Newsweek Polska - nr 16-17/ 2001

 

 

Samuel P. Huntington

Era wojen muzułmańskich

 

 

Źródła terroryzmu

 

Przez świat przetacza się fala przemocy. Jakie są jej przyczyny? Czy rozwinie się w konflikt o globalnym zasięgu? Groźba starcia cywilizacji Wschodu i Zachodu jest całkiem realna.

 

Najnowsza historia świata to czas wojen muzułmańskich. Muzułmanie walczą ze sobą i przeciw niewiernym znacznie częściej niż przedstawiciele innych kultur. Walki przez nich toczone stały się po zimnej wojnie główną formą konfliktu międzynarodowego. Muzułmańskie wojny obejmują akty terroru, wojny partyzanckie, domowe i konflikty między państwami. Wszystkie te formy przemocy mogą połączyć się w jedno i doprowadzić do decydującego zderzenia cywilizacji islamu i Zachodu czy też do konfliktu islamu z resztą świata. Nie jest to jednak nieuniknione. Bardziej prawdopodobny scenariusz przewiduje, że akty przemocy, w których uczestniczą muzułmanie, będą nadal oderwane od siebie, zróżnicowane i częste. Era muzułmańskich konfliktów rozpoczęła się w latach 80., gdy dobiegała końca zimna wojna. W 1980 r. Irak napadł na Iran. W rozpoczętej wówczas wojnie zginęło co najmniej 500 tys. osób, a setki tysięcy odniosło rany. W tym samym czasie dokonała się sowiecka inwazja na Afganistan. Napotkała silny opór miejscowej ludności, co sprawiło, że w 1989 r. Sowieci zostali zmuszeni do odwrotu. Afganistan zawdzięczał to zwycięstwo amerykańskiej technologii, saudyjskiej i amerykańskiej pomocy finansowej, wsparciu i szkoleniom organizowanym przez Pakistan oraz tysiącom bojowników z innych krajów muzułmańskich, najczęściej arabskich. Kolejny konflikt wybuchł w roku 1990 - Saddam Husajn dokonał inwazji i próby zaanektowania Kuwejtu. Stany Zjednoczone stworzyły wówczas międzynarodową koalicję antyiracką, obejmującą kilka państw muzułmańskich. W latach 90. do konfliktów między muzułmanami i wyznawcami innych religii doszło w Bośni, Kosowie, Macedonii, Czeczenii, Azerbejdżanie, Tadżykistanie, Kaszmirze, Indiach, na Filipinach, w Indonezji, na Bliskim Wschodzie, w Sudanie i Nigerii. Głównymi uczestnikami wielu z nich byli mudżahedini walczący w wojnie afgańskiej. Często stanowili oni również trzon muzułmańskich organizacji terrorystycznych w różnych krajach świata. Około połowy konfliktów o podłożu etnicznym rozgrywających się na świecie w połowie lat 90. stanowiły walki między muzułmanami lub między muzułmanami a przedstawicielami innych kultur. Według jednego z zestawień zamieszczonych w tygodniku "The Economist" muzułmanie odpowiedzialni byli za 11, a być może 12 z 16 zakrojonych na szeroką skalę aktów międzynarodowego terroru w latach 1983-2000. Pięć z siedmiu krajów umieszczonych przez Departament Stanu USA na liście państw wspierających terroryzm to kraje muzułmańskie. Również w wykazie organizacji zaangażowanych w działalność terrorystyczną organizacje muzułmańskie stanowią większość. W odpowiedzi na konflikty z udziałem wyznawców islamu amerykańskie siły zbrojne przeprowadziły przeciw nim w latach 1980-1995 łącznie 17 operacji militarnych. Według danych Międzynarodowego Instytutu Badań Strategicznych w roku 2000 rozgrywały się w sumie 32 konflikty, w więcej niż dwu trzecich z nich uczestniczyli muzułmanie, choć sami stanowią jedynie jedną piątą ludności świata.

