Marek TABOR (Cezary Michalski)

 

PODRÓŻ NA WSCHÓD JAKO DRANG NACH OSTEN

 

Tekst ten powstał dla i dzięki Kati Tabor. Nie biorę za poniższy tekst żadnej metafizycznej odpowiedzialności.

 

Kiedy w 1871 roku po zwycięskiej wojnie z Francją Otto von Bismarck został kanclerzem zjednoczonych Niemiec, widział je przede wszystkim jako wielkie mocarstwo europejskie. W zamian za zgodę Anglii na kontynentalną dominację Niemiec rząd Bismarcka wykazuje ostentacyjny brak zainteresowania walką o kolonie.

 

FRYDERYK WILHELM II, WYZNAWCA ISLAMU

 

Bismarckowski realizm zostaje jednak odrzucony w 1890 roku po koronacji Wilhelma II na cesarza Niemiec. To w pierwszych latach jego panowania wchodzi w modę pojęcie niemieckiej Weltpolitik, slogan upowszechniany przez Ligę Pangermańską i Niemieckie Towarzystwo Kolonialne. Trójka ludzi rządzących Cesarstwem: nowy kanclerz Bülow, doradca wojskowy cesarza, admirał von Tirpitz i sam monarcha, marzą o nadaniu ekspansji Niemiec zasięgu globalnego. Chcą także wesprzeć ową imperialną ekspansję nową ideologią pangermanizmu, której tworzeniem zajmuje się Liga Pangermańska, licząca przed pierwszą wojną światową 35 tysięcy członków i skupiająca zarówno poczciwe zawodowe korporacje, jak też rozmaite niemieckie towarzystwa teozoficzne, loże masonerii niemieckiej i bractwa różokrzyżowe. Mimo że w zasadzie oficjalną ideologią Ligi Pangermańskiej jest ideologia państwotwórcza skupiona na interesach Cesarstwa, to pośród działaczy ruchu krążą już idee o charakterze jednoznacznie rasistowskim. Nakładem Ligi wydane zostaje dzieło hrabiego Gobineau O nierówności ras ludzkich oraz większość książek Houstona - Stewarta Chamberlaina, które w przyszłości zainspirują autora Mein Kampf.

W ostatnich latach przed wybuchem pierwszej wojny światowej politycy niemieccy zaczynają się interesować antyzachodnią siłą islamu. W Turcji i Iraku agenci Wilhelmowskiego wywiadu nawiązują kontakty z polityczno-religijnymi bractwami muzułmańskimi. Wilhelm II marzy o wykorzystaniu mitu Mahdiego, ukrytego imama, mesjasza islamu, który ma pojawić się na końcu czasów i odbudować państwo kalifów. Niemieccy handlowcy rozpuszczają w Iraku plotki, jakoby dynastia Hohenzollernów wywodziła się od Mahometa, a sam cesarz niemiecki po swej podróży na Bliski Wschód przyjmuje tytuł Hadj (pielgrzym), przyznawany w zasadzie tylko odwiedzającym święte miejsca wyznawcom proroka.

 

REPUBLIKA WEIMARSKA

 

Marzeniom o ekspansji imperialnej Niemiec kładzie kres klęska w 1918 roku. Po Wilhelmowskich Niemczech pozostaje pustka, która przyciąga ku sobie demony przeszłości i przyszłości: nadzieje, mity, utopie. Pangermanizm przytłoczony wcześniej ciężarem realnego państwa niemieckiego, podporządkowany jego politycznym interesom, uwalnia się i rozwija w tysiącach pangermańskich towarzystw i narodowych loży. Niemcy poszukują poczucia realności i wspólnoty, odgrzewając germańskie mity, zajmując się między innymi buddyzmem i magią. Z drugiej strony pojawiają się utopie przyszłości. Przyszłości, gdyż przywłaszczyły sobie słowo "postęp" tak jak ruch pangermański przywłaszczył sobie słowo "tradycja". W całych Niemczech wybuchają dziesiątki rewolt, tłumionych lewicowych rewolucji. W 1920 nastąpi też nieudany prawicowy pucz Kappa, pucz nostalgicznych żołnierzy Świętego Cesarstwa Niemieckiego. Demokracja, która zdławi te eksplozje mitów przeszłości i utopii przyszłości, uśmierci fałszywe nadzieje, będzie miała zbrukane ręce. Republika Weimarska nie zostanie nigdy uznana przez Niemców za ich własne państwo, pozostając synonimem klęski i zdrady. Do zniszczenia weimarskich Niemiec przyczynią się także zachodnie demokracje starające się osłabić to kolejne, jak sądzili francuscy politycy, wcielenie niemieckiej witalności. Nie myślę tu oczywiście o paranoicznej interpretacji marksistowskiej historiografii, według której Hitler był zbuntowaną marionetką mitycznego wielkiego kapitału. Mam na myśli proste następstwo faktów obciążające krótkowzroczność zwycięzców pierwszej wojny światowej.

W 1922 roku produkcja przemysłowa Niemiec osiągnęła poziom z 1913, jest to rezultat, o którym zwycięska, ale wyniszczona wojną Francja mogła tylko marzyć. Bezrobocie w Niemczech jest niewielkie, inflacja całkowicie kontrolowana przez rząd i banki. Republika zdrajców z listopada 1918, jak będzie nazywał weimarskich polityków Hitler, miała wówczas największe szansę stać się silnym i demokratycznym państwem. Pod koniec 1922 roku zostają zerwane rokowania pomiędzy Niemcami, Francją i Anglią, dotyczące odszkodowań wojennych. Premier Francji Poincaré twierdząc, że Niemcy świadomie zwlekają z wypłacaniem wyznaczonych w Traktacie Wersalskim sum, rozkazuje armii francuskiej zajęcie Zagłębia Ruhry, największego ośrodka wydobywczego i przemysłowego Niemiec. W pierwszych dniach stycznia 1923 roku oddziały francuskie i belgijskie wkraczają do Zagłębia Ruhry. Kanclerz Republiki Weimarskiej Cuno, usiłując złagodzić oburzenie Niemców, miotając się pomiędzy oczekiwaniami swego narodu, uważającego weimarczyków za marionetki w rękach zwycięzców, a groźbami Francji, decyduje się w końcu wezwać do biernego oporu, co prowadzi do zatrzymania wydobycia węgla i produkcji przemysłowej w Zagłębiu Ruhry, ale także do paraliżu całej gospodarki niemieckiej. Do września 1923 roku, kiedy to następca Cuno, kanclerz Stresemann, zakończy "wojnę o Ruhrę", gospodarka niemiecka poniesie większe straty niż w latach pierwszej wojny światowej. Dolar, który w lipcu 1922 wart jest jeszcze 493 marki, w styczniu 1923 wymieniany jest za 17 792 marki, a we wrześniu za 98 milionów 860 tys. marek. Rekord inflacji pada piętnastego listopada 1923, kiedy jednego dolara można kupić za 4 200 miliardów marek. To tego dnia kanclerz Stresemann powie w Reichstagu: Panowie, marka jest martwa. Pod koniec 1923 roku siła nabywcza przeciętnej pensji wynosi jedną piątą jej wartości z 1914. Cała niemiecka klasa średnia zostaje spauperyzowana. Dawni cesarscy urzędnicy, rentierzy, stają się proletariuszami. Niemcy znowu czują nienawiść do zachodnich demokracji i pogardzają bezsilnym rządem Republiki Weimarskiej.

NSDAP - partia Adolfa Hitlera z marginesowej grupki nacjonalistów stanie się znaczącą siłą polityczną. Liczba członków NSDAP pomiędzy styczniem a październikiem 1923 wzrośnie z kilkuset do 30 tysięcy. Klęska zorganizowanego przez nazistów 8 listopada 1923 puczu monachijskiego nie zahamuje już rozwoju partii, zmitologizuje jedynie postać jej przywódcy Hitlera - męczennika sprawy niemieckiej niepodległości.

W 1924 roku rządowi Stresemanna udaje się ustabilizować markę. Do Niemiec zaczyna napływać amerykański kapitał, dzięki któremu odbudowywana jest niemiecka gospodarka. Po raz drugi Republika Weimarska zostanie zdestabilizowana w 1929, po pięciu latach względnej prosperity ekonomicznej. Wielki Kryzys, który w USA, Wielkiej Brytanii czy Francji odegrał rolę rynkowego regulatora, okaże się śmiertelnym ciosem dla niemieckiej demokracji. Pomiędzy rokiem 1929 a 1933 liczba bezrobotnych wzrasta w Niemczech z jednego do sześciu milionów, a NSDAP z jednej z trzech największych partii niemieckich (obok SPD i KPD) stanie się jedynym wyrazicielem narodowej i antykapitalistycznej rewolucji, i w konsekwencji partią rządzącą.

 

SIEDEMDZIESIĘCIU DWÓCH KTÓRZY RZĄDZĄ ŚWIATEM

 

24 VI 1922 zamachowiec ze skrajnie prawicowej organizacji Święta Vehma nawiązującej nazwą do działającego w średniowiecznej Rzeszy niemieckiej kapturowego sądu ludowego, zabija Walthera Rathenau, ministra spraw zagranicznych weimarskich Niemiec, jednego z sygnatariuszy Traktatu Wersalskiego. Umierający Rathenau powie do swojej kochanki i współpracowniczki Irmy Staub słynne zdanie, które stanie się później obiektem wielu sprzecznych komentarzy. Umierający minister powie: To siedemdziesięciu dwóch rządzi tym światem.

