IPN - MIĘDZY MODERNIZACJĄ A MARNOTRAWSTWEM - O gospodarce PRL
MIĘDZY MODERNIZACJĄ A MARNOTRAWSTWEM
O gospodarce PRL z historykiem Krzysztofem Madejem
rozmawia Barbara Polak
Barbara Polak - Jaką spuściznę materialną po przedwojennej i wojennej Polsce przejął
komunistyczny rząd?
Krzysztof Madej - Szacuje się, że straty materialne na ziemiach polskich w granicach z
1939 r. wynosiły około 50 mld ówczesnych dolarów. Podczas wojny zniszczeniu
uległy przede wszystki obiekty, w tym budynki i mieszkania. Warszawa straciła
75 proc. budynków. W innych miastach nie było lepiej, na przykład Gdańsk
został zniszczony w 55 proc., Grudziądz w 65 proc. Na wsi, głównie na
terenach przyfrontowych, ucierpiało około 500 tys. zagród.
Po wojnie granice Polski zostały przesunięte na zachód, co wiązało się ze
zmianą profilu gospodarki. W porównaniu z resztą terytorium kraju ziemie
zachodnie były regionem dużo bardziej rozwiniętym, zwłaszcza pod względem
infrastruktury i przemysłu, choć równie dotkliwie doświadczonym przez wojnę.
Barbara Polak - Odbudowa gospodarki w znacznym stopniu była uzależniona od bogactw
naturalnych. Jaki wpływ na zasobność Polski w surowce miała zmiana granic?
Krzysztof Madej - Polska utraciła trzy czwarte złóż ropy naftowej i złoża soli
potasowych, które znajdowały się na ziemiach wschodnich zajętych przez ZSRR.
Natomiast na ziemiach zachodnich Polska uzyskała nowe złoża węgla kamiennego
i brunatnego, jak również złoża rud cynkowo-ołowianych, miedzi i niklu. O
lepszym rozwoju tych ziem świadczy następujący fakt: w latach czterdziestych
na ziemiach zachodnich przejętych przez Polskę wytwarzano mniej więcej tyle
energii elektrycznej, ile na całym obszarze II Rzeczypospolitej. Wraz z przejęciem
tych terenów zwiększyła się też znacznie długość linii kolei żelaznych
i dróg kołowych w Polsce.
Po ucieczce i wysiedleniach ludności niemieckiej w drugiej połowie lat
czterdziestych zostało tam ponad milion opuszczonych mieszkań, które w dużej
części zostały zasiedlone przez mieszkańców Polski centralnej, później
przez tak zwanych repatriantów z utraconych przez Polskę kresów wschodnich.
Pewne rezerwy mieszkaniowe, przynajmniej na niektórych obszarach ziem
zachodnich, istniały zresztą jeszcze w latach pięćdziesiątych, po 1956 r.
kierowano tam więc drugą falę repatriantów z ZSRR. Oczywiście, miasta na
ziemiach zachodnich również były zniszczone: Wrocław w 64 proc., Kołobrzeg
w 80 proc., poważnych strat doznały Szczecin i Legnica. Przyjmuje się, że z
istniejących w 1939 r. 3,5 mln izb mieszkalnych na terenach poniemieckich
zniszczeniu uległo około 2 mln.
Podczas przejmowania majątku na ziemiach zachodnich dochodziło do wielu
zniszczeń. Armia Czerwona zabierała cenniejsze urządzenia i wywoziła je do
ZSRR. Niezależnie od tego "ziemie odzyskane" były grabione przez
rodzimych szabrowników, działających na własną rękę lub w sposób
zorganizowany. Często w szabrze uczestniczyli, wykorzystując swoje
uprawnienia, funkcjonariusze administracji państwowej. Oczywiście, podejmowano
różne próby zabezpieczenia terenu (wysyłano tam cywilne komisje i oddziały
MO). Skuteczność ich była jednak niewielka.
Barbara Polak - Skąd pochodziły fundusze na odbudowę państwa?
Krzysztof Madej - W 1946 r. rozpisano Premiowaną Pożyczkę Odbudowy Kraju i wypuszczono
obligacje na 4,5 mld złotych. Na czele Komitetu PPOK stanął Karol Popiel,
działacz opozycyjnego Stronnictwa Pracy, co miało tę pożyczkę legitymizować
przed społeczeństwem. Niektóre grupy ludności (rolnicy, sektor prywatny)
zmuszono do kupna obligacji pożyczkowych. Tym sposobem w pierwszych latach
powojennych budżet państwa uzyskał około 12 proc. wpływów. Wpływy do budżetu
osiągano również dzięki znacznym obciążeniom fiskalnym.
Polska otrzymywała także pomoc humanitarną z zagranicy. W ramach UNRRA (United
Nations Refugee Emergency Fund) po 1947 r. Polska otrzymała pomoc o wartości
mniej więcej 500 mln dolarów.
W przeważającej części była to żywność, ale również urządzenia
przemysłowe, leki i odzież.
Barbara Polak - Jakie były plany odbudowy kraju i jak je wdrażano?
Krzysztof Madej - Najważniejszym etapem odbudowy kraju był plan trzyletni. Był to jedyny
plan gospodarczy w PRL, który się powiódł. Przygotował go związany z PPS
Centralny Urząd Planowania (CUP). Warto poświęcić mu trochę miejsca.
