Tygodnik Powszechny - 2006-08-21

 

Andrzej Friszke 

Tajemnice Andrzeja Micewskiego 

 

Analizując w rozmowach z oficerami prowadzącymi sytuację i kreśląc scenariusze wydarzeń, czuł się reżyserem polityki władz. A przy okazji załatwiał porachunki z przeciwnikami politycznymi. 

 

Kiedy w grudniu 2004 r. pisałem o nim artykuł pośmiertny ("TP" nr 51/04), nie znałem jeszcze akt przechowywanych w Instytucie Pamięci Narodowej. Pierwszą teczkę poznałem kilka miesięcy później. Wiedza, jaką posiadłem, jest zresztą niepełna: brakuje akt z okresu do 1956 r., a za lata 60. dysponujemy teczką mocno przerzedzoną. Z drugiej strony dokumenty dotyczące Micewskiego oraz pochodzące od TW "Michalskiego" i TW "Historyka" znajdują się w aktach innych spraw środowisk katolickich. Na pełny obraz uwikłania tego działacza przyjdzie zatem poczekać i z pewnością dokumentacja MSW nie powie nam całej prawdy. Szczególnie w tym skomplikowanym przypadku. W biografii Micewskiego rozwijały się jednocześnie dwa wątki - publicystyki i eseju historycznego oraz aktywności politycznej. Jego pisarstwo, niezależnie od oceny drogi politycznej, bez wątpienia negatywnej, pozostanie w dorobku polskiej kultury.

PAX

Micewski, urodzony w 1926 r., mimo młodego wieku otarł się o wojenną konspirację i był nawet aresztowany. Wojenne doświadczenia - należał do nich konflikt z ojcem - były dotkliwe.

Po wojnie jako działacz Bratniej Pomocy na Wydziale Prawa UW zetknął się z różnymi grupami katolickimi, należał krótko do Stronnictwa Pracy, ale już w 1947 r. przystąpił do grupy "Dziś i Jutro" Bolesława Piaseckiego. Szybko piął się po szczeblach hierarchii tego środowiska, w 1949 r. został sekretarzem redakcji "Dziś i Jutro", a w 1952 r. sekretarzem prezydium Komisji Intelektualistów i Działaczy Katolickich powołanej przez Piaseckiego dla działalności wśród kleru. Po jej stopieniu się w 1953 r. z tzw. księżmi patriotami pozostawał (aż do jesieni 1956) sekretarzem prezydium Komisji Duchownych i Świeckich Działaczy Katolickich. Funkcja ta była de facto funkcją kierownika politycznego, Micewski wygłaszał na zjazdach zasadnicze referaty, był jednym z najważniejszych działaczy ruchu zmierzającego do wkomponowania duchowieństwa w ramy ustroju komunistycznego. Jednocześnie wchodził w skład ośmioosobowego kierownictwa Stowarzyszenia PAX.

Ta prehistoria ma znaczenie, gdyż wtedy Micewski dojrzał i uformował się. Od Piaseckiego i - szerzej - z PAX-u wyniósł przekonanie, że podmiotem polityki jest zawsze władza i tylko ona może być sprawcą zmian. Działalność polityczna polegać więc musi na wejściu w kontakt z władzą. Oczywiście, to władza określa zasady i formy, w jakich pozwala, by na nią oddziaływać. A skoro się chce uzyskać możliwości działania i oddziaływania, trzeba coś władzy dać; sprawić, by uznała sojusznika za potrzebnego. Władza to, oczywiście, partia, ale także aparat bezpieczeństwa.

Do takiego myślenia skłaniała sama historia Piaseckiego: jego rozmowy w 1945 r. z generałem NKWD Sierowem, potem z oficerami polskiej bezpieki. Później ważniejszym od partii partnerem była policja polityczna, zwłaszcza Julia Brystigerowa. Oczywiście działający oficjalnie katolicy nie mogli uniknąć kontaktów z UB, gdyż to UB prowadził na bieżąco politykę wobec Kościoła, jak to przekonująco udowadnia Bartłomiej Noszczak w niedrukowanej jeszcze monografii. Była to jednak niezwykle śliska ścieżka i łatwo było stoczyć się z rozmów w sprawach praktycznych i politycznych w agenturalność, wykonywanie poleceń, donoszenie na kolegów. Nie wiemy, jak wyglądały rozmowy Micewskiego z funkcjonariuszami UB przed 1956 r., ale możemy z pewnością założyć, że miały miejsce. Sekretarz prezydium Komisji Duchownych i Świeckich Działaczy Katolickich po prostu musiał je odbywać. Musiał też nieraz realizować polecenia idące z resortu.

Wierny Piaseckiemu i jego linii politycznej był Micewski do 1956 r. Zbuntował się - wraz z kilkoma najbliższymi współpracownikami przywódcy PAX-u - dopiero po Październiku i po rozstrzygnięciu walki o władzę w partii. Oponenci Piaseckiego, zwani secesją, opuścili stowarzyszenie w listopadzie 1956 r. z zamiarem stworzenia nowej organizacji, dostosowanej do trwającej w kraju odwilży. Powstało Chrześcijańskie Stowarzyszenie Społeczne, którego Micewski był jednym z liderów, i tygodnik "Za i Przeciw", którego był jednym z redaktorów. Po kilku miesiącach jednak przywódca ChSS Jan Frankowski odsunął pozostałych działaczy secesji i Micewski znalazł się na lodzie.

Szukanie miejsca

Lata 1958-59 to czas szamotania się, a zarazem początek kariery Micewskiego-historyka. Wedle nieco późniejszych materiałów SB właśnie w 1958 r. napisał historię PAX-u, której maszynopis dawał w zaufaniu do przeczytania niektórym działaczom katolickim. Była to pierwsza wersja pierwszej części opublikowanej 20 lat później książki "Współrządzić czy nie kłamać?". Przede wszystkim jednak chciał działać.

Zachowywał niechętny dystans wobec wznowionego w 1956 r. "Tygodnika Powszechnego" oraz Klubów Inteligencji Katolickiej. Do PAX-u nie miał powrotu. Pragnął za pieniądze utworzonej przez ChSS spółki "Ars Christiana" wydawać pismo polityczne. Wniósł też znaczny wkład finansowy do spółki "Libella", która od 1958 r. była wydawcą miesięcznika "Więź". Rozmawiał zarówno z Frankowskim, jak z redaktorem "Więzi" Tadeuszem Mazowieckim, badając możliwość przyłączenia się tu lub tam. A jednocześnie roił plan przyszłego połączenia ChSS i "Więzi" w nowy ośrodek katolicki. Przez wiele miesięcy zabiegał o audiencję u Zenona Kliszki, prawej ręki Gomułki, odpowiedzialnego za politykę wyznaniową.

Przygotowując się do tego spotkania, Micewski szkicował jego plan, który wiele mówi o nim samym. Przyszłą grupę trzeba prezentować jako niewyznaniową, argumentując, że będzie to skuteczniejsza forma oddziaływania na wierzących, nieprowadząca do konfliktu z Episkopatem. Koncepcji świeckości nie można mocno lansować, gdyż Kliszko interesuje się przede wszystkim oddziaływaniem na księży. W następnej fazie rozmowy trzeba wrócić do koncepcji miesięcznika przy grupie "Za i Przeciw", który byłby "przeciwwagą »Znaku«, a byłby także na lewo od »Więzi«". W przypadku odrzucenia tej koncepcji "nie należy się spierać, bo rozmówca nie ma zwyczaju znosić sprzeciwu, lecz należy postawić taką alternatywę: samodzielny miesięcznik luźno związany z grupą »Za i Przeciw«, albo rozsądnie minimalistyczna myśl wzmocnienia przez naszą grupę lewicowej części grupy »Znak« i »Więź« przy zachowaniu własnego kontaktu z Partią i zapowiedzi przedstawienia szerszych planów i koncepcji ujednolicenia ruchu katolickiego. (...) Nie należy precyzować, że chcemy wejść do »Tygodnika« lub »Więzi«, lecz do obu tych zespołów jednocześnie, aby wszechstronnie wzmocnić siły lewicowe całej formacji. (...) Można zaproponować, że wstrzymamy się z włączeniem do działalności do momentu przedyskutowania z Partią szerszych koncepcji, o ile by to Partię rzeczywiście interesowało". Przedmiotem rozmów politycznych - konkludował Micewski - "nie jest dochodzenie prawdy materialnej, a osiągnięcie skutku, raczej rezultatu politycznego".

Do rozmowy nie doszło, więc swoją wizję Micewski wyłożył w memoriale skierowanym w kwietniu 1959 r. do Biura Politycznego partii. Powtarzał w nim koncepcję utworzenia niewyznaniowego ugrupowania politycznego, złożonego jednak z katolików współpracujących z partią. "Ponieważ w Sejmie większość posłów katolickich należy do Koła »Znak«, opinia katolicka ma błędne wyobrażenie co do pozycji tej grupy jako jedynej »październikowej« grupy katolickiej. Wydaje się, że istnienie kilku ugrupowań powinno być połączone z jasnym stanowiskiem Partii, że przede wszystkim popiera ugrupowania i siły opowiadające się niedwuznacznie za ustrojem socjalistycznym".

Także na ten memoriał odpowiedzi nie było, Micewski nawiązał natomiast bliskie kontakty z sekretarzem Kliszki Markiewiczem. Wśród znajomych przedstawiał się jako jego doradca, Markiewiczowi zaś wyjaśniał meandry powikłanych relacji w środowiskach katolickich. Wreszcie w 1960 r., wobec fiaska swych planów, podjął pracę w "Więzi" (odbyło się to - jak czytamy w materiałach SB - przy silnej opozycji w zespole redakcyjnym).

Na początku lata 1960 r. wyjechał do Wiednia, gdzie mieszkał jego stryj. Stamtąd 2 czerwca wysłał list do Jerzego Giedroycia. Legitymował się pismem polecającym Stefana Kisielewskiego, a po wyrażeniu uznania dla "Kultury" pisał, że z wyrażaną w niej myślą polityczną nie może się zgodzić, po czym wykładał własne stanowisko: nie można jednocześnie opowiadać się za rewizjonizmem socjalistycznym, który wspierała "Kultura", i uważać się za sprzymierzeńca Ameryki.

"Rewizjonizm - tłumaczył - nie może być po prostu elementem penetracji amerykańskiej w Polsce. (...) merytoryczne postawienie na ewolucję ustroju komunistycznego musi odbywać się z pozycji wewnętrzno-socjalistycznych, a więc nie z pozycji życzenia Zachodowi przewagi nad Wschodem, ale z pozycji wiary w ideową ewolucję Wschodu, przy politycznym ostaniu się obozu wschodniego. Polityczne ostanie się obozu wschodniego, przy wewnętrznej ewolucji socjalizmu jest także jedyną perspektywą dla sprawy polskiej racji stanu, wobec problemu niemieckiego. Moja pozycja ideowo-polityczna określa postawienie na demokratyczną ewolucję socjalizmu, przy jednoczesnym przekonaniu o konieczności istnienia obozu socjalistycznego i udziale w nim Polski. W tym ujęciu sojusznikiem Polski jest Rosja, a nie Ameryka. Ta ostatnia może tylko swoją mądrą lub głupią polityką przyspieszać lub hamować korzystne procesy w obozie przeciwnym, do którego należy, i słusznie, Polska. Do tego dodam jeszcze, że pojęcie rewizjonizmu jest niebezpieczne nie tylko taktycznie, ale i merytorycznie. Ponieważ wywołuje ono niebezpieczeństwo trzymania się schematu politycznego z roku 1956. Schemat ten nie może i nie będzie się powtarzał, bo grozi zawsze Budapeszt. (...) Październik był wynikiem jednorazowego układu sił na wielu płaszczyznach wewnętrznych i międzynarodowych. Nowych październików nie należy oczekiwać. Demokratyczna ewolucja socjalizmu będzie następowała nie przez rozwój teorii rewizjonistycznej, ale przez wypieranie w ogóle ideologii socjalistycznej przez praktykę socjalizmu technokratycznego. Oczywiście, umiarkowane ciśnienie opinii opozycyjnej z pozycji socjalistycznych będzie też czynnikiem zmian politycznych" (Archiwum Instytutu Literackiego w Maisons-Laffitte).

Ta szczera ocena dobrze oddaje kierunek myślenia Micewskiego, a także kierunek jego zaangażowań i sceptycyzm wobec różnych nurtów opozycji. Kilka miesięcy później, pisząc już z Warszawy, dodawał w nawiązaniu do jednego z artykułów Mieroszewskiego: "Gdyby nie akceptacja socjalizmu, PAX by w ogóle nie istniał, nie mówiąc o takim rozwoju. Także dzisiaj cały nacisk na Znak idzie w akceptację socjalizmu. To jest w Polsce warunek sine qua non działalności politycznej" (tamże).

Werbunek

Rola "obrotowego" rozmówcy Markiewicza, sekretarza członka Biura Politycznego, i chwalenie się tymi kontaktami przed znajomymi, wśród których byli tajni współpracownicy SB, ściągnęło na Micewskiego kłopoty. W notatce SB pisano, że wprowadza on Markiewicza w błąd, przedstawiając swe możliwości jako większe niż w rzeczywistości, a wiadomości uzyskane od niego rozpowszechnia w środowisku katolickim, opatrując złośliwymi komentarzami. Jednocześnie odnotowano znamienną opinię Micewskiego: "Pierwsze skrzypce za 15 lat (...) będzie grał ten, na którego wskaże Episkopat. Należy budować sieć organizacji tak, jak to robił Piłsudski, by w odpowiedniej chwili uchwycić władzę. Trzeba stworzyć silną organizację kadrową".

SB zauważyła, że Micewski pozostaje w otwartym kontakcie z zachodnioniemieckim publicystą Hansjakobem Stehle, któremu dostarcza informacji o sytuacji w środowiskach katolickich, ale także o pracy Sejmu, stosunkach Kościół-państwo, sytuacji w partii itd. Służby dowiedziały się także o poufnym kontakcie Micewskiego z pracownikiem amerykańskiej ambasady Simanisem. Temu ostatniemu miał powiedzieć, że "komuniści nie pozwolą, by katolicy się organizowali, a na otwarty bunt nie można sobie pozwolić, bo w tej chwili nikt nie chce iść do więzienia i siedzieć, bo myśmy siedzieli 5 lat w więzieniu za Niemców i teraz 15 lat, to mamy już więzienia dosyć".

Zawarte w tej notatce dossier było wystarczające, by w MSW zdecydowano się na zasadniczą rozmowę z Micewskim. Przeprowadził ją 29 marca 1961 r. mjr Tomasz Wawrzyniewicz, zastępca naczelnika Wydziału V Departamentu III MSW. Zarzucił on Micewskiemu złośliwe komentowanie i kolportowanie wiadomości politycznych w środowiskach katolickich i wśród osób nieprzychylnie nastawionych do PRL. Broniąc się, Micewski wyjaśniał swą sytuację, ale - jak zanotował oficer - "nie przyznał się do swoich istotnych poglądów, nie ujawnił właściwie żadnych swoich kontaktów". Jednocześnie mówił, że pragnie mieć kontakt polityczny "na odpowiednim szczeblu partyjnym lub MSW, by móc skutecznie pomagać nam na odcinku katolickim. (...) Podkreślał, że nie chce odgrywać roli agenta, bo to prędzej czy później zdyskwalifikuje go w oczach środowiska".

Oceniając tę rozmowę mjr Wawrzyniewicz pisał, że Micewski "był nieszczery, usiłował bagatelizować postawione przed nim zarzuty i faktycznie nie przyznał się do utrzymywania kontaktów z cudzoziemcami". We wnioskach zaś stwierdzał, że opowiada się za podjęciem "próby dogadania się z Micewskim na platformie współpracy typu agenturalnego". Jeśli zaś ten nadal będzie uprawiał "podwójną grę", należy zastosować środki "mające na celu zdyskredytowanie go politycznie i uniemożliwienie mu działalności na odcinku katolickim".

W teczce brak dokumentów, w których opisano dalszy ciąg tej sprawy. Nie wiemy, jak wyglądała kolejna rozmowa z Micewskim, jak go osaczano i jak próbował się bronić. Nie wiemy też, jak długo to trwało.

Czy wyjeżdżając w 1963 r. do Austrii i Niemiec, był już "pozyskany"? Być może, niemniej musiał wykazywać opór lub nielojalność, skoro w dokumencie z października 1965 r. czytamy, że TW "Michalskiemu" anulowano zastrzeżenie wyjazdu za granicę. W późniejszych dokumentach są wzmianki, że 1 marca 1965 r. został zarejestrowany przez departament IV MSW jako TW do numeru 1203. W sierpniu tego roku w piśmie do wiceministra spraw wewnętrznych Franciszka Szlachcica oficer wnioskował o wypłacenie TW "Michalskiemu" 200 dol. w związku z jego wyjazdem do Anglii, Francji, Włoch i Austrii. W czasie tej podróży "Michalski" miał rozpracować związki katolickiego działacza z Londynu Jana Tokarskiego z Radiem Wolna Europa i paryską "Kulturą", samą "Kulturę", działacza emigracyjnego Stronnictwa Pracy Konrada Sieniewicza oraz jego i Stanisława Gebhardta kontakty z watykańskim dyplomatą Agostino Casarolim.

