Rzeczpospolita - 2002.11.02
Instytut Pamięci Narodowej opracował "białą księgę" - Pogromy w co najmniej 30 miejscowościach - Bezsporny udział Niemców
Andrzej Kaczyński
Nie tylko Jedwabne
"Sąsiedzkie" pogromy zostały opisane w co najmniej dwóch niezależnych źródłach. Jedna grupa dokumentów to relacje ocalałych z zagłady Żydów, złożone tuż po wojnie przed Żydowską Wojewódzką Komisją Historyczną w Białymstoku. W 32 opublikowanych w księdze "Wokół Jedwabnego" żydowskich świadectwach mowa jest o tragicznych wydarzeniach w 22 miejscowościach, wymienia się grubo ponad setkę nazwisk ofiar i nie mniejszą listę nazwisk zabójców. Drugi zbiór to akta 61 śledztw i procesów przeciwko 93 Polakom oskarżonym o udział w zbiorowych zbrodniach antyżydowskich w 23 miejscowościach. Prawomocnymi wyrokami (na kary od 2,5 roku więzienia do dożywocia i śmierci; jedną wykonano) skazano 17 osób - uznanych w pierwszej instancji za winnych było dużo więcej.
Relacje ocalonych Żydów były dotychczas rzadko wykorzystywane przez historyków. Do relacji nie sięgnęli też śledczy, prokuratorzy i sędziowie prowadzący wspomniane procesy. Akt tych rozpraw - wyjąwszy procesy o Jedwabne - nikt nie znał. To rewelacyjne odkrycie historyków IPN. Oprócz procesów za zbiorowe ekscesy, odbyło się na Podlasiu kilkaset procesów przeciw Polakom za indywidualne czyny przestępcze na szkodę Żydów. Czekają one na zbadanie.
Czyny, o których mówią źródła, były różnej miary i skali. Donosy, rabunki, niszczenie mienia, terror psychiczny, wymuszanie okupu, znieważanie uczuć religijnych, miejsc i przedmiotów kultu, bicie, gwałty, pojedyncze zabójstwa, w końcu masowe mordy.
W związku z ujawnieniem nowych zbrodni tym większą wagę należy przykładać do pytania o rolę Niemców. Edmund Dmitrów nie znalazł w niemieckich archiwach jednoznacznego dowodu, że zagładę Żydów w Jedwabnem zaplanowali i zarządzili Niemcy, ale z prawdopodobieństwem bliskim pewności wykazał, że tak właśnie było w Radziłowie. Czynny i organizatorski udział Niemców w większości antyżydowskich wystąpień na Podlasiu jest - jak wykazał Dmitrów - bezsporny, a Jedwabne i Radziłów to miejsca idealnej realizacji planu "akcji samooczyszczających", jak Niemcy nazywali prowokowane przez siebie pogromy.
ROK 1941 NA PODLASIU - NIE TYLKO JEDWABNE
ANDRZEJ KACZYŃSKI
Lato sąsiedzkich pogromów
Zbrodnie w Jedwabnem i Radziłowie nie były odosobnione. W lecie 1941 roku na Białostocczyźnie w pierwszych tygodniach okupacji hitlerowskiej Polacy w co najmniej trzydziestu miejscowościach dopuścili się zbrodniczych zbiorowych wystąpień przeciw swoim sąsiadom Żydom - ustalili historycy z Biura Edukacji Publicznej Instytutu Pamięci Narodowej.
IPN opublikował "Wokół Jedwabnego", zapowiadaną "białą księgę". W istotny sposób uzupełnia ona konkluzje śledztwa. "Prokurator jest ograniczony rygorami postępowania karnego, nie może wykraczać poza materiał dowodowy, formułować hipotez, które nie opierają się na zgromadzonych przez niego zeznaniach i innych dokumentach. Rola historyka jest inna" - napisał redaktor księgi Paweł Machcewicz. "Ma on prawo i obowiązek analizować wszystkie znane fakty, interpretować je i formułować hipotezy. Obie perspektywy powinny się uzupełniać. Wspólnym celem jest dociekanie prawdy o zbrodni z lipca 1941 r.".
