiał stać. Ktoś, kogo rozkaz usprawiedliwiłby mord. Zapewne więc rozkaz usunięcia Nowotki Mołojec otrzymał od... Ławrientija Berii, szefa NKWD. A ponieważ ten ostatni okazał się prowokatorem, więc Bolesław Mołojec, jako ślepe narzędzie prowokatora, powinien zostać zrehabilitowany.












*** Andrzej MISIUK - BIAŁYM ŻELAZEM
Gazeta Wyborcza - 12/07/1994

...Obóz odosobnienia dla więźniów politycznych w Berezie Kartuskiej z pewnością stanowi plamę w dziejach państwa demokratycznego. Jednakże ocenianie całego dorobku II Rzeczypospolitej przez pryzmat Berezy, jak to się często zdarzało w okresie 40-lecia powojennego, jest zwykłym nadużyciem. Porównywanie Berezy z hitlerowskimi obozami koncentracyjnymi powtarzające się w historiografii radzieckiej służyło przede wszystkiem zafałszowaniu obrazu państwa polskiego.












*** PIOTR OSĘKA - KOSY PRZECIW SANACJI - 70. ROCZNICA STRAJKU CHŁOPSKIEGO
Gazeta Wyborcza - 25/08/2007

...Wobec skali rozruchów gaz łzawiący i pałki okazały się niewystarczające. W tej sytuacji szefowie policji zezwolili na użycie broni. Dziś, po 70 latach, nie sposób rozstrzygnąć, czy policja strzelała w stanie wyższej konieczności, broniąc się przed agresywnym tłumem, czy też - jak twierdziła opozycja - chciała utopić strajk we krwi. Salwy oddane do strajkujących zabiły 44 osoby - wśród ofiar były kobiety i dzieci. Wedle oficjalnych danych straty po stronie policji wyniosły 108 rannych. Obie strony nie przebierały w środkach. Pod koniec sierpnia walki bardziej przypominały bitwy partyzanckie niż tłumienie zamieszek. Schowani w lesie chłopi ostrzeliwali kolumny policyjne na drogach i nękali salwami śrutu mundurowych zbliżających się do wsi. W szeregach strajkujących nie brakowało młodych mężczyzn, którzy niedawno wrócili z wojska, a teraz formowali z chłopów regularne oddziały. W raporcie jednej z kompanii policyjnych zanotowano, że po rozproszeniu tłumu na pobojowisku znaleziono: "1 kbk francuski, 1 flobert kal. 7,35, 1 pistolet Steyer, 1 pistolet FN z magazynkiem i 6 nabojami, 1 bagnet austriacki, 5 sztuk naboi karabinowych, łuski z wystrzelonych naboi rewolwerowych, 1 szablę austriacką, jedną kosę osadzoną na sztorc, jedne widły, jedną laskę żelazną, 3 laski kute, jeden drąg z mutrą, jeden nóż rzeźnicki, 3 noże szewskie, jedną motykę, 4 siekiery i jeden toporek".
Zdaniem Kukiela sytuacja groziła wybuchem wojny domowej, bowiem rząd sposobił się do użycia armii.












*** JAN GONDOWICZ - WASYL MAKSYMOWICZ, DONOSICIEL FILOZOFICZNY (Czaadajew)
Gazeta Wyborcza - 21/05/1993

...Dziś mówi się, że był to wyjątkowo efektowny sposób ogłoszenia bankructwa. Miesięcznik "Telegraf" miał ledwie 80 prenumeratorów i z trudem wiązał koniec z końcem. Lecz umieszczenie w nim tekstu, który po latach Hercen miał nazwać "wystrzałem wśród nocy", anonimowego "Listu filozoficznego", było czymś więcej niż wystawieniem się na cios z ręki władz. Było jedną z tych umysłowych prowokacji, jakie zmieniają świadomość narodów. Wstrząśnięci byli wszyscy. I zasłużony, choć nie zawsze prawomyślny literat Puszkin, i prawomyślny, choć nie zawsze zasłużony literat Bułharyn. Najprzód stołeczne salony, potem sale wykładowe, wreszcie kancelarie, na koniec - kancelarie tajne. I to odwrócenie naturalnego porządku rzeczy było najbardziej wstrząsające.












*** Ernest Skalski - BYŁ CAR (Mikołaj II)
Gazeta Wyborcza - 17/07/1998

...W młodości wielki książę i cesarzewicz Mikołaj zabawiał się w sposób przyjęty w jego wieku i środowisku. Miał jakieś młodzieńcze miłości, jedną nawet traktowaną poważnie. Poza tym w towarzystwie innych wielkich książąt zabawiał się z panienkami lekkich obyczajów czy nawet z dziewczynami z nieco lepszych rodzin, którym imponował splendor wielkoksiążęcy. Nazywano je w tym gronie "kartoflami". W dzienniku Mikołaj skrupulatnie odnotowywał wspólne kolacyjki i spotkania z "kartoflami". Równie skrupulatnie odnotował podczas pobytu w Egipcie wizyty u tamtejszych prostytutek.












*** MAGDALENA GROCHOWSKA - Jan Józef, ambasador marzeń (Jan Józef Lipski)
Gazeta Wyborcza - 08/09/2001

...Jan Józef był skryty. Bo też nie okazywało się w rodzinie uczuć. Wciąż wycinał żołnierzyki z kartonowych szablonów, miał ich trzy walizki. Każdemu nadawał imię i szarżę, notował jego awanse. Sporządzał rysunkowe plany bitew. Ustawiał tyraliery w salonie. I rzucając kostką, rozgrywał bitwy wraz ze Stasiem Lewińskim, przyjacielem. W czasie wojny pożyczał od Stasia stare numery "Wiadomości Literackich" i chłonął "Kroniki Tygodniowe" Słonimskiego. Napisał w pośmiertnym wspomnieniu o Słonimskim: "Odpowiadało mi bardzo to połączenie liberalizmu z tendencją socjalizującą, wyraźny antytotalitaryzm (...), obrona demokracji, humanitarna postawa, zdroworozsądkowy racjonalizm". Stasia zabili Niemcy. Jan Józef toczył dalej sam swoje bitwy - do osiemnastego roku życia, do wybuchu Powstania. Wtedy to, nie żegnając się z rodzicami, wyskoczył z chlebakiem przez okno.












*** WITOLD GADOMSKI - Strajkiem w płot
Gazeta Wyborcza - 11/09/1999

...W czerwcu 1983 r. w wyborach parlamentarnych odbywających się niemal dokładnie w pierwszą rocznicę wojny falklandzkiej torysi zdobyli większość, bo aż 144 miejsca, w parlamencie. Była to największa przewaga, jaką miała jakakolwiek partia od 1945 r. Margaret Thatcher uznała, że ma mocny mandat społeczny do dalszych reform. Od starcia z górnikami w 1981 r. rząd po cichu przygotowywał się do przetrwania strajku. Zapasy węgla i ropy naftowej w elektrowniach nieustannie zwiększano, korzystając też z łagodnych zim. Nowe ustawy związkowe dawały prawny instrument tłumienia waleczności związkowców. To był bat. Przygotowano też marchewkę. Górnicy zwalniani w wyniku restrukturyzacji mogli liczyć na odprawy w wysokości 1 tys. funtów za każdy przepracowany w kopalni rok. Górnik o długim stażu pracy dostawał zatem ok. 30 tys. funtów - więcej niż roczną pensję.












*** Ewa BIEŃKOWSKA - SPRAWA DREYFUSA
Gazeta Wyborcza - 19/05/1995

...W dzień po uniewinnieniu Esterhazego ukazuje się artykuł Zoli, przez redaktora gazety zatytułowany "Oskarżam". Jest to punkt zwrotny Sprawy. Przecieki z ministerstwa i sztabu są w tym okresie tak znaczne, że można sobie wyrobić pogląd na rozmiary manipulacji. Zola oskarża po kolei, z nazwiska, dowódców armii o fałszerstwa i fałszywe zeznania, o świadome chronienie zdrajcy i obciążanie niewinnego. Dotąd żaden publiczny tekst nie brzmiał tak zuchwale, dreyfusiści woleli mówić o pomyłce sądowej, by konflikt z armią nie był zbyt drastyczny. Strategia Zoli polega na sprowokowaniu własnego procesu (o zniesławienie), aby przez rozpętanie skandalu wymusić na władzach rewizję sprawy Dreyfusa, a zwłaszcza, żeby ją wyjąć spod jurysdykcji wojskowej. W miesiąc później w atmosferze niesamowitego podniecenia, wśród krzyków, bójek na sali sądowej i na ulicy, odbywa się proces pisarza.












*** Jarosław Topolewski - Historie magnetyczne
Gazeta Wyborcza - 15/05/1998

...Mistrz krążył wśród pacjentów dotykających kadzi, połączonych dodatkowo ze sobą sznurem, dzięki któremu możliwa była swobodna cyrkulacja fluidu. Nazywał się Anton Mesmer i chociaż współcześni twierdzili, że jest "szarlatanem i awanturnikiem", jego nauki o "magnetyzmie zwierzęcym" odcisnęły piętno na całej przedrewolucyjnej epoce. Później magnetyzm stał się figurą romantycznej wyobraźni. Świat romantyczny przenikały fluidy, tak jak przenikały go uczucia. Fascynacja magnetyczną tajemnicą objęła zarówno lekarzy, filozofów, jak i poetów. O magnetyzmie pisał Adam Mickiewicz, do fascynacji nim przyznawali się Zygmunt Krasiński i Maurycy Mochnacki. Imponująco wygląda lista niemieckich magnetystów. Fryderyk Schiller pragnął leczyć się magnetyzmem, lecz mu się to nie udawało. Inny pisarz, Jean Paul, odnosił sukcesy w leczeniu bólu zębów, a Friedrich Schlegel, kolejny filozof na liście, uprawiał magnetyczną korespondencję na odległość.












*** Tony Barrell - Miasta w ogniu
Gazeta Wyborcza - 12/09/1997

...W schronach przeciwlotniczych nie można było znaleźć bezpiecznej przystani, bo zaprojektowano je tak, żeby chroniły od bomb burzących. Innymi słowy, gdyby to był nalot bombowy i mieszkańcy schowaliby się do piwnicy albo do podziemnego schronu, nawet jeśli budynek by się zawalił, mogliby przeżyć i doczekać, aż ktoś odkopałby gruzy. Ale gdy użyto bomb zapalających, ludzie w schronach dusili się, a żar na dole był nieraz tak potworny, że kiedy ratownicy schodzili do nich, nie znajdowali nic poza sześcioma calami zakrzepniętego tłuszczu z wciśniętymi weń kośćmi. Ludzie dosłownie stopili się na tłuszcz, tak jak to się widzi na dnie brytfanny po upieczeniu indyka na Święto Dziękczynienia.












*** BOGUSŁAW KUNACH - Być tym, co słynie (Igo Sym)
Gazeta Wyborcza - 01/12/2003

..."Biuletyn Informacyjny", pisemko okręgu warszawskiego ZWZ, pisząc o Symie, zawsze dodawał przed nazwiskiem epitet - "kanalia".
Sym czuł się bezkarny. - Otrzymałem już trzy wyroki śmierci i żyję, a jak będzie mi gorąco, to zwieję na stałe do Wiednia i niech mnie tam pocałują z ich wyrokami - uspokajał po swojemu aktora Bogusława Samborskiego, gdy ten otrzymał pocztą wyrok śmierci za kolaborację.
Gorąco zrobiło się, gdy Sym zaczął pracę przy realizacji propagandowego filmu "Heimkehr" (Powrót) zleconego przez Goebbelsa. Film miał proste przesłanie: - przed wojną mniejszość niemiecka była w Polsce torturowana, szykanowana i mordowana. Teraz, po powrocie tych ziem do Reichu, całe zło minęło. Film miał być kręcony w polskich plenerach, a do roli oprawców mieli być zaangażowani polscy aktorzy. Znalezienie obsady wziął na siebie Igo. I wywiązał się z niego znakomicie. Ściągnął dziesięciu aktorów, którzy obsadzili negatywne role. To przesądziło o jego losie.












*** ROBERT SPAŁEK - SZPIEG KOMUNISTÓW, AGENT GESTAPO
Gazeta Wyborcza nr - 03/02/2007

...W okresie współpracy z NKWD Hrynkiewicz zbierał głównie informacje na temat prawicowych organizacji podziemnych. Latem 1942 r. uzyskał szansę przeniknięcia do jednej z nich - grupy Miecz i Pług. Struktura ta powstała na przełomie 1939 i 1940 r.; z początku programowo zbliżona była do chrześcijańskiej demokracji i endecji. Wśród jej inicjatorów znaleźli się oficerowie, którzy przed wojną byli pracownikami Oddziału II Wojska Polskiego - kontrwywiadu prowadzącego m.in. walkę z komunistami. Na czele Miecza i Pługa stali komendant główny Anatol Słowikowski i dr Zbigniew Grad. Hrynkiewicz zdołał wniknąć w głąb owej struktury późnym latem 1942 r. Wprowadził go tam znajomy, także były członek OMS Życie Antoni Lewiński. Dzięki kolejnym kontaktom udało mu się poznać najściślejsze kierownictwo organizacji. Zgodnie z instrukcją Rittera Hrynkiewicz "ujawnił się przed Słowikowskim jako stary komunista, lecz po bytności w latach 1941-42 rozczarowany do ustroju radzieckiego i pragnący iść po innej drodze". Co ważne, sam Ritter potwierdził wydanie Hrynkiewiczowi takiej instrukcji, a także polecenie wstąpienia do organizacji prawicowej.












*** ARTUR DOMOSŁAWSKI - NAJSŁAWNIEJSZE SŁOWA XX WIEKU
Gazeta Wyborcza - 31/12/1999

...Gdy słyszę słowo "kultura", odbezpieczam rewolwer.

SŁOWA GRAFOMAŃSKIEJ SZTUKI HANNSA JOHSTA, POWTÓRZONE PRZEZ MARSZAŁKA III RZESZY HERMANNA GOERINGA












*** Polskie powiedzenia historyczne
Gazeta Wyborcza - 09/10/1998

...W jednym z przemówień Władysław Gomułka, sam mający skłonności do ascezy, nie rozumiejący zatem różnicy smakowej między różnymi produktami, perswadował słuchaczom, że kiszona kapusta zawiera więcej witaminy C niż cytryna, nie ma więc żadnych racjonalnych powodów, by właśnie o tę drugą tak zabiegać. Cóż, odporne na tłumaczenia społeczeństwo nadal wolało do herbaty sok cytrynowy od soku z kiszonej kapusty.












*** Nieskazitelni i tragiczni - PROF. GRZEGORZ MAZUR w rozmowie z Janem Tomaszem Lipskim
Gazeta Wyborcza - 30.03-01.04.2002

...13 czerwca 1944 r. Jerzy Makowiecki został wraz z żoną Zofią uprowadzony i zamordowany pod Warszawą; tego samego dnia zginął inny pracownik Wydziału Informacji BIP, wybitny historyk Ludwik Widerszal. Dwoje innych pracowników BIP - profesor Marceli Handelsman oraz Halina Krahelska - zostało wydanych gestapo. Ta sprawa do dziś nie jest do końca wyjaśniona. Wygląda na to, że działo się to na polecenie tajnej, skrajnie prawicowej organizacji zakonspirowanej wewnątrz władz Polskiego Państwa Podziemnego. Wiadomo, że należeli do niej Witold Bieńkowski z Departamentu Spraw Wewnętrznych Delegatury Rządu oraz oficerowie kontrwywiadu KG AK - Władysław Niedenthal i Władysław Jamontt. Ale nie wiemy, kto stał na jej czele. Obecnie nie ulega wątpliwości, że z zabójstwem Makowieckiego i Widerszala Narodowe Siły Zbrojne nie miały nic wspólnego.












*** WŁODZIMIERZ KALICKI - STRZELBA NA ŚCIANIE (Powstanie Warszawskie)
Gazeta Wyborcza - 29/07/1999

...Odprawa popołudniowa wyznaczona jest, jak zwykle, na godzinę 18. O godzinie 17 na Pańskiej obecni są jedynie generałowie Bór-Komorowski, Okulicki i Pełczyński. I wtedy niespodziewanie wkracza płk. "Monter", który miał zjawić się godzinę później, o 18. Płk. "Monter" informuje gen. Bora-Komorowskiego, że sowieckie czołgi rozerwały przyczółek niemiecki przed Pragą i zajęły już Radość, Miłosną, Okuniew i Radzymin. Trzej "jastrzębie" niewątpliwie domagają się wydania rozkazu do walki. Jakich używają argumentów, w jaki sposób wywierają presję na swego dowódcę - nie wiemy. Na Pańskiej nie ma wtedy żadnego z oficerów, domagających się respektowania podstawowych reguł rzemiosła wojskowego. Gen. "Bór" nie czeka na nich, a zwłaszcza, co osobliwe, na szefa wywiadu. Zgadza się na rozpoczęcie powstania.












*** Nawet Aleksander Wielki by nie wygrał - PROF. MARIAN ZGÓRNIAK w rozmowie z Pawłem Wrońskim (Wrzesień 1939 r.)
Gazeta Wyborcza - 28/08/1999

...Dlaczego uważa pan, że Hitler od razu planował najpierw wojnę z Polską? Uważam, że na początku wcale o niej nie myślał. Powiedział to sam. Jeszcze 22 sierpnia 1939, przemawiając do swoich generałów, twierdził, że zamierza uderzyć najpierw na Zachód. Paradoksem tej sytuacji jest to, że zdaniem Hitlera przedstawiona jesienią 1938 roku polskiemu ambasadorowi Józefowi Lipskiemu propozycja uregulowania kwestii spornych między Niemcami a Polską miała charakter "wyjątkowo wspaniałomyślny". Przypomnijmy, czego chcieli od Polski poprzednicy Hitlera - politycy Republiki Weimarskiej. Żądali zwrotu Pomorza, Górnego Śląska i nawet Poznańskiego, czyli granic z 1913 roku. Hitler chciał przyłączenia Gdańska, niewątpliwie wówczas niemieckiego, eksterytorialnej linii kolejowej i autostrady do Prus.












*** WŁODZIMIERZ KALICKI - Koniec niezdrowego romansu
Gazeta Wyborcza - 02/09/1999

...Czy Niemcy z pomocą polskich, rumuńskich, węgierskich i włoskich dywizji wygraliby kampanię rosyjską? Być może. Wehrmacht i jego sojusznicy uderzaliby z pozycji przesuniętych o 300 - 350 km na wschód od podstawy rzeczywistego ataku 22 czerwca 1941 roku. Sowiecka armia broniłaby się co prawda na umocnionych pozycjach, których w roku 1941 nad nową granicą nie miała, ale pewnie niewiele by jej to pomogło. Bez doświadczeń kampanii zimowej w Finlandii i późniejszej reorganizacji byłaby o wiele słabszym przeciwnikiem. Wygrana Hitlera oznaczałaby z pewnością złamanie gwarancji dla zachodniej granicy Polski i utratę Śląska, Poznańskiego i Pomorza. Z drugiej strony całkiem to możliwe, że Hitler po odebraniu nam zachodnich kresów wycofałby niemiecką mniejszość z reszty Polski, tak jak rzeczywiście później ewakuował do Rzeszy Niemców siedmiogrodzkich i bałtyckich.












*** MICHAŁ CICHY - 1945 - KONIEC I POCZĄTEK
Gazeta Wyborcza - 26/05/1995

...Aleksander Jackowski, obecnie redaktor naczelny kwartalnika "Polska Sztuka Ludowa - Konteksty", w roku 1945 urzędnik MSZ, opisuje w nie opublikowanych jeszcze wspomnieniach co się działo, kiedy wysłał protest w sprawie tych rekwizycji do radzieckiego ambasadora. Wezwał go Jakub Berman, wiceminister spraw zagranicznych i szara eminencja PPR, i powiedział tylko: "Coś ty narobił...". Ambasador już do Bermana dzwonił, kazał list "w zębach zabrać z powrotem". "Berman wrócił, sponiewierany, ze spuszczoną głową. Nie mógł nam spojrzeć w oczy. - Wiecie - powiedział - on mi to naprawdę kazał zabrać w zębach".












*** Paweł Smoleński - Bohaterowie są zmęczeni (Stanisław Skalski)
Gazeta Wyborcza - 29/10/1993

...Za wojskiem przemawia porządek. Wojsko jest najsilniejszą organizacją, mocniejszą od partii, parlamentów, rządów. Wojskowy dryl to remedium na bolączki. Mundur i dystynkcje to zewnętrzne oznaki pozycji społecznej.
- Gdybym miał władzę, oparłbym się na wojsku - marzy generał. - Zebrałbym grupę trzydziestolatków, pułkowników, którzy dowodzili już batalionami. Powiedziałbym: urodziłeś się w Wałbrzychu, będziesz wojewodą w Suwałkach, za pół roku melduj mi o efektach. Byłby wreszcie ład i spokój. Za niewykonanie rozkazu w wojsku jest kula w łeb.
- Chciałby pan Polskę złapać za twarz?
- Ten naród musi być trzymany krótko. Trzeba zagonić do roboty, niech pracują, produkują. Trzeba prawie wszystkiego nauczyć od nowa. Mówić po polsku, jeść nożem i widelcem. Trzeba wbić do łbów patriotyzm i kulturę.












*** Janusz Tazbir - Lustracja po staropolsku
Gazeta Wyborcza - 17/06/1995

...Rejestr, o którym mowa, zawierał dokładne dane: Nekanda w swej "księdze polowań" opisywał nawet (niczym w liście gończym) wygląd owych przestępców, a co ważniejsze dla nas, raz po raz przytaczał smakowite anegdoty na ich temat. Przeszła ona do literatury pod nadanym jej przez kopistę tytułem "Liber chamorum", choć Trepka nie używa jeszcze tego terminu (jak ustalił Józef Matuszewski, słowo "cham" pojawia się w polszczyźnie dopiero w ostatniej ćwierci XVII wieku). Swój rejestr, ułożony w porządku alfabetycznym, nazwał uczenie: księga pochodzenia plebejuszów ("Liber generationis plebeanorum"). Zaślepiony nienawiścią do ludzi bezprawnie osłaniających się tarczami herbowymi, Trepka traktował poważnie każdą relację ukazującą ich w zdecydowanie nieprzychylnym świetle.












*** Kłopoty z dziadkiem Lecha - z archeologiem prof. Magdaleną Mączyńską rozmawia Paweł Wroński
Gazeta Wyborcza - 29/08/1997

...Ideę "prasłowiańskości" Biskupina stworzył już w latach 30. tego wieku prof. Józef Kostrzewski. Była to odpowiedź na teorie wielkiego niemieckiego archeologa - prof. Gustawa Kossinny. On pierwszy przyjął pogląd, iż materiał archeologiczny można powiązać z narodowością. Kossinna twierdził, że obecne ziemie polskie były dziedzictwem germańskim, terenem osadnictwa germańskiego. W czasach nazizmu stało się to "naukowym" uzasadnieniem Drang nach Osten. To tak, jakby teraz Polska rościła sobie "historyczne" pretensje do Berlina, bo tam byli kiedyś Słowianie.












*** TOMASZ SZAROTA - Kolaboranci pod pręgierzem
Gazeta Wyborcza - 07/07/1995

...Sceny znęcania się nad kobietami uznać można za wstrętne, wręcz haniebne. Znamienne jednak, że tam gdzie doszło do takich ekscesów, prawie nie odnotowano potem ofiar śmiertelnych. Poprzez uczestnictwo w tego rodzaju "akcie spawiedliwości", wielu ludzi, w tym także członków ruchu oporu, rozładowywało swój gniew, dawało upust nagromadzonej od dawna wściekłości i chęci zemsty. Tym samym strzyżenie kobiet wielokrotnie po prostu zapobiegło rozlewowi krwi. Można jednak spojrzeć na to i z innej strony, widząc w napiętnowanych kobietach jedynie "kozły ofiarne". Wcale nie jest wykluczone, że niekiedy atak na nie był kierowany przez osoby, które w ten sposób oddalały podejrzenia od siebie i którym zależało na ostentacyjnym podkreśleniu swego rzekomo nieposzlakowanego patriotyzmu. Być może właśnie w ten sposób niejeden z mających na sumieniu znacznie większe grzechy, po prostu uniknął kary.












*** Michał Cichy - Powrót do Norymbergi
Gazeta Wyborcza - 29/11/1996

...Goering zeznawał trzy razy dłużej niż przeciętny podsądny Norymbergi, aż 12 dni, i przez cały czas dyskutował z przesłuchującymi go prokuratorami jak równy z równym. Jego postawa była co prawda bez znaczenia dla wyroku - Goering nie miał złudzeń - ale marszałkowi zależało na miejscu w historii. "Za pięćdziesiąt lub sześćdziesiąt lat wszędzie w Niemczech będą stały posążki Hermanna Goeringa. Może małe posążki, ale w każdym domu".












*** Wojciech Pięciak - Czasy ołowiane, czasy wielkie (Niemcy, denazyfikacja)
Gazeta Wyborcza - 27/03/1998

...W 1997 r. przez niemieckie media przetoczyła się fala gwałtownych sporów nad wystawą dokumentującą zbrodnie Wehrmachtu w ZSRR i Jugosławii. Krytycy wystawy uznali, że przedstawia ona armię III Rzeszy jako organizację zbrodniczą i znieważa 20 mln Niemców, którzy w niej służyli. Konserwatywny dziennik "Frankfurter Allgemeine Zeitung" wprawdzie wystawę krytykował, ale łagodnie i rzeczowo - czym wywołał oburzenie wielu starszych czytelników. W listach do redakcji dawali stanowczy wyraz przekonaniu, że trzeba oddzielić Hitlera od prowadzonej przezeń wojny. Można się zgodzić, że nazizm był zbrodniczy, lecz jednak wojna była wojną, jak każda inna... Jeden z czytelników napisał: "W latach 50. taka wystawa nie byłaby możliwa", bo wówczas "żyło jeszcze zbyt wielu nas, żołnierzy Wehrmachtu".












*** WŁODZIMIERZ KALICKI - KONIEC TAMTEGO ŚWIATA - I WOJNA ŚWIATOWA
Gazeta Wyborcza - 12/08/1994

...Jeszcze 1 lipca 1916 roku, po dwóch latach rzezi na zachodnim froncie, angielscy oficerowie ruszyli do wielkiej ofensywy nad Sommą z szykiem starego, dobrego świata. Na niemieckie druty kolczaste i karabiny maszynowe szli przed swoimi oddziałami, podpierając się stylowo laskami, wymachując parasolami, kopiąc futbolowe piłki. Wszyscy bez wyjątku padli od kul. Do wieczora Brytyjczycy stracili 57 470 żołnierzy spośród 120 tysięcy, którzy rano wyszli z okopów. "Szli szereg za szeregiem, ubrani jak na paradę i ani jeden żołnierz nie próbował skryć się przed ciężkim ogniem artylerii i karabinów maszynowych, który kładł ich trupem. (...) Raporty, jakie otrzymałem od tych nielicznych, którzy przeżyli to wspaniałe natarcie, potwierdzają to, co widziałem. Nikt z naszych żołnierzy nie dotarł do linii frontu" - stwierdził tego dnia gen. Rees, dowódca 94. Brygady Piechoty. "Ogólna sytuacja była dobra" - podsumował ten wspaniały dzień brytyjski głównodowodzący gen. Haig, późniejszy marszałek polny.












*** WŁODZIMIERZ KALICKI - DZIEŃ KACZKI - 100 LAT LOTNICTWA
Gazeta Wyborcza - 15/12/2003

...Pewien amerykański antropolog prowadził na Nowej Gwinei badania plemienia, które praktycznie nie stykało się wcześniej z białym człowiekiem. Kiedyś opowiedział naczelnikowi wioski o samolotach: że to nie srebrzyste duchy przodków, które ulatują gdzieś na nieboskłonie, ale maszyny zbudowane przez człowieka. Tubylec zapytał: "A ja mógłbym też takim samolotem polecieć?". "Jasne" - odparł uczony. Nazajutrz naczelnik wioski poprosił: czy jak już kiedyś polecą tym samolotem, to nie mogliby zabrać ze sobą wielkiego kamienia, polecieć trochę dalej, nad wioskę, w której mieszkają wrogowie jego wioski, i zrzucić ten kamień? Antropolog zaniemówił: "Właśnie byłem świadkiem, jak po raz drugi w dziejach ludzkości wymyślono bombardowania strategiczne".












*** Tadeusz PIÓRO - GWIAZDA W KRAWACIE
Gazeta Wyborcza - 21/04/1995

...W umundurowaniu różniły radzieckich marszałków od oficerów tylko pagony. Natomiast Stalin wyróżnił ich czymś szczególnym: wielką gwiazdą marszałkowską z dukatowego złota, wyłożoną rubinami, między nimi pięć trzykaratowych diamentów, nie licząc mniejszych. Szacowaną na 160 tys. dolarów gwiazdę przypinano do krawata przy mundurze galowym. Wartością jubilerską wielokrotnie przebijał ją ustanowiony w 1943 r. order "Zwycięstwo": pięcioramienna gwiazda wysadzana 99 rubinami i 115 diamentami, z których pięć jest pięciokaratowych. Ten diamentowy order, mieniący się kolorami tęczy, z kremlowską wieżą w środku, przyznawany za zwycięską kampanię wojenną lub operację frontową, nosiło tylko dziesięciu marszałków i jeden generał armii. Żukow i Aleksander Wasilewskij, szef sztabu generalnego z okresu wojny, byli dwukrotnie odznaczeni orderem "Zwycięstwo".












*** WITOLD GADOMSKI - IWAN IDZIE NA WOJNĘ - ZWIĄZEK RADZIECKI. II WOJNA ŚWIATOWA
Gazeta Wyborcza - 09/02/2008

...Wieczorem 21 czerwca 1941 r. generał armii Dymitr Pawłow, naczelny dowódca Specjalnego Frontu Zachodniego, był w teatrze w Mińsku. Wystawiano komedię muzyczną "Wesele w Malinówce". Szef wywiadu pułkownik Błochin poinformował go, że stojące po drugiej stronie granicy czołgi niemieckie grzeją silniki. "To nie może być prawda - odparł Pawłow. - Nadszedł czas, żeby skupić się na sztuce". Po skończonym przedstawieniu Pawłow odebrał telefon od ludowego komisarza obrony Siemiona Timoszenki. "Jak tam u was, cisza? - pytał komisarz. Pawłow poinformował o wyjątkowej aktywności Niemców. - Spróbujcie się tak nie przejmować i nie panikujcie - odparł Timoszenko". Miesiąc później Pawłow zostanie rozstrzelany za to, że dopuścił do klęski i panicznej ucieczki dowodzonych przez siebie wojsk. Dowództwo frontu objął po nim Timoszenko, który kolejno dowodził kilkoma innymi frontami. Na ogół nieudolnie - w kwietniu 1942 r. w czasie ofensywy w kierunku Charkowa stracił 250 tys. żołnierzy. Nie przeszkodziło mu to w awansach. Zmarł w 1970 r. odznaczony niemal wszystkimi orderami sowieckimi.












