Charles A. Ruud, Siergiej A. Stiepanow

Strach. Tajna policja carów

2001

 

 

Protokoły, masoni i liberałowie

 

Dziś wielu historyków uważa, że na przełomie wieków Ochranka faktycznie wybrała sobie za cel społeczność żydowską, widząc w niej źródło konspiratorów i rewolucjonistów; jako najważniejszy dowód tego zjawiska przytaczano sfałszowane Protokoły mędrców Syjonu, których dokładnego pochodzenia nie udało się ustalić. Ale nawet jeżeli nie ma przekonywających dowodów, kiedy, gdzie i przez kogo zostały one napisane, są solidne dane wskazujące, że Protokoły... opublikowano przed rewolucją, co obala podejrzenie, jakoby w sprawę tę była zaangażowana Ochranka. Znanych jest jedynie sześć nakładów w języku rosyjskim, wydanych przed rewolucją, a z nich tylko jeden można ewentualnie powiązać ze strukturami rządowymi. To właśnie, razem z udokumentowaną decyzją cenzury z 1905 roku, odnoszącą się do niesławnego wydawnictwa Nilusa, stanowi niepodważalny dowód, że w tej sprawie nie maczała palców Ochranka ani żadna inna agenda rządowa.

Logicznym punktem wyjściowym do dyskusji są szczegóły charakterystyczne dla tych wydań; poniższe ustalenia bibliograficzne autorzy zaczerpnęli od Borysa Nikołajewskiego, który skrupulatnie przebadał sześć odrębnych wersji [Boris I. Nicolaevsky (1889-1966), pochodzenia rosyjskiego, był znanym amerykańskim pisarzem zajmującym się rosyjskim ruchem rewolucyjnym. Zgromadził obszerne archiwum, z którego wiele materiałów odnosi się do działalności Ochranki. Kolekcja ta znajduje się w Archiwach Instytutu Hoovera. Nicolaevsky opisuje różne wydania Protokołów oraz różnice między nimi w pracy O proischożdienii "Protokołow sjonskich mudrecow", Hoover Institution Archives, Nicolaevsky Collection, box 20, folio 5.]. Najpierw opisuje on nie opatrzony datą, nie sygnowany egzemplarz, stanowiący hektograficzną (powielaczową) kopię rękopisu w języku rosyjskim, pisanego przez trzy różne osoby, w którym brakowało kilku kartek, znaleziony w zbiorze książek rzadkich w Bibliotece Lenina. Tytuł brzmiał: Starożytne i późniejsze protokoły z posiedzeń mędrców Syjonu, a pod spodem znajdował się podtytuł: Przyczyny naszej nędzy. Na podstawie analizy tekstu Nikołajewski doszedł do przekonania, że jest to wersja wcześniejsza od wszystkich wydań drukowanych, do których dotarł.

Z ustaleń Nikołajewskiego i innych badaczy wynika, że pierwszym znanym wydawcą Protokołów był P. Kruszewan, jawny antysemita, właściciel wydawanej przez krótki czas i w małym nakładzie petersburskiej gazety "Znamia". W końcu sierpnia i na początku września 1903 roku (a był to jedyny rok, w którym pismo ukazywało się codziennie) na jego łamach ukazało się rzekome tłumaczenie uchwał przyjętych na sesjach "Światowego Związku Masonów oraz Starszych Syjonu". Tekst ten został opublikowany pod tytułem Żydowski program podboju świata i opatrzony redakcyjnym wstępem zapewniającym, że zawarte w traktacie ostrzeżenia są prawdziwe, niezależnie od tego, czy jego oryginał jest autentycznym dokumentem syjonistycznym, czy też alegorią. Jeżeli prawdziwa jest ta druga ewentualność, pisano dalej we wstępie, to oznacza, że traktat jest apokryfem autorstwa "najwyraźniej (...) bardzo inteligentnego człowieka", który prawidłowo wydedukował, iż Żydzi "planują podbój". Ponieważ gazeta "Znamia" nie była poddawana cenzurze wstępnej, podobnie jak większość czasopism w obu rosyjskich stolicach przed rokiem 1865, Kruszewan mógł bez przeszkód publikować Protokoły...

