Claire Sterling
Bułgarski łącznik
Na początku lat osiemdziesiątych, sędzia Carlo Palermo odkrył śmiertelnie niebezpieczną, działającą jak perpetum mobile, sieć handlu bronią i narkotykami o rosnącym międzynarodowym zasięgu. Śledztwo rozpoczęło się, kiedy na północy Włoch odkryto w jakiejś klatce na kury siedem i pół kilograma heroiny, co z kolei doprowadziło do odkrycia następnych dwustu kilogramów, zakopanych w pokrytej śniegiem winnicy, i wreszcie wciągnęło sędziego Palerma w nieprzebrany gąszcz międzynarodowej afery, w której o mało nie postradał życia.
Sędzia Palermo przedzierając się przez ów gąszcz napotkał zbyt wiele osób ze służb wywiadowczych, potężnych polityków, partyjnych finansistów, skorumpowanych urzędników, nieuczciwych bankierów i dyplomatów sterujących swoją nawą państwową przez zdradliwe fale stosunków między Wschodem i Zachodem. W rezultacie sędzia został zesłany na jakąś podrzędną posadę państwową, a jego śledztwo nigdy nie zostało zakończone. Najbardziej drażliwe z zebranych przez niego dokumentów przekazano parlamentarnej komisji i opieczętowano na następne czterdzieści lat.
Sprawa owej siatki handlu bronią i narkotykami, na którą natknął się sędzia Palermo, cofa nas do 1968 roku, kiedy to komunistyczna Bułgaria utworzyła państwowe przedsiębiorstwo zwane Kintex. Organizacja Wyzwolenia Palestyny w Libanie zaczęła właśnie w tym czasie zakupy broni, a Turcja, pierwszoplanowy cel dla bloku sowieckiego, znalazła się praktycznie w stanie oblężenia przez różne grupy terrorystów. Kintex miał za zadanie starać się w Europie o broń zarówno dla Palestyńczyków, jak i dla Turków. Stał się jedyną tego rodzaju organizacją na świecie, która jako zapłatę za broń oferowała narkotyki.
"Bułgarzy, początkowo przez rządową firmę handlową Kintex - przyjęli oficjalnie zatwierdzony program sprzedaży narkotyków Europie Zachodniej, decydując się na używanie tego procederu dla finansowania nielegalnych transakcji bronią i finansowanego wspierania grup terrorystycznych" - powiedział rzecznik Departamentu Stanu USA, wyrażając dość spóźnione zainteresowanie sprawą, bo dopiero w szesnaście lat po tym, jak ów program ruszył.
Ten ewoluujący schemat działania został przedstawiony w Kongresie przez ówczesnego dyrektora DEA, Johna Lawna:
"Informacje, jakie posiadamy wskazują, że Kintex powstał w 1968 roku z połączenia trzech firm importowo-eksportowych. (...) Z wiarygodnych źródeł stale otrzymywaliśmy sygnały, że wysocy rangą członkowie bułgarskiej służby bezpieczeństwa (...) wchodzą w skład jego zarządu. (...) Bułgarzy, poprzez Kintex, aktywnie uczestniczą w przepływie nielegalnej broni z Europy na Bliski Wschód.
W 1970 roku zaczęli sprzedawać heroinę i surowiec do produkcji morfiny europejskim handlarzom - o czym władze bułgarskie były dobrze poinformowane.
Służby wywiadowcze wskazują na istnienie planu autoryzowanego przez dyrektorów Kintexu, aby przy pomocy wybranych tureckich handlarzy narkotykami, zamieszkującymi w Sofii, sprowadzić do Bułgarii znaczną ilość opium i przerobić je na surowiec używany do produkcji heroiny".
