Czy Polska jest już mocarstwem? 



Jedni nam kadzą, drudzy z nas szydzą Polska - najemnikiem na żołdzie USA, warszawski szpagat, bezczelny przyjaciel, osioł trojański, spekulanci, byli grzeczni, to dostaną cukierka. Dawno w prasie zagranicznej nie było tylu inwektyw pod adresem Polski. Nasz udział w wojnie w Iraku u boku Ameryki wywołał we Francji i w Niemczech irytację. Z innej jednak strony - Polska od dawna nie miała takiej widoczności politycznej na scenie międzynarodowej jak dziś.






Frankfurter Rundschau: Rześki sen o potędze

Pod hasłem "Za wolność naszą i waszą" polska szlachta ruszała w XVIII i XIX w. na liczniejsze i lepiej uzbrojone armie rosyjskie, pruskie i austriackie. Wszystkie polskie zrywy narodowe przeciwko zagranicznym tyranom, którzy podzielili kraj, zostały krwawo zdławione. Udało się jedynie uzyskać dzięki nim sympatię francuskich rewolucjonistów i niemieckich liberałów - ale pod względem politycznym za każdym razem ponoszono klęskę.

Tradycja romantycznych, pełnych poświęcenia, ale pozbawionych politycznego znaczenia zrywów wolnościowych przetrwała aż do czasów powojennych; zgodnie z utartym przekonaniem dopiero rok 1989 stanowił przełom, zwrot w kierunku większego pragmatyzmu, mniej podatnego na tworzenie mitów i legend. W 1989 r. Polacy nie obalili żadnych tyranów, nie walczyli na barykadach, tylko negocjowali z rządzącymi komunistami na temat tego, jak w uporządkowany sposób odsunąć ich od władzy. Przy Okrągłym Stole, bez ofiar, bez przelewu krwi, za to z wielkimi moralnymi wątpliwościami, które od tamtej pory wciąż nurtują społeczeństwo. Do tradycji romantycznej należy bowiem także jasny, moralny imperatyw: polityka to jest zawsze wybór między dobrem a złem.

Tęsknota za kolonią

Teraz historia zdaje się powtarzać. Polski rząd wysłał do Iraku 200 żołnierzy jednostki specjalnej, którzy mieli tam walczyć o wolność Zachodu i Irakijczyków. Było to zadanie wymagające zdecydowanie większego poświęcenia niż nudne, frustrujące rozmowy o wejściu Polski do Unii Europejskiej, w których ostatnio - z uwagi na oszczędności ze strony UE - niewiele daje się uzyskać. To spóźnione zadośćuczynienie dla kraju, którego rząd udał się w 1939 roku na emigrację, nie składając broni; kraju, którego żołnierze walczyli po stronie aliantów, nie otrzymali jednak od nich ani żadnej strefy okupacyjnej, ani nie zostali nawet uznani przez Niemców za pełnowartościowego przeciwnika wojennego.

Teraz Polska będzie miała swoją strefę okupacyjną, finansowaną przez USA, podobnie jak to było w przypadku francuskiego sektora w Niemczech, który de Gaulle dostał w 1945 r. (wspomnienie tego faktu już od dawna nie budzi w Niemczech protekcjonalnych uśmiechów). To późne zadośćuczynienie dla kraju, który podzielony został między obce mocarstwa, kiedy inne europejskie potęgi podbijały kolonie w Afryce.

Zapyziały polski etnocentryzm, który tak chętnie wykpiwają zagraniczni obserwatorzy - owa niezdolność niektórych polskich intelektualistów i polityków do postrzegania swojego kraju inaczej niż w roli ofiary obcych intryg i polityki - czy przypadkiem nie ma on związku z brakiem własnej historii kolonialnej? Moralne rozterki, debaty postkolonialne, jakie musiały się toczyć we Francji, Belgii i Holandii, zostały Polsce oszczędzone, ponieważ Stalin odebrał jej jedyną rzecz, jaka mogła spełniać funkcję kolonii - jej ukraińskie i białoruskie tereny na Wschodzie. Nie było więc okazji ani do żalu za winy, ani do specjalnej refleksji.

