Gazeta Wyborcza - 1998.07.22

 

Dlaczego o najgłośniejszym zabójstwie XX wieku, wiemy tak niewiele - rozmowa z Jeremym Gunnem*

 

 

Bartosz Węglarczyk

"Nie wiem, kto zabił JFK"

 

 

Za sprawą Abrahama Zaprudera, który amatorską kamerą sfilmował śmierć Johna F. Kennedy'ego, dając fachowcom poważne powody do stwierdzenia, że snajperów było dwóch, Ameryka znowu żyje pytaniem: kto strzelał do prezydenta 22 listopada 1963 r. w Dallas?

 

 

Bartosz Węglarczyk: Kto zabił Kennedy'ego?

Jeremy Gunn: Nie wiem.

Jak to - Pan nie wie?

- Naszym zadaniem nie jest odpowiedź na pytanie, kto zabił prezydenta, lecz zebranie, opracowanie i opublikowanie wszelkich informacji na temat zamachu. Odpowiedzią na pytanie, kto zabił, zajmowały się w latach 60. i 70. dwie komisje: rządowa i parlamentarna. Rządowa komisja kierowana przez prokuratora generalnego Earla Warrena uznała, że prezydent zginął z ręki samotnego strzelca Lee Harveya Oswalda. Komisja parlamentarna kilka lat później stwierdziła, że choć Kennedy zginął z ręki Oswalda, to do prezydenta strzelały co najmniej dwie osoby, a za zamachem stał większy spisek. Zdaniem tej komisji drugi, nieznany strzelec nie trafił w cel.

Największym nieszczęściem było to, że zamach na Kennedy'ego zdarzył się podczas trwającej wówczas zimnej wojny. Oswald żył przez pewien czas przed zamachem w Związku Radzieckim, a dokładniej mówiąc w dzisiejszej Białorusi. Poślubił tam obywatelkę radziecką, z którą wrócił do USA. Po powrocie zaangażował się w działalność opozycji kubańskiej przeciwko Fidelowi Castro. Na siedem tygodni przed zamachem Oswald pojawił się w Meksyku, gdzie odwiedził ambasady ZSRR i Kuby. Niecałe dwa miesiące później prezydent nie żył, a cała sprawa okazała się niezwykle skomplikowana i intrygująca. Zasadniczym pytaniem, przed jakim stanęła więc komisja Warrena, było: czy Oswald działał sam, czy na zlecenie lub w powiązaniu z KGB, wywiadem kubańskim, a może jeszcze inną grupą lub spiskiem.

Wielu Amerykanów zadawało i zadaje sobie pytania na temat przedziwnej biografii Oswalda. - Jako żołnierz piechoty morskiej Oswald stacjonował w bazie na terytorium Japonii, skąd latały nad ZSRR szpiegowskie samoloty U-2. Jest koniec lat 50. Oswald, który w bazie obsługuje radar, wie bardzo dużo o tych, niezwykle wówczas tajnych, lotach. Zaraz po wyjściu z wojska wyjeżdża do ZSRR. Wkrótce U-2 zostaje zestrzelony nad Syberią. Wielu ludzi zadaje więc sobie uzasadnione pytanie: Czy Oswald zdradził Rosjanom tajemnice lotów U-2?

Nie wiemy, czy tak się stało?

- Wiele wskazuje na to, iż Rosjanie wiedzieli już wówczas o U-2, wiedzieli o nich od pierwszej chwili. Nie mogli po prostu zestrzelić tych samolotów, bo nie mieli jeszcze odpowiedniej broni. Była to więc tylko kwestia czasu, a ucieczka Oswalda do ZSRR niczego nie przyspieszyła ani Rosjanom niczego nie ułatwiła. Tyle że teraz to się łatwo mówi. W 1963 roku odpowiedź nie była taka prosta. Niewątpliwie wiemy, że Oswald miał dostęp do pewnych informacji wywiadowczych. Wiemy, że FBI i CIA miały teczkę Oswalda. Kiedy komisja Warrena badała przeszłość Oswalda tuż po zamachu, CIA nie chciała się oczywiście przyznać, że szpieguje radziecką ambasadę w Meksyku. Komisja nie mogła wyjawić wszystkich szczegółów sprawy, przez co wielu Amerykanów uwierzyło, że rząd coś ukrywa.