Jak potwierdził Lawn - w listopadzie 1969 roku we Frankfurcie w Niemczech Zachodnich, przechwycono dwieście kilogramów morfiny wyprodukowanej w Bułgarii. Chemicy niemieccy znaleźli w niej chemikalia, których używano tylko w okolicach Sofii. Źródło dostawy zostało określone jako "Turek rezydujący w Sofii". Lawn opowiadał dalej:
"W każdym raporcie, który od 1970 roku otrzymywała DEA, a dotyczącym handlu narkotykami w Bułgarii i przez Bułgarię, Kintex jest wspominany jako organizacja, która ułatwia transakcje. Niektórym szmuglerom pozwala się prowadzić działalność w Bułgarii i z pomocą Bułgarii. Władze bułgarskie przy pomocy Kintexu wyznaczają »przedstawicieli«, którzy występują w roli pośredników i zawierają z przemytnikami umowy, na zasadzie wyłączności, pobierając za to odpowiednią opłatę. Przedstawiciele ci rekrutują się przede wszystkim z osób narodowości tureckiej (...) znanych jako »turecka mafia«".
Tureckim szefem, który prowadził interes narkotykowy był Abuzer Ugurlu, najbardziej znany i siejący postrach kryminalista turecki. "Ugurlu! On jest największy! To on jest ojcem chrzestnym!" - zakrzyknął turecki minister spraw wewnętrznych, kiedy wspomniano to nazwisko. Zwalisty, z ogoloną głową, o ciężkim spojrzeniu łotra, Ugurlu trzymał przy sobie grono zawodowych morderców i mógł kupić albo uciszyć policjantów, celników, agentów służb wywiadowczych czy członków Parlamentu. Jeśli chodzi o władzę - bo nie o formalną pozycję, jako że turecka mafia nie ma sztywnej struktury organizacyjnej - on był Szefem Wszystkich Szefów. To jego powiązania i kontakty były podstawą fenomenalnego sukcesu joint venture z Sycylią.
Później Ugurlu stał się znany za granicą z powodu innej sprawy. Mehmet Ali Agca, który strzelał i o mało nie zabił Papieża w 1981 roku, był jednym z młodych zbirów z jego stajni. Ugurlu nie tylko zorganizował jego ucieczkę z więzienia w Stambule rok wcześniej, ale także wysłał go w bezpieczne miejsce, do Bułgarii, pod skrzydła niejakiego Bekira Celenka. Zarówno Ugurlu jak i Celenk mieli w Bułgarii swoje domy i biura.
Mehmet Ali Agca być może bardzo przekonywająco odstawiał wariata podczas procesu o postrzelenie Papieża - miał ku temu swoje powody - ale na pewno mówił prawdę, jeśli chodzi o powiązania mafii tureckiej z Bułgarią. Jego zeznania o bułgarskich kontaktach, z których większość nie została opublikowana, były dobrze znane sędziemu Palermowi. Potwierdziło je wielu świadków.
Ugurlu był posiadaczem bułgarskiego paszportu, apartamentu w Sofii i willi w Warnie, nad Morzem Czarnym. Dla Kintexu pracował od 1969 roku, a bezpośrednio dla bułgarskiej służby bezpieczeństwa - od roku 1974. (Do swoich bułgarskich rezydencji przyznał się przed tureckim sądem wojskowym. Na temat jego współpracy z bułgarską służbą bezpieczeństwa można znaleźć informacje w kartotekach CIA.) Jego robota polegała na gromadzeniu danych i dostarczaniu broni w odpowiednie miejsca. W zamian dostał monopol na broń dostarczaną do Turcji - koncesję na miliardy dolarów.
Istnieje jednak pewien limit ilości broni, którą można sprzedać - nawet w Turcji. Kiedy kraj był już wypełniony bronią po brzegi, Ugurlu w 1975 roku przeszedł na narkotyki. Od tego czasu, jak odnotowało później DEA, Ugurlu kontrolował "kontrabandę wartości miliardów dolarów, częściowo finansowaną ze sprzedaży narkotyków".
Ugurlu rzadko działał poza turecko-bułgarskim obszarem. Wszędzie było zbyt duże ryzyko, natomiast we własnym kraju był prawie tak bezpieczny jak w Bułgarii. Żaden cywilny rząd nawet nie próbował go przymknąć. Raz tylko zamknięto go na tydzień, kiedy turecka junta doszła do władzy w 1980 roku. Jedyne, na co sobie pozwoliła, to było porwanie go z terenu Bułgarii i zawleczenie do Turcji.
