GAZETA WYBORCZA - 24-25 WRZEŚNIA 2005 r.

 

Dziś w Turcji trwa głośna jak nigdy dotąd debata o odpowiedzialności za eksterminację Ormian w 1915 r. Jednak władze tureckie nadal nie są gotowe przyznać, że doszło wtedy do ludobójstwa. Może to się stać przeszkodą na drodze Turcji do Unii Europejskiej, z którą 3 października Ankara rozpoczyna negocjacje

 

 

Adam Balcer

 

Turecko-ormiańskie rozrachunki z historią

 

 

Ormiańska i turecka historiografia różnią się radykalnie w ocenie wydarzeń z 1915 r. Według Turków podczas I wojny światowej Ormianie en masse zdradzili imperium osmańskie, stając po stronie Rosji. W efekcie doszło do wojny domowej, a rząd zmuszony był deportować ludność ormiańską. Zginęły dziesiątki tysięcy Ormian i jeszcze więcej muzułmanów. Celem ówczesnego rządu nie była jednak eksterminacja Ormian, zaś republikańska Turcja zbudowana w opozycji do imperium nie jest odpowiedzialna za zbrodnie popełnione przez rządzący w okresie I wojny światowej reżim Młodych Turków - głosi oficjalna wersja turecka.

 

Z kolei dla Ormian w 1915 r. doszło do pierwszego holocaustu, w trakcie którego niemal cała ludność ormiańska w imperium została wymordowana w zaplanowanej jeszcze przed wojną akcji. Ormianie byli wyłącznie niewinnymi ofiarami, a współczesna Turcja jest kontynuatorem reżimu młodotureckiego.

 

Przewartościowanie przez Ormian i sympatyzujące z nimi środowiska takiej uproszczonej interpretacji tragedii z 1915 r., która uznana została przez nich za jedyną, niepodlegającą dyskusji "oficjalną" wersję, z pewnością ułatwiłoby turecki rachunek sumienia i przyczyniło się do poprawy obecnych relacji turecko-ormiańskich.

 

Rosja przekracza Kaukaz

 

Dla zrozumienia przyczyn ludobójstwa Ormian warto przypomnieć, jak w zakaukaską politykę zaangażowała się Rosja. W XIX wieku imperium Romanowów dokonało brutalnego podboju Kaukazu. Jak pisze ormiański historyk Richard Hovannisian: "Rosjanie bezwzględnie wypędzali całe muzułmańskie społeczności, zastępując je chrześcijanami, których uważali za bardziej lojalnych wobec władz. Ormianie byli głównym narzędziem tej polityki. [...] Śmiertelność wśród muzułmanów była masowa i w niektórych przypadkach przekraczała jedną trzecią". Wypędzeni muzułmanie osiedlali się w imperium osmańskim. Według angielskiego historyka Donalda Bloxhama rosyjski podbój Kaukazu można nawet nazwać ludobójstwem.

 

Sytuacja Ormian w imperium Romanowów była lepsza niż w osmańskim, dlatego też od początku XIX wieku w każdej z wojen turecko-rosyjskich o panowanie nad Kaukazem ich grupy walczyły po stronie cara, zaś podczas I wojny niemal wszyscy sympatyzowali z Rosją. Tysiące Ormian z Kaukazu służyło w armii carskiej. Rosjanie utworzyli także legiony z ochotników ormiańskich z imperium osmańskiego, przez które przeszło kilkadziesiąt tysięcy osób. Z kolei w armii osmańskiej przypadki dezercji były częstsze wśród żołnierzy ormiańskich niż muzułmańskich, ale nie przyjęły masowego charakteru, jak twierdzi dzisiaj wielu tureckich historyków.

 

Od początku wojny na tyłach osmańskich działała też partyzantka ormiańska, jednak popierała ją mniejszość tamtejszych Ormian. Wbrew oficjalnej opinii tureckiej nie można mówić o masowym powstaniu. W trakcie walk zarówno armia osmańska, jak i partyzanci dokonywali masakr ludności cywilnej, ale na większą skalę przeprowadzała je silniejsza armia turecka.

 

Ludobójstwo bez dokumentów

 

W ciągu kilku miesięcy po przystąpieniu do wojny Turcy ponieśli wielką klęskę na Kaukazie, zaś Brytyjczycy zagrozili stolicy kraju Stambułowi. Wtedy to rząd osmański wydał dekret o deportacji Ormian. Wielu tureckich historyków podkreśla, że brak dokumentów potwierdzających takie intencje. Nawet proormiański historyk Yves Trennon w książce "Ormianie: historia ludobójstwa" nie uwzględnił z powodu "uzasadnionych wątpliwości" co do ich wiarygodności słynnych "ludobójczych" telegramów Talata Paszy - członka triumwiratu sprawującego władzę w imperium osmańskim podczas I wojny światowej - na które powoływały się ostatnio polskie media. Tureccy historycy przemilczają jednak, że po wojnie została zniszczona duża część archiwów rządowych, które mogły zawierać informacje na temat polityki wobec Ormian.

