"Rzeczpospolita" - 14.05.2002 r.

 

 

Marcin Dominik Zdort

Pampersi - czas przeszły dokonany

 

 

Gdy Wiesław Walendziak był prezesem TVP, do publicznej telewizji trafiła spora grupa ludzi o podobnym światopoglądzie. Za swoje osiągnięcie uznawali wprowadzenie do TVP programów traktujących równoprawnie światopogląd konserwatywny i liberalny. Sztandarowe tytuły z epoki pampersów to, oprócz publicystycznego "Pulsu dnia", "WC kwadrans" (ostry program satyryczny Wojciecha Cejrowskiego), "Fronda" (przekazująca tradycyjne katolickie treści w nowoczesny sposób), cykl "Kultura duchowa narodu", ale także "Swojskie klimaty" (konserwatywne przesłanie w popularnej formie).

Pampersi, środowisko młodych konserwatystów, przez jednych demonizowane, przez innych wysławiane pod niebiosa, w praktyce przestało istnieć. - To czas przeszły dokonany. Takie pokoleniowe inicjatywy trwają 6 - 7 lat. A siedem lat właśnie minęło - mówi Wiesław Walendziak, uważany za patrona tej grupy.



W połowie lat dziewięćdziesiątych wydawali się pokoleniowym fenomenem. Mieli ambicje przeprowadzenia konserwatywnej rewolucji. Politycy SLD dawali ich za przykład swoim "młodym", których uważali za miałkich i niezdolnych do podjęcia podobnej refleksji ideowej. Wiele mówiło się o wpływach politycznych pampersów, o tym, że potrafili w ważnych miejscach umieścić swoich ludzi (np. dwoma pierwszymi rzecznikami rządu Buzka byli utożsamiani z tym środowiskiem Tomasz Tywonek i Jarosław Sellin).

Właśnie w tej grupie - dzięki niespożytej energii jednego z jej liderów Waldemara Gaspera - powstały takie inicjatywy, jak ogólnopolska sieć radiowa Plus i Telewizja Puls. Podkreślano siłę intelektualną pampersów, wymieniając nazwisko błyskotliwego eseisty Cezarego Michalskiego. Mówiono o ich odrodzeniu religijnym, świeżym i niebanalnym spojrzeniu na katolicyzm, które symbolizował utworzony przez Rafała Smoczyńskiego i Grzegorza Górnego kwartalnik "Fronda" oraz ukazujący się w TVP cykliczny program pod tym samym tytułem.

Bitwa o świadomość

Większość tych sukcesów należy dziś do przeszłości. Kierownictwo TVP od początku tego roku usunęło z ramówki "Frondę" - ostatni program z epoki pampersów. Polityczne wpływy, jeśli nawet były, skończyły się długo przed wyborczą porażką AWS. Z Radia Plus pampersi musieli odejść, a Telewizja Puls ma wciąż kłopoty ze znalezieniem zachodniego inwestora.

Skąd się wzięli pampersi? W 1994 roku wywodzący się z konserwatywnej antykomunistycznej opozycji (Ruch Młodej Polski) Wiesław Walendziak, wcześniej dziennikarz telewizyjny, dyrektor generalny Polsatu, został prezesem TVP. Wprowadził tam grupę trzydziestolatków, których starzy pracownicy telewizji nazwali - pogardliwie komentując ich młody wiek - pampersami. Część z tej grupy, wywodząca się z pism "Młoda Polska" i "Tygodnik Literacki", została redaktorami w Programie I TVP (Waldemar Gasper, Andrzej Horubała, Cezary Michalski), część stworzyła codzienny program informacyjny "Puls dnia" (Marek Budzisz, Piotr Semka, Jacek Łęski, Bogdan Rymanowski). - Mieliśmy wspólne poglądy i wspólny cel. Chodziło nam o to, aby wartości, które usiłowano zepchnąć do "katolickiego getta", zyskały prawo publicznej obecności i wpływu na kształt państwa - wspomina Walendziak. - To było środowisko ludzi o wyjątkowych kompetencjach w dziedzinie mediów, a przede wszystkim rozumiało ich kulturotwórczą rolę pod koniec XX wieku - dodaje Waldemar Gasper.

Maciej Pawlicki, który w 1994 roku był redaktorem naczelnym pisma "Film", został dyrektorem Programu I TVP i po wymianie 16 spośród 20 szefów redakcji w Jedynce zyskał przydomek superpampersa. - Działania w sferze kultury były dla nas ważniejsze od polityki, chodziło o wygranie bitwy o świadomość, którą podjęliśmy ze środowiskiem "Gazety Wyborczej". W tym celu nawet rozrywkę w TVP chcieliśmy tak kształtować, aby była zabarwiona wartościami, aby sacrum nie zostało zamknięte w kruchcie - mówi Pawlicki, przypominając, że np. na miejsce "Minilisty przebojów" (gdzie dzieci poruszały ustami do playbacku, udając Madonnę czy Michaela Jacksona) wprowadzono program "Od przedszkola do Opola", w którym dzieci nie tylko były sobą, ale były razem z rodzicami.

