Gazeta Wyborcza - 2010-09-25
Bartosz Węglarczyk
Jak rosyjski szpieg wprowadził Polaków w błąd
Grigorij Jakimiszyn, rosyjski dyplomata od którego zaczęła się najgłośniejsza afera szpiegowska III RP, ma się doskonale, mieszka w Moskwie i jeszcze kilka lat temu nadal pracował dla rosyjskich służb specjalnych.
Taka sensacyjna wiadomość znalazła się w opublikowanej kilka dni temu w
USA i Wielkiej Brytanii książce o dzisiejszej tajnej policji w Rosji. Los
Jakimiszyna był jedną z największych dotąd tajemnic tzw. afery Olina.
W czerwcu 1995 r. Marian Zacharski, wówczas oficer polskiego wywiadu,
zwerbował do pracy dla Polski rosyjskiego dyplomatę pracującego w Warszawie
Grigorija Jakimiszyna. W rzeczywistości Jakimiszyn był sam oficerem wywiadu
i - jak powiedział Zacharskiemu - był oficerem prowadzącym najważniejszego
rosyjskiego agenta w Polsce, w 1995 r. stojącego na czele rządu - premiera Józefa
Oleksego.
Przez następne miesiące polski wywiad zbierał dowody na szpiegowską działalność
Oleksego, a ówczesny szef MSW Andrzej Milczanowski w grudniu 1995 r. podczas
wystąpienia w Sejmie oskarżył premiera o pracę dla rosyjskiego wywiadu.
Wkrótce potem Jakimiszyn wyjechał do Moskwy i ślad po nim zaginął. W
polskich mediach pojawiały się różne spekulacje. Oficerowie wywiadu
sugerowali w rozmowach z dziennikarzami, że Jakimiszyn mógł zapłacić głową
lub co najmniej wieloletnim więzieniem za zdradzenie Polsce danych swego
najlepszego szpiega.
Prokuratura umorzyła z braku dowodów śledztwo w sprawie rosyjskiego szpiega
o pseudonimie "Olin" (jak twierdził Jakimiszyn). Niczym zakończyło
się także śledztwo w sprawie ujawnienia dziennikarzom nazwiska Jakimiszyna.
Do Polski docierały przez kolejne lata rozmaite plotki o tym, że Jakimiszyn
nie żyje, że siedzi w więzieniu, a nawet że jest rzecznikiem jednej z
rosyjskich spółek naftowych.
Przypadkiem znalazła go teraz dwójka rosyjskich dziennikarzy Andriej Sołdatow
i Irina Borogan. Oboje opublikowali właśnie książkę o wpływach tajnej
policji FSB, bezpośredniego potomka radzieckiego KGB, w dzisiejszej
rosyjskiej polityce, w mediach i w gospodarce.
Sołdatow i Borogan opisują w książce "Nowa arystokracja"
szpiegowską manię, która ogarnęła FSB pod rządami Władimira Putina.
Jedną z takich nadmuchanych spraw było oskarżenie Igora Sutiagina,
analityka wojskowego z prestiżowego moskiewskiego Instytutu USA i Kanady, o
przekazywanie tajnych informacji wywiadu brytyjskiemu.
Sutiagin stanął przed sądem w Kałudze w 2001 r. Sąd oddalił akt oskarżenia
uznając, że FSB nie ma dość dowodów, by sądzić analityka. Prowadzący
sprawę oficerowie FSB zdążyli już jednak odebrać za wielki sukces nagrody
i promocje na wyższy stopień, więc kontrwywiad przesłał sprawę do
ponownego rozpatrzenia przed sądem w Moskwie.
Prawnik Sutiagina zażądał, by ponowny proces odbył się z ławą przysięgłych,
nową instytucją wprowadzoną w nowym kodeksie karnym. Proces toczył się po
myśli obrony, jednak po trzech miesiącach prowadzący sprawę sędzia
niespodziewanie oświadczył, że nie może dłużej tego robić.
Nowa sędzia sprowadziła nową ławę przysięgłych i w marcu 2004 r.
rozpoczęła proces od nowa. Ledwie miesiąc później przysięgli uznali winę
Sutiagina, a sędzia skazała go na 15 lat w obozie pracy.