Walther Rathenau zastąpił w czasie pierwszej wojny światowej swego ojca Ephraima alias Emila Rathenow na czele największego niemieckiego koncernu elektrycznego. U progu swej kariery politycznej minister opublikował kilka książek. W jednej z nich zatytułowanej Rzeczy przyszłe kreślił wizję zjednoczonej Europy opartej na przyjaźni i współpracy francusko-niemieckiej. W innej zatytułowanej Słuchaj Izraelu Rathenau zamieścił aluzję do tajemniczej organizacji Siedemdziesięciu Dwóch, która, działając jako tajne sprzysiężenie, ma zamiar rozbudzić pangermańskie ambicje Niemców i pogrążyć Europę w nowym konflikcie. Zagadka słów wypowiedzianych przez konającego Rathenau nie została nigdy rozwiązana, może jednak próby wyjaśnienia znaczenia liczby 72 pozwolą nam ukazać tradycję, którą znali i do której odwoływali się przeciwnicy Walthera Rathenau.

Każdy mit ma podwójne znaczenie, każda mitologia ma dualistyczną wykładnię, której sprzeczności daremnie usiłują rozwikłać ortodoksyjni i heterodoksyjni interpretatorzy. Jednym z przykładów takiego dualizmu jest homonimiczna tożsamość istniejąca pomiędzy imionami dwóch postaci odgrywających w dwóch różnych tradycjach religijnych przeciwstawne role. Na przykład zbieżność imion pomiędzy egipskim bogiem Setem i wzmiankowanym w Genezis trzecim z synów Adama - Setem, który według legendy o świętym Graalu wyniósł z Raju szmaragd upadły z czoła Lucyfera, szmaragd, z którego miał być wyrzeźbiony święty puchar służący Chrystusowi w czasie Ostatniej Wieczerzy. Do gralicznego pucharu św. Józef z Arymatei zebrał później krew i wodę spływającą z boku ukrzyżowanego Mesjasza. Po hebrajsku imię Set ma dwa przeciwstawne znaczenia: oznaczać może zarówno fundament, jak też tumult i ruinę. Bo też o ile biblijny Set rodzi się po to, by zastąpić zabitego przez Kaina Abla, to bóg Set pełni w mitologii egipskiej właśnie funkcję Kaina, zabijając swego brata - króla Egiptu, Ozyrysa, po to, by przejąć władzę nad - geograficznie i symbolicznie rozumianym - królestwem Egiptu. Szkarłatny osioł reprezentujący Seta, boga z głową osła, w egipskich "satanistycznych" misteriach, stanie się pierwowzorem szkarłatnej bestii z Apokalipsy św. Jana. Najwybitniejszy francuski badacz tradycji ezoterycznej, Réné Guenon, przeciwstawiając tradycje inicjacji tradycjom kontrinicjacji, wspominał o 72. najwyższych wtajemniczonych, którzy patronowali europejskim lożom masońskim i odpowiadać mogli, w zależności od charakteru loży, tyleż 72. sprawiedliwym, dzięki którym istnieje świat, co 72. przyjaciołom egipskiego Seta, którzy wraz z nim przygotowali bratobójczy mord.

Grecy nazywali Seta Tyfonem i to za ich pośrednictwem trafił on do tradycji europejskiej pod postacią smoka - jednego z przedstawień zbuntowanego Archanioła w tradycji chrześcijańskiej.

Jednak do symboliki smoka odwoływać się będą w Europie nie tylko przeciwnicy, ale też najbardziej, jak by się mogło zdawać, ortodoksyjni obrońcy chrześcijańskiej wiary. Zygmunt Luksemburczyk - król Węgier od 1387, cesarz Niemiec od 1411 do 1437 - zakłada w okresie swego panowania Zakon Smoka. Był to zakon rycerski zorganizowany na podobieństwo templariuszy, Rycerzy Świętej Marii Panny i tym podobnych. On także miał służyć obronie chrześcijaństwa przed islamem, przed Turkami podbijającymi wówczas Bałkany. Jak wszystkie jednak zakony przedmurza, pogranicza, Zakon Smoka będzie nie tylko zwalczał, ale również poddawał się wpływom swego przeciwnika. Doktryna Zakonu Smoka czerpała z ezoterycznej tradycji chrześcijańskiej, ale można było w niej także znaleźć elementy doktryny sekty sufickiej Bekaszti powstałej w XIV wieku w Anatolii. Specyfika tej sekty, lokującej się zawsze na subtelnej granicy dzielącej ortodoksyjny islam od jego licznych herezji, polegała przede wszystkim na zastosowaniu przez wyznawców Bekaszti religii do celów politycznych, a nawet militarnych. Założona przez Hadżi Bektasz - derwisza żyjącego w czasach panowania sułtana Murada I (1360 - 1389), a więc na krótko przed powołaniem inspirowanego jej nauczaniem chrześcijańskiego Zakonu Smoka, sekta Bekaszti zajęła się przede wszystkim wychowaniem i inicjowaniem członków muzułmańskiego zakonu rycerskiego Yani Szeri (Nowe Oddziały) znanego w Europie pod nazwą janczarów. Legenda głosi, że założyciel Bekaszti błogosławił ciała poległych wojowników islamskich, pozwalając ich duszom znaleźć miejsce w raju. Jest faktem historycznym, że przez pięć wieków janczarzy będą wychowankami i często członkami sekty Bekaszti, która dzięki swoim związkom z elitą sił zbrojnych zdobędzie ogromne wpływy na dworze w Konstantynopolu. Wpływy te osłabną dopiero po roku 1822, gdy ówczesny sułtan, pragnąc unowocześnić swoją armię, dokonuje rzezi janczarów i Bekaszti, zastępując ich instruktorami wojskowymi sprowadzonymi z Europy, co doprowadzi do szybkiej modernizacji armii, a później do równie szybkiego upadku Imperium Ottomańskiego.

Bekaszti rozwijali islamski odpowiednik kabały, naukę 29 liter, która znajdowała zastosowanie we wróżbiarstwie i pomagała w podejmowaniu politycznych decyzji na dworach tureckiego imperium. W czasach nowożytnych sekcie Bekaszti przypisywano rozpowszechnienie tradycji Mahdiego - ukrytego imama. W tradycję Mahdiego wpisany był silny motyw antyżydowski. Mesjasz islamu miał odrodzić państwo kalifów między innymi poprzez zniszczenie narodu żydowskiego.

Wpływy ezoteryczne - politycznego nauczania Bekaszti znajdujemy w jedynym zachowanym dokumencie związanym z chrześcijańskim Zakonem Smoka. Dokument ów, o nie potwierdzonej zresztą autentyczności, to odnaleziona w XVII wieku w jednej z bibliotek weneckich Biblia Zakonu Smoka, nazywana także podręcznikiem świętej magii Abramelina. Abramelin (tzn. ojciec piasku) Mag miał, podobnie jak egipski Set, rządzić wraz z 72. dostojnikami pustynnym królestwem. Warto tu zacytować fragment owej Biblii, fragment niepokojący, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że oficjalnie miała ona inicjować rycerzy katolickiego monarchy: Egipski ojciec piasków tak mówi do swego ucznia: Cień nie będzie mógł uczynić nic przeciw tobie, bo staniesz się panem cienia, wejdziesz w łańcuch cieni, które zaludniają wieczność. Nie przekazuj tej wiedzy nikomu poza tymi, którzy noszą piętno, tymi, których spojrzenie umie stawić czoła mrokom bez drżenia, tymi, których serce jest dosyć silne, by znieść bezmiar i nie upaść pod tym brzemieniem... Po tobie przyjdą inni i przejmą płomień, by nieść go dalej przez światy w imię Pana Najwyższego, nosiciela świętego kamienia. [Czyżby fragment ten mówił nie o świętym kamieniu z Mekki, ale o szmaragdzie z czoła Lucyfera?] Niech ciekawość nie pcha cię ku poznaniu przyczyn tego wszystkiego, przynajmniej dopóki twe serce nie będzie dość twarde, by przyjąć nieskończone życie w jego najszerszych granicach. Wówczas pojmiesz, iż jesteśmy tak źli, że nasza sekta stała się nie do zniesienia nie tylko dla całego rodzaju ludzkiego, ale także dla bogów czczonych przez ludzi.

Następcą Zygmunta Luksemburczyka na czele Zakonu Smoka będzie rumuński bohater narodowy Władysław IV, który uwolni co prawda Rumunię na jakiś czas spod tureckiego panowania, ale uczyni to takimi metodami, że do historii przejdzie pod dwoma przydomkami: Wbijacza na pal i Draculi (tzn. syna smoka).