 

Mimo braku dokumentów przebieg oraz konsekwencje deportacji stanowią wystarczające argumenty, aby wydarzenia z 1915 r. uznać za ludobójstwo zgodnie z obecnie przyjmowaną definicją ONZ. Władze osmańskie stosowały zasadę odpowiedzialności zbiorowej, deportując Ormian także z regionów zupełnie spokojnych. Wysiedlono ponad 70 proc. osmańskich Ormian, a część pozostałych zmuszono do przejścia na islam. Spośród deportowanych przeżył jedynie co piąty. W efekcie populacja ormiańska niemal zniknęła z Anatolii. Wysoka śmiertelność była konsekwencją kilkusetkilometrowych marszów w trudnych warunkach, osadzenia Ormian w obozach na pustyni bez zagwarantowania odpowiedniej ochrony i zaopatrzenia, a także chorób oraz masakr.

 

Władze osmańskie musiały być świadome takich konsekwencji, podejmując decyzję o deportacji. Konfiskaty mienia świadczą o tym, że celem nie było jedynie tymczasowe usunięcie Ormian ze strefy przyfrontowej. Nieprawdziwe są też twierdzenia tureckich historyków o ukaraniu setek osób za zbrodnie popełnione w trakcie deportacji. Liczba skazanych jest znacznie zawyżana, a zdecydowana większość z nich odpowiadała za nielegalne przejęcie mienia ormiańskiego zajętego przez państwo.

 

Spór o liczbę ofiar

 

Wśród Ormian najbardziej rozpowszechnione jest przekonanie, że liczba ofiar sięgnęła 1,5 mln. Natomiast Ankara przez wiele lat twierdziła, że zginęło około 300 tys. osób. W ostatnich latach władze tureckie przychylają się do liczby prawie 600 tys. ofiar, którą podaje proturecki amerykański historyk Justin McCarthy. Do jego obliczeń można mieć jednak poważne zastrzeżenia. Problem z oszacowaniem liczby ofiar ormiańskich jest związany z różniącymi się między sobą danymi statystycznymi dotyczącymi liczebności przedwojennej populacji ormiańskiej w imperium osmańskim. Umiarkowani historycy ormiańscy, np. Hovannisian, twierdzą, że przed I wojną światową mieszkało w imperium od 1,5 do 2 mln Ormian.

 

Dokładne ustalenie liczby ofiar nigdy nie będzie możliwe. Ich przybliżone oszacowanie wymaga sprecyzowania liczby Ormian, którzy przeżyli wojnę. Spośród różnych szacunków najbardziej wiarygodne wydają się dane Richarda Hovannisiana, Charlesa Walkera i Tanera Akcama, tureckiego historyka uznającego wydarzenia z 1915 r. za ludobójstwo. Według nich wojnę przeżyło 150-200 tys. Ormian w Anatolii, do 200 tys. nawróconych na islam (część z nich zginęła w trakcie wojny z rąk nieosmańskich), prawie 200 tys. spośród deportowanych do Syrii i Iraku, blisko 100 tys. uciekinierów w Iranie, Egipcie oraz 150-250 tys. spośród 350 tys. uchodźców na Kaukazie. Co najmniej kilkadziesiąt tysięcy z tych uchodźców zginęło pośrednio lub bezpośrednio na skutek działań armii osmańskiej. Po odjęciu liczby ocalonych od przedwojennej populacji otrzymamy najbardziej prawdopodobną liczbę około 800 tys. ofiar wśród osmańskich Ormian podczas I wojny, w tym około 650 tys. osób, które straciły życie bezpośrednio lub pośrednio w wyniku działań tureckich.

 

Ormiański odwet

 

Ormiańska historiografia postrzega Ormian wyłącznie jako ofiary. Jednak sytuacja uległa odwróceniu, kiedy w 1916 r. wojska rosyjskie wspierane przez ormiańskich ochotników opanowały niemal całą Anatolię Wschodnią. W niektórych miejscach armia osmańska zmuszała ludność muzułmańską do ewakuacji, w innych - ucieczkę owej ludności wywołał lęk przed ormiańskim odwetem. Nie był on bezpodstawny. Jak zauważa polski osmanista Dariusz Kołodziejczyk: "Podczas gdy [...] Rosjanie posuwali się w głąb Anatolii, wielu towarzyszących im Ormian wzięło rewanż na muzułmańskich mieszkańcach kraju".

