Ryszard Świętek

 

Lodowa ściana

Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego 1904-1918

 

 

 

 

Rozdział VI

 

Wojna

 

Lubię prawdzie patrzeć prosto w oczy.

Józef Piłsudski

 

Kampania strzelecka

 

Kiedy w pierwszych tygodniach wojny armie niemieckie usiłowały rozbić Francję, kierownictwo Rzeszy wspólnie z Naczelnym Dowództwem układało obszerny plan wywoływania przewrotów politycznych, skierowanych przeciwko Imperium Brytyjskiemu oraz Rosji. Zostały już ustalone główne kierunki działania niemieckich akcji wywrotowych, od Finlandii aż do Morza Czarnego. Związane z tym posunięcia militarne i polityczne rozpoczęły się zaraz na początku wojny. Miały stanowić strategiczny środek prowadzenia wojny, przez zaangażowanie części armii rosyjskiej w sprawy wewnętrzne, co mogło zahamować jej napór na niemiecką granicę wschodnią, a także przez odciągnięcie części floty angielskiej w odległe rejony świata, zagrożone rebelią antybrytyjską, i utrudnienie rekrutacji w koloniach francuskich.

Podjęte działania miały prowadzić do załamania wojennego Rosji i Wielkiej Brytanii, aby w ten sposób osiągnąć zamierzony cel, czyli silną i bezpieczną Rzeszę Niemiecką. Kierował nimi Urząd Spraw Zagranicznych Rzeszy w połączeniu z Wydziałem Polityki w Zastępczym Sztabie Generalnym, przy aprobacie cesarza Wilhelma II. Podstawowe decyzje polityczne podejmował kanclerz Theobald von Bethmann Hollweg oraz sekretarz stanu spraw zagranicznych, Gottlieb von Jagow, obydwaj przebywający w Wielkiej Kwaterze Głównej w Koblencji. W ramach Wielkiej Kwatery Głównej operacje wojenne prowadziło Naczelne Dowództwo Armii (Oberste Heeresleitung -  OHL), spełniające w polu te same zadania, co Naczelna Komenda Armii.

W planach inicjowania i wspierania ruchów powstańczych oraz rewolucyjnych wśród narodów państwa rosyjskiego mieściła się też akcja strzelecka w Królestwie Polskim. Niemcy wspólnie z Austro-Węgrami postanowiły od pierwszych dni wojny odwołać się bezpośrednio do narastającego od dziesięcioleci konfliktu polsko-rosyjskiego, związanego z niepowodzeniem zrywów narodowych. Możliwość wybuchu polskiego powstania miała kluczowe znaczenie dla planów strategicznych państw centralnych w pierwszym okresie wojny, kiedy cały impet armii niemieckiej zwracał się przeciwko Francji, a główny ciężar odparcia Rosji spadał na siły austro-węgierskie.

Wybuch wojny między Austro-Węgrami i Niemcami a Rosją pozwalał na realizację niedawnych planów powstańczych Piłsudskiego, które teraz miały weryfikować boje regularnych armii zaborców. Okres wstępny, przygotowawczy do podjęcia w przyszłości decydującej walki o niepodległość Polski rozpoczął się 6 sierpnia 1914 r., po wkroczeniu oddziałów strzeleckich do Królestwa Polskiego.

Także na Ukrainie austro-węgierska Naczelna Komenda Armii oraz niemieckie Naczelne Dowództwo planowały wywołanie powstania na wzór polski. Problemem tym interesował się osobiście Wilhelm II. Cesarz w rozmowie z wojskowym przedstawicielem Austro-Węgier w Wielkiej Kwaterze Głównej w Berlinie, mówił o "konieczności podjęcia przez stronę niemiecką i przez nas - relacjonował hrabia Karl von Stürgkh w sprawozdaniu z 8-9 VIII 1914 r. dla gen. Conrada von Hotzendorfa - działań mających na celu wywołanie powstania w Polsce i na Ukrainie. Mieliśmy posłużyć się wszelkimi środkami, czyli sięgnąć po proklamacje, emisariuszy oraz odpowiednie środki finansowe [w oryg.: 'masę pieniędzy']".

Myśli te rozwinął potem oficjalnie kanclerz. "Doprowadzenie do powstania nie tylko w Polsce, lecz i na Ukrainie - uzasadniał Bethmann Hollweg stanowisko kierownictwa Rzeszy w przygotowanym przez Jagowa tajnym rozporządzeniu z dnia 11 VIII 1914 r. dla ambasadora niemieckiego w Wiedniu, Heinricha Leonarda von Tschirschky und Bögendorff - wydaje nam się bardzo ważne: 1.) jako środek walki z Rosją; 2.) ponieważ w przypadku pomyślnego zakończenia wojny utworzone zostaną wokół Rosji państwa buforowe, oddzielające Niemcy lub Austro-Węgry od tego kolosa, dzięki czemu jego napór na Europę Zachodnią stałby się mniejszy; w miarę możności należy Rosję odeprzeć jak najdalej na wschód".

Pierwszy etap przygotowań do powstania na Ukrainie miał być realizowany przez Rusiński Komitet Narodowy w Galicji, wspomagany przez niemieckiego konsula generalnego we Lwowie, Karla Heintze. Zamierzano również wykorzystać rewolucjonistów rosyjskich i ukraińskich do przygotowania rewolucji w Rosji. Tschirschky już 6 sierpnia donosił do Berlina o propozycji Wiednia swobodnego przejazdu przez Austrię przebywających w Szwajcarii rewolucjonistów rosyjskich, którzy chcieliby wrócić do swojej ojczyzny. Powracający z emigracji działacze rewolucyjni utworzyli pod patronatem Niemiec Związek Wyzwolenia Ukrainy, który dzięki poparciu Urzędu Spraw Zagranicznych w Berlinie stale otrzymywał dotacje od rządu Rzeszy Niemieckiej.

Na Wilhelmstraße obok ruchu polskiego i ukraińskiego wskazywano także na ruch syjonistyczny, jako trzecią "największą siłę skierowaną przeciwko caratowi". Nie wiadomo, w jakim stopniu wpłynęły na te zapatrywania wcześniejsze doświadczenia austriackie współpracy wywiadowczej z Żydami. We Lwowie syjoniści powołali Komitet Wyzwolenia Żydów Rosyjskich, który stał się dla Niemców dogodnym instrumentem propagandy antyrosyjskiej, a także pracy wywiadowczej. Urząd Spraw Zagranicznych w Berlinie zamierzał wspierać dążenia emancypacyjne Żydów w Rosji.

Jednakże w Wiedniu i Berlinie największe nadzieje wiązano z ruchem strzeleckim w Królestwie Polskim, mimo wielu zastrzeżeniom i różnym ograniczeniom, związanym z obawami o losy własnych polskich prowincji. Widać było, że Rosjanie w pierwszym odruchu ulegli złudzeniu możliwości gwałtownego rozszerzenia się polskiego ruchu zbrojnego, wspieranego propagandą socjalistyczną. W tym sensie cel akcji strzeleckiej w Królestwie Polskim wydawał się być osiągnięty.

W pierwszych tygodniach wojny decydujące stanowisko w sprawach polskich zajmowało Naczelne Dowództwo. Na podejmowane w tym czasie w OHL decyzje w dużym stopniu oddziaływał memoriał Georga Cleinowa z 5 sierpnia 1914 r., który został przygotowany na zlecenie szefa Sztabu Generalnego, gen. Moltke. Memoriał Czy można wywołać polskie powstanie? - Jakimi środkami? otrzymali najwyżsi dostojnicy wojskowi i polityczni Rzeszy. Cleinow w zasadzie sprzeciwiał się ruchowi powstańczemu inicjowanemu przez oddziały strzeleckie, które w dużej części składały się z elementów "socjalistycznych". Uważał, że do powstania w ogóle nie powinno dojść na samym początku wojny, gdyż nie służyłoby to - podkreślał - "ani interesom związanym z prowadzeniem wojny, ani polityki polskiej", ponieważ wtedy oddziały niemieckie musiałyby chronić "ludność okupowanych terenów przed własnymi sprzymierzeńcami".

Biorąc pod uwagę późniejsze wydarzenia, wywody te nie były całkowicie błędne. Już wówczas nie można było mieć pewności co do zachowania się Polaków z Kongresówki wobec strzelców Piłsudskiego. W każdym razie Cleinow przyczynił się do przyjęcia pewnej rezerwy władz niemieckich wobec idei natychmiastowego, żywiołowego powstania polskiego i kierował uwagę w stronę działań długofalowych, mających na celu tworzenie podstaw przyszłych stosunków państwowych na Wschodzie. Myślenie to odpowiadało przede wszystkim kanclerzowi Bethmann Hollwegowi, który miał za sobą poparcie cesarza Wilhelma II, oraz sekretarza stanu w Urzędzie Spraw Zagranicznych, Jagowa.

Cleinow zaproponował również, aby utworzyć przy jednym z organów rządowych Rzeszy "Biuro polskie", w którym skupiłaby się cała działalność Naczelnego Dowództwa w kwestiach politycznych Królestwa Polskiego. Wilhelm II zdecydował, że zajmie się tym "Biuro do Spraw Wschodnich" (Büro für Ostfragen) przy tworzonym Wydziale Politycznym (Politischen Abteilung) Wielkiego Sztabu Generalnego (Großen Generalstab). Cesarz wyznaczył na kierownika tego biura ppłk. Bogdana hr. Hutten-Czapskiego, który został formalnie oddelegowany do Wielkiej Kwatery Głównej, aby zająć się sprawą polską i ukraińską. Hutten-Czapski 9 sierpnia przejął nowe obowiązki w charakterze referenta spraw wschodnich w Wielkim Sztabie Generalnym. Podlegał bezpośrednio szefowi Politischen Abteilung, ppłk. von Dommesowi, z którym zaraz po otrzymaniu nominacji omówił -jak później odnotował - "możliwości zrewolucjonizowania polskich ziem Rosji na rzecz sprzymierzonych", czyli Niemiec i Austro-Węgier. Objął służbę 11 sierpnia, dostając do pomocy dwóch oficerów. Biuro mieściło się w obszernym lokalu przy Kronprinzenufer 15. Hutten-Czapski miał koordynować podejmowane przez Naczelne Dowództwo zadania związane z ruchami insurekcyjnymi "obcych narodów" Rosji.

Oddział strzelców Piłsudskiego, zgodnie z decyzjami podjętymi przed wybuchem wojny, wszedł pod rozkazy 7 dywizji kawalerii gen. Ignaza von Kordy, podporządkowanej grupie operacyjnej gen. Heinricha Kummera von Falkenfehd i 1 armii austriackiej gen. Victora Dankla. Grupa Kummera miała objąć ewakuowane przez Rosjan południowo-wschodnie obszary Królestwa i posuwać się w kierunku na Dęblin, z zadaniem przekroczenia Wisły. Na lewym skrzydle grupy Kummera uderzał z rejonu Kalisz - Częstochowa na kierunku Radom - Puławy niemiecki korpus gen. Remusa von Woyrscha. Wydawało się, że siły austro-niemieckie będą mogły bez większych przeszkód wejść w głąb Królestwa, gdyż Rosjanie, zgodnie z przyjętym planem, osłaniali Wisłę niewielkimi i drugorzędnymi formacjami. "Piłsudski - notował Sławek - wyruszył z oddziałami pozbawionymi środków niezbędnych do walki". Strzelcy nie byli przygotowani do prowadzenia regularnych działań wojennych. Uzbrojenie służyło celom samoobrony. Wyznaczone przed wymarszem strzelców z Krakowa zadanie przejęcie tunelu pod Miechowem nie zostało wykonane. Tunel został zniszczony przez Rosjan.

W zamierzeniu Piłsudskiego ruch strzelecki miał nosić "charakter insurekcyjny" - relacjonował Sokolnicki - aby wytworzyć własne wojsko i odpowiednie "polityczne instancje" jako ośrodki rządu narodowego. Kompania kadrowa służyłaby "do oparcia wywiadów i osłony zbiórki [innych] oddziałów [strzeleckich]". Raporty z rozpoznania wojskowego Piłsudski, jako Komendant Główny Strzelców, i Sosnkowski, jako szef Sztabu Głównego Strzelców, składali szefowi sztabu 7 dywizji kawalerii, mjr. Alfredowi von Brusselle-Schaubeckowi. Meldunki dostarczał zwykle Adam Skwarczyński, "pomocnik kierownika biura wywiadowczego", Rajmunda Jaworowskiego.

Faktycznym zwierzchnikiem Piłsudskiego pozostał jednak Rybak, delegowany 6 sierpnia 1914 r. z ramienia Oddziału Informacyjnego Naczelnej Komendy Armii do utrzymania łączności z oddziałami strzelców w polu (formalnie kierował Oddziałem Informacyjnym przy sztabie 1 armii austriackiej). Przed Rybakiem był Piłsudski odpowiedzialny za prowadzenie wywiadu oraz powodzenie podjętej akcji powstańczej. Działaniom organizacyjnym w pierwszych dniach po wkroczeniu do Królestwa towarzyszyła rozwinięta akcja propagandowa. Oddziały strzeleckie były wyprzedzane przez emisariuszy i wywiadowców, którzy wieźli instrukcje dla sympatyków i prowadzili rozpoznanie przyszłego terenu działań zbrojnych.

Obsługę regularnej agentury w Królestwie Polskim prowadził dalej Główny Ośrodek Wywiadowczy w Krakowie, który od 6 sierpnia przejął ppłk Jan Nowak, oficer Sztabu Generalnego, odkomenderowany z Biura Ewidencyjnego do grupy operacyjnej Kummera. Centrala HK-Stelle w Krakowie wypełniała jednocześnie funkcje techniczne łączności z Piłsudskim.

Sławek w dniach od 7 do 9 sierpnia przekazał wybranym działaczom specjalne przepustki krakowskiego oddziału HK-Stelle na przekroczenie granicy, wysyłając ich w imieniu Piłsudskiego do kierowania pracami politycznymi i wywiadowczymi w Królestwie Polskim. Ten sztab organizacyjny zaplecza politycznego akcji zbrojnej strzelców stanowili: Tomasz Arciszewski "Stanisław", Janina Benedek, Emil Bobrowski, Stefan Boguszewski, Józef Bromirski ("Piotrowski"), Gustaw Daniłowski ("Stanisław Nowacki"), Stanisław Dębski ("Grac"), Adam Grotowski, Ludwik Grzymała ("Eustachy"), Emil Haecker, Konstancja Klempińska ("Jadwiga Zaleska"), Ryszard Kunicki, Bolesław Limanowski, Władysław Lizuraj, Marian Malinowski ("Wojtek", "Marian Wolski"), Józef Orzechowski ("Sitek"), Felicjan Porzecki ("Przybysz"), Antoni Pytlakowski ("Banaszewski"), Jan Sadowski ("Lubicz"), Wacław Sieroszewski, Władysław Sikorski, Aleksander Sulkiewicz ("Aleksander Oleszkiewicz"), Aleksandra Szczerbińska, Włodzimierz Tetmajer, Józef Ulbik ("Jan Wadoń"), Wanda Wasilewska ("Wanda Walewska"), Leon Wasilewski ("Leon Walewski"), Zygmunt Zahorski.

Na czele Oddziału Wywiadowczego - Kundschaftsabteilung (wtedy właściwie Służby Wywiadowczej - Kundschaftsstelle) tzw. Komendy Głównej Wojsk Polskich stał Jaworowski, używający dawnego pseudonimu "Światopełk" (także "Świętopełk"). Pracą kobiet w Oddziale Wywiadowczym kierowała Szczerbińska. Oddział miał dostarczać wiadomości o nieprzyjacielu i dokonywać akcji dywersyjnych, prowadził też działalność polityczną. Początkowo jednostka terenowo i organizacyjnie była związana bezpośrednio z oddziałem strzelców Piłsudskiego, gdzie kierowano meldunki z rozpoznania wywiadowczego. Piłsudski albo Sosnkowski opracowane w sztabie raporty wywiadowcze przesyłali początkowo do szefa sztabu 7 dywizji kawalerii w Miechowie. Później raporty takie szły niemal wyłącznie do Krakowa.

Przygotowywano się do zajęcia Kielc, stolicy guberni i największego miasta na objętych działaniami wojennymi terenach Królestwa Polskiego, które mogło stać się punktem organizacyjnym dla ruchu powstańczego. W rejon Kielc zostały wysłane wywiadowczynie: Janina Benedek, Konstancja Klempińska i Zofia Zawiszanka, które podporządkowano komendzie Jaworowskiego. Po drodze dołączyli do nich Stanisław Hempel "Waligóra" i Bolesław Zawadzki oraz Stanisław Długosz "Tetera", których wybuch wojny zastał w domach, w Chęcinach i Kielcach. "Mieszkańcy Kielc - tak opisywała swoje pierwsze wrażenia Zawiszanka po dotarciu do miasta 9 VIII 1914 r. - opowiadali nam okropne sceny z niedawnej mobilizacji, kiedy ludzie chowali się, jak mogli, (...) prosili o radę, a rady nie było skąd wziąć! Odczuwało się coraz silniej, ile szkody przyniósł brak wcześniejszego hasła, odezw, emisariuszy. Skutek był ten, że prawie wszystkich poborowych wywieziono...". Wywiadowczynie donosiły w raportach, że miasto jest opuszczone przez władze rosyjskie, a okolicę patrolują nieliczne oddziały kozackie; porozumiały się z grupą sympatyków Piłsudskiego i zorganizowały w mieście i okolicy stacje wywiadowcze, które miały zbierać wiadomości o ruchach wojsk rosyjskich do czasu nadejścia posiłków z Oddziału Wywiadowczego. Pierwszą stację wywiadowczą Zawiszanka założyła w Suchedniowie (10 VIII 1914).

Piłsudski po trzech dniach działań bojowych, 9 sierpnia, złożył Rybakowi raport ze swych dotychczasowych poczynań. "Celem nadania mojej działalności organizacyjnej charakteru politycznego - pisał - postanowiłem podać do wiadomości, że w Warszawie utworzył się Rząd Narodowy, który mianował mnie Komendantem Głównym polskich oddziałów ochotniczych. W ten sposób stworzyłem podstawę polityczną, która ułatwi mi moją pracę organizacyjną w zakresie organizacji cywilnej i wyzyskanie kraju we wszystkich moich przedsięwzięciach. W imieniu tego rządu zamierzam rozwiązać wszystkie niepewne organizacje lokalne i zastąpić je nowymi, złożonymi z ludzi pewnych, wyznaczonych przeze mnie lub moich delegatów. Jestem przekonany, że w ten sposób ułatwię przyszłą pracę organizacyjną armii austriackiej i wypełnię tę część zadania, która mnie przypadła w udziale. Pan pułkownik Nowak otrzymał wykaz ludzi, którymi obsadziłem lokalne organizacje oraz charakterystyki personalne tych ludzi. Delegowane przeze mnie organy [chodzi o Komisariaty Wojskowe Rządu Narodowego w Królestwie Polskim - R. Ś.] w poszczególnych miejscowościach otrzymały polecenie odstąpienia swych funkcji wkraczającym jednostkom wojsk austriackich i udzielenia im pomocy przy organizowaniu władz administracyjnych zgodnie ze wskazówkami władzy państwowej".

Wyjaśnienia te na razie zadowalały Rybaka. Jeszcze tego samego dnia meldował on do Naczelnej Komendy Armii, że działalność organizacyjna polskich strzelców "rozwija się planowo", zapewniał o wybuchu powstania w całym Królestwie. "Oddziały polskie mają polecenie przekazywania naszym strażom przednim wszystkich informacji o nieprzyjacielu. (...) Spisy (adresy) zamieszkałych w guberni kieleckiej i radomskiej mężów zaufania PPS przekażę panu pułkownikowi Nowakowi, a spis mężów zaufania w guberni lubelskiej i siedleckiej zabiorę ze sobą do dowództwa 1 armii". Między Piłsudskim a Sławkiem i HK-Stelle w Krakowie uruchomiono tajną sieć łączności. Licząc na rozwój akcji strzeleckiej Rybak polecił Piłsudskiemu zgłoszenie w Krakowie dalszego zapotrzebowania na broń i amunicję, albo na swoje ręce (w terminie do 19 sierpnia), albo na ręce Nowaka (do 20 sierpnia).

Sławek cały czas utrzymywał łączność między sztabem Piłsudskiego a Rybakiem, Nowakiem i oddziałem HK-Stelle w Krakowie. Dnia 10 sierpnia otrzymał z HK-Stelle nową partię kilku przepustek, umożliwiających skierowanie do Królestwa Polskiego "zaufanych ludzi" z Oddziału Wywiadowczego, którzy mieli wyprzedzać oddziały strzeleckie, dokonując rozpoznania przedpola. Taką przepustkę, ostemplowaną przez Oddział Sztabu Generalnego I korpusu w Krakowie i wypisaną przez Sławka, otrzymał Korn-Wysznarski. Przepustka pozwalała na przekroczenie granicy państwa w okolicy Michałowic - Miechowa w dniach od 10 do 19 sierpnia 1914 r. Miechów zajmowały wówczas (10-12 VIII 1914) oddziały 7 dywizji kawalerii austriackiej.

W Miechowie znajdował się wówczas punkt zborny oddziałów strzeleckich, które przychodziły z Krakowa. Mobilizacją strzelców w Krakowie kierował Mieczysław Trojanowski. Na dzień 8 sierpnia dysponował on 13 kompaniami w liczbie około 1 000 strzelców, którzy pobrali broń w Krzeszowicach, Zatorze i Chrzanowie. Formowano dalsze 4 kompanie strzeleckie. Batalion Tadeusza Wyrwy-Furgalskiego, liczący 380 strzelców (3 kompanie), stanął w Miechowie 11 sierpnia. W nocy z 11 na 12 sierpnia wyruszył w kierunku na Miechów i Jędrzejów batalion Tadeusza Kordiana-Monasterskiego.

Korn-Wysznarski znalazł się w gronie niewielu zaufanych osób, korzystających ze specjalnych zezwoleń oddziału HK-Stelle w Krakowie na swobodne poruszanie się w terenie działań wojennych w Królestwie Polskim (poza regularnymi oddziałami strzelców). Wyruszył niezwłocznie w drogę. Wypełniał zapewne jakieś zadanie w ramach Oddziału Wywiadowczego, poruczone mu przez Sławka w związku z przewidywanym zajęciem Kielc przez oddziały strzeleckie. Przed wyjazdem pozostawił w mieszkaniu prywatnym Bujwida w Krakowie (ul. Lubicz nr 34) kosz ze swoimi prywatnymi rzeczami, dokumentami i różnymi papierami. "Maszeruję w stronę Miechowa, pozdrawiam, Michael" - informował gospodarza.

W tym czasie zaczęły dochodzić do władz austriackich wieści o niepowodzeniach w podejmowaniu akcji powstańczej, a także skargi na strzelców którzy dopuszczali się nadużyć w stosunku do ludności cywilnej (rekwizycje). "Wobec tego - meldował Rybak 11 sierpnia do Naczelnej Komendy Armii - wstrzymałem dalszą organizację oddziałów strzeleckich, uniemożliwiłem ochotnikom przekraczanie granicy rosyjskiej indywidualnie, a Komendantowi za pośrednictwem zaufanego człowieka poleciłem ukrócić tego rodzaju działalność terrorystyczną i bezwarunkowo jej zaprzestać w rejonie działania austriackich jednostek wojskowych". Dowództwo austriackie nie mogło tolerować ustanowionej przez Piłsudskiego lokalnej polskiej władzy fikcyjnego Rządu Narodowego w postaci Komisariatów Wojskowych, jakkolwiek miały one pomagać armii austriackiej. Nad oddziałami strzeleckimi zawisła groźba rozwiązania. Rybak meldował, że większość zorganizowanych w Krakowie oddziałów strzeleckich w sile 2 500 ludzi opuściła już teren Galicji. Uważał, że strzelcy wykazują "szczególnie zadowalające" wyniki w służbie wywiadowczej, "fakt - wnioskował do Oddziału Informacyjnego Naczelnej Komendy Armii - który sam przez się przemawia za zachowaniem tej organizacji". Polecił ponadto Nowakowi przeprowadzenie osobistej rozmowy z Piłsudskim, ażeby dalsze działania oddziałów strzeleckich przebiegały zgodnie z intencjami dowództwa grupy operacyjnej Kummera, któremu przejściowo podlegał Główny Ośrodek Wywiadowczy w Krakowie.

Być może Korn-Wysznarski wyjechał razem ze Sławkiem 12 sierpnia, który tego dnia udał się do Piłsudskiego w związku z przeprowadzoną rozmową z Rybakiem. Dawny szef krakowskiego oddziału HK-Stelle zakomunikował Sławkowi, że przyjęty przez oddziały strzeleckie system rekwizycji wzbudza niechęć w społeczeństwie Królestwa. Na pokrycie potrzeb materialnych organizacji strzeleckiej zaproponował pomoc finansową Oddziału Informacyjnego Naczelnej Komendy Armii. Sławek nie mógł jednakże rozstrzygnąć tego bez porozumienia się z Piłsudskim. Pojechał więc do Kielc, aby spotkać się z nim i omówić propozycję Rybaka.

W Miechowie Sławek prawdopodobnie zostawił Korna-Wysznarskiego do dyspozycji Jaworowskiego. W późniejszych materiałach śledztwa przeciwko Kornowi odnotowano tylko, że w tym czasie "nagle pojawił się w Miechowie i okolicy". Jaworowski skierował go do Kielc, gdzie objął przejściowo funkcję komendanta placówki Oddziału Wywiadowczego. Nie ma żadnych wiadomości na temat tego, co w ogóle wówczas robił Korn-Wysznarski. Faktem jest, że znalazł się bardzo blisko sztabu Piłsudskiego. Zapewne brał udział w misjach wywiadowczych w dalsze rejony Królestwa, co dawało mu sposobność do kontaktu z Ochraną. Mógł mieć również swojego łącznika w Kielcach albo w innym miejscu.

Piłsudski stanął w Kielcach 12 sierpnia. Wkroczył na czele oddziału w sile 350-400 strzelców, w skład którego weszła 1 kompania kadrowa. Na kwaterę zajęto pałac gubernatorski, niedawny symbol władzy carskiej (w przeszłości pałac biskupi). "Kielce - zapisał w pamiętniku Bolesław Waligóra - nie oczekiwały [nas] wcale, nie były przygotowane na te zdarzenia, których miały zostać teatrem. Nastrój był niezdecydowany i wszystko zależało od tego, jakie będzie pierwsze wrażenie, pierwsze przyjęcie. Ostatecznie na wieść o tym, że 'nasi' są już blisko, spora gromadka ludzi, wśród której przeważały panie, zebrała się u rogatki krakowskiej". W dużym stopniu na przyjętej przez mieszkańców miasta postawie rezerwy wobec strzelców zaważył brak przygotowań akcji zbrojnej na tym terenie, podobnie jak w innych częściach Królestwa Polskiego. Piłsudski był zmuszony improwizować. Polecił Marianowi Abramowiczowi oraz Gustawowi Daniłowskiemu przekazać za pośrednictwem Artura Śliwińskiego instrukcję dla działaczy niepodległościowych w Warszawie, aby "wspólnymi siłami, jeśli tylko okoliczności na to pozwolą, powołali do życia Tajny Rząd Narodowy". Dyspozycja ta miała z pewnością oznaczać demonstrację stanowiska polskiego i służyć celom propagandowym.

Sławek rozminął się w Kielcach z Piłsudskim, gdyż Komendant musiał jeszcze tego samego dnia opuścić miasto, wezwany na rozmowę przez Nowaka, który z ramienia Nachrichtenabteilung AOK oraz krakowskiej placówki HK-Stelle przejął od Rybaka utrzymanie kontaktu z komendą oddziałów strzleckich i uruchomienie polskiej służby wywiadowczej. Rybak został przydzielony do sztabu działającej na froncie grupy gen. Kummera.

Z miasta wyszli również strzelcy zagrożeni atakiem kozaków, cofając się do Chęcin. Podczas odwrotu Rosjanie ujęli 5 strzelców, których rozstrzelano z wyroku sądu doraźnego. Przy komendzie strzelców w Chęcinach stanął Oddział Wywiadowczy. Podporządkowano mu lotny oddział "beków", "niezrównany i karny w chwili niebezpieczeństwa, ale trudny do utrzymania w garści, gdy niebezpieczeństwo mijało" - podkreślał później Roman Starzyński. Zastępcą Jaworowskiego został Adam Skwarczyński - "czarnobrody młodzieniec, straszliwie poważny i wiecznie zamyślony". W sztabie oddziału był również Tomasz Arciszewski "Stanisław", Kazimierz Sawicki "Andrzej" i Janusz Dłużniakiewicz "Sęp".

Nowak spotkał się z Piłsudskim 13 sierpnia. Rozmowa odbyła się w jednej z kawiarń krakowskich. Nastrój nie był towarzyski. Przedstawiciel Nachrichtenabteilung AOK postawił Komendantowi ultimatum: albo podporządkuje się decyzjom Naczelnej Komendy Armii, "albo Austria nie da mu broni i amunicji". Piłsudski miał złożyć dowództwo oddziałów strzeleckich, które byłyby rozformowane, a ich członkowie mogliby wstąpić do szeregów armii austriackiej. Nowak otrzymałby przy tym "nazwiska tych członków - meldował po spotkaniu do dowództwa grupy operacyjnej Kummera - którzy wyrażą gotowość bezwarunkowego podporządkowania się rozkazom c. i k. organów i podejmą się działalności wywiadowczej, bądź przeprowadzenia akcji specjalnych przeciwko Rosji celem niszczenia nieprzyjacielskich połączeń itp.". Nowak nie mógł jednak zdecydować sam o przyszłości strzelców. Kwestie te rozstrzygała Naczelna Komenda Armii w porozumieniu z niemieckim Naczelnym Dowództwem.

Wieczorem 15 sierpnia Naczelna Komenda Armii opuściła Wiedeń, udając się koleją do Przemyśla, docierając na miejsce postoju po dwóch dniach (12 IX 1914 AOK przeniosło się do Nowego Sącza). Naczelnym dowódcą armii austro-węgierskiej był następca tronu, arcyksiążę Fryderyk. Oddziałem Informacyjnym AOK dowodził płk Hranilovic-Czvetassin, a Grupą Wywiadu w polu kierował mjr Ronge.

Cesarz Wilhelm II wraz z Naczelnym Dowództwem i kanclerzem Bethmann Hollwegiem opuścili 16 sierpnia stolicę, przenosząc kwaterę wojenną do Koblencji. Nicolai podążył na front wraz z Naczelnym Dowództwem. "W myśl umów zawartych jeszcze podczas pokoju - wspominał Ronge - natychmiast nawiązano ścisłą współpracę [Oddziału Informacyjnego Naczelnej Komendy Armii - R. Ś.] z wywiadem niemieckim". Najpierw kpt. Moritz Fleischmann von Theißruck udał się do Abteilung III B OHL w Berlinie, a następnie w Biurze Ewidencyjnym w Wiedniu zameldował się jako oficer łącznikowy niemiecki kpt. Hans Hasse, którego przydzielono następnie do Nachrichtenabteilung AOK (w styczniu 1915 zastąpił go mjr Paul Ernst Fleck). Fleischmann von Theißruck towarzyszył później dowództwu 8, a potem 9 armii niemieckiej w walkach przeciwko Rosji. Po wyjeździe na front Naczelnej Komendy Armii na miejsce kpt. Hasse przy Sztabie Generalnym w Wiedniu przyszedł kpt. Wilhelm Preissler.

Szef Zastępczego Sztabu Generalnego (Stellvertreten Generalstab) w Berlinie, gen. Kurt Manteuffel, wyłączył ze struktur Politischen Abteilung kierowane przez Hutten-Czapskiego biuro. Podporządkował je Abteilung III B Zastępczego Sztabu Generalnego w Berlinie. Szefostwo Oddziału III B w Zastępczym Sztabie Generalnym objął ponownie płk Brose. "Pozostawałem z nim w ścisłej łączności również i po wyjeździe z Berlina" - wspominał Hutten-Czapski. - "Zadanie moje w Wielkim Sztabie Generalnym polegało na tym, aby wywiadywać się o stosunkach panujących wśród obcoplemiennych ludów imperium rosyjskiego: Polaków, Ukraińców, Żydów itd., i wyszukiwać środki, za pomocą których wrogie ich usposobienie względem państwa carów możnaby spożytkować na rzecz prowadzenia wojny pod względem wojskowym i politycznym".

Hutten-Czapski codziennie odbywał liczne konferencje, zwłaszcza z sekretarzem stanu Urzędu Spraw Wewnętrznych i zastępcą kanclerza, Clemensem von Delbrückiem, z Theodorem Lewaldem, dyrektorem ministerialnym w Urzędzie Spraw Wewnętrznych, Arnoldem von Wahnschaffem, podsekretarzem stanu i szefem Kancelarii Rzeszy, Otto Hammannem, szefem biura prasowego w Urzędzie Spraw Zagranicznych, Klemensem Schorlemer-Lieserem i wieloma innymi. Nawiązał również stosunki ze specjalistami spraw wschodnich: Theodorem Schiemennem i Ludwikiem Bernhardem.

Pierwszym zadaniem Hutten-Czapskiego było doprowadzenie w Kongresówce do powstania, między innymi przez utworzenie legionu polskiego przy boku armii niemieckiej, równolegle do legionu tworzonego na bazie galicyjskich oddziałów strzeleckich pod dowództwem Piłsudskiego, jak również zjednanie przychylności Polaków dla państw centralnych.

Od 17 sierpnia Oddział Informacyjny AOK musiał pracować w niezwykle prymitywnych warunkach, znajdował się w baraku koszarowym etapu w Zasaniu na przedmieściu Przemyśla. Pomieszczenia baraku nie były przygotowane do prac sztabowych ("oświetlone tylko 2 dymiącymi lampami"). "Pierwsze wrażenie jest fatalne - zapisał Walzel słowa Hranilovica von Czvetassin zaraz po przyjeździe do kwatery wojennej - osoby zajmujące się zakwaterowaniem postradały chyba rozum. Nikt nie wie, gdzie mieszkać. Nareszcie dowiadujemy się, że zakwaterowano nas na przedmieściu w Zasaniu w barakach 77 pułku piechoty. Gdy jesteśmy już na miejscu, stykamy się z kolejnym przejawem bezmyślności. Nie ma bagaży, lamp, dla szefa [Sztabu Generalnego, gen. Franza Conrada von Hotzendorfa - R. Ś.] nie ma nawet stolika do mycia. Wszystko wygląda jakby to był odwrót a nie ofensywa!" Następnego dnia dodał: "Niestety po 48 godzinach podróży dla większości z nas ta noc nie oznaczała wypoczynku. Spałem okropnie, a łóżko dzieliłem z chmarą pluskiew".

Opis ten doskonale oddaje tło braków organizacyjnych oraz błędnych decyzji Sztabu Generalnego i Naczelnej Komendy Armii w sprawach zmiany prowadzenia wywiadu w warunkach wojennych. Stąd w pierwszych tygodniach wojny widoczny był pewien "bezruch" oddziałów wywiadu, podejmowanie zadań bez ich uprzedniego przygotowania, wynikającego z kontynuacji i dotychczasowej podległości operacyjnej (tworzenie Oddziału Informacyjnego z osób zatrudnionych w Biurze Ewidencyjnym w chwili, gdy nie powinno się zakłócać i przerywać ciągłości pracy wywiadu; przydział Głównych Ośrodków Wywiadowczych do komend armii w polu, a przez to okresowa przerwa działalności HK-Stelle w okresie szczególnie ważnym dla zachowania ciągłości zadaniowej; brak efektywnych przygotowań organizacyjnych od poziomu armii wzwyż; wreszcie brak przewidywalnych działań, zapewniających zdobywanie informacji od początku koncentracji wojsk).

Dlatego też Piłsudski mógł początkowo korzystać ze względnej swobody działań na Kielcczyźnie, bez wyraźnie zaznaczonej podległości jako kontynuacji dotychczasowych kontaktów wywiadowczych z Evidenzbureau oraz HK-Stelle w Krakowie. Poruszał się przejściowo po "ziemi niczyjej" i mógł wykorzystać ten fakt dla własnych celów. Stąd jego późniejsze oceny o "pierwszym romantycznym okresie wojny", gdy pracował "ze swoim oddziałem zupełnie samodzielnie".

Toteż do najważniejszych zadań, jakie zaraz stanęły przed Nachrichtenabteilung należało opanowanie wymykającego się spod kontroli ruchu strzeleckiego Piłsudskiego, przez utworzenie polskich formacji legionowych. Wyrosła stąd później legenda o "ratowaniu" czynu strzeleckiego utworzeniem Legionów Polskich, gdy ich geneza wiązała się bezpośrednio z przedwojenną działalnością Piłsudskiego. Pierwsze raporty na temat Legionów Polskich pisał por. Heinrich Benedikt, referent polityczny w Oddziale Informacyjnym AOK. Jego wnioski oddawały istotę rozumienia przez Polaków planów budowy własnych formacji wojskowych u boku armii austro-węgierskiej: "prawdziwym celem jest samodzielne Królestwo Polskie". Hranilovic-Czvetassin miał czuwać nad tym, aby Legiony Polskie realizowały zamierzenia wojenne Austro-Węgier.

Nowak udał się 19 sierpnia do Przemyśla na konferencję z gen. Conradem von Hötzendorfem i Hranilovicem von Czvetassin. "Przed południem przybędzie tu pułkownik Nowak (armia Kummera, Polska rosyjska) - notował Hranilovic von Czvetassin tego dnia w dzienniku - żeby przedstawić plan organizacji polskich oddziałów ochotniczych. Plan został zaakceptowany. Oddziały, które pod dowództwem Piłsudskiego weszły już na teren Polski rosyjskiej, wróciły do Krakowa i tworzą tam kadrę dla nowej organizacji".

Szef Sztabu Generalnego ostatecznie podjął decyzję o utworzeniu Legionów Polskich, wcielonych do armii austro-węgierskiej. Utrzymano zależność nowej formacji od wywiadu. Legiony bezpośrednio podlegały szefowi Oddziału Informacyjnego Naczelnej Komendy Armii, płk. Hranilovićowi-Czvetassin. "Nieprzyjemna figura" - mówił o nim później Sławek.

Bezpośredni nadzór wywiadowczy nad formacjami legionowymi miał sprawować kpt. Włodzimierz Zagórski, formalnie jako szef sztabu c i k. Komendy I Legionu. "Oficerowie sztabowi stanowili w Austrii coś swoistego - notował w związku z tym Sławek - rodzaj mafii zgranej pomiędzy sobą; mieli uprawnienia specjalne komunikowania się ze swoim zwierzchnikiem sztabowym z pominięciem dowództwa pułku czy dywizji, do której byli przydzieleni, tak, że jeżeli dowódcą był generał, a u niego dowódcą batalionu major [na etacie wywiadowczym - R. Ś.], to on mógł się kontaktować poza plecami dowódcy, on nawet umiał pisać ocenę dowódcy, [oceniać jego] kwalifikacje, krytykować swego dowódcę i [...] to po prostu szło do Sztabu Generalnego, więc ta opinia [Oddziału] Sztabu [Generalnego] była bardzo mocna. Otóż, jako taki, z tymi pełnomocnictwami Sztabu Generalnego, tym właśnie opiekunem, który miał pilnować interesów Austrii [w Legionach] był Zagórski". Oddziały strzeleckie włączono do Legionów. Dla Piłsudskiego oznaczało to odstawienie na boczny tor polityki austriackiej. Musiał więc szukać innych rozwiązań.

Kwatera Piłsudskiego znajdowała się wówczas w Tumlinie pod Kielcami. Stał tam również Oddział Wywiadowczy pod komendą Jaworowskiego, szykujący się do ponownego wejścia do Kielc. Sławek i Sokolnicki 19 sierpnia przywieźli Piłsudskiemu wiadomość o utworzeniu Naczelnego Komitetu Narodowego w Krakowie. "Piłsudski - komentował później Sokolnicki - wracał na bazę wyjściową; gotów był oprzeć się na zrzeszeniu narodowym galicyjskim; porzucał stworzoną przez siebie w chwili decyzji 6 sierpnia fikcję rządu narodowego w Warszawie".

Nocą 19 sierpnia 1914 r. Komendant wyjechał samochodem wraz ze Sławkiem do Krakowa, gdzie następnego dnia omawiał swe przystąpienie do NKN. Nowaka nie było w tym czasie w Krakowie.

Kierownictwo krakowskiego oddziału HK-Stelle objął przejściowo kpt. Eugeniusz Bauer, a po nim kpt. Ludwik Morawski. Zależność Piłsudskiego od ośrodka wywiadowczego w Krakowie nie ustała. Meldunki wywiadowcze miał kierować do HK-Stelle w Krakowie. "W Kielcach - pisał 20 sierpnia 1914 r. w jednym z raportów - było 6-8 oficerów z 6-go pułku strzelców, którzy stali tam przez czas pobytu wojsk rosyjskich w Kielcach, stąd prawdopodobnie powstała pogłoska o piechocie w Kielcach".

 

Piłsudski w drodze powrotnej na kwaterę strzelecką usiłował 21 i 22 sierpnia w Pińczowie porozumieć się z Nowakiem, ale bezskutecznie. Po przyjeździe do Kielc 22 sierpnia skierował do niego obszerny raport. "Wczoraj w Pińczowie - pisał - zostawiłem krótki list do Pana u Naczelnika powiatu pińczowskiego z gorącą prośbą, by natychmiast wysłał go do Pana. Dzisiaj znowu usilnie starałem się w Jędrzejowie podać depeszę do Pana z różnymi wiadomościami, które mi przez jakiegoś Żyda zostały zakomunikowane, Żyda, który się podawał za agenta kapitana Rybaka i prosił o dostarczenie mu podanych wiadomości".

Przede wszystkim jednak odniósł się do decyzji Conrada von Hotzendorfa o utworzeniu Legionów Polskich. Powołanie do życia NKN i ustalenie innych podstaw operacyjnych oraz ram organizacyjnych dla ruchu strzeleckiego należało do Oddziału Informacyjnego AOK stanowiło według Komendanta swego rodzaju autoryzację nowego stanu rzeczy i wzajemnych stosunków, tym samym unieważnione zostały dawne układy z Biurem Ewidencyjnym, dokonane za pośrednictwem Rongego oraz Iszkowskiego i Rybaka. Komendant uznał, że wobec tworzenia Legionów dotychczasowe umowy, związane z akcją strzelców w Królestwie Polskim, straciły swoją moc. Zamierzał poddać się nowym rozkazom. Wobec tego - komunikował - "że dotychczasowe moje pertraktacje z kapitanem Rybakiem oraz z Panem wyznaczyły mnie inne role", to "bez lojalnego rozwiązania dotychczasowej umowy nie mógłbym pracować w nowym kierunku. Dlatego też tego wieczora [20 VIII 1914] starałem się przez sztab fortecy Krakowa mówić telefonicznie z p[anem] kapitanem Rybakiem, potem nazajutrz, tj. wczoraj [21 VIII 1914] starałem się to samo zrobić w Pińczowie z Panem, Panie Pułkowniku". Nie mogę - dodawał - "mieć wątpliwości o tym, że Pan, z którym musiałbym zakończyć poprzednią umowę, nie tylko wie o Legionach, ale i współdziałał przy ich tworzeniu, że wreszcie w dyrektywach danych do ich tworzenia wyraźnie wskazano, że oddziały, będące obecnie pod moim dowództwem, mają służyć jako kadry dla owych Legionów, decyduję się obecnie uważać, że dotychczasowe umowy z p[anem] Rybakiem i potem z Panem są przekreślone i oddaję siły, zebrane dotąd przeze mnie, pod dowództwo wyznaczonego naczelnika Legionów na podstawie ogólnych orzeczeń, które będą lub są dla tych Legionów wyznaczone". Jednocześnie zgłosił akces do Legionów Polskich. Jednakże nie rezygnował ze współpracy wywiadowczej i w tym samym liście przesyłał raport "Z pobytu Rosjan w Kielcach".

Podległość wywiadowcza Piłsudskiego i jego oddziału wobec dyspozycji Nachrichtenabteilung AOK nie ustała. W Naczelnej Komendzie Armii interesowano się dalszą współpracą z Piłsudskim. Ogólna ocena dotychczasowych działań strzeleckich była pozytywna. Strzelcy zachowują się - pisał w jednym z meldunków Kummer - "bardzo dobrze i pracują skutecznie w najlepszych stosunkach z naszymi i niemieckimi oddziałami". Stąd też ich dalszą obecność na terenach działań wojennych w Królestwie Polskim uważał za bardzo pożądaną.

Na terenach zajętych przez oddziały strzeleckie Piłsudski tworzył polityczno-administracyjne instytucje władzy polskiej - Komisariaty Wojsk Polskich (6 VIII - 5 IX 1914), miały występować wobec wkraczających na teren Królestwa Polskiego wojsk niemieckich i austro-węgierskich w charakterze przedstawicielstwa polskiej władzy i reprezentanta miejscowej ludności. "Wszystko to szło w kierunku wytworzenia faktów dokonanych i rozbudowę naszego aparatu administrującego tymi terenami, które zajęliśmy" - relacjonował Sławek. Jednakże społeczeństwo Królestwa Polskiego odnosiło się z rezerwą wobec przedstawicieli nowej władzy, zarzucając oddziałom strzeleckim uprawianie agitacji socjalistycznej i rewolucyjnej. Niemal "wszystko w Królestwie - pisał później Michał Bobrzyński - z wyjątkiem socjalistów i nielicznej inteligencji niepodległościowej uprzedzone było przeciw nim, tak chłop, jak szlachcic, jak przede wszystkim ksiądz".

Organizację komisariatów Komendant powierzył Sokolnickiemu, który rozkazem Sosnkowskiego z 19 sierpnia 1914 r. objął funkcję komisarza Kielc, które miały stać się główną bazą i ośrodkiem organizacyjnym oddziałów polskich. Strzelcy wkroczyli do Kielc na krótko 19 sierpnia. Ponownie zajęli miasto 22 sierpnia. Piłsudski wydał rozkaz do żołnierzy o powstaniu Naczelnego Komitetu Narodowego i formowaniu Legionów Polskich w oparciu o kadry oddziałów strzeleckich (22 VIII 1914). Zakomunikował swoim współpracownikom, że przyjął zwierzchnictwo NKN. Następnego dnia wyjechał ze Sławkiem do Krakowa.

Ogólna sytuacja na froncie nie pozwalała na rozwinięcie polskich działań, jak pierwotnie zakładano. Na lewym brzegu Wisły Rosjanie pozostawili część swoich sił, które uniemożliwiały swobodę ruchów w głębi Królestwa. Wsparcie osłonowych wojsk austro-węgierskich i niemieckich było niewystarczające. "Kiedy się okazało - relacjonował później Sławek - że dalsze posuwanie się w [...] marszu na Warszawę w tej chwili nie może być podjęte, to Komendant postanowił zatrzymać się w Kielcach, zrobić bazę, na której się będzie odbywało ściąganie ochotnika, mundurowanie, zbrojenie itp.".

Sokolnicki urzędował w byłym pałacu gubernatorskim. Rozkazem z 23 sierpnia Piłsudski przydzielił Sokolnickiemu do pomocy Leona Wasilewskiego, który objął redakcję "Dziennika Urzędowego Komisariatu Wojsk Polskich w Kielcach" (26 VIII - 6 IX 1914), Aleksandra Sulkiewicza, który został kierownikiem oddziału miejskiego Komisariatu Wojsk Polskich w Kielcach, dalej Izabelę Moszczeńską-Rzepecką, Stanisława Siedleckiego do redakcji "Dziennika Urzędowego Komisariatu Wojsk Polskich w Kielcach", Emila Haeckera do spraw żydowskich, a także Marię Wiśniewską, literatkę i publicystkę, oraz Aleksandrę Szczerbińską, która objęła biuro główne służby cywilnej, mieszczące się na dolnym piętrze pałacu (urzędował tam również Wasilewski). Do dyspozycji Sulkiewicza został przejściowo przydzielony Roman Starzyński (22-28 VIII 1914), który następnie odszedł do Oddziału Wywiadowczego 1 pułku piechoty Legionów.

Komisarz kielecki przesłał do Warszawy wiadomość o utworzeniu Naczelnego Komitetu Narodowego. Zmienił instrukcje Piłsudskiego. Artur Śliwiński miał podjąć starania o poparcie różnych ugrupowań Królestwa dla akcji zbrojnej Legionów Polskich i NKN, organizując w tym celu w Warszawie wspólne, tajne ciało polityczne. Prowadzone w Warszawie rozmowy nie dały jednak rezultatu, rozbijały się o niechętne Piłsudskiemu stanowisko Dmowskiego i Balickiego.

Oddział Wywiadowczy rozlokował się w gmachu byłej Izby Skarbowej (ul. Wniebowstąpienia 2). Składał się wówczas z komendy oddziału i dwóch pododdziałów. W skład komendy wchodzili: Rajmund Jaworowski "Światopełk" (komendant, który wnosił zwykle "nieporządek i brak organizacji, a zarazem pewne pomysły polityczne, graniczące zawsze z intrygą"), Adam Skwarczyński "Stary" (zastępca komendanta), Kazimierz Sawicki "Andrzej" (komendant miasta i okręgu Kielce), Janusz Dłużniakiewicz "Sęp", Stanisław Hempel "Waligóra" oraz Michał Korn-Wysznarski (tłumacz, intendent) i Roman Starzyński (adiutant i sekretarz). Później do Oddziału Wywiadowczego doszli jeszcze: Władysław Konopczyński "Karp", Zygmunt Limanowski "Szczur", Stanisław Styczyński "Mścisław", Eugeniusz Tor i Bolesław Zawadzki.

Pododdziałem agitacyjno-wywiadowczym "beków" dowodził Tomasz Arciszewski "Stanisław", jego zastępcą był Bronisław Galbasz "Bernard". Do oddziału "beków" należeli: Stanisław Banaszewski "Arnold", Jan Bielawski "Mikita", Stanisław Długosz "Tetera", Edward Gibalski "Franek", Adam Grotowski "Edward", Zygmunt Hempel "Walipagórek", Józef Kobiałka "Wałek", Bronisław Kuczewski, Kazimierz Kuczewski "Tymek", Władysław Lizuraj "Poniatowski", Felicjan Przybysz, "Świetlik", Jan Sadowski "Bogdan", Józef Sitek "Orzech", Władysław Włodkowicz i Zygmunt Zahorski "Lubicz". "Becy" - jak wspominał Starzyński - nie nosili mundurów, chodzili "po cywilnemu" i "powołani byli do zadań dywersyjnych na tyłach nieprzyjaciela". Prowadzono również propagandę, aby zdobyć przychylność społeczeństwa i zapewnić "dopływ rekruta" do oddziałów strzeleckich. Bardzo ważnym zadaniem stało się przełamanie obiegowych opinii o socjalistycznym rodowodzie ruchu strzeleckiego. W wielu środowiskach obawiano się bardziej tzw. socjalistów niż obcych najeźdźców.

Drugim pododdziałem, w którym pełnili służbę młodzi skauci-wywiadowcy dowodził Bolesław Zawadzki. Jego zastępcą był Tadeusz Młodkowski "Mirski", wydelegowany z oddziału "beków". Pododdział wykonywał bliskie wywiady i służbę łącznikową.

