Coś w rodzaju paranoi zawisło niczym całun nad dużymi obszarami
zachodniej części Stanów Zjednoczonych. Tajemnicza agencja uderza
z ciemności pozostawiając za sobą wyraźne ślady.
Zimny dreszcz przeszedł po plecach Carolyn McCall, żony zarządcy rancza
High Creek w pobliżu Antelope w stanie Oregon. Byk, którego zobaczyła,
wyglądał, jakby padł w marszu, ponieważ dolne gałęzie jałowca leżały
przygniecione pod nim. Koń Carolyn cofał się i nie chciał podejść do niego. Po
przywołaniu pozostałych jeźdźców okazało się, że byk nie żył już od tygodnia,
a mimo to od jego ciała nie dochodził smród, który wskazywałby na jego rozkład;
w pobliżu nie było żadnych padlinożerców ani much, od których zwykle się roi
w takich przypadkach. Nos, oko, ucho, język, odbyt, moszna oraz środkowa część
brzucha zostały usunięte przy użyciu precyzyjnej, bezkrwawej chirurgii, po której
pozostały jedynie zagłębienia o ząbkowanych krawędziach. W skórze jednej
z łopatek wykrojono idealny trójkąt. Był to typowy przypadek okaleczenia
zwierzęcia. Dowiedziałem się o nim, kiedy występowałem w oregońskiej telewizji.
Niedługo minie czterdzieści lat tej zatrważającej działalności. Nikt nie potrafi
określić dokładnej liczby ofiar, zaś pobieżne szacunki podają liczbę co najmniej 50 000
przypadków w samych tylko Stanach Zjednoczonych. W styczniu 1997 roku kilka
sztuk bydła należących do Jean Barton z okręgu Lassen w Kalifornii padło ofiarą tego
typu okaleczeń i kiedy opowiedziała o tym prasie, była zaskoczona ogromną ilością
doniesień od innych farmerów, którzy ponieśli wcześniej podobne straty. Wielu z nich
przestało nawet po pewnym czasie w ogóle informować kogokolwiek o tym, poza tym
lokalnym szeryfom zależało na zaniżaniu liczby tego typu zdarzeń, aby uniknąć
krytyki z powodu braku skuteczności w tropieniu sprawców. Milczenie stało się
typową reakcją na to nie dające się powstrzymać zagrożenie.
Już dawno minęły czasy, kiedy czynniki oficjalne "mogły chować głowę
w piasek". Jedynie głupcy upierają się przy niedorzecznych teoriach mówiących
o drapieżnikach, nieznanych chorobach, pseudowojskowych eksperymentach czy
poczynaniach satanistów. Ja również nie będę tracił czasu na opisywanie sporu, jaki
miał miejsce z jednej strony między oficjalnymi przedstawicielami rządu, patologami
i oficerami śledczymi, a farmerami, weterynarzami i szeryfami okręgowymi z drugiej.
Bardzo trafnie określił to Gabe Valdez, policjant z Nowego Meksyku, mówiąc:
"Oni są jak zachodzące od tyłu kojoty. Nigdy nie mówią, kim są, ale sami zadają
mnóstwo pytań, po czym odchodzą aż do następnego przypadku 'okaleczenia' ".
Dawniej uzbrojeni ranczerzy patrolowali swoje tereny dzień i noc. Było to
wówczas chyba najbardziej masowe polowanie w historii tych regionów. W czasie
szczytowego nasilenia tego zjawiska w Kolorado w roku 1975 gubernator Richard
Lamm postawił nawet w stan gotowości wyposażone w radar patrole helikopterowe.
Mimo to, tak jak to miało zawsze miejsce i ma obecnie, nie udało się ująć
tych nieuchwytnych chirurgów.
