"Gazeta Polska", 27.07.2005 r.
Prawdziwa twarz Maleszki
Piotr Gontarczyk
Obszerne donosy, notatki i wielostronicowe opracowania o opozycji stawiają
Lesława Maleszkę w rzędzie najbardziej "płodnych" agentów w historii SB.
Szkody, jakie uczynił opozycji, są ogromne. Przy jego współudziale wiele osób
dotknęły represje, wiele zostało złamanych lub emigrowało. W raportach "Ketmana"
vel "Returna" vel "Tomka" nie ma cienia wstrętu do współpracy.
Po robotniczych protestach w Radomiu i Ursusie z 1976 r. grupa działaczy
niepodległościowych, intelektualistów i studentów założyła w Warszawie
Komitet Obrony Robotników. Głównym zadaniem KOR miała być pomoc finansowa i
prawna osobom represjonowanym za udział w protestach. Także w innych dużych
miastach Polski narastały postawy opozycyjne.
W Krakowie działalność rozpoczęła grupa studentów z Bronisławem
Wildsteinem, Stanisławem Pyjasem i Lesławem Maleszką na czele. Kiedy
Wildsteina zawieszono w prawach studenta, protest podpisali m.in. Lilianna Batko,
Józef Ruszar i obecny eurodeputowany z PO Bogusław Sonik. Z czasem dołączyli
inni.
Jeden z członków grupy, Stanisław Pyjas, 7 maja 1977 r. został
zamordowany przez SB. Śmierć Pyjasa zaktywizowała środowisko, które utworzyło
Studencki Komitet Solidarności (SKS). Przyjaciele zabitego podkreślali, że
ich decyzja nie miała głębokiego wymiaru politycznego. Wielu z nich wywodziło
się ze środowisk hippisowskich, anarchistycznych i do ideologicznego
antykomunizmu było im daleko. Ważniejszy był aspekt moralny, czysto ludzki
- sprzeciw wobec tego, że można bezkarnie mordować ludzi.
Działacze SKS nie zdawali sobie sprawy z tego, że ich działalność od
początku była "kontrolowana operacyjnie" przez Wydział III SB Komendy
Wojewódzkiej MO w Krakowie. Za pomocą agentury, podsłuchów, etc. drobiazgowo
inwigilowano ich działalność, notowano poszczególne wypowiedzi. Pośród
agentów wyróżniał się jeden. "Ketman" vel "Return" vel "Tomek",
czyli Lesław Maleszka. Ponieważ był członkiem ścisłego kierownictwa SKS,
bezpieka wiedziała prawie wszystko. Prócz przekazywania informacji SB "Ketman"
aktywnie uczestniczył w różnych "kombinacjach operacyjnych", czyli działaniach
zmierzających do utrudnienia życia działaczom opozycji i w intrygach
obliczonych na wywoływanie konfliktów osobistych. Nie bezinteresownie -
dostawał za to duże pieniądze. Utrzymanie tajnego mieszkania kosztowało SB
ok. 1000-1500 zł. Utrzymanie "Ketmana" - kilkakrotnie więcej.
Agent nr 1
Zasługi Maleszki dla SB wykraczały daleko poza krakowskie podwórko.
Tamtejszy SKS inspirował inne środowiska akademickie w kraju, gdzie jeździli:
Sonik, Batko, Wildstein, no i właśnie Maleszka. Nic też dziwnego, że
bezpieka sparaliżowała powstawanie niektórych Studenckich Komitetów
Solidarności, a do innych wysłała przygotowaną wcześniej agenturę. Tak było
we Wrocławiu, gdzie już w sierpniu 1977 r. Wydział III SB wyznaczył do tego
celu 10 agentów. Wedle ściśle tajnego szyfrogramu tej jednostki do centrali
MSW w Warszawie "wymienionych TW przygotowano do wykonania zadań mających na
celu pełne rozpoznanie i kontrolę działalności tej organizacji". Takie
sukcesy SB były w znacznej mierze zasługą Maleszki.