Nieobojętny sprawozdawca
Dwa tomy: "Studia" i "Dokumenty", razem półtora tysiąca stron, to plon dwuletniej żmudnej pracy trzydziestu badaczy, historyków i prawników z IPN, instytutów Historii i Studiów Politycznych PAN oraz Uniwersytetu w Białymstoku. W najbliższych dniach dzieło trafi do księgarń. Dzięki uprzejmości dyrekcji IPN i redaktorów księgi już dziś możemy zaprezentować jej główne wątki.
Niemal wszystkie nazwiska twórców "białej księgi" czytelnicy "Rzeczpospolitej" mieli okazję poznać jako autorów tekstów opublikowanych lub cytowanych na naszych łamach. "Rzeczpospolita" jako pierwsza z ogólnopolskich gazet opisała zbrodnie w Jedwabnem i Radziłowie, a w wielkiej dyskusji medialnej, jaka się następnie toczyła, koncentrowała się głównie na dociekaniach prawniczych (śledztwie prowadzonym przez Główną Komisję Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu), poszukiwaniach archiwalnych i badaniach historycznych, uznając prymat tej problematyki przed (kategorycznie formułowanymi gdzie indziej) ocenami moralnymi czy politycznymi lub uogólnieniami socjologicznymi. Sekundowała też sprawie należytego uporządkowania i godnego upamiętnienia miejsca kaźni i cmentarzyska ofiar.
"Przekazujemy całą naszą wiedzę o tym, co i dlaczego wydarzyło się po wkroczeniu wojsk niemieckich w 1941 r. na polskie ziemie okupowane dotychczas przez Sowietów" - napisał we wstępie do księgi prezes IPN Leon Kieres, i dodał: "Przyznać muszę, że mnie jako Polakowi i jako chrześcijaninowi wiedza ta nie przyniosła ulgi". Profesor Kieres wziął na siebie trudną i niewdzięczną misję informowania opinii społecznej o postępach badań, a niekiedy - z konieczności, gdy wymagało tego dobro publiczne - wyprzedzania ich ostatecznych konkluzji. Nieraz doświadczył - osobiście i jako prezes Instytutu - że prawda ma cierpki smak. Ale lektura księgi dowodzi dwóch rzeczy. Zarówno pion śledczy, jak i historyczny IPN podszedł do badań kompleksu "sprawy Jedwabnego" z najwyższą uwagą, odwagą, rzetelnością i kompetencją. Zaś tezy, które opinii publicznej przedkładał prezes Instytutu, zawsze miały właśnie w postaci tych badań gruntowną merytoryczną podstawę.
"Rzeczpospolita" ma zaś - gorzką, to prawda - satysfakcję, że po ogłoszeniu wyników badań naukowych, tak samo jak uprzednio po sformułowaniu konkluzji śledztwa, nie potrzebuje prostować ani korygować zasadniczych tez, które w sprawie Jedwabnego głosiła.
Od donosów do morderstw
Większość antyżydowskich wystąpień ludności polskiej Podlasia (a ściślej Łomżyńskiego, Białostocczyzny i północnowschodniego Mazowsza) z lata roku 1941 została opisana w co najmniej dwóch wytworzonych niezależnie od siebie źródłach. Jeden ich zespół to relacje ocalałych z zagłady Żydów, złożone zaraz po wojnie przed Żydowską Wojewódzką Komisją Historyczną w Białymstoku. Drugi, to akta 61 śledztw i procesów przeciw 93 Polakom oskarżonym o udział w zbrodniczych zbiorowych wystąpieniach antyżydowskich w 23 miejscowościach. Skazano prawomocnymi wyrokami (na kary od 2,5 roku więzienia do dożywocia i śmierci; jedną wykonano) 17. Wielu skazanych w pierwszej instancji zostało uniewinnionych w drugiej instancji, przeważnie z powodu niechlujstwa, niedbałości, a nawet zaniechania możliwych czynności dowodowych przez sąd i prokuraturę podczas pierwszej rozprawy.
