Z przypadkiem Pat zetknęłam się, gdy nasz wspólny znajomy usłyszał jej
relację o niezwykłym zdarzeniu z NOLem i powiedział jej, aby skontaktowała się
ze mną. Jest ona pięćdziesięcioletnią rozwódką, matką dorosłych
dzieci, zamieszkałą na Florydzie. Zdarzenie, o którym opowiadała, miało
miejsce w roku 1954, kiedy mieszkała jeszcze w Floyd's Knob w stanie Indiana.
Wspomnienia tego przeżycia, podobnie jak w przypadku wielu innych osób,
które zetknęły się z NOLami, zostały zablokowane w jej umyśle. Do jej
świadomości przeniknęły dopiero w roku 1986. Były to strzępy wspomnień
ukazujące emanującą jaskrawe pomarańczowe światło kulę, małe, szare istoty
kręcące się zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz zabudowań farmy, a także - co
budziło jej największy niepokój - ludzi w mundurach.
- Myślałam, że zwariowałam, kiedy pojawiły się te wspomnienia - wyznała.
- Były tak silne i realistyczne, że w końcu skontaktowałam się z bratem
i siostrą, chcąc sprawdzić, czy nie przypominają sobie czegoś podobnego. Moja
siostra, Rose, oznajmiła mi, że ona również pamięta obcych i wojskowych. Brat
nie przypominał sobie pomarańczowej kuli światła, ale za to doskonale pamiętał
wojskowych i swoje kontakty z nimi.
Po wielu rozmowach oraz wymianie korespondencji i rysunków z Pat i jej
rodzeństwem wyłonił się powoli niezwykły scenariusz, a wraz z nim szereg
poważnych pytań dotyczących nie tylko natury wzięć dokonywanych przez obce
istoty, ale również zainteresowania naszych wojskowych osobami, które były
ofiarami tych przeżyć.
Miejscem zdarzeń, które rozegrały się w lecie roku 1954, była
szesnastoakrowa farma położona w pobliżu Floyd's Knob w Indianie. Jedenastoletnia
Pat mieszkała tam wówczas z matką, ojczymem, babką, dziewięcioletnim bratem
oraz sześcioletnią siostrą. Pewnej nocy kilku członków jej rodziny ujrzało przed
domem dużą kulę pomarańczowego światła. Pat, która już w tym czasie spała,
została obudzona przez babkę lub siostrę, która powiedziała jej, aby wyjrzała
przez okno. Gdy to uczyniła, ujrzała na niebie pomarańczowe światło. Z początku
było ono nieruchome, lecz po chwili ruszyło gwałtownie z miejsca i zniknęło
za domem.
- Pamiętam, że po głowie chodziła mi niejasna myśl: "Wrócę do łóżka
i zaczekam". Chyba wiedziałam, że to "oni". Mama pobiegła do kuchni, aby
sprawdzić, czy drzwi wejściowe są zamknięte i czy kula unosi się nad podwórzem.
Pomyślałam wtedy: "Zamykanie drzwi nic nie da, oni i tak wejdą"
- tak jakbym wiedziała, czego się spodziewać.
Potem Pat poczuła nagłą senność, lecz nie przypomina sobie, aby wróciła do
łóżka. Jej następnym świadomym wspomnieniem było wielobarwne światło
krążące powoli i bezgłośnie po pokoju. Dominującymi kolorami były błękit,
purpura i fiolet. Wstała z łóżka i podeszła do okna, gdzie spostrzegła
unoszącego się w powietrzu Szaraka.
"Spójrzcie tylko na te oczy!" - pomyślała. - "One mogą nas prześwietlić!"
Wzrok Szaraka zdawał się przenikać jej ciało i jednocześnie Pat odnosiła
wrażenie, że ta istota jest jej dobrze znana.
"Nie bój się" - powiedziała do dziewczynki. - "Jesteś dzieckiem wybranym.
Nie zrobimy ci krzywdy".
Pat odwróciła się i zobaczyła, jak do pokoju wchodzi kilka białych istot
wyższego wzrostu. Przybysze dźwignęli babkę i ruszyli z nią w kierunku
korytarza. Pat wyczuła jej przerażenie, które z miejsca udzieliło się również
jej. Kiedy w sypialni zaroiło się od dziwnych istot, z sufitu spłynął w dół
migocący słup światła. Po chwili migotanie ustało i wewnątrz jaśniejącej
kolumny Pat ujrzała przyodzianą w błyszczące szaty niebieskooką postać
o blond włosach, którą utożsamiła z Jezusem. Postać ujęła prawą rękę
dziewczynki i wskazując na stłoczone w sypialni istoty rzekła:
- Nie bój się moje dziecko. Oni są moi. - Następnie "Jezus" spojrzał na
Pat i dodał: - Jam jest światłem świata. - Po tych słowach światło zamigotało
ponownie i cała kolumna uniosła się do góry zabierając go ze sobą.
Potem istoty, które zostały, wyniosły z pokoju je obie - wnuczkę i babkę.
Mijając sypialnię matki, Pat zauważyła wypływające stamtąd jaskrawe światło.
Pięć wyższych białych istot otaczało łóżko ojczyma. Wyglądali na zaintrygowanych
jego zniekształconą na skutek choroby Heinego-Medina nogą, nad którą
unosił się świecący zielonym światłem pręt mający około dwunastu centymetrów
długości. Szybując przez dom, a następnie przez podwórze, Pat spostrzegła
unoszący się nisko nad ziemią jasny pojazd latający, który wyglądał, jakby został
wykonany z kryształu. W pewnym momencie z jego dna wystrzelił promień
światła i otoczył ją ze wszystkich stron.
- Pamiętam, że w chwili gdy szybowałam w stronę pojazdu, tuż obok mnie
znajdowała się kędzierzawa główka siostry - powiedziała Pat. - Patrzyłyśmy w dół,
gdzie z zadartymi głowami stały mama i babcia. Wyglądały jak prawdziwe zombie.