*** WACŁAW RADZIWINOWICZ - 1937. DYM NAD MOSKWĄ - JAK ROZSTRZELANO TUCHACZEWSKIEGO
Gazeta Wyborcza - 09/06/2007

...Za bezproblemowe funkcjonowanie taśmociągu śmierci odpowiadał kapitan Błochin, "komendant Łubianki". Jego obowiązkiem było kierowanie ochroną centrali służb specjalnych, czuwanie nad codziennym porządkiem w położonym w centrum Moskwy kompleksie gmachów NKWD. Najważniejszym zadaniem gospodarza Łubianki, pochłaniającym coraz więcej czasu, stało się wtedy obsługiwanie taśmociągu śmierci. W tak zwanym więzieniu wewnętrznym urządził obitą tłumiącym hałas wojłokiem celę śmierci, sprowadził z Niemiec partię niezawodnych waltherów, a dla siebie zamówił specjalny strój kata. Był już wtedy niezastąpionym specjalistą odznaczonym wysokimi orderami. Biegłości w zabijaniu skazańców jedną kulą z broni krótkiej w tył głowy zaczął nabierać już w sierpniu 1924 r., kiedy został pomocnikiem dowódcy ochrony Łubianki. Z dokumentów wynika, że strzelał nieprzerwanie przez prawie 29 lat. Ostatniego skazańca zabił własnoręcznie 2 marca 1953 r., na trzy dni przed śmiercią Stalina, kiedy był już generałem majorem NKWD oraz kawalerem Orderu Lenina i dwukrotnie Orderu Czerwonego Sztandaru. To on zastrzelił Mikołaja Bucharina, głównego ideologa bolszewików, premiera Aleksieja Rykowa, pisarza Izaaka Babla, reżysera Wsiewołoda Meyerholda, a także swego byłego szefa, ludowego komisarza bezpieczeństwa państwowego Mikołaja Jeżowa, który po Wielkiej Czystce popadł w niełaskę u Stalina. W wewnętrznym więzieniu Łubianki nie strzelał sam. Miał pomocników wybieranych wśród funkcjonariuszy ochrony gmachu. Historycy oceniają jednak, że własnoręcznie zabił może i ponad 50 tys. osób.












*** WACŁAW RADZIWINOWICZ - POLAKÓW SETKAMI BRAĆ! - ROK 1937. "OPERACJA POLSKA" NKWD
Gazeta Wyborcza - 11/08/2007

...Sam Jeżow nocami przyjeżdżał do Lefortowa, by kontrolować, czy oficerowie śledczy pracują z dostatecznym entuzjazmem i rozmachem. Malutki (miał zaledwie 153 cm wzrostu), bardzo ruchliwy, biegał labiryntem korytarzy prowadzony przez milczących dyżurnych wskazujących mu drogę czerwonymi chorągiewkami. Zaglądał do każdego pokoju przesłuchań. Zbiegał do piwnicy, gdzie krzyki zagłuszał huk silników specjalnie wstawionych tam traktorów. To tu działała drużyna katów kierowana przez Łotysza, skromnego z wyglądu okularnika Piotra Maggo. Ten pracował, nie szczędząc sił. W Moskwie do dziś można wysłuchać opowieści, jak kiedyś w znakomitym tempie rozstrzelał jednego po drugim 20 skazańców. I wtedy taśmociąg śmierci raptem stanął, bo niespodziewanie zabrakło ofiar. Ogarnięty szałem strzelania w potylice Maggo wrzasnął do stojącego obok kolegi, oficera NKWD: - Rozbieraj się! Teraz ciebie zastrzelę! Przestoje machiny śmierci wyprowadzały z równowagi także Jeżowa. Rugał swych podwładnych z Łubianki za opieszałość. Za wzór stawiał im kolegów z Wielkiego Domu, jak nazywano nową, ogromną centralę NKWD w Leningradzie, gdzie Polaków rozstrzeliwano setkami.












*** SZACH I MAT W KRAJU RAD - z Markiem Dworeckim, wybitnym trenerem szachowym rozmawia Anna Żebrowska
Gazeta Wyborcza - 17/01/2002

...KGB bardzo interesowało się szachami i jego funkcjonariusze nie odstępowali zawodników. Potwierdziły to akta wywiezione przez Wasilija Mitrochina i opublikowane na Zachodzie. Do Baguio i Merano jeździło z Karpowem po kilkunastu i więcej kagiebistów. Głośna historia z hipnotyzerem Zucharem trafiła nawet do musicalu "Szachy" ("Chess"), którego libretto osnuto na walce Korcznoj - Karpow i wystawiano na Zachodzie... Statystyka 93 dni meczu w Baguio pokazała, że w obecności Zuchara Korcznoj przegrywał. Zuchara podjęła się unieszkodliwić para Hindusów, która ostentacyjnie zasiadła na sali w pozycji lotosu. Może to przypadek, ale Korcznoj zaczął wygrywać, co zdenerwowało naszą delegację. Strony zawarły dżentelmeńską umowę, że i Hindusi, i Zuchar opuszczą salę. Hindusi zniknęli, ale przed ostatnią partią, gdy Korcznoj, będąc w sytuacji beznadziejnej, wyrównał 5:5, Zuchar znowu się pojawił. "Umowy obowiązują dżentelmenów" - skwitowano to w sztabie Karpowa.












*** Anna Żebrowska - NIKITA I NIKITA (Nikita Chruszczow)
Gazeta Wyborcza - 22/05/1998

...Epoka Chruszczowa to również wyjazdy komsomolców do Kazachstanu i na Syberię (zorane ugory zmieniały się w step i rezultatem nierzadko bywała katastrofa ekologiczna), megalomańskie hasła typu "Dogonimy i przegonimy Amerykę!", obietnice bez pokrycia. Nikita Siergiejewicz obliczył na przykład, że komunizm nastanie w roku 1980 i w kraju będzie jak w raju: skrócony tydzień pracy, mieszkanie dla każdej rodziny, czynsze zniesione, bezpłatna komunikacja miejska, bezpłatne lekarstwa, sanatoria, stołówki, przedszkola, odzież i pomoce szkolne. W przypływie dobrego humoru Chruszczow "podarował" też Ukrainie Krym, a Czeczenii żyzne ziemie dwóch kozackich obwodów na lewym brzegu Tereku. Hojność I sekretarza, wprost proporcjonalną do ilości wypitych trunków, Rosjanie wspominają obecnie słowami nie nadającymi się do druku.












*** PAWEŁ GOŹLIŃSKI - Flota w czeku na Wiedeń - NOBLE DLA POLAKÓW
Gazeta Wyborcza - 10/10/2002

...Ellen Wester podtrzymuje nadzieję Orzeszkowej. W listopadzie 1909 roku pisze do niej list: "Nazwisko Pani stale znajduje się na liście tych osób, które są przeznaczone do Nagrody Nobla". Plotka czy miłosierdzie? Orzeszkowa, ciężko już chora, rozpaczliwie chwyta się nadziei: "Zdaje się, że jestem bliską wielkiej wygranej na loterii losu, ale nie jest ona jeszcze w moim ręku, rzecz jeszcze niepewna". Nobla dostała Selma Lagerloef. Orzeszkowa nie jest w stanie zdobyć się na dystans: "Jednak gdy szło o wybór pomiędzy nami dwoma, wyroku sztokholmskiego za sprawiedliwy nie uznaję". Ale nie było żadnego wyboru. W noblowskich protokołach po 1905 roku nie ma nawet śladu Elizy Orzeszkowej. Umarła w 1910 roku. Czy zabiła ją Akademia Szwedzka?













*** Beata Pawlak - Ali Agca
Gazeta Wyborcza - 02-06-1999

...Pierwszego dnia procesu runęła jednak misterna opowieść, którą Agca budował, składając drobiazgowe zeznania przez dwa i pół roku. Ali Agca, zamknięty na sali sądowej w metalowej klatce, krzyknął: "W imię Boga wszechmogącego, ogłaszam koniec świata. Jestem Jezusem Chrystusem. W tym pokoleniu cały świat zostanie zniszczony". Dalej było już tylko gorzej. Agca był rozpalony i rozgorączkowany. Wieszczył: "Jestem większy niż Karol Darwin i Zygmunt Freud razem wzięci". - Jeśli próbuje wydać się mniej wiarygodny, to mu się wyśmienicie udało - zauważył prokurator Antonio Marini. Sąd nie znalazł dostatecznych dowodów na to, że oskarżeni Bułgarzy i Turcy zorganizowali spisek na życie Papieża. Uwolnił ich 30 marca 1986 r.









*** ALEKSANDRA BAJKA - Alibi z nieba
PRZEKRÓJ - 2 LUTEGO 2010

...Wielu badaczy twierdzi, że tak zwany bułgarski ślad spreparowano. Bo Agca o Bułgarach zaczął mówić dopiero po kilkunastu miesiącach. Istnieje podejrzenie, że Turka nakłonili do tego przedstawiciele tajnych służb. Równolegle informacje o bułgarskim śladzie pojawiły się w mediach. - Amerykanie i CIA pozbyli się w ten sposób wszelkiej, nawet pośredniej odpowiedzialności za próbę zabicia papieża - uważa Malvin Goodman, który w latach 80. kierował w CIA departamentem odpowiedzialnym za blok sowiecki. Z jego informacji wynika, że to Amerykanie sterowali akcją dezinformacyjną po zamachu. Goodman wskazuje ważny wątek: bliskie związki Szarych Wilków z supertajną siecią organizacji finansowanych przez Amerykanów w Europie Stay Behind. To zbrojne grupy powołane do walki z zagrożeniem komunistycznym. Prawdę o ich istnieniu wyjawił włoski premier Giulio Andreotti dopiero w 1990 roku. - Gdyby przypadkiem Italia znalazła się pod sowiecką (komunistyczną) okupacją, w odwodzie była grupa ludzi chętnych do organizowania zbrojnych akcji - tłumaczył premier.















*** MARCIN ZAREMBA - Amputacja pamięci - Książki, których nie było?
POLITYKA - 23 listopada 1996

..."Oczyszczenie" bibliotek z wszystkich utworów Heleny Mniszkówny czy Pittigrillego, z romansu pt. "Pamiętnik uwiedzionej" czy poradnika pt. "O przyzwoitym zachowaniu się młodej panienki i pielęgnowaniu zdrowia" - można uznać za efekt walki z burżuazyjną moralnością. Zrozumiałe jest, że takie prace jak S. Górki - "Sztuka zdobycia majątku" i S. Górniaka - "Pieniądz, czek, weksel" zostały umieszczone w wykazie, jak również autobiografia założyciela słynnego koncernu samochodowego, Henry Forda - "Moje życie i dzieło".














*** Piotr Zychowicz - Ryzykowałem życie, by żyć
Rzeczpospolita - 02-04-2010

...Brak jedzenia i picia oraz ekstremalne warunki pogodowe nie były wcale największymi przeciwnościami, z jakimi musieli się zmagać. W każdej chwili bowiem mogli paść ofiarą wygłodniałego dzikiego zwierza lub jeszcze gorszego drapieżnika - człowieka. - Ludzi baliśmy się najbardziej. W Sowietach każde spotkanie z człowiekiem groziło denuncjacją do NKWD. Mogliśmy też natknąć się na jakichś półdzikich koczowników, którzy zamordowaliby nas dla naszego nędznego dobytku - mówi Gliński. Nie brakowało również konfliktów wewnątrz grupy. - Gdybym powiedział, że byliśmy wspaniałym, zgranym zespołem, że przeżyte razem niebezpieczeństwa wytworzyły między nami więzi przyjaźni, skłamałbym. Prawda jest taka, że nie przepadaliśmy za sobą ani sobie nie ufaliśmy. Dochodziło do konfliktów - wspomina polski uciekinier.













*** MARIA DUB - Wybuch bikini - Hiszpania w bagnie seksu turystyczno-plażowego
POLITYKA - 14 września 1996

...Normy plażowej przyzwoitości obejmowały krój kostiumów kąpielowych. Mężczyźni mieli nosić sportowe spodenki, kobiety wyłącznie jednoczęściowe stroje, ze spódniczką częściowo zakrywającą uda. Nie było wolno wystawiać na widok publiczny piersi i pleców. Przebywanie w kostiumie poza wodą było zabronione. Nie tylko w barach czy restauracjach, także na samej plaży. Opalać należało się w szlafroku. Upowszechnił się zatem system wzajemnego ostrzegania: - Moralność idzie! - krzyczano na widok zbliżającego się strażnika, co powodowało raptowne wchodzenie do wody, w ucieczce przed karą, którą był zwykle mandat. Łamanie przepisów było nagminne. Toteż Akcja Katolicka oraz inne organizacje na I Krajowym Kongresie Moralności na Plażach i Basenach w 1951 r. domagały się rozdzielenia kobiet i mężczyzn w tych miejscach publicznych. Kościół utworzył kilka kąpielisk wyłącznie dla małżeństw. Kiedy na plaży w Santander pojawiły się uczestniczące w wakacyjnych kursach tamtejszego uniwersytetu młode cudzoziemki w zakazanych strojach dwuczęściowych, wyznaczono osobną plażę dla studentów.











*** RAINER PAUL - Czystość über alles - EUGENIKA W USA
Der Spiegel - 26. 01.2004

...Na początku XX wieku w wielu stanach istniały poważne problemy społeczne. Ubodzy uchodźcy i zdesperowani poszukiwacze szczęścia zalewali kraj. W latach 1890-1920 około 17 mln ludzi ze Starego Świata wylądowało na wschodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych; od strony zachodniego wybrzeża napłynęły do Ameryki kolejne dziesiątki tysięcy Azjatów; od południa zaś zaczęły nieco później przekraczać amerykańską granicę rzesze Latynosów. "Romantyczna idea Ameryki jako tygla narodów - pisze Black - to mit". Wielu nowo przybyłych długo trzymało się razem, osiedlając się w swoich dzielnicach lub wędrując grupami po kraju w poszukiwaniu pracy. Ten demograficzny chaos niezbyt podobał się Amerykanom. Naukowcy, lekarze i ekonomiści zaczęli przygotowywać pseudonaukowe tezy, którymi można by ugodzić w nowych obywateli. "Nasz kraj zasiedlali i budowali przedstawiciele rasy nordyckiej" - pisał Lothrop Stoddard, jeden z czołowych eugeników; teraz jednak - jak dowodził "doszło do inwazji hord z krajów alpejskich i śródziemnomorskich", a także "żywiołu azjatyckiego, takiego jak Lewantyńczycy i Żydzi".













*** Zarys zmian antropologicznych w populacjach europejskich na przestrzeni dziejów

...Z ludów składających się na dwie typy rasowe powstali najprawdopodobniej Indoeuropejczycy. Przez zmieszanie się części typu Danubian, najprawdopodobniej tego który zamieszkiwał stepowy rejon nadczarnomorski, z przybyłym ze wschodu typem Corded kultury ceramiki sznurowej (pierwsza fala ludów Corded pojawiła się w płn. Europie i Skandynawii około 2500 lat p.n.e. Zapewne nie mówiła jeszcze językiem indoeuropejskim. To samo tyczy się pochodzącego od niej odłamu który zmieszany z typem dynarskim i Borreby osiedlił się we wczesnej epoce brązu na Wyspach Brytyjskich) Język proto-indoeuropejski pochodzi w większej części od elementu Danubian. Stąd zbieżności z dawnymi językami Bliskiego Wschodu, Kaukazu i Anatolii w słownictwie dotyczącym rolnictwa jak i nazw dla miedzi i złota.


Jest to wykład wiedzy antropologicznej tak mniej więcej z czasów przedwojennych. Wedle obecnego stanu wiedzy to jakieś brednie, ale mocno brzmiące.














*** Jadwiga Pstrusińska - O MNOGOŚCI IDEI NA TEMAT PRAINDOEUROPEJCZYKÓW

...Obecnie wydaje się raczej oczywiste, iż nie istnieje metoda czysto językoznawcza, która pozwoliłaby umiejscowić w czasie i przestrzeni język praindoeuropejski, mimo iż samo pojęcie jest konstrukcją natury lingwistycznej. Bez względu na to, jak dalece pewni siebie są w tej materii niektórzy językoznawcy, stwierdza, między innymi, Mallory. Równie trudne jest badanie relacji spokrewnienia między językami uznanymi za indoeuropejskie. Doliczono się stu kilkudziesięciu propozycji i ciągle powstają nowe. Już sama liczba hipotez dowodzi, iż muszą się one wykluczać, a badacze mają zasadnicze trudności z dotarciem do prawdy.












*** Martin Kuckenburg - Pierwsze słowo. Narodziny mowy i pisma

...Ponieważ zdaniem archeologów koń został udomowiony w V tysiącleciu p.n.e. w okolicach położonych na północ od Morza Czarnego, a tamtejsze prehistoryczne kultury przeważnie żyły z hodowli bydła, za najbardziej prawdopodobną ojczyznę języka i kultury indoeuropejskiej wielu specjalistów uważa rozległe stepowe obszary Ukrainy i południowej Rosji. Pochodząca z Litwy archeolog Marija Gimbutas, która aż do swojej śmierci w 1994 roku wykładała w Stanach Zjednoczonych, rozbudowała tę hipotezę w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, tworząc szczegółową i bogatą teorię. Jej zdaniem w wypadku północnopontyjskich hodowców bydła chodziło o półkoczownicze, zorganizowane patriarchalnie, wyjątkowo ekspansywne grupy, które "jak wszyscy dowiedzeni przez historię Indoeuropejczycy gloryfikowali śmiercionośną, ostrą klingę". Według Gimbutas konni wojownicy z tych kultur w okresie między rokiem 4400 a 2800 p.n.e. w trzech falach najechali niektóre obszary Europy oraz Azji, wyparli lub ujarzmili tamtejszą ludność, a także narzucili jej swój język, sposób życia i kulturę.











*** MATTHIAS SCHULZ - Łowcy serc - KRWAWI AZTEKOWIE
Der Spiegel - 26.05.2003

...Wybrani na ofiarę wstępowali po stopniach, pomalowani w różnokolorowe pasy. Na platformie czekali kapłani. Muzykanci na swoich fletach i rogach intonowali melodię. Ofiary kładziono na wznak na wąskim ołtarzu. Czterech pomocników trzymało ofiarę, piąty dusił ją, aż straciła przytomność. To, co następowało potem, opisał naoczny świadek - 23-letni wówczas Bernal Díaz. Przybył on za Cortésem do Tenochtitlan i trafił na azteckie powstanie. Widział na własne oczy, jak niektórzy jego towarzysze przy przerażających dźwiękach bębnów utracili życie na szczycie piramidy. Aztekowie nożami z obsydianu rozcinali im klatkę piersiową, wyrywali pulsujące jeszcze serce i nieśli je obecnym tam bogom. Potem nogami spychali ciała po stopniach w dół. Poniżej czekali inni krwiożerczy kapłani, którzy odcinali im nogi i ręce oraz zdzierali skórę z twarzy, by ją wygarbować i przywdziewać się w nią przy następnych uroczystościach. Potem urządzali ucztę, pili i jedli mięso ofiar, polane sosem chilmole.














*** Andrzej Krajewski - Sławny czarodziej, zapomniany uczony (Michał Sędziwój)
Newsweek Polska - nr 04/2003

...Gdy dowiedział się, że książę Saksonii więzi jego znajomego, sławnego włoskiego alchemika Sethona, żeby torturami wydobyć od niego tajemnicę przemiany ołowiu w złoto, Sędziwój pojechał do Drezna. Pomógł uciec Sethonowi, który osłabiony torturami wkrótce zmarł, lecz wcześniej zostawił wybawcy swoje księgi oraz kamień filozoficzny w postaci kilku uncji proszku projekcyjnego. Szczegółów uwolnienia Sethona nie znamy, bo w życiorysie Sędziwoja wiele faktów miesza się z legendami. Ale wiadomo, że poślubił jego żonę, młodą wdowę Weronikę.














*** Zbigniew Kuchowicz - Anna Stanisławska, żona kasztelanica Warszyckiego

...Kasztelanic popisywał się nieustannie dziwactwami i awanturami, ofiarą których padała małżonka czy służba. Pewnego razu posłał po 70 katów, kiedy indziej chciał spalić kościół z zemsty, iż podczas nabożeństwa... pchły go obsiadły. Dziwactw Warszyckiego na szczęście nie realizowano, można sobie jednak wyobrazić, jaką stwarzały atmosferę. Do żony odnosił się rozmaicie - raz czule, a drugi raz grubiańsko. Zdarzało się, iż zarzucał jej chłopskie pochodzenie i opowiadał gościom, że jest pijaczką, że nie nowina jej wychylić 70 kieliszków wina. (Warszycki często operował 70, ponieważ innej liczby nie pamiętał!) Kasztelanic popełniał zresztą groźniejsze "figle", podobno próbował nawet uśmiercić swą żonę. Gdy jego "Anusia" chorowała, to "Ezopek" martwił się ogromnie, skąd dostanie desek na trumnę i kazał szykować pogrzeb.














*** Izabela Szolc - Miłosna historia Księstwa Warszawskiego (Maria Walewska)
Polityka - 2007-11-24

...Mroźną zimową nocą Maria udaje się na cesarską schadzkę do Zamku Królewskiego. "Pani W. przybyła, ale w jakim stanie! Blada, bez słowa, z oczami pełnymi łez. Wprowadziłem ją do pokoju cesarza. Zaledwie mogła się utrzymać na nogach i drżąc wspierała się na mym ramieniu. Pani W. płakała i szlochała tak, że pomimo oddalenia słyszałem to i serce mi się krajało" - tyle cesarski kamerdyner Constant. Kiedy rozeszły się wieści o spotkaniu, Wirydiana Fiszerowa, ucho, oko i głos ówczesnej Warszawy, zapisała: "Sprawa rozpoczęła się w punkcie, w którym normalnie winna się zakończyć". Maria wspomina, że zemdlała w ramionach wodza, a kiedy się ocknęła, było już po wszystkim. Nikt nie nazywa gwałtu po imieniu. "Pierwszą Twoją myślą będzie potępienie mnie, ale oskarżenie musi być skierowane i do Ciebie. Zrobiłam wszystko, aby Ci otworzyć oczy. Niestety, zaślepiła Cię niesłychana próżność i, przyznaję to, że powodowany patriotyzmem, nie chciałeś dostrzec niebezpieczeństwa" - pisze hrabina do męża, jednak wraca do Napoleona. Nie ma już nic do stracenia.














*** Dariusz Łukasiewicz - Książę Prymas zwąchał linę
Polityka - 2007-08-25

...W nocy z 27 na 28 czerwca 1794 r. przed pałacem prymasa postawiono szubienicę. Jej widok, mówi jedna z wersji opowieści, miała przyprawić prymasa o takie przerażenie, że umarł. Inna powiada, że rodzina królewska w zaistniałej sytuacji postanowiła ułatwić krewnemu godną śmierć i podała mu truciznę. Lud warszawski podsumował to wierszykiem: "Książę prymas zwąchał linę, wolał proszek niż drabinę". Mówi się na przykład o tym, że król dał zażyć bratu tabaki, od której ten umarł w kilka dni, albo że zjawił się u niego Kościuszko z dowodami zdrady i zostawił mu truciznę, którą ten zażył. Po Warszawie krążyła też pogłoska, że książę prymas uciekł, więc wystawiono jego zwłoki na widok publiczny. Twarz zmarłego była bardzo obrzękła, wobec czego przykryto ją zieloną chustą, jednak unieść mógł ją każdy odwiedzający. Jak pisze Rymkiewicz: "Mogła to zrobić każda kurwa zza Żelaznej Bramy".














*** Karol Zbyszewski - NIEMCEWICZ OD PRZODU I TYŁU - 1

...Posępnie i nudno było w Tulczynie. Wszyscy dworzanie - wzorując się na Szczęsnym - łazili nadęci i napuszeni. Sam Szczęsny od czasu gdy bez słowa sprzeciwu pozwolił ojcu zamordować swą żonę Komorowską - popadł w melancholię. Potrafił godzinami bezmyślnie gapić się na jakiś przedmiot. Skryty, uparty, leniwy, szalenie zarozumiały - wcale nie uważał za wariata swego sąsiada, wojewody bracławskiego, księcia Jabłonowskiego, który kazał wymalować obraz przedstawiający go zdejmującego kapelusz przed Matką Boską, na co Ona z wyrzutem: - Mais couvrez vous donc, mon cousin! *[Ależ drogi kuzynie, nie trzeba!] Matka Szczęsnego miała bzika na punkcie cnoty, za uśmiech zalotny siekła rózgami swe panny dworskie, szpiegowała je po nocach. Wychowanie w tym duchu syna wydało zwykłe rezultaty - gustował tylko w prostytutkach, poślubił kolejno Józefinę z Mniszchów i Greczynkę Wittową, - obie puszczały się z każdym co na nie miał ochotę.

 

 

 


*** Karol Zbyszewski - NIEMCEWICZ OD PRZODU I TYŁU - 2

...Poznając bogatych mieszczan Niemcewicz konstatował, że ich tryb życia jest równie wyszukany co wielu magnatów. U bankiera Teppera pito jedynie herbatę zagotowaną na angielskich węglach; bieliznę posyłano do prania do Paryża, jeśli poczta się spóźniła panny Tepper chodziły w brudnych koszulach, ale wyszorowanej przez miejscową praczkę nie wdziały; ostrygi przywożono extra-pocztą z Hamburga; łykano wyłącznie wina francuskie po 7 dukatów beczułka, u sknerów węgierskie - 4-dukatowe; polskie miody uważano za prostacze pomyje - odsyłano je do kuchni; meble gdańskie, talerze i nocniki wyłącznie saskie; choć jeden kamerdyner musiał być Francuzem; zazdroszczono powszechnie Wincentemu Potockiemu z Niemirowa, iż ma stangreta co służył u Ludwika XVI i czyta romanse (po francusku) na koźle.









*** AGNIESZKA STAWIARSKA - Pałka, drwina, bździna (Karol Zbyszewski)
Gazeta Wyborcza - 16/01/1999

...Zbyszewski opisał historyczne postaci bezceremonialnym slangiem używanym przez młodych ludzi w latach 30. Stworzył upiorną wizję upadku Rzeczypospolitej. Szlachta w jego książce przypomina rozkoszne małpy, oddające się pustej dewocji, pijące na umór, obżerające się, a na forum publicznym wygłaszające niebywale głupie oracje. Zbyszewskiego nie interesowali reformatorzy podnoszący z upadku sztukę, szkolnictwo i gospodarkę. Za to z talentem opisywał rozpustnych magnatów-zdrajców, rżnących w karty biskupów-masonów i damy z arystokracji pchające się do ambasadora rosyjskiego, który "raczy z nimi na zmianę uprawiać miłość".
Marian Kukiel, historyk, nazwał ten styl dziejopisarstwa "Klio w rynsztoku".














*** JERZY ŁOJEK - AGRESJA 17 września 1939 - studium aspektów politycznych

...Znakomity ekonomista polski, świetny znawca stosunków niemieckich, prof. dr Stanisław Swianiewicz wyraził kiedyś opinię, że z żadnym rządem niemieckim w okresie 1919-1939 rząd polski nie mógł dojść do ułożenia modus vivendi stosunkowo tak łatwo i tak nikłym kosztem, jak właśnie z rządem Adolfa Hitlera. Po doświadczeniach lat 1939-1945 brzmi to jak paradoks, a jednak przed 23 sierpnia 1939 było prawdą. Było faktem, iż Rząd RP nie zdołał doprowadzić ani do interwencji w Rzeszy w 1933 roku, ani do zbrojnej akcji koalicyjnej po militaryzacji przez Hitlera Nadrenii w 1936 roku. Dalsze pchanie się w koalicji z Zachodem w konflikt z Rzeszą było w tych warunkach samobójstwem, gdyż skłaniało Niemcy do poszukania antypolskiego partnera właśnie w ZSRR. Co gorsza, polskie koła rządowe nie doceniały tempa ówczesnych przemian w stosunkach międzynarodowych i szybkości, z jaką zbliżała się Druga Wojna Światowa. Prymitywne oskarżenia Józefa Becka o "filogermanizm" są nie tylko niesprawiedliwe; są nade wszystko bezpodstawne. Beck doprowadził w końcu do zbrojnej konfrontacji Polski z Rzeszą hitlerowską, na fali wytworzonych przez propagandę Rządu RP nastrojów opinii publicznej, przekonując społeczeństwo o konieczności, a przede wszystkim o realnej możliwości stawienia Niemcom skutecznego oporu (co prawda, jeżeli idzie o możliwość oporu, za wprowadzenie w błąd polskiej opinii publicznej znacznie większą odpowiedzialność ponosi marszałek Rydz-Śmigły).














*** REWOLUCJA ROSYJSKA - cz. 1

...Model autokracji uprawiany przez Mikołaja był niemal całkowicie moskiewski. Jego ulubionym carem był Aleksy Michajłowicz (1645-1676), którego imię nadał swemu synowi carewiczowi. Naśladował jego cichą pobożność, która dawała mu podobno przekonanie, że powinien rządzić Rosją zgodnie z własnym religijnym sumieniem. Mikołaj lubił uzasadniać swoją politykę argumentem, że idea "przyszła do niego" od Boga. Wedle hrabiego Wittego, jednego z najświatlejszych ministrów, Mikołaj wierzył, że "ludzie nie mają wpływu na wydarzenia, że wszystkim kieruje Bóg, i że car jako boski pomazaniec nie powinien słuchać niczyich rad, a jedynie iść za głosem swego boskiego natchnienia". Mikołaj tak bardzo podziwiał na pół azjatyckie zwyczaje średniowiecza, że próbował zaprowadzić je na własnym dworze.

 

 

 


*** REWOLUCJA ROSYJSKA - cz. 2

...Pomysłowości stosowanych przez Czekę metod torturowania mogła dorównać jedynie hiszpańska inkwizycja. Każdy lokalny oddział Czeki miał własną specjalność. W Charkowie upodobano sobie "numer z rękawiczką" - parzono dłonie ofiar wrzątkiem, aż pokryta pęcherzami skóra dawała się zdjąć: ofiarom pozostawały obdarte do żywego mięsa, krwawiące dłonie, a torturującym "rękawiczki z ludzkiej skóry". Czeka w Carycynie przepiłowywała ofiarom kości. W Woroneżu umieszczano nagie ofiary w nabijanych gwoździami beczkach, które potem toczono. W Armawirze miażdżono czaszki, zaciskając wokół głowy ofiary skórzany pas z żelaznym sworzniem. W Kijowie przymocowywano do tułowia ofiary klatkę ze szczurami i ją podgrzewano, tak że rozjuszone zwierzęta wgryzały się w jelita, szukając drogi ucieczki. W Odessie przykuwano ofiary łańcuchami do desek i powoli wsuwano do pieca albo zbiornika z wrzątkiem. Ulubioną zimową torturą było oblewanie wodą nagich ofiar dopóty, dopóki nie zamieniły się one w żywe lodowe posągi. Wielu funkcjonariuszy Czeki preferowało tortury psychologiczne. Jeden z nich kazał prowadzić ofiary rzekomo na egzekucję, po czym strzelano do nich ślepymi nabojami. Inny kazał grzebać ofiary żywcem albo wkładać do trumny z cudzymi zwłokami. Niektórzy zmuszali do patrzenia, jak się torturuje, gwałci lub zabija bliskie ofiarom osoby.












