MICHAŁ
GROMKI
CZAS NA EGZORCYZMY
Mój kolega po
przeczytaniu książki Malachi Martina "Zakładnicy diabła" postanowił pójść
do kościoła, po raz pierwszy od dość długiego czasu. Po lekturze
katechizmu czy hagiografii któregoś ze świętych na pewno zostałby w domu.
Dostał jednak do ręki książkę otwarcie i spektakularnie opisującą coś, co
przez całe jego życie manifestowało się w sposób skryty, ale odczuwalny.
Realna obecność zła w naszym świecie, a więc negatywny bohater książki, to
nie wytwór fantazji autora, lecz coś,
co nas dotyka bardziej lub mniej boleśnie na codzień. Relacje z procesów
opętań i egzorcyzmów przedstawione przez Malachi Martina nie są dla
czytelnika czymś zupełnie obcym i bezpiecznie odległym. To po prostu
szczególnie jaskrawe i brutalne
przykłady konsekwencji, jakie niesie za sobą dla naszej psychiki,
moralności i duszy uległość wobec osobowego Zła. Prawda jest taka, że te trzy czynniki -
opętany, zły duch i egzorcysta - są ściśle związane z rzeczywistością
życia i jego sensem, takim jakiego wszyscy codziennie
doświadczamy.
OPĘTANY
Nie wierzyć w zło to nie mieć możliwości obrony. Od dawna wiadomo, że głównym sukcesem Szatana w świecie nowożytnym było to, że zaczęto wątpić w jego istnienie. Kiedy już prawie zniknął ze świadomości ludzi, zaczął się starać, aby wraz z nim zniknęła w ogóle kategoria zła. Wydaje się, że odnosi na tym polu duże sukcesy. Myśl współczesna wszystko robi, aby zrelatywizować pojęcie dobra i zła. Zaczęto je pojmować jako sankcję narzuconą ludzkiej wolności. Sama wolność jest przy tym utożsamiana z wolnym wyborem jako wartością ostateczną i samowystarczalną. Bohaterka pierwszego opisywanego w książce opętania - Marianne K. - tak właśnie rozumiała swoją drogę ku doskonałości. Jej nihilistyczna postawa równoznaczna z odrzuceniem wszelkich wartości i norm, nie była jeszcze samym opętaniem, lecz raczej pozbawieniem się wszelkich możliwości obrony przed nim. Ułudą jest bowiem oczekiwanie takiego stanu, w którym wolna wola nie będzie musiała dokonywać wyboru. Wola jest właśnie po to dana, aby człowiek skierował się ku jakiejś wartości, aby mógł dojść do wolności poprzez przyjęcie prawdy i dobra, albo do niewoli poprzez poddanie się złu i fałszowi. Największym kłamstwem szatana jest mamienie ludzi perspektywą wolności jako zupełnej swobody woli i braku ukierunkowania w którąkolwiek stronę. Odrzucenie wszelkich kategorii czy norm, które mogą nas prowadzić ku dobru lub prawdzie, równa się otworzeniu na zło i fałsz, które są nie tyle zaprzeczeniem, ile brakiem tych pierwszych. W przypadku Richarda O., bohatera trzeciego z przedstawionych opętań, odrzucenie norm wiąże się z akceptacją tzw. odmiennych preferencji seksualnych. Jest on przekonany, że dokonując w tej sferze tak spontanicznego wyboru, wyrywa się z ciasnych więzów konwencji społecznych.
Uważając, że miłość nie może podlegać żadnym ograniczeniom moralnym i utożsamiając ją z pełnią przeżyć seksualnych, Richard O. zaczyna od eksperymentu ze swoją płcią, stając się transwestytą, a kończy jako ofiara oddająca się rytualnym orgiom na ołtarzu satanistów. W imię wolności dokonuje więc wyboru zła. Niezależnie od wszystkich zapewnień o sukcesach i szczęściu oraz wizji szczególnej swobody, które roztaczano przed ofiarą, by doprowadzić ją do tego stanu, człowiek z chwilą poddania się owej presji kompletnie traci wolność.