 

ZMIERZCH ZŁOTEJ JUTRZENKI

 

W nowożytnej Europie, w wiktoriańskiej Anglii, pośród dziesiątków tajnych konfraternii zajmujących się magią, polityką, ulepszaniem świata, samokształceniem albo tylko robieniem w konia przyjaciół z arystokratycznego towarzystwa - pośród tych wszystkich grupek przyjmujących dumne nazwy masonerii regularnych, nieregularnych, towarzystw różokrzyżowych i iluminatów pojawi się bractwo hermetyczne Golden Dawn (Złota Jutrzenka). Jako swego inicjacyjnego podręcznika będzie ono używać dokumentu o nie potwierdzonej autentyczności, księgi Abramelina Maga. Nawiązująca bezpośrednio do Zakonu Smoka Golden Dawn została założona w 1887 roku w Londynie i gromadziła inicjowanych wyższych stopni brytyjskiej masonerii oraz towarzystw różokrzyżowych. Jej cesarzem wewnętrznym był w interesującym nas okresie, to znaczy w pierwszych dekadach XX wieku, Samuel L. Mathers (zięć Bergsona i propagator Golden Dawn we Francji). Inny mistrz Golden Dawn - Aleister Crowley - neopoganin z przekonań, rasista mówiący o wychowywaniu przez GD przyszłego wodza odrodzonego "białego ludu" - udał się do Niemiec, gdzie nawiązał bliskie kontakty z przyszłą szarą eminencją Trzeciej Rzeszy, Karlem Haushoferem, oraz z założycielem pangermańskiej loży Thule, baronem Sebottendorffem. Sebottendorff, Niemiec z tureckim obywatelstwem, zwrócił na siebie uwagę Crowleya, gdyż twierdził, że został zainicjowany przez sektę Bekaszti, z której inspiracji powstała księga Abramelina używana przez bractwo Crowleya jako podręcznik magii rytualnej. Baron Sebottendorff był podobno zaproszony przez Crowleya do siedziby loży w Anglii i "inicjowany" w jej program rasowego odrodzenia "białego ludu". Golden Dawn, która w momencie powstania deklarowała pragnienia pogłębiania praktyki rytualnej, będzie się staczała pod koniec swego istnienia w mniej lub bardziej zawoalowany satanizm. Jeden z ostatnich Wielkich Mistrzów Golden Dawn, irlandzki poeta Yeats (laureat literackiej nagrody Nobla) będzie przewodniczył operetkowym zebraniom loży ubrany w czarną maskę, przybrawszy imię Brata Demona.

 

TRZECH Z SIEDEMDZIESIĘCIU DWÓCH

 

Agent wywiadu francuskiego publikujący w brukowej prasie pod pseudonimem Teddy Legrand fragmenty swoich raportów opatrzone sensacyjnymi tytułami, pisał w połowie lat dwudziestych o Niemczech weimarskich jako o kraju czarnoksiężników za 25 marek. Legrand, który kilka lat później zginie w tajemniczych okolicznościach, wspominał w swoich artykułach o dwóch pokrywających się ze sobą kręgach "wtajemniczonych", odgrywających dużą rolę w życiu politycznym Niemiec. Pierwszym z nich miało być liczące 72. członków bractwo Zielonego Smoka (zielony smok jest w alchemicznej symbolice opiekunem niższej sfery astralnej, patronem świętej krwi i strażnikiem jej czystości). Drugi krąg to Loża Świetlista bardziej znana pod nazwą Towarzystwa Vril, o którego wpływach będzie jeszcze opowiadał doktor Willy Ley (jeden z inspiratorów niemieckich badań nad bronią rakietową) po swej ucieczce z Niemiec w 1933 roku. Nazwa owego towarzystwa jest zapożyczona z książki francuskiego pisarza i ezoteryka Jacolliot, który za rządów Napoleona III był konsulem Francji w Kalkucie. Jacolliot terminem "vril" określa energię duchową, którą posiada każdy człowiek, lecz nie potrafi z niej świadomie korzystać. Panami vrilu będą dopiero przyszli nadludzie, rasa panów jak ich nazywa Jacolliot, piszący w swojej książce: Panowie wyjdą z podziemia, a my musimy ich rozpoznać i zjednoczyć się z nimi albo staniemy się ich niewolnikami.

Do obu kręgów towarzysko - ezoterycznych należały trzy postacie związane z rozwojem ruchu nazistowskiego. Pierwsza z nich i najbardziej znana to astrolog Hitlera Erik Jan Hanussen (naprawdę nazywający się Hermann Steinschneider). Ów jeden z najsłynniejszych astrologów niemieckich staje się doradcą kierownictwa NSDAP w czasie kilku lat poprzedzających dojście Hitlera do władzy. W grudniu 1932 roku pozujący na Nostradamusa Hanussen obiecuje załamanemu kolejną klęską wyborczą swej partii Hitlerowi objęcie władzy w ciągu kilku miesięcy, jeśli ten wejdzie w posiadanie mandragory znalezionej na podwórku rzeźni w mieście rodzinnym Hanussena - Obersalzberg, w czasie pełni księżyca. Po tej przepowiedni Hanussen wyjeżdża z Berlina, a wróciwszy 1 I 1933 ofiaruje ziele mandragory Hitlerowi. 30 I 1933 politycy weimarscy proponują Hitlerowi objęcie urzędu kanclerskiego. Hanussen nie będzie jednak umiał korzystać z pozycji jaką zdobył sobie wśród dygnitarzy rządzącej partii. Ostatnie publiczne wystąpienie Hanussena ma miejsce 26 II 1933 roku w należącym do niego Pałacu Okultystycznym w Berlinie. Słynny astrolog, korzystając prawdopodobnie z partyjnych przecieków, w obecności berlińskiej elity towarzyskiej wpada w wieszczy trans i "przepowiada" pożar Reichstagu, pożar, który następnej nocy rzeczywiście niszczy budynek niemieckiego parlamentu. 7 IV 1933 roku policja odnajduje w jednym z hangarów niedaleko Berlina podziurawione kulami ciało Hanussena. O wiele poważniejszą postacią był Węgier o nazwisku Trebitsch - Lincoln. Z innymi członkami bractwa Zielonego Smoka łączyło Trebitscha zamiłowanie do kultury Wschodu. Legenda, jaką sam o sobie rozsiewał, głosiła, że został zainicjowany przez jedną z heterodoksyjnych sekt tybetańskiego buddyzmu. Faktem jest, że Trebitsch spędził większość swego życia na Dalekim Wschodzie, współpracując z japońskim wywiadem. W 1938 przebywając na terytorium Chin okupowanym przez Japończyków, publikuje on dwa manifesty do narodu chińskiego, wzywając Chińczyków, by w imię Buddy powstali przeciw Europejczykom. Trebitsch publikuje też list otwarty do Czang Kaj Szeka, oskarżając go o zdradę wyższej cywilizacji Azji na rzecz Anglików. W jednym ze swych przeznaczonych dla nazistów memoriałów Trebitsch utożsamił Podróż na Wschód, mit różokrzyżowców z germańskim Drang nach Osten, pisząc: Przyszłość Niemiec jest na Wschodzie. Niemcy są wielkim wschodnim duchowym i geograficznym mocarstwem jutra, mózgiem ogromnego kontynentu który cierpi, Euroazji.

Karl Haushofer, członek Towarzystwa Vril, inicjowany loży Zielonego Smoka, był w czasie pierwszej wojny światowej niemieckim generałem. Jako przyjaciel generała Ludendorffa (uczestnika puczu monachijskiego) wraz z nim, dzięki pośrednictwu loży Thule, poznał Hitlera. W latach dwudziestych Haushofer był wykładowcą geopolityki na uniwersytecie w Monachium. Jego najzdolniejszym uczniem i asystentem był Rudolf Hess, na którego Haushofer miał wpływ nie mniejszy niż Hitler. To za sugestią Haushofera Hess odbył w 1940 roku tajemniczą podróż do Anglii zakończoną aresztowaniem. Haushofer miał powiedzieć Hessowi, że widział go we śnie lecącego do Anglii. Misja Hessa miała na celu przekonanie pozostających na Wyspach Brytyjskich członków Golden Dawn (których wpływy na politykę angielską Haushofer i Hess zdecydowanie przeceniali), do tego by Anglia wraz z Niemcami wzięła udział w podboju Azji i w wielkim dziele odrodzenia rasy aryjskiej. Haushofer przed pierwszą wojną światową spędził kilka lat w Japonii jako wysłannik Wilhelmowskich Niemiec. To on jako pierwszy zainteresował Hitlera Dalekim Wschodem i obok Trebitscha-Lincolna był jednym z twórców idei polityczno-militarnej osi Berlin-Tokio. Karl Haushofer popełnił harakiri w 1946 roku po otrzymaniu wiadomości, że jego syn został ścięty w berlińskim więzieniu Moabit, w 1944 roku, za udział w nieudanym zamachu na Hitlera.

