PRZEMYSŁAW DULĘBA
DAKOWIE, ZALMOKSIS I
LEGION MICHAŁA ARCHANIOŁA
Odkupili grzechy ojczyzny swym obłędem. Byli krwawymi
męczennikami. Wierzyli w zbrodnię, przeto zostali zabici.
"Jako Rumun
jestem tym, kim jestem, i znajduję się tu, gdzie się znajduję, nie tylko
dlatego, że Trajan podbił Dację, a ludy zachodu nie doszły między sobą do
zgody, jak zwycięsko stawić opór Bajezydowi, ale także dlatego, że żyli kiedyś
Czyngis-chan, Stalin i Hitler". Fragment ten zapisał w swoim dzienniku
Mircea Eliade 28 stycznia 1960 roku. Wówczas od prawie już dwudziestu lat żył
na emigracji, a jego działalność naukowa powoli, lecz systematycznie wynosiła
go do miana czołowego religioznawcy XX wieku. Autor takich klasycznych pozycji
jak Traktat o historii religii, Szamanizm i archaiczne techniki ekstazy czy
Joga kojarzy się szerokiemu ogółowi czytelników przede wszystkim jako
zręczny komparatysta, umiejętnie poruszający się między różnorodnymi kulturami
i mitologiami, aby naświetlać wybrane fenomeny religijne. Sam jednak często
przyznawał, że pragnie poświęcić jedną książkę symboliczno-religijnej tradycji
ojczystej ziemi, która była przedmiotem jego pierwszych fascynacji i z którą
zawsze żył w zgodzie. Od Zalmoksisa do Czyngis-chana to zupełnie wyjątkowa
pozycja w dorobku Eliadego i jednocześnie najbardziej "rumuńska". Eseje
zamieszczone w tym zbiorze ogniskują się wokół prahistorii i religii Daków, od
których Rumuni wywodzą swoją tradycję państwową, oraz wokół folkloru, który tak
silnie zaciążył na współczesnej kulturze rumuńskiej.
Autor
przekładu, Krzysztof Kocjan, w przedmowie zasugerował, że powstanie tej
książki, oryginalnej w naukowym dorobku Eliadego, było pewnego rodzaju
rekompensatą wobec własnej ojczyzny za "grzechy młodości" - sympatyzowanie
z rumuńskim ruchem narodowym, którego duszą był założony przez Corneliu Zelea
Codreanu - Legion Michała Archanioła, szerzej znany później pod nazwą Żelaznej
Gwardii. Trudno się zgodzić z taką tezą. Faktem jest, że Eliade zarówno w swoim
dzienniku, jak i w innych pismach z okresu emigracyjnego rzadko wspomina o
działalności w ojczystej Rumunii, a był to czas znaczący w jego życiu. Zaraz po
powrocie z młodzieńczej wyprawy do Indii, opromieniony sławą zdolnego i
ambitnego naukowca oraz błyskotliwego prozaika, włączył się aktywnie w życie
polityczno-społeczne. Kluczową rolę w ideowych sympatiach Eliadego odegrał jego
naukowy promotor - profesor Nae lonescu, który wywierał zresztą wówczas
znaczący wpływ na młodą generację rumuńskiej inteligencji. Eliade w latach
1934-1938 opublikował w legionowych periodykach "Cuvăntul" i "Vremea"
około sześćdziesięciu artykułów o tematyce społeczno-ideowej, gdzie
przedstawiał swoją wizję rozwoju kultury narodowej i ochrony jej dziedzictwa,
co, nawiasem mówiąc, stało się powodem jego internowania w momencie
największych prześladowań Legionu. Działalnością uniwersytecką również
potwierdzał swoje ideowe zaangażowanie. W Bukareszcie stworzył pierwszą
katedrę historii religii oraz pierwsze czasopismo religioznawcze -
"Zalmoksis" (ukazały się tylko trzy numery), którego nazwa wywodzi się od
imienia tajemniczego boga Daków.