Były to niezwykle ambitne zadania. Nie wiadomo, w jakim stopniu Micewski się z nich wywiązał. O tym, że "misja" nie mogła się zakończyć zupełnym fiaskiem, świadczy wniosek zastępcy dyrektora departamentu IV MSW płk. Zenona Gorońskiego z 10 września 1966 r. do wiceministra Szlachcica o wypłacenie TW "Michalskiemu" 50 dol. na wyjazd do Francji, gdzie ma rozeznać sytuację wokół "Kultury" oraz nastroje w piśmie katolickim "Esprit".

Odwrotna strona medalu

W tym czasie stawał się Micewski głośnym publicystą historycznym. Jego drukowane w "Więzi" studia i szkice ukazały się w 1965 r. w książce "Z geografii politycznej II Rzeczypospolitej". Książka odegrała ważną rolę w budzeniu wolnej od komunistycznego schematyzmu historiografii Dwudziestolecia, zebrała pochwały także na emigracji. Na falach Radia Wolna Europa Adam Ciołkosz mówił, że książka ta "to jest po raz pierwszy snop prawdziwego światła rzuconego na historię Polski okresu międzywojennego".

Maciej Morawski, wówczas korespondent RWE w Paryżu, wspomina, że przybywając z kraju Micewski przywoził niezwykle cenne informacje i interpretacje wydarzeń, mówił o stosunkach Kościół-państwo i konfliktach w PZPR. Odbiorcą tych wiadomości był dyrektor Jan Nowak, wiele z nich wykorzystywano w programach radiowych. Jednocześnie Micewski nie ukrywał sceptycyzmu co do szybkich przemian w Polsce i dawał do zrozumienia, że ma kontakty z MSW.

Podczas zagranicznych podróży przyszły autor "Współrządzić czy nie kłamać" nie tylko rozmawiał z emigracyjnymi publicystami i działaczami, ale też korespondował. W archiwum Instytutu Literackiego znajdują się kolejne listy do Jerzego Giedroycia. Pisząc 26 września 1964 r. z Wiednia, Micewski ponownie podejmował polemikę z "Kulturą": "Wybór istnieje dziś między suwerennością a demokratyzacją, obie rzeczy są niemożliwe. Tito i Rumuni są zamordystami, a tak ich chwalicie. Gomułkę za to krytykujecie, choć też wybrał suwerenność, odrzucając demokratyzację. Ale oczywiście suwerenność na szlaku Moskwa-Berlin musi być mniejsza niż w Bukareszcie". List zawierał też wiadomości o ostatnim zjeździe partii (ile skreśleń mieli Gomułka, Moczar, czołowi puławianie) oraz tekst przemówienia Kisielewskiego na zjeździe Związku Literatów, z zaznaczeniem, że to nie do publikacji. W czerwcu 1967 r. Micewski pisał, że "staliniści w Polsce stanowią wielkie i prawdziwe niebezpieczeństwo. Chwilowo blokują się oni z Moczarem i aparatem Gierka i Strzeleckiego przeciw Żydom i Cyrankiewiczowi, ale chcą iść jeszcze dalej. Pocieszający jest tylko ich poziom umysłowy - są zupełnie infantylni".

Powstaje pytanie, jak te listy interpretować. Czy zawarte w nich informacje i opinie były uzgodnione z oficerami MSW, czy przeciwnie: pisząc do Giedroycia Micewski pozwalał sobie na luksus szczerości? A jeśli tak, to co przekazywał na ten temat oficerom? Na to pytanie brak odpowiedzi do czasu, gdy znajdą się sprawozdania składane przez niego po powrocie.

Z teczki Micewskiego wynika, że jednocześnie sam był rozpracowywany. Miał wokół siebie agentów, którzy go inwigilowali i pisali donosy. Byli to m.in. TW "Czechowski" i TW "Teresa".

Marzec

Wchodząc do zespołu "Więzi", Micewski szybko popadł w konflikt z redaktorem naczelnym pisma Tadeuszem Mazowieckim, wspierając jego konkurenta Janusza Zabłockiego. Jak czytamy w "Informacji" Departamentu IV MSW z września 1963 r., Mazowiecki i jego grupa faworyzują "ludzi o poglądach ortodoksyjno-klerykalnych" oraz zmierzają do podporządkowania "Więzi" koncepcjom "Znaku". Grupa Zabłockiego zaś zamierza podjąć kroki w kierunku usunięcia Mazowieckiego, a jej przedstawiciele szukają poparcia u władz.

Popierając Zabłockiego, Micewski nie zaniechał planów stworzenia nowego ośrodka. W grudniu 1964 r. zwierzył się TW "Czechowskiemu", że ma zamiar dążyć do połączenia "Więzi" z ChSS i podjął już pewne rozmowy z działaczem tego stowarzyszenia. Dodał, że pewnie będzie to secesja paru osób z "Więzi".

Warto pamiętać o jego pogardliwej ocenie moczarowców, wyrażonej w liście do Giedroycia, skoro wiadomo, że właśnie z tą grupą aparatu łączył swoje nadzieje. Alians ten dyktowały niewiara w demokratyzację i uznanie za ważniejsze poszerzania suwerenności, ale nie bez znaczenia były też zapewne kontakty z oficerami MSW, na czele którego stał Moczar. Niemal w przededniu wydarzeń marcowych Micewski rozmawiał z płk. Gorońskim, zastępcą dyrektora Departamentu IV. Zrelacjonował przebieg Berlińskiej Konferencji Pokojowej, ujemnie mówiąc o Aktion Suenezeichen (Znaki Pokuty) jako podszytej amerykańskim wywiadem. Omówił też obszernie sytuację w "Więzi" i w warszawskim KIK nie oszczędzając różnych osób, w tym Zabłockiego. Wspomniał też o relacjach posłów Znaku z kard. Wyszyńskim.

W marcu 1968 r. podzielił się z TW "Maksem" niepokojem w związku z użyciem siły przez władze. "Potępia rzekomo antyinteligenckie wystąpienia działaczy partyjnych, w tym również I sekretarza KC PZPR. Zdaniem TW Micewski wykazuje nawet pewną solidarność z reakcyjną grupą literatów". Jednocześnie jednak wraz z Zabłockim napisał artykuł zawierający poparcie dla grupy Moczarowskiej we władzach. Do jego druku nie dopuścił Mazowiecki, przesądzając tym samym definitywnie o linii ideowej miesięcznika.

Micewski nie dołączył jednak do stworzonego przez Zabłockiego Ośrodka Dokumentacji i Studiów Społecznych. Trudno ocenić, na co liczył, ale jego liczne i gęste notatki z rozmów z oficerami MSW na temat sytuacji w "Więzi", KIK-u, Kole Posłów Znak, relacjonowanie poufnych rozmów i zebrań stanowią porażający materiał. Mówił, że "najlepiej byłoby, aby przestała wychodzić »Więź«, a utworzyć nowe pismo. Przejęcie przez Zabłockiego »Więzi« spowoduje zarzut ze strony krakowskiego środowiska, że Zabłocki i Micewski są agentami". Opisując KIK zadenuncjował Andrzeja Wielowieyskiego, że "był szefem politycznym młodzieży KIK biorącej udział w demonstracjach". Nie hamował się też przed ujawnianiem kulis spraw kościelnych. Przyznawał, że radzi ks. Alojzemu Orszulikowi z Sekretariatu Episkopatu, by biskupi nie wydawali listu w sprawie antysemityzmu, a tym samym nie wtrącali się w sprawy wewnątrzpartyjne i nie bronili "stalinowców". Oficer prowadzący rozmowę zanotował: "TW »Michalski« wyraźnie chciał, aby władze zrobiły użytek z przekazywanych informacji, niektóre wielokrotnie powtarzając".

We wrześniu 1968 r. Micewski radził płk. Gorońskiemu, by sprawę Koła Posłów Znak w nowej kadencji rozegrać jak najpóźniej; partia powinna wywrzeć nacisk, inaczej bowiem "przeforsują swoich, tzn. Mazowieckiego, Stommę, ewentualnie Wilkanowicza ze środowiska krakowskiego czy też Wielowieyskiego z Warszawy". Sugerował, by sekretarz KC rozpoczął indywidualne rozmowy z kandydatami na posłów, a nie rozmawiał z grupą. W grudniu nadal suflował rozgrywanie sytuacji w "Znaku". Mówił, by Stommę pozostawić jako posła, ale "dodać 4-ch pozytywnych działaczy, co skrępowałoby politycznie Stommę i utraciłby on zaufanie Krakowa, natomiast środowisko »Tygodnika« nie mogłoby podjąć żadnej akcji". Jednocześnie opowiedział o poufnym zebraniu przedwyborczym środowiska Znaku w Ożarowie, szczególnie negatywnie oceniając Mazowieckiego i Wielowieyskiego. Mimo to przestrzegał przed próbą dokonania zupełnego przewrotu w ruchu Znak, gdyż zespół musi się cieszyć względnym zaufaniem Episkopatu i "TP".

W lutym 1969 r. mówił Gorońskiemu, że po wygaśnięciu mandatu poselskiego Mazowieckiego najlepszym wyjściem byłoby wywarcie przez Urząd do Spraw Wyznań presji na usunięcie go z redakcji "Więzi". Jednocześnie wcale nie był obrońcą interesów Zabłockiego. Poparcie jego starań finansowych dla ODiSS powinno być uwarunkowane tym, "by w przyszłym roku przejął »Więź«, a nie tworzył nowej instytucji".

Trudno oprzeć się wrażeniu, że analizując sytuację i kreśląc te scenariusze Micewski czuł się reżyserem polityki władz wobec Znaku, zwłaszcza rozgrywania Koła Posłów Znak. Mógł liczyć, że za pośrednictwem MSW wpływa na politykę partii, kreuje sytuację polityczną. A przy okazji załatwiał porachunki z politycznymi przeciwnikami i rywalami.

Skuteczność tych rad była niewielka. Mazowiecki pozostał posłem, chociaż decyzje personalne w sprawie Koła Znak rzeczywiście podjęto w ostatniej chwili. Zabłocki otrzymał pieniądze dla ODiSS, a walka o przywództwo w "Więzi" została zakończona. W maju 1970 r. Mazowiecki mógł powiedzieć Micewskiemu, by nie przychodził do redakcji, ale pracował w domu.

Stanowisko zajęte w Marcu mocno nadwyrężyło jego pozycję w ruchu Znak, a kontakty z MSW były na tyle intensywne, że mogły budzić podejrzenia. Nie miał ich chyba Stefan Kisielewski, o czym świadczą nie tylko zapiski w "Dzienniku", ale też wtajemniczenie wyjeżdżającego za granicę Micewskiego w swoje sprawy wydawniczo-finansowe z Giedroyciem, w tym upoważnienie do pobrania znacznej kwoty pieniędzy (było to najpewniej honorarium za książkę wydaną przez Kisiela pod pseudonimem Staliński). W aktach nie odnalazłem wzmianki, by o tych faktach "Michalski" poinformował SB. Co więcej: w czerwcu 1969 r. Micewski złożył Giedroyciowi propozycję "wydania bez mojej zgody mojej książki o PAX-ie". Rekomendował też wydanie książki Władysława Bieńkowskiego: "jest to książka analizująca na przykładzie marca 1968 r. powtarzające się w komunizmie zjawisko sięgania po władzę przez policję"; książka Bieńkowskiego "Motory i hamulce socjalizmu" ukazała się w Paryżu w 1969 r.

Micewski myślał też o dłuższym pobycie na Zachodzie dla uwzględnienia w planowanych książkach wydanej tam literatury dotyczącej Dwudziestolecia. W 1969 r. opublikował w Czytelniku zbiór esejów "W cieniu marszałka Piłsudskiego", za który dostał nagrodę "Polityki". Podpisał też z Wiedzą Powszechną umowę na biografię Romana Dmowskiego.

W czerwcu 1969 r. informował Giedroycia, że w czasie minionych wydarzeń okazało się, iż "Kościół i Kardynał nadal twardy wobec partii w sprawach katolickich nie chce iść z lewicą marksistowską i demokratyczną. Kościół nasz jest nadal narodowy i prawicowy i nie ufa liberalnym ateistom, w szczególności Żydom, powołując się na fakt, że oni najwięcej zaszkodzili religii. Podkreślam, że referuję tu poglądy Kościoła, a nie własne. Poglądy te są oczywiście wygrywane przez partię i jej nacjonalistów. Mamy więc pewien fenomen powtórzenia się układu przedwojennego, z jednej strony obóz kościelny, a z drugiej liberalny i ateistyczny. Osobiście wątpię, czy zmieni się to nawet, gdy wymrze połowa obecnych biskupów".

Zarazem kolejny raz prosił Giedroycia o zachowanie szczególnej ostrożności w kontaktach z nim. Czy była to tylko gra, czy raczej dbałość o konspirowanie kontaktów z "Kulturą" przed MSW?

Verum

W 1970 r. Micewski wystąpił do władz o zgodę na utworzenie niewielkiego wydawnictwa. Tak zrodziło się Verum, gdzie w 1971 r. ukazała się biografia Romana Dmowskiego: najpoważniejsza praca o przywódcy endecji, jaka ukazała się po wojnie w kraju i taką pozostająca aż do lat 80. Jej drukowi towarzyszyły jednak trudności ze strony cenzury i porażka finansowa; nie dał też spodziewanych dochodów druk modlitewnika. Wiosną 1972 r. Micewski musiał zwolnić kilku pracowników.

Verum nie było tylko wydawnictwem, ale przede wszystkim ośrodkiem, który miał służyć pogłębieniu podziałów w ruchu Znak. Plany i zamierzenia związane z tym przedsięwzięciem Micewski uzgadniał z dyrektorem Urzędu do Spraw Wyznań Aleksandrem Skarżyńskim oraz płk. Gorońskim. Jak sam mówił, "obaj mi powiedzieli, że z uwagi na długoletnie doświadczenie w pracy na odcinku katolickim byłoby niecelowe, żebym ja z tego odcinka schodził i szedł do pracy w instytucji państwowej". Potem "dwukrotnie chodziłem do płk. Morawskiego, którego znam od 20 lat, gdy byłem jeszcze w PAX-ie przed październikiem" (płk Stanisław Morawski był dyrektorem departamentu IV MSW). Micewski wspominał, że dwukrotnie konsultował sprawy Verum z kierownikiem Wydziału Administracyjnego KC Teodorem Palimąką; jemu też złożył "notatki na temat moich koncepcji w Znaku".

Te pikantne szczegóły opowiedział Micewski 5 grudnia 1973 r. w gmachu KC PZPR płk Józefie Siemaszkiewicz, wicedyrektorce departamentu IV MSW, oddelegowanej wówczas na wicedyrektora Wydziału Administracyjnego KC. Z rozmowy, która po części miała charakter przesłuchania, sporządzono nagranie: jej zapis znalazł się w teczce TW "Michalskiego". W tym czasie decyzja o likwidacji Verum już zapadła. Pani pułkownik mówiła, że Micewski otrzymał wydawnictwo po to, by miał z czego żyć, tymczasem starał się z niego uczynić nowy ośrodek polityczny, zaczął wchodzić w alianse z prawicą, np. Stanisławem Stommą i ludźmi "TP", oraz budować kontakty zagraniczne z Niemcami. Micewski bronił się, że wszystkie posunięcia uzgadniał z dyrektorem Skarżyńskim i innymi wymienionymi dygnitarzami. Musiał szukać kontaktów ze środowiskiem krakowskim, gdyż był spalony w środowisku warszawskim, gdzie uważano go za agenta.

"Ja chciałem, żeby »Tygodnik« został, ale żeby to, co się nazywa elementami dysydenckimi w »Tygodniku«, zostało spychane. (...) Pani wie, że tam jest Słonimski, Krzeczkowski, Kijowski, Woroszylski. Otóż uważam, że spychanie tych ludzi, a przyjmowanie centrowych pozycji, umiarkowanych przez takich ludzi, jak Myślik i ja, jest słuszne. (...) Oczywiście, jest niedobre, że dysydenci, czy liberałowie, czy trockiści - nie wiem, kto się w to wszystko miesza - natomiast, że jakaś grupa, która jest bliżej hierarchii, jest potrzebna, to dla mnie nie ulega wątpliwości. Jeśli nie mam racji, to oczywiście poniosłem klęskę. (...) Mnie to uraża, że ze mnie zrobili agenta i wy mnie w tej chwili tak traktujecie. Przecież z waszymi ludźmi, których wyście postawili - oczywiście ludzie odchodzą, zmieniają się - ale uzgodniłem wszystko. Niech oni powiedzą, czy uzgadniałem, czy nie".

Powód likwidacji Verum i podcięcia pozycji Micewskiego przez władze nie rysuje się jasno. Być może było to związane z upadkiem politycznym wieloletniego dyrektora Urzędu do Spraw Wyznań Skarżyńskiego albo z poważnymi przegrupowaniami w MSW. Najprostsze wyjaśnienie przynosi jednak dokument o ponad cztery lata późniejszy, napisany przez szefa wywiadu MSW: "W 1973 r. odnotowano stały kontakt A. Micewskiego z Jerzym Giedroyciem, także w siedzibie redakcji »Kultury«, przy okazji jego każdorazowego pobytu we Francji". Wywiad niekoniecznie musiał wiedzieć o zadaniach wyznaczanych Micewskiemu wobec "Kultury" w połowie lat 60., a akceptowanych przez wiceministra Szlachcica. Znacznie bardziej prawdopodobne jest to, że odkryto ukrywane kontakty z Giedroyciem. Byłoby to więc potwierdzenie, że Micewski kontaktował się z Redaktorem na własną rękę, a jego listy i artykuły nie były grą operacyjną. Oczywiście o odkryciach wywiadu Micewskiego nie poinformowano, wątek "Kultury" w ogóle nie wystąpił w rozmowie z płk Siemaszkiewicz.

