Rzeczpospolita - 10.04.2004

 

SZKIC DO SCENARIUSZA

 

 

KRZYSZTOF KŁOPOTOWSKI

Obywatel M.

 

 

Jak najlepiej pokazać wychodzenie Polski z komunizmu? Takim obrazem mógłby być film fabularny oparty na wątkach życiorysu Adama M.



W postaci M. skupia się sens naszej transformacji. O tak głębokiej przemianie bohatera marzy każdy scenarzysta. Były wyznawca komunizmu wprowadza kapitalizm. Inteligent ateista wybija się z pomocą katolickich robotników. Czy wcześniej im służył, czy się tylko nimi posłużył w bardzo ryzykownej grze o wielkość, kiedy działał w KOR? Czy robotników w końcu zdradza, czy tylko na nich się obraża - za to, że woleli od niego Wałęsę?

Dziś były buntownik jest jednym z głównych graczy w oficjalnej polityce państwa. O co gra? Marksista staje się ojcem duchowym spółki akcyjnej wartej prawie miliard dolarów. Jaką naprawdę ma ideologię? Film musi na to spróbować odpowiedzieć, by publiczność pojęła, co się z nami stało w ciągu 15 lat transformacji.

Romantyczna mgła młodzieńczego, bohaterskiego okresu M. skrywa dzisiejszą twardą walkę o władzę tu i teraz. Cele tej walki nie są całkiem jasne. Chodzi o pomyślność Polski? Zapewne, lecz warto pokazać, jak owa pomyślność różnie rozkłada się w różnych grupach społecznych i towarzyskich. Kto wygrał, kto przegrał, kto tu rządzi?

Arcydzieło jako wzór

Punktem odniesienia dla filmu o M. powinien być "Obywatel Kane" Orsona Wellesa. Welles i jego scenarzysta Herman Mankiewicz przeprowadzili demistyfikację magnata prasowego Williama Randolpha Hearsta. Deklarował, że chce bronić prostego człowieka, używając w tym celu dzienników bulwarowych o raczej swobodnym stosunku do prawdy. Gdy się bliżej przyjrzeć postaciom Hearsta i M., podobieństwa są uderzające. Obaj wywodzą się z establishmentu, z którym potem podejmują walkę. Obaj mają kolosalne ego, używają prasy jako narzędzia wpływu na świadomość publiczną i obaj są wyobcowani wobec obiektu swojej troski. Co miliarder Hearst mógł wiedzieć o życiu robotników? Co wie intelektualista polityk M. o codziennych problemach zwykłych ludzi?

Obaj mają protekcjonalny stosunek do swoich społeczeństw. Kane/Hearst kolekcjonował dzieła sztuki. M. kolekcjonuje kontakty z ludźmi jako narzędzia wpływu. Obywatel Kane chciał zostać prezydentem kraju, lecz trafił na barierę, którą uważał za przejaw podłości. M. nigdy nie zostanie prezydentem Polski i może uważać to za przejaw ciemnej siły, siły "ciemnogrodu". Ta spętana ambicja daje obu postaciom napięcie wewnętrzne.

Film Wellesa jest arcydziełem nie tyle z powodu fabuły, ile środków formalnych, ale jedno zależy od drugiego. W "Obywatelu Kane" widać, że forma wynika z treści. Wielkie napięcia w życiu Hearsta zostały przełożone na napięcia fabuły i obrazu. Świetne zdjęcia Gregga Tolanda i scenografia Van Nest Polglase wyraziły pełne pychy ego bohatera, jego pasję i mrok, używanie ludzi jak narzędzi dla własnych celów. Film o M. wymaga innej stylistyki, lecz konkretne decyzje należą do realizatorów.