"Nowa wojna", jak przedstawiciele amerykańskiej administracji określili ciąg aktów terroru, zapoczątkowanych 11 września, nie jest zatem zjawiskiem aż tak nowym. Jest to kontynuacja i zaostrzenie dawnych wzorców konfliktów, w których uczestniczą muzułmanie. Wcześniej jednak muzułmańskie akty terroru były sporadyczne i w porównaniu z sytuacją obecną zakrojone na stosunkowo niewielką skalę: atak na koszary amerykańskiej piechoty morskiej w Bejrucie w 1983 roku spowodował śmierć 299 osób, 270 osób zginęło w 1988 roku w katastrofie lotu 103 linii Pan Am, spowodowanej wybuchem bomby, 224 osoby straciły życie w atakach terrorystycznych na amerykańskie ambasady w Afryce w roku 1998. W te wydarzenia zamieszane były różne grupy i państwa muzułmańskie. Jednak począwszy od 1993 roku ślady wszystkich większych ataków na amerykańskie obiekty zdają się prowadzić do Osamy bin Ladena. Wydarzenia z 11 września ujawniły istnienie jego rozbudowanej globalnej siatki terrorystycznej, z oddziałami w około 40 krajach, dysponującej dostateczną wiedzą i środkami, by móc podejmować dobrze zaplanowane, jednoczesne ataki w różnych miejscach. Jako pierwsze zostały zaatakowane cele w Stanach Zjednoczonych, organizacja Osamy bin Ladena uderzyła w nie z porażającym skutkiem. Działania siatki zwróciły uwagę na groźbę wykorzystania przez terrorystów broni chemicznej i biologicznej oraz na nieco mniej prawdopodobną możliwość użycia broni jądrowej. Fala muzułmańskiej przemocy dotarła do Ameryki. Z pewnością odpowiedzialność za konkretne akty przemocy nie spoczywa wyłącznie na jednej osobie czy kraju. Rząd Sudanu odpowiedzialny jest za toczącą się nieprzerwanie wojnę przeciw chrześcijanom, rząd Izraela przez ciągłą obecność militarną i zakładanie żydowskich osiedli na Zachodnim Brzegu i w strefie Gazy prowokuje Arabów do drugiej intifady. Można jednak powiedzieć, że fala muzułmańskich wojen ma swe korzenie w kwestiach bardziej ogólnych. Źródłem przemocy nie jest jednak doktryna islamu, która - tak samo jak doktryna chrześcijańska - może być przez wyznawców używana do usprawiedliwiania pokoju bądź wojny, zależnie od potrzeb. Przyczyny toczonych obecnie muzułmańskich wojen tkwią w polityce, a nie w doktrynach religijnych z VII wieku. Po pierwsze, jedną z najistotniejszych zmian społecznych, kulturalnych i politycznych ostatnich kilku dziesięcioleci było odrodzenie się świadomości islamskiej, wzrost aktywności islamskich organizacji i umocnienie się poczucia tożsamości wśród muzułmanów niemal na całym świecie. Islamskie "odrodzenie" jest w znacznej mierze odpowiedzią muzułmanów na postęp techniczny i globalizację, i jest to zjawisko pod wieloma względami konstruktywne. Organizacje islamskie przystąpiły do działania, by zaspokoić potrzeby rosnącej muzułmańskiej populacji miejskiej, oferując wsparcie społeczne, doradztwo moralne, opiekę socjalną, usługi medyczne, możliwości edukacyjne, zapomogi dla bezrobotnych - czyli wszystkie te usługi, których często nie są w stanie świadczyć rządy państw muzułmańskich. Co więcej, w wielu społeczeństwach muzułmańskich islamiści stanowią główną opozycję przeciw wysoce represywnej polityce rządu. Oprócz tych wszystkich nurtów konstruktywnej działalności społecznej islamskie odrodzenie wydało na świat również niewielką liczbę ekstremistów. To spośród nich rekrutują się terroryści i partyzanci walczący przeciw wyznawcom innych religii.

