GAZETA
WYBORCZA
Dziś w Turcji trwa głośna jak nigdy dotąd debata o
odpowiedzialności za eksterminację Ormian w 1915 r. Jednak władze tureckie
nadal nie są gotowe przyznać, że doszło wtedy do ludobójstwa. Może to się stać
przeszkodą na drodze Turcji do Unii Europejskiej, z którą 3 października Ankara
rozpoczyna negocjacje
Adam Balcer
Turecko-ormiańskie
rozrachunki z historią
Ormiańska i
turecka historiografia różnią się radykalnie w ocenie wydarzeń z 1915 r.
Według Turków podczas I wojny światowej Ormianie en masse
zdradzili imperium osmańskie, stając po stronie Rosji. W efekcie doszło do
wojny domowej, a rząd zmuszony był deportować ludność ormiańską. Zginęły
dziesiątki tysięcy Ormian i jeszcze więcej muzułmanów. Celem ówczesnego rządu
nie była jednak eksterminacja Ormian, zaś republikańska Turcja zbudowana w
opozycji do imperium nie jest odpowiedzialna za zbrodnie popełnione przez
rządzący w okresie I wojny światowej reżim Młodych Turków - głosi oficjalna
wersja turecka.
Z kolei dla
Ormian w 1915 r. doszło do pierwszego holocaustu, w trakcie
którego niemal cała ludność ormiańska w imperium została wymordowana w
zaplanowanej jeszcze przed wojną akcji. Ormianie byli wyłącznie niewinnymi
ofiarami, a współczesna Turcja jest kontynuatorem reżimu młodotureckiego.
Przewartościowanie
przez Ormian i sympatyzujące z nimi środowiska takiej uproszczonej
interpretacji tragedii z 1915 r., która uznana została przez nich za jedyną, niepodlegającą dyskusji "oficjalną" wersję, z pewnością
ułatwiłoby turecki rachunek sumienia i przyczyniło się do poprawy obecnych
relacji turecko-ormiańskich.
Rosja
przekracza Kaukaz
Dla
zrozumienia przyczyn ludobójstwa Ormian warto przypomnieć, jak w zakaukaską
politykę zaangażowała się Rosja. W XIX wieku imperium Romanowów dokonało
brutalnego podboju Kaukazu. Jak pisze ormiański historyk Richard Hovannisian: "Rosjanie bezwzględnie wypędzali całe
muzułmańskie społeczności, zastępując je chrześcijanami, których uważali za
bardziej lojalnych wobec władz. Ormianie byli głównym
narzędziem tej polityki. [...] Śmiertelność wśród muzułmanów była masowa i w
niektórych przypadkach przekraczała jedną trzecią". Wypędzeni muzułmanie
osiedlali się w imperium osmańskim. Według angielskiego historyka Donalda Bloxhama rosyjski podbój Kaukazu można nawet nazwać ludobójstwem.
Sytuacja
Ormian w imperium Romanowów była lepsza niż w osmańskim, dlatego też od
początku XIX wieku w każdej z wojen turecko-rosyjskich o panowanie nad Kaukazem
ich grupy walczyły po stronie cara, zaś podczas I wojny niemal wszyscy
sympatyzowali z Rosją. Tysiące Ormian z Kaukazu służyło w armii carskiej.
Rosjanie utworzyli także legiony z ochotników ormiańskich z imperium osmańskiego,
przez które przeszło kilkadziesiąt tysięcy osób. Z kolei w armii osmańskiej
przypadki dezercji były częstsze wśród żołnierzy ormiańskich niż muzułmańskich,
ale nie przyjęły masowego charakteru, jak twierdzi dzisiaj wielu tureckich
historyków.
Od początku
wojny na tyłach osmańskich działała też partyzantka ormiańska, jednak
popierała ją mniejszość tamtejszych Ormian. Wbrew oficjalnej opinii tureckiej
nie można mówić o masowym powstaniu. W trakcie walk zarówno armia osmańska, jak
i partyzanci dokonywali masakr ludności cywilnej, ale na większą skalę przeprowadzała
je silniejsza armia turecka.
Ludobójstwo
bez dokumentów
W ciągu kilku
miesięcy po przystąpieniu do wojny Turcy ponieśli wielką klęskę na Kaukazie,
zaś Brytyjczycy zagrozili stolicy kraju Stambułowi. Wtedy to rząd osmański
wydał dekret o deportacji Ormian. Wielu tureckich historyków
podkreśla, że brak dokumentów potwierdzających takie intencje. Nawet proormiański historyk Yves
Trennon w książce "Ormianie: historia
ludobójstwa" nie uwzględnił z powodu "uzasadnionych wątpliwości" co
do ich wiarygodności słynnych "ludobójczych" telegramów Talata Paszy - członka triumwiratu sprawującego władzę w
imperium osmańskim podczas I wojny światowej - na które powoływały się
ostatnio polskie media. Tureccy historycy przemilczają jednak, że po wojnie
została zniszczona duża część archiwów rządowych, które mogły zawierać
informacje na temat polityki wobec Ormian.
