Czy Polska jest już mocarstwem?
Jedni nam kadzą, drudzy z nas szydzą Polska - najemnikiem na żołdzie USA,
warszawski szpagat, bezczelny przyjaciel, osioł trojański, spekulanci, byli
grzeczni, to dostaną cukierka. Dawno w prasie zagranicznej nie było tylu
inwektyw pod adresem Polski. Nasz udział w wojnie w Iraku u boku Ameryki wywołał
we Francji i w Niemczech irytację. Z innej jednak strony - Polska od dawna nie
miała takiej widoczności politycznej na scenie międzynarodowej jak dziś.
opubl. w Frankfurter Rundschau,
6.05.2003
Już Churchill zdawał sobie sprawę z niewdzięczności
Polaków. Francuzi i Niemcy nie powinni się więc dziwić, że zostali
zdradzeni przez Warszawę.
Tuż po historycznym oświadczeniu prezydenta George'a W. Busha o "upadku
irackiego tyrana", Waszyngton zaczął przyznawać swoim najwierniejszym
sojusznikom nagrody w Iraku, który jest największym magazynem ropy na Bliskim
Wschodzie. Oprócz Wielkiej Brytanii, która przekształciła się w zaoceaniczną
filię USA, prawo do zarządzania Irakiem otrzymała też Polska - nowy amerykański
przyczółek w krnąbrnej Europie.
Wszystko jak w kinie
Zwycięzcy zawsze starają się kończyć wojny uroczyście, aby z patosem
zakomunikować całemu światu, że są silni. Finał operacji w Iraku,
zrealizowany zgodnie z najlepszymi tradycjami światowego kina, nie stanowił
pod tym względem wyjątku. Prezydent Bush, na pokładzie lotniskowca
"Abraham Lincoln", starał się ze wszystkich sił podkreślić
historyczny wymiar chwili. Inscenizacja najwyraźniej nawiązywała do
kapitulacji Japonii na pokładzie okrętu wojennego "Missouri". Tym
razem jednak nie miał kto kapitulować, bo miejsce pobytu Saddama Husajna nie
jest dotychczas znane. Podobnie jak miejsce składowania jego legendarnej broni
masowego rażenia.
Zwołanie międzynarodowej konferencji zwycięzców, podobnej do kończącej
drugą wojnę światową konferencji w Jałcie i w Poczdamie, Waszyngton uznał
za zbędne. W Iraku postanowiono powtórzyć scenariusz powojennego podziału
Niemiec na kilka stref okupacyjnych, kontrolowanych przez państwa uczestniczące
w koalicji antyhitlerowskiej.
Jednakże w odróżnieniu od ZSRR, USA, Wielkiej Brytanii i Francji, które
wniosły wielki wkład w rozgromienie faszyzmu, obecna lista państw, mających
kontrolować Irak, wywołuje co najmniej zdziwienie. O ile co do udziału
Ameryki i Wielkiej Brytanii można nie mieć wątpliwości, jako że ich wojska
brały aktywny udział w działaniach wojennych, to wpisanie na listę Polski
nie da się wyjaśnić niczym innym, jak tylko tym, że Stany Zjednoczone
zamierzają wprowadzić nowe reguły gry na arenie międzynarodowej.
Zdobyć Irak - każdy może
Waszyngton poszukuje w Starym Świecie nowych lojalnych partnerów i znajduje
ich przede wszystkim w Europie Wschodniej. Wybór Polski jest w zasadzie
przypadkowy, na jej miejscu równie dobrze mogłyby się znaleźć Litwa, Łotwa,
Estonia, Czechy czy Słowacja. Patrząc na to, jak zmienia się obecnie linia
Waszyngtonu wobec Europy, można założyć, że prezydenta USA stać na jeszcze
bardziej efektowne posunięcie: powierzenie zarządzania Irakiem Gruzji, która
jest głównym partnerem Stanów Zjednoczonych na południowym Kaukazie.
Tymczasem polskie władze wcale nie demonstrują euforii w związku z
nieoczekiwanym awansem kraju do światowej superligi. Warszawa woli liczyć nie
polityczne, ale ekonomiczne, materialne dywidendy.
