Rzeczpospolita - 25.05.2002

 

JAROSŁAW IWASZKIEWICZ I WŁADZA LUDOWA

 

 

ANDRZEJ KRAJEWSKI

Mieszkanie, papier, czasem mały samochodzik

 

Władza ludowa obdarzała Jarosława Iwaszkiewicza wszelkimi przywilejami. Za rządów Edwarda Gierka ogłoszono go najwybitniejszym twórcą dwudziestolecia międzywojennego. Nawet najwięksi oponenci nie podważali jego talentu. Kontrowersje budziły nie dzieła, lecz przede wszystkim udział w życiu publicznym PRL.

 

"Jakim był pisarzem? Myślę, że typowo skamandryckim, z niewątpliwie wrodzonym talentem i dość słabą pracą mózgu" - oceniał w swoim dzienniku Stefan Kisielewski. "Ohydna to figura (...). W dodatku świnią jest tylko w życiu, w książkach nie. Po prostu monstrum sprytu" - dopisywał w innym miejscu Kisiel.

"Jego wielkość za życia, wielkość budowana zajmowanymi stanowiskami, (...) wielkość żywiąca się przecież rozmaitymi trudnościami w dotarciu do czytelnika, jakie władze czyniły jego konkurentom - wielkość ta umarła wraz z nim i przyjdzie mu za nią drogo zapłacić przed sądem historii literatury" - pisał w "Biuletynie Informacyjnym" Komitetu Obrony Robotników autor kryjący się pod pseudonimem "Redaktor" (w piśmie pseudonimu tego używał Adam Michnik).

"Iwaszkiewicz wierzył, że swoją polityką ratuje literaturę polską" - podkreśla w książce "Kadencja" Jan Józef Szczepański.

"Jest wielkim poetą" - notował w dzienniku krytyk i kompozytor Zygmunt Mycielski.

Sprzecznych opinii o osobie i dziełach "wiecznego" prezesa Związku Literatów Polskich było i jest znacznie więcej. Podsycał je fakt, że Iwaszkiewicz największe znaczenie, sławę i wpływy zdobył w ostatnich dziesięciu latach swojego długiego życia.

Niespełniony noblista

"Jarosławowi zawsze mało. Chciałby mieć Nagrodę Nobla. Chciałby być ekscelencją, ministrem, ambasadorem, dostać dużo orderów, nie wystarczy mu, że napisał dużo bardzo pięknych wierszy" - zanotował w lipcu 1978 roku w swoim dzienniku Mycielski.

Istotnie, Iwaszkiewicz lubił zajmować eksponowane stanowiska, po wojnie był m.in. prezesem Związku Literatów Polskich (w latach 1945-1949 oraz 1959-1980); przewodniczącym Polskiego Komitetu Obrońców Pokoju (1953-1957); posłem na Sejm PRL od roku 1952 bez przerwy, aż do śmierci w 1980 roku.

Wielkie ambicje prezesa ZLP dostrzegał Leszek Prorok. Jego zdaniem Iwaszkiewicz nie mógł darować Jerzemu Andrzejewskiemu udziału w tworzeniu KOR, ponieważ usłyszał pogłoski, iż represje przeciw autorowi "Popiołu i diamentu" pomogą mu zdobyć Nagrodę Nobla. A była to jedyna rzecz, której zawsze pragnął i której nigdy nie otrzymał. Jak wielkie było to marzenie, świadczy reakcja odnotowana przez Tadeusza Kwiatkowskiego, gdy władze ZSRR przyznały prezesowi ZLP w roku 1969 Leninowską Nagrodę Pokoju. "Nie mogę odmówić, ale spadło to na mnie jak nieszczęście" - skarżył się autor "Sławy i chwały", uważał bowiem, iż moskiewskie zaszczyty osłabiają jego szansę na Nobla.

Entuzjasta Gierka

"Ty dobrze wiedziałeś, jaką trzeba iść drogą / Żyj długo, pracuj długo - my Ci pomożemy" - recytował z mównicy podczas XVIII Zjazdu ZLP Jarosław Iwaszkiewicz. Był rok 1973, a strofy zadedykowane Edwardowi Gierkowi napisał wcześniej dla... Bolesława Bieruta.