*** Dariusz Tołczyk - GUŁAG W OCZACH ZACHODU

...W krwawo podbitej przez bolszewików Gruzji, w roku 1921 miejscowa Czeka opublikowała antologię amatorskiej poezji pisanej przez funkcjonariuszy, pod tytułem Uśmiech Czeki (sic!). Jeden z oprawców-poetów, Aleksander Ejduk, pisał:

Nie ma większej radości, ani piękniejszej muzyki,

Niż chrzęst łamanego życia i kości.

Dlatego omdlewają nasze oczy

I namiętność sączy się w nasze piersi,

Chcę napisać na twoim wyroku

Jedno niewzruszone zdanie: "Pod ścianę! Rozstrzelać!"












*** Mark Sołonin - Straty ZSRR w II wojnie światowej

...Praktycznie jedynym przypadkiem udanej strategicznej operacji ofensywnej Armii Czerwonej na początkowym etapie wojny jest kontrnatarcie pod Moskwą. W ciągu miesiąca (od 5 grudnia do 7 stycznia) bezpowrotne straty (zabici i zaginieni) wyniosły 139 600 osób. Niemcy stracili podczas bitwy o Moskwę 77 820 zabitych i zaginionych - są to jednak straty całej operacji, od 3 października do 10 stycznia, czyli z uwzględnieniem strat dwóch miesięcy bezskutecznych prób dotarcia do murów Kremla. Z dokładnością możliwą do zaakceptowania w tym przypadku można uznać niemieckie straty z grudnia 1941 roku za jedną trzecią łącznych bezpowrotnych strat. Przy takim założeniu stosunek strat obu stron wynosi 5,35 do 1. Straty nacierającej Armii Czerwonej były pięciokrotnie wyższe od strat Wehrmachtu. Ale to grudzień 1941 roku. To natarcie wspierane samym tylko entuzjazmem, po pas w śniegu, przy trzaskającym mrozie, prawie bez artylerii. Jak pisze we wspomnieniach G. Żuków (wówczas dowódca Frontu Zachodniego), „musieliśmy zakładać normę zużycia amunicji 1-2 strzały na jedno działo na dobę. I to, proszę zauważyć, w czasie ofensywy!”.












*** DONALD RAYFIELD - Stalin i jego oprawcy

...Bardzo często katami Czeka byli katorżnicy, na przykład Jankiel-Jakow Jurowski, który rozstrzelał cara, albo jedyny Murzyn w Czeka, mieszkaniec Odessy Johnston, który obdzierał swoje ofiary żywcem ze skóry. Niektórzy spośród tych zapamiętałych oprawców wariowali. Sajenko w Charkowie, który miał prywatną izbę tortur, zaatakował swoich przełożonych i trzeba go było rozstrzelać, ten sam los spotkał Maga, głównego kata w Moskwie. Kiedy jednak ogarnięty szaleństwem kat odgrywał ważną rolę polityczną, postępowano z nim w bardziej humanitarny sposób - Belę Kuna umieszczono w szpitalu psychiatrycznym, z którego wyszedł, by zasilić kadry Kominternu. Doktor Michaił Kiedrow, przyjaciel i wydawca Lenina, kuzyn dwóch członków Komitetu Centralnego, został zdjęty ze stanowiska, kiedy nie tylko zgodnie z najlepszymi tradycjami rewolucji francuskiej utopił wziętych do niewoli białych oficerów, ale również przygotowywał się do totalnego wymordowania ludności Wołogdy i innych miast na północy Rosji. W przypadku Kiedrowa szaleństwo było dziedziczne. Jego ojciec, znakomity skrzypek, zmarł w przytułku dla psychicznie chorych. Syn również jakiś czas spędził w szpitalu psychiatrycznym, ale później przyjęto go ponownie do Czeka i znowu mordował i torturował ludzi, tym razem w rejonie Morza Kaspijskiego.












*** IGOR T. MIECIK - CIEMNA STRONA POWSTANIA
NEWSWEEK POLSKA - 7.08.2011

...Szokującą relację przynosi wewnętrzny meldunek sytuacyjny staromiejskiej placówki BIP KG AK z 8 sierpnia: "Widuje się ciągle chodzących z batogami członków PKB [korpusu bezpieczeństwa, czyli powstańczej policji - przyp. red.]. Bicie i nadużywanie siły w stosunku do bezbronnych są niestety częstym zjawiskiem. Zdarzają się nawet wypadki używania w stosunku do ludności cywilnej siły przez niektórych żołnierzy AK. Przy pompie, z której wodę czerpie okoliczna ludność, młody wartownik posunął swą gorliwość służby aż do bicia kolbą karabinu tłoczące się kobiety, przepuszczając jednocześnie młode dziewczęta bez kolejki".












*** Igor T. Miecik - Katiusza z bagnetem. 14 SEKRETÓW ZSRR

..."Ta dziewczyna budziła grozę - wspomina Hanna. - Przenikliwy wzrok, zielone oczy, posępna bruzda przez całe czoło. Niewiarygodnie mlecznobiała skóra i ogniście rude włosy, które zaplatała w dwa grube warkocze. Tak, była piękna. Piękna jak demon. Jedną scenę zapamiętam do końca życia. Jakiś młody chłopak z grupy stojącej już pod ścianą zawołał do niej: 'Żegnaj, siostro, żegnaj, nie spotkamy się nigdy więcej!'. Nie wiem, czy się znali, czy może chłopak postradał zmysły, stając przed jednoosobowym zielonookim plutonem egzekucyjnym. Tońka trzasnęła zamkiem maxima, podniosła się z pozycji strzeleckiej, powoli podeszła do niego i jakiś czas patrzyła mu w oczy. Stała z nim twarzą w twarz, jakby zapamiętać go chciała. Nikt nie odezwał się słowem. Ani ona, ani on, ani żaden ze skazańców. Trwało chwilę, zanim Tońka odwróciła się na pięcie, wróciła na miejsce, przeładowała cekaem i otworzyła ogień".












*** Adam Krzemiński - Fani Germanii
Polityka - 29.08-4.09.2012

...W czerwcu 1944 r. amerykańscy spadochroniarze wzięli w Normandii do niewoli żołnierza, którego uznali za Japończyka. Yang Kyoungjong był jednak Koreańczykiem, którego Japończycy w 1938 r. siłą wcielili do swojej armii okupującej Mandżurię. Rok później w bitwie nad rzeką Chałchin Goł wzięli go do niewoli Rosjanie i zesłali do łagru. W 1942 r., wraz z tysiącami innych więźniów gułagu, został wcielony do Armii Czerwonej. Wiosną 1943 r. pod Charkowem wpadł w ręce Niemców. W 1944 r. już w mundurze niemieckim, został posłany na Wał Atlantycki, gdzie poddał się Amerykanom. W 1992 r. umarł w USA jako obywatel amerykański. Tą biografią Antony Beevor zaczyna swą wydaną właśnie w Anglii "Drugą wojnę światową".












*** Piotr Zychowicz - Niemieckie polowanie na zebry
Rzeczpospolita - 29-01-2011

...W swojej książce - opartej na ponaddziesięcioletniej kwerendzie archiwalnej w ośmiu krajach - Blatman opisał szereg masakr i pojedynczych zabójstw dokonanych na więźniach przez Niemców pod sam koniec wojny. Wiele z nich było dziełem cywilów. Izraelski historyk, zapytany, która ze zbrodni zrobiła na nim największe wrażenie, bez wahania wskazuje na mord w Gardelegen.

Wydarzenie to miało miejsce 13 kwietnia 1945 roku. Tego dnia do Gardelegen, miasteczka położonego w Saksonii-Anhalt, przybył oddział esesmanów konwojujący dużą grupę więźniów, głównie z obozu Mittelbau-Dora. Strażnicy poprosili mieszkańców o pomoc w pilnowaniu kolumny. Zgłosiło się kilkudziesięciu ochotników. Powszechnie szanowani obywatele miasteczka udali się na miejsce zbiórki. Część zaopatrzyła się w sztucery myśliwskie, inni po prostu w kije. W grupie oprócz zwykłych mieszczan znaleźli się pracownicy administracji, członkowie partii, podstarzali mężczyźni z Volkssturmu oraz nastolatki z Hitlerjugend. Wszyscy wzięli udział w masakrze.












*** Józef Rak - JAK PODBIĆ ROSJĘ? 1941. Jak przegrać wojnę, wygrywając kampanię
Inne oblicza historii. Wiedza i Życie - nr 4/2012

...Hitler budował wizje operacyjne, myśląc o jednostkach pancernych. Tymczasem w armii niemieckiej do 1945 r. udało się w pełni zmotoryzować jedynie 20% jednostek. W chwili rozpoczęcia wojny służbowy obrok pobierało 625 000 koni, tylko o 100 000 mniej niż w sierpniu 1914 r. Mimo bujnego rozwoju w latach 30. (Volkswagen!) Niemcy nie były w stanie w kilka lat przeskoczyć zaległości motoryzacyjnych. Wbrew budowanym przez propagandę nazistowską mitom "rolnicza" Francja miała w 1935 r. 2 306 000 zarejestrowanych pojazdów mechanicznych, a "przemysłowe" Niemcy 937 000. Prawda, ZSRS miał ich 180 000, a Polska 24 820, czterokrotnie mniej niż Czechosłowacja... Do pełnej motoryzacji zaopatrzenia "Barbarossy" Niemcy potrzebowali ok. miliona ciężarówek, tymczasem w całej Rzeszy było ich, wliczając pojazdy cywilne, ok. 405 000.














*** Geoffrey Regan - Historyczne błędy

...Magia zawsze odgrywała wielką rolę w życiu plemion afrykańskich; ludzie znający jej arkana i obdarzeni mocą sugestii od niepamiętnych czasów cieszyli się posłuchem i wielkim autorytetem społecznym. Użyte w dobrych intencjach ich talenty mogły przynieść błogosławione skutki wszystkim, jeśli miały uczynić krzywdę, to najczęściej tylko jednostkom. Rzadko kiedy jednak siła sugestii pozwalała jednostce narzucić swoją wolę całej społeczności tak skutecznie jak w roku 1856, kiedy za sprawą rzekomej, nadprzyrodzonej wizji południowoafrykański lud Kosa własnoręcznie wybił do nogi swoje bydło i zniszczył wszystkie zapasy żywności. Konsekwencje były przerażające; w ciągu roku zmarło z głodu 80 procent plemienia, a co już zupełnie prawie niepojęte, dotknięci tą klęską przyjmowali swój los bez słowa skargi, ba!, bez mała z radością. Było to coś w rodzaju masowego samobójstwa przez zagłodzenie, jeden z najbardziej zadziwiających przypadków masowej psychozy w dziejach. A wszystko zaczęło się zupełnie niewinnie.














*** ANDRZEJ ZIELIŃSKI - POLSKIE LEGENDY

...Mogło się zdarzyć - jak uważa wielu historyków - że do niewielkiego słowiańskiego plemienia, które łatwo było sobie podporządkować, dotarła wyprawa wikingów pod wodzą jednego z młodszych synów jakiegoś znaczącego w swym kraju jarla, szukającego możliwości utworzenia sobie własnego państewka. Był to wówczas bardzo popularny wśród Normanów sposób na usamodzielnienie się tzw. młodszych synów, pozbawionych u siebie prawa do dziedziczenia władzy. Być może bez problemów szybko podporządkowali sobie to plemię, a następnie już wspólnie dokonywali grabieży i przyłączali sąsiednie ziemie. Normanowie z czasem zasymilowali się z tymi Słowianami, a jarl nazwany został kneziem, czyli księciem. I w taki sposób Polanie otrzymali swojego władcę.














*** Waldemar Wojnar - GDY NAD SEKWANĄ WYBUCHAŁY BOMBY

...Ravachol potwierdzał raczej opinię pewnego komisarza policji, iż pospolici przestępcy [...] powoływali się na doktrynę anarchistyczną, by przydać sobie rysów herosa i apostoła. Był farbiarzem, akordeonistą na jarmarkach, zajmował się kontrabandą alkoholu i fałszowaniem pieniędzy, miał też na koncie okradzenie grobowca baronowej de Rochetaileé, zmasakrowanie ciosami młota kupca i jego córki w Saint-Etienne i uduszenie starca-pustelnika. Zadenuncjowany, uciekł z policyjnej zasadzki i przeniósł się do Paryża, gdzie pod pseudonimem Leon Leger ukrywał się u znajomego anarchisty. Za zamachy bombowe otrzymał dożywotnie roboty, ale za morderstwo czekała go gilotyna. Na szafot, jak głosi legenda, wstępował, kpiąc w żywe oczy ze strażników i wywrzaskując antyklerykalne hasła. Mimo jego kryminalnej przeszłości, która wyszła na jaw dopiero podczas procesu o zamachy bombowe, anarchistyczne pismo "Le Pere Peinard" wykreowało go na męczennika ruchu - "Chrystusa anarchii" (skończył wówczas 33 lata). Jak zobaczymy później, ów nurt tzw. illegalizmu, czyli przenikania w szeregi anarchistów zwykłych przestępców, będzie stale towarzyszył "propagandzie poprzez czyny".






*** Piotr Laskowski - Szkice z dziejów anarchizmu

...Kolejny plan Nieczajewa, zorganizowanie bandy, która rabunkiem zdobywałaby pieniądze na cele rewolucyjne, wyczerpał cierpliwość Bakunina. Następuje zerwanie stosunków, a w słynnym liście do Alfreda Talandiera z lipca 1870 roku Bakunin pisze: "Jeżeli Pan przedstawi go Pańskiemu przyjacielowi, pierwszą jego troską będzie posiać między wami niezgodę, niesnaski, intrygi, słowem, pokłócić was. Jeśli Pański przyjaciel ma żonę, córkę - będzie usiłował ją uwieść, zrobi jej dziecko, żeby ją wyrwać ze sfery oficjalnej moralności i narzucić jej rewolucyjny protest przeciwko społeczeństwu [...]. To człowiek niesłychanych ambicji i chociaż sam nie zdaje sobie z tego sprawy, skończył na tym, że utożsamił swoją sprawę rewolucyjną ze swą własną osobą; ale nie jest to egoista w banalnym znaczeniu tego słowa, bo straszliwie ryzykuje i prowadzi męczeńskie życie, pełne wyrzeczeń i niesłychanej pracy. Jest fanatykiem, a fanatyzm pochłania go do tego stopnia, że staje się zupełnym jezuitą, chwilami staje się po prostu głupi". Bakunin stwierdza, że Nieczajew zwykł się posługiwać oszustwem, kradzieżą, kolekcjonowaniem kompromitujących dokumentów.






*** Barbara Tuchman - IDEA I CZYN - Anarchiści: 1890-1914

...Wraz z upadkiem prestiżu państwa rozkwitał anarchizm. Flirtowali z tym ruchem intelektualiści. Skryta niechęć do rządu i prawa, istniejąca u wielu ludzi, u niektórych bliższa jest powierzchni. Jak w człowieku sytym siedzi człowiek głodny, który krzyczy, aby się wydostać, tak nawet ludzie poważni ukrywają w środku małego anarchistę: jego nieśmiały krzyk słychać było często wśród artystów i intelektualistów lat dziewięćdziesiątych. Powieściopisarz Maurice Barres, który w różnych okresach próbował każdego stanowiska politycznego jako trybuny dla swego talentu, gloryfikował filozofię anarchistyczną w swoim Wrogu praw (l'Ennemi des lois) i w Człowieku wolnym (Un homme libre). Poeta Laurent Tailhade określił przyszłe społeczeństwo anarchistyczne "jako błogosławiony okres", kiedy arystokracją będzie arystokracja intelektu, a "pospolity człowiek całować będzie ślady stóp poety". Anarchizm literacki był w modzie wśród symbolistów, takich jak Mallarme i Paul Valery. Pisarza Octave'a Mirbeau anarchizm pociągał dlatego, że miał on wstręt do władzy. Nienawidził ludzi w mundurach: policjantów, bileterów, posłańców, dozorców, służących. W jego oczach, jak mówił jego przyjaciel Leon Daudet, właściciel ziemski był zboczeńcem, minister złodziejem, prawnicy i finansiści doprowadzali go do mdłości; tolerancję wykazywał tylko wobec dzieci, żebraków, psów, niektórych malarzy i rzeźbiarzy oraz bardzo młodych kobiet. "Głębokim jego przekonaniem było, że bieda nie musi istnieć na świecie - mówił inny przyjaciel - a to, że jednak jest, stanowiło powód jego gniewu". Spośród malarzy Pissarro dawał swoje rysunki do "Le Pere Peinard", a kilku znakomitych gniewnych paryskich ilustratorów dawało wyraz swojej odrazie do niesprawiedliwości społecznej w anarchistycznych dziennikach; niekiedy robili to w formie, jaka w późniejszych czasach nie nadawałaby się do druku, jak na przykład przedstawiając karykaturę prezydenta w poplamionej pidżamie.














*** ENCYKLOPEDIA TERRORYZMU

...• Fińska wojna domowa pomiędzy antybolszewicką Białą Gwardią a fińskimi socjalistami, czyli Czerwoną Gwardią, trwała tylko cztery miesiące - od 28 stycznia do 18 maja 1918.

• Choć krótkotrwała, wojna ta była niezwykle krwawa - pochłonęła ok. 30 tysięcy ofiar, a więc blisko 1% spośród liczącej zaledwie 3 miliony osób ludności Finlandii.

• Prawie 12 tysięcy czerwonych zginęło w niewoli białych. Czerwony terror zabił prawie 1700 białych.














*** Aleksandra Porada - Niechciana niemiecka oblubienica - Rasputin, Alix i koniec Imperium
Polityka - 2007-01-27

...Rasputin wyruszył więc w długą podróż, odwiedzając monastery i świątobliwych pustelników. Odtąd takie wędrówki stały się częścią jego życia. Wędrował po ośrodkach kultu w Rosji, na czas żniw wracając do swej wsi. W początku lat dziewięćdziesiątych dotarł nawet do greckich klasztorów na górze Atos. Zaczęła się wokół niego skupiać grupa entuzjastów idei, którą głosił: że dla zbawienia niezbędna jest skrucha, do której z kolei konieczny jest grzech - najlepiej cielesny. Członkowie grupy modlili się więc i grzeszyli na przemian. Przypominało to praktyki nielegalnej sekty chłystów, więc biskup Tobolska przysłał w 1901 r. do Pokrowskoje księdza z zadaniem wyjaśnienia sprawy. Ten uznał, że nie ma wystarczających dowodów na przynależność Rasputina i jego zwolenników do sekty.














*** Adam Tycner - Cyrylica nad Wisłą
Rzeczpospolita - 04-02-2012

...Kiedy w Królestwie Polskim dogasało powstanie styczniowe, a na Litwie dopalały się puszczane z dymem przez żołnierzy Michaiła "Wieszatiela" Murawiowa wsie, w Rosji trwała wielka antypolska nagonka prasowa. Wśród rosyjskiej inteligencji rozpowszechniony był stereotyp polskiego feudalnego wstecznictwa przesiąkniętego katolickim fanatyzmem i pretensjami do utraconej potęgi. "Patriotyzm polski to wstający z grobu upiór, który gotów jest pić krew żywych istot" - pisał znany z nacjonalistycznych poglądów, niezwykle wpływowy publicysta "Moskowskich Wiedomosti" Michaił Katkow. - "Umarłe organizmy nie powstają z martwych. Śmierć państwa powinna pociągnąć za sobą śmierć narodu".














*** Leszek Konarski - "Ogień" był bandytą
Przegląd - 9/2012

...W kwietniu "Ogień" popełnił jedną z pierwszych zbrodni, licznych w późniejszym okresie swojej działalności. Wezwał do siebie przez gońca Franciszka Zapałę, zamieszkałego w Koninie, brata Juliusza Zapały "Lamparta", d-cy IV nowotarskiego batalionu PSP-AK. Franciszek Zapała zgłosił się u "Ognia", zabierając ze sobą blankiety zaświadczeń o nadaniu Brązowego Krzyża Zasługi z Mieczami, podpisane in blanco przez "Borowego". "Lampart" już nie żył, miał wpisać na zaświadczeniach pseudonimy swoich żołnierzy - partyzantów i im wręczyć, ale nie zdążył tego uczynić, bo batalion był już rozwiązany. "Ogień" blankiety zabrał, a Franciszka Zapałę zamordował. Do blankietów wpisał pseudonimy swoich podkomendnych i im zaświadczenia rozdał. Po upływie kilku lat niektórzy z tych "odznaczonych" usiłowali swoje odznaczenia zweryfikować w Zarządzie Koła ZBOWiD w Nowym Targu.














*** TIMOTHY SNYDER - SKRWAWIONE ZIEMIE

...Według ostrożnych ocen Niemcy zastrzelili pół miliona sowieckich jeńców wojennych. Głodząc i źle traktując ich podczas transportu, zabili ich około 2,6 miliona. Ogółem zginęło w przybliżeniu 3,1 miliona jeńców sowieckich. Brutalność ta nie spowodowała wszakże upadku sowieckiego porządku, podnosząc wręcz morale. Odsiewanie politruków, komunistów i Żydów okazało się bezsensowne. Zabijanie tych ludzi, i tak zamkniętych już w obozach, nie osłabiało zanadto państwa sowieckiego. W rzeczywistości polityka głodzenia i selekcji wzmocniły opór Armii Czerwonej. Świadomość, że w niemieckiej niewoli będą umierać w męczarniach z głodu, z pewnością dodawała żołnierzom zapału do walki. Zdając sobie sprawę, iż czeka ich rozstrzelanie, komuniści, Żydzi i oficerowie polityczni nie widzieli powodu by się poddawać. W miarę jak rozchodziły się wieści o niemieckich metodach, obywatele dochodzili do wniosku, że być może wolą jednak władzę sowiecką.














*** Marian Mickiewicz - Z dziejów żeglugi

...W czasie wojen napoleońskich, gdy zawiodła rekrutacja dobrowolna, w Wielkiej Brytanii powołano 40 biur werbunkowych, działały one we wszystkich większych portach i na wodach przybrzeżnych. Na ich czele stall specjalni oficerowie, którym płacono za każdego brańca. Porywano żeglarzy, rybaków, robotników z manufaktur, mieszczan i chłopów. W 1801 roku werbownicy urządzili w Hull łapankę, której nie powstydziliby się hitlerowcy. Obstawiano ulice i wyciągano mężczyzn, penetrując kolejno dom po domu. Brańców z obawy przed odbiciem nie trzymano na lądzie, lecz na okrętach strażniczych, skąd odstawiano ich na okręty bojowe. W tej sytuacji w angielskich miastach dochodziło do formalnych bitew. Tłumy kobiet odbijały porwanych, zabijały werbowników, paliły ich strażnice. Na morzu dowódcy okrętów i werbownicy porywali załogi statków handlowych i rybackich, i to nie tylko angielskich, lecz również neutralnych, także nie bez rozlewu krwi. Najbardziej znana jest bitwa, którą stoczyli w 1794 roku z załogą fregaty "Aurora" marynarze wielorybnika "Sarah and Elisabeth". W bitwie tej użyto granatów i broni palnej, byli zabici i ranni. Warto chyba dodać, że na "Victory" Nelsona w czasie bitwy pod Trafalgarem na 850 ludzi było 600 brańców, podobnie wyglądały te proporcje na innych okrętach.









*** H. W. van Loon - Dzieje zdobycia mórz

...Gabinet lekarski był ciemną, śmierdzącą dziurą, położoną głęboko gdzieś na dnie statku pomiędzy beczkami wina i piwa. Tam musieli lekarze podczas bitwy morskiej operować swymi bisturami i piłami, wykonując niezbędne amputacje przy świetle kilku woskowych świec. W czasie pokoju mogli wykonywać swoje czynności na pokładzie. W tym wypadku pacjenta przywiązywano do dwóch desek i tak go spajano rumem, że tracił niemal przytomność. Wtedy lekarz amputował mu nogę zmiażdżoną podczas burzy lub poszarpaną przez kulę armatnią. Na pokładzie również wykonywano zabiegi dentystyczne, polegające jedynie na wyciąganiu zębów. O tym, że zły stan zębów w owych czasach był przyczyną dużej śmiertelności wśród ludzi, nie wiedziano najwidoczniej aż do niedawna. Uzębienie marynarzy przebywających stale na otwartym morzu było nawet gorsze niż uzębienie ludzi pozostających na lądzie, ponieważ wiele chorób podzwrotnikowych, jak szkorbut i malaria, atakowały dziąsła i marynarze nie mogli po prostu żuć krwawiącymi dziąsłami twardych jak brukowe kamienie sucharów okrętowych.














*** Czarna księga komunizmu - Wielki Głód
Życie - 2000-12-02


...Zarówno raporty GPU, jak raporty dyplomatów włoskich z Charkowa informują o przypadkach ludożerstwa: "Każdej nocy uprząta się w Charkowie prawie 250 trupów osób zmarłych z głodu lub na tyfus. Zauważono, że wiele z nich nie ma wątroby, którą prawdopodobnie wyciągnięto przez szerokie nacięcie. Policji udało się w końcu złapać kilku tajemniczych »chirurgów« , którzy zeznali, że z tego mięsa robili farsz do pierożków, sprzedawanych następnie na targowisku".














*** Kadrówka - Ludzie spod znaku "Solidarności"
Życie - 2000-08-25

..."Wojna na górze" postawiła Mazowieckiego przeciw Wałęsie w wyborach prezydenckich. Premier doznał upokarzającej porażki. Wyprzedził go nie tylko szef "Solidarności", ale również nikomu nieznany Stan Tymiński. Mazowiecki podał się do dymisji. Stanął na czele Unii Demokratycznej. Kolejnego upokorzenia doznał, gdy z partyjnego siodła wysadził go Leszek Balcerowicz.












Ludobójstwo, eksterminacja, rzeź

 

 

 


*** CHRISTIAN SCHMIDT-HÄUER - RZEŹ ORMIAN - Pierwszy Holocaust
Die Zeit, 24.04.2005

...Yüghaper, która w tym marszu śmierci straciła całą rodzinę, zeznawała w Paryżu 14 maja 1989 roku jako ostatni naoczny świadek tamtych wydarzeń. - Zapędzono nas do Szeddede, do wejścia do pieczary. Otwór wejściowy miał wielkość stołu, ale niżej, w dole, jaskinia rozszerzała się, miała powierzchnię dwóch lub trzech izb. Kobiety chwytano jak worki, podpalano im spódnice i rzucano w dół. Wszystkie krzyczały. Kiedy przyszła moja kolej, sama szybko skoczyłam w dół. Cała zakrwawiona, trzęsąc się, wpełzłam do niewielkiej niszy, gdzie straciłam przytomność. Nazajutrz do jaskini przyszli jacyś mężczyźni. To już nie byli Turcy, tylko Arabowie. Szukali złotych monet. Byłam świadkiem, jak rozpruto brzuch kobiecie, która przyznała się do połknięcia pieniędzy. Mnie szarpali i krzyczeli: "Rozbierać się, rozbierać się!".

 

 

 

 

 


*** GRZEGORZ KUCHARCZYK - SZTUKA ZAPOMINANIA
FRONDA nr 34, 2004 r.

...Wyobraźmy sobie Niemcy po II wojnie światowej, po dokonanym na polecenie niemieckiego rządu ludobójstwie Żydów, i sytuację, w której kolejne niemieckie gabinety, większość niemieckich uczonych nie tylko neguje fakt popełnionego przez Berlin ludobójstwa, lecz również czyni wszystko (stosując na przykład szykany i utrudnienia wobec rodzimych i zagranicznych uczonych zajmujących się tą problematyką z innego niż oficjalny punktu widzenia i oskarżają ich z tego powodu o "wrogość wobec niemieckości"), by prawda o nim nie była upowszechniana w Niemczech i poza ich granicami. Trudno sobie coś takiego wyobrazić. Jednak w wypadku Turcji ciągle wypierającej się ludobójstwa popełnionego na Ormianach (począwszy od 1915 roku) to nie są wyobrażenia. To smutna rzeczywistość wspieranego przez Republikę Turecką negacjonizmu.

 

 

 

 

 


*** Adam Balcer - Turecko-ormiańskie rozrachunki z historią
Gazeta Wyborcza - 24-25 września 2005 r.

...Dokładne ustalenie liczby ofiar nigdy nie będzie możliwe. Ich przybliżone oszacowanie wymaga sprecyzowania liczby Ormian, którzy przeżyli wojnę. Spośród różnych szacunków najbardziej wiarygodne wydają się dane Richarda Hovannisiana, Charlesa Walkera i Tanera Akcama, tureckiego historyka uznającego wydarzenia z 1915 r. za ludobójstwo. Według nich wojnę przeżyło 150-200 tys. Ormian w Anatolii, do 200 tys. nawróconych na islam (część z nich zginęła w trakcie wojny z rąk nieosmańskich), prawie 200 tys. spośród deportowanych do Syrii i Iraku, blisko 100 tys. uciekinierów w Iranie, Egipcie oraz 150-250 tys. spośród 350 tys. uchodźców na Kaukazie. Co najmniej kilkadziesiąt tysięcy z tych uchodźców zginęło pośrednio lub bezpośrednio na skutek działań armii osmańskiej. Po odjęciu liczby ocalonych od przedwojennej populacji otrzymamy najbardziej prawdopodobną liczbę około 800 tys. ofiar wśród osmańskich Ormian podczas I wojny, w tym około 650 tys. osób, które straciły życie bezpośrednio lub pośrednio w wyniku działań tureckich.













*** Okrucieństwa w Korei - 1950-1953

...Amerykańscy żołnierze kazali uchodźcom porzucić drogę i iść wzdłuż torów kolejowych, dopóki nie znajdą się pod mostem. Zmuszono ich do pozostania tam, a o zmierzchu trzeciego dnia żołnierze usłyszeli pojedyncze strzały z kierunku, z którego spodziewali się wroga. Następnie posłaniec batalionowy przybył z rozkazem zabicia każdego uchodźcy, który przebywał pod mostem. Niepewny, skąd nadszedł rozkaz, jeden z żołnierzy zapytał, kto dokładnie go wydał. Usłyszał w odpowiedzi, że rozkaz pochodzi od oficera 2. Batalionu 7. Kawaleryjskiej. Nagle Amerykanie zaczęli strzelać do ludzi pod mostem z karabinów maszynowych. Wszędzie padały martwe ciała, a przerażeni rodzice ciągnęli krzyczące dzieci do wąskiego kanału pod torami. Uchodźcy próbowali chronić się za ciałami martwych towarzyszy. Matki owijały dzieci kocami i obejmowały je, odwracając się w stronę wejścia do tunelu.











