Tygodnik Powszechny - 31/2009
Jan Hartman
Chciałbym być sobą
Tożsamość antysemity uległa zaburzeniu. Musi przekonywać siebie i innych, że żadnym antysemitą nie jest. To zapewne wina Żydów - twierdzi - że nawet nie wolno się mienić antysemitą - pisze Jan Hartman.
W jednym z przejść podziemnych w Krakowie widnieje
napis: "Precz z żydowskim antypolonizmem!". Zawsze, gdy tamtędy przechodzę,
myślę sobie: pewnie, że tak, ale gdyby jeszcze dopisać: "...i z polskim
antysemityzmem". Antysemityzm stał się już dawno tematem uczciwej debaty
publicznej w naszym kraju, antypolonizm tymczasem nie doczekał się jeszcze
takiego potraktowania - ani w Polsce, ani w Izraelu, ani w USA. Na razie mówią
o nim głównie antysemici. Chwała im za to.
Żywię sąd niepopularny. Jestem mianowicie przekonany, że poprawa relacji między
Polakami i Żydami w dużym stopniu zależy od tego, w jakiej mierze damy głos
w sferze publicznej antysemityzmowi i antypolonizmowi. Spychanie ich do
rynsztoka sprawia, że całkiem w nim gniją i dziczeją, wydzielając jady
zatruwające całe społeczeństwo. Być może nie zmienimy przekonań tych
ludzi, ale podejmując otwarcie drażliwe tematy i dając upust negatywnym
uczuciom, ułatwimy uzdrowienie stosunków między oboma naszymi narodami.
Ucieczka przed epitetem
Żydzi i antysemici żyć bez siebie nie mogą. Bez antysemitów Żydzi byliby
zwyczajnym narodem, którym inni mało się interesują; bez antysemitów nie byłoby
państwa Izrael. Gdyby zaś nie było Żydów, antysemici musieliby stworzyć
inną legendę o światowym spisku mocy Zła albo wyżywać swą wojowniczość
w sportach walki. Nie byliby jednak tym, czym najbardziej lubią być - tępicielami
Żyda.
Przed wojną sojusz semicko-antysemicki był poniekąd honorowy. Antysemici
zwali się antysemitami i nigdy się nie obrażali, gdy ktoś nazywał ich w ten
sposób. Dla antysemity słowo "antysemita" bynajmniej nie było obelgą.
Zwalczali Żydów otwarcie - na ulicy, w gazetach, w parlamencie. Organizowali
demonstracje, bojkoty sklepów żydowskich, segregację na uniwersytetach.
Wszystko było jasne. Dziś jednak nie wypada być przeciwko jakiemuś narodowi
jako takiemu, przez co tożsamość antysemity uległa zaburzeniu. Musi
przekonywać siebie i innych, że żadnym antysemitą nie jest, a to nie jest łatwe
zadanie. Nie jestem antysemitą, ale... dlaczego Żydzi to, a dlaczego Izrael
tamto... To zapewne wina Żydów, że nawet nie wolno się mienić antysemitą
- po prostu kolejny wynalazek "żydowskiego liberalizmu", za pomocą którego
próbują zapanować nad światem.
Zwykle mówi się o antysemityzmie jako przesądzie i niegodziwości. Nikt
kulturalny nie chce antysemity słuchać, nikt nie traktuje poważnie tego, co mówi.
Ja zaś twierdzę, że antysemitów trzeba słuchać, wyłuskując ziarna prawdy
zanurzone w miąższu obsesji, mitów i kłamstw. Prawdziwi antysemici naprawdę
interesują się nami i wiele o nas, Żydach, wiedzą. Jesteśmy dla nich ważni,
a to jest pewna wartość. Dlatego zasługują na to, by z nimi rozmawiać. I
chociaż prawdą jest, że antysemityzm przerodził się w XX w. w zbrodnię
Holokaustu, to przecież owo powinowactwo z nazistami, które plami honor współczesnego
antysemity, budzi nie tylko gniew, ale też współczucie. Na ogół przecież
nie chcą mieć nic wspólnego z Hitlerem, a siłą rzeczy mają.
