Gazeta Wyborcza - 12-01-2003
Kuroń o sprawie
Rywina
Jacek Kuroń
Dziś istotą rzeczy jest to,
czy będziemy Rzecząpospolitą Polską, czy Rzecząpospolitą
złodziejską. Tymczasem w aferze Rywina zamiast sprawą
zasadniczą zajmujemy się guzikami - pisze Jacek
Kuroń
Po
opublikowaniu sensacyjnego materiału "Gazety" o próbie
nakłonienia Adama Michnika przez Lwa Rywina do wręczenia mu
łapówki w świecie mediów i polityki rozpętała się wrzawa,
która wprawiła mnie w zdumienie. Zdumienie tak wielkie, że
musiały minąć ponad dwa tygodnie, bym publicznie powiedział
to, co widziałem już od samego początku, ale wciąż zdawało mi
się, że to jest chwila, że za moment dojdziemy do istoty
rzeczy. A dziś istotą rzeczy jest kwestia, czy będziemy
Rzecząpospolitą Polską, czy Rzecząpospolitą złodziejską.
Tymczasem mówi się o wszystkim, tylko nie o sednie
sprawy.
Kiedy przed blisko 50 laty w zakładzie karnym
na Pradze zwanym Toledo, który jeszcze wtedy był męskim
więzieniem, weteran lwowskiej szkoły doliniarzy Józef Kalinka
przekazywał mi sekrety swego rzemiosła, mówił tak: - Robisz
skórę - to znaczy wyjmujesz portfel, podajesz "tycerowi"
[pomocnikowi kieszonkowca - red.] i zaraz zaczynasz krzyczeć:
"Złodziej, złodziej, kradną, kradną!".
W tej całej
wrzawie wywołanej aferą Rywina mam wrażenie, że najgłośniej
krzyczą absolwenci szkoły Kalinki. Nie odważę się powiedzieć,
że to oni ukradli, a teraz próbują zwalić winę na innych, ale
z tego, co dzieje się w mediach, wnioskując z wypowiedzi
polityków, takie wrażenie można odnieść. Naruszono bowiem tak
potężną grupę interesów, tak utrwalony i rozpowszechniony
obyczaj, że szok wywołany faktem naruszenia tego obyczaju i
instytucji wywołał wielokrotnie większe wrażenie niż to, co
jest w tej sprawie zasadnicze.
Nagle, o zgrozo,
okazało się, że winnym w tej sprawie jest Michnik - bo
zwlekał, Miller - bo nie zawiadomił prokuratury, Kwaśniewski -
bo wraz z Michnikiem chciał obalić Millera, wszyscy są winni -
tylko nie Rywin.
A co jest sprawą zasadniczą?
Zasadniczą kwestią dla państwa polskiego jest, że oto
po raz pierwszy mamy dowód, mamy nagranie oferty łapówki.
Fakt, że Rywin ośmielił się złożyć taką ofertę w taki sposób,
dowodzi, że w naszym życiu publicznym jest to rzecz normalna,
że to jest praktyka, że to jest instytucja. Jeżeli w raporcie
Banku Światowego czytamy, że ustawa w Polsce kosztuje kilka
milionów dolarów - to nie dzieje się tak bez przyczyny. Sam
wielokrotnie pisałem o korupcji na szczytach władzy, ale to
były tylko słowa. Napisano wiele różnych słów na temat różnych
ustaw, które były przedmiotem praktyk korupcyjnych. Mieliśmy
historię decyzji o zakazie wwozu żelatyny, kiedy docierano do
wszystkich najwyższych czynników w państwie. No i taką decyzję
podjęto. KERM ją przyjął, Rada Ministrów przyjęła, były liczne
artykuły prasowe - nie dało się z tego zrobić żadnego
prokuratorskiego zarzutu korupcji. Tymczasem tu mamy w garści
dowód! Niewątpliwy fakt. Nagraną rozmowę z ofertą łapówki!
***
Spróbujmy więc odkryć mechanizm
funkcjonowania korupcji na szczytach władzy. Mamy gorący trop,
więc idźmy za nim. Wiemy, że to nie jest odosobniony
przypadek, że taka jest praktyka i mamy obowiązek się nią
zająć!