*** Andrzej Talaga - Wojownicy nowej Asyrii
Nowe Państwo

...Kiedy sytuacja stała się dramatyczna, tysiące nestorian z Hakkari porzuciło swoje domostwa i ruszyło do kościoła Mar Odeszo położonego wysoko w paśmie Tal. Rozbili wokół niego wielki obóz i czekali. Rosyjscy generałowie chcieli wykorzystać asyryjskich wojowników na froncie perskim przeciw szykującej się do ofensywy armii tureckiej, namawiali więc patriarchę, by wyprowadził swoich ludzi do Iranu. Benjamin Mar Szymun posłuchał ich i pod koniec lipca zaczął się exodus całego narodu. Tysiące mężczyzn, kobiet i dzieci ruszyło w drogę, która przypominała marsz śmierci. Uciekających opadły niczym stada wilków kurdyjskie plemiona. Nestoriańscy księża nieśli przed sobą spisaną po aramejsku Biblię, wierząc, że święta księga uchroni ich wiernych od kul. Górale woleli konkretniejsze argumenty, wystrzeliwali więc resztki amunicji, a gdy jej zabrakło, walczyli wręcz. Ilu zostało na zawsze na trasie marszu śmierci? Nie wiadomo, współcześni autorzy asyryjscy (choćby Sargon Dadesho) mówią o 50 tysiącach z około 160 tysięcy, którzy mieszkali w Hakkari przed exodusem.









*** OLGA STANISŁAWSKA - JĘZYK, KTÓRYM MÓWIŁ JEZUS CHRYSTUS
Gazeta Wyborcza - 02/05/2001

...Asyryjczycy... Czyli właściwie kto? Sęk w tym, że 1500 lat temu ludzie mówiący tym samym syryjskim językiem, czerpiący z tej samej starożytnej kultury, poszli dwiema odrębnymi ścieżkami. Zanim jeszcze pod wpływem Jakuba Baradeusza wyodrębnił się z łona chrześcijaństwa Syryjski Kościół Prawosławny, własną drogą ruszyli zwolennicy Nestoriusza. Potępieni w Cesarstwie Rzymskim, wywędrowali oni na Wschód i na terenach dzisiejszego Iraku, Iranu i Azerbejdżanu stworzyli Kościół Asyryjski Wschodni. Przez całe wieki jakobici i nestorianie mieszkali z daleka od siebie. Dziś spotykają się na ulicach Chicago czy Sztokholmu. I w Internecie. Rozrzuceni po świecie, w żadnym kraju nie odgrywają większej roli, jak chociażby Koptowie w Egipcie. Internet - zdawałoby się - jest jakby stworzony dla nich. Niniwa, stolica starożytnej Asyrii, leży w gruzach na lewym brzegu Tygrysu, daleko na północy Iraku. Mało kto ją odwiedza. Nineveh-On-Line, strona internetowa założona przez Alberta Gabriala, ma sto tysięcy odwiedzających w miesiącu. Albert Gabrial, inżynier z Iraku, przyjechał do Kalifornii w roku 1992 i w kilka lat zbudował wirtualne imperium. - Internet łączy rozproszone rodziny - mówi - i pozwala nam wreszcie samym pisać naszą historię. Przez setki lat zawsze pisali ją inni...

 

 

Ponurą rolę w dziele ludobójstwa Asyryjczyków (i Ormian) odegrali Kurdowie. Oni sami później stali się ofiarami czystek etnicznych w Iraku. 

Cóż, zdarza się.










*** Jakub Polit - RZEŹ W NANKINIE 1937-1938

...Jeśli podczas egzekucji jeńców używano zwykle broni palnej, to masakry w samym Nankinie cechowała sięgająca granic perwersji pomysłowość. Ofiary zakopywano żywcem (czasem tylko po szyję; cięto je wtedy mieczami), tratowano końmi i czołgami, wieszano za języki na hakach. Niektórych, zakopanych w ziemi po pas, kazano rozszarpywać wielkim psom, innych krzyżowano, przybijano do drzew i słupów telegraficznych, oddzierano im pasy skóry, odcinano nosy i uszy. Jedną z ulubionych zabaw było wpędzanie Chińczyków na dachy drewnianych przeważnie domów, oblewanie parteru benzyną i podpalanie; nieszczęśnicy, podobnie jak Żydzi w getcie warszawskim sześć lat potem, popełniali samobójstwo rzucając się w dół. Póki nie zabrakło benzyny palono też nankińczyków żywcem gromadnie, po uprzednim spędzeniu na skwery i place. Inny rodzaj rozrywki polegał na "wysyłaniu Chińczyków na ryby" poprzez wpędzanie ich nago do lodowatej w grudniu i styczniu wody Yangzi i na częściowo zamarznięte, otaczające miasto stawy Mo Zhou, Xuan i Wu; próbujących wypłynąć ostrzeliwano i obrzucano granatami. Dzieci, a nawet niemowlęta, nadziewano na bagnety. Jeden z japońskich dziennikarzy wspominał potem, że widział żołnierza pożerającego serce i wątrobę z wypatroszonych przez siebie zwłok; w świetle późniejszych praktyk w czasie wojny na Pacyfiku w doniesieniu tym, z pozoru fantastycznym, nie ma nic nieprawdopodobnego.










*** Agnieszka Rybak - W końcu zabrakło nabojów
Rzeczpospolita - 31-07-2009

...Jedną z relacji złożyła harcerka Szarych Szeregów Wanda Łokietek-Borzęcka. 5 sierpnia z grupą koleżanek przebywała w szpitalu św. Łazarza przy Lesznie. Około godziny 18 na teren placówki wkroczyli Niemcy. Borzęcka była świadkiem, jak jedna z koleżanek - wiedząc już, że tego dnia zginął jej brat - prosiła, by Niemiec ocalił ją dla matki. "Błagałam, mówiąc cytuję: "Boże, co moja biedna mama powie, co się stanie, jak się dowie, że i ja nie żyję, ona skona z rozpaczy". Biedna została wyprowadzona przez tegoż Niemca za mur, tam najprawdopodobniej wykorzystał ją, a potem przyprowadził szlochającą w to samo miejsce i strzelił tak niefortunnie, że żyła jeszcze, męcząc się straszliwie. Po jakimś czasie ten sam łotr dobił ją" - zeznawała Borzęcka. Jej udało się przeżyć, ponieważ uznano ją za zabitą.










*** WŁODZIMIERZ KALICKI - Sprawiedliwy na niebie - Masakra w My Lai - 16 marca 1968
Gazeta Wyborcza - 17/03/2008

...Calley rozkazuje, by ustawić się w linii i wystrzelać wszystkich wieśniaków. Meadlo i Conti patrzą na siebie, opuszczają broń i cofają się. Calley wrzeszczy do Meadlo, by strzelał na rozkaz. I strzela sam wraz z nim. Gdy większość chłopów pada zabita, stojące na końcu kobiety rzucają dzieci na ziemię i zasłaniają sobą. Calley podchodzi i z bliska dobija wszystkich pojedynczymi strzałami. Żołnierze przyprowadzają nad rów kolejne grupy schwytanych Wietnamczyków. Calley za każdym razem wydaje rozkaz, by ich zabić. Oprawcy spychają ofiary do rowu i strzelają z odległości kilku kroków. Gdy w przerwie między egzekucjami spod ciał wypełza zakrwawione dwuletnie dziecko, Calley wrzuca je z powrotem do rowu i zabija jednym strzałem.
Ale nie wszyscy uczestniczą w orgii mordowania. Sanitariusz meksykańskiego pochodzenia George Garza znajduje 6-letniego chłopca z przestrzelonym ramieniem i starannie bandażuje mu ranę. Czarnoskórzy Harry Stanley i Herbert Carter, dwa szczury tunelowe, czyli żołnierze wyspecjalizowani w walkach w wielusetmetrowych tunelach drążonych przez partyzantów Wietkongu, w prymitywnym bunkrze znajdują innego chłopca. Każą mu siedzieć cicho i nie ruszać się.










*** WALDEMAR WOJNAR - Zanim powstały łagry i kacety

...Na terenach obecnej Namibii niemieckie wojska kolonialne dowodzone przez gen. von Trotha rozpoczęły akcję planowego wyniszczania murzyńskiego plemienia Hererów. W przeciwieństwie do obozów hiszpańskich i angielskich, gdzie wysoka śmiertelność wynikała z niedostatków zaopatrzenia i fatalnych warunków sanitarnych, Niemcy postanowili ostatecznie rozwiązać "kwestię murzyńską". Zbuntowanych Hererów wypędzono w bezludne rejony pustyni Kalahari. To, czego nie dokonały karabiny maszynowe, dokończyła natura: niemieckie patrole znajdowały później tysiące zwłok wokół wyschniętych źródeł (studnie już wcześniej zostały zatrute). Dla niedobitków zaś stworzono obozy koncentracyjne, w których znaczono więźniów literami GF (Gefangene) i zmuszano do pracy fizycznej. W nieludzkich warunkach klimatycznych i przy znikomym wyżywieniu niewolnicy ci budowali linię kolejową z Lüderitzbucht do Keetmanshoop. Naoczni świadkowie opowiadali później o mordowaniu niezdolnych do pracy ciosami bagnetu i batożeniu do krwi. W efekcie tych działań, gdy w 1911 roku spisywano ocalałych Hererów, z dawnych 80 tys. doliczono się zaledwie 15 tys.









*** Timothy Snyder - Wołyń, rok 1943
Tygodnik Powszechny - 2000

...Jedną z przyczyn tego, co stało się w 1943 r., sięgającą okresu przedwojennego, była ideologia jednolitości struktury narodowej. OUN założono jako organizację zmierzającą do usunięcia wszystkich "okupantów" z "ziemi ukraińskiej". Kolejnym czynnikiem, już z okresu wojny, było zaabsorbowanie kwestią przyszłego odrodzenia państwa polskiego: obie frakcje OUN zdawały sobie sprawę, że Polska nie zrzeknie się dobrowolnie Wołynia i Galicji. Jako orędownicy niepodległej Ukrainy obejmującej te ziemie, nacjonaliści ukraińscy wiedzieli, że niewiele zyskają na dyskusjach z Polakami w czasie wojny. I OUN-B, i OUN-M wierzyły, że np. przesiedlenie grup ludności w obu kierunkach przyniosłoby rozstrzygnięcie sytuacji. Jednak radykalna OUN-B interpretowała program partii bardziej zdecydowanie niż OUN-M. Chciała zapobiec przywróceniu państwowości polskiej przez wysiedlenie Polaków z Zachodniej Ukrainy jeszcze przed końcem wojny. Wytyczne dla oddziałów OUN-B, sformułowane tuż przed niemieckim atakiem na ZSRR (w maju 1941) mówiły, że pożądane jest usunięcie "Polaków z regionów Zachodniej Ukrainy, którzy nie porzucili marzeń o odbudowie Wielkiej Polski kosztem ziem ukraińskich".








*** Maja Narbutt - Nie czekaj, nie wypatruj - DZIECI WOŁYNIA
Rzeczpospolita - 12.07.2003

...Pamięta, jak potem razem z babcią wędrowała. - Masz nie pokazywać, że się boisz - powtarzała ciągle babcia. Nie bała się, bo niczego nie czuła, była odrętwiała. Po co ma żyć - myślała - jak wszyscy nie żyją. Najpierw szły przez znajome wsie. Babcię znali tu wszyscy, bo odbierała porody. Napotkane Ukrainki tylko smutno kiwały głowami. Potem zaczęły spotykać ludzi uzbrojonych w widły, siekiery i kosy. Jechali na furach, byli weseli, śpiewali, zawinięte rękawy ubrań zachlapane były krwią. Kilka razy je zatrzymano. Babcia ubrana w ukraiński fartuch pożyczony przez Prokopichę mówiła, że idą do Kupiczyna do Hawryły - wiedziała, że mieszka tam taki Ukrainiec .Doszły do polskiej wsi. - Nie patrz, nie rozglądaj się - mówiła babcia. Teresa jednak widziała. Porąbane ciała przy drodze, dzieci powbijane na sztachety, przybite do drzwi na krzyż. Nigdzie żywego człowieka, tylko wyjące psy, wałęsające się koty, ryczące krowy. I tak dotarły do miasteczka, a potem po wielu przejściach polscy kolejarze załadowali je do lokomotywy pociągu towarowego, który jechał do centralnej Polski.








*** Maja Narbutt - Pamięć i zapomnienie - WOŁYŃ 61 LAT PÓŹNIEJ
Rzeczpospolita - 07.08.2004

...To, co się wtedy zdarzyło trwa w pamięci ocalonych z rzezi. Z fotograficzną precyzją wyryły się w niej obrazy i słowa. Dawni mieszkańcy Woli Ostrowieckiej i Ostrówek pamiętają rzeczy porażające swym okrucieństwem i zupełnie błahe. Śmierć najbliższych, dobijanie rannych, ludzi w konwulsjach, krew wypływającą z płytkich mogił. I elegancką uprząż bułanego konia, na którym jechał oficer UPA. Pamiętają ostatnie słowa swych rodziców i znajomych, przywołują zdania: "może Matka Boska nakryje nas swym płaszczem", "żeby zabił od razu, a nie ranił". Cytują po ukraińsku drwiny morderców, wspominają ich śmiech. Pamiętają paraliżujący lęk, czepianie się życia lub dziwne otępienie i rezygnację. Przed oczami przewija im się film - prawdziwy, lecz zbyt drastyczny, by ktoś zechciał go nakręcić.
















*** KRZYSZTOF MASŁOŃ - Żyć będziesz jeden dzień
Rzeczpospolita - 2004.01.10

...W sierpniu 1793 r. Wandea miała już swoją armię i osiągnęła jako taki stopień powstańczego zorganizowania. Ale jesienią Konwent zapowiedział wyraźnie: "Rząd rewolucyjny winien jest dobrym obywatelom wszelką narodową opiekę dla wrogów ludu ma tylko śmierć". W tych jesiennych dniach Loara pochłonęła 4800 ofiar. Pierwszą masową egzekucją na tej niebawem już zakażonej rzece było zatopienie 90 księży więzionych pod pokładem brygu "Sława". Duchowieństwo w Wandei zostało zdziesiątkowane. W samym tylko Nantes jednego dnia - 16 listopada 1793 r. - zgilotynowano lub topiono 84 księży. "Ksiądz Joseph Cosneau - cytuję za Secherem - aresztowany w końcu 1794 r. został przywiązany do końskiego ogona i był wleczony do Ancenis przez Saint-Herblon. Tam został porąbany szablami potem przywiązany do deski i zepchnięty do Loary. Na brzegu żołnierze urządzili sobie zabawę strzelając do konającego jak do żywej tarczy". Innego księdza Louisa Jousseta, schwytanego na odprawianiu mszy w lesie, zabito po straszliwych torturach a jego ciało pocięto i rzucono psom na pożarcie.







*** Krzysztof Masłoń - Rembarre! Rembarre!
Rzeczpospolita - 26.01.2008

...Wandea przetrwała, choć została potwornie wykrwawiona i splądrowana. Zmarły w 1970 roku Paweł Jasienica nie mógł znać późniejszych ustaleń historyków, przede wszystkim Reynalda Sechera. Ten urodzony w Wandei badacz na podstawie szczątkowych archiwów - prywatnych i kościelnych - wyliczył, że pomiędzy 1792 a 1802 rokiem na tym terenie zginęło 117 257 mieszkańców, czyli 14,38 proc. populacji. W departamencie Maine-et-Loire wskaźnik ten był wyższy - 20,11 proc. Cholet, będące centrum rebelii, straciło 44 proc. ludności. Ten ostatni szacunek bierze jednak pod uwagę - co akcentuje Andrzej Cisek, autor pracy "Kłamstwo Bastylii" (2006) - "masowe deportacje Wandejczyków do innych departamentów republiki. Nie wiadomo, czy ludzie ci przeżyli. Być może z dala od swoich zostali z zimną krwią wymordowani".
















*** Angus Fraser - ZAPOMNIANY HOLOCAUST (Zagłada Cyganów)

...W wyniku niemieckiej inwazji na ZSRR w czerwcu 1941 roku, a także po podjętej niedługo potem decyzji o "ostatecznym rozwiązaniu kwestii żydowskiej", potrzebna była bardziej radykalna koncepcja. Heydrich, któremu powierzono to zadanie, uznał, że "ostateczne rozwiązanie" dotyczy także Cyganów. Przeprowadzanie czystki zaczęto od Generalnej Guberni (tereny Polski nie wcielone do Rzeszy, które podlegały bezpośredniej administracji niemieckiej), ponieważ nie były z tym związane poważne trudności transportowe. W obozie śmierci, usytuowanym nieopodal leżącego na zapadłej polskiej prowincji miasteczka Chełmno, który zaczął funkcjonować w grudniu 1941 roku, do zabijania Cyganów używano tlenku węgla zawartego w spalinach wydobywających się z ciężarówek.








A teraz dwa teksty, które interpretują zjawisko ludobójstwa z perspektywy socjobiologii. Według tej teorii eksterminowanie grup etnicznych przez inne grupy jest zjawiskiem uniwersalnym, zakodowanym w genach. Instynkt ludobójczy powstał w procesie ewolucji gatunku homo i ma uzasadnienie w ochronie grupowego terytorium. Co ciekawe, ksenofobia wydaje się też zachowaniem instynktownym.








*** Jared Diamond - Trzeci szympans

...Kiedy wziąć pod uwagę cywilizacje z wczesnej epoki pisma, udokumentowane relacje świadczą o częstych ludobójstwach. Wojny Greków z Trojanami, Rzymu z Kartaginą, Asyryjczyków z Babilończykami i Persami doprowadzały do jednakowego końca: rzeź pokonanych bez względu na płeć albo zabijanie mężczyzn i branie w niewolę kobiet. Wszyscy znamy biblijny opis, jak to runęły mury Jerycha na dźwięk trąb Jozuego. Rzadziej cytuje się ciąg dalszy: Jozue, posłuszny rozkazom Pana, wyrżnął w pień mieszkańców Jerycha, a także Aj, Makkedy, Libny, Hebronu, Debiru i wielu innych miast. Było to uważane za coś tak zwyczajnego, że Księga Jozuego poświęca tylko po jednym zdaniu każdej rzezi, jakby chciano powiedzieć: oczywiście, że pozabijał wszystkich mieszkańców, a czego innego można było się spodziewać. Jedynym opisem wymagającym szerszego potraktowania była rzeź w samym Jerycho, gdzie Jozue dokonał czegoś naprawdę niezwykłego: oszczędził jedną rodzinę (ponieważ dopomogli jego zwiadowcom).







*** Richard Wrangham, Dale Peterson - Demoniczne samce

...A jednak nauka wciąż jeszcze nie zmierzyła się gruntownie z podstawowymi pytaniami, które wyłoniły się w związku z zabójstwami członków społeczności Kahama: skąd bierze się ludzka brutalność i dlaczego istnieje? Oczywiście dokonał się wielki postęp w sposobie naszego myślenia o tych sprawach. Co najważniejsze, w latach siedemdziesiątych, w tym samym dziesięcioleciu, w którym wydarzyły się zabójstwa członków społeczności Kahama, powstała nowa teoria ewolucyjna, teoria samolubnego genu w doborze naturalnym, różnie nazywana: teorią dostosowania włącznego, socjobiologią lub szerzej ekologią behawioralną. Wędrując przez sale uniwersyteckie, zrewolucjonizowała darwinowskie myślenie, uparcie dowodząc, że ostateczne wyjaśnienie zachowań jednostki bierze pod uwagę tylko to, w jaki sposób zachowanie przyczynia się do zmaksymalizowania sukcesu genetycznego: przekazania genów danego osobnika następnym pokoleniom. Ta nowa teoria, elegancko spopularyzowana w Samolubnym genie Richarda Dawkinsa, jest teraz powszechnie przyjętą wiedzą w naukach biologicznych, ponieważ tak dobrze wyjaśnia zachowanie zwierząt. Tłumaczy z łatwością egoizm, nawet zabijanie. A w końcu zaczęto stosować ją coraz śmielej do wyjaśniania ludzkiego zachowania, chociaż nadal toczy się gorący spór, wciąż nie rozstrzygnięty. W każdym razie ogólna zasada, że zachowanie rozwija się pod kątem służenia egoistycznym celom, została powszechnie zaakceptowana; a myśl, że ludzie mogli nienawidzić i zabijać swoich wrogów za sprawą doboru naturalnego, stała się całkowicie, nawet jeśli tragicznie, sensowna.














*** Janusz Tazbir - Okrucieństwo w nowożytnej Europie

...Prawdą jest, iż kaźń Piekarskiego obfitowała w straszliwe tortury, wzorowane zresztą na mękach zadawanych w Paryżu Ravaillacowi (1610). Oświeceniowy historyk (S. Lauterbach) będzie miał zresztą za złe Polakom, iż w tak okrutny sposób potraktowali człowieka chorego umysłowo. Warto jednak przypomnieć, iż winnych spisków politycznych, jak Samuel Zborowski, czy zdrajców, jak Hrehory Ościk (1580), który wydał Moskwie tajemnice stanu, karano prostym ścięciem głowy, a ich kaźń nie była poprzedzona torturami. Iluż zaś królobójców i zamachowców stracono w Paryżu po wymyślnych torturach i ku aplauzowi widzów. Jakub Sobieski, który przebywał tam w trakcie egzekucji zabójcy Henryka IV, notuje z wyraźnym obrzydzeniem, że "siła ich była, co one sztuczki ciała tego Ravaliaka w chustki uwinąwszy, z sobą brali do domów", aby je następnie (jeśli wierzyć naszemu pamiętnikarzowi) usmażyć z jajecznicą i zjeść. Nawet polskich podróżnych jakiś francuski introligator prosił o skosztowanie tej makabrycznej potrawy, "a żeśmy mu - pisze Sobieski - w oczy obadwaj plunąwszy, szliśmy od niego".











*** Więzienne spotkanie z niemieckim zbrodniarzem
Jacek Kuroń "Wiara i wina. Do i od komunizmu"

...Czy ktoś, kto tego nie robił, wie, co to znaczy torturować człowieka? Przecież nikt z nas nie był sadystą, sadystów natychmiast wysyłano na wschodni front. Proszę mi wierzyć, wolałbym zdychać w polowym szpitalu na gangrenę niż torturować. To jest prawdziwe zabijanie człowieka w sobie, powolne zabijanie. Tak, to prawda, nagle zabija się wszystko i to sprawia radość. Ale później się rzyga i rzyga, nic nie pomaga. I człowiek jest trzeźwy, mimo litrów wypitej wódki. Naprawdę wolałbym być na wschodnim froncie, ale taki był rozkaz führera. Rzygałem i płakałem, ale musiałem. Nie chciałem uciec w chorobę, a mogłem. Ani do szpitala wariatów, chociaż byłem już chory psychicznie. Tak, wiem lepiej niż ktokolwiek inny na świecie - cel nie uświęca środków. Ale za zwycięstwo trzeba zawsze zapłacić. Przegraliśmy i jako przegranych sądzili nas ci, którzy zachowywali się zupełnie tak samo jak my. Trudno, przegraliśmy. Widać nie byliśmy Rzymianami.











Większa dawka top secret










*** Program szkolenia zabójców politycznych realizowany przez amerykańską marynarkę wojenną

...Zabójców poddano na wstępie programowi "audiowizualnego odczulania" polegającemu na pokazywaniu im filmów przedstawiających ludzi w trakcie zadawania im ran lub zabijania ich w najróżniejszy sposób, przy czym na początku pokazywano im stosunkowo łagodne obrazy, a pod koniec ekstremalne formy okrucieństwa.









*** Raport Urzędu Ochrony Państwa dotyczący zagrożeń dla bezpieczeństwa państwa w aspekcie wewnętrznym i zewnętrznym oraz ujawnionych w tym zakresie przestępstw w 1999 roku

...Podstawowym źródłem potencjalnych zagrożeń dla bezpieczeństwa Polski jest nadal niestabilna sytuacja w krajach b. ZSRR. Zmiany na szczytach władzy w Rosji, wojna w Czeczenii oraz wciąż bardzo trudna sytuacja ekonomiczna Federacji Rosyjskiej sprzyjają narastaniu nastrojów wielkomocarstwowych wśród społeczeństwa rosyjskiego. Są one podsycane przez przedstawicieli elit politycznych - hasła mocarstwowe, a nawet nacjonalistyczne, stały się w dzisiejszej Rosji podstawowym orężem walki o władzę.













*** Anna Marszałek - Operacja "Miecz"
Rzeczpospolita - 26.03.2004

...Sygnał z listopada 2003 roku o planowanym ataku "na Żydów i krzyżowców" ze wskazaniami tych obiektów rozpoczął operację Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego o kryptonimie "Miecz". Od tego czasu służby specjalne zidentyfikowały w Polsce ponad 70 obcokrajowców podejrzewanych o związki z terrorystami. - Nie tylko oficjalne zapowiedzi bin Ladena i sygnały od wywiadów zaprzyjaźnionych państw, że Polska jest możliwym celem ataku terrorystycznego, np. al-Qaidy, traktujemy jako przesłanki realnego zagrożenia. ABW, ale także policja i Straż Graniczna, miały również konkretne informacje o przyjeżdżających do Polski ekstremistach islamskich i osobach pochodzenia arabskiego, które mogą mieć związki z organizacjami terrorystycznymi - powiedział "Rz" dyrektor departamentu ABW, zajmującego się walką z międzynarodowym terroryzmem. Niektórzy z przyjeżdżających przywożą do naszego kraju duże sumy pieniędzy, które tutaj są wydawane. Pieniądze wwożone partiami - od kilku do kilkudziesięciu tysięcy dolarów lub euro - w ocenie ABW mogły być przeznaczane na przygotowanie zamachów, m.in. zakup broni i materiałów wybuchowych.















*** Agnieszka Kublik, Wojciech Czuchnowski - Mazur, Olin i sprawa Papały
Gazeta Wyborcza - 2008-11-17

...Dość szczegółowo przebieg kariery Mazura jako agenta służb opisała "Rzeczpospolita" 15 listopada 2006 r. W czasach PRL (lata 70. i 80.) współpracował z II Departamentem MSW - kontrwywiadem. Informował o polskich i polonijnych środowiskach biznesu. Występował pod pseudonimem "Glad" lub polskim odpowiednikiem "Szczęśliwy". Po 1989 r. Mazur był w grupie agentów, którą od SB przejął UOP. Ślady jego działalności widać w aferze FOZZ - kontrolowanej przez specsłużby operacji odkupienia długów zagranicznych Polski. Dokumentalista Sylwester Latkowski (w książce o kulisach śmierci Papały) pisze, że w uzasadnieniu wyroku na winnych afery FOZZ nazwisko Mazura pada 15 razy - jako pośrednika, przez którego firmy przechodziły pieniądze funduszu, nigdy nieodzyskane przez skarb państwa. Andrzej Kuna (znajomy i wspólnik Mazura) na procesie FOZZ zeznał, że Mazur jako przedstawiciel funduszu załatwił z nim wystawienie kwitu na fikcyjną pożyczkę 20 mln dol. od firmy Kuny Bicarco dla FOZZ. Nie wiadomo, do czego Mazurowi potrzebny był taki dokument. W 1990 r. na konto założonej przez Mazura spółki Polsko-Amerykańskie Lobby (zarejestrowanej na Antylach) przekazano z FOZZ pół miliona dolarów. W tym samym roku 1 mln dol. z FOZZ dostała inna spółka Mazura - Denton. Pieniędzy tych nie odzyskano. Mimo to - jak przyznaje prok. Mierzewski - Mazura nikt nigdy w sprawie FOZZ nie przesłuchał.














*** ROBERT FISK - Ostatni taki zamach
The Independent - 2.09.2003

...Bracia Raszidian, wspólnie z organizacją składającą się z rozczarowanych oficerów wojska i policji, parlamentarzystów, mułłów, redaktorów gazet i niektórych przywódców mas, mieli przejąć kontrolę w Teheranie, natomiast przywódcy plemienni mieli opanować duże miasta, wykorzystując w tym celu broń, którą zakopał Woodhouse. Mosaddek odrzucił ostatnie propozycje ugody przedstawione przez AIOC i groził szachowi, który opuścił już Teheran. Los premiera był przypieczętowany.













*** DOUGLAS WALLER - CIA zamotana w Iraku
Time - 27.01.2003

...Niektórzy długoletni obserwatorzy działalności wywiadu zastanawiają się, czy wzmocnione paramilitarne skrzydło CIA będzie ponownie źródłem problemów dla Ameryki, jak choćby za czasów kryzysu w Zatoce Świń. A i wojskowi nie są zbyt zadowoleni z takiego obrotu sprawy. Uważają, że oddziały specjalne wojska są doskonale przygotowane do wykonywania tajnych zadań.














*** Sekrety wywiadu francuskiego - Operacja "Gladio"

...Wszystko rozpoczęło się we Włoszech zaraz po wojnie. W owym czasie minister spraw wewnętrznych z ramienia chrześcijańskiej demokracji, Mario Scella, który już kiedyś użył mafii w walce przeciwko komunistom, a - dla zamknięcia mu ust - kazał otruć w więzieniu sycylijskiego bandytę, Salvatore'a Guiliano'a, utworzył organizację "Gladio". Jednakże Lucio Gelli, były wielki mistrz Loży P 2, utrzymuje, że w rzeczywistości u podstaw organizacji "Gladio" była CIA. Wybrano najlepszych ludzi, prawdziwych patriotów i antykomunistów, którzy mieli poświęcić jej życie. Rekrutowali się oni z byłej republiki Salo, to znaczy z ostatniego bastionu Mussoliniego w 1943 roku. To ich symbolem był miecz i nowa organizacja emblemat ten zachowała. Wszyscy członkowie "Miecza" byli wyszkoleni przez Amerykanów, którzy nauczyli ich najróżniejszych sposobów przeżycia w trudnych warunkach. Opłacano ich bardzo dobrze; w razie śmierci ich dzieci miały zapewnioną naukę w Stanach Zjednoczonych. Na wypadek inwazji sowieckiej mieli wspomagać armię w walce. Ich zadaniem było jednak zapobieżenie podobnemu zagrożeniu przez niedopuszczenie do objęcia rządów we Włoszech przez partię komunistyczną.













*** Jacek Przybylski - Sceny z życia kretów
Rzeczpospolita - 03.07.2010

...2001 rok. 18 lutego Robert Hanssen - analityk z 25-letnim stażem pracy w FBI - jak zwykle pojawia się w Foxstone Park w Wirginii. Ubrany w ciemny garnitur, zostawia tajne materiały dla Rosjan, po czym spokojnie podejmuje pozostawioną przez nich paczkę z 50 tysiącami dolarów wynagrodzenia (miał tam tzw. dead drop). Przez 22 lata współpracy z sowieckim, a potem rosyjskim wywiadem zarobił w ten sposób 1,4 mln dolarów, wypłacanych w gotówce i diamentach. Zaczął więc myśleć, że może jest szpiegiem doskonałym. Gdy tego zimowego dnia nagle otoczyła go grupa dziesięciu uzbrojonych funkcjonariuszy FBI, Hanssen zapytał ponoć krótko: "Dlaczego zajęło wam to aż tyle czasu?". Jak się potem okazało, między innymi dlatego, że nawet Rosjanie nie wiedzieli, jak się nazywa ani jak wygląda ich długoletni informator. Używał bowiem pseudonimu "Ramon Garcia" i nie godził się na osobiste spotkania.