Jego rodak, Bekir Celenk, miał zarezerwowany apartament w hotelu w Sofii, ale głównie prowadził rozmowy z klientami za granicą. Gładki i wygadany, wielbiciel dobrych cygar, seksownych kobiet, dyskotek i bakarata, Celenk był w ustawicznych podróżach z Sofii do Londynu, Zurychu, Wiednia, Mediolanu, Damaszku i do Bejrutu. Przedstawiał się jako eksporter bułgarskiej wody mineralnej, ale naprawdę w Zachodniej Europie sprzedawał narkotyki za broń, a na Bliskim Wschodzie - broń za narkotyki. Pracował dla czterech bułgarskich agencji - jak powiedział sędziemu Palermowi.
Agca, niedoszły zabójca Papieża, słyszał o tym dwustronnym handlu, kiedy pracował dla Ugurlu w Turcji, a potem, podczas lata spędzonego w Sofii widział ten proceder na własne oczy. "Broń przechodziła do Bułgarii z Belgii, Włoch, Czechosłowacji, Węgier i Polski. Była załadowywana na okręty i wysyłana dla syryjskich i libańskich terrorystów - powiedział sędziemu Palermowi. - Do Sofii przyjeżdżały ciężarówki załadowane pistoletami i bronią maszynową dla powstańców arabskich, dla Iranu, dla Iraku (...), a z Bliskiego Wschodu przybywali klienci - z gotówką, przemyconym złotem, albo z narkotykami. Bekir Celenk miał wielu Turków, którzy kierowali broń do Bułgarii, a sam jeździł po całym Bliskim Wschodzie i wymieniał broń na narkotyki - opowiadał dalej Agca. - Celenk często jeździł do Syrii, Libanu, na Cypr, żeby kupić heroinę i morfinę od terrorystów i ekstremistów palestyńskich, wysyłał to wszystko do Sofii i przywoził im broń". Dzięki tym transakcjom Celenk "był znaną osobistością w Bułgarii", co zresztą potwierdziły źródła z samej tureckiej mafii, a także nader często potwierdzali i inni obserwatorzy.
Niemniej, niezależnie do swojej pozycji w Sofii, Celenk był jednak tylko podwładnym. Abuzer Ugurlu przewodził mafii tureckiej w Bułgarii, a była to chyba najbardziej uprzywilejowana i rozpieszczana banda handlarzy narkotyków, jaka kiedykolwiek chodziła po bożym świecie.
Sofia była ich sanktuarium, miejscem, do którego zawsze mogli uciec, kiedy gliny deptały im po piętach, była miejscem, gdzie zawsze mieli święty spokój. Za głowy wielu z tych sofijskich stałych rezydentów wyznaczono w Turcji wysoką cenę. Grubym rybom przydzielono komfortowe wille, inni byli rozlokowani w domach dla gości rządowych. "Ci handlarze narkotyków jawnie rezydowali w Sofii, prowadzili bujny i rozrzutny styl życia - stwierdził rzecznik Departamentu Stanu na posiedzeniu komisji Kongresu. - Ich obecność była tak oczywista, a ich zajęcia tak jawne, że było niemożliwością nie dojść do wniosku, że są objęci oficjalną protekcją".