Wielki pisarz pozostawał pod urokiem osobowości I sekretarza Komitetu Centralnego PZPR. Zdaniem Jana Józefa Szczepańskiego Gierek przypominał Iwaszkiewiczowi męża stanu na zachodnią modłę. Ponadto w latach 70. poprawiała się sytuacja ekonomiczna pisarzy, znowelizowano prawo autorskie, wprowadzono emerytury, podwyższono stawki autorskie.

Iwaszkiewicz okazywał przywódcy PRL swoje uznanie oraz lojalność przy każdej okazji. W liście z listopada 1976 roku, dziękując za zaproszenie do udziału w delegacji partyjno-rządowej jadącej do ZSRR, pisał: "Z początku miałem nadzieję, że będę mógł poinformować Pana o pewnych sprawach trapiących środowisko literackie, ale potem przekonałem się, że o sprawach tych jest Pan dobrze poinformowany i że są one w gruncie rzeczy bardzo znikome w porównaniu z wielkimi zadaniami, z jakimi Pan ma do czynienia. Nie wątpię przy tym, że w niedługim czasie wezwie nas Pan na dłuższą rozmowę w tych sprawach. Toteż już nie dołączałem swoich miniaturowych spraw do gigantycznych zagadnień, jakie Pan traktował w tej podróży".

Jeszcze na spotkaniu w Radziejowicach pod koniec listopada 1979 roku Iwaszkiewicz przekonywał pisarzy, iż tworzona literatura: "(...) powinna przydać blasku naszej epoce, epoce Edwarda Gierka. Okres nasz charakteryzuje się tym, że nie ma w nim »polowań na czarownice«. Naszą chlubą jest tolerancja i szerzone idee przyjaźni między narodami" - perorował. A czynił to zupełnie samorzutnie, bo z zachowanych dokumentów Wydziału Kultury KC wynika, iż nikt nie ośmieliłby się nakłaniać prezesa ZLP do takich wystąpień.

Z poświęceniem uczestniczył w życiu oficjalnym PRL, uświetniając liczne imprezy oraz prezesując różnym organizacjom. Po ukończeniu 80 lat zdrowie zaczęło mu szwankować. W roku 1974, przeciążony publicznymi obowiązkami, skarżył się w liście do szefa Ministerstwa Kultury i Sztuki Józefa Tejchmy: "Dla podtrzymania mojej tezy, że »już nie mogę«, pozwalam sobie przesłać Szanownemu Premierowi spis imprez i posiedzeń, na których byłem lub miałem być w dniu 29 maja br.: Msza św. za moich rodziców z okazji setnej rocznicy ich ślubu. Spotkanie z rodziną z tej okazji. Śniadanie u księdza proboszcza. Zebranie klubu poselskiego. Posiedzenie Sejmu. Obiad dla Józefowej Mickiewiczowej. Akt ofiarowania pamiątek po Mickiewiczu dla Muzeum Literatury. Posiedzenie Towarzystwa Polsko-Włoskiego (jestem prezesem). Zebranie POP Związku Literatów poświęcone omówieniu książki Maciąga. Koncert kameralny w Czytelni Austriackiej. Spotkanie z Kallenbachem z Genewy. Spotkanie aktywu warszawskiego z działaczami kultury. Kolacja z tej samej racji w pałacu Na Wodzie. Premiera »Miesiąca na wsi« Turgieniewa, na której dawno obiecałem Hanuszkiewiczowi, że będę. W tym dniu nie miałem samochodu: padały ulewne deszcze".

Pieszczoch socjalizmu

Władze starały się odwdzięczyć pisarzowi. Cieszył się ich całkowitym zaufaniem, co przybierało kształt bardzo konkretny. Nigdy, pomimo różnych kolei polityki rolnej, nie utracił swojego dworku w Stawisku ani 50 hektarów ziemi, a w latach 60. zwolniono go z płacenia podatków. Otrzymał wszelkie możliwe nagrody literackie oraz wysokie odznaczenia państwowe z Orderem Budowniczego Polski Ludowej na czele. Ten ostatni dowód uznania wręczono mu w lutym 1974 roku, przy okazji 80. urodzin. Zrobiono to w budynku Sejmu, potem zaś został osobiście zaproszony przez Edwarda Gierka do gmachu KC, gdzie przy kawie I sekretarz wraz z małżonką ugościł jubilata. Na koniec dnia członkowie kierownictwa partii podejmowali Iwaszkiewicza uroczystą kolacją. Prezes ZLP, korzystając z okazji, poprosił o pozwolenie na zakup 1000 dolarów na wyjazd do Włoch (w tym czasie limit dewizowy dla twórców wynosił 130 dolarów). Oczywiście zgodę otrzymał.