Pat widziała też liczną grupę Szaraków krzątających się pospiesznie pośród
zabudowań farmy. Zarówno ona, jak i Rose nie są pewne kolejności poszczególnych
zdarzeń, to jednak zgodnie wspominają grupkę niskich wzrostem szarych
istot przebywających w pobliżu drzwi do piwnicy, w miejscu gdzie przebiegał
wykop. Rose widziała, jak Szaraki ustawiły się w rząd i spokojnie przeszły nad
szerokim rowem. W pamięci Pat utkwił natomiast obraz linii lub ściany ognia
wypełniającej rów oraz rzędu "małych, szarych, chudych" obcych istot z "wielkimi
chińskimi kapeluszami".
- Ja stałam po jednej stronie długiego rowu, a oni po drugiej. Usłyszałam
w głowie ich głosy: "Przejdź przez światło, ono cię nie oparzy". Stało się to
w tym samym momencie, w którym pomyślałam, że mogę się poparzyć. Ten
ogień nie był gorący. Myślę, że miał mnie oczyścić. Przeszłam przezeń na drugą
stronę, ale nie pamiętam, jak to zrobiłam, ani tego, co się stało potem.
Gdy światło przeniosło już dziewczynki do wnętrza pojazdu, Pat znalazła się
na jakimś stole w pomieszczeniu, w którym przebywało kilka Szaraków.
Wkrótce pojawił się wyższy Biały i za pomocą przyrządu przypominającego
pilnik pobrał z wewnętrznej strony jej przedramienia oraz stóp próbki skóry, po
czym odciął jej kosmyk włosów oraz kilka skrawków paznokci.
- Do czego jest to wam potrzebne? - spytała Pat.
- Zrobimy twoją kopię - wyjaśniła istota.
- Czy jesteś aniołem?
- Tak, ale nie takim, o jakim się uczyłaś.
Następnie zabrano ją do innego pomieszczenia, gdzie musiała położyć się na
stole, nad którym wisiało jakieś ciemne urządzenie. Jeden z Szaraków wyciągnął
z niego rurkę zakończoną cienką igłą, na której widok Pat ogarnął lęk. Widząc
to, istota ta powiedziała: - Tego nie musisz pamiętać.
Pat miała świadomość, że igła zostanie wprowadzona do jej prawej dziurki
nosa, ale zanim to nastąpiło, straciła świadomość. Oprócz tego pamiętała
jeszcze jeden szczegół z badania medycznego, a mianowicie "stopienie się" ze
srebrnym światłem.
- To spłynęło z urządzenia zawieszonego nad moim ciałem - powiedziała.
- [Obcy] podłączył strumień srebrnego światła do mojej głowy. Ma ono
ochronić mnie przed obrażeniami i pozwolić zachować ludzką postać przez
kilka sekund. Otrzymałam przekaz, że gdy to światło wniknie w moje "drugie
ciało", ożywi "nową mnie". Innymi słowy, moja kopia obudzi się do życia z moją
duszą w środku.
Odzyskawszy przytomność po zdarzeniu z igłą, Pat stwierdziła, że znowu
znajduje się na stole w pierwszym pomieszczeniu. Płakała, ponieważ nie mogła
zostać z Szarakami. Gdy powiedzieli jej, że "jeszcze nie nadszedł na to właściwy
czas", poprosiła o jakąś pamiątkę na dowód, że to wszystko wydarzyło się
naprawdę - o zielony, "leczący" kamień, który widziała nad ciałem ojczyma.
Istoty te dały jej to urządzenie, zaznaczając, że nie będzie ono skutecznie
działać w jej rękach. Oznajmili jej:
- Będziesz musiała o tym zapomnieć.
- Dlaczego? - spytała.
- Ponieważ są tacy, którzy będą próbowali grzebać w twoim umyśle
- odrzekł Szarak.
Gdy wróciła do domu, zastała w salonie całą rodzinę pogrążoną w śnie.
- Wyglądali jak zombie - stwierdziła. Jej ojczym siedział na podłodze
oparty plecami o skraj sofy. Pat trafiła z powrotem do swojego łóżka. Za oknem
widziała jednego z Szaraków, który machał jej na pożegnanie ręką. Odpowiedziała
mu tym samym i z miejsca zapadła w głęboki sen.
Nazajutrz nikt z domowników nie wspomniał nawet słowem o niezwykłych
wydarzeniach minionej nocy. Brat Pat pamięta jednak, że właśnie wtedy na
farmie zjawiło się wojsko. Jadący na przedzie biały sztabowy wóz przyprowadził
całą kolumnę pojazdów, w skład której wchodził zielony jeep i kilka pomalowanych
na biało, wyładowanych aparaturą i sprzętem furgonetek. Była tam także
ciężarówka pełna żołnierzy, którzy z miejsca przystąpili do przeczesywania
szesnastoakrowego gospodarstwa. Duża ciężarówka została ukryta w stodole.
Brat Pat musiał nawet z tego względu przenieść stamtąd karmę dla zwierząt do
wędzarni, ponieważ rozstawiwszy tam swój sprzęt żołnierze nie chcieli nikogo
wpuścić do środka.
- Weszli do domu i rozstawili swoją aparaturę w salonie - powiedziała Pat.
- Wojskowi chcieli rozmawiać przede wszystkim ze mną, bo miałam jedenaście
lat i znałam tajemnicę. Ale tamte istoty ostrzegły mnie, że nie wolno mi nic
mówić, gdyż znajdą się "tacy, którzy będą próbowali grzebać w twoim umyśle".
No i nie trzeba było długo czekać - znaleźli się wojskowi.
