Tygodnik Powszechny - 2006-08-21
Andrzej Friszke
Tajemnice Andrzeja Micewskiego
Analizując w rozmowach z oficerami prowadzącymi sytuację i kreśląc scenariusze wydarzeń, czuł się reżyserem polityki władz. A przy okazji załatwiał porachunki z przeciwnikami politycznymi.
Kiedy w grudniu 2004 r. pisałem o nim artykuł pośmiertny ("TP" nr 51/04), nie znałem jeszcze akt przechowywanych w Instytucie Pamięci Narodowej. Pierwszą teczkę poznałem kilka miesięcy później. Wiedza, jaką posiadłem, jest zresztą niepełna: brakuje akt z okresu do 1956 r., a za lata 60. dysponujemy teczką mocno przerzedzoną. Z drugiej strony dokumenty dotyczące Micewskiego oraz pochodzące od TW "Michalskiego" i TW "Historyka" znajdują się w aktach innych spraw środowisk katolickich. Na pełny obraz uwikłania tego działacza przyjdzie zatem poczekać i z pewnością dokumentacja MSW nie powie nam całej prawdy. Szczególnie w tym skomplikowanym przypadku. W biografii Micewskiego rozwijały się jednocześnie dwa wątki - publicystyki i eseju historycznego oraz aktywności politycznej. Jego pisarstwo, niezależnie od oceny drogi politycznej, bez wątpienia negatywnej, pozostanie w dorobku polskiej kultury.
PAX
Micewski, urodzony w 1926 r., mimo młodego wieku otarł się o wojenną
konspirację i był nawet aresztowany. Wojenne doświadczenia - należał do
nich konflikt z ojcem - były dotkliwe.
Po wojnie jako działacz Bratniej Pomocy na Wydziale Prawa UW zetknął się z różnymi
grupami katolickimi, należał krótko do Stronnictwa Pracy, ale już w 1947 r.
przystąpił do grupy "Dziś i Jutro" Bolesława Piaseckiego. Szybko piął
się po szczeblach hierarchii tego środowiska, w 1949 r. został sekretarzem
redakcji "Dziś i Jutro", a w 1952 r. sekretarzem prezydium Komisji
Intelektualistów i Działaczy Katolickich powołanej przez Piaseckiego dla działalności
wśród kleru. Po jej stopieniu się w 1953 r. z tzw. księżmi patriotami
pozostawał (aż do jesieni 1956) sekretarzem prezydium Komisji Duchownych i Świeckich
Działaczy Katolickich. Funkcja ta była de facto funkcją kierownika
politycznego, Micewski wygłaszał na zjazdach zasadnicze referaty, był jednym
z najważniejszych działaczy ruchu zmierzającego do wkomponowania duchowieństwa
w ramy ustroju komunistycznego. Jednocześnie wchodził w skład ośmioosobowego
kierownictwa Stowarzyszenia PAX.
Ta prehistoria ma znaczenie, gdyż wtedy Micewski dojrzał i uformował się. Od
Piaseckiego i - szerzej - z PAX-u wyniósł przekonanie, że podmiotem
polityki jest zawsze władza i tylko ona może być sprawcą zmian. Działalność
polityczna polegać więc musi na wejściu w kontakt z władzą. Oczywiście, to
władza określa zasady i formy, w jakich pozwala, by na nią oddziaływać. A
skoro się chce uzyskać możliwości działania i oddziaływania, trzeba coś władzy
dać; sprawić, by uznała sojusznika za potrzebnego. Władza to, oczywiście,
partia, ale także aparat bezpieczeństwa.
Do takiego myślenia skłaniała sama historia Piaseckiego: jego rozmowy w 1945
r. z generałem NKWD Sierowem, potem z oficerami polskiej bezpieki. Później ważniejszym
od partii partnerem była policja polityczna, zwłaszcza Julia Brystigerowa.
Oczywiście działający oficjalnie katolicy nie mogli uniknąć kontaktów z UB,
gdyż to UB prowadził na bieżąco politykę wobec Kościoła, jak to przekonująco
udowadnia Bartłomiej Noszczak w niedrukowanej jeszcze monografii. Była to
jednak niezwykle śliska ścieżka i łatwo było stoczyć się z rozmów w
sprawach praktycznych i politycznych w agenturalność, wykonywanie poleceń,
donoszenie na kolegów. Nie wiemy, jak wyglądały rozmowy Micewskiego z
funkcjonariuszami UB przed 1956 r., ale możemy z pewnością założyć, że
miały miejsce. Sekretarz prezydium Komisji Duchownych i Świeckich Działaczy
Katolickich po prostu musiał je odbywać. Musiał też nieraz realizować
polecenia idące z resortu.
Wierny Piaseckiemu i jego linii politycznej był Micewski do 1956 r. Zbuntował
się - wraz z kilkoma najbliższymi współpracownikami przywódcy PAX-u -
dopiero po Październiku i po rozstrzygnięciu walki o władzę w partii.
Oponenci Piaseckiego, zwani secesją, opuścili stowarzyszenie w listopadzie
1956 r. z zamiarem stworzenia nowej organizacji, dostosowanej do trwającej w
kraju odwilży. Powstało Chrześcijańskie Stowarzyszenie Społeczne, którego
Micewski był jednym z liderów, i tygodnik "Za i Przeciw", którego był
jednym z redaktorów. Po kilku miesiącach jednak przywódca ChSS Jan Frankowski
odsunął pozostałych działaczy secesji i Micewski znalazł się na lodzie.
Szukanie miejsca
Lata 1958-59 to czas szamotania się, a zarazem początek kariery
Micewskiego-historyka. Wedle nieco późniejszych materiałów SB właśnie w
1958 r. napisał historię PAX-u, której maszynopis dawał w zaufaniu do
przeczytania niektórym działaczom katolickim. Była to pierwsza wersja
pierwszej części opublikowanej 20 lat później książki "Współrządzić
czy nie kłamać?". Przede wszystkim jednak chciał działać.
Zachowywał niechętny dystans wobec wznowionego w 1956 r. "Tygodnika
Powszechnego" oraz Klubów Inteligencji Katolickiej. Do PAX-u nie miał
powrotu. Pragnął za pieniądze utworzonej przez ChSS spółki "Ars
Christiana" wydawać pismo polityczne. Wniósł też znaczny wkład
finansowy do spółki "Libella", która od 1958 r. była wydawcą miesięcznika
"Więź". Rozmawiał zarówno z Frankowskim, jak z redaktorem "Więzi"
Tadeuszem Mazowieckim, badając możliwość przyłączenia się tu lub tam. A
jednocześnie roił plan przyszłego połączenia ChSS i "Więzi" w nowy
ośrodek katolicki. Przez wiele miesięcy zabiegał o audiencję u Zenona
Kliszki, prawej ręki Gomułki, odpowiedzialnego za politykę wyznaniową.
Przygotowując się do tego spotkania, Micewski szkicował jego plan, który
wiele mówi o nim samym. Przyszłą grupę trzeba prezentować jako niewyznaniową,
argumentując, że będzie to skuteczniejsza forma oddziaływania na wierzących,
nieprowadząca do konfliktu z Episkopatem. Koncepcji świeckości nie można
mocno lansować, gdyż Kliszko interesuje się przede wszystkim oddziaływaniem
na księży. W następnej fazie rozmowy trzeba wrócić do koncepcji miesięcznika
przy grupie "Za i Przeciw", który byłby "przeciwwagą »Znaku«, a byłby
także na lewo od »Więzi«". W przypadku odrzucenia tej koncepcji "nie
należy się spierać, bo rozmówca nie ma zwyczaju znosić sprzeciwu, lecz należy
postawić taką alternatywę: samodzielny miesięcznik luźno związany z grupą »Za i Przeciw«, albo rozsądnie minimalistyczna myśl wzmocnienia przez naszą
grupę lewicowej części grupy »Znak« i »Więź« przy zachowaniu własnego
kontaktu z Partią i zapowiedzi przedstawienia szerszych planów i koncepcji
ujednolicenia ruchu katolickiego. (...) Nie należy precyzować, że chcemy wejść
do »Tygodnika« lub »Więzi«, lecz do obu tych zespołów jednocześnie, aby
wszechstronnie wzmocnić siły lewicowe całej formacji. (...) Można
zaproponować, że wstrzymamy się z włączeniem do działalności do momentu
przedyskutowania z Partią szerszych koncepcji, o ile by to Partię rzeczywiście
interesowało". Przedmiotem rozmów politycznych - konkludował Micewski
- "nie jest dochodzenie prawdy materialnej, a osiągnięcie skutku, raczej
rezultatu politycznego".
Do rozmowy nie doszło, więc swoją wizję Micewski wyłożył w memoriale
skierowanym w kwietniu 1959 r. do Biura Politycznego partii. Powtarzał w nim
koncepcję utworzenia niewyznaniowego ugrupowania politycznego, złożonego
jednak z katolików współpracujących z partią. "Ponieważ w Sejmie większość
posłów katolickich należy do Koła »Znak«, opinia katolicka ma błędne
wyobrażenie co do pozycji tej grupy jako jedynej »październikowej« grupy
katolickiej. Wydaje się, że istnienie kilku ugrupowań powinno być połączone
z jasnym stanowiskiem Partii, że przede wszystkim popiera ugrupowania i siły
opowiadające się niedwuznacznie za ustrojem socjalistycznym".
Także na ten memoriał odpowiedzi nie było, Micewski nawiązał natomiast
bliskie kontakty z sekretarzem Kliszki Markiewiczem. Wśród znajomych
przedstawiał się jako jego doradca, Markiewiczowi zaś wyjaśniał meandry
powikłanych relacji w środowiskach katolickich. Wreszcie w 1960 r., wobec
fiaska swych planów, podjął pracę w "Więzi" (odbyło się to - jak
czytamy w materiałach SB - przy silnej opozycji w zespole redakcyjnym).
Na początku lata 1960 r. wyjechał do Wiednia, gdzie mieszkał jego stryj.
Stamtąd 2 czerwca wysłał list do Jerzego Giedroycia. Legitymował się pismem
polecającym Stefana Kisielewskiego, a po wyrażeniu uznania dla
"Kultury" pisał, że z wyrażaną w niej myślą polityczną nie może
się zgodzić, po czym wykładał własne stanowisko: nie można jednocześnie
opowiadać się za rewizjonizmem socjalistycznym, który wspierała
"Kultura", i uważać się za sprzymierzeńca Ameryki.
"Rewizjonizm - tłumaczył - nie może być po prostu elementem penetracji
amerykańskiej w Polsce. (...) merytoryczne postawienie na ewolucję ustroju
komunistycznego musi odbywać się z pozycji wewnętrzno-socjalistycznych, a więc
nie z pozycji życzenia Zachodowi przewagi nad Wschodem, ale z pozycji wiary w
ideową ewolucję Wschodu, przy politycznym ostaniu się obozu wschodniego.
Polityczne ostanie się obozu wschodniego, przy wewnętrznej ewolucji socjalizmu
jest także jedyną perspektywą dla sprawy polskiej racji stanu, wobec problemu
niemieckiego. Moja pozycja ideowo-polityczna określa postawienie na
demokratyczną ewolucję socjalizmu, przy jednoczesnym przekonaniu o konieczności
istnienia obozu socjalistycznego i udziale w nim Polski. W tym ujęciu
sojusznikiem Polski jest Rosja, a nie Ameryka. Ta ostatnia może tylko swoją mądrą
lub głupią polityką przyspieszać lub hamować korzystne procesy w obozie
przeciwnym, do którego należy, i słusznie, Polska. Do tego dodam jeszcze, że
pojęcie rewizjonizmu jest niebezpieczne nie tylko taktycznie, ale i
merytorycznie. Ponieważ wywołuje ono niebezpieczeństwo trzymania się
schematu politycznego z roku 1956. Schemat ten nie może i nie będzie się
powtarzał, bo grozi zawsze Budapeszt. (...) Październik był wynikiem
jednorazowego układu sił na wielu płaszczyznach wewnętrznych i międzynarodowych.
Nowych październików nie należy oczekiwać. Demokratyczna ewolucja socjalizmu
będzie następowała nie przez rozwój teorii rewizjonistycznej, ale przez
wypieranie w ogóle ideologii socjalistycznej przez praktykę socjalizmu
technokratycznego. Oczywiście, umiarkowane ciśnienie opinii opozycyjnej z
pozycji socjalistycznych będzie też czynnikiem zmian politycznych"
(Archiwum Instytutu Literackiego w Maisons-Laffitte).
Ta szczera ocena dobrze oddaje kierunek myślenia Micewskiego, a także kierunek
jego zaangażowań i sceptycyzm wobec różnych nurtów opozycji. Kilka miesięcy
później, pisząc już z Warszawy, dodawał w nawiązaniu do jednego z artykułów
Mieroszewskiego: "Gdyby nie akceptacja socjalizmu, PAX by w ogóle nie istniał,
nie mówiąc o takim rozwoju. Także dzisiaj cały nacisk na Znak idzie w
akceptację socjalizmu. To jest w Polsce warunek sine qua non działalności
politycznej" (tamże).
Werbunek
Rola "obrotowego" rozmówcy Markiewicza, sekretarza członka Biura
Politycznego, i chwalenie się tymi kontaktami przed znajomymi, wśród których
byli tajni współpracownicy SB, ściągnęło na Micewskiego kłopoty. W
notatce SB pisano, że wprowadza on Markiewicza w błąd, przedstawiając swe możliwości
jako większe niż w rzeczywistości, a wiadomości uzyskane od niego
rozpowszechnia w środowisku katolickim, opatrując złośliwymi komentarzami.
Jednocześnie odnotowano znamienną opinię Micewskiego: "Pierwsze skrzypce za
15 lat (...) będzie grał ten, na którego wskaże Episkopat. Należy budować
sieć organizacji tak, jak to robił Piłsudski, by w odpowiedniej chwili
uchwycić władzę. Trzeba stworzyć silną organizację kadrową".
SB zauważyła, że Micewski pozostaje w otwartym kontakcie z
zachodnioniemieckim publicystą Hansjakobem Stehle, któremu dostarcza
informacji o sytuacji w środowiskach katolickich, ale także o pracy Sejmu,
stosunkach Kościół-państwo, sytuacji w partii itd. Służby dowiedziały
się także o poufnym kontakcie Micewskiego z pracownikiem amerykańskiej
ambasady Simanisem. Temu ostatniemu miał powiedzieć, że "komuniści nie
pozwolą, by katolicy się organizowali, a na otwarty bunt nie można sobie
pozwolić, bo w tej chwili nikt nie chce iść do więzienia i siedzieć, bo myśmy
siedzieli 5 lat w więzieniu za Niemców i teraz 15 lat, to mamy już więzienia
dosyć".
Zawarte w tej notatce dossier było wystarczające, by w MSW zdecydowano się na
zasadniczą rozmowę z Micewskim. Przeprowadził ją 29 marca 1961 r. mjr Tomasz
Wawrzyniewicz, zastępca naczelnika Wydziału V Departamentu III MSW. Zarzucił
on Micewskiemu złośliwe komentowanie i kolportowanie wiadomości politycznych
w środowiskach katolickich i wśród osób nieprzychylnie nastawionych do PRL.
Broniąc się, Micewski wyjaśniał swą sytuację, ale - jak zanotował
oficer - "nie przyznał się do swoich istotnych poglądów, nie ujawnił właściwie
żadnych swoich kontaktów". Jednocześnie mówił, że pragnie mieć
kontakt polityczny "na odpowiednim szczeblu partyjnym lub MSW, by móc
skutecznie pomagać nam na odcinku katolickim. (...) Podkreślał, że nie chce
odgrywać roli agenta, bo to prędzej czy później zdyskwalifikuje go w oczach
środowiska".
Oceniając tę rozmowę mjr Wawrzyniewicz pisał, że Micewski "był
nieszczery, usiłował bagatelizować postawione przed nim zarzuty i faktycznie
nie przyznał się do utrzymywania kontaktów z cudzoziemcami". We
wnioskach zaś stwierdzał, że opowiada się za podjęciem "próby dogadania
się z Micewskim na platformie współpracy typu agenturalnego". Jeśli zaś
ten nadal będzie uprawiał "podwójną grę", należy zastosować środki
"mające na celu zdyskredytowanie go politycznie i uniemożliwienie mu działalności
na odcinku katolickim".
W teczce brak dokumentów, w których opisano dalszy ciąg tej sprawy. Nie
wiemy, jak wyglądała kolejna rozmowa z Micewskim, jak go osaczano i jak próbował
się bronić. Nie wiemy też, jak długo to trwało.
Czy wyjeżdżając w 1963 r. do Austrii i Niemiec, był już "pozyskany"?
Być może, niemniej musiał wykazywać opór lub nielojalność, skoro w
dokumencie z października 1965 r. czytamy, że TW "Michalskiemu"
anulowano zastrzeżenie wyjazdu za granicę. W późniejszych dokumentach są
wzmianki, że 1 marca 1965 r. został zarejestrowany przez departament IV MSW
jako TW do numeru 1203. W sierpniu tego roku w piśmie do wiceministra spraw
wewnętrznych Franciszka Szlachcica oficer wnioskował o wypłacenie TW
"Michalskiemu" 200 dol. w związku z jego wyjazdem do Anglii, Francji, Włoch
i Austrii. W czasie tej podróży "Michalski" miał rozpracować związki
katolickiego działacza z Londynu Jana Tokarskiego z Radiem Wolna Europa i
paryską "Kulturą", samą "Kulturę", działacza emigracyjnego
Stronnictwa Pracy Konrada Sieniewicza oraz jego i Stanisława Gebhardta kontakty
z watykańskim dyplomatą Agostino Casarolim.
