"Macie swoich poetów"

 

WSTĘP



Nasza antologia jest w pewnym sensie naturalną kontynuacją słynnego przedsięwzięcia pod nazwą Parnas Bis. Skoro Słownik literatury urodzonej po roku 1960 prezentował biogramy młodej, aczkolwiek dramatycznie starzejącej się literatury polskiej, przyszła kolej na prezentację znaczącej przynajmniej części jej dorobku.

Jak się okazało, więcej osób w Polsce pisze wiersze niż prozę. Jest to zrozumiałe, poezja w naszym kraju zawsze (chyba?) odgrywała większą rolę, chętniej była czytana, miała większe znaczenie niż proza. Nie jest przecież tak, że w Polsce traktowano literaturę (ale poezję przede wszystkim) jako jedną z bardziej wyrafinowanych form spędzania wolnego czasu. Zaskakującym jest fakt, iż nie obserwujemy odwrotu od literatury, a więc także odwrotu od poezji. A wszystko wbrew temu, co sądzono jeszcze kilka lat temu, kiedy - w czasach historycznego przełomu - prorokowano upadek kultury. Na potwierdzenie tej tezy przytoczyć możemy wynik nieoficjalnych i nie potwierdzonych do końca badań antropologicznych, według których tworzy w naszym kraju około 600 tysięcy poetów. Jesteśmy przekonam, że jest to jednak liczba mocno zaniżona.

Jesteśmy świadomi, że antologia niniejsza pokazuje niepełny, ale - jesteśmy o tym przekonani - reprezentatywny obraz polskiej liryki urodzonej po 1960 roku. Nasza antologia zawiera więc utwory ponad stu poetów, zarówno tych bardziej, jak i mniej znanych. Kryteria doboru, jakimi kierowaliśmy się przy ustalaniu treści książki odzwierciedlają przyjęte jak dotąd hierarchie. Dlatego poeci, o których najchętniej wspominają krytycy literaccy, których wiersze najczęściej goszczą na łamach czasopism kulturalnych, którzy cieszą się - względną lub całkiem znaczącą - popularnością wśród publiczności otrzymali najwięcej miejsca dla prezentacji swoich tekstów. Pragniemy podkreślić, że nie jest naszą ambicją ustawianie nowych hierarchii, podsycanie dyskusji lub prorokowanie przewartościowań. Nasza antologia została po prostu pomyślana jako zapis dorobku poetów urodzonych po 1960 roku.

Czytelnik znajdzie tu - między innymi - zarówno wiersze utrzymane w konwencji artystycznego żartu (formacja Zlali Mi Się Do Środka), jak i utwory autorów określanych umownie przez krytykę "neoklasycystami" (np. Koehler, Wencel), "o'harystami" (np. Świetlicki, Śliwka), "minimalistami" (np. Tekieli, Ekier), a także poetów nawiązujących do frazy barokowej (np. Ćwikliński, Tkaczyszyn-Dycki) czy paradygmatów sentymentalnych (np. Malinowski, Kozak). Oczywiście, konsekwencją takiego planu jest swoisty eklektyzm książki: wiersze klarownie toczące dialog z tradycją umieszczone zostały obok wierszy jawnie awangardowych; artystyczne pomysły, których pierwowzory odnajdziemy dość łatwo w historii literatury ścierają się z wyraźnie eksperymentalnymi. Nie widzieliśmy jednak innej drogi, by zjawiska poetyckie będące dziełem autorów debiutujących w ostatnich dziesięciu latach uchwycić w inny sposób. Jednocześnie zdecydowaliśmy się nie prezentować wierszy wszystkich autorów, o których wspomina się w Parnasie Bis - inaczej trzeba byłoby wydać monumentalne dzieło liczące kilka tomów. Ograniczyliśmy się więc do pokazania najbardziej wyrazistych - naszym zdaniem - zjawisk artystycznych.