Prawnicy Sutiagina nie mogli zrozumieć, dlaczego przysięgli podjęli tak
drastyczną decyzję tak szybko. Jednak cztery miesiące później odkryli, że
w nowym składzie przysięgłych znalazł się jeden przysięgły, który miał
zasiadać w innym procesie w kompletnie innym sądzie. Został jednak
przerzucony - co jest sprzeczne z prawem - do nowej ławy przysięgłych w
procesie Sutiagina.
Tym tajemniczym przysięgłym był Grigorij Jakimiszyn. Rosyjskie prawo nie
pozwala byłym lub obecnym oficerom tajnych służb zasiadać w ławach przysięgłych.
Gdy jednak sąd odpytywał kandydatów na przysięgłych o doświadczenie
zawodowe, Jakimiszyn ukrył fakt, że przez wiele lat pracował najpierw w
radzieckim, a później w rosyjskim wywiadzie.
Sołdatow i Borogin opisują udział Jakimiszyna w procesie szpiegowskim
Sutiagina jako przykład ingerencji i manipulacji tajnej policji wymiarem
sprawiedliwości w Rosji. Dla Polski fakt, że Jakimiszyn nie tylko żyje, ale
mieszka w Moskwie i ewidentnie pracuje w lub dla rosyjskich służb
specjalnych, jest dowodem na to, że Jakimiszyn Rosjan nie zdradził.
Ujawnienie przez niego nazwiska Oleksego polskim oficerom było po prostu wymyśloną
przez niego bajką. Lub - co bardziej prawdopodobne - świadomym wprowadzeniem
Polaków w błąd.
Gazeta Wyborcza - 2010-09-28
Bartosz Węglarczyk
Czy "Olin" miał zatrzymać NATO
Wszystko wskazuje na to, że sprawa "Olina" sprzed 15 lat była prowokacją rosyjskich służb specjalnych, by skompromitować Polskę na Zachodzie - uważa Andriej Sołdatow, współautor książki "Nowa arystokracja" o tym, jak pod rządami Władimira Putina tajna policja odzyskuje kontrolę nad rosyjską polityką i gospodarką
Grigorij Jakimiszyn, rosyjski dyplomata, od którego
zaczęła się najgłośniejsza afera szpiegowska III RP, ma się doskonale,
mieszka w Moskwie i jeszcze kilka lat temu nadal pracował dla rosyjskich służb
specjalnych. "Gazeta" pisała o tym sześć lat temu, ale sprawa
przeszła wtedy bez większego echa. Teraz tę historię bardziej szczegółowo
opisali Andriej Sołdatow i Irina Borogan w opublikowanej właśnie w USA i
Wielkiej Brytanii książce o rosyjskich służbach specjalnych.
W czerwcu 1995 r. oficer polskiego wywiadu Marian Zacharski zwerbował
rosyjskiego dyplomatę pracującego w Warszawie Grigorija Jakimiszyna.
Jakimiszyn był oficerem wywiadu i - jak powiedział Zacharskiemu - był
oficerem prowadzącym najważniejszego rosyjskiego agenta w Polsce, w 1995 r.
stojącego na czele rządu Józefa Oleksego.
Przez następne miesiące polski wywiad zbierał dowody na szpiegowską działalność
premiera, a ówczesny szef MSW Andrzej Milczanowski w grudniu 1995 r.
publicznie oskarżył premiera o pracę dla rosyjskiego wywiadu.
W tym samym czasie Jakimiszyn wyjechał do Moskwy i ślad po nim zaginął. W
polskich mediach pojawiło się jego nazwisko i spekulacje na temat jego losu.
Oficerowie wywiadu w rozmowach z dziennikarzami sugerowali, że Jakimiszyn zapłacił
głową lub co najmniej wieloletnim więzieniem za zdradzenie Polakom swego
najlepszego szpiega.
Prokuratura ostatecznie z braku dowodów umorzyła śledztwo w sprawie
rosyjskiego szpiega o pseudonimie "Olin" (jak Oleksego nazwał
Jakimiszyn). Do Polski docierały przez kolejne lata rozmaite plotki o tym, co
stało się z Jakimiszynem.