Mimo braku
dokumentów przebieg oraz konsekwencje deportacji stanowią wystarczające
argumenty, aby wydarzenia z 1915 r. uznać za ludobójstwo zgodnie z obecnie
przyjmowaną definicją ONZ. Władze osmańskie stosowały zasadę odpowiedzialności
zbiorowej, deportując Ormian także z regionów zupełnie spokojnych. Wysiedlono
ponad 70 proc. osmańskich Ormian, a część pozostałych zmuszono do przejścia
na islam. Spośród deportowanych przeżył jedynie co
piąty. W efekcie populacja ormiańska niemal zniknęła z Anatolii. Wysoka
śmiertelność była konsekwencją kilkusetkilometrowych marszów w trudnych
warunkach, osadzenia Ormian w obozach na pustyni bez zagwarantowania
odpowiedniej ochrony i zaopatrzenia, a także chorób oraz masakr.
Władze
osmańskie musiały być świadome takich konsekwencji, podejmując decyzję o
deportacji. Konfiskaty mienia świadczą o tym, że celem nie było jedynie
tymczasowe usunięcie Ormian ze strefy przyfrontowej. Nieprawdziwe są też
twierdzenia tureckich historyków o ukaraniu setek osób za zbrodnie popełnione
w trakcie deportacji. Liczba skazanych jest znacznie zawyżana, a zdecydowana
większość z nich odpowiadała za nielegalne przejęcie mienia ormiańskiego
zajętego przez państwo.
Spór o
liczbę ofiar
Wśród Ormian
najbardziej rozpowszechnione jest przekonanie, że liczba ofiar sięgnęła 1,5 mln. Natomiast Ankara przez wiele lat twierdziła, że zginęło
około 300 tys. osób. W ostatnich latach władze tureckie przychylają się do
liczby prawie 600 tys. ofiar, którą podaje proturecki
amerykański historyk Justin McCarthy.
Do jego obliczeń można mieć jednak poważne zastrzeżenia. Problem z
oszacowaniem liczby ofiar ormiańskich jest związany z różniącymi się między
sobą danymi statystycznymi dotyczącymi liczebności przedwojennej populacji
ormiańskiej w imperium osmańskim. Umiarkowani historycy ormiańscy, np. Hovannisian, twierdzą, że
przed I wojną światową mieszkało w imperium od 1,5 do 2 mln
Ormian.
Dokładne
ustalenie liczby ofiar nigdy nie będzie możliwe. Ich przybliżone oszacowanie
wymaga sprecyzowania liczby Ormian, którzy przeżyli wojnę. Spośród różnych
szacunków najbardziej wiarygodne wydają się dane Richarda Hovannisiana,
Charlesa Walkera i Tanera Akcama, tureckiego historyka uznającego wydarzenia z 1915
r. za ludobójstwo. Według nich wojnę przeżyło 150-200 tys. Ormian w Anatolii,
do 200 tys. nawróconych na islam (część z nich zginęła w trakcie wojny z rąk nieosmańskich), prawie 200 tys. spośród deportowanych do
Syrii i Iraku, blisko 100 tys. uciekinierów w Iranie, Egipcie oraz 150-250 tys.
spośród 350 tys. uchodźców na Kaukazie. Co najmniej kilkadziesiąt tysięcy z
tych uchodźców zginęło pośrednio lub bezpośrednio na skutek działań armii osmańskiej. Po odjęciu liczby ocalonych od przedwojennej
populacji otrzymamy najbardziej prawdopodobną liczbę około 800 tys. ofiar
wśród osmańskich Ormian podczas I wojny, w tym około 650 tys. osób, które
straciły życie bezpośrednio lub pośrednio w wyniku działań tureckich.
Ormiański
odwet
Ormiańska
historiografia postrzega Ormian wyłącznie jako ofiary. Jednak sytuacja uległa
odwróceniu, kiedy w 1916 r. wojska rosyjskie wspierane przez ormiańskich ochotników
opanowały niemal całą Anatolię Wschodnią. W niektórych miejscach armia
osmańska zmuszała ludność muzułmańską do ewakuacji, w innych - ucieczkę owej
ludności wywołał lęk przed ormiańskim odwetem. Nie był on bezpodstawny. Jak
zauważa polski osmanista Dariusz Kołodziejczyk:
"Podczas gdy [...] Rosjanie posuwali się w głąb Anatolii,
wielu towarzyszących im Ormian wzięło rewanż na muzułmańskich mieszkańcach
kraju".
Opisy zbrodni
dokonanych na muzułmańskich cywilach znajdują się w relacjach zarówno oficerów
rosyjskich, neutralnych świadków, jak i w ówczesnych źródłach ormiańskich.