Milczący antylechityzm
Prawdę mówiąc, wolę zdrowego polskiego antysemitę niż żydowskiego - no,
jakbyśmy to nazwali - "antylechitę"? Chociaż antypolonizm jest pośród
Żydów w Izraelu czy w USA równie częsty (na oko przynajmniej, bo nikt tego
nie zbadał) jak antysemityzm w Polsce, to nie jest zjawiskiem symetrycznym. W
pewnym sensie antypolonizm jest gorszy. Nie opiera się bowiem na niezdrowej
fascynacji, kompleksach i chorej wyobraźni, lecz na czymś obezwładniającym,
poniekąd nieludzkim - na czarnej obojętności. Gdzieś w najstarszym
pokoleniu polskich Żydów, którzy przeżyli wojnę, a potem wyjechali do
Izraela lub gdzie indziej, bije źródło strasznych wspomnień, w których
Polak odgrywa nierzadko rolę ohydną - szantażuje, obrzuca wyzwiskami,
ograbia.
Zatrute, choć nieskłamane wspomnienia przekazywane są dzieciom i wnukom, którzy
wiedzą, że są subiektywne i jednostronne, ale mimo wszystko nie pozwalają im
myśleć o Polsce przyjaźnie. Nie chcą też myśleć nieprzyjaźnie, tym
bardziej że w słowach dziadków słyszą również tony sentymentalne. W
rezultacie - nie myślą wcale. Tym bardziej nie myślą ci, którzy polskich
korzeni nie mają. Zapanowała więc po tym względem wśród Żydów zgoda
niemal powszechna - Polska to kraj, który z jakichś powodów został przez
Niemców wybrany do wymordowania Żydów i w którym antysemityzm prawdopodobnie
był i nadal jest większym problemem niż gdzie indziej. To miejsce spalonej
ziemi, czarna dziura, gdzie Żyd przyjeżdża tylko po to, by pokłonić się
ofiarom Zagłady.
Bo któżby w takie miejsce jechał na wakacje? Któżby przyjaźnił się z ludźmi
zamieszkującymi kraj zasnuty dymami krematoriów? Obojętność zdaje się
wyborem najuczciwszym. Gdy spełniając swój naturalny obowiązek polscy Żydzi
próbują tę obojętność przełamać, spotykają się z uprzejmymi pozorami
zainteresowania izraelskich lub amerykańskich ziomków. Gdy zrozpaczeni wyciągają
ze swego arsenału broń najcięższą - "Żegotę", Irenę Sendlerową,
Henryka Sławika i 6500 drzew w Yad Vashem, mogą słyszeć: "O, naprawdę,
nie wiedziałem o tym. Napijesz się jeszcze kawy?".
Ręce opadają - z garstką starych antylechitów można przynajmniej rozmawiać,
choć nie można ich zmienić. Ale ich dzieci i wnuki po prostu nie są
zainteresowane. Na zarzut rozkrzewionego wśród Żydów antypolonizmu Żydzi
reagują zdziwieniem lub zniecierpliwieniem: niczego takiego nie ma, pamięć
dawnych krzywd nie odnosi się przecież do współczesnych Polaków. Negowanie,
a może nawet nieświadomość istnienia antypolonizmu jest w świecie żydowskim
silniejsza niż negowanie istnienia antysemityzmu przez Polaków.
Antylechityzm w Izraelu jest milczący. Na murach nie uświadczysz napisów
"Polacy do gazu!", nikt nie prowadzi wykazów Izraelczyków mających
domieszkę polskiej krwi i spiskujących przeciwko izraelskiej ojczyźnie, a
izraelskie fora internetowe nie kipią od antypolskich wypowiedzi. Ludzie
ciemni, których nigdzie nie brak, nie opowiadają, że katolicy porywają żydowskie
dzieci i utaczają z nich krew na hostię. Nikomu też nie przychodzi do głowy
modlić się o nawrócenie kogoś na judaizm. Gdyby zaś kto powiedział o
Menachemie Beginie, że tak naprawdę nazywał się Biegun i był Polakiem,
wobec czego nie wolno mu ufać, to nawet najstarsi rabini nie pojęliby, co ma
piernik do wiatraka.
Pożytki z antysemitów
Oczywiście, milczący antysemityzm jest i w Polsce. Wielu ludzi nie mówi nic,
lecz po prostu odczuwa, mniej czy bardziej wstydliwą, niechęć do Żydów.