W 2004 r. Andriej Sołdatow i Irina Borogan znaleźli go podczas zbierania
informacji o sprawie Igora Sutiagina, analityka wojskowego z moskiewskiego
Instytutu USA i Kanady oskarżonego przez FSB o przekazywanie tajnych
informacji Brytyjczykom. Sutiagin stanął przed sądem w Kałudze w 2001 r. Sąd
oddalił oskarżenie, uznając, że FSB nie ma żadnych dowodów. Prowadzący
sprawę oficerowie kontrwywiadu zdążyli już jednak odebrać za ten sukces
nagrody, więc FSB przesłało sprawę do ponownego rozpatrzenia przed sądem
w Moskwie.
Sutiagin zażądał, by ponowny proces odbył się z ławą przysięgłych,
nową instytucją wprowadzoną wówczas w kodeksie karnym. Proces toczył się
po myśli obrony, jednak po trzech miesiącach sędzia niespodziewanie oświadczył,
że nie może dłużej prowadzić tej sprawy. Nowa sędzia sprowadziła nowych
przysięgłych i w marcu 2004 r. rozpoczęła proces od nowa. Ledwie miesiąc
później przysięgli uznali winę Sutiagina, a sędzia skazała go na 15 lat
obozu pracy.
Prawnicy Sutiagina dopiero cztery miesiące później odkryli, że wśród
nowych przysięgłych znalazł się przysięgły, który miał zasiadać w
innym procesie w kompletnie innym sądzie. Został jednak przerzucony -
sprzeczne z prawem - do nowej ławy przysięgłych w procesie Sutiagina.
Tym tajemniczym przysięgłym był Grigorij Jakimiszyn. Rosyjskie prawo nie
pozwala byłym lub obecnym oficerom tajnych służb zasiadać w ławach przysięgłych.
Gdy jednak sąd odpytywał kandydatów na przysięgłych o doświadczenie
zawodowe, Jakimiszyn ukrył fakt, że przez wiele lat pracował w radzieckim,
a później w rosyjskim wywiadzie.
- Skojarzyliśmy nazwisko Jakimiszyn z treścią tzw. białej księgi w
sprawie Olina - opowiada "Gazecie" Sołdatow. - Irina zadzwoniła
wtedy do Jakimiszyna do domu. I zapytała go wprost, czy sprawa Oleksego była
prowokacją rosyjskich specsłużb. On nie zaprzeczył, tylko zaczął się śmiać.
Potem już nie chciał z nami rozmawiać. A gdy opublikowaliśmy o tym teksty
w "Moskiewskich Nowostiach" i "Gazecie Wyborczej", to nie
zażądał od nas sprostowania, w ogóle niczemu nie zaprzeczał.
Sołdatow i Borogan opisują udział Jakimiszyna w procesie szpiegowskim
Sutiagina jako przykład manipulacji tajnej policji wymiarem sprawiedliwości
w Rosji. Dla Polski to, że Jakimiszyn nie tylko żyje, ale mieszka w Moskwie
i pracuje dla służb specjalnych, jest jednak przede wszystkim poważną
poszlaką wskazującą na to, że Jakimiszyn nikogo Polakom nie zdradził.
Rosyjski wywiad niezwykle ostro traktuje bowiem zdrajców. W latach zimnej
wojny większość z nich była niemal natychmiast rozstrzeliwana (jeden z
nich - jak mówi krążąca wśród historyków legenda - został nawet
powieszony na haku rzeźniczym i spalony w hutniczym piecu, a film z jego
egzekucji był pokazywany młodym adeptom KGB), a po jej zakończeniu wszyscy
byli skazywani na długoletnie zesłanie do obozu pracy. Nie jest po prostu możliwe,
by Jakimiszyn po takiej zdradzie nadal pracował dla kontrwywiadu.
Nie wiemy oczywiście, czy ujawnienie przez niego nazwiska Oleksego polskim
oficerom było po prostu wymyśloną przez niego bajką czy - co bardziej
prawdopodobne - świadomym wprowadzeniem Polaków w błąd.
Wiemy natomiast, że destabilizacja polskiego rządu w 1995 r. była Rosjanom
bardzo na rękę. Afera "Olina" dla sceptyków na Zachodzie była
dowodem, że Polska nie nadaje się do NATO. Przeciwnicy rozszerzenia Sojuszu
wykorzystywali tę historię, by pokazać, że albo Polska jest kontrolowana
przez rosyjskie służby, albo polskie służby specjalne wyrwały się spod
cywilnej kontroli i dla własnych celów potrafią obalić rząd.
