Time Inc. - 27.01.2003 WOJNA CIA DOUGLAS WALLER CIA zamotana w Iraku Ameryka wciąż przygotowuje się do ataku, ale CIA jest już na wojnie. Irak będzie
więc przy okazji pretekstem do ciekawej rozgrywki w amerykańskiej elicie władzy. Stany Zjednoczone nie rozpoczęły jeszcze wojny z Saddamem Husajnem.
Przynajmniej oficjalnie. Jednak w ciągu ostatnich kilku miesięcy garstka
najinteligentniejszych amerykańskich specjalistów w zakresie działań
wojennych przedostała się już po kryjomu na terytorium Iraku. Potajemnie
przemierzają oni kontrolowaną przez Kurdów enklawę na północy Iraku, usiłując
zorganizować partyzantkę, która wskazałaby drogę amerykańskim żołnierzom
dokonującym inwazji. Wyszukują też cele nadające się do zbombardowania
przez amerykańskie samoloty bojowe, tworzą sieć kryjówek dla amerykańskich
pilotów na wypadek ich zestrzelenia i planują trasę ich ucieczki z Iraku.
Działają przy tym w porozumieniu ze zbuntowanymi szyitami z południa kraju.
Co jeszcze ciekawsze, nie są oni żołnierzami - to szpiedzy CIA należący do
supertajnej Grupy do Zadań Specjalnych (SOG). Do niedawna CIA, w ramach wysiłków
na rzecz poprawy swojej reputacji nadszarpniętej po wielu nieudanych zamachach
stanu i próbach zamordowania przywódców państw, unikała brudzenia sobie rąk.
Jeszcze pięć lat temu koncentrowała się zamiast tego na gromadzeniu danych
dla innych agend rządowych.
Agenci CIA, często podający się za amerykańskich dyplomatów, zbierali większość
informacji podczas koktajli w ambasadach lub przekupując przedstawicieli innych
państw. Większość z nich nie przeszła nawet szkolenia w zakresie posługiwania
się bronią i patrzyła z wyższością na nielicznych komandosów z SOG jako
na zbędnych twardzieli, relikt minionej epoki. Obecnie twardziele nie tylko
powrócili do łask; stanowią nową szpicę CIA, działającą na pierwszej
linii w wojnie z terrorem. I, jak mówi jeden z pracowników amerykańskiego
wywiadu, wiedzą, z której strony karabinu wylatuje kula.
Licencja na zabijanie
George Tenet rozpoczął odbudowę potencjału SOG już przed pięcioma laty,
kiedy stanął na czele CIA. Ataki z 11 września 2001 r. tylko przyspieszyły
jego wysiłki. W konfrontacji z Al-Kaidą stworzoną przez Osamę ben Ladena -
wrogiem bez armii, stałych kryjówek ani jasno określonego terytorium działania
- administracja Busha musiała mieć do dyspozycji niekonwencjonalne siły
zbrojne. Potrzebowała ludzi, którzy mogliby dorównać Al-Kaidzie pod względem
przebiegłości, zdolności adaptacyjnych i, do pewnego stopnia, bezwzględności.
Potrzebowała własnej armii złożonej z Jamesów Bondów. To dlatego właśnie
w ubiegłym roku George W. Bush, wielbiciel agencji, którą kierował niegdyś
jego ojciec, przeznaczył dodatkowe setki milionów dolarów na budżet CIA.
Polecił on członkom SOG, aby połączyli siły z zagranicznymi służbami
wywiadowczymi. Upoważnił nawet CIA do porywania i zabijania terrorystów.
Niektórzy długoletni obserwatorzy działalności wywiadu zastanawiają się,
czy wzmocnione paramilitarne skrzydło CIA będzie ponownie źródłem problemów
dla Ameryki, jak choćby za czasów kryzysu w Zatoce Świń. A i wojskowi nie są
zbyt zadowoleni z takiego obrotu sprawy. Uważają, że oddziały specjalne
wojska są doskonale przygotowane do wykonywania tajnych zadań. Jednym z posunięć
sekretarza obrony Donalda Rumsfelda w reakcji na wzmocnienie CIA jest
przygotowanie planów powstania tajnych oddziałów, które działałyby na
podobnej zasadzie jak SOG, ale podlegałyby jemu, nie zaś Tenetowi.
