"Lampa" numer 9 - wrzesień 2005

 

 

 

Parnas Bis 10 lat po

 

Paweł Dunin-Wąsowicz wspomina losy słownika literatury polskiej urodzonej po 1960 roku

 

 

31 lipca minęło równo dziesięć lat od dnia, kiedy pan Kulas, jeden z braci-właścicieli drukarni Motor w Lublinie, przywiózł mi wydrukowany nakład 500 egzemplarzy pierwszej wydanej przez Lampę i Iskrę Bożą książki, jaka miała osiągnąć zasłużony sukces medialny. Pierwsze wydanie Parnasu Bis liczyło raptem 102 strony drobnego co prawda druku a napisanie go zajęło mi i współautorowi, którym był Krzysztof Varga raptem dwa miesiące. Na pomysł napisania słownika młodej wówczas literatury wpadliśmy w trakcie przygotowywania imprezy Art Zine Show w końcu maja 1995 r. Trafiło w moje ręce kilka numerów "Nowego Wyrazu" czołowego pisma młodoliterackiego z lat 70. i z przerażeniem konstatowałem, że spośród jego autorów nie przetrwał kompletnie nikt. Jednocześnie obserwowaliśmy rosnący boom na książki przedstawicieli pierwszego pokolenia literackiego III RP - generacji "brulionu" (dziś wobec 60-tysięcznych nakładów Gnoju Kuczoka czy 100-tysięcznych Wojny... Masłowskiej wydaje się on nader skromny, ale wtedy to było coś!). A więc jeśli za dwadzieścia lat, komuś wpadnie w ręce "Lampa i Iskra Boża" albo "Nowy Nurt" - skąd się dowie, kim byli ludzie, którzy tam drukowali? W 1995 r. istniał już Internet, ale w Polsce nie mieliśmy z nim jeszcze osobiście do czynienia.

 

Mieliśmy po 27 lat. Ja pracowałem jako asystent redaktora prowadzącego w "Życiu Warszawy" i prowadziłem już od 2 lat zarejestrowane jako działalność gospodarcza wydawnictwo, mając na koncie kilkanaście "Lamp i Iskier Bożych" oraz kilka książeczek. Varga był chyba jeszcze zatrudniony jako instruktor w Staromiejskim Domu Kultury, który wydał dwa lata wcześniej zbiorek jego próz Pijany anioł na skrzyżowaniu ulic (dziś raczej go nie wymienia w swoim dorobku). Miał też w "Wyborczej" ryczałt w dziale kultury, gdzie pisywał recenzje książkowe.

 

Zaczęliśmy więc pisać hasła - PDW w zasadzie undergroundowe a KV z obszaru kultury wysokiej, ale nie było to regułą. Czerpaliśmy z naszych dziennikarskich doświadczeń, pragnąc wypuścić książkę może niezbyt rzetelną ale aktualną i ciekawą, pożyteczną dzięki streszczeniom próz oraz zabawną poprzez szczegóły o osobistych zwyczajach naszych bohaterów. Staraliśmy się także demaskować obłudę co niektórych czarnych charakterów naszego dzieła. Pierwszy Parnas Bis został oddany do druku 17 lipca, do paru warszawskich księgarń trafił w pierwszych dniach sierpnia (nakład 500 egz. plus 500 egz. dodruku we wrześniu). Podtytuł o "literaturze urodzonej po 1960 r." wydał się nam jedynym sensownym (choć niepoprawnym logicznie) wybiegiem od użycia słowa "brulion", pod którego sławę nie chcieliśmy się podszywać.

 

Wśród krytyków (było kilkanaście recenzji w ciągu trzech miesięcy od ukazania się książki) zarysowały się dwa wyraźne obozy. Życzliwiej o "Parnasie bis" pisały m.in. "Gazeta Wyborcza", "Życie Warszawy", "Rzeczpospolita", "Tygodnik Powszechny", "Ex Libris". Nieżyczliwie - "Słowo - Dziennik Katolicki" (Zadbali o promocję twórczości bliskich ideowo kolegów, zapominając, albo nie chcą wiedzieć, iż poza łamami "bruLionu", "Ex Librisu", czy też za murami ośrodków zbliżonych do Rynku Starego Miasta także biedzą się nad kartkami papieru artyści, może bardziej zdolni niż ci uwiecznieni w wademekum) i "Wiadomości Kulturalne" ("Parnas bis" napisany jest źle. Ani to słownik, ani powieść postmodernistyczna. Najlepiej pasuje tu chyba określenie łże-słownik). Krytyków uwrażliwiamy na fakt, że oba te poczytne pisma niebawem upadły.