W ciągu czterech dni pobytu wojska na farmie wszyscy jej mieszkańcy byli
przetrzymywani w domu. Jedynie brat Pat mógł wychodzić na zewnątrz, aby
doglądać inwentarza. Dlatego też tylko on pamiętał, że w wielkiej ciężarówce
przyjechało przeszło dwudziestu żołnierzy, którzy obsadzili różne posterunki na
terenie farmy.
Gdy któregoś dnia chłopiec wyszedł na zewnątrz, mężczyzna w białym
laboratoryjnym fartuchu zagadnął go o kurczaki i świnie.
- Czy tam są wasze świnie? - zapytał wskazując chlewnię.
Brat skinął twierdząco głową.
- Czy nie zachowują się jakoś dziwnie?
- Nie, a dlaczego pan o to pyta?
Mężczyzna wspomniał coś o zawartych w glebie minerałach, które mogą
wpływać na reakcje zwierząt. Brat Pat czuł się w jego obecności całkowicie
swobodnie. Bez obaw odpowiadał na jego pytania, a nawet sam mu je zadawał.
Zaproponował nawet nieznajomemu, że poczęstuje go świeżą miętą z najlepszej
grządki koło piwnicy, ale ten odmówił.
- Teraz pobierają tam próbki - wyjaśnił - w związku z czym przeszkadzalibyśmy
im w pracy. Pójdziemy tam, kiedy skończą.
Ograniczenie swobody doprowadzało Pat do szału.
- Bałam się, że wywiozą gdzieś moją rodzinę, a mnie wsadzą do więzienia
lub coś w tym rodzaju. Równocześnie jednak czułam się chroniona przez tamtą
przyjazną mi istotę. Nazywałam ją w myślach "małym chłopcem", mimo iż
doskonale wiedziałam, że tak naprawdę wcale nim nie jest.
Dwie lekarki urządziły swój gabinet w sypialni rodziców. Tam też zrobiły Pat
zastrzyk.
- Zachciało mi się po nim spać - powiedziała. - Położyłam się na
przykrytym ręcznikami łóżku mamy i opowiedziałam im moją historię. Pamiętam,
że powiedziałam im: "Jesteście w pokoju mamy, gdzie przebywali świecący
biali. Wy nie jesteście związane z tym miejscem, a oni tak".
Poprosiłam Pat, aby cofnęła się do początku i szczegółowo odtworzyła
wszystko, co wiąże się z tym zdarzeniem. Po chwili przeniosła się pamięcią
wstecz i wpasowawszy się w umysł jedenastolatki rozpoczęła relację.
- Widzę tego mężczyznę w mundurze, z tym że jest on brązowy. Składa się
z płaszcza, bluzy, spodni oraz nakrycia głowy, które nazywam "kapitańską
czapką". Rozmawia z moją mamą i babcią trzymając w dłoni dużą kopertę. Ma
gęste, srebrzystoszare włosy. Jest jeszcze drugi mężczyzna w mundurze. Właśnie
zdejmuje płaszcz i podwija rękawy bluzy. Nazywa się Donaldson. On także jest
wojskowym. Inni ludzie wnoszą do pokoju telewizor z trzema ekranami, nieco
wyższy ode mnie.
Donaldson rozchylił "ramiona" tego urządzenia i powiedział Pat, że wygląda
ono jak robot.
- Widzisz, Pat - powiedział - jeśli rozłożymy te panele na zewnątrz, to
wyglądają jak ramiona. Widziałaś już takiego robota?
- Nie - zaprzeczyła zdecydowanie Pat. - Nie widziałam robota, tylko
małego chłopca. - Dokładnie pamiętała też obie "lekarki". - Jedna z nich
miała na sobie biały fartuch. Ta druga nazywała się dr Susan i nosiła fartuch
pomarańczowy. Dr Susan miała jasnobrązowe włosy, gładko zebrane do tyłu
poza kilkoma puklami na czole. Przyniosła ze sobą sprzęt przypominający
wyposażenie gabinetu stomatologicznego. Nie wiadomo, do czego mógł służyć.
Doskonale pamiętam za to aparat do zastrzyków. Był zawinięty w celofan lub
plastikową folię i miał podłączoną z boku cienką rurkę. Aparat i rurka
znajdowały się w jednej przezroczystej torebce. Gdy dr Susan zaczęła ją
otwierać, ogarnął mnie strach, i zapytałam, czy zrobią mi tym zastrzyk.
Potem dr Susan skierowała Pat do Donaldsona, który przebywał w salonie
i gniewnym głosem mówił do jakichś ludzi w "białych, księżycowych strojach"
przenoszących "białe, metalowe skrzynie bez uchwytów". Powiedział do nich:
- Przecież mówiłem wam, żebyście wzięli te z uchwytami.
Zastrzyk wywołał u Pat senność i sprawił, że poczuła chęć rozmowy o swoich
"ukrytych" wspomnieniach. Denerwowało ją, że Donaldson jej nie wierzył.
- Zawsze mówiłam prawdę - oznajmiła - ponieważ nasza mama nie
znosiła kłamstw. Dlatego naiwna opowiedziałam wojskowym o mojej wizycie
u obcych. Rozpłakałam się, kiedy przekonywali mnie, że nie widziałam tego, co
mi się wydawało. Odnosili się do mnie tak, jak gdyby brali mnie za kłamcę. Po
tym, jak się popłakałam, Donaldson zaczął chyba mnie żałować, gdyż naraz
wszyscy zrobili się niezwykle "słodcy". Nie poprawiło to mi jednak humoru,
ponieważ było udawane. Dlaczego chcieli mi wmówić, że nie widziałam tego
małego chłopca? Dlaczego tamta cudowna wizyta tak strasznie wszystkich
denerwowała? I dlaczego zrobili mi zastrzyk?
Zapytana o świecące białe istoty Pat odrzekła, że były to anioły.
- Skąd wiesz, że to były anioły?