Nie zgłaszając jakichkolwiek wątpliwości co do autentyczności tego materiału, S. Nilus opublikował w końcu 1905 roku dłuższą wersję Protokołów... Mając zamiar wydać je w formie broszurki, w połowie 1905 roku przedstawił rękopis do ocenzurowania w Moskiewskim Komitecie do spraw Prasy; tego rodzaju wymagania dotyczyły wszystkich publikacji mających nie więcej niż 160 stron. Na tym etapie używano tytułu Triumf Izraela albo Nadejście Antychrysta jako Możliwość Polityczna (Protokoły z Posiedzeń Starszyzny Syjonu), 1902-1904. Wynikałoby z tego, że rzekome posiedzenia odbywały się w ostatnich latach.

28 września 1905 roku moskiewski cenzor S. Sokołów nie dopuścił do druku planowanej broszurki i poparł decyzję krytycznym uzasadnieniem liczącym trzynaście stron. Pisał w nim, że w rękopisie jest mowa o tak zwanych Starszych [czy też Mędrcach] Syjonu, którzy planują obalenie działających aktualnie rządów drogą "piekielnej" polityki liberalnej oraz działań rewolucyjnych, i ostrzegał, że tego rodzaju publikacja może "prowadzić do powszechnej eksterminacji wszystkich Żydów, bez wyboru, zaś oni z pewnością w masie nie mają pojęcia o spiskach syjonistów". Odpowiednie władze powinny jednak zbadać ten manuskrypt i uznać, czy należy w tej sprawie przeprowadzić śledztwo.

Moskiewski Komitet do spraw Prasy przyznał, że ponieważ taka publikacja mogłaby siać niezgodę, gdyby trafiła do masowego czytelnika, nie należy jej dopuścić do obrotu w formie broszurki. Jednocześnie postanowił, że skoro relacjonuje ona "doktryny (...) sekty syjonistycznej", zdaniem komitetu, w oczywisty sposób "ekstremalne i obłąkane", manuskrypt Nilusa można opublikować jako część dużej książki, zakładając, że przyciągnie ona niewielki krąg czytelników [Zakładano, że protokoły jako część większej książki nie będą czytane masowo, a tym samym nie będą oddziaływać na niższe klasy społeczne, nieprzygotowane do obcowania z kontrowersyjnymi publikacjami. Przez wiele dziesięcioleci była to w Rosji uświęcona zasada prawna, a także praktyka.]. Z tych samych dokumentów cenzorskich wynika, że komitet miał do dyspozycji dziesięć rozdziałów książki opublikowanej przez Nilusa w 1902 roku, a większość z nich odnosiła się do apokaliptycznej przepowiedni, że Chrystus wróci na ziemię w ciągu sześciu lat, którą opisywała językiem metaforycznym i trudnym do przeniknięcia. Z pobieżnej nawet lektury tego tekstu wynika, że doktryny Nilusa znajdują się na pograniczu skrajności i obłędu. Z pewnością to właśnie ten fakt skłonił komitet do uznania, że tylko mała grupka fanatyków zechce kupić grubą książkę Nilusa.

Należy zauważyć, że po otrzymaniu tej decyzji komitetu Nilus mógł w sposób uzasadniony domagać się zgody na wydanie Protokołów... w postaci odrębnej broszurki, powołując się na obowiązujące w tej dziedzinie przepisy. Chodzi o to, że zgoda cenzury na publikowanie pracy zawierającej materiał, który w całości został już raz legalnie wydany, zapadała automatycznie, jeżeli owe treści nie doprowadziły poprzednio do wydania przez władze państwowe zakazu ich rozpowszechniania po opublikowaniu. Po opublikowaniu w 1903 roku Protokołów... w piśmie "Znamia" taki zakaz nie został wydany. Najwidoczniej jednak Nilus nie wiedział o tym konkretnym rozporządzeniu albo nie zaprzątał sobie tym głowy. Jest także możliwe, że ani on, ani moskiewski Komitet do spraw Prasy nie wiedzieli o wcześniejszej publikacji Protokołów..., która przeszła bez żadnego echa. Z drugiej strony, gdyby wysocy funkcjonariusze policji byli zainteresowani udostępnieniem publiczności manuskryptu Nilusa, z pewnością przypomnieliby ten przepis komitetowi, jeśli taka droga byłaby konieczna dla uzyskania zgody na opublikowanie Protokołów... w postaci broszurowej.