*** PRZEMYSŁAW SEMCZUK - STRZAŁY W VICTORII
NEWSWEEK POLSKA - 15.08.2011

...Milicja i Służba Bezpieczeństwa w pierwszej chwili uznały, że strzały w Victorii to porachunki zagranicznych biznesmenów. Dopiero następnego dnia wyszło na jaw, że postrzelony Irakijczyk naprawdę nazywa się Mohammad Oudeh, a w świecie arabskim bardziej znany jest jako Abu Daud. Podczas rozlicznych podróży często występował pod fałszywymi nazwiskami: Amar Salem, Bennani Abel Hamid, El Ouakily Mansour i tak jak w Warszawie, Mahdi Tarik Shakir. Z depeszy otrzymanej od zaprzyjaźnionego wywiadu Węgierskiej Republiki Ludowej wynikało, że jest jednym z przywódców Czarnego Września, palestyńskiej organizacji terrorystycznej, a także członkiem OWP (Organizacji Wyzwolenia Palestyny). To on zaplanował i zorganizował zamach na izraelskich sportowców w 1972 roku podczas olimpiady w Monachium (przypomniany w filmie Stevena Spielberga "Monachium").

Przemysław Gasztold-Seń w tekście "«Szakal» w Warszawie" opublikowanym w "Biuletynie IPN pamięć.pl" nr 2/2012 napisał:W PRL działała siatka jednego z najbardziej znanych arabskich terrorystów, Abu Nidala, a on sam miał legalną firmę handlującą bronią. Jego ugrupowanie - Abu Nidal Organization - było odpowiedzialne za ataki w dwudziestu krajach, w których zginęło lub zostało rannych ponad dziewięćset osób. Do Warszawy przyjeżdżali również wysłannicy różnych frakcji zbrojnych Organizacji Wyzwolenia Palestyny, jak choćby zmarły w 2010 roku Abu Daud, którego 1 sierpnia 1981 roku w warszawskim hotelu "Victoria" próbował zamordować wysłannik Abu Nidala.

A więc nie Mossad, żaden "szczurzy ślad".

 











*** Jerzy Jastrzębowski - Praca w gabinecie luster
Rzeczpospolita - 1997.05.17

...Niemal od początku krążyło podejrzenie, że polski wywiad i kontrwywiad zostały "wpuszczone w maliny" przez rosyjskich kolegów, którzy mieli w takiej operacji jasny interes: wywołanie wrażenia na Zachodzie, zwłaszcza w USA, że w przededniu decyzji o rozszerzeniu NATO kierownictwo polskiego państwa jest opanowane przez agenturę. W ub.r. płk Konstanty Miodowicz, i nie tylko on, taką możliwość zdecydowanie odrzucił. Mimo dementi, miarodajne koła w Ameryce nadal uważają taką możliwość za najbardziej prawdopodobną.












*** Bartosz Węglarczyk - Nie wiem, kto zabił JFK
Gazeta Wyborcza - 1998.07.22

...Oczywiście, Oswald mógł mieć szczęście. Ale musiałby być bardzo dobrym i doświadczonym strzelcem wyborowym. Tymczasem, służąc w piechocie morskiej, otrzymywał na strzelnicy oceny średnie. Zdawał egzaminy, ale nie wyróżniał się. Poza tym nie ma żadnego dowodu na to, iż Oswald użył tej broni któregokolwiek innego dnia poza dniem zamachu. Prawdopodobnie więc nawet z nią nie ćwiczył, co przed taką akcją uczyniłby zawodowiec. Według danych komisji Warrena Oswald strzelił co najmniej trzy razy, z czego dwa strzały trafiły w cel. Teoretycznie jest to możliwe, ale praktycznie wymagałoby niemal nieprawdopodobnego szczęścia.












*** Robert Bielecki - Jacques Foccart - szara eminencja

...Na wniosek Foccarta w 1960 roku de Gaulle wydzielił tzw. siły interwencyjne, których zadaniem miały być "operacje porządkowe" na terenie Afryki. Siły te, złożone z pułków spadochronowych i jednostek lotniczych, rozmieszczono w południowo-zachodniej części Republiki, m. in. w Pau i Tarbes. Na mocy dwustronnych porozumień z państwami afrykańskimi Francja dysponowała zresztą własnymi bazami w Senegalu, na Wybrzeżu Kości Słoniowej i w Kamerunie. Siły interwencyjne stanowiły gwarancję utrzymania przy władzy profrancuskich ekip i skutecznie zapobiegły kilku próbom lewicowych przewrotów, m. in. w Gabonie, Czadzie i Kongu-Brazzaville. Jacques Foccart sam organizował zresztą zamachy stanu - m. in. w Togo i Dahomeju - kiedy uznał, że ekipa sprawująca władzę jest już "zużyta" i nie ma oparcia w społeczeństwie.












*** Księga szpiegów - 1

...Utajnieni oficerowie operacyjni CIA zorganizowali zamachy stanu w Egipcie (1952), Iranie (1953) oraz Gwatemali (1954). Poprzez konta fundacji CIA finansowała potajemnie różne instytucje i organizacje - m.in. znane pismo społeczno-kulturalne "Encounter", redagowane przez brytyjskiego poetę Stephena Spendera; Narodowe Zrzeszenie Studentów; Stowarzyszenie Amerykańskich Gazet. W celu zademonstrowania twórczej i intelektualnej swobody amerykańskich artystów CIA szczodrze i potajemnie subsydiowała wystawy przedstawicieli awangardy: Jacksona Pollocka, Roberta Motherwella, Willema de Kooninga oraz Marka Rothko. Amerykańskie społeczeństwo zachęcane było do składania datków na Radio Wolna Europa, które utrzymywane pozornie z funduszy prywatnych, w rzeczywistości kierowane było przez CIA.






*** Księga szpiegów - 2

...Nosienkę, umieszczonego w ośrodku szkoleniowym w Camp Peary, w ciągu 4 lat i 8 miesięcy poddawano intensywnym przesłuchaniom, usiłując wymusić przyznanie, iż jest podwójnym agentem. Zamykano go w samotnej celi, pozbawiano snu i niemal zagłodzono. Gdy cała ta sprawa przedostała się do wiadomości publicznej, tłumaczono się, iż sposób traktowania Nosienki stanowił odwet za warunki, w jakich KGB przetrzymywało w 1963 w Moskwie przez dwa tygodnie profesora politologii z Yale, Fredericka Barghoorna. Po debacie, jaka odbyła się na ten temat w Senacie, Nosienko został w 1968 zrehabilitowany. W1973 nowy dyrektor CIA William Colby mianował go konsultantem ds. kontrwywiadu i polecił wypłacić tytułem rekompensaty zaległe pobory.










*** ROGER FALIGOT, REMI KAUFFER - SŁUŻBY SPECJALNE. HISTORIA WYWIADU I KONTRWYWIADU NA ŚWIECIE

...Po długim procesie Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie skazał Sosnowskiego na piętnaście lat więzienia za zdradę i współpracę z wywiadem niemieckim. Wyrok nie był prawomocny, ale nowa rozprawa w wyższej instancji nie odbyła się z powodu wybuchu wojny. Po zajęciu Warszawy przez wojska niemieckie Canaris wszczął poszukiwania Sosnowskiego. Wykazały one, że w okresie narastającego zagrożenia stolicy Polski Sosnowski został pod strażą ewakuowany w kierunku wschodnim i zastrzelony przez konwojentów. Według innej wersji rannego Sosnowskiego znaleźli w pobliżu granicy rumuńskiej żołnierze sowieccy. Wyleczony i internowany w ZSRR, rzekomo zmarł w końcu lutego 1942 r. w okolicach Saratowa. Według informacji udzielonych autorowi piszącemu te słowa przez pułkownika Jana Ciałowicza, generał Boruta-Spiechowicz opowiadał mu, iż w 1940 r. spotkał Sosnowskiego w moskiewskim więzieniu na Łubiance. Ten miał z rozżaleniem opowiadać o wyrządzonej mu przez władze polskie niesprawiedliwości. Przed przekroczeniem granicy rumuńskiej konwojujący go żandarmi jakoby oddali do niego strzały, które pozbawiły go przytomności. Uznany przez konwojentów za zabitego i znaleziony przez okolicznych chłopów, Sosnowski został przekazany władzom sowieckim, umieszczony w szpitalu, a następnie przewieziony do Moskwy.












*** WIELKI LEKSYKON SŁUŻB SPECJALNYCH ŚWIATA

...szpiegomania: wyolbrzymiona obawa przed destrukcyjnym działaniem szpiegów, dywersantów i sabotażystów obcego państwa. Może być naturalną reakcją na zagrożenie zbrojną agresją ze strony innego państwa. Ale może być też sztucznie kreowaną i podsycaną przez rząd danego kraju lub jego propagandowe agendy psychozą celem wytworzenia większej czujności społeczeństwa wobec istniejącego zagrożenia (szpiegomania pasywna) lub stworzeniem niechęci czy wręcz wrogości wobec innego państwa dla uzyskania społecznego poparcia i akceptacji dla zamierzonych działań agresywnych (szpiegomania aktywna). Często atmosfera szpiegomanii jest świadomie wywoływana przez służby specjalne jakiegoś kraju, by stworzyć wrażenie zagrożenia bezpieczeństwa państwa większego niż faktyczne, a zatem uzasadnić dalsze istnienie, rozbudowę, a przede wszystkim zwiększenie nakładów na ich działalność. Natomiast urojona, obsesyjna szpiegomania oficera wywiadu lub agenta to mania prześladowcza, efekt zawodowej deformacji lub kryzysu w sferze jego psychiki.










*** Dziedzictwo popiołów. Historia CIA

...Wisner i jego ludzie zrzucili do Polski warte około 5 milionów dolarów sztaby złota, pistolety maszynowe, karabiny, amunicję i radiostacje. Nawiązali poufne kontakty ze zwolennikami WiN-u za granicą, garstką emigrantów w Niemczech i Londynie. Uważali oni, że WiN w kraju to potężna siła - pięć setek żołnierzy w Polsce, 20 tysięcy uzbrojonych partyzantów i 100 tysięcy sympatyków - wszyscy gotowi do walki z Armią Czerwoną. Była to iluzja. Polska tajna policja, wspierana przez Sowietów, zlikwidowała WiN jeszcze w 1947 roku. "WiN w kraju" było fikcją, komunistycznym podstępem. W 1950 roku wysłano nieświadomego kuriera, aby postawił w stan pogotowia polską emigrację w Londynie. Wiadomość brzmiała, że w Warszawie WiN istnieje i kwitnie. Emigranci skontaktowali się z ludźmi Wisnera, którzy uchwycili się szansy zbudowania grupy oporu za linią wroga i zrzucili do Polski tylu patriotów, ilu się dało. W centrali kierownictwo CIA uznało, że agencja wreszcie pokonała komunistów ich własną bronią. "Polska to jeden z najbardziej obiecujących obszarów dla rozwoju podziemnego ruchu oporu", stwierdził Bedell Smith na spotkaniu ze swoimi zastępcami w sierpniu 1952 roku. Wisner powiedział mu, że "WiN idzie teraz w górę".











*** EUGENIUSZ GUZ - ZAMACH NA PAPIEŻA - 1

...Powiązania Agcy z wywiadem tureckim MIT (kontrwywiadem) potwierdził były pracownik tych służb Hidżabi Koczigit podczas procesu wspólników zamachowca, oskarżonych o ułatwienie mu ucieczki z Kartal-Maltepe. Zeznał on też, iż mocodawcy Agcy uznali, że jego usługi jako terrorysty wymagają skreślenia go z listy członków "Szarych Wilków". Mówił o tym również przywódca Partii Ruchu Narodowego płk Alpaslan Turkesh: "Obecnie nie mam już wątpliwości, że ucieczkę Agcy z więzienia zorganizowała służba bezpieczeństwa. Czyni się to jednak na zasadzie coś za coś. Uwolniony Agca udał się do Rzymu ze zobowiązaniem zgładzenia Papieża, który to zamiar ogłosił już podczas pobytu Jana Pawła II w Turcji". Podobną opinię wyraził rzymski korespondent "Wprost" Jacek Pałasiński, pisząc 25.6.2000 r., że Agca uciekł ze stambulskiego więzienia "dzięki pomocy tureckich służb specjalnych, związanych z prawicowymi generałami, którzy rok później dokonali zamachu stanu". Tak w największym skrócie przedstawia się środowisko mocodawców Agcy.




*** EUGENIUSZ GUZ - ZAMACH NA PAPIEŻA - 2

...Casey polecił kontynuować prace nad ewentualnym udziałem tajnych służb ZSRR w spisku przeciw Papieżowi. Według zeznań Goodmana, który był w Agencji głównym specjalistą od stosunków Moskwy z Trzecim Światem, w roku 1983 jeden z czołowych analityków CIA napisał notatkę służbową do Caseya, w której stwierdził, że nie ma solidnych dowodów na to, iż Rosjanie lub Bułgarzy brali udział w spisku. Jednakże w roku 1985 Dyrektoriat Operacyjny CIA przekazał Caseyowi raport wywiadowczy stwierdzający, iż Ali Agca miał powiązania z KGB. »Raport ten był słaby - zeznał teraz Goodman - rozmawiałem z ludźmi z Dyrektoriatu Operacyjnego i powiedzieli mi, że nie chcieli przekazywać tego raportu, ponieważ źródło było złe. Ale że sprawą tak bardzo interesował się Casey, zdecydowali się przesłać go wyżej«. Goodman zaproponował senatorom, że szczegóły może im wyjaśnić na zamkniętej sesji komisji do spraw wywiadu. Na publicznej sesji Goodman powiedział, że »większość informacji oparta była na tym, co podczas swego publicznego procesu we Włoszech zeznał Agca, znany jako kłamca i obłudnik«.

 

W Polsce tzw. ślad bułgarski uznawany jest za niemal oczywistość. Wiele poszlak wskazuje jednak, że była to jedna z najbardziej spektakularnych akcji dezinformacyjnych w XX wieku. Stworzono go zapewne dla wygody antykomunistycznej ekipy Reagana, której twardość doprowadziła w dużej mierze do obalenia komuny.

Zamach na papieża wymagał użycia dezinformacji także ze względu na swe niepokojące aspekty nie wskazujące bynajmniej na KGB. "Szare Wilki" były tureckim ugrupowaniem terrorystycznym działającym na zlecenie stay-behind, tajemniczej struktury powołanej zaraz po II wojnie św. przez CIA. We Włoszech struktura ta nosiła nazwę Gladio, w Turcji kontrgerilla. Celem podstawowym owej struktury miała być organizacja oporu w razie ataku armii sowieckiej, ewentualnie zwycięstwa komunistów w wyborach. Wiele wskazuje, że w takich krajach jak Włochy i Turcja stay-behind posuwała się do metod terrorystycznych w walce z wewnętrznym "czerwonym zagrożeniem". Podobno przewrót wojskowy w Grecji w 1967 r. został dokonany wedle planów stworzonych przez stay-behind na wypadek sowieckiej inwazji.

"Szare Wilki" działały w całej Europie, ze względu na liczną imigrację turecką tysiące członków przebywało na terenie RFN. Właśnie na terytorium RFN miejscowe służby bezpieczeństwa z niewyjaśnionych powodów zapewniały ochronę tej grupie.

Agca, po zabójstwie Abdi İpekçi i ucieczce z Turcji przez dłuższy czas przemierzał Europę wzdłuż i wszerz, wydając na same podróże masę pieniędzy. Czy zabijał na zlecenie "Szarych Wilków", czy tureckiej mafii? A może działał na rzecz stay-behind? Czemu strzelał do papieża? Może wyjaśnienie tej tajemnicy nie kryje się w archiwach KGB, lecz CIA?











*** Jacek Mojakowski - Leksykon Agenta
Polityka - 2/96

...MOKRA ROBOTA - np. afera związana z wysadzeniem w 1985 r. przez francuski wywiad DGSE statku Rainbow Warrior, aby nie dopuścić Greenpeace w rejon francuskich prób jądrowych na Pacyfiku. Efekt: jedna osoba zginęła, francuscy agenci zostali ujęci i skazani na więzienie w Nowej Zelandu; kryzys polityczny zaprowadził do odwołania szefa francuskiego wywiadu.













*** Claire Hoy, Victor Ostrovsky - Wyznania szpiega. Z tajemnic izraelskiego wywiadu

...Sayanim, czyli pomocnicy, muszą być 100-procentowymi Żydami, żyjącymi za granicą. I choć nie są obywatelami izraelskimi, dociera się do wielu z nich za pośrednictwem ich krewnych w Izraelu. Można np. prosić Izraelczyka, który ma krewnego w Anglii, by napisał list, wspominając w nim, że osoba wioząca przesyłkę jest przedstawicielem organizacji pomagającej ratować Żydów w diasporze. Czyż taki brytyjski krewny odmówi pomocy? Na świecie są tysiące "pomocników". Tylko w Londynie jest ich 2 000 aktywnie działających i 5 000 w rezerwie. Odgrywają wieloraką rolę. Na przykład: sayan posiadający wypożyczalnię samochodów może pomóc Mosadowi wynajmując wóz bez koniecznej w takich wypadkach dokumentacji, sayan pośrednik mieszkaniowy znajduje odpowiedni lokal bez wywoływania jakichkolwiek podejrzeń, pracujący w banku może dostarczyć potrzebnych pieniędzy nawet w środku nocy, a pomocnik lekarz wyjmie kulę z rany bez informowania o tym policji. Cała idea polega na tym, by mieć cały zestaw użytecznych ludzi, którzy są w stanie zapewnić pewne usługi i będą o nich milczeć ze względu na poczucie lojalności wobec sprawy Izraela. Za usługi te "pomocnicy" otrzymują pieniądze, ale tylko jako zwrot kosztów. Jednak często katsa nadużywają lojalności tych ludzi. Po prostu korzystają z ich pomocy dla osobistych potrzeb, i nie ma możliwości sprawdzenia tego.
Nie ma żadnych wątpliwości, że nawet jeśli taki Żyd wie, iż chodzi o Mosad i nie zgadza się na współpracę, nikogo nie wyda. Natomiast katsa niczym nie ryzykując, ma do dyspozycji ogromną bazę ludzką dla werbunku. Zapewniają ją miliony Żydów poza granicami lzraela, a o wiele łatwiej jest działać przy pomocy ludzi dostępnych na miejscu. I sayanim dają wszędzie niewiarygodne wręcz praktyczne wsparcie.











*** Podpułkownik Michał Goleniewski

...Pełnej zgody nie ma w tej sprawie nawet wśród byłych oficerów polskiego wywiadu, choć większość z nich uważa Goleniewskiego za zdrajcę. Twierdził tak na przykład płk Henryk Wendrowski, który (w przeciwieństwie do Amerykanów) odmiennie interpretuje przyczyny oryginalności jego zachowania po ucieczce:

"(...) Moim zdaniem Goleniewski był wariatem. Ale nie aż tak wielkim, żeby się od razu można było na nim poznać. Do dziś nie mogę zrozumieć, w jaki sposób udało mu się podejść tak doświadczonego oficera, jak pułkownik Witold Sienkiewicz, który go przecież awansował. (...) Sypnął wiele ważnych spraw dotyczących naszych działań na terenie Niemiec, Wielkiej Brytanii i Izraela. Aby zneutralizować szkody wynikłe z tej ucieczki, wymyślono wiele historyjek na jego temat i »sprzedano« je na Zachód (...). Z naszych informacji wynikało, że Amerykanie »kupili« dezinformacje. Pomógł w tym sam uciekinier, zgłaszając pretensje do tronu rosyjskiego. Ale nawet jeśli nie »kupili«, to i tak było sporo zamieszania i wywiad Stanów Zjednoczonych do końca nie miał pewności, co jest naprawdę grane. Osobiście poznałem wielu pracowników CIA, którzy uważali, że w wypadku Goleniewskiego mają do czynienia z oczywistą dezinformacją naszych służb (...)".











*** Artur Domosławski - CIA a media amerykańskie

...Jak dwuznaczna i "szara" jest sytuacja układów z wywiadem - tu: układów instytucjonalnych - nieźle ukazuje przypadek Arthura Haysa Sulzbergera, wydawcy "New York Timesa". W latach 1950-1966 jego gazeta dała "przykrywkę" dziesięciu agentom CIA. Przywilej bliskich relacji z najbardziej opiniotwórczą gazetą w Stanach Zjednoczonych CIA zawdzięczała przyjacielskim stosunkom Sulzbergera z Allenem Dullesem. To był deal dwóch potężnych ludzi i dwóch potężnych instytucji; obie na tym układzie korzystały i trudno mówić o jakimś "przyciśnięciu" słabszego przez silniejszego. Sulzberger podpisał poufną umowę z CIA, której treść jest przedmiotem kontrowersji; według jednych, zgodził się jedynie na nieujawnianie tajnych informacji, które udostępniono mu "do wiadomości", nie do publikacji; według innych - przysiągł nigdy nie ujawnić jakiejkolwiek współpracy gazety z agencją. Sulzberger nigdy nie krył przed swoimi redaktorami i reporterami, że gazeta współpracuje z wywiadem. W dalszym ciągu poufne pozostawały jednak informacje o tym, kto z reporterów lub pracowników wykonuje prócz pracy dla gazety zadania wywiadowcze bądź kto jest pracownikiem CIA, któremu gazeta daje "przykrywkę".












*** RAFAŁ KOSTRZYNSKI - Dyskretni kaowcy z CIA
PRZEKRÓJ - 30 LISTOPADA 2010

...W 1950 roku w CIA zaczyna działać Wydział Organizacji Międzynarodowych. Na jego czele staje Tom Braden. - Agencja zdała sobie sprawę, że makkartyzm w połączeniu z czerstwym filisterstwem sprawia, iż nikt nie uwierzy, że amerykańska kultura kwitnie - mówi "Przekrojowi" Robert Fulford, kanadyjski pisarz i eseista, autor artykułów poświęconych wspieraniu artystów przez CIA. - Tymczasem komunizm stawał się na Zachodzie coraz bardziej modnym prądem ideologicznym. Trzeba to było odwrócić.

Wydział Bradena zajął się promocją artystów - jazzmanów, śpiewaków operowych, sponsorował światowe tournee Bostońskiej Orkiestry Symfonicznej. Agenci działali w firmach przemysłu filmowego, w dystrybucji, wydawnictwach. Abstrakcyjny ekspresjonizm wspierali hojnie. Gdy w 1958 roku okazało się, że londyńska galeria Tate nie ma pieniędzy na przeniesienie z Paryża wystawy "Nowe malarstwo amerykańskie", jak spod ziemi wyrósł milioner Julius Fleischmann i ogłosił, że z własnej kieszeni zapłaci za transport. "Własna kieszeń" okazała się oczywiście kieszenią CIA.










*** Spalony w piecu oficer GRU

...Na ekranie - wysoki mroczny pokój bez okien. Coś w rodzaju hali fabrycznej czy kotłowni. Na zbliżeniu - piec z żelaznymi drzwiczkami przypominającymi bramę malutkiej twierdzy, oraz prowadnica kierunkowa: dwie szyny znikające w piecu, jak tory kolejowe w tunelu. Obok pieca - ludzie w szarych fartuchach. Palacze. Pojawia się trumna. Ot co!... Krematorium! Pewnie to, które widziałem przed chwilą za oknem. Ludzie w fartuchach unoszą trumnę i ustawiają na szynach. Drzwiczki płynnie rozsunęły się na boki, ktoś popchnął trumnę, która uniosła swego nieznanego lokatora w ryczące płomienie. A oto najazd kamery na twarz żywego człowieka. Twarz zlana potem. Gorąco przy piecu. Twarz filmowana jest ze wszystkich stron i w długich ujęciach. Trwa to wieczność. Wreszcie kamera oddala się, ukazując całą postać. Człowiek nie nosi fartucha. Jest ubrany w drogi czarny garnitur, co prawda straszliwie wymięty. Krawat na szyi skręcony jak sznur. Przywiązano go stalową linką do noszy, które oparto o ścianę, na tylnych uchwytach, tak, aby mógł widzieć wlot pieca.











*** Konrad Kołodziejski - Terror to ja
Wprost - 10 sierpnia 2003

...Prowokatorzy, a więc agenci tajnej policji, inspirujący otoczenie do nielegalnych działań, byli u schyłku carskiej Rosji wykorzystywani na ogromną skalę. Dzięki nim władze nie tylko były informowane o przygotowaniach do akcji terrorystycznych, ale także mogły - przez prowokatorów - do nich podjudzać. W ten sposób różne koterie na carskim dworze załatwiały swoje interesy polityczne, a tajna policja mogła się wykazać sukcesami w łapaniu sprawców zamachów, których prowokatorzy - rzecz jasna - natychmiast wydawali. Jak pisze Stanisław Cat-Mackiewicz, "doszło do tego, że konkurujące z sobą departamenty policyjne tworzyły rozłamy w partiach rewolucyjnych, aby mieć własne partie, własnych prowokatorów".

















*** Marek Ruszczyc - Agenci i prowokatorzy. Z tajemnic carskiej Ochrany

...Eksplozja była straszliwa. Tumany kurzu, szczątki cegieł, wyrwanych framug i szyb okiennych wzbiły się w potworną chmurę. Kareta została dosłownie rozerwana na strzępy, które znajdowano później na drugim piętrze "Hotelu Warszawskiego". W hotelu wyleciały wszystkie szyby. Znaleziono zegarek Plehwego, który zatrzymał się na godzinie 9:43. Minister zginął na miejscu. Ciało jego było tak poszarpane, że trudno było przygotować je do pogrzebu. Obok miejsca eksplozji leżał ciężko ranny Sazonow. Miał ranę w prawym boku, straszliwie krwawił, stracił dwa palce u lewej nogi. Jadący za karetą kapitan gwardii, Michał Cwieciński również był ciężko ranny i został poddany trepanacji czaszki. Stangret, Iwan Filipów zmarł zaraz po zamachu. Byli ranni wśród przechodniów.
W nieludzkim zamieszaniu tajniacy dopadli leżącego Sazonowa, bili go i wlekli za nogi po bruku. "Bili mnie na bulwarze, potem podnieśli, schwycili za nogi i powlekli tak, że uderzali głową o bruk. W hotelu rzucili na gołą podłogę, zerwali ze mnie ubranie i bili po gołym ciele" - napisał Sazonow we wspomnieniu skreślonym przed śmiercią w więzieniu. Poddano go operacji, w której uczestniczył prowokator Gurowicz. Liczono, że majaczący w gorączce poda jakieś informacje.











Sprawa współpracy Stanisława Brzozowskiego z Ochraną








*** Marek Ruszczyc - Zagadka Stanisława Brzozowskiego

...Okazało się, iż Brzozowski zaprzedał się Ochranie znacznie wcześniej, bo około 1900 roku. Okoliczności tej zdrady były, z ludzkiego punktu widzenia, dramatyczne. Pod koniec ubiegłego wieku Brzozowski, syn zubożałego obywatela ziemskiego z Lubelszczyzny, wstąpił na Wydział Przyrodniczy rosyjskiego Uniwersytetu w Warszawie. Ciesząc się powszechną sympatią i autorytetem wśród kolegów, został wybrany prezesem zarządu akademickiego Bratniaka. Po jakimś czasie okazało się, iż systematycznie defraudował składki koleżeńskie. Rodzice Brzozowskiego, mieszkający w Warszawie, żyli w nędzy, ojciec umierał w mękach na raka gardła. Skradzione pieniądze wydawał Brzozowski na żywność dla rodziny i lekarzy ojca. Bliżsi koledzy, znając ten osobisty dramat Brzozowskiego, pokryli braki w kasie Bratniaka z własnej kieszeni. Brzozowski ustąpił z prezesury i został oddany pod sąd koleżeński.
I w tym momencie go aresztowano. Policja wiedziała, że jest on wschodzącą gwiazdą intelektualną Polski, ma zadatki na wybitnego działacza politycznego i pisarza europejskiej skali. Postanowiła więc go złamać, wciągnąć w bagno, upodlić, zmusić do współpracy agenturalnej, aby mieć go w ręku.





*** Mieczysław Sroka - SPRAWA STANISŁAWA BRZOZOWSKIEGO - dokumenty, relacje

...Czy jednak na owych złożonych w więzieniu zeznaniach kontakty Brzozowskiego z ochraną ustały? Przypuszczam, że nie. Trudno przyjąć, aby wytrawni "specjaliści" od szantażu psychologicznego nie chcieli wykorzystać nadarzającej im się okazji. Mieli oto przed sobą 19-letniego młodzieńca, który po wyjściu z więzienia postradał wszelkie nadzieje powrotu na uniwersytet; stracił korepetycje, z których siebie utrzymywał; wyrokiem sądu koleżeńskiego wydanego w czasie pobytu w więzieniu skazany został na 3-letnią banicję towarzyską i społeczną; w domu dogorywał na raka ojciec; despotyczna, o chorobliwym wprost sknerstwie matka niechętnym okiem patrzyła na "naukę w domu" starszego syna, na podejmowane przez niego wysiłki samokształcenia; dziedziczna gruźlica dawała: coraz bardziej niepokojąco znać o sobie, a brak paszportu uniemożliwiał przeniesienie się nawet pod Warszawę; gorące nadzieje na powrót do czynnego życia społecznego po upływie okresu banicji koleżeńskiej mogły zostać całkowicie przekreślone jedną poufnie przekazaną informacją o tym, co zaszło w cytadeli warszawskiej...





*** LEON BAUMGARTEN - Na marginesie "Listów" Stanisława Brzozowskiego

...Dokumenty archiwalne wszakże, które przytoczyłem, świadczą moim zdaniem jednoznacznie, iż Stanisław Brzozowski w latach 1902-1905, a być może jeszcze w 1906 r., był współpracownikiem Ochrany warszawskiej. Apologetom Stanisława Brzozowskiego, być może, dowody te jeszcze nie wystarczą i zażądają przedstawienia im raportów z własnym jego podpisem. W takim wypadku pozostawałoby mi tylko odpowiedzieć im słowami Gustawa Daniłowskiego, który umotywował swoją odmowę udziału w charakterze członka Sądu Obywatelskiego w Krakowie następującymi słowami: "Fanatycznych zwolenników osoby oskarżonego jedynie przyznanie się samego obwinionego mogłoby przekonać". Niniejszy szkic zmierza do zakończenia sporu o Stanisławie Brzozowskim. Mit o jego niewinności, o jego tragicznym życiu z powodu niesłusznego oskarżenia o zdradę, powinien być wreszcie przekreślony.





Nagromadzenie dowodów i poszlak świadczących przeciwko B. jest przytłaczające. Mimo licznych głosów kwestionujących istnienie archiwalnych dokumentów świadczących o agenturalności B. takie dowody niewątpliwie istnieją. Brak za to jakichkolwiek realnych dowodów świadczących o prowokacji ochrany przeciwko B. mającej go skompromitować. Jakimż to bowiem zagrożeniem dla Imperium Rosyjskiego miałby być B., co takiego w jego działalności pisarskiej miałoby uzasadniać długoletnie, kosztowne zapewne działania dezinformacyjne? Czy nie bardziej sensowne byłyby prowokacje przeciwko np. Piłsudskiemu? W tym czasie odpowiedzialni za bezpieczeństwo Imperium bardziej się przejmowali Organizacją Bojową PPS, niż mętnymi filozoficznymi dywagacjami nieszczęsnego polskiego literaciny.