- To była przerażająca wiadomość - opowiadał nam w 1999 r. Nicholas Rey,
nieżyjący już amerykański dyplomata, który w 1995 r. był ambasadorem USA
w Warszawie. - Nie obawialiśmy się tego, czy Oleksy jest naprawdę
szpiegiem, ale baliśmy się, czy zadziałają wasze demokratyczne instytucje,
jak prokuratura i sąd.
Istniał wówczas jeszcze trzeci scenariusz wysadzający w powietrze
kandydaturę Polski. Min. Milczanowski oskarżył Józefa Oleksego o
szpiegostwo tuż przed zakończeniem prezydenckiej kadencji Lecha Wałęsy. W
otoczeniu prezydenta pojawiły się pomysły, by nie oddawać władzy
Aleksandrowi Kwaśniewskiemu, który reprezentuje ten sam obóz co Oleksy i
zapewne sam jest agentem. Gdyby Wałęsa nie uznał wtedy wyniku
demokratycznych wyborów, Polska natychmiast wypadłaby z kolejki do NATO.
W każdym z tych scenariuszy Rosja uzyskałaby główny wówczas cel w
polityce wobec krajów Europy Środkowej - zablokowałaby lub przynajmniej na
lata opóźniła rozszerzenie Sojuszu. Jeśli więc afera "Olina" była
ukartowaną operacją rosyjską, to była to błyskotliwa i przeprowadzona w
duchu najlepszych tradycji carskiej ochrany i radzieckiego KGB prowokacja
tajnych służb.
- Nie mam stuprocentowych dowodów, ale to brzmi logiczne, że Jakimiszyn
chciał wprowadzić w błąd polski wywiad - mówi "Gazecie" Sołdatow.
W swej książce Sołdatow i Borogan, na co dzień dziennikarze znanej strony
Agentura.ru, opisują odrodzenie potęgi FSB, czyli rosyjskiej bezpieki. Po
objęciu przez Putina stanowiska premiera Rosji w 1999 r. dotychczasowy
dyrektor FSB zaczął wprowadzać zmiany, które gwałtownie rozszerzyły
uprawnienia FSB.
Oficerowie FSB zaczęli lepiej zarabiać, poprawiło się fatalne w latach 90.
morale. Gdy Putin został wkrótce potem prezydentem, jego dawni towarzysze
broni zaczęli zajmować wysokie stanowiska w polityce i biznesie.
Książka Sołdatowa i Borogan jest pełna opisów zajmowania coraz szerszych
dziedzin życia publicznego w Rosji bez obecnych i byłych (ale pozostających
w tzw. aktywnej rezerwie) oficerów służb. Nie tylko zajmują oni wysokie
stanowiska w administracji państwowej, ale także w biznesie, a nawet w
sporcie (zgodnie z tradycją Dynamo Moskwa z jego silnymi sekcjami piłki nożnej
i m.in. siatkówki są kontrolowane przez generalicję FSB).
Dziennikarze opisują także, jak ziemia w kilku ekskluzywnych miejscowościach
pod Moskwą należąca niegdyś do MSW i KGB została za bezcen rozparcelowana
pomiędzy wyższych rangą oficerów. Jedna z działek, przekazana kilka lat
temu generałowi FSB za kilkaset dolarów, dziś jest wystawiona na sprzedaż
za 2,5 mln dol.
Oficerowie obsadzają także intratne stanowiska w prywatnych i państwowych
spółkach swoimi krewnymi. Kilka dni temu "Gazeta" pisała o tym,
że kilku synów i krewnych generałów FSB zasiada w zarządach dużych banków.
- Opisane przez nas sprawy są znane rosyjskim czytelnikom, bo od prawie 10
lat publikowaliśmy teksty po rosyjsku w internecie, "Moskiewskich
Nowostiach" i "Nowej Gazecie" - mówi Sołdatow. - Ale w Rosji
nie znalazł się wydawca, który zgodziłby się wydać tak dużą dawkę
krytycznych materiałów o FSB po rosyjsku. Dlatego napisaliśmy książkę po
angielsku i wydaliśmy na Zachodzie.
Większa dawka top secret