Po drugie, w całym muzułmańskim świecie, a zwłaszcza wśród Arabów, istnieje silne poczucie krzywdy, uraza, zazdrość i wrogość do Zachodu i jego bogactwa, potęgi i kultury. Jest to częściowo wynikiem zachodniego imperializmu i dominacji Zachodu nad światem muzułmańskim przez większą część XX wieku. Po części odczucia te zrodziły się również w odpowiedzi na konkretne strategie stosowane przez Zachód, w tym amerykańskie działania przeciw Irakowi, rozpoczęte w 1991 roku, oraz trwałe i ścisłe relacje pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Izraelem. W szerszym ujęciu jest to reakcja ludności muzułmańskiej na działania ich własnych, skorumpowanych, niewydolnych i represyjnych rządów oraz na działania rządów państw Zachodu, które - czego miejscowa ludność jest świadoma - wspierają reżimy w ich krajach. Po trzecie, podziały plemienne, etniczne, polityczne i kulturalne w świecie muzułmańskim przyczyniają się do wybuchu konfliktów pomiędzy samymi muzułmanami. Rodzą one również przemoc w stosunkach pomiędzy muzułmanami a innowiercami. Powód? Różne grupy i rządy muzułmańskie, jak na przykład saudyjski i irański, rywalizują ze sobą w krzewieniu własnych wersji islamu, wspierając różne ugrupowania muzułmańskie walczące przeciwko wyznawcom innych religii od Bośni aż po Filipiny. Gdyby świat muzułmański zdominowany był przez jedno czy dwa państwa - sytuacja taka nie powtórzyła się od upadku Imperium Osmańskiego - nie dochodziłoby do aż tak wielu aktów przemocy wśród samych muzułmanów. Prawdopodobnie zmniejszyłaby się również liczba konfliktów muzułmanów z innowiercami. Po czwarte, islamskie odrodzenie zbiegło się w czasie i zostało wzmocnione zastrzykiem świeżej krwi dzięki wyżowi demograficznemu obserwowanemu w większości krajów muzułmańskich. W jego efekcie doszło do "zalewu" społeczeństw w państwach islamskich przez osoby w wieku od 16 do 30 lat. Młodzi mężczyźni to główni sprawcy aktów przemocy we wszystkich społeczeństwach; w społeczeństwach muzułmańskich stanowią - można rzec - "nadwyżkę". Mężczyźni z tej grupy wiekowej często mają wykształcenie średnie techniczne lub wyższe, duża ich część jest bezrobotna i dlatego migruje na Zachód, gdzie wstępuje do organizacji i partii politycznych fundamentalistów. Mała część przyłącza się do muzułmańskich grup partyzanckich i siatek terrorystycznych. Czynniki te są źródłami konfliktów z udziałem muzułmanów w różnych punktach globu. Dotąd takie akty przemocy przeważnie ograniczały się do danego terytorium, miały niewielki zasięg i nie wiązały się ze sobą. Czy teraz przerodzą się w gwałtowne starcie świata islamu z Zachodem, z możliwym uczestnictwem innych kultur? Z pewnością taki cel przyświeca Osamie bin Ladenowi. Wypowiedział on świętą wojnę Stanom Zjednoczonym, wezwał muzułmanów do masowego zabijania Amerykanów i podjął intensywne wysiłki, by do udziału w jego dżihadzie zachęcić jak najwięcej muzułmanów ze wszystkich krajów. Ten zamiar się nie powiódł, częściowo z racji licznych podziałów w ramach islamu. Z drugiej strony USA wypowiedziały globalną wojnę terroryzmowi, choć tak naprawdę mamy w jej ramach do czynienia z wieloma wojnami, toczonymi przez różne rządy z różnymi organizacjami terrorystycznymi. Stany Zjednoczone walczą przede wszystkim z al-Kaidą; inne rządy zajmują się własnymi lokalnymi grupami terrorystycznymi.