Smak dobra i zła

Polska jest dziś uczestnikiem rozgrywki w Iraku, podczas gdy Niemcy i Francja tylko przyglądają się z boku. Również w Polsce odzywają się wątpliwości, czy stawiając na USA, Polska nie naraziła na szwank stosunków z gospodarzami Unii Europejskiej. Jakkolwiek jednak wygląda to na paradoks, polskie zaangażowanie w Iraku może również stanowić szansę, iż kraj ten wyzwoli się ze swojej romantycznie wyidealizowanej, a w rzeczywistości obciążonej wieloma kompleksami roli ofiary i stanie się "sprawcą" - podmiotem wydarzeń, z nową pewnością siebie, a tym samym krajem bardziej przewidywalnym i otwartym na świat niż dotychczas. Polski gubernator w Iraku nie będzie już mógł kierować się w swych decyzjach wyłącznie kryteriami dobra i zła, będzie musiał ubrudzić sobie ręce, wybierać mniejsze zło, wchodzić w zgniłe kompromisy - i nie będzie mógł przerzucić odpowiedzialności na ONZ, UE, NATO, czy inne nadrzędne instancje.

Także w toczących się w Polsce publicznych dyskusjach będzie może rzadziej mowa o moralności, a częściej o interesach. Nie będzie można się też ograniczać w swych zainteresowaniach do najbliższego sąsiedztwa: Niemiec, Ukrainy czy Rosji.

Choć może to zabrzmieć jak paradoks, wraz z perspektywą strefy okupacyjnej w ramach quasi-kolonialnego reżimu w Iraku pojawiła się szansa na inną Polskę. Może być dzięki temu mniej prowincjonalną, mniej zaabsorbowaną własnymi sprawami, mniej moralizującą, a tym samym bardziej europejską niż dotychczas. Choć może się to wydawać dziwne Niemcom, którzy utracili swe kolonie już sto lat temu, i których obejmowanie po raz kolejny roli "sprawców" napawa lękiem.

KLAUS BACHMANN,

opubl. w Frankfurter Rundschau,

6.05.2003






www.strana.ru: Prostacka wzniosłość

Już Churchill zdawał sobie sprawę z niewdzięczności Polaków. Francuzi i Niemcy nie powinni się więc dziwić, że zostali zdradzeni przez Warszawę.

Tuż po historycznym oświadczeniu prezydenta George'a W. Busha o "upadku irackiego tyrana", Waszyngton zaczął przyznawać swoim najwierniejszym sojusznikom nagrody w Iraku, który jest największym magazynem ropy na Bliskim Wschodzie. Oprócz Wielkiej Brytanii, która przekształciła się w zaoceaniczną filię USA, prawo do zarządzania Irakiem otrzymała też Polska - nowy amerykański przyczółek w krnąbrnej Europie.

Wszystko jak w kinie

Zwycięzcy zawsze starają się kończyć wojny uroczyście, aby z patosem zakomunikować całemu światu, że są silni. Finał operacji w Iraku, zrealizowany zgodnie z najlepszymi tradycjami światowego kina, nie stanowił pod tym względem wyjątku. Prezydent Bush, na pokładzie lotniskowca "Abraham Lincoln", starał się ze wszystkich sił podkreślić historyczny wymiar chwili. Inscenizacja najwyraźniej nawiązywała do kapitulacji Japonii na pokładzie okrętu wojennego "Missouri". Tym razem jednak nie miał kto kapitulować, bo miejsce pobytu Saddama Husajna nie jest dotychczas znane. Podobnie jak miejsce składowania jego legendarnej broni masowego rażenia.

Zwołanie międzynarodowej konferencji zwycięzców, podobnej do kończącej drugą wojnę światową konferencji w Jałcie i w Poczdamie, Waszyngton uznał za zbędne. W Iraku postanowiono powtórzyć scenariusz powojennego podziału Niemiec na kilka stref okupacyjnych, kontrolowanych przez państwa uczestniczące w koalicji antyhitlerowskiej.

Jednakże w odróżnieniu od ZSRR, USA, Wielkiej Brytanii i Francji, które wniosły wielki wkład w rozgromienie faszyzmu, obecna lista państw, mających kontrolować Irak, wywołuje co najmniej zdziwienie. O ile co do udziału Ameryki i Wielkiej Brytanii można nie mieć wątpliwości, jako że ich wojska brały aktywny udział w działaniach wojennych, to wpisanie na listę Polski nie da się wyjaśnić niczym innym, jak tylko tym, że Stany Zjednoczone zamierzają wprowadzić nowe reguły gry na arenie międzynarodowej.