 

Opisy zbrodni dokonanych na muzułmańskich cywilach znajdują się w relacjach zarówno oficerów rosyjskich, neutralnych świadków, jak i w ówczesnych źródłach ormiańskich. Trzymając się bardzo ściśle ONZ-owskiej definicji ludobójstwa, można za nie uznać - choć na zdecydowanie mniejszą skalę niż zbrodnie reżimu Młodych Turków - niektóre masakry całych wsi i miasteczek dokonane przez Ormian.

 

Według osmańskiego spisu ludności przeprowadzonego w 1912 r. Anatolię zamieszkiwało ponad 14 mln muzułmanów. W 1922 r. kolejny spis wykazał, że w wyniku wojny ich populacja zmniejszyła się o blisko 2,5 mln (ok. 20 proc.). Proporcjonalnie najwięcej ludności utraciły regiony, do których roszczenia wysuwali Ormianie i które były niemal w całości okupowane podczas wojny przez armię carską. W prowincji Wan liczba muzułmanów zmniejszyła się o 60 proc., a w Bitlisie - o ponad 40 proc. Część z nich została wypędzona i przeżyła na zachodzie Turcji. Wielu zmarło już na ziemiach znajdujących się pod kontrolą osmańską. Wśród ofiar muzułmańskich w odróżnieniu od Ormian proporcjonalnie większą część stanowili żołnierze i partyzanci.

 

Ormianie dzielą odpowiedzialność za zbrodnie z armią rosyjską. Straty muzułmańskiej ludności cywilnej były co najmniej kilkakrotnie mniejsze - a biorąc pod uwagę liczebność obu grup, różnica ta jest jeszcze większa niż liczba zabitych Ormian. We wschodniej Anatolii po stronie rosyjskiej zostały jednak skupiska muzułmanów, zaś po stronie tureckiej Ormianie niemal zupełnie zniknęli.

 

Eksterminacja mimo woli

 

Uznanie deportacji i masakr Ormian za ludobójstwo nie jest równoznaczne z akceptacją popularnej wśród historyków ormiańskich tezy o zaplanowaniu eksterminacji Ormian przez Młodych Turków jeszcze przed wojną, która miałaby być jedynie pretekstem do jej realizacji. Ostrożnie też należy podchodzić do tezy zakładającej, że Młodzi Turcy poprzez eksterminację Ormian dążyli do homogenizacji etnicznej Anatolii oraz do budowy wielkiego pantureckiego państwa rozciągającego się od Bosforu po Mongolię. Według holenderskiego osmanisty Erika Zurchera ormiańscy historycy wyolbrzymiają znaczenie panturkizmu. Młodzi Turcy myśleli raczej o zachowaniu całego imperium osmańskiego obejmującego także zamieszkany przez Arabów Bliski Wschód. Warto też zauważyć, że w samej Anatolii wojnę przeżyło ponad milion Greków.

 

Donald Bloxham w wydanej w tym roku książce "Wielka gra ludobójstwa: imperializm, nacjonalizm i zniszczenie osmańskich Ormian" postawił tezę, że ludobójstwo było efektem kumulacji wydarzeń. Ronald Suny, historyk amerykański ormiańskiego pochodzenia, w książce "Patrząc w stronę Araratu: Armenia we współczesnej historii" stwierdza, że wydarzenia, które "stały się znane jako >>pierwsze ludobójstwo XX wieku<< mają swoje korzenie w aspiracjach małej grupy tureckich polityków związanych z Komitetem Jedności i Postępu (Młodzi Turcy), ale radykalizacja ich intencji oraz ostateczna realizacja planów nastąpiła w kontekście pogłębiającego się kryzysu społecznego i politycznego oraz na krawędzi zniszczenia państwa osmańskiego przez jego zewnętrznych wrogów. [...] W momencie klęski i desperacji młodoturecki triumwirat postanowił [...] deportować Ormian ze wschodniej Anatolii. To, co było racjonalne w zniekształconej militarną koniecznością i imperialnymi ambicjami percepcji osmańskich przywódców, szybko stało się masowym atakiem na ormiańskich poddanych i systematycznym programem mordów oraz łupienia. Akt paniki i zemsty przekształcił się w okazję do pozbycia się z Anatolii na zawsze narodu stojącego na drodze do młodotureckich planów Pan-Turańskiego Imperium".

 

W historiografii ormiańskiej istnieje świadomość zaangażowania Kurdów w ludobójstwo. Stanowili oni większość muzułmanów w wojskach osmańskich stacjonujących we wschodniej Anatolii oraz w oddziałach realizujących deportacje. Kurdyjskie plemiona atakowały maszerujące przez ich terytoria konwoje deportowanych. Jednak kwestia odpowiedzialności kurdyjskiej nie pojawia się w ormiańskiej polityce zagranicznej. Co więcej, nacjonaliści ormiańscy od lat współpracują z kurdyjskimi separatystami. W deportacje była także czynnie zaangażowana - niektórzy historycy przypisują jej nawet autorstwo tej akcji - duża część licznej niemieckiej misji wojskowej, której nie można, jak uczynił to w uchwale z maja 2005 r. Bundestag, zarzucać jedynie biernej postawy.