Z kolei pojawiające się wiadomości o przeniesieniu amerykańskich baz do
Polski wywołały pewien niepokój w Moskwie. - Założenie na terytorium Polski
bazy lotnictwa wojskowego USA można ocenić jako utworzenie zgrupowania
militarnego, wymierzonego przeciwko Rosji i Białorusi - oświadczył w
wywiadzie dla agencji Interfax wysoko postawiony przedstawiciel sztabu
rosyjskiego lotnictwa wojskowego. Według jego ocen, rozmieszczenie na lotnisku
w Krzesinach amerykańskich maszyn skróci czas potrzebny do osiągnięcia
przestrzeni powietrznej Białorusi do 15-20 minut, a do obwodu kaliningradzkiego
i obwodu smoleńskiego do 15-30 minut.
Najwięksi ignoranci Europy
Historia pokazuje, że na przestrzeni wieków Polska, zawierając międzynarodowe
sojusze, na ogół zachowywała się zupełnie inaczej, niż się po niej
spodziewano. Brytyjski premier Winston Churchill, któremu nie można odmówić
politycznej mądrości, w swoich wspomnieniach z drugiej wojny światowej pisał,
że bohaterstwo narodu polskiego nie powinno przesłaniać innych jego cech:
braku rozsądku oraz niewdzięczności. Opisując historię zaboru Czechosłowacji
w 1938 roku, Churchill podkreśla, że Niemcy nie byli jedynymi "drapieżcami,
którzy rozdarli trupa Czechosłowacji". Zaraz po Monachium Polska
wystosowała do Pragi ultimatum, w którym zażądała natychmiastowego
przekazania jej części terytorium Czech - Zaolzia. Poza tym nie jest tajemnicą,
że okupowanie przez Polskę na mocy traktatu wersalskiego części ziem
niemieckich, przekazanie niemieckiej własności i gruntów polskim właścicielom
i bezpardonowe wypychanie Niemców z Gdańska w dużej mierze przyczyniły się
do powstania nastrojów odwetowych, militaryzacji Rzeszy i wybuchu drugiej wojny
światowej.
Mówiąc o Polsce, Churchill z trudem hamował emocje: w 1919 r. dzięki zwycięstwu
sprzymierzonych Polska po latach niewoli odzyskała niepodległość. I oto w
1938 roku, z tak nieistotnego powodu jak sprawa Cieszyna, Polacy zerwali ze
wszystkimi przyjaciółmi we Francji, Wielkiej Brytanii i USA, którzy przywrócili
im byt państwowy. Churchill uznawał za tragedię Europy fakt, że naród tak
zdolny do bohaterskich czynów, tak utalentowany i urokliwy, daje ciągle dowody
całkowitej ignorancji w sprawach państwowych. Zawsze istniały dwie Polski:
jedna walczyła o prawdę, druga - płaszczyła się i demonstrowała podłość.
JEWGIENIJ JEWDOKIMOW
5.05.2003
Il Foglio: Kto okrąża Kreml
Kwaśniewski - oddany sojusznik Ameryki - jest wielkim
zagrożeniem dla Rosji. The Weekly Standard: Odważnik na szalce
Twierdzenie, iż Stany Zjednoczone chcą się dziś Polsce jedynie odwdzięczyć,
byłoby ogromnym uproszczeniem. Prezydent George W. Bush odkrył niezłomnego
sojusznika w osobie Aleksandra Kwaśniewskiego. Ten były komunista, któremu
dziś przypisuje się poglądy centrowe, jest gotów nawet zerwać tradycyjne więzy
z Jacques'em Chirakiem i Francją, by odmienić wizję przyszłości starego
kontynentu.
To właśnie Polsce Kwaśniewskiego, w którym coraz częściej upatruje się
kandydata na następcę lorda Robertsona na stanowisku szefa NATO, Biały Dom
oferuje rolę pomostu nie tylko między Europą a USA. Również między Europą
a Azją Środkową, gdzie Waszyngton zakłada kolejne bazy wojskowe i nasila
polityczne naciski. Wszystko to z myślą o okrążeniu Rosji, która w końcu
drogo zapłaci za swe uniki w ciągu ostatnich miesięcy. Zostanie sprowadzona
do rozmiarów zwykłej potęgi regionalnej.