Nie uchylał się też przed innymi dowodami uznania. Bardzo lubił, gdy Gierek zabierał go w oficjalnych delegacjach państwowych do Francji czy ZSRR. Imponował mu tytuł Marszałka Seniora Sejmu. Potrafił także okazywać niezadowolenie, gdy ktoś uchybił jego godności. Podczas XIX Zjazdu ZLP w Poznaniu, gdy przypadkiem zabrakło dla Iwaszkiewicza miejsca na stołówce, demonstracyjnie usiadł na schodach przed wejściem. Poinformowani o tym wicepremier Józef Tejchma i członek KC Wincenty Kraśko postanowili ratować sytuację. Postanowili więc, pomimo że jedli wcześniej, zejść na dół i udawać, że również nie ma dla nich miejsca przy stole. W tym czasie Iwaszkiewicz, udobruchany przez Pawła Hertza, wrócił do stołówki. Aby nie zdradzić się przed prezesem ZLP, obaj wysocy funkcjonariusze partyjni musieli się przysiąść i zjeść drugi obiad.

"Stwierdzić trzeba, iż dzięki aktywowi partyjnemu i Prezesowi Związku - J. Iwaszkiewiczowi nie doszło do sytuacji, w której Związek Literatów zająłby niewłaściwe stanowisko polityczne" - oceniano w 1977 r. w Wydziale Kultury KC. Dlatego też na każdej liście preferowanych pisarzy nazwisko Jarosława Iwaszkiewicza znajdowało się na pierwszym miejscu. Wiązały się z tym wielkie nakłady książek, nowe wydania, obecność w mediach. "Należy dążyć do dalszego podniesienia rangi i znaczenia osoby prezesa ZLP w całym środowisku twórczym" - pisano w dokumentach partyjnych. Dlatego też, gdy w 1979 roku powołano Komitet Budowy Biblioteki Narodowej, na jego czele stanął oczywiście autor "Sławy i chwały", a już dwa lata wcześniej władze PRL podjęły delikatne zabiegi w szwedzkiej Akademii o przyznanie mu Nagrody Nobla.

Opiekun pisarzy

Od roku 1959 Jarosław Iwaszkiewicz podczas Walnych Zjazdów ZLP tylko raz musiał stawać w wyborach przeciw jakiemuś kontrkandydatowi. W 1972 roku opozycja wystawiła jako pretendenta do fotela prezesa związku Igora Newerlego. Otrzymał on 46 głosów, natomiast Iwaszkiewicz 62. Tadeusz Kwiatkowski tłumaczył to faktami: "(Iwaszkiewicz - przyp. aut.) miał liczne koneksje wśród władz politycznych i umiejętnie balansował, tak aby jakoś wybrnąć z dramatycznych nieraz konfliktów, na jakie natrafiał Związek. Temu złożył wizytę, tamtemu znowu podkadził i jakoś pchał naprzód uchwały Zarządu". Według Kwiatkowskiego większość pisarzy była zbuntowana i nieskora do współpracy z władzą, ale Iwaszkiewicza wybierali stale na prezesa ZLP, bo "nikogo równie dostojnego i reprezentatywnego nie było".

Jak podkreślał Jan Józef Szczepański, prezes ZLP na pewno wierzył, że swoją polityką ratuje literaturę polską. "Starał się osiągnąć przede wszystkim to, co było do osiągnięcia bez popadania w konflikt z władzami. Wytrwale zabiegał o większe przydziały papieru na literaturę piękną, o lepsze stawki autorskie, o zaopatrzenie emerytalne dla twórców."

