Tygodnik Powszechny - 2000
Tragiczne wydarzenia sprzed 60 lat nadal dzielą Polaków i Ukraińców
Timothy Snyder
Wołyń, rok 1943
Czy mówienie o przyczynach wydarzeń 1943 roku na Wołyniu ma dziś sens? Czyż nie wiemy, co się stało? Tak, wiemy dużo, bo społeczna pamięć funkcjonowała przez minione 60 lat. Zarazem wiemy jednak mało, bo sporo istotnych źródeł jest dostępnych dopiero od kilku lat, one zaś pozwalają na nowo przedstawić wydarzenia. Chodzi nie tylko o fakty, ale również o ich interpretację oraz o przyczyny. Tymczasem odpowiedź na pytanie, co się stało, musi zawierać odpowiedź także na pytanie inne: jak do tego doszło?
Choć
przed 1939 r. Ukraińcy nie mieli swej państwowości, bo w 1921
r. w Rydze podzielono Ukrainę między ZSRR a Polskę, to na
Wołyniu w latach 30. główną tendencją była współpraca z
państwem polskim. Wojewoda wołyński Henryk Józewski uważał, że
porozumienie ukraińsko-polskie stanowi fundament bytu Polski i
Ukrainy. W swoim "eksperymencie" zachęcał on ukraińskich
polityków, by reprezentowali swe stanowisko w Warszawie.
Ukraińskie Zjednoczenie Narodowo-Demokratyczne (UNDO), partia
centrowa i ciesząca się znacznym poparciem, przyjęła w 1935 r.
podobną linię: lojalność wobec Polski w zamian za reformy na
szczeblu lokalnym.
Pogodzenie się z istnieniem w ramach
państwa polskiego było stanowiskiem rozsądnym po podpisaniu
przez Polskę paktów o nieagresji z ZSRR (1932) i Niemcami
(1934). Kiedy jednak Polska padła ofiarą obu mocarstw w
1939 r., strategia ta z punktu widzenia Ukraińców straciła
rację bytu. Klęska Polski i atak Niemców na ZSRR - które
doprowadziły do rozpadu ukraińskiego politycznego centrum i
lewicy - ujawniły zarazem konsens: Ukraińcy opowiadali się
odtąd za koncepcją, znaną pod nazwą sobornist', stworzenia
niepodległej Ukrainy, obejmującej wszystkie ziemie zamieszkane
przez Ukraińców.
Z Hitlerem nadzieje swe wiązała
zwłaszcza ukraińska nacjonalistyczna prawica. Organizacja
Ukraińskich Nacjonalistów (OUN), założona w 1929 r. przez
weteranów wojny polsko-ukraińskiej 1918-19, przez całą dekadę
działała w podziemiu. Ponieważ Niemcy były jedynym możliwym
sprzymierzeńcem w dążeniach nacjonalistów ukraińskich do
zbudowania państwa, wmówili oni sobie, że dojście Hitlera do
władzy to dobry omen. Zwłaszcza, że w 1939 r. Niemcy
faworyzowali Ukraińców w "Generalnym Gubernatorstwem",
wykrojonym z okupowanej Polski. Jednak początkowo wojna nie
stworzyła możliwości, jakich oczekiwała OUN: pakt
Ribbentrop-Mołotow pozostawiał ziemie ukraińskie po stronie
ZSRR. Dopiero w 1941 r., po ataku na ZSRR, Niemcy powierzyli
ukraińskim nacjonalistom tworzenie administracji lokalnej na
Wołyniu i pozostałych ziemiach z ludnością ukraińską,
podbitych przez Wehrmacht. Jednak nadzieje nacjonalistów
rozwiały się, gdy Niemcy odmówili utworzenia z tych ziem
jakiejś ukraińskiej całości administracyjnej.