Problem pseudo-wolności jako drogi otwierającej na opętanie wiąże się - jak zostało już powiedziane - z utożsamieniem wszelkich norm i dogmatów jako sankcji. Wszyscy opisani w książce opętani, usprawiedliwiają swoje postępowanie tym, że walczą z prawem zamykającym im drogę ku autentyczności i spontaniczności. Odwieczne kłamstwo szatana dotyczy prawa jako czegoś ograniczającego. Już w raju diabeł przekonywał Adama i Ewę, że zakaz zrywania owocu z drzewa poznania dobra i zła jest czymś, co uniemożliwia ich pełny rozwój. Tak rozumiane prawo rzeczywiście należałoby odrzucić, a Boga jako despotę znienawidzić. Św. Paweł wielokrotnie przestrzegał przed tym, że rozumienie przykazań jako zakazów może wzmocnić tylko nasze poczucie winy, że nie potrafimy ich realizować, a tym samym zachęcić nas do ich przekraczania. Jednakże wszystko, co Bóg nam daje, nie może być rozumiane w perspektywie sankcji, lecz miłości i łaski. Dogmat jest czymś, co otwiera nas na prawdę, której sami nie bylibyśmy w stanie poznać, zaś prawo jest czymś, co wskazuje nam kierunek ku pełni wolności. Aby to wszystko przyjąć, potrzebna jest pokora kogoś, kto czuje się chory i wymaga wsparcia. Chrystus mówi, że kto czuje się zdrowy, nie potrzebuje Jego jako lekarza. Ludzie, którzy są dumni z tego, że żyją bez dogmatów, wybierają drogę tych, którzy sami zrywają owoce z drzewa poznania. Jednak wszyscy opętani dość szybko tracą złudzenia co do własnej siły i niezależności. W tej walce nie ma miejsca na postawienie się poza prawdą i dobrem. Kapłan Jonathan, chcąc służyć Bogu na swój oryginalny sposób, zaczął konstruować własnego boga. Chcąc żyć poza dogmatem, ustalił swój dogmat, który otwierał go tylko na własną próżność. Kłamstwem jest więc twierdzenie, że każda norma czy dogmat są sankcją, jak też utrzymywanie, że możemy żyć poza nimi nie konstruując niczego w zamian. Jeżeli pierwszym prawem jest prawo miłości, a głównym dogmatem jest to, że Bóg nas kocha, odrzucić to można tylko w imię pustej rozpaczy lub nienawiści i przekonania, że jesteśmy samotni. To jest piekło, na które można się skazać samemu.
Wszelkie formy opętania, od zniewolenia częściowego po idealne, widzieć należy jako atak zarówno na to źródło, czyli na Jezusa, jak i na człowieczeństwo każdej istoty ludzkiej. Proces opętania opiera się na podkopywaniu wartości danych nam przez Jezusa. Chrystus został ludziom dany, aby objawić prawdę o człowieczeństwie, o tym, że jej pełnię uzyskać możemy tylko będąc w relacji do Stwórcy, w którym tkwi doskonała idea nas samych. Odciągając nas od Boga, szatan zamyka przed nami naturalną perspektywę rozwoju: to on chce być stwórcą i wskazać nam inną drogę rozwoju. Dlatego zło nigdy nie manifestuje się bezpośrednio jako zło, lecz jako jakaś postać dobra. Czuli dzięki niemu (dzięki źródłu mocy, którą oferował Szatan), że wydarzy się coś wielkiego, że mogą wejść w nową fazę rozwoju, że są w stanie odnieść ogromny sukces. Demon mami więc ludzi perspektywą doskonałości. Ta doskonałość jest rozumiana jako moc panowania i kontroli. Buduje się przede wszystkim na pożądaniu własnej wielkości i oryginalności. Nie ma nic wspólnego z postawą miłości przejawiającą się w oddaniu i stracie siebie. Śmierć na krzyżu, przy takim rozumieniu doskonałości, byłaby zupełnym nieporozumieniem. Nie tylko chrześcijanie, lecz także przedstawiciele innych religii, (szczególnie buddyzmu) podkreślają, że rozwój duchowy wiąże się ze stratą. Trzeba stracić siebie, aby