Jest też wielu Polaków, którym Żydzi są najzupełniej obojętni, co zresztą
jest właśnie tym, czego oczekiwałaby większość Żydów. Mamy jednak wciąż
ów "zdrowy korzeń" autentycznego, niekłamanego antysemityzmu, takiego
bazgrzącego po murach i grzebiącego w archiwach w poszukiwaniu "prawdziwych
nazwisk" wrogów Narodu.
Nasi antysemici są groźni. Z ich powodu polski Żyd nie śmie iść ulicą w
jarmułce ani wywiesić izraelskiej flagi w dniu izraelskiego Dnia Niepodległości.
Nierzadko boi się nawet mówić o swym żydostwie, aby nie narazić się na
zarzut "epatowania" czy "prowokowania". Jako że jednak nie brakuje
antysemickich rekonwalescentów, których czyjeś żydowskie pochodzenie wciąż
ekscytuje, pragnących udowodnić sobie, że całkiem już wyzwolili się z
antysemityzmu, polski Żyd musi się liczyć tu i ówdzie nawet z pewnym niezasłużonym
wzięciem. Dlatego nie można w Polsce być Żydem ot tak, po prostu, jak w
Anglii czy w USA. Jest to zawsze jakieś ryzyko i jakaś sensacja. Niektórym Żydom
to się nawet podoba, ale wielu innym nie. Kto zaś głosi, że jest i Żydem, i
Polakiem, sprawia wrażenie, jakby chciał dla siebie za dużo, jakby chciał
zjeść ciastko i mieć ciastko. Są przeto również tacy, którzy całkowicie
przemilczają temat swoich korzeni właśnie dlatego, żeby nie wchodzić w
kontredans tych wszystkich dwuznaczności. Naturalność tego, że jest się Żydem,
jest w naszym kraju wartością niemal nieosiągalną, tym bardziej że kto
bardzo się stara być naturalny, temu wychodzi na opak.
Zresztą my, Żydzi, trochę boimy się naszych antysemitów, a niepokój nie
sprzyja naturalnemu sposobowi bycia. Ale i Żydów ludzie się trochę boją.
Oprócz zawodowych żydożerców nikt nie chce jawnie Żyda krytykować ani mu
szkodzić, żeby przypadkiem nie wyjść na antysemitę. Zresztą, kto wie, może
Żydzi naprawdę są mocni i mogą się zemścić?
Nie jest więc dobrze. Jest jednak znacznie lepiej niż
dawniej i nadal idzie ku lepszemu. Uważam, że w relacjach Żydów z
antysemitami są dwa czynniki, które dają nadzieję na normalizację stosunków
polsko-żydowskich w ogóle. Jeden element to owe ziarna prawdy, o których
wspomniałem. Godzi się, aby każdy naród rozpamiętywał ciemne karty ze swej
historii. Trzeba być wdzięcznym ludziom, którzy w tym dopomagają. Jest pewną
zasługą antysemitów, że Żydzi zaczęli otwarcie mówić o tym, co w
dziejach relacji polsko-żydowskich jest dla nich krępujące i wstydliwe, np. o
przyjaznym stosunku wielu Żydów do sowieckich okupantów albo udziale Żydów
w partyzantce sowieckiej pod koniec wojny.
Z wolna dochodzi więc do wypracowania wspólnego, umiarkowanego i
sprawiedliwego sposobu mówienia o relacjach polsko-żydowskich w przeszłości.
Krytyka książek Jana Tomasza Grossa nie uchodzi automatycznie za antysemityzm,
a ich obrona nie musi uchodzić za antypolonizm. Czas upływa, emocje stygną, a
zwycięża ton umiarkowania i rzeczowa kompetencja. Są uczeni, którzy opowiedzą
nam o tych sprawach w sposób wiarygodny, bez wybielania i zaczerniania. Chcemy
tego słuchać.
Drugi czynnik w konflikcie antysemitów z Żydami, również, jak sądzę,
obiecujący, to ów miąższ przesądu i kłamstwa, otaczający antysemickie
ziarna prawdy. Jest on miękki i gnijący, sprawiając, że w ogólności
antysemityzm staje się intelektualnie słaby i nieatrakcyjny nawet dla samych
antysemitów. Na szczęście dla Żydów i polsko-żydowskich relacji,
antysemityzm opiera się na całkowicie fałszywych przesłankach. W dłuższej
perspektywie zawsze bowiem zwycięża prawda i dobra wola.