Kierownictwo CUP z klucza partyjnego przypadło PPS. Szefem urzędu był Czesław
Bobrowski, a inni ekonomiści związani z PPS mieli w nim silną pozycję. W
lutym 1948 r. zaczęto ograniczać niezależność CUP. Hilary Minc skrytykował
metody planowania gospodarczego stosowane w urzędzie, które były wzorowane na
metodach zachodnich ekonomistów, a nie radzieckich. Był to oczywiście
pretekst, chodziło o to, aby przejąć kontrolę nad tą instytucją, a w
przyszłości nad systemem planowania gospodarczego i kształcenia
ekonomicznego. Później zaczęto usuwać z katedr ekonomicznych ludzi związanych
z przedwojenną lewicą, krytycznych wobec stosowania w gospodarce metod
radzieckich. Katedry uniwersyteckie obejmowali ludzie z PPR, a później z PZPR,
nawet jeśli nie mieli wymaganych stopni naukowych.
Barbara Polak - Proszę zatem przedstawić założenia planu trzyletniego.
Krzysztof Madej - Jego założenia były racjonalne, na przykład to, że nie będzie się
odbudowywać zakładów zniszczonych w stopniu większym niż 50 proc. Zawierał
pewne elementy gospodarki planowej, ale nie forsował uprzemysłowienia
konkretnych dziedzin, co było charakterystyczne dla następnego planu, sześcioletniego.
Plan trzyletni był mniej obciążony ideologią, a bardziej podporządkowany
pragmatyce gospodarczej. Został uchwalony w lipcu 1947 r., ale jego podstawowe
założenia zaczęto wdrażać wcześniej. Między innymi przewidywał równoprawne
istnienie w gospodarce trzech sektorów: państwowego, spółdzielczego i
prywatnego. Zaraz po 1945 r. w dziedzinach, które nie zostały objęte
nacjonalizacją, zezwolono na działalność prywatną.
W pierwszych powojennych latach praktycznie cały handel znajdował się w
prywatnych rękach.
Ten stan rzeczy utrzymywał się aż do czerwca 1947 r., kiedy to z inicjatywy
PPR rozpoczęła się tak zwana bitwa o handel. W tym okresie sztandarowym
ideologiem polskiej gospodarki był pepeerowski ekonomista Hilary Minc,
przewodniczący Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów i minister przemysłu i
handlu. Ostatecznie pod koniec lat czterdziestych z handlu wyeliminowano
prywatny sektor, czego efektem były ciągłe kłopoty z zaopatrzeniem.
Barbara Polak - Na czym polegała "bitwa o handel"?
Krzysztof Madej - Niszczenie prywatnej inicjatywy odbywało się metodami administracyjnymi
i fiskalnymi. Pod hasłem walki z "drożyzną" nakładano na osoby
zajmujące się handlem różne kary. Działalność gospodarcza była
koncesjonowana. Od 1948 r. przejęto także kontrolę nad spółdzielczością,
"upaństwawiając" ją. Nie tylko tworzono specjalne akty normatywne,
ale także odsuwano od handlu ludzi autentycznie związanych ze spółdzielczością
i tworzono spółdzielnie w pełni kontrolowane przez struktury centralne.
Barbara Polak - Jak można podsumować wyniki planu trzyletniego?
Krzysztof Madej - W znacznym stopniu odbudowano gospodarkę kraju. W planie trzyletnim
liczba tak zwanych twardych wskaźników dyrektywnych była o wiele mniejsza niż
w następnych. W dużej mierze zawdzięczamy to właśnie autorom planu,
ekonomistom związanym z CUP. Już w 1948 r. poziom produkcji przemysłowej
przekroczono o 30 proc. w stosunku do wielkości produkcji sprzed 1939 r. Gorzej
przedstawiały się wyniki w rolnictwie - w 1948 r. produkowano około 70 proc.
tego, co przed wojną. Przede wszystkim jednak znacząco wzrosła konsumpcja -
do 1949 r. płace realne ludności wzrosły o 58 proc. (ale trzeba pamiętać,
że płace zaraz po wojnie były bardzo niskie).
W 1949 r. zniesiono również reglamentację żywności. Udało się tego dokonać
mimo ograniczenia przez PZPR roli CUP i odsunięcia ekonomistów związanych z
PPS, który w 1948 r. ostatecznie traci swój relatywnie autonomiczny byt.
Barbara Polak - Hilary Minc przeprowadził ideologiczną krytykę planu trzyletniego i
stworzył podwaliny planu sześcioletniego.
Krzysztof Madej - W miejsce CUP powstała Komisja Planowania Gospodarczego, na której
czele stanął Minc. Plan sześcioletni zakładał przeznaczenie w dochodzie
narodowym większej puli na inwestycje, czyli tworzenie środków produkcji i
forsowną industrializację, rozwój przemysłu ciężkiego, metalowego. Był to
sposób na rozwój cywilizacyjny kraju. Sam fakt wyboru określonych typów
przemysłu świadczył z kolei o pewnych priorytetach - chodziło o stworzenie
zaplecza dla przemysłu zbrojeniowego. Zwłaszcza od 1951 r. plan był
modyfikowany w tym kierunku. Wiązało się to z wojną koreańską i
przygotowaniami ZSRR i jego satelitów do trzeciej wojny światowej. Społecznym
skutkiem planu sześcioletniego był liczbowy wzrost klasy robotniczej.