W skali globalnej zjawisko okaleczeń zwierząt najszerzej występuje w zachodniej
części USA. Kraje takie jak Kanada, Australia, Puerto Rico i Skandynawia zostają
pod tym względem mocno z tyłu. W Nowej Anglii i niektórych miejscach
Środkowego Wschodu należy ono do rzadkości. Wokół ciał powalonych krów nie
odnaleziono żadnych ludzkich śladów. Drapieżniki nie ruszają tych ciał, a robaki
nie przekraczają obrzeży ran. Często w ich pobliżu znajdują się kręgi wygniecionej
trawy. Dr Levengoed, biofizyk z Michigan, badał trawę pochodzącą z takich kręgów
znalezionych w Garnett w stanie Kansas i w Chacon w stanie Nowy Meksyk.
Okazało się, że komórki roślin wewnątrz tych kręgów, poddane były działaniu
promieniowania mikrofalowego. Ciała zwierząt nosiły ślady oddziaływania wysokiej
temperatury objawiające się martwicą (zamieraniem tkanek pod wpływem
ciepła). W kilku przypadkach ślady te wyraźnie wskazywały, że nie było to wywołane
działaniem lasera. Badanie pod mikroskopem pokazało, że było to precyzyjne
cięcie dokonane między ściankami komórek - coś, co pozostaje absolutnie poza
naszymi możliwościami! Najczęściej usuwane są narządy rozrodcze i odbyt. Często
oczy usuwane są z pozostawieniem tłuszczowych poduszek. Język usuwany jest aż
do nasady. Cięcia na klatce piersiowej w celu usunięcia znajdujących się w niej
organów wykonywane są w taki sposób, że nie jest uroniona ani jedna kropla krwi
i nie są uszkodzone kości. Dorosła krowa posiada przeciętnie 40 galonów krwi
(151,4 litra) - niektóre z nich miały ją spuszczoną aż z naczyń kapilarnych. Jest to
kolejny przykład działania pozostającego poza możliwościami "naszej nauki".
W miejscach okaleczeń zwierząt znajdowano różne dziwne rzeczy. Szeryf
Yarnell z okręgu Elbert w Kolorado znalazł wymię wypełnione piaskiem. Odcięte
sutki w regularnych odstępach ułożone były na nodze krowy. W jej skórze wycięte
były otwory w kształcie kół i kwadratów. W pysku jednej z krów znaleziono z kolei
aluminiowe paski - takie same, jakie w ogromnej obfitości spadały na ziemię
w latach sześćdziesiątych. Poziom promieniowania mierzonego licznikami Geigera
był w niektórych miejscach okaleczeń wyższy niż w ich okolicy.
13 września 1994 roku w Chacon w stanie Nowy Meksyk Larry Gardea znalazł
dwie martwe krowy jadąc na polowanie na niedźwiedzie w pobliżu kanionu
Luhan. Nagle usłyszał dźwięk przypominający odgłos powstający podczas spawania
elektrycznego. Dźwięk dochodził z przeciwnej strony, niż ta, gdzie dostrzegł
martwe krowy. W tym samym momencie ujrzał po drugiej stronie ogrodzenia
leżącą na boku i unoszącą się jednocześnie w powietrzu krowę, która przemieszczała
się w kierunku źródła dźwięku. Krowa rozpaczliwie ryczała, sunąc zwrócona
zadem w stronę źródła dźwięku. Bezskutecznie starała się stanąć na nogach.
Przeleciawszy nad pobliskim rowem zniknęła w zagajniku między drzewami.
Zdenerwowany tym widokiem Gardea strzelił dwa razy nad zagajnikiem i uciekł.
Później stwierdzono, że nie było żadnych śladów wskazujących na to, że ta krowa
dotykała mokrej ziemi. Przypadek ten badany był przez Lindę Moulton Howe,
znakomitą badaczkę tego typu przypadków.