Adam Michnik nie jest tak głupi, żeby się nie
spodziewał, że i on będzie obiektem ataków po ujawnieniu
afery. Więc nie dziwię mu się wcale, że niełatwo było mu
podjąć decyzję o publikacji. Kiedy zajmiemy się zasadniczym
wątkiem afery, to dopiero po wszystkim zastanawiać się można,
dlaczego Agora czekała. Ale tych prawie sześć miesięcy zwłoki
z różnych powodów to są przecież pestki z tego owocu, który
nagle znalazł się na naszym stole. A jak się ktoś dziwi, to
niech sam poda jakikolwiek tego typu fakt do publicznej
wiadomości. Czy stać go będzie na podobną bezkompromisowość, z
jaką "Gazeta" ujawniła ofertę Rywina?
Zawsze można się
zastanawiać, ile czasu minęło od nagrania rozmowy do
publikacji... Była wszak kwestia pertraktacji z Unią
Europejską w Kopenhadze. Gdyby te negocjacje się nie udały, to
oczywiście winien byłby Michnik, który opublikował materiał o
korupcji. Przedtem były wybory samorządowe, więc bardzo łatwo
byłoby można odczytać ten tekst jako głos poparcia "Gazety"
dla którejś ze stron. Były pewnie też liczne inne powody, nad
którymi możemy się tu zastanawiać, ale dopiero wówczas, gdy
podejmiemy sprawę główną, a my jej nie podejmujemy. Bo oto
przy okazji sprawy Rywina dowiadujemy się z "Trybuny", że oto
mamy do czynienia z próbą obalenia rządu Leszka Millera
wspólnym wysiłkiem "Gazety Wyborczej" i Kancelarii Prezydenta.
Komu w "Trybunie" zależy na tym, by całą tę sprawę gmatwać?
Dlaczego miast sprawą zasadniczą zajmujemy się guzikami? Otóż
wszyscy inni redaktorzy gazet po doświadczeniu "Gazety"
właściwie powinni wyciągnąć taki wniosek - w takich sprawach
nie należy w ogóle się odzywać. Zmieść te śmieci pod dywan i
spokój, bo inaczej jest się zamieszanym w kradzież zegarka. On
ukradł, jemu ukradli - nie wiadomo - jedyne, co pewne, to to,
że delikwent był zamieszany w kradzież zegarka.
Z całą
stanowczością trzeba teraz zabrać się za wyjaśnienie
wszystkich okoliczności sprawy, za znalezienie rzeczywistych
mocodawców Rywina. Wszystkie inne wątki, które można tu
wysnuwać, siłą rzeczy schodzą na drugi, jeśli nie na ostatni
plan. Każde inne podejście jest bowiem robieniem szumu wedle
zasady "łapaj złodzieja" preferowanej przez weterana lwowskiej
szkoły doliniarzy Józefa Kalinkę.
***
Zastanawiałem się, jak to możliwe, że taki cwany
człowiek jak Rywin nie wykonał rozmowy wstępnej. Takiej, która
go podprowadza. Przecież jak chcemy iść z kobietą do łóżka, to
trzeba najpierw nawiązać pewną nić porozumienia. Jeżeli tego
zaniecham, dostaję po pysku i nie powinienem niczemu się
dziwić... Rywin nie wykonał takiej rozmowy, bo czuł się pewny
i bezkarny.
Ta sprawa stanie się punktem wyjścia do
podjęcia zasadniczej kwestii dla naszego państwowego być albo
nie być. Powstaje pytanie, czy polska klasa polityczna będzie
w stanie się samooczyścić. Czy nadzwyczajna komisja sejmowa
wystarczy? Na podstawie przebiegu ostatniej debaty w Sejmie
mam co do tego poważne wątpliwości. Tu jest potrzebna szeroka
społeczna debata nad rozmiarami i sposobami walki z korupcją,
a nie wokół tego, ile czasu minęło od nagrania do
publikacji.
Niestety, obawiam się, że sprawy zaszły tak
daleko, że opinia publiczna już nie wierzy w to, iż klasa
polityczna będzie w stanie się samooczyścić. Zdemoralizowane
elity i nieufające im społeczeństwo stanowią wybuchową
mieszankę, która może zakończyć się rewolucją. A to, nie waham
się powiedzieć, będzie największy po 1989 r. dramat polskiej
demokracji. To będzie
katastrofa.
AFERA RYWINA