Zatrudnienie ludzi w przemyśle stwarzało szansę rozwiązania problemu
przeludnienia polskiej wsi.
Sztandarową budową planu sześcioletniego była Nowa Huta - kombinat
metalurgiczny i powstające wokół niego miasto. Mimo krytyk jej powstanie nie
było tak do końca gospodarczym absurdem. Decyzja o budowie nie miała wyłącznie
charakteru politycznego (krytycy projektu podkreślali, że ma to być kara dla
Krakowa, który się "źle zachował" podczas referendum). Lokalizacja
ta miała na celu zapewnienie miejsc pracy dla młodzieży z małopolskich wsi,
a krakowska Akademia Górniczo-Hutnicza miała dać hucie dobrze wykształconych
inżynierów. Dodajmy, że okoliczności powstania Nowej Huty stanowią dobrą
ilustrację ewolucji sytuacji geopolitycznej Polski. Pierwotnie miała ona
powstać na Śląsku. W Chicago zamówiono nawet piec hutniczy. Nie udało się
zrealizować tych zamierzeń, bo Polska musiała, ze względów politycznych,
odrzucić plan Marshalla. Trzeba było zbudować hutę na bazie technologii
sowieckiej i bliżej granicy wschodniej. Z tych między innymi powodów
zdecydowano się na Kraków.
Barbara Polak - Tak to pragmatyka gospodarcza ściera z politycznymi interesami, na
dodatek nie naszymi.
Krzysztof Madej - Tak, tylko że my wówczas nie mieliśmy innych kooperantów i ze względów
politycznych mieć nie mogliśmy... Oczywiście, chodziło też o stworzenie
silnego środowiska robotniczego obok inteligenckiego Krakowa.
Barbara Polak - Co oprócz Nowej Huty znalazło się w planie sześcioletnim?
Krzysztof Madej - Pierwsze założenia były takie - trzeba dać dużo na inwestycje i
stworzyć podstawy industrializacji. Priorytetem było więc silne państwo, a
nie zamożne społeczeństwo. Inwestowano w przemysł maszynowy, metalurgiczny i
chemiczny, mniejsze nakłady szły na przemysł budowlany, lekki i spożywczy. W
ramach planu sześcioletniego wybudowano między innymi hutę aluminium w
Skawinie, hutę żelaza w Częstochowie. Na terenie Warszawy rozwinięto przemysł
motoryzacyjny - na Żeraniu powstaje Fabryka Samochodów Osobowych (FSO) - także
elektrotechniczny i maszynowy. Rozpoczęto tworzenie bydgoskiego okręgu przemysłowego.
Barbara Polak - Musiały też powstawać zakłady, które mogły obsługiwać przemysł
zbrojeniowy. Przed wojną takie funkcje pełnił Centralny Okręg Przemysłowy (COP),
którego budowę rozpoczęto w latach trzydziestych.
Krzysztof Madej - W ramach realizacji planu rozbudowywano i modernizowano zakłady już
istniejące oraz tworzono nowe. W Starachowicach powstała fabryka samochodów
ciężarowych, w Skarżysku-Kamiennej zakłady przemysłu maszynowego, w
Kielcach fabryka kotłów.
Silna militaryzacja przemysłu rozpoczęła się w okresie kryzysu wywołanego
wojną koreańską. Różne gałęzie przemysłu zaczęły pracować na rzecz
zbrojeniówki. Szacuje się, że wydatki na zbrojenia w latach 1950-1955 wyniosły
około 4 mld dolarów. Pod koniec realizacji planu sześcioletniego na potrzeby
wojska pracowało 166 zakładów. Liczebność armii wzrosła ze 140 tys. w 1948
r. do ponad 400 tys. w 1953 r. Wydatki na infrastrukturę pochłonęły miliard
ówczesnych dolarów - wybudowano wtedy między innymi kilka linii kolejowych
prowadzących do granicy wschodniej, stacje przeładunkowe, również lotniska
wojskowe w Modlinie i na Bemowie. Takie zmiany dotyczyły nie tylko Polski.
W Czechosłowacji, która była w bloku głównym producentem broni, wydatki
militarne wzrosły w tym czasie siedmiokrotnie.
Forsowna industrializacja miała również inny aspekt, zauważalny nie tylko
podczas wprowadzania w życie planu sześcioletniego. W gospodarce
komunistycznej znacznie chętniej coś budowano i tworzono od nowa, niż
remontowano i modernizowano. Po części było to pochodną rywalizacji różnych
grup interesów o kasę państwową. Klęska Nowej Huty w latach późniejszych
polegała na tym właśnie, że w porę nie przeprowadzono jej modernizacji.
Barbara Polak - Rozwijając przemysł ciężki, władze musiały zrezygnować z innych
inwestycji. Jakie dziedziny ucierpiały w okresie intensywnej industrializacji?
Krzysztof Madej - W latach pięćdziesiątych bardzo zaniedbano na przykład budownictwo
mieszkaniowe. W latach 1950-1955 wybudowano tylko 400 tys. mieszkań; oznacza to
w przybliżeniu, że na cztery nowo zawarte małżeństwa przypadało jedno nowe
mieszkanie!