 

To nie był holocaust

 

Uznanie masakr Ormian za ludobójstwo nie może oznaczać nazwania tych wydarzeń pierwszym holocaustem. Różnice między tymi wydarzeniami wynikają z charakteru obu reżimów. Naziści doszli do władzy w wyniku demokratycznych wyborów, nie zaś jak Młodzi Turcy w wyniku zamachu stanu. Poparcie dla nich utrzymywało się na wysokim poziomie, a NSDAP była partią wodzowską o masowym charakterze, zaś nazistowskie Niemcy były państwem totalitarnym.

 

Młodzi Turcy nie uzyskali nigdy pełnej kontroli nad państwem. Deportacje zostały przeprowadzone głównie przez Organizację Specjalną, młodoturecką formację paramilitarną niewchodzącą w skład oficjalnych struktur państwowych i złożoną często z byłych kryminalistów. Co najmniej kilkudziesięciu urzędników wysokiego i średniego szczebla oraz wojskowych było przeciwnych rozkazom rządowym lub chroniło Ormian. Nawet na najwyższych szczeblach władzy nie istniała zgodność opinii w kwestii ormiańskiej.

 

Jak przyznaje historyk Yves Trennon: "Świadectwa amerykańskie i niemieckie potwierdzają, że Cemal Pasza [jeden z trzech najważniejszych przywódców młodotureckich - red.] nie zgadzał się na los przeznaczony Ormianom. [...] Dla niego wrogiem wewnętrznym nie byli Ormianie, lecz Arabowie. [...] Myślał o wykorzystaniu Ormian - tak jak Kurdów i Czerkiesów - do wyrzucenia Arabów i zapobiegnięcia rozwojowi nacjonalizmu arabskiego". W efekcie Cemal - oczywiście nie z powodu wyrzutów sumienia - ocalił w Syrii tysiące Ormian. Najbardziej jaskrawym przykładem schizofrenii były przypadki procesów przeciw mordercom Ormian, które opisuje amerykański konsul Leslie Davis w książce "Prowincja rzezi" uważanej przez samych Ormian za jedno z podstawowych źródeł historycznych potwierdzających ludobójstwo.

 

Na terenach imperium - w Anatolii, m.in. w Stambule, Izmirze, i na ziemiach arabskich - łącznie z tymi, którzy przetrwali deportacje, wojnę przeżyło 500-550 tys. Ormian. Część została siłą nawrócona na islam. Ocaleni stanowili 40-45 proc. ormiańskiej społeczności żyjącej w 1915 r. w imperium osmańskim. W przypadku Europy pod okupacją nazistów trudno sobie wyobrazić tego rodzaju sytuację w odniesieniu do Żydów.

 

Historycy ormiańscy ocalenie społeczności Ormian w Stambule i Izmirze tłumaczą obecnością międzynarodową i zamieszkiwaniem tam mniejszości greckiej. Jednak Młodzi Turcy pomimo protestów ententy oraz zapowiedzi ukarania winnych dokonali deportacji Ormian także w regionach zamieszkanych przez Greków i mieli środki, aby podjąć takie działania w Stambule i Izmirze, choć przeprowadzenie deportacji z miast zamieszkanych co najmniej w połowie przez chrześcijan - przede wszystkim Greków i Ormian - nie byłoby łatwe.

 

Nacjonalistycznej ideologii młodotureckiej również nie można porównać z nazizmem. Jej znajomość nie była powszechna wśród ludności muzułmańskiej. Ormianie w ideologii młodotureckiej, w odróżnieniu od Żydów w nazistowskiej, niebyli "demonem" odpowiedzialnym za całe zło. Nie powstał młodoturecki "Mein Kampf" ani publicystyka wzywająca do eksterminacji Ormian. Młodzi Turcy nie byli rasistami. Inna była także relacja ofiar ludobójstwa z jego sprawcami. Ormiańscy nacjonaliści znajdowali się z władzami osmańskimi w konflikcie o terytorium, część Ormian stanęła zaś po stronie wroga w trakcie wojny.