To miasto, choć nie dla wszystkich najbardziej ulubione - bo trudno byłoby je zaliczyć do najweselszych i najswobodniejszych ze stolic - było mekką dla klientów tureckich handlarzy, "jednym z podstawowych miejsc spotkań dla dostarczycieli broni i narkotyków" - według sędziego Palerma. Z ważnymi paszportami, czy bez, klienci swobodnie przechodzili przez lotnisko i lokowali się w najlepszych hotelach. Ulubionym miejscem ich pobytu stał się Hotel Witosza, wybudowany przez Japończyków. Ta biała, nowoczesna, trzydziestopiętrowa wieża oferuje kręgielnię, saunę, wielki basen, oświetlony staw z liliami wodnymi w parku widokowym, kilkanaście barów i duże restauracje z panoramicznymi widokami, szykowne butiki, gdzie ceny są iście paryskie, nocny klub z seksualnie podniecającym programem, prostytutki "z kwalifikacjami dla zagraniczniaków", kasyno gier hazardowych z ruletką i "blackjack'iem". Kintex, położony zaraz obok, na tej samej ulicy, często zbierał rachunki klientów.
(W 1982 roku przyjechała do Sofii delegacja Sycylijczyków, żeby wyznaczyć szlak przewozu statkiem wielkiego ładunku heroiny. Kintex wynajął całe piętro luksusowego Park-Hotel Moskwa na "konferencję" i wydał bułgarskiej służbie granicznej rozkaz, aby nie ostemplowywala paszportów Sycylijczyków, nie mogło być żadnych śladów ich wizyty.)
Kiedy handlarze zabawiali się w stolicy Bułgarii, Kintex przejmował pieczę nad ich ładunkiem, pokazując tym samym, że są chronieni i aprobowani. "Kintex jest niesłychanie silny w tym kraju - powiedział w 1974 roku pewien turecki przemytnik narkotyków. - To nie jest tylko państwowa agencja. Jeśli Kintex zdecyduje, że nie możesz szmuglować przez Bułgarię, to możesz mieć tutaj poważne kłopoty". Ale z drugiej strony - jak dodał jego kompan - "jeśli masz dobre wejście do Kintexu, to możesz szmuglować morfinę i nikt cię nawet nie draśnie". Przemytnicy muszą tylko powiedzieć, kiedy i gdzie towar będzie czekał na "kontrolę graniczną". Kintex brał swoją dolę - od 15 do 30 procent - i ładunek mógł jechać dalej:
Z punktu widzenia przemytników Bułgaria jest położona wyjątkowo dogodnie. Ma długą i niezbyt dobrze strzeżoną lądową granicę z Turcją i stanowi dla przemytników naturalny most pomiędzy Azją i Europą. Rocznie przekracza tę granicę w jedną bądź drugą stronę pięćdziesiąt tysięcy ciężarówek. Połowa z nich to TIR-y (Transport International Routier), które mogą być zwolnione od kontroli na podstawie umów międzynarodowych i swobodnie przejeżdżają granice na zasadzie tranzytu. W ten sposób tureckie i bułgarskie ciężarówki mogły po prostu wyruszać z Sofii ze sfałszowanymi papierami, według których ładunek stanowiły owoce, kurczaki czy napoje. "Beaucoup de bonbons" - jak powiedział na jakiejś europejskiej granicy pewien kierowca wręczając z mrugnięciem oka papiery, z których wynikało, że przewozi ziarno kakaowe.
Wkrótce tą drogą dostawało się na Zachód prawie trzy czwarte morfinowego surowca, a z handlu narkotykami pokrywano największy nielegalny handel bronią, jaki kiedykolwiek odkryto.
Bronią, która szła na Wschód tym kanałem można było uzbroić całe armie: kałasznikowy i tokariewy na tony (pięćdziesiąt sześć ton jednego ładunku okrętowego z Polski do Południowego Jemenu), miliony naboi, miny, granaty, noktowizory, stupięciomilimetrowe działka, rakiety ziemia-powietrze, uzbrojenie do helikopterów marki Cobra, czołgi marki Leopard. Broń pochodziła z zakładów i magazynów wojskowych z całej Europy, zarówno Wschodniej, jak i Zachodniej: z Włoch, Hiszpanii, Belgii, Zachodnich Niemiec, Węgier, Rumunii, Czechosłowacji i Polski.