- Niestety musimy dbać o to, aby pisarze pisali, tzn. mieli co włożyć w usta, żeby mieli ciepło, żeby mieli stół i krzesło, żeby mieli mieszkanie oraz papier, czasem mały samochodzik, albo mały widoczek z Hiszpanii, Italii lub "Jeziora Lemańskiego" - mówił podczas XIX Zjazdu ZLP sam Iwaszkiewicz.

Iwaszkiewicz nie podpisywał żadnych listów protestacyjnych, postulujących zniesienie cenzury i powiększenie swobód artystycznych, dawał pisarzom do zrozumienia, że trzeba do tego dojść na drodze negocjacji. Aby lepiej kontrolować liberałów i opozycjonistów w związku, otaczał się posłusznymi konformistami, którzy stanowili dla nich skuteczną przeciwwagę. Dzięki ich pomocy oraz wsparciu partyjnych nadzorców: Jerzego Putramenta, Zbigniewa Załuskiego i Andrzeja Wasilewskiego, na posiedzeniach Zarządu Głównego zawsze potrafił zablokować uchwały, mogące wywołać konflikt z władzami PRL. Tak stało się w styczniu 1976 r. podczas obrad Prezydium ZG ZLP, gdy zgłoszono propozycję, by zajęło ono oficjalne stanowisko w sprawie projektowanych przez reżim poprawek w konstytucji, m. in. dotyczących przewodniej roli PZPR oraz nierozerwalnego sojuszu z ZSRR.

Innym razem na uroczyste plenum organizowane z okazji 60-lecia odzyskania niepodległości niektórzy członkowie Prezydium ZLP chcieli zaprosić opozycyjnych literatów. "Ta propozycja (...) została w wyniku działań oddalona przez Kierownictwo ZLP na czele z Prezesem J. Iwaszkiewiczem" - komunikuje dokument. Mimo protestów Kazimierza Dziewanowskiego i Jana Józefa Szczepańskiego, prezes nie dopuścił do gestu prowokującego reakcję władz.

Sojusznik w walce z cenzurą

Jednocześnie jednak prezes angażował się na rzecz ograniczenia cenzury. Już na początku lat 70. wspierał akcje prowadzące do przywrócenie w encyklopediach i słownikach nazwisk pisarzy z kraju i z zagranicy.

- Iwaszkiewicz jest na tyle wielki, że nasze władze boją się przede wszystkim, aby nie było z nim konfliktu. Otóż Iwaszkiewicz jest narzędziem środowiska literackiego m.in. w walce z cenzurą o większą wolność. Przysyła do mnie listy z prośbą o wydanie zatrzymanych książek lub o nieeliminowanie określonych tekstów - wspominał Józef Tejchma. - Ja z kolei czynię Iwaszkiewicza swoim narzędziem w nacisku na twarde elementy kierownictwa i mówię: "trzeba ustąpić, załatwić, bo inaczej będzie konflikt z Iwaszkiewiczem". Częściowo skutkuje.

Liberalna polityka ministra kultury bardzo odpowiadała prezesowi ZLP, toteż gdy Tejchmie zaczęło grozić w 1977 roku usunięcie ze stanowiska, zaangażował się w jego obronę. Sukcesu jednak nie odniósł, bo coraz bardziej odsuwany od realnych wpływów minister odszedł na własną prośbę.

Do wielkich zasług Iwaszkiewicza należy także zaangażowanie się w projekt reformy szkolnictwa powszechnego. Gierkowska ekipa chciała wprowadzić wzorowany na ZSRR model tzw. dziesięciolatki. Opór literatów, który wspierał czynnie Iwaszkiewicz, spowodował, iż dyskusje nad zmianami ciągnęły się przez kilka lat i ów fatalny pomysł upadł, zanim wcielono go w życie.

Nadzieja opozycji

Choć był lojalny wobec władz, pisarz nigdy nie wszedł w konflikt z rodzącą się w latach 70. demokratyczną opozycją. Jej należący do związku literatów uczestnicy często prosili go o pomoc i nierzadko ją otrzymywali. Gdy na przełomie maja i czerwca 1977 roku aresztowano działaczy KOR i do więzienia trafił cierpiący na poważną chorobę serca Jan Józef Lipski, Iwaszkiewicz podjął się jego obrony. Prezes ZLP znał Lipskiego od dawna, umożliwił mu m.in. współpracę z miesięcznikiem "Twórczość". Oczywiście działał w sposób dyskretny, nie zezwalając, aby Zarząd Główny ZLP napisał petycję w obronie członka związku. Zamiast tego spotkał się 8 czerwca z prokuratorem generalnym Lucjanem Czubińskim.