Zdobyć Irak - każdy może

Waszyngton poszukuje w Starym Świecie nowych lojalnych partnerów i znajduje ich przede wszystkim w Europie Wschodniej. Wybór Polski jest w zasadzie przypadkowy, na jej miejscu równie dobrze mogłyby się znaleźć Litwa, Łotwa, Estonia, Czechy czy Słowacja. Patrząc na to, jak zmienia się obecnie linia Waszyngtonu wobec Europy, można założyć, że prezydenta USA stać na jeszcze bardziej efektowne posunięcie: powierzenie zarządzania Irakiem Gruzji, która jest głównym partnerem Stanów Zjednoczonych na południowym Kaukazie.

Tymczasem polskie władze wcale nie demonstrują euforii w związku z nieoczekiwanym awansem kraju do światowej superligi. Warszawa woli liczyć nie polityczne, ale ekonomiczne, materialne dywidendy.

Z kolei pojawiające się wiadomości o przeniesieniu amerykańskich baz do Polski wywołały pewien niepokój w Moskwie. - Założenie na terytorium Polski bazy lotnictwa wojskowego USA można ocenić jako utworzenie zgrupowania militarnego, wymierzonego przeciwko Rosji i Białorusi - oświadczył w wywiadzie dla agencji Interfax wysoko postawiony przedstawiciel sztabu rosyjskiego lotnictwa wojskowego. Według jego ocen, rozmieszczenie na lotnisku w Krzesinach amerykańskich maszyn skróci czas potrzebny do osiągnięcia przestrzeni powietrznej Białorusi do 15-20 minut, a do obwodu kaliningradzkiego i obwodu smoleńskiego do 15-30 minut.

Najwięksi ignoranci Europy

Historia pokazuje, że na przestrzeni wieków Polska, zawierając międzynarodowe sojusze, na ogół zachowywała się zupełnie inaczej, niż się po niej spodziewano. Brytyjski premier Winston Churchill, któremu nie można odmówić politycznej mądrości, w swoich wspomnieniach z drugiej wojny światowej pisał, że bohaterstwo narodu polskiego nie powinno przesłaniać innych jego cech: braku rozsądku oraz niewdzięczności. Opisując historię zaboru Czechosłowacji w 1938 roku, Churchill podkreśla, że Niemcy nie byli jedynymi "drapieżcami, którzy rozdarli trupa Czechosłowacji". Zaraz po Monachium Polska wystosowała do Pragi ultimatum, w którym zażądała natychmiastowego przekazania jej części terytorium Czech - Zaolzia. Poza tym nie jest tajemnicą, że okupowanie przez Polskę na mocy traktatu wersalskiego części ziem niemieckich, przekazanie niemieckiej własności i gruntów polskim właścicielom i bezpardonowe wypychanie Niemców z Gdańska w dużej mierze przyczyniły się do powstania nastrojów odwetowych, militaryzacji Rzeszy i wybuchu drugiej wojny światowej.

Mówiąc o Polsce, Churchill z trudem hamował emocje: w 1919 r. dzięki zwycięstwu sprzymierzonych Polska po latach niewoli odzyskała niepodległość. I oto w 1938 roku, z tak nieistotnego powodu jak sprawa Cieszyna, Polacy zerwali ze wszystkimi przyjaciółmi we Francji, Wielkiej Brytanii i USA, którzy przywrócili im byt państwowy. Churchill uznawał za tragedię Europy fakt, że naród tak zdolny do bohaterskich czynów, tak utalentowany i urokliwy, daje ciągle dowody całkowitej ignorancji w sprawach państwowych. Zawsze istniały dwie Polski: jedna walczyła o prawdę, druga - płaszczyła się i demonstrowała podłość.

JEWGIENIJ JEWDOKIMOW

www.strana.ru

5.05.2003






Il Foglio: Kto okrąża Kreml

Kwaśniewski - oddany sojusznik Ameryki - jest wielkim zagrożeniem dla Rosji.