Nie przypadkiem Kwaśniewski uznał za stosowne zauważyć, że Polskę w roli
ewentualnego współzarządcy jednej ze stref stabilizacyjnych Iraku powinny
wspierać również Ukraina i Litwa. Mniejsza o Litwę, która od pewnego czasu
ma z Moskwą fatalne stosunki. Jest jednak pewne, że jeśli do bloku państw
europejskich zarządzających w Iraku miałaby wejść Ukraina, obecny dystans
między polskim prezydentem a kłopotliwymi przyjaciółmi z Rosji zamieniłby
się w przepaść, a Kreml nie będzie mógł liczyć - ani w bliższej, ani w
dalszej przyszłości - na integrację ze starym kontynentem.
Na podstawie Il Foglio
Europa musi się pogodzić, że serce Polski bije w Ameryce.
Kiedy Europa urządziła sobie wielki bal w Kopenhadze w grudniu ub.r., mało
brakowało, by Polska wszystko popsuła. Niezadowoleni z warunków akcesji
zaproponowanych przez UE Polacy wyrwali dla siebie parę miliardów euro więcej.
Dobrze wiedzieli, że "epokowe" rozszerzenie wspólnoty i tak nie może
się odbyć bez największego spośród środkowoeuropejskich kandydatów. Unia
znalazła dodatkowe pieniądze, dzięki czemu mogła potem ogłosić
"ponowne zjednoczenie Europy" i "pogrzebanie porządku jałtańskiego".
Nigdy od czasów przystąpienia Wielkiej Brytanii do EWG w 1973 r. stara gwardia
- Paryż, Bruksela, Berlin - nie miała takiego bólu głowy z powodu nowego członka
wspólnoty. Pomińmy tu kwestię ekonomicznej stagnacji w Polsce, jej
populistycznych polityków oraz skandali korupcyjnych. Polska sprawia kłopot
przede wszystkim dlatego, że jej serce nie bije w Europie, lecz po drugiej
stronie Atlantyku.
To że Europa i Ameryka mają rozbieżne systemy wartości, brzmi z perspektywy
Warszawy dziwacznie. Tutaj nikt nie odrzuca amerykańskich "wartości".
Owszem, droga Polski do standardów życia na poziomie Pierwszego Świata
wiedzie przez bramy Unii, ale Polakom bardziej odpowiada amerykańskie,
"moralistyczne" podejście do polityki zagranicznej. Spośród dziesięciu
nowych członków Unii, tylko proamerykańska Polska ma jakiekolwiek
strategiczne znaczenie. Poparcie Warszawy dla zmagań Waszyngtonu z państwami
zbójeckimi oraz jej sceptycyzm w sprawie wspólnej europejskiej polityki
obronnej zmieni unijny układ sił.
Na podstawie The Weekly Standard
Izwiestia: Nasi na polu minowym
Podział Iraku na strefy stabilizacyjne skończy się rozpadem tego kraju.
Nie wiadomo jeszcze, jak będą wyglądać strefy w Iraku i jak będą przebiegać
granice między nimi. Źródła bliskie amerykańskiemu dowództwu twierdzą, że
zostaną wzięte pod uwagę wszystkie czynniki - etniczne, religijne, plemienne
i polityczne.
Istnieje pokusa, by podzielić Irak "w sposób naturalny" - na strefy
zamieszkane przez Kurdów, szyitów, sunnitów. Innymi słowy na prowincje: północną,
południową i centralną. Trzeba mieć jednak świadomość, że pod iracką państwowość
podłoży się minę z opóźnionym zapłonem. Wcześniej czy później
Amerykanie odejdą, pozostawiwszy nakreślone przez siebie granice tam, gdzie życzą
tego sobie szyici i Kurdowie, od dawna dążący do niepodległości. A wtedy w
nieunikniony sposób nastąpi rozpad państwa.