Olbrzymie ładunki szły do Turcji, dla prawicowych i lewicowych terrorystów i kiedy armia przejęła władzę w 1980 roku okazało się, że terroryści mieli około miliona sztuk broni. Jakieś cztery piąte uzbrojenia OWP także szło szlakiem bułgarskim, połowa tej broni zakupiona została za narkotyki. OWP ulokowała niejakiego Usamę Abdula Madira Adima, poprzednio łącznika z armią libańską, w biurze mafii tureckiej w Rzymie, żeby nadzorował wymianę. Pozostała broń wędrowała do bardziej zapalnych rejonów na całym Bliskim, Środkowym i Dalekim Wschodzie. Wielkie ładunki docierały do powstańców kurdyjskich w trójkącie Turcja-Iran-Irak, do dysydentów z Kossova w Jugosławii, do brata prezydenta Assada - Rifata w Syrii, i do różnych odbiorców w Arabii Saudyjskiej, Południowym Jemienie, Pakistanie, Indiach, Tajlandii, Filipinach i w Chinach.
Uderzającą osobliwością całego tego dwukierunkowego handlu było to, jak bardzo wszystkie zainteresowane państwa ociągały się z jakąkolwiek reakcją. Oczywiście, Europa Wschodnia nie zważała na narkotyki, które szły na Zachód - im więcej, tym lepiej. Ale, co mniej daje się pojąć, zachodnie służby wywiadowcze wiedziały o Kintexie od 1970 roku i nie stuknęły palcem o palec, żeby zatrzymać wymianę broni na narkotyki. Obie strony były oczywiście bardzo zainteresowane handlem bronią jako najzwyklejszym towarem handlowym, który trzeba dostarczyć w sekrecie do wybranego miejsca albo też jako środkiem zbierania informacji wywiadowczych. Śledzenie handlarzy narkotyków działających w tym obiegu groziłoby rozbiciem całej tajnej operacji. I dlatego też nikt ich nie śledził. Właśnie to wszystko przewidywała propozycja tureckiej mafii złożona Sycylijczykom w końcu 1975 roku: pewne dostawy morfiny, chronione szlaki dostaw i immunitet - albo coś w tym rodzaju. Sycylijczycy już od roku kontrolowali Camorrę. Teraz kontrolowali wszystko.
Camorra miała swoje własne szlaki przerzutowe we wszystkich kierunkach świata, dla wszelkiego rodzaju kontrabandy. Kokaina i heroina należały do stałych punktów programu, zwłaszcza kokaina. Ale tytoń - stara specjalność Camorry - mógł dać Sycylijczykom to, czego najbardziej potrzebowali w roku 1974 - pieniądze. Założenie wielonarodowego heroinowego konglomeratu, o hierarchicznej strukturze organizacyjnej, przekraczało ich finansowe możliwości. Trzeba było wynająć tysiące pomocników; na liście płac jednego tylko znanego handlarza narkotyków, Tommasa Spadara, było pięć tysięcy ludzi. Każda wysyłka surowego materiału lub produktu końcowego musiała także być opłacona na miejscu i w gotówce.
Na początku lat siedemdziesiątych, z powodów do tej pory niejasnych, niespodziewanie okazało się, że przemyt tytoniu prowadzi do wielkich pieniędzy. Podczas gdy jeszcze kilka lat wcześniej jednorazowy przemyt pięciuset kartonów papierosów był sporą transakcją, to w 1974 roku ludzie Camorry operowali przesyłkami rzędu od trzydziestu pięciu tysięcy do czterdziestu tysięcy kartonów. Ich zwariowany lider, Don Michele Zaza, znany jako 'U pazzu - Michael Wariat - chwalił się, że potrafi przemycać jeszcze więcej.