Niebo nad miejscami okaleczeń zwierząt nawiedzają dwa rodzaje powietrznych
obiektów. Są to NOLe i czarne helikoptery. Na początek zajmę się NOLami
opierając się na przykładzie kilku wybranych przypadków. Wielkie ranczo
Terry'ego Shermana położone w okręgu Uintah w stanie Utah jest od marca 1995
roku miejscem aktywności NOLi i dziwnych wydarzeń. Utratę wielu krów
Shermanowie przypisują NOLom. W ciągu tego czasu widzieli tam trzy rodzaje
tych obiektów - małe pojazdy w kształcie pudełek, obiekty o średnicy 40 stóp (12
m) i ogromne statki wielkości podwójnego boiska do (amerykańskiego) futbolu.
Widzieli także zapalające się na niebie światła, z których część wylatywała
z pomarańczowych kolistych wrót, które pojawiały się na niebie. Udało im się
nawet zarejestrować kamerą dwie z tych obserwacji.
Zastępca szeryfa z okręgu Judith Basin, Jerry Skelton, napisał do mnie
następujące słowa: "Nie wiem, jakie fakty są panu znane na temat NOLi, ale
okoliczni mieszkańcy obserwują je tu przez cały czas". Wręcz diaboliczne przypadki
związane z bydłem były w tym rejonie Montany niemal rzeczą naturalną.
W okręgu Fergus znaleziono dziewięć jałówek pozbawionych narządów rozrodczych
i jednego ucha.
Pat McGuire, przewodnik z Big Laramie w stanie Wyoming przekazał mi
obszerną dokumentację na temat okaleczeń zwierząt w tamtych stronach. NOLe
nazywa wprost "statkami kosmicznymi", zaś jego raporty wsparte są relacjami
licznych świadków. Dokonana z najbliższej odległości obserwacja mówi o pomarańczowym
dysku o wymiarach 30 na 500 stóp (9 na 150 metrów) z kopułami
u dołu i na górze.
Farmerzy i policjanci z okręgu Logan w północno-wschodnim Kolorado
wielokrotnie obserwowali dziwne jasne obiekty, ochrzczone mianem "Wielka
Mama i jej UFO-dzieciątka", które wiązali z 77 tamtejszymi przypadkami śmierci
okaleczonych zwierząt. Szeryf Harry Graves oświadczył, że " 'Wielka Mama'
wygląda jak ogromna jasna gwiazda, która wisi wysoko na niebie przez około 90
minut, po czym znika z dużą szybkością. Czasami z jej wnętrza wylatują aż trzy
mniejsze obiekty ('UFO-dzieciątka'). Po wykonaniu swojej roboty wracają do
statku-matki i znikają. Kilka razy ścigaliśmy 'Wielką Mamę' samolotem i samochodem
i okazało się, że czasami jest ona okrągła a czasami gruszkowata, zaś jej
kolor zmienia się od białego przez czerwony do zielonego i z powrotem do białego".
Pewnej majowej nocy w 1991 roku robotnik ze stanu Waszyngton widział, jak
byk o wadze 1800 funtów (817 kg) wznosił się w powietrze głową do przodu
wewnątrz wiązki niebieskiego światła. W pewnym momencie wiązka rozbłysła
u szczytu i byka obróciło od tyłu pięć lub sześć razy. Po zgaśnięciu wiązki byk spadł
z hukiem na ziemię. Kiedy znaleziono go nazajutrz rano, okazało się, że nosił
typowe oznaki ofiary przypadku okaleczenia.
Obecnie przejdę do omówienia innego rodzaju dziwnych pojazdów widywanych
w rejonach, w których dochodzi do okaleczeń zwierząt. W swojej książce
Helikoptery i helikoptery Thomas Adams przedstawia listę 200 przypadków
okaleczeń zwierząt związanych z obserwacją helikopterów. Nie wszystkie te
helikoptery są czarne. Niektóre z nich wyglądają jak zwykłe śmigłowce.
W niektórych przypadkach helikopter odlatywał z jakiegoś miejsca, gdzie
znajdowano potem okaleczone zwierzę.