Ponadto pod komendę Oddziału Wywiadowczego przeszła strzelecka służba kuriersko-wywiadowcza kobiet, którą zawiadywała Aleksandra Szczerbińska "Ola". Funkcja Szczerbińskiej była początkowo zakonspirowana. "'Ola' jest naszą władzą zwierzchnią w stosunkach wewnętrznych - pisała później Zofia Zawiszanka. - Ona prowadziła rachunki i była łącznikiem pomiędzy 'Świętopełkiem' [Rajmundem Jaworowskim] a nami". Działalność żeńskiego oddziału wywiadowczego inicjowały: Janina Benedek "Szara", Wanda Filipkowska "Makryna", Konstancja Klempińska "Jadwiga" i Zofia Zawisza (Zawiszanka) "Wiśniowiecka". Sprawy gospodarcze Oddziału Wywiadowczego (zakwaterowanie, wyżywienie itp.) spoczywały w rękach Teresy Perl "Reznikowskiej". Wywiad kobiecy docierał daleko poza linię frontu, utrzymując ciągłą komunikację z Warszawą, osiągając później Grodno, Brześć, Kijów, Moskwę i Odessę. Ogólną instrukcję służby wywiadowczej zawarł Piłsudski w jednym z listów do Szczerbińskiej: "Pamiętajcie - pisał że praca wasza polega na zbieraniu wiadomości niejako w stanie surowym. Sztab je analizuje i wybierze, co trzeba. Nie martwcie się tym, że czasem wyniki waszej pracy będą wydawały się wam błahe. Najmniejszy szczegół, na oko bez wartości, może się przydać, może odegrać wielką rolę w przygotowaniu planu". Cały Oddział Wywiadowczy podlegał zwierzchnictwu operacyjnemu Nachrichtenabteilung AOK.

Zależności wojskowej i politycznej oddziałów strzeleckich od Austro-Węgier nie mogła zmienić styczność z armią niemiecką. Ze sztabem Piłsudskiego kontaktowali się na bieżąco niemieccy i austriaccy oficerowie łącznikowi. Oddziały strzeleckie zetknęły się z Niemcami w dniach od 19 do 21 VIII 1914 r., po ich wkroczeniu do Kielc. Pojawiła się wtedy okazja do nawiązania bezpośrednich kontaktów o charakterze sztabowym z wojskami niemieckimi, które operowały w Królestwie Polskim. Ale główną kwaterą Piłsudskiego pozostawał ciągle Kraków, tam bowiem rozstrzygały się wówczas najważniejsze kwestie dotyczące przyszłości spraw polskich, które wymagały jego obecności. Podjęta w Kielcach działalność organizacyjna mogła dać nowy impuls do rozszerzenia ruchu polskiego.

Piłsudski 2 września powrócił do Kielc. Następnego dnia przybył z Warszawy Artur Śliwiński. Rezultaty przeprowadzonych rozmów z różnymi działaczami ugrupowań Królestwa skłaniały, przynajmniej chwilowo, do rezygnacji z poszukiwań szerszej bazy politycznej dla rozwijającego się ruchu zbrojnego. Legiony Polskie należało uznać jako realny fakt i podporządkować się jego konsekwencjom. W Krakowie 4 września składał przysięgę formułujący się 2 pułk piechoty Legionów. Na drugi dzień w Kielcach odbyła się przysięga 1 pułku piechoty Legionów. Rotę przysięgi odczytał kpt. Włodzimierz Zagórski, który przy wyliczaniu godności cesarza Franciszka Józefa I dodał tytuł: "królowi polskiemu". Później Zagórski zaprzeczył temu. Prawdopodobnie wstawiono do roty przysięgi słowa "i królowi polskiemu" z obawy, że oddziały kieleckie odmówią przysięgi. W imieniu Oddziału Wywiadowczego 1 pułku piechoty Legionów przysięgę składał Jaworowski. Reszta oddziału pełniła normalną służbę. "Zdawaliśmy sobie sprawę, że przysięgę złożyć trzeba, bo tak zdecydował Komendant".

Korn-Wysznarski wykonywał w tym czasie misje wywiadowcze w Królestwie Polskim. Pod koniec sierpnia lub na początku września 1914 r. wstąpił do Legionów Polskich. Potem - jak odnotowano w materiałach śledczych - "nosił mundur legionisty, niekiedy go zdejmował i wyjeżdżał w cywilnym ubraniu, podobno, żeby przekroczyć front". We wrześniu 1914 r. pojawił się w Krakowie w mundurze legionisty, odwiedzając prof. Bujwida. Znalazł się chwilowo w oddziale kawalerii Beliny-Prażmowskiego. Otrzymał następnie przydział do Oddziału Wywiadowczego 1 pułku piechoty, potem I Brygady. Awansował do stopnia kapitana Legionów Polskich. W Oddziale Wywiadowczym pełnił funkcję oficera zajmującego się aprowizacją oraz tłumacza.

Społeczeństwo Królestwa Polskiego nie poparło ruchu zbrojnego Piłsudskiego w takich rozmiarach, aby podjąć samodzielną akcję polityczną. W widoczny sposób koncepcja powstania w zaborze rosyjskim załamała się już na wstępie kampanii strzeleckiej. "Widziałem tu nagły wybuch rewolucji 1905 roku - wspominał później Sławek - który nastąpił wskutek tego, że coś się załamało w państwie rosyjskim: jakieś wiadomości, że w Rosji wybuchła rewolucja postawiły zaraz na stopie gotowość do walki. Przypuszczaliśmy, że coś z tych uczuć rodzących się samorzutnie nastąpi przy pokazaniu się polskich oddziałów w tej wojnie - to wszystko zawiodło. Nastrój absolutnie wrogi. Oto tylko jakieś jednostki skądś się zjawiają, natomiast tego odruchu ze strony społeczeństwa nie było". Nie nastąpił masowy napływ ochotników do oddziałów Piłsudskiego. Sytuacja była bardziej złożona, niż to przedstawił Sławek.

Zaplecze działań strzeleckich w Królestwie Polskim nie zostało w ogóle przygotowane. Praktycznie nie istniała sieć organizacyjna, na której wkraczające oddziały mogły się oprzeć. Od pierwszych chwil wojny należało niemal wszystko improwizować. Nie było pieniędzy. Można było raczej mówić o propagandzie powstańczej niż rzeczywistym ruchu zbrojnym. Rosjanie nie musieli obawiać się ruchów powstańczych, mogąc swobodnie planować nowe operacje wojenne w Królestwie Polskim, chociaż w pierwszych tygodniach wojny ulegli obawom przed wpływem agitacji strzeleckiej na szersze nastroje polityczne wśród Polaków. W postawie społeczeństwa Królestwa dominowały poczucie przynależności do państwa rosyjskiego i obcość kulturowa wobec Niemców, na co dodatkowo wpływała wiernopoddańcza agitacja grup zachowawczych, w tym przede wszystkim Narodowej Demokracji. Postawy te charakteryzowały różne grupy społeczne, a także polityczne, bez wyraźnych związków między nimi. Sama obecność w kraju kilkuset tysięcy, a w późniejszym okresie nawet miliona rosyjskich żołnierzy zniechęcała do zwrócenia się przeciwko caratowi.

Dawne plany strategiczne Austro-Węgier i Niemiec, które zakładały wycofanie się wojsk rosyjskich z lewobrzeżnej części Królestwa, zostały zmienione. Rosja nie planowała pełnej obrony Królestwa, ale na krótko przed wybuchem wojny pod naciskiem francuskim znacznie zmodyfikowała swoje plany. Widać było, że Rosjanie zamierzali bronić tę część kraju, przez co znacznie malały szanse na rozwinięcie polskiego ruchu zbrojnego. Armia niemiecka nie mogła zadać decydującego ciosu na froncie zachodnim, nie była w stanie osłaniać skutecznie działań armii austro-węgierskiej przeciwko Rosji, a w efekcie utracono szanse szybkiego zwycięstwa. Dawało to wszakże nowe możliwości dla ruchu polskiego, chociaż bezpośrednie stosunki z Piłsudskim nie miały już tak dużego znaczenia, jak w przeszłości, a stanowiły raczej utrudnienie w polityce wobec Królestwa Polskiego, której istotnym elementem stały się formacje legionowe.

Komendantowi nie udało się stworzyć podstaw do rozwinięcia szerszej akcji politycznej u boku Austro-Węgier i Niemiec. Nie było punktów oparcia dla przeciwstawienia władzom okupacyjnym austro-niemieckim własnego programu wojskowego, ale powstały Legiony Polskie, które mogły stać się zalążkiem przyszłej armii. Większość społeczeństwa polskiego w zaborze rosyjskim była bierna wobec nowych władz, nastawiona ugodowo w stosunku do Rosji i daleka od akceptacji ideologii ruchu niepodległościowego. Rusofilizm znajdował wciąż wielu zwolenników, ale - jak podkreślał później Iszkowski - nie było to dowodem na to, "że 'Polska' pogodziła się z panowaniem Rosjan". Bowiem - kontynuował - " 'Rusofilami' byli w Polsce ci, którzy nie wierzyli w żadną inną możliwość uzyskania dla kraju lepszych warunków niż przez pogodzenie się z Rosją; i oto z braku czegoś lepszego szli z nimi". Ta bardzo szeroka formuła rusofilizmu oddawała punkt widzenia władz na kwestię stosunku ludności do nowej rzeczywistości na terenach opanowanych przez armie austro-węgierskie i niemieckie. Faktycznie rusofilizm, podobnie jak germanofilizm, był rzadko spotykany w odniesieniu do szerszych nastrojów społeczeństwa polskiego.

Realizacja programu wojskowego Piłsudskiego, jako pochodna warunków i nastrojów politycznych, zależała od przełamania tych nastrojów i pogodzenia sprzecznych wewnętrznie tendencji - niechęci Polaków do tworzenia wojska w zależności od obcych czynników oraz osiągnięcia możliwości współdziałania z nowymi władzami okupacyjnymi, na co rządy Austro-Węgier i Niemiec nie chciały przystać. W ten sposób "cały plan rozwinięcia sił polskich, który leżał w założeniu Komendanta na terenie Królestwa" - mówił później Sławek - stał się "w danej chwili [...] nierealny".

Od pierwszych dni wojny dawał się odczuwać brak umowy politycznej, dającej większą swobodę działań insurekcyjnych w Królestwie Polskim, co wytwarzało stan niepewności, a zarazem uniemożliwiało pełne wyzyskanie pomocy Austro-Węgier, przede wszystkim w zakresie odpowiedniego uzbrojenia oddziałów strzeleckich. Zasadne wydawały się również twierdzenia o elementach podwójnej gry Austriaków przy organizacji kampanii strzeleckiej w Królestwie Polskim. "A więc wojskowość austriacka sprawę militaryzmu polskiego i udział w wojnie traktowała od razu nieszczerze - nie bez racji zauważył Jan Dąbski, wówczas członek Naczelnego Komitetu Narodowego. - Nie przeszkadzała zbrojnemu ruchowi, bo to jej dogadzało i pomagało w wojnie, dawało jej ogromny moralny atut w polityce zewnętrznej, ale równocześnie pilnowano bacznie tego, aby ruch ten nie stał się silnym i poważnym, iżby go trzeba było z politycznego punktu widzenia traktować". Wyczekujące stanowisko społeczeństwa w Kongresówce oraz brak wyraźnie określonego politycznego stosunku Austro-Węgier do sprawy polskiej zmuszały Piłsudskiego do pozostania przy swej dotychczasowej bazie działania, którą stanowiła Galicja, reprezentowanej przez Legiony Polskie i Naczelny Komitet Narodowy.

Wobec spodziewanego wycofania wojsk rosyjskich z terenów Królestwa Polskiego otwarta stawała się kwestia wypełnienia próżni politycznej po ustępującej władzy caratu. Nowi okupanci szukali oparcia dla siebie w części społeczeństwa polskiego, którego reprezentantem był obóz niepodległościowy Piłsudskiego. Rozbicie przez elementy zachowawcze i zwolenników orientacji rosyjskiej drugiej formacji legionowej, tworzonej u boku armii austro-węgierskiej - tzw. Legionu Wschodniego, nie dawało, przynajmniej chwilowo, innej, realnej alternatywy dla ruchu lewicy niepodległościowej.

Komendant objął dowództwo 1 pułku piechoty, a następnie I Brygady Legionów Polskich. Nastąpił wówczas -jak później pisał - drugi okres akcji strzeleckiej, "w którym praca mego oddziału odbywała się w ramach ogromnej armii, z pozbawieniem mnie wszelkiej samodzielności". Równolegle z działalnością w Legionach rozbudowywał podporządkowaną sobie Polską Organizację Wojskową jako odpowiednik ruchu wojskowego poza organizacjami strzeleckimi i Legionami Polskimi.

Nie powiodła się również próba wzniecenia powstania ukraińskiego oraz poruszenia ludności żydowskiej przeciwko Rosji. W AOK i OHL wiele obiecywano sobie zwłaszcza po ruchu ukraińskim. Hranilovic von Czvetassin osobiście angażował się w tworzenie ukraińskich formacji wojskowych na wzór Legionów Polskich - Legionu Ukraińskich Strzelców Siczowych. Hutten-Czapski uważał nawet, że "powstanie ukraińskie ugodziłoby Rosję w najbardziej czułe miejsce". Ale dość szybko okazało się - wspominał - "że nie można oddać do dyspozycji [akcji ukraińskiej - R. Ś.] wystarczających środków pieniężnych, gdyż czynniki decydujące niewątpliwie obawiają się odciągnąć z funduszów wojennych większe sumy na przedsięwzięcie, bądź co bądź, niepewne. Poza tym brak było zdolności do decyzji ze strony Austrii. W ten sposób utknęła w zaczątkach akcja, której korzystne przeprowadzenie [...] mogło mieć wielkie znaczenie. Właśnie tutaj także brakło jakiegokolwiek przygotowania, a w nawale wydarzeń nie dało się odrobić zaniedbania. Co prawda, żaden z tego rodzaju projektów nie uwzględniał w dostatecznej mierze sprzeczności poglądów, interesów i sił rozmaitych narodowości obcoplemiennych w zachodnich częściach imperium rosyjskiego". Usiłowania te nie przyniosły nadmiernych efektów, ale pogłębiły wewnętrzne kłopoty Rosji i sprawiły, że kraj stał się jeszcze bardziej podatny na wpływy rewolucyjne.

Nieudana próba nawiązania bezpośredniego kontaktu z wywiadem niemieckim za parawanem Polskiej Organizacji Narodowej

Niemal od pierwszych dni wojny Piłsudski dążył do rozszerzenia płaszczyzny dotychczasowej współpracy wojskowej i zmiany głównego promotora podjętych działań zbrojnych w Królestwie Polskim przeciwko Rosji. "Jednego z ostatnich wieczorów pobytu w Kielcach - wspominał Sokolnicki - byliśmy właśnie zebrani w zwykłym gronie sztabowym w sali jadalnej [w pałacu biskupim], gdy wszedł Piłsudski, a z nim razem Witold Jodko-Narkiewicz. Jego obecność tutaj w dowództwie, w towarzystwie wodza, była nieoczekiwana. Wracamy więc, pomyślałem, na stare drogi i wchodzimy znowu w wyżłobione tory partyjne. Obecność Jodki[-Narkiewicza] była zapowiedzią zmiany zarówno w naszym położeniu wojennym, jak w obranej przez nas formie politycznej". Piłsudski pragnął usamodzielnienia ruchu polskiego przez jego oparcie o zamierzenia Niemiec, pomimo zgłoszenia akcesu do Naczelnego Komitetu Narodowego i włączenia oddziałów strzeleckich do organizacji Legionów, które miały walczyć u boku armii austro-węgierskiej. Przy różnych okazjach podkreślał, że lepsze stosunki łączyły go z Niemcami niż Austriakami. Gdy czegoś "nie mogliśmy dostać od Austriaków - podkreślał Sławek - to otrzymywaliśmy to u Niemców". W tym celu 4 września 1914 r. została założona Polska Organizacja Narodowa. Nowa organizacja miała zastąpić Komisariaty Wojsk Polskich Rządu Narodowego i działać w oderwaniu od tworzonych formacji legionowych.

Władzami PON były centralna Komisja Organizacyjna oraz Komisariaty terenowe, jako organy wykonawcze dla prowadzenia działalności wojskowej, politycznej i skarbowej. Komisja Organizacyjna oraz wszystkie biura PON miały swoją siedzibę w dotychczasowych pomieszczeniach Komisariatu Wojsk Polskich w Kielcach. W miejsce "Dziennika Urzędowego Komisariatu Wojsk Polskich w Kielcach" zaczął wychodzić "Dziennik Urzędowy Polskiej Organizacji Narodowej".

Program polityczny organizacji zawierała Ustawa Polskiej Organizacji Narodowej. "PON ma na celu - głoszono na wstępie - wywołanie w Królestwie Polskim zbrojnego powstania przeciw Rosji, tworzenie w tym celu Wojska Polskiego oraz organizowanie wszechstronne społeczeństwa w duchu niepodległościowym". Cel ten rozumiano w następujący sposób: "PON stwarza Polskę niepodległą przez organizowanie sił narodowych do pracy państwowotwórczej i walki zbrojnej". Szerzej o tych zadaniach PON traktowały oficjalne deklaracje programowe.

Obwieszczenie o powołaniu nowej organizacji ukazało się 8 września (z datą 5 IX 1914). "Obok organizacji wojskowej i niezależnie od niej - pisał Sokolnicki - lecz w ścisłym z nią zjednoczeniu zamiarów, powstała na gruncie Królestwa Polskiego organizacja cywilna, jako oparcie dla naszej akcji zbrojnej, a zarazem zawiązek samoistnego ustroju polskiego narodu, konieczny nawet w tym wypadku, gdyby zdarzenia, na które wpływu mieć nie możemy, nie dopuściły do całkowitego ziszczenia naszych celów. Będzie ona przygotowywać zasoby materialne, nieodzowne dla powodzenia oręża polskiego, będzie też zaspakajać potrzeby ludności, łaknącej porządku oraz wolnego rozwoju narodowego, o ile na to pozwolą wymagania wojenne". Cała działalność PON miała się w ten sposób rozwijać "w jak najściślejszej koordynacji z akcją wojskowości polskiej - podkreślał Wasilewski. - Obydwie wzajemnie się uzupełniają i tworzą jednolity polski ruch niepodległościowy, głoszący powstanie narodowe przeciwko najazdowi moskiewskiemu".

Piłsudski zlecił Sokolnickiemu i Jodce-Narkiewiczowi zlikwidowanie Komisariatów Wojskowych nieistniejącego Rządu Narodowego, utworzenie na terenie Królestwa Polskiego Polskiej Organizacji Narodowej i wejście w stosunki z Niemcami, którzy stawali się czynnikiem rozstrzygającym w sprawach polskich wobec słabości armii austro-węgierskiej na froncie wojny z Rosją.

O powodzeniu nowej organizacji decydowało stanowisko władz Rzeszy Niemieckiej. Na początku września odebrano Hutten-Czapskiemu realizację powierzonego mu zadania pozyskania Polaków, Ukraińców i Żydów dla niemieckich antyrosyjskich celów wojennych, gdyż w jego myśleniu zanadto uwypuklony był element propolski. "Całe opracowywanie sprawy polskiej - pisał Dommes do Hutten-Czapskiego 7IX1914r. z Wielkiej Kwatery Głównej w Koblencji - przechodzi obecnie do władz cywilnych. Tam kierujemy też cały nasz materiał. Świadomy jestem tego, że przez to pozbywamy się częściowo wpływu na tę sprawę. Większe jest jednak zło, wynikające z niedostatecznego porozumienia pomiędzy różnymi wydziałami!". Od tej chwili kancelaria Rzeszy przejęła funkcję swego rodzaju centrum planowania niemieckiej polityki wobec Królestwa Polskiego.

Wyrazem tej przemiany kompetencji urzędowej w sprawach polskich była pierwsza oficjalna enuncjacja władz Rzeszy. Dnia 9 września 1914 r. Bethmann Hollweg przesłał z Wielkiej Kwatery Głównej w Koblencji do przebywającego w Berlinie swojego zastępcy, Clemensa von Delbrucka formalny program celów wojennych Niemiec, który na jego zlecenie został sporządzony w kwaterze wojennej cesarza Wilhelma II. Program kanclerza zawierał wytyczne polityki niemieckiej do ewentualnych rokowań pokojowych. "Ogólny cel wojny" na wschodzie przedstawiał się następująco: "Rosję należy w miarę możności odsunąć od granicy niemieckiej oraz złamać jej panowanie nad nierosyjskimi ludami wasalnymi".

Kluczową postacią niemieckiej polityki polskiej stał się najbliższy współpracownik Bethmann Hollwega, podsekretarz stanu Arnold von Wahnschaffe, który pozostał w Berlinie przy sterze władzy. Do Kancelarii Rzeszy sprowadził kilku ekspertów w sprawach polityki wschodniej, którzy mieli opracować szczegółowe plany przygotowania powstania w Królestwie Polskim w powiązaniu z ogólnymi planami politycznymi i aneksyjnymi na Wschodzie. Jednym z najbardziej aktywnych ekspertów w sprawach polityki wschodniej Rzeszy był baron Albrecht von Rechenberg, dawny niemiecki konsul generalny w Warszawie. Rechenberg opowiadał się za tym, aby w Kongresówce doszło do insurekcji pod wpływem państw centralnych, a nowe Królestwo Polskie w połączeniu z Galicją zostało włączone do monarchii habsburskiej, ale po uprzednich korektach granicznych na rzecz Niemiec.

Tak sformułowane cele wschodnie nie przyjęły jeszcze konkretnego kształtu, ale stanowiły sedno programu i stały się myślą przewodnią polityki Rzeszy Niemieckiej w całym późniejszym okresie wojny przeciwko Rosji.

Stanowisko PON wobec kwestii współdziałania z wojskami niemieckich omawiał artykuł redakcyjny Armia niemiecka w Królestwie w "Dzienniku Urzędowym Polskiej Organizacji Narodowej" z 10 września. "Gdyśmy, przygotowując powstanie - pisano w nim - które miało wybuchnąć w razie wojny Austrii z Rosją, zastanawiali się nad szansami ruchu, wtedy każdy z nas z natury rzeczy musiał rozwiązać zagadnienie: a cóż robić, jeżeli obok wojsk austriackich przekroczą granicę państwa rosyjskiego i Prusacy? I przyznać należy, że na pytanie to jedna u wszystkich następowała odpowiedź: kto chce zniszczyć jarzmo moskiewskie, ten może się tylko cieszyć, jeżeli Rosja zostanie zaatakowana przez przeważające siły, tego zatem nie może powstrzymać od walki fakt wyruszenia armii niemieckiej w pole". Pierwsze tygodnie walk potwierdziły te zapatrywania. Bo "wszędzie tam - kontynuowano - gdzie wojska ich spotkały się z naszymi, stosunek ich do nas był zupełnie lojalny, tak, że nie tylko nie mielibyśmy powodów do niezadowolenia, ale przeciwnie, możemy zanotować fakty bardzo dodatnie. [...] A jeżeli chcemy dopiąć tych celów, które każdy z nas w duszy swej nosi, to należy o to dbać, abyśmy przy zwycięstwie nad Moskwą nie byli tymi nieobecnymi, którzy - zgodnie z przysłowiem - nigdy racji nie mają".

Odrębne miejsce w organizacji komisariatu głównego PON w Kielcach zajmowało Biuro Wywiadowcze, które pełniło funkcje kancelarii Oddziału Wywiadowczego 1 pułku piechoty Legionów. Mieściło się przy Oddziale Wywiadowczym w gmachu byłej Izby Skarbowej, przy ulicy Wniebowstąpienia 2.

Z ramienia komisariatu głównego PON Biurem Wywiadowczym zawiadywał Feliks Perl, wchodzący jednocześnie do Wydziału Prasowego. Biuro Wywiadowcze PON prowadziło prace o charakterze kancelaryjnym. Działania operacyjne na tyłach rosyjskich wykonywał Oddział Wywiadowczy. Faktycznie Biurem Wywiadowczym PON kierowała Aleksandra Szczerbińska, której jednocześnie podlegała służba wywiadowcza kobiet w Oddziale Wywiadowczym, czyli praktycznie cały wywiad, gdyż był on wówczas prowadzony niemal wyłącznie przez kurierki PON. Komendantem Oddziału Wywiadowczego był cały czas Rajmund Jaworowski. Funkcję jego pomocnika i zastępcy pełnił ppor. Stanisław Hempel, kiedy nie było Adama Skwarczyńskiego.

Oddział Wywiadowczy pod koniec pobytu w Kielcach rozrósł się, obejmując kilkadziesiąt osób. Oprócz legionowej służby wywiadowczej i cywilnego wywiadu "beków", "skautów" oraz oddziału żeńskiego powołano pluton rekrutów, sformowany z ochotników z Suchedniowa, który czasowo został przyłączony do służby cywilnej PON.

Ogółem w służbie wywiadowczej 1 pułku piechoty, a następnie I Brygady, brało udział 46 kobiet. Żadna z nich nie miała odpowiedniego przygotowania fachowego. Prowadzenia wywiadu wojskowego uczyły się przeważnie przed wojną w Związkach i Drużynach Strzeleckich. Należały też do różnych politycznych organizacji niepodległościowych. Doświadczenie w służbie informacyjnej zdobywały podczas kolejnych misji wywiadowczych na tyły rosyjskie.

Wobec cofania się armii austro-węgierskiej z Lubelszczyzny 1 pułk piechoty Legionów opuścił Kielce 10 września, przechodząc w rejon Nowego Korczyna. Ogólny odwrót wojsk sprzymierzonych rozpoczął się 11 września 1914 r. na całym froncie walk z Rosjanami, za San w Galicji i z Lubelszczyzny, a następnie dalej na zachód, aż po Dunajec (gdzie zatrzymano się 20 września). Naczelna Komenda Armii wycofała się 12 września z Przemyśla do Nowego Sącza. Jeszcze w trakcie odwrotu uzgodniono współdziałanie z niemiecką 9 armią, którą miał dowodzić Hindenburg. Porozumienie dotyczyło również ściślejszej współpracy wywiadowczej.

Oddział Wywiadowczy po wyjściu z Kielc oderwał się terenowo od pułku, zajmując od tej pory własne miejsca kwaterowania. Pracował w łączności z Polską Organizacją Narodową i 1 pułkiem piechoty Legionów. Został podzielony na dwie grupy. Oddział wywiadu taktycznego, złożony ze skautów i "beków" pod komendą Jaworowskiego, miał pracować na bliższy dystans i wykonywać zadania wywiadowcze przy pułku Piłsudskiego. Druga grupa, pod komendą Adama Skwarczyńskiego, obejmowała oddział żeński, którym bezpośrednio zawiadywały Szczerbińska i Minkiewiczowa, oraz pluton rekrutów pod dowództwem Starzyńskiego. Oddział "Starego" skierowano do Olkusza, skąd miał prowadzić tzw. wywiad strategiczny, na głębokie tyły rosyjskie. W Olkuszu Oddział Wywiadowczy kwaterował tylko 3 dni (11-14 IX 1914), a następnie został ewakuowany do Krakowa (15 IX - 5 X 1914).

W Krakowie biuro Oddziału Wywiadowczego zainstalowano w mieszkaniu Ignacego Daszyńskiego przy ulicy Krowoderskiej 7. Pluton Starzyńskiego znalazł kwaterę w lokalu sklepowym przy ulicy Św. Jana. W tym czasie nasiliła się walka między Oddziałem Wywiadowczym 1 pułku piechoty Legionów a Biurem Wywiadowczym c. i k. Komendy Legionów w Krakowie, zorganizowanym przez Włodzimierza Zagórskiego z ramienia Oddziału Informacyjnego AOK. Początkowo tym Biurem Wywiadowczym kierował Zygmunt Klinger, później zastąpił go Zygmunt Dzwonkowski.

Dominującą pozycję w sprawach wywiadowczych, które dotyczyły spraw polskich, zachował oddział HK-Stelle w Krakowie, do którego szły wszystkie raporty agentury oraz polskich placówek wywiadowczych. Wiele raportów pisał sam Piłsudski (np. z 6 i 7 IX 1914), a także Sosnkowski (23 VIII, 23 IX 1914) lub Sikorski (13 IX 1914). Piłsudski polecił Sikorskiemu nawiązać bezpośrednią łączność z Morawskim. Pośrednikiem w nawiązaniu kontaktu miał być Sławek.

Kontakty z Niemcami miały wciąż -jak to określał Sokolnicki - "charakter epizodyczny". Z "rozporządzenia" Piłsudskiego stosunki te w ramach podległych jednostek legionowych oraz innych organizacji miały być "poprawne". Stały się "sztywne", chociaż odbywała się "wymiana wzajemnych usług". Brakowało uzgodnień, które dawałyby podstawę dla szerszego współdziałania wojskowego. Aby temu zaradzić postanowiono w wyniku różnych zebrań politycznych (Walery Sławek, Witold Jodko-Narkiewicz, Artur Śliwiński, Leon Wasilewski, Michał Sokolnicki, Feliks Perl, Władysław Mech, Stanisław Downarowicz, Władysław Sikorski, Izabela Moszczeńska), które odbyły się w Krakowie w dniach od 12 do 19 września 1914 r., wysłać do Berlina przedstawicieli ruchu niepodległościowego z Galicji i Królestwa Polskiego.

Do Berlina udali się 21 września Sikorski, jako delegat Departamentu Wojskowego NKN, i Jodko-Narkiewicz, jako przedstawiciel PON. W Berlinie przebywali od 22 do 25 września. Zatrzymali się w Hotelu Central Monopol. Zamierzano wysondować stanowisko kół rządowych i wojskowych w sprawie "uregulowania stosunku Prus do kwestii formowania Legionów na gruncie niemieckim", uzyskać możliwie największe poparcie ze strony Niemiec w tej sprawie, a także zabiegać o otrzymanie większej ilości broni dla oddziałów formowanych w Galicji oraz zebrać wiarygodne informacje co do zapatrywań na sprawę polską.

Po przyjeździe do Berlina Jodko-Narkiewicz i Sikorski udali się do Wojciecha Korfantego, wpływowego posła polskiego do pruskiego Landtagu, prosząc o współpracę. Korfanty był sceptycznie nastawiony do możliwości uzyskania pomocy niemieckiej dla spraw polskich, twierdząc, że "Prusacy formować Legionów nie pozwolą, broni nie wydadzą, w żadnym stopniu tych formacji nie poprą". Nie odmówił wszakże pomocy. Ułatwił Jodce-Narkiewiczowi i Sikorskiemu spotkanie z posłem do Reichstagu Matthiasem Erzbergerem, który był przywódcą wpływowego katolickiego Centrum i referentem spraw polskich w Ministerstwie Wojny. "Poseł Erzberger - zanotował Sikorski w raporcie z misji berlińskiej - mógłby ułatwić kwestię wydobycia broni i otrzymania innych informacji, dla których przyjechał podpisany do Berlina, umożliwiając również dr. Jodce[-Narkiewiczowi] odbycie konferencji w sprawach cywilnej organizacji Królestwa Polskiego [tj. Polskiej Organizacji Narodowej - R. Ś.] na terenie zajętym przez wojska niemieckie". Konferencja z Erzbergerem 23 września dała w efekcie możliwość bezpośrednich rozmów w Ministerstwie Wojny, Urzędzie Spraw Zagranicznych oraz Urzędzie Spraw Wewnętrznych Rzeszy. Jodko-Narkiewicz zapisał w swoim notesie nazwisko hr. Hutten-Czapskiego, ale ostatecznie z nim się nie spotkał.

Jodko-Narkiewicz i Sikorski odbyli 24 września wiele rozmów z różnymi oficjalnymi osobistościami na Wilhelmstraße. Towarzyszył im Korfanty. Najpierw udali się do Erzbergera, który wprowadził ich do Ministerstwa Wojny. Tam prawdopodobnie spotkali się z płk. Brose, dawnym szefem Sektion III B, a wówczas zastępcą szefa sztabu w Naczelnym Dowództwie, który w zakresie swoich obowiązków miał poruczony nadzór nad Abeteilung III B w Zastępczym Sztabie Generalnym. Brose konferował wcześniej z Feliksem Dębskim i Bronisławem Byszewskim, przedstawicielami polskich środowisk berlińskich, którzy złożyli mu "projekt uzbrojenia robotników polskich, za niem[ieckie] pieniądze i z niem[iecką] bronią".

Następnie konferowali z Erichem Woedtke w sprawie zaopatrzenia w broń oddziałów legionowych. Tam usłyszeli, że "broni nie ma". Cała broń pozostawała w dyspozycji władz wojskowych Austro-Węgier. W końcu 1913 r. wysłano z Niemiec do Austrii 60 000 karabinów mauserowskich wraz z odpowiednią ilością amunicji, "które były przeznaczone - notował Sikorski wypowiedź pruskiego urzędnika - do wywołania powstania na terenie Królestwa Polskiego w razie wojny z Rosją". W końcu lipca 1914 r. "odeszło z Berlina dalszych 30 000 karabinów mauserowskich i 3 miliony ładunków dla polskich legionistów, formujących się w Galicji, która to broń powinna być już w rękach legionistów". Po wybuchu wojny Austro-Węgry zamówiły dalsze 30 000 karabinów, które czekały już na wysyłkę. "Ci sami oficerowie - relacjonował później Sokolnicki - mówili o powstaniu w Polsce jako o rzeczy naturalnej, właściwej; Niemcy gotowi są przyjść z wszelką pomocą. Według nich w biurach ministerstw w Berlinie odbywają się już prace nad planami utworzenia samodzielnego państwa polskiego, jako państwa buforowego między Rosją a Niemcami".

Podczas spotkania z baronem Theodorem Lewaldem, dyrektorem wydziału I i referentem spraw polskich w Urzędzie Spraw Wewnętrznych Rzeszy, uzasadniał Jodko-Narkiewicz stanowisko obozu niepodległościowego w kwestii współpracy z Austro-Węgrami i Niemcami. Swoje dezyderaty wyraził w formie memoriału o sytuacji politycznej w Królestwie Polskim (Notizen über die gegenmütige Lage Russisch-Polen), który zostawił Lewaldowi.

Zaraz po załamaniu się ruchu rewolucyjnego na ziemiach polskich w Rosji w latach 1905-1906 - zauważał Jodko-Narkiewicz - część jego przywódców doszła do wniosku, że o oderwaniu Polski od imperium carskiego będzie można dopiero wówczas myśleć, gdy dojdzie do "regularnej militaryzacji" polskiej irredenty, poprzez przygotowanie kadr dla jej przyszłej armii, tworzonych na wypadek konfliktu międzynarodowego. W tym celu powstały na terenie Austrii tajne organizacje wojskowe i związki strzeleckie, które były przychylnie traktowane przez najwyższe władze monarchii. "Od samego początku - pisał - inicjatorzy tego ruchu zamierzali współpracować z państwami trójprzymierza. Dlatego też sprzeciwiali się propagowanej przez niektóre kręgi nienawiści do Niemców. Z tego powodu często słyszeli, że są 'pruskimi agentami'. Mimo tych zarzutów przez cały czas konsekwentnie działali w ten sam sposób". Wyraźnie chciał zaznaczyć, że w podejmowanych działaniach nie chodziło o stworzenie samodzielnej armii polskiej na terenie Austrii, ale o przygotowanie kadr w galicyjskich organizacjach wojskowych dla stworzenia możliwości wykorzystania ich na terytorium Królestwa Polskiego. "Przywódcy tego ruchu - pisał dalej - liczyli oczywiście, że dowództwo armii austro-węgierskiej i niemieckiej w odpowiednim czasie udzieli im wsparcia w postaci udostępnienia broni i innych materiałów wojskowych, aby mogli dotkliwie przeszkadzać armii rosyjskiej i opóźniać jej mobilizację i strategiczną koncentrację. Tragiczna śmierć świętej pamięci austriackiego następcy tronu [Franciszka Ferdynanda] oraz lawinowo następujące po sobie zdarzenia zniszczyły te plany. Po wybuchu wojny polscy strzelcy mogli otrzymać tylko kilka tysięcy starych karabinów Werndla. Komendant i duchowy przywódca [oddziałów strzeleckich], Józef Piłsudski, zdecydował się jednak, mimo niedostatecznego uzbrojenia, na szybką i śmiałą ofensywę przez Miechów, Jędrzejów, aż do Kielc". Jednakże niedostateczny dowóz broni i amunicji uniemożliwił powiększenie tych kadrowych oddziałów strzeleckich. Sytuacji tej nie zmieniło w zasadzie powstanie Legionów Polskich i Naczelnego Komitetu Narodowego w Krakowie jako ich politycznej reprezentacji na gruncie galicyjskim. Przy tym - podkreślał - "mimo ogromnych trudności powstała jeszcze poza tą organizacją Polaków austriackich Polska Organizacja Narodowa, będąca reprezentacją zwolenników irredenty w Polsce rosyjskiej, która działa niezależnie od organizacji austriackiej polskiego Naczelnego Komitetu Narodowego". Jodko-Narkiewicz zapewniał, że werbunek do Legionów prowadzony na terenach Królestwa Polskiego, zajętych przez wojska niemieckie i austro-węgierskie, mógłby dać 100 000 rezerwistów, których nie objęła rosyjska mobilizacja. "Polska Organizacja Narodowa dba o to - kończył - żeby wśród tej ludności panował odpowiedni nastrój. Byłaby więc możliwość utworzenia znaczącej armii pomocniczej na terenie wroga, z żołnierzy przez niego przeszkolonych. Potrzebna jest tylko broń, inne materiały wojskowe oraz zgoda Polskiej Organizacji Narodowej".

Rozwinęła się potem dyskusja, w której Lewald poruszył sprawę rozważanego wówczas przez niektóre koła niemieckie projektu utworzenia z ziem polskich zaboru rosyjskiego oddzielnego organizmu państwowego jako państwa buforowego, odgradzającego Niemcy od Rosji (Pufferstaat). "Niezawisłe państwo polskie" byłoby "ściśle złączone" konwencją wojskową z Austro-Węgrami i Niemcami, musiałoby być "dość silne, aby mogło przeciwstawić się nawale rosyjskiej", co "raz na zawsze odsunęłoby niebezpieczną dla Niemiec granicę rosyjską na odpowiednią odległość". Mogłoby obejmować dawne Królestwo Polskie "z dużą częścią Litwy, Rusi i Podola", a także uzyskać dostęp do morza przez Kurlandię. Zarówno Jodko-Narkiewicz, jak i Sikorski oraz Korfanty poparli tę koncepcję. Jodko-Narkiewicz opowiedział się przy tym za "niezależnością".

Najważniejsze okazały się rozmowy 25 września. "Dziś - pisał Jodko-Narkiewicz tego dnia do Sokolnickiego - byłem znowu w Sztabie, powiedziałem o naszej służbie wywiadowczej i o tym, że  p r a w d o p o d o b n i e  [wszystkie podkreśl. w oryginale - R. Ś.] nasz Komendant [Józef Piłsudski] godzi się dawać im informacje z wywiadów strategicznych te, które im mogą się przydać. To ich ucieszyło bardzo. Takie informacje trzeba przesyłać do  H a u p t m a n n  L ü d e r s a, do Bytomia. Informacje powinien dawać wojskowy i należy umówić się co do hasła, z którym by przyjeżdżano do tego Lüdersa. Powiedziałem zaraz, że agenci  n i e  będą się z nimi bezpośrednio komunikowali, ale że będzie na to dawał fant wyznaczony przez Komendanta. Otóż sądzę, iż tę sprawę powinniśmy razem załatwić. Ale Ty się tymczasem znieś z 'Ziukiem' [Józefem Piłsudskim], iżby on określi, co i jak udzielać Niemcom. [...] Ale do 'Ziuka' trzeba tę sprawę tak zreferować, aby się nie rozbiła o jego brak czasu, zmęczenia lub czegoś podobnego. Powiem Ci otwarcie, od tej sprawy zależy, moim zdaniem, cały przyszły rozwój wypadków". W Bytomiu znajdowała się główna kwatera nowo utworzonej 9 armii niemieckiej mającej działać w Królestwie Polskim, której dowódcą od 19 września był Hindenburg. Szefem jego sztabu został Ludendorff. Z ramienia Abteilung III B Wielkiego Sztabu Generalnego poufny nadzór nad zagadnieniami politycznymi przewidywanych działań militarnych sprawował Hutten-Czapski, przydzielony do sztabu 9 armii rozkazem cesarza Wilhelma II (19 IX 1914 - 22 IV 1915).

Jodko-Narkiewicz i Sikorski spędzili w Berlinie trzy dni. Wieczorem 27 września Jodko-Narkiewicz przyjechał do Katowic. Rano następnego dnia spotkał się z Sokolnickim, po czym obaj udali się do Krakowa, gdzie przebywał w tym czasie Piłsudski (27 IX - 4 X 1914). Prawdopodobnie jeszcze tego samego dnia Jodko-Narkiewicz złożył Piłsudskiemu relację ze swych dotychczasowych zabiegów. Sokolnicki podkreślał potem "optymistyczny" ton sprawozdania z Berlina.

Piłsudski akceptował rezultaty misji berlińskiej, na co wskazywały jego późniejsze posunięcia oraz dalsze kroki Jodki-Narkiewicza i Sokolnickiego. "Sikorski wrócił całkowicie i wyłącznie do organizowania Departamentu Wojskowego NKN - pisał później Sokolnicki - a ja i Jodko[-Narkiewicz] wystawieni zostaliśmy na sztych, na konieczność rozmowy z wojskowymi Niemcami". Czas naglił, gdyż Niemcy wyraźnie szykowali się do wielkiej ofensywy w Królestwie Polskim.

Po walkach w rejonie Nowego Korczyna oddział Piłsudskiego wziął udział w ofensywie armii niemieckiej, która ruszyła 28 września w kierunku na Dęblin i Warszawę, i operacjach armii austro-węgierskiej, rozpoczętych 1 października w kierunku na Lwów, wzdłuż Wisły na Dęblin.

W nocy 28 września Jodko-Narkiewicz wyjechał do Bytomia, aby porozumieć się z komendą 9 armii niemieckiej. Sztab Hindenburga wyjechał właśnie do Królestwa, kierując się przez Miechów i Jędrzejów na Kielce. Jodko-Narkiewicz wrócił więc zaraz do Krakowa (29 IX). Następnego dnia Jodko-Narkiewicz i Sokolnicki udali się samochodem w ślad za dowództwem 9 armii. "Jazda do Miechowa - zanotował w dzienniku 30 IX 1914 r. - dla zobaczenia się z A[rmee-]O[ber]k[ommando 9]. Wyjazd o [godzinie] 1 p[o] p[ołudniu], zamiast o [godzinie] 7 rano. Miechów, komenda miasta, pokazujemy legitymacje i pytamy się [o dowództwo 9 armii - R. Ś.], pokazują nam na mapie Jędrzejów. Jedziemy tam". Pod wieczór dotarli do Jędrzejowa. Na miejscu "adiutant przyjmuje, wysłuchuje mnie i odsyła do Hauptmanna Lüdersa, szefa biura wywiadowczego. Idziemy do niego i ja wykładam - dwa przedmioty: wywiady i sprawy polityczne".

W ten sposób odbyło się pierwsze spotkanie Sokolnickiego i Jodki-Narkiewicza z przedstawicielem wywiadu niemieckiego w Polsce, oficerem sztabu 9 armii Hindenburga, kpt. Lüdersem. Rozmowa odbyła się "przy świadku", w obecności pomocnika Lüdersa, "więc w trudnych warunkach technicznych" - zanotował Sokolnicki.

Lüders wysunął na początku konferencji sprawę pomocy PON w prowadzeniu wywiadu przeciwko Rosji. Jodko-Narkiewicz zreferował tekst przewidywanej umowy między komendą 9 armii a PON, zaczynając od spraw wywiadowczych. Omówiono wstępnie organizację polskiej służby wywiadowczej w Królestwie. Jodko-Narkiewicz przedstawił "cztery żądania 'Ziuka' [Józefa Piłsudskiego]" - zapisał tego dnia w dzienniku. Niestety nie odnotował nigdzie, jakie to były żądania. "Nawiązała się dłuższa dyskusja w przedmiocie wywiadów - notował współcześnie Sokolnicki - tak doniosłych, a tak trudnych, w szczególności kobietom". Najwięcej czasu poświęcono na omówienie sprawy przepustek wojskowych dla członków PON. Lüders był ostrożny w rozmowach. Widać było - wnioskował Sokolnicki - że "nie miał on żadnych instrukcji z Berlina, nie uprzedzono go o naszym pojawieniu się ani dezyderatach".

Druga część spotkania poświęcona była kwestiom politycznym, wysuniętym przez Jodko-Narkiewicza: "Polityka, 11 punktów żądań" - zapisał w dzienniku - "wykładam potrzeby (rekrutacja, obrona interesów, przyszłość) potem czytam punkty [do projektowanej umowy - R. Ś.], w zasadzie nie protestuję ani przeciw [planowanym] podatkom, ani rekwizycjom, ani aresztowaniu ludzi!". Lüders obiecał, że zreferuje w sztabie 9 armii przedstawione żądania, którym nadano ostatecznie charakter umowy o wzajemnych zobowiązaniach. Na koniec zaproponował konferencję z kpt. Fleischmannem von Theisruck, austriackim oficerem sztabowym przydzielonym wtedy do dowództwa 9 armii niemieckiej. Sądził bowiem - pisał Sokolnicki - "iż wskazaną będzie wspólna rozmowa nad przedłożonym programem i wyraził mocne zdziwienie, gdy zauważyliśmy, że [ta rozmowa - R. Ś.] nie [jest] konieczna. Postulaty nasze wziął ad referendum do szefa sztabu [Ericha von Ludendorffa], naznaczając powtórną rozmowę z nami nazajutrz w Kielcach". Za podstawę przygotowywanej umowy został przyjęty projekt, który Jodko-Narkiewicz przedstawił Lüdersowi.

Rozmowy kontynuowano w Kielcach, dokąd 1 października dowództwo armii przeniosło swoją siedzibę. Hindenburg i Ludendorff zamieszkali w byłym pałacu gubernatorskim. Jodko-Narkiewicz i Sokolnicki zatrzymali się w hotelu Bristol przy dworcu kolejowym. Po południu udali się do dawnego pałacu biskupów, który tego dnia zajął Hindenburg na swoją główną kwaterę. Najpierw rozmawiali z Ludendorffem, a następnie z von Sauberzwegiem, kwatermistrzem głównym 9 armii. Ludendorff stwierdził - pisał Sokolnicki w sprawozdaniu z rozmowy - "że pomocy naszej jako wojsk regularnych zupełnie nie potrzebują, ruchawka na tyłach wojsk niewskazana; nasz żołnierz za młody do akcji, natomiast partyzantka i wszelkie przedsięwzięcia na tyłach armii rosyjskiej są ważne i to przyniosłoby pożytek".

Sokolnickiego uderzyło takie rozumowanie. W słowach Ludendorffa zawierało się "jasne i bez retuszu oblicze umysłowości wojskowej niemieckiej", Które można było oddać w sposób następujący: "świat dla szefa sztabu dzieli się na tyły, gdzie są linie i centra etapowe oraz front, gdzie są wojska, a naprzeciw to samo w odwrotnym porządku u nieprzyjaciela. Między tymi tyłami, liniami etapów i frontami snują się niewidzialne nici wywiadu. Czymże jest ziemia, ludność, naród w tak schematyzowanym świecie? - Jest nieporządkiem na liniach etapowych, jakimś kłopotem nieokreślonym na tyłach walczących armii, którego należy z całego serca życzyć nieprzyjacielowi, zaś bezwzględnie unikać samemu. Taką była niewątpliwie pierwsza faza sprawy polskiej w umyśle generała Ericha von Ludendorffa".

Sokolnicki miał dużo racji w swojej ocenie. Słowa Ludendorffa oddawały najlepiej sens i przydatność podejmowanych przez Piłsudskiego akcji polityczno-wojskowej dla potrzeb działań wojennych. Rzeczywistość polityczną w Królestwie Polskim dyktowały wówczas twarde prawa wojny. W tym rozumowaniu nie było miejsca na złudzenia, albo markowanie akcji zbrojnej, co miało miejsce w zakresie spraw objętych dawnymi umowami wywiadowczymi z Biurem Ewidencyjnym oraz jego przedstawicielem w Krakowie, kpt. Rybakiem. Miały się teraz zemścić brak realnych przygotowań do wystąpień powstańczo-dywersyjnych oraz niesprawność sieci wywiadowczej, jeśli faktycznie chciało się podjąć szerszą współpracę z Niemcami.

Wskazywał na te elementy Sauberzweig. Zaczął od pytania, dlaczego w Polsce nie wybuchło przewidywane powstanie? Jodko-Narkiewicz odpowiedział: "brak broni, którą nam obiecano, nieprzygotowanie do akcji, czego domagaliśmy się, wyzyskanie przez Rosję partii ugodowej, ułatwione przez nich [tj. Niemców - R. Ś.] (Kalisz [- zniszczony ostrzałem artyleryjskim])". Przy okazji zapytał też, czy Naczelne Dowództwo niemieckie nie mogłoby wydać rozkazu o ochronie ludności cywilnej. "Kalisz potępiamy - odparł Sauberzweig - wydaliśmy rozkaz dzienny, że wojsko jest w kraju przyjacielskim". Stwierdził następnie, że Naczelne Dowództwo musi mieć gwarancje bezpieczeństwa na zapleczu frontu, a "zadaniem operującej armii musi być utrzymanie porządku, spokoju i pewności na swoich tyłach" - relacjonował Sokolnicki wypowiedź głównego kwatermistrza Hindenburga. - Udzielając więc "prerogatywy tak wybitne, komenda armii niemieckiej musi posiadać gwarancje, iż ten główny postulat wojenny nie będzie zachwiany". Stąd "musi nam ufać, że prerogatyw nam danych nie użyjemy wręcz na szkodę armii niemieckiej; taką gwarancję zdolne są dać tylko wywiady i akcja wojenna na tyłach wojsk rosyjskich; ta zatem akcja, jako będąca probierzem naszej rzeczywistej natury politycznej, jest warunkiem udzielenia nam koncesji". Umowa przewidywała ze strony polskiej wywiad i dywersję, ze strony niemieckiej swobodę działania, zaciągu i propagandy PON. Niezwykle charakterystyczny jest fakt, że dla Sauberzweiga właśnie motyw współpracy wywiadowczej miał gwarantować udzielenie Polakom koncesji politycznych i zabezpieczać przed możliwością wystąpień antyniemieckich na tyłach wojsk operujących w Królestwie Polskim. Z jednej strony wiązało to ręce, ale z drugiej dawało w ogóle praktyczne możliwości działania.

Sauberzweig zapytał wprost, jakie otrzyma gwarancje - notował Jodko-Narkiewicz - i czy "możemy robić taktykę hunchuzów [tj. band grabieżczych, wykorzystywanych w różnego rodzaju wewnętrznych rozgrywkach politycznych w Chinach - R. Ś.] i wywiady?". Ogólna odpowiedź na te pytania znajdowała się w projektowanej umowie. Jednak Sauberzweig przedstawił "szczegółowe wyliczenie, gdzie [możliwa jest taka - R. Ś.] taktyka hunchuzów". Dodał, że wstępnie na uzgodnione już 15 punktów projektowanej umowy "zgadzają się". Pytał również o 1 pułk piechoty Legionów oraz "30 letnią działalność polityczną" Jodki-Narkiewicza, a także "działalność naszych ludzi". Zgodził się na przepuszczenie mężów zaufania PON do większych miast Królestwa po wyjściu z nich Rosjan. Stwierdził w podsumowaniu dyskusji, że będzie obserwował dalsze poczynania organizacji. "Nie mogę nic obiecać - podsumował - ale jeżeli [coś okaże się] możliwe, będzie dokonane".