Były to niezwykle ambitne zadania. Nie wiadomo, w jakim stopniu Micewski się
z nich wywiązał. O tym, że "misja" nie mogła się zakończyć zupełnym
fiaskiem, świadczy wniosek zastępcy dyrektora departamentu IV MSW płk. Zenona
Gorońskiego z 10 września 1966 r. do wiceministra Szlachcica o wypłacenie TW
"Michalskiemu" 50 dol. na wyjazd do Francji, gdzie ma rozeznać sytuację
wokół "Kultury" oraz nastroje w piśmie katolickim "Esprit".
Odwrotna strona medalu
W tym czasie stawał się Micewski głośnym publicystą historycznym. Jego
drukowane w "Więzi" studia i szkice ukazały się w 1965 r. w książce
"Z geografii politycznej II Rzeczypospolitej". Książka odegrała ważną
rolę w budzeniu wolnej od komunistycznego schematyzmu historiografii
Dwudziestolecia, zebrała pochwały także na emigracji. Na falach Radia Wolna
Europa Adam Ciołkosz mówił, że książka ta "to jest po raz pierwszy snop
prawdziwego światła rzuconego na historię Polski okresu międzywojennego".
Maciej Morawski, wówczas korespondent RWE w Paryżu, wspomina, że przybywając
z kraju Micewski przywoził niezwykle cenne informacje i interpretacje wydarzeń,
mówił o stosunkach Kościół-państwo i konfliktach w PZPR. Odbiorcą tych
wiadomości był dyrektor Jan Nowak, wiele z nich wykorzystywano w programach
radiowych. Jednocześnie Micewski nie ukrywał sceptycyzmu co do szybkich
przemian w Polsce i dawał do zrozumienia, że ma kontakty z MSW.
Podczas zagranicznych podróży przyszły autor "Współrządzić czy nie kłamać"
nie tylko rozmawiał z emigracyjnymi publicystami i działaczami, ale też
korespondował. W archiwum Instytutu Literackiego znajdują się kolejne listy
do Jerzego Giedroycia. Pisząc 26 września 1964 r. z Wiednia, Micewski ponownie
podejmował polemikę z "Kulturą": "Wybór istnieje dziś między
suwerennością a demokratyzacją, obie rzeczy są niemożliwe. Tito i Rumuni są
zamordystami, a tak ich chwalicie. Gomułkę za to krytykujecie, choć też
wybrał suwerenność, odrzucając demokratyzację. Ale oczywiście suwerenność
na szlaku Moskwa-Berlin musi być mniejsza niż w Bukareszcie". List
zawierał też wiadomości o ostatnim zjeździe partii (ile skreśleń mieli
Gomułka, Moczar, czołowi puławianie) oraz tekst przemówienia Kisielewskiego
na zjeździe Związku Literatów, z zaznaczeniem, że to nie do publikacji. W
czerwcu 1967 r. Micewski pisał, że "staliniści w Polsce stanowią wielkie i
prawdziwe niebezpieczeństwo. Chwilowo blokują się oni z Moczarem i aparatem
Gierka i Strzeleckiego przeciw Żydom i Cyrankiewiczowi, ale chcą iść jeszcze
dalej. Pocieszający jest tylko ich poziom umysłowy - są zupełnie
infantylni".
Powstaje pytanie, jak te listy interpretować. Czy zawarte w nich informacje i
opinie były uzgodnione z oficerami MSW, czy przeciwnie: pisząc do Giedroycia
Micewski pozwalał sobie na luksus szczerości? A jeśli tak, to co przekazywał
na ten temat oficerom? Na to pytanie brak odpowiedzi do czasu, gdy znajdą się
sprawozdania składane przez niego po powrocie.
Z teczki Micewskiego wynika, że jednocześnie sam był rozpracowywany. Miał
wokół siebie agentów, którzy go inwigilowali i pisali donosy. Byli to m.in.
TW "Czechowski" i TW "Teresa".
Marzec
Wchodząc do zespołu "Więzi", Micewski szybko popadł w konflikt z
redaktorem naczelnym pisma Tadeuszem Mazowieckim, wspierając jego konkurenta
Janusza Zabłockiego. Jak czytamy w "Informacji" Departamentu IV MSW z
września 1963 r., Mazowiecki i jego grupa faworyzują "ludzi o poglądach
ortodoksyjno-klerykalnych" oraz zmierzają do podporządkowania "Więzi"
koncepcjom "Znaku". Grupa Zabłockiego zaś zamierza podjąć kroki w
kierunku usunięcia Mazowieckiego, a jej przedstawiciele szukają poparcia u władz.
Popierając Zabłockiego, Micewski nie zaniechał planów stworzenia nowego ośrodka.
W grudniu 1964 r. zwierzył się TW "Czechowskiemu", że ma zamiar dążyć
do połączenia "Więzi" z ChSS i podjął już pewne rozmowy z działaczem
tego stowarzyszenia. Dodał, że pewnie będzie to secesja paru osób z "Więzi".
Warto pamiętać o jego pogardliwej ocenie moczarowców, wyrażonej w liście do
Giedroycia, skoro wiadomo, że właśnie z tą grupą aparatu łączył swoje
nadzieje. Alians ten dyktowały niewiara w demokratyzację i uznanie za ważniejsze
poszerzania suwerenności, ale nie bez znaczenia były też zapewne kontakty z
oficerami MSW, na czele którego stał Moczar. Niemal w przededniu wydarzeń
marcowych Micewski rozmawiał z płk. Gorońskim, zastępcą dyrektora
Departamentu IV. Zrelacjonował przebieg Berlińskiej Konferencji Pokojowej,
ujemnie mówiąc o Aktion Suenezeichen (Znaki Pokuty) jako podszytej amerykańskim
wywiadem. Omówił też obszernie sytuację w "Więzi" i w warszawskim
KIK nie oszczędzając różnych osób, w tym Zabłockiego. Wspomniał też o
relacjach posłów Znaku z kard. Wyszyńskim.
W marcu 1968 r. podzielił się z TW "Maksem" niepokojem w związku z użyciem
siły przez władze. "Potępia rzekomo antyinteligenckie wystąpienia działaczy
partyjnych, w tym również I sekretarza KC PZPR. Zdaniem TW Micewski wykazuje
nawet pewną solidarność z reakcyjną grupą literatów". Jednocześnie
jednak wraz z Zabłockim napisał artykuł zawierający poparcie dla grupy
Moczarowskiej we władzach. Do jego druku nie dopuścił Mazowiecki, przesądzając
tym samym definitywnie o linii ideowej miesięcznika.
Micewski nie dołączył jednak do stworzonego przez Zabłockiego Ośrodka
Dokumentacji i Studiów Społecznych. Trudno ocenić, na co liczył, ale jego
liczne i gęste notatki z rozmów z oficerami MSW na temat sytuacji w "Więzi",
KIK-u, Kole Posłów Znak, relacjonowanie poufnych rozmów i zebrań stanowią
porażający materiał. Mówił, że "najlepiej byłoby, aby przestała
wychodzić »Więź«, a utworzyć nowe pismo. Przejęcie przez Zabłockiego »Więzi«
spowoduje zarzut ze strony krakowskiego środowiska, że Zabłocki i Micewski są
agentami". Opisując KIK zadenuncjował Andrzeja Wielowieyskiego, że "był
szefem politycznym młodzieży KIK biorącej udział w demonstracjach". Nie
hamował się też przed ujawnianiem kulis spraw kościelnych. Przyznawał, że
radzi ks. Alojzemu Orszulikowi z Sekretariatu Episkopatu, by biskupi nie
wydawali listu w sprawie antysemityzmu, a tym samym nie wtrącali się w sprawy
wewnątrzpartyjne i nie bronili "stalinowców". Oficer prowadzący rozmowę
zanotował: "TW »Michalski« wyraźnie chciał, aby władze zrobiły użytek
z przekazywanych informacji, niektóre wielokrotnie powtarzając".
We wrześniu 1968 r. Micewski radził płk. Gorońskiemu, by sprawę Koła
Posłów Znak w nowej kadencji rozegrać jak najpóźniej; partia powinna wywrzeć
nacisk, inaczej bowiem "przeforsują swoich, tzn. Mazowieckiego, Stommę,
ewentualnie Wilkanowicza ze środowiska krakowskiego czy też Wielowieyskiego z
Warszawy". Sugerował, by sekretarz KC rozpoczął indywidualne rozmowy z
kandydatami na posłów, a nie rozmawiał z grupą. W grudniu nadal suflował
rozgrywanie sytuacji w "Znaku". Mówił, by Stommę pozostawić jako posła,
ale "dodać 4-ch pozytywnych działaczy, co skrępowałoby politycznie Stommę
i utraciłby on zaufanie Krakowa, natomiast środowisko »Tygodnika« nie mogłoby
podjąć żadnej akcji". Jednocześnie opowiedział o poufnym zebraniu
przedwyborczym środowiska Znaku w Ożarowie, szczególnie negatywnie oceniając
Mazowieckiego i Wielowieyskiego. Mimo to przestrzegał przed próbą dokonania
zupełnego przewrotu w ruchu Znak, gdyż zespół musi się cieszyć względnym
zaufaniem Episkopatu i "TP".
W lutym 1969 r. mówił Gorońskiemu, że po wygaśnięciu mandatu poselskiego
Mazowieckiego najlepszym wyjściem byłoby wywarcie przez Urząd do Spraw Wyznań
presji na usunięcie go z redakcji "Więzi". Jednocześnie wcale nie był
obrońcą interesów Zabłockiego. Poparcie jego starań finansowych dla ODiSS
powinno być uwarunkowane tym, "by w przyszłym roku przejął »Więź«, a
nie tworzył nowej instytucji".
Trudno oprzeć się wrażeniu, że analizując sytuację i kreśląc te
scenariusze Micewski czuł się reżyserem polityki władz wobec Znaku, zwłaszcza
rozgrywania Koła Posłów Znak. Mógł liczyć, że za pośrednictwem MSW wpływa
na politykę partii, kreuje sytuację polityczną. A przy okazji załatwiał
porachunki z politycznymi przeciwnikami i rywalami.
Skuteczność tych rad była niewielka. Mazowiecki pozostał posłem, chociaż
decyzje personalne w sprawie Koła Znak rzeczywiście podjęto w ostatniej
chwili. Zabłocki otrzymał pieniądze dla ODiSS, a walka o przywództwo w "Więzi"
została zakończona. W maju 1970 r. Mazowiecki mógł powiedzieć Micewskiemu,
by nie przychodził do redakcji, ale pracował w domu.
Stanowisko zajęte w Marcu mocno nadwyrężyło jego pozycję w ruchu Znak, a
kontakty z MSW były na tyle intensywne, że mogły budzić podejrzenia. Nie miał
ich chyba Stefan Kisielewski, o czym świadczą nie tylko zapiski w
"Dzienniku", ale też wtajemniczenie wyjeżdżającego za granicę
Micewskiego w swoje sprawy wydawniczo-finansowe z Giedroyciem, w tym upoważnienie
do pobrania znacznej kwoty pieniędzy (było to najpewniej honorarium za książkę
wydaną przez Kisiela pod pseudonimem Staliński). W aktach nie odnalazłem
wzmianki, by o tych faktach "Michalski" poinformował SB. Co więcej: w
czerwcu 1969 r. Micewski złożył Giedroyciowi propozycję "wydania bez mojej
zgody mojej książki o PAX-ie". Rekomendował też wydanie książki Władysława
Bieńkowskiego: "jest to książka analizująca na przykładzie marca 1968 r.
powtarzające się w komunizmie zjawisko sięgania po władzę przez policję";
książka Bieńkowskiego "Motory i hamulce socjalizmu" ukazała się w
Paryżu w 1969 r.
Micewski myślał też o dłuższym pobycie na Zachodzie dla uwzględnienia w
planowanych książkach wydanej tam literatury dotyczącej Dwudziestolecia. W
1969 r. opublikował w Czytelniku zbiór esejów "W cieniu marszałka Piłsudskiego",
za który dostał nagrodę "Polityki". Podpisał też z Wiedzą Powszechną
umowę na biografię Romana Dmowskiego.
W czerwcu 1969 r. informował Giedroycia, że w czasie minionych wydarzeń
okazało się, iż "Kościół i Kardynał nadal twardy wobec partii w
sprawach katolickich nie chce iść z lewicą marksistowską i demokratyczną.
Kościół nasz jest nadal narodowy i prawicowy i nie ufa liberalnym ateistom, w
szczególności Żydom, powołując się na fakt, że oni najwięcej zaszkodzili
religii. Podkreślam, że referuję tu poglądy Kościoła, a nie własne. Poglądy
te są oczywiście wygrywane przez partię i jej nacjonalistów. Mamy więc
pewien fenomen powtórzenia się układu przedwojennego, z jednej strony obóz
kościelny, a z drugiej liberalny i ateistyczny. Osobiście wątpię, czy zmieni
się to nawet, gdy wymrze połowa obecnych biskupów".
Zarazem kolejny raz prosił Giedroycia o zachowanie szczególnej ostrożności w
kontaktach z nim. Czy była to tylko gra, czy raczej dbałość o konspirowanie
kontaktów z "Kulturą" przed MSW?
Verum
W 1970 r. Micewski wystąpił do władz o zgodę na utworzenie niewielkiego
wydawnictwa. Tak zrodziło się Verum, gdzie w 1971 r. ukazała się biografia
Romana Dmowskiego: najpoważniejsza praca o przywódcy endecji, jaka ukazała się
po wojnie w kraju i taką pozostająca aż do lat 80. Jej drukowi towarzyszyły
jednak trudności ze strony cenzury i porażka finansowa; nie dał też
spodziewanych dochodów druk modlitewnika. Wiosną 1972 r. Micewski musiał
zwolnić kilku pracowników.
Verum nie było tylko wydawnictwem, ale przede wszystkim ośrodkiem, który miał
służyć pogłębieniu podziałów w ruchu Znak. Plany i zamierzenia związane
z tym przedsięwzięciem Micewski uzgadniał z dyrektorem Urzędu do Spraw Wyznań
Aleksandrem Skarżyńskim oraz płk. Gorońskim. Jak sam mówił, "obaj mi
powiedzieli, że z uwagi na długoletnie doświadczenie w pracy na odcinku
katolickim byłoby niecelowe, żebym ja z tego odcinka schodził i szedł do
pracy w instytucji państwowej". Potem "dwukrotnie chodziłem do płk.
Morawskiego, którego znam od 20 lat, gdy byłem jeszcze w PAX-ie przed październikiem"
(płk Stanisław Morawski był dyrektorem departamentu IV MSW). Micewski
wspominał, że dwukrotnie konsultował sprawy Verum z kierownikiem Wydziału
Administracyjnego KC Teodorem Palimąką; jemu też złożył "notatki na
temat moich koncepcji w Znaku".
Te pikantne szczegóły opowiedział Micewski 5 grudnia 1973 r. w gmachu KC PZPR
płk Józefie Siemaszkiewicz, wicedyrektorce departamentu IV MSW, oddelegowanej
wówczas na wicedyrektora Wydziału Administracyjnego KC. Z rozmowy, która po
części miała charakter przesłuchania, sporządzono nagranie: jej zapis
znalazł się w teczce TW "Michalskiego". W tym czasie decyzja o
likwidacji Verum już zapadła. Pani pułkownik mówiła, że Micewski otrzymał
wydawnictwo po to, by miał z czego żyć, tymczasem starał się z niego uczynić
nowy ośrodek polityczny, zaczął wchodzić w alianse z prawicą, np. Stanisławem
Stommą i ludźmi "TP", oraz budować kontakty zagraniczne z Niemcami.
Micewski bronił się, że wszystkie posunięcia uzgadniał z dyrektorem Skarżyńskim
i innymi wymienionymi dygnitarzami. Musiał szukać kontaktów ze środowiskiem
krakowskim, gdyż był spalony w środowisku warszawskim, gdzie uważano go za
agenta.
"Ja chciałem, żeby »Tygodnik« został, ale żeby to, co się nazywa
elementami dysydenckimi w »Tygodniku«, zostało spychane. (...) Pani wie, że
tam jest Słonimski, Krzeczkowski, Kijowski, Woroszylski. Otóż uważam, że
spychanie tych ludzi, a przyjmowanie centrowych pozycji, umiarkowanych przez
takich ludzi, jak Myślik i ja, jest słuszne. (...) Oczywiście, jest niedobre,
że dysydenci, czy liberałowie, czy trockiści - nie wiem, kto się w to
wszystko miesza - natomiast, że jakaś grupa, która jest bliżej hierarchii,
jest potrzebna, to dla mnie nie ulega wątpliwości. Jeśli nie mam racji, to
oczywiście poniosłem klęskę. (...) Mnie to uraża, że ze mnie zrobili
agenta i wy mnie w tej chwili tak traktujecie. Przecież z waszymi ludźmi, których
wyście postawili - oczywiście ludzie odchodzą, zmieniają się - ale
uzgodniłem wszystko. Niech oni powiedzą, czy uzgadniałem, czy nie".
Powód likwidacji Verum i podcięcia pozycji Micewskiego przez władze nie
rysuje się jasno. Być może było to związane z upadkiem politycznym
wieloletniego dyrektora Urzędu do Spraw Wyznań Skarżyńskiego albo z poważnymi
przegrupowaniami w MSW. Najprostsze wyjaśnienie przynosi jednak dokument o
ponad cztery lata późniejszy, napisany przez szefa wywiadu MSW: "W 1973 r.
odnotowano stały kontakt A. Micewskiego z Jerzym Giedroyciem, także w
siedzibie redakcji »Kultury«, przy okazji jego każdorazowego pobytu we
Francji". Wywiad niekoniecznie musiał wiedzieć o zadaniach wyznaczanych Micewskiemu wobec "Kultury" w połowie lat 60., a akceptowanych przez
wiceministra Szlachcica. Znacznie bardziej prawdopodobne jest to, że odkryto
ukrywane kontakty z Giedroyciem. Byłoby to więc potwierdzenie, że Micewski
kontaktował się z Redaktorem na własną rękę, a jego listy i artykuły nie
były grą operacyjną. Oczywiście o odkryciach wywiadu Micewskiego nie
poinformowano, wątek "Kultury" w ogóle nie wystąpił w rozmowie z płk
Siemaszkiewicz.
