Barbara N. Łopieńska

Łapa w łapę

 

 

Co dziesiąty treser ginie na arenie. Kilka lat temu zginęła koleżanka, Rumunka. Potknęła się, tygrys zeskoczył ze stołka, chwycił ją za kark i za pierwszym chwytem zagryzł. Potem odwrócił role: usadzał ją na swoim stołku; ona spadała, on usadzał, ona spadała, on usadzał.

Pani Halina Mozesowa ma dwie blizny - jedną na szyi, drugą na głowie. Obie od zębów Amura.

Wenusa stawia ponad wszystkie tygrysy. Co powie, to dla Wenusa jest święte. Bardzo posłuszny, choć nie wykazuje zbyt wielkich zdolności artystycznych. Najstarszy, największy i rządzi całą grupą. Naprawdę bardzo inteligentny tygrys.

Boy to straszny leń. Tylko jeden trik z nim wychodzi - pieszczoty.

Z Neptunem jest problem. Młody tygrys i pozostałe nie chcą go przyjąć do grupy. Uważają, że jeszcze nie dorósł.

Romeo - zdolny, ale zaczyna jej robić niespodzianki. Widać starzeje się, a tygrys robi się na starość złośliwy.

Prinz. Zdolny tygrys i wyczuwa intencje. Ale bardzo dziki.

Radża - ten sam charakter. Wyciąga do niej łapy, chce ugryźć, ale ona wcale się go nie boi.

Mars najwięcej pracuje. Jest bardzo skoczny i lubi skakać przez inne tygrysy. Robi najwięcej trików i piramid.

Hasan jest bratem Wenusa i jego przeciwieństwem. Najmniejszy i najgłupszy. Ciągle zaczyna z innymi tygrysami, a potem płacze: uszy spuszczone, oczka przymrużone. Chciałby zdobyć choć trzecie czy czwarte miejsce za Wenusem, ale jest za słaby. Waży tylko dwieście pięćdziesiąt kilo. Chciałby zrobić karierę i nie rozumie, że mu się nie uda. No, kompletnie to do niego nie dociera.

W sumie wszystkie są wredne. Treserka Halina Mozesowa wychowała cztery tygrysy od małego, ale ich także nie jest pewna. Więc choć charakter ma uczuciowy, można powiedzieć, że uczuciowa jest ponad wszystko, to musi być i stanowcza zarazem.

- My treserzy wychodzimy z założenia, że jeśli tylko raz popuścimy zwierzęciu, to ono znów spróbuje. Trzeba tygrysy tak nieustępliwie ćwiczyć, żeby zrozumiały, że treser jest od nich silniejszy.

Centralka to duża klatka, którą ustawia się na arenie: miejsce pracy tygrysów w czasie rannych prób i wieczornych występów.

W centralce ustawia się tresurę.

Na początku trzeba wpuścić wszystkie tygrysy i niech tak siedzą. Po kilku dniach wejść z drewnianymi widłami. Spróbuje zaatakować - nadstawić widły. Niech wie. Potem trzy kroki do przodu. Jeśli tygrys nie atakuje, tylko kurczy się pod taboretem, to teraz trzeba mu pokazać, gdzie jego miejsce. Za pomocą pięciu deka mięsa na długim kiju należy wciągnąć tygrysa na taboret. Kiedy zrozumie, że treser wymaga, aby wszedł na taboret i tam siedział, można powiedzieć, że tresura jest ustawiona.

Najważniejsze, żeby poznać charakter tygrysa. Czy brać go łagodnie, czy na nieustępliwość. Jeden ryczy, broni się, ma w głowie różne chimery. Z takim jest bardzo ciężka praca. Drugi - na przykład łakomczuch. Ten pójdzie na mięso.

Może być również tygrys, który się w ogóle nie nadaje.

- Takich nazywamy debilami. Nie pójdzie ani na mięso, ani na krzyk, tylko będzie nam psuł tresurę. Takie zwierzę oddajemy do zoo.

Pani Mozesowa wchodzi do centralki i bada nastroje tygrysów. Dobrze jak na każdego twarz popatrzy i zorientuje się. Może któregoś boleć ząb, wątroba albo nerka. Tygrys w dobrym humorze ma podniesione uszy i okrągłe oczy. Wtedy i ona czuje się lepiej. Mówi: wszystkie na miejsca. Tygrysy są poważne, bardzo posłusznie siadają na taboretach. Podchodzi do tygrysa, idzie prosto na niego, a on tak jest nauczony, że się cofa. Ona podchodzi nie bliżej niż na odległość jednego metra. Tygrys też wie, że musi być ten dystans.

Za każdy dobrze wykonany trik tygrysy dostają na próbie mięso. Na występie nie, bo jeden przez drugiego krzyczy, każdy chce dostać, i robi się bałagan.

- W ogóle mają takie miauczące odezwy.