- One same mi to powiedziały - wyjaśniła.
- I co jeszcze ci powiedziały? Czy mówiły o czymś jeszcze?
- Tak, powiedziały mi wiele rzeczy, ale już tego nie pamiętam. Kiedyś sobie
przypomnę, ale jeszcze nie teraz.
- Dlaczego nie możesz przypomnieć sobie tego teraz?
- Bo powiedzieli, że teraz jest nieodpowiednia pora. Poza tym zjawiliście
się tutaj wy, a wam nie mogę nic powiedzieć, ponieważ to jest coś wyjątkowego.
Kiedy będę dużo starsza, przypomnę sobie, co mi powiedzieli i co się ma
zdarzyć.
- Czy powiedzieli ci, co się wydarzy?
- Tak, mówili o "złych czasach na Ziemi", ale nie wolno mi o tym mówić.
Teraz zresztą i tak nie mogę sobie tego przypomnieć. Chociaż... co nieco
pamiętam, na przykład ich kryształowy statek. Było w nim mnóstwo świateł.
Nazywam go "kryształowym", gdyż do jego budowy nie użyto metalu. Światła
sprawiały, że wszystko działało samoczynnie. Potrafią przenosić przedmioty bez
dotykania. Nawet mnie tak przenosili, w górę i w dół. Są pełni miłości i chronili
mnie za pomocą srebrzystego światła. Kocham ich.
Jeden z wojskowych poprosił ją, aby opisała włosy i ubiór małego chłopca.
Pat pomyślała, że to musi być głupiec, skoro zadaje takie pytanie.
- Nie wie pan, że te istoty nie mają włosów ani nie noszą ubrań? Mały
chłopiec ma wielkie skośne oczy, które mogą prześwietlić na wylot zarówno
ciało, jak i duszę. Jego głos rozbrzmiewa wprost w mojej głowie. W ogóle nie
używa ust i wyglądają one jak wąska szparka. Jest naprawdę chudy, ale nie musi
jeść, ponieważ jest aniołem. Myślałam, że anioły mają skrzydła, więc się
roześmiałam. Jego oczy roześmiały się również, ponieważ znał moje myśli
o skrzydłach. W tym momencie obleciał mnie strach, gdyż zrozumiałam, że on
naprawdę jest aniołem. Przecież on znał moje myśli, a to potrafią tylko anioły,
no i Jezus. Dlatego też pomyślałam pytanie: "Czy znasz Jezusa?" W odpowiedzi
te istoty i mnie wypełniło tak silne uczucie "miłości", że aż się rozpłakałam.
Wiedziałam, że uczestniczę w czymś niezwykłym. "Tak" - rozległo się w mojej
głowie. "Czy jesteś aniołem?" - spytałam. "Tak, ale nie takim, o jakim się
uczyłaś" - usłyszałam w odpowiedzi. Chciałam z nimi zostać, wrócić z nimi.
- Przerwij na chwilę, Pat - wpadł jej w słowo prowadzący rozmowę.
- Pozwól, że zapytamy cię o coś. Wspomniałaś, że chciałaś z nimi wrócić.
Dokąd?
- Nie mogę tego powiedzieć - odrzekła Pat. - Nie wolno mi. Tamten
anioł powiedział, że kiedy nadejdzie właściwy czas, wrócą. Obiecali mi to.
Zmusiłam ich, żeby mi to obiecali. Obiecali też, że mnie nie zapomną.
Błagałam, aby zabrali mnie ze sobą, ale usłyszałam, że jeszcze nie czas. Pod
wpływem wspomnień zrobiło mi się smutno i zaczęłam płakać. Donaldson
zapytał, dlaczego płaczę, na co odrzekłam mu. "To przez was, bo zmuszacie
mnie do powiedzenia czegoś, czego mi nie wolno. Uważacie też, iż kłamię, a ja
przecież mówię prawdę".
- W porządku, przestań płakać - powiedział Donaldson. - Uspokój się
i posłuchaj. Wcale nie myślę, że kłamiesz, i nie będziemy zadawać ci więcej
pytań, jeśli powiesz nam o swoich pamiątkach. Gdzie one są? Czy masz jakieś
pamiątki, które od nich dostałaś?
Pat zaczęła odnosić się do wojskowych z wielką ostrożnością i niedowierzaniem.
Uważała, aby nie powiedzieć nic więcej, lecz Donaldson nie dawał za wygraną.
- Gdzie są twoje pamiątki? - nalegał.
- Rozpłakałam się jeszcze bardziej i powiedziałam, że te rzeczy są moje.
Spytałam go, po co mu one. W końcu wyznałam, że trzymam je pod łóżkiem
w pudełku po cygarach. Nigdy bym im go nie dała, ale moja siostra pobiegła na
górę i przyniosła je.
Gdy tylko pudełko z jej "zielonym uzdrawiającym kamieniem" trafiło w ręce
wojskowych, zostało umieszczone w jednym z metalowych pojemników przez
ludzi ubranych w białe kombinezony ochronne.
- Zobaczyłam babcię i dzieciaki siedzące na moim łóżku. Babcia płakała,
a ja spytałam ją, czy wojsko zrobi krzywdę temu małemu chłopcu.
- Och, Patty - odrzekła babcia - tu nie ma żadnego małego chłopca.
- Powiedziałam jej, że był, ponieważ siedzieliśmy razem i robiliśmy różne
rzeczy. Nic mi nie odpowiedziała, tylko dalej płakała. Po jakimś czasie Donaldson
pokazał mi to urządzenie z trzema telewizyjnymi ekranami i próbował przekonać mnie,
że widziałam coś takiego, robota, a nie małego chłopca. Wtedy naprawdę się
rozzłościłam i powiedziałam stanowczo: "Widziałam prawdziwego małego chłopca,
a nie jakiegoś robota".