SOG zwiększyła ostatnio swoją liczebność do kilkuset agentów. Są oni
rozlokowani w Pakistanie, Azji Środkowej, Afryce Północnej i w Azji
Wschodniej. - Ci ludzie każdego dnia wykonują zadania na całym świecie -
powiedział nam Jim Pavitt, zastępca dyrektora operacyjnego CIA. - Mogę szybko
i dyskretnie umieścić nasz oddział w dowolnym miejscu globu.
Przyszłość może stanąć pod znakiem jeszcze ambitniejszych misji. W maju
ub.r. Bush podpisał ściśle tajną dyrektywę uprawniającą Pentagon i CIA do
przeprowadzania ataków prewencyjnych na kraje, które są na drodze do
uzyskania broni atomowej. Dowiedzieliśmy się ze źródeł zbliżonych do
administracji, że eksperci ds. broni jądrowej z Departamentu Energii uczą
agentów SOG, jak atakować instalacje nuklearne wroga. W trakcie obecnego
kryzysu wywołanego przez Koreę Północną Waszyngton ogranicza się jak dotąd
do metod dyplomatycznych, aby skłonić Phenian do zarzucenia programu budowy
broni atomowej, ale równie dobrze mógłby skierować do akcji jedną z tajnych
grup.
Agent z misją
Ostatnia debata nad celowością zwiększania uprawnień CIA toczy się w małym
gronie ekspertów i nie dociera do opinii publicznej. Wynika to głównie z
faktu, że ewolucja zadań CIA przebiega niepostrzeżenie. Amerykanie mogli
jednak zauważyć istnienie formacji paramilitarnej CIA przy okazji śmierci
Amerykanina Johnny'ego (Mike'a) Spanna. Został on zamordowany w listopadzie
2001 r. w Afganistanie, w czasie buntu przetrzymywanych w niewoli talibów. O
dziwo, CIA potwierdziła, że był jej agentem, członkiem SOG, który prowadził
przesłuchania więźniów.
Ogólne ramy nowej misji CIA nie są niczym nowym, ale udało nam się jednak
ustalić nieznane wcześniej fakty i odtworzyć najpełniejszy jak dotychczas
obraz tajnej armii CIA. Rozmawialiśmy z obecnymi i byłymi pracownikami
wywiadu, w tym z czynnym agentem SOG, jak również z krytykami tej formacji z
Pentagonu. A oto wyniki śledztwa.
Oficjalnie wojna w Afganistanie rozpoczęła się 7 października 2001 r. wraz z
serią amerykańskich nalotów. Jednak dla SOG pierwsza bitwa rozegrała się już
26 września, zaledwie 15 dni po atakach na World Trade Center i Pentagon. Tego
dnia John, jeden z agentów formacji paramilitarnej SOG, znalazł się w
helikopterze Mi-17 produkcji radzieckiej lecącym nad przełęczą Andżuman w
kierunku doliny Panczsziru, na północny wschód od Kabulu. W skład oddziału
Johna wchodziło czterech agentów CIA posługujących się biegle językiem
farsi, którzy przez lata potajemnie przedostawali się na terytorium
Afganistanu, aby rekrutować szpiegów dla agencji. Ich misja polegała na nawiązaniu
kontaktu z tymi ludźmi, zebraniu informacji potrzebnych do przygotowania
amerykańskich ataków lotniczych i poszukiwaniu ben Ladena. Oprócz broni
lekkiej, radiotelefonów i racji żywnościowych do śmigłowca Mi-17 zapakowali
oni dwie walizki wypchane banknotami o łącznej wartości 3 milionów dolarów.