Twierdzenie, iż Stany Zjednoczone chcą się dziś Polsce jedynie odwdzięczyć, byłoby ogromnym uproszczeniem. Prezydent George W. Bush odkrył niezłomnego sojusznika w osobie Aleksandra Kwaśniewskiego. Ten były komunista, któremu dziś przypisuje się poglądy centrowe, jest gotów nawet zerwać tradycyjne więzy z Jacques'em Chirakiem i Francją, by odmienić wizję przyszłości starego kontynentu.

To właśnie Polsce Kwaśniewskiego, w którym coraz częściej upatruje się kandydata na następcę lorda Robertsona na stanowisku szefa NATO, Biały Dom oferuje rolę pomostu nie tylko między Europą a USA. Również między Europą a Azją Środkową, gdzie Waszyngton zakłada kolejne bazy wojskowe i nasila polityczne naciski. Wszystko to z myślą o okrążeniu Rosji, która w końcu drogo zapłaci za swe uniki w ciągu ostatnich miesięcy. Zostanie sprowadzona do rozmiarów zwykłej potęgi regionalnej.

Nie przypadkiem Kwaśniewski uznał za stosowne zauważyć, że Polskę w roli ewentualnego współzarządcy jednej ze stref stabilizacyjnych Iraku powinny wspierać również Ukraina i Litwa. Mniejsza o Litwę, która od pewnego czasu ma z Moskwą fatalne stosunki. Jest jednak pewne, że jeśli do bloku państw europejskich zarządzających w Iraku miałaby wejść Ukraina, obecny dystans między polskim prezydentem a kłopotliwymi przyjaciółmi z Rosji zamieniłby się w przepaść, a Kreml nie będzie mógł liczyć - ani w bliższej, ani w dalszej przyszłości - na integrację ze starym kontynentem.

Na podstawie Il Foglio






The Weekly Standard: Odważnik na szalce


Europa musi się pogodzić, że serce Polski bije w Ameryce.

Kiedy Europa urządziła sobie wielki bal w Kopenhadze w grudniu ub.r., mało brakowało, by Polska wszystko popsuła. Niezadowoleni z warunków akcesji zaproponowanych przez UE Polacy wyrwali dla siebie parę miliardów euro więcej. Dobrze wiedzieli, że "epokowe" rozszerzenie wspólnoty i tak nie może się odbyć bez największego spośród środkowoeuropejskich kandydatów. Unia znalazła dodatkowe pieniądze, dzięki czemu mogła potem ogłosić "ponowne zjednoczenie Europy" i "pogrzebanie porządku jałtańskiego".

Nigdy od czasów przystąpienia Wielkiej Brytanii do EWG w 1973 r. stara gwardia - Paryż, Bruksela, Berlin - nie miała takiego bólu głowy z powodu nowego członka wspólnoty. Pomińmy tu kwestię ekonomicznej stagnacji w Polsce, jej populistycznych polityków oraz skandali korupcyjnych. Polska sprawia kłopot przede wszystkim dlatego, że jej serce nie bije w Europie, lecz po drugiej stronie Atlantyku.

To że Europa i Ameryka mają rozbieżne systemy wartości, brzmi z perspektywy Warszawy dziwacznie. Tutaj nikt nie odrzuca amerykańskich "wartości". Owszem, droga Polski do standardów życia na poziomie Pierwszego Świata wiedzie przez bramy Unii, ale Polakom bardziej odpowiada amerykańskie, "moralistyczne" podejście do polityki zagranicznej. Spośród dziesięciu nowych członków Unii, tylko proamerykańska Polska ma jakiekolwiek strategiczne znaczenie. Poparcie Warszawy dla zmagań Waszyngtonu z państwami zbójeckimi oraz jej sceptycyzm w sprawie wspólnej europejskiej polityki obronnej zmieni unijny układ sił.

Na podstawie The Weekly Standard





 

Izwiestia: Nasi na polu minowym


Podział Iraku na strefy stabilizacyjne skończy się rozpadem tego kraju.

Nie wiadomo jeszcze, jak będą wyglądać strefy w Iraku i jak będą przebiegać granice między nimi. Źródła bliskie amerykańskiemu dowództwu twierdzą, że zostaną wzięte pod uwagę wszystkie czynniki - etniczne, religijne, plemienne i polityczne.