 

Tzw. konstruktywną życzliwą ale krytykę wydrukował w "Magazynie Literackim" Kamil Witkowski, wskazując, że tak jak PDW zadbał o obecność swoich znajomych z kręgu art zinów, tak KV lata całe związany ze Staromiejskim Domem Kultury, zapomniał o wielu twórcach z SDK związanych. Stwierdził on też, że tytuł Parnas bis brzmi trochę jak uzdolnieni inaczej, a cechą dominującą książki jest brulionocentryzm, ze szczególnym wyróżnieniem podsiadłocentryzmu (Camelu, magazynoliterackocentryzm byłby nie do wymówienia!).

 

Zasadniczo dobre recenzje pisali krytycy, których biogramy znalazły się w słowniku (Dariusz Suska, Jarosław Klejnocki, Piotr Szewc, Roman Praszyński). Recenzent "Wiadomości Kulturalnych" nie - Jakub Winiarski żalił się, że udowodniliśmy, że Warszawa to literacka prowincja, co jak pisze, wyczytał między wierszami. Wykazywał przede wszystkim liczne błędy merytoryczne słownika polegające na nie wpisaniu doń wszystkich o których w widocznych miejscach opinie drukowano. My z kolei wyczytaliśmy między wierszami, że chodziło o to, iż kol. Winiarski (patrz: odnośne hasło) właśnie wydał sobie pierwszy tomik wierszy Przenikanie darów, a my nie wpisaliśmy go automatycznie na listę obecności na Parnasie Bis. Brak swej obecności kol. Winiarski zrekompensował sobie stwierdzeniem, że jeden z autorów Parnasu Bis pracuje w "Życiu Warszawy", a drugi w "Wyborczej", a w ogóle to ten drugi jest specjalistą od kaca i duszności, więc tacy ludzie nie mogą być kompetentni i Parnas Bis to jedynie ich miałkie popisy erudycyjne. Winiarski wzywał panowie, buty Bartelskiemu i Kuncewiczowi czyścić!, co było o tyle zabawne, że parę tygodni potem Piotr Kuncewicz pochwalił Parnas Bis w swoim felietonie w "Przeglądzie Tygodniowym" (Po dziesięciu latach warto odnotować, że Varga z czasem został nagrodzony za 45 pomysłów na powieść przez Fundację Kultury oraz jako autor Tequili był finalistą nagrody Nike a w końcu został kierownikiem działu kultury "Gazety Wyborczej". Kariera Winiarskiego uwieńczona została wyróżnieniem drugiej powieści w konkursie wydawnictwa, które i tak wydało jego pierwszą powieść. Jeśli zaś chodzi o kompetencje Pawła Dunin-Wąsowicza, to w końcu uwierzyło w nie nawet Ministerstwo Kultury przyznając dotacje na redagowaną przezeń "Lampę"). W recenzjach najczęściej pojawiającym się motywem były literówki. Jarosław Klejnocki zasugerował ("Polityka-Kultura"), że ponieważ książkę drukowano w Lublinie, to pewnie korekta była robiona w pociągu pospiesznym do tego miasta (w hołdzie dla JK robiłem korektę trzeciego wydania m.in. w pociągu tej relacji - przyp. PDW), natomiast Andrzej Franaszek ("Tygodnik Powszechny") i Piotr Szewc ("Rzeczpospolita") zastanawiali się, czy aby te literówki nie zostały wprowadzone rozmyślnie. Piotr Szewc zastanawiał się nawet czy przypadkiem niechcący nie napisaliśmy powieści postmodernistycznej (trzecie wydanie potwierdza profetyczne talenty Szewca). W niemal co drugiej recenzji (co najmniej pięciokrotnie) cytowano zdanie z ówczesnego wstępu: Dzięki naszej książce będziecie mogli zatem uzupełnić wiedzę i brylować podczas kawiarnianych pogaduszek o prozie Gretkowskiej nie przeczytawszy jej książek.