Szczwany, fałszywie uniżony, analfabeta, giętki, jakby nie miał kośćca, gadatliwy do tego stopnia, że wydawał się stuknięty - a takie wrażenie chciał robić - Zaza dorobił się swojej wielkiej fortuny na przemycie tytoniu. (Zajmował się też przemytem narkotyków, ale nienawidził o tym mówić.) We Włoszech miał rolls-royce'a, w Beverly Hills rezydencję wartą półtora miliona dolarów, na koncie bankowym w Mitsui Manufacturers Bank w Los Angeles - trzynaście milionów dolarów, a dwieście dwadzieścia funtów złota trzymał w banku szwajcarskim, na tzw. czarną godzinę. "Pracowałem i oszczędzałem" - oświadczył zdumionemu włoskiemu urzędnikowi. Zaza lubił opowiadać o swoich interesach, o tym, jak "ciężko" pracował:
"Najpierw sprzedałem pięć kartonów philip morrisów, potem dziesięć, potem tysiąc, potem trzy tysiące, a potem sam kupiłem sześć czy siedem statków, właśnie te, które mi zabraliście. (...)
Zazwyczaj ładowałem pięćdziesiąt tysięcy kartonów miesięcznie. (...) Mogłem ładować sto tysięcy kartonów - dziesięć milionów dolarów na moje jedno słowo, wszystko, co miałem do zrobienia, to wykonać jeden telefon. (...)
W ciągu trzech miesięcy kupiłem philip morrisy za dwadzieścia cztery miliony dolarów, mój adwokat może wam pokazać rachunki. Za dwadzieścia cztery miliony! Jestem z tego bardzo dumny!"
Zaza nie powiedział, choć miło by było wiedzieć, gdzie w ciągu jednego roku kupił philip morrisy warte sto milionów dolarów.
Zaza, główny szef neapolitańskiej Camorry, został zaprzysiężonym członkiem mafii sycylijskiej w 1974 roku. Kilku innych wysoko postawionych szefów Camorry zostało zaprzysiężonych w tym samym czasie, co ich wiązało z Palermo na śmierć i życie. Obie braterskie bandy zamierzały zgarnąć pełną pulę z całego heroinowego przedsięwzięcia, przy czym Sycylijczycy nie chcieli, żeby były jakieś wątpliwości, co do tego, kto tu przewodzi.
Ich pakt został przypieczętowany podczas spotkania "na szczycie", które odbyło się pod Neapolem, w rozległej posiadłości braci Nuvoletta, znanych ze swoich stałych kontaktów z Camorrą. Wynikiem spotkania było utworzenie "skrajnie niebezpiecznego konsorcjum mafiosów, którzy nie tolerują nieposłuszeństwa" - donosili karabinierzy z Neapolu. - "Jego zadaniem jest głównie przemyt tytoniu, ale także narkotyków (...), a członkowie tego konsorcjum bezpośrednio podlegają najpotężniejszym bossom na Sycylii".
Przy zawieraniu paktu byli wszyscy - i bracia Greco z Ciaculli, i Gaetano Badalamenti, i młoda wschodząca gwiazda, Stefano Bontate. Leggio był reprezentowany przez swoich prokonsuli z klanu Corleone, czyli tzw. Bestie. Partner braci Cuntrera z Wenezueli, Giuseppe Bono, który dość często przylatywał w odwiedziny do Włoch i był szczególnie bliskim przyjacielem Don Michela Zazy - podobnie jak ich zastępca w Londynie, Francesco Di Carlo. Przełożony mafii w Brazylii, Antonino Salamone, utrzymywał łączność przez swojego brata.
Sycylijscy mafiosi zaczęli zjeżdżać do Neapolu. Lubili to miasto, uważali, że to jest naprawdę coś - zaraz po Palermo. Interes szedł tu w bardzo podobny sposób, rozmowy odbywały się w domowych traktierniach, jak u ulubionego U Cafone, nad kopiastym talerzem małż i półmiskiem ze spa-getti marinom, podawanymi przez pełnych szacunku kelnerów, którzy już od dawna umieli być i głusi, i niemi.
Kilku mafiosów przeniosło się do Neapolu na stałe, a Cupola przysłała tu swojego "akredytowanego ambasadora" - Gaetana - Tanina Fidanzatiego, żarłocznego handlarza narkotykami. Był to jeden z tej ponad setki mafiosów, którzy wyszli na wolność w wyniku "procesu stu czternastu". Fidanzati został wówczas skazany na zesłanie pod nadzorem do północnej Toskanii, ale - jak się okazało - nie był to żaden problem. Po prostu otrzymał pozwolenie na odbycie "dłuższej kuracji klimatycznej" - oczywiście w Neapolu, gdzie zamieszkał u Don Michela Zazy.