Ze wszystkich zachodnich szeryfów prawdopodobnie Roy Kitson i jego
zastępcy z okręgu Madison w Montanie doznali najdziwniejszych przeżyć związanych
z czarnymi helikopterami i NOLami. Do 1976 roku w okręgu tym miały
miejsce 22 okaleczenia, lecz diabelska mieszanka obcych pojazdów znacznie
przekracza tę liczbę. Kitson i jego ludzie nauczyli się spać w butach, ponieważ
kiedy zaczęły napływać doniesienia na temat NOLi, wiedzieli, że będą one
lądować. Pewnego popołudnia pojechali w kierunku Horse Creek, gdzie jak im
doniesiono, okaleczeniu uległo sześć krów. W ciągu 12 godzin, jakie zajęło im
dotarcie w tamto trudno dostępne miejsce, zniknęło dodatkowo sześć cieląt i sześć
krów. Znajdując się w tych nieprzyjaznych, ciemnych górach położonych w górnym
biegu rzeki Ruby funkcjonariusze ci widzieli dziwne światła przelatujące nad
wierzchołkami drzew i wokół stoków gór. Owej pamiętnej nocy bezgłośne czarne
helikoptery nadleciały nad nich i wspólnie z NOLami zmusiły ich do wycofania się
z tamtego terenu.
W rejonie położonego w północno-wschodniej Alabamie Fyffe widziano tak
wiele NOLi, że stanowy senat ogłosił to niewielkie miasteczko "stolicą UFO
Alabamy". W roku 1992 okazało się, że jest to zapowiedź czasów, kiedy bydlęce
zwłoki będą pokrywały okoliczny krajobraz. Wszechobecne NOLe i helikoptery
były obecne również. Policjant Ted Olifant z Fyffe, który prowadził śledztwo w tej
sprawie, stwierdził: "W 95 procentach tych przypadków w pobliżu zwłok zwierząt
obserwowano helikoptery".
Jean Cole, żona głównego detektywa z Albertville, widziała taki helikopter
z niewielkiej odległości, kiedy unosił się nad jej podwórzem. Wyraźnie widziała
w kabinie czterech mężczyzn w eleganckich garniturach. Kiedy zorientowali się, że
są obserwowani, helikopter z miejsca odleciał. Nazajutrz rano detektyw Cole
znalazł jedną sztukę swojego bydła rasy Czarny Angus pozbawioną narządów
rozrodczych i odbytu.
Wśród załogantów tych tajemniczych helikopterów pojawiła się jeszcze jedna
postać. Pewien myśliwy zauważył w okolicy Czerwonej Góry w pobliżu Norris
w Montanie czarny helikopter podobny do Bell Jet Rangera (wojskowy helikopter
z silnikiem odrzutowym), który przeleciał nad nim. Helikopter wylądował u podnóża
wzgórza i z jego wnętrza wysiadło siedem postaci, które zaczęły wspinać się w górę
zbocza w jego kierunku. Myśliwy ruszył im na spotkanie machając rękoma
i wykrzykując słowa powitania. Kiedy odległość między nimi zmalała na tyle, że mógł się
im przyjrzeć, zobaczył, że mają oni na sobie normalne ubranie. Wszyscy mieli twarze
w oliwkowym kolorze i nieco skośne oczy. Rozmawiali między sobą w języku, którego
nigdy nie słyszał. Nagle zatrzymali się, jak gdyby zdawszy sobie sprawę, że nie jest on
tym, za kogo go wzięli, i zaczęli biec z powrotem w kierunku helikoptera, którego wirnik
wciąż się obracał. Kiedy wsiedli do niego, helikopter szybko wystartował i odleciał.