 

TOWARZYSTWO THULE

 

Założyciel Towarzystwa Thule, którego nazwa pojawia się we wszystkich opracowaniach historycznych dotyczących Republiki Weimarskiej, baron Sebottendorff nie nazywał się naprawdę Sebottendorff i nie był baronem. Jego prawdziwe nazwisko brzmiało Adam Alfred Rudolf Glauer. Urodził się 9 XI 1875 roku jako syn niemieckiego maszynisty kolejowego. W młodości Glauer był robotnikiem, zmieniał często miejsce pracy, by w końcu zaciągnąć się do marynarki handlowej i wyruszyć na poszukiwanie przygód. W czasie swoich podróży odwiedził USA, Australię i Afrykę, po czym osiadł na stałe w Turcji, gdzie rozpoczęła się jego prawdziwa kariera - oficjalna: handlowca i polityka oraz mniej oficjalna członka niemieckich towarzystw różokrzyżowych, które śladem swego mitycznego patrona, Kristiana Rozenkreutza, będą szukać związków z islamem i zakładać loże w większych miastach cesarstwa ottomańskiego. W 1911 roku Sebottendorff otrzymuje, za swoje bliżej nie określone zasługi, honorowe obywatelstwo tureckie. W tym okresie został ponoć mistrzem Zakonu różokrzyżowego, a także, jak to sugerowały pogłoski, które on sam potwierdził dopiero w 1924 roku, miał być inicjowany przez jedno z muzułmańskich bractw religijnych. Baron, zajmujący wysokie stanowiska w armii tureckiej i mile widziany na ottomańskim dworze, pracował w tym czasie dla wywiadu Wilhelmowskich Niemiec i finansował badania naukowe nad nowymi typami broni prowadzone przez niemiecką armię. Przed wybuchem pierwszej wojny światowej wraca do Niemiec, gdzie zdobywa wkrótce sławę doskonałego astrologa. W 1917 roku baron oficjalnie wstępuje do Zakonu Germańskiego - stworzonej w 1912 roku struktury centralizującej wszelkie loże i zakony niemieckiej masonerii. Rok później, 1 I 1918, w Monachium, z udziałem Sebottendorffa oraz najwyższych inicjowanych Zakonu Germańskiego zostaje powołane do życia Towarzystwo Thule, pomyślane początkowo jako bawarska loża Zakonu Germańskiego, później dzięki osobowości Sebottendorffa przekształcające się prawdopodobnie w wewnętrzny krąg kierujący zakonem.

Pod koniec 1918 roku loża Thule liczyła 1500 członków i podporządkowała sobie cały bawarski ruch pangermanistyczny: Unię Młota (chodzi o młot germańskiego boga Odyna), Towarzystwo Mędrców, Towarzystwo Heraldyczne i Badań Genealogicznych. Coś jednak różniło Thule od wszystkich grup pangermanistycznych, o których z pogardą wspominał później Hitler w Mein Kamp: Charakterystyczne dla tych kreatur było to, że marzyli o dawnych bohaterach germańskich, o mrokach prehistorii, o kamiennych toporach i zbrojach, podczas gdy w rzeczywistości byli najgorszymi tchórzami, jakich można sobie wyobrazić. Bo ci, którzy wymachiwali we wszystkie strony drewnianymi szablami pieczołowicie kopiowanymi z dawnych wzorów, którzy kryli swoje głowy stylizowaną skórą niedźwiedzia zwieńczoną rogami byka, oni wszyscy atakowali tylko bronią ducha i zmykali natychmiast, jak tylko pojawiła się jakaś komunistyczna pałka.

Tymczasem towarzysze z loży Thule nie bali się komunistycznych pałek i kontynuując tradycje niemieckich różokrzyżowców (w XVII wieku inspirujących spiski przeciw katolickiemu cesarstwu) oraz Iluminowanych Bawarskich kreujących w XVIII wieku utopijną wizję idealnego państwa niemieckiego, zajęli się polityką i kształtowaniem historii, początkowo na śmieszną bawarsko-monachijską skalę. Głównym składnikiem politycznego programu loży Thule był pangermanizm. Inicjacja członka loży symbolizowała powrotną podróż zagubionego Aryjczyka do świętej siedziby niemieckiej. Thule była antychrześcijańska i przede wszystkim antysemicka. W czasie zebrania loży 9 XI 1918 Sebottendorff ogłosił początek rozstrzygającej wojny przeciwko rasie żydowskiej i powtórzył, z zamiarem wprowadzenia ich w życie, słowa z deklaracji Zakonu Germańskiego z 1912 roku: Wiemy, że Żyd jest naszym śmiertelnym wrogiem. Od dzisiaj chcemy działać w konsekwencji tej wiedzy.

Każdy neofita, zanim został dopuszczony do wewnętrznego kręgu loży, musiał przedstawić swoją fotografię, którą analizował następnie sam baron Sebottendorff obdarzony zdolnością wykrywania "krwi żydowskiej". Konieczność przedstawiania certyfikatu czystości rasowej do trzeciego pokolenia zostanie przejęta od Thule przez SS (wielu późniejszych oficerów należało w tym okresie do loży). Na liście wtajemniczonych loży znajdowały się między innymi nazwiska Rudolfa Hessa, Alfreda Rozenberga, ministra rolnictwa Trzeciej Rzeszy Darre, Hansa Franka i oczywiście Adolfa Hitlera.

Na początku listopada 1918 roku, wobec zupełnej militarnej klęski Niemiec, w wielu regionach dawnego cesarstwa wybucha rewolucja. 7 XI 1918 w Bawarii obalona zostaje dynastia Wittelsbachów i władzę przejmuje koalicja socjaldemokratów i skrajnej lewicy. Konstytuuje się rząd kierowany przez Kurta Eisnera, redaktora socjalistycznej gazety monachijskiej. Dwa dni później Sebottendorff ogłasza początek antyżydowskiej krucjaty loży Thule, podkreślając, że Eisner i wielu członków jego rządu jest żydowskiego pochodzenia. Tego samego dnia Thule organizuje swoją zbrojną milicję - Kampfbund. Już 4 XII 1918 komando członków Kampfbundu próbuje porwać Eisnera, ale operacja kończy się katastrofą. Uczestnicy zamachu zostają aresztowani, a policja podczas rewizji w siedzibie loży, w hotelu Cztery Pory Roku odkrywa skład broni. Sebottendorff opuszcza Monachium 22 XII, oficjalnie mając zamiar uczestniczyć w organizowanym przez Zakon Germański w Berlinie święcie zimowego przesilenia słonecznego. Ma on tam okazję być świadkiem zarówno komunistycznej rewolty Spartakusowców, jak też jej stłumienia przez Freikorps, antykomunistyczne oddziały ochotnicze. Po powrocie do Bawarii baron zmienia Kampfbund w szerszą strukturę bawarskiego Freikorpsu, werbującego swoich członków także spoza środowisk lóż pangermańskich, głównie spośród zdemobilizowanych żołnierzy dawnej cesarskiej armii. 6 IV 1919 dotychczasowi koalicyjni sprzymierzeńcy socjalisty Eisnera - komuniści - obalają rząd w Monachium, proklamując powstanie Bawarskiej Republiki Rad. Eisner ginie, a pozostali członkowie socjaldemokratycznego rządu uciekają do Bambergu, gdzie zostaje powołany koalicyjny gabinet Hoffmanna. Do Bambergu udaje się wkrótce także Sebottendorff, który proponuje zbiegłym ministrom pomoc loży w odbiciu Monachium.

Kilkusetosobowy Freikorps zorganizowany przez Thule zostaje uznany oficjalnie za armię demokratycznej republiki bawarskiej. 29 IV trzystu pięćdziesięciu ochotników wyrusza na Monachium, które zostaje odbite po krwawych, trwających przez tydzień walkach. W nocy z 26 na 27 kwietnia komunistyczna milicja aresztuje jako zakładników siedmiu członków loży Thule pozostających w Monachium. Zostaną oni rozstrzelani przez komunistów pod murem jednego z monachijskich gimnazjów wkrótce po rozpoczęciu przez Freikorps ataku na miasto.

W czerwcu 1919 Sebottendorff opuścił Monachium oskarżony, z inspiracji władz Bawarii bojących się wzrostu wpływów loży, o przywłaszczenie tytułu szlacheckiego. Swym następcą Sebottendorff mianował adwokata Hansa Dahna, a po nim Johannesa Heringa. Kontakty Sebottendorffa z lożą pozostawały jednak nadal bardzo ścisłe. W liście Heringa do przebywającego wówczas w Stambule barona, datowanym na początek 1924 roku, znalazła się poufna informacja, że po nieudanym puczu monachijskim członkowie NSDAP, uprzedzając decyzję o delegalizacji partii, stali się ponownie członkami loży. Po wyjeździe z Monachium Sebottendorff założył w 1920 roku ogólnoniemieckie pismo Astrologische Rundschau. Pismo to zamieszczało między innymi horoskopy państw, którymi to horoskopami przywódcy Trzeciej Rzeszy będą się posługiwać (ze zmiennym szczęściem) do roku 1945. W 1923 baron wyjechał do Turcji. Wykonywał tam rozmaite zlecenia rządu Kemala Atatürka, stając się między innymi konsulem Turcji w Meksyku. W 1933 roku wraca na krótko do Niemiec, gdzie wydaje broszurę Zanim przyszedł Hitler, w której stwierdza dość niejasno, że zasiał to, co Hitler zebrał. Cały nakład broszury zostaje na rozkaz Hitlera zniszczony, a jej autor aresztowany i odesłany do Turcji. Ślad po Sebottendorffie urywa się w maju 1945. Według krążących plotek miał on rzucić się do Bosforu na wieść o śmierci Hitlera.

