Nowa Fantastyka - kwiecień 2000 r.
Grafoman, człowiek ogarnięty manią pisania, lecz nie posiadający w tym kierunku zdolności - tak definiują sytuację słowniki. Porównajmy pojęcia zbudowane na podobnej słowotwórczej zasadzie: mitoman musi kłamać, ale potrafi to robić skutecznie. Piromania nie wyklucza pięknych pożarów. Erotoman, chorobliwie zainteresowany seksem, często wszelako zaspokaja swoje partnerki... Tylko w grafomanie (oraz impotencie) silny afekt został skojarzony z bolesnym fatum niemożności.
MACIEJ PAROWSKI
KWADRANS Z GRAFOMANEM
(ostro, ale bez nazwisk)
Świat byłby zbyt piękny, gdyby efektem istnienia niespełnionych pisarskich maniaków okazywały się jedynie stosy makulatury. Do nieumiejętności tworzenia literatury (niewinnej dolegliwości, dotykającej olbrzymią część populacji) dołącza tu błędna ocena własnych możliwości, a więc, niestety, wynikłe z tego frustracje oraz pretensje. l tak oprócz pisaniny grafomana musimy oglądać jego rozgoryczone oblicze. W ostrych przypadkach - silna grafomania plus mocny organizm nosiciela - grafomania działa jak wirus. Zakłóca, upośledza, próbuje przebudować delikwenta i zwłaszcza literacki świat wokół niego.
Święty Grafoman Hobbysta?
Rzecz w tym, że figura łagodnego grafomana, pogodzonego z własnym brakiem talentu oraz anonimowością, zapełniającego z pogodą szuflady, jest dziś praktycznie nieznana. Znacznie częstszy, choć właściwie jeszcze niedokuczliwy, bywa grafoman Ekshibicjonista; ten lubi zaskoczyć bliskich i redaktorów wyszarpniętym z teczki lub zza pazuchy plikiem maszynopisów. Poważny bankier, błyskotliwy wojskowy, trzeźwy polityk pokazuje nam wymiętoszone, ckliwe opowiadanko o spotkaniu z Obcym albo z miłością sprzed lat. Oczywiście, od początku podejrzewał, że rzecz nie ma szans, ale nie potrafi ukryć uczucia zawodu.
Wyższy szczebel manii to grafoman domagający się dyskusji na temat zdyskwalifikowanego tekstu. Następny - ostentacyjnie oczekujący pochwały. Wreszcie przychodzi miotający obelgami grafoman Awanturnik i próbuje per fas et nefas wymusić na służbach wydawniczych decyzję druku.
Cwaniak
Dwa wyimki z mojej redaktorskiej korespondencji sprzed ćwierćwiecza. Grafoman kanciarz posuwa się tu do kłamstwa oraz emocjonalnego szantażu (w innym nie cytowanym fragmencie listu podkreśla, że jest kaleką): Zwracam się do Was z prośbę o druk w "Razem" opowiadania "X". Opowiadanie to wchodzi w skład książki, którą złożyłem w Wydawnictwie M. Książka jest już po recenzjach, w Wydawnictwie oceniona została przychylnie i uznano ją za nadające się do druku. Istnieje jednak taki zwyczaj, że przed debiutem książkowym musi nastąpić debiut prasowy w jakimś poważnym czasopiśmie (...), a tygodniki niechętnie wydrukują debiut - zwłaszcza jeżeli jest ktoś nie znany i z prowincji.
Ponaglenie adresowane już nie na mnie, lecz na naczelnego wyglądało następująco: Niebawem wybieram się do Warszawy i wtedy już koniecznie będę chciał się dowiedzieć, dlaczego pismo "Razem" nie chce odpowiadać na listy oraz dlaczego gardzi opowiadaniem, które doń przeszło pół roku temu wysłałem. Po prostu trzeba się do was osobiście pofatygować. Okazuje się, że u nas w Polsce łatwiej jest napisać książkę, łatwiej przejść przez sito kwalifikacyjne wydawnictwa niż doczekać się fragmentów druku pisma "Razem". A może to obawa przed "ludźmi z prowincji"? Na przykład "Nowy Wyraz" nie miał tego rodzaju "grymasów", kwalifikując moje wiersze do druku itd.