Jeżeli wie, że tygrys jest zdrowy, a nie chce wykonać jakiegoś triku, to wstydzi go przy całym zespole. Wstyd, mówi. Krótko i zdecydowanie. Albo na przykład zamyśli się który: robi to, a myśli zupełnie o czym innym. Wtedy ona stuka go końcem kija. Inny znów tygrys sam przejawia inicjatywę. Ze strachu przeskoczy przez drugiego tygrysa i pani Halina wykorzystała to w triku.

Ostatnio wprowadziła karuzelę. Jeden tygrys siedzi na karuzeli, a drugi go kręci. Ten, co siedzi, musi balansować ciałem, żeby nie upaść, a ten drugi musi go pchać. Obydwa są skołowane i strasznie tego nie lubią.

Nie lubią również przewrotek - turlania się po ziemi.

- Och, jak one nie cierpią się tarzać.

Tygrysy nigdy jej nie dowierzają; nawet jak dobrze zrobią trik, to wydaje im się, że będą musiały powtarzać. Albo taki numer: Idą równiutko przez całą arenę - jeden obok drugiego. Mówi: Hasan do przodu! I Hasan szybko nadbiega. To jest parada.

Albo taki: podchodzi do najmłodszego - do Boya, Boy obejmuje ją łapami, ale ona ręce ma wolne. W razie czego wsadzi mu do pyska - woli stracić rękę niż twarz. Pieszczą się, żeby pokazać tę miłość.

I to jest numer światowej sławy.

Już ponad miesiąc myśli, jak podejść tygrysa, żeby on szedł na dwóch łapach. Jest oczywiście metoda brutalna - tak długo pukać go w głowę, aż się zezłości, podniesie łapy i wtedy go pochwalić. Ale jej nawet przez myśl nie przechodzi, żeby go stukać; wykluczone po prostu. Bić to jest stara metoda. Teraz, od dziesięciu lat chyba, wszyscy treserzy przeszli na tresurę łagodną. Choć taka tresura jest jej zdaniem bardziej niebezpieczna. Zbytnie spoufalenie nie jest dobre.

Przyjaźń z tygrysem to jest przyjaźń na odległość.

- Czy można właściwie kochać taką dzicz? Radża ze swojej strony też jej nie lubi i ciągle warczy. Pani Halina mówi, że to straszny efekt, jak zwierzyna ryczy, ale warczeniem Radży wcale się nie przejmuje. A nawet jest zadowolona, bo wie, że Radża całą swoją złość wyładuje w warczeniu i nie zaatakuje.

Co innego z Wenusem. Z nim bardzo przyjemnie się współpracuje. Przykład: Mars nie chciał iść równo w paradzie. Ona go końcem kija, a Mars szczerzy kły. Więc powiedziała: Wenus, porozmawiaj z nim. Wenus zrozumiał i ugryzł Marsa w nogę.

Jest szkoła, że treser nie powinien zbyt dużo mówić, ale ona ma inne zdanie.

- Musi być ten dialog.

Najbardziej pieszczotliwie mówi do Wenusa. Wenus to jej prawa ręka; reszta - siła robocza, tumany takie.

- No, może tumany to nie. Nie wypada tak o nich pisać.

Wenusowi musi poświęcać najwięcej uwagi i szanować go przy innych tygrysach. Zresztą zdradzi tajemnicę: boi się Wenusa. Tak, Wenus to stanowczo zbyt inteligentny tygrys, żeby się go nie bać.

Tygrysy mieszkają w klatkach. Metraż: dwa na dwa. Zjadają dziennie siedem kilo mięsa. Koninę albo wołowe. Cielęcinę jedzą niechętnie, salcesonu w ogóle nie ruszą, kaszanki za nic. Ale jak dostaną koninę, to przez pół godziny liżą, cieszą się, że mają, a dopiero potem żrą. Jej rada jest taka: karmić przed numerem. Nie za dużo, żeby nie były leniwe, ale i nie za mało. Bo jeden tygrys - cichy i spokojny - będzie się z głodu podlizywał, znów drugi - nerwowy - może skoczyć.

Żeby im się żołądki oczyściły, raz w tygodniu mają głodówkę - w poniedziałek.

Przed dzisiejszym występem pani Halina bardzo się zdenerwowała. Z dziesięciu pracowników, którzy ustawiają na arenie centralkę, zawsze tych trzech czy czterech się upije. No, ale żeby siedmiu, to się pierwszy raz zdarzyło. W dodatku pobili Kajtka, który wypuszcza z klatki jej tygrysy. Pani Halina myśli o tym, że jest zdenerwowana i jeszcze bardziej się denerwuje. Tygrysy wszystko wyczują. Będzie musiała udawać, że nic absolutnie się nie stało, bo nie poszłyby na żaden trik.

Czułe są również na kostium. Nie lubią tego w esy-floresy ani tego w skórę węża. Biżuterii nie cierpią. Włożyła raz przepiękną kolię i bardzo szybko musiała ją zdjąć. Czy ten blask im się nie podoba, czy bogactwo, czy co?

Wkłada więc spokojny zielony kostium, pończochy z siatki, w których noga bardzo przyjemnie wygląda, botki do pół uda, ale złotą bransoletkę zdejmuje. Nie lubią, więc po co ma je drażnić.

