Fantastyka - marzec 1990 r.
Marek Oramus
Bia³y brat zabija ¶wiat
W jednym z programów ¶wi±tecznych "G³osu Ameryki" nadano rozmowê z Indianinem Arapaho na temat zwyczajów jego plemienia, zwi±zanych z podobnymi okazjami jak Bo¿e Narodzenie bia³ych. By³o ko³o pó³nocy; s³ucha³em lewym uchem o ¦wiêcie Ziemi czy czym¶ takim, co u Indian ma podobnie prze³omow± symbolikê. Czy w domu Indianina w Waszyngtonie kultywuje siê tê tradycjê? Nie bardzo. Czy jego dwaj synowie wiedz± co¶ na ten temat? Równie¿ nie. Panienka ze studia zaczê³a zadawaæ naprawdê dobre pytania, co dla s³uchacza przywyk³ego do tego, ¿e z radia p³ynie przewa¿nie be³kot, i to g³ównie damski, stanowi³o otrze¼wiaj±cy szok. Wysz³o na to, ¿e ów Arapaho, notabene realizator audycji w "G³osie", kompletnie od¿egna³ siê od ¿ycia przodków, ich wielkiej tradycji, chcia³ jak najszybciej zapomnieæ, ¿e jest Indianinem i nawet w jêzyku szczepowym przemówi³ z zastrze¿eniem, ¿e mo¿e co¶ pomyliæ, bo nie zna dobrze tej mowy.
Lubiê takie zaskoczenia, gdy bezpo¶rednie ¶wiadectwa k³ad± kres g³upactwu obiegowych opinii. Siostra tego Arapaho wybra³a ¿ycie w rezerwacie, ale on sam zrozumia³, ¿e przysz³o¶æ jego i rodziny nie w cepeliadzie, tañcach wokó³ ognia i umizgach do turystów. ¦wiat siê zmieni³ i nale¿a³o przystosowaæ siê do tej zmiany, je¶li chcia³o siê mieæ co¶ do powiedzenia na temat w³asnego ¿ycia, a nie tylko czekaæ, co przyniesie. Historia spychania Indian przez bia³ych kolonistów by³a mo¿e i tragiczna, w³a¶ciwie na pewno, ale przy tym logiczna, zwyciê¿y³a cywilizacja bardziej wydajna, która potem wiele razy udowodni³a sw± skuteczno¶æ na arenie szerszej, bo ¶wiatowej. Brak sentymentu do przesz³o¶ci w³asnej rasy musi u tego Arapaho zdumiewaæ i szokowaæ; w jego g³osie da³o siê zreszt± wyczuæ swego rodzaju za¿enowanie. U¶wiadomi³em sobie, ¿e podobnie jak przepytuj±ca go Polka, i on jest emigrantem, innego wprawdzie rodzaju, wewnêtrznoamerykañskim jakby, który stoi jednak wobec tych samych dylematów adaptacji. Zmian w ¶wiecie nie da siê odwróciæ, wiêc trzeba zmieniæ siebie, trzeba to poj±æ i wygnaæ z ³ba szkodliwe sentymenty.
"Ma³y wielki cz³owiek" Thomasa Bergera jest w³a¶nie powie¶ci± o Indianach, Czejenach, Arapaho i innych. Jest tak¿e powie¶ci± o wielkiej zmianie, o czasach, kiedy na preriach dobiega³a kresu era czerwonego cz³owieka, a wschodzi³a era bladych twarzy. Podobnie jak przytoczona rozmowa radiowa, powie¶æ Bergera k³adzie kres mnóstwu stereotypów. Dlaczego cywilizacja Indian musia³a upa¶æ? Z powodu zacofania technicznego, powie trze¼wy realista. Zapewne, przewaga bia³ego cz³owieka, wyposa¿onego w brzmi±ce kije, nie podlega³a dyskusji. Indianie mogli im pocz±tkowo przeciwstawiæ jedynie ³uki i strza³y, do których groty wykonywali z blach i obrêczy wykradzionych albo wyhandlowanych od bia³ych. Nie ulega te¿ w±tpliwo¶ci, ¿e ilo¶ciowa przewaga by³a po stronie bia³ego cz³owieka: zza Atlantyku nadp³ywa³y ci±gle okrêty pe³ne emigrantów, za¶ za plecami pionierów rozpo¶ciera³o siê coraz bardziej zaawansowane przemys³owe pañstwo, które po wojnie domowej zosta³o na trwa³e zjednoczone. Biali ³owcy wybili bizony dla futer - i to prawda. Nadto Indianie nie ustawali w potyczkach plemiennych, które swoje ¿niwo zbiera³y. Przeciw molochowi nowoczesnej cywilizacji dzia³ali bez planu, w rozproszeniu, zbyt s³abi, niejednomy¶lni, zbyt s³abo orientuj±cy siê, co w³a¶ciwie zachodzi.