Bo rząd rzeczywiście ukrył przed komisją dane z podsłuchów w radzieckiej ambasadzie w Meksyku...

- To prawda, ale należy zadać takie pytanie: Czy ujawnienie tych danych zmienia coś w naszej wiedzy o zamachu?

A zmienia?

- W CIA jest zapis rozmowy telefonicznej Oswalda z radziecką ambasadą. Oswald prosi tam o kontakt z pewnym radzieckim konsulem. Tak się jednak składa, że ów konsul jest wysokiej rangi oficerem KGB i zajmuje się - o czym CIA wie od dawna - organizowaniem na zachodniej półkuli zamachów na ludzi, których chce się pozbyć Kreml. Z drugiej strony, ten oficer pracuje oficjalnie jako konsul ambasady ZSRR. Oswald chciał otrzymać wizę na wyjazd do ZSRR, więc to ów konsul byłby idealną do tego osobą. Oczywiście, jest to również idealna osoba do rozmowy o zamachu na Kennedy'ego. W należącym do CIA zapisie rozmowy z konsulem nie ma kompletnie nic podejrzanego

Rozumiem, że CIA nie chciała ujawniać swych tajnych operacji w Meksyku. Ale dlaczego w takim razie nie ostrzegła ochrony prezydenta przed jego przyjazdem do Dallas? Przecież to rutynowe działania

- Rozmawiałem o tym z byłymi oficerami CIA. Według nich sprawa wyglądała tak: Oswald przyjeżdża do Meksyku i tam oficer CIA widzi go wchodzącego do ambasady ZSRR. Ale ludzie CIA w Meksyku nie wiedzą, kim jest Oswald, więc wysyłają takie pytanie do centrali. Po kilku dniach przychodzi odpowiedź z Waszyngtonu, ale wówczas Oswalda już nie ma w Meksyku. CIA nie wie, dokąd wyjechał, choć teraz wiemy, że do Dallas w Teksasie.

W archiwum FBI, która oczywiście śledziła Oswalda po powrocie z ZSRR, jest napisana kilka dni przed zamachem notatka o tym, że Oswald jest w Dallas. Ale FBI nie wie, że CIA namierzyło Oswalda w ambasadzie radzieckiej w Meksyku. Amerykański rząd ma więc wszystkie części bardzo ciekawej układanki, ale nie ma nikogo, kto miałby je wszystkie w ręku i potrafił je złożyć w całość.

Z drugiej strony w teczce Oswalda w FBI jest wzmianka o tym, że kilka razy pobił żonę, co wskazuje oczywiście na skłonności do przemocy. Ale od przemocy domowej do strzelania do prezydenta jest jeszcze daleka droga i FBI nie może aresztować przed przyjazdem prezydenta do Dallas wszystkich jego mieszkańców, którzy biją swe żony.

We wszystkich sprawach o morderstwo najważniejszy jest motyw. Dlaczego Oswald miałby chcieć zabić prezydenta?

- Nie wiemy. To był najpoważniejszy problem, przed jakim stanęła komisja Warrena. Marina Oswald, żona Lee Harveya, twierdziła po zamachu, że Oswald wręcz lubił Kennedy'ego. Wielu specjalistów uważa, że Oswald chciał po prostu być sławny, a przyjazd prezydenta do Dallas był najlepszą okazją, by tę sławę zyskać. Przeciwnicy tej tezy podkreślają jednak, że po aresztowaniu w kilka godzin po zamachu Oswald zaprzeczył, jakoby miał z nim cokolwiek wspólnego. Takie zachowanie nie ma oczywiście sensu, jeśli Oswald chciał być sławny.