Ceną za tę intensywną industrializację był również bardzo niski poziom życia,
mimo że więcej wytwarzano i rósł dochód narodowy. Na poziomie konsumpcji było
to bardzo mało odczuwalne, zaledwie o kilka procent wzrosły w tym okresie płace
realne. W niektórych latach były one wręcz niższe niż w 1949 r. Poza tym płace
były obłożone podatkiem na Narodową Pożyczkę Rozwoju Sił Zbrojnych. W
1950 r. zarządzono wymianę pieniędzy. O ile wcześniejsza wymiana w 1945 r.
miała charakter porządkujący (chodziło o wyeliminowanie różnych środków
płatniczych znajdujących się w obiegu), o tyle zasady wymiany w 1950 r. zostały
ustalone tak, że ludzie na niej stracili. Jeśli nie mieli oszczędności w
banku, to stare pieniądze wymieniano na nowe w stosunku 100 do 1. Jedynie
wynagrodzenia i lokaty w banku do 100 tys. zł wymieniano w relacji 100 do 3.
Bardzo ograniczony był również czas wymiany. W ten sposób stworzono możliwość
ściągnięcia marży emisyjnej, co z jednej strony było zabiegiem fiskalnym, a
z drugiej dawało państwu wpływy, które można było przeznaczyć na
finansowanie industrializacji.
Plan sześcioletni załamał się po śmierci Stalina. Historycy gospodarki wyróżniają
tak zwane cykle w rozwoju gospodarczym. Cykl zaczyna się od fazy konsumpcyjnej,
kiedy gospodarka rozwija się w miarę równomiernie (w tej fazie można umieścić
gospodarkę planu trzyletniego). Potem następuje faza intensywnej
industrializacji (to był właśnie plan sześcioletni). Okres ten kończy się
zwykle dużymi problemami społecznymi i gospodarczymi, co przesądza o
konieczności zmiany polityki gospodarczej.
Znany ekonomista Stefan Kurowski tłumaczył odchodzenie od polityki intensywnej
industrializacji tym, że koszty utrzymywania spokoju społecznego okazywały się
zbyt wysokie. Wtedy właśnie decydowano się na zabieg zwany manewrem
gospodarczym. Ta faza w planie sześcioletnim wypadła na 1954 r., kiedy
przeznaczano większe limity inwestycyjne na produkcję o charakterze
konsumpcyjnym. W zakładach pracy uruchamiano tak zwaną produkcję uboczną -
oprócz na przykład części do lokomotyw czy czołgów produkowano wiadra.
Taka produkcja cieszyła się poparciem załóg, które na tym zarabiały. Na
zubożonym rynku wewnętrznym był duży popyt na te towary. Po 1956 r.
odblokowano (w ograniczonym zakresie) też prywatną inicjatywę, restytuowano
spółdzielczość. Zaczęto udzielać ludziom kredytów, żeby mogli budować
mieszkania.
Barbara Polak - To chyba od tego momentu zaczyna się okres gomułkowskiej "małej
stabilizacji". Jak można opisać politykę gospodarczą tego okresu?
Krzysztof Madej - W roku 1957 ogłoszono nową politykę mieszkaniową, polegającą na
tym, że udzielano ludziom kredytów mieszkaniowych. Siłą rzeczy skierowano też
znaczne środki finansowe na przemysł budowlany. Zaczęto również wspierać
rzemiosło.
W czasie planu sześcioletniego zarobki realne zwiększyły się zaledwie o
kilka procent, w latach 1957-1960 zaś pensje realne wzrosły o dwadzieścia parę
procent. Jednak dość szybko skończył się okres względnej liberalizacji w
ramach gospodarki nakazowo-rozdzielczej. W 1958 r. powstał plan intensywnego
uprzemysłowienia, który miał być wdrażany od 1960 r. W praktyce oznaczało
to, że znów ograniczono limity inwestycyjne, w tym na przykład właśnie nakłady
przeznaczane na budownictwo. Jeśli więc na początku lat sześćdziesiątych
spółdzielniom mieszkaniowym udało się zgromadzić środki, to i tak miały później
problemy z realizacją inwestycji, bo nie miały wykonawców i materiałów
budowlanych.
Powrót do intensywnego uprzemysławiania miał kilka przesłanek. W ramach RWPG
(Rada Wzajemnej Pomocy Gospodarczej) Polska była zobligowana do rozpoczęcia
pewnych inwestycji, na przykład do zwiększenia wydobycia węgla na potrzeby
hutnictwa czy rozwoju przemysłu chemicznego w związku z produkcją surowców
syntetycznych. Miała również współfinansować inwestycje surowcowe w ZSRR i
Rumunii. Były też przesłanki wewnętrzne. W materiałach Wydziału
Ekonomicznego KC PZPR z początku lat sześćdziesiątych znalazłem na przykład
protokół z narady poświęconej planom inwestycyjnym w budownictwie. Instytut
Gospodarki Mieszkaniowej opracował wtedy prognozę dotyczącą zapotrzebowania
na nowe mieszkania w latach 1961-1965. Propozycje były takie - 700 tys., 650
tys. lub 600 tys. mieszkań. Przyjęto opcję najniższą, która według danych
IGM nie rokowała nadziei na poprawę sytuacji mieszkaniowej.
Władze partyjne motywowały swe decyzje następująco - musimy przede wszystkim
rozwijać przemysł ciężki, maszynowy i chemiczny, bo tego wymaga ogólna
sytuacja międzynarodowa, czyli zagrożenie konfrontacją militarną. Ponadto w
wiek produkcyjny wchodzi pokolenie wyżu demograficznego, trzeba mu dać pracę.