Je¶li wierzyæ Bergerowi, za jedn± z naczelnych przyczyn klêski czerwonoskórych uznaæ trzeba fakt, ¿e ¶wiat, w jakim siê obracali, wykazywa³ znaczn± rozbie¿no¶æ ze ¶wiatem bia³ych zdobywców. Owszem, styka³ siê z nim w kilku punktach, gdzie Indianie z regu³y brali w skórê albo dawali siê ordynarnie oszukiwaæ. Blade twarze ¶ci±gnê³y Indian z ob³oków, wyrwa³y ich z jakiego¶ rodzaju transu, a Indianie budzili siê niechêtnie, jakby z niedowierzaniem, i nawet kiedy widmo zag³ady zajrza³o im w oczy, zdawali siê nie ogarniaæ powagi sytuacji. Ca³e drugie pó³wiecze XIX wieku pó³nocnej Ameryki to starcie cywilizacji pragmatycznej, ¿eruj±cej blisko ziemi, z cywilizacj± ba¶niow±, magiczn±, nie z tego ¶wiata. Ksi±¿ka Bergera pokazuje bez lito¶ci, jak poezja przegrywa w konfrontacji z mechanik±, jak duchy przodków i Wielki Manitou pierzchaj± przed krzyw± balistyczn±.
Sêdziwy wódz, Skóra Ze Starego Sza³asu, podejmuje w pewnym miejscu kwestiê rozró¿nienia miêdzy Amerykanami a Lud¼mi (czyli Czejenami). My, Ludzie, wierzymy, ¿e wszystko ¿yje, nie tylko ludzie i zwierzêta, lecz tak¿e woda, ziemia, kamienie, tak¿e umarli i ich czê¶ci, jak te w³osy. Cz³owiek, do którego nale¿a³y, chodzi ³ysy po Tamtej Stronie, bo ja mam teraz jego skalp. Taka jest prawda. Ale biali ludzie wierz±, ¿e wszystko jest martwe: kamienie, ziemia, zwierzêta i ludzie, nawet oni sami. l je¿eli rzeczy mimo wszystko usi³uj± ¿yæ, biali ludzie je zabijaj±. Powie¶æ, pisana z punktu widzenia cz³owieka bia³ego, którego perypetie ¿yciowe rzucaj± raz na jedn±, to znów na drug± ze zwa¶nionych stron, si³± rzeczy bazuje na nieustannym kontra¶cie. Filozoficzno-wêdrownemu trybowi ¿ycia Indian przeciwstawia parcie, rozpychanie siê osadników; indiañskiej nêdzy - pogoñ bia³ych za dobrem doczesnym i szybko rosn±ce nowobogackie miasta.
Bodaj najciekawsze s± jednak magiczne praktyki Czejenów. Wygl±da na to, ¿e niektórzy Indianie posiadali dar jasnowidzenia czy przepowiadania przysz³o¶ci. Wielka scena polowania na antylopy, które osaczone przez magiczne zabiegi nie potrafi± wyrwaæ siê z zaklêtego krêgu i w rezultacie zostaj± wyt³uczone do sztuki, zosta³a napisana bez krzty ironii. W wigwamie Czejenów obowi±zuje poruszanie siê po okrêgu, wokó³ centralnie usytuowanego ogniska. Czejenowie w ogóle nie uznawali linii kanciastych (Kwadrat nie ma si³y, powiada stary wódz). Nikogo nie dziwi± odzywki typu: Zobaczy³em, ¿e to nie jest dzieñ naszej ¶mierci albo My¶la³em, rozmawia³em, pali³em i jad³em na ten temat. Moja decyzja jest taka... O czytaniu ¶ladów nie ma co wspominaæ. Bardziej zaawansowani tropiciele po odciskach kopyt potrafi± okre¶liæ wiek konia albo mu³a.