Podstawowy argument obrońców B. jest taki: "B. był taki biedny, chory na gruźlicę, głodował - i dlatego oskarżanie go o współpracę jest haniebną podłością". Jest to oczywiste banalizowanie osoby B., niewątpliwie był on postacią rodem z Dostojewskiego, którego zresztą wielbił. Motywy podjęcia współpracy agenturalnej bywają skomplikowane. Istnieje zadziwiający casus Andrzeja Mencwela, który w 1968 r. napisał błyskotliwy "donos na komandosów" mszcząc się na nich jako przedstawicielach, w swoim rozumieniu, "warszawki". Być może B. mścił się za sprawę "kasy Bratniaka", kiedy ogłoszono bojkot jego osoby?











Józef Piłsudski i obce wywiady










*** Ryszard Świętek - Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego 1904-1918

...Kasa partii świeciła pustkami. Nie było innych widoków na zmianę tej sytuacji. Przyznane przez Japończyków środki materialne umożliwiały działanie; w dużym stopniu dawały praktyczne możliwości realizacji planów akcji zbrojnej. Taki był rzeczywisty wskaźnik zasadniczych tendencji występujących w polityce japońskiej, które jednak nie mogły się oficjalnie ujawnić. Sprawa Polski leżała daleko poza sferą bezpośredniego zaangażowania polityki Japonii. Otwarte wypowiedzenie się rządu tokijskiego w kwestii polskiej nie niosło by za sobą realnych skutków, nie byłoby nawet możliwe ze względu na bliskie stosunki z Niemcami i dążenie do ściślejszego porozumienia obu państw. Istotny sens ostatecznie podjętej decyzji przez władze w Tokio sprowadzał się do wybrania wariantu wsparcia rewolucyjnej walki wewnątrz Rosji, wypośrodkowującego dążenia japońskie i polskie. Ważnym elementem współpracy polsko-japońskiej miała pozostać służba informacyjna PPS, co zapewniało stałą i bezpośrednią łączność z kierownictwem organizacji, utrzymywaną za pośrednictwem oficerów prowadzących kontakt z ramienia Oddziału II Sztabu Generalnego w Tokio.









*** Ryszard Świętek - Agentura wpływu
Rzeczpospolita - 1996.01.20

...Piłsudski zgodził się dostarczać Japończykom wiadomości polityczne oraz współpracować w organizowaniu dywersji i akcji zbrojnych na terytorium Rosji. W ograniczonym zakresie PPS została zobowiązana do dostarczania informacji o charakterze wywiadowczym ze swych obserwacji wojskowych. Na zorganizowanie sabotażu na kolei transsyberyjskiej i rozciągnięcie sieci wywiadowczej wewnątrz Rosji, a przede wszystkim za podjęcie dywersji politycznej przeciwko caratowi, Japończycy udzielili PPS dość znacznej pomocy finansowej (obecnie byłaby to kwota ok. ośmiu i pół miliona dolarów).









*** Tomasz Stańczyk - Józef Piłsudski i obce wywiady
Rzeczpospolita - 08.08.1998

...Kontakty Piłsudskiego z wywiadem Austro-Węgier były podyktowane jego planami stworzenia w Galicji warunków do przeszkolenia wojskowego ochotników, którzy w przypadku wojny między zaborcami utworzyliby polskie oddziały walczące przeciw Rosji i staliby się kadrą odrodzonego wojska polskiego. Wychowany wkulcie roku 1863 r. marzył Piłsudski o wywołaniu antyrosyjskiego powstania. Chodziło też o propagandowe oddziaływanie szkolenia paramilitarnego na społeczeństwo polskie - by mu uświadomić możliwość i konieczność czynnej walki o niepodległość. Było oczywiste, że bez poparcia władz austriackich, konkretnie bez wiedzy, pomocy i nadzoru ze strony wywiadu takie plany nie mogły zostać zrealizowane. Z drugiej strony wywiad austriacki był zainteresowany możliwością wykorzystania członków PPS - największej polskiej organizacji rewolucyjnej do prac wywiadowczych przeciw Rosji. Sondaż w tej sprawie przeprowadzony został w 1908 r. przez szefa placówki oddziału wywiadu (HK Stelle) we Lwowie kpt. Gustawa Iszkowskiego. Prawdopodobnie pod koniec 1908 r. Piłsudski rozmawiał z szefem sekcji wywiadu Biura Ewidencyjnego Maximilianem Ronge. Wówczas najpewniej doszło do porozumienia o zorganizowaniu siatki wywiadowczo-dywersyjnej przeciw Rosji w zamian za umożliwienie działalności ruchu niepodległościowego i organizowanie oddziałów paramilitarnych - Związku Strzeleckiego i Strzelca.












*** Sławomir Cenckiewicz - Afera Bergu
Wprost - 08 lutego 2004

...Rolę bezpieki w rozpracowaniu baz łączności trafnie podsumował na łamach "Karty" Jan Nowak-Jeziorański: "Przez dwa lata odbiorcą dość znacznych funduszy z kasy CIA, sprzętu radiowego, szyfrów, depesz, raportów i instrukcji był kontrwywiad bezpieki. Amerykanie zaś byli karmieni reportażami i ocenami fabrykowanymi przez przeciwnika. W grudniu 1952 r. komuniści postanowili zakończyć tę zabawę publiczną kompromitacją CIA i emigracji. Dwaj agenci polskiego kontrwywiadu występujący w roli przywódców WiN zgłosili się 'dobrowolnie' do władz, wydając siebie, swoich podkomendnych, zasoby pieniężne, tajemnice organizacyjne i podając wszystko do publicznej wiadomości".













*** PAWEŁ PIOTROWSKI - Wywiad wojskowy w PRL
Gazeta Polska - 4 października 2006 r.

...W końcu lat 40. Oddział II prowadził również operację o kryptonimie "Drawa", dotyczącą sprowadzenia z Londynu sumy ponad 2,2 mln dolarów. Pomagali w tym oficerowie Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, którzy chcieli powrócić do kraju. Ci sami oficerowie, gen. Stanisław Tatar i płk Marian Utnik, dopomogli w przewiezieniu do Polski 350 kg wyrobów ze złota, pochodzących z darów na Fundusz Obrony Narodowej. Niejako "przy okazji" zniknęło 145 kg złotych monet. Choć od dawna przypuszczano, że zostały one przejęte przez Oddział II, to dopiero niedawne ujawnienie ich części spoczywającej w sejfie WSI potwierdziło te domysły.










*** Paweł Piotrowski - OPERACJA "CEZARY" - PODZIEMIE ANTYKOMUNISTYCZNE 1945-1954

...W listopadzie 1950 roku Józef Maciołek i Edward Kulikowski zdecydowali się podpisać umowę o współpracy z CIA. Zakładała ona równość obu stron i zasadę wzajemności. Łącznikiem pomiędzy organizacjami został płk Paweł Sapieha, kadrowy pracownik CIA. Współpraca miała obejmować pomoc w stworzeniu w kraju organizacji podziemnej, która w wypadku wybuchu konfliktu byłaby zdolna do podjęcia walki zbrojnej. W tym celu miano typować i przerzucać do Niemiec zachodnich ludzi z kraju, szkolić ich w działalności wywiadowczej i dywersyjnej oraz kierować z powrotem do kraju. Oczywiście miały zostać zapewnione środki łączności, czyli radiostacje, sprzęt do utajonej korespondencji i pomoc w jego przerzucie do Polski. Operacjami tymi kierował osobiście kierownik operacji paramilitarnych CIA Frank Wisner, który otrzymał zadanie "przeprowadzenia wielkiej tajnej ofensywy przeciwko ZSRR". Ludzie Wisnera wspierali wiele organizacji emigracyjnych - od Chin, Tybetu po Jugosławię, wschodnie Niemcy i Polskę.

Efektem nawiązanej współpracy był także Plan "Wulkan" opracowany przez CIA, którego celem miała być dywersja na głównych liniach kolejowych w Polsce. Jak pisze Stanisław Kluz w pionierskiej pracy pt. "W potrzasku dziejowym. WiN na szlakach AK", Amerykanie postawili ultimatum Delegaturze: "Albo wy - Polacy, w razie konfliktu wykonacie zniszczenie trzech linii kolejowych w Polsce, albo my będziemy zmuszeni zrobić to bombami, może i atomowymi". Akcja miała rozpocząć się w momencie wybuchu III wojny światowej, a dezorganizacji miały ulec linie komunikacyjne i przecięcie linii łączności. Wytypowane miały zostać również cele dla bombardowań lotniczych. Były to rejony przeładunkowe, duże mosty i węzły kolejowe.










*** Piotr Zychowicz - Jak wywiad PRL używał izraelskich szpiegów
Rzeczpospolita - 19-11-2010

...Levi II wojnę światową przetrwał w Związku Sowieckim, w latach 1941 - 1943 służył nawet w Armii Czerwonej. Z wojska udało mu się wydostać po tym, jak sam się postrzelił. Osiadł w Kazachstanie, gdzie nawiązał kontakty z NKWD. Gdy po wojnie przyjechał do komunistycznej Polski, sowieckie służby przekazały jego teczkę swoim polskim podwładnym. W 1947 roku został zwerbowany przez oficera UB Józefa Rapaporta. Przez pewien czas inwigilował swoich kolegów z ruchu syjonistycznego. Gdy coraz więcej z nich wyjeżdżało do Palestyny, Levi złożył UB propozycję. On także wyjedzie na Bliski Wschód i tam będzie kontynuował współpracę. Służby się zgodziły, ale do końca mu nie ufały. Świadczy o tym to, że w PRL zatrzymały rodzinę Leviego jako zakładników.

 

 






*** Piotr Zychowicz - Jak służby PRL zabiły podwójnego agenta
Rzeczpospolita - 25-11-2010

...Zginiesz jak suka, skur...! Jak brudny pies! Nie zasłużyłeś na nic lepszego! - krzyczy rozwścieczony mężczyzna. Trzyma pistolet z tłumikiem. Przed nim klęczy zakrwawiony człowiek. Został przed chwilą brutalnie skopany i pobity. Błaga o litość, coś tłumaczy, załamuje ręce. Obok stoi jeszcze dwóch uzbrojonych mężczyzn. Prośby nie robią na nich wrażenia. Jest wieczór, 27 października 1960 roku. Rzecz dzieje się na wysypisku śmieci na przedmieściach Paryża w pobliżu robotniczej dzielnicy Argenteuil. Jeden ze stojących wyciąga kartkę papieru i odczytuje po polsku krótki, liczący tylko jeden paragraf, wyrok. Nie zdążył dokończyć, gdy inny z mężczyzn nacisnął spust. Kula, kalibru 7,62 mm, trafia w czaszkę ofiary. Między oczy. Mężczyzna z jękiem upada. W tej samej chwili zaczynają strzelać pozostali oprawcy. Każdy po dwa, trzy pociski. Celują w głowę i klatkę piersiową. Po wykonaniu wyroku kamieniami masakrują twarz zabitego, aby było go trudniej rozpoznać. Wrzucają ciało do wyschniętej studni. Zarzucają je śmieciami, deskami i kamieniami.










*** Barbara Stanisławczyk, Dariusz Wilczak - Pajęczyna

...Przy Departamencie I istniała zupełnie szczególna służba. Nazywaliśmy ją grupą likwidacyjną. Byli to w wyjątkowo konspiracyjny sposób szkoleni ludzie, wykonujący zadania specjalne. Przeważnie likwidowali niewygodnych świadków, agentów, co do których mieliśmy pewność, że poszli na współpracę z obcym wywiadem, wreszcie zwykłych szpiegów, których dla dobra interesów PRL należało zlikwidować. Nikt poza kierownictwem resortu nie wiedział, ilu członków liczy grupa likwidacyjna. Nie wiadomo było, kto do niej należy. Mógł to być każdy z nas, pracujący na swoim, przydzielonym odcinku, a tylko w razie konieczności oddelegowany do wykonania rozkazu likwidacyjnego. O grupie nie mówiło się głośno. Jak ktoś powiedział za głośno - wylatywał z pracy. Grupa likwidacyjna była tematem tabu. W Ministerstwie nie było nic bardziej tajnego. Chociaż była jeszcze jedna super tajna komórka: grupa likwidacyjna dla członków grupy likwidacyjnej. Jak w mafii: zabiłeś, znaczy wiesz zbyt dużo. Do dziś nie wyjaśniono wielu zagadkowych śmierci pracowników Departamentu I.











*** Tajni współpracownicy a bezpieczeństwo RP
Tygodnik Solidarność - 3 lipca 1992 r.

...Niszczenie materiałów na wielką skalę rozpoczęto w lecie 1989 roku. Proces ten trwał praktycznie do stycznia 1991 r. Wydział Studiów posiada dowody wskazujące na to, że dokumenty oraz zapasy komputerowe w MSW niszczono po wydaniu zakazu brakowania akt przez gen. Kiszczaka w styczniu 1990 roku oraz po powstaniu Urzędu Ochrony Państwa, gdy funkcję ministra spraw wewnętrznych piastował Krzysztof Kozłowski, a szefem UOP był Andrzej Milczanowski. Przykładem jest wymazywanie w 1991 roku z systemu komputerowego ZSKO, który rejestrował w przeszłości agenturę SB, informacji o pracy agenturalnej na rzecz SB, urzędników Kancelarii Prezydenta, a także niszczenie akt operacyjnych Departamentu I w okresie od sierpnia 1990 do stycznia 1991 roku. Zachowało się 300 protokołów zniszczenia tego typu dokumentów.










*** Katarzyna KĘSICKA, Jerzy JACHOWICZ - SZPIEG NA SZPIEGU
Gazeta Wyborcza - 07/04/1995

...Z dokumentów znalezionych w piwnicy wynikało, że szczególne szczęście do szpiegów miał statek "Paprotka". Oprócz "Stanisława" pływało na nim jeszcze czterech agentów BND: "Jan", "Ziutek", "Zygmunt" i "Teodor". I, tak samo jak "Stanisław", byli oni jednocześnie tajnymi współpracownikami SB. Piątka agentów inwigilowała się nawzajem i donosiła na siebie do SB. Po roku od chwili, gdy "Stanisław" dał się zwerbować Niemcom w bremeńskim burdelu, SB stwierdziła u niego "brak predyspozycji do tak trudnego działania, nadmierną pobudliwość i stany lękowe". Zaczęto szukać kogoś, kto za niego będzie udawał współpracę z BND. Wtedy wytypowano "Jana" - kucharza z "Paprotki". Jak wyczytaliśmy w jego ankiecie personalnej w rubryce "Ujemne cechy, skłonności, przyzwyczajenia i nałogi agenta", SB skaptowała "Jana" wykorzystując jego "słabą strukturę psychiczną": leczył się u psychiatry.










*** Adam Zadworny - Ostatnia misja Kalksteina
Gazeta Wyborcza - 2009-12-12

...Kiszczak przekonuje, że Kalkstein był agentem SB tylko w więzieniu, czyli do 1965 r. "Później był nieprzydatny". Jednak w aktach IPN odnalazłem dokument szczecińskiej SB z 18 lutego 1968 r. Porucznik SB Baran w tajnym raporcie do MSW opisuje odwiedziny byłego agenta gestapo: "Ponieważ nazwisko Kalkstein uniemożliwia mu normalne życie, chce wystąpić o zmianę i prosi o pomoc w tym względzie SB. Daje przy tym do zrozumienia, że chętnie dyskutowałby z nami na interesujące nas tematy z jego działalności".










*** Pete Earley - Towarzysz J

...Byłem głęboko przekonany, że "Profesor" był czystym dyplomatą, ale fakt, iż okazał się oficerem polskiego wywiadu, wcale nie umniejszył wartości informacji, które od niego otrzymaliśmy. O ile mi wiadomo, nigdy nas nie okłamał. Myślę, że karierę zaczynał w czasach komunistycznych, a gdy stare służby przestały istnieć, nowa władza zatrudniła go ponownie - ale on wciąż chciał pomagać i nam. Świat składa się z paradoksów. Z jednej strony, "Profesor" działał przeciwko Rosji, jeśli oczekiwała tego od niego strona polska. Z drugiej strony, zbierał informacje dla Rosji przeciwko Stanom Zjednoczonym i krajom europejskim, ponieważ chciał pomagać Rosji. Tak czy inaczej, w istocie nie zdradzał Polski. Takie jest życie prawdziwego oficera wywiadu. Pracuje się z wieloma różnymi ludźmi, którzy działają z rozmaitych pobudek, w tym także z informatorami, którzy szpiegują dla innych krajów i równocześnie chcą działać na naszą korzyść.










*** PAWEŁ RESZKA, MICHAŁ MAJEWSKI - Asy wywiadu zdradzają tajemnice służby - Szpiedzy nie znają świąt
Dziennik - 25 grudnia 2007

...W czasie II wojny światowej Brytyjczycy mieli bardzo dobrego agenta w Niemczech. Był to szanowany lekarz stamtąd, który dostarczał bardzo dobre informacje Anglikom. Któregoś razu ten spokojny, niebudzący podejrzeń Niemców medyk zdobył cenną wiadomość. Dowiedział się, w której miejscowości wojska Rzeszy będą przełamywać natarcie aliantów. To było ogromnie ważne, bo wywiad niemiecki od dawna prowadził grę, podawał fałszywe miejsca tego przełamania, żeby wywieść w pole przeciwnika. Problem był jeden. Lekarz nie miał jak przekazać tej wiadomości Anglikom. Spotkanie z oficerem umówione było już po dacie kontrofensywy niemieckiej. Główkował i wymyślił. Wziął książkę telefoniczną i odnalazł faceta o nazwisku takim samym jak nazwa miejscowości, w której Niemcy zamierzali kontratakować. Pojechał do tego gościa i zabił go z zimną krwią. Następnego dnia gazety w Niemczech krzyczały tytułami, że stateczny, świetny lekarz bez powodu zamordował nieznajomego mężczyznę. Dzienniki oczywiście dotarły do Anglików, którzy zrobili szybką analizę. Od razu zrozumieli wiadomość od swego agenta. No i czy to było etyczne? Zabił niewinnego człowieka, ale uratował setki żołnierzy.











*** Andrzej Fedorowicz - Zdrada? Opłaci się!
Focus Historia - 22/11/2011

...Niewykluczone, że postać Jamesa Bonda powstała wyłącznie po to, aby Brytyjczycy mogli odreagować upokorzenia, które zafundowali im rodzimi zdrajcy pracujący dla sowieckiego KGB. W przeciwieństwie bowiem do agenta 007 pozostali funkcjonariusze tajnych służb Jej Królewskiej Mości nie mogą pochwalić się sukcesami w karaniu własnych renegatów. 22 października 1966 r. 40-letni George Blake wyjął przepiłowaną wcześniej kratę więzienia w Wormwood Scrubs i skoczył na leżący poniżej dach. Miał przy sobie walkie-talkie; dostarczył mu je zwolniony wcześniej, a wtajemniczony w plan ucieczki współwięzień Sean Bourke. Na umówiony sygnał radiowy Bourke przerzucił przez mur więzienia lekką sznurową drabinkę i po chwili Blake siedział już w jego zaparkowanym pod murami więzienia samochodzie.











*** Napiszmy historię Polski od nowa - wywiad z prof. Pawłem Wieczorkiewiczem
Rzeczpospolita - 27-03-2009

...Czy UB, a potem SB było bezpośrednio, niemal z urzędu, podporządkowane NKWD i KGB, czy też polecenia wydawano jakimiś nieformalnymi kanałami. Jaką rolę w tym procesie odgrywała partia? Czy służby ją omijały, czy też miała coś do powiedzenia? To bardzo ciekawa siatka wzajemnych zależności, o której wiemy bardzo mało. A przecież policja polityczna odegrała główną rolę w spektaklu zwanym PRL. Niewykluczone, że wszystkie tak zwane wydarzenia, do których dochodziło w PRL, były prowokacjami służb. Poznań '56, Grudzień '70, Czerwiec '76, a wreszcie Sierpień '80. W każdym z tych wypadków jest to bardzo prawdopodobne. My teraz budujemy wokół tamtych wydarzeń patriotyczne ołtarze, a rzeczywistość mogła być zupełnie inna. Tak samo można zresztą postawić hipotezę, że powstanie listopadowe było prowokacją, a powstanie styczniowe to już z pewnością.












*** Anatolij Golicyn - Nowe kłamstwa w miejsce starych

...Golicyn w 1984 r. dzięki precyzyjnej analizie przewidział powstanie rządu grubej kreski Tadeusza Mazowieckiego, porozumienie rosyjsko-niemieckie, powrót sojuszu chińsko-rosyjskoirańskiego. Już chociażby z tego powodu książka ta powinna stać się obowiązkowym podręcznikiem polskich służb specjalnych. Stworzenie nowych służb wojskowych a zwłaszcza SKW, po likwidacji WSI, otwarło drogę do nowego systemu kształtowania kadr uniezależnionych wreszcie od wpływów sowieckich. Dla nich przygotowano to pierwsze polskie wydanie książki Anatolija Golicyna. Jej studiowanie pomoże lepiej rozumieć zagrożenia jakie stoją przed Polską, a które służba kontrwywiadu ma obowiązek zwalczać.

Antoni Macierewicz

Szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego

Warszawa 5.11.2007 r.

 

Prawdziwy cymes! Dla większości ekspertów d/s służb specjalnych Golicyn był mitomanem i paranoikiem. James Jesus Angleton, szef kontrwywiadu CIA pod wpływem urojeń Golicyna sparaliżował na wiele lat zachodnie specsłużby. Tak sądzi większość badaczy. Jednak są liczni znawcy twierdzący, że Golicyn miał rację i już w latach 60-ych przewidział kontrolowany "upadek" komuny. Do takich entuzjastów należy bez wątpienia Antoni Macierewicz. Takimi też ideami kierowała się Służba Kontrwywiadu Wojskowego za jego panowania, kiedy wydano to dzieło. Kto więc lubi słodkie, paranoiczne klimaty pt. "rosyjskie służby wszystko kontrolują", temu ze szczerego serca polecam.









Afera "Żelazo"








*** Piotr Gontarczyk - Ludzie z "Żelaza"
"Wprost" - 23 kwietnia 2006

...Towarzysze Janosza z MSW nie dotrzymali warunków umowy. Ukradli mu 90 proc. luksusowych towarów i oddali ledwie około 40 kg złota. Reszta, zanim z granicy została przetransportowana do centrali MSW, była rozkradana i rozdawana. W systemie przewożenia, liczenia i przechowywania dóbr, skonstruowanym przez gen. Milewskiego, mógł się obłowić każdy. Nim Janosz dotarł do swoich walizek, znikły już najbardziej wartościowe przedmioty: kolie wysadzane drogocennymi kamieniami, kasety z brylantami i szmaragdami i znaczna część innej biżuterii. W sumie bezpieczniacy zagarnęli jakieś 150 kg złota i kosztowności oraz dobra materialne warte miliony marek. Łup był tak okazały, że ludzie Milewskiego postanowili się pochwalić zdobyczą przełożonym. W Katowicach zorganizowano wystawę, na której zjawili się tow. Franciszek Szlachcic, I sekretarz Edward Gierek i Zdzisław Grudzień oraz kilku innych członków kierownictwa PZPR. Jak opowiadał potem Kazimierz Janosz, partyjni przywódcy biegali po sali jak dzieci, obwieszając się kosztownościami.






*** JERZY MORAWSKI - Towarzysze z "Żelaza"
Rzeczpospolita - 29.04.2006

...Marian Orzechowski, sekretarz i członek Biura Politycznego KC PZPR, uczestniczył w 1984 roku w tajnej komisji partyjnej do wyjaśnienia akcji "Żelazo". W willi MSW w Magdalence przeglądał przez dwa dni dokumenty bezpieki: - W miarę czytania dokumentów włosy mi na głowie stawały. Była to historia o tym, jak kierownictwo MSW z pomocą grupy ewidentnych przestępców, kryminalistów zorganizowało akcję zdobywania środków na akcje specjalne MSW poza granicami naszego kraju. Było to działanie zbrodnicze, ponieważ polegało m.in. na tym, że grupa kryminalistów, którzy znaleźli się na terenie RFN, w Hamburgu, dokonywała napadów na jubilerów, zakłady jubilerskie, grabiła drogocenne rzeczy i następnie z pomocą również naszych służb specjalnych transportowała je na teren Rzeczypospolitej. Od granicy, od granicy między Polską a NRD, tych ludzi, którzy przywozili te drogocenne zrabowane rzeczy, eskortowali specjalni oficerowie MSW. W czasie tych akcji zdobywania środków padła jedna ofiara śmiertelna, został zabity jeden chyba z jubilerów. To nie tylko było bezprawie, ale narażało nasze interesy międzynarodowe. Proszę sobie wyobrazić, że gdyby służby kryminalne RFN złapały któregoś z uczestników tych działań, zdemaskowały go, odkryły jego powiązania z MSW. Byłby skandal międzynarodowy.






*** LUDZIE Z "ŻELAZA" - Największa afera w polskim wywiadzie

... - Chyba na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych Biuro Polityczne KC PZPR wydało decyzję, nie publikowaną oczywiście, która zezwalała na dokonywanie przez wywiad i kontrwywiad operacji mających na celu zdobywanie funduszy na finansowanie własnej działalności. Na tej podstawie za pieniądze Firmy można było kupować złoto w Indiach i sprzedawać je następnie na przykład w RFN. Zarabiało się na handlu, na różnicy cen, normalnie. Napady? Rabunki? Nie, bezpośrednio raczej nie, bo mogłoby to zagrażać naszym interesom operacyjnym. Wykrycie przez przeciwnika powiązania naszego człowieka z czystym przestępstwem stwarzałoby możliwość szantażu i przewerbowania go, a przynajmniej publicznego skompromitowania naszych służb. Oszustwa, prowokacje wobec osób "pozostających w zainteresowaniu" lub tych, które przechodziły na drugą stronę - to tak, czasem trzeba używać wszelkich sposobów. "Mokra robota"? No cóż, jeśli byłoby to konieczne... Z tym, że ja o takim przypadku nie słyszałem. Wywiad często działa nielegalnie lub na pograniczu legalności, żadna ze służb specjalnych nie uchyla się od tego typu działań, nawet w najbardziej demokratycznym państwie. Zdajcie sobie wreszcie z tego sprawę. To jest gra, w której wszystkie chwyty są dozwolone, a jedynym prawdziwym przestępstwem jest dać się złapać.






*** AFERA "ŻELAZO" W DOKUMENTACH MSW I PZPR

...Sprawa "Żelazo" rzuca też interesujące światło na funkcjonowanie kierownictwa PZPR. Mirosław Milewski twierdził, że o funkcjonowaniu nielegalnej kasy wywiadu wiedzieli jego przełożeni z MSW, a o operacji "Żelazo" nie tylko oni, lecz także członkowie kierownictwa PZPR, wraz z odpowiedzialnym za nadzór nad MSW członkiem Biura Politycznego i KC Stanisławem Kanią. Możliwość zatajenia takiej operacji przed późniejszym I sekretarzem partii wydaje się mało prawdopodobna. Co więcej, zachowały się dokumenty świadczące, że wysocy funkcjonariusze partyjni i państwowi wydali zgodę na przeprowadzenie drugiego etapu operacji "Żelazo".












Sprawa Oleksego









*** Jerzy Jachowicz - Operacja Majorka
Gazeta Wyborcza - 1993/03/10

...Według przeświadczenia mojego rozmówcy o spotkaniu na Majorce, zaaranżowanym przez polski wywiad, wiedział także wywiad rosyjski: Ałganow został "wystawiony" polskiemu wywiadowi przez swoich szefów. Ci z kolei dostali na to zgodę "z góry". Inaczej być nie mogło, bo osoba, którą miał sprzedać Ałganow, stała zbyt wysoko. Takie operacje nie mogą być tylko wewnętrzną sprawą służb specjalnych.





*** UOP - pułapka na myszy - rozmawiają KRZYSZTOF KOZŁOWSKI, pierwszy minister spraw wewnętrznych III RP, gen. HENRYK JASIK, pierwszy szef wywiadu oraz płk KONSTANTY MIODOWICZ, pierwszy szef kontrwywiadu
Tygodnik Powszechny - 6/1996

...Oleksy był poinformowany, że człowiek, który się z nim kontaktuje, jest oficerem obcej służby specjalnej. Ale UOP nie miał żadnych podstaw, aby ten kontakt oceniać w kategoriach zagrożeń dla państwa. Ostrzeżenie zostało udzielone i nie było powodu, by powtarzać ten sygnał w ramach czynności wykonywanych przez samego premiera. Nawiasem mówiąc, premier Oleksy był też ostrzeżony już jako premier i było to po czynnościach sprawdzeniowych uruchomionych wobec niego i członków rządu, wtedy, kiedy ten rząd powstawał.





*** Bartosz Węglarczyk - Jak rosyjski szpieg wprowadził Polaków w błąd
Gazeta Wyborcza - 2010-09-25

...Grigorij Jakimiszyn, rosyjski dyplomata, od którego zaczęła się najgłośniejsza afera szpiegowska III RP, ma się doskonale, mieszka w Moskwie i jeszcze kilka lat temu nadal pracował dla rosyjskich służb specjalnych. "Gazeta" pisała o tym sześć lat temu, ale sprawa przeszła wtedy bez większego echa. Teraz tę historię bardziej szczegółowo opisali Andriej Sołdatow i Irina Borogan w opublikowanej właśnie w USA i Wielkiej Brytanii książce o rosyjskich służbach specjalnych.













Sprawa pułkownika Lesiaka







*** Anna Marszałek - Agentura wśród polityków i dziennikarzy
Rzeczpospolita - 1999.10.30

...W piątkowym wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" Jarosław Kaczyński powiedział, że działający od 1992 do 1997 r. w gabinecie szefa UOP zespół, kierowany przez ppłk. Jana Lesiaka, zajmował się prowadzeniem działań operacyjnych przeciwko partiom politycznym poza oficjalną rejestracją. Z wykazu 500 dokumentów, znalezionych w szafie Lesiaka w 1997 r., UOP przekazał do prokuratury tylko 19. Wśród przekazanych materiałów są m.in. sprawozdania z rozmów z tajnymi współpracownikami UOP: "Maksem", "Arturem", "W-1" i "Dianą".








*** Anna Marszałek - Trzy wywiady o działaniach UOP
Rzeczpospolita - 1999.12.06

...Szefem zespołu był Jan Lesiak, b. funkcjonariusz SB. Przez 13 lat, czyli od drugiej połowy lat 70., pracował w Departamencie III MSW (zajmującym się działalnością opozycji), rozpracowując KOR. Doszedł do stanowiska zastępcy naczelnika wydziału. Do jego zadań należała między innymi inwigilacja Jacka Kuronia. Podpułkownik Jan Lesiak "opiekował się" Kuroniem do 1989 r., m.in. zatrzymał go w stanie wojennym w jednym z hoteli w Gdańsku. Pod koniec lat 80. był szefem zespołu ds. całego KOR. W 1990 r. został negatywnie zweryfikowany, jednak m.in. dzięki poparciu Jacka Kuronia, uwzględniono jego odwołanie i zmieniono decyzję. Wkrótce stał się zaufanym człowiekiem Andrzeja Milczanowskiego. Pracując w UOP otrzymał stopień pułkownika.