Trzymając się bardzo ściśle ONZ-owskiej definicji
ludobójstwa, można za nie uznać - choć na zdecydowanie mniejszą skalę niż
zbrodnie reżimu Młodych Turków - niektóre masakry całych wsi i miasteczek
dokonane przez Ormian.
Według
osmańskiego spisu ludności przeprowadzonego w 1912 r. Anatolię zamieszkiwało
ponad 14 mln muzułmanów. W 1922 r. kolejny spis
wykazał, że w wyniku wojny ich populacja zmniejszyła się o blisko 2,5 mln (ok. 20 proc.). Proporcjonalnie najwięcej ludności
utraciły regiony, do których roszczenia wysuwali Ormianie i które były niemal
w całości okupowane podczas wojny przez armię carską. W prowincji Wan liczba muzułmanów zmniejszyła się o 60 proc., a w Bitlisie - o ponad 40 proc. Część z nich została wypędzona
i przeżyła na zachodzie Turcji. Wielu zmarło już na ziemiach znajdujących się
pod kontrolą osmańską. Wśród ofiar muzułmańskich w odróżnieniu od Ormian
proporcjonalnie większą część stanowili żołnierze i partyzanci.
Ormianie
dzielą odpowiedzialność za zbrodnie z armią rosyjską. Straty muzułmańskiej
ludności cywilnej były co najmniej kilkakrotnie
mniejsze - a biorąc pod uwagę liczebność obu grup, różnica ta jest jeszcze
większa niż liczba zabitych Ormian. We wschodniej Anatolii po stronie
rosyjskiej zostały jednak skupiska muzułmanów, zaś po stronie tureckiej
Ormianie niemal zupełnie zniknęli.
Eksterminacja
mimo woli
Uznanie
deportacji i masakr Ormian za ludobójstwo nie jest równoznaczne z akceptacją
popularnej wśród historyków ormiańskich tezy o zaplanowaniu eksterminacji
Ormian przez Młodych Turków jeszcze przed wojną, która miałaby być jedynie
pretekstem do jej realizacji. Ostrożnie też należy podchodzić do tezy zakładającej,
że Młodzi Turcy poprzez eksterminację Ormian dążyli do homogenizacji etnicznej
Anatolii oraz do budowy wielkiego pantureckiego
państwa rozciągającego się od Bosforu po Mongolię. Według holenderskiego osmanisty Erika Zurchera
ormiańscy historycy wyolbrzymiają znaczenie panturkizmu.
Młodzi Turcy myśleli raczej o zachowaniu całego imperium osmańskiego
obejmującego także zamieszkany przez Arabów Bliski Wschód. Warto też zauważyć,
że w samej Anatolii wojnę przeżyło ponad milion Greków.
Donald Bloxham w wydanej w tym roku książce "Wielka gra
ludobójstwa: imperializm, nacjonalizm i zniszczenie osmańskich Ormian"
postawił tezę, że ludobójstwo było efektem kumulacji wydarzeń. Ronald Suny, historyk amerykański ormiańskiego pochodzenia, w
książce "Patrząc w stronę Araratu: Armenia we współczesnej historii"
stwierdza, że wydarzenia, które "stały się znane jako >>pierwsze ludobójstwo XX
wieku<< mają swoje korzenie w aspiracjach małej grupy tureckich polityków
związanych z Komitetem Jedności i Postępu (Młodzi Turcy), ale radykalizacja
ich intencji oraz ostateczna realizacja planów nastąpiła w kontekście
pogłębiającego się kryzysu społecznego i politycznego oraz na krawędzi
zniszczenia państwa osmańskiego przez jego zewnętrznych wrogów. [...] W
momencie klęski i desperacji młodoturecki triumwirat postanowił [...] deportować Ormian ze wschodniej Anatolii. To, co było
racjonalne w zniekształconej militarną koniecznością i imperialnymi ambicjami
percepcji osmańskich przywódców, szybko stało się masowym atakiem na ormiańskich
poddanych i systematycznym programem mordów oraz łupienia. Akt paniki i
zemsty przekształcił się w okazję do pozbycia się z Anatolii na zawsze narodu
stojącego na drodze do młodotureckich planów Pan-Turańskiego Imperium".
W
historiografii ormiańskiej istnieje świadomość zaangażowania Kurdów w
ludobójstwo. Stanowili oni większość muzułmanów w wojskach osmańskich
stacjonujących we wschodniej Anatolii oraz w oddziałach realizujących deportacje.
Kurdyjskie plemiona atakowały maszerujące przez ich terytoria konwoje
deportowanych. Jednak kwestia odpowiedzialności kurdyjskiej nie pojawia się w
ormiańskiej polityce zagranicznej. Co więcej, nacjonaliści ormiańscy od lat
współpracują z kurdyjskimi separatystami. W deportacje
była także czynnie zaangażowana - niektórzy historycy przypisują jej nawet
autorstwo tej akcji - duża część licznej niemieckiej misji wojskowej, której
nie można, jak uczynił to w uchwale z maja 2005 r. Bundestag, zarzucać jedynie
biernej postawy.