Autorzy antologii wyrażają wszelako nadzieję, że wybór niniejszy - jak nam się wydaje, pierwsza próba ogarnięcia zjawiska - ma pewne walory dydaktyczne. Chcielibyśmy, by czytelnikami tej książki stali się uczniowie i uczennice szkól średnich, studenci i studentki, pracownicy i pracownice wyższych uczelni oraz nauczyciele i nauczycielki. Nowa poezja znalazła już sobie miejsce na mapie kultury współczesnej i przestała (miejmy nadzieję) egzystować (to znaczy być czytaną) jedynie w wąskich kręgach miłośników literatury pięknej. Stała się - co nas cieszy - przedmiotem naukowych rozpraw i dysertacji; pisze się o niej zarówno w elitarnych pismach naukowych (np. "Teksty Drugie"), jak i w popularnych magazynach dla pań (np. "Na żywo"). Cieszy więc nas bardzo, że nawet w Olimpiadzie literatury i Języka Polskiego (1995/96) uzdolnieni humanistycznie uczniowie gimnazjów mogli wybrać do interpretacji wiersz Marcina Świetlickiego (Tryb życia), który został umieszczony obok utworów Zbigniewa Morsztyna i Bolesława Leśmiana.

Jednocześnie musimy przyznać, ze nie jesteśmy pewni, co ocaleje z prezentowanej przez nas poezji. Który z pisarzy zagości na stałe w podręcznikach historii literatury polskiej? Którzy poeci, mimo upływu czasu, będą nadal czytani, o których będzie się mówić - a którzy popadną w zapomnienie? A może jest wśród naszych bohaterów przyszły noblista? Czy nie jest bowiem tak, że wszystkie wypowiedzi arbitralnie oceniające dorobek nowej poezji i werdyktujące jej przyszłość odbioru są dziś jeszcze przedwczesne i niezbyt uzasadnione?

Jeżeli jednak ta antologia przyczyni się do zlikwidowania stereotypowych, a nie zawsze - jak sądzimy - sprawiedliwych sądów o nowej poezji, jeżeli pozwoli uchwycić czytelnikom wielobarwność i bogactwo poetyckiej wyobraźni - wtedy i tylko wtedy autorzy wyboru, o czym niniejszym zaświadczają, swoją pracę uznają za sensowną, a nie syzyfową.



Paweł Dunin-Wąsowicz

Jarosław Klejnocki

Krzysztof Varga



PS. KOMENTARZ DO FLUPÓW (patrz str. 229). Oto, Drogi Czytelniku, najsłynniejszy wiersz opublikowany w "bruLionie", który dla wielu - zazwyczaj niedouczonych lub tendencyjnie myślących krytyków - stał się sztandarowym tekstem tzw. młodej literatury (choć akurat jego autor najmłodszy nie jest - urodził się w 1958 r. i nominalnie w tej książce być go nie powinno). Kto tylko chciał zdezawuować jej osiągnięcia i dorobek poetycki - ograniczał się do zacytowania tego wiersza, opatrując go - naturalnie - pełnym ironii i zdegustowania komentarzem. Życie, jak to bywa, przerosło kabaret, ponieważ okazało się, że autor inkryminowanego wiersza przeżył duchową metamorfozę i został członkiem słynnej sekty religijnej "Niebo". Teraz czekamy na polskie Waco.

1996



WYBÓR REAKCJI



(1) ...przecież słynne "Flupy z pizdy" ilustrują właśnie ów rynsztoczek, to bagienko, w którym przegląda się poezja dramatycznie poszukująca adresata (tu następuje pełny cytat - przyp. red. M.S.P.) Ja oczywiście wiem, że życie brutalnieje i chamieje i poezja każdego pokolenia jest o ileś tonów bardziej brutalna i wulgarna od poprzedniej. Ale oto koło się zamyka. Wiersze takie jak powyższy, przedostają się do społecznego krwioobiegu i pośrednio decydują o języku, jakim mówimy wszyscy. W ten sposób pod pretekstem walki z nijakością i obłudą roztacza się obszar kulturalnego zdziczenia.