Za nielojalność wobec MSW przyszło Micewskiemu słono zapłacić. Pozbawiony pracy, 18 lutego 1974 r. pisał do wiceministra spraw wewnętrznych gen. Henryka Piętka: "Powiedział mi Pan kiedyś, że ma Pan długą pamięć. Ośmiela mnie to do napisania do Pana. Nie mam pracy i postanowiłem nieodwołalnie zejść z odcinka wyznaniowego. (...) Krótko mówiąc, piszę z zapytaniem, czy nie zechciałby Pan pomóc mi w otrzymaniu jakiejś odpowiedniej pracy. Jak Pan wie, mam duże stosunki zagraniczne". Wiceminister jednak nie pomógł, zresztą w miesiąc później został odwołany.

Micewski nie wiedział, co robić dalej. W notatkach z tego czasu znajdują odbicie różne życzenia - by zatrudnić się w warszawskiej "Kulturze", otrzymać pracę pozwalającą pisać książki historyczne (odrzucił jednak pomysł stypendium na KUL), rozważał też możliwość wyjazdu na dłużej z rodziną do zamożnego wuja w Wiedniu. Ostatecznie przyjął propozycję ryczałtu w "Tygodniku Powszechnym", gdzie miał się zająć tematyką historyczną.

 

 

Tygodnik Powszechny - 2006-08-28

 

Tajemnice Andrzeja Micewskiego (II) 

 

Andrzej Friszke 

Od ściany do ściany 

 

"Gotów jest do udzielania wszelkich informacji i wykonywania zadań za granicą i w kraju, ale nie może nadal pozostawać na statusie agenta. Z tego powodu ciągle jest psychicznie załamany" - pisał o Micewskim w marcu 1976 roku wysoki oficer MSW. 

Po zamknięciu w 1973 r. wydawnictwa Verum stosunki Micewskiego z MSW skomplikowały się. W grudniu 1974 r. kontakty z nim przejął płk Edward Jankiewicz, naczelnik Wydziału II Departamentu IV MSW. Ich pierwsze spotkanie było okazją do wyłożenia przez Micewskiego żalów wobec resortu. Przypomniał, że przez pułkowników Piętka i Morawskiego był nastawiany na przeciwstawianie się koncepcjom "reakcyjnych działaczy" w KIK i "Tygodniku Powszechnym"; że obiecywano mu miejsce w Sejmie. Mandatu nie otrzymał, a jego poczynania w ruchu Znak doprowadziły do podcięcia pozycji w środowisku, czego do tej pory nie może odrobić. "Wszystkie swoje ruchy w środowisku robił z naszego polecenia lub za naszą akceptacją, więc nie może zrozumieć, dlaczego wszystko się przeciwko niemu obraca". Prosił o rozwiązanie sprawy jego środków utrzymania, umożliwienie zatrudnienia w jakiejś redakcji. Zwrócił uwagę na możliwość działania na odcinku katolickim w Republice Federalnej Niemiec, zaznaczył, że widzi szansę stworzenia w CDU polskiej grupy nacisku.

Tajna dyplomacja

Kontakty niemieckie, pielęgnowane przez Micewskiego od lat, weszły w nową fazę, gdy w 1972 r. wziął udział w oficjalnej delegacji ruchu Znak, która pojechała do RFN na zaproszenie kard. Joachima Doepfnera. Wizyta była związana z ratyfikacją układu polsko-niemieckiego z 1970 r. oraz jego konsekwencjami w dziedzinie pojednania między oboma krajami. Wiosną 1975 r. Micewski otrzymał oficjalne zaproszenie do Niemiec od ambasadora RFN. W ramach dwutygodniowej podróży przewidziano spotkania z redaktorami czołowych pism, a także rozmowy z politykami.

Do podróży Micewskiego MSW przywiązywało dużą wagę. Świadczy o tym pismo dyrektora departamentu IV płk. Konrada Straszewskiego do wiceministra Bogusława Stachury z prośbą o zgodę na odbycie przez płk. Jankiewicza spotkania z TW "Michalskim" w Wiedniu w dniach 28-31 maja 1975 r. "Otrzymane materiały od TW »Michalski« zostaną poprzez rezydenturę Departamentu I przesłane do kraju".

W teczce zachowała się kilkustronicowa "Notatka" o spotkaniach w RFN 12-25 maja, podpisana przez Micewskiego imieniem i nazwiskiem. Jej główną częścią jest sprawozdanie z rozmowy z przywódcą SPD i byłym kanclerzem Willym Brandtem, do której doszło 15 maja. Brandt przedstawił możliwości rządu RFN dotyczące pomocy gospodarczej dla Polski (nieprzekraczalna jest suma 2,5 mld marek), wskazał też, że płatności z tytułu odszkodowań wojennych nie mogą nosić takiej nazwy i kwalifikacji prawnej, gdyż mogłoby to pociągnąć za sobą wystąpienie z podobnymi roszczeniami przez ZSRR. Brandt zwrócił też uwagę na konieczność osiągnięcia porozumienia z rządem polskim przed lipcem, aby na Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie mogło dojść do spotkania kanclerza Helmuta Schmidta z Gierkiem. Dodał, że jeśli porozumienie nie zostanie osiągnięte przed jesienią, zapewne nie dojdzie do niego wcale, gdyż zacznie się wówczas kampania wyborcza, a istnieją potężne grupy nacisku przeciwne takiemu porozumieniu. Brandt powiedział również, że zamierza wystąpić do Breżniewa z propozycją, aby po podpisaniu aktu KBWE, "Konferencja co półtora do dwóch lat odbywała periodyczne sesje, na których rządy będą składały sprawozdania, co zrealizowały z uchwał konferencji, szczególnie w sprawach tzw. Trzeciego koszyka, a więc zakresu wolności i wymiany ludzi i informacji". Kolejni rozmówcy Micewskiego przekonywali, że jest to osobisty pomysł Brandta, który "swoją politykę wschodnią chce łączyć z troską o wolność we wszystkich krajach europejskich".

Jak wynika z treści rozmowy, Brandt potraktował Micewskiego jako nieoficjalnego przedstawiciela władz w Warszawie, a to, co mu powiedział, miało trafić do wiadomości polskiego rządu. Podobnie, jak się wydaje, traktowali Micewskiego inni rozmówcy. Metoda kontaktów, omijających oficjalne struktury MSZ, miała w dialogu polsko-niemieckim swoją tradycję. Micewski mógł się poczuć wyróżniony i awansowany do roli jednego z takich pośredników; raport przekazany MSW trafił zapewne do właściwych komórek MSZ lub KC PZPR. Powstaje pytanie, jak zaklasyfikować ową podróż? Z pewnością nie była to misja wywiadowcza, ale element tajnej dyplomacji. Micewski mógł mieć subiektywne przekonanie, że jego status się zmienił, a kontakty i zaufanie, jakim cieszył się w Republice Federalnej, zostaną spożytkowane.

W grudniu 1975 r. przedłożył "Notatkę" dla kierownictwa politycznego z kolejnego pobytu w RFN, kiedy rozmawiał z biskupami niemieckimi i kierownictwem "Pax Christi". W czasie tej wizyty był zachęcany do dalszych kontaktów z rządzącą SPD i kolejnego spotkania z Brandtem. Po powrocie Micewskiego do Warszawy radca ambasady RFN Klaus Schramayer odniósł się w rozmowie z nim do niektórych publikacji w prasie polskiej, które otwierały sprawę odszkodowań dla więźniów hitlerowskich obozów koncentracyjnych, i zwracał uwagę, że może to skomplikować ratyfikację już zawartych porozumień. "Schramayer podkreśla - pisał Micewski w "Notatce" - że we wszystkich partiach RFN istnieje silna tendencja uznawania ZSRR za jedynego poważnego partnera w bloku wschodnim, gdyż kładzie on nacisk na sprawy wymiany i kooperacji, a nie na postulaty wynikające z przeszłości. Wysunięcie przez Polskę dalszych tego rodzaju postulatów spowodowałoby zdaniem dyplomaty niemieckiego reorientację partii rządzących w RFN w kierunku wyłącznego zacieśniania stosunków z ZSRR i zmniejszenia zainteresowania stosunkami z Polską. Schramayer sądzi bowiem, że w Bonn wysuwanie dalszych postulatów przez Polskę jest uważane za przejaw niesamodzielności naszej polityki, jej nierealizmu i skłaniania się w kierunku stworzenia sztucznych barier wobec RFN. Schramayer uważa, że partie rządowe nie mając zaufania do kanałów dyplomatycznych informacji, poszukują kanałów społecznych, aby Kierownictwo polskie było dobrze poinformowane w sprawie nastawienia opinii niemieckiej i partii politycznych".

Dobrze zapowiadające się wykorzystywanie Micewskiego jako pośrednika w relacjach polsko-niemieckich nie zostało przez władze PRL podjęte. Nie wiadomo, dlaczego. Być może władze nie chciały pośredników, których trudno było uważać po prostu za ludzi reżimu (za takiego Micewskiego nie uważano), a z pewnością zaszkodziły mu kontakty z Giedroyciem. Na początku czerwca 1975 r. do płk. Jankiewicza wpłynęła bowiem z Departamentu I (wywiad) informacja, że Micewski jest w stałym kontakcie z redaktorem "Kultury" i odwiedza go przy każdej bytności we Francji. M.in. wskutek starań redaktora Giedroycia otrzymał w 1974 r. prestiżową nagrodę Jurzykowskiego. Informator wywiadu PRL "na zasadzie dedukcji" przypuszczał również, że Micewski jest autorem artykułu "Opozycja polityczna w Polsce", zamieszczonego w "Kulturze" w listopadzie 1974 r. (w istocie autorem był Jacek Kuroń). Informacji tych - o ile wiadomo - nie wykorzystano, ale nie mogły one nie mieć wpływu na stosunek resortu do Micewskiego.

Buntownik

W październiku 1975 r. w rozmowie z płk. Jankiewiczem Micewski wraca do swych nadal niezałatwionych spraw materialnych. Od czasu likwidacji Verum ma pół etatu w "Tygodniku Powszechnym" i otrzymuje pensję jako doradca Koła Poselskiego Znak.

W "Tygodniku" znajduje się na marginesie i nie ma wpływu na linię pisma. Mówi przedstawicielowi MSW, że tylko dwóch ludzi jest w stanie "ustawić" problem katolików świeckich - on i Janusz Zabłocki. Partia stawia na Zabłockiego, bo Ośrodek Dokumentacji i Studiów Społecznych się rozwija, on jednakże jest wciąż gotów do aktywności. Rozważa przejście do Ars Christiana, co określa jako "lodówkę", ale - jeśli władze nie mają nic do zaproponowania - prosi o umożliwienie mu wyjazdu do Austrii, "gdzie będzie prowadził interesy stryja".

Po tej rozmowie płk Jankiewicz przedstawił zwierzchnikom swoje uwagi: "»Michalski« byłby dobrym kandydatem na posła z grupy »Znak«. Z jednej strony mógłby skutecznie neutralizować np. przedstawiciela środowiska krakowskiego w Sejmie, a z drugiej strony byłby pozytywnym dla nas elementem w oddziaływaniu na Zabłockiego, gdyż obaj ze względów ambicjonalnych są antagonistami. Obecność w Kole »Michalskiego« uniemożliwiałaby Zabłockiemu robienie jakiejkolwiek polityki »na swoją rękę«".

Wniosku tego nie zrealizowano. Nie wiadomo też, czy Micewski chciałby wejść do Sejmu w sytuacji, gdy w Znaku nastąpił rozłam, eliminacja Stanisława Stommy i odmowa uznania nowych posłów przez zdecydowaną większość środowisk, w tym "Tygodnik Powszechny", "Więź" i cztery Kluby Inteligencji Katolickiej. Rozłam był konsekwencją sprzeciwu większości przedstawicieli Znaku wobec wprowadzanym przez partię poprawkom do konstytucji. Micewski nie podpisał oczywiście protestu przeciw poprawkom, a w rozmowie z płk. Jankiewiczem podał swoją interpretację podziałów wśród inteligencji katolickiej. Jednocześnie jednak w MSW podejrzewano, że to on przekazał Giedroyciowi list protestacyjny środowisk Znaku i inne związane z tym dokumenty wydrukowane później w "Kulturze".

11 marca 1976 r. Micewski zwrócił się do kierownika Wydziału Administracyjnego KC Teodora Palimąki, prosząc o spowodowanie wydania jemu, żonie i synowi paszportów na kilkuletni pobyt w Austrii. Zaznaczał, że jego sytuacja jest nie do zniesienia: "Mam trzydzieści lat stażu pracy dziennikarskiej, wydałem cztery książki, otrzymałem dwie nagrody, jedną krajową, jedną zagraniczną, nie mam natomiast stałej pracy". Następnego dnia spotkał się z płk. Jankiewiczem i poprosił o zakończenie współpracy z MSW. Nie ukrywał, że jest zawiedziony w swych aspiracjach. Jak zapisał Jankiewicz, "gotów jest do udzielania wszelkich informacji i wykonywania zadań za granicą i w kraju, ale nie może nadal pozostawać na statusie agenta. Z tego powodu ciągle jest psychicznie załamany. Nie chce bowiem, ażeby kiedyś uzyskano dowody z naszego archiwum, iż był agentem. Ma kompleks na tym punkcie. Dałby pół życia, ażeby dokumenty świadczące o jego agenturalnym powiązaniu z nami zostały zniszczone".

Jankiewicz zapewnił, że przedłoży przełożonym jego prośbę o zwolnienie Micewskiego z roli agenta i danie paszportu upoważniającego do wielokrotnego przekraczania granicy. "Od siebie dodałem, że widzę możliwość zniszczenia po pewnym czasie dokumentów o jego współpracy z nami. Jednak decyzję o czasie zniszczenia tych dokumentów podejmiemy wówczas, gdy uznamy to za możliwe".

Ostatecznie Micewski na stałe do Austrii nie wyjechał, a w Polsce po czerwcowym proteście robotników powstał Komitet Obrony Robotników. W środowiskach Znaku, zjednoczonych w proteście konstytucyjnym, dość powszechne było przekonanie o potrzebie zachowywania niezłomnej postawy wobec władz. W rozmowie z płk. Jankiewiczem 19 października 1976 r. Micewski powiedział, że chce być nadal w grupie "Tygodnika Powszechnego" i będzie zachowywał się tak, aby się w niej utrzymać. Powiedział, że "Departament zerwał z nim umowę dotyczącą zniszczenia przeszłościowych rzeczy. To daje mu okazję do tego, żeby być wolnym. Nie znaczy to jednak, że będzie chciał zmienić linię polityczną. Może utrzymywać dalsze kontakty na płaszczyźnie prywatnej". To oznacza, że o jego kontaktach będzie wiedzieć jego grupa. "Nie chce bowiem zaczynać od nielojalności i świństw". Stwierdził, że stracił serce do współpracy z władzami. "Nie wyobraża sobie, aby mógł pójść na rozmowę do Kani, który złamał mu życie" (Stanisław Kania był sekretarzem KC, prowadzącym m.in. sprawy Kościoła). Niebawem jednak przekazał Jankiewiczowi obszerną relację z zebrania Klubu Inteligencji Katolickiej, które odbyło się 19 października, a dotyczyło m.in. stosunku do nowych posłów i do antyrobotniczych represji, jakie miały miejsce w Radomiu i Ursusie.

W styczniu 1977 r., kiedy - wobec przejęcia przez grupę Zabłockiego "Libelli" - istniało silne poczucie zagrożenia dalszego bytu KIK-u i "Więzi", Micewski powiedział Jankiewiczowi, że rozgrywki, jakie prowadzą władze, są niezręczne. Ruch Znak są "to bowiem ludzie, którzy przez cały zachodni świat katolicki będą uważani za jedynych partnerów. Episkopat, mimo że ich nie znosił, obecnie nie ma innego wyjścia, jak tylko ich bronić". Jeśli pojawią się naciski na zmiany personalne lub próby wpływania na linię polityczną, nastąpi samolikwidacja. Wobec nacisku Mazowiecki jest skłonny zawiesić lub zlikwidować "Więź": "Jest pewien typ ludzi, którzy przy wszystkich swoich wadach są nieprzekupni. Sama groźba utraty stanowisk ich nie złamie". Jeśli zaś elity katolików świeckich będą nieautentyczne, "to ta wielka karta, jaką ma Polska w sensie oddziaływania na Zachód, będzie zubożona".

Jednocześnie Micewski oceniał, że przywódcy KIK stracili poczucie rzeczywistości, idąc na konflikt z władzami, i że będą musieli odejść. "Z tego należy wnioskować, że za rok lub dwa Partii będą potrzebni ludzie, którzy będą mieli oparcie w Episkopacie, nie są zbrudzeni tym wszystkim, co się obecnie dzieje w »Znaku« i nie będą z Partią rozmawiać z pozycji współrządzenia". Dawał do zrozumienia, że w przypadku likwidacji "Więzi" mogłoby powstać coś innego, dałoby się wziąć z obecnej redakcji dwie-trzy osoby, ale do tego należałoby najpierw przekonać bp. Bronisława Dąbrowskiego.