*** ANNA MARSZAłEK - Polityczne kulisy działania UOP
Rzeczpospolita - 25.07.1998

...Były pracownik zespołu z gabinetu szefa UOP: - Zagrożenie ze strony tych ugrupowań (PC, RdR, RTR) uważaliśmy za bardzo realne. Działali w sposób nieparlamentarny, np. docierały do nas informacje o przygotowywaniu kijów, młotków, śrub do ataku na URM i zapowiedzi zajęcia go siłą. Były pomówienia, wyciąganie nieprawdziwych informacji z przeszłości i szkalowanie innych polityków, atakowanie Belwederu, korupcjogenność, zapowiedzi i próby przechwycenia niektórych działów gospodarki. Notatki powstawały w zespole na bazie informacji z różnych źródeł. Ta "koronna", wymieniana we wniosku, jest bez podpisu. Z niektórymi notatkami zapoznawali się Konieczny i Milczanowski, ale nie wydali polecenia, by podejmować jakiekolwiek działania sprzeczne z prawem.






*** Dokument z szafy płk. UOP Jana Lesiaka - Sylwetka Jarosława Kaczyńskiego
Dziennik - 9 października 2006

...J.Kaczyński nie ma samochodu, nie ma też prawa jazdy. Nie przywiązuje wagi do ubioru. Zdaniem matki Kaczyńskiego: "Kupowanie z nim ubrań to prawdziwa udręka. Sam sobie niczego nie kupi". Nie uprawia żadnego sportu, choć się sportem interesuje. Z alkoholów lubi wina i piwo. Kiedyś palił, lecz rzucił palenie. Niesłychanie lubi spacery. Bardzo lubi zwierzęta, a przede wszystkim 6,5-letniego kota, zwanego Busiem. Najlepiej odpoczywa, gdy czyta lub słucha muzyki. Z książek czyta głównie książki socjologiczne, psychologiczne, historyczne i religioznawcze, bardzo mało beletrystyki. Do jego ulubionych powieści należą: "Czarodziejska góra" T.Manna i "Rozmowa w katedrze" Loosy. Umie wiele rzeczy sam gotować. Ulubione dania: befsztyki z polędwicy i wątróbka z drobiu. W czasach, gdy był "na pensji", przeznaczał 1/3 zarobków na schroniska dla zwierząt."

W przypadku drugiej ulubionej książki JK popełniono zabawny błąd. Panowie oficerowie UOPowo-postubeccy usłyszeli gdzieś, że idzie o powieść z nurtu latynoamerykańskiego i jest katedra w tytule. Więc wykombinowali, że to "Rozmowa w katedrze" Mario Vargasa Llosy, robiąc z przepracowania (przepicia?) literówkę w nazwisku. W istocie ulubioną lekturą Kaczora jest "Eksplozja w katedrze" Alejo Carpentiera.







*** Druga twarz doradcy premiera - Dziennikarz czy funkcjonariusz służb specjalnych?
Rzeczpospolita - 19.09.2003

...Jacek Podgórski na początku lat 90., jako dziennikarz i jednocześnie niejawny oficer UOP pisał (na zlecenie służb specjalnych) w prasie artykuły mające skompromitować polityków prawicy - uważają Jarosław Kaczyński i Antoni Macierewicz. Dziś Podgórski jest głównym doradcą prezesa Rady Ministrów Leszka Millera.
Przypomnijmy - według "Gazety Wyborczej" to Podgórski przekazał przed tygodniem trzem gazetom informacje, które miały kompromitować Tomasza Nałęcza, szefa sejmowej komisji śledczej, wyjaśniającej aferę Rywina. Nam udało się ustalić, że Podgórski był wcześniej nie tylko dziennikarzem i autorem trzech książek o służbach specjalnych (pierwszą, wydaną w 1992 r. współredagowała m.in. Aleksandra Jakubowska).











*** Artur Drożdżak - Ucho w redakcji
PRESS - 2005 r.

...Tomasz Szymborski z "Rzeczpospolitej" ostrzega z kolei przed tzw. agentami wpływu w redakcjach. - Tacy dziennikarze dostają materiały ze służb i publikują je bez sprawdzenia, czy to nie jest gra ze strony ABW - mówi. Uważa, że takiego agenta pozyskuje się szantażem, np. zatuszowaniem jazdy po pijanemu czy skandalu obyczajowego. - A potem podrzuca mu się gotowe teksty do druku i grozi palcem, gdyby się ociągał z wypełnieniem swojej roli - komentuje Szymborski.








*** Jerzy Jachowicz - Historia brzydkich przecieków
Gazeta Wyborcza - 24/10/1997

...W "Życiu Warszawy" i "Gazecie" ukazuje się poufny list o sprawie rzekomego szpiegostwa Oleksego, który napisał naczelny prokurator wojskowy gen. Ryszard Michałowski do ministra spraw wewnętrznych Jerzego Koniecznego. Kilka dni później "Gazeta" publikuje artykuł "Operacja Majorka", w którym powołując się na swego rozmówcę z UOP rekonstruuje przebieg spotkania ofcera UOP Mariana Zacharskiego z Ałganowem na Majorce. Po trzech dniach "Rzeczpospolita" podaje, że po Ałganowie oficerem prowadzącym agenta o kryptonimie "Olin" został Grigorij Jakimiszyn, I sekretarz ambasady rosyjskiej w Warszawie. "Wprost", powołując się na informacje z UOP, twierdzi, że Urząd ustalił, że prócz Józefa Oleksego KGB zaliczał do kwalifikowanych źródeł informacji bliskie mu osoby z SdRP o kryptonimach "Minim" i "Kat".








*** ANDRZEJ ROZENEK, DARIUSZ CYCHOL - Był raz niewinny minister
NIE - 2008

...Pozbycie się Szeremietiewa ułatwiło podejmowanie decyzji, które zaowocowały podpisaniem trzech kontraktów (kołowy transporter opancerzony, przeciwpancerny pocisk kierowany, samolot wielozadaniowy) na dostawę sprzętu do polskiej armii o łącznej wartości 35 mld zł (!). Pierwszy przetarg ogłoszono już kilkanaście dni po nominacji Nowaka. Szeremietiew był jawnym wrogiem wyboru amerykańskiego samolotu F-16 (w zeszły wtorek na warszawskim Okęciu awaryjnie, nie po raz pierwszy zresztą, wylądowało 5 Jastrzębi) i izraelskiego pocisku Spike, który kupiliśmy... bez przetargu rezygnując przy tym z przeprowadzenia w Polsce pełnych testów. Szeremietiew w ogóle nie brał pod uwagę późniejszego zwycięzcy, fińskiego transportera AMV, gdyż kompletnie nie odpowiadał naszym wymaganiom. Opory Szeremietiewa miały wówczas głębokie uzasadnienie merytoryczne i praktyczne. Czas pokazał, że skompromitowanie go pozwoliło na takie rozstrzygnięcia, którym się sprzeciwiał.









*** BERTOLD KITTEL, ANNA MARSZAłEK - Kasjer z Ministerstwa Obrony
Rzeczpospolita - 07.07.2001


Podnoszona w tekście sprawa łapówki 100 tys. $ za kontrakt haubicowy NIGDY nie została potwierdzona!











*** Daniel Pipes - Potęga spisku. Wpływ paranoicznego myślenia na dzieje ludzkości

...Wyznawcy teorii spiskowych na prawicy z bardzo nielicznymi wyjątkami to skinheadzi, neonaziści i inne świry, które opowiadają paskudne rzeczy o Żydach i mają hopla na punkcie tajnych stowarzyszeń. Większości z nich brakuje kwalifikacji, niewielu jest dobrze wykształconych i równie niewielu zajmuje się pracą umysłową. Nawet ich patroni pasują do opisanego wyżej profilu osobowości: Hitler był malarzem, któremu się nie powiodło, Farrakhan - niedoszłym artystą estradowym, "Mark z Michigan" (prezenter radiowy głoszący spiskowe teorie) pracuje jako woźny. Mimo to wypowiadają się oni na temat historii, teologii, finansów i innych skomplikowanych zagadnień, z których niewiele rozumieją. Nawet ci, którzy mogą przedstawić lepsze referencje (chemik, duchowny), rzadko kiedy dysponują wiedzą o wybranych przez siebie zagadnieniach, która pochodziłaby z pierwszej ręki. Zazwyczaj mieszkają gdzieś na uboczu i utrzymują niezbyt silne związki z większymi instytucjami naukowymi. Prawicowi autorzy z pełną powagą jako źródło podają "National Enquirer", kolorowe, wielkonakładowe piśmidło, albo inne publikacje, które nie słyną z przesadnej dokładności. Potrafią również wyszukiwać informacje ukryte w numerologii, antykach, a nawet w używanym sprzęcie biurowym.










Lustracja i materiały archiwalne



 

 


*** Jak czytać tę listę
"Głos", luty 2005

...Publikowana powyżej lista zawiera 162.617 nazwisk i została zestawiona przez pracowników IPN. To oni są jej autorami, wykonali ja czerpiąc materiał (nazwiska i ich kwalifikację) z różnych dokumentów byłych komunistycznych służb specjalnych. Lista, jak informują pracownicy IPN, obejmuje przede wszystkim obszar dawnego województwa warszawskiego i osoby rejestrowane przez centralę MSW. Są tu odnotowane nazwiska tych jedynie osób, których teczki ocalały. Jak się wydaje, lista w zasadzie pomija agenturę służb wojskowych (choć sporadycznie je odnotowuje). Istnieją analogiczne listy regionalne i tak np. na liście krakowskiej (b. województwo krakowskie) znajduje się 32.848 nazwisk.

 

 

 









*** Cezary Łazarewicz - Instytut Przeczyszczenia Narodowego
Przekrój nr 7, 2005

...Instytut Pamięci Narodowej jest jak wielki magazyn z butami. Z tym że w kartonach zamiast obuwia leżą życiorysy. Jakie? Nikt tego do końca nie wie. Trzeba zajrzeć do środka, by się o tym przekonać. Każdy sam decyduje: zdjąć pokrywę i uwolnić zmory przeszłości czy żyć w nieświadomości.
Można tak jak Andrzej Ostoja-Owsiany, były senator z województwa łódzkiego, zajrzeć do wewnątrz i po lekturze swojej teczki stracić przytomność. - Miałem w życiu tylko jednego przyjaciela - wyszeptał potem. - Traktowałem go jak brata. I właśnie się dowiedziałem, że to on na mnie przez te wszystkie lata donosił. Teraz wiem, skąd miał pieniądze na te drogie cygara.
Tajnym współpracownikiem o pseudonimie "Wacław" okazał się zmarły przed laty szanowany łódzki socjolog i opozycjonista doktor Andrzej Mazur, po którym w archiwach IPN-u pozostały setki meldunków.








*** JOANNA CIEŚLA, EWA WINNICKA - Ludzie w teczkach
Polityka - nr 05/2005

...Są dokumenty wskazujące, że w połowie dekady niepodległościowi przywódcy opozycyjni negocjowali niejawnie z władzami, co pośrednio, obok innych działań, umożliwiło rozmowy przy Okrągłym Stole. Według Wysokiego Oficera to środowiska Unii Wolności, można więc przypuszczać, że dlatego są na agresywną lustrację szczególnie wyczulone. Taką, w której nazwiska będą fruwać w powietrzu, bez kontekstu historycznego...
Jednak właśnie przeciekiem z Instytutu tłumaczy się list Małgorzaty Niezabitowskiej na temat jej teczki. (Wysoki Oficer podpowiada z kolei, że nagła detonacja teczki Niezabitowskiej to przypomnienie dla lustratorów ze strony dawnych służb, żeby nie łamać lojalnościowych porozumień zawartych przed Okrągłym Stołem i nie ruszać grubej kreski).








*** MARCIN GUGULSKI - W IPN jest dużo list
"Głos", luty 2005

...Wykaz rozpracowywanych osób obejmuje Polaków z kraju i emigrantów oraz cudzoziemców: opozycjonistów i komunistów, artystów, oficerów i żołnierzy, księży i zakonnice, lekarzy i nauczycieli, profesorów i inżynierów, studentów, uczniów i harcerzy, sportowców i przemytników, ludzi zwykłych i niezwykłych, uczciwych i przestępców, bohaterów i szuje, ludzi czynnych w latach 40-tych, 50-tych, 60-tych... i tak aż do roku 1990, do ostatnich dni istnienia SB. Nie sposób napisać tu o więcej niż paru procentach z rozpracowywanych ofiar bezpieki. Zapewne też udało mi się poprawnie zidentyfikować najwyżej parę procent nazwisk wymienionych w ewidencji SOR (spraw operacyjnego rozpracowania osób) Polaków (że już nie wspomnę o również bardzo licznie rozpracowywanych cudzoziemcach - zauważyłem i zanotowałem SOR John Lennon oraz SOR George Harrison).








*** Poezja pro- i antylustracyjna !!!
źródło - fora internetowe - luty 2005 r.













*** Marek Mejsner - Serce bezpieczeństwa
Focus Historia - 07/07/2010

...SB namierzyła Sobieską po raz pierwszy podczas obchodów Święta Niepodległości 11 Listopada przed Grobem Nieznanego Żołnierza w Warszawie. Esbecy postępowali wręcz klasycznie - najpierw przeprowadzili z Sobieską serię rozmów ostrzegawczych, potem zrobiono kilka pokazowych rewizji w mieszkaniu jej rodziców, a na koniec dwukrotnie zatrzymano ją na dłużej, czyli na 48 godzin. 1 września 1979 r., kiedy powstała KPN, Sobieską zatrzymano wraz z innymi aktywistami nowej organizacji. 11 listopada 1979 r. zatrzymano ją powtórnie i po rozmowie w Komendzie Stołecznej MO... dobrowolnie zgodziła się na współpracę z SB. Por. Paweł Przeorski, prowadzący werbunek, zapisał nawet w notatce służbowej: uważa ona, że "rozmowa z nim była wielkim przełomem w jej życiu". Szybko związała się z politykiem Ruchu Młodej Polski Aleksandrem Hallem, mimo że jej rodzina nie aprobowała tego związku. 14 kwietnia 1980 r. oświadczyła, że zamierza wziąć ślub z Hallem i odciągnąć go od działalności opozycyjnej w rezultacie wyjazdu na prowincję. "Nie da się ukryć, że informacje dostarczane przez Sobieską przeceniano.











*** Filip Musiał, Jarosław Szarek - Działania operacyjne SB wobec "Tygodnika Powszechnego" w latach 1957-1965
Pamięć i Sprawiedliwość - nr 10/2006

...Starano się także pozyskać konfidentów ze ścisłej redakcji. Obiektem tych wysiłków stała się m.in. - nieświadoma ich prowadzenia - Józefa Hennelowa. Bezpieka, która uzyskała informacje o rzekomo istniejącym konflikcie pomiędzy nią a redaktorem naczelnym oraz zespołem, chciała wykorzystać te animozje do werbunku. Na podstawie głównie materiałów agenturalnych sporządzono jej charakterystykę, w której zapisano: "Jest ona osobą inteligentną, rzutką i bardzo wydajnie pracuje nad redagowaniem »TP«. Według opinii [Starowieyskiej-]Morstinowej Turowicz jest tylko nominalnie redaktorem naczelnym, faktycznie zaś prowadzi całość i kieruje »TP« Hennelowa. W 1960 r. narosły pewne drażliwości na tle kompetencji między Turowiczem i Hennelową, co jednak szybko zostało zatarte. Ze względu na warunki rodzinne (opieka nad dziećmi) Hennelowa wysuwała pod adresem kierownictwa »TP« propozycje zwolnienia jej czy przeniesienia na inne stanowisko. Czyniła to jednak raczej formalnie i praktycznie bez rezultatu. Jest dobrym organizatorem ze względu na wymaganą dyscyplinę, tzw. »młodsza« grupa redaktorów nie bardzo ją lubi". Jednocześnie podsumowano efekty analizy posiadanych materiałów operacyjnych: "Pod względem politycznym trudno ją ocenić. Nie angażuje się po prostu i nie wypowiada na tematy z tego zakresu. Jest głęboko wierząca i systematycznie praktykująca, co jest niewątpliwie rezultatem dewocyjnego wychowania. Hennelowa była opracowywana przez naszą służbę w [latach] 1959-60 jako kandydatka na pozyskanie. Ze względu na jej silne powiązanie z kierownictwem »TP« i osobiste zaangażowanie w tym piśmie zrezygnowano z prób jej pozyskania, nie znajdując podstaw do osiągnięcia tego celu. Żadnych rozmów z nią dotychczas nie przeprowadzono" - pisał kpt. Józef Schiller, wówczas kierownik Grupy 3 Wydziału IV.

 

 






*** Roman Graczyk - CENA PRZETRWANIA? SB a "Tygodnik Powszechny" - Sabina Kaczmarska

...Donos z 22 czerwca 1967 r.: "Przemówienie pożegnalne Wojtyły przed wyjazdem po kapelusz kardynalski (21.06.br.) zostało w redakcji »TP« przyjęte jako »mowa do maluczkich«. Skwarnicki powiedział wprost, że Wojtyła nie wierzy sam w siebie jest oszołomiony sypiącymi się na niego łaskami i jest w stanie tylko z pokorą je przyjmować. W porównaniu z Sapiehą Wojtyła traci b. dużo. Tamten przyjmował łaski i tytuły jako mu należne, a gdy występował, to było wiadomo czego chce. Wojtyła jak na razie sili się tylko na pokorę. Jeżeli obsypuje się go godnościami to widocznie są do tego powody. Wojtyła nie powinien zastanawiać się czy jest godny takich łask, lecz wyciągać konsekwencje z tego wypływające i coś robić. Inaczej będzie tylko i wyłącznie jednym z członków episkopatu i pozostanie pod kapeluszem Wyszyńskiego. Wojtyła w spływających na niego dostojeństwach czuje się jak prostaczek we wspaniałym hotelu. To jeszcze za mało, aby być faktycznie kimś".














*** Andrzej Friszke, Andrzej Paczkowski - "Chcę współpracować" - Bolesława Piaseckiego memoriały więzienne
Tygodnik Powszechny - 2007-04-12

...Nie wiemy, co działo się z Piaseckim od połowy listopada 1944 do kwietnia 1945 r. Świetnie znający dzieje życia Piaseckiego i jego środowiska politycznego Andrzej Micewski pisał: "W istocie mało wiemy o pobycie Piaseckiego w więzieniu w Lublinie i w Warszawie (...) Pewne jest tylko, że sprawę Piaseckiego prowadził generał rosyjskiej służby bezpieczeństwa Iwan Aleksandrowicz Sierow" (A. Micewski, "Współrządzić czy nie kłamać", Paryż 1978). Sierow aż do maja 1945 r. kierował działalnością NKWD i kontrwywiadu "Smiersz" na tyłach frontu, m.in. nadzorował akcję porwania szesnastu przywódców Polski Podziemnej w marcu 1945 r. W omawianej teczce nic na ten temat nie ma, ale wedle zgodnych wspomnień najbliższych współpracowników Piasecki rozmawiał z Sierowem. Na rozmowy takie powoływał się on sam. Nikt jednak nie osadza ich w czasie ani nie omawia ich przebiegu. Antoni Dudek i Grzegorz Pytel, autorzy monografii lidera PAX-u, sugerują, że to on był inicjatorem owego dialogu: "jedyną szansą na przeżycie, jaka mu pozostała, było zwrócenie uwagi na swoją osobę".









*** Andrzej Garlicki - TAJNE ARCHIWA PRL-u

...Gdy więc 12 listopada 1944 r. Bolesław Piasecki został w Józefowie koło Warszawy aresztowany przez NKWD, wydawało się pewne, że żywy już nie wyjdzie. A tymczasem nie tylko że po ośmiu miesiącach wyszedł żywy, ale rozpoczął zaskakującą karierę polityczną. W rok po aresztowaniu wydawał tygodnik "Dziś i jutro", od którego zaczęło się tworzenie imperium PAX. Gen. płk Iwanow, o którym Piasecki wspomina w pierwszym zdaniu, to generał NKWD Iwan Sierow, wkrótce reżyser porwania 16 przywódców polskiego podziemia. On to właśnie ocenił, jaką wartością może być Bolesław Piasecki. I nie pomylił się.

Jasienica aresztowany został 2 lipca 1948 r. w Krakowie. Było to aresztowanie przypadkowe, bo przyszedł do mieszkania, w którym UB "założyło kocioł". Wkrótce przeniesiony został do Warszawy, gdzie przesłuchiwał go m. in. ówczesny major, późniejszy pułkownik Jacek Różański. Zatrzymanie Jasienicy, członka redakcji "Tygodnika Powszechnego", stwarzało sytuację wymagającą decyzji politycznej. Mówiąc najkrócej należało sobie odpowiedzieć na pytanie, czy władzom bezpieczeństwa trafił się smakowity kąsek pozwalający na przygotowanie procesu świadczącego o bezpośrednim powiązaniu zbrojnego podziemia z organem Kurii Krakowskiej, czy też wmanewrowały się one w sytuację kłopotliwą i niewygodną.



Aresztowanie i nagłe zwolnienie Jasienicy i Piaseckiego to przypadki bardzo podobne. Czy zostali zwerbowani na agentów? Mamy tu przykład najbardziej fascynującej i rzadkiej odmiany współpracy agenturalnej - agentury wpływu. Zapewne od obu nie żądano donosów, stalinowski reżim chciał "rządu dusz" i obaj swą działalnością polityczno-propagandową mieli odkupić winy. Jasienica wycofał się po kilku latach z tego procederu, Piasecki jako szef PAX-u uprawiał tę "polityczną" działalność do śmierci.












*** Sławomir Cenckiewicz - Oskar Lange po stronie Sowietów
Rzeczpospolita - 16.12.2006

...Lange był obywatelem amerykańskim, ale został mianowany w 1945 roku przez polski Rząd Tymczasowy ambasadorem w Stanach Zjednoczonych. Był znany z prosowieckiej postawy, choć nie należał do partii komunistycznej. Według Artura Bliss Lane'a, byłego ambasadora Stanów Zjednoczonych w Polsce, Lange doradził mu, żeby za jego nominacją wstawił się Joseph E. Davies, zagorzały prosowiecki były ambasador Stanów Zjednoczonych w Moskwie. Jak się później dowiedział Lane, sam Stalin zasugerował Harry'emu Hopkinsowi w czerwcu 1945 roku, żeby zamianować Langego na to stanowisko". Inny fragment książki: "W sierpniu 1944 roku Lange sugerował NKWD, że polskiego demokratycznego przywódcę Stanisława Mikołajczyka można wciągnąć do sterowanego przez komunistów Rządu Tymczasowego i że komuniści nie muszą iść na żadne "poważne ustępstwa", żeby to osiągnąć".












*** MAREK JAN CHODAKIEWICZ - W sieci NKWD
Rzeczpospolita - 25.09.1999

...Ważną grupą szpiegów byli znani intelektualiści, cudzoziemcy. Do tej grupy należał najprawdopodobniej Bertolt Brecht, pseudonim "Poeta", chociaż Klehr i Haynes zastrzegaja się, że może tu też chodzić o innego "Poetę": Bertholda Viertela. Współpracownikiem NKWD był natomiast z pewnością chilijski poeta, noblista Pablo Neruda. Według dokumentów sowieckich, gdy Neruda był konsulem generalnym Chile w Meksyku, NKWD podało, że "obecnie werbuje się go". Pozyskano go ostatecznie w 1944 roku, kiedy to pomógł NKWD przeszmuglować z Meksyku agenta Davida Sequeirosa, który przeprowadził nieudany zamach na Trockiego.












*** PIOTR ADAMOWICZ, ANDRZEJ KACZYŃSKI - "Historyk"
Rzeczpospolita - 12.08.2006

...Andrzej Micewski usiłował pogodzić role nie do pogodzenia - chciał zostać redaktorem naczelnym "Tygodnika Solidarność" poleconym przez Kościół, mianowanym przez Lecha Wałęsę i zatwierdzonym przez Służbę Bezpieczeństwa. Prawie dopiął swego. 6 grudnia 1980 roku Lech Wałęsa podpisał i wręczył mu nominację na organizatora oraz szefa związkowego tygodnika i wydawnictwa, połączoną z pełnomocnictwem do uzyskania od władz koncesji na czasopismo i wydawnictwo, lokalu, przydziału papieru i miejsca w drukarni. Jeszcze tego samego dnia Andrzej Micewski pochwalił się nominacją generałowi SB Konradowi Straszewskiemu, dyrektorowi IV Departamentu MSW zajmującego się inwigilacją Kościoła. Opowiedział też, jak do niej doszło i jak sobie wyobraża jej następstwa. Generałowi nominacja też się najwidoczniej spodobała, bo skrupulatnie odpisał sobie treść upoważnienia, włącznie z pewnym błędem, po czym dodał: "Pismo podpisał Wałęsa z wszystkimi tytułami".









*** Andrzej Friszke - Tajemnice Andrzeja Micewskiego
Tygodnik Powszechny

...Ze źródła "Historyk" pochodzą notatki o niektórych spotkaniach Społecznej Rady Prymasowskiej, której Micewski był członkiem, ale także ujemne charakterystyki samej Rady, która miała być ciałem bezwolnym i pozbawionym realnego znaczenia. Dość konsekwentnie podkopywał jej pozycję u Prymasa, informując o tych opiniach ppor. Putę, a być może też członków establishmentu. Pozostawał bowiem w osmozie z władzą; chciał być jakby łącznikiem między Prymasem a rządzącymi, ale łącznikiem w znacznej mierze kształtującym wzajemne relacje. Prymasa Glempa oceniał jako mało doświadczonego w sprawach wielkiej polityki i liczył na wywarcie nań silnego wpływu. Aby to było skuteczne, należało ograniczyć wpływ innych członków Rady. Zresztą niektóre jego wypowiedzi, zapisane przez Rakowskiego, trudno uznać za lojalne wobec Prymasa.












*** Joanna Siedlecka - Teczka pracy konsultanta "Olchy" (Wacław Sadkowski)
Rzeczpospolita - 04.08.2007

...W 1982 roku, w zenicie stanu wojennego, pojechał na półroczny "wyjazd studyjny" do Stanów, do ośrodków uniwersyteckich. Odwdzięczył się raportem o kadrze wydziałów slawistycznych. Pisał, kim jest Jan Kott i Roman Karst z Uniwersytetu Stony Brook czy Stanisław Barańczak z Cambridge. O tym, że "Kott, pupilek międzynarodowego komunizmu, czekał na obywatelstwo 10 lat, Ewa Thompson z Uniwersytetu Columbia jest z domu Majewska, a etaty Kotta i Karsta oraz pobyt Julii i Artura Międzyrzeckich opłacała Fundacja Rockefellera powiązana z żydowską oligarchią finansową i polityczną Nowego Jorku".












*** Podwójne życie Macieja Damięckiego - Maciej Damięcki przez 16 lat był agentem SB

...Noc z 30 na 31 marca 1973 roku była dla Macieja Damięckiego feralna. Artysta do późna bawił się wtedy w eleganckiej restauracji Budapeszt w centrum stolicy. Tam poznał nowych znajomych. Zabawa była tak szampańska, że postanowił odwieźć towarzystwo do domu. Patrol milicji zatrzymał jego trabanta na rogu ulic Chłodnej i Elektortalnej w Warszawie dokładnie o 1.40.
"Podczas kontroli stwierdziłem, że kierowca znajduje się w stanie wskazującym na spożycie alkoholu" - napisał w notatce ze zdarzenia plutonowy Andrzej Winnicki.
Opis tego nieprzyjemnego incydentu niedługo potem trafił na biurka oficerów Służby Bezpieczeństwa. Dla bezpieki była to gratka. Znaleźli haka na wziętego artystę, pochodzącego ze znanej aktorskiej rodziny. Spotkali się z nim już 6 kwietnia. "Daliśmy mu do zrozumienia, że oczekujemy od niego pomocy w formie udzielania przez niego informacji ze środowiska aktorskiego" - napisał ppor. Jerzy Filipowski, późniejszy oficer prowadzący Macieja Damięckiego.












*** Cezary Gmyz - Przeszłość arcybiskupa Sawy (TW "Jurek")
Rzeczpospolita - 13.01.2009

...Jedne z ostatnich donosów w teczce TW "Jurka" dotyczą Syndesmosu - międzynarodowej organizacji młodzieży prawosławnej. Ta oddolna inicjatywa interesowała nie tylko SB, ale przede wszystkim KGB. Bp Sawa przekazał obszerne informacje o pobycie w Polsce Aleksego Struwego z Francji, który był zaangażowany w powołanie tej organizacji. Oficer SB zanotował: "informację nt. Syndesmosu wykorzystać do opracowania odpowiedzi na pismo KGB ZSRR".












*** Dariusz Rosiak - Agent, filozof, antykomunista (Mieczysław A. Krąpiec - TW "Józef")

...W 1963 roku w Departamencie IV MSW pojawia się pomysł opracowania materiału propagandowego na temat kultu Matki Boskiej, szczególnie istotnego elementu praktyki wyznaniowej prymasa Stefana Wyszyńskiego. Pomysł wychodzi od Zenona Kliszki, drugiego po Gomułce człowieka w PRL-u, realizują go Departamenty I i IV Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, którym kieruje wówczas Władysław Wicha.












*** Filmowcy w matni bezpieki - Zygmunt Kałużyński (TW Literat)

...Oto esbecka notatka z 23 stycznia 1964 roku:

Ford procesuje się z Zygmuntem Kałużyńskim o opiekę nad nieletnim dzieckiem tego ostatniego (żona Kałużyńskiego obecnie mieszka z Fordem). Kiedy obaj opuścili w październiku 1963 roku gmach sądów na Lesznie, doszło między nimi do ostrej sprzeczki, w której Ford dopuścił się rękoczynów. Kałużyński przewrócił się na jezdnię z okrzykiem "Ratunku, ten Żyd mnie bije". Świadkowie zajścia, którzy wskutek okrzyków Kałużyńskiego chcieli na miejscu rozprawić się z Fordem, widzieli, jak ten kopal leżącego. Przybyła milicja spisała protokół i skierowała sprawę Forda do kolegium orzekającego.