Maciej Krassowki, Poezja i draka, "Wiadomości Kulturalne" nr 11/1996



(2) ...autorzy antologii nadmiernie ułatwili sobie zadanie umywając ręce od wyboru. Obcujemy przez to z wielkim materii pomieszaniem, wierszami ciekawymi, świetnymi, obiecującymi i zgoła beznadziejnymi. Łatwo przeto zniecierpliwić się przy lekturze. Autorzy wypisów nie czynią niczego, aby zaoszczędzić odbiorcy kontaktu z utworami np. Artura Cezarego Krasickiego, majaczącego ("Dupa otwarta, Serce zamknięte") i wieloma innymi równie spóźnionymi prowokatorami.

Tomasz Miłkowski, Odradzamy, "Przegląd Tygodniowy" nr 16/1996



(3) Jakikolwiek sensowny obraz, a co za tym idzie - wiara w zdolność tej poezji do wyłonienia zjawisk wybitnych, rozmywa się w ogromie zbędnych tekstów. Chcąc pokazać wszystko, nie pokazuje się właściwie niczego i myślę, że wstępna selekcja (może wystarczyłoby kilku uzdolnionych licealistów?) pozostawiłaby z pomieszczonych w "Macie swoich poetów" bodaj 103 utworów - najwyżej 30. (...) Jeśli nawet odrzucić przypadki skrajne, widać, że w antologii panuje średniactwo.

Andrzej Franaszek, Nic nowego, "Nowy Nurt" nr 12/1996



(4) Pokażemy wszystkiego po trochu. A że wyniknie z tego totalny chaos? No to już nie nasza wina, miejcie pretensje do poetów. (...) Po wczytaniu się w te wiersze można dojść chyba jedynie do wniosku, że obecni poeci piszą różnie. (...) Ta antologia nie walczy ze stereotypami, ona je bezrefleksyjnie powiela. Przykładem wspomniany autor "Schizmy", którego przedrukowano tu w najbardziej oklepanych i wytartych wierszach jak "Dla Jana Polkowskiego" czy "Le gusta este jardin?" oraz prawie wyłącznie w tekstach "piosenek" Świetlików.

Marcin Hamkało, W bieżącej poezji, "Czas Kultury" nr 3/1996



(5) Znajdujemy tu autorów, którzy nie zdołali jeszcze wydać żadnego tomiku ani opublikować wierszy w żadnym poważnym piśmie literackim, a utwory zawarte w antologii mogą świadczyć jedynie o tym, że "dobrze się zapowiadają" (...) Metoda przyjęta przez redaktorów antologii krzywdzi jednak najbardziej poetów tam zamieszczonych - zarówno tych, których świetne wiersze giną wśród setek innych utworów, jak i tych słabszych, którzy doznali przedwczesnej i niezasłużonej nobilitacji.

Piotr Wilczek, Wypisy z młodej poezji, "Nowe Książki" nr 6/1996



(6) Bezosobowe i jałowe zapisy, modne matryce produkujące sprytne wiersze według wzorów zachodnich sprzed lat trzydziestu, epatowanie w sumie dobrze już oswojonymi prowokacjami obyczajowymi i estetycznymi - wszystko to jednak jakoś się uwiarygodnia w sąsiedztwie tekstów, które rzeczywiście próbują wziąć się za bary ze światem, które mówią własnym, świadomym głosem. Jest więc ta antologia, jak chcą sami autorzy "naturalną konsekwencją" słownika "Parnas bis": - kontynuacją najgorszą z możliwych, a więc próbującą nobilitować grafomanię spod znaku art zinów. Chcąc promować tzw. młodą literaturę, autorzy antologii wyrządzają jej w rzeczywistości niedźwiedzią przysługę, gdyż dostarczają licznych argumentów i przykładów tym krytykom, którzy chętnie mówią o "młodzieżowej tandecie spod znaku Owsiaka", "egotyzmie" czy "banalizmie" w debiutanckiej poezji lat dziewięćdziesiątych.