Zapis tej rozmowy był znamienny. Po pierwsze, podkreślał wagę autentycznych środowisk katolickich i niezłomność ich przywódców. Po drugie, jednak demaskował chęć osiągnięcia przez Micewskiego pozycji jednego z liderów owych środowisk, nawet jeśli byłoby to poprzedzone ich pacyfikacją przez władze. Szczęśliwie do takiego rozbicia nie doszło, władze pod wpływem stanowiska Episkopatu oraz wobec kłopotów z rozwijającą się akcją KOR-u nie zdecydowały się na konfrontację.

 

 

 

Tygodnik Powszechny - 2006-09-05

 

Tajemnice Andrzeja Micewskiego (III) 

 

Andrzej Friszke 

Kontrakt 

 

"Rozmawia się tu z panem nie dlatego, że jest pan wybitną postacią polityczną - mówił Micewskiemu oficer SB - ale dlatego, że jest pan postacią wybitnie szkodliwą dla kraju, awanturnikiem politycznym, postacią wybitnie negatywną".

W lutym 1978 r., w rozmowie z płk. Jankiewiczem Micewski przypomniał, że nie czuje się już związany z MSW, a rozmawia z oficerem prywatnie. Wrócił do kwestii likwidacji swej dokumentacji w SB: "ja dużo więcej wiem, niż mówię, a mało mówię dlatego, że obawiam się, iż jest to nanoszone. Nikt nie chce być samobójcą i nie chce działać przeciwko własnemu interesowi".

Samotnik w opozycji

W kilka tygodni później powiedział Jankiewiczowi, że lada chwila w zachodnioniemieckim wydawnictwie ukaże się jego książka "Współrządzić czy nie kłamać". Nie ukrywał, że zawiera ona krytykę polityki wyznaniowej władz PRL. Dodał też, co myśli o polityce partii: "Aktualnie władze mają wszystkich przeciwko sobie. Uważa on, że w kraju potrzebne są organiczne rozwiązania, organiczny dialog, o ile władze nie chcą, aby wszystko zeszło do podziemia. Trzeba stworzyć pole jakiejś faktycznej, autentycznej polskiej rozmowy nad tą linią, od której zaczyna się nielegalność. W tej chwili wszystko, co jest prawdziwe, jest poniżej tej linii". Ci spośród katolików, którzy popierają władze, nie mają żadnego znaczenia. Obecne kierownictwo jest mądre, że nie ucieka się do represji wobec opozycji, ale jego trwanie wynika z tego, "że nie ma chętnych do przejęcia władzy - »kto chciałby ten interes przejmować, nie opłaca się brać upadającej firmy«".

Zdaniem Micewskiego jego książka jest dość dramatyczną próbą powiedzenia prawdy o fiasku polityki wyznaniowej. Z góry odrzucił możliwość dokonania zmian, stwierdzając, że nakład jest już wydrukowany. Widział tylko możliwość wycofania się z wydania francuskiego oraz wywarcia odpowiedniego wpływu, by nie ukazała się w drugim obiegu w Polsce. "Zdaniem Micewskiego książka jest wynikiem czteroletniego więzienia, w którym on się znajduje (...) Nigdzie nie pracuje, dostaje fikcyjne pół etatu, może raz na miesiąc napisać artykuł. Ma on poczucie, że jest internowany we własnym mieszkaniu". Dodał jednak, że nie chce stawiać barykad między sobą a władzami i ma propozycję: nie będzie pisał przez najbliższe lata, jeśli będzie miał spokój, ale jeśli nie dadzą mu spokoju, będzie pisał. W swej książce stoi na gruncie Konstytucji i praw człowieka, a jej treść była konsultowana z prawnikiem. Wyklucza więc możliwość wytoczenia mu procesu, bo nie ma takiego artykułu w kodeksie karnym, a poza tym proces byłby bardzo głośny. Nie sądzi też, by mu odebrano paszport, ma bowiem wiele zaproszeń od ważnych osób, m.in. przewodniczącego Episkopatu Niemiec, więc wstrzymanie wyjazdu wywołałoby "dużą drakę". O książce wie Prymas Wyszyński, który zapewnił Micewskiego o poparciu Kościoła. Książka wydana jest staraniem niemieckiej komisji "Iustitia et Pax", więc będzie go też bronił Episkopat Niemiec. Wykazując rozmówcy, że władze nic nie mogą zrobić, dodał żartem: "dlaczego Żydzi mają być w tym kraju tylko odważni, niech będzie jeden Polak, który sobie podskoczy".

Książka wywołała irytację władz. Była pierwszym w polskiej literaturze systematycznym wykładem dziejów polityki partii wobec Kościoła i środowisk katolickich, przedstawiała obszernie represje czasów stalinowskich, łącznie z więzieniem biskupów i Prymasa. Ukazywała dzieje PAX-u i ruchu księży patriotów, łącznie z manipulacjami i naciskami UB oraz moralną kompromitacją ruchu. Mówiła o Październiku i epoce Gomułki, przedstawiając gry frakcyjne w partii, kolejną odsłonę walki z Kościołem, a w tle także powstawanie świeckiej opozycji. Nie oszczędzała też ekipy Gierka, łącznie z opisem sprawy sprzeciwu wobec poprawek do Konstytucji. Wszystko to było w PRL niecenzuralne.

Micewski całą tę historię opisywał z setkami dat, nazwisk, cytatów. Książka zawierała także czytelne już w tytule przesłanie: współpraca z władzami, na jaką postawił PAX, skończyła się jego klęską, zasada "nie kłamać", jaką przyjął "Tygodnik Powszechny" i cały ruch Znak, zapewnia mu duży kapitał moralny i polityczny.

W notatce sporządzonej w Departamencie IV MSW oceniano, że książka spotka się z dużym rezonansem "ośrodków dywersji ideologicznej". Może też niekorzystnie wpłynąć na sytuację w PAX, gdzie wyłania się opozycja młodzieżowa, zmierzająca do rewizji założeń politycznych PAX.

W MSW w lipcu 1978 r. zatwierdzono plan przedsięwzięć operacyjno-technicznych w sprawie rozpracowania operacyjnego "Aza", wymierzonej przeciw Micewskiemu. Wśród różnych działań przewidziano dążenie do poderwania zaufania do niego w środowisku Znak i wśród biskupów; systematyczne rozpoznawanie jego postawy przy pomocy TW "Czechowskiego", "Mariusza", "Izabelli"; wznowienie eksploatacji podsłuchu pokojowego; inwigilowanie przez wywiad w czasie wyjazdów zagranicznych. Podjęto poszukiwania archiwalne dotyczące przeszłości okupacyjnej ojca, zmierzając do wykorzystania takich materiałów przeciw Micewskiemu. W styczniu 1979 r. zdecydowano o niewydawaniu mu paszportu.

Książka dała Micewskiemu pewną popularność w środowiskach opozycji, choć zgłaszano różne zastrzeżenia do opisywanych faktów czy interpretacji. Szacunek budziło samokrytyczne referowanie własnej linii politycznej w latach 60., choć oczywiście autor nie wspominał o swych związkach z MSW. Jednocześnie Micewski dbał o nieprzekraczanie wytyczonej sobie granicy opozycyjności. Publikował w "TP", dawał się zapraszać na wykłady do KIK-u lub do kościołów, ale nie współpracował z podziemiem wydawniczym. Wyjątek uczynił dla tekstu w rocznicę odzyskania niepodległości, który zdjęty przez cenzurę w "Więzi", oddał do publikacji w "Zapisie".

Ściśle taił natomiast aktywność publicystyczną na łamach paryskiej "Kultury". Począwszy od 1975 r. zamieścił na jej łamach ok. dziesięciu obszernych komentarzy politycznych pod różnymi pseudonimami. O ich treści wiele mówią już tytuły: "Neostalinizm bez terroru", "Konstytucja i totalizm", "Próba rozbicia Znaku", "Kryzys władzy w Polsce", "Równia pochyła represji", "Sytuacja jest nijaka", "Stała restalinizacja", "Optymizm pesymisty". Komentował w nich postępujący kryzys ekonomiczno-społeczny, z sympatią pisał o opozycji. Jak zwykle u Micewskiego, artykuły były podbudowane faktografią i miały duże walory informacyjne.

Publikacje krajowców w "Kulturze" mocno niepokoiły MSW, a do ustalenia ich autorów zaangażowano zarówno wywiad PRL, jak resortowych analityków, którzy badali stan wiedzy poszczególnych autorów, podobieństwo stylu, zapewne też korelację ukazywania się tekstów z datami wyjazdów zagranicznych podejrzanych. Wiosną 1979 r. szef wywiadu PRL gen. Słowikowski przekazał notatkę, że do "Kultury" pod pseudonimami Zygmunt Merka, Ryszard Jagła, XZM i Laskowski pisuje Micewski, jako Socjusz i Lasocki - Zdzisław Najder, jako Klemski - Tadeusz Chrzanowski.

W przypadku Micewskiego było to trafienie częściowe, używał bowiem w "Kulturze" także pseudonimów Pierre Olfenius, Zdzisław Madziarski, Zygmunt Ossowski, w bibliografii "Kultury" nie odnotowano natomiast nazwiska Laskowski.

Rozpracowanie aktywności publicystycznej Micewskiego w "Kulturze" zbiegło się z przekazaniem przez kontrwywiad MSW treści jego rozmów z dyplomatami amerykańskimi. Micewski dodatnio oceniał politykę SPD, komentował relacje kard. Wyszyńskiego z KOR-em, mówił o trudnościach stwarzanych przez władze w związku z przygotowywaną wizytą Jana Pawła II, przekazywał swoje przemyślenia związane z następcą Prymasa. Szczególną irytację władz wzbudził następujący passus: "A. Micewski podkreślił, że USA powinny uzależnić pomoc ekonomiczną od poprawy w przestrzeganiu praw człowieka w Polsce i w tym kontekście ocenił jako niewystarczające wysiłki władz amerykańskich, zmierzające do umożliwienia mu - oraz Tadeuszowi Mazowieckiemu - wyjazdu na Zachód". Ten fragment dokumentu, który wysłano sześciu osobom kierującym MSW oraz sekretarzowi Kani, został przez któregoś z czytelników wielokrotnie podkreślony.

Na 29 maja wezwano telefonicznie Micewskiego do Komendy Stołecznej MO, pozornie w sprawie paszportu. Oficer SB w obcesowy sposób zarzucił mu, że wygłasza nieodpowiedzialne opinie dotyczące polityki wewnętrznej i zagranicznej, zwłaszcza wobec cudzoziemców. Jego książka nie była zgodna z interesem Polski. "Rozmawia się tu z panem nie dlatego, że jest pan wybitną postacią polityczną, ale dlatego, że jest pan postacią wybitnie szkodliwą dla kraju, awanturnikiem politycznym, postacią wybitnie negatywną. Wydaje się, że chce pan być traktowany na równi z Michnikiem i Kuroniem, a wtedy restrykcje ze strony władz nie ograniczą się do spraw paszportowych". Micewski próbował odpowiedzieć, ale esbek nie dopuścił do tłumaczeń i zakończył rozmowę, która trwała 15 minut.

Jak czytamy w notatce SB z 1982 r., po tej rozmowie Micewski poprosił o pomoc kard. Wyszyńskiego, który przyjął go na osobistej audiencji oraz umożliwił rozmowę z Janem Pawłem II podczas jego wizyty w Polsce. Wówczas Micewski miał ujawnić Papieżowi i Prymasowi fakt swoich kilkuletnich - jak mówił - kontaktów z MSW.

Rozmowa ostrzegawcza nie przyniosła więc skutków, na jakie liczyły władze. W kolejnej notatce stwierdzano, że Micewski dla dyplomatów USA i RFN "stanowi ważne źródło w zakresie rozpoznawania sytuacji wewnętrznej, ze szczególnym uwzględnieniem działalności opozycji i ugrupowań katolickich oraz polityki PRL wobec RFN". Ponadto wraz ze Stefanem Kisielewskim, Marcinem Królem i Wojciechem Karpińskim napisał list do Jana Pawła II "w sprawie włączenia Radia Watykan do działalności destrukcyjno-propagandowej przeciwko Polsce". Nie wiadomo, czy SB uzyskała informację, że LB, który w paryskiej "Kulturze" skomentował wizytę Papieża w ojczyźnie, to Micewski. W styczniu 1980 r. oceniano, że jego wypowiedzi oraz ożywione kontakty, jakie utrzymuje "z S. Kisielewskim, A. Michnikiem, W. Bartoszewskim jednoznacznie określają jego związek z działalnością grup antysocjalistycznych w Polsce".

Gra z SB

Do kolejnego spotkania z płk. Jankiewiczem doszło 31 stycznia 1980 r. po ostrej reakcji Micewskiego na próbę zastraszenia jego żony przy okazji zdawania paszportu. Celem przedstawiciela resortu było ułagodzenie rozmówcy oraz próba wznowienia "dialogu", jednocześnie dokonano tajnego nagrania spotkania. Sprawę incydentu Micewski uznał za zamkniętą, po czym poinformował pułkownika, że w minionym czasie jego pozycja uległa zmianie na lepszą: zdołał się zrehabilitować wobec Kościoła, a bp Dąbrowski upoważnił go do przedstawiania się jako oficjalny doradca Episkopatu Polski ds. niemieckich. W toku załatwiania są starania o paszport, gdyż ma wyjechać z listem Prymasa do przewodniczącego Episkopatu Niemiec kard. Hoefnera w związku z wypowiedzią ministra oświaty Bawarii, że z prawnego punktu widzenia obowiązuje granica Niemiec z 1937 r. i o takiej granicy należy uczyć niemieckie dzieci w szkołach. Episkopat zamierza zaprotestować przeciw temu w liście, który zawiezie Micewski. Ma on również złożyć w Bonn oświadczenie w tej sprawie.

Ku osłupieniu - jak można sobie wyobrazić - pułkownika SB, autor "Współrządzić czy nie kłamać" powiedział, że o swych kontaktach z MSW poinformował Papieża, Prymasa i bp. Dąbrowskiego. Jak zapisał Jankiewicz, "powiedział prymasowi, że od kilku lat utrzymywał kontakty z pracownikami MSW, starając się zachować taki sposób rozmawiania, który nie byłby szkodliwy dla kościoła, ale jednocześnie był interesujący dla resortu. (...) Dodał, że bpowi Dąbrowskiemu przekazał nazwisko swego rozmówcy. Uczynił tak, gdyż obawiał się, że SB zechce wykorzystać przeciw niemu dokumenty świadczące o agenturalnych związkach.

Zapewnił natomiast, że środowiska katolików świeckich nie wiedzą nic o tych kontaktach oraz, że o ewentualnych dalszych rozmowach nie będzie rozmawiał z bpem Dąbrowskim".

Piotr Adamowicz i Andrzej Kaczyński, autorzy artykułu o agenturalnej przeszłości Micewskiego ("Rzeczpospolita" z 12-13 sierpnia br.), próbowali zweryfikować prawdziwość tej wypowiedzi u bp. Alojzego Orszulika. Ocenił on, że rzekome wyjawienie przez Micewskiego tych faktów Papieżowi i Prymasowi to "kompletna bujda". Być może: SB miała nikłe możliwości zweryfikowania wersji rozmówcy, a prawdopodobieństwo szantażu ujawnieniem wobec Prymasa faktu współpracy spadało prawie do zera.

Micewski uprzedził, że jego pomoc dla MSW "może dotyczyć tylko sfery tzw. »polskiej racji stanu«", czyli spraw zagranicznych, w szczególności niemieckich. Od razu miał przekazać jakieś informacje, obiecał też dać do wglądu list Episkopatu do kard. Hoefnera, który sam ma przygotować.

Dalej wyjaśnił, że nie ma aspiracji do odgrywania znaczniejszej roli w świeckich środowiskach katolickich, w których zresztą nie należy się spodziewać dużych zmian. Stwierdził, że jego sytuacja materialna się poprawiła - otrzymał podwyżkę w "Tygodniku", otrzymuje też pewną kwotę z KIK-u. Dodał, że nie dąży do ściślejszego związania się z grupą "TP", "stawia raczej na kościół, jako że tylko on jest realną siłą, z którą muszą się liczyć władze polityczne i z którą jedynie mogą rozmawiać".

Podczas kolejnej rozmowy, 9 lutego, Micewski streścił treść listu Prymasa do kard. Hoefnera, którego projekt właśnie pisał, i powiedział, że jest możliwość udostępnienia listu SB. "Jak go będę miał otwartego, to go panu dam do przeczytania, a jak go nie będę miał otwartego, to jest jeszcze druga możliwość, że służba celna go sfotografuje. Wie pan, to już jest wasza sprawa". O treści swego wystąpienia w Bonn miał jeszcze rozmawiać z bp. Dąbrowskim i ks. Orszulikiem. "Będę panu w okolicach 1 marca [mógł] powiedzieć, na czym stanęło".

Micewski uprzedził Jankiewicza, że po wizycie w RFN chciałby odwiedzić stryja w Wiedniu i siostrę w Paryżu, gdzie nie może nie złożyć wizyty Giedroyciowi, gdyż byłoby to podejrzane. Powiedział, że następny wyjazd planuje latem do Włoch: na urlop oraz dla odwiedzenia Papieża, w rozmowie z którym poruszyć ma sprawę następcy kard. Wyszyńskiego oraz "będzie dążył do przeciwstawienia się pewnym stereotypom korowsko-więziowskim, które są papieżowi przekazywane przez przedstawicieli prawicy katolickiej".