Po wielu latach
w wywiadzie-rzece, zatytułowanym Próba labiryntu, Eliade przytoczył
znamienną refleksję: "Bardzo jestem dumny, mogąc powiedzieć, że w mojej
rodzinie stanowię trzecie pokolenie noszące buty". Taka deklaracja
trafniej niż wszystkie inne informacje przedstawia środowisko, z którego
wywodził się ten znakomity religioznawca, a warto zaznaczyć, że chłopskim
pochodzeniem mogła się poszczycić przeważająca część ówczesnej rumuńskiej
inteligencji. Aby zrozumieć sytuację kulturową przedwojennej Rumunii, należy
wziąć pod uwagę specyfikę archaicznej struktury społecznej, funkcjonującej w
dynamicznie rozwijającym się państwie. Pierwszorzędną rolę w kształtowaniu się
wysokiej kultury odegrała przebogata kultura ludowa, której niekwestionowanymi
"dziećmi" byli artyści tej miary, co Constantin Brancusi, który nawet w
Paryżu prowadził tryb życia "karpackiego wieśniaka". W jego rzeźbach
ewidentne są motywy ludowego prymitywizmu oraz symboliczno-formalne komponenty
sięgające jeszcze tradycji kultury plemion dackich, a nawet odległego neolitu.
W duchowości Rumunów zachowało się dość dużo elementów kultów
przedchrześcijańskich, które nadały pobożności ludowej specyficzny charakter
tzw. "chrześcijaństwa kosmicznego" z bardzo silnym zarazem
chrystocentryzmem. Ten duchowy model ukształtował ludową mistykę śmierci oraz
silne przeświadczenie o hierofanii Boga w przyrodzie, zwłaszcza w jej cyklu
rodzenia się i zamierania, cyklu, który w Kotlinie Karpackiej został mocno
związany z symboliką śmierci i zmartwychwstania Chrystusa. Eliade w pełni
utożsamiał się z sakralnym obrazem świata tkwiącym w chrystianizmie
rumuńskiego chłopa, a szkice zamieszczone w książce Od Zalmoksisa do
Czyngis-chana pokazują, jak silnie zakorzeniony był w rodzimym folklorze i
jak doskonale wyczuwał wszystkie subtelności hermeneutyki ludowych podań i
legend. W swoim powojennym dzienniku, opisując reakcję na poglądy ojca
Teilharda de Chardin, przytoczył świadectwo swojego przywiązania do tradycyjnej
ludowej duchowości: "Jakaż to radość odkrywać u zachodniego teologa, 'człowieka
nauki', optymizm rumuńskich chłopów, także chrześcijan, ale należących do owego
'chrześcijaństwa kosmicznego', które już dawno zanikło na Zachodzie. Chłop
wierzy, że 'świat jest dobry', że stał się taki na powrót po wcieleniu, śmierci
i zmartwychwstaniu Zbawiciela" (17 maja 1963).
Legion Michała Archanioła był ruchem bez precedensu, nawet na
stale rozszerzającej się arenie nacjonalizmów lat dwudziestych i trzydziestych
minionego wieku. Twórca Legionu - Codreanu jawił się jako przepojony
egzaltowanym mistycyzmem, rzutki ideowiec, który pragnął stworzyć "nowego
człowieka", odważnie podejmującego walkę z wrogami narodu. Wszystkie
działania ruchu legionowego przyjmowały znamiona ludowej krucjaty. Legioniści,
którzy w przeważającej większości rekrutowali się ze studentów pochodzenia
chłopskiego, a dominowali wśród nich synowie niższych duchownych prawosławnych,
za przykładem swojego Kapitana (jak nazywali Codreanu) nosili stroje narodowe -
sukmany, mieszkali we wspólnotach zwanych gniazdami (cuiburi), pomagali
chłopom w pracach polowych, wędrowali z ikoną Michała Archanioła od wsi do wsi,
głosząc rychłe zwycięstwo nad szatanem. Kapitan nauczał swych legionistów, że
zło trzeba zwalczać przede wszystkim czynem, uczył ich także postawy
wytrwałości i gotowości na cierpienie, co stało się przyczyną witalności ruchu
w momencie jego delegalizacji i zejścia do podziemia. Metody walki politycznej
stopniowo zaostrzały się i to głównie - co należy podkreślić - ze strony
rządowej. Morderstwa polityczne i akty terroru stawały się powszechne w
państwie nieudolnie rządzonym przez króla i jego oligarchiczny rząd.