*** TW "MATRAT" i jego raporty

...Z obserwacji przebiegu wszystkich spotkań z Miłoszem wynika ciągle jeden i ten sam wniosek: że nudziły go wszystkie oficjalne spotkania, uroczystości, natomiast naprawdę zainteresowany był spotkaniami ze zwykłymi, prostymi ludźmi. Przez cały pierwszy dzień pobytu w Lublinie dygotała mu ze złości szczęka, gdy był zmuszony do podporządkowywania się przebiegowi uroczystości na KUL. Odmówił stanowczo czytania tzw. "lekcji" w kościele, nie chciał również odczytać listy poległych pisarzy i poetów (zgodził się na to A. Rymkiewicz, dla organizatorów było to ogromne rozczarowanie - nie pomogły jednak nawet usilne prośby rektora KUL i biskupa miasta Lublina, wiem o tym z rozmów z rodziną Miłosza). Natomiast następnego dnia, gdy Wałęsa w imieniu własnym i ludzi pracy w Polsce złożył mu wyrazy uznania, poczuł się autentycznie wzruszony. Powiedział wówczas: to ja czuję się w obowiązku podziękować p[anu] Wałęsie i robotnikom polskim. Mój wkład, nawet jeżeli istniał, był niczym w porównaniu z wkładem robotników polskich. Chodziło mu (Miłoszowi) o to, że wydarzenia w Polsce mają znaczenia dla całego świata. Zdarzył się taki cud: właśnie prości ludzi przywrócili nadzieję intelektualistom, mogą teraz wierzyć, że słowa odzyskają kiedyś swoje proste, ludzkie znaczenie, że proces manipulacji znaczeniem słów, jaki jest wynalazkiem XX wieku (we wszystkich państwach), zostanie zahamowany.












*** JERZY MORAWSKI - Pisarz pod nadzorem - TECZKA PAWŁA JASIENICY
Rzeczpospolita - 06.04.2002

...Nena miała czterdzieści lat, gdy poznała 57-letniego Pawła Jasienicę. Kim była? Brała udział w powstaniu warszawskim, jako żołnierz AK trafiła do oflagu. Po wyzwoleniu wyszła za mąż za Irlandczyka. Ten związek nie trwał długo. - Nie była ładną kobietą, ale zadbaną, zgrabną. Taką w dobrym gatunku - mówi Ewa Beynar-Czeczott. - Twierdziła, że studiowała dziennikarstwo. Pracowała w dziekanacie jednej z warszawskich uczelni. Nie wiadomo, jak ją zwerbowano. Donosiła na studentów i profesorów. SB zatrudniła ją jako kelnerkę w Grand Hotelu, aby miała łatwy dostęp do zagranicznych gości. Postanowiono zarzucić sieci na Jasienicę. Przygotowywano "Ewie" pytania i wysyłano na spotkania autorskie pisarza. Siadała w pierwszym rzędzie i zadawała pytania. Bywała na wszystkich spotkaniach, pisarz ją poznawał. Kiedyś zaprosił na kawę. Stała się jego towarzyszką. Przez ostatnie osiem miesięcy życia - żoną. Za zgodą SB.












*** Kontakt operacyjny "Delegat" - Agenci Służby Bezpieczeństwa między prymasami Polski a "Solidarnością"
Rzeczpospolita - 05.08.2006

...O raporcie rzymskim i "Delegacie" rozmawiamy niezależnie z dwoma historykami IPN: dr. hab. Janem Żarynem, znawcą stosunków między państwem a Kościołem w PRL, i Grzegorzem Majchrzakiem, który przygotowuje doktorat o rozpracowaniu władz pierwszej "S" przez SB. Ich oceny są niemal identyczne. Twierdzą, że jest to ciekawy i ważny dokument świadczący o działalności agenturalnej "Delegata". Mimo że nie pochodzi on od tajnego współpracownika, lecz od kontaktu operacyjnego, to jednak ze względu na charakter zawartych tam informacji można śmiało powiedzieć, że mamy do czynienia z działalnością agenturalną. Być może samemu "Delegatowi" wydawało się, iż bierze udział w negocjacjach politycznych z SB - przedstawicielami władzy. Podstawowe pytanie brzmi bowiem tak: czy mamy do czynienia ze świadomą współpracą, czy też nieprzemyślanym gadulstwem? Trzeba jednak pamiętać, że rozmowy z funkcjonariuszami SB nie były bezkarne, gdyż nie interesował ich polityczny dialog z przedstawicielem Kościoła, a jedynie pozyskanie cennych informacji służących rozpracowaniu "Solidarności" i Kościoła katolickiego. Jakiś pozornie mało znaczący szczegół mógł zatem być istotniejszy dla SB niż długi wywód polityczny "Delegata". Bo dla Służby Bezpieczeństwa nie było informacji nieważnych, były jedynie mniej lub bardziej przydatne. Na przykład negatywne charakterystyki mogły być później wykorzystane w celu dyskredytowania niektórych osób.

IPN dopiero w marcu 2009 oficjalnie potwierdził fakt, iż agentem o kryptonimach "Delegat" i "Libella" był ksiądz Henryk Jankowski. 

Sprawa ta dowodzi, że lustracja jest w Polsce zjawiskiem mocno zabarwionym politycznie. Jednych (Wałęsa) lustruje się z fanatyczną namiętnością, innych jakoś nie. Ciekawe, ilu pozostało jeszcze tych "innych"?











*** Helena Kowalik - Utracona cześć Ireny Dziedzic (TW "Marlena")
Wprost - 28 marca 2010

...W dokumentach I PN nie ma informacji o tym, w jakich okolicznościach mogło dojść do zarejestrowania dziennikarki. Jest za to sprawozdanie funkcjonariusza SB Lipińskiego (w dokumentach nie używa imienia) z nawiązania pierwszego kontaktu z dziennikarką w październiku 1957 roku. "Wystąpiłem jako oficer służb kontrwywiadu MSW. Zaproponowałem współpracę z organami, udzielanie nam informacji o dziennikarzach państw kapitalistycznych oraz kontaktach z nimi obywateli PRL. Irena Dziedzic zgodziła się. Oświadczyła, że rozumie konieczność pomagania organom bezpieczeństwa. Przekazała szereg informacji dotyczących B. - obywatela USA polskiego pochodzenia. Po spotkaniu z B. obiecała do mnie zadzwonić, aby podzielić się spostrzeżeniami, bo to może być interesujące dla organów BP. Uznałem, że dobrym pomysłem będzie przeprowadzenie z B. wywiadu telewizyjnego. Ponadto przekazała informacje o romansie koleżanki Joanny R. z dziennikarzem Hansem S.", mówi notatka.











*** Maja Narbutt - Pan minister i pan X (Józef Kossecki, TW "X", TW "Rybak")
Rzeczpospolita - 01.03.2008

...Wynajmowaliśmy małe mieszkanie na warszawskim Mokotowie. Tam urządziłem swoje wesele, a właściwie skromne studenckie przyjęcie. Kilka dni później zjawiła się milicja. Było kolegium za to, że mieszkamy bez meldunku. Wlepiono nam olbrzymi mandat. Musieliśmy się natychmiast wyprowadzić, właściwie wyrzucono nas na bruk. Żona była w zaawansowanej ciąży - mówi Kuczyński. - Z trudem udało nam się znaleźć jakąś ruderę w Ursusie. Gościem na weselu był Józef Kossecki. - Do dziś ponoszę konsekwencje esbeckich donosów. Wyrzucano mnie z pracy, mam przez to nędzną emeryturę - irytuje się Kuczyński. Służba Bezpieczeństwa inwigilowała go przez kilkanaście lat. Dostał kryptonim "Rosomak". "Podoba mi się. Tak mnie widzieli: małe, zawzięte, agresywne bydlę" - napisał w swoim blogu.

Sprawa TW "Rybaka" ma też swój aspekt humorystyczny. Wszystko wskazuje na to, iż pan Kossecki własnoręcznie sporządził swój biogram na wikipedii. Figuruje tam jako bohater walki z komuną, zaś historycy uważają go za jednego z najbardziej skutecznych agentów SB (KGB?) w historii PRL. 













*** Saga rodziny Szczypiorskich

...Adam Szczypiorski - wieloletni tajny współpracownik Służby Bezpieczeństwa o ps. "Paweł". Umożliwił dwukrotnie (w 1986 i 1988 r.) założenie podsłuchu pokojowego w mieszkaniu swego ojca znajdującym się na zamkniętym rządowym osiedlu w Warszawie przy ul. Parkowej. Adam Szczypiorski mieszkał tam wspólnie ze swoimi rodzicami, wraz z żoną i synem. Operacja zainstalowania podsłuchu w salonie i w gabinecie prywatnym Andrzeja Szczypiorskiego w sierpniu 1988 r. (podobnie jak uprzednio w 1986 r.) została przeprowadzona przez SB przy współdziałaniu z rezydenturą KGB w Warszawie. Jako bazę wypadową dla funkcjonariuszy SB użyto sąsiadującego mieszkania, które wynajmował wówczas dyrektor przedstawicielstwa sowieckich linii lotniczych Aerofłot (prawdopodobnie oficer KGB). Radzieccy w osobie generała - majora KGB Iwana Josifowicza Walko wyrazili na operację zgodę, co bardzo ułatwiło funkcjonariuszom SB wykonanie zadania założenia owego podsłuchu oraz tajnego przeszukania.







*** Krzysztof Tarka - Tajemnica Szczypiorskiego
Newsweek - 19/2006

...Kolejnym krokiem miało być zorganizowanie spotkania syna z rodzicami. Podczas bezpośredniego spotkania miał przekonywać ich do powrotu do kraju. Na początku kwietnia 1955 r. Adam Szczypiorski w odpowiedzi na propozycję spotkania zawiadomił syna o planowanym wyjeździe żony do Austrii na obchody wyzwolenia więźniów obozów koncentracyjnych. Dodał, iż świadomość rychłego spotkania z synem po dziesięcioletniej przerwie sprawia, że w ostatnich dniach matka o niczym innym nie myśli. Andrzej Szczypiorski przekonywał ppłk. Leona Winiawskiego, że w tej sytuacji nietrudno będzie pozyskać matkę i wykorzystać jej wpływ na ojca, by przekonać go do powrotu do kraju. Według oficera wywiadu Andrzej był zainteresowany wyjazdem do Wiednia, gdyż "przypuszcza, że podniesie to jego walory, jest karierowiczem, ale człowiekiem zdolnym". Przebieg spotkania został w szczegółach opracowany przez peerelowski wywiad. Ustalono, że rozmowa syna z matką będzie nagrywana przez aparat podsłuchowy zainstalowany w zamkniętej walizce.

Historia związków Andrzeja Szczypiorskiego (pseudonim "Marek") z bezpieką to opowieść prawdziwie szekspirowska. Zdrada ojca, kariera dyplomatyczna przerwana przez defraudację w ambasadzie polskiej w Danii, agenturalna praca w Niemczech w latach 60-ych. Potem rok 1968, Szczypiorski zrywa współpracę, sam staje się obiektem inwigilacji. Historia powtarza się, jego syn (pseudonim "Paweł) donosi na ojca. 

 Po ujawnieniu makabrycznych szczegółów współpracy Sz. z bezpieką zapadła nad nim zupełna cisza. Widać tu zaskakujące podobieństwo do Guntera Grassa - publicznie pasja moralizatorska, prywatnie starannie ukrywany "szkielet w szafie". A jednak... Tak jak w przypadku Grassa należy oddzielić twórczość i życiorys. Problem jednak z niesłuchanie wysokim diapazonem etycznym jaki obowiązuje w polskim życiu publicznym. Co zrobić z "Mszą za miasto Arras", najlepszym komentarzem polskiej literatury do Marca 1968? Przekreślanie twórczości Sz. za jego niechlubną połowę życia jest przesadą.











*** Joanna Siedlecka - Oporów moralnych nie zdradzał - Andrzej Kuśniewicz, pisarz i agent w świetle dokumentow IPN

...Służba Bezpieczeństwa była dumna, że pozyskała pisarza z najwyższej półki. W styczniu 1980 roku typowała go na prezesa ZLP po umierającym Iwaszkiewiczu. Wysoko oceniała jego donosy: "konkretne, obiektywne, posiadające wartość operacyjną". A informował np. o córce jednej z pisarek, która leczy się w zakładzie dla nerwowo chorych. O "pederastycznych wyczynach" i partnerach Jarosława Iwaszkiewicza. Praktycznie każdy kontakt z nim owocował donosem. Gdy np. Tadeusz Konwicki pożyczył mu swój, wydany w samizdacie, "Kompleks polski", poleciał z nim na SB, dał do przeczytania swojemu oficerowi. A w swoim raporcie z 29.09.1977 określił Konwickiego jako "przepojonego jadem nienawiści do polityki kulturalnej władz, który książkę swą wydał z pełną świadomością skutków, mimo to, jest nadal kierownikiem literackim zespołu filmowego". Najbardziej porażający jest jego donos o umierającym Jasienicy, którego odwiedził w szpitalu 21 czerwca 1970 roku, a więc trzy tygodnie przed śmiercią. Poinformował SB, że "cierpi on na chorobę krwi typu rakowego, nie rokującą wyleczenia. Jego stan jest krytyczny lub wręcz beznadziejny".











*** Joanna Siedlecka - Operacja "Gombrowicz" (Barbara Witek-Swinarska, "Krystyna")
Rzeczpospolita - 06-12-2010

...Wykorzystywano również "Krystynę" do spraw krajowych. Pomogła np. dopaść Ireneusza Iredyńskiego, informując, że uchodzi w środowisku za drugiego Hłaskę, za "prześladowane przez moczarowców europejskie pióro". Zdradzała jego kolejne twórcze projekty, z których w związku z tym nic nie wychodziło. W listopadzie 1963 r. doniosła np., że pomóc "pokrzywdzonemu" postanowił sam Aleksander Ford, kierując do produkcji film według scenariusza Iredyńskiego. Demagogicznie go streszczała, dowodząc, że o nic w nim nie chodzi, nie wiadomo, gdzie się to dzieje, a jego bohaterowie, podobnie jak autor, piją tylko i baletują.

W 1966 r. pomogła wsadzić do więzienia nie tylko Iredyńskiego, ale też zaprzyjaźnionego z nim studenta reżyserii Edwarda Żebrowskiego, co zablokowało na długo ich twórczy rozwój. Żeby uciszyć "europejskie pióro" i w ogóle młodych gniewnych, SB sfingowała sprawę o gwałt, którego nie było, mimo to Iredyński odsiedział trzy lata, student kilka miesięcy, bo nie o niego chodziło. Witek-Swinarska była przyjaciółką Maszy Kapelińskiej, pierwszej żony Iredyńskiego, która robiła wszystko, żeby męża wyciągnąć, opowiadając o tym swojej artystycznej paczce, m.in. Baśce, ona natomiast swoim esbekom. Mieli więc oskarżonych na widelcu i sterowali sprawą, dobrze wiedząc, jaką linię obrony planują wynajęci przez Maszę adwokaci, jakie dowody przedstawią zgromadzeni przez nią świadkowie.











*** Sebastian Ligarski - Twórczy donosiciele
Rzeczpospolita - 04-09-2008

...Twórcy: Henryk Tomaszewski (twórca Wrocławskiego Teatru Pantomimy), Maciej Damięcki, Marek Piwowski, Kazimierz Koźniewski, Andrzej Brycht, Wacław Sadkowski, Jan Maria Gisges, Aleksander Minkowski, Tadeusz Strumff, Henryk Worcell, Lech Isakiewicz, Roman Waschko, Tadeusz Borowski, Stanisław Chaciński, Andrzej Drawicz, Henryk Gaworski, Eugeniusz Kabatc, Andrzej Kuśniewicz, Jerzy Lovell, Andrzej Szczypiorski, Krzysztof Teodor Toeplitz, Jerzy Wittlin, Marian Reniak, Czesław Białowąs... Te przykładowe osoby, choć pochodzące z różnych środowisk twórczych, łączyła jedna cecha. Były osobowymi źródłami informacji tajnej policji politycznej w Polsce Ludowej. Donosicielami. Czy było ich wielu, czy szkodzili, czy też prowadzili tylko "intelektualną grę" z aparatem bezpieczeństwa, czy byli osobami, które w brutalny sposób złamano, czy też donosili z własnej woli, a może byli ofiarami systemu totalitarnego - te pytania padają często w polemikach na temat działalności agentury SB w środowiskach twórczych. Na jedno pytanie znamy już odpowiedź.

Dla Służby Bezpieczeństwa penetrującej środowiska twórcze liczyła się jakość agentury, a nie jej ilość.











*** WŁODZIMIERZ KNAP - Bezpieka bez kontroli
Dziennik Polski - 18-10-2004

...Lesławowi Maleszce, "Ketmanowi", obecnie redaktorowi "Gazety Wyborczej", z budżetu państwa jeszcze w IV kwartale 1989 r. wypłacano pieniądze za donoszenie SB! Na marginesie warto przypomnieć, że prokuratorom zajmującym się w III RP sprawą zamordowania w 1977 r. Stanisława Pyjasa, działacza Studenckiego Komitetu Solidarności, przez całe lata nie wydawano m.in. akt dotyczących konfidenckiej działalności Maleszki, donoszącego również na Pyjasa. Świadczyć to może o tym - jak twierdzą znawcy działalności tajnej policji politycznej - że służby specjalne chronią PRL-owskich agentów zajmujących ważne stanowiska w III RP, bo Maleszka był, a może nadal jest, jednym z bardziej wpływowych ludzi w "Gazecie Wyborczej".









*** Szpilki z drzewa SB - rozmowa ze ZBIGNIEWEM FIJAKIEM, działaczem opozycji antykomunistycznej
Dziennik Polski - 29-10-2004

...Mam świadomość, że tajni współpracownicy to jakaś "mierzwa historii", często są to ludzie zgnojeni, wystraszeni, szantażowani. Nie mam do nich pretensji, nie chowam urazy, chętnie wybaczę agentom. Muszę jednak wiedzieć, komu mam wybaczyć, tym bardziej że niektórzy konfidenci bezpieki byli wyjątkowo gorliwi. Podobno Maleszka pisał np. raporty do kierownictwa bezpieki w Warszawie, w których donosił na... prowadzących go funkcjonariuszy. Miał skarżyć się, że nie realizują jego świetnych pomysłów wymierzonych w opozycję. Szkoda słów. Niech wreszcie przemówią dokumenty.









*** Luiza Zalewska - Jak dzisiaj żyją konfidenci bezpieki?
DZIENNIK - 11 sierpnia 2007

...Sześć lat temu wyszło na jaw, że przez kilkadziesiąt lat Maleszka współpracował z bezpieką. Donosił m.in. na swoich przyjaciół, w tym Stanisława Pyjasa, który zginął z rąk SB. Od tamtej pory całkowicie osiwiał, lekko utył. Pogodził się z tym, że nie może nic napisać ani nic publicznie powiedzieć i jedynym zajęciem, jakie dano mu wykonywać, jest poprawianie cudzych tekstów. Do końca życia. Słucha jazzu. Słucha go od lat 60. i czuje się z jazzem jak w domu. Na koncertach nie bywa, bo za równowartość jednego biletu może kupić przynajmniej trzy płyty. Mieszka na zamkniętym osiedlu ze strażnikiem przy bramie. Eleganckie osiedle z czerwonej cegły wygląda na ekskluzywne miejsce, ale mieszkańcy od lat walczą z deweloperem, bo nie mogą założyć wspólnoty mieszkaniowej. Wokół osiedla nie ma nic: pola, baraki i chaszcze. Do najbliższego sklepu kilkaset metrów, idzie się albo poboczem drogi, albo ścieżką. Nie ma dzieci. Nie ma przyjaciół. Myślał o psie, ale żona jest uczulona na sierść. Nie bywa w mieście, bo nie przepada za tłumem. Gdyby osiedle otaczał park, nie przechadzałby się po nim, bo nie lubi spacerów.


Lesław Maleszka podpisywał swe raporty, czy może raczej ponaglenia do wytężonej pracy SB kilkoma pseudonimami m.in. "Tomek", "Ketman", "Return". W roku 1980 Maleszka jako "Tomek" pobrał z kasy SB 30 tys. złotych (swoją drogą ciekawe, czy kasę brał na każdy z pseudonimów, czy też w teczkach SB "Tomek" był jego najważniejszym pseudonimem). W czerwcu 1977 pan Lesław pod pseudonimem "Return" raportował: "W wypadku uzyskania jakichś danych o kryminalnej przeszłości osób zaangażowanych w działalność SKS-u należy to bezwzględnie wykorzystać do moralnej kompromitacji tych osób... W wypadku pojawienia się np. ulotek SKS należy spowodować ukazanie się kontrulotek... Kompromitacja Batko, Wildsteina, Sonika i Ruszara oznaczałaby praktycznie nie istnienie SKS-u... Są niektóre osoby, w stosunku do których można wykorzystać kontakt z przestępcami, alkoholizmem czy narkomanią tak jak to jest np. w przypadku Wildsteina. Jeżeli nawet w chwili obecnej nie ma danych świadczących o takim prowadzeniu się jak Wildstein, to można je zaaranżować."

Był Maleszka może najlepszym "agentem wpływu" ulokowanym w opozycji lat 70-tych. Znał plany kierownictwa krakowskiego SKS i takież plany warszawskiego KOR, bowiem odgrywał rolę łącznika SKS z KOR. Raporty od niego odbierało kilku funkcjonariuszy, w końcu zaś przejęty został przez samego szefa Wydziału III (SB) Komendy Wojewódzkiej MO w Krakowie ppłk J. Billa.






*** Piotr Gontarczyk - Prawdziwa twarz Maleszki
Gazeta Polska - 27.07.2005

...W 1991 r. nad "Ketmanami" zaczęły zbierać się czarne chmury. Powołano rząd Olszewskiego, w którym szefem MSW został Macierewicz, a Urzędu Ochrony Państwa - Piotr Naimski. Wszyscy trzej to zwolennicy lustracji, osobiście znani Maleszce. Donosił na nich jeszcze w latach 70. W czerwcu 1992 r., kiedy ogłoszono tzw. listę Macierewicza, "Gazeta Krakowska" wspólnie z "Wyborczą" ruszyła do brutalnego ataku. "Granat w szambie", "Zacieranie brudnych śladów", "Czy nie mieliście skrupułów?", "W świecie widm i upiorów", "Olszewski chciał wyprowadzić wojsko na ulicę", "Brudne czyny" - to tylko niektóre tytuły publikowanych w gazecie Maleszki artykułów.












*** Sekrety i kłamstwa - współpraca arystokracji z SB - z Tomaszem Lenczewskim, historykiem i genealogiem rozmawia Maja Narbutt
Rzeczpospolita - 16.06.2007

...Motyw ludzi ze sfer ziemiańskich, których teczki przebadałem, a którzy byli TW, KO czy KP, był najczęściej bardzo wyraźny: chcieli żyć na poziomie, który - jak uważali - im się należał. Znalazłem sporo pokwitowań na pewne sumy pieniężne. Jeden ze zwerbowanych do współpracy wręcz sam składał ofertę - przekonywał, że jak bezpieka pomoże się mu urządzić materialnie na Zachodzie, to weźmie udział w rozpracowywaniu Zbigniewa Brzezińskiego. Deklarował, że znajdzie do niego dojście, bo jego dziadek zasiadał w radzie nadzorczej firmy, w której pracował ojciec Brzezińskiego. Można oczywiście uznać, że niektórzy uwierzyli w nowy ustrój. Zresztą ślady tego są w dokumentach służb bezpieczeństwa, gdzie w raportach z inwigilowania osób ze środowiska byłych ziemian spotyka się formułę: "trzeźwo patrzy na rzeczywistość" lub "nie ma złudzeń".












*** PAWEŁ SMOLEŃSKI - I ty zostaniesz konfidentem
Gazeta Wyborcza - 14/11/1998

...Departament III zatrzymuje studenta, działacza podziemia, w nielegalnej drukarni. Oficer obiecuje: będziesz spokojnie studiować w zamian za współpracę... Student godzi się, lecz później stara wywinąć. Przynosi informacje, o których sądzi, że są bez znaczenia, np. młody pracownik nauki chce leczyć za granicą swoje jedyne umierające dziecko. SB dociera do naukowca, za obietnicę współpracy daje paszport. Naukowiec podpisuje zgodę na współpracę, bo wie, że polscy lekarze dziecka nie uratują. Czy zrobił źle?

 

Legendarny tekst z "Wyborczej", klasyczny przykład "mokrej roboty" w wykonaniu prawdziwego artysty w tej dziedzinie. W czasie kiedy tekst został opublikowany ważyła się kwestia powołania IPN i Sądu Lustracyjnego. Smoleński, zaufany człowiek Michnika miał najwidoczniej za zadanie zasugerowanie w swym tekście "określonym osobom" że nie warto ruszać archiwów SB. Wśród nie wymienionych z nazwiska jest ówczesny premier Jerzy Buzek.












*** Tomasz Pompowski - Wielkość i słabość dawnej opozycji
Dziennik - 2006-08-26

...Bezpiekę interesowało życie seksualne wielu opozycjonistów. W teczkach niektórych z nich znajdują się zdjęcia z orgii seksualnych. Podobne materiały jak te, które zachowały się w aktach polskiej bezpieki, znajdują się w materiałach nagromadzonych przez inne służby bloku wschodniego, również o polskim podziemiu. Na przykład w archiwach Stasi istnieje informacja, że uważany dziś za jednego z bohaterów "Solidarności" opozycjonista regularnie uprawiał seks z psychicznie chorą kobietą (w SB zachowała się bogata dokumentacja zdjęciowa). Jednak papiery kryją nie tylko takie "rewelacje". Bezpieka skrzętnie dokumentowała przypadki zdrady małżeńskiej. "X. powiedział żonie, że jedzie na spotkanie opozycji do Krakowa. Jednak poszedł do mieszkania Y. i do niedzieli wieczorem przebywał u niej w domu. Wieczorem w parku na ławce uprawiał z nią seks. Wiadomo, że X. spotyka się z Y. od dłuższego czasu" - donosił wszędobylski informator. Takie grzeszki miał na sumieniu niejeden opozycjonista. "A. umówił się po mszy z V. Powiedział żonie, że idzie na ważne politycznie spotkanie. V. zaszła z nim w ciążę. Materiał do wykorzystania..." - donosi inny raport. O skali problemu mówi kryptonim "Rogacz" nadany sprawie operacyjnego rozpracowania jednego z prominentnych dziś polityków.










Biografie odtajnione: z archiwów literackich bezpieki









*** Joanna Siedlecka - Biografie odtajnione: z archiwów literackich bezpieki - Jerzy Zawieyski

...Płacił bowiem zawsze za seks. Wypisywał czek albo dawał pieniądze, dorzucając drobne na taksówkę, papierosy, nową koszulę, a oni nie odmawiali, „nie chcąc robić mu przykrości”. Bardzo często, zwierzał się Czerwińskiemu, okradali go, wyłudzali pieniądze pod najróżniejszymi pretekstami. Bywali zresztą w sytuacjach dramatycznych - jeden z nich na przykład zrezygnował z kapłaństwa i w jego małym miasteczku nikt nie chciał go zatrudnić, pracował fizycznie, inny z kolei skarżył się, że nie jest w stanie wyjść z długów. Na ogół jednak nie płacił z własnej kieszeni, ale pomagał w karierze i awansach, zdobyciu atrakcyjnych posad. „Mam kogoś w PIW-ie, jestem na ty ze Stefanem Żółkiewskim z KC, bardzo dobrze z Eugenią Krassowską, wiceminister oświaty i szkolnictwa wyższego, Witoldem Balickim, ministrem kultury”, przechwalał się. I rzeczywiście pomagał, licząc, że w ten sposób kupuje ich milczenie.








*** Joanna Siedlecka - Biografie odtajnione: z archiwów literackich bezpieki - Jerzy Andrzejewski

..."Udawał dąb, a był próchno. Jaka mizeria, ale wybaczona", pisał o nim Miłosz. "Urodziłem się pisarzem, a nie bohaterem", mówił Julian Stryjkowski, gdy namawiano go na akces do opozycji. Andrzejewski tego nie potrafił. Nie posłuchał też Hertza, który zawsze powtarzał, że Nobla mogła zapewnić mu tylko ostra autobiograficzna książka. Wybrał jednak KOR, choć Nobla i tak nie dostał. Przyniósł mu również straty, wybebeszając go przed swoimi TW. Co najważniejsze, podobnie jak Halina Mikołajska, zapłacił za niego niewątpliwie cenę najwyższą, czyli przedwczesną śmiercią. Rzeczywiście go pocięto, zmiażdżono na miazgę, w języku służb - zrobiono z niego puree, przyrządzono "na kotlietku".








*** Joanna Siedlecka - Biografie odtajnione: z archiwów literackich bezpieki - Alicja Lisiecka

..."Już dawno nie było u nas kobiety tak ambitnej, tak niesłychanie żądnej władzy i popularności - notował 13 stycznia 1961 roku w swoich Dziennikach Mieczysław Rakowski. "Na pewno jest zdolna, pisze ciekawie, ale jest to kobieta nieprzebierająca w środkach, atakująca z całym impetem przeszkody wyrastające na jej drodze. Dość interesująca dla mężczyzn, niebrzydka". A przede wszystkim bardzo zgrabna, o najpiękniejszych nogach w całej Warszawie. Błyskotliwa, inteligentna, oczytana, "w piśmie biegła". Nigdy jednak, zwłaszcza w gomułkowskim PRL-u, nie osiągnęłaby, i to jeszcze przed trzydziestką, tak wysokiej pozycji bez poparcia swoich kolejnych, wysoko postawionych mężczyzn, którym to ona wskakiwała do łóżek, rozbijając ich małżeństwa. Na przykład wszechwładnemu wtedy "Hetmanowi" Stefanowi Żółkiewskiemu, do 1968 roku członkowi KC, kierownikowi wydziału kultury i nauki, ministrowi szkolnictwa wyższego, przedstawicielowi najwyższej partyjno-rządowej elity, mieszkańcowi alei Róż. Stracił zupełnie dla Lisieckiej głowę i jeszcze jako studentce polonistyki pomógł dostać się na drugi, magisterski poziom studiów - ze względu na ojca w Londynie miała z tym kłopoty. Załatwił jej stypendium habilitacyjne i posadę w Instytucie Badań Literackich (IBL), którego jako architekt marksistowskiego literaturoznawstwa był panem i założycielem. Forował ją i publicznie nazywał geniuszem krytyki równym Brzozowskiemu.












*** DZIKA LUSTRACJA CZYLI TAKIE TAM RÓŻNOŚCI Z IPN-U

...Adam Michnik - CECHY CHARAKTEROLOGICZNE

Wybuchowy, impulsywny, erudyta, potrafiący mimo wady wymowy /jąka się/ przyciągnąć słuchaczy, zręcznie posługując się demagogią. Potrafi narzucać autorytet nawet silnym indywidualnościom.

Wobec ludzi o - jego zdaniem - niższej pozycji jest uprzejmy, stara się narzucać im swoje racje i wciągać ich do współpracy, przy czym szybko rezygnuje z "wątpiących".

Duże ambicje przywódcze udziału w życiu politycznym. Nie przywiązuje dużej wagi do spraw materialnych.

Zainteresowania jego obracają się przede wszystkim wokół życia społeczno-politycznego, historii ruchów społecznych, myśli społeczno-politycznej.

Posiada w tych dziedzinach ogromną wiedzę.

Nie potrafi prowadzić merytorycznej dyskusji z ludźmi o odmiennych poglądach, nawet przy zbliżonej płaszczyźnie światopoglądowej, irytuje się, staje się opryskliwy, nawet potrafi ubliżyć. Cały swój czas i energię poświęca swojej "działalności" organizując pod tym kontem życie towarzyskie.

Od otoczenia oczekuje szacunku i podziwu.