Za nielojalność wobec MSW przyszło Micewskiemu słono zapłacić. Pozbawiony
pracy, 18 lutego 1974 r. pisał do wiceministra spraw wewnętrznych gen. Henryka
Piętka: "Powiedział mi Pan kiedyś, że ma Pan długą pamięć. Ośmiela
mnie to do napisania do Pana. Nie mam pracy i postanowiłem nieodwołalnie zejść
z odcinka wyznaniowego. (...) Krótko mówiąc, piszę z zapytaniem, czy nie
zechciałby Pan pomóc mi w otrzymaniu jakiejś odpowiedniej pracy. Jak Pan wie,
mam duże stosunki zagraniczne". Wiceminister jednak nie pomógł, zresztą
w miesiąc później został odwołany.
Micewski nie wiedział, co robić dalej. W notatkach z tego czasu znajdują
odbicie różne życzenia - by zatrudnić się w warszawskiej
"Kulturze", otrzymać pracę pozwalającą pisać książki historyczne
(odrzucił jednak pomysł stypendium na KUL), rozważał też możliwość
wyjazdu na dłużej z rodziną do zamożnego wuja w Wiedniu. Ostatecznie przyjął
propozycję ryczałtu w "Tygodniku Powszechnym", gdzie miał się zająć
tematyką historyczną.
Tygodnik Powszechny - 2006-08-28
Tajemnice Andrzeja Micewskiego (II)
Andrzej Friszke
Od ściany do ściany
"Gotów jest do udzielania wszelkich informacji i wykonywania zadań za granicą i w kraju, ale nie może nadal pozostawać na statusie agenta. Z tego powodu ciągle jest psychicznie załamany" - pisał o Micewskim w marcu 1976 roku wysoki oficer MSW.
Po zamknięciu w 1973 r. wydawnictwa Verum stosunki Micewskiego z MSW
skomplikowały się. W grudniu 1974 r. kontakty z nim przejął płk Edward
Jankiewicz, naczelnik Wydziału II Departamentu IV MSW. Ich pierwsze spotkanie
było okazją do wyłożenia przez Micewskiego żalów wobec resortu. Przypomniał,
że przez pułkowników Piętka i Morawskiego był nastawiany na
przeciwstawianie się koncepcjom "reakcyjnych działaczy" w KIK i
"Tygodniku Powszechnym"; że obiecywano mu miejsce w Sejmie. Mandatu nie
otrzymał, a jego poczynania w ruchu Znak doprowadziły do podcięcia pozycji w
środowisku, czego do tej pory nie może odrobić. "Wszystkie swoje ruchy w środowisku
robił z naszego polecenia lub za naszą akceptacją, więc nie może zrozumieć,
dlaczego wszystko się przeciwko niemu obraca". Prosił o rozwiązanie
sprawy jego środków utrzymania, umożliwienie zatrudnienia w jakiejś
redakcji. Zwrócił uwagę na możliwość działania na odcinku katolickim w
Republice Federalnej Niemiec, zaznaczył, że widzi szansę stworzenia w CDU
polskiej grupy nacisku.
Tajna dyplomacja
Kontakty niemieckie, pielęgnowane przez Micewskiego od lat, weszły w nową fazę,
gdy w 1972 r. wziął udział w oficjalnej delegacji ruchu Znak, która pojechała
do RFN na zaproszenie kard. Joachima Doepfnera. Wizyta była związana z
ratyfikacją układu polsko-niemieckiego z 1970 r. oraz jego konsekwencjami w
dziedzinie pojednania między oboma krajami. Wiosną 1975 r. Micewski otrzymał
oficjalne zaproszenie do Niemiec od ambasadora RFN. W ramach dwutygodniowej podróży
przewidziano spotkania z redaktorami czołowych pism, a także rozmowy z
politykami.
Do podróży Micewskiego MSW przywiązywało dużą wagę. Świadczy o tym pismo
dyrektora departamentu IV płk. Konrada Straszewskiego do wiceministra Bogusława
Stachury z prośbą o zgodę na odbycie przez płk. Jankiewicza spotkania z TW
"Michalskim" w Wiedniu w dniach 28-31 maja 1975 r. "Otrzymane materiały
od TW »Michalski« zostaną poprzez rezydenturę Departamentu I przesłane do
kraju".
W teczce zachowała się kilkustronicowa "Notatka" o spotkaniach w RFN
12-25 maja, podpisana przez Micewskiego imieniem i nazwiskiem. Jej główną częścią
jest sprawozdanie z rozmowy z przywódcą SPD i byłym kanclerzem Willym
Brandtem, do której doszło 15 maja. Brandt przedstawił możliwości rządu
RFN dotyczące pomocy gospodarczej dla Polski (nieprzekraczalna jest suma 2,5
mld marek), wskazał też, że płatności z tytułu odszkodowań wojennych nie
mogą nosić takiej nazwy i kwalifikacji prawnej, gdyż mogłoby to pociągnąć
za sobą wystąpienie z podobnymi roszczeniami przez ZSRR. Brandt zwrócił też
uwagę na konieczność osiągnięcia porozumienia z rządem polskim przed
lipcem, aby na Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie mogło dojść
do spotkania kanclerza Helmuta Schmidta z Gierkiem. Dodał, że jeśli
porozumienie nie zostanie osiągnięte przed jesienią, zapewne nie dojdzie do
niego wcale, gdyż zacznie się wówczas kampania wyborcza, a istnieją potężne
grupy nacisku przeciwne takiemu porozumieniu. Brandt powiedział również, że
zamierza wystąpić do Breżniewa z propozycją, aby po podpisaniu aktu KBWE,
"Konferencja co półtora do dwóch lat odbywała periodyczne sesje, na których
rządy będą składały sprawozdania, co zrealizowały z uchwał konferencji,
szczególnie w sprawach tzw. Trzeciego koszyka, a więc zakresu wolności i
wymiany ludzi i informacji". Kolejni rozmówcy Micewskiego przekonywali, że
jest to osobisty pomysł Brandta, który "swoją politykę wschodnią chce
łączyć z troską o wolność we wszystkich krajach europejskich".
Jak wynika z treści rozmowy, Brandt potraktował Micewskiego jako
nieoficjalnego przedstawiciela władz w Warszawie, a to, co mu powiedział, miało
trafić do wiadomości polskiego rządu. Podobnie, jak się wydaje, traktowali
Micewskiego inni rozmówcy. Metoda kontaktów, omijających oficjalne struktury
MSZ, miała w dialogu polsko-niemieckim swoją tradycję. Micewski mógł się
poczuć wyróżniony i awansowany do roli jednego z takich pośredników; raport
przekazany MSW trafił zapewne do właściwych komórek MSZ lub KC PZPR.
Powstaje pytanie, jak zaklasyfikować ową podróż? Z pewnością nie była to
misja wywiadowcza, ale element tajnej dyplomacji. Micewski mógł mieć
subiektywne przekonanie, że jego status się zmienił, a kontakty i zaufanie,
jakim cieszył się w Republice Federalnej, zostaną spożytkowane.
W grudniu 1975 r. przedłożył "Notatkę" dla kierownictwa politycznego
z kolejnego pobytu w RFN, kiedy rozmawiał z biskupami niemieckimi i
kierownictwem "Pax Christi". W czasie tej wizyty był zachęcany do
dalszych kontaktów z rządzącą SPD i kolejnego spotkania z Brandtem. Po
powrocie Micewskiego do Warszawy radca ambasady RFN Klaus Schramayer odniósł
się w rozmowie z nim do niektórych publikacji w prasie polskiej, które
otwierały sprawę odszkodowań dla więźniów hitlerowskich obozów
koncentracyjnych, i zwracał uwagę, że może to skomplikować ratyfikację już
zawartych porozumień. "Schramayer podkreśla - pisał Micewski w
"Notatce" - że we wszystkich partiach RFN istnieje silna tendencja
uznawania ZSRR za jedynego poważnego partnera w bloku wschodnim, gdyż kładzie
on nacisk na sprawy wymiany i kooperacji, a nie na postulaty wynikające z
przeszłości. Wysunięcie przez Polskę dalszych tego rodzaju postulatów
spowodowałoby zdaniem dyplomaty niemieckiego reorientację partii rządzących
w RFN w kierunku wyłącznego zacieśniania stosunków z ZSRR i zmniejszenia
zainteresowania stosunkami z Polską. Schramayer sądzi bowiem, że w Bonn
wysuwanie dalszych postulatów przez Polskę jest uważane za przejaw
niesamodzielności naszej polityki, jej nierealizmu i skłaniania się w
kierunku stworzenia sztucznych barier wobec RFN. Schramayer uważa, że partie
rządowe nie mając zaufania do kanałów dyplomatycznych informacji, poszukują
kanałów społecznych, aby Kierownictwo polskie było dobrze poinformowane w
sprawie nastawienia opinii niemieckiej i partii politycznych".
Dobrze zapowiadające się wykorzystywanie Micewskiego jako pośrednika w
relacjach polsko-niemieckich nie zostało przez władze PRL podjęte. Nie
wiadomo, dlaczego. Być może władze nie chciały pośredników, których
trudno było uważać po prostu za ludzi reżimu (za takiego Micewskiego nie uważano),
a z pewnością zaszkodziły mu kontakty z Giedroyciem. Na początku czerwca
1975 r. do płk. Jankiewicza wpłynęła bowiem z Departamentu I (wywiad)
informacja, że Micewski jest w stałym kontakcie z redaktorem "Kultury"
i odwiedza go przy każdej bytności we Francji. M.in. wskutek starań redaktora
Giedroycia otrzymał w 1974 r. prestiżową nagrodę Jurzykowskiego. Informator
wywiadu PRL "na zasadzie dedukcji" przypuszczał również, że Micewski
jest autorem artykułu "Opozycja polityczna w Polsce", zamieszczonego w
"Kulturze" w listopadzie 1974 r. (w istocie autorem był Jacek Kuroń).
Informacji tych - o ile wiadomo - nie wykorzystano, ale nie mogły one nie
mieć wpływu na stosunek resortu do Micewskiego.
Buntownik
W październiku 1975 r. w rozmowie z płk. Jankiewiczem Micewski wraca do swych
nadal niezałatwionych spraw materialnych. Od czasu likwidacji Verum ma pół
etatu w "Tygodniku Powszechnym" i otrzymuje pensję jako doradca Koła
Poselskiego Znak.
W "Tygodniku" znajduje się na marginesie i nie ma wpływu na linię
pisma. Mówi przedstawicielowi MSW, że tylko dwóch ludzi jest w stanie
"ustawić" problem katolików świeckich - on i Janusz Zabłocki.
Partia stawia na Zabłockiego, bo Ośrodek Dokumentacji i Studiów Społecznych
się rozwija, on jednakże jest wciąż gotów do aktywności. Rozważa przejście
do Ars Christiana, co określa jako "lodówkę", ale - jeśli władze
nie mają nic do zaproponowania - prosi o umożliwienie mu wyjazdu do Austrii,
"gdzie będzie prowadził interesy stryja".
Po tej rozmowie płk Jankiewicz przedstawił zwierzchnikom swoje uwagi: "»Michalski«
byłby dobrym kandydatem na posła z grupy »Znak«. Z jednej strony mógłby
skutecznie neutralizować np. przedstawiciela środowiska krakowskiego w Sejmie,
a z drugiej strony byłby pozytywnym dla nas elementem w oddziaływaniu na Zabłockiego,
gdyż obaj ze względów ambicjonalnych są antagonistami. Obecność w Kole »Michalskiego«
uniemożliwiałaby Zabłockiemu robienie jakiejkolwiek polityki »na swoją rękę«".
Wniosku tego nie zrealizowano. Nie wiadomo też, czy Micewski chciałby wejść
do Sejmu w sytuacji, gdy w Znaku nastąpił rozłam, eliminacja Stanisława
Stommy i odmowa uznania nowych posłów przez zdecydowaną większość środowisk,
w tym "Tygodnik Powszechny", "Więź" i cztery Kluby Inteligencji
Katolickiej. Rozłam był konsekwencją sprzeciwu większości przedstawicieli
Znaku wobec wprowadzanym przez partię poprawkom do konstytucji. Micewski nie
podpisał oczywiście protestu przeciw poprawkom, a w rozmowie z płk.
Jankiewiczem podał swoją interpretację podziałów wśród inteligencji
katolickiej. Jednocześnie jednak w MSW podejrzewano, że to on przekazał
Giedroyciowi list protestacyjny środowisk Znaku i inne związane z tym
dokumenty wydrukowane później w "Kulturze".
11 marca 1976 r. Micewski zwrócił się do kierownika Wydziału
Administracyjnego KC Teodora Palimąki, prosząc o spowodowanie wydania jemu, żonie
i synowi paszportów na kilkuletni pobyt w Austrii. Zaznaczał, że jego
sytuacja jest nie do zniesienia: "Mam trzydzieści lat stażu pracy
dziennikarskiej, wydałem cztery książki, otrzymałem dwie nagrody, jedną
krajową, jedną zagraniczną, nie mam natomiast stałej pracy". Następnego
dnia spotkał się z płk. Jankiewiczem i poprosił o zakończenie współpracy
z MSW. Nie ukrywał, że jest zawiedziony w swych aspiracjach. Jak zapisał
Jankiewicz, "gotów jest do udzielania wszelkich informacji i wykonywania zadań
za granicą i w kraju, ale nie może nadal pozostawać na statusie agenta. Z
tego powodu ciągle jest psychicznie załamany. Nie chce bowiem, ażeby kiedyś
uzyskano dowody z naszego archiwum, iż był agentem. Ma kompleks na tym
punkcie. Dałby pół życia, ażeby dokumenty świadczące o jego agenturalnym
powiązaniu z nami zostały zniszczone".
Jankiewicz zapewnił, że przedłoży przełożonym jego prośbę o zwolnienie
Micewskiego z roli agenta i danie paszportu upoważniającego do wielokrotnego
przekraczania granicy. "Od siebie dodałem, że widzę możliwość
zniszczenia po pewnym czasie dokumentów o jego współpracy z nami. Jednak
decyzję o czasie zniszczenia tych dokumentów podejmiemy wówczas, gdy uznamy
to za możliwe".
Ostatecznie Micewski na stałe do Austrii nie wyjechał, a w Polsce po
czerwcowym proteście robotników powstał Komitet Obrony Robotników. W środowiskach
Znaku, zjednoczonych w proteście konstytucyjnym, dość powszechne było
przekonanie o potrzebie zachowywania niezłomnej postawy wobec władz. W
rozmowie z płk. Jankiewiczem 19 października 1976 r. Micewski powiedział, że
chce być nadal w grupie "Tygodnika Powszechnego" i będzie zachowywał
się tak, aby się w niej utrzymać. Powiedział, że "Departament zerwał z
nim umowę dotyczącą zniszczenia przeszłościowych rzeczy. To daje mu okazję
do tego, żeby być wolnym. Nie znaczy to jednak, że będzie chciał zmienić
linię polityczną. Może utrzymywać dalsze kontakty na płaszczyźnie
prywatnej". To oznacza, że o jego kontaktach będzie wiedzieć jego grupa.
"Nie chce bowiem zaczynać od nielojalności i świństw". Stwierdził,
że stracił serce do współpracy z władzami. "Nie wyobraża sobie, aby mógł
pójść na rozmowę do Kani, który złamał mu życie" (Stanisław Kania
był sekretarzem KC, prowadzącym m.in. sprawy Kościoła). Niebawem jednak
przekazał Jankiewiczowi obszerną relację z zebrania Klubu Inteligencji
Katolickiej, które odbyło się 19 października, a dotyczyło m.in. stosunku
do nowych posłów i do antyrobotniczych represji, jakie miały miejsce w
Radomiu i Ursusie.
W styczniu 1977 r., kiedy - wobec przejęcia przez grupę Zabłockiego
"Libelli" - istniało silne poczucie zagrożenia dalszego bytu KIK-u i
"Więzi", Micewski powiedział Jankiewiczowi, że rozgrywki, jakie
prowadzą władze, są niezręczne. Ruch Znak są "to bowiem ludzie, którzy
przez cały zachodni świat katolicki będą uważani za jedynych partnerów.
Episkopat, mimo że ich nie znosił, obecnie nie ma innego wyjścia, jak tylko
ich bronić". Jeśli pojawią się naciski na zmiany personalne lub próby
wpływania na linię polityczną, nastąpi samolikwidacja. Wobec nacisku
Mazowiecki jest skłonny zawiesić lub zlikwidować "Więź": "Jest
pewien typ ludzi, którzy przy wszystkich swoich wadach są nieprzekupni. Sama
groźba utraty stanowisk ich nie złamie". Jeśli zaś elity katolików świeckich
będą nieautentyczne, "to ta wielka karta, jaką ma Polska w sensie oddziaływania
na Zachód, będzie zubożona".
Jednocześnie Micewski oceniał, że przywódcy KIK stracili poczucie
rzeczywistości, idąc na konflikt z władzami, i że będą musieli odejść.
"Z tego należy wnioskować, że za rok lub dwa Partii będą potrzebni
ludzie, którzy będą mieli oparcie w Episkopacie, nie są zbrudzeni tym
wszystkim, co się obecnie dzieje w »Znaku« i nie będą z Partią rozmawiać
z pozycji współrządzenia". Dawał do zrozumienia, że w przypadku
likwidacji "Więzi" mogłoby powstać coś innego, dałoby się wziąć z
obecnej redakcji dwie-trzy osoby, ale do tego należałoby najpierw przekonać
bp. Bronisława Dąbrowskiego.