Jakie dowody obciążyły Oswalda?

- Takich dowodów jest wiele, ale przy każdym z nich pojawia się więcej pytań niż odpowiedzi. Na przykład włoski karabin Mannlicher-Carcano znaleziony po zamachu na szóstym piętrze składnicy książek w Dallas, gdzie koledzy Oswalda zostawili go na pół godziny przed przejazdem kolumny prezydenta. To broń bardzo złej jakości. Na dodatek celownik był źle ustawiony. Eksperci, którzy strzelali z tej broni, używając tak ustawionego celownika, nie trafiali w cel. Tymczasem strzał oddany z szóstego piętra składnicy był wprost idealny, bo trafił jadącego w samochodzie prezydenta dokładnie w tył głowy. Na dodatek strzelec musiałby oddać kilka strzałów w bardzo szybkim tempie.

Oczywiście, Oswald mógł mieć szczęście. Ale musiałby być bardzo dobrym i doświadczonym strzelcem wyborowym. Tymczasem, służąc w piechocie morskiej, otrzymywał na strzelnicy oceny średnie. Zdawał egzaminy, ale nie wyróżniał się. Poza tym nie ma żadnego dowodu na to, iż Oswald użył tej broni któregokolwiek innego dnia poza dniem zamachu. Prawdopodobnie więc nawet z nią nie ćwiczył, co przed taką akcją uczyniłby zawodowiec. Według danych komisji Warrena Oswald strzelił co najmniej trzy razy, z czego dwa strzały trafiły w cel. Teoretycznie jest to możliwe, ale praktycznie wymagałoby niemal nieprawdopodobnego szczęścia.

Dlaczego film Zaprudera jest tak ważny?

- Nie jest on jedynym filmem nakręconym tego dnia przez przypadkowych widzów przejazdu kolumny samochodów prezydenta. Jest jednak z pewnością najlepszy, bo jednej sekundzie odpowiadało dziewięć klatek na taśmie. Widać na nim dokładnie, jak trafiony zostaje prezydent oraz siedzący przed nim gubernator Teksasu John Connally.

Komisja Warrena użyła filmu do ustalenia sekwencji wydarzeń w momencie trafienia prezydenta. Poszczególne klatki z filmu Zaprudera ukazały się kilka tygodni po zamachu w tygodniku "Life" i od tego czasu do dziś trwa nieustająca dyskusja na temat tego, co widać na filmie i czego to właściwie dowodzi.

Sam wiele razy oglądałem oryginalną kopię. Moim zdaniem z filmu można wyciągnąć dowolne wnioski na temat tego, kto, kiedy i z którego kierunku został trafiony. Ja nie wiem. Jedyne, co wiemy na pewno, widać na słynnej klatce numer 313. Widać na niej wyraźnie, jak trafiona pociskiem głowa prezydenta eksploduje. W tym momencie prezydent już nie żył, choć jego serce biło jeszcze przez chwilę. Na wcześniejszej klatce numer 212 widać wyraźnie, jak prezydent raptownie pochyla się do przodu, a kilka klatek później raptownie odchyla się do tyłu. W chwilę później Kennedy zostaje trafiony w głowę i umiera.

Jednak przez cztery kolejne lata Amerykanie nie wiedzieli o tym. Zarówno w "Life", jak później w raporcie znanego dziś dziennikarza, a wówczas młodego reportera Dana Rathera mówiono tylko, że prezydent pochylił się do przodu. Całą sekwencję amerykańska opinia publiczna, choć w wąskim gronie, miała szansę obejrzeć dopiero w 1967 roku podczas procesu oskarżonego i uniewinnionego później z zarzutu o przygotowanie zamachu biznesmena i znajomego Oswalda Claya Shawa.