Wynajęci przez Kościół

Gdy Wiesław Walendziak był prezesem TVP, do publicznej telewizji trafiła spora grupa ludzi o podobnym światopoglądzie. Za swoje osiągnięcie uznawali wprowadzenie do TVP programów traktujących równoprawnie światopogląd konserwatywny i liberalny. Sztandarowe tytuły z epoki pampersów to, oprócz publicystycznego "Pulsu dnia", "WC kwadrans" (ostry program satyryczny Wojciecha Cejrowskiego), "Fronda" (przekazująca tradycyjne katolickie treści w nowoczesny sposób), cykl "Kultura duchowa narodu", ale także "Swojskie klimaty" (konserwatywne przesłanie w popularnej formie). Równocześnie pampersi chlubili się tym, że za ich czasów zwiększyły się w TVP wpływy z reklam.

Żadnego z wyżej wymienionych programów nie ma już dziś w publicznej telewizji. Jednak moment, gdy Wiesław Walendziak został zmuszony do odejścia z TVP, nie był końcem środowiska, ale jego drugim początkiem. Rozpoczęły się cykliczne spotkania w różnych miejscach Polski, z których każde było wydarzeniem. Wszystko to pod patronatem Walendziaka i w ramach stowarzyszenia Dzikie Pola (które zresztą nigdy nie zostało zarejestrowane).

Przed wyborami 1997 r. Wiesław Walendziak uznał, że bez wsparcia politycznego ludzie chcący działać w sferze "przedpolitycznej", kulturowej nie zrealizują zamierzonych celów. Zachęcany przez Gaspera startował w wyborach, a po utworzeniu rządu Jerzego Buzka został szefem Kancelarii Premiera. Gasper został doradcą Buzka - pojawiła się szansa na realizowanie tego, o czym mówiło się w środowisku Dzikich Pól, czyli na konserwatywną rewolucję.

- Nie było nas stać na samodzielne realizowanie naszych planów. Gasper po dwóch latach w telewizji kupił 10-letniego citroena od swojej sekretarki - wspomina jeden z pampersów, dziś pracownik TV Puls. Pampersi zostali więc "wynajęci przez Kościół" - swojego, jak się wydawało, naturalnego sojusznika, tym bardziej że wiele osób z tego kręgu związanych było z Opus Dei czy z ruchami charyzmatycznymi. To koncesje radiowe dla rozgłośni diecezjalnych i koncesja telewizyjna ojców franciszkanów stały się podstawą dla tworzonych przez nich instytucji. Ale także Kościół nie mógł sobie pozwolić na finansowanie ambitnych planów pampersów. Pieniędzy trzeba było szukać gdzie indziej.

Aby władza nie była wrogiem

W czasach rządu Jerzego Buzka Wiesław Walendziak publikował teksty krytyczne wobec kapitalizmu politycznego - patologii polegającej na posługiwaniu się gospodarką przez polityków tak, aby mogli realizować swoje partykularne interesy. Równocześnie jednak jego sojusznicy, pampersi, przyjęli za własne metody działania, które wyglądały bardzo podobnie. Trudno bowiem podejrzewać, że w tworzenie Radia Plus i Telewizji Puls zaangażowałby się prywatny Prokom Investment, gdyby nie wsparcie sprawujących władzę polityków. Jeszcze bardziej ewidentna była sprawa z udziałem kilku potężnych firm z udziałem skarbu państwa w TV Puls - takich jak PKN Orlen, KGHM Metale czy PZU Życie.

Gdy pampersom zarzucano, że robią dokładnie to samo, co krytykowani przez nich ludzie Janusza Tomaszewskiego, odpowiadali, że różnica jest zasadnicza: - Oni biorą dla siebie, a my dzięki tym pieniądzom budujemy ważne instytucje, które przecież nie są naszą własnością.

- Rynek ekonomiczny w Polsce jest zdominowany przez politykę. Mieliśmy więc świadomość, że kulturowe instytucje nie mogą istnieć bez politycznego umocowania. Aby biznesmeni chcieli inwestować w nasze inicjatywy, musieli mieć pewność, że władza nie będzie ich wrogiem - mówi jeden z pampersów.