Zapis tej rozmowy był znamienny. Po pierwsze, podkreślał wagę autentycznych
środowisk katolickich i niezłomność ich przywódców. Po drugie, jednak
demaskował chęć osiągnięcia przez Micewskiego pozycji jednego z liderów
owych środowisk, nawet jeśli byłoby to poprzedzone ich pacyfikacją przez władze.
Szczęśliwie do takiego rozbicia nie doszło, władze pod wpływem stanowiska
Episkopatu oraz wobec kłopotów z rozwijającą się akcją KOR-u nie zdecydowały
się na konfrontację.
Tygodnik Powszechny - 2006-09-05
Tajemnice Andrzeja Micewskiego (III)
Andrzej Friszke
Kontrakt
"Rozmawia się tu z panem nie dlatego, że jest pan wybitną postacią polityczną - mówił Micewskiemu oficer SB - ale dlatego, że jest pan postacią wybitnie szkodliwą dla kraju, awanturnikiem politycznym, postacią wybitnie negatywną".
W lutym 1978 r., w rozmowie z płk. Jankiewiczem Micewski przypomniał, że
nie czuje się już związany z MSW, a rozmawia z oficerem prywatnie. Wrócił
do kwestii likwidacji swej dokumentacji w SB: "ja dużo więcej wiem, niż mówię,
a mało mówię dlatego, że obawiam się, iż jest to nanoszone. Nikt nie chce
być samobójcą i nie chce działać przeciwko własnemu interesowi".
Samotnik w opozycji
W kilka tygodni później powiedział Jankiewiczowi, że lada chwila w
zachodnioniemieckim wydawnictwie ukaże się jego książka "Współrządzić
czy nie kłamać". Nie ukrywał, że zawiera ona krytykę polityki
wyznaniowej władz PRL. Dodał też, co myśli o polityce partii: "Aktualnie władze
mają wszystkich przeciwko sobie. Uważa on, że w kraju potrzebne są
organiczne rozwiązania, organiczny dialog, o ile władze nie chcą, aby
wszystko zeszło do podziemia. Trzeba stworzyć pole jakiejś faktycznej,
autentycznej polskiej rozmowy nad tą linią, od której zaczyna się nielegalność.
W tej chwili wszystko, co jest prawdziwe, jest poniżej tej linii". Ci spośród
katolików, którzy popierają władze, nie mają żadnego znaczenia. Obecne
kierownictwo jest mądre, że nie ucieka się do represji wobec opozycji, ale
jego trwanie wynika z tego, "że nie ma chętnych do przejęcia władzy - »kto
chciałby ten interes przejmować, nie opłaca się brać upadającej firmy«".
Zdaniem Micewskiego jego książka jest dość dramatyczną próbą powiedzenia
prawdy o fiasku polityki wyznaniowej. Z góry odrzucił możliwość dokonania
zmian, stwierdzając, że nakład jest już wydrukowany. Widział tylko możliwość
wycofania się z wydania francuskiego oraz wywarcia odpowiedniego wpływu, by
nie ukazała się w drugim obiegu w Polsce. "Zdaniem Micewskiego książka
jest wynikiem czteroletniego więzienia, w którym on się znajduje (...)
Nigdzie nie pracuje, dostaje fikcyjne pół etatu, może raz na miesiąc napisać
artykuł. Ma on poczucie, że jest internowany we własnym mieszkaniu".
Dodał jednak, że nie chce stawiać barykad między sobą a władzami i ma
propozycję: nie będzie pisał przez najbliższe lata, jeśli będzie miał
spokój, ale jeśli nie dadzą mu spokoju, będzie pisał. W swej książce stoi
na gruncie Konstytucji i praw człowieka, a jej treść była konsultowana z
prawnikiem. Wyklucza więc możliwość wytoczenia mu procesu, bo nie ma takiego
artykułu w kodeksie karnym, a poza tym proces byłby bardzo głośny. Nie sądzi
też, by mu odebrano paszport, ma bowiem wiele zaproszeń od ważnych osób,
m.in. przewodniczącego Episkopatu Niemiec, więc wstrzymanie wyjazdu wywołałoby
"dużą drakę". O książce wie Prymas Wyszyński, który zapewnił
Micewskiego o poparciu Kościoła. Książka wydana jest staraniem niemieckiej
komisji "Iustitia et Pax", więc będzie go też bronił Episkopat
Niemiec. Wykazując rozmówcy, że władze nic nie mogą zrobić, dodał żartem:
"dlaczego Żydzi mają być w tym kraju tylko odważni, niech będzie jeden
Polak, który sobie podskoczy".
Książka wywołała irytację władz. Była pierwszym w polskiej literaturze
systematycznym wykładem dziejów polityki partii wobec Kościoła i środowisk
katolickich, przedstawiała obszernie represje czasów stalinowskich, łącznie
z więzieniem biskupów i Prymasa. Ukazywała dzieje PAX-u i ruchu księży
patriotów, łącznie z manipulacjami i naciskami UB oraz moralną kompromitacją
ruchu. Mówiła o Październiku i epoce Gomułki, przedstawiając gry frakcyjne
w partii, kolejną odsłonę walki z Kościołem, a w tle także powstawanie świeckiej
opozycji. Nie oszczędzała też ekipy Gierka, łącznie z opisem sprawy
sprzeciwu wobec poprawek do Konstytucji. Wszystko to było w PRL niecenzuralne.
Micewski całą tę historię opisywał z setkami dat, nazwisk, cytatów. Książka
zawierała także czytelne już w tytule przesłanie: współpraca z władzami,
na jaką postawił PAX, skończyła się jego klęską, zasada "nie kłamać",
jaką przyjął "Tygodnik Powszechny" i cały ruch Znak, zapewnia mu duży
kapitał moralny i polityczny.
W notatce sporządzonej w Departamencie IV MSW oceniano, że książka spotka się
z dużym rezonansem "ośrodków dywersji ideologicznej". Może też
niekorzystnie wpłynąć na sytuację w PAX, gdzie wyłania się opozycja młodzieżowa,
zmierzająca do rewizji założeń politycznych PAX.
W MSW w lipcu 1978 r. zatwierdzono plan przedsięwzięć operacyjno-technicznych
w sprawie rozpracowania operacyjnego "Aza", wymierzonej przeciw
Micewskiemu. Wśród różnych działań przewidziano dążenie do poderwania
zaufania do niego w środowisku Znak i wśród biskupów; systematyczne
rozpoznawanie jego postawy przy pomocy TW "Czechowskiego",
"Mariusza", "Izabelli"; wznowienie eksploatacji podsłuchu
pokojowego; inwigilowanie przez wywiad w czasie wyjazdów zagranicznych. Podjęto
poszukiwania archiwalne dotyczące przeszłości okupacyjnej ojca, zmierzając
do wykorzystania takich materiałów przeciw Micewskiemu. W styczniu 1979 r.
zdecydowano o niewydawaniu mu paszportu.
Książka dała Micewskiemu pewną popularność w środowiskach opozycji, choć
zgłaszano różne zastrzeżenia do opisywanych faktów czy interpretacji.
Szacunek budziło samokrytyczne referowanie własnej linii politycznej w latach
60., choć oczywiście autor nie wspominał o swych związkach z MSW. Jednocześnie
Micewski dbał o nieprzekraczanie wytyczonej sobie granicy opozycyjności.
Publikował w "TP", dawał się zapraszać na wykłady do KIK-u lub do kościołów,
ale nie współpracował z podziemiem wydawniczym. Wyjątek uczynił dla tekstu
w rocznicę odzyskania niepodległości, który zdjęty przez cenzurę w "Więzi",
oddał do publikacji w "Zapisie".
Ściśle taił natomiast aktywność publicystyczną na łamach paryskiej
"Kultury". Począwszy od 1975 r. zamieścił na jej łamach ok. dziesięciu
obszernych komentarzy politycznych pod różnymi pseudonimami. O ich treści
wiele mówią już tytuły: "Neostalinizm bez terroru", "Konstytucja i
totalizm", "Próba rozbicia Znaku", "Kryzys władzy w
Polsce", "Równia pochyła represji", "Sytuacja jest nijaka",
"Stała restalinizacja", "Optymizm pesymisty". Komentował w nich
postępujący kryzys ekonomiczno-społeczny, z sympatią pisał o opozycji. Jak
zwykle u Micewskiego, artykuły były podbudowane faktografią i miały duże
walory informacyjne.
Publikacje krajowców w "Kulturze" mocno niepokoiły MSW, a do ustalenia
ich autorów zaangażowano zarówno wywiad PRL, jak resortowych analityków, którzy
badali stan wiedzy poszczególnych autorów, podobieństwo stylu, zapewne też
korelację ukazywania się tekstów z datami wyjazdów zagranicznych
podejrzanych. Wiosną 1979 r. szef wywiadu PRL gen. Słowikowski przekazał
notatkę, że do "Kultury" pod pseudonimami Zygmunt Merka, Ryszard Jagła,
XZM i Laskowski pisuje Micewski, jako Socjusz i Lasocki - Zdzisław Najder,
jako Klemski - Tadeusz Chrzanowski.
W przypadku Micewskiego było to trafienie częściowe, używał bowiem w
"Kulturze" także pseudonimów Pierre Olfenius, Zdzisław Madziarski,
Zygmunt Ossowski, w bibliografii "Kultury" nie odnotowano natomiast
nazwiska Laskowski.
Rozpracowanie aktywności publicystycznej Micewskiego w "Kulturze" zbiegło
się z przekazaniem przez kontrwywiad MSW treści jego rozmów z dyplomatami
amerykańskimi. Micewski dodatnio oceniał politykę SPD, komentował relacje
kard. Wyszyńskiego z KOR-em, mówił o trudnościach stwarzanych przez władze
w związku z przygotowywaną wizytą Jana Pawła II, przekazywał swoje przemyślenia
związane z następcą Prymasa. Szczególną irytację władz wzbudził następujący
passus: "A. Micewski podkreślił, że USA powinny uzależnić pomoc
ekonomiczną od poprawy w przestrzeganiu praw człowieka w Polsce i w tym kontekście
ocenił jako niewystarczające wysiłki władz amerykańskich, zmierzające do
umożliwienia mu - oraz Tadeuszowi Mazowieckiemu - wyjazdu na Zachód".
Ten fragment dokumentu, który wysłano sześciu osobom kierującym MSW oraz
sekretarzowi Kani, został przez któregoś z czytelników wielokrotnie podkreślony.
Na 29 maja wezwano telefonicznie Micewskiego do Komendy Stołecznej MO, pozornie
w sprawie paszportu. Oficer SB w obcesowy sposób zarzucił mu, że wygłasza
nieodpowiedzialne opinie dotyczące polityki wewnętrznej i zagranicznej, zwłaszcza
wobec cudzoziemców. Jego książka nie była zgodna z interesem Polski.
"Rozmawia się tu z panem nie dlatego, że jest pan wybitną postacią
polityczną, ale dlatego, że jest pan postacią wybitnie szkodliwą dla kraju,
awanturnikiem politycznym, postacią wybitnie negatywną. Wydaje się, że chce
pan być traktowany na równi z Michnikiem i Kuroniem, a wtedy restrykcje ze
strony władz nie ograniczą się do spraw paszportowych". Micewski próbował
odpowiedzieć, ale esbek nie dopuścił do tłumaczeń i zakończył rozmowę,
która trwała 15 minut.
Jak czytamy w notatce SB z 1982 r., po tej rozmowie Micewski poprosił o
pomoc kard. Wyszyńskiego, który przyjął go na osobistej audiencji oraz umożliwił
rozmowę z Janem Pawłem II podczas jego wizyty w Polsce. Wówczas Micewski miał
ujawnić Papieżowi i Prymasowi fakt swoich kilkuletnich - jak mówił -
kontaktów z MSW.
Rozmowa ostrzegawcza nie przyniosła więc skutków, na jakie liczyły władze.
W kolejnej notatce stwierdzano, że Micewski dla dyplomatów USA i RFN
"stanowi ważne źródło w zakresie rozpoznawania sytuacji wewnętrznej, ze
szczególnym uwzględnieniem działalności opozycji i ugrupowań katolickich
oraz polityki PRL wobec RFN". Ponadto wraz ze Stefanem Kisielewskim,
Marcinem Królem i Wojciechem Karpińskim napisał list do Jana Pawła II "w
sprawie włączenia Radia Watykan do działalności destrukcyjno-propagandowej
przeciwko Polsce". Nie wiadomo, czy SB uzyskała informację, że LB, który
w paryskiej "Kulturze" skomentował wizytę Papieża w ojczyźnie, to
Micewski. W styczniu 1980 r. oceniano, że jego wypowiedzi oraz ożywione
kontakty, jakie utrzymuje "z S. Kisielewskim, A. Michnikiem, W. Bartoszewskim
jednoznacznie określają jego związek z działalnością grup
antysocjalistycznych w Polsce".
Gra z SB
Do kolejnego spotkania z płk. Jankiewiczem doszło 31 stycznia 1980 r. po
ostrej reakcji Micewskiego na próbę zastraszenia jego żony przy okazji
zdawania paszportu. Celem przedstawiciela resortu było ułagodzenie rozmówcy
oraz próba wznowienia "dialogu", jednocześnie dokonano tajnego nagrania
spotkania. Sprawę incydentu Micewski uznał za zamkniętą, po czym poinformował
pułkownika, że w minionym czasie jego pozycja uległa zmianie na lepszą: zdołał
się zrehabilitować wobec Kościoła,
a bp Dąbrowski upoważnił go do przedstawiania się jako oficjalny doradca
Episkopatu Polski ds. niemieckich. W toku załatwiania są starania o paszport,
gdyż ma wyjechać z listem Prymasa do przewodniczącego Episkopatu Niemiec
kard. Hoefnera w związku z wypowiedzią ministra oświaty Bawarii, że z
prawnego punktu widzenia obowiązuje granica Niemiec z 1937 r. i o takiej
granicy należy uczyć niemieckie dzieci w szkołach. Episkopat zamierza
zaprotestować przeciw temu w liście, który zawiezie Micewski. Ma on również
złożyć w Bonn oświadczenie w tej sprawie.
Ku osłupieniu - jak można sobie wyobrazić - pułkownika SB, autor
"Współrządzić czy nie kłamać" powiedział, że o swych kontaktach z
MSW poinformował Papieża, Prymasa i bp. Dąbrowskiego. Jak zapisał
Jankiewicz, "powiedział prymasowi, że od kilku lat utrzymywał kontakty z
pracownikami MSW, starając się zachować taki sposób rozmawiania, który nie
byłby szkodliwy dla kościoła, ale jednocześnie był interesujący dla
resortu. (...) Dodał, że bpowi Dąbrowskiemu przekazał nazwisko swego rozmówcy.
Uczynił tak, gdyż obawiał się, że SB zechce wykorzystać przeciw niemu
dokumenty świadczące o agenturalnych związkach.
Zapewnił natomiast, że środowiska katolików świeckich nie wiedzą nic o
tych kontaktach oraz, że o ewentualnych dalszych rozmowach nie będzie rozmawiał
z bpem Dąbrowskim".
Piotr Adamowicz i Andrzej Kaczyński, autorzy artykułu o agenturalnej przeszłości Micewskiego ("Rzeczpospolita" z 12-13 sierpnia br.), próbowali
zweryfikować prawdziwość tej wypowiedzi u bp. Alojzego Orszulika. Ocenił on,
że rzekome wyjawienie przez Micewskiego tych faktów Papieżowi i Prymasowi to
"kompletna bujda". Być może: SB miała nikłe możliwości
zweryfikowania wersji rozmówcy, a prawdopodobieństwo szantażu ujawnieniem
wobec Prymasa faktu współpracy spadało prawie do zera.
Micewski uprzedził, że jego pomoc dla MSW "może dotyczyć tylko sfery tzw.
»polskiej racji stanu«", czyli spraw zagranicznych, w szczególności
niemieckich. Od razu miał przekazać jakieś informacje, obiecał też dać do
wglądu list Episkopatu do kard. Hoefnera, który sam ma przygotować.
Dalej wyjaśnił, że nie ma aspiracji do odgrywania znaczniejszej roli w świeckich
środowiskach katolickich, w których zresztą nie należy się spodziewać dużych
zmian. Stwierdził, że jego sytuacja materialna się poprawiła - otrzymał
podwyżkę w "Tygodniku", otrzymuje też pewną kwotę z KIK-u. Dodał,
że nie dąży do ściślejszego związania się z grupą "TP", "stawia
raczej na kościół, jako że tylko on jest realną siłą, z którą muszą się
liczyć władze polityczne i z którą jedynie mogą rozmawiać".
Podczas kolejnej rozmowy, 9 lutego, Micewski streścił treść listu Prymasa do
kard. Hoefnera, którego projekt właśnie pisał, i powiedział, że jest możliwość
udostępnienia listu SB. "Jak go będę miał otwartego, to go panu dam do
przeczytania, a jak go nie będę miał otwartego, to jest jeszcze druga możliwość,
że służba celna go sfotografuje. Wie pan, to już jest wasza sprawa". O
treści swego wystąpienia w Bonn miał jeszcze rozmawiać z bp. Dąbrowskim i
ks. Orszulikiem. "Będę panu w okolicach 1 marca [mógł] powiedzieć, na
czym stanęło".
Micewski uprzedził Jankiewicza, że po wizycie w RFN chciałby odwiedzić
stryja w Wiedniu i siostrę w Paryżu, gdzie nie może nie złożyć wizyty Giedroyciowi, gdyż byłoby to podejrzane. Powiedział, że następny wyjazd
planuje latem do Włoch: na urlop oraz dla odwiedzenia Papieża, w rozmowie z którym
poruszyć ma sprawę następcy kard. Wyszyńskiego oraz "będzie dążył do
przeciwstawienia się pewnym stereotypom korowsko-więziowskim, które są papieżowi
przekazywane przez przedstawicieli prawicy katolickiej".