Potrzeby szacowano na około półtora miliona miejsc pracy i miejsca te
rzeczywiście wtedy stworzono, choć w ślad za wzrostem zatrudnienia nie szło
zwiększenie wydajności pracy.
Barbara Polak - Zatrzymajmy się jeszcze przy sprawach mieszkaniowych. Głód mieszkań
był zmorą całego okresu PRL.
Krzysztof Madej - W latach czterdziestych i pięćdziesiątych potrzeby mieszkaniowe rozwiązywano
metodami administracyjnymi. Wprowadzono akty normatywne ustalające, że
nieruchomości mające więcej niż pięć izb będą poddane tak zwanemu
przymusowemu zarządowi nieruchomości, co w praktyce oznaczało
dokwaterowywanie lokatorów do mieszkań i domów prywatnych. Miało to pewne
racjonalne uzasadnienie, ponieważ, jak powiedzieliśmy, zniszczenia budynków w
czasie wojny były ogromne. Z upływem czasu zamiast te przepisy łagodzić,
czyniono je bardziej restrykcyjnymi. Dekret w tej sprawie z 1951 r. pozwolił
przejąć administracji państwowej resztki nie poddanego dotąd kontroli państwowej
mienia. Ani spółdzielnie mieszkaniowe, ani indywidualni właściciele nie
mieli prawa decydowania o swojej własności. W jednym mieszkaniu kwaterowano po
kilka rodzin. Standard tych wielorodzinnych mieszkań był niski, domy nie były
remontowane, nawet jeśli były po wojnie częściowo zniszczone. Nie było ich
za co remontować, bo czynsze mieszkaniowe były bardzo niskie, wręcz
symboliczne. Budownictwo mieszkaniowe, poza sztandarowymi budowami lat pięćdziesiątych,
takimi jak MDM czy Nowa Huta, praktycznie nie istniało.
Barbara Polak - Po Październiku trochę jednak poprawiło się w tej dziedzinie.
Krzysztof Madej - W latach sześćdziesiątych mimo ograniczonych środków i limitów
inwestycyjnych starano się budować jak najwięcej. Idee fixe Gomułki było
budownictwo oszczędnościowe, co znalazło akceptację Biura Politycznego. Wiązało
się to, rzecz jasna, z obniżeniem standardu. Budownictwo miało być jak najtańsze
- małe, ciemne kuchnie, zmniejszanie "zbędnych" powierzchni, niskie
stropy, brak tynków. Pojawił się nawet pomysł, żeby budować domy z suchymi
ustępami oraz takie, w których jedna łazienka służyła lokatorom kilku
mieszkań.
Inwestorzy, zwłaszcza spółdzielcy czy budownictwo zakładowe, nie chcieli tak
budować, bo przecież mieszkanie było ważnym elementem przetargowym w grze o
pracownika. Wtedy pojawiły się koncepcje nowych technik, chciano wprowadzić
strunobetony i azbest. Próbowano również, zwłaszcza w latach siedemdziesiątych,
wprowadzać projekty typowe i budować z wielkiej płyty. Była to próba rozwiązania
problemu mieszkaniowego. Pod koniec lat sześćdziesiątych milion rodzin czekało
na mieszkanie. Budowano wtedy średnio 150 tys. mieszkań rocznie, ale i tak
liczba oczekujących wciąż się zwiększała. Niedostatek mieszkań w drugiej
połowie lat siedemdziesiątych szacowano na półtora miliona, mimo że lata te
były rekordowe, jeśli chodzi o budownictwo - budowano około 230 tys. mieszkań
rocznie.
Barbara Polak - Powróćmy do inwestycji przemysłowych.
Krzysztof Madej - W latach sześćdziesiątych inwestowano sporo w przemysł chemiczny, między
innymi rozpoczęto wydobycie siarki w Tarnobrzegu, powstały zakłady azotowe w
Puławach, a w Płocku zakłady petrochemiczne. Inwestowano również w przemysł
wydobywczy - w Koninie powstała kopalnia węgla brunatnego, rozpoczęto
eksploatację węgla w Rybnickim Okręgu Węglowym. W drugiej połowie lat pięćdziesiątych
uruchomiono produkcję syrenki, a w końcu lat sześćdziesiątych fiata 125p.
Problemy gospodarcze ujawniły się w drugiej połowie dekady, co jest zgodne z
wcześniej omawianymi fazami gospodarki planowej. Znacznie osłabło tempo
wzrostu gospodarczego i wzrostu płac realnych. Próbą wyjścia z impasu były
tak zwane reformy jaszczukowskie (Bolesław Jaszczuk był członkiem Biura
Politycznego KC PZPR odpowiedzialnym za gospodarkę). Była to polityka
selektywnego wzrostu, popierano tylko te gałęzie, które mogły dać jakiś
wzrost dochodu narodowego, a za taką uznano przemysł chemiczny. Lata sześćdziesiąte
Polska zakończyła z długiem w wysokości miliarda dolarów, będącym
wynikiem przede wszystkim ujemnego bilansu w wymianie handlowej z zagranicą.
Masakra robotników na Wybrzeżu w grudniu 1970 r. była konsekwencją błędów
w polityce gospodarczej i społecznej. Na początku swoich rządów Gomułka
cieszył się zaufaniem społeczeństwa, kończył je w atmosferze wrogości.
