Gazeta Wyborcza - 2010-08-23
Emmanuel Droit
Gułag kontra Szoah. Podzielona pamięć rozszerzonej Europy
Zachód traktuje zagładę Żydów jako centralny element europejskiej pamięci. Dla ludzi z Europy Wschodniej jest to równoznaczne z bagatelizowaniem zbrodni komunizmu
W marcu 2004 r. ostrą dyskusję wywołała w Niemczech
mowa wygłoszona przez szefową łotewskiego MSZ
Sandrę Kalniete podczas otwarcia targów książki w Lipsku: "Oba reżimy
totalitarne - nazizm i komunizm - były zbrodnicze. Nie powinno się robić między
nimi różnicy pod pretekstem, że jeden z nich stał po stronie zwycięzców".
Jej słowa zostały uznane za skandaliczne, bo zwróciła uwagę na cierpienia
zadane jej rodakom przez Sowietów, nie stawiając pytania o uczestnictwo setek
Łotyszy w eksterminacji Żydów w latach 1941-44.
Naznaczone osobistym doświadczeniem stanowisko Kalniete - w 1949 r. NKWD wywiozło
jej rodzinę na Syberię - ugodziło w obowiązującą w Europie Zachodniej
hierarchię pamięci o Szoah i Gułagu. Kilka miesięcy wcześniej pośrednio
przywołała ją Francuzka Simone Veil, ocalała z Auschwitz, przewodnicząca
Fundacji Pamięci Szoah. Mówiła w Bundestagu: "W niektórych państwach
Europy Wschodniej nie do końca jeszcze przyjęto do wiadomości, że miała
miejsce Zagłada: pod wpływem manipulacji reżimów komunistycznych pamięć o
zbrodniach dokonanych przez hitlerowców na podbitych narodach przysłoniła
pamięć o zbrodniach popełnionych, nierzadko przy udziale tychże narodów, na
Żydach".
Zjednoczona Europa ciągle zmaga się z asymetrią pamięci zbiorowej o Szoah i
o Gułagu. Porównanie postaci obu kobiet dobrze to ilustruje, ponieważ ich życiorysy
są esencją tragedii, jakich doświadczył w XX wieku nasz kontynent.
W Unii Europejskiej powstaje zatem pytanie o wagę i miejsce pamięci o Szoah i
o zbrodniach komunistycznych w polityce historycznej oraz pamięci zbiorowej społeczeństw
postkomunistycznych. Wiąże się ono ściśle z problemem tożsamości
europejskiej: w jakim stopniu Szoah musi stać się "sygnaturą XX
wieku"? Czy Europa Zachodnia powinna narzucać swoją hierarchię pamięci
o cierpieniu? Jak sprawić, by w Europie mogły współistnieć oba pamięciowe
imperatywy kategoryczne - Szoah i Gułagu - nie budząc wzajemnych podejrzeń o
negacjonizm?
Żelazna kurtyna bis
Dla Łotysza czy Węgra 9 maja 1945 r. nie oznacza wyzwolenia spod
nazistowskiego jarzma, lecz początek nowej okupacji. Narzucana przez ZSRR przez
ponad 40 lat pamięć oficjalna była pamięcią o "Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej"
i "internacjonalistycznej walce przeciw faszyzmowi", a 9 maja dniem
"wyzwolenia przez Armię Czerwoną". Ten przekaz wzmacniały media
kulturowe (pomniki, plakaty, znaczki pocztowe, obrazy, ilustracje w podręcznikach
czy filmy), wracał on też stale w przemówieniach politycznych.
Rozpad imperium sowieckiego położył kres tej mitologii. Ideologiczna
dekolonizacja doprowadziła do pewnego przesunięcia pamięciowego Europy
Wschodniej w porównaniu z krajami Zachodu, gdzie pamięć o Szoah dominuje, a
pamięć o Gułagu jest niemal nieobecna. Można zatem mówić o "żelaznej
kurtynie" pamięci między Europą Wschodnią i Zachodnią.