Nilus zastosował się do decyzji moskiewskiego Komitetu do spraw Prasy i wydał Protokoły... jako dodatek do swojej książki opublikowanej w 1902 roku. Jej nowe, poprawione wydanie z 1905 roku, zatytułowane Duże w małym oraz Antychryst jako bliska ewentualność polityczna zostało wydrukowane na maszynie drukarskiej należącej do Komitetu Czerwonego Krzyża w Carskim Siole w październiku, listopadzie bądź grudniu.

W tej wersji swojej książki Nilus nie podawał już czasu rzekomych spotkań, opisywanych w Protokołach...; być może zrezygnował z dopisku dat 1902-1904 w tytule egzemplarza, który w połowie tego roku przedstawił cenzurze, ponieważ z opóźnieniem dowiedział się, że "Znamia" już w 1903 roku pisały o rzekomych posiedzeniach, jako o wydarzeniach minionych. Co więcej, Nilus sam postanowił zrezygnować z tego rodzaju odniesień czasowych - napisał w swojej książce, że otrzymał manuskrypt Protokołów... od anonimowego przyjaciela w 1901 roku. Informował też, że wspomniany rękopis to wyjątek przepisany z grubej księgi ukrywanej w syjonistycznym archiwum gdzieś we Francji, którą rzekomo miała wykraść pewna nie zidentyfikowana kobieta.

W grudniu 1905 roku ukazało się jedyne wydanie Protokołów..., sugerujące powiązania z władzami - była to broszura zatytułowana Korzenie naszych nieszczęść, wydrukowana na prasie należącej do Petersburskiego Okręgu Wojskowego. Mimo że na pierwszej stronie odnotowano zgodę cenzury z datą 9 grudnia 1905 roku, nigdzie nie ma nazwiska bądź nazwy wydawcy. Nikołajewski uważa za rzecz znaczącą, że dowódcą tego okręgu wojskowego był wielki książę Mikołaj Mikołajewicz, późniejszy głównodowodzący wojskami rosyjskimi, ale tę cienką broszurkę mógł bez trudu wydrukować także któryś z jego podwładnych. Nie znana jest wysokość nakładu, jednak sam format publikacji - broszurka złożona z kilku stron - pozwala sądzić, że było to wydanie ulotne. Nikołajewski twierdzi, że jest to wierne powtórzenie tekstu wydanego w 1903 roku w piśmie "Znamia", jeśli nie liczyć pewnej dziwnej zmiany sugerującej przerzucenie winy na masonerię; chodzi o wzmiankę, w której rzekome "wyjątki ze starodawnych i współczesnych protokołów" przypisuje się "Starszym Syjonu z Powszechnego Towarzystwa Wolnomularzy".

W rok po wydaniu broszury Protokoły ukazały się ponownie, tym razem pod tytułem Oskarżycielskie mowy. Wrogowie ludzkości; była to wydana w 1906 roku książka G. Butmi, jednego z wybitnych działaczy antysemickiego Związku Narodu Rosyjskiego. Wydawcą był Petersburski Instytut Głuchych. Nikołajewski utrzymuje, że jest to wersja identyczna z wydrukowaną w stołecznym okręgu wojskowym, ale też po raz pierwszy podająca datę tłumaczenia protokołów z francuskiego na rosyjski - 1901. Cytuje też fragment wstępu Butmiego: "Syjonizm Herzla, który w 1900 roku połączył się z Masonerią, rozpowszechnił się w całej Rosji i stał się głównym instrumentem spisku mającego na celu wywołanie wewnętrznego buntu, który obecnie rozdziera naszą ojczyznę (...) zgodnie z planem Starszych Syjonu". Nilus wznowił swoją wersję Protokołów... w latach 1911 i 1917. Za pierwszym razem ukazały się one pod tytułem Duże w Małym. Nadejście Antychrysta Jest Bliskie i Rządy Szatana na Ziemi. Drugi nakład nosił tytuł To, Co Bliskie, Jest tuż za Naszymi Drzwiami. Czy Jest Ktoś, Kto Nie Wierzy, że To Znajduje Się Tuż Tuż? W obu przypadkach korzystano z prasy drukarskiej należącej do rosyjskiej cerkwi prawosławnej, mieszczącej się w Klasztorze Troicko-Siergiejewskim, a więc niedaleko miejsca, w którym mieszkał Nilus. W wydaniu z 1917 roku Nilus po raz pierwszy wymienił nazwisko człowieka, od którego miał otrzymać rękopis, A. Suchotina, który był jego sąsiadem i miał majątek ziemski koło Tuły. Po raz pierwszy napisał też, że dowiedział się, iż Protokoły... zostały spisane przez Teodora Herzla na zjeździe syjonistów w Bazylei w 1879 roku.

