Leszek Kołakowski
Główne nurty marksizmu
1976-1978
Stalinizm w kulturze i nauce sowieckiej
Nowa ofensywa ideologiczna
Rosja sowiecka wyszła z wojny w stanie ruiny gospodarczej i z olbrzymimi stratami ludzkimi; jednakże jej pozycja światowa - a w konsekwencji także prestiż światowy Stalina - umocniły się niezmiernie. Stalin wyłonił się z kurzu wojennego jako wielki mąż stanu, genialny strateg wojskowy i pogromca faszyzmu. Dopiero gdy wojna została zakończona, a zdobycze sowieckie w Europie utrwalone, zaczęła się nowa fala ofensywy ideologicznej, która miała odwrócić zgubne skutki wojennego "liberalizmu", nauczyć naród, że władza nie myśli rezygnować ze swoich uprawnień, a tych, którzy w czasie wojny widzieli inne kraje, oprócz ojczyzny światowego proletariatu, zmusić do zapomnienia tego, co widzieli (szczególnie drastycznym przejawem tej polityki były masowe zsyłki sowieckich jeńców wojennych, wydanych przez aliantów, do obozów koncentracyjnych). Groza i autentyzm wojny, w połączeniu z rozluźnieniem marksistowskich kryteriów ideologicznych, spowodowały niejakie ożywienie kulturalne, które wyraziło się w powstaniu pewnej ilości dzieł wybitnych zarówno w powieści (np. utwory Niekrasowa lub Beka), jak w poezji, filmie i w innych dziedzinach.
Od roku 1946 rozpoczęła się tedy niesłabnąca walka ideologiczna, którą można by streścić znanym hasłem point de reveries! Walka ta nie tylko miała przywrócić państwu czystość ideologiczną, ale podnieść ją na nowy poziom, a także skutecznie odizolować kulturę sowiecką od wszelkiego kontaktu ze światem. Kampania objęła kolejno wszystkie dziedziny kultury - literaturę, filozofię, muzykę, historię, nauki ekonomiczne, nauki przyrodnicze, malarstwo, architekturę. Przewodnie motywy były wszędzie te same: zwalczyć "korzenie się przed Zachodem"; podporządkować całkowicie wszystkie dziedziny kultury zadaniom apologetycznym - sławieniu Stalina, partii i państwa sowieckiego; zniszczyć wszelkie ogniska samodzielnej myśli i twórczości.
Głównym wykonawcą polityki kulturalnej w latach 1946-48 był sekretarz KC Andrzej A. Żdanow. Był on weteranem walki z niezależną kulturą. Między innymi wygłosił w imieniu partii przemówienie na sławnym zjeździe pisarzy sowieckich w sierpniu 1934 roku, gdzie oświadczył, że literatura sowiecka nie tylko jest najwyższa na świecie, ale jest jedyną twórczą i rozwijającą się literaturą, podczas gdy cała kultura burżuazyjna znajduje się w stanie upadku i zgnilizny. Powieści burżuazyjnego świata głoszą pesymizm, pisarze sprzedali się kapitałowi, a głównymi bohaterami literatury są złodzieje, prostytutki, szpicle i chuligani. "Pod kierownictwem partii, pod uważnym i codziennym kierownictwem Komitetu Centralnego, z niestrudzoną pomocą i poparciem towarzysza Stalina, masa pisarzy sowieckich zjednoczyła się cała wokół władzy sowieckiej i partii" - oznajmił Żdanow. Literatura sowiecka powinna, po pierwsze, być optymistyczna, po wtóre, "patrzeć naprzód", po trzecie, służyć robotnikom i kołchoźnikom.
Pierwszym znaczącym wystąpieniem Żdanowa w sprawach kulturalnych po wojnie był atak na dwa czasopisma literackie wydawane w Leningradzie: "Zwiezda" i "Leningrad". W sierpniu 1946 r. KC partii podjął rezolucję potępiającą działalność tych pism. Głównymi ofiarami ataku, byli: wielka poetka rosyjska Anna Achmatowa oraz znany pisarz-humorysta Michaił Zoszczenko. Żdanow w przemówieniu wygłoszonym w Leningradzie brutalnie napiętnował oboje. Zoszczenko jest złośliwym oszczercą, który znieważa ludzi sowieckich; ponieważ Zoszczenko ogłosił opowiadanie o małpie, która przekonuje się, że lepiej siedzieć w klatce w ZOO niż żyć na wolności w Leningradzie, wynika stąd, że chce on ludzkość cofnąć do poziomu małp. Zresztą już w latach 20-tych głosił on sztukę apolityczną, bezpartyjną i nie chciał mieć nic wspólnego z budownictwem socjalistycznym; był i został "literackim chuliganem bez zasad i bez sumienia". Co się tyczy Achmatowej, to jest to poetka marząca o powrocie do carskich czasów, a poza tym mistyczka i jeszcze do tego wyuzdana erotycznie: "ni to mniszka, ni to rozpustnica, a raczej i mniszka i rozpustnica, która łączy rozpustę z modlitwą". Fakt, że pisma leningradzkie drukowały utwory takich ludzi, świadczy o bardzo złej sytuacji w środowiskach pisarskich. Wielu pisarzy uczy się od zgniłej burżuazyjnej literatury, inni uciekają od tematów aktualnych w historię, a jeden nawet śmiał parodiować Puszkina!
Zadaniem literatury jest wychowywać młodzież w duchu patriotyzmu i zapału rewolucyjnego. Zgodnie ze wskazaniami Lenina, literatura ma być partyjna i polityczna, ma demaskować gnijącą kulturę burżuazyjną, ma pokazywać wielkość człowieka sowieckiego i ludu - i to nie tylko jakim jest on dzisiaj, ale także, jakim będzie w przyszłości.
Wskazówki Żdanowa były jasne i ukształtowały profil sowieckiej literatury na następne lata. Pisarze ideologicznie nieczyści zmuszeni zostali do zamilknięcia, jeśli nie spotkał ich gorszy los. Nawet najbardziej prawowierni, jak Fadiejew, przerabiali swoje powieści, aby sprostać nowym wymogom. Literatura miała "patrzeć naprzód" - to znaczy, praktycznie, opisywać nie świat sowiecki, jakim jest realnie, ale jakim być powinien wedle ideologicznych założeń. Powódź cukierkowej literatury, opisującej piękno życia sowieckiego i sławiącej partię była wynikiem tych ukazów. Gromady sykofantów i serwilistów opanowały niemal bez reszty słowo drukowane.
Nie oszczędzono także muzyki. W styczniu 1948 roku Żdanow wygłosił przemówienie na konferencji kompozytorów, dyrygentów i krytyków muzycznych, powtarzając analogiczne napaści na zgniłą muzykę burżuazyjną i wzywając do patriotycznej, sowieckiej. Bezpośrednią okazją do tej dyskusji była opera gruzińskiego kompozytora W. Muradeliego "Wielka przyjaźń". Żdanow surowo skrytykował libretto opery, która miała - wedle najbardziej prawowiernego zamysłu twórcy - pokazać ludy Kaukazu, Gruzinów, Lezginów i Osetyńców, które zrazu po rewolucji walczyły z Rosjanami, ale potem przekonały się do władzy sowieckiej. Nic podobnego nie miało miejsca, oświadczył Żdanow; wszystkie te ludy od początku dzielnie walczyły, ramię w ramię z Rosjanami, o władzę sowiecką; przyjaźni narodów sprzeciwiali się tylko Czeczeni i Ingusze (oba narody, które w czasie wojny - o czym Żdanow przy tej okazji nie wspomniał, lecz co wszystkim było wiadome - zostały w całości przesiedlone na wschód, a ich autonomiczna republika rozwiązana). Żdanow nie poprzestał jednak na tym przykładzie, lecz przypuścił generalny atak na kompozytorów, którzy szukają natchnienia w zachodnich nowinkach, zamiast kontynuować tradycje wielkiej muzyki rosyjskiej - Czajkowskiego, Glinki, Mussorgskiego. Muzyka sowiecka "pozostaje w tyle" w stosunku do innych form ideologii sowieckiej. Kompozytorzy ulegają "formalizmowi", odchodzą od "realizmu socjalistycznego" i od "prawdy w muzyce". Muzyka burżuazyjną jest wroga ludowi, jest albo formalistyczna, albo naturalistyczna, a w każdym razie "idealistyczna". Muzyka sowiecka ma służyć ludowi, potrzebne są opery, pieśni i muzyka chóralna - gatunki, które niektórzy kompozytorzy, zarażeni formalizmem, uważają za niskie i niepoważne. Stronią oni od muzyki programowej, a jednak "klasyczna muzyka rosyjska była z reguły programowa". Partia przezwyciężyła już reakcyjne i formalistyczne tendencje w malarstwie, malarze wrócili do zdrowych tradycji Repina i Wereszczagina, a muzyka ciągle nie nadąża za postępem. Do tej pory klasyczna tradycja rosyjska pozostaje nieprześcignionym wzorem. Kompozytorzy muszą mieć bardziej wrażliwe "nie tylko ucho muzyczne, ale także ucho polityczne".
Również wyniki tej dyskusji nie dały długo na siebie czekać. Skrytykowany (m.in. za swoją 9 symfonię) Szostakowicz przeprowadził ekspiację pisząc odę na cześć Stalinowskiego planu zalesienia, a wielu innych kompozytorów jęło nadrabiać ideologiczne niedostatki; ulubioną formą muzyczną tych czasów stało się oratorium ku czci partii, państwa i Stalina.
Kampania przeciwko literaturze i muzyce była odzwierciedleniem ogólnych zasad stalinowskiej polityki tego okresu. Była to polityka ideologicznego zastraszania i uzbrajania narodu na wypadek wojny. Podstawowym założeniem ideologicznym był podział świata na dwa obozy; po jednej stronie gnijący i rozpadający się świat imperializmu, który rychło musi runąć pod ciężarem własnych sprzeczności, po drugiej stronie - "obóz socjalizmu i pokoju", który jest ostoją wszelkiego postępu. Cała kultura burżuazyjną z definicji jest reakcyjna i dekadencka, szukanie w niej pozytywnych wartości jest tym samym, co zdrada narodowa, służenie wrogowi klasowemu.