Pierwszy zespół, który powstał niejako "do użytku wewnętrznego" organizacji żydowskich - relacje ocalonych, tylko w niewielkiej mierze dotychczas był wykorzystywany przez historyków. Andrzej Żbikowski, który na podstawie relacji napisał do księgi rozprawę i podał je do druku, znał niektóre już przed dziesięciu laty. Ocenił je wtedy jako niewiarygodne. "Nie mogłem uwierzyć, zupełnie nie byłem do tego przygotowany", wyznał w dyskusji zorganizowanej przez "Rzeczpospolitą". Do tych relacji nie sięgnęli też śledczy, prokuratorzy i sędziowie prowadzący wspomniane procesy.
Akta rozpraw - wyjąwszy procesy w sprawie Jedwabnego - dotychczas nie były znane historykom. To odkrycie pracowników IPN. A nie ma pewności, że wiemy już o wszystkich. Żbikowski pisze, że oprócz procesów w sprawie zbiorowych ekscesów, w latach 1945 - 1956 odbyło się na Podlasiu kilkaset procesów przeciwko Polakom za indywidualne czyny przestępcze na szkodę Żydów. Te, o których mówią źródła, były różnej miary i skali. Donosy, rabunki, niszczenie mienia, terror psychiczny, wymuszanie okupu, znieważanie uczuć religijnych, miejsc i przedmiotów kultu, bicie, gwałty, pojedyncze zabójstwa, masowe mordy.
Różny był stopień samodzielności złoczyńców. Części ekscesów dopuszczała się polska "policja pomocnicza" (formalnie powołano ją później) na rozkaz Niemców. Wskazywała Żydów, wyprowadzała ich z domów i kryjówek, konwojowała i pilnowała, dręczyła, biła i zabijała. Czasem do niej dołączali - na rozkaz lub ochotniczo - cywile. Tak było w Czyżewie, Narewce, Tykocinie. W Trzciannem przez kilka dni Żydzi przetrzymywani byli w wykopie; przy pomocy Polaków, którzy trzymali straż, jeden młody niemiecki żołnierz zastrzelił co najmniej kilkudziesięciu ludzi. W Rajgrodzie do roli kata w zarządzonej przez Niemców egzekucji strzałami w głowę zgłosił się ochotnik Polak. W Suchowoli eksterminacją dowodzili Niemcy, ale wykonali Polacy; jedną grupę sąsiadów utopili, drugą żywcem spalili. W Bielsku Podlaskim Polacy zażądali urządzenia getta.
W Radziłowie, Wąsoszu, w Goniądzu i Jasionówce zagładę Żydów zarządzili Niemcy, ale "upoważnili" Polaków do jej wykonania i oddalili się. W Korycinie polscy "policjanci pomocniczy" podpalili stodołę i - żeby sprowokować pacyfikację - donieśli Niemcom, że zrobili to Żydzi. W Grajewie pogrom urządzili spontanicznie Polacy, uśmierzył go przygodny oddział Wehrmachtu i rozstrzelał nawet trzech winowajców. Ale inni Niemcy kilka dni później wzniecili pogrom i też znaleźli chętnych wykonawców spośród mieszkańców Grajewa i okolic. W Stawiskach ochotnikami okazali się Polacy właśnie uwolnieni z sowieckiego więzienia.
W wielu miejscowościach pogromy wybuchały przed wkroczeniem wojsk niemieckich, np. w Stawiskach, Szczuczynie i okolicznych wsiach Lipniku, Skajach i Bzurach. W tej ostatniej drewnianymi pałkami z żelaznym okuciem zatłuczono dwadzieścia dziewcząt i kobiet. W Drohiczynie nazajutrz po wybuchu wojny dziesięciu Żydów utopiono w studni i w rzece. Ekscesy w Rutkach wzniecił oddział partyzantki antysowieckiej, który wyszedł z ukrycia.