Po kilkunastu latach wypierania pamięci o Holocauście nawet przez Żydów, od
lat 60. Europa Zachodnia zmierza stopniowo w stronę transnarodowej
uniwersalizacji Szoah. Wiąże się to bezpośrednio z recepcją procesu
Eichmanna (1961), procesów frankfurckich (1963-65) i izraelsko-arabskiej wojny
sześciodniowej (1967). W wielu krajach Zachodu cezurą są lata 70., kiedy zaczął
się kruszyć konsensus zbudowany wokół mitu masowego, bohaterskiego oporu społeczeństw
okupowanych krajów przeciw III Rzeszy, a pamięć o Szoah przestała być wyłączną
domeną Żydów. We Francji w latach 80. i 90. stała się elementem pamięci
oficjalnej w następstwie procesów gestapowca Klausa Barbiego (1984) oraz współpracujących
z hitlerowcami Paula Touviera (1994) i Maurice'a Papona (1998); w dyskursie
publicznym zaczęła zadomawiać się koncepcja "obowiązku pamięci" (devoir
de mémoire). Do uczynienia z Auschwitz uniwersalnego miejsca pamięci przyczyniły
się też kino i telewizja. Przykłady to amerykański serial telewizyjny
"Holocaust" (1979), dokument Claude'a Lanzmanna "Szoah" (1985) czy
"Lista Schindlera" Spielberga (1993).
Centralne znaczenie i aktualność pamięci o Szoah podtrzymują na Zachodzie
nie tylko władze państwowe (w formie oficjalnych aktów pokuty czy powoływania
komisji ds. zagrabionego mienia żydowskiego), ale też inicjatywy oddolne, by
przywołać wzniesienie w Paryżu pomnika upamiętniającego Żydów
deportowanych z Francji (1994) czy w Berlinie - Pomnika Pomordowanych Żydów
Europy (2005).
Bez pamięci o Szoah nie ma wstępu do Unii
Pamięć o Szoah odgrywała ważną rolę w trakcie negocjacji przed
rozszerzeniem Unii w 2004 r. Wśród kryteriów członkostwa wypływających z
wartości demokratycznych uznanie Szoah to sformułowany implicite warunek wejścia
do "klubu". "Obowiązek pamięci" pojawiał się wielokrotnie w
rezolucjach Parlamentu Europejskiego. Np. w 1998 r. wezwał on Komisję i Radę
Europejską do "zastosowania wobec rządów krajów, w których w czasie II
wojny zagrabiono i później nie dokonano zwrotu mienia żydowskiego, wszelkich
możliwych środków nacisku, by oszacowały wartość zagrabionego majątku i
zwróciły go dawnym właścicielom lub ich potomkom". W latach 1998-2000 państwa
UE odgrywały zasadniczą rolę przy powoływaniu do życia Holocaust Task Force
- struktury, która ma służyć międzynarodowej współpracy w sferze edukacji
na temat Szoah. Wśród 16 państw założycielskich znalazły się USA,
kraje Europy Zachodniej oraz Węgry,
Polska, Czechy i Litwa. Organizacja ta podjęła decyzję o uczynieniu 27
stycznia, rocznicy wyzwolenia obozu w Auschwitz, dniem upamiętniającym Szoah.
Od 2003 r. jest on obchodzony w całej Europie.
Jednak ta zachodnia perspektywa nie uwzględniała kultury pamięci aspirujących
do Unii krajów Europy Wschodniej. Postrzegały one często konieczność
uznania owego "pamięciowego imperatywu kategorycznego" jako
"imperializm" zachodniej kultury dążącej do przysłonięcia pamięci
krajów mających za sobą doświadczenie ponad 40 lat komunizmu. Zachód domaga
się od nich pamięci o Szoah - tymczasem one pragną przede wszystkim wydobyć
na jaw własne cierpienia i zdystansować się wobec polityki historycznej
narzuconej im przez Sowietów. Ten polityczno-moralny wymóg, który my,
zachodni Europejczycy, nakładamy na Europę Wschodnią, sprawia, że czasami
zapominamy, iż np. we Francji musiało upłynąć wiele czasu, zanim doszło do
konfrontacji z Vichy, wojną w Algierii i kolonizacją.