Dyskusja filozoficzna w 1947 roku
Po literaturze przyszła kolej na filozofię, którą także należało poddać ściślejszym rygorom. Okazją do kampanii był podręcznik G.F. Aleksandrowa wydany w 1946 roku, Historia filozofii zachodnioeuropejskiej. Podręcznik był całkowicie prawowierny w zamyśle, zaopatrzony we wszystkie odpowiednie cytaty z "klasyków marksizmu-leninizmu" i pisany niezawodnie z najlepszą wolą przysłużenia się partii. Jako rozprawa historyczna był to tekst lichy, wiadomości w nim zawarte były na poziomie popularnym i zresztą zaopatrzone we wszystkie wyjaśnienia dotyczące "klasowej treści" omawianych doktryn. Niezadowolenie partii wzbudził jednak sam fakt, że wydano osobny wykład filozofii zachodniej (tylko do 1848 roku), gdzie wobec tego nie było miejsca na ukazanie niezmiernej wyższości filozofii rosyjskiej. W czerwcu 1947 roku odbyła się, zarządzona przez KC partii, wielka dyskusja filozoficzna, na której Żdanow sformułował wytyczne ideologiczne pod adresem filozofów. Książka Aleksandrowa posłużyła za pretekst i tylko część przemówienia Żdanowa była poświęcona jej krytyce. Aleksandrów, jak się okazało, objawił w swoim podręczniku brak partyjności; nie pokazał, że marksizm stanowi "jakościowy przełom" w dziejach filozofii i początek zupełnie nowego etapu, w którym filozofia stała się orężem proletariatu w walce z kapitalizmem. Aleksandrów cierpi na zgniły "obiektywizm": referuje po prostu poglądy różnych burżuazyjnych filozofów w sposób neutralny, miast prowadzić bezlitosną walkę o zwycięstwo jedynie słusznej, postępowej, marksistowsko-leninowskiej filozofii. Sam fakt pominięcia filozofii rosyjskiej zdradza uleganie burżuazyjnej tendencji. Okoliczność zaś, że filozofowie sami nie podjęli krytyki tych rażących uchybień i że trzeba było osobistej interwencji towarzysza Stalina, aby błędy Aleksandrowa obnażyć, świadczy wyraźnie o poważnych niedostatkach na "froncie filozoficznym", o upadku bolszewickiego ducha bojowego wśród filozofów.
Co do reguł, jakie mają od tej pory rządzić pracą filozoficzną w Związku Radzieckim, wskazówki Żdanowa można sprowadzić do trzech. Po p i e r w s z e, należy pamiętać, że historia filozofii jest historią narodzin i rozwoju materializmu naukowego, a o ile materializm w swym rozwoju napotykał na przeszkody ze strony idealizmu, jest ona także historią walki materializmu z idealizmem. Po w t ó r e, marksizm jest rewolucją w filozofii; oddaje on filozofię w ręce mas i kończy filozofię, która była tylko udziałem wybranych. Od chwili powstania marksizmu filozofia burżuazyjna znajduje się w stanie rozkładu i upadku i nie może wyprodukować niczego wartościowego. Ostatnie sto lat dziejów filozofii jest to historia marksizmu. Modelem, jakim kierować się należy w walce z filozofią burżuazyjną, jest Materializm i empiriokrytycyzm Lenina. Książka Aleksandrowa natomiast w stosunku do burżuazyjnej filozofii zajmuje postawę "bezzębnego wegetarianizmu" - ma służyć jakiejś ogólnej kulturze, nie zaś walce klasowej. Po t r z e c i e, jak stwierdził Żdanow, problem Hegla został już w marksizmie rozwiązany i nie ma powodu do niego wracać. W ogólności, zamiast grzebać się w przeszłości, filozofowie muszą zająć się zagadnieniami społeczeństwa socjalistycznego i poświęcić uwagę sprawom współczesnym. W tym nowym społeczeństwie walka klasowa nie istnieje więcej; nadal jednak toczy się walka starego z nowym, a formą tej walki, a tym samym siłą napędową postępu oraz narzędziem partii jest krytyka i samokrytyka. Oto nowe "dialektyczne prawo rozwoju" postępowego społeczeństwa.
W dyskusji wzięli udział wszyscy prominenci "frontu filozoficznego", powtarzając zgodnym chórem partyjne wytyczne i dziękując towarzyszowi Stalinowi za jego twórczy wkład do marksizmu oraz za wysiłek w naprawianiu błędów sowieckiej filozofii. Sam Aleksandrow złożył rytualną samokrytykę, przyznał się do poważnych błędów, jakie w swoim podręczniku popełnił, lecz znalazł pociechę w fakcie, że działacze frontu filozoficznego poparli towarzysza Żdanowa w jego krytyce; zapewnił także o swojej niesłabnącej wierności dla partii i obiecał poprawę.
Żdanow w czasie dyskusji nie popierał idei stworzenia osobnego pisma filozoficznego w Związku Radzieckim ("Pod Znamieniem Marksizma" przestało się już ukazywać przed trzema laty), uważając, że partyjny miesięcznik "Bolszewik" jest dla potrzeb filozofii najzupełniej wystarczający; w końcu jednak okazał łaskawość i zezwolił na stworzenie czasopisma "Woprosy Fiłosofii", którego pierwszy numer, wkrótce ogłoszony, zawierał stenogram dyskusji. Redaktorem pisma został zrazu B.M. Kedrow, który zajmował się kwestiami filozofii przyrodoznawstwa i dodatnio wyróżniał się wśród sowieckich filozofów swoim wykształceniem. Rychło jednakże dopuścił się on poważnego błędu. Ogłosił mianowicie w drugim numerze pisma artykuł wybitnego fizyka teoretycznego M.A. Markowa O naturze poznania fizycznego, w którym autor bronił stanowiska szkoły kopenhaskiej w kwestiach epistemologicznych fizyki kwantowej. Artykuł spotkał się z atakiem Maksimowa na łamach oficjalnego tygodnika literackiego "Literaturnaja Gazieta", w rezultacie czego Kedrow został usunięty ze swego stanowiska.
Dyskusja filozoficzna w 1947 roku nie pozostawiała wątpliwości co do tego, czym się mają trudnić i w jaki sposób pracować sowieccy filozofowie. Wyznaczyła ona styl filozoficzny kraju na długie lata. Żdanow nie zadowolił się powtórzeniem Engelsowskiej formuły - od dawna uświęconej w stalinowskiej Rosji - wedle której "treścią" dziejów filozofii jest walka materializmu z idealizmem. Chodziło o to, że właściwą treścią dziejów filozofii jest historia marksizmu (tj. dzieła Marksa-Engelsa-Lenina-Stalina); innymi słowy, badania w historii filozofii nie mogą polegać na analizie różnych doktryn przeszłości czy choćby wyjaśnieniu ich klasowej genezy, ale mają mieć orientację teologiczną; muszą być podporządkowane bez reszty wykazywaniu wyższości marksizmu-leninizmu nad wszystkim, co myśl ludzka przedtem stworzyła oraz na demaskowaniu reakcyjnych funkcji idealizmu. Praktycznie więc należało, na przykład, pisząc o Arystotelesie, zajmować się wykazaniem, że filozof ten tego czy owego "nie rozumiał" (np. dialektyki jednostkowego i ogólnego) lub że karygodnie "wahał się" między idealizmem i materializmem. W ogólności, na mocy formuły Żdanowa, różnice między filozofami przestawały zupełnie istnieć. Byli materialiści i byli idealiści oraz byli tacy, którzy się "wahali" albo okazywali się "niekonsekwentni". Czytając publikacje filozoficzne z tych lat czytelnik odnosi nieodparte wrażenie, że cała filozofia była nieustannym powtarzaniem dwóch twierdzeń: "materia jest pierwotna" i "duch jest pierwotny", przy czym materialiści są postępowi, a idealiści reakcyjni, bo służą reakcyjnym przesądom. Święty Augustyn był idealistą i Bruno Bauer był idealistą, a tym samym czytelnik musiał dochodzić do wniosku, że Augustyn i Bruno Bauer to mniej więcej ta sama filozofia. Trudno wręcz, bez długich cytatów, uprzytomnić ludziom, którzy nie studiowali sowieckiej filozofii tych lat, niewiarygodny prymitywizm tej produkcji. Skądinąd, zgodnie z zaleceniem partii, badania historyczne poszły w ogólności w kąt; książki z zakresu historii filozofii przestały się prawie całkowicie ukazywać, podobnie przekłady klasyków filozofii (wyjątkiem był przekład Analityk Arystotelesa oraz poemat Lukrecjusza). Dwie dziedziny historyczne jednak cieszyły się poparciem: historia marksizmu oraz historia filozofii rosyjskiej. Historia marksizmu sprowadzała się do rozwodnionych wykładów czterech klasyków. Co do historii filozofii rosyjskiej, to zadaniem tych badań było wykazywanie jej wyższości nad filozofią zachodnią oraz jej "postępowego wkładu" do nauk filozoficznych (ukazywały się zatem artykuły i broszury ustanawiające wyższość Czernyszewskiego nad Feuerbachem, sławiące dialektykę Hercena, postępową estetykę Radiszczewa, materializm Dobrolubowa itd.).
Ideologiczna sanacja nie mogła, rzecz jasna, pominąć logiki. Status logiki przez cały czas był w marksizmie-leninizmie chwiejny. Z jednej strony, znane były wszystkie formułki Engelsa i Plechanowa o "sprzecznościach" zawartych we wszelkim ruchu i rozwoju, przy czym wynikało z tych formuł, że zasada sprzeczności - a tym samym logika formalna w ogóle - nie może pretendować do uniwersalnej ważności. Z drugiej strony, nikt z klasyków nie potępił logiki w sposób jednoznaczny, a Lenin zalecił jej wykładanie na niższym poziomie nauczania. Jasne było dla większości filozofów, że "logika dialektyczna" jest wyższą formą myślenia oraz że logika formalna "nie stosuje się" do zjawisk ruchu. Nie było jednak wyraźne, w jaki sposób i w jakim zakresie owa "ograniczona" logika jest dopuszczalna. Potępiano jednomyślnie, w publikacjach filozoficznych, "formalizm w logice", nikt jednak nie umiał powiedzieć dokładnie, na czym polega różnica między zgubnym "formalizmem logicznym" a dopuszczalną w skromnych granicach "logiką formalną". Pod koniec lat 40-tych logika elementarna była nauczana w wyższych klasach szkół średnich i na wydziałach filozoficznych; ukazało się także kilka podręczników, jeden napisany przez prawnika Strogowicza, drugi przez filozofa Asmusa. Książki te, jeśli pominąć wszystkie ideologiczne wstawki, były wykładami staroświeckimi, nie wykraczającymi prawie poza sylogistykę Arystotelesowską i nie zawierały niczego z nowoczesnej logiki symbolicznej; przypominały gimnazjalne podręczniki z XIX wieku. Jednak książka Asmusa spowodowała gwałtowne ataki: okazało się znowu, że autor nie sprostał wymogom ducha partyjności i że dzieło jego jest apolityczne, formalistyczne i bezideowe (jak twierdzili uczestnicy dyskusji zorganizowanej w Moskwie w 1948 roku z polecenia Ministerstwa Szkolnictwa Wyższego). Ta gorsząca apolityczność Asmusa polegała w szczególności na tym, że podając przykłady rozumowań sylogistycznych uciekał się on do zupełnie neutralnych zdań, pozbawionych bojowej treści ideologicznej.