Na zakończenie rozmowy Lüders oświadczył, że umowę między 9 armią a PON "można uważać za zawartą". Zakomunikował, że po rozmowie w Jędrzejowie "wysłał telegram sprawdzający do sztabu głównego w Berlinie", jednak "odpowiedź jeszcze nie nadeszła, a w skutek tego oba oryginały umowy będą nam przesłane do Krakowa nazajutrz przez specjalnego kuriera automobilem sztabowym, jeden do podpisu, drugi dla nas". Rozstrzygnięto również problem dokumentów osobistych dla działaczy PON. Przewidywano, że członkowie organizacji otrzymają karty legitymacyjne; dla mężów zaufania PON, którzy posuwaliby się "razem z czołem wojska" przewidywano specjalne legitymacje, jeszcze inne legitymacje dostaliby wywiadowcy.

Powrócił także problem udziału w konferencji Fleischmanna von Theißruck. Zapytano, czy Jodko-Narkiewicz chciałby się z nim spotkać? Zgodził się na obecność Fleischamanna przy rozstrzyganiu kwestii wywiadowczych, ale odmówił omawiania z nim zagadnień politycznych. "Ekscelencja się zdziwi - odparł Lüders - że panowie nie chcą". Był to wyraźny sygnał ze strony polskiej o możliwości podjęcia bliższej współpracy politycznej z Niemcami, poza dotychczasowymi układami z Austro-Węgrami. W rezultacie nie doszło do wspólnej konferencji z Fleischmannem.

Sokolnicki określił potem rozmowy jako trudne. Wyczuliśmy - wspominał - "wszystkie szkopuły i przeszkody, wszystkie nieporozumienia i niedomówienia, stojące na drodze do wszelkich trwalszych porozumień. [...] Miałem uczucie, że wypędzono nas znowu z własnych miejsc i kwater, że na swojej ziemi byliśmy raz jeszcze poza prawem i czyjaś inna siła, na podstawie jednego faktu przemocy, znowu miała rządzić Polską".

W rozmowach nie brał udziału Hutten-Czapski, ale był o nich na bieżąco informowany. "Skoro tylko przybyłem do Kielc - wspominał - zawiadomił mnie kapitan Lüders [...] iż z rozkazu Sauberzweiga prowadzi rokowania z dwoma przedstawicielami Polskiej Organizacji Narodowej, która pozostawała pod wyłącznym wpływem Piłsudskiego. [...] Lüders pokazał mi projekt umowy, z którym zgadzałem się najzupełniej. Umowę zawarto 2-go października 1914 r. Podpisał ją Sauberzweig". Należy jednak sądzić, że właśnie do Hutten-Czapskiego należała ostateczna decyzja ze strony niemieckiej, aprobująca zawarte porozumienie. Można również przypuszczać, że ciche przyzwolenie na zawarcie umowy dał również Ronge, reprezentujący interesy wywiadu Evidenzbureau i Nachrichtenabteilung Naczelnej Komendy Armii. Szef sekcji wywiadu Biura Ewidencyjnego i Oddziału Informacyjnego chyba nieprzypadkowo zjawił się tego dnia w kwaterze Hindenburga. Szykowała się nowa ofensywa armii austro-węgierskiej i niemieckiej przeciw Rosji. "Tuż przed wymarszem skorzystałem z chwili przerwy, by odwiedzić armijne placówki wywiadu i zapewnić ich sprawne współdziałanie - wspominał Ronge. - 2 października, jadąc do dowództwa wojsk niemieckich [tj. 9 armii - R. Ś.], znalazłem się w Kielcach. Przybyłem w samą porę, by wziąć udział w skromnych obchodach 67 rocznicy urodzin generała Hindenburga. Po raz pierwszy widziałem wtedy wodzów, którzy w przyszłości mieli zdobyć tak wielką sławę. Kilkakrotnie naradzałem się też z oficerem informacyjnym kpt. Lüdersem".

Tymczasem Jodko-Narkiewicz i Sokolnicki wrócili 2 października do Krakowa, gdzie zdali Piłsudskiemu relację z odbytych rozmów. Na podstawie wyników konferencji w sztabie 9 armii Hindenburga podjął Piłsudski zasadnicze decyzje w sprawie rozwinięcia dalszej działalności w oparciu o porozumienie z Niemcami. Wieczorem tego dnia odbyła się konferencja Piłsudskiego z Jodko-Narkiewiczem, Sławkiem, Sokolnickim, Kukielem, Trojanowskim oraz Feliksem Młynarskim i Eugeniuszem Torem. "'Ziuk' - relacjonował Jodko-Narkiewicz konferencję z Piłsudskim - mówi o trudnościach i stawia kwestie: 1.) organizacja jawna [tj. Polska Organizacja Narodowa - R. Ś.] i tajna [Polska Organizacja Wojskowa] (Tor); 2.) pieniądze ('Brzozę' [Feliksa Młynarskiego] i [Aleksandra] Lisiewicza [wysłać] do Ameryki); 3.) prasa; 4.) placówki NKN (Kukiel); 5.) wojenne sprawy".

Rano 3 października przybył do Krakowa baron von Seydlitz, specjalny kurier Naczelnego Dowództwa Armii, przywożąc do podpisu Jodki-Narkiewicza i Sokolnickiego oryginały umowy między 9 armią a PON, datowanej w Głównej Kwaterze Armii dnia 2 października 1914 r., a następnie przesłanej do sztabu 9 armii w Kielcach. Umowa podpisana przez Sauberzweiga, działającego z polecenia Hindenburga. stawała się ważna po złożeniu podpisów przez Jodko-Narkiewicza i Sokolnickiego, reprezentujących nieoficjalnie Piłsudskiego. Mówił o tym list przewodni Lüdersa do Sokolnickiego z tego samego dnia, załączony do umowy. Jodko-Narkiewicz i Sokolnicki podpisali niezwłocznie umowę. Jeden egzemplarz umowy odesłał Sokolnicki do Kielc, listem do Lüdersa z 3 października. Razem z umową wchodziły w życie legitymacje członkowskie PON, które mógł podpisać Jodko-Narkiewicz albo Sokolnicki. Legitymacje upoważniały do akcji organizacyjnej, werbunkowej oraz do przejazdów na terenach okupowanych przez Niemców. W ten sposób organizacja zyskała względną swobodę działania, mogła "rozwinąć propagandowe i polityczne czynności".

Umowa była tajna, akceptowana przez najwyższe władze wojskowe w Berlinie. Niemieccy wojskowi zgodzili się z przedłożoną propozycją po otrzymaniu informacji z Wydziału Politycznego Naczelnego Dowództwa, że Polakom nie udzielono w zamian żadnych gwarancji politycznych. W czasie pertraktacji między Zastępczym Sztabem Generalnym, Ministerstwem Wojny i Urzędem Rzeszy do Spraw Wewnętrznych, władze centralne udzieliły prawa werbunku do Legionów Polskich, ale nie zgodziły się na pobór do odrębnej organizacji PON, gdyż byłoby to jednoznaczne z przyznaniem jej suwerennych praw na terenach zajmowanych przez Niemców.

Udzielenie koncesji obwarowane było spełnieniem określonych warunków. Naczelne Dowództwo 9 armii - głosiła umowa - "skłonne jest" na terenach Polski rosyjskiej zajętych przez wojska niemieckie udzielić Polskiej Organizacji Narodowej (PON) pełnomocnictw do wykonywania następujących czynności: 1.) werbowania rekrutów i wcielania ich do Legionów Polskich, z wyłączeniem poborowych będących obywatelami niemieckimi; 2.) zajmowania budynków i pomieszczeń, które w przeszłości należały do władz rosyjskich, z zastrzeżeniem pierwszeństwa w przejmowaniu tych budowli na potrzeby oddziałów niemieckich; 3.) koszarowania zwerbowanych ludzi; 4.) organizowania zaopatrzenia przez organizowanie warsztatów szewskich, krawieckich itd., a także wykorzystanie piekarni, rzeźni, oraz składów różnych materiałów i magazynów broni; 5.) rekwirowania za opłatą bydła, koni, zaprzęgów; 6.) szkolenia zwerbowanych ludzi; 7.) odpowiedzialności za dyscyplinę przez ustawianie posterunków wartowniczych oraz możliwość nakładania kar dyscyplinarnych; 8.) darmowego przewozu koleją własnych oddziałów i urzędników, ale po uzgodnieniu tego z odpowiednimi władzami; 9.) zbierania środków pieniężnych na finansowanie opisanych w umowie działań; 10.) prowadzenia propagandy antyrosyjskiej w publikacjach, z zastrzeżeniem prawa do ich cenzury przez władze niemieckie; 11.) utworzenia własnej służby wywiadowczej, zajmującej się obserwacją wrogich wojsk, zwalczaniem rosyjskiego wywiadu i propagandy, ale w łączności z najbliższymi organami niemieckich władz wojskowych; 12.) zwalczania tendencji prorosyjskich wśród ludności przez mianowanie specjalnych radców nadzorujących działalność lokalnych władz; 13.) organizowania zebrań, z zastrzeżeniem dla niemieckich władz wojskowych prawa ich nadzoru i zakazu zwołania; 14.) sprawowania pieczy i ochrony nad pomnikami kultury polskiej przed ich dewastacją i zniszczeniem. Do realizacji wymienionych zadań upoważniono w ostatnim punkcie umowy (15) Sokolnickiego i Jodkę-Narkiewicza "oraz mianowane przez nich osoby", zobowiązując kierownictwo organizacji do przesłania "w jak najszybszym terminie" do Naczelnego Dowództwa 9 armii "wykazu tych osób łącznie z dokładnym podaniem adresu zamieszkania oraz ich zakresu działania".

Możliwości realizacji umowy określała specjalna klauzula: "Naczelne Dowództwo 9 armii wyżej wymienione przywileje obwarowuje jednocześnie następującymi warunkami:

1) Polska Organizacja Narodowa wspomaga operacje armii niemieckiej, a szczególnie aktywnie działa na wschód od Wisły, zajmując się zniszczeniem połączeń armii rosyjskiej z krajem (kolej, telegraf, telefon).

2.) Należy dążyć wszelkimi środkami do zniszczenia rosyjskich pojazdów pływających po Wiśle i służących celom wojskowym.

3.) Należy energicznie zająć się wywołaniem powstania przeciw Rosji w miastach polskich, a zwłaszcza w Warszawie.

4.) Wywiad wojskowy utworzony przez Polską Organizację Narodową winien zgodnie ze szczególnymi ustaleniami jak najszybciej przekazywać wyniki swoich ustaleń niemieckim władzom wojskowym.

5.) Niemieckie Naczelne Dowództwo na razie zdecydowanie rezygnuje aż do dalszego zarządzenia z taktycznego wykorzystania pułków polskich jako regularnych oddziałów.

6.) Wszyscy członkowie Polskiej Organizacji Narodowej działający lub przebywający w obrębie oddziałów niemieckich winni zgłosić się u najbliższego niemieckiego dowódcy i okazać legitymację ostemplowaną wraz z widniejącym na niej podpisem jednego z dwóch pełnomocników.

7.) Polska Organizacja Narodowa zobowiązana jest do stałego informowania niemieckiego Naczelnego Dowództwa o swojej działalności politycznej i wojskowej oraz do do informowania we właściwym czasie o zmianie siedzib kierownictwa centralnego ".

Odpowiedzialność za wykonanie wymienionych rozporządzeń przejmowali formalnie Sokolnicki i Jodko-Narkiewicz, jako pełnomocnicy PON, poświadczając to swoim podpisem.

Dowództwo niemieckie wyraziło w ten sposób zgodę na powołanie odrębnej polskiej służby wywiadowczej, która pracowałaby na potrzeby walczących wojsk w Królestwie i opierałaby się o Oddział Wywiadowczy 1 pułku piechoty Legionów.

Lüders w cytowanym liście przewodnim do umowy zwrócił się o podjęcie przez PON pewnych działań natury militarnej. "Bylibyśmy szczególnie wdzięczni - zwracał się do Sokolnickiego - gdyby ogromne skupiska lasów w okolicy Kielc i Końskich oraz obie strony szosy prowadzącej z Kielc do Szydłowca zostały jak najszybciej oczyszczone z rozproszonych rosyjskich patroli kawalerii. Pan kwatermistrz [Sauberzweig] prosił mnie, żebym Jaśnie Wielmożnemu Panu zwrócił uwagę na to szczególnie ważne zadanie". Chodziło więc o podjęcie działań, które miałyby charakter partyzantki. W ocenie Piłsudskiego zadanie to stało w sprzeczności z punktem 5 warunków umowy. Wykonanie tych zadań łączyłoby się ze zwiększeniem udzielonych prerogatyw. Wobec tego stało się "bardzo pożądanym, by rozmowa o sprawach militarnych poprowadzona była w sposób jak najbardziej fachowy", jak odnotowano w jednym z dokumentów PON. Sokolnicki w liście do Lüdersa z 3X 1914 r., którym odsyłał podpisaną umowę, zasugerował konieczność spotkania. Jodko-Narkiewicz miał zaproponować Piłsudskiemu, aby ten w drodze powrotnej do pułku zajechał do Kielc, co też nastąpiło.

W tym czasie Piłsudski polecił Jaworowskiemu przeprowadzenie reorganizacji i przemieszczenia całego Oddziału Wywiadowczego w związku planowanymi operacjami wojennymi wojsk niemieckich i austro-węgierskich w Królestwie Polskim. Wywiad taktyczny przejęła niemal całkowicie kawaleria Beliny-Prażmowskiego. Wywiadów strategicznych nie można było chwilowo prowadzić ze względu na głęboki front działań wojennych, uniemożliwiających swobodę ruchów kurierskich. Jaworowski pozostał przy komendzie 1 pułku piechoty. Do przygotowania reorganizacji Oddziału Wywiadowczego wyznaczono Eugeniusza Tora. Podjęto decyzję o utworzeniu ekspozytur Oddziału Wywiadowczego oddzielnie dla terenów okupacji niemieckiej oraz austro-węgierskiej. Pierwsza taka placówka i centrala Oddziału Wywiadowczego dla niemieckich terenów okupacyjnych została powołana w Częstochowie, gdzie tworzył się ośrodek PON dla organizacji tzw. "Legionu Zagłębia Dąbrowskiego", formowanego przez Trojanowskiego. Starzyński otrzymał od Tora zadanie przygotowania kwater dla centrali Oddziału Wywiadowczego w Częstochowie i zorganizowania drugiej ekspozytury na terenie okupacji austro-węgierskiej, najlepiej w Kielcach lub Radomiu. "Ob[ywatel] [Eugeniusz] Tor - relacjonował później Starzyński - udał się ze mną do c. i k. Komendy Twierdzy [Kraków], gdzie od austriackiego por. [Ludwika] Morawskiego otrzymałem legitymacje potrzebne mi dla władz austriackich, aby nie robiły mi trudności w organizowaniu ekspozytury na terenie okupacji austriackiej".

W kwaterze dowództwa 9 armii w pałacu gubernatorskim w Kielcach 5 października 1914 r. odbyła się konferencja Piłsudskiego i Jodki-Narkiewicza z Ludendorffem, Sauberzweigiem i Lüdersem na temat włączenia PON do wywiadu i dywersji na tyłach armii rosyjskiej. Merytoryczne rozmowy prowadził Lüders z Piłsudskim i Jodko-Narkiewiczem. "J [ó z e f] P [i ł s u d s k i]  w y ł o ż y ł  s p r a w ę  u d z i e l e n i a  i n f o r m a c j i  s z t a b o w i  n i e m i e c k i e m u  i  p o m o c y  n a  t y ł a c h  [wszystkie podkreśl. moje - R. Ś.] - zanotowano w protokole konferencji. - U d z i e l a n i e  i n f o r m a c j i  m u s i  s i ę  o d b y w a ć  b e z p o ś r e d n i o, t j.  p r z e z  k i e r o w n i c t w o  s ł u ż b y  w y w i a d o w c z e j  p o l s k i e j,  n i e  z a ś  p r z e z  j a k i c h k o l w i e k  a g e n t ó w  w y w i a d o w c z y c h  p o l s k i c h; agenci polscy powinni dostać legitymacje, które by umożliwiły im przekraczanie linii wojsk w każdej chwili. Co zaś do pomocy na tyłach, to  n i s z c z e n i e  m o s t ó w  n a  g ł ó w n y c h  l i n i a c h  k o l e j o w y c h  j e s t  r z e c z ą  m o ż l i w ą, ale wymaga długiego przygotowania, 3-4 tygodni lub nawet więcej; jest możliwe tylko tam, gdzie posiadamy stosunki organizacyjne, które by pozwalały zgromadzić i ukryć na jakiś czas ilość ludzi potrzebnych do wykonania zamachu".

Lüders oświadczył, że planowane akcje dywersyjne mają tak duże znaczenie, iż "oni chętnie poczekają dłuższy czas". Piłsudski odparł, że działania na linii boju na prawym brzegu Wisły "są daleko trudniejsze", gdyż zgromadzenie grupy dywersyjnej w okolicy "zalanej" przez wojska rosyjskie "jest często niemożliwe". Lüders wysunął projekt, aby w jakiejś miejscowości blisko linii frontu zgromadził się mały oddział, który byłby w stanie wykonywać podobne zamachy. Według Piłsudskiego, zadania tego mógłby się podjąć 1 pułk piechoty Legionów Polskich. Jednakże - jak podkreślił - "warunkiem takiej rzeczy jest przeniesienie 1 pułku do linii boju z zapadłych miejscowości, w których się wówczas znajdował". Przy okazji "szczegółowo scharakteryzował znaczenie 1 pułku", który "w rzeczywistości był oddziałem kadrowym", składającym się "ze znacznej ilości działaczy politycznych, pisarzy, instruktorów wojskowych" oraz "innych ludzi, będących w stanie bezpośrednio oddziaływać na polską opinię publiczną, ale tylko wtedy - zaznaczał - gdy będą w bezpośrednim zetknięciu z nowozajmowanymi ziemiami polskimi". Lüders uznał argumenty Piłsudskiego "za najzupełniej uprawnione z punktu widzenia wojskowego", obiecując wystąpienie do austriackiej Naczelnej Komendy Armii z prośbą o przesunięcie 1 pułku legionowego na inne pozycje.

Pierwszym rezultatem konferencji Piłsudskiego było ustanowienie polskiego biura wywiadowczego przy komendzie 9 armii w Kielcach (od 9 października w Radomiu) jako łącznika ze sztabem Hindenburga. Placówką miał zawiadywać podporucznik Stanisław Hempel, zastępca szefa Oddziału Wywiadowczego 1 pułku piechoty Legionów. Jednocześnie Oddział Wywiadowczy usamodzielnił się i oderwał od pułku. Pracował w łączności z PON oraz niepodległościowymi organizacjami politycznymi Królestwa Polskiego. Za pośrednictwem Polskiej Organizacji Narodowej Oddział Wywiadowczy utrzymywał kontakt ze sztabem 9 armii niemieckiej, współpracując z kpt. Lüdersem w sprawach wywiadu na tyłach wojsk rosyjskich.

Kiedy odbywała się konferencja Piłsudskiego w Radomiu, Starzyński wyruszył do Częstochowy, zabierając ze sobą Wandę Piekarską. Po przygotowaniu kwater dla Oddziału Wywiadowczego udał się 9 października w dalszą drogę do Kielc, tym razem w towarzystwie Marii Popiel, z którą dotarł na miejsce po trzech dniach. W Kielcach czekały już Stefania Minkiewicz i Popielówna oraz Stanisław Hempel, wydelegowany przez Jaworowskiego, na nowo organizującego swój Oddział Wywiadowczy wobec rozpoczętej ofensywy. Starzyński i Hempel podjęli decyzję o przeniesieniu ekspozytury Oddziału Wywiadowczego z Kielc do Radomia, jadąc w ślad za komendą 9 armii Hindenburga (13 X 1914). Przed dalszą podróżą udali się do oddziału HK-Stelle w Kielcach, próbując "wyłudzić od nich samochód, bo linia [kolejowa] Kielce - Radom jeszcze nie czynna - notował Starzyński. - Niestety, samochodu uzyskać mi się nie udało, więc dysponujemy na podróż końmi, których dwie pary ma 'Waligóra' [Stanisław Hempel] do swojej dyspozycji".

W wykonaniu postanowień konferencji Piłsudskiego w sztabie 9 armii w Kielcach komendantem radomskiej ekspozytury Oddziału Wywiadowczego 1 pułku piechoty Legionów został Hempel. Funkcję oficera sztabu i zastępcy pełnił Starzyński. Towarzyszyły im kurierki wydelegowane z oddziału żeńskiego: Filipkowska, Minkiewiczowa i Piekarska oraz Korniłowiczówna, Klempińska i Szybalska, które przybyły niebawem do Radomia z rozkazu Jaworowskiego. W mieście przebywał również Włoskowicz z oddziału "beków". Popielówna została w Kielcach jako łączniczka Oddziału Wywiadowczego między Krakowem i Częstochową a Radomiem. Biuro ekspozytury znalazło siedzibę w jednym z opuszczonych mieszkań przy ulicy Lubelskiej. "Musieliśmy nawiązać kontakt z armią 'sprzymierzoną' - pisał później Starzyński. - Udaliśmy się [ 14? X 1914 r. ze Stanisławem Hemplem - R. Ś.] do sztabu [9] armii, gdzie przyjął nas szef Nachrichtenabteilung, znany już ob[ywatelowi] 'Waligórze' [Stanisławowi Hemplowi] z czasu pobytu w Kielcach, kapitan Lüders. Układny i grzeczny, na nasze oświadczenie, że nie władamy płynnie językiem niemieckim, przemówił do nas po rosyjsku, którym to językiem biegle władał. Obiecał nam wszelkie ułatwienia, ofiarował samochód, którym mogliśmy nasze niewiasty odesłać do Grójca, będącego już w rękach niemieckich, stąd końmi mogły się dostać do Warszawy. [...] Zadowoleni z uzyskania samochodu, wyprawiliśmy dwie nasze niewiasty ('Westę' [Stefanię Minkiewicz] i 'Jadwigę' [Konstancję Klempińską]) do Warszawy i czekaliśmy na meldunki zza frontu oraz rozkazy naszych szefów".

Wobec przewidywanej ofensywy na Warszawę Lüders wezwał telegraficznie Jodkę-Narkiewicza i Sokolnickiego, a Piłsudskiego listownie na zwołaną do Radomia przez Ludendorffa konferencję w dniu 9 października. "Na tej konferencji - pisał 7 X 1914 r. do Piłsudskiego - będzie głównie rozstrzygane pytanie, czy i w jaki sposób będą mogły wasze bataliony marsz wojsk niemieckich, który prawdopodobnie nastąpi 14 bm., przygotować i poprzeć. Piłsudski na spotkanie nie przybył. Tego dnia udał się do komendy 1 armii austriackiej w Baranowie (towarzyszył mu Sosnkowski). Sokolnieki otrzymał telegram zbyt późno, aby stawić się w oznaczonym terminie w Radomiu. W pierwszej fazie konferencji wziął jedynie udział Jodko-Narkiewicz. Rozmowy prowadzone z Sauberzweigiem i Lüdersem wieczorem 9 października, a następnie rano 10 października doprowadziły do ustalenia tekstu uzupełniającej umowy między PON a dowództwem 9 armii w związku ze spodziewanym szturmem Warszawy przez wojska niemieckie w połowie miesiąca. Sokolnicki przybył do Radomia po południu 10 października, kiedy tekst umowy był już w całości przygotowany i zredagowany. Tego samego dnia Jodko-Narkiewicz i Sokolnicki podpisali umowę w imieniu PON. W tej części konferencji był również obecny Tor, który przyjechał razem z Sokolnickim.

Ustalono, że jednostki PON będą mogły wziąć udział w bitwie 9 armii o zajęcie Warszawy. W zdobywaniu stolicy miały uczestniczyć 1 batalion składający się z 500 żołnierzy oraz jeden 160-cio osobowy szwadron z Legionów Polskich. Oddziały te miałyby podlegać rozkazom niemieckiego Naczelnego Dowództwa. Przewidywano uzbrojenie batalionu w 500 karabinów wraz z amunicją ze składów armii niemieckiej. W przypadku opanowania Warszawy przez wojska niemieckie oddziały PON otrzymałyby możliwość zajęcia własnych kwater w mieście i postawienia wart w Zamku Królewskim na zmianę z Niemcami.

Uczestnictwo polskie w akcji warszawskiej warunkowano spełnieniem szeregu warunków zabezpieczających interesy niemieckie: "1.) Służba wywiadowcza PON ma na czas i regularnie informować niemieckie dowództwo o siłach rosyjskich stojących w Warszawie i okolicy, a także przekazywać wszystkie inne informacje mogące mieć znaczenie dla niemieckiego prowadzenia wojny. 2.) Przez energiczną, natychmiast mającą się rozpocząć propagandę w Warszawie i okolicy należy ludność usposobić do pokojowego nastawienia wobec wchodzących do Warszawy oddziałów niemieckich. Przez odpowiednie zarządzenia należy przeszkadzać wybuchowi rozruchów w mieście i wszelkim nieprzychylnym postawom względem wojsk niemieckich. 3.) Należy za wszelką cenę zapobiec, korzystając ze wsparcia przebywających na terenie Warszawy członków wojskowej organizacji PON, wysadzeniu mostów na Wiśle, a zwłaszcza mostów ulicznych w Warszawie". W zakończeniu umowy podkreślono ustęp: "Naczelne Dowództwo armii zdecydowanie zwraca uwagę na to, że wyżej wymienione ustalenia z PON nie pociągają za sobą żadnych ustępstw politycznych. Wspólne działanie służy wyłącznie celom wojskowym".

Po konferencji w Radomiu Jodko-Narkiewicz wyjechał do Krakowa. Sokolnicki udał się do Jakubowic, by powiadomić Piłsudskiego o podjętych ustaleniach. Tor natomiast wyruszył do Częstochowy, aby "organizować ekspedycję zawiadamiającą Warszawę" o podjęciu przygotowań do wykonania nowego porozumienia z Niemcami.

Tymczasem dowództwo 9 armii niemieckiej w wykonaniu dotychczasowych umów z Polską Organizacją Narodową wydało 11 października tajne zarządzenie dla wszystkich podległych jednostek oraz urzędów, które regulowało kwestie swobody poruszania się członków PON w strefie frontowej. "Osoby będące w służbie wywiadu lub zarządzie Polskiej Organizacji Narodowej - pisał w okólniku Ludendorff - mają przy sobie legitymacje, na których widnieje podpis jednego z 2 pełnomocników - dr [Witolda] von Jodko[-Narkiewicza] lub [Michała] von Sokolnickiego, a także stempel z napisem [...]: 'Komisja Organizacyjna. Polska Organizacja Narodowa'. Osoby dysponujące tego rodzaju legitymacją mogą swobodnie poruszać się na terenach zajętych przez nasze oddziały. [...] Agenci polskiego wywiadu legitymują się legitymacjami c. i k. krakowskiego oddziału Sztabu Generalnego, podpisane przez [Ludwika] Morawskiego. Oddziałom nie wolno tych osób pod żadnym pozorem zatrzymywać, podobnie jak agentów niemieckiego i austriackiego wywiadu; tego rodzaju postępowanie już wielokrotnie wyrządziło wywiadowi niepowetowane szkody". Widać, że organizacja PON miała według jej niemieckich inicjatorów jednoznacznie wywiadowczy charakter. Podlegała najwyższym dyspozycjom szefa sztabu, a właściwie służb wywiadu 9 armii niemieckiej (Nachrichtenoffizier).

Piłsudski przedstawił w sztabie 1 armii austriackiej możliwość samodzielnego przejścia w kierunku Warszawy i przeniesienia się na teren okupacji niemieckiej. Pozostawiono mu swobodę wyjścia z armii austriackiej, "bez żadnej umowy o oddziale". Wrócił do swej kwatery w Jakubowicach 11 października. Napisał zaraz do Lüdersa list, odpowiadając na jego zaproszenie na konferencję w Radomiu. Nie wiedział wówczas nic o zawartym układzie przez Jodko-Narkiewicza i Sokolnickiego. Zwrócił się do Lüdersa z prośbą o interwencję: "Na dzień dzisiejszy nie wiem, jak ta sprawa zostanie załatwiona - pisał w liście z 11 października 1914 r. - ale przypuszczam, że nacisk z pana strony mógłby spowodować korzystny obrót sprawy. [...] Jedynie co mogę zrobić, to wysłać około 150 ludzi, o których ostatnio z panem rozmawiałem, którzy pomogliby w pracy organizacyjnej [wywiadu i dywersji]". Przy okazji zwracał uwagę na postępowanie Niemców w Królestwie Polskim. "Po przejściu wojsk niemieckich pozostają same ruiny, jakich nie było nawet za czasów Kozaków w Galicji. [... ] Taki stan rzeczy nie może nie wywoływać, nie powiem depresji, ale wrogiego nastawienia ludności do wojsk niemieckich, które obiecywały wyzwolenie Polski z rosyjskiego jarzma. To stawia w bardzo przykrej sytuacji tych wszystkich Polaków, którzy prowadzili wojnę z Rosją czy też dążyli do zwiększenia udziału Polaków w wyprawie wojennej".

Wieczorem 11 października Sokolnicki dotarł do Jakubowic. Omówił z Piłsudskim warunki nowego porozumienia z dowództwem 9 armii niemieckiej. Komendant rozważał wtedy podjęcie decyzji: "czy należy opuścić z lekkim sercem austro-węgierskiego alianta - relacjonował Sokolnicki - i czy nie odnowić wręcz powstańczej, rewolucyjnej koncepcji w marszu na Warszawę?". Zajęcie stanowiska utrudniał brak orientacji w ogólnym położeniu strategicznym na froncie walk z Rosją, powstrzymywanie decyzji politycznych w Berlinie i w Wiedniu w kwestii przyszłości Polski, a specjalnie w sprawach legionowych, a także niepewność "w samym położeniu polskim, w opinii kraju". Ważnym sygnałem dla określenia dalszego kierunku zapatrywań niemieckich czynników wojskowych na zagadnienie stosunków z PON były wyniki ostatniej konferencji w Radomiu, które generalnie Piłsudski mógł ocenić pozytywnie. Stawiał na współdziałanie z Niemcami. Jednak stanowczo odrzucał zawartą umową. "Wydawała mu się - podkreślał później Sokolnicki - zawartą zbyt pośpiesznie, bez przemyślenia i pod naciskiem; nie dawała mu ona rzeczy głównej - rękojmi użycia i tworzenia własnej siły zbrojnej ani warunków pozwalających na jego, Piłsudskiego, wejście do Warszawy".

Piłsudski postanowił manewrować. W drodze do Warszawy znajdowała się część batalionu Norwida-Neugebauera oraz szwadron Beliny-Prażmowskiego. Formalnie nie chciał akceptować układu z powodu ograniczonej liczebności oddziału polskiego, który miał wejść do Warszawy. Wysłał zaraz do Lüdersa swoich delegatów, Sosnkowskiego i Sokolnickiego, aby przeprowadzili zmianę umowy w punktach dotyczących przemarszu jednostki polskiej do stolicy. Zamierzał uzyskać zgodę Niemców na udział w zdobywaniu Warszawy całego swojego pułku. PON już "okrzepła - wspominał Sokolnicki - rozrosła się i przeprowadziła rozszerzenie swej działalności i organizacyjną rozbudowę w głąb. Widoki otwarcia się stolicy wzmogły aktywność i dały nowe horyzonty pracy". Organizacja rozrastała się, "sięgała w tymże czasie z południa po tereny zachodniego Królestwa. Uzyskano kontakt z Łowiczem, przede wszystkim jednak spróbowano dotrzeć do Łodzi".

Nowa konferencja odbyła się 13 października w sztabie 9 armii niemieckiej w Radomiu. Na wstępie Sokolnicki przedstawił Sosnkowskiego jako występującego w zastępstwie Piłsudskiego. Oświadczył, że porozumiał się z Piłsudskim, "którego -jak zaznaczył - PON uznaje za miarodajnego pod względem wojskowym i na swoim terenie", a więc musieli "z zawartą umową udać się do niego po rozstrzygnięcie" jej ostatecznego zatwierdzenia. "Piłsudski - mówił Sokolnicki - miał szereg obiekcji nie względem zasadniczej treści umowy, ale z powodu jej zakresu". Lüders oświadczył wysłannikom Piłsudskiego, że umowa z 10 października straciła na znaczeniu wobec powstrzymania ofensywy niemieckiej przez Rosjan. O operacji warszawskiej na razie nie było mowy. Lüders pokazał odpowiedź z Ministerstwa Wojny "odmawiającą żądanych 500 karabinów". Uznał za niemożliwe do wykonania żądanie przeniesienia całego pułku Piłsudskiego na teren okupacji niemieckiej. Ostrzegał przed stawianiem zbyt wygórowanych żądań polskich, które wkraczały w dziedzinę polityki. "Sami Polacy przyznać muszą - zwracał się do Sokolnickiego i Sosnkowskiego - że poczynione przez A[rmee-]O[ber]-k[ommando 9] ustępstwa są znaczne, z polskiej zaś strony nie uczyniono dotąd nic, co by realną pomoc armii niemieckiej okazywało", gdy "Naczelne Dowództwo kładło od pierwszej chwili rozstrzygający nacisk na akcję na tyłach armii rosyjskiej" oraz "rezultaty ewentualnych wywiadów", a "dotychczas nic z tego nie uczyniono". Poza tym "trzeba, abyśmy mieli ufność, iż na tyłach armii niemieckiej nie wytworzy się organ wojskowy, który by przy danej okazji zaszkodził a nie pomógł". Zgodzono się jedynie co do utrzymania ogólnego kierunku politycznego wszystkich działań, uwolnienia ziem polskich spod panowania rosyjskiego i odzyskania w ten sposób wolności.

W konkluzji rozmów Sosnkowski ponownie wypowiedział się za przeniesieniem oddziału Piłsudskiego na tereny okupacji niemieckiej w Królestwie Polskim, a to z następujących powodów: ,,a.) służba wywiadów wykonywaną byłaby racjonalniej i sprężyściej; b.) oddział spełniałby właściwą swą rolę organizacyjną; c.) politycznie doniosłym byłby moralny wpływ na ludność; d.) wejście całości oddziału do Warszawy dałoby rezultaty ze wszech miar pożądane". Lüders obiecał na koniec zakomunikowanie tego stanowiska Ludendorffowi.

Konferencja nie dała praktycznych efektów. "Sosnkowski - zauważył Sokolnicki - tłumił swój gniew, stał się zamknięty i odpychający". Następnego dnia Ludendorff zaprosił jeszcze do siebie Sosnkowskiego, ale i ta rozmowa nie przyniosła nowych efektów. Przedstawiciele polscy wyjechali z Radomia 14 października. Sosnkowski wracał do Jakubowic, a Sokolnicki jechał do Częstochowy.

Lüders chciał jeszcze załagodzić sytuację listem do Piłsudskiego. Obiecał 13 października przedstawić Ludendorffowi życzenie Piłsudskiego przeniesienia 1 pułku piechoty Legionów w rejon działania 9 armii niemieckiej. Przy tym musiał jednak postawić "pod rozwagę" następującą kwestię: "Czy z Pana punktu widzenia - pytał - wydaje się celowym zwracać się do dowództwa naszej armii z kolejnymi życzeniami, w sytuacji, gdy armia ta na terenach przez nią zajętych udzieliła Pana organizacji [tj. PON - R. Ś.] tak daleko idących ustępstw?". Piłsudski powinien wpierw zdobyć zaufanie czynników wojskowych. "Dowództwo naszej armii - pisał dalej Lüders - oczekuje teraz w zamian od Pana organizacji odpowiedniego rewanżu, korzystnego dla naszych operacji wojennych. Zależy nam na trwałym zniszczeniu łączności Rosjan z tyłami. Jeżeli Pana organizacji uda się zrealizować to zadanie, to także znacznie wzrośnie zaufanie naszego Sztabu Generalnego do Pana organizacji i jednocześnie pojawi się możliwość poruszenia interesujących Pana zagadnień. Wydaje mi się, że celowe byłoby przeniesienie Pana biura wywiadowczego [tzn. Oddziału Wywiadowczego przy 1 pułku piechoty Legionów] do Kielc lub Radomia, z uwagi na lepsze połączenie z Warszawą".

Tymczasem Piłsudski podjął 12 października 1914 r. decyzję wymarszu całego Oddziału Wywiadowczego Jaworowskiego z kwatery w Jakubowicach do Piotrkowa. W Kielcach oddział stanął 15 października, skąd po sześciodniowym odpoczynku wyruszył w dalszą drogę. Komendant podczas swojego przejazdu przez Radom 19 października 1914 r. przyjął od Hempla i Starzyńskiego raport z dotychczasowych czynności. Uznał, że ekspozyturę radomską może prowadzić jeden oficer. Na placówce pozostał Hempel, a Starzyński 20 października udał się do Częstochowy, po drodze zatrzymując się w Kielcach. "Stał tam oddział ob[ywatela] 'Świętopełka' [Rajmunda Jaworowskiego]. Komendantem placu był por. Kazimierz Sawicki, komendantem kadry rekrutów ppor. [Zygmunt] Bończa-Karwacki. Znowu było rojno i gwarno jak w sierpniu. Por. 'Świętopełka' nie zastałem, wyjechał do Częstochowy, dokąd i ja spieszyłem. [...] W Częstochowie, jak i w Kielcach, zastałem duże zmiany. Był to najświetniejszy okres rozwoju organizacyjnego PON".

Starzyński po przyjeździe do Częstochowy 21 października pojechał następnego dnia do Piotrkowa, gdzie Jaworowski przeniósł biuro Oddziału Wywiadowczego (22 X 1914). Piotrków w tym czasie stał się "stolicą" prac organizacyjnych, którymi kierował Komisariat Generalny PON, na czele z Sokolnickim jako komisarzem. Obok Komisariatu Generalnego PON działała "Komenda Główna Wojsk Polskich na okupację niemiecką", pod komendą Mieczysława Trojanowskiego, prowadząca rekrutację do nowej formacji legionowej, niezależnej od c. i k. Komendy Legionów Polskich. Starzyński przeszedł na krótko do służby w Komisariacie Generalnym PON. Po kilku dniach Jaworowski wysłał go do Krakowa w charakterze kierownika ekspozytury Oddziału Wywiadowczego 1 pułku piechoty Legionów przy Departamencie Wojskowym NKN. "Macie reprezentować Oddział [Wywiadowczy] - instruował Starzyńskiego - wyszukiwać odpowiednich ludzi do pracy wywiadowczej, wydostać pieniądze od NKN i pośredniczyć pomiędzy PON a AOK".

Jednocześnie Jaworowski wydelegował do Warszawy Stanisława Długosza dla nawiązania łączności między POW a Oddziałem Wywiadowczym.

Zaczęły psuć się stosunki z Niemcami. Położenie Polskiej Organizacji Narodowej znacznie się pogorszyło. Niemcy nie byli zadowoleni z usług wywiadowczych oraz dywersji, prowadzonej przez podległe Piłsudskiemu organizacje. PON przestała być Niemcom potrzebna i stawała się czynnikiem krępującym ich politykę. Władze wojskowe domagały się czasowego opuszczenia przez organa PON terenu okupacji niemieckiej. Lecz nie chciały całkowitego zerwania dotychczasowej umowy. "Bitwa warszawska - tłumaczył potem Sokolnicki - rozciągająca się na obronnej linii, nie dozwalała na stosunki z Warszawą, a wskutek tego aż po dzień drugi listopada [1914 r.] A[rmee-] O[ber]k[ommando] nie otrzymało żadnych wywiadów, ani zamierzone zamachy się nie powiodły".

Bezpośrednim powodem konfliktu stał się raport policyjny z wiecu w Częstochowie z udziałem legionistów, gdzie jeden z mówców miał oświadczyć, że należy rozprawić się "najpierw z jednym" zaborcą, tzn. Rosją, dając w podtekście do zrozumienia możliwość odwrócenia się przeciwko Niemcom i Austro-Węgrom. Zastępca kanclerza i sekretarz stanu Urzędu Spraw Wewnętrznych, Clemens von Delbrück podniósł w związku z tym zastrzeżenia polityczne do zawartych umów. Doniesienia policyjne z Częstochowy zinterpretował jako domaganie się przez Polaków włączenia do przyszłego państwa polskiego Poznania i Prus Zachodnich. Ambicje polskie dotknęły bowiem sedna pojmowania własnej państwowości przez Prusaków. Stanowczo protestując przeciwko instrumentalnemu traktowaniu przez zwolenników Piłsudskiego układów prowadzonych z Niemcami, zamierzał doprowadzić do likwidacji struktur Polskiej Organizacji Narodowej oraz wypowiedzenia umów zawartych z władzami wojskowymi.

Przywódcy PON chcieli zrobić wszystko, aby podtrzymać dobre stosunki z Niemcami. Wieczorem 22 października Jodko-Narkiewicz i Sokolnicki spotkali się z Sauberzweigiem w Końskich, dokąd Naczelne Dowództwo 9 armii cofnęło się z Radomia. Sauberzweig oskarżył PON o różne nadużycia w stosunku do ludności cywilnej, w tym przede wszystkim masowe rekwizycje. Nie wdając się w szczegóły "przeszedł od razu do zagadnienia naczelnego - zapisał Sokolnicki - braku z naszej strony wszelkiego odwzajemniania się". Wywiad niemiecki otrzymywał zbyt mało materiałów. "Nie ma żadnych wywiadów - mówił Sauberzweig - z Warszawy nikt nie przybył, nie dokonano żadnego zamachu". Przez to malało zaufanie do PON. Jedynym praktycznym rezultatem konferencji było ustalenie zasad kontaktu między agenturą PON a placówką Nachrichtenoffizier przy sztabie 9 armii, które miały usprawnić łączność wywiadowczą. Komendantury etapowe 9 armii stawały się - odnotował Sokolnicki - "łącznikiem miejscowym między władzami wojsk niemieckich a PON". Sauberzweig wiązał z PON 1 pułk piechoty Legionów. Ścisłą organizację PON tworzyło, według stanu na dzień 23 października, 516 członków, w przeważającej części przysłanych z pułku Piłsudskiego.

Po załamaniu się niemiecko-austriackiego natarcia w połowie października 1914 r. Rosjanie przeszli do wielkiej kontrofensywy w Królestwie Polskim i Galicji, dość szybko osiągając rejon Kalisza i Częstochowy. Pod Kraków podeszli 11 listopada. Stan wojenny w Krakowie ogłoszono już 14 września, a od 28 września rozpoczęto ewakuację ludności cywilnej. Naczelny Komitet Narodowy ewakuował się 8 października. Prezydium NKN przeniesiono do Wiednia. W ręce rosyjskie wpadły między innymi Radom i Piotrków. W związku z ogólnym odwrotem Oddział Wywiadowczy 1 pułku piechoty Legionów cofał się powoli z Piotrkowa do Częstochowy. PON zjechała do Krakowa. W Radomiu zlikwidowano ekspozyturę wywiadowczą Stanisława Hempla, który przez Kraków podążał za ustępującym Oddziałem Wywiadowczym. W walkach odwrotowych pod Dęblinem 1 pułk piechoty Legionów stoczył 21-26 października zacięte boje pod Laskami i Anielinem. Pod koniec października oddział Jaworowskiego zatrzymał się w Dąbrowie Górniczej, potem w Sosnowcu, aż wreszcie w pierwszych dniach listopada 1914 r. oparł się w Zagórzu koło Będzina, zajmując na kwaterę dworek przemysłowca Józefa Wrzoska.

Warto nadmienić, że po wyjściu legionistów z Kielc Korn-Wysznarski pełnił funkcję komendanta Oddziału Wywiadowczego podczas postoju w Gręboszowie pod Ujściem Jezuickim (23 IX 1914), natomiast w Zagórzu był oficerem wywiadu, podlegał jako wywiadowca Jaworowskiemu. Pod jego nieobecność zawiadywał okresowo Oddziałem Wywiadowczym.

Do Krakowa Starzyński przybył 27 października. Od razu przystąpił do organizacji ekspozytury Oddziału Wywiadowczego 1 pułku piechoty Legionów przy Departamencie Wojskowym NKN. Zastępcą Starzyńskiego został Stanisław Kossuth. W biurze zatrudniony był także Stefan Starzyński, brat Romana Starzyńskiego. Z ekspozyturą pozostawali w kontakcie Stanisław Hempel i Stanisław Długosz oraz Janina Antoniewicz z oddziału żeńskiego, która zajmowała się werbowaniem kandydatek na wywiadowczynie.

Problem dalszej współpracy wojskowej i wywiadowczej PON z Niemcami omawiano na konferencjach w sztabie 9 armii w Częstochowie w dniach 31 października oraz 1 i 2 listopada. PON reprezentował Sokolnicki. Podczas pierwszego spotkania Lüders ponowił pretensje "w kwestii zamachów na tyły Rosjan" oraz "w kwestii braku wszelkich wywiadów" - odnotowano w protokole konferencji. Następnego dnia zagroził nawet "rozwiązaniem umowy" ze względu na narastające skargi ludności polskiej, protestującej przeciwko rekwizycjom PON. Sytuacja stawała się trudna.

Sokolnicki 1 listopada przekazał Lüdersowi odpowiedź w sprawie wiecu częstochowskiego. Zapewniał, że w kwestionowanych wystąpieniach wyrażano błędne opinie o stosunku legionistów oraz PON do Niemiec. "Bowiem - podkreślał - podstawowym dążeniem politycznym PON oraz podległych jej partii i organów jest niepodległość Polski. Propagujemy to wszędzie ustnie i pisemnie. Uważamy, że cele te zdołamy zrealizować działając przeciw Rosji wspólnie ze zjednoczonymi armiami. Każdy inny stosunek do zjednoczonych armii byłby przez nas bezwzględnie potępiony". Przy okazji poruszył również sprawę prowadzenia wywiadu, aby tą drogą podtrzymać dalsze kontakty. "Ponieważ intensywność pracy naszej służby wywiadowczej (Nachrichtenstelle) - dodawał -jest teraz maksymalna, spodziewamy się niebawem odpowiednich wyników, dobrze by było z naszym oficerem informacyjnym, panem [Rajmundem] von Jaworowskim zwołać konferencję dotyczącą zagadnień technicznych". Współpraca wywiadowcza stanowiła jedyną już wówczas płaszczyznę wzajemnych odniesień.

Rozmowom nie sprzyjała reorganizacja dowodzenia na froncie wschodnim. Tego dnia cesarz mianował Hindenburga wodzem naczelnym dowództwa sił zbrojnych na Wschodzie (Naczelne Dowództwo na Wschodzie - Oberkommando Ost). Dowództwo 9 armii przejął gen. August von Mackensen. Zmienił się szef sztabu armii, którym został gen. Grünert. Obaj nie byli wprowadzeni w kwestie rozmów sztabowych z PON.

Podstawowe decyzje polityczne zapadły bowiem w Berlinie. Przyjęcie negatywnego stanowiska wobec ruchu Piłsudskiego nie było trudne. Wprawdzie Ludendorff zauważał, że ludność Królestwa Polskiego nie czyniła armii niemieckiej utrudnień. "Była chętna, nie sprzeciwiała się zarządzeniom". Jednakże "wypowiadana myśl podniesienia jej przeciw Rosji okazała się niewykonalna". Stopniowo w społeczeństwie Królestwa Polskiego stawały się widoczne nastroje antyniemieckie, szczególnie po niefortunnym zniszczeniu Kalisza, a Austro-Węgry złożyły w Berlinie protest z powodu działalności PON i agitacji do odrębnego legionu polskiego. Ministerstwo Wojny odmówiło wydania Polakom 14 000 karabinów z zasobów armii niemieckiej, przygotowanych na potrzeby legionu polskiego, walczącego u jej boku. Zakazano wszelkiej agitacji niepodległościowej na terenach Polski zajętych przez Niemcy, co ostatecznie przekreślało umowę między PON a władzami wojskowymi.

W wykonaniu podjętych w Berlinie decyzji Sauberzweig sformułował formalne stanowisko dowództwa 9 armii w kwestii dalszych kontaktów z ruchem Piłsudskiego, który reprezentowała do tej pory Polska Organizacja Narodowa. Stanowisko to Lüders zakomunikował Sokolnickiemu podczas spotkania 2 listopada, przekazując mu osobisty list Sauberzweiga. Kwatermistrz 9 armii zawiadamiał, że wszystkie polskie oddziały możliwie najszybciej powinny zostać wycofane z terenów okupacji niemieckiej. Dotyczyło to również organizacji cywilnej PON. Lüders sugerował, aby przenieść siedzibę władz PON do Krakowa. Przekazane decyzje uzasadniał względami politycznymi. Za konieczność chwili uznano "nieangażowanie się wzajemne" i unikanie "pozorów współdziałania wojennego". Przedstawiciel wywiadu niemieckiego podkreślał przy tym, iż "nie oznacza to wstrzymania umowy ani rozmów" i "chętnie w lepszej chwili wróci się do ściślejszych kontaktów". PON nie mogła już prowadzić działalności wojskowej na terenie okupacji niemieckiej w Królestwie Polskim.

Ostatnią próbę wyjaśnienia sytuacji PON podjął Jodko-Narkiewicz, który spotkał się z Lüdersem 3 listopada. Lüders powtórzył, że wzajemne stosunki nie powinny przez pewien czas "zbytnio się uwidaczniać" i miał nadzieję, że "w przyszłości stosunki te poprawią się". Wymówiono tym samym warunki wcześniejszych porozumień. Piłsudskiemu znowu nie udało się stworzyć, we współpracy z władzami Niemiec i Austro-Węgier, własnego zaplecza organizacyjno-politycznego dla akcji niepodległościowej w Królestwie Polskim. Takie oparcie dawały na razie tylko Legiony Polskie i Naczelny Komitet Narodowy. Kryzys PON, będący prostym następstwem wyjścia jej z Królestwa, doprowadził do zamarcia organizacji.

Mimo wszystko Sokolnicki pozytywnie oceniał dwumiesięczny okres współpracy z niemieckimi wojskowymi. "Uważam za  n a j w i ę k s z y  b ł ą d  n a s z e j  p o l i t y k i  d a w n i e j s z e j  t o,  ż e  n i e  r o z m a w i a l i ś m y  z a w c z a s u  z  N i e m c a m i  [wszystkie podkreśl. moje - R. Ś.] - pisał.- Niemcy, jeśli wszystkie pozory nie mylą, idą w wojnie tej, czy w szeregu wojen, na zwycięstwo.  P r ę d z e j  c z y  p ó ź n i e j  n a s t ą p i  o k r e s,  w  k t ó r y m  s t o s u n e k  z  n i m i  d e c y d o w a ć  b ę d z i e  o  n a s z y m  p a ń s t w o w y m  l o s i e. Podstawy tego stosunku zostały po raz pierwszy przez niniejsze rokowania założone, to jest ich bezsprzeczną zasługą. Odniosłem wrażenie, że  w s p ó l n e  p r z e c i w s t a w i e n i e  s i ę  R o s j i  n a w i ą z u j e  n i c i  s y m p a t i i, które są bodaj, wszystko zostawiwszy, jedyną obecnie  n a s z ą  p o z y t y w n ą  m o ż l i w o ś c i ą  d y p l o m a t y c z n ą  w  E u r o p i e, a w każdym razie jest koniecznym i jedynym warunkiem możliwości wojennej. [...] Główny brak naszej wojenno-politycznej akcji dotychczasowej, brak czynnej organizacji tajnej w Królestwie i na Litwie, brak zupełny akcji na tyłach wojsk rosyjskich utrudnił niemało również i stosunki nasze z Niemcami - wpoił w nich powtórnie nieufność do Polaków".