To nie był
holocaust
Uznanie masakr
Ormian za ludobójstwo nie może oznaczać nazwania tych wydarzeń pierwszym
holocaustem. Różnice między tymi wydarzeniami wynikają z charakteru obu
reżimów. Naziści doszli do władzy w wyniku demokratycznych wyborów, nie zaś
jak Młodzi Turcy w wyniku zamachu stanu. Poparcie dla nich utrzymywało się na
wysokim poziomie, a NSDAP była partią wodzowską o masowym charakterze, zaś
nazistowskie Niemcy były państwem totalitarnym.
Młodzi Turcy
nie uzyskali nigdy pełnej kontroli nad państwem. Deportacje zostały przeprowadzone
głównie przez Organizację Specjalną, młodoturecką formację paramilitarną niewchodzącą w skład oficjalnych struktur państwowych i
złożoną często z byłych kryminalistów. Co najmniej kilkudziesięciu urzędników
wysokiego i średniego szczebla oraz wojskowych było przeciwnych rozkazom
rządowym lub chroniło Ormian. Nawet na najwyższych
szczeblach władzy nie istniała zgodność opinii w kwestii ormiańskiej.
Jak przyznaje
historyk Yves Trennon:
"Świadectwa amerykańskie i niemieckie potwierdzają, że Cemal
Pasza [jeden z trzech najważniejszych przywódców młodotureckich - red.] nie
zgadzał się na los przeznaczony Ormianom. [...] Dla
niego wrogiem wewnętrznym nie byli Ormianie, lecz Arabowie. [...] Myślał o
wykorzystaniu Ormian - tak jak Kurdów i Czerkiesów - do wyrzucenia Arabów i
zapobiegnięcia rozwojowi nacjonalizmu arabskiego". W efekcie Cemal - oczywiście nie z powodu wyrzutów sumienia - ocalił
w Syrii tysiące Ormian. Najbardziej jaskrawym przykładem schizofrenii były
przypadki procesów przeciw mordercom Ormian, które opisuje amerykański konsul Leslie Davis w książce "Prowincja rzezi"
uważanej przez samych Ormian za jedno z podstawowych źródeł historycznych
potwierdzających ludobójstwo.
Na terenach
imperium - w Anatolii, m.in. w Stambule, Izmirze, i
na ziemiach arabskich - łącznie z tymi, którzy przetrwali deportacje, wojnę
przeżyło 500-550 tys. Ormian. Część została siłą nawrócona na islam. Ocaleni
stanowili 40-45 proc. ormiańskiej społeczności żyjącej w 1915 r. w imperium
osmańskim. W przypadku Europy pod okupacją nazistów trudno sobie wyobrazić tego
rodzaju sytuację w odniesieniu do Żydów.
Historycy
ormiańscy ocalenie społeczności Ormian w Stambule i Izmirze
tłumaczą obecnością międzynarodową i zamieszkiwaniem tam mniejszości greckiej.
Jednak Młodzi Turcy pomimo protestów ententy oraz zapowiedzi ukarania winnych
dokonali deportacji Ormian także w regionach zamieszkanych przez Greków i mieli
środki, aby podjąć takie działania w Stambule i Izmirze,
choć przeprowadzenie deportacji z miast zamieszkanych co
najmniej w połowie przez chrześcijan - przede wszystkim Greków i Ormian - nie
byłoby łatwe.
Nacjonalistycznej
ideologii młodotureckiej również nie można porównać z nazizmem. Jej znajomość
nie była powszechna wśród ludności muzułmańskiej. Ormianie w ideologii
młodotureckiej, w odróżnieniu od Żydów w nazistowskiej, niebyli "demonem"
odpowiedzialnym za całe zło. Nie powstał młodoturecki "Mein
Kampf" ani publicystyka wzywająca do eksterminacji
Ormian. Młodzi Turcy nie byli rasistami. Inna była także relacja ofiar
ludobójstwa z jego sprawcami. Ormiańscy nacjonaliści znajdowali się z władzami
osmańskimi w konflikcie o terytorium, część Ormian stanęła zaś po stronie
wroga w trakcie wojny.