Wykorzystano je do przekupienia afgańskich watażków i skłonienia do walki z
talibami i Al- Kaidą.
Ile kosztuje pustynny skorpion
Podobnie jak wszyscy inni agenci formacji paramilitarnej SOG John, zanim wstąpił
do CIA, odbył służbę w amerykańskiej armii; minimalny wymagany okres takiej
służby wynosi pięć lat. Pracownicy CIA zajmujący się rekrutacją odwiedzają
regularnie nocne kluby w pobliżu baz w poszukiwaniu Zielonych Beretów
zainteresowanych wykonywaniem niekonwencjonalnych zadań i wyższym żołdem
(początkujący agent SOG może zarobić ponad 50 tys. dolarów rocznie; sierżant
w Zielonych Beretach zaczyna od ok. 41 tys. dolarów). Żołnierze jednostek
specjalnych, komandosi oddziałów marynarki wojennej (Navy Seals) i sił
powietrznych są często przydzielani okresowo do agencji, by służyć tam
swoimi specjalistycznymi umiejętnościami wojskowymi. Jeśli żołnierz
otrzymuje ściśle tajną misję, historia jego służby jest zmieniana w taki
sposób, aby wyglądało, że odszedł z wojska lub że przeniesiono go do
cywila. Ów proces rekrutacji nazywany jest "moczeniem owcy", od
zwyczaju kąpania owiec przed ich strzyżeniem.
Zmoczone owce
Komandosi, którzy wstępują do CIA na stałe, są wysyłani na "farmę",
do centrum szkoleniowego w Camp Peary koło Williamsburga, w stanie Wirginia. Żołnierze
przechodzą tam kurs, który muszą zaliczyć wszyscy nowi agenci CIA. Uczą się
takich umiejętności, jak przedostawanie się na terytorium wrogich krajów,
przesyłanie i odczytywanie zaszyfrowanych informacji czy rekrutacja szpiegów.
CIA pragnie, aby agenci wchodzący w skład SOG byli w stanie zarówno zdobywać
tajne informacje jak i wysadzać mosty.
Doskonalą również swoje umiejętności, takie jak strzelanie snajperskie z różnych
rodzajów broni, zakładanie lądowisk dla samolotów i helikopterów na trudno
dostępnych obszarach i atakowanie pozycji wroga niewielkimi siłami. Niektórzy
z nich są wysyłani do tajnego kompleksu formacji Delta Force w Fort Bragg,
gdzie uczą się wysokospecjalistycznych technik antyterrorystycznych, m.in.
uwalniania agenta wziętego jako zakładnika.
W ciągu wielu lat agenci SOG podejmowali najbardziej niebezpieczne zadania
zlecane CIA. Na pracowników tej formacji przypada prawie połowa spośród 79
gwiazdek wyrytych na ścianie holu głównej siedziby agencji w Langley. Upamiętniają
one bohaterstwo szpiegów zabitych od 1947 roku. Najnowsza gwiazda jest poświęcona
Spannowi. Ale w Afganistanie zginęli również inni agenci, do czego CIA
jeszcze się publicznie nie przyznała.
Początki SOG sięgają czasów generała Williama Donovana, zwanego Dzikim
Billem, kierującego tajnymi operacjami prowadzonymi podczas II wojny światowej.
Podległe mu Biuro Służb Strategicznych wysyłało komandosów na tyły wroga.
CIA, od momentu powstania, zawsze dysponowała jednostką paramilitarną, która
nosiła różne nazwy. W kulminacyjnym okresie zimnej wojny dla agencji pracowały
setki specjalistów od działań paramilitarnych inicjujący zamachy stanu w różnych
częściach świata. Uczestniczyła ona w spiskach przeciwko przywódcom Konga,
Kuby oraz Iraku, a senackie śledztwo w 1976 r. wykazało, że inspirowała
przewroty, w wyniku których zginęli przywódcy Republiki Dominikany, Wietnamu
i Chile. Kiedy w latach 80. Ronald Reagan chciał ograniczyć wpływy komunizmu,
agencja organizowała operacje z udziałem formacji paramilitarnych w Ameryce Środkowej.