Podział terytorium na zasadzie etniczno-religijnej poprzedza zwykle powstanie
niepodległych państw. Anglicy, opuszczając Indie w 1947 roku, podzielili je
na część hinduistyczną i muzułmańską. W efekcie powstały na Półwyspie
Indyjskim dwa nowe państwa - Indie i Pakistan.
Anglicy zachowali się jednak niekonsekwentnie: część zamieszkałego głównie
przez muzułmanów Kaszmiru przyłączyli do państwa indyjskiego. Kwestii
kaszmirskiej nie udało się rozwiązać do dziś.
Na podstawie Izwiestia
Hannoversche Allgemeine: Ślepi na fakty
Czy to nie groteska: polski premier, reprezentant dawnego komunistycznego
betonu, cieszy się w Białym Domu większym poważaniem niż niemiecki
kanclerz.
Wygląda na to, że 40-milionowy naród na wschód od Odry wziął sobie na
barki nie lada brzemię. Ma zarządzać nieobliczalną północną częścią
Iraku, gdzie krzyżują się interesy Irakijczyków, Kurdów i Turków. Niektórzy
u nas już zaczynają szydzić: No, jeśli im się to uda...! Ale ten, kto tak mówi,
w ogóle nie pojął historycznej wagi ostatnich wydarzeń.
Najistotniejszą kwestią nie jest tu podział Iraku. Na naszych oczach dokonuje
się podział Europy. Gdy jedni dyskutują o teoriach, inni tworzą fakty. W
Niemczech od lat ignorowano nawiązane już wiele lat temu kontakty Polski z
USA. Wolność oznaczała dla Polaków zawsze taką wolność, jaka panuje w
Stanach Zjednoczonych. Już wcześnie można było przewidzieć, że suwerenna
Polska będzie miała atlantycką orientację. W ten sposób dochodzi do
historycznej groteski: polski premier Leszek Miller, reprezentant dawnego
komunistycznego betonu, budzący nadal wątpliwości jako przywódca polityczny,
cieszy się w Białym Domu większym poważaniem niż niemiecki kanclerz.
Jak powinien reagować Berlin? Grozić Warszawie, w obliczu nierozstrzygniętych
jeszcze kwestii finansowych związanych z przystąpieniem Polski do UE? To
prawdopodobnie pogłębiłoby jeszcze istniejący podział.
Polska zamierza uprawiać politykę nie przeciw Ameryce, ale u jej boku. Berlin
nie będzie w stanie zmienić tego faktu, lecz musi go uwzględnić w swych
politycznych kalkulacjach.
Na podstawie Hannoversche Allgemeine
Der Tagesspiegel: Pomost dla skłóconych
Razem z Polską wchodzi do IrakuEuropa.
W Iraku dzieje się tylko to, co po każdej wojnie: zwycięskie państwa
przejmują odpowiedzialność za pokój i ustanowienie tymczasowych rządów. Jeśli
Niemcy i Francja liczyły, że zostaną poproszone o udział w tym zadaniu i
chciały podbić cenę - to się przeliczyły.
Polska walczyła w Iraku wraz z Amerykanami i Brytyjczykami, zna ten kraj z
uwagi na współpracę w latach 70. i 80., w ciągu ostatnich 12 lat
reprezentowała tam również interesy USA. Waszyngton wykorzystuje więc
polskie kompetencje. To samo mogłaby uczynić Europa, ale tutaj spory na temat
kosztów rozszerzenia UE przesłoniły fakt, iż nowi członkowie mogliby wnieść
do Europy swoje międzynarodowe kontakty, wzbogacić ją swoją znajomością
rzeczy.
Czy naprawdę pomysł, że prezydent Kwaśniewski mógłby pomóc swemu
przyjacielowi Gerhardowi S. w naprawieniu stosunków z drugim przyjacielem
George'm B., zasługuje tylko na ironiczny uśmiech?
Brytyjczycy i Polacy razem z Amerykanami zaprowadzają pokój w Iraku, a
uczestniczą w tym również żołnierze z Danii, Włoch, Holandii, Hiszpanii i
Europy Wschodniej. Tym samym czynią coś, co leży w interesie wszystkich
Europejczyków: pomagają zaprowadzić w Iraku stabilny ład. A czołowa rola
Polski nie powinna tu być powodem do krytyki, lecz do radości.