Republika
turecka i cień historii
Relacja między
Turcją Kemala Atatürka a reżimem Młodych Turków jest
ambiwalentna. W trakcie I wojny Kemal był w opozycji
do germanofilskiej polityki reżimu, a pod względem ideowym kemalizm zerwał z
obecnym w ruchu młodotureckim łączeniem religii z tożsamością narodową. Zrezygnowano
także z panturkizmu. Jak podkreśla w swoich
artykułach prasowych Akcam, Atatürk tuż po wojnie w wywiadach i
wystąpieniach parlamentarnych kilkakrotnie przyznawał, że doszło do zbrodni
przeciw Ormianom, i potępiał ich autorów. Niestety,
jak pisze Akcam, na arenie międzynarodowej
"kluczowym tematem dyskusji w tym okresie było [...] jak
Turcy powinni zostać ukarani za masakrę Ormian. Proces zbrodniarzy był jedną
formą kary. Inną - podział Anatolii. W ten sposób zachodnie mocarstwa kryły
swoje imperialne ambicje za zabitymi Ormianami. Mustafa Kemal
i jego przyjaciele akceptowali fakt, że odpowiedzialni za masakry powinni
zostać ukarani, ale sprzeciwiali się karze w formie podziału Anatolii".
W ten sposób kwestie integralności terytorialnej i ludobójstwa zostały po raz
pierwszy powiązane.
Część
urzędników średniego szczebla zaangażowanych w ludobójstwo zasiliła szeregi
kemalistów i po wojnie objęła ważne stanowiska państwowe. Akcam
uważa, że doprowadziło to do sytuacji, w której "przyznanie, że założyciele
nowoczesnego państwa tureckiego byli poplecznikami zła, mogłoby zachwiać
prawnymi fundamentami państwa".
Początkowo
wśród tureckich intelektualistów można było dostrzec krytyczny stosunek do
przeszłości. W 1930 r. jeden z najwybitniejszych dziennikarzy tureckich Ahmet Emin w książce "Turcja w wojnie światowej"
napisał, że "dla pewnych wpływowych tureckich liderów [deportacje] oznaczały
eksterminację ormiańskiej mniejszości w Turcji w celu zapewnienia rasowej
homogeniczności w Azji Mniejszej". Deportacje były według niego
nieuzasadnione z punktu widzenia zagrożenia militarnego, opierały się na
zasadzie odpowiedzialności zbiorowej i zostały przeprowadzone w przerażający
sposób.
W 1957 r. Yusuf Hikmet Bayur,
jeden z najważniejszych historyków tureckich, opublikował "Historię rewolucji
tureckiej", w której stwierdzał, że deportacje zostały wywołane przez
bunty Ormian. Jednocześnie jednak przyznał, że w ich trakcie w wyniku "masakr
dokonanych przez Kurdów i żandarmerię, rozpowszechnionych chorób, głodu i
wycieńczenia straciło życie blisko 500 tys. osób". Natomiast łącznie
wojenne straty ormiańskie wyniosły około 800 tys.
Do zwarcia
szeregów po stronie tureckiej doszło, gdy w latach 60. XX wieku wpływowa
diaspora ormiańska zaczęła walczyć o międzynarodowe uznanie faktu ludobójstwa.
W 1965 r., w 50. rocznicę ludobójstwa, jako pierwsze
państwo na świecie Urugwaj ustanowił Dzień Pamięci Męczenników Ormiańskich. W
1973 r. i 1986 r. Ankarze udało się zablokować w Komisji ds. Praw
Człowieka ONZ deklarację na temat ludobójstwa wymieniającą także deportacje z
1915 r. W 1975 r. amerykańska Izba Reprezentantów przyjęła deklarację wzywającą
prezydenta USA do ustanowienia Narodowego Dnia Pamięci o Nieludzkich Czynach
Popełnionych przez Człowieka wobec Człowieka, który miał upamiętniać "wszystkie
ofiary ludobójstwa, zwłaszcza zaś te pochodzenia ormiańskiego, które padły
ofiarą ludobójstwa w 1915 r.". W ostatniej chwili dzięki staraniom Ankary
usunięto z niej słowa "w Turcji".
W 1985 r., gdy
Kongres zamierzał przegłosować kolejną uchwałę w tej sprawie, zaprotestowało
przeciwko niej 69 amerykańskich orientalistów. Ich petycja stwierdzała, że
"jeśli chodzi o kwestię ludobójstwa, żaden z podpisanych nie dąży do
minimalizowania cierpienia Ormian. Uważamy jednak, że nie może ono być
postrzegane poza cierpieniami doświadczonymi przez muzułmańskich mieszkańców
regionu. [...] Potrzeba jeszcze wielu badań historycznych, aby precyzyjnie
rozdzielić odpowiedzialność między walczącymi i
niewinnymi oraz przyczyny tamtych wydarzeń". Niektórzy z sygnatariuszy, np. wybitny turkolog Bernard Lewis, uznali w następnych
latach, że z braku dowodów w archiwach nie można wydarzeń z 1915 r. uznać za
ludobójstwo, i spotykali się z Ormianami na salach sądowych.
Od negacji
do dialogu
Zdecydowany
sprzeciw Turcji wobec uznania wydarzeń 1915 r. za ludobójstwo spowodował
pojawienie się ormiańskich organizacji terrorystycznych, które zabiły w latach
1973-94 ponad 30 tureckich dyplomatów i ich rodziny. To wpłynęło na dalsze
zaostrzenie tureckiego stanowiska. W latach 70. i 80.