Jakie są te fałszywe przesłanki? Najważniejsza głosi, że Żydzi, bez względu
na różnice, jakie ich dzielą, stanowią światową wspólnotę interesów i
współdziałają ze sobą dla realizacji tych interesów, ze szkodą dla innych
narodów. Otóż jeśli o Polakach można powiedzieć, że mało trzymają ze
sobą na emigracji, to o Żydach można to powiedzieć o wiele bardziej
stanowczo. Na wieść, że Żydzi spiskują i próbują wsadzić, gdzie tylko można,
"swoich ludzi" i że działają przeciwko narodowi polskiemu w imię własnych
celów, z żądzy władzy i bogactwa, Żydów ogarnia pusty śmiech. Nawet
trudno się gniewać - tak absurdalna jest ta teza. Byłoby nawet miło, gdyby
Żydzi w Polsce byli w stanie uczynić coś jako grupa, ale jak na razie
chwalebnego czy niechwalebnego lobbingu jak na lekarstwo. Teza spiskowa, choć
całkowicie fałszywa, w pewnym sensie nam schlebia, gdyż świadczy o tym, że
uważa się nas za silnych i niebezpiecznych. To nieprawda. Ani silni, ani
niebezpieczni. Nawet Izrael, uzbrojony po zęby i nieustraszony, jest tylko
malutkim krajem, zdanym na Amerykę, chroniącą jego istnienie w morzu nienawiści.
Żyd niejedno ma imię
Tak, te słowa kieruję nie tylko do typowych czytelników "Tygodnika", którzy
są wierzącymi katolikami, całkowicie wolnymi od antysemityzmu. Zacne to pismo
czytają wszelako również niewierzący, a także właśnie antysemici, szukający
tu pobudek dla swego gniewu. Nie ukrywam, że zależy mi na tym, aby to oni w
szczególności przeczytali artykuł, który po części traktuje o nich i w którym
Polak-Żyd wyciąga do nich rękę.
Polak-Żyd? Nasi antysemici uważają za oczywiste i zrozumiałe samo przez się,
że nie można być dobrym Polakiem, jednocześnie będąc Żydem, i do tego
jeszcze wspierającym Izrael. Nonsens. Polacy w USA często są wzorowymi
polskimi i amerykańskimi patriotami jednocześnie, bo też nie ma sprzeczności
między polskim i amerykańskim interesem narodowym. Nie inaczej jest z Polską
i Izraelem. Poza częściowo wspólnym dziedzictwem kulturowym i częściowo wspólną
historią Polaków i Żydów, Polski i Izraela nie łączą żadne istotne
interesy ani nie dzielą żadne istotne spory. Podwójny, polsko-izraelski
patriotyzm jest jak najbardziej możliwy.
Przywiązanie Żydów, w tym również polskich, do Izraela nie oznacza
koniecznie poparcia takich czy innych działań rządu w Jerozolimie. Zarówno
Żydzi w Izraelu, jak ci rozproszeni po świecie mają najróżniejsze poglądy
polityczne i bardzo różne oceny polityki Izraela oraz konfliktu na Bliskim
Wschodzie. O żadnej jednolitości mowy nie ma. Podobnie w sprawach światopoglądowych.
Antysemici uważają, że "Żyd jest zawsze Żydem", co oznacza, że bez
względu na swe deklarowane poglądy, będzie zawsze antypolski i antykatolicki.
Co więcej, uważają, że komunizm i ateizm wraz z ich mutacją -
liberalizmem - to wynalazki żydowskie, mające osłabić narody chrześcijańskie
i umocnić panowanie Żydów w świecie.
Nic z tych rzeczy. Jak już bowiem Żyd jest liberałem albo i gorzej: ateistą
i komunistą, to wrogiem mu będzie każdy nacjonalista i tradycjonalista, bez
względu na to, czy będzie to rabin, czy ksiądz, Żyd czy Polak. Trzeba się
więc na coś w tym antysemityzmie zdecydować - albo (razem z wieloma Żydami)
nie lubimy judaizmu, albo (wraz z wieloma Żydami) nie lubimy syjonizmu, albo
komunizmu, lub czegoś jeszcze. Za każdym razem biedny antysemita będzie miał
po swojej stronie niechcianych sprzymierzeńców w postaci niemałego odsetka Żydów.
Ci bowiem podzieleni są ideowo i światopoglądowo nie mniej niż inne nacje
wolnego świata.