 

Recenzenci ze zdumieniem konstatowali, że w książce wydanej w sierpniu znalazły się dane o publikacjach lipcowych. W rzeczywistości, było to efektem stosowania w działalności historycznoliterackiej metod operacyjnych popularnych w tajnych służbach. Agent PDW włamał się np. do komputera redaktora "Frondy" Grzegorza Górnego, gdzie przejrzał nowy numer tego pisma i zrobił tajne notatki. Wiele dała też rewizja w poznańskiej redakcji "Nowego Nurtu", gdzie pod nieobecność jego skacowanych redaktorów udało się przechwycić materiały przeznaczone do druku w najbliższych numerach. Siatka szpiegowska zbudowana przez LiIB służyła zresztą również do wzbogacenia i trzeciego wydania książki. Mimo niewielkiego nakładu, książka znalazła się na listach przebojów "Gazety Stołecznej" oraz "Rzeczpospolitej" zestawianych na przełomie sierpnia i września na podstawie sondaży w wybranych księgarniach. Księgarnie, w których przeprowadzano sondaże, były akurat tymi nielicznymi księgarniami, które podjęły ryzyko sprzedawania Parnasu Bis. W związku z powyższym w "Rzeczpospolitej" w ogólnopolskim zestawieniu najlepiej sprzedających się słowników, encyklopedii i wydawnictw albumowych (!) Parnas Bis znalazł się na drugim miejscu, ustępując tylko Encyklopedii Guinessa ("Rz" 2-3 IX 1995). Jak wynika z rachunków, do momentu ukazania się tej notki, do księgarń dostarczono 291 egz. Parnasu Bis. Zaczęto nas zapraszać na liczne prowincjonalne imprezy literackie, zrobiłem dla żartu nawet nadruk na t-shirtach przypominający trasę koncertową rockowych kapel.

 

Kiedy nakład książki wyczerpał się, nadal molestowany przez księgarnię Odeon o kolejne paczki, zaproponowałem panu Czesławowi Apiecionkowi odkupienie praw autorskich za miskę soczewicy (która posłużyła na sfinansowanie edycji książki KV Chłopaki nie płaczą). Drugie wydanie Parnasu (nakład 2000 egz., twarda oprawa, portrety co wybitniejszych pisarczyków) ukazało się wspólnymi siłami Odeonu i Empiku już w grudniu 1995 r. Mimo reklam prasowych i radiowych rozchodziło się stosunkowo słabo i powoli - do dziś można spotkać ją na wyprzedażach. Tym bardziej też, że obudziły się poważniejsze periodyki literackie, które jeden za drugim zaczęły wykazywać nierzetelność (Marcin Hamkało, "Odra" nr 4/96) bądź niepoważny charakter ("Nowe Książki" nr 3/96 - A. Bagłajewski Kumoszki na Parnasie) słownika. Zjawisko starał się ustawić we właściwych proporcjach Dariusz Nowacki w "FA-arcie" (nr 3/95), który w recenzji Chłopcy i dziewczęta z ferajny skądinąd słusznie dowodził, że nasz słownik jest opisem czegoś nie istniejącego (dla bezpośrednio niezainteresowanych) i nieistotnego w planie długiego trwania kultury artystycznej. Nowacki zwrócił uwagę, że mimo iż młodych pisarzy jest wielu, ich arcydzieł jakoś nie widać a paranoja dobrego samopoczucia młodoliterackiego światka będzie trwała, dopóki krytyka w nim poważnie nie namiesza (w domyśle: bez taryfy ulgowej).

 

Przyznajmy w końcu, że prawdziwą ideą dzieła było wywołanie szumu informacyjnego i nagłośnienie jego autorów oraz niedocenianych znajomych, poprzez zestawienie ich na równych prawach z uznanymi nazwiskami młodoliterackimi. Skądinąd trafnie zauważyli to recenzenci "Słowa - Dziennika Katolickiego" (Varga z Dunin-Wąsowiczem najwięcej miejsca poświęcili własnym dokonaniom (..) dziełko drugorzędnej wartości obliczone bardziej na towarzyski sukces niż na rzetelną prezentację najmłodszej generacji) i "Wiadomości Kulturalnych" (Jest w Warszawie jedno ekstrapismo, nazywa się "Lampa i Iskra Boża")

 

Wymiar karierowiczowski "Parnasu bis" doskonale rozpoznał także wybitny publicysta "Wiadomości Kulturalnych" Jacek Zychowicz w eseju Chłodni buntownicy (WK nr 46/96), którego leadem była lewicowa teza, że rzekomy bunt młodych pisarzy mieści się świetnie w ramach kapitalistycznego parnasizmu. Zychowicz wyraził uznanie wobec sarkastycznej szczerości autorów Parnasu, którzy odsłaniali w II wydaniu książki historię jej sukcesu. Wykazał się też lekturą naszego słownika w zdaniu Postmodernizmu, na przykład, już się nie nosi, teraz jest w modzie o'haryzm (rok wcześniej Zychowicz dał się poznać jako znawca twórczości Podsiadły, zaliczając go do poetów katolickich, siedzących w kruchcie).