Wydawało im się, że w obecnej sytuacji w Polsce tylko taka taktyka może zacząć przynosić sukcesy. Dla części tego środowiska "od zawsze" klepiącego biedę ten sukces miał również konkretny wymiar finansowy. Ale wtedy ci, którzy ledwo wiązali koniec z końcem, zaczęli z zawiścią patrzeć na tych, którym się udało. Ci, którzy nie mieli już kłopotów z pieniędzmi, powoli przestawali rozumieć swoich dawnych przyjaciół. To był grunt pod pierwsze konflikty. Do dziś wspomina się przypadek Tomasza Tywonka, który został najpierw rzecznikiem rządu, a potem członkiem zarządu Telekomunikacji Polskiej. Szybko okazało się, że pieniądze oraz wpływy przewróciły mu w głowie - upadek był równie spektakularny jak wcześniejszy sukces.

Ślepa uliczka

Wejście Walendziaka do polityki dla wielu pampersów było zapowiedzią sformalizowania współpracy tej grupy - liczono na to, że szef Kancelarii Premiera stworzy wokół siebie organizację będącą równocześnie partią polityczną, jak i konserwatywnym centrum kulturowo-światopoglądowym, a tymczasem "Wiesiek zginął w odmętach Kancelarii, został politykiem, ale bez realnego wpływu". - Był dla tego środowiska punktem identyfikacyjnym. Kilka razy było tak, że wszyscy oni czekali na to, co zrobi, a on np. jechał na wyprawę na Kilimandżaro ze słynnym podróżnikiem Markiem Kamińskim. I wracał chory na malarię - wspomina Grzegorz Górny.

Walendziak czuł, że nie potrafi godzić funkcji ministra, a potem lidera politycznego z rolą środowiskowego guru. - Podejrzewano mnie w Kancelarii Premiera o konflikt lojalności, że pracuję dla jakiś zewnętrznych sił - mówi. Wspomina, że niedługo po utworzeniu rządu odbyło się spotkanie Dzikich Pól w Teresinie, podczas którego mówił o zagrożeniach związanych z formułą AWS i o konieczności dokonania zmian. - Ktoś to wyniósł na zewnątrz i premier podejrzewał, że chcę robić jakiś zamach stanu - opowiada Walendziak. Pampersi stali się wrogiem już nie tylko dla postkomunistów z SLD i liberałów z kręgu "Gazety Wyborczej" (uważających ich za zagrożenie z powodów ideowych), ale także dla wpływowej grupy związkowców z AWS (którym wydawało się, że pojawia się polityczna konkurencja na prawicy).

Tymczasem - przed wyborami prezydenckimi - Walendziak wraz z grupą najbliższych mu pampersów zaangażował się w kampanię Mariana Krzaklewskiego i zapowiedział, że więcej spotkań Dzikich Pól nie będzie. - Ta formuła była ślepą uliczką. Nie można mieszać polityki z działalnością instytucji "przedpolitycznych", bo powstanie jakaś prawicowa masoneria. Pomysły konserwatystów muszą być klarowne, aby nie przypominały działań konspiracyjnych - tłumaczy dziś.

Trudno powiedzieć, na ile wycofanie się lidera grupy przyspieszyło dezintegrację środowiska, nie ulega jednak wątpliwości, że coraz trudniej było im koordynować działania, skrywane wcześniej konflikty wewnętrzne zaczęły dotykać kolejne instytucje utworzone przez pampersów. Doszły do tego kłopoty finansowe przedsięwzięć medialnych, a wreszcie porażka wyborcza prawicy, która ani nie potrafiła, ani nie chciała w ciągu czterech lat rządów stworzyć w Polsce przychylnej atmosfery dla swoich "przedpolitycznych" sojuszników.

Pierwsze rozstania

Wewnętrzny kryzys w środowisku pampersów zaczął się jednak znacznie wcześniej. Młodzi ludzie utożsamiający się z tą grupą byli bardzo dumni z tego, że wykreowali swoich intelektualistów trudnych do przemilczenia i zdezawuowania przez lewicowców i liberałów. Nazwiska Michalskiego, Smoczyńskiego i Gaspera stały się symbolami sukcesu, a przede wszystkim autorytetami dla środowiska. Dlatego bardzo dotkliwe były rozstania właśnie z tymi ludźmi, bolesne rozczarowania tymi, którzy - jak oceniano - nie potrafili w prywatnym życiu sprostać głoszonym przez siebie ideałom. Pierwszy w takiej atmosferze odszedł Cezary Michalski. Sprawa zawirowań w jego życiu rodzinnym dla ludzi tak wyczulonych na kwestie moralne musiała mieć konsekwencje - czołowy poeta środowiska Wojciech Wencel napisał w tej sprawie w piśmie "bruLion" list otwarty. Michalski, czując niestosowność sytuacji, sam wycofał się z pisania eseistyki moralnej, poprzestając na tematach bliższych polityce.