We wnioskach Jankiewicz pisał, że "należy przyjąć ofertę A. Micewskiego
do ponownej współpracy", ale zachować "w kontaktach z nim daleko idącą
czujność i ostrożność", realizować plan jego operacyjnego
rozpracowania i weryfikować przekazywane informacje. Pułkownik dodawał, że
nie wymagał pisemnego zobowiązania do współpracy. Paszport zostanie
Micewskiemu wydany. Sprawę wyjazdu do Francji i spotkania z Giedroyciem
"ustawić na zasadzie, że nie zakazujemy, ale też i nie zlecamy takiego
zadania", ale po powrocie "żądać relacji z rozmowy".
Sprawa udostępnienia listu jednak się odwlekła i skomplikowała. Ostatecznie
Micewski, jak potem mówił, otrzymał dokument na dwie godziny przed odlotem
samolotu, a spotkanie z pułkownikiem było niemożliwe, gdyż towarzyszył mu
przedstawiciel ambasady RFN. Episkopaty polski i niemiecki chciały, aby treść
listu zachować w tajemnicy, a on, chcąc być lojalny wobec Kościoła, nie mógł
sobie pozwolić na dwuznaczność.
Rozmowa, w której padły te wyjaśnienia, odbyła się 16 kwietnia 1980 r. i,
jak można sobie wyobrazić, Jankiewicz miał poczucie, że Micewski oszukał
SB. Zarzucił mu, że gra na dwie strony i wycofuje się z obietnic. Ostatecznie
jednak ustalono, że "w wypadku, gdy będzie potrzebował pomocy z naszej
strony, to chętnie mu jej udzielimy, lecz liczymy na wzajemność. »Michalski«
podtrzymał swoje zobowiązania w odniesieniu do spraw zagranicznych i
zadeklarował chęć utrzymywania stałych kontaktów".
Można się zastanawiać nad bilansem tej rozgrywki i uznać, że był to rzadki
wypadek wyprowadzenia SB "w pole". Mówiąc, że przed hierarchami ujawnił
fakt dawnej współpracy z MSW, Micewski zminimalizował możliwość szantażowania
go lub skompromitowania przeciekami do biskupów. Składając deklarację współpracy
w sprawach "racji stanu", pozostawił sobie interpretację, co one
obejmują, a spowodował wydanie mu paszportu, możliwość odwiedzenia stryja
(na czym mu bardzo zależało), a nawet "zalegalizowanie" wizyty u
Giedroycia. Łudził oficera możliwością wglądu do tajnego listu Prymasa,
ale sytuację ostatecznie tak wyreżyserował, że SB nie miała ani możliwości
rozmowy, ani dokonania kontroli celnej bez obawy wywołania skandalu.
Zarazem jednak - jak zawsze w kontaktach z SB - była to gra ryzykowna i
grożąca kompromitacją. Wydaje się, że Micewski - któremu przez dwa lata
udawało się trzymać SB na dystans - nie był w stanie ograniczyć swych
działań do publicystyki, chciał grać rolę polityczną, tym razem przy
polskim Kościele. Do tego niezbędny był paszport, a dla jego uzyskania gotów
był złożyć obietnice, z których zamierzał zapewne wywiązywać się połowicznie.
Jednocześnie "kupował" polisę ubezpieczeniową, bo - jako człowiek
wiedzący sporo o bezpiece - mógł się liczyć z ujawnieniem faktu
publicystycznej współpracy z "Kulturą". "Micewski wznowiony z SB
dialog wykorzystywał do swych manipulacji politycznych. Był on dla niego
szczególnie korzystny, gdyż umożliwiał mu wyjazdy zagraniczne, zwłaszcza,
że sprawa wydania jego kolejnej książki była bliska sfinalizowania" -
pisano w podsumowującej jego działalność notatce MSW z jesieni 1982 r.
Solidarność
W sierpniu 1980 r. Andrzej Micewski znajdował się poza głównym nurtem
wydarzeń. Miał poczucie głębokości trwającego kryzysu, bał się
rosyjskiej interwencji, ale zarazem czuł, że Kościół nie może odciąć się
od robotniczego protestu. Podpisał - choć z opóźnieniem - apel
intelektualistów wzywających władze i strajkujących do podjęcia rozmów i
szukania kompromisu. Wydaje się, że miał pewien wpływ na kształt komunikatu
z posiedzenia Rady Głównej Episkopatu, opublikowany 27 sierpnia. Osobiście,
choć pod pseudonimem, wypowiedział się we wrześniowym i październikowym
numerze "Kultury".
W połowie października Micewski spotkał się z dyrektorem departamentu IV MSW
gen. Konradem Straszewskim oraz jego zastępcą płk. Czesławem Wiejakiem.
Powiedział, że otrzymał stypendium Departamentu Stanu USA i zamierza w przyszłym
roku wyjechać, prosił więc o poparcie starań o paszport. Zapewnił, że nie
ma ambicji politycznych, nie chce brać na siebie obowiązków redaktora jakiegoś
pisma, zamierza natomiast działać w ramach Kościoła i jeśli powstanie nowe
pismo kościelne, podjąć z nim współpracę. Najważniejszą sprawą, z którą
przyszedł, była inicjatywa spotkania nowego I sekretarza KC PZPR z kilkudziesięcioosobową
grupą intelektualistów z różnych środowisk, także wyraźnie opozycyjnych,
którzy chcieliby przedstawić oceny źródeł kryzysu oraz byliby gotowi
udzielić poparcia inicjatywom zmierzającym do stabilizacji sytuacji.
Inicjatywy takiej, jak wiadomo, władze nie podjęły.
W myśleniu Micewskiego o "Solidarności" dominował lęk przed
sowiecką inwazją. Jego zdaniem, w Polsce są bardzo ograniczone możliwości
zmian politycznych, gdyż ani aparat władzy PRL, ani zwłaszcza ZSRR nie
dopuszczą do reform autentycznych i głębokich. Wielomilionowy ruch związkowy
jest ruchem de facto rewolucyjnym, który zmienia społeczeństwo, ale też
prowadzi do katastrofy. Jedyną szansą jej uniknięcia może być przejęcie
kontroli nad "Solidarnością" przez Kościół, stępienie jej
radykalizmu i uspokojenie sytuacji na tyle, by Rosjanie uznali pół-wolne związki
zawodowe za kolejny przejaw polskiej odmienności. Takimi myślami Micewski
dzielił się wówczas z wieloma rozmówcami, nie kryjąc, że jest to
scenariusz mało realny. Za bardziej prawdopodobną uważał sowiecką
interwencję.
Będąc w takim stanie ducha przyjął 6 grudnia 1980 r. nominację na redaktora
naczelnego "Tygodnika Solidarność", który miał powstać jako ogólnopolskie
pismo związkowe. Nominację zawdzięczał bezpośredniemu poparciu Prymasa, który
także obawiał się interwencji Sowietów.
Tegoż 6 grudnia odbyła się rozmowa Micewskiego z gen. Straszewskim, z której
notatkę, podpisaną przez generała, streścili Adamowicz i Kaczyński w
"Rzeczpospolitej". Miał stwierdzić, że przyjmie nominację po
zapewnieniu, "że w czasie likwidacji NSZZ nie zostanie on aresztowany".
Najważniejsze punkty umowy z władzami obejmowały: zapewnienie kontaktu z
kompetentnym człowiekiem w KC PZPR, z którym będzie mógł uzgadniać
kierunek pisma; zgodę na zaangażowanie kogoś z KOR-u, co pozwoli uwiarygodnić
się na Zachodzie; pomoc MSW w skonstruowaniu redakcji przez ostrzeżenie przed
ludźmi "niebezpiecznymi" oraz wprowadzenie do niej niejawnego członka
partii oraz ukrytego - jako dziennikarz - pracownika SB. Gen. Straszewski
zanotował, że "Micewski wyraził gotowość ścisłej współpracy z naszą
służbą na tym odcinku". Ta licząca dwie i pół strony notatka jest w
historii kontaktów Micewskiego z MSW jednym z dokumentów najbardziej go obciążających.
Można się wprawdzie zastanawiać, czy generał nie wyostrzył pewnych sformułowań,
obietnic i próśb zawartych w rozmowie, ale sam duch tego kontraktu był hańbiący.
Redakcji tygodnika Micewski nie mógł budować w sposób dowolny. Musiał uwzględnić
ważne środowiska inteligencji skupionej w "Solidarności", a więc
przede wszystkim doradców Związku skupionych wokół Tadeusza Mazowieckiego i
Bronisława Geremka oraz środowisko KSS "KOR". Syntetyczny opis tych
negocjacji dałem w artykule o "Tygodniku Solidarność" ("Biuletyn IPN",
nr 7-8 z 2005 r.), tu warto jedynie zaznaczyć, że Micewski próbował się układać
ze środowiskiem KSS "KOR", które zresztą traktowało go jako zło
konieczne. Bezpośrednim powodem fiaska negocjacji była publiczna krytyka
radykalizmu Jacka Kuronia, podjęta przez rzecznika Episkopatu ks. Alojzego
Orszulika. 23 grudnia Micewski złożył na ręce kard. Wyszyńskiego rezygnację
z funkcji redaktora naczelnego, swoją decyzję przekazał również Wałęsie,
choć sprawa pozostawała jeszcze w zawieszeniu do początków stycznia.
Mianowanie przez Krajową Komisję Porozumiewawczą Związku na redaktora
naczelnego "Tygodnika Solidarność" Tadeusza Mazowieckiego oznaczało
definitywną utratę przez Micewskiego wpływu na pismo.
Z tego ważnego dla sprawy okresu czterech tygodni nie zachowały się
notatki o rozmowach Micewskiego z funkcjonariuszami MSW, dotyczących przebiegu
negocjacji. Treść rozmowy z gen. Straszewskim wskazywała, że takie
konsultacje powinny mieć miejsce. Pośrednio potwierdza takie przypuszczenie
"Notatka" zawierająca biogram Micewskiego z października 1982 r.:
"Mimo wyraźnych instrukcji przekazywanych przez resort Micewski zrezygnował
ze swojej kandydatury na to stanowisko. Motywował to obawami przed konfliktem z
KOR-em, który dążył do opanowania redakcji".
Po raz kolejny kandydatura Micewskiego na redaktora naczelnego tygodnika wypłynęła
w sierpniu 1981 r. Tym razem chodziło o tygodnik "Solidarności" Rolników
Indywidualnych, a nominację zawdzięczał ponownie władzom kościelnym. Przystąpił
do kompletowania redakcji, ale szło równie trudno; tym razem główną
przeszkodą była rekomendowana przez Związek osoba, o której mówiono, że była
agentem celnym w okresie stalinowskim. Jak czytamy w notatce z 1982 r., "w
wyniku naszych działań operacyjnych Micewski zrezygnował z przyjęcia tej
funkcji".
Jesienią 1981 r. Micewski uczestniczył w tworzeniu Rady Socjalno-Ekonomicznej,
która miała być jednym z gremiów doradczych ulokowanych między "Solidarnością"
a władzą. W roku 1981 nawiązał także bezpośrednie stosunki z osobami należącymi
do najwyższych władz - Kazimierzem Barcikowskim i Mieczysławem F.
Rakowskim. Spotykał się również z byłym sekretarzem KC Andrzejem Werblanem.
Mógł więc mieć poczucie, że po latach ma bezpośredni kontakt z rządzącymi.
Jednocześnie kończył pracę nad biografią kard. Wyszyńskiego, przygotowywaną
na podstawie dokumentacji udostępnionej mu przez sekretariat Episkopatu. Książka
miała wyjść w Paryżu w wydawnictwie pallotynów.
W 1982 r. MSW następująco zbilansowało jego działalność: "Lansował
koncepcje poszerzenia społecznego zaplecza władzy o różne orientacje ideowe
i polityczne oraz przedstawicieli określonych środowisk DiP, KIK itp. - widząc
siebie w tych układach. Jego niekiedy krytyczne wypowiedzi co do niektórych
działaczy »Solidarności« nie dotyczyły celu, jaki oni sobie postawili, lecz
metod i środków, jakimi chcieli to osiągnąć".
Tygodnik Powszechny - 2006-09-12
Tajemnice Andrzeja Micewskiego (IV)
Andrzej Friszke
W osmozie z władzą
Charakter kontaktów Micewskiego z MSW był niejednoznaczny. Resort traktował go jako tajnego współpracownika, ale zarazem jako partnera do rozmów z zakresu "dużej" polityki, a jednocześnie go inwigilował. Prymas Glemp, który mianował go swoim doradcą, wiedział zapewne o kontaktach z MSW, ale czy o wszystkich? Czy Micewski przekazywał mu wszystko, co usłyszał od oficerów?
Od 1981 r. w aktach SB autor "Współrządzić czy nie kłamać"
figuruje jako "Historyk". Powód zmiany pseudonimu jest niejasny, być może
wiąże się z inną klasyfikacją kontaktów. "Michalski" był
traktowany jako TW, ale ostatecznie 15 listopada 1982 r. sformułowano wniosek o
rozwiązanie współpracy. Nadal pozostawała otwarta sprawa operacyjnego
rozpracowania, rozpoczęta w 1979 r., był więc Micewski - w języku SB -
"figurantem". Jednak w teczce rozpracowania znajdują się notatki ze źródła
"Historyk", których treść jednoznacznie wskazuje, że pochodzą od
Micewskiego. Jego sprawę prowadził funkcjonariusz Wydziału II Departamentu IV
MSW ppor. R. Puto, który na niektórych raportach notował prócz daty miejsce
spotkania (najczęściej Lokal Konspiracyjny "Fara"), a także, że jeden
egzemplarz notatki przeznaczony jest do "teczki pracy TW". Niektóre
notatki budzą wątpliwości, czy nie zostały sporządzone na podstawie podsłuchu
mieszkaniowego. Istnieją jednak również takie, których pochodzenie nie budzi
wątpliwości.
W stanie wojennym
19 grudnia 1981 r. na spotkaniu z esbekiem w restauracji Micewski streścił
otrzymane od ks. Alojzego Orszulika w imieniu Episkopatu "zagadnienia do rozmów
z rządem". Obejmowały one m.in. koncepcję przydzielenia internowanemu Wałęsie
kościelnych doradców i umożliwienie zebrania się prezydium Komisji Krajowej
"Solidarności", której utrzymania Kościół będzie się bezwzględnie
domagał. Czy spotkanie odbyło się za zgodą władz kościelnych i miało
charakter sondażu, czy była to własna inicjatywa Micewskiego?
W końcu grudnia 1981 r. Micewski przybył do Paryża, jak mówiono "w misji
zleconej mu przez Episkopat, a rzekomo zaakceptowanej przez gen.
Jaruzelskiego". Podróż otoczono tak dużą tajemnicą, że raport
dyrektora departamentu wywiadu MSW był lakoniczny i mętny. Podawano jednak, że
Micewski rozmawiał z abp. Jean-Marie Lustigerem, odbył spotkania we francuskim
MSZ, a także planował rozmowę z premierem Francji. Jednocześnie wobec
znajomych zaprzeczał, by miał jakąkolwiek misję. Można sądzić, że była
to misja nadana przez Prymasa, ale zapewne zgodna z pragnieniami władz, by złagodzić
ostrość reakcji Francji na stan wojenny.
Wicepremier Mieczysław F. Rakowski zanotował w swym dzienniku treść rozmowy
odbytej 21 stycznia 1982 r., podczas której Micewski wręczył mu notatkę i
scharakteryzował poglądy niektórych biskupów, a przede wszystkim namawiał
na przekazanie internowanego Wałęsy Kościołowi i zachęcał do szukania
politycznego wyjścia z konfliktu. Dodał jednak: "Uratowaliście panowie naród,
który przekroczył wszelkie dozwolone normy"
(M. F. Rakowski, "Dzienniki polityczne", t. 8, Warszawa 2004).
W końcu lutego 1982 r. do teczki Micewskiego wpłynęło streszczenie jego
rozmowy z Herbertem Wehnerem, nestorem niemieckich socjaldemokratów, który
jako pierwszy zachodni polityk odwiedził Warszawę po wprowadzeniu stanu
wojennego. Micewski powiedział mu, że Wałęsa posiada charyzmę i wpływ na
masy robotnicze, ale "bez swych doradców jest właściwie nikim". O
Jaruzelskim natomiast, w nawiązaniu do jakichś plotek o zamachu lub samobójstwie,
że to "oznaczałoby dla Polski »ciemną noc«, największe nieszczęście".
Przekazanie tej opinii zachodniemu politykowi przez doradcę Prymasa było z
pewnością na rękę rządzącym.
Do Jerzego Giedroycia pisał natomiast 6 marca: "Rozmowy na temat
reaktywowania »Solidarności« zostały przerwane i osobiście odnoszę wrażenie,
że związek ten nie będzie w ogóle reaktywowany. Boję się także, że jego
internowani przywódcy i doradcy nie będą zwolnieni zanim rząd nie »powoła«
nowych związków zawodowych. Sankcje gospodarcze Zachodu uzależniają nas całkowicie
od pomocy ZSRR. Konspiracja w kraju rozwija się, ale nie doprowadzi nas do
niczego innego poza ofiarami. Prawa podziału świata na strefy wpływów okazały
się nadal nienaruszalne. (...) Różnię się niemal od wszystkich
intelektualistów w Polsce, ale boję się, że po prostu przegraliśmy kolejne
powstanie, szczęśliwie, że tym razem pokojowe" (Archiwum IL). Dwa
tygodnie później dodawał: "W Kraju idziemy pełną parą w kierunku
neostalinizmu i nawet konflikt z Kościołem jest niemal nieunikniony". Sądzę,
że właśnie wobec Giedroycia Micewski był najbardziej szczery.