Nowoczesna logika była filozofom całkowicie nieznana. Mimo to nie umarła ona całkowicie. Uprawiało ją nieliczne grono matematyków, którzy zajmowali się kwestiami technicznymi i unikali jak ognia wdawania się w filozoficzne dyskusje, gdzie mogła ich spotkać tylko sroga porażka. Dzięki ich staraniom ogłoszono w 1948 roku rosyjskie przekłady dwóch wybitnych książek z zakresu logiki symbolicznej: Wprowadzenie do logiki matematycznej Alfreda Tarskiego oraz podręcznik Hilberta i Ackermanna. Publikacje te zostały napiętnowane na łamach "Woprosow Fiłosofii" (przez nieznanych skądinąd autorów) jako dywersja ideologiczna. Pewną poprawę w sytuacji logiki przyniósł artykuł Stalina o językoznawstwie z 1950 roku, na który obrońcy logiki powoływali się, aby zapewnić, że logika, podobnie jak język, "nie jest klasowa", to znaczy, że nie ma osobnej logiki "burżuazyjnej" i "socjalistycznej", lecz jedna, ogólnoludzka. Dyskusje na temat statusu logiki formalnej oraz jej stosunku do logiki dialektycznej toczyły się kilkakrotnie w epoce stalinowskiej i później. Niektórzy dyskutanci utrzymywali, że istnieją dwie logiki - formalna i dialektyczna, stosowalne do różnych okoliczności, przy czym pierwsza stanowi "niższy szczebel poznania"; inni jednak byli zdania, że tylko logika formalna jest logiką w sensie właściwym i że nie popada ona w sprzeczność z dialektyką, która podaje inne, nieformalne reguły postępowania naukowego. W całości ataki na "formalizm" przyczyniły się do obniżenia ogólnego poziomu - i tak marnego - kultury logicznej w Związku Radzieckim.
Ostatnie lata panowania Stalina były w filozofii sowieckiej okresem najgłębszego upadku. Czołową rolę w filozoficznych instytucjach i w piśmiennictwie odgrywali ludzie, którzy zawdzięczali swoje pozycje filozofów serwilizmowi, donosom i w ogólności zasługom partyjnym. Podręczniki materializmu dialektycznego i historycznego z tych lat są opłakanymi dokumentami ubóstwa intelektualnego. Wśród typowych produktów filozoficznych tego okresu można wspomnieć Materializm historyczny redagowany przez F.W. Konstantinowa (1951) lub Zarys materializmu dialektycznego M.A. Leonowa (1948) (ten ostatni autor z czasem wypadł całkiem z obiegu, kiedy wyszło na jaw, że w swoim podręczniku przepisał znaczne partie z niepublikowanego rękopisu innego filozofa F.I. Chaschaczicha, który zginął na wojnie). Do ważniejszych "działaczy frontu filozoficznego" tych lat należeli także, oprócz wspomnianych, D. Czesnokow, P. Fiedosejew, M.T. Jowczuk, M.D. Kammari, M.E. Omeljanowski (wyspecjalizowany, obok Maksimowa, w czujności wobec idealizmu w fizyce), P. Judin, M.M. Rozental (dwaj autorzy autorytatywnego Krótkiego słownika filozoficznego, który w ciągle zmienianych edycjach ukazywał się wielokrotnie w Rosji), C.A. Stepanjan.
Można bez obawy powiedzieć, że w ciągu całej epoki stalinowskiej nie ukazała się w Związku Radzieckim ani jedna książka filozoficzna, która byłaby warta wzmianki dla niej samej - nie zaś tylko jako objaw ówczesnej kultury umysłowej; nie pojawił się także publicznie ani jeden autor-filozof, którego nazwisko zasługiwałoby na wspomnienie.
Należy dodać, że w latach stalinizmu istniały instytucjonalne mechanizmy, które wyjałowiały produkcję filozoficzną z wszelkich idei oryginalnych i wszelkiej nawet indywidualności stylistycznej. Większość książek przed publikacją była dyskutowana w różnego rodzaju gronach filozofów i było obowiązkiem dyskutantów wykazywać czujność partyjną względem najnieśmielszych choćby prób wykraczania poza obowiązujące katechizmy. W wyniku takich operacji, nieraz wielokrotnie powtarzanych wobec tego samego tekstu, wszystkie książki były bliźniaczo do siebie podobne (wspomniany przypadek Leonowa jest niezwykły z tej racji, iż wydaje się, że w produkcji tych lat ustalenie plagiatu było niepodobieństwem: wszyscy pisali to samo i tym samym stylem).
Marksizm-leninizm w fizyce i kosmologii
Szczególnie jaskrawym przejawem agresywności stalinizmu była ideologiczna inwazja w naukach przyrodniczych. Próby marksistowskiego regulowania treści nauk ominęły tylko matematykę. Poza tym dotknęły one w mniejszym lub większym stopniu wszystkie dziedziny wiedzy: fizykę teoretyczną, kosmologię, chemię, genetykę, medycynę, psychologię, cybernetykę i wszędzie wywarły destrukcyjny swój wpływ. Szczytowym okresem tych presji były lata 1948-1953.
Fizycy w większości nie kwapili się do filozoficznych dyskusji. W pewnych dziedzinach niepodobna było ich jednak uniknąć: zarówno teoria kwantów, jak teoria względności nie mogły zostać wyłożone w pełni bez ujawnienia pewnych założeń epistemologicznych. Kwestia determinizmu oraz kwestia wpływu zabiegów pomiarowych na obiekty badane miały oczywisty sens filozoficzny i sens ten był widoczny we wszystkich dyskusjach toczonych w tej dziedzinie na całym świecie.
Związek Radziecki był drugim - obok Niemiec Hitlerowskich - krajem, w którym teoria względności była atakowana i niszczona jako niezgodna z państwową ideologią. Ataki te zaczęły się, jak wspomniano, przed drugą wojną światową, lecz w latach powojennych przybrały na sile. W Niemczech głównym dowodem przeciwko teorii względności był niezbity fakt, iż Einstein był Żydem. W Rosji ten argument nie był podnoszony. Główne argumenty krytyków polegały natomiast na tym, że marksizm-leninizm uczy, po pierwsze, że czas, przestrzeń i ruch są obiektywne, po wtóre zaś, że świat jest nieskończony. Już Żdanow w swojej filozoficznej mowie oburzał się na wyznawców Einsteina, którzy głoszą skończoność świata. Filozofowie zaś argumentowali ponadto, że skoro czas jest obiektywny, to również stosunek równoczesności musi być absolutny, nie zaś, jak głosi szczególna teoria względności, zrelatywizowany do układu odniesienia. Również ruch jest obiektywną własnością materii, z czego wynika, że tor poruszającego się ciała nie może być współokreślony przez układ współrzędnych (co godziło, oczywiście, nie tylko w Einsteina, ale także w Galileusza). W ogólności, skoro Einstein odnosi zarówno relacje czasowe, jak ruch, do "obserwatora", czyli do podmiotu, jest on subiektywistą, a więc idealistą. Filozofowie, którzy uczestniczyli w tych dyskusjach (A.A. Maksimow, G.I. Naan, M.E. Omeljanowski i inni) nie ograniczyli swojej krytyki do Einsteina, ale atakowali całą "burżuazyjną naukę", przy czym ulubionymi celami ich krytyki byli Eddington, Jeans, Heisenberg, Schrödinger oraz wszyscy znani metodologowie fizyki. I czyż sam Einstein nie przyznał się, że pierwsze pomysły w zakresie teorii względności przejął od Macha, którego klechowską filozofię obalił druzgocąco Lenin?
W całej tej krytyce (gdzie kwestie ogólnej teorii względności i homogeniczności przestrzeni także były poruszane, lecz tylko ubocznie) nie chodziło jednak o sprzeczność między samą treścią teorii względności a marksizmem-leninizmem. Ten ostatni, w swoich partiach dotyczących czasu, przestrzeni i ruchu, nie był na tyle określony, aby nie można było, bez szczególnych logicznych trudności, uzgodnić go z Einsteinowską fizyką albo zapewniać, że fizyka ta właśnie przynosi potwierdzenie materializmu dialektycznego. Tak próbowali argumentować ci fizycy, którzy bronili teorii względności przed atakami filozofów (w szczególności W.A. Fock, wybitny fizyk teoretyczny, który zresztą sam przedstawiał argumenty na rzecz ograniczonej ważności teorii Einsteina, lecz argumenty naukowe). Kampania przeciw Einsteinowi - jak zresztą przeciw większości ważniejszych osiągnięć nowoczesnej nauki - miała dwa korzenie. Po pierwsze, przeciwstawienie "burżuazyjny-socjalistyczny" było praktycznie tym samym, co przeciwstawienie "zachodni-sowiecki". Doktryna państwowa stalinizmu po prostu włączała sowiecki szowinizm i systematycznie żądała odrzucania wszystkich ważnych osiągnięć, które miałyby zrodzić się w kulturze "burżuazyjnej", a w szczególności po 1917 roku, kiedy to tylko jeden kraj na świecie był źródłem postępu, zaś kapitalizm rozkładał się i gnił. Obok sowieckiego szowinizmu działał jednak drugi motyw: w symplicystycznym marksizmie-leninizmie było wiele składników, które należały po prostu do potocznych, zdroworozsądkowych poglądów ludzi niewykształconych; do takich elementów zdrowego rozsądku odwoływał się głównie Lenin w swoim ataku na empiriokrytycyzm. Teoria względności była istotnie, do pewnego stopnia, gwałtem na zdrowym rozsądku: zarówno absolutny charakter równoczesności, jak absolutny charakter długości i ruchu, jak wreszcie jednorodność przestrzeni należą do potocznych wyobrażeń życia codziennego i teoria względności naruszała te nawyki tak samo, jak naruszało je twierdzenie - najoczywiściej sprzeczne z codzienną percepcją - że ziemia obraca się wokół słońca. Krytycy Einsteina byli więc rzecznikami nie tylko sowieckiego szowinizmu, ale także zwykłego, zdroworozsądkowego konserwatyzmu, który opiera się teoriom niezgodnym z bezpośrednimi spostrzeżeniami.