Bez w±tpienia jest to genialna ksi±¿ka (nie widzia³em jej w ¿adnej ksiêgarni). Wy¶wietlany w Polsce film Arthura Penna pod tym samym tytu³em nie zepsu³ przyjemno¶ci lektury, gdy¿ po ponad dziesiêciu latach spokojnie zd±¿y³o siê go zapomnieæ. Sceny walk i pogromów opisane s± z naturalistyczn± wnikliwo¶ci± i daj± pojêcie o rozmiarach eksterminacji, która leg³a u fundamentów Ameryki. Na pierwszym planie stoi jednak pojedynczy cz³owiek, jego prze¿ycie i zdziwienie na widok rozpo¶cieraj±cych siê przed nim dziwów. Prze¿ywa³em jeden z nielicznych momentów, kiedy czu³em: wszystko jest tak, jak byæ powinno. Mia³em wtedy mocne czary, to jest w³a¶ciwe s³owo. Wiedzia³em, gdzie jest ¶rodek ¶wiata. Wspania³e uczucie, kiedy czas kr±¿y wko³o i ten, kto stoi w ¶rodku, ma w³adzê nad wszystkim, co przybiera formê linii, k±ta lub kwadratu. Jak Skóra Ze Starego Sza³asu ¶ci±gaj±cy antylopy do ma³ego krêgu swoich ludzi, wokó³ których znajdowali siê wszyscy Czejenowie z tera¼niejszo¶ci i przesz³o¶ci, ¿ywi i umarli, bo Tajemnica jest czym¶ wiecznotrwa³ym.
Telewizja pokaza³a kiedy¶ pojedynek wê¿y brazylijskich. Jakie¶ mocowanie, jakie¶ oploty, w sumie nic gro¼nego. Tyle ¿e w pewnym momencie jeden z wê¿ów os³ab³, zwiotcza³ i da³ za wygran±. Zwyciêzca, czarna ¿araraka, zaszed³ intruza od g³owy i po prostu nasun±³ siê na niego jak monstrualna prezerwatywa. Pokonany za¶ zamerda³ ogonem, gdy dotar³o doñ, ¿e odciêto mu dop³yw tlenu, po czym bez dalszych ceregieli pozwoli³ siê po³kn±æ. Co¶ podobnego zasz³o w opisywanej przez Bergera epoce. Indianie zostali wch³oniêci i rozpuszczeni w brzuchu wielkiej cywilizacji amerykañskiej, mimo ostatnich podrygów w postaci bitwy nad rzek± Ma³y Wielki Róg, 25 czerwca 1876 roku, i klêski zadanej kawalerii genera³a Custera.
Arapaho z waszyngtoñskiego studia mia³ zapewne racjê: zwyciê¿y³a cywilizacja wydajniejsza. Jednak im d³u¿ej my¶lê o tej sprawie, tym czê¶ciej dochodzê do wniosku, ¿e by³o to zwyciêstwo pyrrusowe. Bia³y cz³owiek obj±³ ¶wiat we w³adanie, lecz z perspektywy czasu wydaje siê, ¿e uczyni³ to po to, by go zabiæ: Ku temu zdaje siê prowadziæ wiêkszo¶æ jego dzia³añ. Czy¿by taka by³a zemsta Opala Siê Na Czerwono, Ptaka Nied¼wiedzia i Cienia, Który Siê Pokazuje?
Thomas Berger: Ma³y wielki cz³owiek. T³umaczy³ Lech Jêczmyk. Klub Interesuj±cej Ksi±¿ki. PIW, Warszawa 1988.