Supozycja ta stała się niebawem główną dyrektywą polityki Piłsudskiego. Na razie wracał pod skrzydła Austro-Węgier. Przesądzała o tym ścisła zależność formacji legionowych od Naczelnej Komendy Armii. Kierownictwo wojskowe Austro-Węgier miało doświadczenia we współpracy z Polakami i lepiej rozumiało wiążące się z tym problemy. "Większość Polaków oraz Żydzi - odnotował później ówczesne nastroje w Królestwie Polskim - z niechęcią odnosili się do nieprzyjacielskiej okupacji". Trzeba było "bacznie patrzeć na ręce rusofilskim 'Wszechpolakom' [ze Stronnictwa Demokratyczno-Narodowego - R. Ś.]. Brygadier legionowy Piłsudski wysłał nawet do Warszawy kilku swoich ludzi, aby przeciwdziałali przybierającemu na sile od czasu naszych niepowodzeń w Galicji nurtowi prorosyjskiemu wśród Polaków. Tak wyglądał ten przereklamowany polski zryw powstańczy. W pewnym sensie nie należy brać za złe tym 'patriotom', że swe nadzieje wiązali już tylko z Moskalami. Wrażenie ich olbrzymiej przewagi mogło stłumić w Warszawie każdą myśl o zwycięstwie mocarstw centralnych".

Podjęte przez Romana Starzyńskiego prace organizacyjne ekspozytury wywiadowczej 1 pułku piechoty Legionów w Krakowie przerwała chwilowo ewakuacja Departamentu Wojskowego NKN. Z Krakowa ewakuowano 9 listopada formacje rezerwowe i etapowe Legionów Polskich, w związku z zagrożeniem miasta przez wojska rosyjskie. Departament Wojskowy NKN zatrzymał się we wsi Nawsie pod Jabłonkowem na Śląsku Cieszyńskim. Tam też stanęła na kwaterze ekspozytura wywiadowcza Starzyńskiego (11 XI 1914).

Biuro ekspozytury zostało urządzone w mieszkaniu przy ulicy Polskiej 111. Personel biura powiększył się o Sylwestra Wojewódzkiego "Stefana" i Kazimierza Kuśmierskiego. Ekspozytura prowadziła werbunek informatorów dla Oddziału Wywiadowczego w Zagórzu. Do służby kuriersko-wywiadowczej Starzyński zwerbował początkowo 9 kobiet, dla których zorganizował kurs wywiadowczy. Języka rosyjskiego uczyła Zofia Daszyńska-Golińska, a później Jan Cynarski "Krzesławski". Organizację wojska rosyjskiego i geografię militarną wykładał szef ekspozytury. Jaworowski polecił zwrócić szczególną uwagę przy werbunku na legionistów i działaczy PON. "Zwerbowałem kilkunastu i wysłałem do Zagórza - zapisał później Starzyński.

W pierwszej dekadzie listopada 1914 r. cofające się wojska niemieckie i austro-węgierskie przegrupowano celem podjęcia nowej ofensywy. Naczelna Komenda Armii znajdowała się w Cieszynie, zajmując miejscowe gimnazjum na kwaterę. Oddział Informacyjny AOK został umieszczony w bibliotece naukowej gimnazjum, znajdującej się na parterze budynku. Po bitwach 11-12 listopada pod Włocławkiem i 15-16 listopada pod Kutnem oraz 16-25 listopada pod Łapanowem i Limanową Rosjanie zostali zmuszeni do wycofania się na wschód. Kwatera główna dowództwa 9 armii niemieckiej 26 listopada została przeniesiona do Łęczycy. Hindenburg i Ludendorff i stanęli na kwaterze dowództwa Ober-Ost w pałacu hrabiego Juliusza Tarnowskiego w Końskich. Na południowym odcinku frontu, gdzie walczyły wojska austro-węgierskie odrzucono siły rosyjskie na linię Biała - Dunajec - Nida. Między 16 a 19 listopada oddział Piłsudskiego stoczył bitwę pod Krzywopłotami, a następnie został skierowany do Suchej i przeformowany w I Brygadę Legionów Polskich. Od 23 listopada 1 pułk piechoty Legionów brał udział w operacjach na Podhalu.

Od 29 do 30 listopada 1914 r. odbył się w Wiedniu zjazd PON. Doszło do rozwiązania organizacji, która przekazała swoje funkcje Naczelnemu Komitetowi Narodowemu. Sokolnicki, jako delegat PON, wszedł do Komisji Wykonawczej NKN. Podobnie jak Piłsudski, nie zamierzał lojalnie współpracować z NKN i Austriakami. Liczył na odnowienie kontaktów z Niemcami. Ponieważ inicjatywa zawieszenia tych kontaktów wyszła bezpośrednio z Naczelnego Dowództwa 9 armii, a "nasze stosunki obecnie z wojskowych oraz politycznych powodów zawodzą, sądzę - pisał Sokolnicki do Sauberzweiga zaraz po zjeździe wiedeńskim - że także inspiracja do nowego kształtowania stanu rzeczy może wyjść tylko od niemieckiego Naczelnego Dowództwa [9] armii".

Niemcy rezygnowali na razie z podjęcia współpracy z Piłsudskim. Austriacy natomiast szukali nowych rozwiązań dla dotychczasowych stosunków z Komendantem. Morawski systematycznie rozwijał sieć agenturalną Głównego Ośrodka Wywiadowczego w Krakowie, uniezależniając się całkowicie od pośrednictwa organizacji Piłsudskiego w zbieraniu potrzebnych informacji z terenu działań wojennych i głębokiego zaplecza rosyjskiego.

W ten sposób zakończył się krótki flirt różnych przedstawicieli wojskowych i politycznych czynników władzy Rzeszy z polskimi rewolucjonistami, w ramach kontaktów i wstępnych ustaleń z Polską Organizacją Narodową. Usunięto dwutorowość akcji polskiej wobec państw centralnych (NKN i PON). Niemcy rezygnowali z pomocy ochotniczych oddziałów polskich, a także wywołania rewolucji lub powstania przeciwko Rosji. Nie chcieli mieć żadnych zobowiązań politycznych, które krępowałyby ich zamierzenia aneksyjne oraz plany utworzenia nowego państwa polskiego, w ramach kontrolowanego przez Niemcy systemu Mitteleuropy.

Ostatni akord - Oddział Wywiadowczy I Brygady Legionów Polskich

Wojna przedłużała się. Służby wywiadu Niemiec i Austro-Węgier musiały w coraz większym zakresie uwzględniać w swoich działaniach zadania długofalowe. Praca wywiadu nie ograniczała się wyłącznie do działalności ściśle wywiadowczej. Abteilung III B OHL oraz Nachrichtenabteilung AOK przejmowały kontrolę polityczną na okupowanych terenach. Wywiad pozostawał również ważnym narzędziem w polityce wewnętrznej w obu państwach. Zwłaszcza Nachrichtenabteilung AOK zdobył sobie dominującą pozycję w układzie władzy Austro-Węgier, pełniąc funkcje głównej kancelarii kwatery wojennej arcyksięcia Fryderyka. "W Oddziale Informacyjnym [Naczelnej Komendy Armii - R. Ś.] - wspominał Walzel - redagowano większość listów, not czy memoriałów (często poruszających zagadnienia najwyższej polityki), kierowanych do kancelarii wojskowej cesarza i króla, do wspólnych ministrów, do obydwu premierów i innych instytucji, a podpisywanych przez arcyksięcia lub generała Conrada [von Hotzendorfa]".

To rozszerzenie kompetencji wpływało bezpośrednio na powiększanie zakresu działania służb wywiadu Evidenzbureau oraz Nachrichtenabteilung. "Głównym celem wywiadu - pisał później Walzel, wykorzystując zebrane przez siebie oraz Benedikta doświadczenia w służbie wojennej Oddziału Informacyjnego AOK - powinno być nie tylko zdobywanie informacji dotyczących armii, lecz również skrupulatne zaznajamianie głównodowodzącego z wszelkimi powiązaniami własnej armii z polityką zewnętrzną i wewnętrzną, której ultima ratio jest właśnie wojna". Wywiad dostarczał informacje, które umożliwiały naczelnemu dowództwu nie tylko poznanie "siły rażenia obcych armii", ale także położenia i problemów wewnętrznych, a przede wszystkim zorientowanie się w sytuacji zewnętrznej, panujących nastrojach wśród ludności na obcych terenach, poznanie "sił", jakimi dysponowały poszczególne partie oraz "sprzeczności" występujących między nimi, źródła i sposoby ich finansowania itd. Krótko mówiąc, głównodowodzący - konkludował Walzel - "musi znać wszystko, co jest związane z wrogim państwem. Musi także śledzić i  w p ł y w a ć  [podkreśl. moje - R. Ś.] na wszelkie orientacje w krajach neutralnych, żeby móc rozszerzać lub ograniczać operacje wojskowe. Powinien też bardzo dobrze znać stosunki wewnętrzne panujące u sojuszników, ale przede wszystkim powinien znać siły spajające, a także rozsadzające własne państwo oraz materialne i duchowe uwarunkowania prowadzenia wojny".

Z ogromną uwagą śledzono w Oddziale Informacyjnym AOK rozwój wydarzeń na terenach polskich. Przedmiotem szczególnej troski pozostawały Legiony Polskie. "Wielokrotnie zgłaszał się Piłsudski, rewolucjonista rosyjski, komendant Legionów u Hranilovica [von Czvetassin] - wspominał Benedikt. - Pewnego razu Hranilovic [von Czvetassin] powiedział do mnie: 'Chciałbym go przygotować [fachowo], ale jest tak wspaniałym człowiekiem, że go podziwiam i tak lubię słuchać tego, co do mnie mówi' ". Hranilovic [von Czvetassin] w ogóle poświęcał dużo uwagi sprawie polskiej, "przecież - zaznaczał Walzel - do jego zadań należały Legiony Polskie. Wielokrotnie rozmawiał z Piłsudskim, często poruszano i wymieniano poglądy dotyczące ogólnej idei państwowej Austrii oraz samodzielnej Polski. Przy całej swojej wytrwałości, jaką Hranilovic [von Czvetassin] wykazywał pilnując interesów państwa, bardzo szanował polskiego patriotę, którego znaczenie właściwie ocenił". Opinie te pisane były po latach i nie oddawały prawdziwych intencji władz wojskowych Austro-Węgier wobec ruchu polskiego.

Oddział Wywiadowczy przy 1 pułku piechoty Legionów Polskich podlegał pod względem operacyjnym bezpośrednio Piłsudskiemu, od którego otrzymywał rozkazy i któremu meldowano o otrzymanych wiadomościach. Spełniał bardziej funkcje polityczne niż wojskowe, co nie podobało się władzom austriackim. Naczelna Komenda Armii zamierzała uzależnić go od biur HK-Stelle albo związać ściślej z Departamentem Wojskowym NKN, za pośrednictwem którego Nachrichtenabteilung AOK finansowała działalność oddziału.

W Oddziale Informacyjnym AOK planowano skoncentrowanie polskiej służby wywiadowczej przy Departamencie Wojskowym NKN. Na wstępie gen. Höfer von Feldsturm 16 listopada 1914 powołał przy DW kurs dla wywiadowców, który następnie, w myśl rozkazu AOK z 17 grudnia 1914 r., przekształcono w szkołę wywiadowczą. Komendantem szkolenia został Zdzisław Szenk. Na oficera inspekcyjnego kursu wyznaczono Rongego, któremu bezpośrednio podlegał wywiad Nachrichtenabteilung AOK, w tym wszystkie oddziały HK-Stelle. Polska służba wywiadowcza przechodziła całkowicie na utrzymanie armii austro-węgierskiej. Przyjęta procedura wynikała z dotychczasowej zależności służbowej. Zarówno bowiem Legiony Polskie, jak i Departament Wojskowy NKN cały czas były podporządkowane szefowi Oddziału Informacyjnego AOK.

Z Oddziałem Wywiadowczym w Zagórzu jego ekspozytura w Krakowie utrzymywała codzienną łączność za pośrednictwem kurierów, którzy przywozili raporty wywiadowcze przeznaczone dla komendy 1 pułku piechoty Legionów, Departamentu Wojskowego NKN oraz dla Oddziału Informacyjnego AOK. "Raporty te - notował Starzyński - musiałem [...] kopiować w dwóch, czasem trzech lub czterech egzemplarzach i przez kurierów rozsyłać je pod właściwymi adresami. Wiadomości polityczne przesyłało się jedynie do władz polskich, wiadomości ściśle wojskowe, nie dotyczące terenu na którym operował 1 pułk piechoty Leg[ionów], przesyłało się władzom austriackim w Cieszynie [tj. Oddziałowi Informacyjnemu Naczelnej Komendy Armii - R. Ś.], za co uzyskiwało się od nich różne koncesje w dziedzinie uzbrojenia i wyekwipowania Legionów". Raporty dla 1 pułku piechoty Legionów szły za pośrednictwem filii ekspozytury w Zakopanem, którą prowadził Tytus Czaki. "Poza tym - wspominał dalej Starzyński - szturmowałem o pieniądze na robotę wywiadowczą w Dep[artamencie] Wojsk[owym] NKN. Kierowniczka wydziału finansowego, ob[ywatelka] Helena Radlińska mogła mi wypłacać jedynie za asygnatą ppłk. Sikorskiego, a szef Departamentu Wojskowego niechętnie dawał pieniądze na robotę wywiadowczą. To doprowadziło w końcu do ostrego starcia między por. Jaworowskim a ppłk. Sikorskim, a ten ostatni oświadczył mi, że więcej pieniędzy dawać nie będzie".

Powoli Oddział Wywiadowczy w Zagórzu tracił jednak sens istnienia jako klasyczna jednostka wywiadu. Podstawowe zadania wywiadowcze w Królestwie Polskim i Rosji realizowała agentura oddziału HK-Stelle w Krakowie. Oddział Wywiadowczy w Zagórzu przejmował zadania polityczne. Utrzymywał łączność z Polską Organizacją Wojskową, która prowadziła własny wywiad dla celów politycznych akcji w Królestwie. "Był to okres konsolidacji stronnictw niepodległościowych po obu stronach frontu i rozrostu Polskiej Organizacji Wojskowej na terenie zajmowanym przez Moskali - wspominała Szczerbińska. - Pracą tą kierował Komendant. Wobec zwartej linii bojowej i utrudnionego przedostawania się przez front osób cywilnych - wszelka łączność z Warszawą została przerwana i wówczas łączność tę nawiązują kurierki Oddziału Wywiadowczego. Stają się one jedynym łącznikiem między podzielonymi linią bojową ziemiami Polski".

W Nowym Sączu wydal Piłsudski rozkaz z datą 18 grudnia 1914 r. o przekształceniu 1 pułku piechoty na I Brygadę Legionów Polskich. Jednostka wywiadu Jaworowskiego zmieniła nazwę na Oddział Wywiadowczy I Brygady. Niektórzy oficerowie oddziału przechodzili do służby liniowej I Brygady (Stanisław Długosz, Janusz Dłużniakiewicz, Kazimierz Sawicki). Wraz z przeniesieniem Departamentu Wojskowego NKN do Królestwa rozwiązano ekspozyturę Oddziału Wywiadowczego I Brygady w Krakowie (Roman Starzyński został przydzielony do batalionu uzupełniającego kpt. Andrzeja Galicy, z którym wyruszył do Królestwa 6 1 1915 r.).

Departament Wojskowy NKN stał początkowo na stanowisku Piłsudskiego, dążącego do zdobycia względnej niezależności formacji legionowych od władz wojskowych Austro-Węgier po wkroczeniu do Królestwa Polskiego i swobody ruchu polskiego. Do tego Sikorski dał się ponieść osobistym ambicjom i uwierzył, że może samodzielnie reprezentować interesy Legionów Polskich wobec Naczelnej Komendy Armii. Zaczął prowadzić własną politykę ścisłego podporządkowania Legionów stanowisku Austro-Węgier, traktując rozwiązanie austro-polskie jako optymalne rozstrzygnięcie sprawy polskiej (aż do 1918 r.), gdy dla Piłsudskiego było ono jedynie jednym z wielu możliwych. NKN i jego Departament Wojskowy miały stanowić przeciwwagę dla "socjalisty" Piłsudskiego.

Piłsudski postanowił sprawdzić te pogłoski. Chciał spędzić Święta Bożego Narodzenia w Nawsiu, gdzie 24 XII 1914 r. zatrzymał się w drodze powrotnej z Wiednia. Przy stole wigilijnym powitalne przemówienie wygłosił Sikorski. "Cały ciężar inicjatywy wkroczenia strzelców do Królestwa - podkreślał - odważył się wziąć na siebie brygadier Piłsudski. Jego wola i czyn rozstrzygnęły wahania. Czcimy go za tę inicjatywę, czcimy za nadzwyczajne prowadzenie Legionu w bój nieśmiertelny, za ochocze branie wszystkich trudów wojennych na swe barki". Słowa to piękne, ale odnosiły się do przeszłości. Sikorski poważał Piłsudskiego, widząc w nim główną siłę polityczną obozu niepodległościowego. Myślał jednakże o odegraniu samodzielnej roli w procesie wyzwolenia narodowego. Nie mógł otwarcie stanąć w Nawsiu przeciw Piłsudskiemu, któremu żołnierze zgotowali dużą owację i wszyscy byli podekscytowani jego obecnością. Gotów był ostatecznie wspierać wysiłki Komendanta nad rozbudową 1 pułku, a później I Brygady. Dla siebie rezerwował reprezentację polityczną Legionów.

Dość szybko atmosfera w Departamencie Wojskowym stała się niezdrowa, głównie na tle braku zdecydowania w polityce Austro-Węgier w kwestii przyszłości Polski. "Chmury gęstniały nad śląskim niebem - wspominała Julia Świtalska - przygnębienie rosło, wieści o niepowodzeniach wojennych docierały do każdego kąta, choć pieczołowicie ukrywane przez władze austriackie. Rosły też austriackie szykany. Całe długie tygodnie patrzyliśmy, jak szły po śniegu szeregi szarych postaci, w butach i wysokich barankowych czapkach z kijem w ręku, odarci ze zdrowia i złudzeń, ze zwątpieniem w sercach: to nasi, z wojska odchodzący młodzi inwalidzi, jako superrewidowani". Takie minorowe nastroje trapiły zwolenników Komendanta. Sikorski natomiast nieprzerwanie szukał pozytywnych rozstrzygnięć dla swoich poczynań, realizowanych na bazie dotychczasowej podległości politycznej i wojskowej Legionów Polskich. Miał do pomocy przede wszystkim Stanisława Kota, redaktora "Wiadomości Polskich", oficjalnego wydawnictwa Departamentu Wojskowego. Austriacy nie ufali Piłsudskiemu, którego "obciążała" socjalistyczna przeszłość. "W Jabłonkowie - wspominał Henryk Gruber - odczuliśmy wyraźnie, że wzrosła niechęć komendy austriackiej do Piłsudskiego, co opinia przypisuje wpływom [Włodzimierza] Zagórskiego i Sikorskiego. Wiadomo, że stosunki Sikorskiego z komendą austriacką są bliskie, a cóż dopiero mówić o Zagórskim. W atmosferze Jabłonkowa zaznacza się sentyment oficerów i żołnierzy dla Piłsudskiego, rosnący w miarę jak przenikają do nas wiadomości o nim".

Zmiana w sytuacji militarnej na froncie wschodnim, możliwość zajęcia przez wojska niemieckie i austro-węgierskie całego Królestwa Polskiego dawały nowy impuls dążeniom niepodległościowym. Władze austriackie zdecydowały o przeniesieniu działalności NKN do Królestwa, koncentrując się na akcji Departamentu Wojskowego. "I nagle w tę szarzyznę zgryzoty i rozpaczy - wspominała Świtalska - padł jasny grom, wieść radosna. Kongresówka wolna od Moskali!". W styczniu 1915 r. Departament Wojskowy został ulokowany w Sławkowie. "Kto z nas nie pamięta Sławkowa - opisywała dalej tamte chwile żona Kazimierza Świtalskiego - Niebieskie, farbą pomalowane domki w rynku, kozy w błocie, domy w błocie, my w błocie po kolana". I to ma "być Królestwo Polskie? Przecież u nas na Kresach nie ma takiego błota. I po to tyle ofiar, żeby zdobyć takie Królestwo?" *[Podobne refleksje zawarł Paul von Hindenburg w opisie działań wojennych w Królestwie Polskim na jesieni 1914 r.: "Wkraczamy do rosyjskiej Polski i w tejże chwili pakujemy się w to, co generał francuski, opisując przeżytą przezeń kampanię napoleońską zimą 1806, nazwał szczególnym elementem tutejszej wojny, a mianowicie - gnój! I to gnój pod każdą jego postacią, a więc nie tylko pod gołym niebem, lecz także w tak zwanych mieszkaniach ludzkich i na samych ludziach. Przekroczywszy granicę, weszliśmy jak gdyby w inny świat. Mimo woli cisnęło się pytanie: jak podobna, aby w środku Europy kamienie graniczne, dzielące Poznańskie i Polskę, odgraniczały tak krańcowo odmienne stopnie kultury jednego i tego samego szczepu? W jakiej niedoli cielesnej, moralnej i materialnej pozostawiła kraj ten opieka państwowa rosyjska! A jak mało pierwiastków cywilizacyjnych przeniknęło z polskiego wyrafinowania u góry w dolne warstwy, siłą powstrzymane w rozwoju!".]. Wiele z tego sugestywnego obrazu było zapisem ówczesnej atmosfery niepewności i wyobcowania zwolenników ruchu Piłsudskiego.

Naczelna Komenda Armii zarządziła 2 lutego 1915 r. przeniesienie Departamentu Wojskowego do Piotrkowa. Przesunięto niemal wszystkie agendy Departamentu Wojskowego. W transporcie dnia 21 lutego 1915 r. - wspominała Julia Świtalska - "z nami Departament Wojskowy i jego szef, Władysław Sikorski. Jechaliśmy w głównej misji wyrabiania przychylnej opinii dla polskich formacji. Niech zobaczą to wojsko polskie. [...] W Piotrkowie - pycha! Miasteczko czyste, kwatery szykowne, zwłaszcza nasza, na Piotrkowskiej ulicy, piękne trzy pokoje u pp. Bronikowskich, ludzi serdecznych. Wokół tłum raczej obojętny, niż przyjazny, czy też wrogi. [...] Ale po jakimś czasie, rozkoszne niebo zaczęło się zasępiać, mimo że tyle uroczych postaci zjechało do Piotrkowa, i że tak zasadniczo wesołością tryskało miasto, i praca była miła, i ludność zjednana. Nie były tyle bolesne utarczki z Austriakami, co swary między nami, Polakami. Zrazu łagodne, zaogniały się, jątrzyły i męczyły nas".

W rezultacie umów austriacko-niemieckich z 9 i 10 stycznia 1915 r. rozgraniczono strefy okupacyjne w Królestwie Polskim. Administrację wojskową terenu okupacji austro-węgierskiej podzielono na obszary etapowe 1 armii oraz 2 armii, którą w lutym 1915 r. zastąpiła 6 armia, nazywana również grupą armijną von Kovessa.

Od lutego 1915 r. służbę wywiadu na obszarze działania 1 armii prowadził Główny Ośrodek Wywiadowczy w Jędrzejowie. Ośrodkiem kierował mjr Gustaw von Iszkowski, drugim oficerem wywiadu był kpt. Władimir Nyczaj. Na obszarze etapowym 2 (6) armii powołano Główny Ośrodek Wywiadowczy w Piotrkowie, którym zawiadywał ppłk. August von Turaau, mając do pomocy kpt. Zdenko Hofrichtera. Po trzech miesiącach oddział HK-Stelle w Jędrzejowie został przeniesiony do Olkusza.

W tym czasie cały wywiad i kontrwywiad Biura Ewidencyjnego oraz Oddziału Informacyjnego AOK w sprawach polskich prowadziły dawne placówki HK-Stelle w Galicji: w Krakowie, Lwowie i Przemyślu, a także nowe oddziały HK-Stelle na terenach okupowanych: w Piotrkowie i Jędrzejowie (Olkuszu).

Z Głównym Ośrodkiem Wywiadowczym w Jędrzejowie, a następnie w Olkuszu współpracował Oddział Wywiadowczy przy Departamencie Wojskowym NKN, utworzony 1 stycznia 1915 r. pod kierownictwem Zdzisława Szenka. Rozgraniczono zakres kompetencji między Oddziałem Wywiadowczym I Brygady, "by stworzyć w ten sposób nie konkurencję", a "współdziałanie oparte na podziale pracy". W Departamencie Wojskowym NKN przyjmowano, że Oddział Wywiadowczy I Brygady "zajmował się jedynie wywiadami taktycznymi na linii bojowej". A więc niejako w uzupełnieniu tych prac komendant Oddziału Wywiadowczego DW NKN otrzymał instrukcję podjęcia następujących czynności: 1.) zorganizowania "oddziału wywiadu defensywnych na tyłach armii sprzymierzonych, tj. wyszukiwanie sieci szpiegowskiej, dróg, którymi ciągle istnieje komunikacja z Warszawą, używana jedynie do agitacji moskalofilskiej oraz szpiegostwa, wreszcie wyszukiwanie i badanie działalności ludzi, którzy nie będąc szpiegami wojskowymi, niemniej przeto działają jawnie lub skrycie na korzyść Rosji" oraz 2.) zorganizowania "służby wywiadowczej ofensywnej, mając na celu jedynie wywiady strategiczne, tj. poza linią bojową, na tyłach armii rosyjskiej, na jej liniach etapowych i wewnątrz samej Rosji dla badania nowych formacji wojsk, działalności intendentury, prowiantury itd." Najwięcej uwagi poświęcano sprawom kontrwywiadowczym, gdzie odnotowano kilka sukcesów w tropieniu szpiegów rosyjskich. Rezultaty drugiego kierunku prac były bardzo skromne. Wysłano wprawdzie za linię frontu kilkanaście osób do przeprowadzenia wywiadów, stworzenia sieci wywiadowczej i przygotowania akcji dywersyjnych na tyłach armii rosyjskiej, ale nie uzyskano zwrotnych informacji o podjętych zadaniach.

Oddział Wywiadowczy przy Departamencie Wojskowym NKN kontaktował się z Oddziałem Wywiadowczym I Brygady, ale nie podejmowano współpracy operacyjnej. Ograniczano się do wymiany korespondencji. Z Zagórza wysyłano kopie raportów wywiadowczych przedkładanych austriackim władzom wojskowym, w tym również pisane przez Piłsudskiego.

Dla Komendanta Oddział Wywiadowczy I Brygady stanowił przede wszystkim narzędzie działań politycznych, którego nie chciał utracić. Jego członkowie zajmowali się działalnością polityczno-kurierską, w myśl otrzymywanych dyrektyw z Komendy I Brygady. Emisariusze Oddziału Wywiadowczego w Zagórzu, wykonujący tylko formalnie zadania wywiadowcze, zapewniali bieżący kontakt z tworzonym zapleczem politycznym za linią frontu, głównie w Warszawie.

Nie godził się z tym Sikorski, który chciał zbudować swoją własną pozycję polityczną w układzie stosunków polsko-austriackich, w oparciu o Departament Wojskowy NKN. Szef Departamentu Wojskowego NKN skarżył się Jaworskiemu oraz Naczelnej Komendzie Armii w Cieszynie na działalność Oddziału Wywiadowczego I Brygady. Chciał, aby stronnictwa niepodległościowe w Królestwie Polskim dały natychmiast ochotników do Legionów - inaczej niż Piłsudski, który prowadził akcję "utrudnienia rekrutacji" legionowej. Biuro wywiadowcze w Zagórzu, trzymające się instrukcji Komendanta, oddziaływało w tym kierunku, aby zgodę na powiększenie formacji legionowych uzależnić od otrzymania ustępstw politycznych dla Królestwa Polskiego ze strony władz Austro-Węgier. Sikorski, występując przeciwko Oddziałowi Wywiadowczemu I Brygady, argumentował, że wkraczał on w kompetencje Departamentu Wojskowego NKN, podkopywał jego powagę, prowadził "robotę partyjną", a nawet podsuwał "fałszywe" raporty wywiadowcze. "Z reguły brzydzę się używaniem podstępów i chytrych dróg -  donosił 16 II 1915 r. Jaworskiemu. - Dlatego cała moja natura wzdryga się na samą myśl przemycania naszych poważnych reprezentantów jako wywiadowców. Niestety bowiem na razie tak się sprawy mają, że jedynie tylko szpiedzy czy wywiadowcy cieszą się swobodą ruchów na terenie Królestwa. Tak więc Oddział Wywiadowczy w Zagórzu może mieć większą swobodę ruchów od Dep[artamentu] Wojsko[wego], Ułatwia mu to znakomicie jego partyjne akcje, a że niektórzy z delegatów, jak [Jędrzej] Mor[aczewski], porozumiewają się tylko z Zagórzem, więc też nasza akcja, jako Dep[artamentu] Wojsk[owego], jest niesłychanie utrudniona. [...] Ponieważ na razie, niestety, za Zagórzem i Mor[aczewskim] stoi Piłsudski, pomimo pozornej przychylności dla D[epartamentu] W[ojskowego], więc sytuacja tym bardziej jest skomplikowana i trudna". Sikorski przemilczał fakt, że podległy mu Oddział Wywiadowczy zajmował się w zasadzie zwalczaniem przeciwników politycznych. Jaworski inaczej pojmował zagadnienie stosunków z Piłsudskim. "Ma wojsko - zauważył wówczas - Jak ważną jest rzeczą trzymać go i, o ile można, wpływać na niego".

Nic więc dziwnego, że w Nachrichtenabteilung AOK myślano o rozwiązaniu polskiej służby wywiadowczej, jako nieefektywnej i mało przydatnej. Zaniepokojenie Piłsudskiego wywołała decyzja Hranilovica von Czvetassin o pozostawieniu Oddziału Wywiadowczego I Brygady w Zagórzu, gdy szykowano się do przemieszczenia pułków legionowych. Komendant postanowił interweniować u Hranilovica von Czvetassin, wykorzystując za pretekst sprawę nominacji oficerskich dla swojego Oddziału Wywiadowczego, pominiętych w propozycjach dla całej I Brygady, które przesłał 19 lutego 1915 r. do Naczelnej Komendy Armii. "Nie uregulowaną jest w tym przedstawieniu [do nominacji oficerskich] - zwracał się w liście z 19 II 1915 r. do szefa Oddziału Informacyjnego AOK - sprawa biura wywiadowczego w Zagórzu oraz prace moich oficerów, przedsiębrane przeze mnie za pośrednictwem biura na terenie dotąd przez Rosjan okupowanym. Sprawy te, moim zdaniem, wymagają specjalnego omówienia z Panem, Panie Pułkowniku, gdyż bez tego moje oddziaływanie, które uważam za konieczne, na tę pracę nabiera charakteru wyjścia poza ważną sferę kompetencji mi wyznaczoną. Dlatego też proszę Pana Pułkownika wyznaczyć mi telegraficznie dzień, na który mógłbym przyjechać do Cieszyna, by w tej sprawie z Panem rozmówić się". Nie ma informacji, czy spotkanie to odbyło się.

Narastał konflikt między Oddziałem Wywiadowczym przy Departamencie Wojskowym NKN a Oddziałem Wywiadowczym I Brygady. Rajmund Jaworowski i Adam Skwarczyński zrzekli się nawet pomocy finansowej Departamentu Wojskowego NKN na prowadzenie wywiadu za linią frontu przez Oddział Wywiadowczy w Zagórzu, wysuwając argument złego rozdysponowania pieniędzy otrzymanych z Naczelnej Komendy Armii w Cieszynie (z dotacji 10 000 rubli Oddział Wywiadowczy I Brygady miał dostać 3 000 rubli, a resztę zatrzymał Oddział Wywiadowczy przy Departamencie Wojskowym NKN).

Po wypoczynku w Kętach I Brygada została przetransportowana na pozycje nad Nidą, od 27 lutego 1915 r. wchodziła w skład 1 armii austriackiej gen. Dankla. W drodze na nowe pozycje Piłsudski przyjechał do Zagórza dla dokonania inspekcji Oddziału Wywiadowczego I Brygady. Komendant wydał 1 marca 1915 r. wewnętrzny rozkaz, zawierający ocenę dotychczasowej działalności oddziału oraz główne wytyczne dla jego dalszej pracy. Podkreślał szczególnie i polecał "utrzymać nadal we wzmocnionym stopniu w całej pracy polityczną stronę roboty, która to część wysiłków jedynie daje etyczne wytłumaczenie całej instytucji". W pracy Oddziału Wywiadowczego w Zagórzu stała się wyczuwalna nerwowość i niepewność jego przyszłości, co wiązano z ogólnym zagadnieniem dalszego istnienia Legionów Polskich.

Komendant dążył do ograniczenia roli Oddziału Wywiadowczego przy Departamencie Wojskowym NKN. Myślał, aby w ogóle zaprzestał on działalności wywiadowczej. Sosnkowski miał już nawet osiągnąć porozumienie w tej kwestii, ale Sikorski nie przestrzegał zawartej umowy. Uregulowanie "sprawy ustanowiło, że wy przy Departamencie [Wojskowym NKN] - Piłsudski wypominał Sikorskiemu w liście z 3 III 19.15 r. - prowadzić żadnej roboty wywiadowczej nie będziecie", co było "ze wszech miar wskazane". Wzajemne oskarżenia o posługiwanie się aparatem wywiadu w celach politycznych odnosiło skutek odwrotny od zamierzonego, wywołując w efekcie negatywną reakcję Oddziału Wywiadowczego Naczelnej Komendy Armii.

W Nachrichtenabteilung AOK stawiano na współpracę z Oddziałem Wywiadowczym w Piotrkowie. Iszkowski, któremu polecono nadzorować polskie służby wywiadowcze, przywiązywał głównie wagę do działań kontrwywiadu Oddziału Wywiadowczego I Brygady oraz Oddziału Wywiadowczego przy Departamencie Wojskowym NKN. Z propozycją ścisłej współpracy w tych sprawach zwrócił się 26 marca 1915 r. do Departamentu Wojskowego NKN. "Głównym zadaniem jest - informował - przez nas zajętą część Polski czym prędzej od wszystkich rosyjskich szpiegów, emisariuszy etc. oczyścić. Wobec tego, że ta robota i w bezpośrednim interesie każdego Polaka leży, myślę, żeby po kraju rozdzieleni oficerowie Legionów, szczególnie ci, którzy w służbie wywiadowczej pracują, dużo pomóc mogli, bo oni naturalnie w znacznie bliższym kontakcie z ludnością stoją, niż moi urzędnicy". Prosił o składanie poufnych doniesień w tych sprawach wraz z informacjami co do "politycznego usposobienia" opinii publicznej. Departament Wojskowy NKN przyjął ofertę współpracy wywiadowczej Iszkowskiego. O poprawne kontakty z wywiadem austro-węgierskim zabiegał szczególnie Sikorski. "Departamentowi Wojskowemu - zwracał się do współpracowników Oddziału Wywiadowczego przy Departamencie Wojskowym NKN - zależy [...] na dobrych stosunkach z majorem Sztabu [Generalnego] G[ustawem] Iszkowskim w Jędrzejowie - wpływowym w sferach wojskowych przyjacielem Legionów. Wszyty reprezentanci D[epartamentu] W[ojskowego] udzielą mu zatem w razie potrzeby swej pomocy".

Wydany w związku z tym okólnik do mężów zaufania Departamentu Wojskowego NKN w sprawie zwalczania pozostawionej w Królestwie Polskim sieci tajnych współpracowników wywiadu rosyjskiego zawiera niezwykle cenną, niemal podręcznikową instrukcję znoszenia obcych wpływów przez wykorzystanie działań wywiadowczych. "Władze rosyjskie ustępując - pisano - zorganizowały starannie służbę informacyjną tak w zakresie politycznym, jak i wojskowym, zapewniły sobie również  w p ł y w y  [podkreśl. moje - R. Ś.] przez ustanowienie odpowiednich ciał na czas swej nieobecności. Czynniki owe ujęły częściowo w ręce życie polityczne ludności, trzymając ją terrorem i pogróżkami w ciągłej wierze, że Rosjanie wrócą, w posłuszeństwie dla nieobecnych i w niechęci dla ruchu antyrosyjskiego. Nawet sfery życzliwe nam, skrępowane są w uzewnętrznieniu swych sympatii i udzielaniu nam pomocy przez świadomość, że są kontrolowane". Niewidoczny mechanizmem dezinformacji i zewnętrznego oddziaływania politycznego opierał się na powołanych w tym celu strukturach wywiadowczych oraz dawnych układach władzy rosyjskiej. "Obowiązkiem naszym jest - głosiła dalej instrukcja - wytężyć wszystkie siły, by zniszczyć sieć zaufańców, stworzoną przez Rosjan, wyśledzić ich szpiegów i agentów, tak wojskowych, jak i politycznych. Postępować należy w tym celu nader ostrożnie, by nie spłoszyć ich czujności, tak zręcznie zbierać wiadomości, by nie zauważono, iż z naszej strony prowadzi się w tym kierunku akcję planową". Do identyfikacji rosyjskiej sieci wywiadowczej prowadziły następujące działania: 1.) ustalenie źródeł (osób), "skąd wychodzą wieści niepokojące, mogące szerzyć panikę, o wypadkach wojennych, o powrocie Rosjan": 2.) wychwytywać "wszelkie objawy agitacji za dotrzymaniem wierności Rosjanom, za hamowaniem sympatii dla Legionów [Polskich] i Austrii"; 3.) dochodzenie źródeł, "skąd wychodzą zapewnienia o dobrodziejstwach Rosji, jej rzekomych zwycięstwach, o konieczności jej zwycięstwa dla sprawy polskiej, o rzekomych klęskach wojsk sprzymierzonych": 4.) obserwację, "skąd i w jakiej formie wychodzi nacisk, by przestrzegać nakazów i rozporządzeń rosyjskich", ustalenie, "kto dba głównie o pielęgnowanie autorytetu państwowego Rosji, objawiające się w szacunku dla języka, kalendarium i symboli rosyjskich": 5.) badanie, "kto konspiracyjnie przestrzega interesów skarbowych i archiwalnych rosyjskich, kto czuwa nad przechowywaniem majątków, zbiorów i dokumentów rosyjskich"; 6.) ustalenie, "do jakich osób ze sfer wyższych i niższych Rosjanie za czasów ostatniego pobytu najwięcej okazywali zaufania, komu ewentualnie mogli pozostawić zlecenia do wypełnienia"; 7.) dochodzenie, "czym się trudnią i gdzie się zbierają tutejsi Rosjanie", ustalenie ich nazwisk i adresów; 8.) dopytywanie się, "czym się trudnią i z czego żyją pozostawieni tu byli urzędnicy rosyjscy i służba gubernialna", jak również ustalenie, "w jakich sferach się obracają i na co uwagę zwracają"; 9.) wyśledzenie sposobów "komunikowania się tutejszych czynników z Warszawą i ewentualnie władzami rosyjskimi"; 10.) poszukiwania rosyjskich żandarmów, strażników oraz urzędników kolejowych; 11.) uzyskanie wiadomości o aktualnej działalności pisarzy gminnych; 12.) zbieranie informacji o osobach, które w miejscowej opinii publicznej uważane były "za najbardziej niebezpieczne dla naszego ruchu, za najbardziej oddane Rosjanom", wśród których dopatrywano się "szpiegów i obserwatorów" dawnej władzy. Wyniki obserwacji i ustaleń, zrobionych według naszkicowanego schematu dochodzeniowego "mężowie zaufania" i "emisariusze" Departamentu Wojskowego NKN obowiązani byli składać w formie raportów "ogólnopolitycznych" do Oddziału Wywiadowczego w Piotrkowie, pierwsi - raz na dwa tygodnie, a drudzy - co tydzień.

Zebrane informacje miały umożliwić rozpoznanie wpływowych rosyjskich grup i ustalenie kręgów osób, wśród których działała rosyjska agentura. Dalsze dochodzenie przejmowały służby wywiadu, przede wszystkim austro-węgierskie. "Rosyjski wywiad nie ustawał w wysiłkach - wspominał Ronge - rozpinając swe sieci na wszystkie strony". [...] Prezes Naczelnego Komitetu Narodowego, [Władysław Leopold] Jaworski, przekazał pismo sekcji wojskowej polskiego legionu [tj. Departamentu Wojskowego Naczelnego Komitetu Narodowego w Piotrkowie - R. Ś.], w którym przedstawiono nasycenie zajętych rosyjsko-polskich terenów szpiegami i agentami Ochrany, radzono bezwzględnie usunąć wszystkich działaczy samorządowych ze stanowisk kierowniczych i wystąpić przeciw rusofilskim wichrzeniom".

Ostatecznie gen. Höfer von Feldsturm zarządził 25 marca 1915 r. rozwiązanie Oddziału Wywiadowczego I Brygady. Nie oznaczało to wszakże całkowitego zerwania kontaktów wywiadowczych. Utrzymywano je głównie za pośrednictwem Iszkowskiego. Departament Wojskowy NKN ze swoim Oddziałem Wywiadowczym tylko pozornie znalazł się w lepszej pozycji wobec Naczelnej Komendy Armii. Najlepiej zagadnienie to ujął Jaworski: "Pyta się mnie Sikorski - notował w Diariuszu - która Austria jest prawdziwa? Ta, która Piłsudskiego wywyższa w Jędrzejowie [tzn. Iszkowskiego, który reprezentował miejscowe HK-Stelle - R. Ś.], czy ta, która nam robi ciągle złośliwości [tj. Hranilovića von Czvetassin, reprezentującego Nachrichtenabteilung AOK]?".

W tym czasie I Brygada brała udział w walkach pozycyjnych nad Nidą, w ramach działań II korpusu austriackiego, podlegając bezpośrednio jego 4 dywizji piechoty (3 III - 10 V 1915). Piłsudski zluzował 99 pułk piechoty austriackiej i objął obronę pozycji u ujścia Mierzawy do Nidy. Utrudnienie komunikacji z Oddziałem Wywiadowczym w Zagórzu spowodowało opóźnienie wykonania otrzymanego rozporządzenia AOK. Z rozkazu Piłsudskiego 13 kwietnia 1915 r. komendę oddziału przejął Sławek. Następca Jaworowskiego otrzymał dyspozycję przygotowania likwidacji Oddziału Wywiadowczego I Brygady. Około 21 kwietnia 1915 r. Piłsudski polecił Sławkowi przystąpić do "likwidacji stopniowej" biura wywiadowczego w Zagórzu. Pertraktacje w tej sprawie z austro-węgierskimi władzami wojskowymi miał przeprowadzić Jaworowski. Sławkowi towarzyszył w Piotrkowie Adam Skwarczyński, jako dotychczasowy zastępca kierownika Oddziału Wywiadowczego I Brygady. Likwidacja oddziału spowodowała zerwanie łączności Piłsudskiego z Warszawą. Jednocześnie Komendantowi została ograniczona "swoboda wydawania marszrut", przez "nakaz meldowania o każdym takim fakcie" do przełożonych władz wojskowych, co w zamyśle inicjatorów tego kroku miało mu utrudnić komunikację ze swoimi zwolennikami poza linią frontu.

Sławek pozostał w Piotrkowie do końca maja 1915 r., pełniąc formalnie funkcję likwidatora Oddziału Wywiadowczego I Brygady. W rzeczywistości prowadził działalność polityczną. Przyjmował raporty kurierów wysłanych wcześniej przez front i kierował akcją Piłsudskiego w Królestwie. Pomagał mu Julian Stachiewicz, oddelegowany przez Komendanta do pracy w Departamencie Wojskowym NKN. "Wicz" odgrywał faktycznie rolę łącznika między I Brygadą a Departamentem Wojskowym NKN. Utrzymywał również kontakt z Zagórskim. Po zamknięciu spraw Oddziału Wywiadowczego w Zagórzu Sławek wrócił 30 maja 1915 r. do Komendy I Brygady, gdzie pozostał już na stałe przy Piłsudskim (wyjeżdżał w krótkich misjach, przeważnie do Piotrkowa, jak np. 31 V 1915, a później do Warszawy).

W ten sposób kończyła się formalnie i faktycznie operacyjna współpraca wywiadowcza Piłsudskiego ze sztabami austriackim i niemieckim. Wyczerpała się ostatecznie formuła prowadzenia wywiadu wojskowego jako rękojmi względnej swobody działań politycznych. Do tej pory była to wręcz konieczność - dla władz wojskowych Austro-Węgier i Niemiec forma trzymania w ryzach polskiego ruchu niepodległościowego. Bez poparcia austriackiego i niemieckiego byłby Piłsudski pozbawiony praktycznych możliwości działania. Otwierał się nowy okres prac politycznych w Królestwie. Zarówno Piłsudski, jak i okupanci potrzebowali teraz innych atrybutów władzy i narzędzi posłuchu, dla zbudowania i ugruntowania własnych pozycji w nowych układach politycznych na ziemiach polskich. "Niechybnie przeskok jest duży - analizował Piłsudski położenie kwestii polskiej w liście z 27 III 1915 r. do Jaworskiego - gdy się porówna pierwociny ruchu wojskowego polskiego z tym, co się dzieje obecnie; niechybnie wspólne usiłowania wojska i polityki potrafiły wydźwignąć sprawę polską z tej przepaści niebytu, w której dotąd spoczywała; niechybnie na swoje usprawiedliwienie znaleźć możemy mnóstwo argumentów i przeszkód bardzo poważnych - niechybnie jednak stoimy prawie równie bezsilni, jak to było na początku wojny, gdyż te parę miesięcy ludzi [w Legionach Polskich - R. Ś.], bezstronnie mówiąc, wielkiego znaczenia realnego nie posiada. Jest to raczej demonstracja i to demonstracja nie najsilniejsza".

Po rozwiązaniu Oddziału Wywiadowczego I Brygady znalazła przypadkowo swój finał sprawa Korna-Wysznarskiego. Wśród oficerów Oddziału Wywiadowczego I Brygady cieszył się już od dawna złą opinią służbową. Specjalnymi względami darzyły go natomiast kobiety, wśród których zawarł wiele bliskich znajomości. Miał opinię przystojnego mężczyzny. Dysponował zawsze pieniędzmi. Nienagannie skrojony mundur u prywatnego krawca pogłębiał te wrażenia.

Jaworowski zeznał później, że Korn-Wysznarski kontaktował się z Leo Szalayem, konfidentem Ochrany w 1 armii austriackiej, aresztowanym i internowanym w Obershollbrunn na początku 1915 r. W związku z tym w Oddziale Wywiadowczym w Zagórzu podejrzewano, że Korn-Wysznarski był również konfidentem rosyjskim. Wreszcie 8 maja 1915 r. Sławek wręczył mu rozkaz zwolnienia ze służby w Legionach Polskich.

Korn-Wysznarski wyjechał do Wiednia, gdzie 11 maja zatrzymał się w Hotelu Monopol przy VI Mariahilfstrase 81 (pokój nr 39). Przy tej samej ulicy, pod numerem 35, mieszkała Edith Kephalides (ur. 1888), która uczyła się śpiewu w Wiedniu. Pochodziła z Opola, mieszkała na stałe w Katowicach, jej ojciec, Georg Kephalides był emerytowanym inspektorem ubezpieczeniowym. Poznała Korna-Wysznarskiego w Katowicach w listopadzie 1914 r. Utrzymywała z nim potem bliskie stosunki. Spotykali się w Katowicach, a później w Wiedniu. Przyjechała do Wiednia 10 kwietnia 1915 r. Korn-Wysznarski pożegnał się z nią 13 maja, twierdząc, że "przez dłuższy czas nie otrzyma od niego wiadomości".

Zgubił Korna-Wysznarskiego mundur austriackiego oficera ułanów, uszyty w Krakowie przez krawca wojskowego, Jakoba Kasernika (był u niego w zakładzie 27 II i 9 III 1915). Po przyjeździe do Wiednia w jednym z zakładów krawieckich kazał sobie przyszyć gwiazdki kapitańskie do tego munduru. Ale już 17 maja 1915 r. ubrany był w mundur polskiego ułana z dystynkcjami rotmistrza, czym wydał się podejrzany miejscowemu krawcowi, pamiętającemu naszywanie gwiazdek oficerskich na inny uniform. Krawiec ten był jednocześnie "zaufanym człowiekiem wiedeńskiej Dyrekcji Policji", toteż natychmiast doprowadził do zatrzymania Korna-Wysznarskiego przez dwóch oficerów austriackich przebywających wtedy w hotelu. Zatrzymany poprosił o możliwość skorzystania z toalety. Tam usiłował popełnić samobójstwo, strzelając sobie w głowę z browninga. W bardzo ciężkim stanie odwieziono go do pobliskiego szpitala, gdzie zmarł jeszcze tego samego dnia. Na krótko przed śmiercią wyznał, że faktycznie był oficerem legionowym przy niedawno rozwiązanym Oddziale Wywiadowczym Jaworowskiego.

Do hotelu przysłano natychmiast specjalną komisję śledczą. Przeszukano ubikację. W rurze odpływowej toalety znaleziono czternaście banknotów tysiąckoronowych oraz bardzo dużo banknotów rublowych, a także kilka notatek, czego Korn-Wysznarski chciał się pozbyć, wrzucając do muszli klozetowej i spuszczając wodę. Na wyciągniętych kartkach były zapisane przez niego adresy dwóch kobiet: "Zofia Wiśniowiecka (Wiedeń, Kraków, Kocmyrzów)" i "Jadwiga Klempińska de Gnaszyna". "Wiśniowiecka" ("Anna Wiśniowiecka") była pseudonimem Zofii Zawiszanki w Oddziale Wywiadowczym I Brygady, gdzie razem z Konstancją Klempińską, używającą pseudonimu "Jadwiga Zaleska" ("Hedwig"), służyła pod rozkazami Jaworowskiego i Korna-Wysznarskiego. Od razu padło podejrzenie, że wymienione kobiety były wspólniczkami zdemaskowanego szpiega. Edith Kephalides aresztowano 17 maja 1915 r.

W pokoju hotelowym Korna-Wysznarskiego przeprowadzono rewizję. Znaleziono - jak odnotowano w protokole - "kilka mundurów austriackich i odznaczeń, kilka prawdopodobnie sfałszowanych otwartych rozkazów, okładkę na legitymację na nazwisko 'królewsko węgierski rotmistrz dr Georg hrabia von Wysznarski' " oraz kawałek żółtego płótna z carskim orłem i [oznaczonym - R. Ś.] numerem 474, takim, jakim legitymują się rosyjscy funkcjonariusze, będący w służbie Ochrany. Zajęto też sporo złotych monet rosyjskich oraz pokaźną ilość austriackich banknotów". Nie ulegało wątpliwości, że pozostawał w służbie Ochrany. Posługiwał się legitymacją powszechnie używaną przez wysokich funkcjonariuszy tajnej służby rosyjskiej. Podawał się również za węgierskiego nadporucznika Arpada Barcsaya. Ubierał się w różne mundury, wcielał się w różne postacie. Ślady jego działalności prowadziły do Krakowa i Zagórza.