Walka z "idealizmem w fizyce" toczyła się także na terenie teorii kwantów i podobnie była motywowana. Interpretacja epistemologiczna mechaniki kwantowej, uznana w szkole kopenhaskiej, miała zwolenników wśród fizyków sowieckich. Pierwszym bodźcem do dyskusji był wspomniany już artykuł M.A. Markowa z 1947 roku. Markow podzielał interpretacje Bohra i Heisenberga w dwóch podstawowych punktach, które były filozoficznie ważne i stanowiły kamień obrazy dla marksistowsko-leninowskich filozofów. Po pierwsze, skoro jednoczesny pomiar położenia i pędu mikrocząsteczek jest niemożliwy, to nie ma sensu powiedzenie, iż cząstka ma określone wartości pod oboma względami, lecz tylko technika obserwacyjna nie pozwala tych wartości łącznie ustalić. Było to stanowisko zgodne z ogólnym empirystycznym nastawieniem wielu fizyków: rzeczywiste są te własności obiektów, które są empirycznie wykrywalne; powiedzenie, że pewna własność przysługuje obiektowi, lecz jest zasadniczo niestwierdzalna, jest bądź sprzeczne wewnętrznie bądź niesensowne. Należy zatem uznać, że cząstka nie ma jednocześnie określonego pędu i położenia i że jedna lub druga wartość jest jej przypisywana w procesie pomiarowym. Drugim punktem niezgody była sama możliwość dosłownego opisu zachowania się mikroobiektów, które mają własności inne niż makroobiekty, a wobec tego nie mogą być charakteryzowane w sposób dosłowny w języku wykształconym dla opisu tych ostatnich. Jakoż, wedle Markowa, teorie opisujące zjawiska mikrofizyczne są nieuchronnie przekładem na język makrofizyczny; stąd rzeczywistość mikrofizyczna, jaką znamy i o jakiej z sensem możemy mówić, jest współtworzona przez procedury pomiarowe i przez język służący do ich opisu. Wynikało stąd, że nie można mówić o teoriach fizycznych jako kopii świata opisywanego i wynikało także (choć Markow tymi słowy tego nie wypowiadał), że samo pojęcie rzeczywistości, przynajmniej w zakresie fizyki mikroobiektów, jest nieodzownie zrelatywizowane do czynności poznawczych - co było najoczywiściej niezgodne z Leninowską teorią odbicia. Toteż Markow został napiętnowany jako idealista, agnostyk oraz zwolennik Plechanowowskiej teorii "hieroglifów" (obalonej przez Lenina); nowa redakcja "Woprosow Fiłosofii" stanowczo potępiła jego błędy.
Należy podkreślić, że w odróżnieniu od teorii względności, mechanika kwantowa istotnie była trudna do pogodzenia z materializmem i determinizmem w rozumieniu marksizmu-leninizmu. Jeśli jest nonsensem powiedzenie, że cząstki mają pewne niewykrywalne parametry fizyczne, określające ich stan, doktryna determinizmu wydaje się nie do utrzymania; jeśli sama obecność pewnych własności fizycznych nieuchronnie zakłada obecność przyrządów pomiarowych użytych przy ich wykrywaniu, samo pojęcie "obiektywności" świata, który fizyka bada, nie daje się sensownie stosować. Problemy te nie są bynajmniej urojone; były one i są dyskutowane przez fizyków całkiem niezależnie od marksizmu-leninizmu. Również w Związku Radzieckim toczyły się w tej sprawie dyskusje wśród fizyków (w szczególności D.I. Błochincew i W. A. Fock), którzy operowali racjonalnymi argumentami i dyskusje te przeciągnęły się poza epokę stalinowską. W latach 60-tych, kiedy partyjni ideologowie utracili znaczną część swych wpływów w ustalaniu "poprawności" teorii fizycznych, wyszło na jaw, że większość fizyków sowieckich stoi na stanowisku indeterministycznym, również Błochincew, który uprzednio obstawał przy teorii parametrów utajonych.
W ogólności tak zwane dyskusje na temat filozoficznych aspektów fizyki lub innych nauk w czasach stalinowskich były destrukcyjne nie z tej racji, iż problemy w nich podnoszone były z konieczności urojone. Antynaukowy i niszczycielski charakter tych wydarzeń pochodził stąd, że w sporach, w których najczęściej po jednej stronie stali uczeni, po drugiej zaś - partyjni ideologowie, ci ostatni mieli z góry zapewnione zwycięstwo na zasadzie przewagi policyjnej i politycznej. Oskarżenia pod adresem teorii niezgodnych lub podejrzanych o niezgodność z marksizmem-leninizmem przybierały nieraz postać, w której mogły się stać (i czasem stawały się faktycznie) oskarżeniami z kodeksu karnego. Ideologowie partyjni byli w ogromnej większości nieukami, wyspecjalizowanymi w wyszukiwaniu u przeciwnika zdań niezgodnych z Leninem lub Stalinem i na tym najczęściej wyczerpywały się ich argumenty. Uczeni, którzy nie uważali, by Lenin był największym autorytetem w fizyce i wszelkich innych naukach, byli "demaskowani" na łamach popularnej prasy jako wrogowie państwa, narodu i partii. "Dyskusje" przeobrażały się często w policyjną nagonkę, a żadne argumenty racjonalne nie odgrywały roli w ostatecznych wynikach i potępieniach. Prawie wszystkie dziedziny nowoczesnej nauki zostały poddane takiej obróbce, w której władze partyjne z reguły popierały hałaśliwych nieuków przeciwko uczonym. Jeśli słowo "reakcyjny" ma jakiś sens, to trudno zaiste wyobrazić sobie bardziej reakcyjne zjawisko w kulturze aniżeli marksizm-leninizm stalinowskiej epoki; dławił on przemocą wszystko, co nowe i twórcze zarówno w nauce, jak we wszystkich bez wyjątku dziedzinach kultury.
Nawet chemia nie została oszczędzona. Lata 1949-52 były świadkami ataków (m.in. na łamach pism filozoficznych, ale także w "Prawdzie") przeciwko chemii strukturalnej i tak zwanej teorii rezonansu, zbudowanej w latach 30-tych przez Paulinga i Whelanda, a uznanej przez część sowieckich chemików. Teoria ta atakowana była jako idealistyczna, machistowska, mechanistyczna, reakcyjna itd.
Jeszcze bardziej czułe ideologicznie tematy wystąpiły w dyskusjach nad filozoficznymi stronami współczesnych teorii kosmologicznych i kosmogonicznych, przy czym wyszło na jaw, że wszystkie istniejące rozwiązania podstawowych kwestii są z różnych powodów niewygodne dla marksizmu-leninizmu. Różne modele rozszerzającego się wszechświata były trudne do przyjęcia z tej racji, iż nieuchronnie prowadziły do pytania: "jak to się zaczęło?" i sugerowały początek czasowy znanego nam wszechświata, a także jego skończoność. W ten sposób jednakże teoria ekspansji dostarczała argumentów rzecznikom kreacjonizmu (i faktycznie była tak interpretowana przez wielu autorów zachodnich), a nic gorszego dla marksizmu-leninizmu nie można było sobie wyobrazić. Teoria, która w uzupełnieniu do poprzedniej wysuwała przypuszczenie, że zagęszczenie materii we wszechświecie, mimo jego rozszerzania się, jest stałe, gdyż zachodzi proces nieustannego powstawania nowych materialnych cząstek, zakładała ciągły proces tworzenia ex nihilo, a i to sprzeciwiało się dialektyce natury. Toteż astronomowie i fizycy zachodni, którzy wysuwali argumenty na rzecz którejkolwiek z tych dwóch hipotez, byli automatycznie kwalifikowani jako religianci. Z drugiej strony alternatywna teoria pulsującego wszechświata, wedle której zachodzą w dziejach kosmosu kolejne fazy ekspansji i kontrakcji, nie nasuwała kłopotliwych sugestii w sprawie początku czasowego, lecz sprzeciwiała się doktrynie jednokierunkowej ewolucji materii. Tymczasem taka właśnie doktryna była składnikiem marksizmu-leninizmu. Wszechświat "pulsujący" byłby wszakże wszechświatem "cyklicznym", nie zaś "rozwijającym się" i "postępującym", jak odeń wymagało "drugie prawo dialektyki". Słowem, sytuacja była kłopotliwa: dialektyczna zasada jednokierunkowej ewolucji prowadziła, jak się zdawało, do idei stworzenia świata; teoria przeciwna była niezgodna z zasadą "wiecznego rozwoju". W dyskusjach kosmologicznych uczestniczyli astronomowie i astrofizycy (W.A. Ambarcumian, O.J. Schmidt), którzy operowali argumentacją naukową i następnie przekonywali, że wyniki ich zbiegają się z wymogami diamatu, oraz, z drugiej strony, filozofowie, którzy osądzali ostateczne wyniki w świetle ideologicznej prawo-wierności. Że świat jest nieskończony przestrzennie i czasowo, a także, że musi się nieustannie "rozwijać", były to filozoficzne dogmaty, od których marksizm-leninizm w żadnym razie nie mógł odstąpić. We wszystkich dziedzinach, filozofowie sowieccy, działający pod ochroną partii, występowali jako żandarmi w stosunku do uczonych i wyrządzili ogromne szkody nauce sowieckiej.
Marksistowsko-leninowska genetyka
Spór o genetykę zyskał sobie na świecie największy rozgłos ze wszystkich batalii, jakie marksizm-leninizm toczył z nowoczesną nauką. Istotnie, zarówno sposób, w jaki oficjalna doktryna państwowa rozstrzygnęła problemy dziedziczności, jak też ostateczne wyniki "dyskusji" i rozmiary destrukcyjnej działalności marksizmu stalinowskiego są w tym przypadku szczególnie jaskrawe. Rozwój badań w zakresie fizyki relatywistycznej i mechaniki kwantowej został z pewnością zahamowany przez strażników ideologii, jednakże wyniki debat i nawet potępień nie doprowadziły w tych dziedzinach do całkowitego zniszczenia i do oficjalnego i jednoznacznego zakazu kwestionowanych teorii. Inaczej w przypadku genetyki.