- No cóż - skonstatował Donaldson - może ten chłopiec po prostu ci się
przyśnił. Czy tak właśnie było?
- To wcale nie był sen - obstawała przy swoim Pat. - Widziałam go
naprawdę.
- Pat - przekonywał ją uparcie Donaldson - to był tylko sen, tyle że
bardzo realistyczny. Nie widziałaś żadnego małego chłopca, ponieważ czegoś
takiego po prostu nie ma.
- A właśnie, że widziałam. Mały chłopiec wszedł do pomarańczowej kuli,
zaglądał w moje okno i filmował mnie swoimi oczyma.
- Czy ten sen cię przestraszył? - spytał Donaldson.
- To nie był sen - z uporem powtórzyła Pat. - Byłam trochę wystraszona,
ponieważ bardzo różnił się ode mnie. Był chudy i szary, ale wiedziałam, że
nie zrobi mi krzywdy.
Pat prawie nic nie pamiętała, co wydarzyło się po tym przesłuchaniu, mimo iż
wojskowy personel przebywał na farmie jeszcze przez kilka dni.
- Kiedy odjechali - powiedziała - cała moja rodzina była smutna, jakby
lekko oszołomiona. Ja sama nie pamiętałam niczego, co się w tym czasie
wydarzyło. Przed moimi dwunastymi urodzinami, w sierpniu 1955 roku,
przeprowadziliśmy się do miasta.
Wspomnienia dotyczące obcych istot oraz wojskowego personelu wróciły jej
dopiero w roku 1986. Nie chce, aby z powodu tych wydarzeń powstał wokół
niej rozgłos. Poprosiła mnie jednak o opublikowanie prawdziwej nazwy
miejscowości oraz daty - Floyd's Knob, Indiana, 1954 - w nadziei, że zgłosi
się ktoś z tamtych stron, kto pamięta przyjazd do miasta kolumny wojskowych
pojazdów i pomoże w jakimś stopniu zweryfikować to, co zapamiętała razem ze
swoim bratem i siostrą.
Zapytałam, czy miały później miejsce jeszcze jakieś inne niezwykłe wydarzenia,
bowiem z praktyki badawczej wiedziałem, że większość wziętych doświadcza w ciągu
życia wielu kontaktów. Jak się okazało, Pat nie była pod tym względem wyjątkiem.
Jesienią 1962 roku wybrała się z przyjacielem na wycieczkę do Kentucky
i zgubiła drogę. Po niedługim czasie natknęli się na drogowskaz wskazujący
drogę do Fort Knox. Śmiejąc się ze swojego gapiostwa, zawrócili, aby
odszukać właściwe skrzyżowanie. Zamiast na nie trafili do opuszczonej
lokomotywowni. Przez jakiś czas siedzieli w samochodzie z wyłączonym
silnikiem. Pat powiedziała, że byli wówczas pod wrażeniem, że mieli przed
chwilą jakieś przeżycie, którego nie pamiętali. Nie mieli pojęcia, dlaczego
samochód stoi. Nie udało im się także ustalić celu swojej podróży. W końcu
dali za wygraną i o zmierzchu wrócili do domu.
Dopiero podczas snu Pat przypomniała sobie, że razem z przyjacielem
przebywała gdzieś poza samochodem. Widziała w tym czasie falujące złote
światło, które niczym "winda" wznosiło się pod kątem w górę, oraz
"aniołów" po obu jego stronach. "Anioły" odnosiły się "z szacunkiem" do
jasnowłosego mężczyzny nasuwającego skojarzenia z Jezusem. Przyjaciel Pat
krzyczał histerycznie:
- Oni chcą ciebie!
- Nie bój się - odrzekła Pat. - Wszystko jest w porządku.
Potem podeszła do tego otoczonego pięknym światłem blondyna, który
mówił jej coś o macierzyństwie i "ziarnie życia". Powiedział, że jego ręka ma
władzę nad wszystkimi nasionami. Na koniec spotkania podał jej jakieś
nasiono i oznajmił, że to jest dla jej dobra i że nie ma się czego bać.
Kilka miesięcy później, będąc w ciąży, wyjechała na Florydę. Pamięta, jak
przekonywała męża, że dziecko będzie chłopcem, ale niezdolnym do życia.
- Urodzę to dziecko, ale go nie zatrzymam - tłumaczyła, nie potrafiąc przy
tym wyjaśnić, skąd to wiedziała. Upłynęło kilka miesięcy. Którejś nocy
przyłapała się na tym, że wchodzi do mieszkania, tak jakby przebywała na
zewnątrz, choć zupełnie nie mogła sobie przypomnieć, jak się tam znalazła.
Odczuwała też dziwne, przyjemne wibracje, a w głowie kołatała jej myśl:
"Przyszli po mnie".
Wygląda na to, że nie wydarzyło się wówczas nic więcej. Pat regularnie
poddawała się badaniom lekarskim, które potwierdzały, że dziecko rozwija
się prawidłowo. Dopiero w czasie badań w ósmym miesiącu ciąży lekarz
stwierdził nieprawidłowość nie mogąc wyczuć tętna płodu. Gdy w maju
nadszedł termin porodu, powiła martwego chłopca. Przeczucia okazały się
prawdziwe.
Następne wspomnienia pochodzą z późniejszego okresu tego samego roku.
Znajdowała się w tym czasie w jakimś cichym pomieszczeniu otoczona przez
Szaraki i na coś czekała. W pewnej chwili na progu stanął Szarak, którego
uważała za swojego "przyjaciela". Na rękach trzymał jakieś dziecko i powiedział
jej, że może się nim zaopiekować.