 

Republika turecka i cień historii

 

Relacja między Turcją Kemala Atatürka a reżimem Młodych Turków jest ambiwalentna. W trakcie I wojny Kemal był w opozycji do germanofilskiej polityki reżimu, a pod względem ideowym kemalizm zerwał z obecnym w ruchu młodotureckim łączeniem religii z tożsamością narodową. Zrezygnowano także z panturkizmu. Jak podkreśla w swoich artykułach prasowych Akcam, Atatürk tuż po wojnie w wywiadach i wystąpieniach parlamentarnych kilkakrotnie przyznawał, że doszło do zbrodni przeciw Ormianom, i potępiał ich autorów. Niestety, jak pisze Akcam, na arenie międzynarodowej "kluczowym tematem dyskusji w tym okresie było [...] jak Turcy powinni zostać ukarani za masakrę Ormian. Proces zbrodniarzy był jedną formą kary. Inną - podział Anatolii. W ten sposób zachodnie mocarstwa kryły swoje imperialne ambicje za zabitymi Ormianami. Mustafa Kemal i jego przyjaciele akceptowali fakt, że odpowiedzialni za masakry powinni zostać ukarani, ale sprzeciwiali się karze w formie podziału Anatolii". W ten sposób kwestie integralności terytorialnej i ludobójstwa zostały po raz pierwszy powiązane.

 

Część urzędników średniego szczebla zaangażowanych w ludobójstwo zasiliła szeregi kemalistów i po wojnie objęła ważne stanowiska państwowe. Akcam uważa, że doprowadziło to do sytuacji, w której "przyznanie, że założyciele nowoczesnego państwa tureckiego byli poplecznikami zła, mogłoby zachwiać prawnymi fundamentami państwa".

 

Początkowo wśród tureckich intelektualistów można było dostrzec krytyczny stosunek do przeszłości. W 1930 r. jeden z najwybitniejszych dziennikarzy tureckich Ahmet Emin w książce "Turcja w wojnie światowej" napisał, że "dla pewnych wpływowych tureckich liderów [deportacje] oznaczały eksterminację ormiańskiej mniejszości w Turcji w celu zapewnienia rasowej homogeniczności w Azji Mniejszej". Deportacje były według niego nieuzasadnione z punktu widzenia zagrożenia militarnego, opierały się na zasadzie odpowiedzialności zbiorowej i zostały przeprowadzone w przerażający sposób.

 

W 1957 r. Yusuf Hikmet Bayur, jeden z najważniejszych historyków tureckich, opublikował "Historię rewolucji tureckiej", w której stwierdzał, że deportacje zostały wywołane przez bunty Ormian. Jednocześnie jednak przyznał, że w ich trakcie w wyniku "masakr dokonanych przez Kurdów i żandarmerię, rozpowszechnionych chorób, głodu i wycieńczenia straciło życie blisko 500 tys. osób". Natomiast łącznie wojenne straty ormiańskie wyniosły około 800 tys.

 

Do zwarcia szeregów po stronie tureckiej doszło, gdy w latach 60. XX wieku wpływowa diaspora ormiańska zaczęła walczyć o międzynarodowe uznanie faktu ludobójstwa. W 1965 r., w 50. rocznicę ludobójstwa, jako pierwsze państwo na świecie Urugwaj ustanowił Dzień Pamięci Męczenników Ormiańskich. W 1973 r. i 1986 r. Ankarze udało się zablokować w Komisji ds. Praw Człowieka ONZ deklarację na temat ludobójstwa wymieniającą także deportacje z 1915 r. W 1975 r. amerykańska Izba Reprezentantów przyjęła deklarację wzywającą prezydenta USA do ustanowienia Narodowego Dnia Pamięci o Nieludzkich Czynach Popełnionych przez Człowieka wobec Człowieka, który miał upamiętniać "wszystkie ofiary ludobójstwa, zwłaszcza zaś te pochodzenia ormiańskiego, które padły ofiarą ludobójstwa w 1915 r.". W ostatniej chwili dzięki staraniom Ankary usunięto z niej słowa "w Turcji".

 

W 1985 r., gdy Kongres zamierzał przegłosować kolejną uchwałę w tej sprawie, zaprotestowało przeciwko niej 69 amerykańskich orientalistów. Ich petycja stwierdzała, że "jeśli chodzi o kwestię ludobójstwa, żaden z podpisanych nie dąży do minimalizowania cierpienia Ormian. Uważamy jednak, że nie może ono być postrzegane poza cierpieniami doświadczonymi przez muzułmańskich mieszkańców regionu. [...] Potrzeba jeszcze wielu badań historycznych, aby precyzyjnie rozdzielić odpowiedzialność między walczącymi i niewinnymi oraz przyczyny tamtych wydarzeń". Niektórzy z sygnatariuszy, np. wybitny turkolog Bernard Lewis, uznali w następnych latach, że z braku dowodów w archiwach nie można wydarzeń z 1915 r. uznać za ludobójstwo, i spotykali się z Ormianami na salach sądowych.