Sprawę zamierzano zatuszować w Legionach. Przez wiele miesięcy w sztabie Oddziału Wywiadowczego znajdował się agent Ochrany. Obracał się w kręgu osób bliskich Piłsudskiemu. Ochrana mogła dysponować informacjami, pochodzącymi z kręgu tych osób, niemal z pierwszej ręki. Reperkusje sprawy ciągnęły się jeszcze długo. Śledztwo wykazało, że Korn-Wysznarski utrzymywał bardzo bliski kontakt z następującymi osobami: Walery Sławek ("oficer Legionów w Piotrkowie" - odnotowano w protokole policyjnym), Stanisław Hempel ("pseudonim 'Waligóra', legionista zamieszkały w Sosnowcu"), N. Balziegerowa ("starsza pani" z Dąbrowy Górniczej), Aleksandra Szczerbińska ("zamieszkała w Dąbrowie [Górniczej] przy ulicy Klubowej Nr 27"), a także agentki placówki wywiadu w Zagórzu: Zofia Zawiszanka ("pseudonim 'Anna Wiśniowiecka', ziemianka z Gorzyc pod Kocmyrzowem", przebywająca w Piotrkowie) i Konstancja Klempińska de Gnaszyna ("zamieszkała u swojego krewnego N. Fischera, zawiadowcy kolei"). Śledztwo prowadził równolegle niemiecki kontrwywiad Abteilung III B. W związku ze sprawą Korna-Wysznarskiego cztery osoby z Oddziału Wywiadowczego I Brygady Legionów Polskich, Hempel, Szczerbińska, Zawisza i Klempińska, znalazły się w centralnym wykazie ewidencyjnym Oddziału Informacyjnego AOK, prowadzonym dla osób aresztowanych i poszukiwanych pod zarzutem szpiegostwa przeciw Austro-Węgrom oraz inne przestępstwa wojenne.

Służby wywiadu na terenach zajętych przez wojska niemieckie i austro-węgierskie w Królestwie Polskim zostały ostatecznie scentralizowane i podporządkowane władzom okupacyjnym. Naczelna Komenda Armii 17 maja 1915 r. powołała dwa Wojskowe Gubernatorstwa: w Piotrkowie dla dotychczasowego obszaru etapowego 6 armii (powiaty: Radomsko, Piotrków, Opoczno, Końskie i enklawa Jasna Góra) oraz w Kielcach, z tymczasową siedzibą w Miechowie (Dąbrowa Górnicza, Olkusz, Miechów, Włoszczowa, Jędrzejów, Pińczów, Busko, Kielce). Rozkazem z 25 czerwca 1915 r. Conrad von Hötzendorf odwołał ppłk. Augusta von Turnau, powierzając kierownictwo placówki HK-Stelle przy Gubernatorstwie Wojskowym w Piotrkowie jej dotychczasowemu zastępcy, mjr. Hofrichterowi. Później drugim oficerem wywiadu oddziału piotrkowskiego HK-Stelle został mjr Friedrich Löffler. Ośrodek wywiadu w Olkuszu podporządkowano Gubernatorstwu Wojskowemu w Kielcach i tymczasowo przeniesiono do Miechowa. Kierował nim dalej Iszkowski. Wreszcie 25 sierpnia 1915 utworzono Wojskowe Generał-Gubernatorstwo w Polsce, od 1 września 1915 z siedzibą w Kielcach, a od 1 października 1915 r. w Lublinie. HK-Stelle w Kielcach przekształcono w Oddział Informacyjny Wojskowego Generał Gubernatorstwa w Polsce, pod kierownictwem Iszkowskiego, awansowanego na podpułkownika korpusu Sztabu Generalnego. Szefowi NA MGG podporządkowano również oddział HK-Stelle w Piotrkowie. Prawdopodobnie rozwiązano wtedy Oddział Wywiadowczy przy Departamencie Wojskowym NKN. W ten sposób przestała istnieć odrębna polska służba wywiadowcza przy armii austro-węgierskiej. Zadania defensywy politycznej w Królestwie Polskim przejęły całkowicie agendy Nachrichtenabteilung AOK pod okupacją austro-węgierską oraz Abteilung III B, za pośrednictwem służb Feldpolizei na niemieckich terenach okupowanych.


Po przeniesieniu siedziby austro-węgierskiego gubernatorstwa do Lublina powołano w miejsce dawnych Głównych Ośrodków Wywiadowczych ekspozytury Oddziału Informacyjnego Wojskowego Generał-Gubernatorstwa w Kielcach, pod kierownictwem Hofrichtera, i Piotrkowie, z Lofflerem jako szefem placówki.

Oddziałem Informacyjnym MGG kierował oficer Sztabu Generalnego (na wiosnę 1916 r ppłk. Gustawa von Iszkowskiego zastąpił mjr Vinzenz Haużvić), podległy bezpośrednio szefowi Nachrichtenabteilung AOK (płk Oskar von Hranilovic-Czvetassin, od 10 IV 1917 ppłk. Maximilian Ronge). Do zadań NA MGG należał początkowo kontrwywiad oraz składanie raportów dotyczących spraw wojskowych. Oddział Informacyjny posiadał do tego celu własnych urzędników policji, a w większych miastach eksponowanych oficerów wywiadu. W miarę jak działania kontrwywiadowcze zaczęły tracić na znaczeniu, wydział wywiadowczy Wojskowego Generał-Gubernatorstwa w Lublinie zaczął zajmować się w coraz większym stopniu obserwacją procesów politycznych w Królestwie Polskim, pełniąc właściwie rolę policji politycznej.

Dylematy rzeczywistości okupacyjnej

Wojna przedłużała się. Pierwsze miesiące walk na frontach nie przyniosły rozstrzygnięcia, jak pierwotnie zakładano w sztabach armii austro-węgierskiej i niemieckiej. Zainicjowane przez Niemcy oraz Austro-Węgry plany zrewoltowania Rosji dopiero później wywołały cały szereg wydarzeń o znaczeniu historycznym. Główną część tych zamierzeń stanowiło wówczas wspieranie polskiej irredenty, czyli dążeń do odbudowy państwa polskiego, powiązanego z cesarskimi Niemcami i Austro-Węgrami. Ruch insurekcyjny, którego głównym liderem był Piłsudski, w ramach Legionów Polskich oraz polskiej Organizacji Narodowej, stał się na krótki czas jednym z nośników programu zrewolucjonizowania i rozbicia od wewnątrz imperium carskiego przez przeciwstawienie się dotychczasowej władzy na zasadach antyrosyjskiego powstania narodowego, sięgającego korzeniami do tradycji zrywów z lat 1830-1831, 1863-1864 i 1904-1905.

Władze okupacyjne nie potrzebowały już powiązań wywiadowczych z ruchem niepodległościowym, aby sprawować kontrolę na zajętych ziemiach polskich zaboru rosyjskiego, jak to miało miejsce w przeszłości przy kontaktach z Piłsudskim. Jednakże konsekwencje polityczne dotychczasowej współpracy ciągnęły się jeszcze wiele lat. W bliższej perspektywie rzutowały bezpośrednio na stosunki polityczne w Królestwie Polskim do zakończenia wojny w 1918 r.

Piłsudskiemu chodziło teraz o wywalczenie w Królestwie Polskim możliwie największych ustępstw politycznych od władz okupacyjnych Austro-Węgier i Niemiec i stworzenie warunków umożliwiających w przyszłości mobilizację armii narodowej. Nowym instrumentem w działaniach politycznych wobec władz okupacyjnych miała być Polska Organizacja Wojskowa. Od maja 1915 r. Komendanta zajmowała szczególnie sprawa rozbudowy samodzielnego ruchu zbrojnego w Warszawie w oparciu o POW, w którym zainteresowane były władze wojskowe.

Cel Polskiej Organizacji Wojskowej pozostawał niezmienny w ciągu całego okresu istnienia - walka zbrojna o niepodległość Polski. W swej treści zawierał postulat integralnej niepodległości państwa polskiego, niezawisłego w stosunku do wszystkich zaborców. Przede wszystkim jednak POW była instrumentem działania obozu Piłsudskiego wobec Niemiec, w mniejszym stopniu wobec Austro-Węgier. Nie oznaczało to bynajmniej podjęcia bezpośredniej i otwartej walki z okupantami (nawet w perspektywie). W ogóle zagadnienie "walki" odkładano na przyszłość. W założeniach kierownictwa POW była organizacją konspiracyjną o charakterze przygotowawczym (do wiosny 1918). Miała przygotować pod względem polityczno-wojskowym przyszły teren walki, w myśl powstańczych koncepcji Piłsudskiego. Front antyrosyjski traktowano jako tymczasowy, do upadku caratu.

Przez kilka najbliższych miesięcy Piotrków znajdował się w centrum akcji politycznej obozu niepodległościowego dla okupowanych terenów Królestwa Polskiego. Przez Departament Wojskowy przewinęła się cała współczesna elita niepodległościowa. Jedni przebywali stale w Piotrkowie, inni byli tu przejazdem, z frontu, albo w rozjazdach w pracy politycznej między Galicją i Królestwem Polskim (m.in.: Tytus Filipowicz, Wacław Sieroszewski, Walery Sławek, Aleksander Sulkiewicz i Leon Wasilewski). Na terenie Departamentu Wojskowego Piłsudskiego reprezentowali: Julian Stachiewicz, Gustaw Orlicz-Dreszer i Kazimierz Świtalski.

Sikorski chciał widzieć w Departamencie Wojskowym najwyższą organizacyjną władzę wojskową Legionów. Zamierzał organizować w Królestwie werbunek ochotników do Legionów. Sprzeciwiał się temu Piłsudski, który uważał, że Legiony spełniły już swoją rolę polityczną i wzrost ich liczebności niczego nowego nie przyniesie po usunięciu Rosjan z Kongresówki. Wzrastało znaczenie sprawy polskiej dla polityki Austro-Węgier i Niemiec. Akcja niepodległościowa mogła się dalej rozwijać przy zaangażowaniu społeczeństwa Królestwa. Tymczasem - jak oceniał Piłsudski - "dotąd nie ma tu tak wyraźnego przełamania się opinii, by spodziewać się można było masowego poruszenia w naszym kierunku i dotąd odczuwa się bardzo silnie, że ludzie mają silne zastrzeżenia, względności i bojaźnie. Trzeba dopiero nad  z ł a m a n i e m  l o d ó w  [podkreśl. moje - R. Ś.] pracować, do tego zaś jedynymi są ludzie skłonni do 'lekkomyślnych' wystąpień". Dla "prób przełamywania opinii tutejszej i prób nadania naszemu ruchowi siły sugestii moralnej nadaje się - przekonywał Jaworskiego - jedynie jej oddział [tj. I Brygada Legionów], ze swoimi szczególnymi cechami oraz przepojeniem 'Królestwem', jeśli się tak można wyrazić".

Rozpoczęła się walka polityczna o pozyskanie Królestwa Polskiego, pogłębiając rozbicie w szeregach legionowych i dzieląc w miarę jednolity do tej pory obóz niepodległościowy. Do pierwszej próby sił przeciw Piłsudskiemu na platformie Departamentu Wojskowego doszło na zjeździe obywatelskim NKN, który odbył się w Piotrkowie 3 VI 1915 r. Delegaci Królestwa poparli program NKN i linię polityczną szefa jego Departamentu Wojskowego. Wydawało się, że Sikorski przejmował inicjatywę budowania swojego zaplecza politycznego w Królestwie.

Zareagował zaraz Komendant. "Wy gwałtownie budujecie [Naczelny Komitet Narodowy w Królestwie Polskim - R. Ś] - pisał 11 VI 1915r. do Władysława Sikorskiego - ja staram się o zorganizowanie Królestwa samodzielnie, poza NKN, jako argumentu mniej związanego z wszelką władzą, nawet jako argumentu przeciwko NKN. Wy w stosunkach zarówno z władzą [Naczelnej Komendy Armii], jak z NKN chcecie przekonać ich dokonywaną pracą pogodzenia Królewiaków z obydwoma instytucjami. Ja nie rzucam zupełnie godzenia tych spraw ze sobą, odwrotnie, używam Królestwa jako argumentu przeciwko niesłusznej i głupiej polityce zarówno Austrii, jako i NKN. Wy wyobrażacie o sobie, że jesteście wszechpotężni zarówno [w] NKN, jak [i] w stosunkach z AOK. Ja zaś uważam (tak samo jak i Wy), [że jestem] atutem już zgranym i tysiąc razy sprzedanym i bitym, który jest w stanie kaprysić i wykazywać niezadowolenie bez wielkiego skandalu, niezdolnym do zmiany stosunków. Jak widzicie, nie upiększam wcale różami łańcuchów, w które jestem zakuty. Wy zaś stale to czynicie. [...] Mówię o tym jedynie dlatego [...], żeby wyrazić swe zdanie co do przyszłości. Więc na przykład uważam, że wszelkie rezolucje ze strony Królestwa, podtrzymujące NKN, są złe i niepotrzebne, że NKN na podstawie galicyjskiej albo znajdzie w sobie dosyć mocy, by się oprzeć rozkładowi, albo zginie. [...] Obowiązani jesteśmy podtrzymywać NKN z tym, co mamy, to znaczy, ja z podkomendnymi i wy, jako część NKN, ale nie ma sensu politycznego do tego wciągać Królestwa i jego sił wewnętrznych, jego sił moralnych, gdyż one jedynie mogą stanowić nową podstawę do nowych kombinacji, gdy stara podstawa runie". NKN mógł stać się skutecznym środkiem działania, ale wyłącznie na terenie Galicji. W niezależnej opinii Królestwa należało znaleźć nową broń do dalszej walki o Polskę.

Piłsudski zdawał sobie sprawę ze słabości Królestwa jako samodzielnego czynnika politycznego. Nowego atutu szukał w nieokreśloności stanowiska politycznego i prowadzonej grze dla ukazania pozorów siły Królestwa Polskiego, przy wysuwaniu postulatów polskich wobec władz okupacyjnych. "Przedwczesne wykazanie, jak na dłoni - przekonywał dalej Sikorskiego - że Królestwo albo można dusić, jak chcąc, albo też kupować tanio [...], wtedy gdy bez tego Królestwo pozostałoby jeszcze długo tym sfinksem, z którym liczyć się i rachować należy". W tym duchu działał Boerner, którego Piłsudski wyprawił do Warszawy na początku czerwca 1915 r. "Zdecydowałem się walczyć z Rosją - instruował przed wyjazdem Boernera - boć to nasz najgorętszy wróg i przeto Legiony tworzyłem głównie w tym celu, dla tej walki". Obecnie należy podjąć starania o utworzenie w przyszłości armii polskiej, której kadry stanowiłyby Legiony i POW. Przy tym - dodawał - z chwilą wejścia Niemców do Warszawy powinien tam istnieć "rząd narodowy", który "pertraktuje od pierwszego dnia z Niemcami". Boerner przy wyjeździe do Warszawy korzystał z pomocy Głównego Ośrodka Wywiadowczego w Krakowie. Jak już wcześniej wspomniano, Morawski wciągnął go wówczas do ewidencji konfidentów oddziału krakowskiego HK-Stelle. Tam otrzymał dokumenty na podróż i paszport na nazwisko "Jakuba Jasiaka". Miał to być jednocześnie jego pseudonim wywiadowczy. Boernera skontaktował z Morawskim w Krakowie Sławek. Na arkuszu ewidencyjnym Morawski odnotował pośrednictwo Sławka w kontakcie z Boernerem, w nawiązaniu do dawnej akcji "R": "durch den K[o]nf[i]d[en]t 'Stefan' (Sławek)". Wynika stąd, że Sławek nie przestał funkcjonować jako kontakt operacyjny w ramach operacji "Konfident 'R' ", a ekspedycja Boernera do Warszawy odbywała się za wiedzą i przyzwoleniem Biura Ewidencyjnego w Wiedniu, które realizowało w ten sposób jakieś bliżej nieznane własne cele.

Prawdopodobnie w Biurze Ewidencyjnym wracała na krótko koncepcja wykorzystania polskiego ruchu rewolucyjno-powstańczego, który wiązał swoje dążenia z polityką Austro-Węgier i mógł być wykorzystany jako argument przetargowy w rozmowach z Niemcami, w związku z przewidywanym zajęciem Warszawy przez państwa centralne. Zdobyta pozycja oraz wpływy polityczne w Królestwie rzutowały bezpośrednio na perspektywy korzystnego dla jednej ze stron rozstrzygnięcia sprawy polskiej. Tym można wytłumaczyć chwilowe cofnięcie przez Hranilovica von Czvetassin poparcia udzielanego przez Nachrichtenabteilung AOK dla akcji politycznej NKN w Kongresówce. Szef Oddziału Informacyjnego Naczelnej Komendy Armii bardzo krytycznie przyjął mowę Jaworskiego na zjeździe delegatów komitetów powiatowych NKN, który odbył się 20 czerwca 1915 r. w Krakowie. Nie odpowiadały zwłaszcza "jego poglądom" - notował Sikorski - nowe postulaty programowe, jako "sprzeczne" z dotychczasową linią polityczną NKN - "postulaty, które są i będą w przyszłości osobiście przez p[ana] pułkow[nika] v[on] Hranilovica [von Czvetassin] potępiane i zwalczane", a więc: 1.) "dążenie NKN do stworzenia państwa polskiego"; 2.) "traktowanie Legionów Polskich jako zawiązku armii polskiej". Hranilovic von Czvetassin uznał takie stanowisko za przejaw dążeń separatystycznych NKN "w stosunku do państwa", co groziło nawet zerwaniem stosunków. Swoje stanowisko zawarł w dwóch żądaniach, które miały być obowiązujące dla kierownictwa organizacji: 1.) "NKN nie dąży do stworzenia państwa polskiego, zadowalając się rozszerzeniem granic państwa austriackiego na ziemiach polskich"; 2.) "Legiony Polskie w ostatecznych dążeniach NKN nie stanowią zawiązku armii polskiej".

Taka wykładnia programu Naczelnego Komitetu Narodowego odpowiadała Piłsudskiemu i sprzyjała jego zabiegom politycznym, a ograniczała pole działania Departamentu Wojskowego NKN w Królestwie Polskim. Do tego w Naczelnej Komendzie Armii liczono na wystąpienia rewolucyjne Polaków w Rosji (nawet w Petersburgu, Moskwie i Kijowie), gdy przeciwko temu wypowiadał się Departament Wojskowy NKN. Poza tym w NKN nie chciano uznać dominującej pozycji Hranilovica von Czvetassin w Naczelnej Komendzie Armii, odgrywającego rolę "arbitra" w sprawach polskich, który decydował faktycznie o stanowisku władz Austro-Węgier w tych kwestiach.

Komendantowi zależało przede wszystkim na tym, aby możliwie najszybciej umocnić i rozszerzyć własne wpływy w środowiskach niepodległościowych Królestwa, wyjaśniając zdezorientowanym działaczom istotę konfliktu. "Stachiewicz - notował Świtalski w dzienniku pod datą 31 VII 1915 r. - przywiózł ustne oświadczenie od Piłsudskiego, z którego wynika właściwie, że Piłsudski na D[epartamentj W[ojskowy] zupełnie już nie liczy. Jeżeli D[epartament] W[ojskowy] będzie mógł coś jeszcze dla niego wyskrobać, to owszem. Ale nie liczy na niego, uważając go za właściwie nieistniejący". Chciał, aby Sikorski osiadł z Departamentem Wojskowym w Krakowie, rezygnując z rozwinięcia swoich agend w Warszawie.

Na przełomie lipca i sierpnia 1915 r. nastał gorący okres dyskusji oraz rozjazdów działaczy niepodległościowych po Królestwie. Piotrków stał się głównym punktem kontaktowym i bazą wypadową do tych wyjazdów. Sławek i Stachiewicz kierowali akcją polityczną przed zajęciem Warszawy przez wojska niemieckie. Przyłączył się do nich Świtalski, któremu poruczono "pilnowanie" spraw legionowych. Jednocześnie Jaworowski został wysłany przez Piłsudskiego do pracy politycznej w Lublinie. Po wyjeździe Sławka z Piotrkowa, który udał się 11 sierpnia 1915 w misji politycznej Piłsudskiego do Warszawy, oraz Stachiewicza, wydalonego 16 sierpnia 1915 r. za "tajną robotę wywiadowczą dla I Brygady", Piłsudski wydał Świtalskiemu dyspozycję pozostania w Departamencie Wojskowym i włączenia się do organizacji zaplecza dla akcji politycznej w Królestwie.

Zwolennicy Piłsudskiego rozwinęli silną akcję propagandową na rzecz Komendanta. W Warszawie zebrano "400 ludzi zorganizowanych", głównie w POW. Pojawił się termin "piłsudczycy" dla określenia odrębności grupy zwolenników Piłsudskiego w obozie legionowo-niepodległościowym, w pełni dyspozycyjnej wobec zamierzeń swojego ideowego i politycznego przywódcy. Piłsudski tworzył możliwości działania, starając się kreować fakty o szerszym znaczeniu politycznym. Do podstawowych zadań sztabu Komendanta należało rozwijanie jego myśli i realizowanie jej w praktyce. Dawało to poczucie pewnej samodzielności i możliwość bezpośredniego wpływu na decyzje Piłsudskiego. "Więc w pierwszym rzędzie my, pierwsza Brygada - notował z dumą Piłsudski - będąca [...] najbardziej pociągającą siłą dla zaboru rosyjskiego, pozostajemy zawsze bete noire administracji wojskowej i zarządu armii" *[Od jesieni 1915 r. dokonywało się przegrupowanie i zmiana w ekipie najbliższych współpracowników Piłsudskiego, którzy albo tracili swoją pozycję (Witold Jodko-Narkiewicz, Leon Wasilewski, Michał Sokolnicki, Tytus Filipowicz i Aleksander Sulklewicz), albo weszli z nim w konflikt polityczny (Władysław Sikorski i Marian Kukiel). Inni stronili od polityki (Kazimierz Sosnkowski i Edward Rydz-Śmigły). Komendant w swoich działaniach politycznych zaczął opierać się przede wszystkim na ludziach młodych. Tworzył przy sobie jedyny ośrodek dyspozycyjny dla całego obozu. Nowa grupa kierownicza przy Piłsudskim wyjdzie przede wszystkim ze środowiska I Brygady oraz POW, a ukształtuje się już w wolnej Polsce.].

Nowe określenie grupy zwolenników i kręgu najbliższych współpracowników Komendanta wprowadził do języka politycznego w lipcu 1915 r. Juliusz Kaden-Bandrowski w swej książce Piłsudczycy, pierwotnie w odniesieniu do legionistów I Brygady. Od razu przyjęło się w środowisku legionowym. Zaczęto mówić o dyktaturze Piłsudskiego, w podkreśleniu jego kierowniczej roli w obozie niepodległościowym. Po zajęciu Warszawy przez wojska niemieckie 5 sierpnia 1915 r. Stachiewicz wydał dyspozycję, aby stolica "nie poszła na stanowisko D[epartamentu] W[ojskowego] - notował Świtalski - natomiast, by przygotowywać nastrój dla dyktatury Piłsudskiego". Przeciwnicy odbierali takie zamysły jako zagrożenia dla swojej pozycji. Kiedy Sikorski zgłosił wobec grona najbliższych przyjaciół zamiar zrezygnowania z szefostwa Departamentu Wojskowego, odwodzący go listownie od tego kroku Stanisław Downarowicz miał argumentować: "pójście twoje do pułku - relacjonował w dzienniku Świtalski pod datą 6 VIII 1915 r. - sprowadziłoby się omal do dyktatury p[ana] Józefa". Interesujący jest komentarz Świtalskiego: "Widać z tego - pisał - jak osobiste sprawy odegrały tu rolę. Antagonizm do Piłsudskiego nie pozwolił D[epartamentowi] W[ojskowemu] wysuwać nazwiska Piłsudskiego, które mogło zastąpić ideę". Autor należał do grona osób, dla których poglądy Piłsudskiego były wykładnikiem przyjmowanej taktyki oraz myśli politycznej. Komendant pozostawał dla wielu najwyższą wyrocznią i największym autorytetem politycznym.

Zajęcie Warszawy przez wojska niemieckie nie spowodowało przełomu w sytuacji politycznej Kongresówki, ale wyjaśniło wiele kwestii. Dość brutalnie ujął to Georg Cleinow, szef Niemieckiego Zarządu Prasowego w Warszawie: "Niech się panowie nie łudzą, abyśmy dopuścili do powstania niepodległego Królestwa Polskiego, jak tego chcą obecnie legioniści Piłsudskiego - mówił 7 VIII 1915 r. na poufnej konferencji z Wacławem Podwińskim, współwłaścicielem wydawniczego Towarzystwa Akcyjnego "Świat", skupiającego wielu wybitnych pisarzy i publicystów związanych z obozem Piłsudskiego. - O polskim państwie politycznie niepodległym nie może być teraz w ogóle i ani mowy". "Tolerujemy Legiony o tyle - dodawał - o ile spełniają one pewne czynności agitacyjne i pomocnicze, a gdyby te Legiony doprowadzono do liczby 300 000 - jak o tym mówią - i gdyby ci młodzieńcy zechcieli się upierać przy przeprowadzeniu swego ideału niepodległego państwa polskiego, zgnieciemy ich jak piankę". "Tak - podkreślał - to są straceńcy". Stanowisko nowych władz wobec ruchu niepodległościowego stało się niebawem znane wśród jego adresatów. Oponenci Piłsudskiego uznali nawet, że musi on porozumieć się z Niemcami, "gdyż gra grę o swoją głowę", jak to wyraził płk Wiktor Grzesicki z Grupy Legionów Polskich w Piotrkowie.

Mimo wszystko nowa sytuacja militarna na froncie wschodnim dawała sposobność do włączenia dążeń polskich w politykę państw centralnych. Piłsudski chciał osobiście pokierować akcją polityczną w Warszawie, gdzie przebywał od 15 do 17 sierpnia 1915 r., głównie "celem porozumienia się z władzami niemieckimi", jak zanotował Świtalski. Zamierzał się temu przeciwstawić Zagórski, który rozważał możliwość aresztowania Piłsudskiego. Nie miał jednak do tego żadnego upoważnienia przełożonych. Podjął samodzielne kroki polityczne w Warszawie, bez delegacji Oddziału Informacyjnego Naczelnej Komendy Armii, a chwilowo wszelkie plany restrykcyjne wobec Piłsudskiego stały w sprzeczności z aktualnymi dążeniami austriackimi.

Kilka następnych dni Komendant spędził w okolicach Warszawy (17 VIII - 2 IX 1915). Odbył wówczas wiele konferencji z działaczami niepodległościowymi Królestwa, rzucił hasło wstrzymania werbunku do Legionów. Podjął starania o wypracowanie na warszawskim gruncie samodzielnego stanowiska polskiego wobec władz Austro-Węgier i Niemiec, przez stworzenie odrębnej od NKN reprezentacji politycznej stronnictw Królestwa Polskiego w postaci Rady Narodowej. Większość współpracowników Komendanta w pierwszym odruchu nie zrozumiała jego zamierzeń. "Osłupienie i przygnębienie ogarnęło zebranych - wspominał Bolesław Wieniawa-Długoszowski zebranie polityków z warszawskich stronnictw niepodległościowych 16 VIII 1915 r. w mieszkaniu Artura Śliwińskiego - Trudno nawet było się dziwić tej naturalnej i zrozumiałej reakcji. Żyli przecież ci ludzie myślą o czynnym udziale Polski w walce o niepodległość, oczekiwali klęski rosyjskiej i możności zetknięcia się z szeregami walczącymi pod wodzą Piłsudskiego, konspiracyjnie za moskiewskich czasów, od chwili zaś nadejścia Niemców jawnie agitowali za wstępowaniem do Legionów, a tu nagle i niespodzianie tych Legionów twórca i wódz przekreśla wszystkie ich poczynania i nadzieje, co gorzej, swoim własnym ideom i poczynaniom zdaje się przeczyć". Komendant powtarzał przy tym wielokrotnie: "'Żołnierz polski jest dziś żołnierzem bez ojczyzny', skąd wynikało - notował obecny na tym zebraniu Stanisław Thugutt - że zanim go się powoła pod broń, trzeba mu dać uznanie i poparcie narodu".

O uwarunkowaniach przyjętej taktyki mówił kilka dni później. "Moskale odeszli i stosunek do nich będzie politycznie coraz mniej aktualny - mówił 21 VIII 1915 r. w Otwocku na konferencji działaczy niepodległościowych. - W sprawie legionowej będę musiał, może i niedługo, pójść na drastyczne rzeczy. Macie mi więc rozbudowywać, a nie likwidować POW, a poza tym, musicie mi pomóc w wytworzeniu poważnego oparcia politycznego w Warszawie, które jest mi niezbędne jako przeciwwaga w stosunku do Wiednia i krakowskiego NKN-u. Nie zapominajcie ani przez chwilę, że to, co się stało, odejście Moskali, stwarza dla nas nie swobodę, ale nowy front walki". Nie oznaczało to zerwania z dawnymi założeniami akcji strzelecko-legionowej w Królestwie Polskim. Zaznaczam "od razu - pisał 1 IX 1914 r. do Jaworskiego - że politycznym celem wojny, [który] sobie postawiłem od początku wojny, było i jest dotąd zlanie Galicji i Królestwa Polskiego w składzie monarchii austro-węgierskiej. Nie sądziłem i nie sądzę, by można było w tej wojnie uzyskać lepsze warunki życia dla Polski, niż ten, który powyżej określiłem".

Komendant zmieniał bazę politycznego działania. Legiony Polskie swoje zadanie "spełniły" i stały się już "wygranym atutem", jak podkreślał w innym miejscu. Był wówczas zmuszony do szukania oparcia dla dalszej akcji politycznej poza Legionami. Miał rację Sikorski, gdy mówił w Departamencie Wojskowym NKN po powrocie z Warszawy (15 VIII 1915): "Ludzie spodziewali się, że po odsłonięciu zasłony (zdobycie Warszawy) pokaże się lew, a tymczasem za zasłoną znalazł się tylko kot. Nie ma większego rozpędu niepodległościowego, nie ma wyrobienia politycznego". Podobne wnioski wyciągał Piłsudski: "Z chwilą zajęcia Warszawy i Królestwa - mówił 14 IX 1915 r. na odprawie oficerów I Brygady - ostatni atut rozegrano. Warszawa nie różni się od całej Polski. Nie znajdujemy oparcia i tutaj". Stanowisko Królestwa należało dopiero budować w szerokiej akcji politycznej POW oraz stronnictw niepodległościowych, które mogły ujawniać się jako miejscowe wydziały i komitety narodowe. Organizacje te mogły stać się pomostem politycznym w stosunkach z władzami okupacyjnymi, na wzór dawnych Komisariatów Wojskowych Polskiej Organizacji Narodowej.

Rokowania o powołanie Rady Narodowej szły jednak opornie. Do tego nastroje w obozie nie były najlepsze. Szczególnie w momentach krytycznych wymagał Piłsudski posłuszeństwa od swoich najbliższych współpracowników. Ci, którzy przestawali rozumieć polityczny sens podejmowanych decyzji, odchodzili do dalszych szeregów, jak w tym czasie stało się to z Michałem Sokolnickim i Arturem Śliwińskim. Komendant nie mógł mieć żadnych wątpliwości co do lojalności bezpośrednich wykonawców jego zamierzeń politycznych, zwłaszcza w momentach przełomowych. W każdym przypadku współpraca opierała się na pełnej dyspozycyjności i zgodności poglądów. "Piłsudski - wspominał Sokolnicki, który utracił zaufanie Komendanta, gdy usiłował bronić stanowiska werbunkowego NKN - potrafił być bezwzględny i nawet brutalny w swej taktyce walki: gdy raz coś postanowił łamać, nie znał pardonu: gdy raz poczuł w ludziach, a choćby w ukrytych zakamarkach ich duszy, odchylenie od jego własnej drogi i słabość wahań, dążył do ich ujawnienia, do wydobycia z podświadomych podkładów, aby móc takowe tępić i zniszczyć".

Po oswobodzeniu ziem polskich od Rosji przez wojska niemieckie i austriackie latem 1915 r. Piłsudski mógł się liczyć dla władz okupacyjnych tylko jako działacz polityczny, nie wojskowy, jeśli dalej chciał realizować program niepodległości. Akcję polityczną w Królestwie Polskim prowadził w oparciu o Centralny Komitet Narodowy i Polską Organizację Wojskową. CKN był porozumieniem stronnictw niepodległościowych Królestwa dla realizacji programu budowy państwa polskiego w oparciu o Niemcy i Austro-Węgry, stanowiąc polityczną reprezentację oraz organizacyjne kierownictwo ruchu niepodległościowego w Królestwie Polskim.

Charakterystyczne, że nawet w okresie największych sukcesów militarnych państw centralnych na froncie wschodnim, latem 1915 r., walka Polskiej Organizacji Wojskowej była do pewnego stopnia pozorowana, pomimo jej czynnego zaangażowania przeciwko Rosji. W sierpniu 1915 r. POW i inne organizacje niepodległościowe z Królestwa, "jako występujące bezwzględnie z programem 'Czynu' przeciw Rosji, wysłały do Piłsudskiego swego delegata z zapytaniem: 'czy uważa już obecną sytuację wojenną za wskazówkę do rozpoczęcia boju na tyłach armii rosyjskiej lub przynajmniej dzieła zniszczenia?' Piłsudski miał wydać delegatowi rozkaz brzmiący: 'Karabin do nogi i czekać' " - raportował we wrześniu 1915 r. szef Dyrekcji Policji w Krakowie, Rudolf Krupiński.

Dla Piłsudskiego najważniejsza pozostawała kwestia realnych możliwości tworzenia wojska polskiego. Należało doprowadzić do powołania ochotniczej armii narodowej. Realizacja tych zamierzeń, w optymalnych warunkach, tj. w chwili załamania się okupacji austro-niemieckiej i po wcześniejszym wyeliminowaniu z wojny Rosji, pozwoliłaby na szybkie opanowanie kraju i niemal natychmiastowe użycie polskich sił zbrojnych w razie zewnętrznego zagrożenia, najpewniej na wschodzie. Wiele wskazywało na to, że relacje z Niemcami wejdą w nową fazę, kształtując pozytywnie stosunki polsko-niemieckie, pomimo wszystkich historycznych zaszłości oraz aktualnych obciążeń i ograniczeń.

Do takich wniosków mogła skłaniać rozmowa, jaką Piłsudski odbył 29 października 1915 r. z hrabią Harrym Kesslerem, oficerem kawalerii i dyplomatą, wówczas specjalnym delegatem Armeegruppenkommando na froncie wołyńskim. Kessler uważał Piłsudskiego za "twórcę" i "duszę Legionów". Przyjechał na pozycje I Brygady pod Koszyszczami. Komendant przyjął gościa w warunkach polowych, w leśnej ziemiance. "Piłsudski - pisał później - był zamknięty w sobie, trzeźwy, ale charakteryzował go pewien mistyczny wyraz, kiedy była mowa o Polsce. Wydawał się wtedy jakby zmęczony, wcześnie postarzały, nie po wojskowemu się trzymający, miał jednak szczególnie piękne, głębokie, energiczne lub nagle bardzo miękkie i młode oczy". Rozmowa zeszła na kwestię stosunków między Niemcami a Polakami. "Piłsudski - wspominał dalej Kessler - wypowiedział przede mną dość otwarcie swoje cele. Podkreślał, że połączenie Galicji z Kongresówką jest konieczne, nawet nie do uniknięcia; rezygnował jednak z wszelkich pretensji do Prus Zachodnich, czy też większej części Poznańskiego. Przynajmniej, jeśli chodzi o niego i obecne pokolenie. Co późniejsze pokolenia podejmą, nie da się przewidzieć, ani też nie da się przewidzieć, co się stanie, gdy Niemcy zostaną pokonani i koalicja Prusy Zachodnie Polsce zechce ofiarować. Dla niego jednak jest sprawą główną, aby Niemcy i Polacy zapomnieli o swojej starej nieprzyjaźni, a nawet nauczyli się przyjaźnie współpracować jako sąsiedzi, którzy wreszcie zmądrzeli". W podobnym duchu utrzymane były wypowiedzi Jodki-Narkiewicza, który w tym samym czasie prowadził poufne rozmowy w Berlinie w sprawie utworzenia niezależnego Królestwa Polskiego, zabiegając o poparcie dla obozu niepodległościowego. Konferował z Philippem Scheidemannem, który komunikował się z Bethmann Hollwegiem oraz Arthurem Zimmermannem. Misja miała charakter informacyjny i nie dała praktycznych efektów. "Sytuacja jest niepomyślna - reasumował Jodko-Narkiewicz wyniki swoich rozmów. - Co prawda, nie mam żadnej wyraźnej odpowiedzi, w której byłoby powiedziane, że nie powinniśmy mieć nadziei, ale takich odpowiedzi zwykle nie dostaje się".

W istniejących warunkach POW nie mogła więc eksponować programu antyniemieckiego czy antyaustriackiego, nawet ze względów taktycznych. Opozycja wobec wszystkich trzech zaborców pozbawiłaby organizację możliwości działania. Stąd konieczność szukania zbliżenia z państwami centralnymi. Miał to być jednak sojusz taktyczny, przynajmniej w aktualnych warunkach wojennych. Jego motywy były oczywiście znane władzom okupacyjnym, tradycyjnie nieufnym wobec wszelkich polskich idei narodowych. "Na sprawę Piłsudskiego - relacjonował Michałowski spotkanie z szefem Oddziału Informacyjnego AOK - zapatruje się Hranilovic [von Czvetassin] spokojnie. Utrzymuje, że Piłsudski względem AOK był zawsze lojalny, a wszelkie wiadome niesnaski traktuje jako sprawę 'intern' [tzn. wewnętrzną - R. Ś.], która siłą rzeczy wojskowych musi być usunięta bez żadnych specjalnych represaliów. Piłsudski ma już urobioną dobrą pozycję, jednak, o ile wybadałem, bez żadnych zamiarów rozszerzenia jego władzy. 'Jest dobrym brygadierem i brygadierem nadal będzie, a nie ma żadnego powodu do zaprowadzenia jakichkolwiek zmian w Komendzie Legionów [Polskich], tym bardziej, że obecny skład okazuje się doskonałym' - takie były słowa Hranilovica [von Czvetassinj".

Zastosowany przez władze austro-węgierskie i niemieckie wywiadowczy mechanizm dźwigni politycznej dla ruchu niepodległościowego wypromował reprezentującą go grupę Piłsudskiego. Jej pozycja w układach politycznych Królestwa Polskiego wynikała bezpośrednio z przedwojennych powiązań z Biurem Ewidencyjnym Sztabu Generalnego w Wiedniu, przypieczętowanych później współpracą z Oddziałem Informacyjnym Naczelnej Komendy Armii oraz próbami nawiązania bliskich kontaktów z Niemieckim Naczelnym Dowództwem, za pośrednictwem właściwej agendy jego Abteilung III B, tj. służby Nachrichtenoffizier przy sztabie 9 armii Hindenburga, operującej w Królestwie Polskim. Nie mogło to pozostawać bez konsekwencji dla polskiego życia politycznego. Wspomagany przez władze okupacyjne układ polityczny w odbudowywanym państwie polskim miał stale wpływać w przyszłości na jego antyrosyjskie oblicze, a z konieczności opierać się o sojusz z Niemcami i Austro-Węgrami, jako gwarantami bezpieczeństwa i suwerenności odrodzonej Polski. Taka miała być cena polityczna uwolnienia Królestwa Polskiego spod panowania Rosji, skoro nie był to układ, który powstał w sposób naturalny, przy decydującej roli niezależnego czynnika polskiego. Sprzeciwienie się konsekwencjom powstałego w ten sposób układu sił niosło za sobą zarzewie nowych konfliktów. Wynikały one bezpośrednio z niemożności zaspokojenia aspiracji polskich, które stawały naprzeciw interesom niemieckim i rosyjskim zachowania lub odbudowy tradycyjnej dominacji w spornym regionie, dając w efekcie przy określeniu racji stanu i związanej z tym orientacji politycznej powstającej Polski konieczność alternatywnego rozstrzygnięcia historycznego dylematu: Niemcy albo Rosja.

Inaczej układały się stosunki polsko-austriackie. Austro-Węgry wzięły początkowo na siebie główny ciężar kontaktów politycznych na terenach okupowanych w Królestwie Polskim, widząc w tym szansę na trwałe powiązanie wspólnoty interesów na bazie antyrosyjskiej. Jednak nawet Iszkowski, który w kierownictwie obozu lewicy niepodległościowej uchodził za zwolennika działań Piłsudskiego, "przestrzegał przed używaniem słowa 'niepodległość' ", gdyż niechętne Polakom czynniki w Oddziale Informacyjnym AOK uważały je za "hasło rewolucyjne" - odnotował Świtalski. Za główną przeszkodę w osiągnięciu "konkretnego i pełnego porozumienia" Iszkowski uważał "zupełnie niejasną przyszłość" polityczną ziem polskich. "I tu - pisał 2 XII 1915 r. w podsumowaniu pierwszego syntetycznego raportu Oddziału Informacyjnego MGG w Lublinie o życiu politycznym Królestwa Polskiego -  napotykamy na  p r y n c y p i a l n ą  [wszystkie podkreśl. w oryginale - R. Ś.] i ważącą  s p r z e c z n o ś ć  między nami, a całym krajem". Musimy - zajmować stanowisko "politycznego przeczekania" do czasu, dopóki nie zostaną wyjaśnione stosunki państwowo-polityczne Królestwa Polskiego, a wpływowi działacze polityczni nie mogą dłużej bezczynnie się temu przyglądać. Wydaje się, że dla Polski nadszedł wreszcie moment, na który z największą tęsknotą czekało kilka pokoleń: "wyzwolenie spod znienawidzonej, obcej władzy wrogo nastawionej w stosunku do kraju". Stąd - dodawał - "rozumie się samo przez się, że wszyscy ci, którzy ze względu na tradycję lub przekonania zawsze byli przeciw Rosji, uważają, że nadszedł ich czas i nie mogą dłużej cierpliwie czekać, tym bardziej, że brak politycznego i wojskowego wykształcenia przeszkadzają w zrozumieniu wielkich rzeczywistych stosunków". Ta niejasna sytuacja i brak zdecydowania w polityce władz wojskowych wobec Królestwa sprawiały, że podejmowane działania zamieniały się w porażki, zarówno po stronie władz okupacyjnych, jak i wśród tych czynników i stronnictw polskich, które łączyły swoje zamierzenia z polityką państw centralnych. Tymczasem, w interesie "spokoju politycznego" - podkreślał na koniec - "nasze niewdzięczne zadanie polega na hamowaniu i tłumieniu" życia politycznego Królestwa Polskiego, "nie oferując w zamian niczego pozytywnego". Ułatwiało to sytuację Niemcom, którzy chcieli pozyskać Polaków dla własnych celów. Wiele prawdy było w rozpowszechnianych wówczas wieściach o "przychylności" i "kokietowaniu" Piłsudskiego przez Prusaków oraz o "prusofiliźmie wyrosłym u piłsudczyków z tego powodu", jak odnotował wówczas Świtalski.

Kierunki ogólnej polityki określano w Berlinie i w Wiedniu, ale kwestie polityczne rozstrzygały się teraz w biurach Generał-Gubernatorstwa w Warszawie i Nachrichtenabteilung Wojskowego Generał-Gubernatorstwa w Lublinie. Głównym wykonawcą polityki niemieckiej w Królestwie był generał-gubernator Hans Hartwig von Beseler. Podlegał on bezpośrednio kanclerzowi i cesarzowi. Przed nimi ponosił osobistą odpowiedzialność za prowadzenie niemieckiej polityki w Królestwie. Wyposażony w szerokie uprawnienia, dość szybko zdobył pozycję czynnika samodzielnie wpływającego na kształt polityki niemieckiej w sprawie polskiej. Miała ona zapewnić Niemcom przewagę na Wschodzie, przez uczynienie z Polski bariery strategicznej przeciw Rosji.

Przewidywał, że w imperium rosyjskim dojdzie do wielkich zaburzeń i do upadku caratu. Podstawowym zadaniem kierownictwa Rzeszy musiało być trzymanie tego "wielkiego niebezpieczeństwa" jak najdalej od Niemiec, w czym właśnie Polska powinna odegrać niepoślednią rolę. Z rezerwą odnosił się jednak do polskiego ruchu niepodległościowego, mającego, zdaniem generał-gubernatora, nazbyt wybujałe aspiracje polityczne, jeśli nawet oficjalne enuncjacje tego obozu nie wzbudzały niepokoju.

Najbardziej ostrożni byli jednak Austriacy, znający dłużej Piłsudskiego. "My wszyscy - pisał Hranilovic von Czvetassin 11 I 1916 r. w liście do Komendanta - uznajemy bez zastrzeżeń wytrwanie Pana po naszej stronie we wspólnej walce przeciw Rosji i jesteśmy przekonani o tym, że Pan tylko przeciw temu jednemu nieprzyjacielowi pracuje i walczy. Nie może być zatem wcale mowy o tym, aby Pana podejrzewano, jakoby Pan myślał o jakiejkolwiek akcji przeciw nam". Rzeczywiście pozycja Piłsudskiego w układach politycznych Królestwa uległa wzmocnieniu. Podkreślano znaczenie jego osoby jako czynnika, wpływającego samodzielnie na stan nastrojów części społeczeństwa Kongresówki. Zdawano sobie sprawę, że poczynania POW, jak oceniał wywiad austriacki, przybierały stopniowo charakter spisku, że kierownictwo obozu niepodległościowego nawet oficjalnie nie ukrywało możliwości zbliżenia z państwami Ententy. POW mogła stać się w ówczesnych warunkach poważnym aktywem w polityce austriackiej w kwestii polskiej, "lecz równocześnie - jak oceniał dalej Ronge - w razie wykorzystania jej [przez przywódców - R. Ś.] do własnych celów, stałym i groźnym niebezpieczeństwem". Myśli te rozwijał mjr Haużvić, szef Nachrichtenabteilung Wojskowego Generał-Gubernatorstwa w Lublinie, w raporcie o polskim ruchu niepodległościowym dla Oddziału Informacyjnego AOK. "Jest to - pisał 14 VI 1916 r. - ledwo widoczna i daleko rozgałęziona sieć, odznaczająca się wytrzymałością w działaniu bez wytchnienia i wielkim politycznym wyrobieniem, której sploty snują jak czerwoną nić tę samą myśl o niepodległości Polski. Żadna z tych organizacji [POW i Centralnego Komitetu Narodowego - R. Ś.] nie jest dziecinną zabawką. Dlatego nie należy żadnej lekceważyć i nie doceniać. Należy jednak strzec się przed nieprzyjemnymi niespodziankami spokojnego rozwoju tych spraw. [...] Wyjście musi być znalezione. Każda nielegalna forma takich zjawisk jest początkiem anarchii. Czy wystąpić przeciwko nim z żelazną pięścią, czy też - co może byłoby lepsze - stworzyć pomost, przez który można by przeciągnąć te elementy i uczynić je przydatnymi dla naszych państwowych interesów, decydować będą odpowiednie czynniki".

Decyzja nie była łatwa. Formalnie Legiony dawały stronie austriackiej pewną przewagę w rokowaniach z Niemcami w sprawie polskiej. Natomiast zależność militarna od Niemiec, opieranie akcji politycznej w Królestwie na czynnikach zbliżonych do Naczelnego Komitetu Narodowego, gdy rzeczywistą siłę i wpływy wśród aktywistów reprezentował Piłsudski, zwalczający Austrię, sprawiało, że kwestia takiego wyboru w praktyce okazywała się niewykonalna. W ogóle trudno było mówić o jakimś trwałym porozumieniu władz okupacyjnych z lewicą. Głównym wrogiem politycznym obu monarchii był ruch rewolucyjny, a Piłsudski nie tylko zdawał się ucieleśniać ideały socjalizmu, lecz również, jak sądzono, mógł usiłować je urzeczywistnić.

Niepokoiły też oświadczenia, w których Piłsudski występował otwarcie przeciwko polityce NKN w Królestwie Polskim, dążąc do porozumienia z władzami okupacyjnymi wyłącznie na płaszczyźnie politycznej, poza służbami Nachrichtenabteilung, którym cały czas podlegały formacje legionowe. Oddział Informacyjny Wojskowego Generał-Gubernatorstwa w Lublinie opuścił Iszkowski. Zerwała się ostatnia nić, bezpośrednio łącząca Komendanta z dawnym okresem tworzenia podstaw współpracy z wywiadem Austro-Węgier. "Iszkowski odszedł jako attache do Holandii - notował Świtalski wypowiedź Piłsudskiego 30 IV 1916 r. po jego powrocie do I Brygady z Cieszyna i Lublina. - Komendant tłumaczył sobie ten fakt, że on sam [tj. Iszkowski - R. Ś.] nie chciał przy zaostrzeniu się sytuacji w sprawie polskiej pchać palce między drzwi i uznał za lepsze usunięcie się z tego stanowiska".

Nadrzędną rolę w sprawach wywiadowczych dla Królestwa Polskiego i Rosji utrzymał krakowski oddział HK-Stelle (następnie Nachrichtenstelle). Morawski rozbudował sieć konfidentów. Utrzymywał poufne kontakty z osobami, które reprezentowały różne polskie ugrupowania polityczne. Kontrolował NKN, systematycznie otrzymywał z jego Departamentu Wojskowego raporty wojskowe i polityczne. Odpowiadał za obsługę wszystkich zagranicznych agend NKN, które wypełniały zadania wywiadu politycznego (ekspozytury w Sztokholmie, Hadze i Sofii, a także Polskie Biuro Prasowe w Bernie, Polska Agencja Prasowa w Rapperswilu). Raporty zagranicznych biur NKN przesyłano pocztą dyplomatyczną, za pośrednictwem austro-węgierskich attaches wojskowych w ich krajach akredytacji. O wszystkich podróżach zagranicznych wysłanników NKN decydowano zawsze w Oddziale Informacyjnym AOK, zlecając krakowskiemu oddziałowi HK-Stelle załatwienie paszportów i wszystkich potrzebnych formalności w konsulacie niemieckim we Lwowie.

Stąd żądanie Piłsudskiego zerwania przez Departament Wojskowy NKN "z wszelką robotą pomocniczą dla K[undschats-]Stelle". Widział w tym kontynuację dawnego systemu zależności polskiego czynu zbrojnego od Austro-Węgier. "Ta hańba próby wytworzenia wojska polskiego w ciągu obecnej wojny - pisał 3 VI 1916 r. do Jaworskiego - próby robionej w ten sposób, że zawsze pozostanie przy krytycznej ocenie, jak czarna plama na naszej przeszłości - ten prezent protekcyjno-szpiclowski - pozostaje w całej rozciągłości, plącząc wszelkie obrachowania i obliczenia, i obniżając wartość bojową i siłę moralną wojska". Obawiał się dalszego prowadzenie werbunku do Legionów i rozwinięcia I Brygady. "Wyznam otwarcie" - dodawał - "że jest to z mojej strony większe ryzyko, niż to, jakie podjąłem dnia 6 sierpnia [1914], gdyż wtedy nic nie było do przegrania, do wygrania zaś dużo. W takich warunkach, jak 6 sierpnia ryzykować jest łatwo, teraz zaś po 20 miesiącach wojny, gdy się wygrało bardzo mało, a przegrało się taką ogromną ilość nadziei i iluzji, zarówno w stosunku do siebie, jak i względem otoczenia wszelkiego rodzaju, po 20 kilku miesiącach wojny i wszystkiego, co Polska przez ten czas przeżyła - trudno jest zdobyć się na ryzyko".