Obecność czarnych helikopterów w rejonach okaleczeń zwierząt jest tajemnicą
samą w sobie. Kto nimi kieruje i co one tam robią? Zastanawiając się nad tym
powinniśmy wiedzieć, że obiekty te widywane są również w miejscach, w których
dochodzi do wzięć. Patrząc na czarne helikoptery jako osobną grupę w ramach
normalnego wojskowego i cywilnego ruchu lotniczego, trudno mi uwierzyć, aby
były one własnością rządu starającego się monitorować miejsca, w których
dochodzi do okaleczeń zwierząt, bądź były w jakiś sposób zależne od rządu.
Uważam, że są one kolejnym tworem obcych istot podobnym do tego, który
nazywamy MIB-ami ("Ludźmi w czerni"). Rozważania na temat celów przyświecających
działalności MIB-ów (quasi-ludzi) i czarnych helikopterów (quasi-maszyn
latających) wykracza poza ramy zakreślone dla tego opracowania.
W paru przypadkach widziano obce istoty w czasie okaleczania zwierząt. Oto
kilka z nich.
Na pastwiskach Lebsack położonych na południowy wschód od Sterling
w Kolorado w czasie trzech kolejnych nocy znaleziono zwłoki trzech okaleczonych
zwierząt. Dwóch najemnych pracowników ogrodziło dobrze oświetlone ze zbożowego
elewatora miejsce, w którym spodziewano się wizyty obcych istot. Około
godziny czwartej nad ranem trzy, podobne do ludzi, postacie przepłynęły nad
postawionym przez nich ogrodzeniem. W ciągu sześciu minut na miejsce zdarzenia
przybyły dwa radiowozy policyjne, lecz dziwne istoty zdołały zniknąć nie
pozostawiając na mokrej ziemi żadnych śladów swojej bytności.
Kolejne wydarzenie z udziałem podobnych istot miało miejsce w czasie
szarego, pochmurnego dnia, kiedy teksaski ranczer nazwiskiem Waco szukał na
piechotę zaginionego cielaka. Kiedy przekroczył szczyt wzgórza, natknął się na
dwa stworzenia niosące cielaka. Były to mierzące 4 stopy wzrostu (1,2 m)
zielonkawe, wielkogłowe istoty z dużymi skośnymi, czarnymi oczami. Na ich
widok ranczer rzucił się do ucieczki. Kiedy jakiś czas później wrócił w tamto
miejsce z przyjacielem, znalazł w nim śmiertelnie okaleczonego cielaka.
Pewne małżeństwo z Missouri dostrzegło na swojej farmie coś błyskającego
w oddali. Kiedy obejrzeli to przez lornetkę, okazało się, że jest to stojący na ziemi
pokaźnych rozmiarów zielony, stożkowaty obiekt z usytuowanym z boku lukiem
transportowym i platformą. Obok niego stała "jaszczuropodobna" istota patrząca
na nich swoimi wielkimi oczami. Podając sobie nawzajem lornetkę zauważyli
leżącą na ziemi czarną krowę i dwie małe postacie w srebrnych ubiorach
z plecakami na grzbiecie. Trzymając ręce nad krową istoty te przemieszczały ją
w kierunku rampy za drzewa, które przesłaniały częściowo obiekt.
Bardzo ważny przypadek, w którym obce istoty były bezpośrednio związane
z okaleczeniem zwierzęcia, wypłynął na światło dzienne w czasie regresji
hipnotycznej Judy Doraty, która poddała się jej gnębiona ciągłymi atakami migreny.
Seans przeprowadził dr Leo Sprinkle z uniwersytetu w Laramie w stanie
Wyoming. Jadąc samochodem na południe od Houston w stanie Teksas ona i jej
córka zauważyły wznoszące się wewnątrz wiązki bladożółtego światła cielę. Obie
kobiety zostały następnie wzięte na pokład UFO, gdzie były świadkami chirurgicznego
okaleczania cielaka przez dwa Szaraki. Istoty te miały długie, cienkie,
zwężające się ku końcowi palce zakończone paznokciami. Ich wielkie, hipnotyzujące,
nie mrugające oczy miały żółty kolor i czarne pionowe źrenice.