Pupil, czyli grafomania przeniesiona
Inny autentyczny przypadek sprzed dekady. Inteligentna redaktorka z radia organizuje sympatyczną rozmowę na żywo o piśmie i fantastyce w ogóle. Po programie wręcza mi teksty syna. Młody człowiek naśladuje Sapkowskiego, ale nie wie dokąd jedzie, nie radzi sobie z językiem, fabułą i postaciami. Kiedy parę dni później łagodnie próbuję wyjaśnić rzecz przez telefon, następuje drastyczna zmiana tonu. Pani redaktor wykrzykuje, że Sapkowski jest dużo gorszy, a pismo odmawiające druku młodym talentom będzie co najmniej podejrzane. Właściwie otwarcie grozi mi rewanżem na antenie.
To nic wielkiego, parę lat wcześniej inny wielki grafoman, potem jeszcze większy Autor napuścił na mnie kilka miast i pół pokolenia. Grzecznie uświadamiam pani redaktor, że pismo nie pozostanie wobec jej ataku bezbronne: po prostu opiszę sytuację łącznie z personaliami i zacytuję najgłupsze fragmenty odrzuconego tekstu. Potem jeszcze spotykam się z jej synem, zahukanym chłopakiem z ostatniej klasy ogólniaka. Czuł, że na publikację za wcześnie, ale energiczna matka samotnie wychowująca syna stwierdziła, że ma wystarczającą moc socjalną, by mu sprawę załatwić. Jest autentycznie zażenowany, dlatego sądzę, że mimo wszystko będą z niego ludzie.
Teoretyk
Grafoman z rozbudzonymi ambicjami bądź jego protektor stają więc stale od nowa przed tym samym problemem: jak sforsować system (osobę), które rozpoznały tekst jako poroniony, zbędny, nieudany. Oprócz agresji wyzwala to w nich instynkt teoretyka oraz polemisty. Tekst jest nudny i wtórny... Nie szkodzi, takie też są potrzebne. Pełen błędów językowych... To zabieg celowy, zresztą redaktor, co zechce, może poprawić. Rzecz rozsypuje się na garść epizodów... Dokładnie tak miało być.
Jak nie wymyślono słów, za pomocą których można by porozmawiać ze ślepym o kolorach, a z głupim o mądrości, tak nie istnieją pojęcia, które wyjaśniłyby grafomanowi wartości i swoistości literatury. Po pierwsze, z jakiej racji cudza opinia o tekście miałaby być lepsza od jego własnej, to niesprawiedliwe i niedemokratyczne; przecież jemu się podobało.
Idąc dalej, grafoman próbuje tak przedefiniować literackie powinności, ideały, kryteria, by wywalczyć przestrzeń dla tego typu prozy, jaką czuje się na siłach uprawiać. A to znaczy bezbarwnej, naśladowczej, prostej, pozbawionej magiczności, nie opłaconej żadną duchową ceną, powtarzającej sprawdzone konwencje i motywy. Grafoman osłania rzecz hasłami o literackim sukcesie dostępnym każdemu (to nie talent, lecz chęć szczera produkuje bestsellera?) i chytrze wywodzi, że do powstania jednego dzieła potrzeba kilkunastu książek poślednich, jako mierzwy i tła. Tak grafoman próbuje wymusić na świecie realizację najświętszego (!) prawa człowieka - prawa do ujrzenia własnego tekstu wydrukowanego w przyzwoitym nakładzie na cudzy koszt i ryzyko.
Grafoman powie, że walczy przede wszystkim o
interes czytelnika; kłamie, rzecz jasna, czytelnik znakomicie zniósłby wydawniczą ofertę złożoną z samych
asów. Grafomanowi idzie wyłącznie o siebie.
Wyzwanie Obcego Hobbysta, Ekshibicjonista, Cwaniak, Pupil
(Awanturnik), Teoretyk... Już gdzieś na etapie Cwaniaka rodzi się w psychice
grafomana palący, wprawiający go w najwyższy stan rozdrażnienia, dylemat
Konkurenta. Przeciwnika! Owszem, rasowy pisarz także ściga się z
kolegami; bywa, że zazdrości im nagród, popularności, nakładów. Ale że
zna się na literaturze, nieobce mu jest oprócz ukłucia zazdrości również
uczucie podziwu. Toteż raczej regułą w pisarskim światku bywa literackie
kumpelstwo i poczucie zawodowej solidarności. Autorzy dobierają się w
przyjacielskie grupki na zasadzie pokoleniowej, ideowej; czasem więź rodzi się
nie w wyniku literackiego pokrewieństwa, lecz właśnie odmienności. Inaczej grafoman. Poniżany powtarzającą się
odmową druku, każdego szczęśliwszego młodego autora traktuje jak
Uzurpatora. Fakt, że ukazują się cudze teksty, nie jego, wydaje się
grafomanowi wielkim moralnym, społecznym, kulturowym skandalem. W pisarzu jest
sporo spokojnej pewności, zna swoje miejsce w szyku, wie, że są potrzebne różne
rodzaje literatury; szczerze mówiąc, w jego stosunkach z kolegami znajdziemy
wiele zbawiennej zdawkowości - po prostu nie ma czasu przyglądać się dokładnie
temu, co robią. Grafoman odwrotnie - cały czas trzyma nos w cudzym talerzu. Wyłapuje
wyimaginowane błędy i uchybienia, powtarzając w kółko gorzki wyrzut jak ten
prowincjonalny teatralny statysta z anegdoty Lindy: Ciągle
tylko ten Olbrychski i Olbrychski, a ja jestem przecież dużo przystojniejszy. Rewoluc|onista Dlatego grafomana należy opisywać i badać nie
tylko poprzez charakterystyczne i raczej oczywiste błędy i niedostatki
warsztatowe. Bardziej interesujące i wyraziste są jego zachowania oraz oddziaływanie
społeczne. Fakt, w pojedynkę grafoman będzie przede wszystkim żałosny i śmieszny.