Kilka miesięcy po wyjeździe barona Sebottendorffa do Turcji w 1923 roku, nakładem "Monachijskiej Księgarni Teozoficznej" ukazuje się jego książka nosząca tytuł Praktyka operatywna Franc-Masonerii Tureckiej. Zawiera ona wyjaśnienie misji Sebottendorffa i założonych przez niego instytucji. Jak twierdzi autor, tekst jego traktatu był już gotowy w 1914, ale wówczas, po swym powrocie do Europy, baron nie znalazł żadnej struktury, żadnej "szkoły" gotowej go przyjąć. We wstępie Sebottendorff pisze: Jedno odkrycie pogania drugie. Właśnie wczoraj dowiedziałem się, że zdołano rozbić atom azotu. Oto śmiertelny cios dla filozofii materialistycznej, dla doktryny fałszywego monizmu. Czytelnikowi może się wydawać, że odkrył w Sebottendorffie jednego z tych niedokształconych humanistów, którym najprostsze odkrycia z dziedziny nauk ścisłych dostarczają materiału do fałszywych uogólnień. Tymczasem Sebottendorff wydaje się mieć o chemii wiedzę głębszą niż to sugeruje swoim czytelnikom. Ów pozorny amator entuzjasta w 1912 roku finansował i nadzorował badania naukowe prowadzone dla potrzeb armii niemieckiej, które doprowadziły do wyprodukowania przez Niemcy gazów bojowych.

W swym para-alchemicznym traktacie baron opisuje ćwiczenia medytacyjne oparte na powtarzaniu kilku sylab podczas pewnych określonych faz cyklu księżycowego. Owa technika medytacyjna ma pozwolić na zintegrowanie z własnym ciałem energii kosmicznej. Celem długiego cyklu ćwiczeń jest wyzwolenie ciała astralnego (dostrzeżenie świetlistej zieleni). Mason staje się wówczas "synem klucza". Klucz oznacza tu fazę rozwiązania, rozpadu. Rozpadowi podlega fizyczne ciało medytującego, a konsoliduje się jego ciało subtelne, jak nazywa je Sebottendorff - ciało boskie.

Terminologia używana przez Sebottendorffa jest dość eklektyczna. Znajdujemy w niej pojęcia wzięte ze starych niemieckich traktatów alchemicznych, z masońskiego żargonu, oraz te stosowane w opisach wschodnich ćwiczeń medytacyjnych. Traktatu Sebottendorffa nie wyróżnia powoływanie się na tradycję różokrzyżowców. Niemniej baron może się pochwalić powtórzeniem we własnej biografii geograficznej przynajmniej trasy inicjacyjnej wędrówki patrona różokrzyżowców Kristiana Rozenkreutza - podróży na Wschód. Tekst traktatu przepojony jest fascynacją islamem. Sebottendorff twierdzi, że w czasie pobytu w Turcji był inicjowany przez wspomniane przez nas już wcześniej sufickie bractwo Bekaszti. Miał on przyjąć od przywódców bractwa specjalną misję:

Bekaszti przygotowują wodzów duchowych Islamu... W obronie przed oskarżeniem o zdradę główną jaką miałoby być opublikowanie tej książki, deklaruję, że również niniejszy tekst został napisany na żądanie przywódców bractwa. Obiekt mojej misji jest następujący: organizacja niewiernych chce podporządkować sobie świat cywilizowany. Instytucje religijne są tak głęboko zinfiltrowane i osłabione, że nie mogą się zjednoczyć i stawić oporu. Jeżeli na Zachodzie nie pojawi się duchowy wódz, chaos może pociągnąć w otchłań wszystko. W tym niebezpieczeństwie bracia muzułmanie przypomnieli sobie, że był czas, kiedy w Europie znano Wysoką Wiedzę i że ratunek leży tylko w odrodzeniu tej tradycji.

Ideą inspiratorów Sebottendorffa miało być stworzenie w Europie zakonu rasowo - religijnego, zakonu inicjowanych wojowników skupionych wokół swego ubóstwionego przewodnika. Taki zakon byłby zdolny zrealizować alchemiczne Wielkie Dzieło rozumiane przez Sebottendorffa jako kontrolowana mutacja biologiczna polegająca na oczyszczeniu krwi rasy aryjskiej.

Abd al Wahid - specjalista od gnostyckiej tradycji w islamie, napisał w zbiorze artykułów poświęconych pamięci Réné Guenona, że bractwa inicjacyjne islamu, będące kiedyś prawowiernymi centrami koranicznego nauczania, stały się pod wpływem politycznych napięć nowożytności, a także w wyniku świadomego oddziaływania sił, do których Abd al Wahid czyni jedynie rozmaite niejasne aluzje, mniej lub bardziej świadomym instrumentem odwróconej krucjaty korzystającej z islamskich odpowiedników czarnej magii. Pada także w tym kontekście nazwa Bekasztich.

Adolf Hitler okazał się zupełnie niespodziewanie najwłaściwszym kandydatem Thule na przywódcę antychrześcijańskiej kontrinicjacji. Asendansem astrologicznym Hitlera była Waga. Thule to nie tylko oznaczenie centrum hiperborejskiej cywilizacji, z której wywodzić się mieli Ariowie. W sanskrycie znak zodiaku "Waga" nazywa się właśnie "Tulą". Pod znakiem astrologicznym Wagi znajduje się rodzinny kraj Hitlera oraz Tybet, do którego w latach trzydziestych będą wyruszać organizowane przez SS ekspedycje naukowe. Zodiakalnemu znakowi Wagi odpowiada planeta Wenus i to tylko w jednym ze swych aspektów - jako związana z elementem powietrza "Wenus lucyferyczna". Lucyfer (niosący światło) jest symbolizowany przez planetę Wenus z powodu jej specyficznego, zielonkawego światła (zielonkawego jak szmaragd spadły z czoła Lucyfera).

 

PIERWSI ANTYFASZYŚCI

 

Pod koniec 1921 roku najwybitniejszy antropozof niemiecki, Rudolf Steiner, rzuca klątwę na nieznanego przywódcę kilkusetosobowej bawarskiej partii nacjonalistycznej - Adolfa Hitlera. Steiner nazywa Hitlera niemieckim wcieleniem Arymana. Krótko potem SA zaczyna w całych Niemczech "polowanie" na uczniów Steinera. Z kolei steineryści rozpowszechniają, jako pierwsza chyba organizacja w Niemczech, antynazistowskie ulotki, sformułowane co prawda w dosyć szczególnym żargonie i skierowane przede wszystkim do niemieckich środowisk ezoterycznych.

W 1922 roku bojówka SA dokonuje na terenie Szwajcarii zamachu na Goetheanum - steinerowskie centrum badawczo-pedagogiczne w Dornach. SAmani niszczą budynek i palą całe archiwum Steinera, który umiera kilka miesięcy później.

 

CZARNY ZAKON SS

 

- Wie pan, ufundowałem własny zakon - oświadczył Adolf Hitler w czasie jednej z rozmów z Hermannem Rauschningiem. Organizacją, która odgrywała tę rolę w strukturach Trzeciej Rzeszy, były sformowane w 1923 roku Oddziały Ochrony. Początkowo Schutzstaffeln dublowały funkcje SA, stanowiąc jeszcze jedną milicję partyjną. SS szybko jednak zastąpiła SA, posuwając się aż do fizycznej likwidacji jej szefa Röhma w czasie "nocy długich noży". O ile SA bardzo długo pozostawała w łonie ruchu narodowo-socjalistycznego nosicielem idei rewolucji społecznej (Röhm lubił nazywać się jedynym prawdziwym socjalistą w partii), to funkcją SS było raczej przeprowadzenie rewolucji kulturalnej.

Człowiekiem, który uczynił z SS czarny zakon - ideologiczny kręgosłup systemu, był Heinrich Himmler (Reichsführer SS od 6 I 1929). To on okazał się rzeczywistym wykonawcą zamierzeń przedstawionych w ezoterycznym traktacie barona Sebottendorffa. Himmler dostarczył też Trzeciej Rzeszy jej zakon rycerski, który podobnie jak janczarzy będzie zakonem wielonarodowościowym. Pod koniec drugiej wojny światowej w jednostkach bojowych SS służyło (podobnie jak w oddziałach janczarów) więcej przedstawicieli obcych nacji (Francuzów, Ukraińców, Bałtów, Ramandów itp.) niż Niemców.

Himmler był z wykształcenia agronomem. W czasie studiów specjalizował się w hodowli drobiu. Z młodzieńczych zainteresowań zostały mu zamiłowania wychowawcze, a także najzupełniej poważne przekonanie, że w swoim poprzednim wcieleniu był niemieckim monarchą, Henrykiem zwanym Ptasznikiem.

Jak pisze o nim Juliusz Evola w książce Faszyzm widziany z prawa: Hitler nazywał Himmlera swoim Ignacym Loyolą, a jeśli chodzi o stopień depersonalizacji, ten jegomość w drucianych okularach bił na głowę wszystkie inne postacie nazistowskiego aeropagu.