O ile wiadomo, te sześć wydań to wszystkie nakłady Protokołów..., jakie ukazały się po rosyjsku przed przejęciem władzy przez bolszewików. To, że było ich niewiele, że nakład otwarcie sponsorowali ekstremiści i że publikacja nie wywarła większego wpływu na opinię publiczną, zdaje się charakterystyczne. Gdyby bowiem w ostatnich dwóch dekadach istnienia imperium Ochranka postanowiła wykorzystać Protokoły... dla zniesławienia Żydów, jej szefowie zadbaliby o szerokie rozpowszechnienie tego tekstu w formie łatwo dostępnych i nie budzących podejrzeń broszur czy książek, jak również postaraliby się opublikować wzbudzające szacunek uzasadnienie, którego w rzeczywistości ewidentnie brakowało. W takim przypadku nie korzystano by też z urządzeń drukarskich pozostających w dyspozycji sił prawicowych, jak to się zdarzyło, ponieważ publiczność odnosiła się do utworów pochodzących z takich źródeł sceptycznie i obojętnie.

Pośrednim dowodom wskazującym, że sama Ochranka nie rozpowszechniała i nie promowała Protokołów... należy przeciwstawić dostępne zeznania ludzi, którzy twierdzili, że mają wiedzę z pierwszej bądź drugiej ręki na temat genezy i rozprowadzenia tego oszukańczego traktatu. Wszystkie tego rodzaju oświadczenia pochodzą z roku 1921 lub czasów późniejszych, a tylko niewielka część z pierwszej ręki [W roku 1920 na Zachodzie mnożyły się tłumaczenia Protokołów..., a w większości wydań stwierdzano, że przejęcie władzy przez bolszewików to dowód, że są one prawdziwe. Rzecz w tym, że bolszewicy, wśród których było wielu Żydów, wywołali rewolucję, korzystając dokładnie z tych sposobów, jakie zostały opisane w Protokołach.... 8 maja 1920 r. (londyński) "The Times" zamieścił recenzję z wydania Protokołów... z 1920 r.; jej autor stwierdzał, że najnowsza historia nadała traktatowi "niesamowity posmak przepowiedni" i dowodził, że "jeżeli nie chce się wzmocnić ręki typowego antysemity (...) należałoby zdecydowanie przeprowadzić bezstronne dochodzenie w kwestii tych rzekomych dokumentów oraz ich dziejów".]. Zeznania te jako całość są sprzeczne, co zostanie przedstawione w podsumowaniu sporządzonym chronologicznie, według dat ich uzyskania lub publicznego ujawnienia.