Jednak w grupie może stać się niebezpieczny. Będąc demagogiem, sam jest
bardzo podatny na zabiegi demagogów, zwłaszcza na ich obietnice. Łatwo na
przykład uczynić z grafomana Rewolucjonistę - dokona tego człowiek, który
podaruje grafomanowi literacką nadzieję i da teoretyczną podbudowę jego
poczuciu krzywdy. O pierwszym grafoman marzy, do drugiego ma odruchową skłonność. Organizacje literackie (związki pisarzy, grupy
fanów, szkółki pisania), w których znajdą się grafomani, opanuje wcześniej
czy później szczególny zbiorowy resentyment. Jeśli grafomani zdobędą większość
(a przecież z natury rzeczy są w większości) i połączą role literackich
pretendentów oraz sędziów - autorzy z prawdziwego zdarzenia mogą się ocknąć
wśród nich na pozycjach wyrzutków. Swoistych wrogów klasowych. Źle
widzianych, obmawianych, zwalczanych przedstawicieli literackiego anciene
regime'u. W mikrospołeczności zdominowanej przez autorów miernych rozpoznajemy niektóre cechy surowej, agresywnej
sekty, piorącej mózgi swych członków. Można bowiem i należy w takiej
sekcie ostro krytykować autorów oryginalnych, wyrazistych, znaczących.
Miernych, przeciętnych oszczędza się, ba - bierze się ich wręcz pod ochronę. Po owocach poznacie ich W działaniach teoretycznych grafomana wybijają
się na pierwszy plan doktrynerskie tendencje zawężające i wyłączające. W
przypadku na przykład fantastyki grafoman dokładnie wyszczególni, jacy
autorzy do gatunku już nie należą, ergo nawiązywać do nich nie wolno; także
jakie typy prozy są zabronione. W planie społecznym wyróżnia grafomana
agresja i, uwaga, działania kamuflujące. Przebiera się za działacza, fana,
organizatora imprez i ruchów przyliterackich; wcześniej czy później okazuje
się, że to zabiegi związane z własną, hm, twórczością są dla grafomana
najważniejsze. Chwilę o samej twórczości. Krążenie wokół
wydawców i pism, marzenia o sobie jako tryumfującym literacie, mistyczny
stosunek do przebierania palcami po klawiaturze (pisarz traktuje to z dystansem,
jak powinność bądź pracę; grafoman jak rozkosz pokrewną kopulacji)
sprawiają, że jest grafoman opętany jedynym de facto tematem. Pisanie,
ach! Wielki pisarz, który odniósł sukces, och!! Magiczna powieść
przeniesiona na ekran i gwiazda filmowa udzielająca ciała szczęśliwemu
autorowi... HA!!! Pisarze jako bohaterowie literaccy w 80 procentach przypadków
zostali stworzeni przez grafomanów. Pisarze tryumfujący - w 90 procentach. Taka wsobność, skupienie na sobie i swoich
marzeniach, odbija się na tekstach grafomana również w sensie gramatycznym.