 

W rzeczy samej, autorzy Parnasu Bis dobrze wyczuli koniunkturę, życzliwie obstawiając najsilniejszych, którzy umieli się odwdzięczyć. Niebawem PDW został wydawcą Wierszy zebranych Podsiadły a razem ze Świetlickim występował w super-grupie Cukierki. KV natomiast zaprzyjaźnił się z całym Krakowem, wydał tam też swoją drugą powieść. Pochwalił ją w "Tygodniku Powszechnym" Stasiuk, który następnie został jego wydawcą. Z drugiej strony, aż do roku 2002 PDW nie udało się wylansować żadnego autora ze stajni "Lampy i Iskry Bożej", a KV nie udało się zbić kasy na literaturze (poza nagrodą Fundacji Kultury).

 

Z perspektywy pierwszych trzech lat można było wyróżnić trzy niechętne Parnasowi Bis grupy, z których żadnej nie można podejrzewać o niechęć bezinteresowną. Przekładało się to również - w różnym stopniu - na stosunek do głównych bohaterów naszego słownika. Pierwsza - do której można zaliczyć post-PRL-owskie środowisko śp. "Wiadomości Kulturalnych" (Krassowski, Żuliński, Zychowicz), "Trybuny" oraz "Przeglądu Tygodniowego" motywowana była z jednej strony ideologicznie resentymentami wobec młodości akceptującej kapitalizm, a szczególnie medialną autoreklamę w kulturze. Z drugiej strony, ze względów politycznych chętnie dowodziła, że "brulion", a szczególnie Tekieli czy poeci TotArtu to grafomania - było to dobrym argumentem przeciwko "pampersom" w rozgrywkach o wpływy w TVP. Zwykle jako pozytywne przeciwieństwo gwiazd Parnasu Bis grupa ta wskazuje mało znanych twórców, których można docenić jako oddanych wyłącznie sprawom sztuki i wobec których grupa może wystąpić jako mecenas. "Dobrym chęciom" towarzyszyła tu zwykle kompletna ignorancja. Druga - grupowała liberalnych krytyków i twórców urodzonych w latach 50. (Jerzy Czech, Jan Strękowski, Grzegorz Musiał) którzy zwykle zdążyli zadebiutować jako obiecujący autorzy jeszcze w PRL i których sławę natychmiast przyćmili parę lat młodsi koledzy z pokolenia "brulionu". Tu także główną rolę grały resentymenty, czego dowodem była polityka przemilczenia większości ważnych książek młodych autorów przez dział kulturalny "Rzeczpospolitej", w której jednocześnie ukazał się jako jedyny, odredakcyjny głos o młodej poezji kuriozalny artykuł Czecha Poeci specjalnej troski.

 

Trzecia - to młodzi wówczas zawodowi poloniści (Majeran, Bagłajewski, Hamkało), którzy niewątpliwie na młodej literaturze znali się lepiej od PDW oraz KV i w związku z tym mieli pretensję, że uprawiamy kłusowniczą działalność w puszczy, jeśli to oni zdobyli licencje gajowych. Ich organami były i są przede wszystkim "Kresy" i "Odra". Licencja na II wydanie Parnasu Bis opiewała na dwa lata. Kiedy ten termin minął i prawa powróciły do nas, wziąłem się za uaktualnianie słownika. Vardze się już nie chciało w tym babrać. Tym razem pracowałem pół roku - poszerzyłem go dwukrotnie. Przede wszystkim naprawiłem nasz największy błąd a co za tym idzie wypełniłem istotny brak. W pierwszych dwóch wydaniach kompletnie zignorowaliśmy autorów uprawiających fantastykę, tak jakby nie pisali oni prawdziwej literatury. Przebiłem się więc przez twórczość Ziemkiewicza, Lewandowskiego, Dukaja i paru innych autorów oraz kilka antologii.