W Iranie, Gwatemali i Chile rządy obalone nie bez pomocy CIA zastąpiły
represyjne reżimy, które w perspektywie przyniosły więcej szkód niż pożytków
amerykańskim interesom za granicą.
W 1990 r. SOG praktycznie przestała istnieć, padając ofiarą oburzenia w
kraju i na świecie w związku z krwawymi interwencjami agencji w obcych państwach.
Wywodzący się z Kongresu i CIA rzecznicy ograniczenia wydatków obcięli środki
przeznaczane na tajne służby, uważając, że warte miliardy dolarów satelity
szpiegowskie są skuteczniejsze przy zbieraniu informacji niż agenci.
Spętane wojsko
Jednak wkrótce wahadło nastrojów zaczęło się odchylać w przeciwną stronę.
Szefowie wywiadu uświadomili sobie bowiem, że technika też ma swoje
ograniczenia. Satelity nie są w stanie sfotografować tego, co dzieje się wewnątrz
budynku; podsłuchy telefoniczne nie wykryją zaś każdego posunięcia wroga.
Kiedy Tenet został powołany na stanowisko dyrektora CIA w 1997 r., rozpoczął
wysyłanie w teren większej liczby szpiegów i podjął próbę rekonstrukcji
SOG.
W czasie konfliktu bałkańskiego, do końca lat 90., agenci formacji
paramilitarnej CIA przedostawali się na teren Bośni i Kosowa, aby szukać osób
podejrzanych o zbrodnie wojenne, takich jak przywódca bośniackich Serbów
Radovan Karadzić i jego najwyższy rangą generał, Ratko Mladić. Ale nowo
utworzone oddziały nie były wystarczająco liczne, aby schwytać i wywieźć
poszukiwanych Serbów, nawet wówczas, gdy udawało im się ich zlokalizować. -
CIA - narzeka były bliski doradca Clintona - nie dysponowała siłami zdolnymi
do "zdjęcia" kawalkady trzech, czterech samochodów z ochroniarzami.
Obecnie już nimi dysponuje, a potencjał SOG wciąż rośnie. Jej morskie
oddziały korzystają z szybkich łodzi motorowych do desantu komandosów, a
agencja może wynajmować statki o dużej ładowności do transportu cięższego
sprzętu za pośrednictwem kontrolowanych przez siebie firm.
Żołnierze kontra szpiedzy
Z kolei oddziały powietrzne, nazywane przez przedstawicieli Pentagonu Waffen
CIA, mają do dyspozycji małe odrzutowce pasażerskie. Inne samoloty
transportowe mogą dokonywać zrzutów zaopatrzenia dla oddziałów działających
w odległych zakątkach globu. Na takich obszarach jak Afganistan czy Azja Środkowa,
gdzie helikoptery rosyjskiej produkcji mniej rzucają się w oczy, agencja
korzysta z maszyn, które Pentagon zdobył w poprzednich konfliktach lub kupił
na czarnym rynku.
Pentagon nie jest zadowolony z faktu, że SOG agresywnie ingeruje w jego
kompetencje. Kiedy pod koniec września 2001 r. bliscy współpracownicy
Rumsfelda powiedzieli mu, że jego elitarne oddziały Zielonych Beretów nie mogą
wejść do Afganistanu, zanim grupa z CIA nie nawiąże kontaktu z lokalnymi
watażkami, wybuchnął. - Mam tu tych wszystkich żołnierzy pod bronią, a
musimy czekać jak pisklęta w gnieździe, aż CIA pozwoli nam wkroczyć? Co więcej,
Rumsfeldowi nie podoba się koncepcja, w myśl której agenci CIA rozpoczynają
walkę, którą jego oddziały mają potem dokończyć.