Pierwszym z takich świadectw jest informacja niejakiego Isaaca Landmana, opublikowana w piśmie "American Hebrew" 25 lutego 1921 roku w postaci relacji z rozmowy z księżną Radziwiłł, "liczącą się autorką piszącą o sprawach rosyjskich, należącą do starego rodu rosyjskiego". Według Landmana, księżna przekazała mu trzy znane sobie informacje. Po pierwsze, pierwszymi fałszerzami Protokołów... mieli być tajni agenci policji, działający z polecenia szefa Wydziału Trzeciego, generała "Orgiewskiego" [W swojej wypowiedzi na temat Protokołów... W. Burcew w zasadzie podąża śladami księżnej Radziwiłł, a także wymienia nazwisko Orżewski. Chodzi tu o generała porucznika P. W. Orżewskiego, wiceministra spraw wewnętrznych i szefa Korpusu Żandarmów w latach 1882-1887.], który chciał wykorzystać spreparowany dokument, by przekonać cara Aleksandra III, że zabójcami jego ojca byli Żydzi zamierzający przejąć panowanie nad światem. Po drugie, Orgiewski nie miał osobistego dostępu do cara, więc zwrócił się o pomoc do przełożonego Ochrany, czyli gwardii pałacowej, generała "Czerewine" (chodzi o adiutanta - generała P. Czerewina), który nie zgodził się na udział w tym spisku, ale zatrzymał sobie egzemplarz Protokołów... i później wykorzystał go w swoich nie opublikowanych pamiętnikach, których oryginał przekazał carowi, a kopię dał księżnej Radziwiłł, należącej do jego "najdroższych" przyjaciół. Ostatecznie, "po wojnie japońskiej, na początku pierwszej rosyjskiej rewolucji [porażka w wojnie na Dalekim Wschodzie i zamieszanie wewnętrzne były faktem już w marcu 1905 roku, ale traktat z Japonią podpisano dopiero we wrześniu] (...) rosyjscy tajni agenci oraz wysocy funkcjonariusze policji, na których czele stał wielki książę Sergiej", wydostali nie wykorzystany poprzednio rękopis Protokołów... z urzędowego archiwum i polecili podwładnym rozbudować i unowocześnić ten materiał.

Księżna miała stwierdzić, że "kilkakrotnie posłużyła się" tą drugą wersją, kiedy przebywała w Paryżu ("Teraz mówię o latach 1904 i 1905"). Jej pośrednikiem był niejaki Gołowinski (Matwiej Gołowinski), syn przyjaciół, który na przyjęciach towarzyskich z dumą prezentował Protokoły..., jako wyszukany przez siebie wraz z "Manasewiczem-Manuiloffem" oraz "Raczkowskim" dowód "żydowskiego spisku przeciwko światowemu pokojowi". Księżna przypominała sobie, że tekst był w "języku francuskim, pisany ręcznie, ale różnymi charakterami pisma (...) na żółtym papierze", pamiętała też doskonale, że na pierwszej stronie widniała "wielka plama niebieskiego atramentu". Później "dowiedziała się, że ten sam rękopis został dołączony przez Sergieja Nilusa do jego słynnej książki", ale nie miała żadnych informacji o Nilusie oraz jego pracy ["Protokoły sfałszowano w Paryżu - mówi księżna Radziwiłł" - pisze "American Hebrew" 15 (25 lutego 1921): 422.].

W tydzień później w "American Hebrew" ukazał się następny artykuł, zawierający zbieżne z powyższymi uwagi pani Henrietty Hurlbut, Amerykanki, która twierdziła, że była przy tym, jak Gołowinski zaprezentował swój rękopis w obecności księżnej (ponownie żadnych dat). Poza stwierdzeniem, że pani Hurlbut przytoczyła identyczne szczegóły, włącznie z niebieskim kleksem, w artykule napisano, że była ona antysemitką i później przyznała, iż czytała książkę Nilusa z własnej inicjatywy tylko po to, by rozpoznać w niej tekst "swego starego przyjaciela Gołowinskiego" [Według autora artykułu, pani Hurlbut najpierw nazywa autora manuskryptu "Orgevsky", a później, w artykule, "Golowinsky". Jak się zdaje, jest to błąd popełniony przez autora, ale może też wskazywać na brak pewności pani Hurlbut. "Zmaterializowały się dowody, że Protokoły... to fałszerstwo", "American Hebrew" 16 (4 marca 1921): 452.].