Podobnie dramatyczne było rozstanie z Rafałem Smoczyńskim, który pożegnał się z "Frondą" w połowie ubiegłego roku. Smoczyński, który parę lat temu w "Rzeczpospolitej" mówił, że "tylko religia jest na serio", stwierdził teraz, że stracił wiarę w Boga, a więc z ludźmi tworzącymi "Frondę" nie łączy go praktycznie już nic. Napisał w "Życiu" artykuł, z którego wynikało, że dziś nie jest ważna już ekonomia zbawienia, ale zwykła ekonomia, że dawne spory ideowe o aborcję czy eutanazję należą do przeszłości, bo w tych sprawach jest już społeczny i polityczny konsensus. Paradoksalnie w tym samym numerze "Życia", w którym ukazał się tekst Smoczyńskiego, na czołówce pierwszej strony ukazała się informacja o działaniach Izabelli Jarugi-Nowackiej na rzecz zmiany ustawy o ochronie życia.

Gorzkie żniwa

Zupełnie inaczej wyglądało rozstanie z Waldemarem Gasperem, twórcą TV Puls. Kiedy ratując swoje dziecko z pożaru został mocno poparzony, stał się bohaterem. Jednak późniejszy czas kierowania Telewizją Familijną (spółką, która utworzyła TV Puls) przyniósł konflikt ze współpracownikami, spór o koncepcję rozwoju telewizji, a w końcu usunięcie go ze stanowiska. Twórca Telewizji Puls podkreśla dziś, że nawet jeśli instytucje zaczęły ponosić porażki, to nie przyczynili się do tego pampersi. - Właściciele często wyrzucali nas nie dlatego, że nie odnosiliśmy sukcesu, ale mimo że go odnieśliśmy - mówi Waldemar Gasper.

Choć zarówno Gasper, jak i ci pampersi, którzy pozostali w Pulsie, twierdzą, że nie mają do siebie pretensji, to nie ulega wątpliwości, że żal pozostał po obu stronach. Podczas spotkania zorganizowanego przez Gaspera w styczniu tego roku, w rocznicę tragicznego pożaru wśród zaproszonych blisko 200 osób nie znalazł się ani jeden członek obecnego zarządu TV Puls. Gasper twierdzi, że stało się tak dlatego, że chciał zobaczyć nie tych, których na co dzień spotyka, ale tych, którzy jemu i jego rodzinie pomogli w trudnych chwilach po pożarze...

Wiele z tego, co spotkało ich środowisko, pampersi tłumaczą ingerencją diabła. - Nieprzypadkowo każdego z nas uderzono w najbardziej czułe miejsce - mówi jeden z nich. Pełen energii organizator Gasper po poparzeniu w pożarze wiele tygodni spędził w szpitalnym łóżku. Moralista Michalski nie sprostał głoszonej przez siebie moralności. Kreujący się na intelektualistę katolickiego Smoczyński przestał wierzyć Boga.

Grzegorz Górny uważa, że porażki, jakie dotknęły pampersów, pokazały, że same słowa nie wystarczą. - Potrzebne jest świadectwo życia - mówi szef "Frondy". - Teraz, po czasie siania nadszedł czas żniw, ale to są gorzkie żniwa. Instytucje poniosły porażkę. Może to dobrze, bo niektórzy ludzie za bardzo w nie uwierzyli - zastanawia się Górny.

Coś się zaczyna

Polityczni patroni pampersów - Wiesław Walendziak i Marek Jurek - są dziś posłami opozycyjnego Prawa i Sprawiedliwości. Jednak tą drogą - oprócz luźno związanego ze środowiskiem szefa Ligi Republikańskiej Mariusza Kamińskiego - nie poszedł żaden z pampersów, choć kilku z nich proponowano wysokie miejsca na listach wyborczych. Ludzie z tego środowiska woleli pozostać w sferze "przedpolitycznej". Na pograniczu polityki działa kojarzony z pampersami Jarosław Sellin - członek Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Inni są dziennikarzami, i to nie tylko w katolickiej TV Puls, ale także w TVN 24 czy w Polskiej Agencji Prasowej. Niektórzy - jak Piotr Semka - starają się być aktywnymi i wyrazistymi publicystami. Grzegorz Górny wciąż wydaje kwartalnik "Fronda". Maciej Pawlicki jako członek zarządu TV Puls walczy o jej sukces. Waldemar Gasper chce napisać książkę o katolickich mediach. Andrzej Horubała pisze powieść. - Ci ludzie wszędzie coś robią. Najciekawsi młodzi krytycy, myśliciele konserwatywni wywodzą się tego środowiska - mówi Wiesław Walendziak. Patron pampersów przyznaje, że "coś się kończy", ale - jak mówi - "zawsze wtedy coś się zaczyna". 

 






NOWY KONSERWATYZM LAT 90-TYCH