Owa niechęć sięga jeszcze głębiej, bo generałowie dysponują większą
liczbą żołnierzy jednostek specjalnych niż szpiedzy z Langley, więc
regularnie agencja podkrada im personel. Nawet niektórzy weterani agencji są
zdania, że CIA powinna się ograniczyć do działalności wywiadowczej i
pozostawić operacje specjalne wojsku. - Pracownikom agencji brakuje doświadczenia,
które umożliwiłoby im skuteczne wykonywanie zadań wojskowych - mówi Larry
Johnson, były agent CIA i ekspert ds. zwalczania terroryzmu w Departamencie
Stanu.
Istnieje również znane z historii niebezpieczeństwo, że operacje
paramilitarne CIA, prowadzone pod osłoną tajemnicy, mogą przybrać zły obrót.
- Wszyscy oglądali już ten film, w którym tajne wojny przeradzają się w
publiczne katastrofy - ostrzega John Pike, dyrektor GlobalSecurity, firmy
doradczej w dziedzinie obronności.
CIA ripostuje, że jej agenci podejmują się zadań, których wojsko albo nie
chce, albo nie potrafi wykonać. SOG szczyci się tym, że jest małą i sprawną
formacją, zdolną do wysyłania oddziałów złożonych z 10 ludzi w dowolny
zakątek świata o wiele szybciej, niż może to uczynić Pentagon.
Łapówka z kwitkiem
Już po rozlokowaniu na miejscu akcji agenci CIA są spętani mniejszą liczbą
przepisów niż ich koledzy z armii. W Afganistanie samoloty transportowe CIA
dokonywały zrzutów ciepłej odzieży, siodeł i bel siana dla sprzymierzonych
afgańskich żołnierzy piechoty i kawalerii. Jeden z meldunków wysłanych do
centrali zawierał następującą treść: "Przyślijcie proszę inne buty.
Talibowie słyszą odgłosy naszych trepów". Kent Harrington, były szef
komórki CIA w Azji, konstatuje: Jeżeli jakiś żołnierz z jednostki
specjalnej miałby wylądować na spadochronie z 3 milionami dolarów
przeznaczonymi na łapówki dla miejscowych watażków, to musiałby mu
towarzyszyć samolot transportowy C-5 z wszystkimi kwitami potrzebnymi przy
rozdziale tych pieniędzy.
CIA dysponuje również o wiele rozleglejszą niż Pentagon siecią kontaktów wśród
zagranicznych służb wywiadowczych oraz globalną siatką płatnych informatorów.
- Agencja zajmuje się wszystkimi, począwszy od utrzymywania łączności ze
współpracownikami najniższego szczebla rozsianymi po całym świecie, a skończywszy
na rządach w ich krajach - mówi jeden z przedstawicieli amerykańskiego
wywiadu. - Wymień nazwę dowolnego kraju, a po paru rozmowach telefonicznych
mogę znaleźć ci czterech lub pięciu ludzi dysponujących różnymi umiejętnościami
niezbędnymi do wykonywania zadań niebezpiecznych. Zielone Berety mogą
prowadzić tajne operacje w strefie walk, ale komandosi tej formacji zostaliby
zdemaskowani przy pierwszej próbie wyjścia z tej strefy, bo nie dysponują oni
siatką wywiadowczą, która zapewniłaby im skuteczną konspirację.
Niemniej jednak Rumsfeld jest zdecydowany stworzyć swoje własne tajne służby.
Ostatnio polecił Dowództwu Operacji Specjalnych sporządzenie tajnego planu
ataków na Al-Kaidę na całym świecie i ma zamiar zarezerwować dodatkowy
miliard dolarów w swoim budżecie na ten cel.
Ostatecznie wyboru dokona prezydent. Zarówno Tenet jak i Rumsfeld bezpośrednio
mu podlegają. Jak dotychczas Bush był skłonny pozostawiać Tenetowi dużą
swobodę działania przy tworzeniu sił specjalnych. Musi jednak mieć świadomość,
że już się zaczęła wojna o podział budżetu wojennego USA.
Większa dawka top secret