We wnioskach Jankiewicz pisał, że "należy przyjąć ofertę A. Micewskiego do ponownej współpracy", ale zachować "w kontaktach z nim daleko idącą czujność i ostrożność", realizować plan jego operacyjnego rozpracowania i weryfikować przekazywane informacje. Pułkownik dodawał, że nie wymagał pisemnego zobowiązania do współpracy. Paszport zostanie Micewskiemu wydany. Sprawę wyjazdu do Francji i spotkania z Giedroyciem "ustawić na zasadzie, że nie zakazujemy, ale też i nie zlecamy takiego zadania", ale po powrocie "żądać relacji z rozmowy".

Sprawa udostępnienia listu jednak się odwlekła i skomplikowała. Ostatecznie Micewski, jak potem mówił, otrzymał dokument na dwie godziny przed odlotem samolotu, a spotkanie z pułkownikiem było niemożliwe, gdyż towarzyszył mu przedstawiciel ambasady RFN. Episkopaty polski i niemiecki chciały, aby treść listu zachować w tajemnicy, a on, chcąc być lojalny wobec Kościoła, nie mógł sobie pozwolić na dwuznaczność.

Rozmowa, w której padły te wyjaśnienia, odbyła się 16 kwietnia 1980 r. i, jak można sobie wyobrazić, Jankiewicz miał poczucie, że Micewski oszukał SB. Zarzucił mu, że gra na dwie strony i wycofuje się z obietnic. Ostatecznie jednak ustalono, że "w wypadku, gdy będzie potrzebował pomocy z naszej strony, to chętnie mu jej udzielimy, lecz liczymy na wzajemność. »Michalski« podtrzymał swoje zobowiązania w odniesieniu do spraw zagranicznych i zadeklarował chęć utrzymywania stałych kontaktów".

Można się zastanawiać nad bilansem tej rozgrywki i uznać, że był to rzadki wypadek wyprowadzenia SB "w pole". Mówiąc, że przed hierarchami ujawnił fakt dawnej współpracy z MSW, Micewski zminimalizował możliwość szantażowania go lub skompromitowania przeciekami do biskupów. Składając deklarację współpracy w sprawach "racji stanu", pozostawił sobie interpretację, co one obejmują, a spowodował wydanie mu paszportu, możliwość odwiedzenia stryja (na czym mu bardzo zależało), a nawet "zalegalizowanie" wizyty u Giedroycia. Łudził oficera możliwością wglądu do tajnego listu Prymasa, ale sytuację ostatecznie tak wyreżyserował, że SB nie miała ani możliwości rozmowy, ani dokonania kontroli celnej bez obawy wywołania skandalu.

Zarazem jednak - jak zawsze w kontaktach z SB - była to gra ryzykowna i grożąca kompromitacją. Wydaje się, że Micewski - któremu przez dwa lata udawało się trzymać SB na dystans - nie był w stanie ograniczyć swych działań do publicystyki, chciał grać rolę polityczną, tym razem przy polskim Kościele. Do tego niezbędny był paszport, a dla jego uzyskania gotów był złożyć obietnice, z których zamierzał zapewne wywiązywać się połowicznie. Jednocześnie "kupował" polisę ubezpieczeniową, bo - jako człowiek wiedzący sporo o bezpiece - mógł się liczyć z ujawnieniem faktu publicystycznej współpracy z "Kulturą". "Micewski wznowiony z SB dialog wykorzystywał do swych manipulacji politycznych. Był on dla niego szczególnie korzystny, gdyż umożliwiał mu wyjazdy zagraniczne, zwłaszcza, że sprawa wydania jego kolejnej książki była bliska sfinalizowania" - pisano w podsumowującej jego działalność notatce MSW z jesieni 1982 r.

Solidarność

W sierpniu 1980 r. Andrzej Micewski znajdował się poza głównym nurtem wydarzeń. Miał poczucie głębokości trwającego kryzysu, bał się rosyjskiej interwencji, ale zarazem czuł, że Kościół nie może odciąć się od robotniczego protestu. Podpisał - choć z opóźnieniem - apel intelektualistów wzywających władze i strajkujących do podjęcia rozmów i szukania kompromisu. Wydaje się, że miał pewien wpływ na kształt komunikatu z posiedzenia Rady Głównej Episkopatu, opublikowany 27 sierpnia. Osobiście, choć pod pseudonimem, wypowiedział się we wrześniowym i październikowym numerze "Kultury".

W połowie października Micewski spotkał się z dyrektorem departamentu IV MSW gen. Konradem Straszewskim oraz jego zastępcą płk. Czesławem Wiejakiem. Powiedział, że otrzymał stypendium Departamentu Stanu USA i zamierza w przyszłym roku wyjechać, prosił więc o poparcie starań o paszport. Zapewnił, że nie ma ambicji politycznych, nie chce brać na siebie obowiązków redaktora jakiegoś pisma, zamierza natomiast działać w ramach Kościoła i jeśli powstanie nowe pismo kościelne, podjąć z nim współpracę. Najważniejszą sprawą, z którą przyszedł, była inicjatywa spotkania nowego I sekretarza KC PZPR z kilkudziesięcioosobową grupą intelektualistów z różnych środowisk, także wyraźnie opozycyjnych, którzy chcieliby przedstawić oceny źródeł kryzysu oraz byliby gotowi udzielić poparcia inicjatywom zmierzającym do stabilizacji sytuacji. Inicjatywy takiej, jak wiadomo, władze nie podjęły.

W myśleniu Micewskiego o "Solidarności" dominował lęk przed sowiecką inwazją. Jego zdaniem, w Polsce są bardzo ograniczone możliwości zmian politycznych, gdyż ani aparat władzy PRL, ani zwłaszcza ZSRR nie dopuszczą do reform autentycznych i głębokich. Wielomilionowy ruch związkowy jest ruchem de facto rewolucyjnym, który zmienia społeczeństwo, ale też prowadzi do katastrofy. Jedyną szansą jej uniknięcia może być przejęcie kontroli nad "Solidarnością" przez Kościół, stępienie jej radykalizmu i uspokojenie sytuacji na tyle, by Rosjanie uznali pół-wolne związki zawodowe za kolejny przejaw polskiej odmienności. Takimi myślami Micewski dzielił się wówczas z wieloma rozmówcami, nie kryjąc, że jest to scenariusz mało realny. Za bardziej prawdopodobną uważał sowiecką interwencję.

Będąc w takim stanie ducha przyjął 6 grudnia 1980 r. nominację na redaktora naczelnego "Tygodnika Solidarność", który miał powstać jako ogólnopolskie pismo związkowe. Nominację zawdzięczał bezpośredniemu poparciu Prymasa, który także obawiał się interwencji Sowietów.

Tegoż 6 grudnia odbyła się rozmowa Micewskiego z gen. Straszewskim, z której notatkę, podpisaną przez generała, streścili Adamowicz i Kaczyński w "Rzeczpospolitej". Miał stwierdzić, że przyjmie nominację po zapewnieniu, "że w czasie likwidacji NSZZ nie zostanie on aresztowany". Najważniejsze punkty umowy z władzami obejmowały: zapewnienie kontaktu z kompetentnym człowiekiem w KC PZPR, z którym będzie mógł uzgadniać kierunek pisma; zgodę na zaangażowanie kogoś z KOR-u, co pozwoli uwiarygodnić się na Zachodzie; pomoc MSW w skonstruowaniu redakcji przez ostrzeżenie przed ludźmi "niebezpiecznymi" oraz wprowadzenie do niej niejawnego członka partii oraz ukrytego - jako dziennikarz - pracownika SB. Gen. Straszewski zanotował, że "Micewski wyraził gotowość ścisłej współpracy z naszą służbą na tym odcinku". Ta licząca dwie i pół strony notatka jest w historii kontaktów Micewskiego z MSW jednym z dokumentów najbardziej go obciążających. Można się wprawdzie zastanawiać, czy generał nie wyostrzył pewnych sformułowań, obietnic i próśb zawartych w rozmowie, ale sam duch tego kontraktu był hańbiący.

Redakcji tygodnika Micewski nie mógł budować w sposób dowolny. Musiał uwzględnić ważne środowiska inteligencji skupionej w "Solidarności", a więc przede wszystkim doradców Związku skupionych wokół Tadeusza Mazowieckiego i Bronisława Geremka oraz środowisko KSS "KOR". Syntetyczny opis tych negocjacji dałem w artykule o "Tygodniku Solidarność" ("Biuletyn IPN", nr 7-8 z 2005 r.), tu warto jedynie zaznaczyć, że Micewski próbował się układać ze środowiskiem KSS "KOR", które zresztą traktowało go jako zło konieczne. Bezpośrednim powodem fiaska negocjacji była publiczna krytyka radykalizmu Jacka Kuronia, podjęta przez rzecznika Episkopatu ks. Alojzego Orszulika. 23 grudnia Micewski złożył na ręce kard. Wyszyńskiego rezygnację z funkcji redaktora naczelnego, swoją decyzję przekazał również Wałęsie, choć sprawa pozostawała jeszcze w zawieszeniu do początków stycznia. Mianowanie przez Krajową Komisję Porozumiewawczą Związku na redaktora naczelnego "Tygodnika Solidarność" Tadeusza Mazowieckiego oznaczało definitywną utratę przez Micewskiego wpływu na pismo.

Z tego ważnego dla sprawy okresu czterech tygodni nie zachowały się notatki o rozmowach Micewskiego z funkcjonariuszami MSW, dotyczących przebiegu negocjacji. Treść rozmowy z gen. Straszewskim wskazywała, że takie konsultacje powinny mieć miejsce. Pośrednio potwierdza takie przypuszczenie "Notatka" zawierająca biogram Micewskiego z października 1982 r.: "Mimo wyraźnych instrukcji przekazywanych przez resort Micewski zrezygnował ze swojej kandydatury na to stanowisko. Motywował to obawami przed konfliktem z KOR-em, który dążył do opanowania redakcji".

Po raz kolejny kandydatura Micewskiego na redaktora naczelnego tygodnika wypłynęła w sierpniu 1981 r. Tym razem chodziło o tygodnik "Solidarności" Rolników Indywidualnych, a nominację zawdzięczał ponownie władzom kościelnym. Przystąpił do kompletowania redakcji, ale szło równie trudno; tym razem główną przeszkodą była rekomendowana przez Związek osoba, o której mówiono, że była agentem celnym w okresie stalinowskim. Jak czytamy w notatce z 1982 r., "w wyniku naszych działań operacyjnych Micewski zrezygnował z przyjęcia tej funkcji".

Jesienią 1981 r. Micewski uczestniczył w tworzeniu Rady Socjalno-Ekonomicznej, która miała być jednym z gremiów doradczych ulokowanych między "Solidarnością" a władzą. W roku 1981 nawiązał także bezpośrednie stosunki z osobami należącymi do najwyższych władz - Kazimierzem Barcikowskim i Mieczysławem F. Rakowskim. Spotykał się również z byłym sekretarzem KC Andrzejem Werblanem. Mógł więc mieć poczucie, że po latach ma bezpośredni kontakt z rządzącymi.

Jednocześnie kończył pracę nad biografią kard. Wyszyńskiego, przygotowywaną na podstawie dokumentacji udostępnionej mu przez sekretariat Episkopatu. Książka miała wyjść w Paryżu w wydawnictwie pallotynów.

W 1982 r. MSW następująco zbilansowało jego działalność: "Lansował koncepcje poszerzenia społecznego zaplecza władzy o różne orientacje ideowe i polityczne oraz przedstawicieli określonych środowisk DiP, KIK itp. - widząc siebie w tych układach. Jego niekiedy krytyczne wypowiedzi co do niektórych działaczy »Solidarności« nie dotyczyły celu, jaki oni sobie postawili, lecz metod i środków, jakimi chcieli to osiągnąć".

 

 

 

Tygodnik Powszechny - 2006-09-12

 

Tajemnice Andrzeja Micewskiego (IV) 

 

Andrzej Friszke

W osmozie z władzą 

 

Charakter kontaktów Micewskiego z MSW był niejednoznaczny. Resort traktował go jako tajnego współpracownika, ale zarazem jako partnera do rozmów z zakresu "dużej" polityki, a jednocześnie go inwigilował. Prymas Glemp, który mianował go swoim doradcą, wiedział zapewne o kontaktach z MSW, ale czy o wszystkich? Czy Micewski przekazywał mu wszystko, co usłyszał od oficerów? 

Od 1981 r. w aktach SB autor "Współrządzić czy nie kłamać" figuruje jako "Historyk". Powód zmiany pseudonimu jest niejasny, być może wiąże się z inną klasyfikacją kontaktów. "Michalski" był traktowany jako TW, ale ostatecznie 15 listopada 1982 r. sformułowano wniosek o rozwiązanie współpracy. Nadal pozostawała otwarta sprawa operacyjnego rozpracowania, rozpoczęta w 1979 r., był więc Micewski - w języku SB - "figurantem". Jednak w teczce rozpracowania znajdują się notatki ze źródła "Historyk", których treść jednoznacznie wskazuje, że pochodzą od Micewskiego. Jego sprawę prowadził funkcjonariusz Wydziału II Departamentu IV MSW ppor. R. Puto, który na niektórych raportach notował prócz daty miejsce spotkania (najczęściej Lokal Konspiracyjny "Fara"), a także, że jeden egzemplarz notatki przeznaczony jest do "teczki pracy TW". Niektóre notatki budzą wątpliwości, czy nie zostały sporządzone na podstawie podsłuchu mieszkaniowego. Istnieją jednak również takie, których pochodzenie nie budzi wątpliwości.

W stanie wojennym

19 grudnia 1981 r. na spotkaniu z esbekiem w restauracji Micewski streścił otrzymane od ks. Alojzego Orszulika w imieniu Episkopatu "zagadnienia do rozmów z rządem". Obejmowały one m.in. koncepcję przydzielenia internowanemu Wałęsie kościelnych doradców i umożliwienie zebrania się prezydium Komisji Krajowej "Solidarności", której utrzymania Kościół będzie się bezwzględnie domagał. Czy spotkanie odbyło się za zgodą władz kościelnych i miało charakter sondażu, czy była to własna inicjatywa Micewskiego?

W końcu grudnia 1981 r. Micewski przybył do Paryża, jak mówiono "w misji zleconej mu przez Episkopat, a rzekomo zaakceptowanej przez gen. Jaruzelskiego". Podróż otoczono tak dużą tajemnicą, że raport dyrektora departamentu wywiadu MSW był lakoniczny i mętny. Podawano jednak, że Micewski rozmawiał z abp. Jean-Marie Lustigerem, odbył spotkania we francuskim MSZ, a także planował rozmowę z premierem Francji. Jednocześnie wobec znajomych zaprzeczał, by miał jakąkolwiek misję. Można sądzić, że była to misja nadana przez Prymasa, ale zapewne zgodna z pragnieniami władz, by złagodzić ostrość reakcji Francji na stan wojenny.

Wicepremier Mieczysław F. Rakowski zanotował w swym dzienniku treść rozmowy odbytej 21 stycznia 1982 r., podczas której Micewski wręczył mu notatkę i scharakteryzował poglądy niektórych biskupów, a przede wszystkim namawiał na przekazanie internowanego Wałęsy Kościołowi i zachęcał do szukania politycznego wyjścia z konfliktu. Dodał jednak: "Uratowaliście panowie naród, który przekroczył wszelkie dozwolone normy" (M. F. Rakowski, "Dzienniki polityczne", t. 8, Warszawa 2004).

W końcu lutego 1982 r. do teczki Micewskiego wpłynęło streszczenie jego rozmowy z Herbertem Wehnerem, nestorem niemieckich socjaldemokratów, który jako pierwszy zachodni polityk odwiedził Warszawę po wprowadzeniu stanu wojennego. Micewski powiedział mu, że Wałęsa posiada charyzmę i wpływ na masy robotnicze, ale "bez swych doradców jest właściwie nikim". O Jaruzelskim natomiast, w nawiązaniu do jakichś plotek o zamachu lub samobójstwie, że to "oznaczałoby dla Polski »ciemną noc«, największe nieszczęście". Przekazanie tej opinii zachodniemu politykowi przez doradcę Prymasa było z pewnością na rękę rządzącym.

Do Jerzego Giedroycia pisał natomiast 6 marca: "Rozmowy na temat reaktywowania »Solidarności« zostały przerwane i osobiście odnoszę wrażenie, że związek ten nie będzie w ogóle reaktywowany. Boję się także, że jego internowani przywódcy i doradcy nie będą zwolnieni zanim rząd nie »powoła« nowych związków zawodowych. Sankcje gospodarcze Zachodu uzależniają nas całkowicie od pomocy ZSRR. Konspiracja w kraju rozwija się, ale nie doprowadzi nas do niczego innego poza ofiarami. Prawa podziału świata na strefy wpływów okazały się nadal nienaruszalne. (...) Różnię się niemal od wszystkich intelektualistów w Polsce, ale boję się, że po prostu przegraliśmy kolejne powstanie, szczęśliwie, że tym razem pokojowe" (Archiwum IL). Dwa tygodnie później dodawał: "W Kraju idziemy pełną parą w kierunku neostalinizmu i nawet konflikt z Kościołem jest niemal nieunikniony". Sądzę, że właśnie wobec Giedroycia Micewski był najbardziej szczery.