Prymus Łotwa
i oporny Orbán
Odzyskaniu niepodległości przez kraje dawnego bloku sowieckiego towarzyszyła
uzasadniona tendencja do "renacjonalizacji" historii i pamięci.
Waloryzacja narodowego cierpienia zaczęła być traktowana jako pewna forma
sprawiedliwości i oswobodzenia tłumionej dotąd pamięci zbiorowej. Tymczasem
w wielu krajach Zachodu zaczęto w tym czasie dekonstruować własną historię
narodową.
Tę asymetrię doskonale ilustruje przykład wagonu bydlęcego, który w państwach
bałtyckich kojarzony jest z masowymi deportacjami stalinowskimi, podczas gdy w
Europie Zachodniej jest symbolem deportacji Żydów. Odsłonięty w czerwcu 2001
r. w Rydze pomnik upamiętniający deportacje to właśnie oryginalny wagon z
czasu wywózek.
Wschodnioeuropejskie tłumienie lub wręcz negowanie współodpowiedzialności
za eksterminację Żydów interpretowane jest na Zachodzie jako przedłużanie
amnezji zadekretowanej przez "wielkiego sowieckiego brata". Przez
perswazję i wywieranie nacisku Unia przyczyniła się niewątpliwie do
przyspieszenia powrotu pamięci o Szoah w Europie Wschodniej. Od lat 90. na wschód
od Odry dokonuje się proces integrowania pamięci o Zagładzie - pokazują to
akty pokuty, upamiętniania i muzealizacji ludobójstwa dokonanego na Żydach.
Za namową Unii i USA rządy niektórych krajów Europy Wschodniej oficjalnie
przeprosiły społeczności żydowskie za współudział w ludobójstwie, powołały
fundacje mające wypłacać rekompensaty i wpisały pamięć o Szoah do
kalendarzy oficjalnych uroczystości. Łotwa jest pod tym względem prymusem: na
początku lat 90. dniem pamięci stał się tu 4 lipca, rocznica spalenia
synagogi w Rydze (1941). W 2002 r. słowacki prezydent Rudolf Schuster ustanowił
Dzień Pamięci Ofiar Szoah i Rasizmu.
Na Węgrzech przeciwnie - pierwszy prawicowy rząd Viktora Orbána głosił, że
cierpienia Węgrów w czasach komunizmu były co najmniej takie same jak
cierpienia Żydów w czasie II wojny światowej. Dlatego też najpierw
ustanowiono Dzień Pamięci Ofiar Komunizmu (1999), a dopiero potem - Dzień
Pamięci o Szoah (2000). Podobny jest przypadek Rumunii, gdzie prezydent Ion
Iliescu utrzymywał jeszcze w 2002 r., że nie było w Rumunii eksterminacji Żydów.
Ostatecznie, pod naciskiem z zewnątrz, powołał niezależną komisję pod
przewodnictwem Elie Wiesela, która ustaliła, że Rumunia
była odpowiedzialna za deportację być może nawet 280 tys. rumuńskich i
ukraińskich Żydów. Rząd rumuński zorganizował w 2004 r. uroczystość
upamiętniającą ofiary Szoah, a Iliescu przeprosił za współudział Rumunów
w zbrodni.
Bywa i tak, że przeprosiny wypowiadane są pod presją świata nauki i społeczeństwa
obywatelskiego. W PRL-u mimo upamiętniania powstania w getcie warszawskim (co
pozwalało władzom pomijać milczeniem pamięć o Powstaniu Warszawskim) pamięć
o Szoah była tłumiona. Dla większości Polaków Auschwitz było przede
wszystkim miejscem polskiej martyrologii. Dopiero opublikowanie w 2000 r. przez
Jana T. Grossa "Sąsiadów", studium dokonanej przez Polaków w 1941
r. w Jedwabnem masakry Żydów, wywołało gwałtowną debatę. Jedwabne stało
się kluczowym aspektem polskiej pamięci oficjalnej, o czym świadczą
przeprosiny prezydenta Kwaśniewskiego wypowiedziane publicznie w 60. rocznicę
tej zbrodni.