Zdolni "czyściciele"
Prawica ukraińska była
wówczas podzielona, za sprawą radzieckiej prowokacji (zamach
na Jewhena Konowalca w 1938 r.), na OUN-B i OUN-M. Próbując
tworzyć fakty dokonane, OUN-B proklamowała państwo ukraińskie
we Lwowie w czerwcu 1941 r. W odpowiedzi w ciągu następnych
dwóch lat Niemcy uwięzili lub zabili 80 proc. jej
kierownictwa, a Stepan Bandera znalazł się w obozie
Sachsenhausen. Po jego aresztowaniu na czele OUN-B stanął
Mykoła Łebedź, który skupił się na tworzeniu służby
bezpieczeństwa OUN-B, odznaczającej się (wedle słów jego
biografa) "fanatycznym nacjonalizmem i nieustępliwością wobec
wrogów narodu". Po trzech latach wojny ukraińską politykę na
Wołyniu reprezentowała więc skrajna frakcja nacjonalistycznej
organizacji terrorystycznej, która po usunięciu dawnych
przywódców kierowana była przez ludzi młodych; gdy zaczęły się
"czystki" na ludności polskiej, Łebedź miał zaledwie 33
lata.
Postulować "czystki etniczne" to jedno, a znaleźć
ludzi zdolnych do zrealizowania takiego postulatu - to drugie.
Niemniej miejscowemu OUN-B udało się pod koniec marca 1943
powołać na Wołyniu w ciągu kilku dni Ukraińską Powstańczą
Armię (UPA) - i natychmiast przystąpić do "czystek" na
Polakach. Pod koniec kwietnia 1943 r. UPA miała już pod swym
dowództwem kilka tysięcy żołnierzy i zdążyła wywołać na
znacznych obszarach Wołynia wzajemne rzezie wśród miejscowej
ludności. Do lipca 1943 r. UPA urosła do 20-tysięcznej armii i
zdolna była prowadzić skoordynowane działania - mordy na
Polakach - na przestrzeni setek kilometrów.
Jak to było
możliwe? Odpowiedzią jest zniszczenie tradycyjnego
społeczeństwa na Wołyniu. Upadek Polski w 1939 r. przyniósł
przypadki rabowania zamożnych domów i sklepów, mordowania
Żydów i Polaków (np. właścicieli ziemskich) i wyrównywania
osobistych porachunków. Tej autodestrukcji społeczeństwa
sprzyjała polityka okupacyjnych władz ZSRR, zmierzająca do
likwidacji źródeł oporu: do lata 1941 r. wykształcone klasy
społeczne Wołynia zostały deportowane na Syberię. Deportacje
przeprowadzało NKWD, ale wykonawców dostarczała miejscowa
milicja, która na wsi składała się w większości z Ukraińców -
i była infiltrowana przez OUN.
Natomiast wskutek
niemieckiej polityki okupacyjnej Ukraińcy z Wołynia zetknęli
się z zabijaniem na ogromną skalę. Podczas pierwszej fali
mordowania Żydów przez niemieckie Einsatzgruppen latem i
jesienią 1941 r., SS umyślnie rozstrzeliwała Żydów na oczach
ukraińskiej policji (tzw. oddziałów pomocniczych). Podczas
drugiej i ostatniej fali likwidacji Żydów latem i jesienią
1942 r. Niemcy posługiwali się ukraińskimi siłami policyjnymi
już przy bezpośredniej realizacji tej pracochłonnej wersji
"ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej".
Ukraińców służących w policji OUN-B pozyskiwała,
agitując ich w następujący sposób: "Jeśli jest pięciu Niemców
i 50 [ukraińskich] milicjantów, to kto ma władzę?". Ukraińcy z
oddziałów pomocniczych niemieckiej policji na Wołyniu
kolaborowali więc przy mordowaniu Żydów do listopada 1942 r. -
a już w marcu i kwietniu 1943 r. stanowili większość rekrutów
UPA. Ci byli policjanci wnieśli nie tylko przeszkolenie przez
SS oraz broń, ale także doświadczenie skoordynowanych mordów
na wyznaczonych grupach ludności.
Odebraną lekcję
"zastosowano" do Polaków.
Ideologia i okoliczności
Jedną z przyczyn
tego, co stało się w 1943 r., sięgającą okresu przedwojennego,
była ideologia jednolitości struktury narodowej. OUN założono
jako organizację zmierzającą do usunięcia wszystkich
"okupantów" z "ziemi ukraińskiej". Kolejnym czynnikiem, już z
okresu wojny, było zaabsorbowanie kwestią przyszłego
odrodzenia państwa polskiego: obie frakcje OUN zdawały sobie
sprawę, że Polska nie zrzeknie się dobrowolnie Wołynia i
Galicji. Jako orędownicy niepodległej Ukrainy obejmującej te
ziemie, nacjonaliści ukraińscy wiedzieli, że niewiele zyskają
na dyskusjach z Polakami w czasie wojny. I OUN-B, i OUN-M
wierzyły, że np. przesiedlenie grup ludności w obu kierunkach
przyniosłoby rozstrzygnięcie sytuacji. Jednak radykalna OUN-B
interpretowała program partii bardziej zdecydowanie niż OUN-M.