Była już mowa o wczesnej fazie działalności Łysenki. Climax całej afery miał miejsce w sierpniu 1948 roku. Wtedy to odbyła się w Moskwie, w Leninowskiej Akademii Nauk Rolniczych, sławna dyskusja, na której "mendeliści-morganiści-weissmaniści" zostali ostatecznie potępieni, a stanowisko Łysenki oficjalnie zaaprobowane przez Komitet Centralny partii, jak tenże Łysenko doniósł zebranym. Doktryna jego - jedynie zgodna z marksizmem-leninizmem, jak partia stwierdziła - głosiła, że dziedziczność jest "ostatecznie" określona przez warunki środowiskowe, czyli że w określonych warunkach cechy nabyte przez indywidualne organizmy w toku ich życia mogą być dziedziczone przez potomstwo. Nie ma żadnych genów, nie ma "niezmiennej substancji dziedziczności", nie ma "sztywnych i niezmiennych gatunków", a nauka (w szczególności nauka sowiecka) może bez żadnych zasadniczych ograniczeń przekształcać gatunki i tworzyć nowe. Dziedziczność, wedle Łysenki, nie jest czym innym, jak własnością organizmu polegającą na tym, iż potrzebuje on określonych warunków dla życia i że reaguje w określony sposób na otoczenie. Organizmy przyswajają sobie, w toku indywidualnego życia, warunki środowiskowe i czynią z nich swoje własne cechy, które mogą być przekazywane potomstwu (to zaś z kolei może te cechy stracić lub nabyć nowe, dziedziczne, zależnie do zewnętrznych warunków). Przeciwnicy postępowej nauki, którzy wierzą w nieśmiertelną substancję dziedziczną, twierdzą przy tym, wbrew marksizmowi, że zjawiska mutacji poddane są niekontrolowanym przypadkom; tymczasem, jak Łysenko na sesji podkreślił, "nauka jest wrogiem przypadku" i musi zakładać, że wszystkie procesy podlegają prawidłowościom, a wobec tego mogą być sterowane przez ludzką interwencję. Organizmy stanowią "jedność z otoczeniem", stąd też nie może być zasadniczych granic we wpływaniu na organizmy za pośrednictwem otoczenia.
Łysenko przedstawiał swoją teorię, po pierwsze, jako rozwinięcie idei i doświadczeń rosyjskiego agronoma Miczurina (1855-1935), po wtóre zaś jako "twórczy darwinizm". Darwin błądził wprawdzie o tyle, że nie uznawał "skoków jakościowych" w przyrodzie oraz wprowadził walkę wewnątrzgatunkową jako najistotniejszy czynnik ewolucji (eliminacja gorzej przystosowanych osobników), jednakże wyjaśniał on ewolucję w sposób czysto przyczynowy, nie uciekając się do celowościowych intepretacji oraz wykazał "postępujący" charakter procesów ewolucyjnych.
Co do empirycznej podstawy wywodów Łysenki, biologowie nie mają żadnych wątpliwości, iż jego doświadczenia były bezwartościowe naukowo i bądź wadliwie przeprowadzone, bądź też interpretowane w sposób zupełnie dowolny. Okoliczności te nie miały, oczywiście, najmniejszego znaczenia dla przebiegu sporu. Z "dyskusji" 1948 roku Łysenko wyłonił się jako niekwestionowany wódz sowieckich nauk biologicznych; nieliczni zwolennicy idealistycznej, mistycznej, scholastycznej, metafizycznej, burżuazyjnej genetyki formalnej zostali bezapelacyjnie potępieni. Wszystkie instytucje naukowe, czasopisma i wydawnictwa w zakresie biologii zostały poddane kontroli Łysenki i jego pomocników, przez długie lata nie było mowy o tym, aby jakikolwiek obrońca chromosomowej teorii dziedziczności (tj. faszysta, rasista, metafizyk etc.) mógł wystąpić publicznie. "Twórcza Miczurinowska biologia" zyskała sobie absolutny monopol. Powódź propagandowej literatury wysławiającej Łysenkę i smagającej złowrogie knowania mendelistów-morganistów zalała całą prasę sowiecką. Nieskończone sesje i zebrania sławiły wspaniały tryumf sowieckiej nauki. Filozofowie, rzecz jasna, natychmiast włączyli się do akcji, organizując własne sesje, podejmując rezolucje przeciw burżuazyjnej genetyce i pisząc mnóstwo artykułów uświęcających zwycięstwo postępu nad reakcją. Pisma humorystyczne piętnowały zwolenników idealistycznej genetyki. Ułożono także piosenkę ku czci Łysenki; piosenka ta między innymi głosiła: "on (tj. Łysenko) Miczurinskoj dorogoj twierdoj postupiu idiot, mendelistam-morganistam nas duraczit' nie daiot (on kroczy stanowczo drogą Miczurinowska i nie pozwala ogłupiać nas mendelistom-morganistom).
Po 1948 roku kariera Łysenki trwała jeszcze lat kilka. Tymczasem zaczęto pod jego kierownictwem i wedle jego poleceń sadzić na niektórych obszarach stepowych Rosji leśne pasy ochronne, które miały chronić glebę przed erozją. Całe to przedsięwzięcie okazało się jednak zupełnym fiaskiem. Po śmierci Stalina, w atmosferze względnego rozluźnienia ideologicznego, presja uczonych doprowadziła w końcu, w 1956 roku, do usunięcia Łysenki ze stanowiska przewodniczącego Akademii Nauk Rolniczych. Po kilku latach wrócił on jednak na swoje pozycje dzięki opiece Chruszczowa, aby po następnych kilku latach zniknąć ze sceny sowieckiej ku powszechnej uldze. Straty, które w wyniku tych "dyskusji" poniosła nauka sowiecka, są wręcz nieobliczalne.
Afera Łysenki ujawniła znaczny stopień przypadkowości w historii zmagań ustroju z kulturą. W istocie, łatwo zauważyć, że w kwestiach kosmogonicznych sprawy ideologiczne były zaangażowane w sposób o wiele bardziej oczywisty aniżeli w kwestii dziedziczenia cech nabytych. Jest łatwo pokazać, że teoria początku czasowego wszechświata z trudem daje się pogodzić z materializmem dialektycznym. Nie jest to natomiast wcale oczywiste w przypadku chromosomowej teorii dziedziczności i można sobie doskonale wyobrazić marksizm-leninizm, który tryumfalnie ogłasza, że teoria ta znakomicie potwierdza nieśmiertelne idee Marksa-Engelsa-Lenina-Stalina. Jednakże walka ideologiczna była najbardziej drastyczna właśnie w genetyce i tam również interwencje partii przybrały postać najbrutalniejszą, podczas gdy w dziedzinie kosmogonii procesy te były łagodniejsze. Trudno w tych faktach doszukiwać się jakiejś wyraźnej logiki partyjnego działania: wiele zależało od okoliczności przypadkowych, od osób, które kierowały akcją, od zainteresowania Stalina daną kwestią itd.
Mimo to, jeśli ogarniamy panoramicznym rzutem oka dzieje tych lat, pewna hierarchia w stopniu nacisków ideologicznych na naukę wyłania się z całości obrazu. Z grubsza mówiąc, odpowiada ona hierarchii nauk Comte'a i Engelsa. Naciski te były praktycznie nieobecne w matematyce, dość silne w kosmologii i fizyce, jeszcze potężniejsze w naukach biologicznych i absolutnie wszechwładne w naukach społecznych i humanistycznych. Był to również w przybliżeniu, porządek chronologiczny: nauki społeczne zostały poddane kontroli od samego początku, podczas gdy biologia i fizyka - dopiero w ostatniej fazie stalinizmu. Fizyka uwolniła się od tych nacisków najwcześniej w postalinowskiej epoce, biologia z pewnym opóźnieniem; nauki humanistyczne uwolniły się tylko w niewielkim stopniu.
Czynnik przypadkowości w ideologicznym nadzorze nad nauką widoczny jest także w przypadku psychologii i fizjologii wyższych czynności nerwowych. Przypadek polegał na tym, że w Rosji, nie zaś gdzie indziej, stworzył swoją teorię Iwan P. Pawłow, którego zasługi naukowe są powszechnie na świecie uznane. Pawłow miał znaczne grono uczniów, którzy kontynuowali jego doświadczenia i rozwijali jego teorie zupełnie niezależnie od ideologicznych nacisków. Charakterystyczne dla Związku Radzieckiego było tylko przeobrażenie tej teorii w obowiązujący dogmat, w rodzaj oficjalnej sowieckiej doktryny, od której odchylić się nie było wolno psychologom i fizjologom. Można bez obawy przypuścić, że gdyby dzieło naukowe Pawłowa powstało w Anglii lub w Ameryce, byłoby ono surowo napiętnowane przez filozofów sowieckich jako mechanistyczne (Pawłow wszakże dążył do objaśnienia funkcji psychicznych prawami odruchowości warunkowej, niechybnie tedy, gdyby nie był Rosjaninem, spotkałby się z zarzutem, że chce "sprowadzić" ludzką psychikę do niższych form czynności nerwowych, że nie uwzględnia "jakościowej różnicy" między psychiką ludzką i zwierzęcą itd.). Dzięki temu, że w Rosji marksizm-leninizm w zakresie neurofizjologii został zidentyfikowany z teorią Pawłowa, wyniki ideologicznej inwazji w ten obszar wiedzy były mniej niszczące niż gdzie indziej; mimo to samo utrwalenie pewnej teorii jako państwowo-partyjnego dogmatu, nawet jeśli teoria ta wyrosła z poważnych doświadczeń naukowych, musiało w sposób naturalny przyczynić się do zahamowania rozwoju naukowego.
Szczególnie zdumiewającym przykładem praktycznej przeciwskuteczności sowieckiej ideologii z punktu widzenia interesów państwa były ataki na cybernetykę, to jest ogólną teorię sterowania procesami dynamicznymi. Osobliwość tych ataków polega na tym, że badania cybernetyczne przyczyniły się wydatnie do rozwoju automatyki we wszystkich dziedzinach techniki, w szczególności również w technikach militarnych, i że ideologom sowieckim, walczącym o czystość marksizmu-leninizmu udało się powstrzymać na czas jakiś postęp automatyki w ich kraju (nie mówiąc już o planowaniu ekonomicznym i innych dziedzinach). W latach 1952-53 zaczęła się w Związku Radzieckim kampania przeciwko "pseudonauce" cybernetycznej propagowanej przez imperialistów. Istniały istotnie realne problemy filozoficzne czy półfilozoficzne, które w związku z rozwojem cybernetyki się wyłoniły (czy i do jakiego stopnia życie społeczne ludzi może być opisane w kategoriach cybernetyki? w jakim sensie czynności psychiczne są redukowalne do schematów cybernetycznych, albo, odwracając, w jakim sensie można pewne czynności sztucznych mechanizmów identyfikować z myśleniem ludzkim? itd.). Jednakże rzeczywiste ideologiczne niebezpieczeństwo cybernetyki dla sowieckiej doktryny polegało na tym, że chodziło tu o pewną bardzo ogólną teorię, stworzoną w świecie zachodnim, a pretendującą, słusznie czy niesłusznie, do roli mathesis universalis, najbardziej zgeneralizowanego sposobu ujęcia zjawisk dynamicznych; lecz do tej roli pretendował także marksizm-leninizm. Wedle wiadomości nieoficjalnych ze Związku Radzieckiego (nie potwierdzonych jednak żadnymi publicznie dostępnymi materiałami, rzecz jasna), kres atakom na cybernetykę położyli w końcu wojskowi, którzy zdawali sobie sprawę z praktycznej wagi problemów i którzy mieli dość wpływów, aby ukrócić obskuranckie ataki filozofów szkodliwe dla fundamentalnych interesów państwa.