W efekcie przypieczętowania paktu mafia-Camorra nastąpiło kilka burzliwych lat. Port w Neapolu był tak zakorkowany statkami kontrabandy, że Cupola zarządziła rozładunek papierosów według następującej kolejności: najpierw statki Zazy, następnie Cupoli, potem reszty Sycylijczyków i wreszcie - braci Nuvoletta. Ale 'U paziu nie miał nawet za grosz przyzwoitości. Wyczyniał takie szalbierstwa kosztem pozostałych, że Cupola w końcu musiała odwołać swoje zarządzenie.
Zresztą nie miało to już znaczenia. Boom na przemyt tytoniu opadał, a mafia i Camorra brały kurs na prawdziwe pieniądze - olbrzymią falą przypływu gotówki, która właśnie nadciągała, była oczywiście heroina.
Na początku 1976 roku Abuzer Ugurlu i jego największy w Stambule partner w narkotykowym biznesie, Huseyn Cil, posłali krewnego Cila do Włoch, żeby zacieśnić układ z Sycylijczykami. W następstwie spotkania mafia turecka ustanowiła w Mediolanie pośrednika do współpracy z nowymi partnerami. Nazywał się Salah Al Din Wakkas i - zgodnie z raportami DEA - "odpowiadał przed Ugurlu".
Rafinerie heroiny wyrosły we Włoszech po prostu z dnia na dzień. Były dobrze wyposażone, miały zagwarantowane obfite dostawy, zarządzali nimi świetni chemicy, którzy pracowali w Marsylii, a teraz byli w stanie produkować o wiele więcej niż w całej swojej historii produkowała Marsylia. Tylko jedna z nich, położona na wybrzeżu, w rozrywkowo-hazardowym kurorcie San Remo, przy granicy francuskiej, mogła tygodniowo wyprodukować pięćdziesiąt kilogramów najwyższej jakości heroiny, a więc dwie i pół tony rocznie, czyli sto dwanaście milionów porcji - dla klientów w północnych Włoszech, Francji, Szwajcarii, Holandii i Niemczech Zachodnich.
Dzięki układowi z Sycylijczykami, w wyniku którego sycylijscy i tureccy handlarze podzielili między siebie Europę, Abuzer Ugurlu też dostał swoje terytorium. Wobec tego turecka mafia również wynajęła sobie chemików z Marsylii i otworzyła własne rafinerie w Holandii i Niemczech Zachodnich, współpracując z Sycylijczykami przy dystrybucji.
Trzeba powiedzieć, że wpływ handlarzy tureckich i sycylijskich na Europę okazał się niezwykle destrukcyjny. Holandia nie tylko stała się dostawczynią numer dwa heroiny w Europie, ale także jej pierwszą i największą ofiarą - stała się krajem z największym problemem ludzi uzależnionych na kontynencie europejskim. Niemcy Zachodnie w 1975 roku znały tylko dwadzieścia pięć przypadków uzależnienia od heroiny, a już w trzy lata później odnotowały sześćset dwadzieścia trzy wypadki śmiertelne z powodu przedawkowania.31 Hiszpania doznała istnej eksplozji uzależnienia od heroiny, począwszy od 1977 roku. Mniej więcej w tym samym czasie w Wielkiej Brytanii odnotowano "nagły ostry wzrost". W Zachodnim Berlinie wypadki śmiertelne spowodowane przedawkowaniem heroiny skoczyły od zera w 1973 roku do osiemdziesięciu czterech w 1977. Francja, w której nie wykryto "twardych" narkotyków do 1973 roku, zanotowała "dramatyczny wzrost o wymiarach epidemii" począwszy od 1977 roku. To samo stało się w Grecji i Portugalii. Włochy, gdzie w 1973 roku zanotowano jeden przypadek przedawkowania, stały się najbardziej nieuleczalnym przypadkiem w Europie.