W tamtym
burzliwym okresie Legion Michała Archanioła zdołał zgromadzić po swojej stronie
barykady elitę młodego pokolenia Rumunów. Wybitnym przedstawicielem tej
generacji, który doczekał się międzynarodowej sławy, był Emil Cioran. Ten autor
bluźnierczych, pesymistycznych książek, filozof-egzystencjalista i błyskotliwy
eseista był w młodości członkiem bukareszteńskiego gniazda "Axa",
skupiającego intelektualistów Legionu. Przebywając na emigracji, odciął się od
swojej przeszłości, prowadził z nią jednak ambiwalentną grę. W eseju Mój
kraj tak oto opisał fenomen Legionu: "W tamtym czasie powstał pewien ruch
- który chciał wszystko reformować, nawet przeszłość. Ale ruch ten był jedyną
oznaką tego, że nasz kraj mógł być czymś innym niż fikcją. I był to ruch
okrutny, mieszanka prehistorii i profecji, mistycyzmu, modlitwy i rewolweru,
prześladowany przez władze i zabiegający o prześladowania. Albowiem popełnił
niewybaczalny błąd wymyślenia przeszłości dla tego, co jej nie miało".
Przez te gorzkie
słowa przebija jednak fascynacja ruchem, który również zaważył na życiu i
karierze Ciorana, bo to właśnie jako aktywny zwolennik Legionu
otrzymał on prestiżowe francuskie stypendium, a było to możliwe dopiero w
momencie przejęcia władzy przez Żelazną Gwardię. Ciorana fascynowała
mroczna strona chrześcijaństwa, szczególnie związana z męczeństwem, śmiercią i
obojętnym przyjmowaniem cierpienia, które rozumiał jako dominujący składnik
ludzkiej egzystencji. To wszystko znalazł w szeregach Legionu (który to ruch po
latach określi mianem "obłąkańczej sekty"), gdzie wpajano ideały
posłuszeństwa i poświęcenia. Jako uznany liberalny intelektualista nie mógł
sobie pozwolić na takie sympatie, ale i wtedy potrafił docenić poświęcenie
swojego pokolenia, pisząc mu swoiste epitafium: "Odkupili grzechy ojczyzny swym
obłędem. Byli krwawymi męczennikami. Wierzyli w zbrodnię, przeto zostali
zabici. Zabrali w swą śmierć przyszłość, którą wymyślili wbrew rozsądkowi,
wbrew oczywistości i 'historii' ".
Zagraniczni korespondenci,
przebywający w Rumunii w latach trzydziestych ubiegłego wieku, byli zdumieni
postawą zarówno władz państwowych, jak i nacjonalistów. Metody, jakimi
posługiwał się rząd, aby unieszkodliwić opozycję, przypominały te, którymi
posługiwał się Vlad Tepeş, znany bardziej jako Drakula. Takie porównania padały
bardzo często w prasie zachodniej, głównie francuskiej. Nie należy się dziwić
postawie ludzi Zachodu, którzy widzieli w tym jedynie egzotykę, skoro postaci
tego pokroju co Julius Evola były zaskoczone zachowaniem ówczesnych Rumunów.
Przytoczona w dzienniku Eliadego rozmowa Codreanu i Evoli dobrze oddaje
mentalne różnice, przejawiające się w refleksjach, ambicjach i działaniach:
"Na pytanie Evoli o planowaną przez Codreanu taktykę polityczną i o szansę
Legionu w najbliższych wyborach, ten ostatni zaczął mu mówić o wpływie
więzienia na jednostkę, o rozbudzeniu się w niej skłonności ascetycznych i
kontemplacyjnych, którym sprzyja samotność, milczenie i ciemność, będące wręcz
środkami samoprzejawiania się jednostki. Jeszcze później Evola był tym
wszystkim oszołomiony" (lipiec 1974).
W takiej
atmosferze kształtowały się poglądy młodego Eliadego, który popierał dążenia
Legionu do uczynienia Rumunii - jak to określił Cioran - "czymś innym niż
fikcją". Tylko Legion proponował nową wizję kultury i precyzował społeczną
misję, jaką winien realizować rumuński intelektualista, a była to wizja
społeczeństwa tak konserwatywnego, że żaden zachodnioeuropejski komentator
twórczości tego wybitnego religioznawcy nie był w stanie uznać jej za realną.
Eliade formalnie nigdy nie był członkiem ani Legionu, ani Żelaznej Gwardii,
jednak w swoich publikacjach otwarcie popierał Codreanu i jego zwolenników i
zgadzał się z wieloma wysuwanymi przez nich postulatami zmiany
kulturowo-społecznego oblicza Rumunii. Latem 1938 roku był to dla królewskiego
rządu wystarczający powód, aby internować go w obozie Miercurea-Ciucului. To,
co tam zobaczył, na trwałe wyryło się w jego pamięci i przekonało go, że
przeznaczeniem tej generacji jest nie polityka, lecz "duchowa rewolucja":
"Wieczorna modlitwa kończyła się potężnym 'Bóg jest z nami', odśpiewanym przez
trzysta głosów. Na ostatnim piętrze znajdowało się pomieszczenie na
'nieustającą modlitwę'. Dniem i nocą któryś z więźniów przez godzinę modlił się
tam lub czytał Biblię, przerywając tylko wówczas, gdy ktoś inny przychodził go
zluzować. Ponieważ najtrudniej, rzecz jasna, było czuwać między trzecią a piątą
nad ranem, wielu kolegów prosiło o wpisanie na listę właśnie na te
godziny".