W roku 1990 bardzo doświadczony hipnoterapeuta, John Carpenter, poddał
regresji hipnotycznej Cindy, córkę Judy, podczas której uzyskano potwierdzenie
szczegółów podanych wiele lat wcześniej podczas podobnego seansu przez jej
matkę.
Przeżycie Myry Hansen i jej syna z maja 1980 roku jest bardzo podobne do
przypadku Doraty. Jadąc przez położone w pobliżu Cimarron w Nowym Meksyku
rolnicze tereny natknęli się oni na ryczącą krowę. Kiedy spojrzeli w jej kierunku,
ujrzeli ubrane na biało istoty, które coś z nią robiły. Oburzona Myra zbliżyła się do
tamtego miejsca i również została wzięta. Znalazłszy się na pokładzie wielkiego
świecącego dysku, ona i jej syn przetransportowani zostali do podziemnej bazy.
Myra sądzi, że mogła być ona położona jakiś kilometr pod rezerwatem Indian
Apache Jicarilla w rejonie Las Cruces. Zarówno Doraty, jak i Hansen zostały
poddane rutynowym procedurom, jakim poddawane są w czasie wzięć kobiety.
Na koniec przedstawię klasyczny przypadek, który miał miejsce w Kolorado
w szczytowym pod względem ilości przypadków okaleczeń zwierząt 1975 roku.
Pierwszy jego opis został zamieszczony w lipcowym numerze biuletynu APRO
z 1978 roku. (Byłem członkiem tej pionierskiej grupy badawczej od roku 1965 aż
do czasu jej rozwiązania). Przypadek ten nie jest fikcją i badany był na miejscu
zdarzenia przez dra R. Leo Sprinkle'a oraz dra Johna S. Derra. Oto główne fakty.
Piękne ranczo w Górach Skalistych, do którego przeniosła się rodzina Evansów,
położone było nad opuszczonymi kopalniami węgla i górowało nad pobliską
bazą wojskową. Z pewnego miejsca w domu przez cały czas dochodził tajemniczy
dźwięk przypominający odgłos wydawany przez pracującą turbinę. W krótkim
czasie od momentu zamieszkania na ranczu Evansowie stracili sześć krów
w wyniku ich okaleczeń. Rodzina Evansów składała się z męża, żony Susan, dwóch
synów i partnera w interesach Jima. Członkowie rodziny oraz ich goście widywali
całą gamę NOLi, często z niewielkiej odległości. W czasie wprawiającej w osłupienie
"nocy sześciu dysków" Susan została przy pomocy wiązki światła zrzucona
z łóżka na podłogę frontowego pokoju. Stali mieszkańcy i goszczące na farmie
osoby często doznawały bólu głowy i paraliżu. Pewnej nocy układy napędowe
należącego do rodziny Evansów Cadillaca oraz samochodu dostawczego uległy
całkowitemu zniszczeniu. Wszystko, co się tam działo, było ciągiem wręcz
niewiarygodnych wydarzeń, zbyt długim, aby je tu wszystkie przytoczyć w całości.
Kiedy w pobliżu pojawiały się NOLe, wiadomo było, że może dojść do
okaleczenia któregoś ze zwierząt, zaś w domu może odezwać się pulsujący dźwięk
wywoływany przez "Wielką Stopę", która czasami towarzyszyła tym manifestacjom.
Któregoś razu Jim strzelił do tej postaci i miał potem sporo kłopotów ze
strony szeryfa, który wiedział wszystko o NOLach, czarnych pudełkach i jeszcze
innych rzeczach. "Wielką Stopę" widziało prawie dwudziestu świadków, a pewnej
nocy Susan przeżyła wydarzenie, w czasie którego "Wielka Stopa" małpowała ją.