Komendant dążył do postawienia kwestii przyszłości Legionów na szerszej płaszczyźnie politycznej, pomiędzy dążeniami Austro-Węgier i Niemiec, w kształtowaniu kwestii Polski w zgodzie z własnymi planami. Wzmogła się propaganda antywerbunkowa. "Departament Wojskowy [NKN] - pisał Piłsudski 5V1 1916 r. w liście do Heleny Radlińskiej - stał się częścią systemu okupacji austriackiej w Polsce, z zadaniem fałszowania opinii Królestwa i odbierania mu z tych małych praw, jakie naród podbity posiada, tych resztek, na które się składają jego moralne siły. Zapowiedział wycofanie z Departamentu Wojskowego NKN wszystkich swoich współpracowników, co też niebawem nastąpiło. Postanowił w końcu opuścić Legiony, podejmując nową grę polityczną w związku z rysującą się perspektywą rozstrzygnięcia przez państwa centralne kwestii przyszłości Polski. "Niech mi Pan wierzy - zapewniał Jaworskiego w liście z 15 VII 1916 r. -wszystkie te rzeczy, które jeszcze miesiąc temu były ładne, teraz już nie mają żadnego uroku", a "wypadki biegną teraz szybko i nie dają możności zastanowić się i być w zgodzie z maszyną polsko-austriacką, która diabelnie wolno pracuje".

Prowadzenie samodzielnej polityki w Królestwie Polskim utrudniało stanowisko administracji austriackiej, "duszącej wszelkie przejawy samodzielnego życia" - uzupełniał w liście z 22 VII 1916 r. Wystąpiły wyraźne objawy niezadowolenia wobec Austro-Węgier. "Rozczarowanie, jak zwykle - zwracał przy tym uwagę - daje rozgoryczenie i niechęć. Teraz zaś na to przyszła wyraźna kokieteria niemiecka, która poszła właśnie w kierunku ponętnym, w kierunku dania Polakom samodzielnej pracy w ich ojczyźnie. Ta kokieteria i rozpoczynająca się era dobrych stosunków niemiecko-polskich poparta jest wyraźnym stwierdzeniem faktu, że w sojuszu Austrii z Niemcami silniejszą stroną są Niemcy, więc one właściwie dyktować będą w stosunkach polskich. Zadaje to straszny cios całej dotychczasowej pracy, osobliwie, gdy się zważy, że właśnie Warszawa, mająca tak przemożny wpływ na Królestwo, należy do okupacji niemieckiej i jest właśnie głównym obiektem zdobywania przez Niemców opinii Królestwa".

Brygadier uznał, że nadszedł właściwy moment do podjęcia decyzji wyjścia z Legionów, sprzeciwiając się tzw. "taniej Polsce", czyli miękkiej i ustępliwej polityce Królestwa Polskiego wobec władz okupacyjnych. Miała się temu sprzeciwić POW. "Jest to nadzwyczajnie ważny atut - podkreślał Piłsudski w instrukcji z 23 VII 1916 r. dla Sławka - który z dniem każdym nabiera coraz większego znaczenia. Charakteryzuje on naszą gotowość do boju z jednej strony, kompromituje nadzwyczajnie wyraźnie - taniość i jest po prostu solą w oku dla teraźniejszego systemu i teraźniejszej postawy. Wszystko inne - polityka itd. nie ma takiego znaczenia jak POW - polityka może tylko wyzyskać położenie, ale z natury rzeczy daje się rozciągnąć na długie momenty, natomiast POW to jest rzecz żywa i aktualna". Jednakże postępować należało ostrożnie, przede wszystkim bacząc na interesy Niemiec.

Nieformalne rozmowy polityczne w imieniu Piłsudskiego prowadził w Warszawie Artur Śliwiński. W połowie lipca konferował z Józefem Żychlińskim, przedstawicielem Zarządu Cywilnego przy Generalnym Gubernatorstwie Warszawskim. Urzędnik niemiecki stwierdził, że sprawa polska może być załatwiona pod warunkiem zgody pomiędzy Niemcami a Austro-Węgrami co do losu Legionów i ewentualnego organizowania wojska w Królestwie. Radził czekać, gdyż - jak sugerował - "niewłaściwe wtrącanie się może sprawę popsuć". Piłsudski nie chciał na razie wprowadzać w kampanii obozu niepodległościowego kwestii politycznych, nie mając pewności co do istotnych zamiarów państw centralnych w sprawie przyszłości Polski. "Doprawdy lepiej być zabitym - pisał 24 VII 1916 r. do Jaworskiego - niż przeżywać to, co teraz w wojsku się przeżywa". Przy tym "nie mogę się oprzeć wrażeniu", że "myśl o celu wojennym, która mi przyświecała - łączność obu zaborów z sobą - zaczyna mi się strasznie zaciemniać i gasnąć". Sprawa dalszej egzystencji Legionów idealnie nadawała się na płaszczyznę sporu z władzami okupacyjnymi.

Wreszcie 29 lipca 1916 r. Piłsudski przesłał do Naczelnej Komendy Armii podanie o zwolnienie z Legionów. Stanowisko Komendanta wzbudziło wiele kontrowersji, głównie w Naczelnym Komitecie Narodowym w Krakowie oraz w Naczelnej Komendzie Armii w Cieszynie. Z krytyką decyzji Piłsudskiego wystąpił Jaworski (30 VII 1916). "Powtarzam - odpowiadał Komendant 2 VIII 1916 r. - tak niewiele jest już do stracenia, że z wielką łatwością daje się grać va banque". Walka przeciw Departamentowi Wojskowemu szła dalej. "W walce z DW [NKN] nigdy dosyć - instruował jednocześnie Sławka - trzeba po prostu uniemożliwić [jego] pracę i powrót do czegokolwiek podobnego".

Zmiana taktyki przez Piłsudskiego wiązała się z przewidywanym osiągnięciem wstępnego porozumienia Austro-Węgier i Niemiec w sprawie politycznej przyszłości Królestwa Polskiego.

Kanclerz Bethmann Hollweg wiedział, że mocarstwom centralnym nie uda się już osiągnąć takiego zwycięstwa, jak pierwotnie planowano. Myśl o podyktowaniu Europie zwycięskiego pokoju powoli stawała się mrzonką. W drugiej połowie 1916 r. najbardziej realna była perspektywa pokoju kompromisowego. Najważniejszy sojusznik - Austro-Węgry osłabły do tego stopnia, że przestały odgrywać rolę samodzielnego czynnika. Główny ciężar decyzji w sprawach zasadniczych spadł na Niemcy. W ich interesie leżało wcześniejsze uporanie się z kwestią polską i takie jej załatwienie, aby do jej omówienia na arenie międzynarodowej doszło w ramach kongresu pokojowego, a kongres ograniczył się do przyjęcia niemieckiego porządku w Polsce. Wiedziano, że "na bezpośrednie aneksje Niemiec państwa zachodnie nie zgodzą się, a liczono, że przy pokoju kompromisowym uda się przemycić pod hasłami wyzwoleńczymi niemieckie sfery wpływów" - notował tajny radca papieski, Richard von Gerlach, w piśmie do Matthiasa Erzbergera z 27 czerwca 1916 r.

O takie rozwiązanie kwestii Polski kanclerz zabiegał niemal od początku wojny. Powołanie polskiego państwa przyczyniłoby się do likwidacji sprawy polskiej w ogóle. Odbudowa państwa polskiego, nawet w tej formie, jaką proponował Bethmann Hollweg, miała jednak wielu przeciwników, przede wszystkim w Prusach, przeciwstawiających się idei wolnej Polski. Podobne poglądy reprezentowały niemieckie czynniki wojskowe. Ponieważ zaś każda decyzja polityczna w sprawach zasadniczych, jeśli miała powszechnie obowiązywać, wymagała wspólnego działania całego kierownictwa Rzeszy, do rozwiązania kwestii Polski w duchu programu Bethmanna Hollwega mogło dojść tylko w wypadku poparcia przez cesarza. Urząd Spraw Zagranicznych, czynniki staropruskie oraz wojskowych. Bez zastrzeżeń plany kanclerza popierał tylko Jagow.

Pierwsze ustalenia zapadły na konferencji w Wiedniu w dniach 11 i 12 sierpnia 1916, stanowiącej nieodłączny komentarz do późniejszej proklamacji - aktu 5 listopada 1916 r. Obecni na niej hrabia Stefan Burian von Rajecz, minister spraw zagranicznych Austro-Węgier, oraz Bethmann Hollweg i Jagow ustalili podstawę rozwiązania sprawy polskiej. Postanowiono w niedalekiej przyszłości - najpewniej po zakończeniu wojny - utworzyć "samodzielne Królestwo Polskie" jako monarchię dziedziczną i konstytucyjną. W czasie wojny, kiedy Kongresówka nadal musiała pozostawać pod okupacją, obaj monarchowie, Franciszek Józef I i Wilhelm II, mieli ograniczyć się tylko do wydania w tej sprawie manifestu. Pod względem politycznym państwo polskie miało być ściśle związane z przymierzem dwucesarskim; do tego stopnia, że miało być pozbawione prowadzenia własnej polityki zagranicznej. Również administracja, wojsko i sprawy gospodarcze projektowanego Królestwa Polskiego uzależniono od państw centralnych. Podpisanie przez Polskę konwencji wojskowej z Niemcami i Austro-Węgrami właściwie oddałoby armię polską w ręce dowództwa niemieckiego. Stwierdzono również nienaruszalność własnych terytoriów polskich. Austro-Węgry rezygnowały z rozwiązania austro-polskiego, które teraz zastępowała koncepcja związania projektowanego państwa polskiego z obu mocarstwami centralnymi, faktycznie jednak mająca przygotować związek Polski z Niemcami, chociaż umowa sierpniowa nie przesądzała na przyszłość sprawy zależności Polski pod względem politycznym, a oba mocarstwa miały do niej takie same prawa. Kanclerz nie osiągnął wprawdzie swego głównego celu, tj. zgody austriackiej na utworzenie polskiego państwa buforowego uzależnionego wyłącznie od Niemiec, ale pozytywny (dla Rzeszy) moment osiągniętego porozumienia tkwił w innym punkcie, a mianowicie w jego "rezultacie negatywnym" dla sojusznika - oceniał wicekanclerz Rzeszy, Karl Theodor Helfferich - w tym, że "Polskę wyrwano z zębów Austrii, i że odtąd rozstrzygające słowo w sprawach polskich należeć będzie do Niemiec. W ten sposób pierwsza większa przeszkoda na drodze do dominacji niemieckiej w Królestwie Polskim została pokonana.

Wykonanie decyzji wiedeńskich okazało się rzeczą trudną. Wstrzymywano ogłoszenie odezwy monarszej do Polaków. Piłsudski nie mógł o tym wiedzieć. Trzymał się podjętych wcześniej decyzji o zaostrzeniu kursu wobec władz okupacyjnych, spodziewając się proklamacji Królestwa Polskiego.

Szerzej o powodach złożenia dymisji z Legionów Komendant rozprawiał z Hranilovicem von Czvetassin. "Określam sytuację w ten sposób - zapisał Komendant w raporcie z 23 VIII 1916 r. - że Legiony znajdują się już obecnie na płaszczyźnie nachylonej i nieuchronnie spadają w dół". Opuścił I Brygadę 2 września i wyjechał do Krakowa. Wkrótce został wezwany do Cieszyna. Rozmawiał z szefem Nachrichtenabteilung AOK 7 lub 8 września. Hranilovic von Czvetassin nastawał na Piłsudskiego, aby zgodził się oddać POW "dla dopełnienia Legionów" do stanu korpusu - odnotowano treść rozmowy w instrukcji dla Sławka. - "Potrzeba 12 000 ludzi, a liczą, że tyle ma POW. Komendant zażądał gwarancji politycznych. Namawiano do cofnięcia zgłoszenia o dymisję. Komendant odmówił". Na koniec wydano "dokument na jazdę do Warszawy taki, który w ogóle byłby wystarczający, ale Komendant zażądał, by się zwrócono do Niemców, czy nie będą czynili przeszkód". Piłsudski wrócił do Krakowa, a następnie wyjechał na odpoczynek do Zakopanego.

Naczelna Komenda Armii wydała 20 września rozkaz o przemianowaniu Legionów w Polski Korpus Posiłkowy, mający liczyć dwie pełne dywizje piechoty. Spodziewano się, że rozporządzenie to zaspokoi aspiracje polskie. Hranilovic von Czvetassin wysłał do Piłsudskiego kpt. Rudolfa Mitzkę, który przyjechał do Zakopanego między 20 a 26 września. Przywiózł ze sobą wiadomość o odmowie władz niemieckich na przyjazd Komendanta do Warszawy. Omówił również sprawę Polskiego Korpusu Posiłkowego, nie wzbudzając jednak większego zainteresowania Komendanta, gdyż rozporządzenie AOK nie gwarantowało narodowego charakteru nowej formacji. "Kpt. Mitzka - odnotował później Świtalski - wyjechał z Zakopanego, ubolewając, że 'pan brygadier Piłsudski jest tak pesymistycznie nastrojony' ". W ślad za Mitzką wysłał Piłsudski do Cieszyna Stachiewicza, który miał się zorientować, na ile wykrystalizowały się ostateczne decyzje AOK. "Płk Hranilovic [von Czvetassin] był w rozmowie z kpt. Stachiewiczem minorowo nastrojony - zapisał dalej Świtalski - skarżył się na trudności ze strony Niemiec, narzekał, że dyplomaci pracują wolno. Oświadczył, że werbunek może być prowadzony tylko w okupacji austriackiej i tymczasowo żadne gwarancje polityczne nie mogą być dane".

W niemieckich kołach wojskowych Piłsudski nie miał najlepszej opinii. Uważano go za "agitatora socjalistycznego" i polityka o skrajnie narodowym charakterze. Beseler już w sierpniu 1916 r. wykluczał możliwość oparcia się w przyszłości o Polską Organizację Wojskową przy formowaniu wojsk ochotniczych, gdyż, jak podkreślał, pomijając sprawę liczebności, skupiała ona "znaczną ilość w najwyższym stopniu niepewnych elementów". Pod koniec sierpnia 1916 r. miał on powiedzieć Adamowi Ronikierowi, wyrażając opinię władz z Berlina: "Pomimo tego, co mówią wasi podżegacze, uważam, że utworzenie armii polskiej teraz nie ma podstaw realnych; mogłaby być mowa tylko o armii ochotniczej. Właściwa armia mogłaby powstać zaledwie w ciągu dwóch lat. (...) Musicie czekać, czekać, bo tego nie można zrobić z dnia na dzień". Obawiano się, że Piłsudski pod pretekstem rekrutacji do polskiego wojska będzie tworzył organizację socjalistyczną. A przecież niemożliwe, ażeby "komendant armii bawił się w agitację socjalistyczną", mówił założyciel proniemieckiej Ligi Narodowości Uciskanych przez Rosję, baron kurlandzki Friedrich von Ropp na spotkaniu z Wacławem Sieroszewskim i Witoldem Jodko-Narkiewiczem we wrześniu 1916 r.

Z drugiej strony otwierała się możliwość wykorzystania Piłsudskiego przy tworzeniu armii polskiej. Taką propozycję Jodko-Narkiewicz złożył austriackiemu dowództwu jesienią 1916 r. Siły organizacji przedstawiciel Oddziału Informacyjnego AOK przy Generał Gubernatorstwie w Warszawie, Joseph von Paić, obliczał wówczas na 300 000 członków, mocno przesadzając, nawet po uwzględnieniu zwolenników.

Podanie Piłsudskiego o zwolnienie z Legionów zostało ostatecznie przyjęte 26 września 1916 r. Odpowiedź wręczył Piłsudskiemu kurier z Naczelnej Komendy Armii następnego dnia w Krakowie. Komendę I Brygady objął przejściowo Sosnkowski, któremu rozkazem z 29 września również udzielono dymisji. Dowództwo I Brygady przejął ppłk Marian Januszajtis. Nastał okres burzliwych dyskusji oraz organizowania opinii polskiej wobec planów tworzenia państwa polskiego przez Austro-Węgry i Niemcy.

Wiadomość o przyjęciu dymisji Piłsudskiego wywołała powszechnie konsternację i przygnębienie. Nie spodziewano się, że dojdzie do zwolnienia Komendanta z Legionów. "Dymisję przyjęto - notował Świtalski w dzienniku - gdyż nie mogło AOK zgodzić się na żądania polityczne stawiane przez Komendanta". Piłsudski liczył, że za cenę cofnięcia dymisji uda się wytargować od władz Austro-Węgier i Niemiec pewne koncesje polityczne dla Królestwa Polskiego. "Według mego przekonania - wnioskował Świtalski - najprawdopodobniejsze kondominium, które usuwa zmorę podziału [Królestwa Polskiego - R. Ś.], a w niczym nie wiąże państwa centralne, jak ostatecznie rozwiążą sprawę polską".

Piłsudski po wyjściu z Legionów znalazł się w impasie. Dymisja oznaczała zerwanie z Austrią, dotychczas głównym czynnikiem oparcia dla zwolenników Komendanta. Legiony spełniły swoje zadanie, przestały się liczyć jako atut polityczny. Możliwość manewru miał tym mniejszą, że za decyzją AOK stali Niemcy. Wkrótce Naczelna Komenda Armii zarządziła ścisły nadzór policyjny nad działalnością byłego komendanta I Brygady, "jako nad rewolucjonistą" (26 IX 1916). Takim samym dozorem objęto również Sosnkowskiego. Spodziewano się, że brygadier działać będzie na rzecz niepodległości Polski, "na socjalistycznej podstawie"; obawiano się jego "konspiracyjnego charakteru".

Komendant przewidywał istotnie przejście do konspiracji, w razie negatywnych rozstrzygnięć w sprawie polskiej. Prawdopodobnie liczył się też z możliwością internowania. Znał postanowienia sierpniowej narady wiedeńskiej, dotyczącej utworzenia samodzielnego Królestwa Polskiego. Spodziewał się ich rychłego ogłoszenia. Już w sierpniu 1916 r. Sokolnicki informował Piłsudskiego o stanowisku Niemiec i Austro-Węgier w sprawie polskiej, przedstawionym mu przez hrabiego Juliusa Andrassy. "O pełnej niepodległości nie może być mowy - mówił węgierski mąż stanu - musi nastąpić zbliżenie do Niemiec albo do Austrii". Wstrzymanie realizacji uzgodnionych w Wiedniu planów i konsekwencje przyjęcia dymisji przez władze austriackie postawiły pod znakiem zapytania sens polityczny całej akcji. Błąd przejścia do opozycji był oczywisty. "Wedle mego zdania - pisał nie bez racji Jaworski - Piłsudski czuje, że poniósł klęskę. Chce się wydobyć z niej. Przyjąłby jakiekolwiek generalstwo". Stan niepewności potęgowało odkładanie decyzji Austro-Węgier i Niemiec w sprawie przyszłości Polski.

Wilhelm II, gdy tylko uznał za rzecz nierealną zawarcie pokoju odrębnego z carską Rosją, wzmocnił stanowisko Bethmanna Hollwega. Formułę stosunków w Polsce: "Los von Russland" miała uzupełnić nowa zasada: "Los von Österreich". Skoro zaś okazało się, że koncepcja austro-polska jest nie do przyjęcia dla Niemiec, a jedynym rozwiązaniem jest przyjęcie formuły niemiecko-polskiej, kanclerz chciał użyć ostatecznego argumentu mającego przekonać generałów - sprawę rekruta polskiego. Chociaż był to dla Bethmanna Hollwega tylko argument propagandowy, został on podchwycony przez wojskowych, oceniających wówczas sytuację międzynarodową podobnie jak kanclerz.

Dla władz wojskowych Rzeszy projektowana w Wiedniu proklamacja o utworzeniu państwa polskiego mogła mieć jeden cel: zamierzano tym sposobem wydobyć z Królestwa Polskiego rekruta, który podreperowałby mocno już nadwyrężony potencjał militarny państw centralnych. Mimo niechęci Ludendorffa i Hindenburga do udzielenia Polakom koncesji narodowych, musieli oni zgodzić się w końcu na ustępstwa pod naporem sytuacji militarnej. Jeżeli jednak dla kanclerza wydanie manifestu było tylko fragmentem jego polityki, to dla wojskowych stanowił on cel sam w sobie, a zarazem środek, umożliwiający realizację własnych planów. Nie zajmowały ich reperkusje polityczne tego kroku. Interesowała ich wyłącznie sytuacja na frontach. Później, po zwycięstwie byliby w stanie każdemu podyktować swoje warunki pokoju.

Tymczasem Bethmann Hollweg musiał przełamać opór rządu pruskiego w sprawie realizacji układu niemiecko-austriackiego w sprawie Polski, najważniejszego forum politycznego Rzeszy. Gdy Wilhelmstraße uznało za rzecz nierealną zawarcie pokoju odrębnego z Rosją, zdecydowało się wówczas na poczynienie kroków w kierunku urzeczywistnienia umowy wiedeńskiej. Na posiedzeniu rządu pruskiego w dniu 21 września 1916 r. Bethmann Hollweg postawił problem wydania manifestu w sprawie Kongresówki. Aby zapewnić sobie zgodę ministrów, wysunął kwestię rekruta polskiego, powołując się przy tym na zdanie Hindenburga, Ludendorffa i Beselera. Stanowisko kanclerza wzbudziło jednak wiele zastrzeżeń. Wspólnie z wojskowymi starał się wpłynąć na polityków pruskich, wykorzystując opinię najlepiej zorientowanego, generał-gubernatora warszawskiego.

Beseler przyjechał do Berlina 8 października 1916 r. i w tymże dniu wziął udział w kolejnym posiedzeniu rządu pruskiego. W swoim exposé Beseler uzasadnił konieczność utworzenia państwa polskiego, obok powołania do życia innych państw buforowych oddzielających Niemcy od Rosji, co miało stanowić najlepsze zabezpieczenie wschodnich granic Rzeszy. Przy okazji takie rozwiązanie problemu polskiego wzmocniłoby armię niemiecką dobrym materiałem żołnierskim. Jak przewidywał, Polska mogłaby wystawić w przyszłości dwustutysięczną armię stałą, a na wypadek wojny nawet osiemsettysięczną, odgrywając rolę wysuniętej pozycji Mitteleuropy i przedniej straży armii niemieckiej. Argumenty wojskowe przekonały w końcu rząd pruski, a główny przeciwnik planów kanclerza, minister spraw wewnętrznych Prus, Friedrich Wilhelm von Loebell, uznał, że obowiązuje wola cesarza. Wyraził tym samym zgodę swojego rządu na wydanie manifestu w kwestii przyszłości Polski. Dopiero wówczas stała się możliwa realizacja koncepcji Bethmanna Hollwega. Starano się przy tym zmniejszyć możliwość zagrożenia ze strony przyszłej Polski. Gdyby Niemcy nie były w stanie urzeczywistnić swych dążeń, lub jeśli Polacy zrozumieliby inaczej niż Niemcy zwrot Anschluss an Deutschland, jednym słowem - oceniał Helfferich - "jeśli nie osiągnie się później porozumienia z Polakami, wówczas Niemcy będą miały wolną rękę". Dodatkowym zabezpieczeniem na wypadek konfliktu z Polską miała być konwencja wojskowa, przewidująca bezwzględne podporządkowanie armii polskiej niemieckiemu dowództwu.

Brygadier nie miał złudzeń co do intencji Niemiec i Austro-Węgier, jednakże plany budowy państwa polskiego u boku państw centralnych stanowiły wystarczający punkt zaczepienia dla podjęcia dalszej akcji. "Następuje teraz - pisał Sokolnicki w pierwszych dniach października 1916 r. - ciężki okres zmagania się naszego o prawa narodowe, o prawo do armii i rządu własnego, których nam mocarstwa centralne dotychczas nie chciały przyznać. [...] Celem naszym jest uzyskanie rządu w Królestwie lub co najmniej reprezentacji politycznej, która by była w możności wystawić narodową armię. Piłsudski jako żołnierz, gdyż żołnierzem jest i pozostaje, czeka na moment, w którym rząd czy reprezentacja Królestwa rozkaże mu broń ująć w rękę. Wszystkie więc wysiłki będą skierowane ku uzyskaniu decyzji zbiorowej woli społeczeństwa w Królestwie".

Znowu koniecznością stało się dla Piłsudskiego ściślejsze porozumienie z władzami wojskowymi. Niezbędny był kompromis. Po dwóch latach wojny wciąż nie było podstaw do rozwinięcia szerszej akcji politycznej oraz punktów oparcia dla skutecznego przeciwstawienia władzom okupacyjnym własnego programu politycznego i wojskowego. Piłsudski kontaktował się z przedstawicielami wywiadu Austro-Węgier i Niemiec sam, albo za pośrednictwem swoich zaufanych ludzi przez cały następny okres, do aresztowania w lipcu 1917 r. Rozmowy dotyczyły spraw politycznych Polski. Łącznikiem Komendanta z biurem warszawskim Oddziału Informacyjnego Wojskowego Generał-Gubernatorstwa w Lublinie był Jodko-Narkiewicz. Łączność z Iszkowskim utrzymywał w Lublinie m.in. Świtalski. Kontakty te miały w zasadzie charakter taktyczny, służyły w efekcie grze politycznej wobec Niemiec. Komendant zakładał bowiem wówczas, że już "z Austrią skończone" - jak mówił w instrukcji do jednego z działaczy niepodległościowych - i należało tworzyć nową bazę polityczną. "Gadać będziemy teraz tylko w Warszawie - podkreślał - i tylko na nowych podstawach, i gadać z Niemcami". Komendant kontaktował się osobiście z oficerami Abteilung III B, płk. Wilhelmem Nethe, adiutantem Beselera i szefem sztabu Generał Gubernatorstwa w Warszawie, oraz ppłk. Bulowem-Stolle, przydzielonym do Wojskowego Generał-Gubernatorstwa w Lublinie.

Tymczasem jednak władze okupacyjne nie uwzględniały przy projektach odbudowy państwa polskiego lewicy niepodległościowej. W planach Beselera nie było miejsca dla obozu Piłsudskiego. Politykę w Królestwie zamierzał oprzeć o prawicę i elementy skrajnie aktywistyczne.

Redakcja "Rządu i Wojska" ogłosiła 1 listopada charakterystyczny artykuł - Rycerz czy ciura obozowy? "Stoimy pono - pisano - w przededniu ogłoszenia państwa polskiego. Słysząc o tym, nie wiemy jednak, czy pierwszą, najważniejszą funkcją mającego powstać państwa ma być szybkie i energiczne organizowanie armii polskiej [...]". Lecz, "czy istotnie tak jest, czy istotnie Niemcom tak zależy na tworzeniu dużej, silnej armii polskiej, jakiej my, obóz niepodległościowy, żądamy?" - pytano. "Otóż Niemcy zapewne zgodzą się na rozszerzenie Legionów drogą werbunku na ochotnika, lecz na tworzenie dużej armii polskiej, powstałej w drodze przymusowego poboru ogłoszonego i przeprowadzonego przez rząd Polski, Niemcy zgodzą się jedynie pod presją i parciem ze strony społeczeństwa polskiego. (...) Niemcy, myśląc o ogłoszeniu państwa polskiego mają na względzie przede wszystkim nie stronę militarną, lecz stronę polityczną. (...) A więc należy zbijać bajkę, jakoby Niemcom zależało na silnej, dużej armii polskiej". Konstatacja planów niemieckich była niezwykle celna. Obowiązywał wszakże rozkaz Piłsudskiego z 4 listopada 1916 r. do wszystkich organizacji CKN i POW: "Brać, co dają".

Władze Niemiec i Austro-Węgier zdecydowały wreszcie o ogłoszeniu decyzji sierpniowej konferencji wiedeńskiej. W dniu 5 listopada 1916 r. generał-gubernatorzy, Beseler i Kuk, wydali w imieniu cesarzy, Franciszka Józefa I i Wilhelma II, proklamację, zapowiadającą utworzenie "samodzielnego" państwa polskiego, "z dziedziczną monarchią i konstytucyjnym ustrojem". Z całym naciskiem należy podkreślić, że najgłębszą motywacją wydania aktu 5 listopada nie była chęć uzupełnienia rezerw ludzkich w armiach państw centralnych, jak się utarło przyjmować. Taką ocenę aktu rozpowszechnili przede wszystkim jego autorzy, jak już wspomniano, dla pokonania wewnętrznej opozycji wobec planów odbudowy państwa polskiego. Cel proklamacji był jednoznacznie polityczny. Akt listopadowy tworzył zewnętrzne ramy dla realizacji niemieckich celów politycznych utworzenia buforowego państwa polskiego, wchodzącego w skład Mitteleuropa i jednocześnie włączonego w system państw kresowych uzależnionych od Rzeszy i zabezpieczających jej wschodnią granicę przed Rosją.

Piłsudski poparł ideę aktu 5 listopada 1916 r. Inaczej być nie mogło. Władze okupacyjne nie chciały tolerować konspiracyjnego związku o charakterze narodowo-radykalnym, za jaki uchodziła POW, zwłaszcza, że wzmogły się tendencje irredentystyczne do ziem zaboru austriackiego. Programem politycznym stawała się obecnie koncepcja przyłączenia Galicji do Królestwa. Liczono, że Ententa poprze te dążenia. W Nachrichtenabteilung AOK nie łudzono się co do charakteru poczynań lewicy, choć stanowisko Piłsudskiego w związku z proklamacją Królestwa Polskiego na razie nie budziło zastrzeżeń. Przejście do jawnej opozycji, w nowej sytuacji politycznej, oznaczałoby zdradę stanu. Pozycja Komendanta wzrosła, ale jego zależność od państw centralnych musiała być utrzymana. Nie można było brać poważnie prób nawiązania z nim kontaktu przez wywiad rosyjski, za pośrednictwem wysłanników Witolda Gorczyńskiego, organizatora legionów po stronie rosyjskiej frontu. Dymisję Piłsudskiego komentowano w Rosji jako objaw zachwiania się jego dotychczasowych ideałów. Piłsudski "zawiedziony i obrażony przez armię austriacką, ma prawo pomyśleć o innych możliwościach rozwiązania sprawy polskiej", mówił w końcu października 1916 r. jeden z emisariuszy politycznych do przedstawiciela NKN w Sztokholmie, Stanisława Wędkiewicza.

Wojskowa formuła aktu listopadowego okazała się bardzo wygodna dla strony polskiej. Pozwalała ominąć kwestie polityczne i skoncentrować się na sprawie wojska. Przede wszystkim skorzystał z tego Piłsudski. Formalnie cele były zbieżne, idea armii polskiej trafiła wreszcie do najwyższych władz Niemiec i Austro-Węgier. Wcześniej czy później wojsko polskie, jako jeden z atrybutów państwa, musiało powstać. Była więc podstawa do współpracy, chociaż różniły się jej cele polityczne. Należało tylko określić jej charakter i spowodować urzeczywistnienie "listopadowych" obietnic, ale przy czynnym udziale lewicy niepodległościowej.

Piłsudski słusznie podejrzewał, że zwłokę we wprowadzeniu w życie uchwał wiedeńskich spowodowały starania niemieckie o separatystyczny pokój z Rosją, w myśl zasady: "Pokój odrębny na Wschodzie - pokój zwycięski na Zachodzie". Ostatecznie akt z 5 listopada 1916 r. uniemożliwił dalsze rokowania pokojowe z Rosją. Politycy rosyjscy byli głęboko oburzeni, że Niemcy porzuciły linię antypolską, na której opierało się Święte Przymierze. W programie urządzenia wschodu Europy przez Niemcy słusznie dostrzegali bezpośrednie zagrożenie dla Rosji.

Obóz niepodległościowy przyjął akt 5 listopada jako realny fakt polityczny pozwalający przystąpić do budowy państwa polskiego jeszcze w czasie wojny. Przedstawiał on wartość o tyle, o ile dawał możliwość tworzenia wojska. Kwestie polityczne odsuwano na dalszy plan i faktu tego nawet nie ukrywano przed autorami manifestu. Zdecydowano się ujawnić cały ruch niepodległościowy. Centralny Komitet Narodowy oraz podległe mu organizacje (Wydział Narodowy Lubelski, Rada Okręgowa Ziemi Kieleckiej, Wydział Narodowy Radomski) przystąpiły do pracy jako instytucje jawne. Postawiono natychmiast żądania: rząd tymczasowy i armia pod dowództwem Piłsudskiego.

Centralny Komitet Narodowy wykazywał gotowość obozu niepodległościowego do podjęcia inicjatywy austriacko-niemieckiej. POW miała demonstrować siłę oraz możliwość utworzenia armii polskiej do walki z Rosją. "Jest w tym [akcie listopadowym - R. Ś.] nieubłagana logika faktów - pisano w "Rządzie i Wojsku" o podstawach porozumienia polsko-niemieckiego. - Jest stwierdzenie odwiecznej zasady, że wszelki sojusz jest przymierzem dwóch wrogów przeciwko trzeciemu, który życiu ich obydwóch zagraża. [...] Niczego się nie wyrzekając, niczego nie przekreślając, musimy uznać i stwierdzić, że na wschodnich granicach stoi nasz wróg nieprzejednany, najgorszy, najniebezpieczniejszy, że tam nasze najwyższe niebezpieczeństwo, tam nasza przyszłość i rozkwit. W walce tej, w walce, gdzie przegrana śmiercią zagraża, oprzeć się musimy plecami o zachód. [...] Szaleństwem bowiem byłoby, uznając Rosję za wroga głównego, wytaczać jednocześnie wojnę Niemcom". Jednakże Niemcy "muszą się liczyć z Polską. Trzeba twardo stanąć na straży narodowego honoru, trzeba nie mniej stanowczo uchylać wszelkie zakusy spychania nas na stanowisko niegodne naszego narodu". W przeciwnym razie - konkludowano - należałoby przy wszelkich wątpliwościach przede wszystkim pamiętać, że powstać mogła Polska jedynie przy pomocy Niemiec, że co większa, przez czas dłuższy tylko przy ich pomocy będzie mogła się oprzeć czyhającej na zewnątrz zagładzie, że poza tym tyle praw zdobędziemy, tyle szacunku doznamy, ile cię potrafimy z niezłomną stanowczością domagać".

Przede wszystkim domagano się utworzenia armii. Proklamacja przyniosła "oczekiwane, a przez obóz nasz od dawna przewidziane zasadnicze rozstrzygnięcie sprawy polskiej" - głosiła instrukcja Komendy Naczelnej POW z 13 listopada 1916 r. I dalej: "Wiemy już dziś, że nie tylko pod panowanie Rosji Polska nie wróci, lecz żadna inna zależność państwowa jej nie grozi. Wiemy, że na straży zdobytej nareszcie niepodległości stanie własny rząd i własna armia. W całej rozciągłości i bez straty czasu należy wyzyskiwać możność pracy państwowotwórczej". Tak więc dotychczasowa taktyka organizacji, która "wytrzymała bez załamań i kryzysów tyle zmian i wstrząśnień natury politycznej i wojennej, obecnie nie wymaga jeszcze zasadniczej rewizji". Taktykę tę najlepiej określił Sokolnicki, analizując wpływ czynnika polskiego na genezę aktu 5 listopada: "Maksymalizm dążeń wraz z jednoczesnym wyzyskiwaniem wszystkich pozytywnych osiągnięć. 'Móc to, czego się chce' ".

Prowadzoną od kilku miesięcy akcję, mającą wykazać okupantom, że bez Piłsudskiego nie stworzą armii polskiej, należało więc uzupełnić -jak głosiła instrukcja Komendanta z 14 listopada 1916 r. - wymuszeniem wpływu na "konstytuujące się rządy polskie i wojsko". Jednocześnie należało przeciwdziałać planom tworzenia wojska pod kierownictwem niemieckim. "Polacy! - wzywano w jednej z odezw POW z listopada-grudnia 1916 r. - Na każdym kroku domagajcie się głośno opartego o lud rządu narodowego i Józefa Piłsudskiego na wodza armii polskiej. Nie masz wojska bez rządu! Nie masz werbunku bez jego rozkazu! Gotowość swą okażcie wstępując do Polskiej Organizacji Wojskowej. Niech żyje rząd, armia i komendant Piłsudski".

Były to oczywiście hasła propagandowe, obliczone na "rozkołysanie nastroju". W związku z tym Juliusz Poniatowski pytał Piłsudskiego: "Czy pozwolić sobie na kategoryczne wypowiadanie się, że żadnych formacji ochotniczych i żadnych półśrodków? Dotychczas ograniczaliśmy się na stwierdzeniu, że dążymy do normalnej z poboru przez rząd tworzonej armii, ale nie wdawaliśmy się celowo w żadne poruszanie możliwości lub wykluczanie wszelkich form przejściowych". W ten sposób kwestia ewentualnego porozumienia z władzami okupacyjnymi w sprawie wojska była ciągle otwarta.

Okazję do przełamania niechętnych Piłsudskiemu i obozowi niepodległościowemu nastrojów dały pertraktacje nad powołaniem Tymczasowej Rady Stanu. Z pomocą przyszli Austriacy. "Głośnego wołania lewicy o bohatera narodowego i trybuna ludu, Piłsudskiego, nie można było pominąć", zapisał w swym pamiętniku szef sztabu Wojskowego Generał-Gubernatorstwa w Lublinie, Arthur Hausner. I dalej: "W Generał-Gubernatorstwie zdano sobie wkrótce sprawę, że Rada Stanu, jeśli ma mieć w narodzie znaczenie, bez tego człowieka jest nie do pomyślenia". Conrad von Hötzendorf zniósł 22 listopada ścisły nadzór Piłsudskiego i Sosnkowskiego, "a to -jak pisał - w związku z sytuacją polityczną, zmienioną przez proklamowanie Królestwa Polskiego oraz ze względu na wykazywaną dotąd przez pana Piłsudskiego bez zarzutu i lojalną postawę". Dodawał jednak: "Należy donieść niezwłocznie o możliwych oznakach zmiany postawy wymienionych osób, względnie o oznakach bardziej ożywionej ich działalności politycznej".

Wychodząc naprzeciw tym oczekiwaniom. Komendant zaproszony do Lublina 27-29 listopada 1916 r. zaprezentował swój punkt widzenia na sprawę budowy państwa, a w szczególności wojska. "W Lublinie na dworcu oczekiwał na 'Ziuka' samochód - relacjonował Sławek. - Wieczorem tego dnia [27 XI 1916] odbyła się długa konferencja 'Z[iuka]' z [Karlem] Kukiem, [Jerzym] Madeyskim, [Ottonem O'Caroll] Hoenningiem, [Arthurem Hausnerem], szefem sztabu Kuka, i całym dygnitarstwem". Utworzenie armii polskiej uważał Piłsudski za konieczne, z tym, że ogłoszenie powszechnej rekrutacji będzie, jego zdaniem, tak długo przedwczesne, jak długo Polska nie otrzyma własnych państwowych instytucji. W tych warunkach należy dążyć do dobrowolnego werbunku. Jednakże Polacy nigdy nie zgodzą się wstępować do armii, która nie będzie miała swej genezy wyłącznie w inicjatywie swojego narodu, a werbunek w dotychczasowej formie nie da żadnych rezultatów, dopóki sprawy wojska nie weźmie w ręce powstały na drodze wyborów narodowy rząd polski. Alternatywą istniejącego systemu werbunkowego miał być zaciąg pośredni, poprzez różnego rodzaju związki o charakterze sportowo-wojskowym, a więc przede wszystkim POW.

Kwestii tych Piłsudski nie stawiał zdecydowanie i bezkompromisowo, jak czyniła to propaganda obozu. Chciał osiągnąć porozumienie z władzami okupacyjnymi. Nie rozstrzygał więc sprawy zależności przyszłej armii. Napomknął tylko dwuznacznie: "Zamierzone przyłączenie przyszłej armii do wojska niemieckiego wywołuje szczególnie daleko idące zastrzeżenia, choć każdy musi przyznać niemieckiej organizacji i niemieckiemu żołnierzowi ich wartość". W podobny sposób wypowiedział się co do roli, jaką chciałby odegrać przy organizowaniu wojska - gotów był współdziałać z władzami okupacyjnymi, ale "gdy mu będzie umożliwione zastosowanie jego systemu". Zjednać Austriaków miało również poparcie kandydatury arcyksięcia Stefana na regenta oraz zastrzeżenie ewentualnego powołania do Rady Stanu ze strony austriackiej, nie niemieckiej. Dałoby mu to lepszą pozycję przetargową wobec Niemiec, ale tego oczywiście nie mówił.

Stanowisko brygadiera spotkało się z przychylnym przyjęciem władz austriackich. "Wrażenie, jakie na nas wywarł, było silne - zapisał później Hausner. - Człowiek, który prowadził jednakowo bezwzględną walkę o niepodległość Polski przeciwko Rosji, Niemcom i Austrii", okazał się jednak "wytrawnym partnerem politycznym". Podobnego zdania był dr Erich Schultze, komisarz policji politycznej i szef kontrwywiadu niemieckiego przy Generał-Gubernatorstwie Warszawskim. "Piłsudski jest niezbędny - mówił sekretarzowi CKN, Arturowi Śliwińskiemu, 4 XII 1916 r. Piłsudskiego Niemcy bali się, a jednak chcieli wykorzystać jego zdeklarowanie się do współpracy. Generał-gubernator myślał raczej o spożytkowaniu Komendanta przy tworzeniu armii polskiej, niż w powierzeniu mu funkcji politycznej. Toteż postanowienie strony austriackiej odsunięcia go od spraw wojska i wprowadzenie go do Tymczasowej Rady Stanu wprawiło Beselera w zakłopotanie.

Beseler widział w Piłsudskim patriotę i wielkiego organizatora, ale nie chciał go postawić na czele wojska. W przemówieniu 5 grudnia 1916 r. dał wyraźnie do zrozumienia politykom polskim, że POW przy budowie armii Królestwa Polskiego nie odegra tej roli, jaką jej chciał przypisać. Tylko w jednym, z różnych co prawda powodów, zgadzał się z Komendantem, odstępując od propagowanej dotychczas przez czynniki rządowe Niemiec idei budowy wielkiej armii polskiej. "Wojsko, które tworzycie obecnie - mówił - nie może być wielkie, musi z konieczności, jako ochotnicze, mieć szczupłe rozmiary. Winno jednak być silnym rdzeniem, który da wam podstawę dla późniejszego stworzenia armii narodowej". Organizacją wojska mieli się zająć Niemcy, "stopniowo" i "krok za krokiem", aż możliwy będzie normalny pobór. "Nie oddawajcie się iluzjom i utopiom - rozwiewał ostatecznie złudzenia co do intencji niemieckich - tylko stańcie na gruncie rzeczywistości, powiedzmy nawet, twardej rzeczywistości, co nam dała chwilowo władzę w tym kraju, której nie mamy zamiaru z rąk wypuścić, dopóki nie załatwimy się z naszymi wrogami". Także Polacy, według generał-gubernatora warszawskiego, mieli wybór: przystąpić do współpracy z Niemcami nad budową państwa polskiego, bądź odrzucić ją. Jeżeli jednak wybór padnie na ostatnią ewentualność, wówczas Niemcom nie pozostanie nic innego, "jak odpowiedzieć: Dobrze, nie jesteśmy odpowiedzialni za waszą przyszłość. Zarządzając tym krajem, będziemy tak postępowali, jak to nam przypisuje obowiązek, wymaganie naszego bezpieczeństwa i nakazy ludzkości". Było to swoiście wyrażone ultimatum.

Tego samego dnia Wieniawa-Długoszowski wręczył Beselerowi memoriał Piłsudskiego w sprawie warunków rekrutacji do armii polskiej, datowany 2 XII 1916 r. z Lublina. Komendant wypowiadał się przeciwko obowiązującemu systemowi werbunkowemu, który nie odpowiadał warunkom polskim. "Polacy nie są zorganizowanym narodem - przekonywał - który można przekonać i kierować drogą rozumową, via Vernuft [rozsądek]. Jest to kupa lotnego piasku, który porusza się dopiero wtedy, gdy się umiejętnie wytworzy wiatr silny w odpowiednim kierunku. [...] Wszystko zależy teraz od tego, czy się potrafi, wykorzystując fakt 5 listopada, wytworzyć umiejętnie silny wiatr, który popędzi nastrojony polski naród do spraw wojskowych i uczyni wojsko i służbę w wojsku popularnymi w umysłach i sercach". W rezultacie Beseler przesłał 8 grudnia zaproszenie dla Piłsudskiego na rozmowę do Belwederu.

Analogiczny memoriał otrzymał Kuk w Lublinie. Piłsudski miał okazję bliżej przedstawić wyłożone w piśmie racje, przebywając w Lublinie od 9 do 11 grudnia, skąd następnie wyjechał do Warszawy. Komendant - notował później Jaworski - "rozwinął przed Kukiem i Madeyskim plan utworzenia armii w drodze konspiracyjnej. Uznali to za niemożliwe. Nie umieli z nim pertraktować, nie oni bowiem jemu, ale on im stawiał warunki". Omawiany przez Piłsudskiego memoriał wywarł niekorzystne wrażenie. "Sztab lubelski - zapisał potem Alfred Wysocki, uczestnik konferencji z ramienia generał-gubernatora - dopatrzył się w nim sabotażu właściwej myśli stworzenia armii polskiej, krytykował także zasadę, aby podstawą jej stały się Legiony zasilane werbowanym wyłącznie przez władze legionowe rekrutem. Ale cel został osiągnięty - dodawał od siebie. - Komendantowi zależało na przewlekaniu sprawy armii, póki podstawy jej istnienia i sytuacja polityczna nie zostaną najdokładniej uzgodnione". Wszelkie propozycje współpracy, jako wojskowy, odrzucał; nie mógł pracować w systemie nie obiecującym powodzenia. Oczywiście nadal występował przeciwko systemowi werbunkowemu Departamentu Wojskowego NKN, przeciwstawiając akcji Sikorskiego swoją POW.

Częściową odpowiedź na mowę Beselera, a także zapytanie Poniatowskiego stanowił artykuł "Rządu i Wojska" z 10 grudnia o sprawie wojska polskiego. "Żądamy armii własnej jako wyrazu siły narodu polskiego. [... ] Taką armią może być tylko armia z poboru. Żadne, nawet najgorsze ochotnicze porywy potrzebie tej nie sprostają. [...] Nie na powstania dziś czas, lecz na to, by powołać naród pod broń. (...) To są nasze idealne żądania co do armii polskiej. Oczywiście mówić o ideałach dziś w Polsce, która pod tyloma względami jest zaprzeczeniem tego, co byśmy w niej widzieć chcieli, byłoby naigrywaniem się. (...) Trzeba sobie uprzytomnić, że z wielu dążeń odstąpić musimy na razie po prostu dla dalszej bezsiły, że w wielu wypadkach nasz doraźny, ale chwilowo najwyższy interes doprowadza nas do wniosków zgoła odmiennych". Przede wszystkim "nie jesteśmy dziś w stanie powołać armii z poboru". Stąd "konieczność poprzestania na razie na armii ochotniczej", która "będzie musiała się oprzeć w samych początkach swego istnienia na czynnej i realnej pomocy państw centralnych". Gdyż "armię trzeba tworzyć natychmiast" - wnioskowano. "Nikt nie potrafi określić, kiedy wojna zacznie się chylić ku końcowi. To pewne wszakże, że koniec wojny może przyjść równie niespodziewanie, jak przyszedł początek". Toteż "mogłoby się stać, że w chwili określania granic i ustroju Polski nazbyt lekko zaważyłby na szali argument ważki, argument czynu polskiego".

Tworzenie Tymczasowej Rady Stanu Piłsudski przyjął z aprobatą. Upatrywał w niej zawiązek rządu polskiego, jeśli władze okupacyjne zapewnią: 1.) całkowite uniezależnienie powstającego wojska i 2.) uruchomienia polskiego przemysłu zbrojeniowego oraz 3.) zniesienia podziału Królestwa na dwie strefy okupacyjne. Formowanie armii rozkładał na dwa etapy - początkowo przez werbunek, a później przez normalny pobór. Widać, że warunki podjęcia współpracy nie były już tak kategoryczne.

POW tymczasem potrafiła skutecznie zorganizować protest społeczeństwa przeciw niemieckim projektom tworzenia armii polskiej. Akcję werbunkową sparaliżowano. Alternatywą miał być werbunek do POW, "zanim rząd narodowy powoła do wojska polskiego". Żądanie ochrony prawnej POW musiało mieć mocniejsze podstawy. Niemiecka policja polowa ostrzegała wprost o możliwości internowania jej przywódców, jeśli POW się "nie uspokoi". Również Gerhard Mutius, prowadzący w imieniu niemieckich władz okupacyjnych nieoficjalne rokowania z lewicą niepodległościową, m.in. udziału Piłsudskiego w Radzie Stanu, nie ukrywał swojej dezaprobaty dla POW. Przedstawiciel Urzędu Spraw Zagranicznych Rzeszy przy Generał-Gubernatorstwie Warszawskim, a jednocześnie referent polityczny w jego wydziale cywilnym, na spotkaniu z Sokolnickim w dniu 6 grudnia postawił jednoznaczne pytanie, co stanie się z organizacją po ewentualnym wejściu Piłsudskiego do TRS, "bo przecież - uzasadniał - nie jest możliwe, żeby obok wojska istniała jakaś instytucja - ni to wojsko politykujące, ni to partia wojskowa".

Wychodzenie różnych enuncjacji w odpowiedzi na akt listopadowy powodowały dezorientację w obozie lewicy niepodległościowej. Strategia mieszała się z taktyką. "Wszyscy dużo gadają - pisał Sokolnicki w liście do Piłsudskiego z 21 XI 1916 r. - a nikt nie wie, czego chce, Wy zaś milczycie i nie kompromitujecie się, tak, że wszyscy z pewnym niepokojem, ze strachem, czy nadzieją zaczynają spoglądać ku Wam". Jednak - pisał w innym miejscu - "mamy tutaj [w Warszawie - R. Ś.] wszyscy wrażenie, iż struna jest już napięta do ostatnich granic. [...] Wiem, iż celowo i skutecznie strunę naciągnęliśmy, ale wydaje mi się - przekonywał - iż teraz, a nie później, należy uchwycić moment decydujący pociągnięcia dla pozytywnego charakteru".

Takie postawienie sprawy było nie do przyjęcia dla władz okupacyjnych. W ten sposób polityka Beselera uległa zachwianiu, w związku z negatywnym, w rozumieniu niemieckim, przyjęciem aktu listopadowego przez społeczeństwo polskie, do czego walnie miał się przyczynić obóz niepodległościowy poprzez swoją negatywną propagandę werbunkową. "Oczywiście - pisał kilka miesięcy później Schultze - że nawet i wówczas nie można było mówić o jakiejś wyraźnej sympatii dla Niemców w kołach POW, jednakże jej demonstracja uliczna ze Sztandarami i plakatami, wzywającymi do walki z Rosją, odbijała się korzystnie i obiecująco od dotychczasowej postawy ludności, zwłaszcza, że można było liczyć na POW przy tworzeniu armii polskiej".

Beseler odbierał takie działania jako sabotaż polityczny, ale nie cofnął swojej zgody na przyjazd Piłsudskiego do Warszawy. Generał-gubernator warszawski nie wykluczał wówczas aresztowania Piłsudskiego, który "mógłby nadużyć swego stanowiska na czele POW, aby powstać przeciwko niemieckiej władzy okupacyjnej". Na razie zajął postawę wyczekującą. "Ten nie pozbawiony zdolności - pisał Beseler o Piłsudskim w grudniu 1916 r. -  osobiście z pewnością dzielny, lecz krnąbrny i z pewnością bardzo daleki od poważnej wiedzy wojskowej dyletant i demagog wywiera wprost hipnotyzujący wpływ na bliskie mu koła i wyłonione z nich organizacje i jako twórca Legionów [Polskich] podziwiany i czczony jest jak narodowy święty. [...] Zważywszy na ślepe posłuszeństwo jego zwolenników celowy byłby wysiłek pozyskania go, lecz wątpię w powodzenie. (...) Piłsudski wierzy, albo wmawia sobie, że jest przywódcą i zbawcą narodu, a zwłaszcza właściwym dowódcą wojska. Dlatego uważa za błędne [to], co robią inni i zabrania swoim stronnikom, by szli za wezwaniem innych, tzn. naszym wezwaniem. Ponieważ jesteśmy obecnie bez wszelkiej wątpliwości prawowitymi władcami kraju, takie stanowisko, ściśle biorąc, ma cechę zdrady stanu; wobec ciągle zagmatwanych tutaj stosunków pozostawiam na razie sprawę w spokoju i muszę wpierw zobaczyć, jak się sprawy dalej rozwiną". Beseler zastrzegł więc sobie możność pociągnięcia "niepokornego" Piłsudskiego do odpowiedzialności. Na razie chwila po temu jeszcze nie nadeszła.