»Szkoda, że ten wybitny filolog, jakim jest Lipski, użył swoich zdolności do tak niedobrej sprawy, jaką jest dążenie do dezintegracji społeczeństwa« - zanotował słowa Jarosława Iwaszkiewicza w raporcie dla przełożonych Lucjan Czubiński. "Szkoda, że także i inni zdolni ludzie zeszli na drogę zakłócania ładu i spokoju, którego nam tak bardzo potrzeba i że tak źle służą Polsce. Ci ludzie za wszelką cenę dążą do tego, aby się polała krew, a to jest rzecz straszna" - perorował Iwaszkiewicz. Potępił także robotników z Ursusa i Radomia: "To nie byli robotnicy, lecz rozwydrzeni chuligani. Słusznie ukarano sądownie tych, którzy rozkręcali i przepalali palnikiem szyny oraz w inny sposób starali się wywołać zaburzenia społeczne. W państwie musi być porządek."

Jeśli chodzi o Lipskiego, to podnosił humanitarny wymiar sprawy, podkreślając, że broni człowieka ciężko chorego. Prosił więc w imieniu zarządu ZLP o uchylenie decyzji o areszcie. Czubiński oponował, mówiąc, że leczenie można prowadzić w więzieniu. Prezes pozostawał jednak nieugięty. Prokurator zaproponował wówczas uzależnienie decyzji o zwolnieniu od zgody Lipskiego na przerwanie działalności antysocjalistycznej. »To trudna sprawa, ale ja swoją prośbę podtrzymuję« - odpowiedział Iwaszkiewicz i wyszedł. Po tej wizycie Czubiński kazał zwolnić Jana Józefa Lipskiego, co wykonano tego samego dnia. Pierwszy dowiedział się o tym Iwaszkiewicz, do którego zatelefonował specjalnie sam prokurator generalny.

Gdy w roku 1977 wydano dekret o spolszczeniu nazw około 200 wsi w województwach przemyskim, krośnieńskim, nowosądeckim i tarnobrzeskim, Iwaszkiewicz porzucił swój konformizm i oprotestował akcję rządu. Początkowo cenzura zatrzymała wszelkie jego artykuły, odnoszące się do tej kwestii. Jednak po dwóch latach energicznych sprzeciwów, popartych przez wielu innych literatów, akcja »polonizacyjna« została zaniechana.

Największym jednak publicznym triumfem Iwaszkiewicza, który podniósł jego autorytet wśród pisarzy kontestujących rzeczywistość PRL, było jego zachowanie podczas słynnej kolacji pierwszego dnia XX Zjazdu ZLP. Przyjęcie to zorganizowały władze na cześć prezesa, by móc go jeszcze raz nagrodzić. Tym razem nadano mu tytuł honorowego górnika. Wzruszony Iwaszkiewicz wylewnie dziękował. Jednak gdy wicewojewoda górnośląski Zdzisław Gorczyca zaatakował z mównicy Andrzeja Brauna za to, że ten podczas obrad ośmielił się otwarcie mówić o zakłamywaniu historii Polski i cenzurowaniu twórczości przez władze, wziął kolegę w obronę. Iwaszkiewicz "(...) blady jak ściana, w przekrzywionym kołpaku na głowie, odpowiadał Gorczycy" - wspomina Jan Józef Szczepański.

"Żal mi tylko, że jednego z naszych kolegów spotkała tu przykrość - zanotował słowa prezesa Leszek Prorok. - I żal mi, że to ja muszę za to, co się stało, kolegę Brauna przeprosić". Po czym wyszedł zostawiając osłupiałe kierownictwo partii. Pisarze urządzili mu owację, a potem uchwalili rezolucję dziękującą za wsparcie.