Wyszła na werandę, wychyliła się za barierkę, zmrużyła oczy i dostrzegła ją.
"Wielka Stopa" stała w lesie i robiła dokładnie to samo, co ona.
Najbardziej niesamowite zdarzenie na farmie miało miejsce podczas pewnej
księżycowej, zimowej nocy, kiedy to Jim zauważył słabe żółte światło między
rosnącymi nieco wyżej w pobliżu tajemniczego kręgu wypalonej trawy sosnami.
Kiedy podszedł bliżej spostrzegł na ziemi buczące czarne pudło. Postanowił, że
dalej nie pójdzie i wycofał się. Potem poszedł tam jeszcze raz, ale tego pudła już
tam nie było. Jim zawsze zastanawiał się, po co tam poszedł. Miał chore serce i tak
naprawdę nie miał najmniejszej ochoty tam iść, lecz czuł jakiś wewnętrzny nakaz,
aby to zrobić. Kiedy wszedł na oświetlony obszar, ujrzał tam dwie istoty a w dole
wzgórza słabo oświetlony dysk. Jedna z istot wiedziała, jak się on nazywa,
i zwróciła się do niego mówiąc bardzo poprawnym angielskim: "Jak to miło, że
zechciał pan przyjść". Potem Jim zadał im cały szereg pytań i poskarżył się na
zniszczenie układu napędowego samochodów. Powiedział im również, że zwracają
na siebie znaczną uwagę przez okaleczanie zwierząt. Odnieśli się z dużą rezerwą
do tego, co im powiedział, lecz przeprosili za kłopoty i przyrzekli, że postarają się
w przyszłości działać z większym umiarkowaniem. Było to jednak kłamstwo,
ponieważ Evansowie zostali wkrótce zmuszeni do opuszczenia farmy.
Jim dokładnie przyjrzał się tym dwóm istotom. Miały one po około 5,5 stopy
wzrostu (165 cm), sprawiały wrażenie młodych o raczej kobiecych cechach i były
ubrane w mieniące się brązowosrebrzystym odcieniem stroje przypominające
lotnicze kombinezony. Miały bardzo jasną karnację, blond włosy i duże przenikliwe
oczy, które były najbardziej wyrazistą częścią ich ciała.
Wśród "nordyckich" blondynów można wyróżnić cztery typy istot:
1. Młodzieńcy jak w tym właśnie przypadku;
2. Wyżsi wzrostem dorośli;
3. Starcy w długich zwiewnych szatach;
4. Giganci.
Przypuszczam, że "młodzieńcy" mają za zadanie nadzorowanie operacji okaleczeń
zwierząt wykonywanych przez Szaraki.
Skoro już wiemy, kto jest rzeczywistym odbiorcą niezliczonych ton bydlęcych
części ciał i krwi, musimy zadać sobie pytanie, do czego jest im to potrzebne. Czy
wiąże się to w jakiś sposób z szeroko rozpowszechnioną, nie mającą końca praktyką
wzięć ludzi oraz ekstrakcją jajeczek, spermy, płodów etc.? Czy do prowadzenia tych
tajemniczych praktyk potrzebują oni produktów pochodzących z okaleczeń zwierząt
i czy służą one hodowaniu hybryd będących krzyżówką ludzi i obcych istot? Jak
wiadomo, spora część chromosomów bydła jest identyczna z ludzkimi.
Czy te istoty wiedzą o czymś bardzo istotnym, o czym my nie wiemy? Może
wiedzą o tym, o czy mówi wiele proroctw, że nasza mała planeta jest skazana na
zagładę w wyniku jakiegoś mającego wkrótce nastąpić kataklizmu, że nasze życie
jest zagrożone i dlatego starają się stworzyć bardziej trwałe, quasi-ludzkie formy
życia zdolne do przetrwania w innej części kosmosu? Czas pokaże, jak jest
naprawdę.
Przełożyła Jerzy Florczykowski
UFO