Na podstawie Der Tagesspiegel
Süddeutsche Zeitung: Bezczelny przyjaciel
Nie ma co liczyć na lojalność Polski, która flirtuje z Amerykanami.
Polska polityka zagraniczna, widziana z Berlina, jest dość aroganckim
spektaklem. Niedawno niemiecki minister obrony przekazał polskiemu sąsiadowi
pewną liczbę czołgów Leopard, niepotrzebnych już Niemcom. Polska otrzymała
je na dobrą sprawę w prezencie - i w dowód wdzięczności zaraz potem zakupiła
samoloty od USA.
W nagrodę za swe poparcie wojny z Irakiem kraj ten dostaje własną strefę
wojskową w Iraku. Teraz więc polski minister obrony wpadł na pomysł, że nieźle
byłoby wypełnić to trudne zadanie z pomocą niemiecko-polsko-duńskiego
korpusu. To się nazywa uprawiać politykę zagraniczną bez najmniejszego
wyczucia. Polska miała prawo, skoro już należy do NATO, poważyć się na
"krok transatlantycki", nie oglądając się na swych europejskich
partnerów z tego sojuszu. Jednak obecnie, w obliczu poważnego militarnego
zadania, liczenie na udział trójstronnego korpusu jest przejawem arogancji i
bezczelności.
Na podstawie Süddeutsche Zeitung
La liberté: Kara za zdradę
USA wyróżniły Polskę, by upokorzyć przeciwników wojny w Iraku.
W jaki sposób Amerykanie "ukarzą" tych, którzy ośmielili się
sprzeciwić wojnie w Iraku? Pierwsza odpowiedź na to pytanie zarysowuje się w
przedstawionym właśnie planie stabilizacyjnym dla Iraku, zgodnie z którym
jedna ze stref, na które ma zostać podzielony ten kraj, znajdzie się pod
polską administracją.
Dlaczego Polska, a nie Francja, Niemcy czy Rosja - kraje znacznie lepiej
przygotowane do podjęcia takiej misji i bardziej doświadczone w tym względzie?
Dlaczego Polska, a nie Włochy lub Hiszpania - utrzymujące równie ścisłe
stosunki ze Stanami Zjednoczonymi? Odpowiedź brzmi: bo sekretarz obrony Donald
Rumsfeld tak właśnie chciał.
Polska, którą dopiero co przyjęto do NATO (w 1999 roku), została w ten sposób
wyniesiona do rangi nowego sojusznika strategicznego Waszyngtonu; prezentuje się
ją jako niezawodnego partnera, o randze równej Wielkiej Brytanii. Ale to
jeszcze nie wszystko.
Wybór dokonany przez Amerykanów ma też upokorzyć "zdrajców" -
szczególnie Francję - i stanowić kolejne ostrzeżenie dla wszystkich, którzy
jeszcze nie zrozumieli tej lekcji. W stronę Paryża wysłano w ten sposób
czytelny sygnał: Stanom Zjednoczonym nie brakuje potencjalnych nowych sojuszników,
a ci ze starej Europy muszą mieć się na baczności, aby nie zostali
zdegradowani do kategorii pomocników w kwestiach humanitarnych.
To samo, choć w nieco mniejszym stopniu, tyczy się Niemiec (bo kraj ten nie
jest stałym członkiem Rady Bezpieczeństwa).
Ale amerykański przekaz jest również skierowany pod adresem władz w Moskwie.
Rosja może tylko przyglądać się, jak rosną wpływy Polski - jej
historycznej rywalki. Polska gwiazda zabłyśnie jaśniej pod względem
politycznym, ale również gospodarczym - wraz z przystąpieniem kraju do Unii
Europejskiej w 2004 roku. Polska zrobiła olbrzymi krok, aby znaleźć się wśród
możnych tego świata.
Na podstawie La liberté
Financial Times: Nieoczekiwana zamiana miejsc
Europa nieustannie wchodzi w kolizję z USA, ale potem i tak będzie musiała
prosić o łaskę.