Jeśli chodzi o Włochy, to laboratoria na północy, które zaopatrywały Europę, były drobnostką w porównaniu z tymi na południu, które zaopatrywały Amerykę. Dwie pierwsze rafinerie, założone w Palermo, mogły produkować pięćdziesiąt kilogramów na tydzień każda, czyli pięć ton rocznie - a więc o wiele więcej niż amerykański rynek mógł w ogóle wchłonąć - a w niedługim czasie na wyspie działało co najmniej kilkanaście takich rafinerii. Nigdy nie brakowało im podstawowych składników do produkcji. Dbał o to człowiek Ugurlu w Mediolanie, Salah Al Din Wakkas. Duża część morfiny przybywała morzem - jak dużo później sam Din Wakkas opowiadał sędziemu Palermowi:
"Tureckie łodzie rybackie były ładowane w Warnie (bułgarskie wybrzeże Morza Czarnego). (...) Ładowano na nie broń, na przykład kałasznikowy, i mnóstwo papierosów produkcji bułgarskiej. Kiedy przepływali Cieśninę Dardanelską, wyładowywali broń i część papierosów na inne łodzie i brali na swoje morfinę.
Kierowali się na Cypr. (...) Czekał tam na nich pewien Sycylijczyk z Katanii. (...) Grupa Sycylijczyków przeładowywała narkotyki i broń na swoje własne rybackie łodzie".
Zaś na lądzie TIR-y ze Stambułu, Bułgarii i Jugosławii wjeżdżały do północnych Włoch, wioząc pięćdziesiąt, sto lub dwieście kilogramów morfiny naraz. Niektóre skręcały w stronę Monachium i Berlina. Inne przyjeżdżały od Triestu, tuż przy granicy z Jugosławią, i kierowały się do rejonów przeładunkowych rozsianych po całej północy Włoch: do Trydentu, Bolzano, Werony i Mediolanu. Prawie trzecia część morfiny szła do północnych rafinerii. Reszta na Sycylię.
Wakkas, koordynujący ten przepływ, współpracował z najwyższym kierownictwem mafii w Palermo. Na swojej liście miał większość członków Cupoli, poczynając od Gaetana Badalamentiego, mammasantissima, wybranego właśnie na jej szefa. Głównym odbiorcą był Gerlando Alberti, "niezmordowany sprzedawca wyrobów włókienniczych", odpowiadający za mnożące się rafinerie na Sycylii. Następnym był handlowy manager Cupoli, odpowiedzialny za wysyłanie heroiny do Nowego Jorku, Francesco Mafara. Liczni bracia "ambasadora" Fidanzatiego zajmowali się przesyłaniem heroiny z Mediolanu do Palermo.
Pod koniec 1976 roku sycylijscy "ludzie honoru" byli w stanie euforii. Dwadzieścia lat po otrzymaniu licencji na sprzedaż heroiny w Ameryce byli gotowi do uruchomienia największego handlowego przedsięwzięcia na świecie. Wszystkie części łamigłówki były na swoim miejscu - trochę dzięki przypadkowi, ale przede wszystkim dzięki ich własnej intuicji i dobremu nosowi do wywęszenia w powietrzu, skąd idzie zapach pieniędzy.
Ich sytuacja była jasna. Nic nie wskazywało na to, żeby gdziekolwiek policja miała jakiekolwiek podejrzenia co do tego, czym się zajmowali przez poprzednie dwadzieścia lat. Tych, których zauważono i zostali zdemaskowani - postrzegano w optyce lokalnych czy krajowych problemów kryminalnych. Fakt, że byli teraz częścią przestępczego stowarzyszenia obejmującego cały glob - że mafia sycylijska stała się mafią międzynarodową - był zupełnie nikomu nieznany.
* Claire Sterling "Mafia: Sycylia rządzi światem", 1992
O mafii polskiej