- Nie - odrzekła - tak jest dobrze, jest bardzo dobrze. Zaopiekujecie się
nim lepiej ode mnie. - W tej krótkiej chwili zdołała zobaczyć, że dziecko
było drobne i chude i miało błękitne oczy. Czuła jednocześnie, że w jakiś
sposób odziedziczyło duszę dziecka, które zmarło przy jej porodzie. Z wdzięcznością
pomyślała o swoim przyjacielu, bowiem zrozumiała, że w pewnym sensie jej syn
nie umarł.
Spośród wspomnień, które przeniknęły do jej świadomości w ciągu ostatnich
kilku lat, najwięcej pytań rodzą te związane z "ludźmi w kokonach".
- Nie pamiętam, kiedy to wydarzenie naprawdę mogło mieć miejsce
- stwierdziła. - Przypominam sobie jedynie duże pomieszczenie zalane
miękkim, białym światłem, w którym przebywał jeden z Szaraków. Widziałam też
chyba jakiegoś mężczyznę, ale nie wiem, co robił. - Część pomieszczenia
zajmowały skrzynie w kształcie sarkofagu, w których spoczywali ludzie.
- Oni byli żywi, ale nie ożywieni. Ich ciała spowijało coś w rodzaju białej
mgiełki i wiedziałam, że to właśnie ta mgiełka utrzymuje ich przy życiu.
Wiedziałam, że czekają na życie w przyszłości.
Obecna w pomieszczeniu istota zapytała ją, czy chce zobaczyć siebie? Pat
przytaknęła i wówczas istota pokazała jej pojemnik z ciałem kobiety.
- Nie pytaj mnie, skąd wiedziałam, że to kobieta - odrzekła. - Po prostu to
czułam. Poprzez tę mgiełkę widziałam niewielki fragment ludzkiej twarzy.
Widziałam nos, usta, oczy, przeto z całą pewnością mogę stwierdzić, że była to
twarz ludzka. Wiedziałam, że ma to jakiś związek z ich odwiedzinami w roku
1954, ponieważ wspominali wtedy o zrobieniu "nowej mnie". Czułam, że
tamten kokon zawierał właśnie mnie. Zrozumiałam, że czekają na wskrzeszenie
czy też ponowne ożywienie, a wtedy będziemy mogli oglądać ich i rozmawiać
z nimi tutaj, na ziemi. Czuję, że gdybym teraz umarła, to to "drugie ciało"
przejęłoby moją duszę i kiedy Jezus powiedziałby, że nadszedł właściwy czas,
wróciłabym. Gdyby dane mi było przeżyć zagładę poprzedzającą nadejście
nowego świata, to potrzebowałabym tego drugiego ciała, gdyż to, które mam
teraz "prędzej czy później umrze".
W wieku czterdziestu kilku lat Pat przeżyła kolejne spotkanie z tymi istotami.
Tym razem trafiła do pomieszczenia oświetlonego złocistą poświatą. Przyprowadzono
ją w pobliże urządzenia o rozmiarach biurka, w którego górnej części widniały
koliste otwory. Każdy z nich emanował wibrujące światło w innym kolorze. Poproszono
ją, aby włożyła ręce w te strumienie światła, a gdy to uczyniła, rozległy się
najpiękniejsze dźwięki, jakie kiedykolwiek słyszała, przy czym każdej barwie
światła odpowiadał inny dźwięk.
- To dźwięk twojej duszy - powiedział jej Szarak.
Pat zrozumiała, że miało to coś wspólnego z nieożywionymi ludzkimi
ciałami, które widziała w przeszłości, ciałami pozbawionymi ożywiającej je
"energii duszy".
W roku 1987 Pat przeżyła prawdopodobnie następne spotkanie z tymi
istotami, które przypominało typowe wzięcie, tym razem z udziałem jej
małego wnuka.
- Czy to był sen? - zastanawiała się głośno w trakcie przekazywanej mi
relacji. - Nie mam żadnych dowodów. Przebywałam w domu córki, była
noc. Chyba wleciałam do pokoju wnuczka. Wzięłam go za rękę i popłynęliśmy
razem, w pozycji pionowej, jakieś piętnaście centymetrów nad podłogą.
Minęliśmy frontowe drzwi, przelecieliśmy nad podjazdem i czekaliśmy
chwilę przed bramą, dopóki nie otworzy się na szosę. Po drugiej stronie drogi
stało ukrytych wśród drzew dziesięć do piętnastu istot. Wszystkie razem
poderwały się w jednej chwili z ziemi. Usłyszałam myśl wnuczka: "Babciu,
czy mogę pobawić się z tymi dziećmi?" Również w myślach odpowiedziałam
mu: "Nie, kochanie, to są szczególne dzieci, one nie bawią się tak jak zwykłe
dzieciaki". Potem poszybowaliśmy nad drogą, aż do miejsca, w którym się
ona urywa. Tam, na ślepej pętli, stał migający czerwonymi światłami statek
w kształcie spodka. Po chwili pojawiły się "drzwi" ze światła i pofrunęliśmy
nad wejściową rampą, gdzie ujrzałam mojego "przyjaciela". To ostatnia
rzecz, jaką zapamiętałam. Mój wnuczek brał udział w tej wycieczce na równi
ze mną. A może to wszystko tylko mi się przyśniło... sama już nie wiem.
Pat ma na swoim koncie cały szereg przeżyć, których doświadczyła w stanie
medytacji bądź snu i dlatego nie jest do końca przekonana o ich "prawdziwości".
Widziała w czasie nich wiele różnorodnych pojazdów latających, przebywała
poza swoim ciałem, a także odbierała informacje przekazywane jej na
drodze telepatii.
Jedno z takich zdarzeń, które miało miejsce w październiku 1992 roku, zdaje
się pozostawać w związku z jej wcześniejszymi kontaktami.