Następne świadectwo pochodzi z kwietnia 1921 roku i jest nie opublikowanym, napisanym na maszynie dokumentem podpisanym przez E. Stiepanowa. Autor oświadczenia stwierdza, że w 1895 roku otrzymał od swego sąsiada A. Suchotina rosyjski rękopis będący, jak uznał, tłumaczeniem Protokołów... z francuskojęzycznej wersji oryginalnej. Stiepanow informował, że dla Suchotina źródłem materiału była nie zidentyfikowana kobieta, która w tajemnicy skopiowała rękopis francuski, znajdujący się w posiadaniu jej znajomych mieszkających we Francji. Pisze również, że uznał, iż oryginał jest sporządzonym w dobrej wierze raportem na temat rzeczywistych posiedzeń Starszyzny Syjonu i sporządził własnoręcznie tłumaczenie na rosyjski, po czym odbił swój rękopis na powielaczu, a jedna z kopii trafiła do Nilusa w 1897 roku [Egzemplarz przepisany na maszynie w Instytucie Hoovera został potwierdzony przez F. P. Stiepanowa w kwietniu 1921 r. Siepanowa zidentyfikowano jako byłego prokuratora z Biura Patriarchatu Miksiewskiego. Stwierdził on, że otrzymał od właściciela sąsiedniego majątku w guberni tulskiej, A. N. Suchotina egzemplarz Protokołów..., przywieziony z Paryża przez nie znaną z nazwiska kobietę. Stiepanow powiedział, że podjął próbę wydania Protokołów... drukiem i przekazał jeden egzemplarz w 1897 r. S. A. Nilusowi, który ostatecznie wykonał reprint. Patrz Hoover Institution Archives, Nicolaevsky Collection, box 20, folio 2.].

W następnym miesiącu - 14 maja - w wydawanej w Paryżu gazecie Jewrejskaja Tribuna" ukazał się artykuł łączący z Protokołami... Raczkowskiego. Jego autor, Francuz A. du Chalya, utrzymuje, że w 1909 roku był z wizytą w domu Nilusa i czytał tam napisany po francusku, kilkoma różnymi charakterami pisma, rękopis Protokołów..., z charakterystyczną niebieską plamą na pierwszej stronie. Nilus poinformował go rzekomo, że otrzymał ten tekst od mieszkającej od dawna w Paryżu "Madame K.", która z kolei miała go dostać od "pewnego rosyjskiego generała"; du Chalya ujawnił pod presją, że generałem tym był Raczkowski. Du Chalya opisał Nilusa jako niespełnionego urzędnika i pozbawionego zdolności ziemianina, a także fanatyka religijnego, który bez przerwy nosił ten manuskrypt przy sobie, ponieważ się bał, że Żydzi mają zamiar mu go ukraść.

"Jewrejskaja Tribuna" z 26 sierpnia kontynuowała ten wątek w artykule podpisanym przez Siergieja Swatikowa, mieńszewika wysłanego przez [rosyjski] Rząd Tymczasowy w 1917 roku z zadaniem przeprowadzenia dochodzenia w sprawie Agencji Zagranicznej i jej likwidacji. Swatikow identyfikuje Madame K. jako znajomą Nilusa, niejaką panią Komarowską, oraz - wyraźnie potwierdzając doniesienia księżnej Radziwiłł i pani Hurlbut - zgadza się, że to Raczkowski polecił Matwiejowi Gołowinskiemu przepisać Protokoły... Nie przedstawia żadnego dowodu potwierdzającego tożsamość wymienionych osób, ale podaje, że Gołowinski mieszkał w Paryżu w latach 1890-1900, a agentem Ochranki został w roku 1892.

W tym samym roku ukazała się pełniejsza wersja sprawozdania Swatikowa na temat nie opublikowanego manuskryptu, w której autor stwierdza, że rozmawiał z pracującym w Agencji Zagranicznej detektywem Henri Bintem w latach 1917 i 1921; miał się od niego dowiedzieć, że Raczkowski miał zamiar przygotować bardziej przekonywającą i łatwiejszą do czytania wersję Protokołów... w roku 1905. Ten ślad zdecydowanie nie zgadza się z chronologią wydarzeń w wersji księżnej Radziwiłł; po pierwsze, Raczkowski miał zainteresować się po raz pierwszy sfałszowanym dokumentem, kiedy tekst Protokołów... opublikował Nilus, to znaczy w 1905 roku (cenzor Sokołów proponował we wrześniu tego roku, żeby władze zbadały sprawę); po drugie, Raczkowski rzekomo podniósł cały problem, żeby "pogłębić" Protokoły... i nie poinformował o tym przełożonych z Departamentu Policji (zaczął pracować w tym departamencie dopiero w lipcu 1905 roku).