Himmler, który dorastał pod wielkim wpływem wuja jezuity, okaże się kolejnym z twórców antykatolickich sprzysiężeń niemieckich, którzy inspirowali się własną, fałszywą wizją zakonu jezuitów. Johann Valentin Andreae (1586 - 1654), niemiecki erudyta, autor łacińskich komedii, mistyfikator i prawdziwy, jak się zdaje, autor Biblii różokrzyżowców zaprojektowane przez siebie stowarzyszenie różokrzyżowców widział jako protestancki odpowiednik demonicznego i spiskującego zakonu jezuickiego. Podobnie rzecz się miała z wychowankiem jezuickiego kolegium w Ingolstadt w Bawarii, Adamem Weishauptem, który w 1776 roku powołał do życia stowarzyszenie Iluminowanych Bawarskich, będące w jego zamyśle parodią zarówno zakonu jezuickiego, jak też lóż masońskich (do których należeli rodzice większości "iluminowanych"). Owa wzajemna niebezpieczna fascynacja pomiędzy niemieckimi ruchami masonicznymi a zakonem jezuitów została zauważona przez Tomasza Manna, który w Czarodziejskiej górze dwoma wychowawcami młodego Niemca Hansa Castorpa uczynił konkurujących ze sobą; jezuitę Naphtę i masona Settembriniego.

SS było organizacją liczną i silnie zhierarchizowaną. Tylko najbardziej wewnętrzny krąg wtajemniczonych przechodził właściwą mistyczno-ideologiczną inicjację w zamkach SS. Dopiero po owej inicjacji można było otrzymać nominacje na najwyższe stanowiska. Przyszli rycerze-zakonnicy byli wybierani spośród najzdolniejszych członków nazistowskich organizacji młodzieżowych. Informacje o przebiegu ćwiczeń "inicjacyjnych" oparte są jedynie na plotkach, nie zachowały się żadne opisy, a większość "inicjowanych" zginęła lub została stracona pod koniec wojny. Cztery stopnie wtajemniczenia osiągało się w czterech kolejnych zamkach SS. Pierwszy etap nauki obejmujący wstęp do teorii ras i podstawy ideologii trwał jeden rok, drugi etap, w czasie którego koncentrowano się na podnoszeniu sprawności fizycznej także rok, etap obejmujący sztuki walki i podstawy polityki - osiemnaście miesięcy. Ostatni etap nauki, polegający na przyswojeniu SS mistyki "rasy i przestrzeni życiowej", trwał również osiemnaście miesięcy i odbywał się w Marienburgu (Malborku), dawnej stolicy zakonu krzyżackiego.

Od pierwszych dni nauki trwały próby fizycznej i moralnej wytrzymałości inicjowanych. Do ćwiczeń fizycznych należała na przykład walka z psami bojowymi. Kandydat do przyszłych godności miał przez 12 minut gołymi rękami walczyć z atakującymi go psami i, jeśli wierzyć pogłoskom, zdarzało się, że to psy odstępowały przerażone dzikością człowieka. Próba czołgów polegała na tym, że rząd pojazdów na gąsienicach zbliżał się do uczniów ze ściśle odmierzoną prędkością. Każdy z nich miał saperkę i 80 sekund na to, by wykopać płaski okop, w którym mógł się ukryć i przeczekać ich przejazd. Próba kończyła się śmiercią dla l % uczestników, a uciekinierów rozstrzeliwano na miejscu. Próba granatu, o której wspomina wielu historyków, odbywała się w bunkrze, za betonową przegrodą chroniącą "komisję egzaminacyjną". Jeden z członków komisji wręczał uczniowi, ubranemu w żelazny hełm, granat, który uczeń po odbezpieczeniu umieszczał na szczycie hełmu. Jeśli granat eksplodował na hełmie, zdający wychodził z próby ogłuszony, ale zwycięski. Jeśli spadał i wybuchał pod nogami ucznia, kandydat zostawał kaleką, a SS było zobowiązane wypłacać mu dożywotnią pensję. Odrzucenie lub kopnięcie spadającego granatu równało się usunięciu z szeregów SS. Zupełnie innego rodzaju odporność sprawdzała próba kota, w czasie której kandydat za pomocą trzymanego w prawym ręku lancetu miał wyjąć oczy trzymanego w lewej ręce żywego kota. Miało się to odbyć bez uśmiercania zwierzęcia i bez uszkodzenia jego oczu. Ta ostatnia próba, będąca przykładem sadyzmu, była odpowiednikiem prób, jakie przechodzili członkowie ludobójczych sekt afrykańskich, Ludzi-Panter. Dewizą wychowawczą zanotowaną w annałach SS była, zapewne nie bez inspiracji Sebottendorffa i jego uczniów z Thule, dewiza pedagogiczna sekty Bekaszti: Bądź między rękami swego wodza jak trup w rękach tego, który go obmywa. Trzeba dodać, że śmiertelność inicjowanych uczniów SS, wliczając w to samobójstwa, wynosiła w ciągu pierwszego roku prób 37 %.

Młodzi SSmani mieli także swoją pornografię w postaci numerów periodyku Ostara wydawanego przez pseudocystersa Lanza von Liebenfelsa. Zamieszczane w tym piśmie bardzo odważne ryciny przedstawiały Aryjki uwodzone bądź gwałcone przez grupy podludzi, najczęściej o semickich rysach.

Himmler uważał się za kontynuatora antykatolickiej tradycji katarów i rycerzy św. Graala. W zamku Werwelsburg koło Paderborm w Westfalii co roku odbywał się tydzień ćwiczeń duchowych pod kierownictwem samego Reischführera SS. W sali głównej zamku stał okrągły stół podzielony na dwanaście części odpowiadających dwunastu znakom zodiaku, przy którym siadało dwunastu generałów SS uważających się w takich momentach za prawowitych następców rycerzy króla Artura. Seanse medytacyjne odbywały się przy wtórze głośnej muzyki z Wagnerowskich oper.

Innym problemem zajmującym Himmlera do ostatnich dni wojny był brak na okrągłym stole w zamku w Werwelsburg gralicznego pucharu, którego poszukiwaniem zajmowały się od roku 1930 wyspecjalizowane służby SS. Z dziedziną aktywności SS, którą można by nazwać poszukiwaniem św. Graala, łączy się osoba Otto Rahna, nazistowskiego specjalisty od historii kataryzmu. Rahn także przeszedł przez krąg zewnętrzny loży Thule. Był członkiem teozoficznych towarzystw niemieckich i jednego z zakonów niemieckich różokrzyżowców. Wędrówkę po rozmaitych środowiskach ezoterycznych zakończył jako członek NSDAP i SS, współpracownik Ahnenerbe, instytutu badawczego pracującego pod patronatem Himmlera. Pod koniec lat dwudziestych Otto Rahn udał się na południe Francji, gdzie prowadził kilkuletnie badania archeologiczne i studia nad historią kataryzmu, których owocem są dwie książki: Krucjata przeciw Gradom i Dwór Lucyfera. Rahn był żarliwym obrońcą kultury katarskiej i w swoich książkach atakował Kościół katolicki za likwidację tego ogniska żywej wiary. Co równie istotne, to właśnie Otto Rahn powiązał kataryzm z tradycją graliczną, a zamek Monsalvat z legendy o św. Graalu, gdzie miało się znajdować źródło pierwotnej wiedzy, a także miał być przechowywany szmaragdowy puchar, utożsamiał on z zamkiem Montségure - duchową stolicą katarów. Rahn zainspirował Himmlera do zakrojonych na szeroką skalę badań weryfikujących dwie legendy, według których ów mityczny klejnot średniowiecznego rycerstwa miał zostać bądź to ukryty w okolicach Montségure, bądź też wyniesiony w czasie oblężenia zamku przez jednego z "doskonałych" i ukryty w Pirenejach lub w jednym z klasztorów w Hiszpanii. W 1940 roku już po oficjalnej egzekucji Otto Rahna, Himmler, któremu towarzyszył kapitan Alquen (dawny członek loży Thule) i generał SS Karl Wolf, którego adiutantem był kiedyś Rahn, złożył nieoficjalną wizytę na południu Hiszpanii. Niemiecka delegacja odwiedziła między innymi klasztor benedyktynów na górze Montserrat, wymieniany przez Otto Rahna jako jedno z możliwych miejsc przechowywania gralicznego pucharu. Himmler spędził długie godziny w bibliotece klasztoru, szukając jakichkolwiek wzmianek o obecności katarów w Montserrat. Minister bezpieczeństwa Rzeszy wypytywał również benedyktynów o znane im przekazy ustne wiążące legendę graliczną z terenami, na których ufundowany został w średniowieczu ich klasztor.