Chciała zapobiec przywróceniu państwowości polskiej przez
wysiedlenie Polaków z Zachodniej Ukrainy jeszcze przed końcem
wojny. Wytyczne dla oddziałów OUN-B, sformułowane tuż przed
niemieckim atakiem na ZSRR (w maju 1941) mówiły, że pożądane
jest usunięcie "Polaków z regionów Zachodniej Ukrainy, którzy
nie porzucili marzeń o odbudowie Wielkiej Polski kosztem ziem
ukraińskich".
Po początkowych sukcesach wojska
niemieckie zaczęły jednak przegrywać - i nad terenami
ukraińskimi pojawił się cień kolejnej okupacji radzieckiej. W
pierwszej kolejności padł on na Wołyń, gdzie już w czerwcu
1942 pojawili się radzieccy partyzanci. OUN-B zdawała sobie
sprawę z efektów propagandowych sukcesów radzieckich
partyzantów i obawiała się, że Ukraińcy zechcą walczyć przeciw
Niemcom pod ich dowództwem. Na spotkaniu swego kierownictwa w
lutym 1943 OUN-B wezwała więc do tworzenia nacjonalistycznej
armii partyzanckiej, mając zarazem nadzieję, że będzie mogła
opóźniać tworzenie oddziałów tej armii, trzymając ludzi w
szeregach niemieckiej policji lub w podziemiu, gdzie byli
stosunkowo bezpieczni, i pozwalając Armii Czerwonej i
Wehrmachtowi wykrwawiać się w walce.
Radziecki pobór
miejscowej ludności na terenach odbitych Niemcom po bitwie pod
Stalingradem przesądził sprawę. OUN-B postanowiła tworzyć
alternatywę dla "tych elementów narodu ukraińskiego, które
mogłyby w innym wypadku szukać schronienia przed niemieckim
imperializmem w Moskwie". Łebedź przystąpił do przygotowań;
także Galicjanie dysponujący doświadczeniem wojskowym (jak
Roman Szuchewycz) przenieśli się na Wołyń. Dla Szuchewycza,
35-letniego logika, kolaboracja skończyła się, gdy Niemcy
rozwiązali jego batalion policji (Schutzmannschaftbataillon
201) i aresztowali jego oficerów w styczniu 1943 r. Teraz
Szuchewycz szukał stanowiska, odpowiadającego jego randze i
doświadczeniu.
20 marca 1943 r. Szuchewycz miał gotowe
plakaty proklamujące powstanie UPA i jej misję: zwalczanie
niemieckiego i rosyjskiego imperializmu. Apetyt nacjonalistów
na resztę policjantów zaostrzył się: 4 kwietnia OUN-B obiecała
śmierć ("rewolucyjne trybunały") tym Ukraińcom, którzy
pozostaną na służbie Niemców. Pewien oficer UPA oceniał potem,
że 50 proc. tych, którzy zaciągnęli się wtedy do UPA, uczyniło
to pod przymusem. I tak setki, a może nawet kilka tysięcy
policjantów wstąpiło do UPA na początku kwietnia. Niemiecki
komendant policji meldował zwierzchnikom, że traci jeden
oddział za drugim.
Ukraińskie "czystki"...
OUN-B nie chciała
toczyć regularnej wojny z Niemcami, ponieważ po Stalingradzie
uważała, że i tak zostaną wyparci z terytorium Ukrainy przez
Armię Czerwoną. Natomiast dowódcy lokalnych oddziałów na
Wołyniu dostrzegli możliwość usunięcia Polaków. Armia Czerwona
była jeszcze daleko, a Niemcy stacjonujący na miejscu
spokornieli - więc było mnóstwo czasu. Poza tym dowódcy UPA,
jak wszyscy dowódcy oddziałów partyzanckich, musieli dać
podkomendnym jakieś zajęcie, jeśli nie chcieli ich stracić.
Nadciągała Armia Czerwona, Polacy mogli być postrzegani jako
przyszli sprzymierzeńcy kolejnych okupantów.