Film Zaprudera jest więc chyba dowodem na to, iż prezydent rzeczywiście został trafiony strzałem z przodu, co potwierdza istnienie drugiego strzelca. Oswald strzelał przecież z góry i od tyłu. Prawa fizyki każą twierdzić, że przechylił się do przodu, bo najpierw został trafiony z tyłu, po czym otrzymał strzał z przodu i odchylił się do tyłu. Nie jest to jednak takie pewne. Po 1967 roku oficjalna wersja rządu USA została zmieniona i teraz rządowi fachowcy twierdzą, że owo odchylenie do tyłu było albo reakcją neurologiczną organizmu, albo tak zwanym efektem odrzutu. Polega on właśnie na tym, że obiekt trafiony z jednej strony eksploduje i może w rezultacie odbić się w stronę, z której nadleciał trafiający go obiekt.

Jeśli się jednak wierzy w teorię spisku, można oczywiście zapytać, dlaczego rząd od razu nie podał takiej właśnie wersji. Jednak także komisja parlamentarna kilka lat później uznała, że odchylenie się ciała jest skutkiem efektu odrzutu.

Dlaczego tak trudno ustalić, z której strony padły strzały?

- Rozmawiałem z najlepszymi specjalistami w tej dziedzinie w USA. Oni zgodnie twierdzą, że tak naprawdę nie wiadomo, jak zachowa się ciało trafione pociskiem. Raz może się przechylić do przodu, a raz do tyłu. To zależy od bardzo wielu czynników, często od siebie niezależnych. Powszechna wiedza wskazuje oczywiście na to, iż ciało przechyla się zgodnie z kierunkiem strzału. Wiemy przecież, że podczas egzekucji w czasie II wojny światowej ustawiano ludzi przodem, a nie tyłem, do wykopanych grobów, by do nich wpadli.

Strzelców było dwóch

Ale wiemy przynajmniej, że prezydent został trafiony dwa razy...

- Co najmniej dwa razy. Jedna rana znajduje się w miejscu, co do którego eksperci sprzeczają się, czy jest to ramię czy już część pleców. Drugie trafienie to oczywiście strzał w głowę. Mówi się, że być może prezydent został trafiony w głowę dwa razy niemal w tym samym momencie. Zwolennicy tej tezy mówią, że potwierdza to film Zaprudera. Przeciwnicy - że nic akiego na nim nie widać.

To byłby dowód, że w Dallas było dwóch strzelców.

- Tak jest. Zwolennicy tej teorii twierdzą, że - przede wszystkim - Oswald nie był w stanie oddać tylu i takich strzałów. Poza tym, gdyby rzeczywiście chciał strzelać do prezydenta, to wybrałby moment kilka sekund wcześniej, gdy samochód Kennedy'ego jechał przodem, na wprost jego okna, i zwalniał przed wejściem w zakręt. Dlaczego - pytają zwolennicy tej tezy - Oswald czekał, aż samochód wyjedzie z zakrętu, zacznie się oddalać i przyspieszać, częściowo zasłonią go drzewa, a prezydent znajdzie się tyłem do niego, a oparcie siedzenia zasłoni część celu? Poza tym badania balistyczne pocisków z zamachu nie potwierdzają, że strzały padły z Mannlichera-Carcano - karabinu Oswalda.

Wiadomo tylko dwie rzeczy

Myślałem, że nie wiadomo tylko, czy to Oswald strzelał z tej broni. Tymczasem nie wiemy nawet, czy w ogóle jej użyto?

- Policja znalazła tylko jedną kulę, która na pewno została wystrzelona z Mannlichera-Carcano. Nie znaleziono jej jednak ani w ciele Kennedy'ego, ani gubernatora Connally'ego. Znalazł ją w niejasnych okolicznościach ktoś w szpitalu, do którego przywieziono obie ofiary zamachu. Kula była praktycznie nienaruszona. Tymczasem pocisk - który przeszedł przez plecy i gardło prezydenta, następnie trafił gubernatora w plecy, wyszedł przez jego klatkę piersiową, przeszedł na wylot przez jego nadgarstek, a następnie trafił w jego nogę - powinien zostać praktycznie całkowicie zniszczony. W ciele prezydenta znaleziono szczątki drugiej kuli, o której wiadomo jedynie, że mogła pochodzić z karabinu znalezionego na szóstym piętrze składnicy książek. Tyle stwierdziła komisja Warrena.