 

Od negacji do dialogu

 

Zdecydowany sprzeciw Turcji wobec uznania wydarzeń 1915 r. za ludobójstwo spowodował pojawienie się ormiańskich organizacji terrorystycznych, które zabiły w latach 1973-94 ponad 30 tureckich dyplomatów i ich rodziny. To wpłynęło na dalsze zaostrzenie tureckiego stanowiska. W latach 70. i 80. XX wieku zostało opublikowanych kilkanaście prac zdecydowanie odrzucających oskarżenia o turecką odpowiedzialność. Do dzisiaj te książki stanowią podstawę oficjalnej historiografii tureckiej na temat wydarzeń z 1915 r. Polemikę z wersją oficjalną przez wiele lat utrudniały restrykcyjne przepisy prawne dotyczące ochrony interesów narodowych.

 

Jednak międzynarodowa presja na Turcję rosła. Lobby ormiańskie przekonywało kolejne państwa do wydania uchwał w sprawie ludobójstwa. Przełomowe znaczenie miała niewiążąca deklaracja Parlamentu Europejskiego z 1987 r. określająca brak uznania faktu ludobójstwa przez Ankarę jako "przeszkodę na drodze do rozważenia możliwości przystąpienia Turcji do Wspólnoty". W latach 1994-2005 15 państw, w tym m.in. Grecja, Rosja, Francja, Belgia, Watykan, Szwecja, Szwajcaria i ostatnio Polska, przyjęło deklaracje w sprawie ludobójstwa Ormian.

 

Turecką dyskusję na ten temat zainicjowała publikacja w 1992 r. przez Akcama książki "Kwestia ormiańska: turecka tożsamość narodowa". Była wznawiana pięciokrotnie, a w 1999 i 2000 r. zostały opublikowane jego dwie kolejne książki poświęcone tej tematyce, zaś w 1995 r. została przetłumaczona na turecki praca ormiańskiego historyka Vakhiana Dadriana "Ludobójstwo".

 

Stopniowo powiększał się krąg naukowców przyznających, że doszło do ludobójstwa Ormian. Dziś w tureckich księgarniach można kupić kilkanaście tytułów właśnie tak opisujących wydarzenia z 1915 r. Tureccy badacze przejawiają większą od ormiańskich naukowców wrażliwość na cierpienia muzułmanów. Niektóre oceny historyków walczących z narodowymi mitami można uznać nawet za zbyt ostre. Na przykład Akcam uważa, że we współczesnej Turcji może dojść ponownie do ludobójstwa, tym razem na Kurdach.

 

Władze tureckie nie rezygnują jednak z upowszechniania oficjalnej wersji przebiegu i przyczyn deportacji w 1915 r. W 2003 r. rząd postanowił zorganizować w szkołach publicznych konkursy historyczne na temat "nieprawdziwości ormiańskich tez". W odpowiedzi kilka najważniejszych organizacji praw człowieka, razem z Fundacją Historyczną, prestiżowym centrum badawczym, zorganizowały bezprecedensową akcję "Historia dla pokoju" skierowaną przeciw "manipulacjom historią i promowaniu negatywnych stereotypów". Zaangażowało się w nią kilkuset znanych liberalnych intelektualistów.

 

Możliwość otwartej debaty zwiększyła się po przyznaniu Turcji statusu kandydata do UE w 1999 r. i poszerzeniu zakresu wolności słowa. W marcu 2001 r. odbyła się historyczna debata telewizyjna, w trakcie której Akcam zaapelował do rodaków: "Jeśli nie jesteście w stanie nazwać tych wydarzeń ludobójstwem, nazwijcie je masakrą. Jednak to była zbrodnia przeciw ludzkości... Proście o wybaczenie Ormian". Akcam był ostro krytykowany, ale pojawiły się także głosy poparcia.

 

Już następnego dnia dziennikarz Yavuz Baydar napisał w centrolewicowej gazecie "Milliyet": "Liderzy młodotureccy są naszymi Pol Potami, Beriami i Stalinami i im szybciej uznamy ich zbrodnie, tym większe są nasze szansę na oczyszczenie się ze zmory oskarżeń o ludobójstwo". W maju 2003 r. w podobnym duchu w lewicowym "Cumhuriyet" Oral Calislar napisał: "Nie można walczyć z rzeczywistością. Czy Niemcy powinni bronić Hitlera, który zamordował miliony Żydów, z tego prostego powodu, że był Niemcem? Rok 1915 jest jedną z najboleśniejszych dat w historii osmańskiej. Wtedy Komitet Jedności i Postępu popełnił wielką zbrodnię przeciw ludzkości. Dlaczego mam brać odpowiedzialność za tę zbrodnię i przeciwstawiać się historycznym faktom, twierdząc, że nic się nie stało?".