Jeśli chodzi o Ottona Rahna, to istnieją co najmniej dwie wersje jego dalszych losów po roku 1939. Jedna z nich głosi, że pod koniec tego roku Rahn został stracony przez ścięcie, z rozkazu swoich przełożonych - byłych uczniów. Istotnie w teczce personalnej wyższego oficera Otto Rahna znajduje się list z 28 lutego 1939 zaadresowany przez niego do Himmlera i zawierający prośbę o wykreślenie z rejestru członków SS, prośbę, której przyczyny mogą zostać wyjaśnione wyłącznie osobiście samemu Reischführerowi. Teczka personalna Rahna nie zawiera ważnego dokumentu dołączanego obowiązkowo do teczek personalnych "inicjowanych" członków SS, certyfikatu czystości rasowej. Nie zawiera go z oczywistego powodu. Otto Rahn był jednym z nielicznych członków SS pochodzenia żydowskiego. Jego matka nazywała się Klara Hamburger i była córką pary niemieckich Żydów - Szymona Hamburgera i Lei Kukier. Ów fakt mogący istotnie spowodować egzekucję Rahna był jednak znany jego przełożonym już od kilku lat, od chwili kiedy wstępował on do SS. Stąd bierze się podejrzenie, że pogłoska o nagłej niełasce i zgładzeniu Otto Rahna była zorganizowaną przez wywiad SS mistyfikacją, dzięki której nowe wcielenie Otto Rahna mogło bez odium dygnitarza SS kontynuować swoje poszukiwania i infiltrować środowiska ezoteryczne często wrogie Trzeciej Rzeszy. Ową hipotezę potwierdza fakt, że w rok po domniemanej egzekucji Otto Rahna pojawia się w archiwach SS postać niejakiego Rudolfa Rahna, wykonującego także bezpośrednie polecenia zastępcy Himmlera, generała SS, Wolffa. W 1941 roku Rudolf pojawia się w Syrii w momencie, kiedy wywiad SS próbuje przygotować wraz z miejscowymi ugrupowaniami islamskimi rewoltę przeciwko Anglikom w Iraku. Rudolf Rahn, wyjątkowo dobrze orientujący się w zagadnieniach islamu, nawiązuje wówczas ścisłe kontakty z bractwami muzułmańskimi, między innymi z pozostałościami sufickiego bractwa Bekaszti. Jest to epoka, w której związani z bractwami muzułmańskimi imamowie włączali do swoich modlitw inwokację Niech będzie pochwalony Allach w niebie i Hitler Jego sługa na ziemi utożsamiając Hitlera z postacią długo oczekiwanego mesjasza Mahdiego, który przecież także miał dać się rozpoznać poprzez swoją nienawiść do narodu żydowskiego. Rudolf Rahn w czasie pobytu w Syrii kontaktuje się z członkami francuskich towarzystw ezoterycznych i paramasonicznych. W rozmowach ze swymi przyjaciółmi z tego okresu wspomina, że miał brata o imieniu Otto, który zmarł w wieku trzech lat. Nazwisko Otto Rahna pojawia się jeszcze raz w odnalezionych przez aliantów zapiskach skarbnika SS, który w roku 1944 odnotowuje wypłacenie niejakiemu Otto Rahnowi nieżyjącemu jakoby od 5 lat, niebagatelnej jak na owe czasy sumy 5 481 marek.

 

SZARA EMINENCJA CZARNEGO ZAKONU

 

Heinrich Himmler nie był intelektualistą. Wskazują na to fragmenty jego ezoterycznych przemówień, będących "próbką" New Age'owego stylu, która mogłaby wyjść spod pióra jakiegoś byłego kontestatora gardzącego nauczaniem oficjalnych instytucji zachodniej cywilizacji i zgłębiającego na przykład tajniki magii Kahunów. Neopoganizm Himmlera jest bełkotem. Można jednak przypuszczać, że ktoś, kto dostarczał materiału do owego bełkotu i eksperymentował bawiąc się w tworzenie nowego Kościoła i jego obrzędowości, był człowiekiem o dużo głębszej wiedzy. Ślady owego inspiratora prowadzą do instytucji, którą można by nazwać mózgiem SS. W owej instytucji tworzono ideologię SS i pracowano nad specyficzną, duchową Wunderwaffe. Deutsches Ahnenerbe - Niemieckie Dziedzictwo - Towarzystwo Studiów nad Historią Ducha, pojawia się w podręcznikowych chronologiach w 1935 roku, kiedy to Himmler uczynił z niego oficjalny instytut badawczy finansowany z funduszy SS i afiliowany w jego szeregi. Naprawdę jednak Ahnenerbe została założona w 1933 roku jako instytucja niezależna od ruchu nazistowskiego. Jej twórcą był Friedrich Hielscher, którego należy podejrzewać o rzeczywiste inspirowanie zabawy w czarny zakon, w nowy kościół nawiązujący do ezoterycznej tradycji. Hielscher mający w latach 20. okazję otrzeć się o lożę Thule, kierował pracami Ahnenerbe w okresie prenazistowskim, by po 1935 roku zadowolić się skromnym stanowiskiem szefa jej sekcji ezoterycznej, zajmującej się doktrynami ezoterycznymi i badaniem wpływów magii na zachowania ludzkie. W latach 1933 - 35 Hielscher nawiązał szereg kontaktów z filozofami i religioznawcami, których nie można by posądzać o jakiekolwiek sympatie wobec nazizmu. Tak na przykład żydowski filozof Martin Buber był w tym okresie współpracownikiem Ahnenerbe w zakresie badań judaistycznych. W 1935 z inspiracji holenderskiego profesora Hermana Wirtha, pangermanisty i członka NSDAP od 1925 roku, Himmier czyni Ahnenerbe oficjalną instytucją Rzeszy. Jeśli wspomnieliśmy o tej organizacji jako o twórczyni duchowej Wunderwaffe SS, nie ma w tym żadnej przesady. Himmier, a nawet Hitler, wiązali z badaniami Ahnenerbe nadzieje daleko większe niż z jakimkolwiek programem zbrojeniowym. Trzecia Rzesza wydała na badania Ahnenerbe więcej pieniędzy niż USA na wyprodukowanie bomby atomowej. Oficjalny wykaz przedmiotów zainteresowania tej organizacji może sprawiać paranoidalne wrażenie. Wybierając losowo cztery tematy sprawozdań z jej obficie finansowanych badań znajdziemy pośród nich między innymi:

Teczka nr 6 - Obecność i wpływy różokrzyżowców. Teczka nr 7 - Symbolika ukrycia legendarnej harfy z Ulsteru. Teczka nr 8 - Symbolika gotyckich katedr. Teczka nr 9 - Tajemne znaczenie wysokich kapeluszy z Eton. Wybór tematów może robić wrażenie paranoi, ale niekoniecznie musi nią być. Po pierwsze przegląd pełnej listy dowodzi, że zainteresowanie Ahnenerbe koncentrowało się wokół praktycznego zastosowania magii w polityce, w kierowaniu jednostkami i społeczeństwami. Dla nie przekonanych drugie wyjaśnienie: pamiętajmy, że jesteśmy w kręgu zabawy polegającej na kreowaniu alternatywnego świata poprzez tworzenie alternatywnej wiedzy. Być może jedynym świadomym uczestnikiem tej zabawy był Hielscher. Zabawa ta kosztowała życie milionów ofiar, ale czyż nie stawała się przez to bardziej fascynująca? A zestaw "teczek" opracowanych dla potrzeb drobiarza z wykształcenia, Heinricha Himmlera? - Hielscher zachowywał się jak alchemicy na dworach renesansowych monarchów, obiecujący im złoto i władzę, by mieć fundusze na prowadzenie swoich prawdziwych prac nad przemianą ołowiu w złoto, czyli nad duchową przemianą w nadczłowieka. W styczniu 1939 roku szefowie Ahnenerbe: profesor Wüst (wykładający sanskryt na uniwersytecie monachijskim) i Bruno Galke (osobisty adiutant Himmlera) zostają włączeni do wąskiego sztabu SS. Od tej pory wpływy Ahnenerbe i jej możliwości "badawcze" stają się nieograniczone. Sesje medytacyjne przed posiedzeniami sztabu SS prowadzone są przez urzędników - kapłanów Ahnenerbe. Są oni także odpowiedzialni za budowę pomników ku chwale narodu niemieckiego i jego historii (podwładni Hielschera kierują np. budową monumentalnego pomnika młodzieży hitlerowskiej na wyspie Rugii). Urzędnicy Ahnenerbe zestawili listę obiektów historycznych istotnych dla duchowej ciągłości narodu niemieckiego, które znalazły się pod wyłączną kontrolą tej instytucji. Kuriozalny jest fakt, że na liście owych monumentów istotnych dla ciągłości duchowej narodu niemieckiego Hielscher umieścił... synagogę żydowską w Pradze, pochodzącą z XIII wieku i związaną z legendą sztucznego człowieka ożywionego technikami gematrii - Golema. Oficjalnym szefem Ahnenerbe w ostatnich latach II wojny światowej, a właściwie łącznikiem między Hielscherem a Himmlerem, jest pułkownik SS Wolfram Sievers, najbliższy przyjaciel i ulubiony uczeń Hielschera. To pod nadzorem Sieversa Ahnenerbe będzie kierować "medycznymi" doświadczeniami w Dachau, i to osobiście Sievers nadzorować będzie wymordowanie 750 tysięcy Cyganów, realizując jeden z pomysłów opracowanych w biurach Ahnenerbe z inspiracji, jak twierdzono, sekt hinduistycznych, które w zamian za współpracę z ezoterykami z SS miały zażądać ostatecznego zniszczenia ludu, mającego się niegdyś sprzeniewierzyć zaleceniom religijnych przywódców Ariów.

Hielscher był przyjacielem innego członka loży Thule, Karla Haushofera, o którym była już tu mowa. Był on również przyjacielem znanego pisarza niemieckiego Ernsta Jüngera. To z dziennika Ernsta Jüngera, pisanego w zajętym przez Niemców Paryżu, pochodzi najbardziej chyba interesująca wzmianka dotycząca Rudolfa Hielschera.