Można się zastanawiać, dlaczego w takim razie utrzymywał
z SB kontakt przekraczający z pewnością ramy zakreślone przez Kościół. Ze
źródła "Historyk" pochodzą notatki o niektórych spotkaniach Społecznej
Rady Prymasowskiej, której Micewski był członkiem, ale także ujemne
charakterystyki samej Rady, która miała być ciałem bezwolnym i pozbawionym
realnego znaczenia. Dość konsekwentnie podkopywał jej pozycję u Prymasa,
informując o tych opiniach ppor. Putę, a być może też członków
establishmentu. Pozostawał bowiem w osmozie z władzą; chciał być jakby łącznikiem
między Prymasem a rządzącymi, ale łącznikiem w znacznej mierze kształtującym
wzajemne relacje. Prymasa Glempa oceniał jako mało doświadczonego w sprawach
wielkiej polityki i liczył na wywarcie nań silnego wpływu. Aby to było
skuteczne, należało ograniczyć wpływ innych członków Rady. Zresztą niektóre
jego wypowiedzi, zapisane przez Rakowskiego, trudno uznać za lojalne wobec
Prymasa.
Takie umiejscowienie pozwalało liczyć Micewskiemu na legalne wwiezienie do
Polski wydanej przez paryskich pallotynów biografii kardynała Wyszyńskiego. A
do swych książek przywiązywał wagę chyba większą niż do działań
politycznych lub doradczych. Dnia 26 lipca 1982 r. Sekretariat Prymasa Polski
wniósł do Głównego Urzędu Ceł prośbę o umożliwienie wwozu do kraju po
20 tys. egzemplarzy "Zapisków więziennych" kard. Wyszyńskiego oraz
jego biografii napisanej przez Micewskiego. Odpowiedź była odmowna. W sierpniu
1982 r. Micewski pisał do Giedroycia, że książka spotkała się "z wielkim
niezadowoleniem czynników rządowych i jestem pod lupą". List ten przejął
wywiad PRL i streścił w piśmie do dyrektora Departamentu IV z 16 X 1982 r.
Wynikało z niego, że Micewski utrzymuje kontakt nie tylko z Giedroyciem
(obiecywał artykuł do "niemieckiego" numeru "Kultury"), ale też
dyrektorem rozgłośni polskiej Radia Wolna Europa Zdzisławem Najderem.
Wydanie książki, która "jest paszkwilem na politykę wyznaniową państwa w
całym okresie powojennym", oraz konszachty z wrogami PRL spowodowały ostrą
reakcję resortu. Ppor. Puto opracował 26 października "Plan przedsięwzięć
operacyjnych mających na celu skompromitowanie oraz neutralizację polityczną
Andrzeja Micewskiego". Pisał, że Micewskiego w okresie stanu wojennego
"cechuje szczególne ożywienie jego kontaktów z dyplomatami i
korespondentami państw zachodnich, dla których stał się cennym źródłem
informacji (...) Drogą via Micewski płynęły na Zachód nieprawdziwe, ale za
to sensacyjnie brzmiące informacje o rozwoju sytuacji w Polsce, o podziemiu, o
konfliktach w Kościele". Zgodę na wyjazd do Francji na pogrzeb siostry
wykorzystał na załatwienie sprawy wydania "swojej kolejnej publikacji
szkalującej politykę wyznaniową w PRL, oraz na inspirujące go do dalszej
działalności spotkanie z szefem paryskiej »Kultury« Giedroyciem". Esbek
proponował przystąpienie do działań kompromitujących Micewskiego, m.in.
poprzez udostępnienie tajnym współpracownikom Departamentu IV dokumentów
takich, jak pokwitowanie na 100 dol. z odręcznym podpisem; przekazanie
dyplomatom i korespondentom zagranicznym, że informacje podawane przez
Micewskiego są preparowane przez władze, a on sam utrzymuje kontakty z MSW;
opracowanie fałszywego dokumentu drastycznie oceniającego Prymasa tak, by
wskazywał na autorstwo Micewskiego, i doprowadzenie do tego, by dostał się on
do rąk hierarchów, a wreszcie wezwanie Micewskiego na przesłuchanie i zagrożenie
mu ujawnieniem wobec hierarchii i środowiska katolików świeckich kompromitujących
go materiałów.
Propozycje ppor. Puty trafiły na biurko dyrektora
Departamentu IV płk. Płatka, który nakazał każdorazowe konsultowanie
planowanych przedsięwzięć.
Rozmowy z generałem Płatkiem
Zapewne w związku z tymi projektami doszło 16 listopada 1982 r. do rozmowy
Micewskiego z ministrem spraw wewnętrznych gen. Czesławem Kiszczakiem. Nie
znamy jej przebiegu. W styczniu 1983 r. Micewski napisze jednak do Giedroycia,
że "władze obwiniają mnie o pisanie pod pseudonimami". W przyszłości dodał: "Pan
Kiszczak dał mi spis moich artykułów w »K[ulturze]«. Bardzo
mnie to otrzeźwiło" (list z 20 VII 1985).
W wyniku rozmowy z Kiszczakiem Micewski otrzymał paszport uprawniający do
wielokrotnego przekraczania granicy, ale - jak czytamy w notatce służbowej z
3 grudnia 1984 r. - innym jej efektem był "dialog operacyjny prowadzony z
figurantem przez Dyrektora Dep. IV MSW gen. bryg. Z. Płatka (ostatnia rozmowa w
sierpniu br.)". Dialog ten "pozwolił z jednej strony na uzyskanie
szeregu cennych informacji dot. środowisk emigracyjnych, działań Watykanu,
planów i zamierzeń Prymasa i Episkopatu, działania Prymasowskiej Rady Społecznej,
sytuacji w redakcji »Przeglądu Katolickiego« i innych. Z drugiej strony
dialog pozwalał poprzez figuranta wywierać wpływ na niektóre posunięcia
hierarchii, a nawet torpedowanie niektórych negatywnych inicjatyw".
Zachowało się kilka kwestionariuszy do takich rozmów. Np. na pierwszy składają
się trzy strony kilkudziesięciu pytań ułożonych w sześć bloków: pobyt za
granicą, książka, Rada Prymasowska, Zabłocki i jego koncepcje partii
chadeckiej, Glemp i jego polityka, kontakty z cudzoziemcami. Były to pytania
obejmujące najważniejsze kwestie w obrębie tych zagadnień, np. "Czy widział
się z Giedroyciem?", "Czy zetknął się z kimkolwiek z emigracyjnej »Solidarności?«",
"Czy przewidywane jest wydanie obcojęzyczne książki?", "Czy udział
A. Wielowieyskiego w pracach Rady [Prymasowskiej] należy traktować, że
reprezentuje on w niej interesy rozwiązanego związku »Solidarność«?",
"Jaką aktualnie opinią cieszy się Zabłocki wśród hierarchów kościoła?",
"Jaki jest wpływ bp. J[erzego] Dąbrowskiego na Prymasa?", "Dlaczego
mimo ostrzeżeń arcbp [Bronisław] Dąbrowski nie zachowuje ostrożności i
umiaru w kontaktach z dyplomatami?". W teczce nie ma odpowiedzi na te
pytania ani śladu, że istotnie zostały zadane.
Zachowały się również notatki gen. Płatka z pięciu rozmów
przeprowadzonych z Micewskim - 21 lipca, 26 listopada 1983 r., 16 i 31
stycznia oraz 9 czerwca 1984 r. Nie miały one charakteru odpowiedzi na pytania
wedle przygotowanego scenariusza, ale - jak należy sądzić - owe
scenariusze wyznaczały tok rozmowy, przynajmniej ze strony dyrektora
departamentu. Syntetyczne "Notatki służbowe" generała obejmowały po
kilka stron. Być może podczas tych rozmów Micewski uważał się za
mandatariusza kard. Glempa, niektóre wątki na to wskazywały, niemniej inne
wyraźnie wykraczały poza taki mandat. Np. w pierwszej z rozmów Micewski zwrócił
uwagę, że Wielowieyski zamierza zorganizować seminarium w Ołtarzewie z udziałem
Prymasa, na którym przedstawi referat o duszpasterstwach robotniczych. Zauważył
przy tym, że Wielowieyski stara się być bardziej radykalny niż nawet
Mazowiecki. W osobnej notatce Płatka z 5 września czytamy, że w wyniku
sugestii Micewskiego Prymas rozważa odwołanie posiedzenia w Ołtarzewie.
Kardynał jest otwarty na dialog z władzami i oczekuje od Micewskiego tez
dotyczących sytuacji społecznej w Polsce.
Na drugim spotkaniu Micewski zrelacjonował swoją rozmowę
z Prymasem z 25 listopada, mówiąc m.in., że kard. Glemp podjął decyzję, iż
naczelnym redaktorem "Przeglądu Katolickiego" będzie ks. Waldemar
Wojdecki, jego zastępcą Jacek Moskwa (temat przygotowań do powołania
"Przeglądu" występował jako jeden z głównych w rozmowach z ppor. Putą).
W listopadzie omawiano ewentualne tematy do rozmowy Prymasa z gen. Jaruzelskim.
Powróciła też sprawa Rady Prymasowskiej, przy czym Micewski miał obwiniać o
jej niewłaściwy charakter przywódców KIK w Warszawie. "Zdaniem Micewskiego
sprawa wymaga oficjalnego wystąpienia władz do prymasa i uzmysłowienia mu, że
dalszy taki rozwój sytuacji może doprowadzić do rozwiązania Rady". Do
tego tematu powrócono w styczniu 1984 r. mówiąc, że Rada będzie rozwiązana
z końcem tego roku, co jest "zgodne z sugestiami Micewskiego, który
wielokrotnie sygnalizował Prymasowi, że to grono doradców nie jest właściwe"
(oficjalnie radcą społecznym kard. Glempa Micewski został 20 września 1984
r., Społeczna Rada Prymasowska została rozwiązana w grudniu 1984 r., wkrótce
Prymas powołał następną Radę, ale bez udziału czołowych postaci ruchu
Znak).
To tylko niektóre z wątków rozmów z gen. Płatkiem (odrębnym była sprawa
powołania pisma za granicą, o czym za tydzień). Poza tym rozmawiano o kwestii
nawiązania stosunków dyplomatycznych z Watykanem, relacjach z Niemcami, wiedeńskim
Instytucie Nauk o Człowieku, koncepcjach Giedroycia dotyczących organizacji
podziemia, pożądanym zaangażowaniu Prymasa na rzecz uwolnienia 11 przywódców
"Solidarności" (1984), sytuacji w kościelnej Fundacji Rolniczej, a także
o organizacji Pax Christi, która "będąc organizacją kościelną prowadzącą
działalność pokojową, faktycznie pod tym przykryciem prowadzi działalność
o charakterze wywiadowczym. Wspiera ona finansowo środowiska znakowskie
(redakcje »TP« i »Więzi«)".
Z notatek Płatka wynika, że Micewski miał poczucie więcej niż dwuznacznego
charakteru owych rozmów. Już w pierwszej z nich - wedle streszczenia generała
- powiedział, że jego kontakty powinny mieć charakter polityczny, ale
"kontakty z naszym resortem kontynuowałby, traktując je w płaszczyźnie
praktycznej. Kontakty polityczne zdaniem Micewskiego będą korzystne, gdyż będą
przesłoną dla jego kontaktów z resortem, które byłyby głównym nurtem rozmów,
poza tym kamuflowałyby informacje sugerujące pewne zachowania Prymasa, bądź
członków Kościoła, np. przekonujące Prymasa o niecelowości zorganizowania
seminarium ołtarzewskiego". W listopadzie 1983 r. "przejawił
zaniepokojenie odnośnie ewentualnego skojarzenia jego nazwiska w trakcie rozmów
między przedstawicielami władz i Kościoła z informacjami, jakie on
przekazuje. (...) Zapewniono Micewskiego o pełnej konspiracji dalszego obiegu
przekazywanych przez niego informacji". O tym, że informacje te były dla
władz użyteczne, informują odręczne adnotacje gen. Kiszczaka: "Proszę o
notatkę dla tow. Jaruzelskiego. 25 07 83" lub "Proszę wykorzystać przy
opracowaniu mat[eriałów] do rozmów Premiera z Prymasem. 29 XI 83".
Jak wynika z analizy tych zapisów, kontakt z MSW miał na
celu m.in. minimalizowanie znaczenia Społecznej Rady Prymasowskiej i umacnianie
pozycji Micewskiego jako doradcy Prymasa i jego pośrednika w kontaktach z władzami.
Zarazem zmierzał do ograniczenia wpływów środowiska Znak na Prymasa czy
redakcję "Przeglądu Katolickiego" i w ogóle ich znaczenia w życiu
publicznym PRL. Niechęć ta, prócz dawnych zaszłości, zyskała nowy impuls w
podtrzymywaniu przez Znak postawy oporu wobec władzy i sympatii dla
"Solidarności". W 1983 r. wspólnie z Julianem Auleytnerem Micewski
opracował miażdżącą recenzję dokumentu Rady Programowej KIK dotyczącego
stanu świadomości społecznej. Na początku 1984 r. dzielił się z ppor. Putą
myślą, że rozważa wycofanie się ze współpracy z "TP" "w związku
z coraz większą rolą, jaką odgrywa w nim Tadeusz Mazowiecki".
Przekreślając postawę Znaku i środowiska doradców "Solidarności",
którzy opowiadali się za trwaniem w oporze, Micewski snuł koncepcję
utworzenia ciała doradzającego władzy złożonego z wybitnych specjalistów różnych
dziedzin, w tym niektórych dawnych doradców "Solidarności". Uważał,
że udział w Radzie powinno się zaproponować także Wałęsie. "Pozwoli to
dać zajęcie tym ludziom, którzy mają ambicje polityczne, którzy chcą działać,
a nie ma dla nich miejsca. Spowoduje to, że część aktywu, który dziś
nazywa się opozycją, ustawi się na pozycjach trzecich. Trzeba to stworzyć,
bo są to ludzie, którzy chcą się włączyć do życia publicznego, natomiast
nie pójdą ze względów moralnych, takich czy innych, do PRON". Taki
projekt Micewskiego zapisał ppor. Puto na początku sierpnia 1984 r. Jak z tego
wynika, Micewski był jednym z pomysłodawców Rady Konsultacyjnej przy gen.
Jaruzelskim, która powstanie dwa lata później.
Kontakt z MSW na wysokim szczeblu został przerwany jesienią 1984 r. po zabójstwie
ks. Popiełuszki i odejściu ze stanowiska gen. Płatka. W styczniu 1985 r.
Micewski został kolejny raz przyjęty przez ministra spraw wewnętrznych gen.
Kiszczaka, ale nie znamy treści tej rozmowy.
Czarne scenariusze
Komentarzem do tych poczynań są oceny sytuacji kraju kierowane do Giedroycia.
Nie pisał - rzecz jasna - o swych kontaktach z MSW, w styczniu 1983 r.
zadeklarował jednak, że nie będzie dalej pisywał do "Kultury".
Uzasadniał to przede wszystkim rozbieżnościami między linią polityczną
Prymasa a krytyczną wobec Kościoła linią miesięcznika. Wątek pretensji o
"antykościelną" linię pisma powracał przez wiele lat.
Ciekawsze są jednak oceny Micewskiego tego, co działo się w Polsce i wokół
Polski. "Klęska w Kraju jest po prostu dużo poważniejsza, niż myśli się
na Zachodzie, a lata 1976-1981 minęły na długo. Nie znaczy to, że nie będzie
nowych wstrząsów. Będą z całą pewnością, bo nowe załamanie gospodarcze
jest nieuchronne, ale sprawy będą rozgrywane inaczej, daj Boże bez pomocy sąsiadów.
Chwilowo w partii do przodu idzie konserwa i ona chce zrobić Jaruzelskiego
prezydentem, żeby go odsunąć. (...) Polska wchodzi w sytuację głodową i w
model rumuński, tak oceniam sytuację" (16 I 1983). "Sprawy polskie
chwilowo trzeba przesunąć na emigrację, bo tu brak jest ludzi, jak też
jakiejkolwiek koncepcji, dotyczy to tak Kościoła, jak i epigonów »Solidarności«.
Demonstracje tysiąca ludzi raz na miesiąc nie mają żadnego znaczenia i są
podstawy do przypuszczeń, że są prowokowane" (14 III 1983).
Struktury podziemne, jak oceniał, są "głęboko
penetrowane i są na rękę twardogłowym. Idea społeczeństwa podziemnego jest
niewykonalna. Żyjemy w ustroju totalnym, a sowietyzacja jest wdrażana z
niezwykłą konsekwencją. Wielki Brat postanowił tak nas przydusić, by żadne
»przełomy« w przyszłości nie mogły następować. Doprowadzi to z czasem do
nowego wybuchu, ale rewolucji permanentnej nie będzie. Kościół nie chce być
żadnym przywódcą narodu, ale ma po prostu najlepsze rozeznanie sytuacji, bo
jednocześnie z kilku stron. Biskupom brak jednak koncepcji, ale czy w ogóle
ktoś ją w Polsce ma? (...) Stereotypy »solidarnościowe« do niczego nie
prowadzą, poza narażaniem ludzi. Stan biologiczny, zdrowotny, moralny i
materialny dużej części społeczeństwa jest katastrofalny. (...) Władze idą
na całego, nie krępują się niczym, skoro poszły na likwidację Związku
Literatów, a nie wiem, czy nie będzie jeszcze innych likwidacji i ograniczeń.
Taka jest wola Wielkiego Brata i żadne sankcje jej nie zmienią. To znaczy
zmieniły by ją sankcje wobec ZSRR, ale na to Zachód nigdy nie pójdzie. (...)