Czyli jedyny dowód, który łączy Mannlichera-Carcano z zamachem, został znaleziony przez kogoś w szpitalu po przywiezieniu ciała prezydenta i rannego gubernatora Connally'ego?

- Tak jest.

Jak tu nie wierzyć w teorię spiskową, skoro okazuje się, że tak naprawdę o zamachu w Dallas nie wiemy nic?

- Zawsze powtarzam, że o zamachu w Dallas na pewno wiemy tylko dwie rzeczy: że prezydent został zastrzelony i że Jack Ruby dwa dni później zastrzelił Oswalda. Kolejny wątek nie do wyjaśnienia, bo Ruby zmarł w więzieniu na raka, zanim komukolwiek cokolwiek zdążył powiedzieć. Nie wiemy, czy Ruby zabił Oswalda na czyjeś zlecenie. Wiemy, że miał powiązania z mafią, ale nie wiemy, czy ktoś z mafii zlecił mu zabójstwo Oswalda. Wiemy, że Ruby miał problemy ze zdrowiem psychicznym. Podczas pobytu w więzieniu mówił rozmaite rzeczy, przeważnie ze sobą sprzeczne.

W głośnym filmie Oliviera Stone'a "JFK" Ruby po aresztowaniu prosi, by go przewieźć do Waszyngtonu, gdyż tam powie prowadzącym śledztwo coś bardzo ważnego.

- Wielu ludzi uważa, że ta scena - która zdarzyła się naprawdę - jest bardzo ważna. Prokurator generalny nie zgodził się na to i Ruby zmarł w więzieniu. Ja osobiście uważam, że to wydarzenie nie ma znaczenia, bo właśnie mówiąc, że ma coś ważnego do powiedzenia, Ruby wydał na siebie wyrok śmierci. Jeśli oczywiście ktoś zlecił mu zabicie Oswalda.

Ale prawdą jest, że wraz ze śmiercią Ruby'ego przepadła szansa wyjaśnienia czegokolwiek...

- Tak sądzi wielu ludzi, ale w historii zamachów w USA często zdarza się, że niewiele o nich wiadomo nawet wówczas, gdy ich sprawcy żyją. Ruby żył po zamachu dwa lata, zabójca senatora Roberta Kennedy'ego żyje do dziś, a morderca Martina Luthera Kinga zmarł parę miesięcy temu i we wszystkich tych sprawach nadal jest wiele znaków zapytania.

Tajemnica prostej prawdy

Dlaczego w głośnych sprawach zamachów tak trudno ustalić prawdę?

Ludzie odmawiają przyjęcia do wiadomości prostej prawdy w skomplikowanych, wielkich i historycznych sprawach, jakimi bez wątpienia są zamachy na znanych polityków. Jest jakiś opór psychologiczny przed przyjmowaniem prostych prawd. Wiem z własnego doświadczenia pracy w radzie ds. przeglądu danych o zamachu na Kennedy'ego, że wielu ludzi zawsze za takimi wydarzeniami będzie widzieć spisek. Są także tacy, którzy zawsze za takimi wydarzeniami widzą wyłącznie biurokratyczny bałagan, pomyłkę lub zaniedbanie.