Ale to nie koniec. "Ketman" pisywał dla SB solidne opracowania, jakimi
metodami niszczyć własnych kolegów. Obszerne donosy, notatki i
wielostronicowe opracowania o opozycji stawiają go w rzędzie najbardziej "płodnych"
agentów w historii SB. W jednym z dokumentów proponował, by: "stworzyć
kilkuosobowe grupy aktywistów SZSP, ostro włączające się w każdą dyskusję
publiczną, która mogłaby doprowadzić do zamętu. Należy rozbijać wszystkie
wiece, niszczyć rozwieszone teksty przez dopisanie na nich
humorystyczno-dyskredytujących komentarzy, itd. (...) Od dynamiki kampanii zależą
sukcesy w ruchu przeciwdziałania SKS-owi".
W raportach "Ketmana" nie ma cienia wstrętu do współpracy. Jest za to
lekceważenie kolegów, poczucie wyższości, zwykła ludzka zawiść i podłość.
"Bezpieczniacy" musieli znaleźć klucz do psychiki Maleszki, dzięki czemu
był on tak ofiarny i zaangażowany. "Służba" odpłacała zaś "Ketmanowi"
troską i zainteresowaniem. SB nie zapomniała nawet o ślubie pupila. Z tej
okazji Maleszka dostał od morderców Pyjasa 4 tys. zł. 18 października 1978
r. szef Wydziału III SB KW MO w Katowicach płk Jan Bill w porozumieniu z
warszawską centralą zaproponował Maleszce rezygnację z dalszej działalności
w opozycji. Chłopak już zrobił tyle dobrego - niechby się ustatkował,
sporządniał. "Jego wycofanie się z działalności w SKS-ie spowoduje, że
nie będziemy mieli takiego rozpoznania, jakie dzięki jego osobie mieliśmy -
pisał potem do Warszawy płk Bill - ale troska o jego przyszłość i
stabilizację życiową każe nam w końcu zdecydować się na ten krok, bo jak
długo będzie tkwił w grupie opozycyjnej, tak długo nie będzie mógł myśleć
o ułożeniu sobie życia". Maleszka przystał na propozycję SB. Ale donosił
dalej.
Donosił na stu
Najważniejszym polem działania "Ketmana" był Komitet Obrony Robotników
(KOR). W jego opracowaniach i raportach przewija się najmniej sto nazwisk czołowych
działaczy opozycji, w tym wszyscy czołowi działacze warszawskiego KOR: Jan Józef
Lipski, Jacek Kuroń, Adam Michnik, Antoni Macierewicz, Jan Kielanowski,
Wojciech Ziembiński, Seweryn Blumsztajn, Mirosław Chojecki i wielu innych.
Szczególnie starannie "Ketman" zapisywał wypowiedzi Kuronia, Michnika i
Macierewicza. Od "Ketmana" w centrali MSW wiedziano, jakie artykuły wyjdą
w nielegalnych gazetkach i kto je napisał. Maleszka bezbłędnie wskazywał, że
autorem niepodpisanego tekstu jest Sergiusz Kowalski, a za nazwiskiem Michała
Korybuta kryje się Antoni Macierewicz. SB znała treść nielegalnych pism,
zanim je wydrukowano.
Maleszka był lubiany. W opozycji ceniono jego inteligencję i oczytanie. Równocześnie
jego niechlujny i oryginalny wygląd wzbudzały sympatię, instynkt opiekuńczy,
no i zaufanie. Wiele osób chętnie mu pomagało. W rewanżu Maleszka denuncjował
adresy mieszkań, w których przebywał, podpowiadał, jak można dokuczyć działaczom
podziemia, wydawał SB znane sobie składy literatury bezdebitowej. Pisał,
gdzie i który z działaczy KOR trzyma nielegalne książki. 11 października
1977 r. raportował: "Podczas pobytu u państwa Stabrowskich zauważyłem, że
większość książek ulokowana jest w tapczanie. Pozostała część książek
znajduje się w bibliotece oo. dominikanów, zlokalizowane są one w dolnych
szufladach". Z równym zaangażowaniem Maleszka rozpracowywał inne środowiska
opozycji: Ruch Młodej Polski, Ruch Obrony Praw Człowieka i Obywatela (ROPCiO)
oraz KPN. Kogo się dało i gdzie się dało.