- Śniłam, że ktoś przemawiał w moich myślach. Nie mogłam uchwycić
znaczenia poszczególnych słów, ale zapamiętałam następujące zdanie: "Zagłada
nadejdzie za cztery quarieny". "Quarien" jest nieznanym nam słowem,
niemniej uważam, że oznacza cztery części jakiejś całości. Potem ujrzałam
coś, co nazywam grafem. Odniosłam wrażenie, że otrzymałam delikatne
ostrzeżenie o "złych czasach na Ziemi", które mają nastać w niezbyt odległej
przyszłości.
Takie wielokrotnie odbierane przez Pat w różnych okresach życia ostrzeżenia
są również udziałem wielu innych wziętych i stanowią w rzeczywistości
najbardziej rozpowszechniony element relacji związanych ze zjawiskiem
UFO.
Podobnie jest z występującymi na ciałach wziętych fizycznymi znakami
niewiadomego pochodzenia. Również i pod tym względem Pat pasuje do
ogólnego schematu. W lecie 1993 roku odkryła na wewnętrznej stronie
nadgarstka niezwykły rysunek złożony z sześciu rozmieszczonych koliście
kropek oraz siódmej w centrum. Zapewne to nie przypadek, że ten wzór
występuje w relacjach z licznych zdarzeń z lat 1991-1992, które miały
miejsce głównie na Florydzie, gdzie właśnie mieszka Pat.
Kilka miesięcy po odkryciu tego rysunku, Pat miała kontakt, którego przebieg
wskazywał na istnienie z nim związku.
- Po południu 7 sierpnia zapadłam w sen - powiedziała. - Naszła mnie
tak wielka ochota na drzemkę, że gdy tylko położyłam się na łóżku, z miejsca
straciłam świadomość. Przez sen usłyszałam jakieś głosy, coś w rodzaju
cichych szeptów, i zaczęłam uważnie ich słuchać. Głosy mówiły coś o "byciu
niewinnym jak dziecko" i pod ich wpływem takie właśnie uczucie zalało całe
moje ciało oraz duszę. To było tak, jakbym znalazła się w stanie pełnej
niewinności, bez jakiejkolwiek wiedzy o strachu, nienawiści, uprzedzeniach...
czystym, cudownym stanie miłości i bezpieczeństwa. Czułam się
chroniona i "bez grzechu", jak to się mówi. Ujrzałam scenę z mojego
dzieciństwa, miasto, w którym wtedy mieszkałam. Zupełnie jakbym cofnęła
się w przeszłość. Widziałam siebie w wieku około jedenastu lat. Przez sen
czułam ogromną radość. Potem jakiś głos powiedział: "Wstań, dziecko,
i popatrz na Nebulous. To może cię tam zabrać". Wstałam, otworzyłam drzwi
na tyłach domu i spojrzałam w rozświetlone dziennym blaskiem niebo.
Zobaczyłam na nim niezwykle piękny, złożony ze świateł okrąg. Światła
poruszały się podobnie jak na ustawionej na dachu kina tablicy reklamowej,
przy czym jedno z nich tkwiło w samym środku połyskującego złociście
kręgu. To był przepiękny widok. Błagałam, żeby natychmiast zabrali mnie na
Nebulous, ale głos odrzekł, że teraz jest to niemożliwe. Zaczęłam więc prosić,
aby przynajmniej pozwolili mi zobaczyć go na jawie. Uzyskałam zgodę, ale
do dziś mi go nie pokazali. Wtedy we śnie gotowa byłam umrzeć, byleby
tylko dostać się na tego Nebulousa. Obudziłam się potem bardzo oszołomiona,
jak po narkotykach i nie chcąc niczego zapomnieć szybko wszystko
spisałam. Nebulous miał taki sam kształt jak rysunek na moim nadgarstku.
Pat miała wrażenie, że rozumie znaczenie słowa "Nebulous", kojarząc je
z widzianym przez siebie świecącym, kolistym obiektem. Jednakże "nebulous"
to bardziej przymiotnik niż rzeczownik, którego prawidłowa forma
powinna w tym przypadku brzmieć "nebula". "Nebulous" oznacza według
słownika "mglisty", "pozbawiony formy" bądź "niezidentyfikowany".
Dokładnie dwa miesiące później, 7 października, Pat przeżyła kolejne
spotkanie, tym razem w stanie pełnej świadomości. Uzyskała wówczas
wyjaśnienie znaczenia słowa "Nebulous". Jakiś głos powiedział jej:
"Nebulous oznacza pewien kod. Ten kod został naruszony". Następnie ujrzała
cały Nebulous, a potem jeden uszkodzony.
- Widziałam galaretowatą substancję łączącą poszczególne kropki
- relacjonowała. - Zrozumiałam, że Nebulous było czymś, co znajdowało się
w naszych ciałach w momencie naszego stworzenia. W chwili stworzenia
zostaliśmy wyposażeni w doskonałe Nebulous. Zapewniało nam ono bezpośredni
kontakt z naszym Stwórcą. Kiedy na skutek nieposłuszeństwa uległo
zniszczeniu, straciliśmy z Nim łączność. Musieliśmy nauczyć się radzić sobie
sami, tracąc tym samym niewinność i czystość ludzkiej formy.
Powyższy obraz sprawił, że Pat inaczej zaczęła postrzegać Boga oraz jego
duchowy plan. Na podstawie tego, co mogła sobie przypomnieć, bardzo
pozytywnie oceniła swoje kontakty z obcymi istotami. Będąc osobą głęboko
wierzącą, uznała je za anioły.
- W żadnym z przeżytych przeze mnie wzięć - powiedziała - ani razu nie
zetknęłam się ze złem. Prawdę mówiąc, czułam się w obecności tych istot
wyjątkowo bezpiecznie. Ktoś może powiedzieć, że potrafią one kontrolować
nasze uczucia i myśli podczas wzięcia, co gwoli prawdy jest więcej niż
pewne. Ja jednak trzymam się dziecięcej wiary, jakiej próbował nas nauczyć
Jezus, i dlatego wierzę, że to, czego doświadczyłam, było prawdziwe i dobre.