Mniej dostrzeganą, acz na pewno większą zasługą autora "Panien z Wilka", był kształt miesięcznika "Twórczość", którym kierował od 1955 roku. "»Twórczość« była wówczas pismem najbardziej wolnym, a Iwaszkiewicz - redaktor naczelny, kochał to pismo i walczył o autorów i teksty" - opowiadał Marek Nowakowski na łamach "Rzeczpospolitej" (14 listopada 2000). Ówczesny szef MKiS Józef Tejchma notował w swoim dzienniku: "Iwaszkiewicz (...) publikuje w swojej »Twórczości« licznych przedstawicieli tzw. opozycji, czego nie mam mu za złe. Wykorzystując swoją nietykalność Iwaszkiewicz zapewnia istnienie różnych nurtów". To na łamach tego pisma drukowano w latach 60. fragmenty "Miazgi" Jerzego Andrzejewskiego, a w latach 70. "Nierzeczywistości" Kazimierza Brandysa, zanim oba dzieła nie zostały zakazane przez władze. Miesięcznik cieszył się opinią jednego z najlepszych czasopism literackich w Europie.

Autorytet czy konformista

Jarosław Iwaszkiewicz zmarł 2 marca 1980 r. w Warszawie. Przeżył 86 lat i kilka epok. Swoją ostatnią wolą zaskoczył prawie wszystkich. Leszek Prorok podsumowywał to zapiskiem: "Po śmierci »Jaro« sprawił zawód. Od wielu lat mówiło się, że »Iwaszkiewicz diabłu zapisał nie duszę, lecz ciało«. I rzeczywiście - rozporządzenie, iż pogrzeb ma być parafialny jedynie, w Brwinowie, bez przemówień, pomieszało władzom szyki. Odpadła celebra stołeczna, wystawienie trumny w sali Pałacu Prymasowskiego, korowód delegacji, warty honorowe, feta żałobna - a ustrój tak lubi celebrować fety".

Z ironią powitano ostatnie życzenie Iwaszkiewicza, aby pogrzebać go w mundurze górnika. Nikt nie zauważył, że gdy po raz pierwszy nakładał ten mundur, znajdował się na szczycie znaczenia publicznego i popularności, bały się go władze, uwielbiała większość literatów, cenili czytelnicy. Gdy odszedł, oceny wyrażane poza zasięgiem cenzury nie były mu już tak przychylne.

"Nie wiem, czy kto rozumie w istocie, jaką szkodę przyniósł ten człowiek polskiemu życiu duchowemu i kulturalnemu przez zakłamywanie się na różnych kongresach pokoju, zjazdach, sesjach etc. - uważał Stefan Kisielewski. - Nie wiadomo, w co naprawdę wierzył, a w co nie, zdaje się, że był dostatecznie głupi, aby sądzić, że odgrywa jakąś rolę koncyliacyjną. W istocie był dla władzy wygodny."

Mniej radykalni przedstawiciele środowiska literackiego ze strachem jednak zastanawiali się, kto mógłby zastąpić prezesa i pełnić podobną do niego rolę. Również władze dążyły do zachowania - jak pisano - "iwaszkiewiczowskiego modelu" w działaniu ZLP "Generalnie brak bezspornego kandydata - Iwaszkiewicza niezwykle trudno zastąpić" - konstatowano z niepokojem w Wydziale Kultury KC PZPR.

Na łamach prasy podziemnej i emigracyjnej przetoczyła się cała fala dyskusji nad moralną oceną postawy Jarosława Iwaszkiewicza. "Użyczył kulturalnego splendoru nowemu ustrojowi" - uważał Herling-Grudziński. "Był ochronnym parasolem broniącym literatury" - odparowywał Konstanty Jeleński. Tak spierali się dwaj wielcy polscy emigranci na łamach "Kultury" paryskiej.

Konsensusu nie osiągnięto. Dla reżimu był gwarantem, że ZLP nigdy nie wystąpi ze zorganizowanym sprzeciwem, dla większości literatów był autorytetem zapewniającym osłonę namiastki wolności, którą się cieszyli w PRL. Opozycja widziała w nim konformistę doskonałego, dbającego jedynie o sławę i przywileje.

A kim był naprawdę? Może wszystkim po trochu?





IWASZKIEWICZ