Istnieje pokusa, by podzielić Irak "w sposób naturalny" - na strefy zamieszkane przez Kurdów, szyitów, sunnitów. Innymi słowy na prowincje: północną, południową i centralną. Trzeba mieć jednak świadomość, że pod iracką państwowość podłoży się minę z opóźnionym zapłonem. Wcześniej czy później Amerykanie odejdą, pozostawiwszy nakreślone przez siebie granice tam, gdzie życzą tego sobie szyici i Kurdowie, od dawna dążący do niepodległości. A wtedy w nieunikniony sposób nastąpi rozpad państwa.

Podział terytorium na zasadzie etniczno-religijnej poprzedza zwykle powstanie niepodległych państw. Anglicy, opuszczając Indie w 1947 roku, podzielili je na część hinduistyczną i muzułmańską. W efekcie powstały na Półwyspie Indyjskim dwa nowe państwa - Indie i Pakistan.

Anglicy zachowali się jednak niekonsekwentnie: część zamieszkałego głównie przez muzułmanów Kaszmiru przyłączyli do państwa indyjskiego. Kwestii kaszmirskiej nie udało się rozwiązać do dziś.

Na podstawie Izwiestia





 

Hannoversche Allgemeine: Ślepi na fakty


Czy to nie groteska: polski premier, reprezentant dawnego komunistycznego betonu, cieszy się w Białym Domu większym poważaniem niż niemiecki kanclerz.

Wygląda na to, że 40-milionowy naród na wschód od Odry wziął sobie na barki nie lada brzemię. Ma zarządzać nieobliczalną północną częścią Iraku, gdzie krzyżują się interesy Irakijczyków, Kurdów i Turków. Niektórzy u nas już zaczynają szydzić: No, jeśli im się to uda...! Ale ten, kto tak mówi, w ogóle nie pojął historycznej wagi ostatnich wydarzeń.

Najistotniejszą kwestią nie jest tu podział Iraku. Na naszych oczach dokonuje się podział Europy. Gdy jedni dyskutują o teoriach, inni tworzą fakty. W Niemczech od lat ignorowano nawiązane już wiele lat temu kontakty Polski z USA. Wolność oznaczała dla Polaków zawsze taką wolność, jaka panuje w Stanach Zjednoczonych. Już wcześnie można było przewidzieć, że suwerenna Polska będzie miała atlantycką orientację. W ten sposób dochodzi do historycznej groteski: polski premier Leszek Miller, reprezentant dawnego komunistycznego betonu, budzący nadal wątpliwości jako przywódca polityczny, cieszy się w Białym Domu większym poważaniem niż niemiecki kanclerz.

Jak powinien reagować Berlin? Grozić Warszawie, w obliczu nierozstrzygniętych jeszcze kwestii finansowych związanych z przystąpieniem Polski do UE? To prawdopodobnie pogłębiłoby jeszcze istniejący podział.

Polska zamierza uprawiać politykę nie przeciw Ameryce, ale u jej boku. Berlin nie będzie w stanie zmienić tego faktu, lecz musi go uwzględnić w swych politycznych kalkulacjach.

Na podstawie Hannoversche Allgemeine




 

Der Tagesspiegel: Pomost dla skłóconych


Razem z Polską wchodzi do IrakuEuropa.

W Iraku dzieje się tylko to, co po każdej wojnie: zwycięskie państwa przejmują odpowiedzialność za pokój i ustanowienie tymczasowych rządów. Jeśli Niemcy i Francja liczyły, że zostaną poproszone o udział w tym zadaniu i chciały podbić cenę - to się przeliczyły.

Polska walczyła w Iraku wraz z Amerykanami i Brytyjczykami, zna ten kraj z uwagi na współpracę w latach 70. i 80., w ciągu ostatnich 12 lat reprezentowała tam również interesy USA. Waszyngton wykorzystuje więc polskie kompetencje. To samo mogłaby uczynić Europa, ale tutaj spory na temat kosztów rozszerzenia UE przesłoniły fakt, iż nowi członkowie mogliby wnieść do Europy swoje międzynarodowe kontakty, wzbogacić ją swoją znajomością rzeczy.

Czy naprawdę pomysł, że prezydent Kwaśniewski mógłby pomóc swemu przyjacielowi Gerhardowi S. w naprawieniu stosunków z drugim przyjacielem George'm B., zasługuje tylko na ironiczny uśmiech?