Szkody, jakie uczynił Maleszka opozycji, są ogromne. Przy jego współudziale
wiele osób dotknęły represje, wiele zostało złamanych lub emigrowało. Inni
wylądowali w więzieniu. Ponieważ działalność Maleszki po 1983 r. (ze względu
na uregulowania prawne) pozostaje tajna, a sporo dokumentów zniszczono, wiele
aspektów jego działalności jest wciąż tajemnicą. O niektórych pewnie nie
dowiemy się nigdy. Ale można wskazać, że jedną z ostatnich ofiar "Ketmana"
był działacz krakowskiego KPN Krzysztof Bzdyl. To donosy Maleszki przyczyniły
się do tego, że SB zdecydowała się przerwać działalność Bzdyla. W marcu
1982 r. został on skazany na kilka lat więzienia, a potem wyjechał z kraju.
"Ketman" działa dalej...
Na skutek ustaleń okrągłego stołu akta archiwalne SB miały pozostać
zamknięte. Byli agenci komunistycznych służb specjalnych mogli spać
spokojnie. Ale "Ketman" miał chyba jakieś koszmary. Wedle trudnej do
zweryfikowania relacji anonimowego oficera UOP, za wszelką cenę chciał dalej
być agentem. To właśnie w tym celu miał wraz z innym opozycjonistą, byłym
agentem SB, pojawić się na początku lat 90. w krakowskiej delegaturze UOP.
Nie wiadomo, dlaczego sam miałby się tak napraszać. Ze strachu przed
ujawnieniem przeszłości? Z głębokiej, wewnętrznej potrzeby? Z
przyzwyczajenia?
Z czasem Maleszka bał się coraz mniej. Został zastępcą naczelnego
"Gazety Krakowskiej". W jej numerach z lat 90. można znaleźć anegdoty o
nieco roztargnionych, ale bohaterskich wyczynach Maleszki z czasów konspiracji.
Dziś możemy dodać nową, tylko że prawdziwą.
Pewnego dnia w domu Maleszki pojawił się działacz podziemia. Szybko zauważył
zszywacz z imienną pieczątką oficera SB nazwiskiem Kluczyński (widać "Ketman"
pisał tyle, że nawet przybory dostawał od Służby Bezpieczeństwa...). Gość
wiedział już, że Maleszka jest agentem, ale nie poinformował o tym kolegów.
Na szczęście dla roztargnionego "Ketmana", jego kolega też był tajnym
współpracownikiem bezpieki...
W 1991 r. nad "Ketmanami" zaczęły zbierać się czarne chmury. Powołano
rząd Olszewskiego, w którym szefem MSW został Macierewicz, a Urzędu Ochrony
Państwa - Piotr Naimski. Wszyscy trzej to zwolennicy lustracji, osobiście
znani Maleszce. Donosił na nich jeszcze w latach 70. W czerwcu 1992 r., kiedy
ogłoszono tzw. listę Macierewicza, "Gazeta Krakowska" wspólnie z
"Wyborczą" ruszyła do brutalnego ataku. "Granat w szambie",
"Zacieranie brudnych śladów", "Czy nie mieliście skrupułów?", "W
świecie widm i upiorów", "Olszewski chciał wyprowadzić wojsko na ulicę",
"Brudne czyny" - to tylko niektóre tytuły publikowanych w gazecie
Maleszki artykułów.
Zaniepokojenie
"Ketmana" musiało też wywołać śledztwo w sprawie zabójstwa
Stanisława Pyjasa. Prowadzący je prokurator Stanisław Urbaniak zaczął
domagać się ujawnienia wykorzystywanych przez SB konfidentów. Był więc
atakowany w "Gazecie Krakowskiej" za próby dokonania "dzikiej
lustracji". Kiedy koledzy i koleżanki Pyjasa poprosili, by Maleszka podpisał
list otwarty w sprawie otwarcia archiwów bezpieki i ostatecznego wyjaśnienia
wszelkich okoliczności tej zbrodni, ten po prostu odmówił. Zaczął straszyć
rozmówców, że "przez takich jak oni ludzie wyjdą na ulice".
Jeszcze bardziej zmartwił "Ketmana" pomysł odtajnienia akt
"Bolka", o co publicznie poprosił sam Lech Wałęsa. W artykule napisał:
"jeżeli Milczanowski udostępni akta Wałęsy (...) spirala obłędu może się
rozkręcać".
Przez następne lata, najpierw w "Gazecie Krakowskiej", a potem w
"Wyborczej", "Ketman" konsekwentnie walczył ze zwolennikami lustracji.