otworzyć się na realność czegoś i kogoś drugiego. Piekło jest więc iluzją, sprowadzeniem wszystkiego do własnych subiektywnych potrzeb i odczuć. Człowiek potępiony jest przede wszystkim samotny, gdyż nie potrafi przekroczyć świata własnych konstrukcji i wyobrażeń, aby skontaktować się z czymś realnym. To, co sensowne, może nagle zamienić się w nonsens. Beznadzieja jawi się jako jedyna nadzieja. Śmierć, okrucieństwo, wzgarda są oczywistością. Wszystko co kształtne lub piękne staje się iluzją.Dla człowieka, który chce czuć się bogiem, możliwe jest bezstresowe przyjęcie wynaturzenia. Jeżeli boli go sumienie, podlega jeszcze staremu stworzeniu. Zboczenie jest przecież, według niego, uwolnieniem tłumionych dotąd przez ciemnotę nowych potencjałów człowieka. To właśnie wmawia szatan Richardowi O., który zastanawia się nad swoim transseksualizmem. Musi powstać nowe stworzenie. Bohater filmu Oliviera Stone`a "Urodzeni mordercy" mówi przesłuchującym go, że jest nowym człowiekiem, a oni dla niego neandertalczykami. Dlatego nie mogą zrozumieć jego postępowania, które wydaje im się zwykłą zbrodnią, a w rzeczywistości jest rytualnym morderstwem, wyzwoleniem niczym nieograniczonej woli. Marzenie szatana się spełnia, gdy stworzenie niszczy to wszystko, co stanowi jego naturalny, dany od Boga potencjał rozwoju. "Staniecie się jak bogowie" - to znaczy zaprzeczycie temu wszystkiemu, czym jesteście.
Wybór przez szatana osoby, którą stara się opętać, jest tajemnicą. Nie sposób rozstrzygnąć, dlaczego ten a nie inny człowiek jest w tak bezpośredni sposób atakowany. Jednak nie jest jednak żadną tajemnicą, że istnieją pewne warunki i predyspozycje, które sprzyjają temu procesowi. Przedstawione powyżej wypaczenia, jakim podlega współczesna kultura w stosunku do problemu wolności, normy i doskonałości, wydają się budować właśnie te warunki, w których opętanie przebiega gładko i bezboleśnie. W o wiele większym stopniu niż mogliśmy się tego spodziewać przed piętnastoma laty, dzięki sprzyjającemu klimatowi, występowanie zjawiska demonicznego opętania stało się normalnym elementem naszego życia.
ZŁY DUCH
Dlaczego Lucyfer nienawidzi ludzi? Wydaje się, że powodem było odrzucenie przez niego tajemnicy wcielenia. Szatan miał te same problemy z dumą, jakie okazywali przez długi czas Apostołowie. Tak jak i oni pytał się Boga, kto ma być pierwszy w Królestwie Niebieskim. Nie mógł zrozumieć odpowiedzi, że pierwsi będą ostatnimi, a ostatni pierwszymi. Bóg postanowił zrealizować tą zasadę poprzez wcielenie się w człowieka, najmniej doskonały spośród bytów osobowych i to przez niego przebóstwić całość stworzenia. Człowiek został w ten sposób wywyższony ponad Lucyfera. Najjaśniejszy spośród aniołów nie zniósł tego pominięcia: poczuł się poniżony. On, anioł, miałby wielbić kwilące niemowlę z Betlejem i zakrwawione pół-zwierzę, jęczące w obliczu śmierci na Golgocie?
Za tym mitycznym opisem kryje się dramat osoby, która była nie pogodzona ze swoim stworzonym statusem, która odczuwała swoją relację do Boga jako pomniejszenie i brak, a nie jako otwarcie na łaskę i miłość. Ktoś, kto jest skupiony na własnej doskonałości, nie tylko nie potrafi się nią dzielić, ale nie potrafi też przyjmować. Lucyfer nie chciał przyjąć tej miłości, którą Bóg mu oferował. Pragnął sam się czegoś dopracować i być docenionym. Nie potrafił zrozumieć, że jest kochany taki, jaki jest, i że w tą miłość Boga nie musi mieć żadnego wkładu. Jego wielkość zgubiła go.