W swoich
wspomnieniach z tamtych trudnych miesięcy Eliade przytoczył również smutne
refleksje dotyczące sytuacji, w jakiej znalazł się ruch legionowy: "Msze,
nabożeństwa żałobne, srogie posty, modlitwy miały pokaźny udział w
'działalności legionowej'. Toteż owej wiosny 1938 pełną patosu i ironii wymowę
miał fakt, że zniszczenie jedynego rumuńskiego ruchu politycznego, który na
serio brał chrześcijaństwo i Kościół, rozpoczęło się pod osłoną autorytetu
patriarchy Mirona". Cerkiew rumuńska, w dużej mierze zależna od króla,
oficjalnie potępiła legionistów, jednak zdecydowana większość niższego duchowieństwa
czynnie wspierała Codreanu, organizując uroczystości religijne i opiekując się
gniazdami. Nie bez znaczenia był fakt, że najbardziej ofiarni bojownicy
Legionu, tacy jak Ion Mota czy Vasile Marin, byli synami duchownych
prawosławnych.
W decydującym
dla swojego pokolenia momencie Eliade solidaryzował się z ruchem legionowym,
nie wyparł się swoich przekonań i nie poddał się absurdalnym oskarżeniom
zarzucanym przez władze rządowe, mając jednocześnie świadomość politycznej
klęski Codreanu. Wódz Legionu wierzył, że jego śmierć oraz męczeństwo wielu
legionistów doprowadzą w ostateczności do zwycięstwa ruchu. Owo "powołanie
sekty mistycznej" zwyciężyło na płaszczyźnie moralnej, ale i paradoksalnie
doprowadziło do klęski, kiedy bowiem zabrakło Codreanu i elity Legionu, młodsi
wychowankowie Kapitana przełożyli całą jego naukę na "dialektykę
rewolweru". To przypieczętowało tragedię pokolenia Eliadego i Ciorana.
Mircea Eliade
wielokrotnie podkreślał, jak dużą wagę przywiązuje do swego kulturowego
dziedzictwa rumuńskiego oraz jak wielkim nieporozumieniem jest lansowanie
modelu społeczeństwa ateistycznego, wypranego z rudymentarnych form sacrum. Tłumacz
"rumuńskich esejów" Eliadego, Krzysztof Kocjan, próbuje włożyć dorobek
wybitnego religioznawcy w sztywne ramy liberalnego światopoglądu, które są
ewidentnie zbyt ciasne, aby pomieścić w nich obraz nie tylko naukowca i
pisarza, lecz również konserwatysty, dla którego takie słowa jak "naród"
i "ojczyzna" są czymś więcej niż "wstydliwymi obciążeniami faszystowskiej
przeszłości".
Od Zalmoksisa
do Czyngis-chana jest swoistym hołdem Eliadego złożonym ojczyźnie, a także
własnemu pokoleniu - tej generacji idealistów zafascynowanych przeszłością
oraz ideą "mocnego dobra". Książka nie powstała jako wyrzut sumienia, lecz
jako dług spłacony swemu ojczystemu obszarowi kulturowemu, z którym Eliade jak
najbardziej się utożsamiał i któremu pragnął służyć talentem oraz wiedzą. Miał
wystarczająco czyste sumienie, by być zwolnionym z pokuty za rzekome ideowe
"grzechy", i na pewno nie musiał się z nich spowiadać przed
lewicowo-liberalnymi intelektualistami z zachodnich uniwersytetów. Jedyną nicią
porozumienia między nimi a tym niezwykłym Rumunem była sfera zainteresowań
wspólną tradycją religijno-kulturową. Taki jego obraz wydaje się znacznie
bliższy prawdy, przynajmniej w oczach jego rodaków, którzy nadal uważają go za
rumuńskiego patriotę.
Mircea Eliade, Od Zalmoksisa do Czyngis-chana.
Wydawnictwo Naukowe PWN. Warszawa 2002
str. 240 - 247
FRONDA 33, JESIEŃ 2004