Wątek Wielkiego Reżysera

W fabule winna pojawić się postać Wielkiego Reżysera, który wziął M. pod swoje skrzydła - na własne nieszczęście. To twórca najważniejszego filmu o początku ubiegłej epoki, "Popiołu i diamentu", oraz kilku innych, które wyznaczały etapy rozwoju polskiej świadomości. Jednak za bardzo zbliżając się do M., stracił temat najważniejszego filmu o początku nowej epoki - "Obywatela M.".

Ta przyjaźń ograniczyła swobodę Wielkiego Reżysera, który w życiu M. może znaleźć przecież swój ulubiony materiał: epicką, romantyczną opowieść narodową z wątkiem polsko-żydowskim w tle, gdzie się roi od okazji do malarskiego obrazowania. Oto one: apel w obronie "Dziadów" zdjętych przez cenzurę, odczytany w 1968 roku u stóp pomnika wieszcza. M. zaczerpnął wtedy z energii Mickiewicza. Potem strajk sierpniowy w Stoczni Gdańskiej, któremu patronuje polski papież z marzenia innego romantycznego poety, Słowackiego. Grudniowe odsłonięcie pomnika Poległych Stoczniowców, gdy nad granicą czołgi sowieckie grzały silniki do inwazji. Potem Okrągły Stół ustawiony w - gdzieżby indziej - dawnym pałacu namiestnika rosyjskiego pod okiem kamer telewizyjnych dla gawiedzi i tajne rozmowy w Magdalence. Wybory czerwcowe z motywem z filmu "W samo południe", którego bohaterem był samotny szeryf z plakatu wyborczego "Solidarności". A wreszcie, narodziny biznesowej potęgi największej gazety w kraju - zupełnie jak z "Ziemi obiecanej". To wszystko składa się na fascynujący obraz początków wolnej Rzeczypospolitej.

Przecież Wielki Reżyser całe życie szykował się do takiego filmu. Jednak nie zauważył tego w porę, aż stało się za późno, by zerwać więzy krępującej z tego punktu widzenia przyjaźni. Bo przecież Wielki Reżyser musiałby w swoim filmie osądzić komunizm, a tego M. zabronił. Musiałby obalić mit "etosu" kosztem przyjaciela. Obalić tabu poważnej - i arcyciekawej - roli polskich Żydów w najnowszej historii kraju.

Film Wellesa powstał u kresu wpływów Hearsta, choć wydawca ciągle był potężny. Sprawowanie przez M. rządu dusz w Polsce również wchodzi w okres zmierzchu, ponieważ wyczerpuje się jego legenda bohaterska. Kiedy charyzmę zastępuje naga władza, powstaje klimat do chłodnej analizy.

Motywacja bohatera

Po zwycięstwie nad komunizmem M. wynosi swoje bliskie otoczenie do bogactwa i władzy, ale sam rezygnuje z bezpośredniej własności. Nie bierze kilkudziesięciu milionów złotych w akcjach Agory. Przy takiej ambicji i długu wdzięczności całego otoczenia pieniądze nie są motywem działania. Władza jest ważniejsza. Ta zasada panuje też w korporacji "New York Timesa", która jest wzorem dla Agory. Pieniądze służą "NYT" do zdobywania wpływu na Amerykę i przekształcania świata, nie odwrotnie. Trzeba pokazać, że również M. chce przekształcić Polskę. To nic złego, warto jednak pytać: w imię jakich racji i jakiej wizji kraju?

Jak to się stało, że wychowanek marksistów i rewizjonista został promotorem kapitalizmu w Polsce? Czy było to wyczucie koniunktury historycznej, tego, co możliwe, aby się wybić do roli przywódcy? Może jego najgłębszym motywem jest chęć przewodzenia? Na początku miał rząd dusz w wąskiej grupie opozycjonistów. Potem potężny wpływ na "Solidarność". Teraz sięga po masy, chcąc dokupić telewizję do swego prasowego koncernu.

A może w wyniku dojrzewania zaszła w nim zmiana filozofii człowieka? Film powinien pokazać w s z y s t k i e motywy działania M.