Sytuacja Piłsudskiego stała się znów krytyczna, mimo zapewnień władz okupacyjnych, że gotowe są współpracować z nim i z CKN. Trudno powiedzieć, na ile Beseler przewidywał nieuchronność nadejścia kryzysu w stosunkach z lewicą, ale już wówczas dała o sobie znać skłonność generał-gubernatora do rozwiązania każdego konfliktu, stanowiącego zagrożenie dla niemieckiego panowania na Wschodzie, w starym stylu pruskiej polityki siły. Beseler postanowił nie sprzeciwiać się planom austriackim wciągnięcia Piłsudskiego do tworzącej sią Tymczasowej Rady Stanu, ciągle licząc, podobnie jak Austriacy, na pomoc brygadiera przy budowie armii polskiej, jak również nie stawiać przeszkód w rozwoju POW.

Komendant przyjechał do Warszawy 12 grudnia. Otwierały się przed nim możliwości dalszej "licytacji" sprawy przyszłości Królestwa Polskiego. Sądził, że wojna tak prędko się nie skończy. Uważał, że jeśli w najbliższym czasie nie dojdzie do zawarcia pokoju, "a tego pokoju nie będzie" - mówił Jędrzejowi Moraczewskiemu 21 XII 1916 r. i Kazimierzowi Świtalskiemu - "sprawa polska zacznie być dalej śrubowana. Przyjdzie wtedy kolej albo na Litwę albo na Galicję".

Spotkanie Beselera z Piłsudskim odbyło się 13 grudnia 1916 r. Rozmowa "nie zadowoliła stron obu" - zapisano w jednym z raportów politycznych NKN z Warszawy. Beseler miał zadać wiele pytań, na które Piłsudski miał dawać wymijające odpowiedzi. Generał-gubernator nie akceptował roli, jaką Komendant chciał odgrywać w sprawie polskiej - "jedynego człowieka", który "ma coś do zrobienia i do powiedzenia".

Plany Piłsudskiego były całkowicie przeciwne zamierzeniom Beselera tworzenia armii polskiej poza projektowaną Radą Stanu. Nie myślał oczywiście odrzucać propozycji austriackiej wejścia do TRS, ale zamierzał wszystkie sprawy wojska skupić właśnie w Radzie, oczywiście pod swoim kierownictwem, przeciwstawiając się dążeniom zwolenników Austro-Węgier do przejęcia władzy w swoje ręce. Liczył, że da mu to lepszą pozycję przetargową wobec Niemiec.

Każda inna decyzja mogłaby rozbić szeregi POW, gotowej wyjść z podziemia i zaciągnąć się do mającego powstać "niemieckiego" wojska. "Cielęcy zachwyt z powodu aktu 5 listopada, z powodu możności tworzenia tzw. wojska i rządu polskiego, był tak olbrzymi - wspominał później - że zaraził ogromną ilość młodzieży polskiej; widziałem i czułem, że jeżeli ja sam tam nie będę, nikt próby tej nie wytrzyma. Z góry byłem wówczas na to przygotowany, że to jest grą na przegraną; ani na chwilę nie miałem wątpliwości, że cokolwiek zasadniczo się zmieni. Wobec tego grałem na przegraną tę grę, ażeby wygrać inną".

Wynikała stąd korzystna ocena TRS, jako instytucji mającej reprezentować interes Polski wobec państw centralnych i zastępującej chwilowo jej organ rządowy. "Nie wydaje mi się jednak, aby te kompetencje były znów tak wąskie - pisał w związku z tym Sokolnicki w liście do Piłsudskiego, oceniając zakres uprawnień i działania Rady. - Współdziałanie przy tworzeniu dalszych urządzeń państwowych; wnioski i projekty w sprawach krajowych - to pełna inicjatywa prawodawcza we wszystkich dziedzinach państwowych; współdziałanie z naczelnym komendantem [wojsk mocarstw] sprzymierzonych - to faktycznie ministerium wojny" i droga do układu "zupełnie analogicznego do stosunku Poniatowskiego do Napoleona. Wydaje mi się - kończył swój wywód - iż właśnie ogólnikowość i nieokreśloność tych kompetencji przedstawia ich główną wartość. Silny człowiek zrobi z tego rząd. "Wasze wejście do R[ady] St[anu] jest przeto faktem rozstrzygającym - i to nie o polityczno-ideowym albo popularnym charakterze tego zgromadzenia -    ale o charakterze rządu lub dalszego bezrządu w Polsce".

Tą właśnie drogą, stopniowego rozszerzania kompetencji Rady Stanu, z wykorzystaniem istniejących warunków dla realizacji celów podstawowych, zdecydował się pójść Komendant. Sądził, że uda się przeciwstawić okupantom jednolitą wolę powoływanej reprezentacji, która dysponowałaby odpowiednio dużym i silnym zapleczem. "R[ada] St[anu], nie mająca w swoim ręku władzy administracyjnej, a co za tym idzie, nie mogąca siłą nakazać posłuchu dla swoich zarządzeń - relacjonował Sławek koncepcję brygadiera - musi się opierać o siłę narodową, która tylko wtedy ma znaczenie wystarczające, gdy obejmie wszystkie grupy".

Udział Piłsudskiego w Radzie wiązał politycznie najsilniejszy obóz Królestwa. Co prawda nie udało się Komendantowi przyciągnąć ugrupowanie "pasywistów", zrzeszonych w Międzypartyjnym Kole Politycznym. Uszczupliło to możliwość manewru na przyszłość, za to umożliwiało swobodne prowadzenie sprawy wojska. Zresztą Piłsudskiemu bardziej chodziło o nowe elementy oparcia dla swej polityki wobec władz okupacyjnych, niż rzeczywiste zbliżenie z pasywistami - poprzez MKP szukał dróg do kontaktu z mocarstwami zachodnimi. Nie łudził się, że dojdzie do sojuszu z prawicą, skoro konsekwentnie podtrzymywała ona swoje negatywne stanowisko wobec sprawy wojska. Poza tym, do konsolidacji skłaniał wzgląd na Beselera, dążącego do wciągnięcia pasywistów do współpracy. Obecnie odpadł i ten argument, wobec negatywnego stanowiska Narodowej Demokracji w związku z proklamacją Królestwa Polskiego. Przywódcy endecji zarzucili wprawdzie hasło Polski zjednoczonej i autonomicznej pod berłem rosyjskim, a idea niepodległości Polski miała wielu zwolenników i wśród pasywistów, ale kierownictwo obozu stało niewzruszone na dawnych pozycjach opozycji wobec państw centralnych i oparcia dalszych działań politycznych na koalicji.

Miejsce prawicy mogła zająć lewica. W jej zamysłach TRS miała stać się narzędziem walki o realizację postulatów niepodległościowych zgodnie z koncepcjami przywódcy, przewidującego dla siebie i swoich zwolenników rolę pierwszoplanową przy budowie wojska, a później przy powoływaniu rządu. "Raz jeszcze pójdę na drogę kompromisu, tym razem z Niemcami - mówił brygadier Władysławowi Baranowskiemu w grudniu 1916 r. - Ale na układach jasnych i wyraźnych: wojsko i werbunek choćby jak najszerszy, ale wojsko i rząd polski, któremu żołnierz nasz będzie podległy. Z tym postulatem idę do Rady Stanu. I gdy to uzyskam - kończył - wrócę do wojska, gdyż przede wszystkim jestem żołnierzem".

W tym czasie w CKN przeważył pogląd, że odbudowa państwa rozłożona być musi na etapy, TRS zaś może stać się pierwszym zarodkiem rządu. W oparciu o nią należy tworzyć siłę zbrojną, mogącą umocnić pozycję Polski w stosunkach z okupantami i szerzej, na arenie międzynarodowej, także na ziemiach za Bugiem i Niemnem, a w perspektywie, wywalczyć Polsce niepodległość i zatrzymać inwazję ze wschodu, możliwą, a nawet nieuniknioną po klęsce Niemiec.

Skomplikowała się natomiast sytuacja Polskiej Organizacji Wojskowej. Wprawdzie Piłsudskiemu udało się osiągnąć dla swych podwładnych "życzliwą neutralność" władz okupacyjnych, jednakże POW w dotychczasowej formie nie mogła już istnieć; ujawnienie nie było pełne, w zasadzie obejmowało tylko nazwę organizacji, ale Piłsudski zdecydował się kontynuować jej działalność w oparciu o akt listopadowy. Rezygnował z przewidywanego być może przeformowania POW w Polski Związek Wojskowy. "Czy [Niemcy - R. Ś.] zgodzą się zachować POW i w jakiej formie, czy też będą chcieli wsadzić do ula lub przemocą do wojska - zadawał sobie pytanie Sławek - najbliższa przyszłość pokaże".

W tej sytuacji Piłsudski wystąpił z oficjalnym pismem do Beselera, prezentując swoje stanowisko w sprawie armii polskiej (26 XII 1916). Przedstawiony generał-gubernatorowi elaborat traktował jako program działania na przyszłość, który spodziewał się urzeczywistnić w oparciu o TRS. Mobilizacja, zdaniem Komendanta, powinna być oparta o Legiony, podporządkowane Tymczasowej Radzie Stanu, oraz o POW, z pominięciem Departamentu Wojskowego NKN. Samodzielność i polskość wojska zabezpieczałby Piłsudski przez przyznane mu decydujące stanowisko w armii polskiej, a pełna realizacja przedstawionych postulatów pozwoliłaby powrócić do koncepcji, którą Komendant usiłował zrealizować w 1914 r. W "tych sprawach" odbył również "wielogodzinną rozmowę" - jak sam odnotował 25 VII 1918 r. -  z ppłk. von Bulowem-Stolle w Lublinie.

Memoriał Piłsudskiego nie był więc receptą na szybką organizację wojska. Wręcz przeciwnie, odkładał budowę armii na przyszłość. Taką receptą mógł być memoriał Sikorskiego, ale szef Departamentu Wojskowego NKN nie dysponował wpływami brygadiera i nie było odpowiedniego nastroju i poparcia społeczeństwa Królestwa Polskiego dla żadnego programu wojskowego. Piłsudskiemu chodziło o stworzenie warunków, umożliwiających szybką mobilizację armii narodowej w przyszłości, najlepiej poza aparatem administracyjno-wojskowym okupantów. Stąd akcentowanie roli okresu przejściowego i dążenie do utrzymania POW.

Urzeczywistnienie aktu 5 listopada w formie, jaką proponował Beseler, nie pozwalało bowiem na natychmiastowe formowanie wojska. Społeczeństwo, w podstawowej masie pasywne, dalekie było od akceptacji ideologii ruchu niepodległościowego, reprezentowanego przez Piłsudskiego. Komendant realnie oceniał niechęć mieszkańców Królestwa do tworzenia wojska na dotychczasowych zasadach zależności od czynników obcych. "Ostatnie 150 lat naszej historii sprawiło - pisał ówcześnie Filipowicz - że wola do niepodległości mogła przetrwać jedynie w formie buntu". A "nasze dążenia żyły i czekały tylko sposobnej chwili przejawienia się. [...] Warunkiem, którego spełnienie przed reprezentantami polskiej irredenty otwierało najwyższe stanowisko w narodzie, była umiejętność przekucia energii, występującej dotychczas jako polski bunt, w zorganizowaną siłę polskiego rządu, w posłuch prawu i prawowitej władzy". Realizacja programu wojskowego, jako pochodna warunków politycznych, zależała teraz od tego, czy uda się Tymczasowej Radzie Stanu osiągnąć możliwość współrządzenia z władzami okupacyjnymi.

Zasadniczym motywem działania wszystkich ugrupowań nastawionych na politykę czynną wobec Niemiec i Austro-Węgier stała się możność budowania podstaw państwowości. To główne obecnie zadanie różnie było rozumiane w obozie aktywistów, ale cele były wspólne. Przystąpiono do pracy nad budową państwa, w tym przeświadczeniu, że co się zrobi, będzie zrobione, co się zdobędzie, będzie zdobyte, co się zbuduje, pozostanie. Ta część obozu, która grupowała elementy niepodległościowe, nie chciała przy tym dopuścić do ostatecznego rozwiązania sprawy polskiej w umowach z okupantami. Jakkolwiek powszechne było przekonanie o ich nieszczerości, a nawet przewrotności, to jednak, z obawy, by na wypadek wygranej wojny przez Rosję nie wpaść znowu pod jej jarzmo, a w razie nierozegranej, na co się zanosiło, nie być zdanym na łaskę i niełaskę trzech zaborców, przyjmowano propozycję austriacko-niemiecką rachując, że zorganizowane państwo pozostać musi. Przystąpienie przez władze okupacyjne do realizacji aktu 5 listopada nie mogło pozostać bez znaczenia dla dalszej polityki Austro-Węgier i Niemiec w Królestwie Polskim. "Ten krok - wspominał potem Helfferich - nie mogący być już cofniętym, a objaśniony przez gen. v[on] Beselera koniecznością przygotowania gruntu dla zwerbowania polskiej armii ochotniczej, wywiódł od razu państwo polskie ze stadium programu do stadium wykonania".

Komendant wszedł do Tymczasowej Rady Stanu, obejmując referat Komisji Wojskowej (11 I 1917). Nie miał innej możliwości praktycznego działania. Po proklamacji listopadowej pole manewru stało się bardzo ograniczone. Jeśli nie chciał się znaleźć na marginesie życia politycznego, musiał przystać na warunki okupantów. Abstrahując od sprawy wojska, wymagała tego również konsekwencja realizowanego do tej pory programu politycznego, wynikającego bezpośrednio z dawnych powiązań wywiadowczych i zależności politycznej od Austro-Węgier i Niemiec.

Nastąpił siedmiomiesięczny okres próby wykorzystania aktu listopadowego dla stworzenia niezależnej politycznie armii polskiej, najpierw w oparciu o TRS, a później, od kwietnia 1917 r., poza nią. Do połowy 1917 r. Beseler tolerował układ głównych sił politycznych w Kongresówce, wspierając te jego elementy, które wiązały rozwój sprawy polskiej z państwami centralnymi. Różnymi sposobami Piłsudski starał się wymusić, czy wręcz narzucić władzom okupacyjnym własną koncepcję tworzenia wojska. Wreszcie była podstawa dla realizacji programu lewicy niepodległościowej. Przede wszystkim należało sparaliżować próby tworzenia wojska w oparciu o aparat werbunkowy Sikorskiego, gdyż wojsko mogło powstać tylko jedno, a Piłsudski chciał być jego organizatorem (nie dowódcą, to była sprawa przyszłości!). Dalej, należało wywalczyć możliwie najwięcej ustępstw politycznych, tak aby można było przystąpić do budowy armii, która w perspektywie mogłaby decydować o walce o niepodległość Polski.

Po trzech latach wojny rozwój stosunków politycznych w Królestwie Polskim upoważniał tylko do podjęcia akcji wstępnej formowania armii narodowej, tworzenia jej podstaw materialnych oraz kadr, wracając częściowo do planów, które usiłowano zrealizować w 1914 r. Nowa koncepcja powstania musiała różnić się zasadniczo od poprzednich. Wobec wielkiej niewiadomej co do wyników konfliktu, budowanie konkretnych planów mogło okazać się zawodne. Istotną wartość przedstawiało tylko to, jaką w danym momencie naród polski reprezentuje siłę, przede wszystkim militarną. Podstawowym zadaniem stała się budowa armii oraz organizowanie społeczeństwa wokół programu niepodległości. Właściwy sens planów powstańczych sprowadzał się więc do tworzenia samodzielnej siły polskiej, tzn. stopniowego uniezależniania Polski od zaborców. Należało przede wszystkim doprowadzić do utworzenia, na bazie POW oraz Legionów i pod kierownictwem Piłsudskiego, ochotniczej armii, stanowiącej wojskową i ideową kadrę dla przyszłej armii narodowej. Realizacja tych zamierzeń, w optymalnych warunkach, tj. w chwili załamania się okupacji austro-niemieckiej i po wcześniejszym wyeliminowaniu Rosji, co faktycznie nastąpiło w 1915 r., pozwoliłaby na szybkie opanowanie kraju i niemal natychmiastowe użycie polskich sił zbrojnych w razie zewnętrznego zagrożenia. Ostatnim etapem irredenty miało być ogólnonarodowe powstanie. Zasadnicze działania wojenne prowadziłaby dowodzona przez Piłsudskiego regularna armia polska, a sam wybuch miał nastąpić w sprzyjających warunkach międzynarodowych.

Entuzjazm wywołany aktem 5 listopada 1916 r. stopniowo opadał. Piłsudski umiał wszakże wykorzystać niezadowolenie społeczeństwa z polityki państw centralnych, w dużym stopniu inspirowane przez obóz niepodległościowy. Manifest listopadowy jednak miał być tylko ogólnym programem na przyszłość. W praktyce, poza dyskusją propagandową, nie było mowy o budowie odrębnej armii polskiej. W grę mogły wchodzić jedynie polskie jednostki Wehrmachtu Piłsudski zdawał sobie z tego sprawę. Tylko odpowiednią akcją polityczną mógł odwrócić tę sytuację, posługując się tym samym, co autorzy proklamacji, argumentem o konieczności budowy wojska polskiego.

Ale Tymczasowa Rada Stanu okazała się jedynie namiastką przedstawicielstwa społeczeństwa polskiego, sprowadzoną w praktyce do ciała opiniodawczego dla władz okupacyjnych. Beseler zabiegał o budowę wojsk Królestwa Polskiego, podporządkowanych dowództwu niemieckiemu. Sprzeciwiał się projektom Piłsudskiego tworzenia armii polskiej, opartej na tradycjach oraz kadrach legionowych i peowiackich, gdyż przewodziliby jej niepewni przywódcy ruchu niepodległościowego.

Obawy o możliwość wypowiedzenia posłuszeństwa i pociągnięcia za sobą legionistów przez Piłsudskiego wzmogły się po obaleniu caratu i uznaniu 30 marca 1917 r. przez rosyjski Rząd Tymczasowy prawa Polaków do utworzenia własnego państwa. Granica między opozycją a zdradą stanu stała się niezwykle cienka. "Działalność różnych agentów angielskich, rosyjskich i francuskich - pisał Edward Ligocki w raporcie dla Ludwika Morawskiego - skierowana jest wszelkimi siłami  p r z e c i w  t w o r z e n i u  a r m i i  [wszystkie podkreśl. w oryginale - R. Ś.]. Obiecują Polakom złote góry, gwarancje etc., byle  w s t r z y m a ć  o r g a n i z a c j ę  w o j s k a  p o l s k i e g o, którego się bardzo obawiają". Toteż Niemcy mogli nabrać przekonania o możliwości utworzenia wrogiej, wielkiej i silnej armii polskiej. Żywioły lewicowe w Rosji mogły też łatwo dać się nakłonić "do wojskowych planów pod hasłem rewolucji i republiki" - odnotował wówczas Stanisław Wędkiewicz. W ten sposób akcja polska na Wschodzie mogła zdobyć pewną samodzielność, podkopując podstawy władzy oraz wpływy Austro-Węgier i Niemiec w Królestwie Polskim, podczas gdy zamierzenia Wiednia i Berlina były zupełnie przeciwne. "Wolna Rosja stanowić będzie w przyszłości wielkie niebezpieczeństwo" - zapisał dyplomata i radca Urzędu Spraw Zagranicznych Rzeszy, Kurt Riezler w swym dzienniku pod datą 1 IV 1917 r. - stając się w ciągu dwóch dziesięcioleci olbrzymią potęgą. Dlatego - konkludował - Niemcy muszą obecnie "posłużyć się Polską, aby móc ją skierować przeciwko Rosji". Riezler był pisarzem (pisał pod pseudonimem literackim J. J. Ruedorffera), dyplomatą, radcą w Urzędzie Spraw Zagranicznych Rzeszy w zakresie spraw polskich i rosyjskich, a później posłem w Moskwie (1918). Cytowana wypowiedź okazała się prorocza, chociaż jej autor nie miał prawdopodobnie zbyt dużego wpływu na kształtowanie polityki niemieckiej, ale odgrywał rolę ważnego czynnika opiniotwórczego, o czym przekonuje lektura jego całego dziennika. Słowa Riezlera oddawały istotę głównej wytycznej dla polityki Niemiec wobec Rosji i Polski, przynajmniej w ciągu najbliższych kilku lat.

Stronnictwa niepodległościowe, wspierające Tymczasową Radę Stanu, przechodziły powoli do opozycji wobec władz okupacyjnych. Piłsudski uznał, że nadeszła pora podjęcia starań o przyłączenie Galicji do Królestwa Polskiego. Nakazał swoim zwolennikom poszerzenie wpływów obozu w zaborze austriackim, głównie na środowiska inteligenckie, ale poza PPSD, przez przyjęcie zasady niepodległości i zjednoczenia ziem polskich. Opozycja nie oznaczała wszakże przejścia do czynnej akcji wobec okupantów, a zwłaszcza przeciwko Niemcom. "W dalszym ciągu - notował Świtalski w dzienniku pod datą 24 IV 1917 r. - marzenia o ruchawce przeciw Niemcom. W sferach naszych myślą o niej, bo po rewolucji osłabienie frontu wschodniego nie przedstawia się jako coś groźnego. Ma to być środek realizowania aktu 5 listopada. [...] Ruchawka mogłaby dać pewne wyniki, gdyby była zrobiona nie przez nas, bo wtedy my moglibyśmy żądać koncesji narodowych dla uspokojenia. Ale takich ludzi w Polsce nie ma. [...] Gdyby miał to robić nasz obóz, to wtedy nie daliby nam, aranżującym ruchawki, jeszcze broń do ręki. [...] Zresztą obowiązuje w polityce honor. Nie można mówić o przymierzu z Niemcami i robić ruchawki kontra nim". Możliwe natomiast było wystąpienie polityczne przeciwko Austro-Węgrom, ale w ramach gry z Niemcami.

Piłsudski nie zdawał sobie w pełni sprawy z procesów, jakie zachodziły w rewolucyjnej Rosji i ich konsekwencji dla polityki niemieckiej na terenach okupowanych na Wschodzie. Przynajmniej powinien się był domyślać, że władze Rzeszy skorzystają z nadarzającej się okazji i zechcą wpłynąć na rozwój sytuacji w Rosji za pośrednictwem utrzymywanych kontaktów wywiadowczych z rosyjskimi rewolucjonistami, jako czynnika destrukcji.

Władze niemieckie i austro-węgierskie od początku wojny wspierały rosyjski ruch rewolucyjny. Rosja osłabiona przez wstrząsy wewnętrzne, znajdująca się dodatkowo pod silną presją militarną ze strony Niemiec i Austro-Węgier, mogła znaleźć się w położeniu, w którym jedynym ratunkiem mógł być pokój. Stąd właśnie wypływała tendencja niemieckiego Urzędu Spraw Zagranicznych do okazania finansowego i politycznego poparcia rosyjskim rewolucjonistom. Obowiązywała zasada: "Pokój odrębny na wschodzie - pokój zwycięski na zachodzie". Wybuch rewolucji w Rosji został powitany przez przywódców Rzeszy jako niezwykle doniosłe i pomyślne wydarzenie, stwarzające nowe pole manewru dla polityki niemieckiej w jej dążeniu do zawarcia separatystycznego pokoju. "Możliwość zawarcia pokoju odrębnego z Rosją musi zostać bezwarunkowo wykorzystana" - przekonywał poseł niemiecki w Bemie, baron Gisbert von Romberg w telegramie z 14 IV 1917 r. do Urząd Spraw Zagranicznych Rzeszy.

Niemcy mogły wpływać na stosunki wewnętrzne w państwie rosyjskim przede wszystkim przez możność pogłębienia procesów rewolucyjnych i powikłanie sytuacji wewnętrznej. Propaganda niemiecka na froncie wschodnim prowadziła do całkowitego zrewolucjonizowania wojsk rosyjskich. Umożliwiono powrót do kraju dużej grupie rosyjskich rewolucjonistów, których wywrotowa działalność sprzyjała realizacji niemieckich celów politycznych. "Sztab niemiecki nie cofał się wówczas przed zasileniem wewnętrznych prądów rewolucyjnych - pisał jeden ze znawców dziedziny propagandy i dezinformacji - materiałem rozkładowym z zewnątrz w postaci wodzów bolszewizmu, których przewożono w zaplombowanych wagonach przez terytorium Niemiec do Rosji". Różni obserwatorzy przewidywali od maja 1917 r. nieuchronny wybuch nowej rewolucji. "Wydaje się niemożliwe - pisał brytyjski wicekonsul w Moskwie, Bruce Lockhart - aby walka pomiędzy burżuazją a proletariatem mogła zakończyć się bez dalszego rozlewu krwi. Kiedy to nadejdzie, nikt nie wie, ale wybuch jest w pełni wyczuwalny".

Z drugiej strony, wypadki, jakie zaszły w imperium carskim, mogły niekorzystnie oddziałać na stosunki wewnętrzne w Niemczech oraz Austro-Węgrzech. Na niebezpieczeństwo rozbudzenia nastrojów rewolucyjnych i wywołania zaburzeń społecznych na własnym terytorium zwracali uwagę dyplomaci austriaccy już w kwietniu 1917 r. Minister spraw zagranicznych Austro-Węgier, hrabia Ottokar Czernin przekonywał cesarza Karola I o negatywnym wpływie rosyjskich tendencji rewolucyjnych na nastroje społeczeństwa, odnotowując przy tym szczególnie duży wpływ przemian w Rosji na narody słowiańskie. Niebezpieczeństwo rewolucji rysowało się na horyzoncie całej Europy. Rosnąca z każdym dniem "głucha rozpacz ludności i wzburzenie szerokich mas - podkreślał Czernin - stały się realnym zagrożeniem i obecnie każdy trzeźwo myślący mąż stanu musi się z tymi czynnikami liczyć". Obawiał się poważnych wystąpień na tym tle nie tylko w Austro-Węgrzech, ale i w Niemczech, gdzie od stycznia 1917 r. narastał wyraźnie ruch strajkowy. Przestrzegał, że państwa centralne nie osiągną pokoju w ciągu najbliższych miesięcy, a wówczas fala rewolucyjnych zaburzeń uniesie ze sobą wszystko to, "o co nasi bracia i synowie dzisiaj jeszcze giną i walczą". Wywody Czernina cesarz austriacki uznał za tak istotne, że przesłał je zaraz do Wilhelma II z alarmującym dopiskiem: "Walczymy przeciw nowemu wrogowi, który jest groźniejszy od Ententy: przeciw międzynarodowej rewolucji". Cesarz niemiecki, będąc być może pod wpływem swoich sukcesów militarnych i politycznych lub ufając zbytnio w "niemiecki porządek", oceniał sytuację bardziej optymistycznie, a poglądy Czernina w niejednym punkcie uważał za błędne, odrzucając zdecydowanie możliwość poważniejszych wystąpień społecznych w Niemczech. Zagrożenie wystąpieniami rewolucyjnymi faktycznie istniało i stanowiło od tej pory istotny czynnik w polityce Rzeszy. Pierwsze niepokojące sygnały płynęły także z Królestwa Polskiego.

W społeczeństwie polskim nasilały się nastroje antyokupacyjne. Dochodziło do zaburzeń społecznych. W pułkach legionowych narastał ferment niezadowolenia z powodu podporządkowania Niemcom komendy nad wojskiem i planów podziału na legionistów z Królestwa Polskiego i z Galicji. Wystąpiły dążenia do zaostrzenia taktyki przeciwko Niemcom, ale sprzeciwiał się temu Piłsudski, który chciał dalszego rozwijania stosunków polsko-niemieckich w oparciu o akt 5 listopada. W rozmowie ze Świtalskim na temat rezolucji posła Włodzimierza Tetmajera, przyjętej przez Koło Polskie 27 i 28 maja w Wiedniu, o wskrzeszeniu niepodległej Polski z dostępem do morza przy pomocy Austrii miał stwierdzić: "Komendant - notował Świtalski w dzienniku - był bardzo zadowolony z przebiegu obrad Koła Sejmowego. [...] Według mnie - dodawał od siebie - całe znaczenie uchwał polega nie na rezolucjach, które mówią o naszych pragnieniach, a nie mówią o środkach, co jest rzeczą najważniejszą, ale w tym, że na gruncie Galicji został kierunek ugodowy pobity".

Niepowodzenie zaciągu rekruta polskiego oraz wpływ rosyjskiej rewolucji na całokształt spraw polskich sprawiły, że kierownicze koła wojskowe Rzeszy odrzuciły ideę budowy wielkiej armii polskiej, jako elementu siły wobec Rosji, dążąc teraz do przekształcenia wojska polskiego w czynnik polityczny, który stanowiłby oparcie dla władz okupacyjnych i zaplecze związanego z Niemcami państwa polskiego. Od tej chwili Naczelne Dowództwo wszelkimi sposobami dążyło do zaostrzenia kursu wobec Królestwa Polskiego i zwłoki w rozbudowie jego instytucji państwowych, widząc w przyszłej Polsce wroga Niemiec, a w jej armii element bezpośredniego zagrożenia interesów niemieckich. Bethmann Hollweg zmuszony był dokonać korekty kierunku polityki polskiej. W praktyce zostało to zrealizowane w połowie czerwca 1917 r., wraz z udzieleniem Beselerowi odpowiednich instrukcji przez Bethmanna Hollwega i Wilhelma II.

W Kreuznach 13 czerwca 1917 r. odbyła się konferencja między kanclerzem Bethmannem Hollwegiem a Beselerem. Na spotkaniu ustalono główne wytyczne dla dalszego prowadzenia polityki niemieckiej w Królestwie Polskim: 1.) samodzielne, ściśle z państwami centralnymi związane, a o Niemcy oparte Królestwo, które 2.) bezwarunkowo zrezygnuje z roszczeń terytorialnych w stosunku do Niemiec i Austro-Węgier, natomiast 3.) musi mieć możliwości rozwojowe na wschodzie; 4.) Polska będzie monarchią konstytucyjną, możliwie z księciem niemieckim na tronie, a politycznie, militarnie i gospodarczo opierać się będzie o Niemcy, poprzez konwencję wojskową i związek gospodarczy; przy tym 5.) wszelka neutralność Polaków musi być tak samo zwalczana, jak ich maksymalizm. Zmiana taktyki w polityce okupacyjnej wobec Królestwa Polskiego uwidoczniła się najbardziej w ostatnim z przyjętych ustaleń, które stanowiło wyraźną instrukcję postępowania wobec wszelkich przeciwnych planom niemieckim idei oraz opartej na nich polityki. Cesarz zaakceptował program przedstawiony przez Beselera, upoważniając go do prowadzenia w tym duchu dalszej polityki w Królestwie. Jednocześnie wyraził zgodę na swobodne i niezależne podejmowanie przez generał-gubernatora decyzji pozostających w zakresie jego bezpośredniej odpowiedzialności, wszędzie tam, gdzie uzna to za stosowne, ale zgodnie z linią wytyczną przyjętą w Kreuznach. Już niedługo miał okazję skorzystać z otrzymanych uprawnień.

Tymczasem w Rosji narastała nowa, silna fala rewolucyjna. Proces "rozkładu w Rosji idzie niepowstrzymanie dalej" - pisał Wilhelm II do Karola I - tak dalece, że rysujący się kryzys rządowy być może nie zostanie przełamany. Uznał za niemożliwe podjęcie bezpośrednich rokowań pokojowych przy istniejącym Rządzie Tymczasowym. "Przy tym stanie rzeczy - konkludował cesarz - nasze starania muszą iść dalej; musimy odpowiednio oddziałać na szerokie rzesze społeczeństwa i przekonać je do naszej gotowości zawarcia pokoju". W słowach Wilhelma II zawierała się niewątpliwie sugestia, że Niemcy podejmą wkrótce działania, mające na celu obalenie Rządu Tymczasowego w Rosji i zastąpienia go innym, bardziej przyjaznym dla ofert pokojowych. Dalszy rozwój rewolucji wymuszał na władzach okupacyjnych utrzymanie porządku na zapleczu wschodniego frontu, które stanowiło bezpośredni pomost do Niemiec i Austro-Węgier. "Siedzimy na beczce prochu" -  miał powiedzieć jeden z przywódców socjaldemokracji niemieckiej, Philipp Scheidemann.

Piłsudski zdecydował w końcu o zaostrzeniu swego stanowiska wobec państw centralnych, odpowiadając po części na radykalne dążenia części obozu niepodległościowego. Wystąpił 2 lipca z Tymczasowej Rady Stanu. Obecny na posiedzeniu zastępca komisarza niemieckiego przy TRS, hr. Hutten-Czapski próbował ratować sytuację, namawiając Piłsudskiego do spotkania się z Beselerem, a wówczas "niewątpliwie wiele trudności byłoby załatwione". Praktycznie nie było już szans na porozumienie. Sytuacja polityczna uległa gwałtownemu przeobrażeniu. Nasiliły się tendencje antyokupacyjne. Przyczyna tego stanu rzeczy - analizował Haużvić - leżała ostatecznie "w nowej taktyce niemieckich władz okupacyjnych", które "z pełną powagą i surowością odeszły od dotychczasowego systemu układów i tolerancji dążeń radykalno-narodowych, zamierzając złamać siłą wszelki opór, który im się pod względem politycznym przeciwstawi". Komendant podjął decyzję o przeciwstawieniu się Niemcom, przez odmowę przysięgi, którą mieli żołnierze tworzonych Polskich Sił Zbrojnych pod dowództwem Beselera. Wszystkie pułki dawnej I Brygady, a także większość żołnierzy 4 i 6 pułku II Brygady nie chciała składać przysięgi. Niektóre organizacje POW wyłoniły komitety rewolucyjne, które nawoływały do aktów terroru. Ucieczka Piłsudskiego do Rosji dla objęcia komendy nad iluzoryczną armią polską na Wschodzie nie miała sensu, stanowiłaby przejaw awanturnictwa politycznego i byłaby zaprzeczeniem jego dotychczasowej drogi *[Józef Piłsudski rozważał wówczas możliwości przedostania się przez front austriacki dla przeprowadzenia rozmów z przywódcami rewolucji i objęcia dowództwa wojsk polskich organizowanych w Rosji. Plan zbrojnego przedarcia się do linii rosyjskich na czele oddziału kawalerii był technicznie niemożliwy i zbyt ryzykowny. Powstał też projekt udania się do Rosji samolotem z Lublina. Walery Sławek dysponował również planami przejazdu do Rosji przez Szwecję i Finlandię. W końcu Piłsudski polecił zaniechania wszystkich przygotowań do podjęcia przeprawy do Rosji.]. Jeszcze na kilka dni przed aresztowaniem przez Niemców zakładał "wzajemne poszanowanie" i wspólnotę interesów z państwami centralnymi, "chcących żyć z Polską w sąsiedzkiej zgodzie" po wojnie. Polityka pod znakiem polsko-niemieckiego zbliżenia dawała wzajemne korzyści, ale w dalszej perspektywie.

Przy tym wszystkim na początku lipca 1917 r. wybuchł w Berlinie ostry kryzys polityczny. Kanclerz Bethmann Hollweg musiał odejść z zajmowanego stanowiska (14 VII 1917). Na jego miejsce przyszedł Georg Michaelis, zaś decydujący głos na politykę Rzeszy zdobyli wojskowi, na czele z Ludendorffem i Hindenburgiem. Nastąpił niemal natychmiastowy wzrost tendencji konserwatywnych w polityce niemieckiej.

Przełom polityczny w Niemczech zbiegł się w czasie z kryzysem wewnętrznym w Rosji, gdzie w połowie lipca 1917 r. doszło do masowych wystąpień antyrządowych. Już 19 lipca miała miejsce pierwsza, nieudana próba zamachu stanu ze strony Lenina. Rewolta bolszewików spowodowała przesilenie rządowe. Wydano rozkaz aresztowania Lenina, który musiał się teraz ukrywać. Przywódca bolszewików rozpoczął przygotowania do zbrojnego powstania przeciwko panującemu systemowi. Niemcy chcieli zrobić wszystko, aby pogłębić chaos w Rosji.

Rozwój rewolucji rosyjskiej rodził obawy o możliwości posłużenia się przez przeciwników tą samą bronią propagandową, do której sięgały dyplomacja i wywiad niemiecki. Rysowała się perspektywa skierowania rosyjskiego ruchu rewolucyjnego przeciwko Niemcom i Austro-Węgrom, dążącego do ich rozbicia od wewnątrz, niezależnie od faktu, że państwa zachodnie popierały Rząd Tymczasowy i oficjalnie występowały przeciwko siłom rewolucyjnym. Niepewny wynik wojny oraz zagrożenie rewolucyjne zmuszały kierownictwo Rzeszy do podjęcia zdecydowanych działań przeciwko wszelkim próbom podważenia niemieckiej dominacji politycznej na terenach okupowanych. Ruchy antyniemiecki i antyaustriacki, które bazowały na szerzących się nastrojach niezadowolenia i radykalizacji ludności zamieszkującej na tych obszarach mogły stać się na tyle silne, aby uniemożliwić przeforsowanie na przyszłym kongresie pokojowym planów państw centralnych przebudowy wschodniej Europy, stając się ponadto znakomitym nośnikiem tendencji rewolucyjnych. Wobec tego należało zrobić wszystko, aby uniemożliwić pochód rewolucji na zachód.

Obawy te dość szybko potwierdziły się. Niemcy i Austro-Węgry stanęły wobec nowej groźby. Jak donosił wywiad austriacki, państwa zachodnie podjęły zakrojone na szeroką skalę działania, mające na celu wywołanie rewolucji w obu monarchiach, a niekorzystny dla władz okupacyjnych rozwój sytuacji w Królestwie Polskim wiązano z akcją wywiadów państw Ententy.

Kryzys legionowy przyszedł więc w najbardziej niefortunnym politycznie momencie. Okres przygotowawczy do walki zbrojnej o niepodległość zakończył się dla Piłsudskiego aresztowaniem przez Niemców 22 lipca 1917 r., kiedy generał-gubernator warszawski Beseler uznał, że rozwój ruchu niepodległościowego godzi w interesy niemieckie na Wschodzie, a Komendant "reprezentował największą sumę oporu polskiego w stosunku do Niemiec i Austrii". Kilka dni wcześniej przeprowadzono w Warszawie aresztowania wśród członków kierownictwa lewicy niepodległościowej. Komenda Naczelna POW wydała rozkaz o "bezwzględnej konspiracji" we wszystkich okręgach i obwodach organizacji. Osadzono w Cytadeli Walerego Sławka, Adama Skwarczyńskiego, Medarda Downarowicza, Piotra Góreckiego, Wacława Jędrzejewicza, Stefana Pomarańskiego i Stanisława Hempla. Antyniemiecki kurs organizacji podporządkowanych Piłsudskiemu zagrażał utrzymaniu porządku na tyłach armii niemieckiej i austro-węgierskiej w Królestwie Polskim, wobec rozwijającej się rewolucji w Rosji.

Dyplomacja niemiecka nie rezygnowała z dalszego wspierania tendencji odśrodkowych w Rosji. Zalecano jednak szczególną ostrożność: "Nasze kroki, zmierzające do poparcia procesu rozkładu w Rosji muszą być bardzo ostrożne, aby nie osiągnąć przeciwnych skutków" - telegrafował kanclerz Georg Michaelis do barona Kurta von Lersnera w Wielkiej Kwaterze. Kanclerz Rzeszy odnosił to szczególnie do wspierania tendencji o charakterze narodowym. W Niemczech bowiem odzywały się coraz silniejsze obawy o możliwość otwartego i powszechnego wystąpienia przeciwko polityce Rzeszy popieranych dotychczas ruchów narodowych. Sytuacja na ziemiach polskich była tego znakomitym przykładem.

Internowanie Piłsudskiego stanowiło punkt kulminacyjny dziesięcioletniego okresu szukania możliwości współpracy z Austro-Węgrami i Niemcami dla realizacji celu głównego - odbudowy państwa polskiego wbrew stanowisku Rosji, gdy przeciwnicy ruchu Komendanta, korzystający ze wsparcia politycznego państw zachodnich, dążyli do odbudowy Polski "wbrew Niemcom i Austrii", jak pisał wówczas o programie narodowych demokratów Zdzisław Tarnowski. Uwięzienie Piłsudskiego w Magdeburgu nie było potrzebne nikomu, obciążało stosunki polsko-niemieckie.

Wina leżała po obu stronach. Beseler wydał rozkaz aresztowania Komendanta dla doraźnych celów politycznych. Komendant znalazł się w pułapce ogólnych nastrojów antyokupacyjnych. Nie rozumiał istoty dążeń niemieckich i ich wojennych konsekwencji. Niemcy szybko zrozumieli swój błąd. Okazywano Piłsudskiemu szczególne względy podczas jego pobytu w twierdzy magdeburskiej. Jednakże nie cofnięto decyzji o internowaniu, gdyż stałaby ona w sprzeczności z realizowanym przez Beselera kursem politycznym w Królestwie Polskim.

Piłsudski został osadzony w areszcie oficerskim "Bastionu Królowej" w forcie cytadeli w Magduburgu. Nawet w pierwszym okresie internowania, kiedy obowiązywał dość surowy regulamin więzienny, który praktycznie uniemożliwiał wszelką łączność ze światem zewnętrznym, aby możliwie w największym stopniu przeciwdziałać ewentualnej ucieczce zatrzymanego, korzystał on ze specjalnych przywilejów, przysługujących wyższym oficerom w niewoli. Otrzymywał przy tym na swoje prywatne potrzeby miesięczny żołd w wysokości 250 marek niemieckich. Komendant pogodził się ze swoim losem. Nie próbował uciekać, chociaż mógłby to zrobić bez większych przeszkód *[Józef Piłsudski zajmował górne pomieszczenia w małym, piętrowym budynku; na dole przebywali strażnicy. Swobodnie korzystał ze spacerów w przydomowym ogródku, który okalał drewniany płot (można było wyjść z ogrodu zwykłą furtką ze sztachet). W razie potrzeby korzystał z lecznicy w mieście. W ostatnich miesiącach internowania wychodził w towarzystwie niemieckiego oficera na spacery po Magdeburgu, a jeśli sobie tego życzył, jadał obiady w miejskich restauracjach. Od przyjazdu w końcu sierpnia 1918 r. Kazimierza Sosnkowskiego obaj mogli swobodnie wychodzić z cytadeli i zwiedzać miasto. Piłsudski wspominał później Stanisławowi Skwarczyńskiemu: "w Magdeburgu świetnie wypoczywałem". Jednakże bardzo źle znosił internowanie. Często chorował. Jeszcze w przeddzień zwolnienia z twierdzy myślał o śmierci z powodu pogarszającego się stanu zdrowia.]. Rozwiązania swojej sytuacji szukał na drodze formalnej. Czuł się więźniem stanu i pobyt w Magdeburgu traktował jako sprawę honorową. Doskwierała mu samotność i niepewność dalszych losów. Nie postawiono mu formalnych zarzutów. "Przy aresztowaniu, przy którym miałem zaledwie czas zjeść śniadanie, nie objaśniono mi nic o podstawach i powodach ujęcia - skarżył się Piłsudski w końcu listopada lub na początku grudnia 1917 r. w podaniu do władz wojskowych niemieckich. - To trwa jeszcze do dzisiejszego dnia i do tej pory jestem w niejasności, dlaczego i na jakiej podstawie zostałem aresztowany, i w ostrym, pojedynczym zamknięciu jestem".

Tymczasem pogłębiały się nastroje antyokupacyjne w Królestwie Polskim. Dość chłodno został przyjęty patent z 12 września 1917 r. o ustanowieniu przez generał-gubernatorów niemieckiego i austriackiego nowej władzy państwowej w Królestwie Polskim, którą miały reprezentować Rada Regencyjna i Rada Stanu. Uroczysta "intromisja" Rady Regencyjnej odbyła się 15 października 1917 r. Rada Stanu rozpoczęła obrady 21 czerwca 1918 r. Nowe instytucje wspierały zachowawcze grupy prawicy politycznej Królestwa Polskiego.

Lewica niepodległościowa pod przewodnictwem POW i PPS odnosiła się początkowo do Regencji wyczekująco, a następnie wrogo. Należy stwierdzić - podkreślał Haużvić w raporcie informacyjnym dla Nachrichtenabteilung AOK z3X1917 r. - że chłodne przyjęcie patentu "należy tłumaczyć zmianami, jakie zaszły u Polaków - którzy przestali być romantycznymi patriotami, a stali się politykami zdającymi sobie sprawę z rzeczywistości".

Dążenia Beselera do oparcia polityki polskiej o Niemcy nie znajdowały szerszego oddźwięku w Królestwie Polskim. Na nastrojach politycznych ważyły niedawne represje przeciwko obozowi niepodległościowemu, pomijając sprawę negatywnych skutków okupacji wojennej kraju. Generał-gubernator warszawski nie mógł tego zrozumieć i uparcie szukał porozumienia na prawicy, obawiającej się rewolucji. "Położenie geograficzne Polski - przekonywał cesarza Wilhelma II w raporcie z 13 X 1917 r. - jako przedpola przeciwko Rosji i zaplecza da niemieckich portów bałtyckich wskazuje na ścisły związek z Niemcami. Związek ten Niemcy chcą osiągnąć nie przez aneksję, lecz za pomocą traktatów politycznych i gospodarczych".

Władze okupacyjne chciały traktować Radę Regencyjną jako krok w kierunku utworzenia państwa polskiego. Jednakże Regencja nie zdołała wypełnić politycznej luki w Królestwie Polskim, która powstała po wycofaniu się Piłsudskiego z TRS i przejścia do opozycji lewicy niepodległościowej w wyniku kryzysu przysięgowego w Legionach. "Jedno jest pewne - przestrzegał 2 XI 1917 r. szef Oddziału Informacyjnego Wojskowego Generał-Gubernatorstwa w Lublinie. - Prawica nie dlatego zdecydowała się na działanie na rzecz [budowy] państwa [polskiego], że przekonana jest co do działań politycznych władz centralnych. Cele prawicy nie pokrywają się w niczym z celami władz centralnych. Nawet jeżeli poszczególni przywódcy są przychylni państwom centralnym, to należy pamiętać, że ma się do czynienia z poszczególnymi ludźmi lub ugrupowaniami, a nie z całą prawicą. Dlatego nie wolno przeceniać stosunków z prawicą, ani niedoceniać lub zrywać powiązań z innymi partiami. Najważniejsza jest w tym wypadku lewica [niepodległościowa], która wprawdzie została pozbawiona swoich przywódców, ale nie straciła jednak na znaczeniu, ponieważ jej idee podzielane są przez szerokie masy". Kończył stwierdzeniem, które kilka miesięcy później, w obliczu klęski państw centralnych stało się główną wytyczną polityki władz okupacyjnych: "Wydaje się, że nie można bez, a na pewno nie przeciw lewicy utworzyć Polski".

Brak szerszego oparcia w społeczeństwie Królestwa Polskiego dla poczynań Rady Regencyjnej sprawiał, że nie została uznana za "suwerenną władzę kraju" -jak odnotował dalej Haużvić - nie mogąc nadać swej działalności państwowotwórczej realnego kształtu. Wprawdzie - zaznaczał - "nie można zupełnie tracić nadziei, lecz jest to jednak krok w tył". Już "widać nowe pęknięcia w budynku, zanim jeszcze wzniósł się ponad fundamenty. Powodem tych zastanawiających objawów nie jest tylko poplątanie stosunków politycznych w Polsce, lecz jeśli wolno wyrazić szczerą opinię, to przyczyną jest brak niepodległości. W tym kraju siły polskich klas oraz społeczeństwa nie będą mogły odżyć i się rozwinąć, dopóki istnieje system okupacyjny. W tym okresie nie może przecież żadna partia w rzeczywistości zrealizować swojego programu lub zdobyć władzy, a przecież rozwój partii polega na walce o władzę. Dopóki jednak obca władza dysponuje wszystkimi środkami władzy, walka taka nie jest możliwa".

Utrzymywanie przez Austro-Węgry i Niemcy dotychczasowego sposobu i metod sprawowania władzy w Królestwie Polskim narzucały warunki istniejącej sytuacji wojennej, a także obawy przed rozprzestrzenieniem się rewolucji rosyjskiej. Nawet endeckie i pasywistyczne Międzypartyjne Koło Polityczne nie wypowiadało się przeciw okupacji niemiecko-austriackiej. Również lewica niepodległościowa nie domagała się od państw centralnych opuszczenia ziem okupowanych. Spodziewano się wybuchu rewolucji społecznej, której konspiracyjne kierownictwo obozu, skupione w tzw. Konwencie Organizacji "A". zamierzało przeciwstawić program niepodległości Polski. Konwent, zwołany 5 stycznia 1918 r. do Krakowa, podjął decyzję o przyjęciu "stanowiska ogólnonarodowego", sprzeciwiając się wysuwaniu przez PQW "haseł rewolucyjnych".

Ustalenia Konwentu potwierdziła narada polityczno-programowa stronnictw niepodległościowych, która odbyła się w Krakowie w dniach 2-4 lutego 1918 r. "Rewolucja jest smutną koniecznością - wskazywał Perl pierwszego dnia konferencji. - Ta rewolucja jest to szereg ruchów w całej Europie. Nie ma tu mowy o robieniu rewolucji. Ale trzeba ją opanować, jak przyjdzie żywiołowo. Rzeczą stronnictw demokratycznych i ludowych [jest] pokierować nią. Wywalczyć Niepodległą Polskę. Nie bądźmy bierni, gdy ona wybuchnie, aby nie opanowały jej żywioły anarchiczne, aby nas nie lekceważyły narody Europy, które bardzo mało sobie robią ze sprawy Polski".

Niechęć wobec okupantów przeradzała się stopniowo w otwartą wrogość. Ogromne rozmiary przybrało zwłaszcza wrzenie po ogłoszeniu traktatu zawartego przez Austro-Węgry 9 lutego 1918 r. w Brześciu Litewskim, przewidującego oderwanie Chełmszczyzny od Królestwa Polskiego. Niezadowolenie kierowało się głównie przeciwko Austrii. Traktaty z Ukrainą, a także z Rosją bolszewicką rzucały cień na intencje państw centralnych wobec Polski.

Z niepokojem obserwowano w Wiedniu ogólny wzrost tendencji antypaństwowych w monarchii. "W Austro-Węgrzech - donosiło Biuro Ewidencyjne w specjalnym okólniku do oddziałów wywiadu z dnia 17 marca 1918 r. - przygotowywana jest rewolucja przez Czechów, Polaków, południowych Słowian oraz niemieckich socjalistów w Austrii. Planowane jest wysadzenie wszystkich mostów kolejowych oraz uszkodzenie odcinków kolejowych, ażeby w ten sposób uniemożliwić transporty wojsk oraz wszelką inną komunikację. Kolejnym celem jest unicestwienie monarchii austriackiej. W ten sposób zamierza się sparaliżować Rzeszę Niemiecką i zmusić do zawarcia pokoju z mocarstwami sprzymierzonymi. Wszystkie przygotowania przeprowadzono potajemnie i są już na tyle zaawansowane, że rewolucja może w każdym momencie wybuchnąć".