Wskutek wojny w Iraku Ameryka liczy się o wiele bardziej na świecie i w
Europie, zaś stara Europa - Francja, Niemcy i Rosja - nie przyczyniły się ani
trochę do obalenia jednej z najgorszych dyktatur świata. Tymczasem Polska ma
objąć wiodącą rolę w utrzymaniu pokoju w Iraku. Trudno nie dostrzec
symbolicznej wymowy tej zamiany miejsc.
Przeciwstawiając się Ameryce, Francja i Niemcy ożywiły swoje wzajemne
"specjalne" stosunki, przez co tylko zepchnęły się razem na
margines i - o ironio! - uczyniły z Wielkiej Brytanii kluczowe mocarstwo
europejskie.
Okazuje się dobitnie, że mocniejsza Europa może powstać tylko w wyniku ściślejszego
partnerstwa Francji i Wielkiej Brytanii. Ani Włochy, ani Hiszpania nie mają
odpowiedniego ciężaru gatunkowego. Włochy dysponują wprawdzie pewną siłą
wojskową, ale brak im dyplomatycznej wiarygodności. Z Hiszpanią jest dokładnie
odwrotnie. Poza tym Włochy i Hiszpania stoją u boku Ameryki w Iraku, razem z
Polską i Holandią.
Europejczycy nie powinni ani demonizować nowej Ameryki, ani zamykać oczu na
fakt, że ogromnie zmieniła się po 11 września. Dziś Ameryka igra z własnymi
ciągotami imperialistycznymi, ale raczej nie doszukamy się w narodzie amerykańskim
silnego długotrwałego apetytu na wojskowe awanturnictwo. Obecna ekipa
prezydencka nie będzie też rządzić krajem na zawsze. Przez najbliższe półtora
roku wiele jeszcze może się w USA zmienić.
Jeśli przez ten okres Europa pragnie mieć łagodzący wpływ na Amerykę, to w
jej interesie będzie przyjęcie postawy krytycznego wsparcia dla Waszyngtonu,
nie zaś konfrontacji, po której i tak trzeba byłoby prosić o łaskę.
Na podstawie Financial Times
Die Zeit: Zepchnięci na margines
Niemcy powinni się cieszyć, że Polacy jeszcze o nich pamiętają, a nie obrażać
się na nich.
Coraz wyraźniej widać, iż Niemcom przyjdzie przyzwyczaić się do tego, że
znalazły się na marginesie wydarzeń. Już tylko półgłosem powtarza się
żądanie, głośno deklarowane po zwycięstwie koalicji w Iraku, iż czołowa
rola w odbudowie tego kraju powinna przypaść ONZ.
To oznaka realizmu, gdyż zwycięska wojna potwierdziła słuszność
strategicznej orientacji Amerykanów.
Niemieccy i francuscy projektanci "wielobiegunowego świata" muszą z
oburzeniem stwierdzić, że Europa wcale nie staje po ich stronie. Młode
demokracje Europy Wschodniej - zamiast czekać, aż kontynentalne mocarstwa
udzielą im głosu i wskażą należne miejsce - raźno zabiegają o swoje
interesy. W spornych przypadkach dochodząc do wniosku, że lepszym mecenasem będzie
Ameryka. Polska zostaje obecnie w Iraku nawet poważnym wojskowym partnerem USA.
Niektórzy przedstawiciele starej Europy reagują na to obrazą - tak jakby
Polska była krajem rozwijającym się, który trzeba prowadzić za rączkę w
pierwszych krokach na arenie międzynarodowej.
Jak bardzo zmieniła się sytuacja, dowodzi fakt, iż niemiecki minister obrony
Peter Struck dopiero z oficjalnej wypowiedzi polskiego ministra dowiedział się
o planie włączenia wspólnego niemiecko-duńsko-polskiego korpusu w dzieło
odbudowy Iraku. Struck był oburzony tą inicjatywą: O tym dokąd się wysyła
naszych żołnierzy, decydujemy wyłącznie my! Ale, panie ministrze, to przecież
miło, że Polacy w swych rozmowach z Amerykanami w ogóle o nas pomyśleli.
Na podstawie Die Zeit
11 Września 2001