XX wieku zostało opublikowanych kilkanaście prac zdecydowanie odrzucających
oskarżenia o turecką odpowiedzialność. Do dzisiaj te książki stanowią podstawę
oficjalnej historiografii tureckiej na temat wydarzeń z 1915 r. Polemikę z
wersją oficjalną przez wiele lat utrudniały restrykcyjne przepisy prawne dotyczące ochrony interesów narodowych.
Jednak
międzynarodowa presja na Turcję rosła. Lobby ormiańskie przekonywało kolejne
państwa do wydania uchwał w sprawie ludobójstwa. Przełomowe znaczenie miała
niewiążąca deklaracja Parlamentu Europejskiego z 1987 r. określająca brak
uznania faktu ludobójstwa przez Ankarę jako "przeszkodę na drodze do rozważenia
możliwości przystąpienia Turcji do Wspólnoty". W latach 1994-2005 15
państw, w tym m.in. Grecja, Rosja, Francja, Belgia, Watykan, Szwecja, Szwajcaria
i ostatnio Polska, przyjęło deklaracje w sprawie ludobójstwa Ormian.
Turecką dyskusję
na ten temat zainicjowała publikacja w 1992 r. przez Akcama
książki "Kwestia ormiańska: turecka tożsamość narodowa". Była wznawiana
pięciokrotnie, a w 1999 i 2000 r. zostały opublikowane jego dwie kolejne
książki poświęcone tej tematyce, zaś w 1995 r. została przetłumaczona na
turecki praca ormiańskiego historyka Vakhiana Dadriana "Ludobójstwo".
Stopniowo
powiększał się krąg naukowców przyznających, że doszło do ludobójstwa Ormian.
Dziś w tureckich księgarniach można kupić kilkanaście tytułów właśnie tak opisujących
wydarzenia z 1915 r. Tureccy badacze przejawiają większą od ormiańskich
naukowców wrażliwość na cierpienia muzułmanów. Niektóre oceny historyków walczących
z narodowymi mitami można uznać nawet za zbyt ostre. Na przykład Akcam uważa, że we współczesnej Turcji może dojść ponownie
do ludobójstwa, tym razem na Kurdach.
Władze
tureckie nie rezygnują jednak z upowszechniania oficjalnej wersji przebiegu i
przyczyn deportacji w 1915 r. W 2003 r. rząd postanowił zorganizować w szkołach
publicznych konkursy historyczne na temat "nieprawdziwości ormiańskich
tez". W odpowiedzi kilka najważniejszych organizacji praw
człowieka, razem z Fundacją Historyczną, prestiżowym centrum badawczym,
zorganizowały bezprecedensową akcję "Historia dla pokoju" skierowaną
przeciw "manipulacjom historią i promowaniu negatywnych stereotypów".
Zaangażowało się w nią kilkuset znanych liberalnych intelektualistów.
Możliwość
otwartej debaty zwiększyła się po przyznaniu Turcji statusu kandydata do UE w
1999 r. i poszerzeniu zakresu wolności słowa. W marcu 2001 r. odbyła się
historyczna debata telewizyjna, w trakcie której Akcam zaapelował do rodaków: "Jeśli nie jesteście w stanie
nazwać tych wydarzeń ludobójstwem, nazwijcie je masakrą. Jednak to była
zbrodnia przeciw ludzkości... Proście o wybaczenie Ormian". Akcam był ostro krytykowany, ale pojawiły się także głosy
poparcia.
Już następnego
dnia dziennikarz Yavuz Baydar
napisał w centrolewicowej gazecie "Milliyet":
"Liderzy młodotureccy są naszymi Pol Potami, Beriami
i Stalinami i im szybciej uznamy ich zbrodnie, tym większe są nasze szansę na
oczyszczenie się ze zmory oskarżeń o ludobójstwo". W maju 2003 r. w
podobnym duchu w lewicowym "Cumhuriyet" Oral Calislar napisał: "Nie
można walczyć z rzeczywistością. Czy Niemcy powinni bronić Hitlera, który
zamordował miliony Żydów, z tego prostego powodu, że był Niemcem? Rok 1915
jest jedną z najboleśniejszych dat w historii osmańskiej. Wtedy Komitet
Jedności i Postępu popełnił wielką zbrodnię przeciw ludzkości. Dlaczego mam
brać odpowiedzialność za tę zbrodnię i przeciwstawiać się historycznym faktom,
twierdząc, że nic się nie stało?".