Wątek żydowski

M. odegrał wielką rolę w wyzwoleniu Polski jako Polak pochodzenia żydowskiego. Ten fakt wyraża relację między Polakami a Żydami. Mają oni wybitne skłonności przywódcze, organizacyjne i dynamikę umysłu. Stąd bierze się zawiść, gniew i podejrzliwość wobec nich.

M. należy do najwybitniejszych osób pochodzenia żydowskiego w Polsce. Wielcy myśliciele i działacze judaizmu są praktycznie nieznani polskiej publiczności, bo byli zamknięci w gettach. A przecież to z polskich gett wyszli ludzie, którzy stworzyli Państwo Izrael i przekształcają świadomość Ameryki przez kino, prasę, telewizję, uniwersytety, politykę. Na ile są obecni jako wzór w psychice naszego bohatera? Takie pytania można stawiać, unikając jednak podsycania zawiści wobec Żydów. Przeciwnie, warto stawiać za przykład ich szacunek dla wiedzy, ambicje, wytrwałość, umiejętności organizacyjne i wnikliwość psychologiczną, a wreszcie - zdolność adaptacji.

M. przyjaźni się z Jerzym Urbanem, który nie kryje pogardy dla Polaków. Czy szuka w ten sposób dopełnienia, ponieważ sam na pogardę nie może sobie pozwolić lub nie chce jej odczuwać? Przez tę pozornie dziwaczną przyjaźń wyraża to, co jest w nim stłumione. Według psychologii głębi Urban stanowi archetypowy cień M. Dlatego tego ongiś zapiekłego wroga uczynił swoim przyjacielem. Uświadomienie sobie własnego zła jest - według Carla Gustava Junga - wstępnym warunkiem rozwoju wewnętrznego.

To również wyjaśnia głębszy powód zbratania M z Jaruzelskim i Kiszczakiem. Obaj generałowie wyrażają bowiem pewne aspekty osobowości M. Mógł się z nimi zbliżyć bez tych wszystkich serdeczności, ale jemu chodzi o spójność wewnętrzną. Bo oprócz osiągnięcia celów politycznych M. chce być po prostu w pełni dojrzałym człowiekiem. Musi więc rozpoznać własne zło pod pozorem przebaczenia wrogom.

Wątek polski

M. należy do grona najwybitniejszych Polaków. Czy polskość jest tu tylko formą, czy należy do najgłębszej treści osobowości? Trzeba odnaleźć miejsce M. w rankingu najważniejszych intelektualistów politycznych w polskiej historii. Czy jest jak Mochnacki? Jak Piłsudski? A może jak Dmowski?

To ostatnie porównanie wydaje się horrendalne, ale nie chodzi o treść przekazu, lecz o metody działania i wielki zasięg wpływu. Dmowski użył niechęci do Żydów, by pobudzić wśród ludu świadomość polską. Najlepiej bowiem określamy się wobec wroga, którego trzeba stworzyć. M. używa jak cepa pojęcia "ciemnogród", by otworzyć polską mentalność na świat i ochronić własne zaplecze. Dmowski i M. zmanipulowali polską świadomość, żeby narzucić Polakom swe koncepcje narodu, choć koncepcja Dmowskiego była ekskluzywna, zaś M. - inkluzywna. Dla obu myśl to raczej narzędzie działania aniżeli poznania.

Jednak M. to raczej działacz polityczny niż chłodny intelektualista. Gdzież jest jego spójny projekt państwa i narodu? Choć z wielkim poświęceniem pracował w niewoli dla narodu, to wyraźnie obawia się Polaków. Czy słusznie - trudno powiedzieć. Na początku III Rzeczypospolitej zapobiegł dojściu do głosu pełnej gamy sił politycznych, dlatego nie wiadomo, jaki jest ich potencjał. Nawet jeśli zrobił to dla dobra Polski, znów pojawiają się pytania o konkrety: kto w rezultacie wygrał, kto przegrał, kto tu rządzi?