Brytyjczycy i Polacy razem z Amerykanami zaprowadzają pokój w Iraku, a uczestniczą w tym również żołnierze z Danii, Włoch, Holandii, Hiszpanii i Europy Wschodniej. Tym samym czynią coś, co leży w interesie wszystkich Europejczyków: pomagają zaprowadzić w Iraku stabilny ład. A czołowa rola Polski nie powinna tu być powodem do krytyki, lecz do radości.

Na podstawie Der Tagesspiegel



Süddeutsche Zeitung: Bezczelny przyjaciel


Nie ma co liczyć na lojalność Polski, która flirtuje z Amerykanami.

Polska polityka zagraniczna, widziana z Berlina, jest dość aroganckim spektaklem. Niedawno niemiecki minister obrony przekazał polskiemu sąsiadowi pewną liczbę czołgów Leopard, niepotrzebnych już Niemcom. Polska otrzymała je na dobrą sprawę w prezencie - i w dowód wdzięczności zaraz potem zakupiła samoloty od USA.

W nagrodę za swe poparcie wojny z Irakiem kraj ten dostaje własną strefę wojskową w Iraku. Teraz więc polski minister obrony wpadł na pomysł, że nieźle byłoby wypełnić to trudne zadanie z pomocą niemiecko-polsko-duńskiego korpusu. To się nazywa uprawiać politykę zagraniczną bez najmniejszego wyczucia. Polska miała prawo, skoro już należy do NATO, poważyć się na "krok transatlantycki", nie oglądając się na swych europejskich partnerów z tego sojuszu. Jednak obecnie, w obliczu poważnego militarnego zadania, liczenie na udział trójstronnego korpusu jest przejawem arogancji i bezczelności.

Na podstawie Süddeutsche Zeitung




 

La liberté: Kara za zdradę


USA wyróżniły Polskę, by upokorzyć przeciwników wojny w Iraku.

W jaki sposób Amerykanie "ukarzą" tych, którzy ośmielili się sprzeciwić wojnie w Iraku? Pierwsza odpowiedź na to pytanie zarysowuje się w przedstawionym właśnie planie stabilizacyjnym dla Iraku, zgodnie z którym jedna ze stref, na które ma zostać podzielony ten kraj, znajdzie się pod polską administracją.

Dlaczego Polska, a nie Francja, Niemcy czy Rosja - kraje znacznie lepiej przygotowane do podjęcia takiej misji i bardziej doświadczone w tym względzie? Dlaczego Polska, a nie Włochy lub Hiszpania - utrzymujące równie ścisłe stosunki ze Stanami Zjednoczonymi? Odpowiedź brzmi: bo sekretarz obrony Donald Rumsfeld tak właśnie chciał.

Polska, którą dopiero co przyjęto do NATO (w 1999 roku), została w ten sposób wyniesiona do rangi nowego sojusznika strategicznego Waszyngtonu; prezentuje się ją jako niezawodnego partnera, o randze równej Wielkiej Brytanii. Ale to jeszcze nie wszystko.

Wybór dokonany przez Amerykanów ma też upokorzyć "zdrajców" - szczególnie Francję - i stanowić kolejne ostrzeżenie dla wszystkich, którzy jeszcze nie zrozumieli tej lekcji. W stronę Paryża wysłano w ten sposób czytelny sygnał: Stanom Zjednoczonym nie brakuje potencjalnych nowych sojuszników, a ci ze starej Europy muszą mieć się na baczności, aby nie zostali zdegradowani do kategorii pomocników w kwestiach humanitarnych.

To samo, choć w nieco mniejszym stopniu, tyczy się Niemiec (bo kraj ten nie jest stałym członkiem Rady Bezpieczeństwa).

Ale amerykański przekaz jest również skierowany pod adresem władz w Moskwie. Rosja może tylko przyglądać się, jak rosną wpływy Polski - jej historycznej rywalki. Polska gwiazda zabłyśnie jaśniej pod względem politycznym, ale również gospodarczym - wraz z przystąpieniem kraju do Unii Europejskiej w 2004 roku. Polska zrobiła olbrzymi krok, aby znaleźć się wśród możnych tego świata.