Po 1999 r.
rozpoczął się dialog między ormiańskimi i tureckimi historykami oraz
dyplomatami na temat wydarzeń z 1915 r. W latach 2001-04 działała
Turecko-Armeńska Rada Pojednania powołana z inicjatywy USA. Powstały także
inne projekty o podobnym charakterze. Dialog utknął jednak w martwym punkcie
ze względu na różnicę zdań między stronami. W tej sytuacji rząd turecki
zaproponował Armenii powołanie nowej komisji historycznej, tym razem pod
auspicjami rządów obu państw. Armenia odpowiedziała, że jest zainteresowana
komisją, która zajęłaby się współczesnymi problemami, i nie zrezygnuje ze
starań na rzecz uznania wydarzeń 1915 r. za ludobójstwo.
Ormianie w
tureckim parlamencie
Dziś, w 90. rocznicę masakr, opinie naukowców i publicystów uważających
je za ludobójstwo były w tureckich mediach znacznie częstsze niż w latach
poprzednich. W lutym 2005 r. najwybitniejszy pisarz turecki Orhan Pamuk w wywiadzie dla
szwajcarskiej gazety wezwał Turcję do rozliczenia się z tragiczną przeszłością
- ze śmiercią na przełomie XIX i XX wieku miliona Ormian. Pamuk
został ostro skrytykowany przez nacjonalistycznych komentatorów i polityków.
Doszło do demonstracji przeciw pisarzowi. W czasie niektórych z nich palono
jego książki. Pisarz zaś otrzymywał listy i telefony z pogróżkami. Pozew
przeciw Pamukowi o szerzenie nienawiści etnicznej
trafił do dwóch prokuratur. Jedna umorzyła sprawę, druga zaś skierowała ją do
sądu. Proces ma się rozpocząć w grudniu br.
Jednak
znacznie ważniejsza była reakcja tureckich mediów. Większość dziennikarzy
nawet niezgadzających się z poglądami Pamuka stanęła w imię wolności słowa w jego obronie. Hasan Cemal, wybitny dziennikarz
"Milliyet", uznał ataki na Pamuka
za przejaw "antydemokratycznej mentalności podobnej do stalinowskiej i
nazistowskiej". W marcu 2005 r. "Hurriyet",
jeden z najpopularniejszych tureckich dzienników, wydał specjalny dodatek
"1915 - co się stało?", w którym na równych
prawach mogli przedstawić swoje poglądy zwolennicy i przeciwnicy tezy o
ludobójstwie.
Na początku
kwietnia doszło do bezprecedensowego wystąpienia w tureckim parlamencie trzech
przedstawicieli tureckich Ormian - znacznie bardziej umiarkowanych od diaspory
z Francji czy Kalifornii - w tym Etyena Mahcupyana, znanego komentatora konserwatywnego dziennika "Zaman". 25 maja miała zaś
odbyć się w Stambule zorganizowana przez trzy czołowe tureckie uniwersytety
bezprecedensowa konferencja, na której historycy planowali dokonanie krytycznej
analizy oficjalnego dyskursu na temat wydarzeń 1915 r.
Konferencja
została jednak przełożona na koniec września, gdyż bardzo ostro zaatakowali ją
niektórzy politycy, w tym minister sprawiedliwości Cemil
Cicek, który oskarżył organizatorów o zadanie Turcji
ciosu w plecy. W odpowiedzi spotkała go ostra krytyka mediów, a stowarzyszenie
prawników i organizacja praw człowieka z Izmiru wytoczyły mu proces o zniesławienie. Wobec
stanowiska Cicka zdystansowali się także
najważniejsi politycy, w tym premier Erdogan, który
poparł ideę zorganizowania konferencji. Przygotowania do niej zostały jednak w
ostatniej chwili wstrzymane decyzją sądu. Premier skrytykował ten werdykt jako
sprzeczny z zasadami demokracji.
12 czerwca
doszło do pierwszej historycznej, choć nieoficjalnej, wizyty tureckiego
parlamentarzysty Turhana Comeza w Erewanie, stolicy
Armenii. Wziął on udział w konferencji naukowej poświęconej wydarzeniom z 1915
r.
Pomimo problemów
turecka debata na temat tych wydarzeń będzie się rozwijała. Swoboda jej
prowadzenia została znacznie poszerzona dzięki usunięciu w lipcu z kodeksu
karnego stwierdzenia, że w 1915 r. doszło do ludobójstwa, jako przykładu
naruszenia interesów państwa. Jednak trudno sobie wyobrazić zmianę w
przewidywalnej przyszłości dotychczasowego stanowiska władz tureckich w
sprawie rzezi Ormian.
Szansa
pojednania
Stanowisko
władz tureckich może doprowadzić do problemów w relacjach z Unią Europejską,
gdzie coraz częściej pojawiają się głosy o konieczności uznania faktu
ludobójstwa jako warunku akcesji. Wprawdzie w grudniu 2004 r. Parlament
Europejski zagłosował przeciw uzależnieniu rozpoczęcia negocjacji z Turcją od
takiego uznania, jednak nie wiadomo, jak zagłosuje w momencie, gdy negocjacje
będą dobiegały końca.
