Polityczne działania Urzędu Ochrony Państwa
Anna Marszałek
Agentura wśród polityków i dziennikarzy
Jan Olszewski, Jarosław Kaczyński i Antoni Macierewicz zarzucają Urzędowi Ochrony Państwa inwigilację polityków z prawicy i lewicy, m.in. przez podsłuchy i wykorzystywanie agentury działającej w partiach politycznych oraz w mediach. Miało się to dziać z inspiracji Belwederu.
Uważają także, że prokuratura umorzyła śledztwo z powodu nacisków z Ministerstwa Sprawiedliwości, kierowanego obecnie przez Hannę Suchocką, b. premier w latach 1992 - 1993.
Po zapoznaniu się z aktami umorzonego przez stołeczną prokuraturę tajnego śledztwa liderzy prawicy domagają się powołania sejmowej komisji śledczej. Według nich komisja miałaby nie tylko wyjaśnić - i to w sposób jawny - tzw. sprawę inwigilacji prawicy, ale również okoliczności prowadzenia i umorzenia śledztwa.
Liderzy prawicy zawiadomili prokuraturę o przestępstwie "utrudniania śledztwa" ze strony Ministerstwa Sprawiedliwości i doprowadzeniu do umorzenia postępowania. Powołują się przy tym na wywiad, którego udzielił "Przeglądowi Tygodniowemu" Stefan Szustakiewicz. Po odwołaniu z funkcji prokuratura okręgowego w Warszawie Szustakiewicz twierdził, że były na niego wywierane naciski i wymienił z nazwiska Włodzimierza Wolnego, zastępcę prokuratura generalnego, który w obecności świadka miał mu polecić umorzenie postępowania, ponieważ w innym wypadku "minister Suchocka będzie niezadowolona".
Szustakiewicz odsunął od prowadzenia śledztwa dwóch prokuratorów, którzy chcieli je kontynuować - Jacka Gutkowskiego i Jarosława Baniuka. Obaj odeszli już z prokuratury.
Kaczyński, Olszewski i Macierewicz podczas specjalnie zwołanej w piątek konferencji prasowej powiedzieli, że śledztwo potwierdziło nielegalne działania służb specjalnych. W piątkowym wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" Jarosław Kaczyński powiedział, że działający od 1992 do 1997 r. w gabinecie szefa UOP zespół, kierowany przez ppłk. Jana Lesiaka, zajmował się prowadzeniem działań operacyjnych przeciwko partiom politycznym poza oficjalną rejestracją. Z wykazu 500 dokumentów, znalezionych w szafie Lesiaka w 1997 r., UOP przekazał do prokuratury tylko 19. Wśród przekazanych materiałów są m.in. sprawozdania z rozmów z tajnymi współpracownikami UOP: "Maksem", "Arturem", "W-1" i "Dianą". Według Kaczyńskiego działania przeciwko lewicy były rejestrowane, a podstawy do inwigilacji dawały prowadzone śledztwa.
Wymieniając działania przeciwko prawicy, Kaczyński mówi w wywiadzie dla "GW" m.in. o:
- ocenzurowaniu przez UOP wspomnień Romualda Szeremietiewa, skąd wycięto fragmenty "nieprzyjemne dla Wałęsy";
- istnieniu dokumentów, których nie przekazano prokuraturze, a z których miało wynikać, że w działania przeciwko prawicy miały być zaangażowane także Wojskowe Służby Informacyjne;
- istnieniu w aktach prokuratorskich dokumentu zalecającego podjęcie szerokich działań przeciwko PC i innym ugrupowaniom prawicowym, włącznie z uruchomieniem dawnej agentury SB. Dokument ten ma adnotację Andrzeja Milczanowskiego, szefa MSW, i Jerzego Koniecznego, szefa UOP;
- dokumencie zawierającym 21-punktowy spis zadań operacyjnych dla służb, których celem było skompromitowanie Kaczyńskiego i innych polityków przez puszczanie plotek obyczajowych; np. było polecenie sprawdzenia, czy Kaczyński miał narzeczoną i dlaczego się z nią rozstał albo czy jest homoseksualistą;
- zaproponowaniu przez Lesiaka Andrzejowi Kapkowskiemu, szefowi UOP w 1997 r., by przeprowadził podobną akcję - jak w 1993 r. przeciwko prawicy - przeciwko tworzącej się właśnie AWS.
Inspirowanie mediów
W wywiadzie i podczas konferencji Jarosław Kaczyński podkreślał, że przykładem działań przeciwko liderom prawicy było inspirowanie prasy. Wśród dziennikarzy funkcjonowali nie tylko współpracownicy, ale także kadrowi oficerowie UOP. Według niego przykładem tego jest dziennikarz, który w "Kurierze Polskim" pisał o aferze Telegrafu i "ośmiornicy PC", a w śledztwie przyznał się, że pisał na podstawie materiałów dostarczanych przez UOP. W szafie Lesiaka zachowały się szkice tych artykułów. Według Kaczyńskiego zespół Lesiaka miał w mediach, nie tylko w prasie, ale także w telewizji, dziesięciu tajnych współpracowników.
Zarzutom Kaczyńskiego zaprzecza Aleksandra Jakubowska, była wiceszefowa "Kuriera Polskiego". - To absurdalny zarzut. Jak ktoś ma obsesję na punkcie agentury, to wszędzie ją znajdzie. Poza tym tekst pisał nie jeden, a czterech dziennikarzy - mówi Jakubowska, obecnie posłanka SLD, wówczas wicenaczelna "Kuriera" i szefowa działu reporterów, w skład którego wchodzili piszący "aferalne" teksty dziennikarze.
Rola prezydenta i premiera
Według Antoniego Macierewicza walkę z partiami głoszącymi potrzebę dekomunizacji i lustracji prowadzili funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa przy akceptacji części elit rządzących po 1990 r., w tym ministrów Milczanowskiego i Koniecznego. Kaczyński dodał, że w swoich zeznaniach Suchocka mówiła o "obsesyjnym zainteresowaniu Belwederu Porozumieniem Centrum". Wyraźny był też bliski związek między Lesiakiem a Wachowskim - o czym w zeznaniach miał mówić Jerzy Konieczny. Przy czym Wachowski nie został nawet w śledztwie przesłuchany.
Reakcje
Mieczysław Wachowski, komentując dla PAP wypowiedź Kaczyńskiego, zasugerował, że lider PC jest chory psychicznie. Nie chciał jednak odpowiedzieć wprost na pytanie, czy znał Lesiaka. "Słabo umotywowanymi" nazwał bliski współpracownik Lecha Wałęsy Marek Karpiński zarzuty Kaczyńskiego, jakoby za prezydentury Wałęsy UOP z inspiracji Belwederu prowadził tajne operacje wobec polityków.
Bez reakcji
Była premier Hanna Suchocka, obecnie minister sprawiedliwości i prokurator generalny, nie chce się wypowiadać w tej sprawie. Także Andrzej Milczanowski, były szef MSW, odmawia wypowiedzi na ten temat.
Komentowania zarzutów Kaczyńskiego odmawiają także UOP i WSI.
Prokuratura Okręgowa w Warszawie umorzyła 20 sierpnia tego roku tajne śledztwo, prowadzone od jesieni 1997 r., w sprawie inwigilacji partii politycznych. Uznała, że działania funkcjonariuszy UOP nie były przestępstwem, a miały jedynie charakter "uchybień służbowych".
Większa dawka top secret