Punkty zwrotne

Scenariusz powinien wyjść od stanu obecnego, ukazując rozmiar wpływu M. w Polsce: koleżeńskie wizyty u prezydenta i prywatne spotkania z premierem, pielgrzymki zagranicznych ministrów, bankiety w wąskim gronie. Widownia musi od razu poczuć, że ogląda ludzi na szczytach władzy, którzy decydują o jej losie. Trzeba też pokazać wielką rolę "Gazety Wyborczej" w modernizacji kraju. Dopiero potem nastąpią retrospekcje: jak M. doszedł do tej pozycji i jak stworzył własną machinę propagandową. Najpierw trzeba uświadomić rozmiar stawki - władza nad umysłami w Polsce - a dopiero potem pokazać, jaki był przebieg niebezpiecznej gry naszego bohatera. Czy przewidywał aż taki sukces? Chyba nie...

Głównym punktem zwrotnym fabuły powinien być najważniejszy moment działalności publicznej M. - chwila, w której rozstrzygał się bilans jego życia. Wielkość M. chyba najbardziej ujawniła się wtedy, kiedy na przekór opinii przyjaciół, autorytetów narodowych i Kościoła uparł się w więzieniu w 1984 roku, że nie wyemigruje z Polski. Jaruzelski z Kiszczakiem chcieli wówczas pozbyć się przywódców opozycji. Inni więźniowie polityczni dali się przekonać czcigodnym obywatelom, by - dla dobra kraju - podjąć rozmowy z władzą na temat wyjazdu. Tylko M. odmówił, zatrzymując na miejscu kolegów. W ten sposób przyspieszył upadek komunizmu.

Trzeba pokazać w filmie próbę wyprowadzenia siłą M. z celi więziennej przez strażników i jego rozpaczliwy opór, aby zachować wolność przez pozostanie więźniem. Była to śmiertelna próba, przez którą przechodzi każdy bohater mityczny. W tym momencie zdecydował o swym życiu lub śmierci politycznej. Chyba też uzyskał moralne prawo do przejęcia "Gazety Wyborczej", przyznanej przecież całej opozycji antykomunistycznej, a nie tylko skupionej wokół M. "lewicy laickiej".

Każdy dobry dramat ma trzy punkty zwrotne. Zaparcie się M. nogami i rękami w więziennej celi stanowi główny, drugi punkt zwrotny fabuły. Właśnie wtedy zostaje przywódcą narodu. Pierwszym punktem zwrotnym jest protest przeciw zdjęciu "Dziadów" przez cenzurę, odczytany w lutowy dzień 36 lat temu pod pomnikiem Mickiewicza. Wtedy M. przymierza się do odegrania wielkiej roli. Czytając tekst protestu, zerka na cokół dla wieszcza.

Trzeci i ostatni punkt zwrotny to moment nagrania rozmowy z Lwem Rywinem. Jest to potwierdzenie wyboru, jakiego M. dokonał pod pomnikiem Mickiewicza w 1968 roku, dając impuls do protestów marcowych. Dzisiaj romantyczny bohater narodowy dostaje propozycję, aby dać postkomunistom łapówkę za ustawę, która pozwoli mu na rozwój biznesu, czyli kupno telewizji. Byłby to wielki krok w kierunku pełni władzy nad umysłami mas, jaką miał Mickiewicz przy użyciu innych środków i w innej sytuacji. W tym momencie aż się prosi o retrospekcję sceny apelu w obronie "Dziadów". Dziś była ofiara UB potajemnie nagrywa swego rozmówcę, który okazał mu zaufanie jako koledze z towarzystwa. Rzecz szczególna - M. uczynił to 22 lipca, w dniu rocznicy ogłoszenia Manifestu PKWN, który przed laty otworzył jego rodzinie drogę do establishmentu w Polsce.