Scenariusz Heydricha
Edmund Dmitrów mimo bardzo skrupulatnej kwerendy w archiwach niemieckich nie znalazł jednoznacznego dowodu, że w Jedwabnem zagładę Żydów zarządzili hitlerowcy (ale z prawdopodobieństwem bliskim pewności wykazał, że tak właśnie było w Radziłowie). W sprawie roli Niemców w zbrodni w Jedwabnem musimy poprzestać na "procesie poszlakowym" - tak Dmitrów określił konkluzje, do jakich doszedł. Fundamentalne znaczenie jego rozprawy (została ukończona jako pierwsza z zamieszczonych w księdze) okazuje się jeszcze jaśniej w zestawieniu z materiałami omówionymi przez Żbikowskiego. Czynny i organizatorski udział Niemców w większości antyżydowskich wystąpień na Podlasiu jest bezsporny, a Jedwabne i Radziłów - by posłużyć się formułą Machcewicza - "były miejscami, gdzie realizacja scenariusza nakreślonego przez Heydricha przebiegła w sposób idealny. Brak dokumentów nie może być istotnym kontrargumentem, bo przecież sam Herydrich explixcite polecił nie zostawiać śladów".
Jeżeli nie może tego zaznaczyć z jakichś - np. proceduralnych - względów prokurator Radosław Ignatiew w ostatecznej konkluzji śledztwa w sprawie Jedwabnego, byłoby dobrze, aby profesorowie Leon Kieres lub Witold Kulesza (dyrektor GKSZpNP) oświadczyli jednoznacznie, że nie tylko nie ma sprzeczności między wynikami badań zbrodni w Jedwabnem przez prokuratora i historyka, ale że "sprawstwo sensu largo", jakie Niemcom przypisał Ignatiew, to właśnie mechanizm, który opisał Dmitrów.
"Biała księga" nie podsuwa ani uproszczonych, ani pocieszających odpowiedzi, nie kieruje się też żadną założoną z góry tezą. Wpływ okupacji sowieckiej na zaognienie wzajemnych stosunków Polaków i Żydów oraz na generalną brutalizację relacji społecznych i erozję wartości naświetlają Jan J. Milewski i Marek Wierzbicki oraz dwa zbiory archiwaliów - jeden wytworzony przez sowiecki aparat ucisku, drugi przez instytucje polskiego państwa podziemnego. W świetle dokumentów polskiego podziemia (a także kalendarium tekstów poświęconych zbrodni w Jedwabnem do roku 2000, autorstwa Tomasza Szaroty) wydaje się niepodobieństwem, że wydarzenia te tak długo pozostawały nieznane opinii publicznej.
Dariusz Libionka opisał udział duchowieństwa diecezji łomżyńskiej w utwierdzeniu społeczeństwa w postawie antysemickiej. Demograficzna analiza Marcina Urynowicza pozwala urealnić szacunek strat żydowskiej ludności Jedwabnego 10 lipca 1941 i wykazuje, że liczba 1600 jako suma domniemanych ofiar zagłady Żydów w tym miasteczku jest błędna (oraz na czym polega i skąd wziął się błąd; prawdziwa liczba Żydów obecnych podówczas w Jedwabnem byłaby zbliżona do tysiąca).