W politycznych sporach i publicznych debatach coraz częściej prezentował
charakterystyczną dla środowiska butę i arogancję. Pouczał z punktu
widzenia moralnego autorytetu, decydował, kto jest filozofem, a kto głupcem.
Argumenty, po jakie sięgał, z reguły były niewybredne. Nielubiany przez środowisko
"Gazety" krakowski filozof prof. Ryszard Legutko okazał się antysemitą.
Innym razem Stefanowi Niesiołowskiemu miało brzydko pachnieć z buzi... Szczególnie
ostro Maleszka atakował różnych "oszołomów", co to "z teczek uczynili
najważniejszy problem Polski". W jednej z polemik stanął w obronie oficerów
SB, których były opozycjonista chciał wyrzucać z UOP za to, że jeszcze w SB
gorliwie zwalczali opozycję. A z kim polemizował w tej materii? Bo to
niezwykle ważne. Z kimś, na kogo przez długi czas donosił - Bronisławem
Wildsteinem.
Nosił wilk razy kilka...
W 2000 r. wspomniany już prokurator Urbaniak, tropiąc zabójców Pyjasa,
zaczął przesłuchiwać oficerów z dawnego Wydziału III SB KW MO w Krakowie.
Pytał też o agenturę. Esbecy potwierdzili informacje z dokumentów
archiwalnych, że "Ketman" vel "Return" vel "Tomek" to Maleszka.
Ponieważ był on konfidentem zanim zamordowano Pyjasa, musiał zostać przesłuchany.
I tak ówczesny redaktor "Wyborczej" dowiedział się, że jego przeszłość
nie jest tylko tajemnicą kilku esbeków, których tak bronił w polemikach z
Wildsteinem. Ale jego akta dalej były tajne. Liczył więc, że nikt się o
niczym nie dowie. Przeliczył się.
Latem 2001 r. w "Tygodniku Powszechnym" opublikowano fragment pracy
magisterskiej funkcjonariusza SB, napisanej w szkole oficerskiej w Legionowie.
Powstała ona na podstawie akt archiwalnych bezpieki dotyczących zwalczania SKS.
Ponieważ praca miała nigdy nie ujrzeć światła dziennego, esbek podawał w
niej pseudonimy i metody działania agentury. Opozycjoniści, którzy
przeczytali fragment "magisterki", nie mieli wątpliwości, kim jest często
w niej wspominany "Ketman".
Do Maleszki poszedł Wildstein, którego dotknęło wiele szykan i osobista
tragedia spowodowana działaniami SB. Maleszka przyznał się. Nie miał wyjścia,
bo wiedział już, ile śladów jego działalności jest w archiwach IPN.
Niedługo potem napisał słynny tekst pod tytułem "Byłem Ketmanem"
opublikowany w "Gazecie Wyborczej". Przedstawił się jako ofiara systemu,
człowiek złamany, który nic nikomu nie zrobił, chronił opozycję i tylko
oszukiwał SB. Stek kłamstw, który stanowił zasadniczą część artykułu,
tylko potwierdza, że od strony moralnej i intelektualnej nigdy nie przestał być
"Returnem", "Tomkiem" i "Ketmanem".
Kierownictwo "Gazety" nie odcięło się całkiem od Maleszki i
pozostawiło go w pracy. W oficjalnym oświadczeniu dotyczącym sprawy, mocniej
niż "Ketmana", który wyrządził tyle szkód opozycji, zaatakowano sens
ujawniania dokumentów SB. Trudno określić, w jakim stopniu jest to
konsekwencja antylustracyjnej linii pisma, a w jakim brak wiedzy na temat działalności
"Ketmana", bez wątpienia jednego z najgroźniejszych agentów, jakiego w
opozycji miała SB. Ale co tam "Ketman", kiedy "Gazeta" ma innych, śmiertelnych
wrogów. Niedawno przedrukowała artykuł, z którego ma wynikać, że Bronisław
Wildstein jest wysoko wtajemniczonym masonem. Cóż za dziwna wybiórczość w
tak oczywistej sprawie. Dodaliby jeszcze, że to Żyd i cyklista - dopiero
wtedy wszystko byłoby jasne.
Lustracja i materiały archiwalne