Stalin o językoznawstwie
W szczytowym momencie naprężenia międzynarodowego, na samym początku wojny w Korei, Stalin dodał do swoich tytułów największego filozofa, uczonego, stratega, przywódcy postępowej ludzkości itd. także tytuł największego językoznawcy świata (językoznawcze jego przygotowanie polegało na tym, że znał on, oprócz rosyjskiego, także ojczysty gruziński; o ile wiadomo, żadnego innego języka nie znał). W maju 1950 r. "Prawda" ogłosiła dyskusję na temat teoretycznych problemów językoznawstwa i w szczególności teorii Marra. Nikołaj J. Marr (1864-1934) był znawcą języków kaukaskich; w ostatnim okresie życia usiłował stworzyć lingwistykę marksistowską i uchodził w Związku Radzieckim za czołowy autorytet w tej dziedzinie; lingwiści, którzy nie chcieli uznać jego fantazji, byli szykanowani i prześladowani. Marr twierdził, że język jest formą "ideologii", a jako taki należy do "nadbudowy" i ma charakter klasowy. Zmiany w ewolucji języka następują przez "skoki jakościowe" odpowiadające jakościowym zmianom formacji społecznych. Zanim ludzkość wypracowała język mówiony, posługiwała się ona językiem gestów - ta forma odpowiadała prymitywnemu społeczeństwu bezklasowemu. Język mówiony jest cechą społeczeństw podzielonych na klasy, a w przyszłości, w bezklasowej wspólnocie, język ten w ogóle zaniknie na rzecz ogólnoludzkiego języka myślowego, o którym wszakże Marr niewiele umiał powiedzieć. Cała ta teoria miała cechy paranoicznego urojenia i fakt, że panowała ona przez lata w Związku Radzieckim jako lingwistyka par excellence, jako jedyna "postępowa" teoria językoznawcza, jest wymownym świadectwem sytuacji kulturalnej w tym kraju.
Stalin zabrał głos w dyskusji artykułem, ogłoszonym w "Prawdzie" 29 czerwca i uzupełnionym czterema wyjaśnieniami w odpowiedzi na listy czytelników.
Jego stwierdzenia zawierały stanowcze potępienie teorii Marra. Język, oznajmił Stalin, nie należy do nadbudowy i nie ma charakteru ideologicznego. Nie należy także do bazy, ale jest bezpośrednio "związany" z siłami wytwórczymi. Jest on własnością całego społeczeństwa, nie zaś określonych klas; klasowo określone wyrażenia stanowią tylko znikomy ułamek zasobów słownych. Nie jest też prawdą, by język zmieniał się w drodze "skoków jakościowych" czy "wybuchów"; zmienia się stopniowo, przez obumieranie pewnych składników i powstawanie nowych. Kiedy dwa języki konkurują ze sobą, rezultatem nie jest nowy język, powstały ze zmieszania obu, ale zwycięstwo jednego z rywali. Co się tyczy teorii przyszłego "obumierania" języka na rzecz "myślenia", to teoria Marra jest z gruntu błędna: myślenie ludzkie jest związane z językiem i nie może się bez niego obejść. Ludzie myślą za pomocą słów. Przy sposobności Stalin powtórzył marksistowską teorię bazy i nadbudowy, wyraźnie stwierdzając, po pierwsze, że siły wytwórcze nie są składnikiem bazy, gdyż baza to stosunki produkcyjne, po wtóre zaś, że nadbudowa "służy" bazie i jest jej narzędziem. Ponadto potępił on surowo monopol, jaki szkoła Marra zapewniła sobie w Związku Radzieckim, system tępienia swobodnej dyskusji i niedopuszczanie do krytyki. W takim "arakczejewowskim reżymie", oświadczył, nauka nie może się rozwijać.
Że język nie należy do nadbudowy i nie jest klasowy oznaczało to, po prostu, że francuscy kapitaliści mówią po francusku, a francuscy robotnicy także po francusku, nie zaś w innym języku oraz, że Rosjanie przed 1917 rokiem mówili po rosyjsku, a po 1917 roku także po rosyjsku, nie zaś w innej mowie. Odkrycie to powitane zostało natychmiast jako historyczny przełom w dziejach językoznawstwa i innych nauk. Istna lawina sesji naukowych i rozpraw sławiących nowe genialne dzieło przewaliła się przez kraj. W sumie jednak, chociaż uwagi Stalina na temat języka były po prostu zdroworozsądkowymi prawdami, artykuł jego miał pewne pozytywne znaczenie, o ile usunął z językoznawstwa absurdalne dogmaty Marra. Miał on też pewien korzystny wpływ na sytuację logiki formalnej oraz semantyki: obrońcy tych nauk mogli powoływać się na to, że również one nie należą do nadbudowy, a ich uprawianie nie jest koniecznie dywersją wroga klasowego. Co się tyczy spostrzeżeń Stalina na temat "służebnej funkcji" nadbudowy w stosunku do bazy, to były one powtórzeniem obowiązującej doktryny: potwierdzały znaną już wszystkim regułę, że w krajach socjalistycznych kultura jest na służbie "zadań politycznych" i nie śmie rościć sobie pretensji do samodzielności. Zbyteczne dodawać, że wezwania Stalina do swobodnej dyskusji i krytyki nie miały najmniejszego wpływu w innych dziedzinach kultury: w językoznawstwie wyznawcy Marra zostali odsunięci (chociaż nie wiadomo o tym, by podlegali represjom policyjnym), gdzie indziej zaś zostało po staremu.
Stalin o ekonomii sowieckiej
Ostatnie dzieło teoretyczne Stalina ukazało się we wrześniu 1952 roku w śmie partyjnym "Bolszewik". Był to artykuł pod tytułem Ekonomiczne pro
blemy socjalizmu w ZSRR. Miał on być teoretyczną podstawą zbliżającego się XIX Zjazdu partii. Najważniejsza teoretyczna teza artykułu polegała na tym, że w socjalizmie także działają "obiektywne prawa" ekonomiczne - prawa, które należy wykorzystywać w planowaniu, lecz których dowolnie unieważnić niepodobna. W szczególności działa w socjalizmie prawo wartości, co prawdopodobnie oznaczać miało tyle, że w Związku Radzieckim używane są pieniądze i że należy gospodarować z uwzględnieniem opłacalności oraz obliczać dochody i wydatki. Zasada "obiektywności praw ekonomicznych socjalizmu" zawierała implicite potępienie Nikołaja Wozniesenskiego; Wozniesenski już przed wojną został kierownikiem Gospłanu, a następnie wicepremierem i członkiem Biura Politycznego. Został uśmiercony jako zdrajca w 1950 roku, a jego książka o gospodarce sowieckiej w latach wojny z Niemcami wycofana z obiegu; w tej właśnie książce idea obiektywnych praw gospodarki socjalistycznej była pośrednio zanegowana na rzecz twierdzenia, iż wszystkie procesy ekonomiczne są w socjalizmie podporządkowane planującej sile państwa. Stalin, broniąc obiektywnego działania prawa wartości w Związku Radzieckim, zapewnił jednakże czytelników, że w odróżnieniu od kapitalizmu, w którym działa zasada maksymalnego zysku, gospodarka socjalistyczna rządzona jest prawem maksymalnego zaspokojenia potrzeb ludności. Nie było jasne, w jaki sposób dobroczynność gospodarki socjalistycznej ma być "obiektywnym prawem" niezależnym od woli organów planowania państwowego i w szczególności, w jaki sposób "prawo" to funkcjonuje jednocześnie z "prawem wartości". Stalin, oprócz tych wyjaśnień, zarysował też w swoim artykule program przechodzenia Związku Radzieckiego do fazy komunistycznej: przejście to wymaga mianowicie zniesienia przeciwieństwa między miastem a wsią, między pracą fizyczną i umysłową, podniesienia własności kołchozowej do poziomu własności ogólnonarodowej (czyli, praktycznie, przekształcenia kołchozów w sowchozy), a także wzrostu produkcji oraz ogólnego poziomu kulturalnego.Rozważania o komunistycznym społeczeństwie doskonałości były powtórzeniem tradycyjnych w marksizmie motywów. Co do uwag w sprawie "obiektywnych praw ekonomicznych", to zapewne jedyny sens praktyczny, jaki można z nich było wyłowić, polegał na ogólnym zaleceniu, aby kierownicy gospodarki państwowej, zajmując się "maksymalnym zaspokojeniem potrzeb" ludności sowieckiej, nie zapominali przy tym o rozrachunku gospodarczym.
Ogó
lne cechy kultury stalinowskiej ostatniego okresuOsobliwości kulturalnego życia Rosji sowieckiej w omawianym okresie nie były dowolnym wymysłem Stalina. Jeśliby się chciało jednym słowem je nazwać, najstosowniej byłoby powiedzieć, że była to niemal doskonała kultura parweniuszy, odzwierciedlająca w sposób charakterystyczny, we wszystkich swoich składnikach, mentalność, gusty i wierzenia parweniusza u władzy. Cechy te wcielał Stalin w wybitnym stopniu, jednakże były to cechy całej warstwy rządzącej, która, choć sprowadzona za jego czasów także do statusu niewolniczego, dawała mu poparcie i ostatecznie utrzymywała na szczytach władzy.
Sowiecki aparat władzy, po kolejnych czystkach, po wytępieniu starej gwardii bolszewickiej i unicestwieniu inteligencji dawnego pokolenia, składał się z ludzi werbowanych głównie z klasy robotniczej i chłopstwa, bardzo licho wykształconych, pozbawionych zaplecza kulturalnego, opanowanych żądzą przywilejów, zawiścią i nienawiścią do autentycznej inteligencji "rodowej". Typową cechą parweniusza jest nieustanna chęć "pokazywania się", stąd też kultura parweniuszy ma wybitne cechy "fasadowe". Parweniusz u władzy nie uspokoi się, dopóki istnieją obok niego ludzie reprezentujący niedostępną mu i stąd znienawidzoną kulturę umysłową dawnych klas uprzywilejowanych; kultura ta napiętnowana więc zostaje jako burżuazyjna lub arystokratyczna z natury. Parweniusz jest nacjonalistą żywiołowym, to znaczy bezustannie przekonuje siebie, że naród lub środowisko, z którego wyrósł, są zasadniczo wyższe i lepsze niż wszystko inne; jego język wydaje mu się językiem par excellence, ponieważ innych z reguły nie zna; swoje ubogie zasoby kulturalne chce przedstawić sobie i innym jako najdoskonalsze w świecie. Wszystko, co pachnie awangardą, eksperymentem kulturalnym, twórczością, jest mu nienawistne. Parweniusz trzyma się kilku prawd zdrowego rozsądku i wpada we wściekłość, gdy prawdy te są przez kogokolwiek podważane.