Człowiek też może zagubić się w anielskiej iluzji. W swojej potrzebie doskonalenia często patrzymy z pogardą na ludzką kondycję, tak bardzo chwiejną, potrzebującą litości i opieki. Chcemy stać się aniołami, gdyż podobnie jak demon nie możemy znieść prawdy, że to, co w najwyższym stopniu duchowe, zniża się do tego, co niezgrabne i ulotne. Dla szatana zniżanie się wzbudza pogardę. Często pogardę tą stara się przekazać egzorcyście. Dlaczego pełen ducha egzorcysta miałby się poświęcić dla zhańbionego, brudnego, śmierdzącego i przerażonego człowieka? Szatan dosyć dosadnie wyraża swoją opinię na temat naszej ludzkiej kondycji: Ty bezradny, skomlący, rzygający, liżący, śliniący się, spocony, wydalający odchody szczeniaku. Ty wychłostany kundlu. Ty zapchane szambo. Ty pretekście do istnienia. Ty skrzepie uryny, ekskrementów, smarków i błota, urodzony na skrwawionym prześcieradle, wystawiający łeb spomiędzy cuchnących nóg kobiety i wrzeszczący, bo ktoś klepnął cię w tyłek i śmiał się z twoich malutkich, czerwonych jaj. Przeciwstawienie się takim słowom wymaga dystansu do siebie i głębokiego zrozumienia, czym jest właściwa, oparta na słabości i ubóstwie doskonałość. Dobrym przykładem tej niezrozumiałej dla demona miłości do świata ułomnego jest postawa, jaką zajmują buddyści tradycji mahajana. Według nich w pełni oświeconym nie jest ten, kto pogrąża się w nirwanie, lecz ten, kto po jej doświadczeniu wraca ze współczuciem do świata. Na obrazie, który symbolizuje ten etap ludzkiego rozwoju, widać powracającego z duchowej podróży, uśmiechniętego mistrza zen, który mając przerzucony przez ramię pusty bukłak po winie, zmierza na pełne ludzi targowisko.
Szatan jest wolny od blasków i cieni cielesności. Jest aniołem, czyli bytem duchowym, który w swojej strukturze nie posiada materialności. Dlatego właściwy kontakt z nim jest ściśle duchowy, a wszelkie inne zjawiska, które mu towarzyszą, są jedynie produktem ubocznym tego spotkania. Można przyjąć nawet hipotezę, że demon, który sam z siebie nie ma kontaktu z materialnością, wykorzystuje nasze ukryte zdolności paranormalne, aby wywoływać niezwykłe zjawiska fizyczne. Duch może wywoływać niesamowite odgłosy - ale sam niesamowitym odgłosem nie jest. Przedmioty mogą unosić się w powietrzu, ale telekineza ma tyle samo z ducha, co materialny obiekt, któremu nadała ruch. Każdy demon jako istota anielska jest odrębnym gatunkiem. Tylko ciało bowiem umożliwia zwielokrotnienie w ramach jednego gatunku. Stąd hierarchia wśród aniołów opiera się na tym, że każdy z nich posiada inną, bardziej bądź mniej doskonałą naturę. Demon podczas rozmowy z egzorcystą określa siebie przez liczbę mnogą. Powodem tego może być właśnie to, że jego jednostkowość jest zarazem gatunkiem oraz to, że jest zawsze w ścisłej i hierarchicznej relacji z innymi duchami. Jest to porządek współzależnych mocy, którego zwieńczeniem jest sam Lucyfer.
Demon dzięki bezcielesności jest istotą bezpłciową, nie podlega też ograniczeniom czasu i przestrzeni. Mimo tej duchowej wyższości w stosunku do człowieka, szatan nie jest wszechmocny i pewnych powszechnych praw stworzenia nie może przekroczyć. Przede wszystkim nie jest stwórcą, dlatego też niczego nowego nie może w nas stworzyć. Dla swoich celów wykorzystuje tylko to, co już w nas jest. Zły duch oprze się jedynie na tym, co znajdzie w obszarze, który może przeniknąć swoją mocą. Cały brud, który przeciwko nam wydobędzie, był już w nas. On sam w magiczny sposób nie może nic do tego dodać. Z jednej strony jest to pocieszające, z drugiej tkwi w tym ostrzeżenie. Nic bowiem z tego, co robimy, nie ginie. Tkwi dalej w nas i może zostać przeciwko nam wykorzystane. Rozgrzeszenie co prawda usuwa barierę, przez którą złe czyny odgradzały nas od Boga, jednak nasza podświadomość nie zostaje w ten sposób oczyszczona. Demon podczas egzorcyzmów atakuje wszystkie obecne osoby, wydobywając z ich psychiki na wierzch te zranienia, które Bóg w ich duszy dawno już opatrzył.