Obie strony fundują nam Jałtę gospodarczą. Taka jest naga prawda. (...)
Trzeba spokojnie czekać, pisać i szkolić młodych ludzi, oto całe moje
proste credo" (24 VIII 1983).
W kilka miesięcy później pisał: "Kraj ulega zarazem totalnej degradacji
cywilizacyjnej i technicznej, szerzy się nędza, Polacy chamieją, a elity stać
na robienie frontu odmowy. Zbliżenie niemiecko-niemieckie trwa i wokół nas
wszyscy idą do przodu, my zaś stajemy się kawałkiem Trzeciego Świata. (...)
Niepodległość nie kosztuje ani dwa grosze, ani dwie krople krwi, ale zależy
od zmiany układu sił światowych. Piłsudski dożył takiej zmiany, my
niestety jej nie dożyjemy" (26 IV 1984). I jeszcze: "cywilizacyjnie
Polska się stacza, co jak zwykle w historii bywało, wcześniej czy później
doprowadzi do porozumienia się naszych dwóch sąsiadów przeciw nam" (21
VIII 1984). Z niepokojem oceniał tendencje w RFN, także w CDU i niemieckim Kościele,
które "robią politykę wpychania nas w ramiona sowieckie. Uczciwi Niemcy są
w SPD i kilku w FDP. Tymczasem Polska i tak upada cywilizacyjnie i gospodarczo,
co aż prosi się o jej podział polityczny..." (9 X 1984).
Porwanie i zabójstwo ks. Jerzego tak skomentował: "Mord na biednym ks. Popiełuszce
nie mógł stać się zapalnikiem politycznym, bo jak się tu mówi w kołach
zorientowanych »nie należy wtrącać się w wewnętrzne sprawy Związku
Radzieckiego«, bo to bardzo niebezpieczne. Rosjanie chcą sprowokować Kościół
do walnej rozprawy, ale Kościół nie jest tak głupi, jak była »Solidarność«
i ku Pana niezadowoleniu Glemp wzywa nadal do spokoju. Cóżby bowiem przyniósł
Polsce jeszcze jeden rozlew krwi" (25 XI 1984).
Te czarne scenariusze były zarazem realistyczne. Brak perspektyw na szybkie
pozytywne zmiany, przy pogłębiającym się upadku cywilizacyjnym, określał
sytuację Polski tych lat. Ludzie "Solidarności" żyli nadzieją,
Micewskiemu tych nadziei było brak. Czy także to było powodem wikłania się
w naganne moralnie kontakty z SB?
"Przegląd Katolicki" i Niemcy
W czerwcu 1984 r. ukazał się pierwszy numer tygodnika "Przegląd
Katolicki". Wydawcą była kuria warszawska, naczelnym został ks. Waldemar
Wojdecki, a wśród redaktorów pojawiło się wielu dziennikarzy związanych z
"Solidarnością". Oznaczało to szansę pisma, ale i powód irytacji władz,
które dawały temu wyraz w kontaktach z Prymasem. Micewski, który od początku
próbował oddziaływać na formułę pisma i skład redakcji, ostatecznie w
lutym 1985 r. sam się w niej znalazł. Można mniemać, że zamierzał nadać
pismu charakter polityczny, ośrodka skupienia inteligencji umiarkowanie
opozycyjnej, szukającej dialogu z władzą, mocno wspartej o Kościół.
Podjął również starania o zbudowanie systematycznych
kontaktów z niemieckimi fundacjami im. Adenauera, a także im. Eberta, co w
perspektywie mogło wzmocnić i Kościół, i inicjatywy, w które się angażował,
a także osłabiać tendencje antypolskie i prosowieckie, o których pisał do
Giedroycia. W marcu przebywał w RFN, spotkał się m.in. z socjaldemokratami, w
tym z Willym Brandtem, oraz z doradcą kanclerza Helmuta Kohla ds. zagranicznych
Horstem Teltschikiem i kierownictwem Fundacji Adenauera.
Ta podróż zaalarmowała władze. Minister spraw zagranicznych skierował w tej
sprawie pismo do członków Biura Politycznego, kierownictwa MSW i niektórych
kierowników wydziałów KC: "Informacja ta potwierdza tendencję (rządu i
opozycji [w RFN]) traktowania kościoła w Polsce jako partnera dialogu
politycznego i źródła informacji o sytuacji wewnętrznej".
Można przypuszczać, że nadmierna aktywność w RFN została skojarzona ze
wzrostem znaczenia Micewskiego w "Przeglądzie Katolickim". Jak wynika z
"Informacji" nowego dyrektora departamentu IV MSW płk. Z. Baranowskiego
z 2 maja 1985 r., w minionych miesiącach "obserwowano w zespole redakcyjnym
»Przeglądu Katolickiego« niebezpieczną politycznie tendencję umacniania wpływów
grupy osób o zdecydowanie antysocjalistycznych poglądach". W wyniku rozmów
min. Kiszczaka z przedstawicielami władz kościelnych "oraz podjętych działań
polityczno-operacyjnych" spowodowano zmianę ich stanowiska w sprawie
profilu pisma i składu personalnego redakcji. Z tej ostatniej zwolniono
Aleksandra Halla (przywódcę Ruchu Młodej Polski) oraz Ryszarda Skwarskiego (z
opozycyjnej wobec władz grupy działaczy PAX). W konsekwencji tych działań w
kwietniu Micewski ustąpił z redakcji. Złożył także rezygnację z funkcji
doradcy Prymasa, którego poprosił o poparcie starań o wyjazd na kilka lat do
Austrii.
Tygodnik Powszechny - 2006-09-22
Tajemnice Andrzeja Micewskiego (V)
Andrzej Friszke
W przeciągu
W działalności publicznej szedł krętą drogą. Polityczną giętkość, dostosowywanie się do okoliczności, szukanie kontaktu z władzami, rozumienie polityki jako gry oraz niedocenianie znaczenia wielkich poruszeń społecznych dyktowały mu doświadczenia wyniesione z PAX-u. Związki z MSW miał niemal przez cały czas. W pewnych okresach był agentem, ale dość specyficznym: próbującym przy pomocy służb realizować własne koncepcje.
Przekonanie o tym, że rozdział historii związany z
"Solidarnością" został zamknięty, narastało u Micewskiego od 1982 r.
Jednocześnie rosła w nim wrogość do doradców związku, którzy - jak uważał
- nie potrafili powściągnąć jego radykalizmu w 1981 r., a w latach następnych
podtrzymywali postawy oporu i próbowali zachęcać do tego biskupów. Uważał
ich - zwłaszcza Mazowieckiego i Wielowieyskiego - za polityków szkodliwych
i swoich osobistych przeciwników, czego nie krył przed SB.
Krytyka "Solidarności"
Z tymi emocjami przystąpił w 1983 r. do pisania książki "Kościół wobec
»Solidarności« i stanu wojennego". Materiałami źródłowymi były
poufne dokumenty Episkopatu, korespondencja Glemp-Jaruzelski, protokoły z
posiedzeń Komisji Wspólnej. SB zorientowała się (zapewne na podstawie podsłuchu
telefonicznego lub mieszkaniowego), nad czym pracuje Micewski. Fakt ten uznano
za zagrożenie i podjęto działania operacyjne. Łatwo było ustalić, że
materiałów do książki nie przechowuje w swym gabinecie, gdyż kiedy
przyjmował gości, biurko z reguły było puste, a przeszklona szafa
biblioteczna wypełniona książkami. SB pozyskała agenta wśród lokatorów
kamienicy: inwigilacja wykazała, że wieczorami Micewski odwiedza mieszkającą
w tym samym domu osobę. Funkcjonariusze uznali, że właśnie tam trzyma
dokumenty archiwalne i maszynopis. Planowali nawet dokonać tajnego
przeszukania, ale wydaje się, że ostatecznie tych działań nie podjęli.
Zagarnięcie ukrytego archiwum, zawierającego wewnętrzne dokumenty Episkopatu,
musiałoby się skończyć skandalem, szczególnie że Micewski pisał książkę
za zgodą Prymasa.
Książka była gotowa w 1985 r. SB oceniała, że "zamiar jej wydania za
granicą nie jest powszechnie znany, wie jednak o niej dość szeroki krąg
ludzi, prawdopodobnie kard. J. Glemp, abp. B. Dąbrowski. Dość szeroką wiedzę
na ten temat mają dyplomaci zachodnioniemieccy akredytowani w Polsce".
Wszystko to utrudniało przeciwdziałanie. Zresztą "Kościół wobec »Solidarności«
i stanu wojennego" ukaże się dopiero w 1987 r. Być może zwłoka wynikła
ze skupienia się autora na sprawie pisma "Znaki Czasu": publikacja książki
mogła utrudnić związane z nią poczynania.
Znaki Czasu
Projekt powołania periodyku wydawanego na emigracji i wspierającego linię
Prymasa Glempa pojawił się najpóźniej wiosną 1983 r. W rozmowie z płk. Płatkiem
21 lipca 1983 r. Micewski wskazywał jako pomysłodawców grupę londyńskich
chadeków oraz bp. Szczepana Wesołego. Mówił, że pismo zapewne będzie
wychodziło w Londynie, a nie w Rzymie, gdyż chodzi o dystans wobec środowiska
kierowanej przez ks. Adama Bonieckiego polskiej edycji "L'Osservatore
Romano". Inicjatorzy liczą na współpracę publicystów z kraju, w tym na
Micewskiego. "Prymas generalnie rzecz biorąc, akceptuje tę inicjatywę, ale
daje do zrozumienia, że nie chce się angażować oficjalnie". Micewski
prosił pułkownika o szczególną dyskrecję, "gdyż o tej inicjatywie poza
nim w środowisku katolickim nikt nie wie".
Potem rzecz - jak się wydaje - na dłuższy czas przygasła, a Micewski miał
mówić, że to nie jego sprawa, ale ludzi z emigracji. Zapewne jednak trwały
rozmowy przygotowawcze, związane z przekonywaniem do tej inicjatywy ks. Zenona
Modzelewskiego, dyrektora paryskiego wydawnictwa pallotynów Editions du
Dialogue. Było to wówczas najważniejsze wydawnictwo katolickie na Zachodzie,
drukujące m.in. literaturę teologiczną na najwyższym poziomie, tam też
Micewski wydał swoją biografię Prymasa Wyszyńskiego. Ks. Modzelewski cieszył
się dużym szacunkiem na emigracji, miał też dobre stosunki z Giedroyciem,
niemniej Micewski kusił w czerwcu 1984 r. gen. Płatka perspektywą
"przekształcenia ośrodka pallotynów w Paryżu w alternatywę dla »Kultury«".
Notatkę na temat planów Micewskiego dotyczących "Znaków
Czasu" sporządził ppor. Puto 13 sierpnia 1985 r. Pisał, że po pobytach
Micewskiego w Austrii w marcu i lipcu koncepcja przyjęła bardzo konkretny
kształt, a pismo może wyjść nawet za dwa, trzy miesiące. Siedzibą redakcji
będzie Wiedeń, gdzie Micewski jako redaktor naczelny zamierza na dłuższy
czas wyjechać. O sprawie rozmawiają z Prymasem Micewski oraz ks. Modzelewski.
W kolejnej notatce ppor. Puto podawał, z powołaniem się na TW
"Historyka", że koszt wydawania pisma wyniesie 45 tys. dolarów, przy
czym Micewski zabiega o środki w Fundacji Boscha, otrzymał też zaliczkę od
Prymasa.
13 września 1985 r. w oficjalnym liście do gen. Kiszczaka sekretarz Episkopatu
abp Dąbrowski prosił o wydanie Micewskiemu i jego rodzinie paszportu na trzy
lata. Otrzymał on bowiem "trzyletnie stypendium za pośrednictwem Prymasa
Polski na pobyt zagraniczny w Austrii i Italii. Celem wyjazdu jest analiza
katolickich wydawnictw zagranicznych w języku polskim...". O czasopiśmie
arcybiskup nie wspominał. Decyzja ministra była pozytywna. Towarzyszyła jej
notatka MSW, w której pisano, że celem wyjazdu jest inicjatywa wydawania za
granicą dwumiesięcznika, która zyskała akceptację Prymasa i Episkopatu,
zgodę austriackiego MSZ i poparcie wiceburmistrza Wiednia Erharda Buska.
"Pismo w swych założeniach nie będzie organem Episkopatu Polski, będzie
jednak propagować linię polityczną Prymasa i przeciwstawiać się atakom
paryskiej »Kultury« na jego osobę. (...) Charakter ośrodka mającego być
przeciwwagą dla paryskiej »Kultury«, jak również innych wydawnictw polskojęzycznych
krytycznie nastawionych do kard. Glempa i hierarchii kościelnej w Polsce nie
przesądza, że będzie on pozytywnie nastawiony do władz PRL. Jednakże osoba
A. Micewskiego jako głównego aktualnie animatora tej inicjatywy - z racji na
jego realizm polityczny, jak również poparcie Prymasa dla tej sprawy, stwarzają
przesłanki, że ośrodek ten nie przerodzi się w instytucję o charakterze
dywersyjnym".
Z wyjazdem związany był też list Micewskiego do gen. Kiszczaka, w którym wykładał,
że Kościół i on sam nie mogą mieć pozytywnego stosunku do przeprowadzanych
wówczas wyborów sejmowych, i podawał fakty świadczące o nieprzyjaznym
stosunku władz do Kościoła. W piśmie była wzmianka, że "był Pan
Minister łaskaw odbyć ze mną szereg szczerych i przyjaznych rozmów", a
pod koniec: "nikogo innego w Pana resorcie nie znam". Korespondencja z
pewnością nie miała dwuznacznego charakteru, a wolno sądzić, że wspomniane
wcześniejsze rozmowy miały charakter polityczny, nie agenturalny. Powstaje
tylko problem, jak zaklasyfikować notatki ppor. Puty z rozmów z TW
"Historykiem"? Czy dla Micewskiego był to funkcjonariusz zbyt niskiej
rangi, by wspominać o nim generałowi?
W MSW oceniano, że list Micewskiego do Kiszczaka "jest wyrazem prowadzonej
przez niego od dawna dwulicowej gry z naszym resortem". Proponowano jego
"przyciśnięcie", np. przez odbycie z nim rozmowy przez pracownika
wywiadu PRL, względnie przy jego pierwszej wizycie w kraju postawienie zarzutu
"nieszczerości i prowadzenia z resortem gry" i zażądanie "pełnej
informacji na temat ośrodka w Wiedniu i pisma »Znaki Czasu«". Nie
wiadomo jednak, czy ostatecznie podjęto jakieś działania.
Do redaktora "Kultury" Micewski napisał 8 grudnia
1985 r., już po kilkudniowym pobycie na Zachodzie. Zapowiadał szybkie wydanie
książki "Kościół wobec »Solidarności« i stanu wojennego", ale o
pracach nad "Znakami Czasu" nie wspominał. Dopiero 29 grudnia zawiadamiał:
"będę tu uczestniczył w powołaniu czasopisma katolickiego, czasem
polemicznego wobec »Kultury«. Ale proszę chwilowo o dyskrecję. Osobiście będę
dążył do tego, by nasza dyskusja była pełna szacunku i kultury
intelektualnej, a nie złośliwości. (...) Nie ukrywajmy, że mamy dwie różne
strategie w kwestii polskiej i starajmy się wzajemnie szanować".
Odpowiadając na ten list Giedroyc zachował zimną krew: "Czy pismo, które
Pan będzie wydawać, będzie wychodziło w Wiedniu? I jaki będzie jego tytuł?
(...) Osobiście przywiązuję bardzo wielką wagę do coraz liczniejszych
periodyków na bardzo dobrym poziomie". Micewski w odpowiedzi podawał tytuł,
ujawniał pallotynów jako wydawców, anonsował też ukazanie się w marcu książki.
I zaznaczał: "chcę włożyć kijek w mrowisko polskiej myśli politycznej,
no i zaspokoić potrzeby dziesiątków tysięcy ludzi pielgrzymujących z kraju
do Polskiego Papieża. Nie widzę dla siebie ważniejszego zadania". W
kolejnym liście starał się uspokoić Redaktora, że "Znaki Czasu" nie
będą "anty-Kulturą", a zarazem - na progu 1986 r. - dawał
pesymistyczną ocenę możliwych zmian, wyraźnie nawiązując do koncepcji
ukraińskich Giedroycia. "Wolna Polska jest celem nas wszystkich. Rzecz tylko
w tym, by nie była ona zależnym Księstwem Warszawskim. A poza tym rozpad
Rosji to piosenka dalekiej przyszłości. Będzie to pierwsze imperium posiadające
w chwili upadku broń atomową. Kto wie, czy nie rzucą jej na Kijów i inne
miasta ukraińskie. Bo Rosja bez Ukrainy byłaby tylko Księstwem Moskiewskim.
Oni wymordują pół świata, zanim się z tym zgodzą. Chciejstwo Polaków jest
wprost zadziwiające".
Źle widziany
"W przeciągu" - takim pojęciem Tomasz Staliński (Stefan Kisielewski)
w powieści "Widziane z góry" określał sytuację gracza politycznego,
który manewrując między dwoma partnerami, stracił ich zaufanie i obu się
naraził. W ciągu kilku miesięcy 1986 r. Micewski znalazł się "w przeciągu",
tyle że partnerów, którym się naraził, było więcej niż dwóch.
Numer pierwszy "Znaków Czasu" ukazał się na początku kwietnia. Zwracały
uwagę programowy wstęp Micewskiego i jego rozmowa z Prymasem, obszerny artykuł
Ludwika Dorna będący krytyczną analizą dziedzictwa "Solidarności" z
1980-81 r., artykuł Micewskiego "Tradycje historyczne katolicyzmu
polskiego" oraz wybór interwencyjnych listów Episkopatu do władz państwowych.