Jednak groźba ogólnoświatowego starcia kultur jest całkiem realna. Reakcje na wydarzenia z 11 września i na odpowiedź Amerykanów zależały ściśle od przynależności cywilizacyjnej. Rządy i mieszkańcy krajów zachodnich wyrażali współczucie, deklarowali chęć pomocy i gotowość przyłączenia się do Stanów Zjednoczonych w wojnie z terroryzmem. Tak zareagowała szczególnie Wielka Brytania, Kanada i Australia, które z Ameryką łączy wspólna anglojęzyczna kultura. Kraje te szybko zobowiązały się do militarnego wsparcia działań Amerykanów. Solidarność manifestowali również Niemcy, Francuzi i inne narody europejskie, silnie identyfikujące się z Ameryką i jej sprawą. Uznali oni atak na Stany Zjednoczone za atak na nich samych. Przekonanie to zobrazował najlepiej tytuł w "Le Monde": "Wszyscy jesteśmy Amerykanami!" oraz oświadczenie berlińczyków, nawiązujące do słów prezydenta Kennedy'ego: "Wszyscy jesteśmy nowojorczykami". Główne kraje spoza kręgu cywilizacji zachodniej i muzułmańskiej (Rosja, Chiny, Indie, Japonia) zareagowały powściągliwie, wyrażając współczucie i wsparcie. Niemal wszystkie rządy krajów muzułmańskich potępiły ataki terrorystyczne, zapewne zaniepokojone groźbą, jaką dla ich reżimów są grupy muzułmańskich ekstremistów. Jednak tylko Uzbekistan, Pakistan i Turcja otwarcie poparły amerykańską odpowiedź na atak. Wśród ważniejszych krajów arabskich to samo uczyniły jedynie rządy Jordanii i Egiptu. W większości krajów muzułmańskich wiele osób potępiło akty terroru, niewielka grupa jawnie je pochwalała, a ogromne rzesze wystąpiły przeciw reakcji Amerykanów. Im dłużej Stany Zjednoczone i ich sojusznicy wykorzystywać będą siły zbrojne w walce ze swymi wrogami i im intensywniejsze będą ich działania, tym sprzeciw muzułmanów zataczać będzie coraz szersze kręgi i będzie się nasilać. Wydarzenia z 11 września zjednoczyły Zachód, przedłużające się działania zbrojne mogą zjednoczyć muzułmanów. Era muzułmańskich wojen zakończy się, gdy ustaną ich przyczyny. W kolejnych pokoleniach poczucie islamskiej tożsamości może osłabnąć, tak jak stało się to w Iranie. Urazę i wrogość muzułmanów do Zachodu można ograniczyć zmianą polityki Stanów Zjednoczonych wobec Izraela. Na dłuższą metę niezbędna byłaby jednak poprawa warunków społecznych, ekonomicznych i politycznych w krajach muzułmańskich. Ich rządy nie potrafią zaspokoić podstawowych potrzeb socjalnych i ekonomicznych obywateli, dlatego ograniczają swobody, przyczyniają się do powstania opozycji. Ta występuje zarówno przeciw nim, jak i przeciw rządom państw zachodnich, wspierających te nieudolne reżimy. Sprzeciw wyznawców islamu budzą również działania rządów innych państw spoza tego kulturowego kręgu, np. Rosji, Indii czy Izraela, starających się kontrolować ludność muzułmańską, choć ta woli być rządzona może nawet i źle, ale przez swoich. Mało prawdopodobne, by brak jedności wewnątrz islamu można było w nadchodzących latach przezwyciężyć. Jednak tendencje demograficzne napawają większym optymizmem. Wskaźnik urodzeń w wielu krajach muzułmańskich od jakiegoś czasu maleje, na Bałkanach nawet dość radykalnie, choć w niektórych krajach, w tym w Arabii Saudyjskiej, utrzymuje się na wysokim poziomie. Do lat dwudziestych XXI w. "nadwyżka" młodych muzułmanów zacznie się kurczyć. Niewykluczone, że wiek wojen muzułmańskich zacznie powoli przechodzić do historii, a zastąpi go nowa era, naznaczona innymi formami konfliktów nękających ludzkość.










11 Września 2001