Jedyną możliwością działania szatana jest mamienie, kuszenie i oszukiwanie. Jedyną naszą obroną jest wola. Ponieważ demon nie ma do niej dostępu, w najcięższym momencie egzorcyzmów kapłan opiera się na swojej wolnej miłości do Chrystusa. Chaos, który przeżywa egzorcysta podczas ataku Zła, nie ma władzy nad jego wyborem Dobra. Opętanie nigdy nie dzieje się poza naszą wolą. Możemy nie mieć wpływu na wizje, które nas ogarniają, lecz nic nie jest nas w stanie zmusić, abyśmy uznali je za prawdziwe i w dobrej wierze przyjęli. Z tego powodu wielu świętych uważało, że najlepszym sposobem na demona jest wyśmianie jego mocy. Strach jest w jakimś sensie dowodem podlegania jego iluzji.
Już w Ewangelii zastanawiające było to, że wypędzane przez Chrystusa duchy koniecznie chciały pozostać na ziemi, chociażby w ciałach świń. Podczas egzorcyzmów demon uskarża się, że jest wypędzany z miejsca, w którym przebywał i nie ma dokąd pójść. Może to wydawać się ironiczne, ale szatan stara się wzbudzić w egzorcyście litość. Jego ból, kiedy musi odejść pokonany, jest autentyczny. Odchodzi przecież do otchłani i pustki. Materia, która wywoływała w nim takie obrzydzenie, jest jednak realna, pobłogosławiona przez Boga. Demon chce w niej odnaleźć, kiepski bo kiepski, ale jednak dom.
Wszystkie rozważania teologiczne czy filozoficzne jakie można snuć na temat demonów nikną wobec tej koszmarnej wiedzy posiadanej przez egzorcystów. Michael Strong, kapłan, który wyniszczył się podczas próby egzorcyzmu, nie bez racji stara się poskromić ciekawość Malachi Martina co do fenomenu osobowego Zła. Jest to bowiem wiedza, za którą można dużo zapłacić. Kapłan musi znosić wszelkie rodzaje bólu. Musi pokonać coś inteligentnego, ale patrzącego krzywo, istotę, która wydaje się być odwrócona do góry nogami i wywrócona na lewą stronę, i to nie przypadkowo. To wszystko wygląda na koszmarny sen, nie jest nim jednak i nie pozwala na zbawienne przebudzenie.
EGZORCYSTA
Nie musi być intelektualistą, psychologiem, magiem czy biskupem. Zazwyczaj jest prostym kapłanem nie wyróżniającym się większym polotem czy wyobraźnią od innych duszpasterzy. Może to dziwne, ale aby nie ulec szatanowi musi być przede wszystkim pozbawiony poczucia ważności i dumy z powodu tego, że jest egzorcystą. We własnym imieniu nie jest bowiem w stanie nic zrobić. Kiedy ktoś powołuje się podczas egzorcyzmów na własną moc, ryzykuje tym, że zostanie prawie doszczętnie zniszczony i potwornie upokorzony. Egzorcysta występuje jako przedstawiciel całego Kościoła, a wypędza demony tylko w Imię Jezusa. Tylko tego Imienia boją się one naprawdę. Kapłan, który podejmuje się duchowej walki, musi mieć olbrzymią wiarę w siłę Chrystusa. Nie tyle intelektualne przekonanie o wyższości dobra nad złem pomaga mu w ciężkich chwilach egzorcyzmów, ile raczej egzystencjalny związek z Bogiem i pewność, że Ten nigdy go nie opuści.