Jednak
pobudek dowódców lokalnych oddziałów OUN-B nie da się
sprowadzić ani do strategii, ani do taktyki. Znaleźli się w
nowej sytuacji - wymagającej i zarazem obiecującej (dla nich).
Szuchewycz dostrzegł zapewne szansę podniesienia swej pozycji
w OUN-B. Wojna wysuwa wojskowych na pierwszy plan - i
Szuchewycz wraz ze swymi sprzymierzeńcami zajął miejsce
Łebedzia na pospiesznie zwołanym szczycie OUN-B pod koniec
kwietnia 1943 r. Wybuch powstania UPA na Wołyniu spowodował
także zwiększenie roli miejscowych aktywistów ukraińskich.
Taki Rostysław Wołoszyn był przed wojną studentem
uniwersytetu, stojącym na czele mało znaczącej siatki OUN na
Wołyniu. Wiosną 1943 r. został zastępcą Szuchewycza,
nadzorującym lokalne jednostki służb bezpieczeństwa UPA. Z
początkiem lata, kiedy jego oddziały zdążyły już "usunąć" z
Wołynia większość Polaków, Wołoszyn stał się członkiem
najwyższych władz politycznych OUN-B. Ci dowódcy OUN-B na
Wołyniu przystąpili do "czystek" na Polakach z własnej
inicjatywy, najwyraźniej bez rozkazu od kierownictwa
organizacji.
Wołyńscy Polacy byli w trudnym położeniu,
niemal zupełnie bezbronni. W momencie rozpoczęcia "czystek"
stosunek ludności ukraińskiej do polskiej wynosił tam mniej
więcej 5:1. Nikt nie był przygotowany na wybuch zorganizowanej
przemocy. W pierwszych dniach "czystek", na przełomie marca i
kwietnia 1943 r., UPA zabiła około 7 tys. bezbronnych
mężczyzn, kobiet i dzieci. Wszyscy świadkowie byli zgodni co
do kształtu tych wydarzeń: był to skoordynowany atak
uzbrojonych mężczyzn na pozbawioną przywódców i
zdezorganizowaną grupę mniejszościową. Najpierw, podczas
radzieckich deportacji, Polacy stracili elity świeckie i
księży; potem, podczas niemieckich wywózek na roboty
przymusowe, wywieziono wielu młodych mężczyzn. Mimo to ci
Polacy, którzy przeżyli pierwsze ataki, znaleźli sposoby, by
bronić się - i mścić. Ukraiński autor Jewhen Swerstiuk tak
opisał ich dylemat: "Polacy szukali czegoś neutralnego, ale
niczego neutralnego w owym czasie nie było".
...i polska zemsta
Będąc w sytuacji bez
wyjścia, Polacy zaczęli nie tylko tworzyć oddziały samoobrony,
ale także wstępować do radzieckiej partyzantki. W ten sposób,
za sprawą UPA, złamane zostało tabu stworzone przez
doświadczenia okupacji radzieckiej 1939-41: bieżąca potrzeba
zepchnęła na bok urazy. Pułkownik Brinski, dowódca radzieckiej
partyzantki, ciepło wspominał walkę u boku młodego polskiego
księdza Mariana z oddziału samoobrony w Hucie Stepańskiej.
Choć więc, powołując UPA, OUN-B powstrzymała część swych ludzi
przed wstąpieniem do radzieckiej partyzantki, to jej działania
pchnęły do niej Polaków: aż 5-7 tys. Polaków zaciągnęło się do
radzieckiej partyzantki na Wołyniu w 1943 r., dołączając tym
samym do 900-1500 żydowskich bojowników, ocalałych z
Holokaustu.
Radzieccy partyzanci umożliwili Polakom
pacyfikowanie ukraińskich wsi, uchodzących za kryjówki
nacjonalistów. To uczyniło zadanie UPA na Wołyniu trudniejszym
i łatwiejszym. Trudniejszym, bo UPA doprowadziła do nawiązania
współpracy radziecko-polskiej, której chciała zapobiec.
Łatwiejszym, gdyż "czystki" dokonywane na Polakach miały teraz
znaczenie zarówno operacyjne, jak i propagandowe w walce UPA
przeciw siłom radzieckim. Poza tym Polacy wycofywali się ze
wsi do miasteczek i, korzystając także z niemieckiej ochrony,
tworzyli tam oddziały samoobrony.
