Jak czytać tę listę
Publikowana powyżej lista zawiera 162.617 nazwisk i została zestawiona przez pracowników IPN. To oni są jej autorami, wykonali ja czerpiąc materiał (nazwiska i ich kwalifikację) z różnych dokumentów byłych komunistycznych służb specjalnych.
Kto jest na liście
Lista, jak informują pracownicy IPN, obejmuje przede wszystkim obszar dawnego województwa warszawskiego i osoby rejestrowane przez centralę MSW. Są tu odnotowane nazwiska tych jedynie osób, których teczki ocalały. Jak się wydaje, lista w zasadzie pomija agenturę służb wojskowych (choć sporadycznie je odnotowuje). Istnieją analogiczne listy regionalne i tak np. na liście krakowskiej (b. województwo krakowskie) znajduje się 32.848 nazwisk.
Pierwsze rubryki
Lista zwiera 5 rubryk. Pierwsza, to liczba porządkowa. Druga, to sygnatura nadana przez IPN-owskie Biuro Udostępniania Archiwów (stąd skrót IPN BU). Cyfry następujące po skrócie nie oznaczają, kim była dana osoba (funkcjonariusz, agent itd.) lecz odnoszą się do klasyfikacji dokumentu, z którego zaczerpnięto nazwisko zgodnie z ustawą o informacji niejawnej. Tak więc, jeśli dokument był jawny, cyfry nie są poprzedzone ani zerem, ani żadnym innym oznaczeniem. Gdy dokument był poufny, przed liczbą jest skrót "pf" a gdy był tajny liczba zaczyna się od "0". Dwa zera (00) rozpoczynają sygnaturę wówczas, gdy dokument był ściśle tajny. Ten sposób oznaczenia przyjęty przez IPN nie przesądza o tym, czy dana osoba była pracownikiem (brak jakichkolwiek zer, ew. pf), funkcjonariuszem (jedno zero), współpracownikiem albo kandydatem (dwa zera) choć bardzo często tak właśnie jest. Nie przesądza, bo IPN za punkt wyjścia przyjął pochodzenie dokumentu, a nie kwalifikację osoby. Tę z kolei kwestię trochę rozjaśniają dwie rubryki następujące po nazwisku i imieniu danej osoby. Pierwsza mówi o tym, jaka jednostka wytworzyła akta, z których zaczerpnięto nazwisko, co w wypadku agentów najczęściej oznacza jednostkę, która danego agenta zarejestrowała. SUSW oznacza tu Stołeczny Urząd Spraw Wewnętrznych, WUSW – Wojewódzki Urząd Spraw Wewnętrznych, MSW – centrala Ministerstwa Spraw Wewnętrznych.
Tajemnicze "jedynki"
Najważniejsza jednak jest rubryka ostatnia. To
ona najbardziej zbliża nas do prawdy. Tam gdzie mamy napisane jedynie słowa
"akta osobowe" mamy do czynienia z rejestracją pracowników lub funkcjonariuszy
służb specjalnych, gdy jednak mamy słowa "jedynki akta" lub "jedynki MKF" chodzi
o tajnych współpracowników lub kandydatów na tajnych współpracowników. Słowa
"akta" lub "MKF" odnoszą się do tego czy materiały zachowały się w formie
pisanej czy też mikrofilmowej. Bardziej tajemnicze jest słowo "jedynki". Odnosi
się ono do sposobu oznaczania sygnatur w systemie archiwów służb specjalnych.
Jedynka rzymska (I) po numerze archiwalnym oznaczała, że chodzi o materiały
(teczkę) tajnego współpracownika lub kandydata na tajnego współpracownika. Gdy
była to jedynka arabska (1) oznaczało, że akta nie zachowały się w formie
papierowej i pozostał jedynie mikrofilm. Takie sygnatury umieszczano w systemie
kartotecznym, rejestrowym itd., czyli w całym systemie pomocniczym. Często (choć
nie zawsze) poza sygnaturą pisano też skrót "tw" lub "tw-k" (tajny
współpracownik, lub kandydat na tajnego współpracownika). Wbrew temu, co
twierdzi pan dr A. Dudek (w audycji "Prześwietlenie" w ub. tygodniu) "jedynki"
nigdy nie figurowały w przypadku innym niż "tw" lub "tw-k".
Na teczkach napisano prawdę
O ile w systemie kartotecznym i
pomocniczym te skróty zdarzały się, lecz nie były obowiązkowe to na teczkach
zawsze i to na pierwszej stronie zaznaczano (pisano cały
zwrot lub literowy skrót) czy chodziło o teczkę tajnego współpracownika (agenta)
czy kandydata na tajnego współpracownika (czyli osobę wytypowaną do złamania i
zwerbowania). Nie sposób zrozumieć, dlaczego archiwiści IPN, mając do dyspozycji
teczki, zamiast użyć skrótów określających sytuację poszczególnych osób,
posłużyli się oznaczeniami z pomocniczego systemu kartotecznego, co wprowadza w
błąd i uniemożliwia odróżnienie agenta od osoby prześladowanej. Być może to po
prostu błąd płynący z nieodpowiedzialności. Jedno jest pewne, bez względu na to,
czy lista taka przeznaczona jest jedynie do użytku archiwistów, naukowców,
dziennikarzy i osób zainteresowanych - czy też jest dostępna w internecie w
takim kształcie - nie spełnia swojej roli "pomocy ewidencyjnej", o czym mówią
prof. Kieres i dyrektor Postołowicz z IPN. Oczywiście lista, którą publikujemy,
a zawierająca dodatkowe rubryki, w większym stopniu pozwala się zorientować, o
co chodzi niż lista oznaczona jedynie słynnymi zerami.
w.k.
Lustracja i materiały archiwalne