Egzorcysta naśladuje Chrystusa, tak jak On idzie na krzyż. Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich. Egzorcysta jest tytułowym zakładnikiem diabła, gdyż dobrowolnie ofiarowuje siebie w zamian za oswobodzenie opętanego. Decyduje się stanąć w miejscu, w którym ofiara demona upadła i podjąć walkę, która była już prawie przegrana. W kategoriach współcześnie rozumianej doskonałości egzorcysta jest głupcem i straceńcem. On bowiem traci. Traci swój spokój, radość, zdrowie i decyduje się nie na raj, lecz na piekło. Prezentuje ten aspekt Bożej miłości, która jest dla nas szczególnie trudna do zrozumienia. Bóg jest tam, gdzie jego miłość, a ponieważ kocha człowieka bez względu na jego stan, dlatego jest obecny nawet przy straceńcu. Zstępuje za nim do otchłani i doznaje samego piekła nicości.
Egzorcysta wychodzi z walki wypalony, tak jakby przez kontakt ze Złem musiał wydać na pastwę zniszczenia część swojego człowieczeństwa. Sam nic na tym nie zyskuje. Co więcej, ilekroć podejmuje się tego zadania, ryzykuje dosłownie wszystkim co przedstawia dla niego jakąś wartość. Agresja fizyczna, z jaką się spotyka egzorcysta, jest bardziej spektakularna dla obserwatorów, lecz mniej ważna dla niego samego. O wiele poważniejszy jest atak na jego duszę. Ten aspekt egzorcyzmów raczej nie podlega opisowi, gdyż po pierwsze jest niewidoczny dla bezpośredniej obserwacji osób postronnych, a po drugie dzieje się na tych poziomach ducha, dla których trudno znaleźć analogię w świecie odczuć psychofizycznych. Egzorcyści o tym najbardziej przejmującym aspekcie ich walki milczą. To bolesne milczenie jest jednak przerażająco wymowne. Otwiera się coś w rodzaju niewidzialnego luku, z którego sypie się niemożliwa do zaakceptowania przez człowieka, beznamiętna agresja. Zetknięcie z nicością nie podlega łatwemu zapomnieniu. Egzorcysta nie jest w stanie otrząsnąć się ze świadomości istnienia piekła, ze świadomości tego, że jest ono realne i może być wybrane. Miłość, którą reprezentuje, jest splugawiona przez odrzucenie i zanegowanie. Dlatego egzorcyści wciąż czekają. Nie tyle na własną śmierć i wejście do raju, ile na paruzję i ostateczne oczyszczenie wszystkiego.
Malachi Martin słusznie podkreśla dramatyzm sytuacji egzorcysty, jednak chyba o czymś zapomina. Egzorcyści są przecież ludźmi olbrzymiej wiary, która sama w sobie nie podlega zabrudzeniu. Droga przez piekło do zmartwychwstania, jaką podejmują, jest może najcięższym, ale zarazem najbardziej radykalnym naśladowaniem Chrystusa. W tym aspekcie kategorie zysku i straty są nie zawsze adekwatne. Miłość sama wystarczy.
Zakładnik diabła sam diabeł są sobie przeznaczeni. Śledząc proces egzorcyzmu nie można się oprzeć wrażeniu, że odbywa się dawno zaplanowane spotkanie. Tak jakby demon dążył nie tylko do zniszczenia podatnej na opętanie i słabej osoby, lecz także posługiwał się nią do wywołania oczekiwanego kontaktu z samym egzorcystą. Przypomina to zakład szatana z Bogiem w stosunku do wiernego Hioba. Wydaje się, że Lucyfer wciąż nie chce uwierzyć, że miłość do Boga może być silniejsza od wszystkich atrakcji, które niesie ze sobą nienawiść, duma, obłuda i rozpacz.
P.S. Tych, którzy nie wierzą w demona, nie miałem zamiaru nim straszyć. Zapewne któregoś dnia sami się wystraszą. Natomiast tych, którzy wierzą w jego istnienie, namawiam do porzucenia lęku na rzecz zaufania sile przeciwnej. Najlepiej Bogu.
Malachi Martin "Zakładnicy diabła", EXTER Gdańsk 1994.