mat, "Odra", nr 9/1996





REAKCJE NA REAKCJE



Z recenzji, jakie pojawiły się po opublikowaniu przez nas I wydania "Macie swoich poetów" bije tęsknota za geniuszem. Nasz system edukacyjny kształci nas wyłącznie niemal na wzorach wielkiej literatury. Uczeń dowiaduje się, że Mickiewicz polemizował z Koźmianem, ale uczą go tylko tego, co pisał Mickiewicz. Nie ma w programach szkolnych (ba, uniwersyteckich) miejsca ani na Sotera Rozmiar Rozbickiego, ani na Helenę Mniszkównę, choć społeczna recepcja ich twórczości była współcześnie niewątpliwie większa niż Norwida czy Nałkowskiej. Czas stanąć w obronie złej literatury, jeśli i ona daje rzeczywisty obraz wrażliwości pokolenia (którego podobno nie ma). Przyjmujemy tę rolę adwokatów diabła jako wielki zaszczyt. Jesteśmy po stronie piękna i brzydoty jednocześnie. Chcemy być po stronie prawdy (której podobno nie ma?). Choćby miało to oznaczać powielanie stereotypów.

Obecni poeci piszą różnie. Dla niektórych to za mało. Spod piór krytyków - zarówno starszego pokolenia, jak i młodszych - snuje się żal, iż nie serwujemy czytelnikowi wsi potiomkinowskiej polskiej poezji - obrazu podretuszowanego, zjawisk wybitnych. Druk w antologii postrzegany jest przez nich jako nobilitacja. To zabawne. Przecież czasy się zmieniły. Nikt nas nie upoważnił odgórnie do wydania tej książki. Każdy może zrobić podobną, według własnego uznania. Nie ma nikogo, kto udzieli namaszczenia, z którego jednoznacznie będzie wynikało, czy trzymasz czytelniku w ręku herbarz czy "liber chamorum". Ale my nie chcieliśmy wydać ani herbarza, ani "liber chamorum", tylko katalog wielkiego supermarketu, do którego może przyjść każdy i samemu wybrać pożądany towar. Są przecież smakosze win francuskich i są smakosze jaboli.

Autor recenzji nr 4 czyni zarzut z przedstawiania przez nas najbardziej znanych wierszy Marcina Świetlickiego. To grzech? Czy mieliśmy zamiast tego dokonywać archeologicznych poszukiwań, by wydobyć na światło dzienne np. te utwory, których Świetlicki się wstydzi? Życzymy panu Marcinowi H. zredagowania obiektywnych wypisów z poezji dwudziestolecia z pominięciem Herostratesa Lechonia, Pogrzebu prezydenta Narutowicza Tuwima i Wiosny i wina Wierzyńskiego.

Przez usta krytyków przemawia wiara w instytucje kultury. Szukają zwierciadełka, w którym chcą się przejrzeć i zobaczyć jacy są piękni (mądrzy, elokwentni...). Wydaje im się, że autorytet instytucji ma legitymizować ich kwalifikacje, nie odwrotnie. Z pozycji tych, którzy wdrapali się mozolnie do instytucji kulturalnych ci, którzy nie wydali tomiku wierszy mogą być opisywani jako ci gorsi, ci którym się nie udało. Jakże to podobne do wojskowej fali, w której kot, gdy tylko zostanie dziadkiem, zabiera się do wyżywania na młodych kotach.

Generalizacja art zinów jako źródła absolutnej grafomanii świadczy dość wyraźnie o tym, że autor recenzji nr 6 za grafomanów uważa m.in. Jacka Podsiadłę, Pawła Marcinkiewicza, Szymona Kantorskiego, Mariusza Grzebalskiego i Dariusza Sośnickiego, którzy właśnie w trzecim, artzinowym obiegu zaczynali. Krytyk wystąpił tu pod kryptonimem, bo przypomniał sobie chyba, że jeszcze niedawno obficie - i chyba nie bezinteresownie - zasilał swymi tekstami redagowany przez dwu ostatnich dwutygodnik. Gdy ten padł, można w końcu napisać prawdę, czyż nie?



Paweł Dunin-Wąsowicz

Jarosław Klejnocki

Krzysztof Varga



PS Autor recenzji nr 5 jest poetą, który nie został przez nas uwzględniony w antologii, choć drukował w poważnych pismach oraz wydał poważne książki poetyckie. Autor recenzji nr 6 jest poetą uwzględnionym przez nas w antologii. No comments.


1997










bruLion - wybór tekstów