O stopniu włączenia Szoah w pamięć oficjalną można
przekonać się też dzięki (nie)istnieniu muzeów dokumentujących
eksterminację Żydów. Jedyne tego rodzaju muzeum w Europie Wschodniej znajduje
się dziś na Węgrzech. W trakcie ceremonii jego otwarcia w 2004 r., w której
uczestniczył ówczesny prezydent Izraela Mosze Kacaw, premier Péter Medgyessy
mówił o "haniebnych zbrodniach popełnionych przez naród węgierski".
Rząd węgierskich socjalistów chciał dowieść, że Węgry
skonfrontowały się z własną przeszłością i "pamięciowym
imperatywem" Zachodu.
(Nie)obecność Holocaustu
Kultura pamięci obejmuje jednak nie tylko działania instytucjonalne. Pamięć
to przede wszystkim fakt społeczny.
(Nie)obecność debat o wschodnioeuropejskim współudziale w eksterminacji Żydów
świadczy o tym, że proces włączania Szoah do pamięci zbiorowej dokonuje się
w tej części Europy powoli. W krajach bałtyckich publiczne dyskusje
koncentrują się na tym, jaką przyjąć postawę wobec jednostek pomocniczych
walczących w dywizjach SS.
Przez dziesięciolecia radzieckiej okupacji Łotysze i Estończycy walczący w
hitlerowskich oddziałach byli uważani za "kolaborantów". Dziś większość
mieszkańców Łotwy i Estonii widzi w nich ludzi bohatersko walczących z
sowieckim najeźdźcą. W Estonii burzliwą dyskusję wywołało postawienie na
cmentarzu w Parnawie sfinansowanego przez władze miejskie i rząd pomnika upamiętniającego
walczących w oddziałach SS; przedstawiał on estońskiego żołnierza w
niemieckim mundurze! Pod naciskiem UE żaden z członków rządu nie zdecydował
się uczestniczyć w ceremonii odsłonięcia pomnika (2002), który zresztą wkrótce
został usunięty.
W krajach postkomunistycznych uznaniu własnej odpowiedzialności za Zagładę
nie towarzyszy jednak praca pamięci na poziomie społeczeństw obywatelskich.
Obok oficjalnych "przedsiębiorców pamięci" i garści historyków
uczestnikami publicznej debaty na temat pamięci o Szoah są jedynie żydowscy
intelektualiści. Przykład stanowi węgierski pisarz noblista Imre Kertész,
aktywny także w dziedzinie kinematografii - jest autorem scenariusza do filmu
opartego na jego własnej książce "Los utracony" (w reżyserii
Lajosa Koltaia, 2005). W debatach publicznych nie odgrywają natomiast większej
roli społeczności żydowskie, nawet na Węgrzech, gdzie żyje największa w
Europie Wschodniej, licząca ok. 100 tys. mniejszość żydowska.
Mimo zaangażowania intelektualistów i politycznej woli zmodyfikowania treści
podręczników szkolnych wyniki są mizerne. Rozczarowany Kertész napisał
kilka lat temu: "Na Węgrzech nie traktuje się Holocaustu jako traumy
cywilizacyjnej", a nawet "w świadomości historycznej i moralnej tego
kraju nie ma Holocaustu". Węgrzy przyjmują raczej postawę wypierania niż
niemiecką perspektywę zbiorowych wyrzutów sumienia. Nie są w tym
odosobnieni.
Proces rehabilitacji dawnych "kolaborantów" dokonuje się też w
Rumunii. Stracony po II wojnie sojusznik Hitlera marszałek Ion Antonescu jest
dziś w tym kraju bardzo popularny. W 1991 r. rumuński parlament uczcił minutą
ciszy 45. rocznicę jego egzekucji, a prowadzona przez poczytny dziennik "Ziua"
w połowie lat 90. kampania miała na celu nadanie jego imienia jednej z głównych
ulic Bukaresztu. Na Węgrzech podobny jest fenomen László Bárdossyego, byłego
węgierskiego premiera powieszonego w 1946 r. za wprowadzenie kraju do państw
Osi. Na Słowacji próbuje się rehabilitować ks. Tiso, w czasie II wojny
prezydenta całkowicie zależnej od Niemiec Republiki Słowackiej.