Sprawy przedstawiały
się coraz gorzej. W kwietniu 1943 r. Niemcy przeprowadzili
pobór około 1200 Polaków jako policjantów, którzy mieli
zastąpić ukraińskich dezerterów. Polacy ci działali z pobudek
osobistych: chcieli się bronić lub mścić. Teraz to Polacy
pomagali niemieckim policjantom przy pacyfikacji ukraińskich
wsi. Przed lipcem 1943 r. Niemcom udało się nawet sformować
jeden batalion polskich policjantów, który oddelegowano na
wiejskie tereny Wołynia: był to Schutzmannschaftbataillon 202,
jedyna polska jednostka tego rodzaju.
To umacniało
wśród Ukraińców wrażenie, że Polacy kolaborują z Niemcami przy
mordowaniu ukraińskiej ludności. A że pomocnicze oddziały
policji niemieckiej nadal w przeważającej mierze składały się
z Ukraińców (mimo wiosennych dezercji), Ukraińcy w szeregach
niemieckiej policji pacyfikowali wsie polskie, a Polacy w
szeregach niemieckiej policji pacyfikowali wsie ukraińskie.
Wszyscy działali na rzecz niemieckiej polityki utrzymywania
porządku w terenie i odpierania wypadów sił radzieckich.
Niewielu z nich potrafiło oprzeć się pokusie interpretowania
swych osobistych doświadczeń w kategoriach narodowych.
Minął zaledwie miesiąc od chwili, gdy UPA rozpoczęła
rzezie Polaków w kwietniu 1943 r., a już Polacy odpłacali
pięknym za nadobne - w oddziałach samoobrony, w radzieckiej
partyzantce i w szeregach niemieckiej policji. I tak w ciągu
1943 r. około 10 tys. ukraińskich cywilów zginęło z rąk
polskich oddziałów samoobrony, radzieckich partyzantów i
niemieckich policjantów - czyli jedna piąta liczby polskich
ofiar na Wołyniu, ocenianych na ok. 50 tys. zabitych w
niesłychanie okrutny często sposób mężczyzn, kobiet i dzieci.
Ale choć Ukraińcy ci, zabici w odwecie, nie zostali
zabici w imię narodu polskiego, to było ich wystarczająco
wielu, by stworzyć wrażenie masowego cierpienia. W
propagandzie OUN-B i UPA Polaków przedstawiano jako
powiązanych z hitlerowską i radziecką okupacją. Z dzisiejszej
perspektywy skojarzenie to wydaje się osobliwe: w końcu te
mocarstwa dokonały rozbioru Polski w 1939 r., a 1943 r. Armia
Krajowa walczyła z Niemcami, obawiając się zarazem następstw
zwycięstwa ZSRR. Jednak z punktu widzenia ukraińskiego chłopa,
niezbyt biegłego w sprawach międzynarodowych świadka ataków
dokonywanych przez Polaków służących pod niemieckim lub
radzieckim dowództwem, miało to sens.
Kosy zabijały i żęły
W lipcu 1943 r.
20-tysięczna UPA kontrolowała już wszystkie, za wyjątkiem
największych, miejscowości na Wołyniu. Siłą wcieliła w swe
szeregi inne ukraińskie nacjonalistyczne oddziały partyzanckie
i organizowała komórki wywiadowcze w całym regionie. Była w
stanie spełnić swą obietnicę "haniebnej śmierci" dla
wszystkich Polaków.
UPA spowalniała też niemieckie
rekwizycje - i wystawiła ukraińskich chłopów na nowe pokusy.
Mogła dać im niemieckie gospodarstwa państwowe - i polską
ziemię.
W lipcu 1943 r. ukraińskich chłopów kusiła
pszenica, dojrzewająca na polach, złota i ciężka. Perspektywy
były ponure, przyszłość niepewna. Wołyńska tradycja
zagarniania w ciężkich czasach ziemi należącej do Polaków
sięgała dwa wieki wstecz. Teraz jednak polscy właściciele tych
pól nie mieli państwa, które by ich chroniło. UPA dała
wołyńskim Ukraińcom ideologię wyzwolenia i ochronę przed
zemstą Polaków; jej oficerowie mieli broń i moralne
usprawiedliwienia.
Chłopskie kosy zabijały najpierw
Polaków, a potem żęły zboże z ich pól. Jak to - delikatnie -
ujął ukraiński historyk: "Wsparcie cywilnej ludności
ukraińskiej, uzbrojonej w kosy, widły, noże i topory, nadało
wypadkom wołyńskim szczególnie krwawy charakter".