14 X 43 - Wieczorem wizyta Bogo. [Pseudonim Hielschera w dzienniku; Jünger z obawy przed dawnymi przyjaciółmi zastępował pseudonimami nazwiska wszystkich postaci z elity nazistowskiej.] W epoce tak ubogiej w postacie i siły oryginalne objawia mi się on jako jeden z moich znajomych, nad którym rozmyślałem najwięcej, nie dochodząc do żadnych wyraźnych sądów. Wierzyłem dawniej, że wszedł on w historię naszej epoki jako jedna z osobistości mało znanych, ale cechujących się nadzwyczajną subtelnością umysłu. Dzisiaj myślę, że odegrał dużo większą rolę. Wielu, jeśli nie większość młodych intelektualistów z pokolenia, które dojrzało po ostatniej wojnie, znajduje się pod jego wpływem i często przeszło przez jego szkołę... potwierdził mi podejrzenie, jakie żywiłem od dość dawna, mianowicie to, że założył kościół. Powiedział mi, że teraz znajduje się poza dogmatyką i posunął się bardzo daleko w liturgii. Zademonstrował mi serię pieśni i cykl świąt "roku pogańskiego", który zawiera całą konstelację bogów, kolorów, zwierząt, potraw, kamieni i roślin. Dowiedziałem się, że poświęcenie światła celebruje się drugiego lutego... mogłem skonstatować u Bogo fundamentalną zmianę charakterystyczną dla całej naszej elity. Angażuje się on w domenę metafizyki z całym bagażem myśli ukształtowanej przez racjonalizm. To uderzyło mnie już u Spenglera... Można by rzec z grubsza, że XIX wiek był wiekiem racjonalizmu, a XX jest wiekiem kultów. Kniebolo [Hitler] także tym żyje, stąd totalna niezdolność umysłów liberalnych do dostrzeżenia choćby samego miejsca, w którym on się znajduje.

Hielscher pojawił się raz jeszcze jako postać historyczna w czasie procesu norymberskiego, na który zgłosił się jako świadek obrony w sprawie Sieversa. Odmówił jednak odpowiedzi na wszelkie pytania dotyczące sekty ezoterycznej Ahnenerbe. Sievers został skazany w Norymberdze na śmierć przez powieszenie. Jego ostatnim życzeniem było zezwoleniu mu na odprawienie modłów według rytu Ahnenerbe. Modły owe odprawił z nim na osobności właśnie Hielscher, który towarzyszył mu także w momencie wykonania wyroku śmierci, by potem zniknąć nie niepokojony nigdy przez sądy tropiące dawnych dygnitarzy Trzeciej Rzeszy.

 

PODRÓŻ NA WSCHÓD

 

Jednym z najbardziej tajemniczych rozdziałów prac Ahnenerbe były organizowane przez nią podróże badawcze na Daleki Wschód. Stosunkowo najlepiej znana jest wyprawa do Tybetu, która rozpoczęła się tuż przed wybuchem II wojny światowej. Ekspedycja SS wyruszyła na Wschód śladami siedemdziesięciu dwóch najwyższych inicjowanych tradycji różokrzyżowej, którzy mieli opuścić Niemcy w epoce wojen religijnych i udać się do Tybetu, skąd podobno po dziś dzień kierują losami świata. I znowu, poza najbardziej nieprawdopodobnymi baśniami krążącymi wśród "dobrze poinformowanych", głoszącymi, że SSmani nawiązali kontakt z mitycznym, żyjącym w ukrytej tybetańskiej krainie Agharcie "królem świata" (określanym przez chrześcijan dużo bardziej przyziemną nazwą "księcia tego świata"), informacje     potwierdzone    jakimikolwiek dokumentami są nadzwyczaj skąpe. Wiadomo, że ekspedycja była kierowana przez Standartenführera SS Schaefera, jednego z szefów Ahnenerbe, a w jej skład wchodziła grupa uczonych Ahnenerbe, specjalistów od buddyzmu tantrycznego, oraz kilku oficerów SS. Zmikrofilmowane wzmianki o wyprawie, jakie znaleziono po wojnie pośród ocalałych dokumentów SS, znajdują się w waszyngtońskim archiwum narodowym. Mówi się w nich o odnalezieniu w Tybecie kamienia sprzed tysięcy lat z wyrytą na nim swastyką oraz o przywiezieniu podpisanego podobno przez Dalaj Lamę traktatu o przyjaźni z Trzecią Rzeszą, uznającego Hitlera za duchowego przywódcę rasy aryjskiej. O ile faktem jest spotkanie delegacji Ahnenerbe z Dalaj Lamą, to nie potwierdzono nigdzie istnienia owego dokumentu i można przypuszczać, że list Dalaj Lamy miał charakter wyłącznie grzecznościowy. Najbardziej interesująca jest jednak wzmianka o tym, jakoby właściwym celem ekspedycji, celem zrealizowanym, miało być dostarczenie do Niemiec informacji o tantrycznym rytuale inicjacyjnym Kalaczakry. Faktem jest, że wiadomości o istnieniu owego rytu pojawiają się na Zachodzie dopiero po wyprawie Schaefera. Tantra Kalaczakry jest rytuałem inicjacyjnym dosyć wyjątkowym w tradycji buddyzmu tybetańskiego. Pozwala on wojownikowi uczestniczącemu w ostatecznym, apokaliptycznym boju z siłami zła, zmartwychwstać w mitycznej krainie Shamballi. Zastanawiające jest, że owa najwyższa inicjacja jest zarazem jedyną inicjacją tantryczną, której obiektem może być nie tylko buddysta, a wyznawca jakiejkolwiek innej religii. Tantra Kalaczakry jest inicjacją zapewniającą nieśmiertelność wojownikom biorącym udział w "świętej wojnie", nawet jeśli są oni zupełnie nie przygotowanymi religijnie profanami. Pełni ona taką samą funkcję jak rytuały aplikowane umierającym Yani Szeri przez ich duchowych instruktorów z sekty Bekaszti. Po tradycji gralicznej i islamskiej wydaje się ona naturalnym obiektem zainteresowań mistrzów neopogańskiego czarnego zakonu rycerskiego, pragnących skompletować i ujednolicić tradycje spirytualne wojowników - mistyków wszystkich kultur. Owe rytuały były przeznaczone dla Himmlera i wykorzystane przez niego w pracach nad dogmatyką i liturgią nowego zakonu rycerskiego. Trudno powiedzieć, na ile poważnie traktował owe poszukiwania sam ich inspirator, Hielscher, choć to ich owoce pozwoliły mu stworzyć rytuał przeznaczony dla umierających rycerzy-zakonników SS, rytuał, który odprawił (nigdy nie dowiemy się z jakim stopniem powagi) wobec oczekującego na egzekucję Sieversa.

 

OBSCURUM PER OBSCURIUS, IGNOTUM PER IGNOTIUS

 

Fakty wybrane z powodzi faktów, nie sprawdzone z nie sprawdzonego, ścieżki gubiące się w aluzjach. To wszystko, co znalazłem i to wszystko, co można znaleźć i przedstawić, chyba że chce się przejść granicę prawdopodobieństwa i napisać jeszcze jedną książkę o UFO albo o Bormanie - wilkołaku. Wyliczyłem tradycje, do których ci ludzie czynili świadome aluzje, które ożywiali lub pastiszowali. Czy w nie wierzyli? Hitler, Himmler, Goering - wierzyli tak jak pruscy elektorzy, czy niemieccy cesarze czekający na swoje złoto. Ale w co wierzyli naprawdę ludzie tacy jak Rudolf Hielscher, KarI Haushofer, baron von Sebottendorff albo tajemniczy inspiratorzy z Golden Dawn? Czy byli bawiącymi się estetami, czy wysłannikami Lucyfera kierowanymi wibracjami siedmiu białych wież z satanistycznej kontrtradycji Bliskiego Wschodu, o których pisał po swym nawróceniu się na islam Réné Guenon? A może byli obłąkani? Czy któraś z tych możliwości wyklucza zresztą pozostałe? Syn Karla Haushofera Albrecht napisał przed egzekucją w berlińskim Moabicie:

 

Do mego ojca przeznaczenie powiedziało

Od ciebie zależy czy demon

Jeszcze raz powróci do swego więzienia.

Mój ojciec złamał pieczęć

Nie poczuł oddechu Złego

Uwolnił demona na świat.

 

Czy młody Haushofer próbował wyrazić poetyckim językiem swe przekonanie o fałszywym politycznym zaangażowaniu ojca? A może jednak miał na myśli konkretnego Złego, pana "lewej" gnozy, tego, który daje siłę, tego, którego trzeba zwyciężyć i podporządkować sobie, jeśli chce się dopełnić alchemicznego Wielkiego Dzieła. Jeśli tak, jeśli miał on na myśli Lucyfera, jeśli jego ojciec, Hielscher i Sebottendorff rzeczywiście bawili się w czarną magię i w budowanie nowej religii, nowej cywilizacji, która przezwyciężyłaby chrześcijański "obskurancki" podział na dobro i zło, to trzeba przyznać, że ich faustowskie doświadczenie po raz kolejny skończyło się klęską. I nie sądzę, by deus ex machina, który ratuje bohatera dramatu Goethego, przyszedł w chwili ostatniej duchowej śmierci do Hielschera, Haushofera i Sebottendorffa, by im powiedzieć Szukaliście, będziecie odkupieni.

 

Marek TABOR

 

Fragment przygotowywanej do druku książki pt. Ezoteryczne źródła nazizmu.

 

brulion nr 17/18

str. 54 - 73






bruLion - wybór tekstów