Czy zatem na naszym kontynencie może powstać wspólna kultura pamięci -
sprawiedliwej, uznawanej i praktykowanej przez możliwie jak największą liczbę
Europejczyków?
Nie ma ofiar drugiej klasy
Kończy się nieodwracalnie epoka świadków, nastaje era upamiętniania. Jorge
Semprun wystosował w 2005 r. apel o uznanie przez Europę Zachodnią pamięci o
zbrodniach komunistycznych i o wzajemne uznanie kultur pamięci. W przemówieniu
wygłoszonym z okazji 60. rocznicy wyzwolenia obozu w Buchenwaldzie hiszpański
pisarz wyraził nadzieję, że do obchodów 70. rocznicy (2015) "doświadczenie
Gułagu stanie się częścią naszej europejskiej pamięci zbiorowej. Mam
nadzieję, że obok książek Primo Leviego, Imre Kertésza czy Davida Rousseta
znajdą się książki Warłama Szałamowa o Kołymie". W odróżnieniu od
przemówienia Sandry Kalniete słowa Sempruna nie wywołały protestów, ponieważ
były wołaniem o empatię dla ofiar innej wspólnoty pamięci.
Niepamięć o Szoah jako warunek powstania tożsamości europejskiej byłaby,
zdaniem Marka Edelmana, "pośmiertnym zwycięstwem Hitlera". Czy
wykluczenie z pamięci europejskiej Gułagu nie byłoby pośmiertnym zwycięstwem
Stalina?
Zachodnia empatia ogranicza się często do aktu intelektualnego i nie jest
prawdziwym współpamiętaniem. Włączenie pamięci o Gułagu do wspólnej pamięci
europejskiej powinno się opierać na intensyfikacji wymiany kulturowej,
propagowaniu wiedzy o krajach Europy Wschodniej i ich historii w szkołach i na
uniwersytetach oraz za pośrednictwem mediów.
Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy przyjęło w 2006 r. zdecydowaną większością
głosów rezolucję potępiającą zbrodnie reżimu sowieckiego. Do tego
symbolicznego aktu doszło na wniosek deputowanych z krajów bałtyckich -
domagali się oni, by Unia obłożyła takim samym zakazem symbolikę nazistowską
i komunistyczną. Rezolucja jest podstawą do takiego samego potraktowania
zbrodni komunistycznych i nazistowskich - do tej pory reprezentanci nowych krajów
członkowskich ubolewali nad traktowaniem milionów ofiar sowieckiej dyktatury
jako "ofiar drugiej klasy".
Zachód uznaje eksterminację Żydów za najstraszliwszą ze zbrodni XX wieku, a
Auschwitz podnosi do rangi zła absolutnego. Pamięć o Szoah jest kryterium
okrucieństwa, do którego odnosi się nowoczesna świadomość, kiedy tylko
grozi jej wykolejenie. Dla Wschodu traktowanie Szoah jako centralnego elementu
europejskiej pamięci jest równoznaczne z relatywizowaniem komunizmu. Zachodni
Europejczycy oskarżają wschodnich sąsiadów o antysemityzm, ponieważ traktują
podawanie w wątpliwość wyjątkowości nazistowskiego terroru jako
relatywizację Szoah. Ci ze Wschodu zaś nadal postrzegają Zagładę jako jedną
z wielu masakr i coś narzuconego z zewnątrz.
Ten dialog głuchych trwa i - jak się wydaje - będzie trwał w najlepsze.
Trzeba pracy wielu pokoleń, by doszło do zjednoczenia europejskiej pamięci.
Emmanuel Droit - ur. 1978, francuski historyk, wykłada na Uniwersytecie w Rennes, autor publikacji o NRD i historii pamięci.
Holocaust Industry