Wszystkie naraz jeszcze nigdy się nie zbuntowały. Zresztą zdaniem pani Haliny, to one nawet by miały gorzej na wolności. Czy one w ogóle wiedzą, że siedzą w klatce?

Ale nad morzem zawsze są niespokojne. Kiedy słyszą ten szum, to jakby wolność im się przypominała.

W czasie występów nad morzem tygrysy są rozwścieczone i podnoszą łapy. Ona ma wtedy nogi jak z waty, ale przecież występu nie przerwie. Może tylko zdecydowanie mobilizować zwierzynę do pracy albo udać, że trochę ustępuje, albo najlepiej załagodzić kawałkiem mięsa. Ale bywa przecież, że nie ma go akurat pod ręką.

To jest bardzo trudna praca i wielu treserów ma nieprzyjemne scysje. Nieraz, w zimie, kiedy nie ma występów, pani Halina dzieli się swoimi uwagami z zagranicznymi treserami. W Moskwie i Leningradzie są doświadczeni treserzy i oni mają podobne obserwacje.

Służba bezpieczeństwa pani Haliny to jest strażak, który stoi za kratą z wężem i wodą pod ciśnieniem. Ale, mówiąc szczerze, pani Halina woli, jak jest jeszcze jakiś człowiek od nich z cyrku. Taki zaufany, który wie dokładnie co i jak.

Tamten trik polegał na tym, że oboje - ona i tygrys - szli po równoważni. Zawadziła obcasem i zaczęła spadać na plecy. Leciała i myślała: przetoczyć się w prawo, gdzie nie ma tygrysów, i szybko wstać. Ale nie zdążyła. Amur, ten wygłodzony, z wyleniałą sierścią, którego odkarmiła i wychowała, złapał ją w locie. Jeden kieł wbił w tętnicę, drugi w krąg i tak wlókł ją wokół areny.

Leżała w szpitalu kilka miesięcy. Przyszedł marzec i pomyślała: No, czy można sobie wyobrazić, żeby taka piękna tresura się zmarnowała?

- Już wewnątrz tkwi tak wkorzenione, żeby być treserem - mówi.

Zresztą nie ma przecież innego zawodu. Mogła oczywiście wziąć jakąś mniejszą tresurkę - gołąbków czy piesków, świń czy kózek. Tak jak jej poprzednik; tresował tygrysy, teraz z małpami robi.

Mogła sprzedawać bilety w cyrku, ale brakowałoby jej świateł i oklasków.

- Ciągnęłam do tych tygrysów - mówi.

Tylko z Amurem był problem: nie wiedziała, czy go trzymać. Zadzwoniła więc do znanej treserki - Bogrunowej. Bogrunowa zawsze powtarzała: "Nu, Gala, z ciebie będzie prawdziwy treser". Już nieraz dawała jej różne rady, a teraz powiedziała: "Nie bierz tego tygrysa, on ciebie pilnuje, obserwuje i to się może źle skończyć. Ja także niejednego musiałam wydalić".

I Amur poszedł siedzieć do zoo. Rozchorował się tam na nerki i umarł.

- Panuję nad tymi tygrysami i to mi daje satysfakcję.

Bo na satysfakcję finansową nigdy nie szła. Ma czterdzieści dwa lata, samochód BMW, pensję pięć i pół tysiąca - najwyższą w całym cyrku, a życie pełne poświęceń.

Pani Halina mówi, że w każdym państwie wybija się jakiś treser, ale najlepiej mają treserzy w Zawiązku Radzieckim. Tam jest stały cyrk w każdym mieście. Mają dobre warunki i pod względem tresury najwyżej stoją.

Jeśli szczęście sprzyja, to treserem można być nawet do siedemdziesiątego roku życia, ale żeby wprowadzić kogoś zupełnie świeżego - tego się nie praktykuje. Zresztą bardzo jest nieprzyjemnie ostrzegać: Słuchaj, to jest poważna praca, można zginąć śmiercią tragiczną. Sam musi wiedzieć.

Treserem może zostać każdy człowiek z cyrku. Taki, co przeszedł choćby żonglerkę czy, powiedzmy, człowiek guma. Ona też zaczynała od różnych woltyżowych numerów, plastycznych układów z mężem (mąż układał jeszcze piramidy z ojcem i wujkiem) i wschodnich numerów z wężem boa.

W hierarchii cyrkowej treser stoi najwyżej. Tresura jest najważniejsza i na niej opiera się cała reklama cyrku. Nawet dyrektor (choć stosunki układają się bardzo dobrze) może pani Halinie powiedzieć tylko "dzień dobry" i "do widzenia", najwyżej o coś poprosić.

Dyrektor rządzi, a pani Halina tresuje. Zresztą on również nie wyobraża sobie cyrku bez tresury i tak jak ona chciałby, żeby wszyscy ten cyrk kochali.

 

(1976)

 

Barbara N. Łopieńska "Łapa w łapę i inne reportaże", 2004 r.






Barbara Łopieńska