Na końcu A.M. zamieścił polemikę z wypowiedziami "Kultury" o postawie
politycznej polskiego Kościoła. Pismo przynosiło też m.in. obszerny raport
specjalistów o stanie środowiska naturalnego w Polsce oraz fragmenty dziennika
Wacława Borowego z 1945 r.
Numer został negatywnie oceniony przez analityków MSW i
Urzędu ds. Wyznań. Zgodnie zwracano uwagę na to, że sam fakt wydawania pisma
kościelnego poza Polską sugeruje brak takiej możliwości w kraju, a zatem
stanowi oskarżenie władz o niedostatek wolności słowa. Ponadto
przedstawiciele Kościoła nie uzgodnili zamiaru jego wydawania. Pismo
przypomina paryską "Kulturę", co wprawdzie daje szansę na wywołanie
antagonizmu (zwracano uwagę na polemikę z "Kulturą"), ale straty
przeważają: oto powstaje kolejny periodyk emigracyjny, mający charakter
polityczny i będący platformą opozycji. Broniąc Kościoła, zarazem daje do
zrozumienia, że "Kultura" i Kościół mają cele podobne, ale Kościół
musi uwzględniać warunki swego bytowania i pewnych działań podejmować nie
może. "Całą kompromisowość postępowania kierownictwa Kościoła w Polsce
»Znaki Czasu« przedstawiają w ten sposób, aby pomniejszyć jej znaczenie, a
zarazem zdezawuować władze". Opublikowane dokumenty kościelne ukazują
PRL jako państwo represji oraz podkreślają opiekuńczą rolę Kościoła
wobec opozycji i jego stały spór z władzami. Artykuł Dorna, choć krytyczny
wobec działaczy związku i przez wielu z nich źle przyjęty, "bynajmniej nie
zarzuca kierowniczym gremiom »Solidarności«, że prowadziły politykę antypaństwową,
ale to, że robiły to nieudolnie". W polemice z "Kulturą" A.M.
"wypowiada pogląd, że skoro nie można liczyć na zmianę ustroju w Polsce,
trzeba się zjednoczyć wokół postulatu obrony praw człowieka. Nie spotkaliśmy
się chyba dotychczas z tak niezawoalowanym oświadczeniem, złożonym z
ramienia Episkopatu". Recenzenci wskazywali na możliwość zainspirowania
Kościoła Adwentystów, by zaskarżył pismo o kradzież tytułu (Kościół
ten wydawał periodyk o takiej samej nazwie).
W notatce sporządzonej w Departamencie IV MSW, podzielając te oceny, zwracano
uwagę na możliwość wykorzystania łamów dwumiesięcznika do dezintegrowania
środowisk emigracji (szczególnie najnowszej - solidarnościowej) i
proponowano nacisk na hierarchię, by skuteczniej działała na rzecz większego
"obiektywizmu" pisma. W obu analizach opowiadano się za nieudzieleniem
"Znakom Czasu" debitu komunikacyjnego, czyli prawa wwożenia i sprzedaży
w Polsce, choć "niewskazany byłby nadmierny ostracyzm wobec faktów przewożenia
pojedynczych egzemplarzy".
Władze postanowiły wywrzeć na Prymasa także presję oficjalną.
Minister-szef Urzędu ds. Wyznań Adam Łopatka odbył 15 kwietnia rozmowę z
bp. Jerzym Dąbrowskim - zastępcą sekretarza Konferencji Episkopatu. Jej
przebieg zreferowano następnie gen. Wojciechowi Jaruzelskiemu. Minister
powiedział, że traktowanie "Znaków Czasu" jako organu Prymasa "może
doprowadzić do dużych komplikacji między państwem a Kościołem". Sama
inicjatywa wydawania pisma bez uprzedzenia o tym władz "jest wyrazem braku
dobrej woli i może być szkodliwa dla dobrego funkcjonowania instytucjonalnych
kontaktów między państwem a Kościołem". Pismo może stać się
przedmiotem zabiegów zachodnich służb specjalnych do wywoływania takich napięć.
Podanie do druku poufnych dokumentów kościelnych adresowanych do władz świadczy
o braku rozwagi, gdyż władze też mogą ujawnić dokumenty "o treści szczególnie
drażliwej dla sprawy prestiżu duchowieństwa". Jak pisał minister, na
bp. Dąbrowskim szczególne wrażenie wywarł ten ostatni argument i dążył on
do łagodzenia sytuacji. Publikację "Znaków Czasu" jako pisma
Episkopatu uznał za błąd, tłumaczył fakt niepowiadomienia władz potrzebą
zachowania dyskrecji, ale też mówił, że Prymas i Episkopat utożsamiają się
z pismem "w 25 proc. albo i mniej". Biskup dawał do zrozumienia, że
sprawa "Znaków..." nie została przez Episkopat dopracowana. Akcentował
znaczenie pisma dla oddziaływania na duchowieństwo przebywające za granicą i
środowiska emigracyjne, wykluczył natomiast jego szersze rozpowszechnianie wśród
pielgrzymów z kraju przybywających do Rzymu.
Jak czytamy w notatce MSW z lipca 1986 r., krytyczne uwagi
o "Znakach Czasu" gen. Jaruzelski przekazał kard. Glempowi w czasie
osobistego spotkania. "W rezultacie prymas ocenił, że pierwszy numer tego
pisma nie spełnił jego oczekiwań". Następnie Prymas delegował do
redakcji swojego przedstawiciela Sławomira Siwka jako współredaktora. Był to
wyraźny gest nieufności wobec Micewskiego.
Z innych powodów podjęcie się redagowania "Znaków Czasu" i ich linia
programowa zostały niedobrze przyjęte w "Tygodniku Powszechnym". SB
przechwyciła list Jerzego Turowicza do Micewskiego, w którym pisał, że
zgodnie z własnym życzeniem Micewski został skreślony z listy płac, ale w
stopce redakcyjnej postanowiono nic nie zmieniać. "Natomiast musimy przyznać
- pisał redaktor naczelny "TP" - że dziwi nas, że o celu Twojego
wyjazdu, o zamiarze wydawania pisma i o jego charakterze dowiadujemy się
jedynie z zachodnich agencji prasowych i rozgłośni radiowych". Ze strony
Giedroycia wiało chłodem. Wydaje się, że na kolejne listy z maja i czerwca
Micewski nie otrzymał odpowiedzi.
Nadzieję na zmianę negatywnej opinii władz o "Znakach Czasu" mogły
wzbudzić ostre krytyki zarówno w kraju, jak na emigracji. Uznawano dwumiesięcznik
za próbę stworzenia opcji antysolidarnościowej i wymierzonej przeciw
"Kulturze". W lipcu 1986 r. w Departamencie IV MSW zwracano uwagę, że
pismo wywołało duże emocje i krańcowe oceny. "Atakowali go [Micewskiego]
Cz. Miłosz, W. Karpiński, J. Giedroyc. Z tych względów wywołał on także
niezadowolenie wydających księży pallotynów, którzy nie chcą popadać z
tego powodu w konflikt z emigracją". W kraju negatywnie ustosunkowała się
do "Znaków Czasu" znaczna część zespołu redakcyjnego "TP".
Micewski próbując osłabić niechęć władz, napisał 30 czerwca 1986 r. list
do gen. Kiszczaka. Wspomniał, że decyzja o tym, iż będzie redagował
czasopismo, została podjęta w dwa miesiące po jego wyjeździe. Przed wyjazdem
prosił o rozmowę, by poinformować o takiej możliwości, lecz list z prośbą
o przyjęcie pozostał bez odpowiedzi. "Odnośnie zastrzeżeń władz wobec
pisma »Znaki Czasu« jestem przekonany, że możliwe jest wynegocjowanie ich
formuły tak, aby były redagowane poza krajem, ale miały częściowy debit w
kraju.
Jak zapewne Pan Generał dobrze wie, pismo przeze mnie redagowane jest
przedmiotem zaciętych ataków »Kultury« paryskiej i »Wolnej Europy«. Świadczy
to o jego funkcji ogólnej. Prasa światowa podkreśla natomiast moje oświadczenia,
że stoję na gruncie obecnej państwowości polskiej. Istnienie »Znaków Czasu«
jest jednak faktem i z tego powodu pozwalam sobie zaproponować Panu Generałowi
odbycie poważnej rozmowy w Warszawie w terminie, który będzie Panu odpowiadał.
Przez mój przyjazd do kraju bez gwarancji powrotu pismo nie może znaleźć się
w przypadkowych rękach. Prosiłbym więc o Pana słowo Generalskie, że będę
mógł wrócić do Wiednia...". Na koniec prosił o przekazanie odpowiedzi
przez kierownictwo Episkopatu.
Reakcją na ten list była notatka Wydziału V departamentu IV MSW z 12 lipca.
Pisano, że nie jest prawdą, iż Micewski wyjeżdżał z Polski bez planu
redagowania "Znaków Czasu". "Faktem jest natomiast, że prawdziwy cel
swojego wyjazdu Micewski ujawnił wyłącznie wąskiemu gronu osób. Oczywiście
nie miał on zamiaru informować o tym władz. Wyrazem tego było, że w
kolejnych listach kierowanych do Ministra Spraw Wewnętrznych w dn. 2.04.1985,
22.07.1985, 10.08.1985, 23.10.1985, deklarując swą gotowość do dialogu, nic
nie wspomina na ten temat". W konkluzji stwierdzano, że nie ma
przeciwwskazań, by umożliwić Micewskiemu przyjazdy i wyjazdy, ale nie wydaje
się celowe podejmowanie z nim rozmów na szczeblu kierownictwa resortu. Rozważyć
natomiast należy nawiązanie kontaktu przez przedstawiciela wywiadu.
Na tym kończy się historia tajemnic Andrzeja Micewskiego zawartych w znanych
mi aktach MSW.
Powrót do kraju
W Wiedniu Micewski zredagował jeszcze osiem numerów "Znaków Czasu".
Swoją zagraniczną misję kończył w styczniu 1988 r.: pismo zostało
przeniesione do Rzymu, zmieniła się jego redakcja i linia.
"Kościół wobec »Solidarności« i stanu wojennego" spotkał się z
bardzo złym przyjęciem. Micewski oceniał "Solidarność" jako
organizację, która odeszła w przeszłość, i oskarżał jej doradców o brak
realizmu, a książka ukazywała się w okresie, gdy "Solidarność"
wracała na scenę publiczną, aczkolwiek jako organizacja nielegalna, a tak
krytykowani przez niego doradcy pełnili w związku ważne role. Ton publikacji
musiał ich drażnić, ale był też niezręcznością z punktu widzenia władz
kościelnych, podtrzymujących kontakty z Wałęsą i jego doradcami. Micewski
po raz kolejny znalazł się "w przeciągu". Na krytyczną recenzję
Macieja Kozłowskiego w "TP" zareagował alergicznie, nakazując wykreślenie
swego nazwiska ze stopki.
Przed powrotem do kraju w liście do Giedroycia próbował uzasadnić linię
zajmowaną przez "Znaki Czasu", także krytykę "Kultury", liczył
też na podtrzymanie kontaktu. "Wróg jest tylko jeden, narzucony system rządów.
Środowiska niezależne powinny to uwzględniać we wzajemnych stosunkach".
Giedroyc odpowiedział przyjaźnie, pozostając jednak przy swoim prawie do
krytykowania polityki Kościoła. Namawiał też Micewskiego do zajęcia się
sprawami niemieckimi. Prosił również o pośrednictwo w sprawie zgody władz
Kościoła na pochowanie prochów Jana Lechonia w Laskach, z czego zresztą
Micewski szybko się wywiązał.
W latach 1988-89 Micewski pozostał na uboczu. Skłócony z doradcami
"Solidarności", obciążony dwuznacznością "Znaków Czasu" i
swojej książki, nie miał szans na zaistnienie w ruchu opozycyjnym. Utracił
też wpływy w kierownictwie Episkopatu. Wobec przemian był sceptyczny. Już po
wyborach czerwcowych pisał do Giedroycia (19 lipca): "Co do Lecha Wałęsy,
to jest on uczciwym człowiekiem, ale jest manipulowany z różnych stron i w
sumie staje się Nikodemem Dyzmą. Błędy jego otoczenia wyrównują jeszcze większe
błędy partii. Polityczna zabawa może jeszcze trochę potrwać, ale załamanie
gospodarcze i protesty społeczne mamy w zasięgu kilku miesięcy. W Rosji
sytuacja jest chyba podobna. (...) Zbliżamy się więc do chaosu".
Na scenie politycznej pojawił się jeszcze dwukrotnie. Po raz pierwszy w 1990
r., na krótko, jako doradca Lecha Wałęsy, po raz drugi jako poseł w kadencji
1993-97 z ramienia PSL. Akces do ludowców był przedmiotem drwin, ale Micewski
mówił znajomym, że zamierza pracować nad przeorientowaniem ugrupowania w
partię chadecką. Oczywiście nic z tego nie wyszło, nie uzyskał wpływu na
linię polityczną stronnictwa. Pozostał natomiast w pamięci jako atakujący
zmiany personalne w MSZ przeprowadzone przez min. Krzysztofa Skubiszewskiego.
Wydał jeszcze kilka książek, raczej wspomnieniowych, co było związane z
niemożnością systematycznej pracy badawczej. Trwające od wielu lat kłopoty
ze wzrokiem na tyle się nasiliły, że prawie nie mógł czytać. Po długiej
chorobie zmarł w listopadzie 2004 roku.
Andrzej Micewski szedł w działalności publicznej krętą drogą. Polityczną giętkość, dostosowywanie się do okoliczności, stałe szukanie kontaktu z władzami (także bezpieczeństwa), rozumienie polityki jako gry oraz niedocenianie znaczenia wielkich poruszeń społecznych dyktowały mu nauki wyniesione z PAX-u. Nie potrafił zbudować wokół siebie grupy i nie bardzo się o to starał. Był interesującym rozmówcą, mógł imponować szerokością horyzontów, wiedzą historyczną, ale zespół byłby obciążeniem w grze, która wymagała ciągłego manewrowania. Stąd też wobec grup, w których działał, był często nielojalny.
Związki z MSW miał przez większość lat swej aktywności,
przy czym zmieniały one charakter. W pewnych okresach był agentem, ale dość
specyficznym - próbującym przy pomocy MSW realizować swoje koncepcje i
ambicje polityczne. Istnieją podstawy, by sądzić, że uczestniczył też w
rozpracowywaniu konkretnych osób. Agenturalne powiązania utrzymywał do 1974
r. Późniejsze relacje miały bardziej skomplikowany charakter; wykorzystywał
je też jako rodzaj polisy ubezpieczeniowej, która pozwalała mu minimalizować
restrykcje za drukowanie za granicą książek niewygodnych dla władz PRL. Od
1960 r. utrzymywał konspiracyjny kontakt z Jerzym Giedroyciem. Publikował pod
pseudonimem w paryskim miesięczniku, pośredniczył w kontaktach innych osób z
"Kulturą", przemycał teksty i pieniądze. Nic nie wskazuje na to, by
informował o tym SB, a osób, które z jego pośrednictwa korzystały, nie
spotkały przykrości.
Ogromny i mało rozpoznany jest charakter jego kontaktów niemieckich. MSW
wiedziało, że był ważnym rozmówcą pracowników ambasady, dziennikarzy, a
także polityków. Wydaje się, że przedstawicielom resortu mówił o tym
niewiele. W zachowanych notatkach TW "Michalskiego" i "Historyka"
przeważają opisy tego, co on powiedział, a nie co usłyszał. Treść tych
rozmów w pewnych okresach służyła poszerzaniu sympatii dla opozycji, jednak
po 13 grudnia '81 kładł nacisk na brak szans ruchu wolnościowego, obiektywnie
więc wsparł politykę Jaruzelskiego. Dbał stale, by istniał kościelny
kontakt polsko-niemiecki, równoległy do kontaktu rządowego, co w r. 1985 -
roku największych sukcesów "betonu" partyjnego - spowodowało ostrą
reakcję władz. Trudna do oceny jest jego rola w "Znakach Czasu".
Bilans tej biografii jest niejednoznaczny. Z pewnością pozostaną po Micewskim
książki, które są ważnym wkładem do historiografii, choć przecież z
formalnego wykształcenia nie był historykiem. W krajowej polityce, także
polityce świeckich katolików, nie odegrał większej roli, choć bywał jednym
z najbardziej znanych działaczy.
PS. Opracowanie to powstało głównie na podstawie materiałów SB
zgromadzonych w archiwum IPN. Równoległy ciąg źródeł tworzy korespondencja
Micewskiego z Giedroyciem, za udostępnienie której serdecznie dziękuję
kierownictwu Instytutu Literackiego i osobiście Jackowi Krawczykowi. Pisząc
ten szkic stawałem nieraz przed trudnością zinterpretowania niektórych
materiałów SB i oceny charakteru tych kontaktów. Gdzie kończyła się gra, a
zaczynała współpraca, albo gdzie kończyła się współpraca, a zaczynała
gra? Kiedy Micewski oszukiwał resort, a kiedy był mu powolny? Te pytania niech
będą komentarzem do padających dziś często twierdzeń, że akta SB zawierają
proste prawdy, a ich poznanie jest dostępne dla każdego nienawykłego do badań
historycznych czytelnika.
Dr hab. Andrzej Friszke (ur. 1956) jest historykiem, docentem w Instytucie Studiów Politycznych PAN i wykładowcą w Collegium Civitas. Członek kolegium IPN i redakcji miesięcznika "Więź"; opublikował m.in.: "O kształt niepodległej", "Opozycja w PRL 1945-1980", "Polska Gierka", "Oaza na Kopernika. Klub Inteligencji Katolickiej 1956-1989", "Życie polityczne emigracji", "Koło Posłów Znak w Sejmie PRL".
Lustracja i materiały archiwalne