Solą historii są źródła. Księga (dająca zresztą wybór, nie całość odnalezionej przez IPN dokumentacji) zwielokrotnia zasób, który był znany wówczas, kiedy toczyła się wielka dyskusja. Podkreślę tu tylko niebywałą wręcz skrupulatność, dociekliwość, a zarazem finezję interpretacyjną Krzysztofa Persaka, autora opracowania czterech zbiorów - akt obu procesów jedwabieńskich, śledztwa prowadzonego w latach 1967 - 1974 przez białostocką Komisję Badania Zbrodni Hitlerowskich, oraz akt postępowań cywilnych z lat 1947 - 1949 w sprawie objęcia mienia pożydowskiego (odkrył on aferę polegającą na przejmowaniu mienia przez nieuprawnione do tego osoby; uczestniczyli w niej Żydzi, którzy stawali przed sądami jako świadkowie w sprawach karnych, oraz adwokat, który w sprawach cywilnych był pełnomocnikiem aferzystów, zaś w procesach karnych obrońcą dużej grupy oskarżonych).
KOMENTARZ
Czas niezacietrzewionej dyskusji
Teraz, kiedy IPN opublikował dwa tomy opracowanej z wielką starannością białej księgi "Wokół Jedwabnego", jest czas na dyskusję o tym, co wydarzyło się w wielu miejscowościach na terenie Polski Wschodniej w roku 1941. Jest czas, bo nie będzie to już dyskusja na temat tego, co się wydarzyło i czy wydarzyło się naprawdę. To już wiemy i możemy teraz dociekać i spierać się o to, dlaczego się wydarzyło. Z dokumentacji wynika, jak trudno było niektórym Polakom przetrwać w zdrowiu moralnym dwie, w krótkim czasie po sobie następujące, okupacje. Obie praktykowane przez totalitarne reżimy oparte na ideologii. Swiadectwa rozchwiania, zagubienia etycznego mamy zresztą i tam, gdzie zamiana okupacji nastąpiła później i w odwrotną stronę. Gdzie okupacja sowiecka zastąpiła hitlerowską. Miały z tym trudności zwłaszcza jednostki słabe moralnie i na niskim poziomie kulturalnym. Tacy byli i są zresztą do dziś w polskim społeczeństwie, ale z ich postępków nie wolno czynić zbiorowych oskarżeń pod adresem całego narodu. Tak jak nie można na podstawie działalności Żegoty kreować Polaków na naród bez winy.
Teraz jest czas na bardzo spóźnioną, ale rzetelną dyskusję o zbrodniach popełnionych latem 1941 roku przez Polaków na Żydach - o ich przyczynach i o ich konsekwencjach. A także o współodpowiedzialności, jakie za tamte wydarzenia ponoszą oba - niemiecki i rosyjski - totalitaryzmy, które razem w 1939 roku zniszczyły państwo polskie.
Maciej Rybiński
JAK POWSTAŁ ZBRODNICZY WĘZEŁ
Jedwabne i okolice
Poniżej prezentujemy fragmenty artykułów historyków i prawników, które zawierają genezę, kontekst historyczny, przebieg wydarzeń oraz analizę powojennych procesów karnych. Teksty te są zamieszczone w pierwszym tomie publikacji "Wokół Jedwabnego", wydanej przez Instytut Pamięci Narodowej - Komisję Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu.
W rejonie jedwabieńskim rozwijała się antyradziecka konspiracja. Takiego masowego zorganizowania w konspiracji nie było wówczas chyba nigdzie w Polsce. NKWD aresztowało pod zarzutem udziału w konspiracji 36 osób w gminie Przytuły i 40 osób w Jedwabnem, a 23 czerwca zlikwidowało bazę partyzancką na uroczysku Kobielno. W rozpracowaniu konspiracji pomocna była agentura, której stan wynosił 130 osób. Dekonspiratorami byli Polacy.