Proszę spojrzeć, co stało się w Pearl Harbor. Amerykański wywiad wiedział o przygotowaniach do ataku na amerykańską bazę, ale wiadomość ta nie trafiła do jej komendanta. Zwolennicy spiskowych teorii natychmiast posuwają się do ekstremalnych, niemal niemożliwych do wypowiedzenia oskarżeń. Są ludzie, którzy twierdzą, że prezydent Roosevelt chciał, by do ataku na Pearl Harbor doszło, by wciągnąć USA w wojnę z Niemcami i Japonią. Być może tak było, ale te same dowody wskazują także na inną wersję, według której ktoś gdzieś zapomniał przełożyć raport z jednej sterty papierów na drugą. Z tym samym fenomenem społecznym mamy do czynienia w przypadku zamachu w Dallas.

Niektórzy wiedzą, że CIA lub FBI zorganizowały zamach na prezydenta, czyli faktycznie przeprowadziły zamach stanu.

- To bardzo, bardzo poważny zarzut. Opierając się na tym, co widziałem i słyszałem, pracując w radzie ds. zamachu na Kennedy'ego, muszę stwierdzić, że tak jak dowody na udział Oswalda są niejasne, tak samo jest również z dowodami na udział KGB, CIA czy kogokolwiek innego w tym zamachu.

Czy jest możliwe, że istnieją jeszcze jakieś dokumenty, których Pan nie zna, a które zmieniłyby Pańską opinię o tym, co się stało 22 listopada 1963 roku?

- Na pewno, dwa tygodnie temu dowiedziałem się o takim dokumencie. Z pewnością gdzieś są np. akta, do których nikomu nie przyszło do głowy zajrzeć.

Co z archiwami ZSRR?

- Widzieliśmy część archiwów radzieckich, były to jednak nieciekawe dokumenty, jak podanie Oswalda o wizę. Chcielibyśmy zajrzeć do archiwów KGB, bo wiemy od uciekiniera z KGB Jurija Nosenki, że są w nim ciekawe materiały o Oswaldzie. Poza tym prezydent Jelcyn wspomniał w swych pamiętnikach o pewnych informacjach, których nie przekazano nam w dokumentach. W kwietniu wiceprezydent Al Gore prosił ówczesnego premiera Rosji Wiktora Czernomyrdina o udostępnienie akt, ale do tej pory nie mieliśmy z Moskwy żadnej odpowiedzi. Nie mamy również żadnej odpowiedzi od rządu białoruskiego, do którego zwróciliśmy się już kilka razy z prośbą o udostępnienie nam archiwów tamtejszego KGB. Właśnie w Mińsku znajduje się dziś główna teczka Oswalda.

Najważniejsze 5,6 sekundy w historii filmu

W listopadzie 1962 r. Abraham Zapruder, właściciel niewielkiej, ale dobrze prosperującej firmy w Dallas w stanie Teksas, kupił najnowszy model - 414 PD - amatorskiej kamery Bell&howell Zoomatic ze świetnym obiektywem F1.8 9-27 mm firmy Varamat. Sklep Peacocka, w którym zrobił zakupy, znajdował się zaledwie 500 metrów od miejsca późniejszego zamachu. Najważniejszą część filmu Zaprudera stanowi 5,6 sekundy, podczas których Kennedy zostaje trafiony pierwszą i drugą kulą, a prezydencka limuzyna gwałtownie przyspiesza z oficerem Secret Service na tylnym zderzaku.

Już kilkadziesiąt minut po zamachu Secret Service odnalazło Zaprudera i poprosiło go o wywołanie filmu w miejscowym laboratorium Kodaka. W ubiegłym tygodniu film trafił po raz pierwszy do sklepów wideo, wywołując gwałtowne protesty rodziny Zaprudera, która uważa, że trafia do niego zbyt mała część zysków z jego sprzedaży. Sam Zapruder, który zmarł 17 lat po zamachu, do końca życia odmawiał oglądania nie tylko swego filmu, ale jakichkolwiek materiałów telewizyjnych i prasowych na temat zamachu. Zeznając w 1964 r. przed rządową komisją, mówił: - Co noc nachodzą mnie te same koszmary.