Jednak ci świeżo zwerbowani chłopi służyli
organizacji, która była zdolna do precyzyjnego i szczegółowego
planowania. Przykładowo, w nocy z 11 na 12 lipca 1943 r.
oddziały UPA zaatakowały równocześnie aż 167 miejscowości,
mordując około 10 tys. Polaków.
Takie skoordynowane
ataki trwały przez całe lato 1943 r. Dowódcy UPA nawoływali do
"eliminacji" Polaków w ich "gniazdach". Oficerowie meldowali
dowództwu, że "akcja polska" zbliża się do końca, albo że
"problem polski został zasadniczo rozwiązany".
Ostatnia fala ataków miała miejsce 25 grudnia 1943 r.,
kiedy to wyznający katolicyzm Polacy, obchodzący Boże
Narodzenie według kalendarza gregoriańskiego, zgromadzili się
w łatwopalnych drewnianych kościołach...
Tę wojnę wygrał Stalin
Wołyńskie "czystki"
wywołały wojnę domową na pograniczu ukraińsko-polskim. Ona to,
jak również ogólne "względy bezpieczeństwa" skłoniły Stalina
do oddzielenia Polaków od Ukraińców raz na zawsze. Wkrótce po
tym, jak Armia Czerwona rozpoczęła kolejną okupację Wołynia,
NKWD zaczęła finalizować dzieło UPA, deportując pozostałych
Polaków za Bug. W drugą stronę przesiedlano Ukraińców z
Polski, na radziecką Ukrainę. Te "repatriacje" z lat 1944-46
odbywały się na mocy "prawomocnych" umów między polskimi
komunistami a radziecką Ukrainą. Wreszcie w 1947 r. polski
reżim komunistyczny przemocą rozproszył pozostałych w Polsce
Ukraińców, przesiedlając ich z południowego wschodu kraju na
ziemie północno-zachodnie. I tak, od kwietnia 1943 do sierpnia
1947 około 94 proc. ludności polskiej zostało wysiedlone z
ziem, które stały się Ukraińską Socjalistyczną Republiką
Radziecką, i około 95 proc. ludności ukraińskiej zostało
przesiedlone z ziem, które włączono do komunistycznej Polski.
W sumie około 106 tys. polskich i ukraińskich cywilów straciło
życie, a ocalałe 1,4 miliona - dach nad głową.
Przesiedlenia z 1947 r. zniszczyły UPA w Polsce, którą
OUN-B i tak uznawała za mniej ważny teatr działań wojennych.
UPA walczyła głównie na radzieckiej Ukrainie jeszcze przez
następnych pięć lat: odważnie, nieustępliwie, brutalnie.
Wojna, którą toczyła przeciw ZSRR, stanowiła imponujący
przykład społecznego oporu przeciw władzy komunistycznej w
wojennej i powojennej Europie. Roman Szuchewycz, komendant
UPA, zginął w 1950 r.
Natomiast Mykoła Łebedź,
założyciel UPA, został zwerbowany przez amerykański wywiad.
Gdy bowiem wojna światowa ustąpiła miejsca "zimnej wojnie",
"czystki etniczne" poszły w zapomnienie. Ani rząd amerykański,
ani brytyjski nie wykazywały zainteresowania przeszłością
Ukraińców, werbowanych do trudnych i niebezpiecznych operacji.
Radzieccy funkcjonariusze zabijali lub skazywali na emigrację
żołnierzy UPA i ich rodziny. A polski reżim komunistyczny
legitymizował się przez swe zwycięstwo nad UPA i stworzenie
państwa jednolitego narodowo. Komunistyczna oświata forsowała
pogląd, że grupy etniczne zawsze znajdowały się tam, gdzie
obecnie, a nowe granice odzwierciedlają odwieczne realia
historyczne.