Dlaczego miłujący wszystkich Bóg miałby pozwolić na wzięcia małych
dzieci, gdyby te istoty były złe i zamierzały wyrządzić nam krzywdę? Nie
wierzę, aby Bóg mógł na coś takiego pozwolić, mimo iż te istoty robią
z naszego punktu widzenia rzeczy złe i gwałtowne.
Do bardzo niepokojącego zdarzenia doszło 24 lipca 1993 roku. Oprócz obcej
istoty uczestniczyło w nim dwóch mężczyzn. Tego dnia Pat obudziła się
wczesnym rankiem. Była mocno oszołomiona, zupełnie jakby zażyła jakiś
narkotyk. Gdzieś bardzo blisko rozlegało się rytmiczne syczenie: "Pssss,
pssss, pssss, pssss..."
Po chwili wróciła jej pamięć. Dwaj mężczyźni weszli do sypialni i wynieśli ją
na zewnątrz prosto do czekającego tam samochodu, dużej ciężarówki
"wojskowego typu". Musiała dostać jakiś narkotyk, gdyż podczas trwającej
około godziny jazdy co chwilę traciła świadomość. W krótkich przebłyskach
przytomności słyszała przyciszone głosy mężczyzn prowadzących niezrozumiałą
rozmowę. Próbowała coś im powiedzieć, ale sztywny język zupełnie
odmówił jej posłuszeństwa. Kiedy ciężarówka ostro skręciła w lewo na
nierównej drodze, Pat ocknęła się ponownie i przez dużą prostokątną
przednią szybę ujrzała wiejską okolicę, nad którą rozciągało się ciemne,
nocne niebo.
Ciężarówka zwolniła i w końcu stanęła w miejscu z pracującym na jałowym
biegu silnikiem. Patrząc przez szybę Pat ujrzała wielki kopiec lub wzgórze.
Z niedowierzaniem patrzyła, jak w zboczu otwierają się wielkie wrota
i samochód wjeżdża w głąb wzgórza. Wnętrze było bardzo słabo oświetlone,
niemniej kiedy samochód stanął, dostrzegła dziwną istotę, która zdawała się
na nich czekać. Licząca nie więcej niż metr wzrostu istota okryta była czarną
peleryną z kapturem.
Przyglądając się jej, Pat pomyślała: "Co tutaj robi ta orientalna dziewczyna?"
- po czym z miejsca otrzymała telepatyczną odpowiedź: "Wiem, że mnie nie
lubisz".
"Tak, nie lubię" - pomyślała Pat. - "Nie chcę znowu przez to przechodzić.
Nie uda im się mnie złamać, tak jak i przedtem".
Wysiadając z wysoko umieszczonej szoferki, Pat spostrzegła, że pod jedną ze
ścian obskórnego pomieszczenia zgromadzono stertę skrzyń i "śmieci". Na
jego środku znajdował się stół z nierdzewnej stali, który bardziej wyglądał na
dzieło człowieka niż stoły, które pamiętała z innych spotkań z obcymi
istotami. Jego widok wzbudził w niej silny niepokój.
- Chcieli, żebym nań weszła, ale odmówiłam. Tylko nie na ten stół.
- Ostatecznie wylądowała na jego blacie, lecz nie pamięta, jak to się stało.
"Orientalna dziewczyna" krążyła wokół niej, podchodząc co chwilę bliżej
i przytykając do jej ciała jakiś przedmiot. Pat nie miała okazji mu się
przyjrzeć, zobaczyła natomiast, że twarz tej istoty była pokryta zielonkawoszarą
skórą. Kiedy mrugała oczami, jej powieki stykały się pośrodku gałki, co
wywoływało nieprzyjemne wrażenie i rodziło skojarzenia z jaszczurką.
Następne wspomnienie Pat obejmuje moment zejścia ze stołu. Usiłowała
wówczas sprawdzić, co robi "orientalna dziewczyna", bowiem okrążała ją
ona nieustannie, wydając przy tym dziwaczny, syczący dźwięk przypominający
"pssss, pssss, pssss..." Przytrzymując się skraju stołu, Pat usiłowała
zwiększyć dzielący je dystans, ale ponieważ wciąż była mocno oszołomiona,
zachwiała się i boleśnie uderzyła palcem nogi w podstawę sprzętu. Zerknąwszy
na stopę, spostrzegła ze zdumieniem, że podłogę przykrywają trociny.
"Boże" - pomyślała - "nawet nie mają prawdziwej podłogi!"
Przytomniejąc jeszcze bardziej, Pat starała się unikać tamtej istoty tak długo,
jak to tylko było możliwe, ponieważ miała przeświadczenie, że z jej strony
może oczekiwać wyłącznie swoistych "tortur". Nieoczekiwanie straciła
przytomność, a kiedy ponownie ją odzyskała, leżała we własnym łóżku
i jeszcze przez chwilę słyszała owo "pssss, pssss..."
Dwa dni później zauważyła na nadgarstku niewielki siniak z czerwoną
kropką po ukłuciu w środku. Miała też paskudnie złamany paznokieć na palcu
u nogi, jak gdyby mocno nim w coś uderzyła.
- To wszystko nie podobało mi się - oznajmiła. - Wiedziałam też, że to
nie było moje pierwsze spotkanie z tą "orientalną dziewczyną". Już kiedyś
leżałam na tamtym stole - dodała, wspominając wywołany jego widokiem
niepokój.
Wiedziała, że istota o zielonkawej skórze oraz jaszczurzych oczach nie miała
nic wspólnego z ludźmi, podczas gdy ciężarówka i podziemna kryjówka
z całą pewnością tak.
- Co za istoty współpracują z rządem lub wojskiem? - zastanawiała się
Pat.
Przełożył Mirosław Kościuk
UFO