Te cechy mentalności parweniuszowskiej określiły wszystkie swoiste rysy kultury stalinowskiej; nacjonalizm, socrealistyczną estetykę, a także system władzy. Parweniusz przechowuje zarazem chłopski kult dla władzy i nienasycone pragnienie uczestniczenia w niej; wyniesiony na jakikolwiek szczebel w rządzeniu, korzy się przez zwierzchnikami i pomiata podwładnymi, na których wolno mu wyżywać się w żądzy panowania. Stalin był bogiem rosyjskich parweniuszy, wcieleniem ich marzeń o potędze. Państwo parweniuszy musi mieć hierarchię i uwielbianego zwierzchnika, którego uwielbia się również, gdy biczuje swoich podwładnych.
Nacjonalizm stalinowskiej kultury wzrastał, jak była o tym mowa, stopniowo w latach przedwojennych, a po wygranej wojnie przybrał gigantyczne rozmiary. W 1949 roku zaczęła się na łamach prasy sowieckiej kampania przeciw tak zwanemu kosmopolityzmowi. Nie było jasno powiedziane, jak należy "kosmopolitę" zdefiniować, oprócz wiadomości, że jest on wrogiem patriotyzmu i uwielbia Zachód. Jęły się jednak ukazywać coraz częściej artykuły sugerujące najwyraźniej, że kosmopolita to z grubsza tyle, co Żyd. Charakterystyczne potępienia kosmopolitów były pospolicie zaopatrzone w wyjaśnienia co do nazwisk poprzednio noszonych przez ofiary, jeśli nazwiska te brzmiały z żydowska. Tak zwany patriotyzm sowiecki - nieodróżnialny od rosyjskiego szowinizmu - przybrał postać urzędowego obłędu. Propaganda bez przerwy głosiła, że wszystkie ważniejsze wynalazki w dziejach techniki były dziełem Rosjan, a wszelkie wspomnienie o innych było piętnowane jako przejaw "kosmopolityzmu" i korzenia się przed Zachodem. Wielka Encyklopedia Radziecka, wydawana od końca 1949 roku jest bezprzykładnym monumentem tej półhumorystycznej i półmakabrycznej megalomanii. Hasło "Automobil", na przykład, zaczyna się tam, w części historycznej, od stwierdzenia: "W latach 1751-52 chłop z guberni Niżeniegorodzkiej, Leontij Szamszugienkow (zob.) zbudował samojeżdżący pojazd, który był wprawiany w ruch siłą dwóch ludzi". "Burżuazyjna" - czyli zachodnia - kultura była przedmiotem nieustających napaści jako siedlisko zgnilizny i rozkładu. Oto, przykładowo, fragment hasła "Bergson" z tejże Encyklopedii: "francuski burżuazyjny filozof-idealista, reakcjonista w polityce i filozofii. Stworzona przez B. filozofia intuicjonizmu, poniżająca rolę rozumu, nauki, oraz jego mistyczna teoria społeczeństwa służą uzasadnieniu polityki imperializmu. W poglądach B. wyraził się dobitnie rozkład burżuazyjnej ideologii epoki imperializmu, rosnąca agresywność burżuazji w obliczu zaostrzających się sprzeczności klasowych oraz jej strach przed nasilającą się walką klasową proletariatu... W okresie zaczynającego się ogólnego kryzysu kapitalizmu i zaostrzenia wszystkich jego sprzeczności, B. wystąpił jako wściekły wróg materializmu, ateizmu i poznania naukowego, wróg demokracji i wyzwolenia ludzi pracy od ucisku klasowego, maskujący swoją filozofię pseudonaukowym opakowaniem... Dawno przezwyciężony przez życie, praktykę i naukę pogląd dawnych mistyków i średniowiecznych teologów na poznanie przez «wgląd wewnętrzny» B. usiłował przedstawić jako «nowe» uzasadnienie idealizmu... Materializm dialektyczny obala idealistyczną teorię intuicji opierając się na bezspornym fakcie, iż poznanie świata i rzeczywistości dokonuje się nie jakimiś tam nadzmysłowymi środkami, ale w procesie społeczno-historycznej praktyki ludzkości... W intuicjonizmie Bergsona wyraża się strach imperialistycznej burżuazji przed nieuchronnie nadciągającym upadkiem kapitalizmu, dążenie do ucieczki od niezbitych wniosków z naukowego poznania rzeczywistości, a zwłaszcza od poznania praw rozwoju społecznego, odkrytych przez naukę marksistowsko-leninowską... Wróg suwerenności państwowej, B. głosił kosmpolityzm burżuazyjny, panowanie światowego kapitalizmu, burżuazyjna religię i moralność. B. był zwolennikiem okrutnej dyktatury burżuazyjnej i terrorystycznego ustroju, który dławi ludzi pracy. W okresie między pierwszą a drugą wojną światową ten wojujący obskurant dowodził, że wojny imperialistyczne są «niezbędne» i «dobroczynne»" itd. A oto fragment hasła "Impresjonizm" z tegoż dzieła: "Dekadencki kierunek w sztuce burżuazyjnej, powstały w drugiej połowie XIX wieku. I. był wynikiem rozpoczynającego się rozkładu w sztuce burżuazyjnej (zob. Dekadenctwo), zerwania z postępowymi tradycjami narodowymi. Zwolennicy I. występowali z programem bezideowej, antyludowej, «sztuki dla sztuki», odżegnywali się od prawdziwego, realistycznego odzwierciedlenia obiektywnej rzeczywistości i twierdzili, że artysta powinien odtwarzać tylko swoje pierwotne, subiektywne wrażenia... Ta subiektywno-idealistyczna podstawa I. jest pokrewna zasadom współczesnych mu reakcyjnych kierunków w filozofii - neokantyzmu, machizmu (zob.) i innych, które odrzucały obiektywność i wiarygodność poznania, odrywały spostrzeżenia od rzeczywistości, a rozum - od wrażeń... Odrzucając kryterium obiektywnej prawdziwości, okazując obojętność dla zjawisk życia społecznego, dla człowieka i dla społecznych zadań sztuki, zwolennicy I. nieuchronnie dochodzili w swojej twórczości do rozkładu obrazu i do rozbicia formy artystycznej" itd.
Izolacja Związku Radzieckiego od kultury światowej była niemal całkowita. Jeśli pominąć nieliczne propagandowe utwory zachodnich komunistów, czytelnik sowiecki był trzymany w doskonałej ignorancji światowej kultury - powieści, poezji, teatru, filmu, nie mówiąc o filozofii i naukach społecznych. Bogate zasoby XX-wiecznego malarstwa w leningradzkim Ermitażu były schowane w piwnicach, aby nie demoralizować uczciwych obywateli. Filmy i sztuki teatralne demaskowały burżuazyjnych uczonych, którzy służą wojnie i imperializmowi oraz sławiły niebywałą radość życia sowieckich obywateli. Ideologia "realizmu socjalistycznego" obowiązywała wszędzie: realizm polegał nie na tym, oczywiście, iż należało opisywać rzeczywistość sowiecką w jej faktycznej postaci (to byłby gruboskórny naturalizm, który jest także odmianą formalizmu), ale na tym, by wychowywać ludzi sowieckich w miłości do ojczyzny i Stalina. Architektura socrealistyczna tych czasów jest najtrwalszą pamiątką Stalinowskiej ideologii. Tam również obowiązywał "prymat treści nad formą", chociaż nikt nie umiał powiedzieć, jak te rzeczy w architekturze odróżnić. Istotną cechą architektury była monumentalna fasadowość o cechach parodystyczno-bizantyjskich. W warunkach kiedy budownictwo mieszkaniowe ledwo istniało, a miliony ludzi w miastach i miasteczkach gnieździły się w nieludzkiej ciasnocie, rosły w górę w Moskwie i w innych miastach gigantyczne pałace, pełne fałszywych kolumn i ozdóbek, a mające swymi rozmiarami dawać świadectwo "wielkości epoki stalinowskiej". Była to także typowa architektura parweniuszy, oparta na estetyce, którą można streścić hasłem "im więcej, tym piękniej".