Polska konspiracja przybrała na tym obszarze niebywałe rozmiary, natomiast żydowska kolaboracja nie wyróżniała się niczym szczególnym i bardziej powszechna była (i jest) w wyobraźni polskich współmieszkańców niż w rzeczywistości. [Ale] dystans między obu społecznościami powiększał się. Zanim wkroczyli Niemcy, NKWD przeprowadziło czwartą, największą deportację. Po rodziny osób aresztowanych lub ukrywających się przychodziły enkawudowskie "trójki" w towarzystwie miejscowych milicjantów. To milicjanci Żydzi eskortowali deportowanych, to oni - oceniało wielu miejscowych Polaków - są wszystkiemu winni. Deportacja w czerwcu 1941 r. stworzyła sprzyjającą atmosferę dla tragicznych wydarzeń następnych dni. Nie deportowani i nie niedobitki lokalnych elit nadawali teraz ton wydarzeniom. Antysemickie uprzedzenia, nazistowska zachęta, oskarżenia o kolaborację, chęć zemsty i grabieży splotły się w zbrodniczy węzeł.
Jan J. Milewski
"Polacy i Żydzi w Jedwabnem i okolicy przed 22 czerwca 1941 roku"
Informacja podana przez Grossa, jakoby w 1931 r. w Jedwabnem Żydzi stanowili przeszło 60 proc. ludności, wydaje się wątpliwa. Wedle innych danych proporcje były odwrotne, 60 proc. ludności polskiej i 40 proc. żydowskiej. Ludność żydowska przeważała w latach dwudziestych. W przewodniku po województwie białostockim z 1937 r. Mieczysław Orłowicz podaje, że z 2500 mieszkańców Jedwabnego 60 proc. stanowili katolicy. Oznaczałoby to, że ludność żydowska liczyła 1000 osób.
W świetle dokumentów sowieckich w drugiej połowie 1940 r. w rejonie jedwabieńskim mieszkało 1400 Żydów. W skład rejonu wchodziły byłe gminy: Jedwabne, Wizna, Przytuły, Radziłów oraz część gminy Wąsosz. Inne opracowanie sowieckie z 1940 r. podaje 1245 osób. A według sowieckiej "Charakterystyki ekonomicznej miast i rejonów obwodu białostockiego" w 1940 r. w Jedwabnem mieszkało 1762 Polaków, 562 Żydów i 97 Białorusinów. Być może liczba 562 odnosi się tylko do ludności osiadłej, zamieszkałej w mieście jeszcze przed wojną, a nie do uchodźców.
Prawdopodobne wydaje się, że na przełomie czerwca i lipca 1941 społeczność żydowska w Jedwabnem została powiększona o bliżej nieokreśloną liczbę uchodzców z okolicznych miejscowości. Mogła osiągnąć lub przekroczyć liczbę tysiąca osób.
Marcin Urynowicz
"Ludność żydowska w Jedwabnem. Zmiany demograficzne od końca XIX wieku do 1941 roku na tle regionu łomżyńskiego"
Po doświadczeniu likwidacji państwowości polskiej i brutalnych represji ludność polska przepełniona była ogromnym poczuciem krzywdy, które wyzwalało nienawiść do systemu sowieckiego i wszystkich - w tym Żydów - jego współpracowników oraz sympatyków. W tych warunkach przedwojenny antysemityzm Polaków, ograniczający się do pewnych środowisk, na przykład endeckich, niebywale wzmógł się i rozszerzył na praktycznie wszystkie warstwy polskiego społeczeństwa na obszarze okupowanym przez Sowietów. Nastąpiło utożsamienie Żydów z systemem sowieckim, a nienawiść do Sowietów została utożsamiona z nienawiścią do Żydów. Pod wpływem doświadczeń okupacji sowieckiej jednym z elementów patriotyzmu kresowych Polaków stał się antysemityzm, rozumiany jako walka z władzą sowiecką (czyli "żydowską") o niepodległość Polski, którą - w mniemaniu większości Polaków - Żydzi zdradzili.