Na początku czerwca 1918 r. Konwent Organizacji "A", który zebrał się w Usarzewie pod Sandomierzem, podjął pierwsze uchwały o organizowaniu wystąpienia POW przeciwko Niemcom i Austro-Węgrom. "Na Konwencie - wspominał później jeden z uczestników obrad - zapadła zasadnicza decyzja nawiązania kontaktów z Ententą". Do Moskwy z misją nawiązania kontaktu z przedstawicielstwem francuskim udali się Michał Sokolnicki i Andrzej Strug. Opracowano plan uwolnienia Piłsudskiego i Sosnkowskiego z Magdeburga, ale ostatecznie nie doszło do jego realizacji.

Wzburzenie, jakie wywołały w Galicji wieści o podpisanym traktacie w Brześciu Litewskim, dalo impuls władzom austriackim do bliższego wejrzenia w sprawy polskie. W raportach wywiadowczych pojawiły się pierwsze wzmianki o przygotowywaniu przez PPS i POW wystąpień zbrojnych o charakterze rewolucyjnym. Oddział Informacyjny Naczelnej Komendy Armii wydal na początku lipca 1918 r. rozkaz do swych oddziałów wywiadowczych w Królestwie Polskim i w Galicji, ażeby wykryć POW. Do śledztwa włączono agentury ośrodków wywiadowczych w Lublinie, Przemyślu, Lwowie i Krakowie. Szef oddziału wywiadu w Lublinie największe zagrożenie dla polityki austriackiej w Królestwie Polskim upatrywał w zmianie stanowiska władz niemieckich, poszukujących bliższego określenia formy współpracy z Polakami, jako "swego rodzaju zapłaty za wyzwolenie Polski spod okupacji rosyjskiej" - raportował 4 VIII 1918 r. do Rongego. Można nawet "wyciągnąć wnioski - kontynuował - że Niemcy są teraz skłonni poprowadzić z Polakami szczerą rozmowę i od tej chwili chcą wyłączyć ze swojej polityki wszelkie motywy wdzięczności w rodzaju: 'dałem ci, żebyś i ty mi dał, więc daj'. (...) Uważam wszakże, że w obecnej sytuacji w Polsce nie powinno dojść do rewolucji (powody: władze okupacyjne są jeszcze zbyt silne, a społeczeństwo polskie za słabe). Lewica [niepodległościowa] prowadzi jednak ożywioną działalność, mającą na celu zbliżenie społeczeństwa polskiego i innych podbitych narodów słowiańskich, zwłaszcza Czechów i Słowaków".

Wyniki rozpoznania wpływów POW i PPS omówiono na specjalnej naradzie oficerów wywiadu kierujących placówkami na ziemiach polskich, która odbyła się 14 sierpnia 1918 r. w Krakowie. "Ogólnie rzecz biorąc - mówił Ronge - sytuacja jest poważna: nasilają się zjawiska agitacji, jak również tendencja do dążeń niepodległościowych". W rezultacie szef Biura Ewidencyjnego i Oddziału Informacyjnego AOK wydał polecenie ostrego zwalczania tajnych polskich organizacji i zahamowania przepływu działaczy POW do Królestwa Polskiego, gdzie ruch niepodległościowy coraz silniej występował przeciwko władzom okupacyjnym.

Służby Nachrichtenstelle i Geheime Feldpolizei zaczęły powoli docierać do zakonspirowanych organizacji niepodległościowych w Królestwie Polskim. Jednakże nie podejmowano zdecydowanych kroków przeciwko Polakom, co zapewne miało swoje źródło w ocenie konsekwencji zmiany ogólnej sytuacji militarnej na froncie zachodnim oraz skutków dalszego rozbudzania nastrojów antyokupacyjnych dla wzrostu procesów rewolucyjnych na terenach podporządkowanych władzy Niemiec i Austro-Węgier. "Największy wpływ na życie polityczne na terenach okupowanych - podkreślał Haużvić w raporcie z 4 VIII 1918 r. - mają działania wojskowe na froncie zachodnim, wiele ważnych wydarzeń politycznych schodzi na dalszy plan. [...] W kręgach politycznych oraz wśród ludności nie zajmującej się polityką omawiany jest odwrót Niemców i widzi się w tym porażkę. Przy tej okazji wyszła na jaw niemal niepojęta, chyba elementarna nienawiść do Niemców. Nienawiść ta jednak nie przenosi się na monarchię austro-węgierską". Ale "lewica unika okazywania sympatii dla Ententy. Z uwagi na rezygnację z działania w ramach Rady Stanu oraz stosowania represji policyjnych lewica niemal całkowicie zniknęła z życia politycznego Polski i skazana jest na działalność podziemną, która prawdopodobnie odnosi sukces". Przy tym - dodawał - "agitacja POW jest wręcz wzruszająca, a jej wpływy istotnie wzrastają. Jest to ważne ogniwo polskiego ruchu niepodległościowego". Polsce groził wybuch rewolucyjno-powstańczy, któremu należało się przeciwstawić, najlepiej środkami politycznymi. Rozstrzygającym czynnikiem pozostawały Niemcy.

Czas pracował na korzyść Piłsudskiego, który prawdopodobnie "bez Magdeburga" cieszyłby się jesienią 1918 r. znacznie mniejszym prestiżem. Natomiast w swojej symbolice wprowadzał do polityki polskiej nowy element rewanżu, ciążący dodatkowo na wzajemnych relacjach, kiedy cały sens dotychczasowego współdziałania wojskowego i politycznego sprowadzał się do konieczności szukania zbliżenia politycznego między Niemcami a Polską, na bazie frontu antyrosyjskiego, a później antybolszewickiego.

Organizowanie ogólnonarodowego powstania, rozumianego w kategoriach procesu odbudowy polskiej państwowości przy wykorzystaniu wszystkich pozytywnych tendencji w polityce międzynarodowej, było logiczną i jedyną konsekwencją rozwoju ruchu niepodległościowego do 1918 r. włącznie.

Przypomnijmy, że w pierwotnych zamiarach samo powstanie wydawało się perspektywą odległą, której urzeczywistnienie niekoniecznie musiało nastąpić w wyniku toczącej się wojny. Program irredenty (optymalny) zakładał wystąpienie zbrojne kolejno przeciwko wszystkim państwom rozbiorczym lub wojnę obronną, ale tylko w warunkach zewnętrznego wsparcia wielkich armii sojuszniczych. Komendant przyjmował, że zaraz po wojnie Niemcom zabraknie sił na pełne ujarzmienie Polski. Wówczas dopiero rozwinęłaby się armia, która mogłaby wziąć udział w kolejnych zmaganiach koalicji, najpewniej przeciwko Niemcom, szukającym rewanżu na wschodzie i zachodzie po przegranej wojnie 1914-1918 r. W myśl założeń Piłsudskiego, rozwiniętych pod wpływem wydarzeń w 1917 r. w Rosji, Polska miałaby odzyskać pełną niepodległość po tej "drugiej" wojnie.

Kierownictwo obozu niepodległościowego uległo presji wypadków wojennych i w połowie 1918 r. rozpoczęło bezpośrednie przygotowania do podjęcia w chwili załamania okupacji działań zbrojnych o cechach powstania narodowego przeciwko władzy Niemiec i Austro-Węgier, nie zwracając uwagi na zupełny brak broni, olbrzymią dysproporcję sił, nawet przy założeniu samolikwidacji okupacji. Łudzono się możliwościami technicznej pomocy oraz osłonowych działań wojsk Ententy dla powstania. Komenda Naczelna POW przyjęła plan doprowadzenia do wystąpień powstańczych na tyłach niemieckich na Wschodzie.

Właściwy finał "gorących" dni lipca 1917 r. dopisały dla Komendanta wydarzenia u schyłku wojny, upadku monarchii Habsburgów i Hohenzollernów, rozpadu Austro-Węgier i pogrążenia Niemiec w chaosie rewolucyjnym.

W chwili zawieszenia broni sytuacja w Polsce i sąsiednich obszarach była bardzo skomplikowana. Duża część ziem polskich znajdowała się w rękach niemieckich. Wojska pokonanych Niemiec stały na wschodnich obrzeżach Polski, od Ukrainy aż po kraje bałtyckie. Groziła inwazja tych wycofujących się sił. Nie było już szans, aby wojska alianckie na Bałkanach zdążyły przybyć w sąsiedztwo Polski na wschodzie i zasłonić tamtejsze obszary przed przesuwającą się na zachód rewolucją bolszewicką wraz ustępującymi wojskami niemieckimi. Wolność mogła okazać się iluzją.

Niemcy uznawali zasadę niepodległości Polski ("na koszt Rosji") i przyjęli ją za podstawę swej polityki na wschodzie Europy. Jednakże w obliczu klęsk militarnych na zachodzie realna stawała się groźba załamania niemieckiego panowania na wschodzie i pochód rewolucji bolszewickiej przez ogarnięte falą wystąpień antyokupacjnych i społecznych obszary byłego imperium rosyjskiego. Niemcy mogły uratować od totalnego upadku i rozkładu przez rewolucję tylko odpowiednie działania polityczne. W rezultacie w Berlinie przyjęto koncepcję silnej zapory przeciw bolszewizmowi na przedpolach Niemiec - w Polsce, Łotwie, Litwie, Estonii oraz Ukrainie.

Polityka niemiecka w Królestwie Polskim prowadzona przez Beselera poniosła fiasko. Władze okupacyjne spodziewały się wybuchu powstania polskiego. Położenie Generał Gubernatorstwa Warszawskiego z każdym było trudniejsze do utrzymania i stawiało pod znakiem zapytania utrzymanie Polski w sferze wpływów niemieckich. Wydawało się, że kryzysowi w Polsce "zapobiec mógł tylko bohater narodowy Polaków - Piłsudski". Pierwszy zrozumiał to Konrad Gisbert von Romberg, poseł w Bernie, w przeszłości główny animator wysłania Lenina ze Szwajcarii w celu pogłębienia chaosu rosyjskiego i wyrwania Rosji z wojny. Teraz zamierzał spowodować zwolnienie Piłsudskiego z internowania. Sądził, że Komendant spacyfikuje nastroje społeczne i zabezpieczy interesy niemieckie w Polsce, na bazie wspólnego frontu przeciwko Rosji. Romberg polecił swemu referentowi spraw rosyjskich w poselstwie, hr. Kesslerowi, który znał wcześniej Piłsudskiego, przedstawienie planu w Berlinie. W efekcie rząd niemiecki posłał pospiesznie Kesslera do Magdeburga, żeby zorientował się, jaką rolę mógłby odegrać Piłsudski w Polsce po uwolnieniu i czy można było oczekiwać od niego "jakiejkolwiek pomocy".

Niezależnie od inicjatywy niemieckiej, z Warszawy do Berlina i Magdeburga miał jechać Świrski, wydelegowany 7 listopada 1918 r. przez POW z rozkazem przywiezienia Piłsudskiego i Sosnkowskiego. Wysłanie emisariusza stało się nieaktualne wobec decyzji władz niemieckich. Następnego dnia więźniowie wyszli na wolność. Uwalniał Piłsudskiego i Sosnkowskiego oficjalny przedstawiciel rządu Rzeszy Niemieckiej, hr. Kessler. Komendant dał wyraźnie do zrozumienia wysłannikowi kanclerza Maximiliana księcia von Baden, że pod jego kierownictwem odbudowujące się państwo polskie nie stanie do konfliktu z Niemcami, przede wszystkim z uwagi na wspólne niebezpieczeństwo ze strony bolszewickiej Rosji, pogrążonej się w chaosie wojny domowej. Wprawdzie nie był to stan postępującego rozkładu, ale chwilowo ten właśnie chaos rosyjski był jednym z głównych czynników genezy państwowości polskiej. Po raz pierwszy od dwustu lat sprawa polska rozstrzygała się pod nieobecność Rosji, w dużym stopniu za przyczyną Niemiec.

Toteż Kessler ocenił pozytywnie rozmowy z Komendantem. Oświadczył, że zdaje się na honor i patriotyzm Piłsudskiego, "które wskazują mu drogę pożądaną dla Niemiec, mianowicie drogę pokoju z Niemcami, po to, by zdobyć spokój dla rozbudowy wewnętrznej". Piłsudski wskazał, "że jest to tym słuszniejsze, ponieważ Polska nie potrzebuje rozstrzygać o swoich granicach, lecz otrzyma te granice od Ententy". Przedstawiciel niemiecki odparł, że "rozczłonkowanie Niemiec przez wydarcie im Prus Zachodnich wywołałoby ruch rewanżowy i irredentystyczny, który nie pozwoliłby Polsce ani Niemcom zaznać spokoju". Delegat niemiecki otrzymał również zapewnienie Piłsudskiego, że po powrocie do Polski użyje swoich wpływów, aby rozwiązać Generał-Gubernatorstwo na drodze pokojowej.

Komendant nie był do końca szczery w swoich zapewnieniach. Jego odpowiedzi wyrażały tendencję do zachowania neutralności wobec Niemiec oraz przeniesienia pełnej odpowiedzialności za wytyczenie granicy zachodniej Polski na mocarstwa koalicji, a przez to uzyskania możliwości osłony polityki polskiej w kwestii stosunków z Niemcami i ewentualnej wspólnej obrony przyznanych granic.

W Berlinie zapadły tymczasem decyzje o rozwiązaniu Generał-Gubernatorstwa Wojskowego i przekazaniu rządowi polskiemu administracji kraju. Piłsudski przybył do Warszawy rano 10 listopada 1918 r. Hindenburg potwierdził rozwiązanie okupacji, odwołał generał-gubernatora do Berlina. Beseler, symbol niemieckiej władzy okupacyjnej, opuszczał później stolicę "niesławnie, nocą, w ubraniu cywilnym" - notował później Kajetan Morawski, kierownik referatu niemieckiego w Departamencie Stanu Rady Regencyjnej.

Wieczorem tego samego dnia cała niemiecka władza wojskowa w Warszawie znalazła się w rękach Rad Żołnierskich. Piłsudski stał się panem sytuacji po wstępnych porozumieniach z Radami Żołnierskimi w nocy z 10 na 11 listopada. Rządy wojskowe w formie Rad Żołnierskich dawały pozór sprawowania rządów przez nową władzę w warunkach wzburzenia społecznego. Dlatego Piłsudski wzywał żołnierzy niemieckich do bezwarunkowego posłuchu dla Rady Żołnierskiej w Warszawie, gdyż -jak podkreślał - tylko w tym wypadku będą mogli szczęśliwie powrócić do swej ojczyzny. "Ja - mówił 11 XI 1918 r. na zebraniu niemieckiej Rady Żołnierskiej - jako przedstawiciel narodu polskiego, oświadczam wam, że naród polski za grzechy waszego rządu nad wami mścić się nie chce i nie będzie!". Już "dosyć krwi popłynęło, ani jednej kropli krwi więcej!". Żądam od was, żebyście się zachowywali zupełnie spokojnie i nie prowokowali więcej narodu polskiego, a wszyscy, jak jeden mąż, wrócicie do waszej ojczyzny".

Komendant uspokoił wzburzone nastroje. Przejęcie władzy mogło się odbyć na drodze pokojowej, bez niepotrzebnego rozlewu krwi. Siły polskie były za słabe. Niemcy bez żadnych przeszkód były w stanie zdławić ruch wolnościowy w Polsce pod pozorem likwidacji wystąpień społecznych (obsada wojskowa Generał-Gubernatorstwa Warszawskiego liczyła 80 000 żołnierzy, z czego w samej Warszawie stacjonowało 12 000 wojskowych, oraz 18 000 urzędników i służby pomocniczej; Naczelne Dowództwo Ober-Ostu w Kownie dysponowało 400 000 żołnierzy). Siły okupacji austro-węgierskiej były znacznie mniejsze, ale i one wystarczyłyby w zupełności do zdławienia ruchu polskiego.

Ustąpienie okupacji z obszarów Królestwa Polskiego dokonało się w niewielkim stopniu pod wpływem akcji polskiej, która ostatecznie nie przybrała form powstania narodowego, a miała tylko znamiona ograniczonego wystąpienia zbrojnego, jednakowoż pod zewnętrznym parasolem niemieckim, powstrzymywania reakcji na wystąpienia w Królestwie przez uzgodnienia polityczne. "Piłsudski przybył do Warszawy niestety zbyt późno - oceniał później Kessler wydarzenia w Polsce z punktu widzenia celów polityki niemieckiej - aby przeszkodzić owemu teatralnemu i niepotrzebnemu rozbrajaniu niemieckich wojsk przez gimnazjalistów i akademików, urosłych na bohaterów. Przybył jednak akurat w porę, ażeby powstrzymać zagrażający Polsce bolszewizm, którego zwycięstwo w Polsce mogłoby dać rewolucji niemieckiej całkowicie odmienny przebieg. Polska stałaby się mostem między Rosją i Niemcami, czemu zapobiegł Piłsudski przez swą olbrzymią popularność".

Po powrocie do Warszawy Piłsudski mógł wreszcie realizować swoje marzenia o niepodległym państwie, zamykając dwudziestopięcioletni okres walki o wolną Polskę, rozpoczęty wstąpieniem do Polskiej Partii Socjalistycznej w 1893 r. Pozwalał Niemcom osiągnąć jeden z głównych celów strategicznych w wojnie z Rosją - Polskę, jako zaporę przed imperializmem wielkiego wschodniego sąsiada. Sytuacja wydawała się przymusowa dla obu państw, chociaż pretensje do własnych wpływów zgłaszały również państwa Ententy. O ile jednak Niemcy szukali rozwiązań perspektywicznych dla stosunków z Polską, to Piłsudski dążył jedynie do rozstrzygnięcia problemów bieżących, nie ufając intencjom niemieckim. Utrzymywał pozory poprawnego układania stosunków z Niemcami, chcąc uniknąć rozlewu krwi przy likwidacji okupacji i przejmowaniu władzy w Królestwie Polskim. "Polska jest gotowa wejść w sojusz z państwami Ententy" - oceniał sytuację 30 XI 1918 r. - Dopóki tu Ententy nie ma, jesteśmy słabsi i w wielu wypadkach zdani na łaskę". Niemcy i Rosję bolszewicką traktował w jednakowym stopniu jako siły wrogie, "z pozostałością wpływu na Polskę", którym początkowo mógł przeciwstawić zaledwie 4 000 żołnierzy Wojska Polskiego.

Z takim bagażem doświadczeń historycznych Piłsudski angażował politykę odrodzonej Polski w konflikty powojennej Europy. Wytworzony w wyniku I wojny światowej układ sił w środkowej i wschodniej Europie stwarzał możliwości dla odrodzenia państwa polskiego. Warunki, w których Polska miała na nowo rozpocząć swój niepodległy byt okazały się szczególnie trudne. Należało bronić odbudowy Polski. Trwałość państwa zależała od właściwego wytyczenia kierunku polityki polskiej, przede wszystkim w zakresie stosunków z Niemcami i Rosją sowiecką.

Wojenne plany i nadzieje Piłsudskiego nie sprawdziły się literalnie, ale potwierdziły się później w swej istocie - wojna pozostawiła w stanie utajonym główne konflikty, które spowodowały kryzys międzynarodowy latem 1914 r.; przegrane Niemcy i Rosja dążyły do rewanżu i zawojowania Europy, w bliższej perspektywie Polska zdobyła się na wysiłek zbrojny dla obrony niepodległości i powstrzymała najazd bolszewicki 1919-1920 r.

 

 

Zamknięcie

 

Państwa i narody, które na podstawie kłamstwa, na podstawie negowania prawdy podają myśl polityczną, dążą do zguby. Takie państwo zbliża się ku upadkowi.

Józef Piłsudski

 

Próba bilansu

Piłsudski był wielkim politykiem. Jego zasługi dla odbudowy Polski są szeroko znane. Istnieje jednakże ciemna strona tej walki. Rzeczywistość bowiem była bardziej złożona. Przechowały się dokumenty jednoznacznie świadczące o tym, że miał bezpośrednią łączność z urzędami wywiadu Japonii, Austro-Węgier i Niemiec. Dokumentacja ta odsłania różne strony tego samego zagadnienia - wykorzystywania powiązań wywiadowczych do celów politycznych. Istota i przebieg tych kontaktów ze sztabami japońskim, austriackim i niemieckim wskazuje ponad wszelką wątpliwość na ich ściśle wywiadowczy i specjalny charakter. Piłsudski wysyłał w najdalsze zakątki Rosji swoich emisariuszy i wywiadowców, którzy zdobywali informacje wojskowe dla Japonii, Austro-Węgier i Niemiec.

Nie można jednak powiedzieć, że Piłsudskiemu leżały szczególnie na sercu interesy tych państw. Nie zrobił nic przeciwko interesowi Polski. Istniały granice, których nigdy nie przekraczał, chociaż współpraca wywiadowcza stanowiła najgłębszy podkład jego ważniejszych decyzji politycznych, a podejmowane działania wypływały z możliwości praktycznych, które tworzyły te kontakty. Posługiwał się powiązaniami wywiadowczymi dla osiągnięcia własnych celów, z korzyścią dla spraw polskich. Dążył do niepodległości Polski i dla realizacji tej idei wykorzystywał wszelkie możliwe środki. Wykazywał wyjątkową konsekwencję, determinację i bezwzględność w realizacji podejmowanych zamierzeń, łamiąc przyjęte powszechnie normy i zwyczaje polityczne, nie tylko przez tajne powiązania i protekcje, ale także sam charakter działalności politycznej, jawnej i konspiracyjnej.

Kierował się zawsze pragmatyzmem, który łączył z wyczuciem momentu historycznego, pozwalającego wykorzystać we właściwy sposób koniunkturę polityczną. Jego działania w latach 1904-1918 to pokaz kunsztu polityka, uczestnika wielkiej politycznej gry mocarstw, który tak mało mając w ręku atutów, potrafił sprawić, że liczyli się z nim i ze sprawą Polski możni tego świata. To była gra wywiadów, które właśnie wtedy, na początku XX w., pokazały swoją wielką siłę i możliwości sprawcze. Umiał włączyć się w wielkie procesy historyczne ewolucji sytuacji międzynarodowej, antagonizowania się stosunków między zaborcami i upodmiotowienia sprawy polskiej w aspekcie ogólnej polityki niemieckiej i austriackiej. Przyczynił się bezpośrednio do odnowienia w polityce austro-niemieckiej koncepcji wykorzystania polskiej irredenty antyrosyjskiej. W ruchu socjalistycznym, a później strzeleckim i legionowym kierował się swoimi własnymi wizjami politycznymi, które utożsamiał z programem niepodległości. Jego ogromną, osobistą zasługą było wprowadzenie do polityki polskiej zagadnienia konieczności podjęcia "walki czynnej'' przeciwko niewoli. Piłsudski zrywał z tradycją bierności epoki popowstaniowej oraz podporządkowania polskich interesów narodowych i politycznych władzy zaborców. Gotów był użyć każdego środka i iść na wszelkie kompromisy, by spowodować jakiś fakt dokonany, posuwający naprzód sprawę odbudowy państwa polskiego. Kierował się zasadą, której dał wyraz w komentarzu do przyjęcia przez obóz niepodległościowy programu aktu 5 listopada 1916 roku: "Armia polska równie potrzebna jest Niemcom - mówił 6 I 1917 r. w wywiadzie dla 'Tygodnika Ilustrowanego' -jak nam. Powinien jednak przede wszystkim wystarczyć fakt, że jest ona właśnie nam potrzebną".

Inaczej być nie mogło. Taka jest rzeczywistość polityki w nowszych czasach. Kiedy do tego jest się przedmiotem polityki w ręku innych, nie ma innego wyboru, dopóki przeciwnik reprezentuje siłę i władzę. Można powiedzieć: "cel uświęca środki!" Liczył się ostateczny rezultat. W tym kontekście współpraca z zaborcami stawała się narzędziem realizacji własnego programu, niezależnie od tego, że wówczas Piłsudski był jednym z trybów machiny wywiadowczej Austro-Węgier i Niemiec. Niewiele osób wiedziało, że za organizacjami niepodległościowymi Piłsudskiego stały rządy i służby wywiadu obu monarchii. Łańcuch zewnętrznych zależności wywiadowczych prowadził zawsze od Piłsudskiego do podległych mu struktur konspiracji.

Piłsudski dla służb wywiadu Japonii, Austro-Węgier i Niemiec był w owych czasach ich specjalnym, poufnym współpracownikiem. Cele tej współpracy wyznaczały zamierzenia polityczne tych państw, ale bieżące kontakty utrzymywano na płaszczyźnie stricte wywiadowczej. Gorzka to być może prawda, ale fakty są nieugięte. Piłsudski działał w tajnym porozumieniu i został bezpośrednio włączony w system wywiadów tych państw, zgodnie z klasycznymi schematami, na zasadzie specjalnego kontaktu agenturalnego tajnych służb, które ustalały zasady współpracy i reguły gry. Prawda o zapleczu ruchu Piłsudskiego, zwłaszcza w jego kulminacyjnym punkcie - wymarszu 1 Kadrowej z krakowskich Oleandrów do Królestwa Polskiego rankiem 6 sierpnia 1914 r. może wydawać się szokująca w kontekście uświęconej tradycji tego epizodu walki Polaków o niepodległość. Pomoc dla politycznych i wojskowych poczynań Piłsudskiego i reprezentowanych przez niego ugrupowań wynikała z polityki tych państw, popierania ruchów rewolucyjnych, jako siły odśrodkowej w Rosji. Wspólne dla obu stron było utrzymywanie i rozwijanie poufnych kontaktów jako metody realizowania celów politycznych. Sam Piłsudski używał powiązań wywiadowczych jako narzędzia otwierającego możliwości praktycznego działania politycznego.

W okresie rewolucji 1905 roku Japończycy organizowali na dużą skalę dywersję polityczną o cechach agentury wpływu, jako czynnik destrukcji na wrogim terenie. Służby Kempeitai starały się włączyć do współpracy dywersyjno-wywiadowczej radykalną opozycję w Rosji, wspomagając ją materialnie. Pieniądze szły przede wszystkim na zakup broni oraz na akcje propagandowe. Zakładano, że wystąpienia rewolucjonistów i mniejszości narodowych wstrząsną podstawami państwa carów, co miało spowodować zamęt w armii rosyjskiej i osłabić potęgę militarną Rosji na Dalekim Wschodzie, a przynajmniej przeszkodzić mobilizacji i wysłaniu wojsk z europejskiej części imperium do Mandżurii.

Dla realizacji tych celów Japończycy podjęli kontakt m.in. z PPS. Nawiązana przez Piłsudskiego nić współpracy z wywiadem japońskim była aktem luźnego porozumienia o świadczeniu wzajemnych usług, bez zobowiązań politycznych ze strony Japonii. Na rozciągnięcie sieci wywiadowczej wewnątrz Rosji, a przede wszystkim za podjęcie dywersji politycznej przeciwko caratowi Japończycy udzielili Polskiej Partii Socjalistycznej dość znacznej pomocy finansowej i technicznej. W ograniczonym zakresie PPS została zobowiązana do dostarczania informacji o charakterze wywiadowczym. Piłsudski zamierzał nadać współpracy wywiadowczej o wiele głębszy charakter, ale Japończycy nie mogli, albo nie chcieli wiązać się politycznie pomocą polską, głównie przez wzgląd na interesy Niemiec i Austro-Węgier. Sprawa Polski leżała daleko poza sferą bezpośredniego zaangażowania polityki japońskiej. Otwarte wypowiedzenie się rządu tokijskiego w kwestii polskiej nie niosłoby za sobą realnych skutków, nie było nawet możliwe ze względu na bliskie stosunki z Niemcami i ciążenie do ściślejszego porozumienia obu państw. Mimo to, Japończycy wspierali niemal bez ograniczeń rozwój ruchu rewolucyjnego w Królestwie Polskim. Najwięcej środków materialnych przeznaczali na zbrojne akcje PPS.

Nieco inaczej rzecz wyglądała na terenach, gdzie nie było ograniczeń politycznych w popieraniu rosyjskich dążeń odśrodkowych przez Japonię, jak np. w Finlandii. Tutaj Japończycy dążyli do możliwie najściślejszych związków na zasadzie bezpośrednich powiązań wywiadowczych. Główny negocjator fiński, Konni Zilliacus odmówił jednak roli konfidenta służb wywiadu Japonii, ale zgodził się dostarczać wiadomości polityczne i współpracować w organizowaniu dywersji i ruchów zbrojnych wewnątrz Rosji.

Przywódca PPS zabiegał o pieniądze i pomoc techniczną dla akcji PPS na terenie Rosji, opierając się na prowadzonych kontaktach wywiadowczych polsko-japońskich. Wsparcie polityczne miało wymiar czysto materialny. Pieniądze znaczyły więcej niż papierowe deklaracje. Kasa partyjna była pusta. Uzyskane środki materialne pozwalały na praktyczne działanie, w dużym stopniu dawały rzeczywiste możliwości rozwinięcia planów akcji zbrojnej. Japończycy odmówili jednak zawarcia ściślejszej umowy wywiadowczej. Piłsudski nie wykorzystał wszystkich potencjalnych możliwości, które dla podjętej walki rewolucyjnej z Rosją dawała tajna współpraca z Japonią. Mógł zapewne uzyskać wielokrotnie większą pomoc materialną, gdyby nie kłopoty organizacyjne i brak koordynacji w kierownictwie PPS oraz nadmierna centralizacja jego decyzji, a także niewłaściwa ocena rzeczywistych możliwości Japonii wspierania ruchów odśrodkowych w Rosji. Przywódca PPS sądził, że porozumienie wywiadowcze będzie umożliwiało realizację celów politycznych ruchu polskiego w Rosji. Chociaż Piłsudski wyszedł z inicjatywą stworzenia własnej agentury na potrzeby Kempeitai, to Japończycy nie widzieli w nim swojego agenta. Podtrzymywali współpracę ściśle wywiadowczą tylko w niezbędnym zakresie, dla utrzymania stałej łączności i podkreślenia wspólnoty interesów przy realizacji zbieżnych celów politycznych. Ten wywiadowczy mechanizm zależności wzajemnych kontaktów znacznie rozwinęli potem Austriacy i Niemcy.

Najdalej szły kontakty Piłsudskiego z tajnymi służbami Austro-Węgier i Niemiec, które zamierzały wykorzystać doświadczenia japońskie przy podjęciu współpracy z grupami rewolucyjnymi, występującymi przeciwko caratowi. Wypracowaną przez Japończyków formułę prowadzenia agentury zbiorowej uzupełniono o elementy wspomagania politycznego i logistycznego podejmowanych przy jej pomocy akcji specjalnych, jako podpory właściwych działań rozpoznawczych wywiadu oraz planowania operacji militarnych. W tak określonych ramach współpraca z wywiadem austriackim i niemieckim warunkowała okresowo działalność polityczną i wojskową Komendanta. W Wiedniu i w Berlinie zapadały podstawowe decyzje w jego sprawie. Wywiad tych państw tworzył praktyczne możliwości działania ruchowi niepodległościowemu w latach 1908-1914, jako swoiście pojmowanej dywersji rewolucyjno-insurekcyjnej. Główne założenia planu zrewolucjonizowania Rosji na wypadek wojny powstały w Berlinie. Fazę wykonawczą tego planu w zakresie spraw polskich przejął wywiad austriacki. Za pośrednictwem Biura Ewidencyjnego w Wiedniu realizowano cele strategiczne Niemiec odbudowy państwa polskiego jako zapory przeciwko Rosji. Ruch niepodległościowy Piłsudskiego miał tworzyć przedpole do zmian politycznych w Królestwie Polskim, torując drogę dla wpływów niemieckich w nowej Polsce, jako alternatywy dotychczasowej dominacji rosyjskiej w Europie Środkowo-Wschodniej.

Całą operacją kierował osobiście szef sekcji wywiadu w Biurze Ewidencyjnym, Maximilian Ronge. Piłsudski wszedł bezpośrednio w struktury wywiadu Austro-Węgier, jak dwie inne zbiorowe agentury, tworzone przez Biuro Ewidencyjne na wypadek konfliktu z Rosją - rosyjskich Żydów oraz Partii Socjalistów-Rewolucjonistów. Wspieranie polskiego ruchu zbrojnego, wykorzystywanie go do celów wywiadowczych i dywersyjnych było świadomie zaplanowaną operacją, prowadzoną przez centralę wywiadu w Wiedniu. Pomoc dla politycznych i wojskowych poczynań Piłsudskiego i reprezentowanych przez niego ugrupowań wynikała również z konieczności kontroli jego postępowania i trzymania w ryzach polskich dążeń wolnościowych.

Kiedy Piłsudski działał na zlecenie służb wywiadu Austro-Węgier, Ronge mógł określać go swoim agentem. Komendant był współpracownikiem Evidenzbureau o skrywanej tożsamości dla centralnej ewidencji konfidentów. O jego powiązaniach wywiadowczych wiedziała tylko garstka oficerów sztabowych. Bieżący kontakt operacyjny z Piłsudskim prowadzili delegowani oficerowie Sztabu Generalnego - szefowie ośrodków wywiadowczych we Lwowie i w Krakowie, na swoim poziomie wtajemniczenia w operację centrali wiedeńskiej. Nie było mowy o samodzielnej akcji kierowników ekspozytur HK-Stelle w Galicji. Wywiad Biura Ewidencyjnego, jak każdy inny, sterowany był centralnie i chroniony przed możliwością powstania niezależnych odgałęzień, nad którymi łatwo mogły przejąć kontrolę służby kontrwywiadu wroga. Formowane przez Austriaków w Galicji oddziały paramilitarne miały stać się zaczynem ruchów rewolucyjnych w Królestwie Polskim po wybuchu wojny i świadczyć o tendencjach powstańczych Polaków przeciw Rosji. Bezpośrednie stosunki z wywiadem niemieckim nie wyszły poza fazę wstępnych uzgodnień przy tworzeniu Polskiej Organizacji Narodowej na jesieni 1914 r. i zostały zerwane przez Niemców.

Te właśnie aspekty wywiadowcze, jako podstawowe czynniki współpracy ze sztabami wojskowymi Japonii, Austro-Węgier i Niemiec, pozwalały następnie osiągnąć Piłsudskiemu sukcesy polityczne. Zwłaszcza bez poparcia austriackiego i niemieckiego byłby Komendant pozbawiony praktycznych możliwości działania. Nie musiałby zapewne uciekać się do tych metod, gdyby dla swojego programu irredenty dostrzegł inną perspektywę rozwoju, a przede wszystkim uzyskał wyraźne poparcie polityczne oraz pomoc materialną ze strony społeczeństwa polskiego. Ogólna wymowa opisywanych wydarzeń w niczym też nie umniejsza historycznej roli i znaczenia Piłsudskiego w procesie odbudowy Polski, a później kierowania państwem, a czyni jego politykę zrozumiałą, przynajmniej w omawianym zakresie tematycznym.

Gra toczy się dalej

Włączenie do prac wywiadu czynnika politycznego rodziło nowe doświadczenia, ale również implikowało dodatkowe zależności dla władz reprezentowanego państwa oraz angażowanych grup, wprowadzając nadrzędność decyzji politycznej nad wymogami służby. Współpraca wywiadowcza Piłsudskiego wyzwoliła określone mechanizmy polityczne, z następstwami których należało się bezwzględnie liczyć, pomijając inne, subiektywne i obiektywne warunki kształtowania się niepodległości oraz racji stanu Polski, które nie wiązały się bezpośrednio z opisywanym zagadnieniem. Jego działalność przed 1918 r. wspierała pozytywne siły i dążenia w polityce Rzeszy Niemieckiej, poszukiwania zbliżenia z nową Polską i przezwyciężania różnych wzajemnych uprzedzeń. Odchodzenie od litery dawnych porozumień powstrzymywało te procesy. Piłsudski w dużym stopniu angażował się w nie i, czy tego chciał lub nie, ponosił osobiście odpowiedzialność za następstwa absorbowania na kierunku niemieckim polityki polskiej, obciążonej konsekwencjami jego własnych zaszłości.

Właściwa ocena omawianych w pracy elementów tożsamości politycznej II Rzeczypospolitej zawierała w sobie określenie podstaw bezpieczeństwa państwa. Podejmowana w przeszłości współpraca wywiadowcza odzwierciedlała bowiem określone dążenia polityczne. Możliwości polityki polskiej w dużym stopniu wynikały z konsekwencji wytworzonego układu sił w strefie jej bezpośredniej aktywności. Gdy nie ma jasnych kryteriów racji stanu państwa, niemożliwe staje się wskazanie istotnych kierunków zagrożeń. W odbudowanej Polsce nie dokonano w zasadzie bliższego wejrzenia w kwestie merytoryczne wiarygodności politycznej elit rządzących, rozpatrywane na styku dwóch rzeczywistości, w zakresie konsekwencji obcych wpływów w genezie niepodległości, jak również dla aktualnego interesu państwa i polityki rządu. Przy definiowaniu racji stanu opierano się więc na iluzjach, co prowadziło do zakłamania najważniejszych obszarów życia politycznego państwa. Wyjaśnienie dawnych zależności wywiadowczych, w perspektywie ich dalekosiężnych tendencji i następstw, rozjaśniłoby istotnie horyzont polityczny w niepodległej Polsce, nie przeceniając wszakże ich realnego znaczenia.

Dodatkowo, brak rozliczeń z przeszłością, opieranie się przy budowie Oddziału II Sztabu Generalnego na siłach, które obciążała współpraca wywiadowcza z obcymi, ze wszystkimi tego konsekwencjami dla polskiego życia politycznego, ale z pominięciem fachowych sil oraz tajnych aktywów państw zaborczych, które mogły odziedziczyć służby specjalne odradzającej się Polski, sprawiły, że od samego początku swej działalności były one słabe, podatne na wpływy polityczne i uzależnione w podejmowanych pracach merytorycznych od aktualnego układu władzy. "Tajemnicą poliszynela jest - pisał anonimowy autor o zadaniach wywiadu w okresie wojny polsko-sowieckiej 1920 r. - wybitnie partyjny skład całej służby wywiadowczej wojskowej, skutkiem czego jest ona przedmiotem bezustannych ataków strony przeciwnej, co trwać będzie do momentu skoncentrowania w tej służbie żywiołów fachowych, stojących na stanowisku obrony interesów państwowych i potrafiących obserwować całość życia partyjnego i społecznego, bez względu na skłonności i różnice partyjne".

Piłsudski zdawał sobie sprawę z omawianych zagrożeń, czemu dał wyraz w słynnym przemówieniu 7 sierpnia 1927 r. na Zjeździe Legionistów w Kaliszu. Chyba najlepiej ze wszystkich rozumiał wagę własnych słów o wpływie na życie polskie "obcych agentur". Przez długie lata ocierał się o to zagadnienie, dążąc do prowadzenia ruchu odbudowy Polski według własnego scenariusza. "Nie dziwię się więc wcale - mówił - że do nas agentury się przyczepiły i że, obserwując nas, szły krok w krok za nami agentury obcych państw, agentury płatne, bo innej agentury świat nie posiada. Mieliśmy, naturalnie, agenturę obcą jednego z państw zaborczych, a wobec tego, że praca nasza, gdyśmy szli przelewać krew za Polskę, nie mogła nie przeczyć w różnym stopniu interesom państw zaborczych, które chciały, aby przelewano krew tylko za nie, a nie za co innego, agentura musiała stanąć w sprzeczności z naszymi dążeniami, musiała w interesach zaborcy nam szkodzić, aby nas w dążeniu do wielkości zatrzymać, aby nas usunąć od wielkości, aby krew przelana za Polskę nie była za wielką dla interesów zaborców. Stąd płynie to ciągłe szukanie ze strony zaborcy, ze strony jego agentur sposobu odebrania nam w miarę możliwości tych cech, które by nas charakteryzowały jako przelewających krew jedynie za Polskę, a nie za co innego. [...] W parze z tą agenturą austriacką szła agentura inna, agentura rosyjska, to jest tego państwa, z którym Austria i myśmy walczyli. Szła akurat w tym samym kierunku, także płatna, także czyniąca to, co obcy zaborca od niej wymagał, pracująca nad obniżeniem naszej pracy, brukająca nas słowami, określeniami, abyśmy pociągającymi dla swoich rodaków nie byli. [...] Świat agentury odniósł zwycięstwo i to wtedy, gdy wyzyskanie sytuacji dla Polski stało się możliwe. I pod tym względem, powtarzam, nie ma różnicy pomiędzy światem agentur po tej stronie drutu czy po tamtej. Świat agentury szedł tą samą drogą, gdyż interesy zaborców w stosunku do Polski były jedne i te same czy po tej stronie drutu, czy po innej: jeżeli trzeba, żeby było coś z Polski, to niech to będzie jak najmniejsze, niech to będzie najmniej poważne i znaczne". Zwyczajni zdrajcy interesu polskiego nie mogli więc znaleźć rozgrzeszenia. "Do pracy - kontynuował - związanej z wyzyskaniem tej wielkiej prawdy narastania sprawy polskiej idzie, moi panowie, tylko agentura. Polska jest mocno od tej pracy odsunięta. Agentury były wygodne. Agentura bowiem polega na tym, że jeżeli kto płaci, to służby za zapłatę wymaga i nie ma w czasie wojny, gdy panują dzikie prawa wojenne, prawa odmowy, gdy człowiek jest zapłacony. [...] Gdy przyszły historyk dostęp mieć będzie do tajnych archiwów poszczególnych państw - bo i te czasy zawsze nadchodzą - wtedy ujawnione będą być mogły 'dossiers', bo to tak technicznie się nazywa, każdego z płatnych agentów. [...] W tych 'dossiers' znajdziecie nazwiska wielu waszych znajomych. Pracowano bowiem wtedy, rzucając sowicie pieniędzmi, jako systemem najtańszym wykpienia się ze sprawy polskiej, systemem, który państwo mniej kosztował, który, cynicznie mówiąc, był po prostu interesem.  M ó w i ę  j a k o  c z ł o w i e k,  k t ó r y  w i e,  j a k a  j e s t  c e n a,  k t ó r ą  s i ę  z a  t e  r z e c z y  p ł a c i  [podkreśl. moje - R. Ś.]". Być może nawiązywał tutaj do konsekwencji własnych doświadczeń podjęcia współpracy wywiadowczej z Austriakami.

Wypracowane w przeszłości metody pracy wywiadu stały się bardzo przydatne po wojnie. "Szukano bolączek państwa i rzucano agentury na to - kontynuował - aby znalazły sposób uderzenia w miejsce, gdzie boli, gdzie dostępu nie ma często bagnet, gdzie dostępu nie ma kula. Starano się zepsuć mechanikę państwa, z którym się walczyło, wprowadzając w nie coraz silniejszy rozkład. Przy ogólnym zmęczeniu wojennym szukano raczej rozkładu wewnętrznego przeciwnika i dlatego rzucano swych agentów w najbardziej bolesne dla państw walczących miejsca. [...] Mogę panom powiedzieć, że system moich kalkulacji zawsze rozbijał się nie o co innego, jak o tę siłę agentur obcych, płatnych przez obcych dla szkodzenia Polsce, aby nie była ona zbyt silna, aby nie miała tej siły, jaką mogłaby mieć w tej czy innej chwili. [...] Lecz zwycięstwa nad agenturami nie odnieśliśmy wcale. Agentury, jak jakieś przekleństwo idą dalej bok w bok i krok w krok. Moi panowie, gdym wziął za temat tę prawdę, wybrałem ją rozmyślnie i nie dla czego innego, jak dlatego, aby kropkę nad 'i' postawić, aby nie było powiedziane, że my musimy menażować prawdy agentury. Polskę, być może, czekają i ciężkie przeżycia. Podczas kryzysów - powtarzam - strzeżcie się agentur. Idźcie swoją drogą, służąc jedynie Polsce, miłując tylko Polskę i nienawidząc tych, co służą obcym".

Szkoda, że wypowiedź Piłsudskiego miała tak enigmatyczny charakter, zawężony do ogólnych obserwacji zewnętrznych zależności podejmowanych w kraju akcji politycznych. Wyrażała jednak pewną zasadę sposobu oddziaływania wobec Polski, głównie przez sąsiadujące mocarstwa, jako stały motyw w ich polityce, promującej własne interesy przez wpływanie od wewnątrz na sytuację w kraju. O ile jednak rozwijanie lub pogłębianie tendencji antyrosyjskich w polityce międzynarodowej podbudowywało polskie dążenia do restytucji państwa, to przeciwne im działania, podejmowane przez Rosję, miały zawsze antypolski charakter, wprowadzały elementy i mechanizmy destrukcji do ruchu wolnościowego we wszystkich zaborach.

Niniejsza praca może stanowić szeroki komentarz do wypowiedzi Piłsudskiego i moment refleksji, której w tamtych czasach zabrakło. Właściwie nawiązał tylko do jednego motywu, zmagania się, w dosłownym tego słowa znaczeniu, z wpływami obcych mu agentur. Słowa Piłsudskiego zawierały wiele gorzkiej prawdy, ale i wiele fałszu. Opinia publiczna bowiem w ogóle nie orientowała się w charakterze jego powiązań wywiadowczych oraz zewnętrznych wpływów na ruch niepodległościowy. Prawda była skrzętnie ukrywana. Komendant przemilczał własne doświadczenia w tym względzie. Wyraźnie rozgraniczał tylko działalność szpiegowską prowadzoną przeciwko Polsce od dość mgliście zasugerowanej konieczności kompromisu z tajnymi służbami Austro-Węgier w okresie strzelecko-legionowym.

Można przypuszczać, że Piłsudski celowo wywołał ten problem, zostawiając go do rozstrzygnięcia historykom. Zwyciężyły doraźne względy. Racje i decyzje polityczne ważyły na utrzymywaniu tajemnicy dawnych tajnych porozumień. Dla kruchych fundamentów II Rzeczypospolitej prawda o tym mogła spowodować groźny wstrząs państwa. Należy również odnotować, że Pierwszy Marszałek Polski był znakomitym propagandzistą. W swych licznych wystąpieniach publicznych nader często, w całkowicie dowolny sposób interpretował swe przeszłe działania.

Z drugiej jednak strony, niemożność właściwej weryfikacji procesów, które doprowadziły do niepodległości usuwała grunt dla pełnego określenia tożsamości politycznej, co ograniczało horyzont rzeczywistych uwarunkowań, zagrożeń, a przede wszystkim pozytywnych elementów w sytuacji międzynarodowej dla polityki polskiej. W tym punkcie budowanie racji stanu państwa opierano na fałszywych przesłankach. Z perspektywy późniejszych tragicznych doświadczeń wojennych ocena tej decyzji musi być krytyczna.

Piłsudski nie umiał przezwyciężyć w polityce polskiej negatywnych stereotypów wobec Niemiec, a przy tym brakowało konsekwencji w zwalczaniu Rosji i jej wpływów. Uciekał od definitywnego rozstrzygnięcia historycznego dylematu ułożenia stosunków dla odrodzonej Polski na Wschodzie i Zachodzie, co w dużym stopniu można złożyć na karb warunków obiektywnych i ogólnej słabości państwa w konfrontacji z potencjałami tych sił, które angażowały się w stosunki z Polską. Pochodną takich zaniechań było również pogłębianie konfliktu interesów w państwie, wynikającego z niespójności jego polityki wobec sąsiadów, a zwłaszcza Niemiec.

Rządy II Rzeczypospolitej unikały przyjęcia pełnej odpowiedzialności za swoje zaangażowanie na głównych kierunkach określenia racji stanu państwa. Polityka balansowania między interesem Niemiec i Związku Radzieckiego a odciążającym ten układ dążeniem do zagwarantowania bezpieczeństwa Polski przez Francję i Wielką Brytanię była zgubna. Polska okazała się za słaba do prowadzenia samodzielnej polityki utrzymania równowagi w stosunkach z Niemcami i Związkiem Radzieckim. Budowanie zbliżenia z Niemcami okazało się fikcją, uwzględniając tylko subiektywną rolę czynnika polskiego. Nie chodziło bynajmniej o przyjęcie dyktatu niemieckiego. Dyplomacja polska miała dużą swobodę manewru, a wybrano scenariusz najgorszy z możliwych. Być może Polska straciła przez to szansę pokojowego rozładowania napięć w stosunkach z Niemcami na przełomie 1938/1939 r. Oglądanie się na interesy Francji i Wielkiej Brytanii prowadziło do wojny, gdyż polityka zachodnich aliantów Polski nie potrafiła skutecznie przeciwstawić się imperializmowi III Rzeszy oraz ZSRR, a także przełamać własnych dążeń hegemonistycznych w Europie.

W Warszawie od 1934 r. udawano jedynie zbliżenie polityczne z Niemcami. Nie można więc obwiniać specjalnie Francji i Wielkiej Brytanii za pozorowanie ochrony bezpieczeństwa Polski. Rząd polski znalazł się w końcu we własnej pułapce, jak ongiś Piłsudski przy uwięzieniu w Magdeburgu. Polityka, podobnie jak inne dziedziny życia społecznego, rządzi się swoimi prawami i regułami. Nie można na dłuższą metę symulować, że podbudowywuje się zainicjowane procesy łączące różne grupy wspólnych interesów, gdy w rzeczywistości unika się czynnego zaangażowania w ich rozwijanie i szukania pozytywnych rozwiązań pojawiających się problemów. Kryzys w polityce europejskiej u schyłku lat trzydziestych miał swoje głębokie i złożone przyczyny, które rozkładały się na różne państwa, ale należało zrobić wszystko, aby nie poddać się biernie nastrojom wojennym i nie dopuścić do otwartego konfliktu. Przy tym zupełnie inną kwestię stanowi określenie odpowiedzialności polityki niemieckiej za ostateczny finał wzajemnych stosunków z II Rzeczypospolitą. W każdym wypadku wybuch wojny oznaczał katastrofę dla Polski.

Dorobek polityczny Piłsudskiego jest olbrzymi. Wiele z jego dokonań i wypowiedzi należy traktować w kategoriach przesłania i nauki na przyszłość. Swoją klasą wyrastał ponad współczesnych polityków w Polsce. Tylko w niewielkim stopniu mógł realizować swoje zamiary poza dążeniami tych grup społeczeństwa, które długo nie potrafiły otrząsnąć się z przywar historii - nazbyt często poddając się anarchizującym wpływom lewicy oraz konserwatyzmu w jego ciasnej, chłopskiej lub ziemiańskiej formule, sprowadzając konflikty polityczne niemal wyłącznie do zagadnienia obrony interesów społecznych - albo też ulegały prawicowo-nacjonalistyczym fobiom w wydaniu chadeckim. Dlatego pozostawał "solą w oku" zarówno dla lewicy jak i prawicy. Nie godził się na taką alternatywę rządów w Polsce. Pociągało to za sobą indoktrynację życia politycznego w państwie i ograniczenia demokracji, której podstawowe założenia funkcjonowały zresztą w formie pustych deklaracji i nie odpowiadały polskim warunkom.

Pierwszy Marszałek Polski uprawiał politykę, która odpowiadała panującym wówczas stosunkom i na miarę realnych możliwości. Popełniał poważne błędy i ponosił porażki, jak każdy polityk. Borykał się z wieloma naturalnymi przeciwnościami przy prowadzeniu działalności politycznej w warunkach braku własnego państwa, bardzo często napotykał na swojej drodze bariery, których nie mógł przekroczyć, co w konsekwencji uniemożliwiało mu urzeczywistnienie wszystkich jego pragnień oraz własnej wizji wolnej Polski. Miara dokonań była jednak dużo większa od niepowodzeń. Dzieło, które pozostawił po sobie, jest ogromne, lecz wciąż kryje wiele niezbadanych tajemnic.







Józef Piłsudski i obce wywiady