 

* Jeremy Gunn - dyrektor rady ds. przeglądu danych o zamachu na Johna F. Kennedy'ego. Rada jest instytucją rządową, która zajmuje się zbieraniem, porządkowaniem i publikacją wszelkich informacji o zamachu na prezydenta Kennedy'ego. Poglądy wyrażane przez Gunna są jego osobistymi i niekoniecznie odzwierciedlają stanowisko rządu USA.




 


Fragment książki Johna Douglasa (pierwowzoru Jacka Crawforda z "Milczenia owiec") pt. "Motywy zbrodni".

"Czy którykolwiek zamach wywarł na całym narodzie amerykańskim równie silne wrażenie, jak morderstwo popełnione na osobie prezydenta Johna Kennedy'ego w Dallas po południu 22 listopada 1963 roku? Rozczaruję zapewne czytelników, jeśli powiem, że przeprowadziwszy dokładną analizę zachowań i dowodów z zakresu medycyny sądowej, doszedłem do wniosku, iż Lee Harvey Oswald był samotnym zamachowcem, wbrew późniejszym sugestiom i hipotezom. (...)

W mniejszym lub większym stopniu wszyscy lubimy dopatrywać się spisków, bo w jakiś niepojęty sposób sprawiają one, iż świat wydaje się nam bardziej zrozumiały. Tłumaczą to, co jawi się nam jako przypadkowe i chaotyczne. O wiele łatwiej uwierzyć, że istnieje jakaś zmowa potężnych i złych ludzi, którzy dążą do zmiany biegu dziejów, niż w to, iż zamach jest dziełem szalonego nieudacznika, nie mogącego dostać dobrej pracy. Jednak dowody mówią same za siebie. W gruncie rzeczy Oswald zachował się zgodnie z klasycznym wzorcem zamachowca, który opracowaliśmy w Quantico. Był paranoikiem, nie pasującym do żadnego środowiska, w które chciał się wtopić.

Co zaś do rozległego spisku na rządowym szczeblu, to koncepcję tę można jedynie wyśmiać. Wiem, że tego nie udowodnię, lecz każdy, kto pracował dla rządu, nawet w wywiadzie, powie wam, że żadne zdarzenie takiego kalibru i tak nagłośnione w mediach, nie da się długo utrzymać w tajemnicy. Rozbudowana biurokracja nie jest zdolna do zachowania spisku w tajemnicy przez długi czas.

Oswald nie należał do osób, które dopuszczono by do spisku, był zbyt dużym naiwniakiem. Żaden agent nie powierzyłby mu zadania, był zbyt niepewny, zbyt nieprzewidywalny, miał wiele problemów osobistych, a na dokładkę był mało sprytny. Nie wierzę, aby jakikolwiek spiskowiec czy grupa spiskowców, mających jakie takie pojęcie o psychologii behawioralnej, wybrała w 1963 roku kogoś idealnie pasującego do sylwetki samotnego zamachowca, aby wykonał tak poważne zadanie. Do czego więc można go było wynająć - do strzelania? (...)

Nie sądzę, aby udało mi się tym krótkim omówieniem kogokolwiek przekonać, ale powiem raz jeszcze - jestem przekonany, że Lee Harvey Oswald był jednym z tych paranoicznych nieudaczników, którzy stale zmieniają pracę, otoczenie, idee, rozpaczliwie szukając czegoś, w co mogliby wierzyć, co nadałoby sens ich życiu. Na nieszczęście dla nas wszystkich zapisał się w historii, kiedy wszedł na szóste piętro magazynu biblioteki w Dallas, wycelował swój karabin Mannlicher-Carcano kaliber 6,5 produkcji włoskiej w sznur samochodów skręcających w Dealey Plaza, przejeżdżających w niewielkiej odległości od jego zasadzki. W kilka dni później inny nieudacznik, Jack Ruby, który sądził, że dzięki jednemu spektakularnemu czynowi stanie się bohaterem, także znalazł się w zapiskach kronikarskich.






Większa dawka top secret