Można się zastanawiać, dlaczego w takim razie utrzymywał z SB kontakt przekraczający z pewnością ramy zakreślone przez Kościół. Ze źródła "Historyk" pochodzą notatki o niektórych spotkaniach Społecznej Rady Prymasowskiej, której Micewski był członkiem, ale także ujemne charakterystyki samej Rady, która miała być ciałem bezwolnym i pozbawionym realnego znaczenia. Dość konsekwentnie podkopywał jej pozycję u Prymasa, informując o tych opiniach ppor. Putę, a być może też członków establishmentu. Pozostawał bowiem w osmozie z władzą; chciał być jakby łącznikiem między Prymasem a rządzącymi, ale łącznikiem w znacznej mierze kształtującym wzajemne relacje. Prymasa Glempa oceniał jako mało doświadczonego w sprawach wielkiej polityki i liczył na wywarcie nań silnego wpływu. Aby to było skuteczne, należało ograniczyć wpływ innych członków Rady. Zresztą niektóre jego wypowiedzi, zapisane przez Rakowskiego, trudno uznać za lojalne wobec Prymasa.

Takie umiejscowienie pozwalało liczyć Micewskiemu na legalne wwiezienie do Polski wydanej przez paryskich pallotynów biografii kardynała Wyszyńskiego. A do swych książek przywiązywał wagę chyba większą niż do działań politycznych lub doradczych. Dnia 26 lipca 1982 r. Sekretariat Prymasa Polski wniósł do Głównego Urzędu Ceł prośbę o umożliwienie wwozu do kraju po 20 tys. egzemplarzy "Zapisków więziennych" kard. Wyszyńskiego oraz jego biografii napisanej przez Micewskiego. Odpowiedź była odmowna. W sierpniu 1982 r. Micewski pisał do Giedroycia, że książka spotkała się "z wielkim niezadowoleniem czynników rządowych i jestem pod lupą". List ten przejął wywiad PRL i streścił w piśmie do dyrektora Departamentu IV z 16 X 1982 r. Wynikało z niego, że Micewski utrzymuje kontakt nie tylko z Giedroyciem (obiecywał artykuł do "niemieckiego" numeru "Kultury"), ale też dyrektorem rozgłośni polskiej Radia Wolna Europa Zdzisławem Najderem.

Wydanie książki, która "jest paszkwilem na politykę wyznaniową państwa w całym okresie powojennym", oraz konszachty z wrogami PRL spowodowały ostrą reakcję resortu. Ppor. Puto opracował 26 października "Plan przedsięwzięć operacyjnych mających na celu skompromitowanie oraz neutralizację polityczną Andrzeja Micewskiego". Pisał, że Micewskiego w okresie stanu wojennego "cechuje szczególne ożywienie jego kontaktów z dyplomatami i korespondentami państw zachodnich, dla których stał się cennym źródłem informacji (...) Drogą via Micewski płynęły na Zachód nieprawdziwe, ale za to sensacyjnie brzmiące informacje o rozwoju sytuacji w Polsce, o podziemiu, o konfliktach w Kościele". Zgodę na wyjazd do Francji na pogrzeb siostry wykorzystał na załatwienie sprawy wydania "swojej kolejnej publikacji szkalującej politykę wyznaniową w PRL, oraz na inspirujące go do dalszej działalności spotkanie z szefem paryskiej »Kultury« Giedroyciem". Esbek proponował przystąpienie do działań kompromitujących Micewskiego, m.in. poprzez udostępnienie tajnym współpracownikom Departamentu IV dokumentów takich, jak pokwitowanie na 100 dol. z odręcznym podpisem; przekazanie dyplomatom i korespondentom zagranicznym, że informacje podawane przez Micewskiego są preparowane przez władze, a on sam utrzymuje kontakty z MSW; opracowanie fałszywego dokumentu drastycznie oceniającego Prymasa tak, by wskazywał na autorstwo Micewskiego, i doprowadzenie do tego, by dostał się on do rąk hierarchów, a wreszcie wezwanie Micewskiego na przesłuchanie i zagrożenie mu ujawnieniem wobec hierarchii i środowiska katolików świeckich kompromitujących go materiałów.

Propozycje ppor. Puty trafiły na biurko dyrektora Departamentu IV płk. Płatka, który nakazał każdorazowe konsultowanie planowanych przedsięwzięć.

Rozmowy z generałem Płatkiem

Zapewne w związku z tymi projektami doszło 16 listopada 1982 r. do rozmowy Micewskiego z ministrem spraw wewnętrznych gen. Czesławem Kiszczakiem. Nie znamy jej przebiegu. W styczniu 1983 r. Micewski napisze jednak do Giedroycia, że "władze obwiniają mnie o pisanie pod pseudonimami". W przyszłości dodał: "Pan Kiszczak dał mi spis moich artykułów w »K[ulturze]«. Bardzo mnie to otrzeźwiło" (list z 20 VII 1985).

W wyniku rozmowy z Kiszczakiem Micewski otrzymał paszport uprawniający do wielokrotnego przekraczania granicy, ale - jak czytamy w notatce służbowej z 3 grudnia 1984 r. - innym jej efektem był "dialog operacyjny prowadzony z figurantem przez Dyrektora Dep. IV MSW gen. bryg. Z. Płatka (ostatnia rozmowa w sierpniu br.)". Dialog ten "pozwolił z jednej strony na uzyskanie szeregu cennych informacji dot. środowisk emigracyjnych, działań Watykanu, planów i zamierzeń Prymasa i Episkopatu, działania Prymasowskiej Rady Społecznej, sytuacji w redakcji »Przeglądu Katolickiego« i innych. Z drugiej strony dialog pozwalał poprzez figuranta wywierać wpływ na niektóre posunięcia hierarchii, a nawet torpedowanie niektórych negatywnych inicjatyw".

Zachowało się kilka kwestionariuszy do takich rozmów. Np. na pierwszy składają się trzy strony kilkudziesięciu pytań ułożonych w sześć bloków: pobyt za granicą, książka, Rada Prymasowska, Zabłocki i jego koncepcje partii chadeckiej, Glemp i jego polityka, kontakty z cudzoziemcami. Były to pytania obejmujące najważniejsze kwestie w obrębie tych zagadnień, np. "Czy widział się z Giedroyciem?", "Czy zetknął się z kimkolwiek z emigracyjnej »Solidarności?«", "Czy przewidywane jest wydanie obcojęzyczne książki?", "Czy udział A. Wielowieyskiego w pracach Rady [Prymasowskiej] należy traktować, że reprezentuje on w niej interesy rozwiązanego związku »Solidarność«?", "Jaką aktualnie opinią cieszy się Zabłocki wśród hierarchów kościoła?", "Jaki jest wpływ bp. J[erzego] Dąbrowskiego na Prymasa?", "Dlaczego mimo ostrzeżeń arcbp [Bronisław] Dąbrowski nie zachowuje ostrożności i umiaru w kontaktach z dyplomatami?". W teczce nie ma odpowiedzi na te pytania ani śladu, że istotnie zostały zadane.

Zachowały się również notatki gen. Płatka z pięciu rozmów przeprowadzonych z Micewskim - 21 lipca, 26 listopada 1983 r., 16 i 31 stycznia oraz 9 czerwca 1984 r. Nie miały one charakteru odpowiedzi na pytania wedle przygotowanego scenariusza, ale - jak należy sądzić - owe scenariusze wyznaczały tok rozmowy, przynajmniej ze strony dyrektora departamentu. Syntetyczne "Notatki służbowe" generała obejmowały po kilka stron. Być może podczas tych rozmów Micewski uważał się za mandatariusza kard. Glempa, niektóre wątki na to wskazywały, niemniej inne wyraźnie wykraczały poza taki mandat. Np. w pierwszej z rozmów Micewski zwrócił uwagę, że Wielowieyski zamierza zorganizować seminarium w Ołtarzewie z udziałem Prymasa, na którym przedstawi referat o duszpasterstwach robotniczych. Zauważył przy tym, że Wielowieyski stara się być bardziej radykalny niż nawet Mazowiecki. W osobnej notatce Płatka z 5 września czytamy, że w wyniku sugestii Micewskiego Prymas rozważa odwołanie posiedzenia w Ołtarzewie. Kardynał jest otwarty na dialog z władzami i oczekuje od Micewskiego tez dotyczących sytuacji społecznej w Polsce.

Na drugim spotkaniu Micewski zrelacjonował swoją rozmowę z Prymasem z 25 listopada, mówiąc m.in., że kard. Glemp podjął decyzję, iż naczelnym redaktorem "Przeglądu Katolickiego" będzie ks. Waldemar Wojdecki, jego zastępcą Jacek Moskwa (temat przygotowań do powołania "Przeglądu" występował jako jeden z głównych w rozmowach z ppor. Putą).

W listopadzie omawiano ewentualne tematy do rozmowy Prymasa z gen. Jaruzelskim. Powróciła też sprawa Rady Prymasowskiej, przy czym Micewski miał obwiniać o jej niewłaściwy charakter przywódców KIK w Warszawie. "Zdaniem Micewskiego sprawa wymaga oficjalnego wystąpienia władz do prymasa i uzmysłowienia mu, że dalszy taki rozwój sytuacji może doprowadzić do rozwiązania Rady". Do tego tematu powrócono w styczniu 1984 r. mówiąc, że Rada będzie rozwiązana z końcem tego roku, co jest "zgodne z sugestiami Micewskiego, który wielokrotnie sygnalizował Prymasowi, że to grono doradców nie jest właściwe" (oficjalnie radcą społecznym kard. Glempa Micewski został 20 września 1984 r., Społeczna Rada Prymasowska została rozwiązana w grudniu 1984 r., wkrótce Prymas powołał następną Radę, ale bez udziału czołowych postaci ruchu Znak).

To tylko niektóre z wątków rozmów z gen. Płatkiem (odrębnym była sprawa powołania pisma za granicą, o czym za tydzień). Poza tym rozmawiano o kwestii nawiązania stosunków dyplomatycznych z Watykanem, relacjach z Niemcami, wiedeńskim Instytucie Nauk o Człowieku, koncepcjach Giedroycia dotyczących organizacji podziemia, pożądanym zaangażowaniu Prymasa na rzecz uwolnienia 11 przywódców "Solidarności" (1984), sytuacji w kościelnej Fundacji Rolniczej, a także o organizacji Pax Christi, która "będąc organizacją kościelną prowadzącą działalność pokojową, faktycznie pod tym przykryciem prowadzi działalność o charakterze wywiadowczym. Wspiera ona finansowo środowiska znakowskie (redakcje »TP« i »Więzi«)".

Z notatek Płatka wynika, że Micewski miał poczucie więcej niż dwuznacznego charakteru owych rozmów. Już w pierwszej z nich - wedle streszczenia generała - powiedział, że jego kontakty powinny mieć charakter polityczny, ale "kontakty z naszym resortem kontynuowałby, traktując je w płaszczyźnie praktycznej. Kontakty polityczne zdaniem Micewskiego będą korzystne, gdyż będą przesłoną dla jego kontaktów z resortem, które byłyby głównym nurtem rozmów, poza tym kamuflowałyby informacje sugerujące pewne zachowania Prymasa, bądź członków Kościoła, np. przekonujące Prymasa o niecelowości zorganizowania seminarium ołtarzewskiego". W listopadzie 1983 r. "przejawił zaniepokojenie odnośnie ewentualnego skojarzenia jego nazwiska w trakcie rozmów między przedstawicielami władz i Kościoła z informacjami, jakie on przekazuje. (...) Zapewniono Micewskiego o pełnej konspiracji dalszego obiegu przekazywanych przez niego informacji". O tym, że informacje te były dla władz użyteczne, informują odręczne adnotacje gen. Kiszczaka: "Proszę o notatkę dla tow. Jaruzelskiego. 25 07 83" lub "Proszę wykorzystać przy opracowaniu mat[eriałów] do rozmów Premiera z Prymasem. 29 XI 83".

Jak wynika z analizy tych zapisów, kontakt z MSW miał na celu m.in. minimalizowanie znaczenia Społecznej Rady Prymasowskiej i umacnianie pozycji Micewskiego jako doradcy Prymasa i jego pośrednika w kontaktach z władzami. Zarazem zmierzał do ograniczenia wpływów środowiska Znak na Prymasa czy redakcję "Przeglądu Katolickiego" i w ogóle ich znaczenia w życiu publicznym PRL. Niechęć ta, prócz dawnych zaszłości, zyskała nowy impuls w podtrzymywaniu przez Znak postawy oporu wobec władzy i sympatii dla "Solidarności". W 1983 r. wspólnie z Julianem Auleytnerem Micewski opracował miażdżącą recenzję dokumentu Rady Programowej KIK dotyczącego stanu świadomości społecznej. Na początku 1984 r. dzielił się z ppor. Putą myślą, że rozważa wycofanie się ze współpracy z "TP" "w związku z coraz większą rolą, jaką odgrywa w nim Tadeusz Mazowiecki".

Przekreślając postawę Znaku i środowiska doradców "Solidarności", którzy opowiadali się za trwaniem w oporze, Micewski snuł koncepcję utworzenia ciała doradzającego władzy złożonego z wybitnych specjalistów różnych dziedzin, w tym niektórych dawnych doradców "Solidarności". Uważał, że udział w Radzie powinno się zaproponować także Wałęsie. "Pozwoli to dać zajęcie tym ludziom, którzy mają ambicje polityczne, którzy chcą działać, a nie ma dla nich miejsca. Spowoduje to, że część aktywu, który dziś nazywa się opozycją, ustawi się na pozycjach trzecich. Trzeba to stworzyć, bo są to ludzie, którzy chcą się włączyć do życia publicznego, natomiast nie pójdą ze względów moralnych, takich czy innych, do PRON". Taki projekt Micewskiego zapisał ppor. Puto na początku sierpnia 1984 r. Jak z tego wynika, Micewski był jednym z pomysłodawców Rady Konsultacyjnej przy gen. Jaruzelskim, która powstanie dwa lata później.

Kontakt z MSW na wysokim szczeblu został przerwany jesienią 1984 r. po zabójstwie ks. Popiełuszki i odejściu ze stanowiska gen. Płatka. W styczniu 1985 r. Micewski został kolejny raz przyjęty przez ministra spraw wewnętrznych gen. Kiszczaka, ale nie znamy treści tej rozmowy.

Czarne scenariusze

Komentarzem do tych poczynań są oceny sytuacji kraju kierowane do Giedroycia. Nie pisał - rzecz jasna - o swych kontaktach z MSW, w styczniu 1983 r. zadeklarował jednak, że nie będzie dalej pisywał do "Kultury". Uzasadniał to przede wszystkim rozbieżnościami między linią polityczną Prymasa a krytyczną wobec Kościoła linią miesięcznika. Wątek pretensji o "antykościelną" linię pisma powracał przez wiele lat.

Ciekawsze są jednak oceny Micewskiego tego, co działo się w Polsce i wokół Polski. "Klęska w Kraju jest po prostu dużo poważniejsza, niż myśli się na Zachodzie, a lata 1976-1981 minęły na długo. Nie znaczy to, że nie będzie nowych wstrząsów. Będą z całą pewnością, bo nowe załamanie gospodarcze jest nieuchronne, ale sprawy będą rozgrywane inaczej, daj Boże bez pomocy sąsiadów. Chwilowo w partii do przodu idzie konserwa i ona chce zrobić Jaruzelskiego prezydentem, żeby go odsunąć. (...) Polska wchodzi w sytuację głodową i w model rumuński, tak oceniam sytuację" (16 I 1983). "Sprawy polskie chwilowo trzeba przesunąć na emigrację, bo tu brak jest ludzi, jak też jakiejkolwiek koncepcji, dotyczy to tak Kościoła, jak i epigonów »Solidarności«. Demonstracje tysiąca ludzi raz na miesiąc nie mają żadnego znaczenia i są podstawy do przypuszczeń, że są prowokowane" (14 III 1983).

Struktury podziemne, jak oceniał, są "głęboko penetrowane i są na rękę twardogłowym. Idea społeczeństwa podziemnego jest niewykonalna. Żyjemy w ustroju totalnym, a sowietyzacja jest wdrażana z niezwykłą konsekwencją. Wielki Brat postanowił tak nas przydusić, by żadne »przełomy« w przyszłości nie mogły następować. Doprowadzi to z czasem do nowego wybuchu, ale rewolucji permanentnej nie będzie. Kościół nie chce być żadnym przywódcą narodu, ale ma po prostu najlepsze rozeznanie sytuacji, bo jednocześnie z kilku stron. Biskupom brak jednak koncepcji, ale czy w ogóle ktoś ją w Polsce ma? (...) Stereotypy »solidarnościowe« do niczego nie prowadzą, poza narażaniem ludzi. Stan biologiczny, zdrowotny, moralny i materialny dużej części społeczeństwa jest katastrofalny. (...) Władze idą na całego, nie krępują się niczym, skoro poszły na likwidację Związku Literatów, a nie wiem, czy nie będzie jeszcze innych likwidacji i ograniczeń. Taka jest wola Wielkiego Brata i żadne sankcje jej nie zmienią. To znaczy zmieniły by ją sankcje wobec ZSRR, ale na to Zachód nigdy nie pójdzie. (...) Obie strony fundują nam Jałtę gospodarczą. Taka jest naga prawda. (...) Trzeba spokojnie czekać, pisać i szkolić młodych ludzi, oto całe moje proste credo" (24 VIII 1983).