Ja, ja, ja. Grafoman ma tendencję do stawania między swymi bohaterami i światami;
zupełnie jakby powtarzał to Ja opowiadam tę historię, czyż nie pięknie
przepuszczam ją przez Siebie? Nie kwestionuję a priori pierwszoosobowej
narracji, zabieg daje szansę na wizję zdeformowaną, niekompletną, przełamaną
przez postać chorą, szaloną, znarkotyzowaną. Chodzi o stylistyczny i
psychologiczny egotyzm - koncentrację na narratorze, nie na rzeczywistości,
sprawie czy prawdzie. Oto na przykład częsty przypadek grafomanii fanzinowej
- autor relacji opisze, jak i czym jechał na imprezę, kogo spotkał po drodze,
jak spał i co pił, ale nie starczy mu sił ni entuzjazmu, by zrelacjonować
porządnie przebieg odwiedzonego konwentu. Chyba w tym właśnie kryje się klucz, test czy
probierz - w odmiennych rodzajach radości, jakie czerpią z pisania grafoman i
pisarz. Pisarz komunikuje, uprawia sztukę, perswazję estetyczną i
intelektualną; skłania do empatii (to znaczy współodczuwania z zupełnie różnymi
od nas istotami). Grafoman wchodzi w pisanie jak w rozkoszny trans jemu przede
wszystkim dostarczający psychospołecznych profitów i satysfakcji. Pisarz
wydatkuje energię (znane są wypadki chorób i utraty zębów po skończeniu
książki), ale odczuwa dumę z dobrze wykonanej pracy. Grafoman, skupiając na sobie uwagę otoczenia, pobiera zeń
energię, de facto je wampiryzuje. Przecież sednem literackiej doktryny
grafomana nie jest obdarowywanie czytelników nowymi wartościami czy spostrzeżeniami,
lecz konwencjonalne odtwarzanie ustalonego wzoru. Światło w tunelu Najprawdopodobniej każdy pisarz podszyty jest
grafomanem, tak jak każdy playboy był kiedyś prawiczkiem. Zawsze przychodzi
przecież ten moment, kiedy człowiek (młodzieniec) już by chciał, już tęskni,
a jeszcze nie potrafi bądź nie może. Ratunek, w obu przypadkach, często
przynosi biologia. Prawiczek i grafoman mężnieją. l w seksie, i w literaturze
chodzi o to, żeby oderwać się od siebie, na chwilę zapomnieć o sobie, a
otworzyć na świat, na innego. Odkryć ideę służby, pracy, dialogu. Na pewno
- miłości, a w każdym razie życzliwości. Częsty przypadek w redaktorskiej - nie tytko
mojej - praktyce. Kandydaci na autorów szarpiący się z pismami i
wydawnictwami o druk nagle łagodnieją. Odkrywają swoją sprawę, swój ton,
piszą wyraźnie lepiej. Obrzydliwa fraza o co chodzi, przecież drukował pan
dużo gorsze opowiadanie Y-a czy X-a znika z ich listów; pojawiają się
zdania empatyczne: Ten tekst Z-ta z majowca to naprawdę klasa, proszę
mu to przekazać. Piszą tak o sobie młodzi autorzy z różnych krańców
Polski, którzy się prywatnie nie znają. Oto jak z poczwarki grafomana
wylatuje piękny, skrzydlaty Autor. Oczywiście nie z każdej, ale wystarczy, jeśli
wyfruną z większości poczwarek motyle mądrych i otwartych czytelników bądź
przytomnych żurnalistów. l jedni, i drudzy odkrywają wówczas literaturę
nie jako przestrzeń rywalizacji, lecz wspólnej powinności, kulturowego
dialogu, poszukiwania. Przestają ich ograniczać rygorystycznie rozumiane
konwencje, dziedzictwa, przynależność do wydawniczych stajni... nawet prawa własności.
To opowiadanie rzeczywiście nie powstałoby, gdybym nie przeczytał tekstu
pani E., proszę napisać w notce, że do niej nawiązuję - prosi kolejny młody
autor. Wobec naprawdę udanego cudzego kawałka prozy mogą ulec zawieszeniu święte
literackie wojny i redaktorskie rywalizacje. Zupełnie nie rozumiem, jak
takie ch... pismo jak "NF" mogło zdobyć tak znakomity tekst jak
opowiadanie Z-ta - powiedział kiedyś były wielki Grafoman, a później
Wielki Autor i miałem z tego dużo radości, bo zdał mi się wówczas człowiekiem
dowcipnym, iro- i autoironicznym, a więc całkowicie uzdrowionym. Niestety, zwłaszcza jeśli idzie o agresywne
przeżywanie Innego, niektórym pisarskim organizmom zdarzają się grafomańskie nawroty. Żenujący jest obraz, kiedy naprawdę znaczący pisarz z
poważnym dorobkiem poczyna reagować na młodych autorów jak zazdrosny
szczeniak. Myślę jednak, że to już temat na trochę inne opowiadanie.