Bez zwiastunów tragedii
Ci historycy, którzy
podchodzą do swych badań w długiej perspektywie czasowej,
znajdą niewiele oznak, które wskazywałyby przyczyny "czystek"
na Wołyniu. Oto bowiem polska reformacja i renesans stworzyły,
a polityka carskiej Rosji utrwaliła niezmienny świat
wołyńskich stosunków społecznych, w którym możni i wpływowi
byli polskojęzycznymi katolikami, a chłopi - prawosławnymi,
mówiącymi po ukraińsku. Za ostatnie tchnienie rdzennej
prawosławnej szlachty na Wołyniu uznać można opór przeciw
wprowadzeniu kalendarza gregoriańskiego w 1582 r. Zakrawa na
ironię, że to właśnie różnice w rachubie czasu umożliwiły
Ukraińcom obrządku wschodniego zaplanowanie ataków na Polaków
obrządku zachodniego w Boże Narodzenie 1943. Jednak religia
stanowiła najwyżej fundament dla zorganizowanego nacjonalizmu,
który pojawił się na Wołyniu w latach 30. XX wieku - i
niewiele ponad to. Na Wołyniu, i może gdzie indziej w Europie,
intelektualna dominacja tradycyjnej religii została przełamana
przez nacjonalizm.
Coś podobnego można powiedzieć o
strukturze społecznej: w XIX w., pod panowaniem rosyjskim,
krwawe powstania chłopskie były zjawiskiem powszechnym. Nigdy
jednak nie ujmowano ich w kategoriach narodowych. A
niepodległa Polska wiele zrobiła w latach 1918-39 dla
przebudowy tego tradycyjnego świata wołyńskich stosunków
społecznych: dokonano redystrybucji ziemi (choć w sposób
niedoskonały), zachęcano do rozwoju kultury ukraińskiej (choć
w określonych granicach), stworzono Polski Autokefaliczny
Kościół Prawosławny (z ukraińskim jako językiem liturgicznym).
To radziecka, a następnie hitlerowska okupacja zniszczyły
jeszcze przed 1943 r. wszelkie pozostałości wołyńskiej
hierarchii społecznej, w czym niebagatelną rolę odegrało
wymordowanie i deportacja tradycyjnych elit. Polscy chłopi,
ofiary "czystek" w 1943 r., byli na ogół równie ubodzy, jak
ich ukraińscy prześladowcy. Historia społeczna dostarczyła
pewnych elementów etnicznej definicji Polaka, używanej przez
sprawców "czystek" - ale nie była wystarczającą ich
przyczyną.
Przykład ziem białoruskich, na których
panował podobny tradycyjny porządek społeczny pokazuje, że
dawne podziały nie muszą przejawiać się podczas wojny w formie
"czystek". Białoruś doświadczyła podobnego ciągu wydarzeń:
upadku polskiego państwa, radzieckich deportacji, "intymnego"
Holokaustu (Żydów mordowano na miejscu, nie w dalekich
obozach) i wojny partyzanckiej. Jednak nie doszło tam do
mordów etnicznych na Polakach. Różnicę stanowi nacjonalizm -
lub jego brak. O ile nacjonalizm białoruski miał niewielkie
znaczenie polityczne w międzywojennej Polsce, to nacjonalizm
ukraiński przybrał formę konspiracyjnego ruchu już przed 1939
r. Był przychylny wojnie, a wojna okazała się przychylna jemu.
Zagłada historycznego Wołynia
Jednak
powołanie się na nacjonalizm nie oznacza jeszcze, że "czystki"
stanowią apogeum wcześniejszego konfliktu narodowego o
terytorium. Przed 1939 r. konflikt polsko-ukraiński ogniskował
się przez niemal wiek wokół Galicji, nie Wołynia. Obserwatorzy
polskiej polityki, gdyby zapytać ich we wrześniu 1939 o
miejsce przyszłych starć ukraińsko-polskich, wskazaliby
Galicję.
Jeśli zapytamy, dlaczego do "czystek" doszło
na Zachodniej Ukrainie, a nie na Zachodniej Białorusi,
odpowiedzią musi być właśnie przedwojenny nacjonalizm.
Ukraińscy nacjonaliści uważali, że Polacy stanowią przeszkodę
w budowie państwa ukraińskiego. Polaków definiowano nie jako
zbiorowość rasową, lecz polityczną: oczekiwano, że będą
postępować zgodnie z łatwą do przewidzenia antyukraińską
logiką polityczną. Dlatego należało ich usunąć, by osiągnąć
cel polityczny: ukraińską państwowość.