Marek Wierzbicki
"Stosunki polsko-żydowskie na zachodniej Białorusi w latach 1939 - 1941"
Źródła wspominają zarówno o odważnych wystąpieniach księży w obronie Żydów, jak i o obojętności. W lipcu 1941 r. w Knyszynie ksiądz nie tylko udaremnił pogrom, lecz w każdą niedzielę apelował do parafian o pomoc dla Żydów. Proboszcz Jasionówki ks. Cyprian Łozowski, kiedy po wycofaniu się wojsk sowieckich niektórzy mieszkańcy próbowali grabić własność żydowską, "nie pozwalał im tak czynić". Kiedy za poduszczeniem Niemców okoliczna ludność przystąpiła do plądrowania żydowskich mieszkań, "bił ich [Polaków] kijami, a widząc, że napominania nie pomagają, zagroził im piekłem, jeśli nadal będą czynić taką niesprawiedliwość". W osadzie Rutki ksiądz i dyrektor szkoły, nie bacząc na własne bezpieczeństwo, próbowali powstrzymać mordowanie Żydów rozpoczęte przez uzbrojoną grupę Polaków. W Grajewie ks. Aleksander Pęza "w czasie codziennych mszy wzywał parafian do opamiętania, by nie współpracowali z Niemcami i nie uczestniczyli w antysemickich prowokacjach".
W Goniądzu i Szczuczynie ksiądz odmówił Żydom jakiejkolwiek pomocy. Podobnie było w Radziłowie.
Jeden kapłan diecezji łomżyńskiej został odznaczony Medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Swiata, Stanisław Falkowski, wikary z Piekut, ukrywający na plebanii kilkunastoletniego uciekiniera z transportu do Treblinki. Pomagał mu proboszcz z Hodyszewa ks. Józef Perkowski oraz proboszcz z Piekut ks. Roch Modzelewski.
Dariusz Libionka
"Duchowieństwo diecezji łomżyńskiej wobec antysemityzmu i zagłady Żydów"
Sąd nie zadał Józefowi Grądowskiemu, jedynemu pokrzywdzonemu, a więc głównemu świadkowi naocznemu, podstawowych pytań. Co się stało w Jedwabnem od dnia wkroczenia Niemców do dnia zbrodni? Ilu Żydów przebywało w Jedwabnem 10 lipca? Tylko miejscowi czy również uciekinierzy z podobnych rzezi w Wiznie i Radziłowie? Jak się zaczęła "akcja", która doprowadziła do spalenia jedwabieńskich Żydów? Co działo się na rynku? Ilu Niemców i z jakich formacji było w tym czasie w Jedwabnem? Kto jego i jego rodzinę wyciągnął rano z domu oraz kto pędził go na rynek? Ilu Żydów uratowało się 10 lipca? Ilu dożyło do wywózek do gett w listopadzie 1941 r. Ilu przeżyło wojnę? Czy któryś Polak groził mu czymś, gdyby opowiedział komuś szczegóły rzezi w Jedwabnem?
Hipoteza o wymuszeniu przez funkcjonariuszy PUBP przyznania się niektórych podejrzanych do zarzucanej im zbrodni nie znajduje potwierdzenia. Postępowanie karne w sprawie jedwabieńskiej nie miało charakteru politycznego w tym sensie, aby UB zależało na wyświetleniu wszystkich okoliczności zbrodni i - w związku z tym - na użyciu każdej, również przestępczej, metody zbierania dowodów. Starano się raczej wyświetlić jak najmniej faktów i okoliczności zbrodni, postawić w stan oskarżenia jak najmniej oskarżonych.
Funkcjonariuszom UBP w Łomży i Białymstoku, prokuratorom: Sądu Okręgowego w Łomży/Apelacyjnego w Białymstoku/ Prokuratury Wojewódzkiej w Białymstoku, sędziom w Sądzie Okręgowym w Łomży/Apelacyjnym w Białymstoku/Wojewódzkim w Białymstoku - można postawić zarzut niedopełnienia obowiązków przez zaniechanie czynności procesowych, w wyniku czego doprowadzili celowo do niewyświetlenia większości okoliczności ludobójczego aktu w Jedwabnem i do uniknięcia w pełnym zakresie odpowiedzialności karnej przez sprawców tej zbrodni.