 

Z drugiej strony miałem za sobą niedawną lekturę Wahadła Foulcauta Eco a zwłaszcza wątek Encyklopedii Sławnych Włochów, w której mógł się za odpowiednią opłatą znaleźć każdy grafoman. Przez trzy lata pilnie obserwowałem, jak obecność w Parnasie Bis staje się cenną wartością dla pragnących dowartościowania autorów (widać to było wyraźnie choćby w grze planszowej opracowanej na podstawie Parnasu Bis przez Przemysława Czaplińskiego oraz Piotra Śliwińskiego i wydrukowanej w nr 11/95 poznańskiego "Arkusza"). Na jednym, który przysyłał mi natrętnie zredagowany osobiście swój biogram - świdnickim poecie Tomaszu Hrynaczu - użyłem sobie okrutnie, demaskując jego natręctwo. Czy postępowałem cynicznie dopisując notki o każdym znalezionym młodym autorze z książkowym dorobkiem, licząc na to, że kupi nowe wydanie ze snobizmu? Nawet jeśli tak było, postanowiłem uświadomić im zwiewność takiej sławy: dopisałem 11 zmyślonych biogramów i umieściłem pomiędzy prawdziwymi, informując o ich istnieniu między wierszami. Przyporządkowałem wreszcie bardziej znanym postaciom oblicza klasyków polskiej literatury i w kwietniu 1998 r. zaniosłem matryce do drukarni - tym razem Efektu na warszawskiej Pradze, gdzie zaordynowałem 1000 egz. nakładu.

 

Nowe wydanie leksykonu wzbudziło zainteresowanie mediów. Wojciech Orliński w "Gazecie Wyborczej" podkreślał, że zaatakowałem w nim kumoterskie zwyczaje panujące wśród pisarzy i krytyków i określił książkę jako jedną wielką kpinę z młodej literatury. "Express Wieczorny" konsultował mistyfikacje z biogramami z samą prof. Marią Janion, która uznała ten pomysł za zabawny. "Czas Kultury" przeprowadził na temat trzeciego Parnasu ankietę wśród pisarzy i redaktorów, z których większość jak np. Andrzej Sosnowski uznała me dzieło za szkodliwe. Radosław Okulicz-Kozaryn przesłał mi pocztą nagrodę w postaci plastikowego wiaderka i takiejż łopatki. Arkadiusz Bagłajewski, Rafał Grupiński i Bartłomiej Majzel koncentrowali się na krytyce moich kumoterskich poczynań. Majzel stwierdził, że jestem zwyczajnym tchórzem, gdyż zamiast atakować kogoś znajdującego się na świeczniku rozdaję ciosy osobom neutralnym. O ile w wypowiedziach Majzla i Macieja Meleckiego widać, że obraziła charakterystyka ich grupy "Na Dziko", to Wojciech Kuczok parę miesięcy potem opublikował w "Pro Arte" artykuł, z którego wynika, iż uwagi na temat "Na Dziko" zawarte w Parnasie jakoś wziął sobie do serca i z grupy owej wystąpił.

 

Po dziesięciu latach nie ma oczywiście sensu ciągnąć tego dalej. Kto inny jest dziś młodą literaturą. Nagle Andrzej Stasiuk ma już 45 lat i jest o 26 lat starszy od Marty Syrwid - nie można się oszukiwać i wrzucać ich do jednego worka. Pałeczkę przejął "Ha!Art" wydając trzy lata temu poświęcone rocznikom 70. i młodszym Tekstylia, której część słownikowa w zaktualizowanej formie ma się ukazać w listopadzie jako Tekstylia Bis. Istnieje też prawdopodobieństwo, że rozwój Internetu postawi niebawem znak zapytania nad sensem tworzenia słowników w postaci drukowanej. Póki co, wyznam, że najbardziej dumny jestem z trafnego proroctwa w I wydaniu Parnasu dotyczącego kariery Olgi Tokarczuk. Napisałem o niej, że jest pisarką, która będzie czytana nie tylko przez polonistów ledwie po wyjściu jej drugiej powieści E.E., nie wiedząc nawet, że pół niewielkiego zresztą nakładu pierwszej edycji Podróży ludzi Księgi poszło na przemiał.

 

Paweł DUNIN-WĄSOWICZ

 










bruLion - wybór tekstów