Włączając magnetofon, nasz bohater schodzi z cokołu własnego pomnika. Może użyć nagrania Rywina dla kilku celów: uzyskania korzystnej dla siebie ustawy bez łapówki, lecz dzięki groźbie, że rzecz ogłosi publicznie; obalenia premiera, rozbicia SLD, założenia nowej partii wokół prezydenta; spowodowania reformy państwa. Zapewne chce osiągnąć wszystkie trzy cele naraz. Życie naszego bohatera nie jest jednoznaczne. Wykazuje mnóstwo troski o dobro zbiorowości, lecz także wiele osobistej motywacji, którą warto przeanalizować.

Sprawa Rywina ujawniła, co się stało z M. Romantyk został przedsiębiorcą politycznym. W opinii grupy trzymającej władzę, która uważa, że dobrze zna naszego bohatera, można się z nim targować o ustawy za pieniądze. Czy to wyraz jej bezczelności i poczucia bezkarności? Czy może wiedzy o innych targach, których nie poznamy?

"Obywatel M" a kino polskie

Przemiana M. wyraża sens naszej transformacji ustrojowej, a film daje szansę wielkości realizatorom. Scenarzysta musi ująć w metaforę życie jednego z najwybitniejszych Polaków naszych czasów. Reżyser może określić się wobec Wielkiego Reżysera, który uląkł się tego tematu. Ktoś powiedział: zwierzę musi zabić drugie zwierzę, aby przeżyć, natomiast człowiek musi drugiego zdefiniować. To samo dotyczy artysty. Aby dojść do wybitności, powinien wyjść z matecznika, w którym dojrzewał, czyli - zmienić paradygmat.

Postulowana dziesięć lat temu przez prof. Marię Janion zmiana paradygmatu kultury polskiej nie będzie dość głęboka bez odrzucenia zmowy milczenia wokół korzeni III Rzeczypospolitej. Zmiana paradygmatu zakłada pełną swobodę w nowej interpretacji faktów. Najlepiej uczyni to kino. Jest najważniejszą ze sztuk popularnych.

Film fabularny o M. zdejmie kilka więzów krępujących kulturę od roku 1989: zakazu moralnego rozliczenia komunizmu, zakazu obnażania korzeni elity panującej w Polsce od końca II wojny światowej, zakazu refleksji nad porozumieniem Okrągłego Stołu, które obok upadku komunizmu przyniosło także uwłaszczenie nomenklatury i - lub w zamian za - oddanie władzy nad umysłami jej rewizjonistycznym odszczepieńcom.

Postscriptum

Kultura popularna pogrąża się u nas w tandecie i głupocie nie tylko dlatego, że taka jest bieżąca tendencja cywilizacyjna. Jest to także skutek odcięcia twórców od największych problemów tego kraju. Nie możemy bezmyślnie kopiować Zachodu, ponieważ jesteśmy na wcześniejszym etapie społeczeństwa liberalnego kapitalizmu. Mamy jeszcze czas na sybarytyzm, bo za wielu u nas ludzi biednych i głodnych. Nie możemy też dla rozrywki bawić się okrucieństwem, jak publiczność Zachodu, gdyż w pamięci zbiorowej tkwi jak cierń ciągle nieosądzone okrucieństwo komunizmu.

Kultura powinna budzić w nas ducha obywatelskiego. Niestety, panoszenie się byłych aparatczyków PZPR zachęca tylko do cynizmu. Kultura powinna wpajać etykę solidnej pracy i wyrzeczeń. Jednak panujące układy, których korzenie tkwią w PRL, podważają sens uczciwości. Nie powstanie w Polsce moralność publiczna, jeśli życie społeczne dalej pozostanie zakłamane. W ludziach wzbiera gniew. Lepiej w debacie publicznej rozbroić tę bombę i wykorzystać jej energię dla reformy III Rzeczypospolitej.








OBYWATEL M. - POLEMIKI Z KRZYSZTOFEM KŁOPOTOWSKIM








AFERA RYWINA