Na podstawie La liberté





Financial Times: Nieoczekiwana zamiana miejsc


Europa nieustannie wchodzi w kolizję z USA, ale potem i tak będzie musiała prosić o łaskę.

Wskutek wojny w Iraku Ameryka liczy się o wiele bardziej na świecie i w Europie, zaś stara Europa - Francja, Niemcy i Rosja - nie przyczyniły się ani trochę do obalenia jednej z najgorszych dyktatur świata. Tymczasem Polska ma objąć wiodącą rolę w utrzymaniu pokoju w Iraku. Trudno nie dostrzec symbolicznej wymowy tej zamiany miejsc.

Przeciwstawiając się Ameryce, Francja i Niemcy ożywiły swoje wzajemne "specjalne" stosunki, przez co tylko zepchnęły się razem na margines i - o ironio! - uczyniły z Wielkiej Brytanii kluczowe mocarstwo europejskie.

Okazuje się dobitnie, że mocniejsza Europa może powstać tylko w wyniku ściślejszego partnerstwa Francji i Wielkiej Brytanii. Ani Włochy, ani Hiszpania nie mają odpowiedniego ciężaru gatunkowego. Włochy dysponują wprawdzie pewną siłą wojskową, ale brak im dyplomatycznej wiarygodności. Z Hiszpanią jest dokładnie odwrotnie. Poza tym Włochy i Hiszpania stoją u boku Ameryki w Iraku, razem z Polską i Holandią.

Europejczycy nie powinni ani demonizować nowej Ameryki, ani zamykać oczu na fakt, że ogromnie zmieniła się po 11 września. Dziś Ameryka igra z własnymi ciągotami imperialistycznymi, ale raczej nie doszukamy się w narodzie amerykańskim silnego długotrwałego apetytu na wojskowe awanturnictwo. Obecna ekipa prezydencka nie będzie też rządzić krajem na zawsze. Przez najbliższe półtora roku wiele jeszcze może się w USA zmienić.

Jeśli przez ten okres Europa pragnie mieć łagodzący wpływ na Amerykę, to w jej interesie będzie przyjęcie postawy krytycznego wsparcia dla Waszyngtonu, nie zaś konfrontacji, po której i tak trzeba byłoby prosić o łaskę.

Na podstawie Financial Times





 

Die Zeit: Zepchnięci na margines


Niemcy powinni się cieszyć, że Polacy jeszcze o nich pamiętają, a nie obrażać się na nich.

Coraz wyraźniej widać, iż Niemcom przyjdzie przyzwyczaić się do tego, że znalazły się na marginesie wydarzeń. Już tylko półgłosem powtarza się żądanie, głośno deklarowane po zwycięstwie koalicji w Iraku, iż czołowa rola w odbudowie tego kraju powinna przypaść ONZ.

To oznaka realizmu, gdyż zwycięska wojna potwierdziła słuszność strategicznej orientacji Amerykanów.

Niemieccy i francuscy projektanci "wielobiegunowego świata" muszą z oburzeniem stwierdzić, że Europa wcale nie staje po ich stronie. Młode demokracje Europy Wschodniej - zamiast czekać, aż kontynentalne mocarstwa udzielą im głosu i wskażą należne miejsce - raźno zabiegają o swoje interesy. W spornych przypadkach dochodząc do wniosku, że lepszym mecenasem będzie Ameryka. Polska zostaje obecnie w Iraku nawet poważnym wojskowym partnerem USA.

Niektórzy przedstawiciele starej Europy reagują na to obrazą - tak jakby Polska była krajem rozwijającym się, który trzeba prowadzić za rączkę w pierwszych krokach na arenie międzynarodowej.

Jak bardzo zmieniła się sytuacja, dowodzi fakt, iż niemiecki minister obrony Peter Struck dopiero z oficjalnej wypowiedzi polskiego ministra dowiedział się o planie włączenia wspólnego niemiecko-duńsko-polskiego korpusu w dzieło odbudowy Iraku. Struck był oburzony tą inicjatywą: O tym dokąd się wysyła naszych żołnierzy, decydujemy wyłącznie my! Ale, panie ministrze, to przecież miło, że Polacy w swych rozmowach z Amerykanami w ogóle o nas pomyśleli.

Na podstawie Die Zeit







11 Września 2001