Jeśli jednak
spytamy, dlaczego "czystki" rozpoczęły się na Wołyniu, a nie w
Galicji, to odpowiedzi należy szukać w lokalnej specyfice
potrójnej okupacji. W porównaniu z Galicją, Wołyń był przed
1939 r. terenem mniej sprzyjającym nacjonalistycznej
konspiracji - ale potem bardziej sprzyjającym. Wołyń był
częścią Reichskommissariatu, stąd też niemiecki reżim
okupacyjny był tu surowszy; leżał dalej na północ i dlatego
został wcześniej opanowany przez radziecką partyzantkę.
Stanowił scenę konfrontacji między siłami radzieckimi a
niemieckimi od jesieni 1942 r., dwa lata wcześniej, nim Armia
Czerwona dotarła do Galicji. To na Wołyniu, a nie w Galicji,
gospodarka została sprowadzona do wymiany towarowej już w 1942
r., a w 1943 r. pogrążyła się w chaosie. To na Wołyniu OUN-B
miała pod ręką tysiące policjantów ukraińskich, doświadczonych
w mordowaniu. Wołyński Holokaust z lat 1941-42 był nie tylko
skutkiem, ale także przyczyną; nie tylko końcem żydowskiej
historii na Wołyniu, ale także ogniwem w brzemiennym w skutki
łańcuchu wydarzeń, który doprowadził do zagłady historycznego
Wołynia, istniejącego przez kilka wieków.
Powstanie
jednolitej etnicznie "Zachodniej Ukrainy" i
"południowo-wschodniej Polski" - bez Żydów, z Polakami i
Ukraińcami rozdzielonymi granicą państwową - stanowiło jeden z
epizodów w ogólnoeuropejskim ruchu w kierunku jednolitości
narodowej. Jego skutki pozwalają zaliczyć je do tych
gwałtownych ruchów ludności, które możemy określić jako
"czystki etniczne".
Wołyń i Jugosławia
A co dalej z przyczynami?
Dotąd szukano ich w tym, co najbliższe, lokalne, specyficzne.
Jednak, być może, specyficzny mechanizm jednego przypadku może
ujawnić mechanizm innych, a porównanie takie może stać się
punktem wyjścia do uogólnienia.
Wydarzenia z lat 40.
XX w. mogą rzucić światło na wydarzenia z lat 90. Oto bowiem
wołyńskie "czystki" mają kilka cech wspólnych z "czystkami"
jugosłowiańskimi: wcześniejszy upadek władzy państwowej;
wojna, stanowiąca przykrywkę dla działań sprawców;
przewidywane stworzenie państw; oddani idei sprawcy,
przeszkoleni w wojsku lub policji i działający z dala od
miejsca zamieszkania; historyczna propaganda, która zyskuje
prawdopodobieństwo dzięki "czystkom", a z drugiej strony
usprawiedliwia te "czystki", które już trwają; świadomy impuls
ze strony elit i propagandzistów, umożliwiający pojmowanie
jednostkowych doświadczeń w kategoriach wojny narodowej;
pobudki materialne.
Podobnie jak Jugosławia, Wołyń był
przedmiotem eksperymentu z dziedziny polityki narodowej, którą
określilibyśmy dziś jako wielokulturową - i który skończył się
na kilka lat przed rozpoczęciem "czystek". Podobnie jak
Jugosławia, Wołyń był krainą niezliczonych małżeństw
mieszanych - i wojennych redefinicji tożsamości narodowej. I
jak na Wołyniu, w Jugosławii większość mieszkańców była
zaskoczona i zdezorientowana, gdy rozpoczęły się "czystki".
W podobny wreszcie sposób słowa "Wołyń" i "Jugosławia"
wyszły z powszechnego użycia, gdy topografia "dostosowała się"
do demografii, w tamtym europejskim XX wieku.
Timothy Snyder - amerykański historyk, profesor
Yale University (USA). Opublikował w "TP" tekst o "Akcji
Wisła" (nr 19/2002, dostępny na stronie internetowej). Tekst
niniejszy to skrócona wersja wykładu, który prof. Snyder
wygłosił po polsku w Warszawie 20 marca, gdzie przebywał na
zaproszenie Pracowni Literatury Ukraińskiej PAN. Ostatnio
wydał książkę "The Reconstruction of Nations: Poland, Ukraine,
Lithuania, Belarus, 1569-1999" (Yale University Press, 2003),
której przekład ukaże się w tym roku nakładem Fundacji
Pogranicze, pod tytułem "Rekonstrukcja narodów".
Ludobójstwo, eksterminacja, rzeź