Podwyżka cen żywności wcale nie musiała zostać wprowadzona właśnie wtedy.
Polska była i tak zadłużona, więc można było wziąć kolejny kredyt i kupić
za granicą brakujące mięso, ale Gomułka był temu przeciwny. Być może
niczego by tym nie załatwiono, ludzie mieli już dość siermiężnej "małej
stabilizacji".
Barbara Polak - Następca Gomułki, Edward Gierek, miał tego świadomość.
Krzysztof Madej - Rządy Gierka były przeciwieństwem czternastoletnich rządów Gomułki.
Gierek, świadomy niepowodzeń poprzednika, starał się na początku zdobyć
przychylność społeczeństwa decyzjami gospodarczymi. W 1971 r. odwołano
podwyżki cen. W 1972 r. zniesiono obowiązkowe dostawy produktów rolnych
narzucone wsi na początku lat pięćdziesiątych. Podwyższono najniższe płace,
renty i emerytury. Świadczeniami społecznymi została objęta również ludność
wiejska. W latach 1971-1975 płace realne wzrosły przeciętnie o 40 proc.,
liczne inwestycje stworzyły około 1,1 mln nowych miejsc pracy. Trzeba jednak
pamiętać, że działo się to z jednej strony na kredyt i niekorzystne
zjawiska pojawiły się już w drugiej połowie lat siedemdziesiątych. Z
drugiej strony około 30 proc. ludzi żyło wtedy poniżej progu ubóstwa (mniej
więcej tyle co obecnie).
Barbara Polak - Społeczeństwo zachowało w pamięci lata prosperity tego pierwszego
okresu rządów Gierka, ale również ma świadomość zgubnej strategii zaciągania
kredytów.
Krzysztof Madej - W latach siedemdziesiątych znacząco zmodernizowano polską gospodarkę.
Polska była skazana na zadłużanie, bo założenia gospodarcze przewidywały
import inwestycyjny. Inwestowano w infrastrukturę. Powstała wtedy na przykład
Centralna Magistrala Kolejowa i tak zwana "gierkówka", czyli droga
szybkiego ruchu między Katowicami a Warszawą. Zbudowano Port Północny i
Rafinerię Nafty w Gdańsku.
Lata siedemdziesiąte to również inwestycje w przemysł samochodowy, zakupiono
licencję "malucha", który miał być samochodem dla każdego. Na
licencji francuskiego Berlieta rozpoczęto w Jelczu budowę autobusów.
Inwestycje te z jednej strony miały znaczenie modernizacyjne i konsumpcyjne, z
drugiej strony chodziło o zwiększenie udziału Polski w wymianie międzynarodowej.
W porównaniu z 1970 r. import do Polski wzrósł w 1975 r. o 104 proc., a
eksport o 66 proc.
Zaciąganie pożyczek wiązało się z koncepcją samospłaty. Kupując na przykład
linię produkcyjną fiata 126p, zakładano spłaty eksportem tych samochodów.
Niektóre zakupy, w tym nabyta w 1974 r. licencja firmy Massey Ferguson dla
Ursusa, nie były trafione. Ostatecznie musiano wprowadzić do licencji wiele
przeróbek i rzeczywista produkcja została uruchomiona dopiero w 1984 r. Również
Berliet jako autobus miejski okazał się za "delikatny" na polskie
realia. Było to do przewidzenia, ale decyzję podjęto z powodów, nazwijmy to,
niemerytorycznych - znane było frankofilstwo Gierka, a poza tym udziały w
Berliecie miała francuska partia komunistyczna.
Oczywiście nie wszystkie inwestycje oparte na zasadzie samospłaty były
niewypałem. Niewątpliwie hotel "Forum" w Warszawie był bardzo
potrzebny. Nie można też powiedzieć, że zachodnie kredyty były wyłącznie
przejadane, bo do 1976 r. udział konsumpcji wynosił w nich około 17 proc.
Marnotrawstwem okazały się niektóre inwestycje. Koszt Huty Katowice
oszacowano na 25 mld złotych, a jej koszt rzeczywisty był prawdopodobnie
dziesięciokrotnie wyższy! Dla wszystkich tam pracujących - od dyrektorów po
robotników - było to bardzo korzystne przedsięwzięcie. Ludzie zarabiali tam
jak nigdy wcześniej i jak nigdy później. Rozrzutność przy jej budowie była
niewiarygodna, nikt nie dbał o konserwację sprzętu. Moja teoria jest taka:
poza oczywistą niegospodarnością i nadużyciami, ówczesna administracja
gospodarcza nie była przygotowana do zarządzania taką liczbą inwestycji.
Barbara Polak - Czy to znaczy, że mieliśmy złych ekonomistów i złe plany?
Krzysztof Madej - Ekonomiści, nie tylko w latach siedemdziesiątych, byli odsuwani od
gospodarki. Po Październiku powołano Radę Ekonomiczną, w jej skład weszły
uznane autorytety ekonomiczne - Czesław Bobrowski, Oskar Lange, Włodzimierz
Brus. Na początku lat sześćdziesiątych władze przestały się jednak z ich
zdaniem liczyć. Gierek oczywiście miał także swoich doradców, ale nie
przyjmował uwag krytycznych. Były na przykład opinie Najwyższej Izby
Kontroli (kierowanej przez Mieczysława Moczara), która przestrzegała przed
rozpoczynaniem wielu inwestycji. Postanowiono więc kontynuować tylko dobrze
rokujące inwestycje, które mogły przynieść korzyści eksportowe, i zacząć
spłacać zaciągnięte kredyty.