W kilka miesięcy później pisał: "Kraj ulega zarazem totalnej degradacji cywilizacyjnej i technicznej, szerzy się nędza, Polacy chamieją, a elity stać na robienie frontu odmowy. Zbliżenie niemiecko-niemieckie trwa i wokół nas wszyscy idą do przodu, my zaś stajemy się kawałkiem Trzeciego Świata. (...) Niepodległość nie kosztuje ani dwa grosze, ani dwie krople krwi, ale zależy od zmiany układu sił światowych. Piłsudski dożył takiej zmiany, my niestety jej nie dożyjemy" (26 IV 1984). I jeszcze: "cywilizacyjnie Polska się stacza, co jak zwykle w historii bywało, wcześniej czy później doprowadzi do porozumienia się naszych dwóch sąsiadów przeciw nam" (21 VIII 1984). Z niepokojem oceniał tendencje w RFN, także w CDU i niemieckim Kościele, które "robią politykę wpychania nas w ramiona sowieckie. Uczciwi Niemcy są w SPD i kilku w FDP. Tymczasem Polska i tak upada cywilizacyjnie i gospodarczo, co aż prosi się o jej podział polityczny..." (9 X 1984).

Porwanie i zabójstwo ks. Jerzego tak skomentował: "Mord na biednym ks. Popiełuszce nie mógł stać się zapalnikiem politycznym, bo jak się tu mówi w kołach zorientowanych »nie należy wtrącać się w wewnętrzne sprawy Związku Radzieckiego«, bo to bardzo niebezpieczne. Rosjanie chcą sprowokować Kościół do walnej rozprawy, ale Kościół nie jest tak głupi, jak była »Solidarność« i ku Pana niezadowoleniu Glemp wzywa nadal do spokoju. Cóżby bowiem przyniósł Polsce jeszcze jeden rozlew krwi" (25 XI 1984).

Te czarne scenariusze były zarazem realistyczne. Brak perspektyw na szybkie pozytywne zmiany, przy pogłębiającym się upadku cywilizacyjnym, określał sytuację Polski tych lat. Ludzie "Solidarności" żyli nadzieją, Micewskiemu tych nadziei było brak. Czy także to było powodem wikłania się w naganne moralnie kontakty z SB?

"Przegląd Katolicki" i Niemcy

W czerwcu 1984 r. ukazał się pierwszy numer tygodnika "Przegląd Katolicki". Wydawcą była kuria warszawska, naczelnym został ks. Waldemar Wojdecki, a wśród redaktorów pojawiło się wielu dziennikarzy związanych z "Solidarnością". Oznaczało to szansę pisma, ale i powód irytacji władz, które dawały temu wyraz w kontaktach z Prymasem. Micewski, który od początku próbował oddziaływać na formułę pisma i skład redakcji, ostatecznie w lutym 1985 r. sam się w niej znalazł. Można mniemać, że zamierzał nadać pismu charakter polityczny, ośrodka skupienia inteligencji umiarkowanie opozycyjnej, szukającej dialogu z władzą, mocno wspartej o Kościół.

Podjął również starania o zbudowanie systematycznych kontaktów z niemieckimi fundacjami im. Adenauera, a także im. Eberta, co w perspektywie mogło wzmocnić i Kościół, i inicjatywy, w które się angażował, a także osłabiać tendencje antypolskie i prosowieckie, o których pisał do Giedroycia. W marcu przebywał w RFN, spotkał się m.in. z socjaldemokratami, w tym z Willym Brandtem, oraz z doradcą kanclerza Helmuta Kohla ds. zagranicznych Horstem Teltschikiem i kierownictwem Fundacji Adenauera.

Ta podróż zaalarmowała władze. Minister spraw zagranicznych skierował w tej sprawie pismo do członków Biura Politycznego, kierownictwa MSW i niektórych kierowników wydziałów KC: "Informacja ta potwierdza tendencję (rządu i opozycji [w RFN]) traktowania kościoła w Polsce jako partnera dialogu politycznego i źródła informacji o sytuacji wewnętrznej".

Można przypuszczać, że nadmierna aktywność w RFN została skojarzona ze wzrostem znaczenia Micewskiego w "Przeglądzie Katolickim". Jak wynika z "Informacji" nowego dyrektora departamentu IV MSW płk. Z. Baranowskiego z 2 maja 1985 r., w minionych miesiącach "obserwowano w zespole redakcyjnym »Przeglądu Katolickiego« niebezpieczną politycznie tendencję umacniania wpływów grupy osób o zdecydowanie antysocjalistycznych poglądach". W wyniku rozmów min. Kiszczaka z przedstawicielami władz kościelnych "oraz podjętych działań polityczno-operacyjnych" spowodowano zmianę ich stanowiska w sprawie profilu pisma i składu personalnego redakcji. Z tej ostatniej zwolniono Aleksandra Halla (przywódcę Ruchu Młodej Polski) oraz Ryszarda Skwarskiego (z opozycyjnej wobec władz grupy działaczy PAX). W konsekwencji tych działań w kwietniu Micewski ustąpił z redakcji. Złożył także rezygnację z funkcji doradcy Prymasa, którego poprosił o poparcie starań o wyjazd na kilka lat do Austrii.

 

 

 

Tygodnik Powszechny - 2006-09-22

 

Tajemnice Andrzeja Micewskiego (V) 

 

Andrzej Friszke

W przeciągu 

 

W działalności publicznej szedł krętą drogą. Polityczną giętkość, dostosowywanie się do okoliczności, szukanie kontaktu z władzami, rozumienie polityki jako gry oraz niedocenianie znaczenia wielkich poruszeń społecznych dyktowały mu doświadczenia wyniesione z PAX-u. Związki z MSW miał niemal przez cały czas. W pewnych okresach był agentem, ale dość specyficznym: próbującym przy pomocy służb realizować własne koncepcje. 

Przekonanie o tym, że rozdział historii związany z "Solidarnością" został zamknięty, narastało u Micewskiego od 1982 r. Jednocześnie rosła w nim wrogość do doradców związku, którzy - jak uważał - nie potrafili powściągnąć jego radykalizmu w 1981 r., a w latach następnych podtrzymywali postawy oporu i próbowali zachęcać do tego biskupów. Uważał ich - zwłaszcza Mazowieckiego i Wielowieyskiego - za polityków szkodliwych i swoich osobistych przeciwników, czego nie krył przed SB.

Krytyka "Solidarności"

Z tymi emocjami przystąpił w 1983 r. do pisania książki "Kościół wobec »Solidarności« i stanu wojennego". Materiałami źródłowymi były poufne dokumenty Episkopatu, korespondencja Glemp-Jaruzelski, protokoły z posiedzeń Komisji Wspólnej. SB zorientowała się (zapewne na podstawie podsłuchu telefonicznego lub mieszkaniowego), nad czym pracuje Micewski. Fakt ten uznano za zagrożenie i podjęto działania operacyjne. Łatwo było ustalić, że materiałów do książki nie przechowuje w swym gabinecie, gdyż kiedy przyjmował gości, biurko z reguły było puste, a przeszklona szafa biblioteczna wypełniona książkami. SB pozyskała agenta wśród lokatorów kamienicy: inwigilacja wykazała, że wieczorami Micewski odwiedza mieszkającą w tym samym domu osobę. Funkcjonariusze uznali, że właśnie tam trzyma dokumenty archiwalne i maszynopis. Planowali nawet dokonać tajnego przeszukania, ale wydaje się, że ostatecznie tych działań nie podjęli. Zagarnięcie ukrytego archiwum, zawierającego wewnętrzne dokumenty Episkopatu, musiałoby się skończyć skandalem, szczególnie że Micewski pisał książkę za zgodą Prymasa.

Książka była gotowa w 1985 r. SB oceniała, że "zamiar jej wydania za granicą nie jest powszechnie znany, wie jednak o niej dość szeroki krąg ludzi, prawdopodobnie kard. J. Glemp, abp. B. Dąbrowski. Dość szeroką wiedzę na ten temat mają dyplomaci zachodnioniemieccy akredytowani w Polsce". Wszystko to utrudniało przeciwdziałanie. Zresztą "Kościół wobec »Solidarności« i stanu wojennego" ukaże się dopiero w 1987 r. Być może zwłoka wynikła ze skupienia się autora na sprawie pisma "Znaki Czasu": publikacja książki mogła utrudnić związane z nią poczynania.

Znaki Czasu

Projekt powołania periodyku wydawanego na emigracji i wspierającego linię Prymasa Glempa pojawił się najpóźniej wiosną 1983 r. W rozmowie z płk. Płatkiem 21 lipca 1983 r. Micewski wskazywał jako pomysłodawców grupę londyńskich chadeków oraz bp. Szczepana Wesołego. Mówił, że pismo zapewne będzie wychodziło w Londynie, a nie w Rzymie, gdyż chodzi o dystans wobec środowiska kierowanej przez ks. Adama Bonieckiego polskiej edycji "L'Osservatore Romano". Inicjatorzy liczą na współpracę publicystów z kraju, w tym na Micewskiego. "Prymas generalnie rzecz biorąc, akceptuje tę inicjatywę, ale daje do zrozumienia, że nie chce się angażować oficjalnie". Micewski prosił pułkownika o szczególną dyskrecję, "gdyż o tej inicjatywie poza nim w środowisku katolickim nikt nie wie".

Potem rzecz - jak się wydaje - na dłuższy czas przygasła, a Micewski miał mówić, że to nie jego sprawa, ale ludzi z emigracji. Zapewne jednak trwały rozmowy przygotowawcze, związane z przekonywaniem do tej inicjatywy ks. Zenona Modzelewskiego, dyrektora paryskiego wydawnictwa pallotynów Editions du Dialogue. Było to wówczas najważniejsze wydawnictwo katolickie na Zachodzie, drukujące m.in. literaturę teologiczną na najwyższym poziomie, tam też Micewski wydał swoją biografię Prymasa Wyszyńskiego. Ks. Modzelewski cieszył się dużym szacunkiem na emigracji, miał też dobre stosunki z Giedroyciem, niemniej Micewski kusił w czerwcu 1984 r. gen. Płatka perspektywą "przekształcenia ośrodka pallotynów w Paryżu w alternatywę dla »Kultury«".

Notatkę na temat planów Micewskiego dotyczących "Znaków Czasu" sporządził ppor. Puto 13 sierpnia 1985 r. Pisał, że po pobytach Micewskiego w Austrii w marcu i lipcu koncepcja przyjęła bardzo konkretny kształt, a pismo może wyjść nawet za dwa, trzy miesiące. Siedzibą redakcji będzie Wiedeń, gdzie Micewski jako redaktor naczelny zamierza na dłuższy czas wyjechać. O sprawie rozmawiają z Prymasem Micewski oraz ks. Modzelewski. W kolejnej notatce ppor. Puto podawał, z powołaniem się na TW "Historyka", że koszt wydawania pisma wyniesie 45 tys. dolarów, przy czym Micewski zabiega o środki w Fundacji Boscha, otrzymał też zaliczkę od Prymasa.

13 września 1985 r. w oficjalnym liście do gen. Kiszczaka sekretarz Episkopatu abp Dąbrowski prosił o wydanie Micewskiemu i jego rodzinie paszportu na trzy lata. Otrzymał on bowiem "trzyletnie stypendium za pośrednictwem Prymasa Polski na pobyt zagraniczny w Austrii i Italii. Celem wyjazdu jest analiza katolickich wydawnictw zagranicznych w języku polskim...". O czasopiśmie arcybiskup nie wspominał. Decyzja ministra była pozytywna. Towarzyszyła jej notatka MSW, w której pisano, że celem wyjazdu jest inicjatywa wydawania za granicą dwumiesięcznika, która zyskała akceptację Prymasa i Episkopatu, zgodę austriackiego MSZ i poparcie wiceburmistrza Wiednia Erharda Buska. "Pismo w swych założeniach nie będzie organem Episkopatu Polski, będzie jednak propagować linię polityczną Prymasa i przeciwstawiać się atakom paryskiej »Kultury« na jego osobę. (...) Charakter ośrodka mającego być przeciwwagą dla paryskiej »Kultury«, jak również innych wydawnictw polskojęzycznych krytycznie nastawionych do kard. Glempa i hierarchii kościelnej w Polsce nie przesądza, że będzie on pozytywnie nastawiony do władz PRL. Jednakże osoba A. Micewskiego jako głównego aktualnie animatora tej inicjatywy - z racji na jego realizm polityczny, jak również poparcie Prymasa dla tej sprawy, stwarzają przesłanki, że ośrodek ten nie przerodzi się w instytucję o charakterze dywersyjnym".

Z wyjazdem związany był też list Micewskiego do gen. Kiszczaka, w którym wykładał, że Kościół i on sam nie mogą mieć pozytywnego stosunku do przeprowadzanych wówczas wyborów sejmowych, i podawał fakty świadczące o nieprzyjaznym stosunku władz do Kościoła. W piśmie była wzmianka, że "był Pan Minister łaskaw odbyć ze mną szereg szczerych i przyjaznych rozmów", a pod koniec: "nikogo innego w Pana resorcie nie znam". Korespondencja z pewnością nie miała dwuznacznego charakteru, a wolno sądzić, że wspomniane wcześniejsze rozmowy miały charakter polityczny, nie agenturalny. Powstaje tylko problem, jak zaklasyfikować notatki ppor. Puty z rozmów z TW "Historykiem"? Czy dla Micewskiego był to funkcjonariusz zbyt niskiej rangi, by wspominać o nim generałowi?

W MSW oceniano, że list Micewskiego do Kiszczaka "jest wyrazem prowadzonej przez niego od dawna dwulicowej gry z naszym resortem". Proponowano jego "przyciśnięcie", np. przez odbycie z nim rozmowy przez pracownika wywiadu PRL, względnie przy jego pierwszej wizycie w kraju postawienie zarzutu "nieszczerości i prowadzenia z resortem gry" i zażądanie "pełnej informacji na temat ośrodka w Wiedniu i pisma »Znaki Czasu«". Nie wiadomo jednak, czy ostatecznie podjęto jakieś działania.

Do redaktora "Kultury" Micewski napisał 8 grudnia 1985 r., już po kilkudniowym pobycie na Zachodzie. Zapowiadał szybkie wydanie książki "Kościół wobec »Solidarności« i stanu wojennego", ale o pracach nad "Znakami Czasu" nie wspominał. Dopiero 29 grudnia zawiadamiał: "będę tu uczestniczył w powołaniu czasopisma katolickiego, czasem polemicznego wobec »Kultury«. Ale proszę chwilowo o dyskrecję. Osobiście będę dążył do tego, by nasza dyskusja była pełna szacunku i kultury intelektualnej, a nie złośliwości. (...) Nie ukrywajmy, że mamy dwie różne strategie w kwestii polskiej i starajmy się wzajemnie szanować". Odpowiadając na ten list Giedroyc zachował zimną krew: "Czy pismo, które Pan będzie wydawać, będzie wychodziło w Wiedniu? I jaki będzie jego tytuł? (...) Osobiście przywiązuję bardzo wielką wagę do coraz liczniejszych periodyków na bardzo dobrym poziomie". Micewski w odpowiedzi podawał tytuł, ujawniał pallotynów jako wydawców, anonsował też ukazanie się w marcu książki. I zaznaczał: "chcę włożyć kijek w mrowisko polskiej myśli politycznej, no i zaspokoić potrzeby dziesiątków tysięcy ludzi pielgrzymujących z kraju do Polskiego Papieża. Nie widzę dla siebie ważniejszego zadania". W kolejnym liście starał się uspokoić Redaktora, że "Znaki Czasu" nie będą "anty-Kulturą", a zarazem - na progu 1986 r. - dawał pesymistyczną ocenę możliwych zmian, wyraźnie nawiązując do koncepcji ukraińskich Giedroycia. "Wolna Polska jest celem nas wszystkich. Rzecz tylko w tym, by nie była ona zależnym Księstwem Warszawskim. A poza tym rozpad Rosji to piosenka dalekiej przyszłości. Będzie to pierwsze imperium posiadające w chwili upadku broń atomową. Kto wie, czy nie rzucą jej na Kijów i inne miasta ukraińskie. Bo Rosja bez Ukrainy byłaby tylko Księstwem Moskiewskim. Oni wymordują pół świata, zanim się z tym zgodzą. Chciejstwo Polaków jest wprost zadziwiające".

Źle widziany

"W przeciągu" - takim pojęciem Tomasz Staliński (Stefan Kisielewski) w powieści "Widziane z góry" określał sytuację gracza politycznego, który manewrując między dwoma partnerami, stracił ich zaufanie i obu się naraził. W ciągu kilku miesięcy 1986 r. Micewski znalazł się "w przeciągu", tyle że partnerów, którym się naraził, było więcej niż dwóch.

Numer pierwszy "Znaków Czasu" ukazał się na początku kwietnia. Zwracały uwagę programowy wstęp Micewskiego i jego rozmowa z Prymasem, obszerny artykuł Ludwika Dorna będący krytyczną analizą dziedzictwa "Solidarności" z 1980-81 r., artykuł Micewskiego "Tradycje historyczne katolicyzmu polskiego" oraz wybór interwencyjnych listów Episkopatu do władz państwowych. Na końcu A.M. zamieścił polemikę z wypowiedziami "Kultury" o postawie politycznej polskiego Kościoła. Pismo przynosiło też m.in. obszerny raport specjalistów o stanie środowiska naturalnego w Polsce oraz fragmenty dziennika Wacława Borowego z 1945 r.