Jedno jest pewne. Dziesięciu mężczyzn z Jedwabnego uznanych za winnych w okrojonym i pełnym błędów procesie w 1949 r. - zgodnie z końcowym fragmentem tytułu dekretu sierpniowego z 1944 r. - zdradziło 10 lipca 1941 r. naród polski. Wykorzystali inspirację i przyzwolenie Niemców, aby rozprawić się z całkowicie bezbronnymi, współmieszkającymi na tej ziemi polskimi Żydami.
Andrzej Rzepliński
"Ten jest z ojczyzny mojej? Sprawy karne oskarżonych o wymordowanie Żydów w Jedwabnem w świetle zasady rzetelnego procesu"
W pierwszych tygodniach operacji "Barbarossa" grupy operacyjne Sipo i SD obok podstawowej działalności - zabijania wybranych w pierwszej kolejności grup Żydów, wywoływały oraz podsycały antyżydowskie wystąpienia ludności. Akcje samooczyszczania obliczone na osiągnięcie celów propagandowych były krótkim epizodem w nazistowskiej polityce zagłady Żydów. Latem 1941 r. w zachodniej części województwa białostockiego działał najprawdopodobniej oddział operacyjny Hermanna Schapera, przysłany z Ciechanowa.
Masowe mordy były dokonywane w okrutny sposób, najczęściej przy użyciu narzędzi innych niż broń palna. Zbrodnie w Radziłowie i Jedwabnem wyróżnia sposób uśmiercania. Inspirującą rolę mogło odegrać spalenie [przez Niemców] kilkuset Żydów w białostockiej synagodze 27 czerwca 1941. Przy próbie wyjaśnienia skali mordu nasuwa się hipoteza, że oddział Schapera otrzymał zadanie radykalnego oczyszczenia terenów pogranicznych - pozwolono mu zabić wszystkich Żydów od razu. W połowie lipca prawdopodobnie ten oddział przeprowadził własnymi siłami całkowitą eksterminację Żydów w Kolnie. Kluczowe znaczenia miało rozeznanie, w których miejscowościach istnieją warunki do "radykalnego rozwiązania kwestii żydowskiej" - natychmiastowego, pełnego, a przy tym obciążającego wyłącznie Polaków.
Rola Niemców w wymordowaniu żydowskiej ludności Radziłowa i Jedwabnego polegała na stworzeniu warunków do zbrodni oraz na doprowadzeniu do jej popełnienia. Należy przez to rozumieć: 1) zapewnienie bezkarności aktom agresji przeciwko Żydom; 2) usankcjonowanie i wspieranie działalności policji pomocniczej, traktowanej przez władze niemieckie jako policja do pogromów; 3) dostarczanie wzorów antyżydowskich działań oraz inne formy podżegania do zbrodni; 4) dehumanizację i etykietowanie Żydów jako komunistycznych zbrodniarzy; 5) podjęcie decyzji o zgładzeniu Żydów; 6) wydanie polecenia i przekazanie instrukcji polskim aktywistom pogromu.
W Wąsoszu, Radziłowie i Jedwabnem członkowie policji pomocniczej oraz inni polscy mieszkańcy wzięli bezpośredni udział w masowym zabijaniu Żydów. Znany mi materiał źródłowy nie zawiera dowodów, że Polacy zostali zmuszeni do popełnienia zbrodni wskutek zagrożenia własnego życia czy zdrowia. Nawet jeśli część włączyła się do działań ze strachu przed Niemcami lub rodakami, to jednak decydujące znaczenie miał fakt, że była grupa Polaków gotowa zabijać Żydów. Decyzja, sygnał, postanowienie lub rozkaz mordowania został wydany przez Niemców z oddziału operacyjnego.
Edmund Dmitrów
"Oddziały operacyjne niemieckiej Policji Bezpieczeństwa i Służby Bezpieczeństwa a początek zagłady Żydów w Łomżyńskiem i na Białostocczyźnie latem 1941 roku"