Swatikow pisze, że w celu udowodnienia, że Raczkowski zdecydował się upiększyć tekst w 1905 roku, Bint stwierdził, iż osobiście wziął udział w tym przedsięwzięciu, podporządkowując się ówczesnej dyrektywie Raczkowskiego, jako pracownika Departamentu Policji (a zatem wydanej w lipcu albo później), który kazał mu się udać do pewnego księgarza z Frankfurtu i zamówić u niego określone pozycje antysemickie, które następnie trafiły do Paryża, skąd zostały odesłane do Raczkowskiego, pracującego w Departamencie Policji w Petersburgu. Według Swatikowa, Bint uważał, iż Raczkowski chciał opublikować poprawioną wersję Protokołów..., aby nastawić Rosjan przeciwko rewolucjonistom, a nie przeciwko Żydom. Na poparcie tego przeświadczenia w 1921 roku Bint pokazał Swatikowowi kilka spreparowanych pamfletów - nie zawierających nawet odrobiny antysemickich poglądów - które Raczkowski z własnej inicjatywy opublikował w Paryżu przed 1902 rokiem, mając nadzieję osiągnąć ten sam cel.

Dowody, że Protokoły... są fałszerstwem, opierają się na śladach całkiem innego typu, zawartych w serii artykułów londyńskiego "Timesa" z sierpnia 1921 roku. Korespondent tej gazety w Konstantynopolu dowodził, że istnieją uderzające podobieństwa - zbyt liczne, aby mówić o przypadku - które ponad wszelką wątpliwość pozwalają stwierdzić, że Protokoły... zostały oparte na pochodzącym z 1864 roku traktacie francuskiego prawnika Maurice'a Joly; autor ustami Machiavellego krytykuje odrażające praktyki polityczne, które czytelnik bez trudu skojarzy z osobą cesarza Francuzów, Napoleona III. Ów korespondent, nazwiskiem Graves, wykazuje, jak wielkie jest podobieństwo między słowami Machiavellego w satyrze Joly'ego i językiem Mędrców Syjonu, używanym w Protokołach... ["The Times", 16, 17 i 18 sierpnia 1921 r. Graves stwierdzał, że plagiat jest niezdarny, a także zaznacza, nie podając faktycznych dowodów, że maczał w tym palce Raczkowski. Dziennikarz dodał, że wiadomości na temat pochodzenia Protokołów... otrzymał od byłego wysokiego urzędnika rosyjskiego, którego nazwiska nie zamierza ujawnić, w Konstantynopolu w 1921 r.].

Wszystkie te informacje bez liczących się uzupełnień zostały przedstawione przez du Chayla i innych w trakcie "procesu" w sprawie Protokołów..., który odbył się w Bernie w październiku 1936 roku; w miesiąc później "American Hebrew" jeszcze raz wydrukował tłumaczenie paryskiego artykułu du Chayla z 1921 roku. Następnie, aby uzyskać wypowiedź świadka, który dotychczas nie zabierał głosu, redakcja wysłała artykuł Francuza do syna Nilusa, Siergieja juniora, który ówcześnie mieszkał w Polsce, prosząc go o komentarz. Młody Nilus odpowiedział listem datowanym 26 marca 1936 roku, liczącym osiem stron maszynopisu.

W tym liście nie ujawniły się wątki antysemickie, ale wiadomo, że syn często przypomina swego ojca. Dlatego warto przytoczyć w tym miejscu propozycję, jaką Siergiej Nilus junior złożył cztery lata później w liście do nazistowskiego przywódcy Alfreda Rosenberga, przyszłego komisarza Rzeszy do spraw Okupowanych Terytoriów Wschodnich oraz rzecznika hitlerowskich idei rasistowskich. Młody Nilus, będący mieszkańcem Polski, dobrowolnie zasugerował Rosenbergowi w marcu 1940 roku, że pomoże mu rozwiązać kwestię żydowską - a przecież trudno sobie wyobrazić, aby miał zamiar ułatwiać Żydom życie [Młody Nilus przedstawia się Rosenbergowi jako "syn odkrywcy Protokołów mędrców Syjonu". Cytat za Cohn, Warrant for Genocide, 98.].