W praktyce zatrzymano część inwestycji... by rozpocząć kolejne.
Plany zwiększenia eksportu były z założenia nierealne, żaden kraj wtedy nie
był w stanie tak szybko zdynamizować eksportu. Pogorszyła się koniunktura międzynarodowa.
Kraje zachodnie, czyli pożyczkodawcy, nie zwiększały swojego importu z krajów
zadłużonych. Pod koniec lat siedemdziesiątych obciążenie spłatami było wyższe
niż wpływy PRL z eksportu, tylko 40 proc. przedsiębiorstw działających w
ramach samospłaty realizowało zobowiązania płatnicze.
Największym jednak problemem było to, że w niedokończonych inwestycjach
pogrzebano około biliona złotych.
Barbara Polak - Mam w oczach obraz takiej degrengolady przemysłowego krajobrazu
polskiego - walające się zardzewiałe maszyny, błoto, zwaliska
unieruchomionego sprzętu. To było widać nawet z okien pociągu, gołym okiem.
Krzysztof Madej - Tak właśnie wyglądały efekty zamrożenia inwestycyjnego, przerywano
inwestycje, bo nie było na nie środków. Wartość nieprzekazanych do użytku
inwestycji w 1980 r. szacowano na około 70 proc. ich wartości kosztorysowej.
Znacznie zmniejszyło się tempo wzrostu dochodu narodowego. W latach 1970-1975
rósł on średnio o 10 proc. rocznie, a w drugiej połowie lat siedemdziesiątych
o 1 proc. Pod koniec dekady, w latach 1979-1980, dochód narodowy spadł nawet o
kilka procent.
Barbara Polak - Lata siedemdziesiąte po raz kolejny pokazały,
że po pięknym początku następuje smutne zakończenie.
Krzysztof Madej - Pamięć o przyczynach klęski Gomułki i opinie z Moskwy, przeciwnej
radykalnym podwyżkom burzącym spokój społeczny, spowodowały, że władze długo
obawiały się podwyższyć ceny żywności, a po protestach w czerwcu 1976 r.
ostatecznie wycofały się z podwyżek. Abstrahując już od metod dialogu społecznego
stosowanych przez władze, brak podwyżek cen zaowocował ostatecznie
niedoborami na rynku i reglamentacją. W lipcu 1976 r. wprowadzono przecież
kartki na cukier.
Negatywne skutki gospodarki na kredyt zaczęły być odczuwalne w drugiej połowie
lat siedemdziesiątych. Obniżył się poziom życia ludności, pojawiły się
trudności w zaopatrzeniu. Rozpoczynając nowe inwestycje, zapomniano o
modernizacji już istniejących. Przykładem może być Nowa Huta, która już
wtedy wymagała znacznej modernizacji. Fakt, że w 1978 r. zatrudniała 35 tys.
pracowników, świadczy, iż nie mogła być zakładem efektywnym.
Skutki ówczesnej polityki odczuwamy do dziś, choćby spłacając zaciągnięte
wtedy długi, i tak częściowo zredukowane na początku lat dziewięćdziesiątych.
Barbara Polak - W jakim stopniu polskie katastrofy gospodarcze były rodzimego
autorstwa, a w jakim wynikały one z zależności obowiązujących w obrębie
bloku?
Krzysztof Madej - RWPG nigdy nie była sprawnie funkcjonującym organizmem gospodarczym.
Kiedy w drugiej połowie swych rządów Gomułka chciał rozwinąć współpracę
krajów socjalistycznych, okazało się to niemożliwe, ponieważ w porównaniu
z zachodnimi, gospodarka socjalistyczna faktycznie nie była w stanie dobrze
kooperować. Trudno powiedzieć, kto tak naprawdę w kogo inwestował.
Rozliczenia w ramach RWPG były bardzo niejasne, dlatego też powszechne było
przekonanie, że braki na rynku spowodowane są tym, iż towary są wywożone do
ZSRR (tam zresztą analogicznie tłumaczono sobie trudności w zaopatrzeniu).
Trzeba było kupować trzcinę cukrową na Kubie, żeby jej pomóc. Jest taka
informacja, nie wiem, czy do końca prawdziwa, że Kuba otrzymała od krajów
bloku większą pomoc niż Europa Zachodnia w ramach planu Marshalla. W ramach
pomocy bloku dla krajów socjalistycznych w Trzecim Świecie na przełomie lat
sześćdziesiątych i siedemdziesiątych Polska współfinansowała pomoc dla
komunistów wietnamskich. Na pewno należało dla dobra bloku rozwijać przemysł
ciężki, zbrojeniowy. W latach siedemdziesiątych pewne transakcje na Zachodzie
były zawierane po to, żeby nowoczesne technologie mogły napływać do Związku
Radzieckiego. Transakcje te były skomplikowane, kupowano za dolary, sprzedawano
za ruble transferowe. Ale zbudować generalny bilans tych rozliczeń jest
trudno.
Największym ograniczeniem dla gospodarki PRL było to, że musiała funkcjonować
w ramach modelu gospodarczego narzuconego przez uwarunkowania polityczne. Nie
istniała swoboda zawierania umów gospodarczych w wymianie międzynarodowej.