Numer został negatywnie oceniony przez analityków MSW i Urzędu ds. Wyznań. Zgodnie zwracano uwagę na to, że sam fakt wydawania pisma kościelnego poza Polską sugeruje brak takiej możliwości w kraju, a zatem stanowi oskarżenie władz o niedostatek wolności słowa. Ponadto przedstawiciele Kościoła nie uzgodnili zamiaru jego wydawania. Pismo przypomina paryską "Kulturę", co wprawdzie daje szansę na wywołanie antagonizmu (zwracano uwagę na polemikę z "Kulturą"), ale straty przeważają: oto powstaje kolejny periodyk emigracyjny, mający charakter polityczny i będący platformą opozycji. Broniąc Kościoła, zarazem daje do zrozumienia, że "Kultura" i Kościół mają cele podobne, ale Kościół musi uwzględniać warunki swego bytowania i pewnych działań podejmować nie może. "Całą kompromisowość postępowania kierownictwa Kościoła w Polsce »Znaki Czasu« przedstawiają w ten sposób, aby pomniejszyć jej znaczenie, a zarazem zdezawuować władze". Opublikowane dokumenty kościelne ukazują PRL jako państwo represji oraz podkreślają opiekuńczą rolę Kościoła wobec opozycji i jego stały spór z władzami. Artykuł Dorna, choć krytyczny wobec działaczy związku i przez wielu z nich źle przyjęty, "bynajmniej nie zarzuca kierowniczym gremiom »Solidarności«, że prowadziły politykę antypaństwową, ale to, że robiły to nieudolnie". W polemice z "Kulturą" A.M. "wypowiada pogląd, że skoro nie można liczyć na zmianę ustroju w Polsce, trzeba się zjednoczyć wokół postulatu obrony praw człowieka. Nie spotkaliśmy się chyba dotychczas z tak niezawoalowanym oświadczeniem, złożonym z ramienia Episkopatu". Recenzenci wskazywali na możliwość zainspirowania Kościoła Adwentystów, by zaskarżył pismo o kradzież tytułu (Kościół ten wydawał periodyk o takiej samej nazwie).

W notatce sporządzonej w Departamencie IV MSW, podzielając te oceny, zwracano uwagę na możliwość wykorzystania łamów dwumiesięcznika do dezintegrowania środowisk emigracji (szczególnie najnowszej - solidarnościowej) i proponowano nacisk na hierarchię, by skuteczniej działała na rzecz większego "obiektywizmu" pisma. W obu analizach opowiadano się za nieudzieleniem "Znakom Czasu" debitu komunikacyjnego, czyli prawa wwożenia i sprzedaży w Polsce, choć "niewskazany byłby nadmierny ostracyzm wobec faktów przewożenia pojedynczych egzemplarzy".

Władze postanowiły wywrzeć na Prymasa także presję oficjalną. Minister-szef Urzędu ds. Wyznań Adam Łopatka odbył 15 kwietnia rozmowę z bp. Jerzym Dąbrowskim - zastępcą sekretarza Konferencji Episkopatu. Jej przebieg zreferowano następnie gen. Wojciechowi Jaruzelskiemu. Minister powiedział, że traktowanie "Znaków Czasu" jako organu Prymasa "może doprowadzić do dużych komplikacji między państwem a Kościołem". Sama inicjatywa wydawania pisma bez uprzedzenia o tym władz "jest wyrazem braku dobrej woli i może być szkodliwa dla dobrego funkcjonowania instytucjonalnych kontaktów między państwem a Kościołem". Pismo może stać się przedmiotem zabiegów zachodnich służb specjalnych do wywoływania takich napięć. Podanie do druku poufnych dokumentów kościelnych adresowanych do władz świadczy o braku rozwagi, gdyż władze też mogą ujawnić dokumenty "o treści szczególnie drażliwej dla sprawy prestiżu duchowieństwa". Jak pisał minister, na bp. Dąbrowskim szczególne wrażenie wywarł ten ostatni argument i dążył on do łagodzenia sytuacji. Publikację "Znaków Czasu" jako pisma Episkopatu uznał za błąd, tłumaczył fakt niepowiadomienia władz potrzebą zachowania dyskrecji, ale też mówił, że Prymas i Episkopat utożsamiają się z pismem "w 25 proc. albo i mniej". Biskup dawał do zrozumienia, że sprawa "Znaków..." nie została przez Episkopat dopracowana. Akcentował znaczenie pisma dla oddziaływania na duchowieństwo przebywające za granicą i środowiska emigracyjne, wykluczył natomiast jego szersze rozpowszechnianie wśród pielgrzymów z kraju przybywających do Rzymu.

Jak czytamy w notatce MSW z lipca 1986 r., krytyczne uwagi o "Znakach Czasu" gen. Jaruzelski przekazał kard. Glempowi w czasie osobistego spotkania. "W rezultacie prymas ocenił, że pierwszy numer tego pisma nie spełnił jego oczekiwań". Następnie Prymas delegował do redakcji swojego przedstawiciela Sławomira Siwka jako współredaktora. Był to wyraźny gest nieufności wobec Micewskiego.

Z innych powodów podjęcie się redagowania "Znaków Czasu" i ich linia programowa zostały niedobrze przyjęte w "Tygodniku Powszechnym". SB przechwyciła list Jerzego Turowicza do Micewskiego, w którym pisał, że zgodnie z własnym życzeniem Micewski został skreślony z listy płac, ale w stopce redakcyjnej postanowiono nic nie zmieniać. "Natomiast musimy przyznać - pisał redaktor naczelny "TP" - że dziwi nas, że o celu Twojego wyjazdu, o zamiarze wydawania pisma i o jego charakterze dowiadujemy się jedynie z zachodnich agencji prasowych i rozgłośni radiowych". Ze strony Giedroycia wiało chłodem. Wydaje się, że na kolejne listy z maja i czerwca Micewski nie otrzymał odpowiedzi.

Nadzieję na zmianę negatywnej opinii władz o "Znakach Czasu" mogły wzbudzić ostre krytyki zarówno w kraju, jak na emigracji. Uznawano dwumiesięcznik za próbę stworzenia opcji antysolidarnościowej i wymierzonej przeciw "Kulturze". W lipcu 1986 r. w Departamencie IV MSW zwracano uwagę, że pismo wywołało duże emocje i krańcowe oceny. "Atakowali go [Micewskiego] Cz. Miłosz, W. Karpiński, J. Giedroyc. Z tych względów wywołał on także niezadowolenie wydających księży pallotynów, którzy nie chcą popadać z tego powodu w konflikt z emigracją". W kraju negatywnie ustosunkowała się do "Znaków Czasu" znaczna część zespołu redakcyjnego "TP".

Micewski próbując osłabić niechęć władz, napisał 30 czerwca 1986 r. list do gen. Kiszczaka. Wspomniał, że decyzja o tym, iż będzie redagował czasopismo, została podjęta w dwa miesiące po jego wyjeździe. Przed wyjazdem prosił o rozmowę, by poinformować o takiej możliwości, lecz list z prośbą o przyjęcie pozostał bez odpowiedzi. "Odnośnie zastrzeżeń władz wobec pisma »Znaki Czasu« jestem przekonany, że możliwe jest wynegocjowanie ich formuły tak, aby były redagowane poza krajem, ale miały częściowy debit w kraju.

Jak zapewne Pan Generał dobrze wie, pismo przeze mnie redagowane jest przedmiotem zaciętych ataków »Kultury« paryskiej i »Wolnej Europy«. Świadczy to o jego funkcji ogólnej. Prasa światowa podkreśla natomiast moje oświadczenia, że stoję na gruncie obecnej państwowości polskiej. Istnienie »Znaków Czasu« jest jednak faktem i z tego powodu pozwalam sobie zaproponować Panu Generałowi odbycie poważnej rozmowy w Warszawie w terminie, który będzie Panu odpowiadał. Przez mój przyjazd do kraju bez gwarancji powrotu pismo nie może znaleźć się w przypadkowych rękach. Prosiłbym więc o Pana słowo Generalskie, że będę mógł wrócić do Wiednia...". Na koniec prosił o przekazanie odpowiedzi przez kierownictwo Episkopatu.

Reakcją na ten list była notatka Wydziału V departamentu IV MSW z 12 lipca. Pisano, że nie jest prawdą, iż Micewski wyjeżdżał z Polski bez planu redagowania "Znaków Czasu". "Faktem jest natomiast, że prawdziwy cel swojego wyjazdu Micewski ujawnił wyłącznie wąskiemu gronu osób. Oczywiście nie miał on zamiaru informować o tym władz. Wyrazem tego było, że w kolejnych listach kierowanych do Ministra Spraw Wewnętrznych w dn. 2.04.1985, 22.07.1985, 10.08.1985, 23.10.1985, deklarując swą gotowość do dialogu, nic nie wspomina na ten temat". W konkluzji stwierdzano, że nie ma przeciwwskazań, by umożliwić Micewskiemu przyjazdy i wyjazdy, ale nie wydaje się celowe podejmowanie z nim rozmów na szczeblu kierownictwa resortu. Rozważyć natomiast należy nawiązanie kontaktu przez przedstawiciela wywiadu.

Na tym kończy się historia tajemnic Andrzeja Micewskiego zawartych w znanych mi aktach MSW.

Powrót do kraju

W Wiedniu Micewski zredagował jeszcze osiem numerów "Znaków Czasu". Swoją zagraniczną misję kończył w styczniu 1988 r.: pismo zostało przeniesione do Rzymu, zmieniła się jego redakcja i linia.

"Kościół wobec »Solidarności« i stanu wojennego" spotkał się z bardzo złym przyjęciem. Micewski oceniał "Solidarność" jako organizację, która odeszła w przeszłość, i oskarżał jej doradców o brak realizmu, a książka ukazywała się w okresie, gdy "Solidarność" wracała na scenę publiczną, aczkolwiek jako organizacja nielegalna, a tak krytykowani przez niego doradcy pełnili w związku ważne role. Ton publikacji musiał ich drażnić, ale był też niezręcznością z punktu widzenia władz kościelnych, podtrzymujących kontakty z Wałęsą i jego doradcami. Micewski po raz kolejny znalazł się "w przeciągu". Na krytyczną recenzję Macieja Kozłowskiego w "TP" zareagował alergicznie, nakazując wykreślenie swego nazwiska ze stopki.

Przed powrotem do kraju w liście do Giedroycia próbował uzasadnić linię zajmowaną przez "Znaki Czasu", także krytykę "Kultury", liczył też na podtrzymanie kontaktu. "Wróg jest tylko jeden, narzucony system rządów. Środowiska niezależne powinny to uwzględniać we wzajemnych stosunkach". Giedroyc odpowiedział przyjaźnie, pozostając jednak przy swoim prawie do krytykowania polityki Kościoła. Namawiał też Micewskiego do zajęcia się sprawami niemieckimi. Prosił również o pośrednictwo w sprawie zgody władz Kościoła na pochowanie prochów Jana Lechonia w Laskach, z czego zresztą Micewski szybko się wywiązał.

W latach 1988-89 Micewski pozostał na uboczu. Skłócony z doradcami "Solidarności", obciążony dwuznacznością "Znaków Czasu" i swojej książki, nie miał szans na zaistnienie w ruchu opozycyjnym. Utracił też wpływy w kierownictwie Episkopatu. Wobec przemian był sceptyczny. Już po wyborach czerwcowych pisał do Giedroycia (19 lipca): "Co do Lecha Wałęsy, to jest on uczciwym człowiekiem, ale jest manipulowany z różnych stron i w sumie staje się Nikodemem Dyzmą. Błędy jego otoczenia wyrównują jeszcze większe błędy partii. Polityczna zabawa może jeszcze trochę potrwać, ale załamanie gospodarcze i protesty społeczne mamy w zasięgu kilku miesięcy. W Rosji sytuacja jest chyba podobna. (...) Zbliżamy się więc do chaosu".

Na scenie politycznej pojawił się jeszcze dwukrotnie. Po raz pierwszy w 1990 r., na krótko, jako doradca Lecha Wałęsy, po raz drugi jako poseł w kadencji 1993-97 z ramienia PSL. Akces do ludowców był przedmiotem drwin, ale Micewski mówił znajomym, że zamierza pracować nad przeorientowaniem ugrupowania w partię chadecką. Oczywiście nic z tego nie wyszło, nie uzyskał wpływu na linię polityczną stronnictwa. Pozostał natomiast w pamięci jako atakujący zmiany personalne w MSZ przeprowadzone przez min. Krzysztofa Skubiszewskiego.

Wydał jeszcze kilka książek, raczej wspomnieniowych, co było związane z niemożnością systematycznej pracy badawczej. Trwające od wielu lat kłopoty ze wzrokiem na tyle się nasiliły, że prawie nie mógł czytać. Po długiej chorobie zmarł w listopadzie 2004 roku.

 

Andrzej Micewski szedł w działalności publicznej krętą drogą. Polityczną giętkość, dostosowywanie się do okoliczności, stałe szukanie kontaktu z władzami (także bezpieczeństwa), rozumienie polityki jako gry oraz niedocenianie znaczenia wielkich poruszeń społecznych dyktowały mu nauki wyniesione z PAX-u. Nie potrafił zbudować wokół siebie grupy i nie bardzo się o to starał. Był interesującym rozmówcą, mógł imponować szerokością horyzontów, wiedzą historyczną, ale zespół byłby obciążeniem w grze, która wymagała ciągłego manewrowania. Stąd też wobec grup, w których działał, był często nielojalny.

Związki z MSW miał przez większość lat swej aktywności, przy czym zmieniały one charakter. W pewnych okresach był agentem, ale dość specyficznym - próbującym przy pomocy MSW realizować swoje koncepcje i ambicje polityczne. Istnieją podstawy, by sądzić, że uczestniczył też w rozpracowywaniu konkretnych osób. Agenturalne powiązania utrzymywał do 1974 r. Późniejsze relacje miały bardziej skomplikowany charakter; wykorzystywał je też jako rodzaj polisy ubezpieczeniowej, która pozwalała mu minimalizować restrykcje za drukowanie za granicą książek niewygodnych dla władz PRL. Od 1960 r. utrzymywał konspiracyjny kontakt z Jerzym Giedroyciem. Publikował pod pseudonimem w paryskim miesięczniku, pośredniczył w kontaktach innych osób z "Kulturą", przemycał teksty i pieniądze. Nic nie wskazuje na to, by informował o tym SB, a osób, które z jego pośrednictwa korzystały, nie spotkały przykrości.

Ogromny i mało rozpoznany jest charakter jego kontaktów niemieckich. MSW wiedziało, że był ważnym rozmówcą pracowników ambasady, dziennikarzy, a także polityków. Wydaje się, że przedstawicielom resortu mówił o tym niewiele. W zachowanych notatkach TW "Michalskiego" i "Historyka" przeważają opisy tego, co on powiedział, a nie co usłyszał. Treść tych rozmów w pewnych okresach służyła poszerzaniu sympatii dla opozycji, jednak po 13 grudnia '81 kładł nacisk na brak szans ruchu wolnościowego, obiektywnie więc wsparł politykę Jaruzelskiego. Dbał stale, by istniał kościelny kontakt polsko-niemiecki, równoległy do kontaktu rządowego, co w r. 1985 - roku największych sukcesów "betonu" partyjnego - spowodowało ostrą reakcję władz. Trudna do oceny jest jego rola w "Znakach Czasu".

Bilans tej biografii jest niejednoznaczny. Z pewnością pozostaną po Micewskim książki, które są ważnym wkładem do historiografii, choć przecież z formalnego wykształcenia nie był historykiem. W krajowej polityce, także polityce świeckich katolików, nie odegrał większej roli, choć bywał jednym z najbardziej znanych działaczy.

PS. Opracowanie to powstało głównie na podstawie materiałów SB zgromadzonych w archiwum IPN. Równoległy ciąg źródeł tworzy korespondencja Micewskiego z Giedroyciem, za udostępnienie której serdecznie dziękuję kierownictwu Instytutu Literackiego i osobiście Jackowi Krawczykowi. Pisząc ten szkic stawałem nieraz przed trudnością zinterpretowania niektórych materiałów SB i oceny charakteru tych kontaktów. Gdzie kończyła się gra, a zaczynała współpraca, albo gdzie kończyła się współpraca, a zaczynała gra? Kiedy Micewski oszukiwał resort, a kiedy był mu powolny? Te pytania niech będą komentarzem do padających dziś często twierdzeń, że akta SB zawierają proste prawdy, a ich poznanie jest dostępne dla każdego nienawykłego do badań historycznych czytelnika.

 

 

Dr hab. Andrzej Friszke (ur. 1956) jest historykiem, docentem w Instytucie Studiów Politycznych PAN i wykładowcą w Collegium Civitas. Członek kolegium IPN i redakcji miesięcznika "Więź"; opublikował m.in.: "O kształt niepodległej", "Opozycja w PRL 1945-1980", "Polska Gierka", "Oaza na Kopernika. Klub Inteligencji Katolickiej 1956-1989", "Życie polityczne emigracji", "Koło Posłów Znak w Sejmie PRL".





Lustracja i materiały archiwalne