Kto jest wybrany
Tym, co rzeczywiście boli antysemitę, jest prawda, a nie jego własne niemądre
wymysły. Bo tylko prawda może boleć naprawdę. Tą prawdą jest złożona i
wciąż spowita zasłoną tabu zależność łącząca religię chrześcijańską
z religią żydowską. Chronologiczne starszeństwo judaizmu, wspólna z Żydami
święta księga, to, że cała historia ewangeliczna dokonuje się wśród
ludzi obrzezanych, chodzących do żydowskiej świątyni i przestrzegających żydowskich
rytuałów, że przez kilka pierwszych stuleci to głównie Żydzi byli chrześcijanami
- wszystko to jest dla antysemity najgłębiej poniżające. W obliczu
twierdzenia, że Matka Boska i Jezus byli Żydami, staje oniemiały ze zgrozy i
pomieszania. Żydami? Nigdy! Może Palestyńczykami, Izraelitami, byłymi Żydami,
ale Żydami? Przenigdy!
Skąd właściwie bierze się to poczucie krzywdy i upokorzenia na myśl, że
wiara chrześcijańska powstała w świecie żydowskim? Zapewne wiąże się ono
z tym, że trzeba by uznać Żydów za "starszych braci" i oddać należny
im z tego tytułu szacunek. Z dwojga złego lepiej już więc uchwycić się myśli,
że naród wybrany zawiódł Boga i utracił swoje przywileje, okazując się
niezdolnym do rozpoznania prawdziwego Mesjasza. Że prerogatywę narodu
wybranego przejęli na siebie chrześcijanie, będący nowym Izraelem. Po
stronie wierzących Żydów rzecz przedstawia się równie pesymistycznie. Dla
większości z nich chrześcijaństwo to jedna z wielu sekt, które poszły za
fałszywymi mesjaszami, a w dodatku łamiąca przykazanie czci Boga jedynego,
gdyż oddająca Mu cześć w trzech osobach, w tym zaś - w osobie człowieka,
co Żydom wydaje się szczególnym bluźnierstwem.
Nie jestem oryginalny twierdząc, że najgłębsze podstawy antysemityzmu są
natury religijnej, że antyjudaizm poprzedza antysemityzm. Być może jednak nie
jest całkiem banalny pogląd, który pragnę tu wyrazić, że antysemici mają
prawo do swojej postawy religijnej. Jeśli częścią czyjejś religijności
jest potępienie tych, którzy się na tę religię nie nawrócili, pomimo że
byli do tego powołani, to trudno. Cudze przekonania religijne mogą nam nie
odpowiadać, ale powinniśmy je tolerować. Pozwólmy wszystkim wiernym być sobą.
Niechaj chrześcijanie uważają Jezusa za prawdziwego Mesjasza, a Żydzi
niechaj uważają go za mesjasza fałszywego. Niechaj chrześcijanie uważają
judaizm za uparty anachronizm, a Żydów za zdrajców Jezusa, wyznawcy judaizmu
zaś niechaj sobie uważają chrześcijaństwo za porzucenie prawdziwej wiary,
idolatrię i politeizm.
Jeśli będziemy zmuszać chrześcijan i Żydów do przywdziewania owczych skór i prawienia sobie wzajemnych komplementów, to zawsze znajdą się tacy, którzy zbuntują się przeciwko temu jako zdradzie i hipokryzji, stając się, odpowiednio, aktywnymi antysemitami bądź wrogami chrześcijaństwa. Jeśli zaś zdobędziemy się na uszanowanie prawa każdego człowieka do tego, by nie lubił Żydów i judaizmu, bądź też nie lubił Polaków i katolicyzmu, znajdziemy się na ścieżce, która wyprowadzi nas z labiryntu powikłanych i wciąż niedobrych stosunków między obiema nacjami. Najważniejsze wszakże, aby mówić - bez skrępowania - co komu w duszy gra. Obojętność do spółki z obłudą, ignorancja do spółki z oportunizmem to największe zagrożenia dla polsko-żydowskich stosunków.
JAN HARTMAN (ur. 1967) jest profesorem filozofii i
publicystą, kierownikiem Zakładu Filozofii i Bioetyki Collegium Medicum UJ.
Specjalizuje się w filozofii polityki, etyce i bioetyce oraz metafilozofii. W
1989 r. założył czasopismo filozoficzne "Principia".