Badania opinii
publicznej przeprowadzone w Turcji na początku tego roku pokazały,
że ponad 80 proc. Turków sprzeciwia się uzależnieniu wejścia do Unii od
uznania faktu ludobójstwa, choć jednocześnie około 60 proc. popiera publiczną
dyskusję na temat 1915 r. Turcy argumentują, że sami członkowie Unii nie rozliczyli
się z własnej przeszłości. Wystarczy przywołać brak jakichkolwiek deklaracji
parlamentów europejskich w sprawie ludobójstwa w belgijskim Kongu na początku
XX wieku, w trakcie którego zginęło co najmniej 5 mln osób.
Niestety, Unia
nie próbuje odgrywać roli mediatora w ormiańsko-tureckim sporze o pamięć. W
żadnej z deklaracji parlamentów europejskich nie ma ani słowa o cywilnych
ofiarach muzułmańskich. Taka forma uchwał utwierdza Ormian w przekonaniu, że
ich punkt widzenia nie podlega dyskusji. Obecnie szansę na dialog zmniejsza
skuteczna kampania ormiańskiej diaspory na rzecz penalizacji poglądów nieuznających wydarzeń z 1915 r. za ludobójstwo. Na
przykład na początku maja na tej podstawie prokuratura szwajcarska wysłała
list gończy za prof. Yusufem Halacoglu,
przewodniczącym Tureckiego Towarzystwa Historycznego.
Ormiańskie
rozliczenia z własną historią, choć drugoplanowe wobec tureckich, są także
potrzebne pojednaniu obu narodów. Jak słusznie zauważył niedawno Dawid
Warszawski w "Gazecie Wyborczej": "Choć wielu Ormian uzna, że nie ma co
ustalać, bo wszystko i tak wiadomo, to w rzeczywistości rzecz się ma inaczej. Fakt ludobójstwa jest niepodważalny, jego okoliczności
jednak pozostają niejasne. [...] Zagłada Ormian to nie Szoah, choć z moralnego
punktu widzenia różnicy nie ma. Jeśli zaakceptują to Ormianie, Turkom łatwiej
przyjdzie przyznać, że to jednak ludobójstwo".
Kilkuzdaniowe
uchwały parlamentów sprowadzają złożone historyczne relacje łączące przez wieki
Turków i Ormian do ludobójstwa. Natomiast według Ronalda Suny'ego:
"Nie wyolbrzymiając harmonii relacji turecko-ormiańskich w okresie 1453-1878
oraz nie lekceważąc znaczących ciężarów nałożonych na niemuzułmanów,
zwłaszcza anatolijskich chłopów, możemy z czystym sumieniem scharakteryzować
ten długi okres, w którym Ormianie byli uważani za >>lojalny millet [mniejszość]<<, jako >>łagodną symbiozę<<". Także Hovannisian uważa, że pax
Ottomana przez wieki "okazał się opłacalny i
korzystny dla Ormian".
Kwestia
przyznania się Turcji do ludobójstwa jest ściśle związana z obecnym złym
stanem stosunków ormiańsko-tureckich. Turcja i Armenia nie utrzymują stosunków
dyplomatycznych. Granica między oboma krajami jest zamknięta. W wyniku wojny
Armenia okupuje około 20 proc. terytorium popieranego przez Ankarę
Azerbejdżanu. Erewan, wysuwając roszczenia do Karabachu,
pośrednio nie uznaje granicy z Turcją. Nie akceptuje też traktatu z Kars z 1921 r. wyznaczającego obecne granice Turcji,
Armenii i Azerbejdżanu. Starania poprzedniego pragmatycznego prezydenta
Armenii Lewona Ter Petrosjana
- przeciwnika wpisania do deklaracji niepodległości zapisu o obowiązku
starania się przez Armenię o międzynarodowe uznanie faktu ludobójstwa - o poprawę
relacji z Turcją zakończyły się utratą przez niego władzy.
Według badań
przeprowadzonych w kwietniu tego roku 93 proc. Ormian uważa, że Armenia powinna
zażądać od Turcji rekompensat za ludobójstwo, a aż 70 proc. popiera
rekompensatę terytorialną. Ponad 80 proc. uważa, że współczesna Turcja jest
odpowiedzialna za ludobójstwo z czasów I wojny światowej. Z drugiej strony
wielu Ormian oddziela naród turecki od państwa i nie wyklucza możliwości pojednania
w przyszłości. W zeszłym roku otwarto połączenie lotnicze Erewan - Stambuł, a
z roku na rok odwiedziny Ormian w Turcji stają się coraz
bardziej masowe. Jednak tegoroczne bezprecedensowe wspólne badania tureckich i
armeńskich socjologów pokazują znacznie większą niechęć Ormian do Turków niż
vice versa. Droga do pojednania pozostaje bardzo
długa.
Adam
Balcer jest szefem
projektu tureckiego Ośrodka Studiów Wschodnich
Ludobójstwo, eksterminacja, rzeź