 

Po 1999 r. rozpoczął się dialog między ormiańskimi i tureckimi historykami oraz dyplomatami na temat wydarzeń z 1915 r. W latach 2001-04 działała Turecko-Armeńska Rada Pojednania powołana z inicjatywy USA. Powstały także inne projekty o podobnym charakterze. Dialog utknął jednak w martwym punkcie ze względu na różnicę zdań między stronami. W tej sytuacji rząd turecki zaproponował Armenii powołanie nowej komisji historycznej, tym razem pod auspicjami rządów obu państw. Armenia odpowiedziała, że jest zainteresowana komisją, która zajęłaby się współczesnymi problemami, i nie zrezygnuje ze starań na rzecz uznania wydarzeń 1915 r. za ludobójstwo.

 

Ormianie w tureckim parlamencie

 

Dziś, w 90. rocznicę masakr, opinie naukowców i publicystów uważających je za ludobójstwo były w tureckich mediach znacznie częstsze niż w latach poprzednich. W lutym 2005 r. najwybitniejszy pisarz turecki Orhan Pamuk w wywiadzie dla szwajcarskiej gazety wezwał Turcję do rozliczenia się z tragiczną przeszłością - ze śmiercią na przełomie XIX i XX wieku miliona Ormian. Pamuk został ostro skrytykowany przez nacjonalistycznych komentatorów i polityków. Doszło do demonstracji przeciw pisarzowi. W czasie niektórych z nich palono jego książki. Pisarz zaś otrzymywał listy i telefony z pogróżkami. Pozew przeciw Pamukowi o szerzenie nienawiści etnicznej trafił do dwóch prokuratur. Jedna umorzyła sprawę, druga zaś skierowała ją do sądu. Proces ma się rozpocząć w grudniu br.

 

Jednak znacznie ważniejsza była reakcja tureckich mediów. Większość dziennikarzy nawet niezgadzających się z poglądami Pamuka stanęła w imię wolności słowa w jego obronie. Hasan Cemal, wybitny dziennikarz "Milliyet", uznał ataki na Pamuka za przejaw "antydemokratycznej mentalności podobnej do stalinowskiej i nazistowskiej". W marcu 2005 r. "Hurriyet", jeden z najpopularniejszych tureckich dzienników, wydał specjalny dodatek "1915 - co się stało?", w którym na równych prawach mogli przedstawić swoje poglądy zwolennicy i przeciwnicy tezy o ludobójstwie.

 

Na początku kwietnia doszło do bezprecedensowego wystąpienia w tureckim parlamencie trzech przedstawicieli tureckich Ormian - znacznie bardziej umiarkowanych od diaspory z Francji czy Kalifornii - w tym Etyena Mahcupyana, znanego komentatora konserwatywnego dziennika "Zaman". 25 maja miała zaś odbyć się w Stambule zorganizowana przez trzy czołowe tureckie uniwersytety bezprecedensowa konferencja, na której historycy planowali dokonanie krytycznej analizy oficjalnego dyskursu na temat wydarzeń 1915 r.

 

Konferencja została jednak przełożona na koniec września, gdyż bardzo ostro zaatakowali ją niektórzy politycy, w tym minister sprawiedliwości Cemil Cicek, który oskarżył organizatorów o zadanie Turcji ciosu w plecy. W odpowiedzi spotkała go ostra krytyka mediów, a stowarzyszenie prawników i organizacja praw człowieka z Izmiru wytoczyły mu proces o zniesławienie. Wobec stanowiska Cicka zdystansowali się także najważniejsi politycy, w tym premier Erdogan, który poparł ideę zorganizowania konferencji. Przygotowania do niej zostały jednak w ostatniej chwili wstrzymane decyzją sądu. Premier skrytykował ten werdykt jako sprzeczny z zasadami demokracji.

 

12 czerwca doszło do pierwszej historycznej, choć nieoficjalnej, wizyty tureckiego parlamentarzysty Turhana Comeza w Erewanie, stolicy Armenii. Wziął on udział w konferencji naukowej poświęconej wydarzeniom z 1915 r.

 

Pomimo problemów turecka debata na temat tych wydarzeń będzie się rozwijała. Swoboda jej prowadzenia została znacznie poszerzona dzięki usunięciu w lipcu z kodeksu karnego stwierdzenia, że w 1915 r. doszło do ludobójstwa, jako przykładu naruszenia interesów państwa. Jednak trudno sobie wyobrazić zmianę w przewidywalnej przyszłości dotychczasowego stanowiska władz tureckich w sprawie rzezi Ormian.

 

Szansa pojednania

 

Stanowisko władz tureckich może doprowadzić do problemów w relacjach z Unią Europejską, gdzie coraz częściej pojawiają się głosy o konieczności uznania faktu ludobójstwa jako warunku akcesji. Wprawdzie w grudniu 2004 r. Parlament Europejski zagłosował przeciw uzależnieniu rozpoczęcia negocjacji z Turcją od takiego uznania, jednak nie wiadomo, jak zagłosuje w momencie, gdy negocjacje będą dobiegały końca.