Niejako sklepieniem tej całej ideologii był kult wodza, który w latach tych przybrał formy monstrualno-groteskowe i został w dziejach ludzkich prześcignięty bodaj tylko raz jeden, mianowicie w późniejszym kulcie Mao Tse-tunga w Chinach. Wiersze, powieści i filmy poświęcone chwale Stalina lały się niepowstrzymaną strugą; obrazy i pomniki wypełniały wszystkie miejsca publiczne. Pisarze, poeci, filozofowie, prześcigali się w wynajdywaniu coraz nowych pochlebstw i coraz bardziej hołdowniczych dytyrambów. Dzieci w przedszkolach i żłobkach składały mu podziękowania za szczęśliwe dzieciństwo. Wszystkie cechy ludowej religijności wróciły w zniekształconej postaci: ikony, procesje, modły zbiorowe, spowiedź (zwana samokrytyką), kult relikwii. Marksizm w tej postaci przekształcił się istotnie w parodię religii, lecz już pozbawioną jakiejkolwiek treści. Oto, przypadkowo wybrany, lecz typowy, początek rozprawy filozoficznej z tych czasów. "Wielki koryfeusz nauki towarzysz Stalin, dał nieprześcigniony w swej głębi, jasności i spoistości systematyczny wykład podstaw materializmu dialektycznego i historycznego jako teoretycznej podstawy komunizmu. Doskonałą charakterystykę teoretycznych prac towarzysza Stalina przedstawił Komitet Centralny Wszechzwiązkowej Komunistycznej Partii (bolszewików) oraz Rada Ministrów Związku SRR w adresie do towarzysza Stalina w dniu jego siedemdziesięciolecia: «Wielki koryfeuszu nauki! Twoje klasyczne prace rozwijające teorię marksistowsko-leninowską w zastosowaniu do nowej epoki, epoki imperializmu i rewolucji proletariackich, epoki zwycięstwa socjalizmu w naszym kraju, są olbrzymim osiągnięciem ludzkości, encyklopedią rewolucyjnego marksizmu. Z dzieł tych ludzie radzieccy i przodujący przedstawiciele ludu pracującego wszystkich krajów czerpią wiedzę, ufność, nowe siły w walce o zwycięstwo sprawy klasy robotniczej, znajdują tam odpowiedzi na najbardziej palące problemy współczesnej walki o komunizm». Genialne dzieło filozoficzne towarzysza Stalina O materializmie dialektycznym i historycznym jest potężnym źródłem poznania i rewolucyjnego przekształcania świata, służy jako niepokonany oręż ideowy w walce przeciw wrogom materializmu, przeciw rozkładającej się ideologii i kulturze kapitalistycznego świata skazanego na niechybny upadek. Jest ono nowym, najwyższym etapem w rozwoju światopoglądu marksistowsko-leninowskiego... W dziele swoim towarzysz Stalin z nieprześcignioną jasnością i zwięzłością ukazał podstawowe cechy marksistowskiej metody dialektycznej i ukazał ich znaczenie dla rozumienia prawidłowości rozwoju przyrody i społeczeństwa. Z taką samą głębią, siłą, zwięzłością i partyjno-politycznym celem sformułowane są w pracy towarzysza Stalina podstawowe cechy marksistowskiego materializmu filozoficznego" itd. (W.M. Pozner, I. W. Stalin ob osnownych czertach marksistoskogo fiłosofskogo materializma,
1950).Stalin sławiony był nie tylko bezpośrednio, ale także pośrednio - poprzez wszystkich bohaterów rosyjskiej historii. Filmy i powieści o Piotrze Wielkim, o Aleksandrze Newskim, o Iwanie Groźnym - pomyślane były jako wieńce ku jego czci. Film Eisensteina o Iwanie Groźnym - wysławiający cara oraz (zgodnie z osobistymi zaleceniami Stalina) jego "opriczninę", czyli pierwszą policję polityczną w Rosji - nie został jednak w całości dopuszczony na ekrany za życia Stalina, albowiem widać tam, że Iwan, choć z ogromnym bólem serca, zmuszony był jednak uciąć głowy najbardziej zatwardziałym spiskowcom (chociaż widz nie ma żadnych wątpliwości, że nikczemnością swoją i przewrotnością spiskowcy zasłużyli na gorszy jeszcze los i że Iwan zrobił ledwo minimum tego, czego można się spodziewać od każdego rozsądnego męża stanu). Na filmach i w sztukach teatralnych Stalin ukazywał się jako bardzo wysoki, dorodny człowiek, znacznie wyższy od Lenina - partia ukrywała jego niski wzrost.
Hierarchiczna budowa sowieckiej biurokracji odzwierciedlała się także w tym, że kult Stalina przenosił jego światło na mniejsze osobistości: w wielu dziedzinach życia w Związku Radzieckim (choć nie we wszystkich) istniała osoba, o której wiadomo było, że jest oficjalnie "największa" w danej dziedzinie; pomijając więc te liczne dziedziny, w których największym z urzędu był sam Stalin (największy filozof, teoretyk, mąż stanu, strateg, ekonomista itd.) wiadomo było, kto jest największym malarzem, największym biologiem, największym klownem cyrkowym (cyrk także został ideologicznie naprawiony w 1949 roku artykułem w "Prawdzie", potępiającym surowo burżuazyjny formalizm w sztuce cyrkowej; okazało się, że niektórzy działacze cyrkowi stoczyli się do kosmpolitycznego komizmu i chcą ludzi bezideowo rozśmieszać, zamiast wychowywać i walczyć z wrogiem klasowym).
Fałszowanie historii i naciski na nauki historyczne doszły także do szczytu w tej epoce. Było teraz obowiązkiem historyków udowadniać, że w polityce zewnętrznej carska Rosja była szermierzem postępu i że wszystkie podboje caratu były wybitnie postępowe, gdyż przynosiły cywilizację wielkiego narodu rosyjskiego innym ludom. Nowe, czwarte wydanie dzieł Lenina, zawierało wprawdzie pewną ilość nowych dokumentów, ale za to usuwało inne (kilka zdań Lenina, zbyt jednoznacznie mówiących o niemożliwości zbudowania socjalizmu w jednym kraju, a także jego entuzjastyczną przedmowę do książki Johna Reeda Dziesięć dni, które wstrząsnęły światem:
Reed bowiem, który przeżył Październik w Piotrogrodzie, pisał wiele o Leninie i Trockim, lecz o Stalinie nie wspomniał; polecając jego książkę całemu światu Lenin popełnił więc niewybaczalny nietakt). Usunięto także, prawie w całości, bardzo wartościowe historyczne komentarze i przypisy, które były w poprzednim wydaniu, lecz sporządzone zostały w większości przez ludzi następnie uśmierconych w czystkach. System ten zresztą nie skończył się ze śmiercią Stalina; w kilka miesięcy po jego zgonie, gdy nowi władcy zabili Berię, prenumeratorzy Wielkiej Encyklopedii Radzieckiej znaleźli w kolejnym tomie notę, która polecała im "wyciąć za pomocą żyletki" wskazane strony jednego z poprzednich tomów i wkleić na ich miejsce nowe strony załączone; czytelnik musiał zajrzeć do odpowiedniego tomu, aby przekonać się, że we wskazanym miejscu znajdował się artykuł o Berii; jednak nowa wkładka nie zawierała żadnego nowego artykułu o Berii, a tylko nowe fotografie z morza Beringa. Archiwa historyczne były w całości w rękach policji i dostęp do nich był (i jest) ściśle regulowany; rozumność tej zasady potwierdziła się wielokrotnie; tak, na przykład pewna dziennikarka w starych archiwach parafialnych wykryła, że matka Lenina była pochodzenia żydowskiego i nawet w naiwności swojej próbowała to odkrycie ogłosić w sowieckiej prasie.W tej atmosferze nieuchronnie pojawiali się w nauce wszelkiego rodzaju szalbierze, którzy ogłaszali o swoich niezwykłych osiągnięciach naukowych w należycie patriotycznych słowach. Łysenko jest najsławniejszym z nich, ale było wielu innych. Pewna uczona, nazwiskiem Olga Lepieszynskaja, ogłosiła w 1950 roku, że produkuje żywe komórki z nieożywionych substancji organicznych, a rewelacyjne to osiągnięcie zostało powitane przez całą prasę sowiecką jako niezbity dowód wyższości ojczystej nauki nad burżuazyjną. Wszystkie jej doświadczenia okazały się rychło bezwartościowe. Już po śmierci Stalina ukazał się w "Prawdzie" artykuł z jeszcze bardziej rewelacyjnym doniesieniem: okazało się, że w pewnej fabryce w Saratowie zbudowano aparat, który daje więcej energii, niż pobiera, co zarówno obala ostatecznie drugie prawo termodynamiki, jak też dowodzi prawdy twierdzenia Engelsa, iż energia, która się we wszechświecie rozprasza, musi się także gdzieś koncentrować. Teraz już było wiadomo, że koncentruje się w saratowskiej fabryce. Po krótkim czasie - co zresztą dowodziło już zmiany w atmosferze umysłowej - odkrycie to zostało wstydliwie zdementowane.
Język sowiecki odzwierciedlał wiernie tę atmosferę. Zadaniem słowa publicznego nie było informować, ale polecać i wychowywać. Prasa podawała wyłącznie informacje pomyślne lub świadczące o nikczemności imperializmu. Nie istniały, na przykład, w Związku Radzieckim, nie tylko takie zjawiska, jak katastrofy i przestępstwa kryminalne, ale nawet klęski żywiołowe - wszystko to było ponurą własnością imperialistycznych mocarstw. Statystyki publicznie ogłaszanej praktycznie nie było w ogóle. Czytelnicy gazet byli przyzwyczajeni do tego, że mają swoje wiadomości czerpać za pośrednictwem specjalnego kodu, który wszystkim był znany, choć nigdy nie sformułowany wprost: wiadomo było, na przykład, że kolejność, w jakiej wymieniane są przy różnych okazjach nazwiska różnych dygnitarzy partyjnych, odzwierciedla różne decyzje Stalina co do ich aktualnej pozycji. Treściowo nie ma, jak by się zdawało, żadnej różnicy między powiedzeniem "walczmy z kosmopolityzmem i nacjonalizmem" a powiedzeniem "walczmy z nacjonalizmem i kosmopolityzmem", jednakże czytelnik sowiecki, gdy raz po śmierci Stalina przeczytał to drugie sformułowanie, wiedział od razu, że "linia się zmieniła", i że teraz należy na pierwszym miejscu zwalczać nacjonalizm, a kosmopolityzm dopiero na drugim. Język sowieckiej ideologii niczego nie wypowiadał w sposób wyraźny, ale tylko dawał coś do zrozumienia; czytelnicy wstępnych artykułów w "Prawdzie" wiedzieli, że na ogół ich treść polega na jednym zdaniu, niby mimochodem wtrąconym w powódź wiecznie tych samych sztampowych frazesów. Semantyka była rządzona przez składnię i przez budowę tekstu, nie zaś przez bezpośredni sens poszczególnych zdań. Biurokratyczna monotonia, bezosobowa martwota i ubóstwo języka utrwaliły się jako obowiązujące kanony socjalistycznej kultury. Liczne zestawy słów były utrwalone jako automatyczne zbitki, tak iż jedno słowo w sposób konieczny pociągało następne: "zwierzęce oblicze imperializmu", "wspaniałe osiągnięcia narodu sowieckiego", "niewzruszona przyjaźń narodów socjalistycznych", "nieśmiertelne dzieła klasyków marksizmu-leninizmu" - setki tego rodzaju stereotypów składały się na strawę duchową milionów ludzi sowieckich.
Filozofia Stalinowska także była doskonale przystosowana do mentalności parweniuszy-biurokratów - zarówno w treści, jak w formie. Na podstawie wykładu Stalina każdy zostawał filozofem w ciągu pół godziny i wiedział wszystko nie tylko o "prawdziwej" filozofii, ale znał także całą filozofię burżuazyjną oraz jej śmieszne i nonsensowne pomysły: taki Kant, na przykład, twierdził, że niczego nie można poznać, a tymczasem my, ludzie sowieccy, poznajemy różne rzeczy i tak obaliliśmy Kanta; Hegel twierdził, że świat się zmienia, ale myślał, że świat się składa z pojęć, a tymczasem każdy widzi, że naokoło są rzeczy, a nie żadne pojęcia; machiści z kolei twierdzili, że to biurko, przy którym siedzę, jest w mojej głowie, ale każdy widzi, że moja głowa jest gdzie indziej i biurko gdzie indziej. W ten sposób filozofia stawała się udziałem każdego urzędnika i każdemu dawała satysfakcję, że powtarzając kilka pozornie zdroworozsądkowych banałów panował nad wszystkimi problemami filozoficznymi.