Niektóre umowy z ZSRR były jawnie niekorzystne dla Polski, jak ta o sprzedaży
węgla z lat pięćdziesiątych. Z kolei ZSRR subwencjonował kraje RWPG,
sprzedając im rudy żelaza (słabej co prawda jakości) po niskich cenach.
Barbara Polak - Pozostała nam ostatnia dekada PRL. Proszę ją scharakteryzować od
strony gospodarczej.
Krzysztof Madej - Lata osiemdziesiąte, jeśli chodzi o przyrost dochodu narodowego, to
najgorszy okres w dziejach PRL. Przyjmuje się, że realnie dochód wzrósł o 3
proc., co nie wyrównało spadku z początku tej dekady. Nastąpiło ogólne
obniżenie standardu życia. Reglamentacją objęto praktycznie wszystkie
dziedziny życia. Odzyskanie poziomu dochodu narodowego z 1978 r. w niektórych
dziedzinach nastąpiło dopiero w latach dziewięćdziesiątych.
Barbara Polak - Ile kosztował stan wojenny?
Krzysztof Madej - Danych na ten temat brakuje, ale z pewnością były to duże koszty, na
przykład na paliwo do wojskowych pojazdów. W czasie stanu wojennego
wprowadzono reformę gospodarczą, polegającą de facto na bardzo radykalnej
podwyżce cen, w wyniku której realne dochody ludności spadły o ponad 20
proc. (według niektórych szacunków spadek ten był jescze większy).
Próbowano oczywiście jakoś uporządkować gospodarkę, ale już w drugiej połowie
dekady okazało się, że jest to praktycznie niemożliwe. Pojawiła się
koncepcja drugiego etapu reformy gospodarczej. Władze jednak obawiały się
niezadowolenia ludności spowodowanego obniżeniem się poziomu życia, odwołały
się więc do referendum, które w 1987 r. przegrały. Reformy rządu
Rakowskiego w 1989 r. uruchomiły hiperinflację. Zmiany modelu gospodarczego
dokonał dopiero pierwszy rząd solidarnościowy.
Na radykalne reformy w gospodarce władze nie miały zgody społecznej,
prawdopodobnie zabrakło im również woli politycznej. Z pewnej liberalizacji
gospodarki skorzystała w latach osiemdziesiątych prywatna inicjatywa, powiązana
często z aparatem władzy. Zaczęły powstawać jakieś spółki joint-venture
czy firmy polonijne. Tego typu aktywności sprzyjał powszechny niedobór towarów
na rynku i związany z tym duży popyt. Spore znaczenie zaczyna mieć w latach
osiemdziesiątych szara strefa, która z jednej strony uelastyczniała niewydolną
gospodarkę, z drugiej sprzyjała powstawaniu różnych patologii w życiu
gospodarczym, których skutki odczuwamy do dziś (korupcja, kapitalizm
polityczny, sprzeniewierzanie publicznego majątku). Pojawiło się zjawisko
dolaryzacji gospodarki. Ważną pozycję w budżecie wielu rodzin stanowiły
pieniądze zarobione na Zachodzie, na tak zwanych saksach. W latach osiemdziesiątych
przeciętna pensja wynosiła około 30 dolarów. Z kolei za kilka miesięcy
pracy na czarno w RFN można było w Warszawie kupić mieszkanie.
Niewydolność ekonomiczna realnego socjalizmu znalazła potwierdzenie na arenie
międzynarodowej. ZSRR nie był w stanie sprostać wyścigowi zbrojeń z USA,
zależnemu w dużej mierze od konkurencyjności i nowoczesności gospodarki.
Efektem tego był pokojowy rozpad najpierw bloku, a wkrótce samego Związku
Radzieckiego.
Władysław Bieńkowski - przyjaciel Gomułki, dawny członek aparatu PPR i PZPR
- napisał w 1969 r., że nie ten system wygra, który ma lepsze rakiety i
sprawniejszą policję polityczną, lecz ten, który lepiej potrafi zaspokajać
potrzeby życiowe i aspiracje ludzi. Wykazały to lata osiemdziesiąte -
rozbudzone aspiracje życiowe poprzedniej dekady zostały skonfrontowane z nędzą
i niewydolnością państwa. Z tego między innymi powodu opuściło Polskę w
latach osiemdziesiątych około miliona osób. Byli to przeważnie ludzie młodzi,
dobrze wykształceni.
Niezależnie od tego, że system gospodarczy był Polsce narzucony, był on po
prostu niewydolny. Zbyt długo parametry rozwoju gospodarczego mierzono w sposób,
od którego odchodzono w całym cywilizowanym świecie - wydobyciem węgla,
wytopem surówki. W latach pięćdziesiątych były to rzeczywiście wskaźniki
uprzemysłowienia czy rozwoju, ale w latach siedemdziesiątych weszły inne
technologie, i nawet jeśli je sprowadzano, to nie można ich było w pełni
wykorzystać. Realny socjalizm okazał się systemem niereformowalnym.
Krzysztof Madej (1974), absolwent Wydziału
Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego i Krajowej Szkoły Administracji
Publicznej. Ostatnio opublikował Przeobrażenia struktur i zadań spółdzielczości
mieszkaniowej w latach 1956-1965 ("Przegląd Historyczny" 2000, nr 2).
INSTYTUT PAMIĘCI NARODOWEJ - zbiór tekstów