 

Badania opinii publicznej przeprowadzone w Turcji na początku tego roku pokazały, że ponad 80 proc. Turków sprzeciwia się uzależnieniu wejścia do Unii od uznania faktu ludobójstwa, choć jednocześnie około 60 proc. popiera publiczną dyskusję na temat 1915 r. Turcy argumentują, że sami członkowie Unii nie rozliczyli się z własnej przeszłości. Wystarczy przywołać brak jakichkolwiek deklaracji parlamentów europejskich w sprawie ludobójstwa w belgijskim Kongu na początku XX wieku, w trakcie którego zginęło co najmniej 5 mln osób.

 

Niestety, Unia nie próbuje odgrywać roli mediatora w ormiańsko-tureckim sporze o pamięć. W żadnej z deklaracji parlamentów europejskich nie ma ani słowa o cywilnych ofiarach muzułmańskich. Taka forma uchwał utwierdza Ormian w przekonaniu, że ich punkt widzenia nie podlega dyskusji. Obecnie szansę na dialog zmniejsza skuteczna kampania ormiańskiej diaspory na rzecz penalizacji poglądów nieuznających wydarzeń z 1915 r. za ludobójstwo. Na przykład na początku maja na tej podstawie prokuratura szwajcarska wysłała list gończy za prof. Yusufem Halacoglu, przewodniczącym Tureckiego Towarzystwa Historycznego.

 

Ormiańskie rozliczenia z własną historią, choć drugoplanowe wobec tureckich, są także potrzebne pojednaniu obu narodów. Jak słusznie zauważył niedawno Dawid Warszawski w "Gazecie Wyborczej": "Choć wielu Ormian uzna, że nie ma co ustalać, bo wszystko i tak wiadomo, to w rzeczywistości rzecz się ma inaczej. Fakt ludobójstwa jest niepodważalny, jego okoliczności jednak pozostają niejasne. [...] Zagłada Ormian to nie Szoah, choć z moralnego punktu widzenia różnicy nie ma. Jeśli zaakceptują to Ormianie, Turkom łatwiej przyjdzie przyznać, że to jednak ludobójstwo".

 

Kilkuzdaniowe uchwały parlamentów sprowadzają złożone historyczne relacje łączące przez wieki Turków i Ormian do ludobójstwa. Natomiast według Ronalda Suny'ego: "Nie wyolbrzymiając harmonii relacji turecko-ormiańskich w okresie 1453-1878 oraz nie lekceważąc znaczących ciężarów nałożonych na niemuzułmanów, zwłaszcza anatolijskich chłopów, możemy z czystym sumieniem scharakteryzować ten długi okres, w którym Ormianie byli uważani za >>lojalny millet [mniejszość]<<, jako >>łagodną symbiozę<<". Także Hovannisian uważa, że pax Ottomana przez wieki "okazał się opłacalny i korzystny dla Ormian".

 

Kwestia przyznania się Turcji do ludobójstwa jest ściśle związana z obecnym złym stanem stosunków ormiańsko-tureckich. Turcja i Armenia nie utrzymują stosunków dyplomatycznych. Granica między oboma krajami jest zamknięta. W wyniku wojny Armenia okupuje około 20 proc. terytorium popieranego przez Ankarę Azerbejdżanu. Erewan, wysuwając roszczenia do Karabachu, pośrednio nie uznaje granicy z Turcją. Nie akceptuje też traktatu z Kars z 1921 r. wyznaczającego obecne granice Turcji, Armenii i Azerbejdżanu. Starania poprzedniego pragmatycznego prezydenta Armenii Lewona Ter Petrosjana - przeciwnika wpisania do deklaracji niepodległości zapisu o obowiązku starania się przez Armenię o międzynarodowe uznanie faktu ludobójstwa - o poprawę relacji z Turcją zakończyły się utratą przez niego władzy.

 

Według badań przeprowadzonych w kwietniu tego roku 93 proc. Ormian uważa, że Armenia powinna zażądać od Turcji rekompensat za ludobójstwo, a aż 70 proc. popiera rekompensatę terytorialną. Ponad 80 proc. uważa, że współczesna Turcja jest odpowiedzialna za ludobójstwo z czasów I wojny światowej. Z drugiej strony wielu Ormian oddziela naród turecki od państwa i nie wyklucza możliwości pojednania w przyszłości. W zeszłym roku otwarto połączenie lotnicze Erewan - Stambuł, a z roku na rok odwiedziny Ormian w Turcji stają się coraz bardziej masowe. Jednak tegoroczne bezprecedensowe wspólne badania tureckich i armeńskich socjologów pokazują znacznie większą niechęć Ormian do Turków niż vice versa. Droga do pojednania pozostaje bardzo długa.

 

 

 

Adam Balcer jest szefem projektu tureckiego Ośrodka Studiów Wschodnich

 

 

 

 



Ludobójstwo, eksterminacja, rzeź