W swym liście z 1936 roku Nilus junior wspomina, że jego ojciec zmarł przed sześciu laty na sowieckim zesłaniu, główną uwagę poświęca jednak krytyce "intencji" du Chayla w stosunku do Protokołów... . Utrzymuje na przykład, że jego ojciec nie mógł otrzymać tego traktatu od Raczkowskiego za pośrednictwem pani Komarowskiej, bo sam był świadkiem, jak Nilus senior odbierał francuski rękopis od Suchotina w 1901 roku; Suchotin stwierdził wówczas, że sam otrzymał te materiały od "wdowy po pewnym szlachcicu z jego okolicy, która znalazła papiery w biurku męża po jego śmierci". Nilus junior twierdził, że właśnie ten egzemplarz Protokołów... jego ojciec przetłumaczył i opublikował w roku 1905. Oglądał rękopis wiele razy, ale nie mógł sobie przypomnieć, by kiedykolwiek widział plamę atramentu na pierwszej stronie.

Nilus junior zarzuca po raz drugi kłamstwo francuskiemu dziennikarzowi du Chayla, kiedy mówi, że jego ojciec był człowiekiem religijnym, ale nie mistykiem, a przy tym wykształconym ziemianinem, któremu bardzo dobrze się powodziło aż do roku 1917. Jeśli mowa o szczegółach biograficznych, to Siergiej młodszy wspomina, że w 1883 roku jego dziewiętnastoletni wówczas ojciec uciekł do Francji razem z nie mniej od siebie zamożną, zamężną już kuzynką, liczącą sobie trzydzieści osiem lat. Kiedy w rok później wrócili do Rosji z malutkim Siergiejem juniorem, oszukany mąż owej kuzynki zdecydowanie odmówił zgody na rozwód; kochankowie wyjechali jednak do Francji po raz drugi i spędzili tam kilka miesięcy, zanim car w 1895 roku uznał Siergieja za dziecko z prawego łoża; od tego czasu wspólnie żyli sobie wygodnie w Rosji aż do przewrotu sowieckiego. Do tej szczęśliwej rodziny Nilus junior wprowadził w 1906 roku kobietę, z którą się ożenił, uzyskawszy błogosławieństwo matki, której był jedynym potomkiem.

Do sprawy Protokołów... odnosi się oświadczenie Nilusa, że po powrocie jego rodziców do Rosji w 1895 roku ojciec związał się ściśle z trzema braćmi Stiepanowymi, Michałem, Mikołajem oraz Filipem. To właśnie Filip Stiepanow przysięgał piętnaście lat przed napisaniem listu przez Nilusa juniora, że Suchotin przekazał mu Protokoły... przetłumaczone na rosyjski w roku 1895, zaś do Nilusa egzemplarz trafił w roku 1897. Młody Nilus zeznał także, iż jego ojciec postanowił przekazać własne tłumaczenie Protokołów... niejakiemu "panu Gringmutowi", który miał je wykorzystać w wielu artykułach zamieszczonych w jego piśmie "Moskowskije Nowosti"; Siergiej junior twierdził, że sam czytał je, kiedy się ukazały, to znaczy w "zimie roku 1902 na 1903". Ponieważ jedyny znany przypadek wydrukowania Protokotów... przed 1905 rokiem odnosi się do pisma Kruszewana "Znamia", gdzie opublikowano je jesienią 1903 roku, zachodzi podejrzenie, że młody Nilus nie zapamiętał dokładnie szczegółów, co zresztą byłoby całkowicie zrozumiałe. Niezależnie jednak od tego, ile wiedział o pierwszej publikacji i kiedy został o niej poinformowany, mógł logicznie dowodzić, iż jego ojciec był źródłem tego tekstu, nawet gdyby chciał jedynie podkreślić fakt, że to właśnie on był posiadaczem wyjątkowo rzadkiego egzemplarza Protokołów... .

W dwa lata po napisaniu przez młodego Nilusa listu do "American Hebrew", W. Burcew, dziennikarz znany z materiałów demaskujących szpiegów w ostatniej dekadzie przed rewolucją, ukończył swoją książkę na temat Protokołów..., która ukazała się w roku 1938. Dużą jej część poświęcił analizie porównawczej - idącej znacznie dalej niż przykłady identycznego słownictwa przytoczone przez Gravesa w "Timesie" w 1921 roku - chcąc wykazać, że Protokoły... zostały oparte na satyrze Joly'ego z 1864 roku. Resztę swojej pracy poświęcił na opis wydarzeń, jakie miały miejsce po sfabrykowaniu Protokołów... .

Burcew stwierdza na przykład, że jeden z ostatnich szefów Ochranki, S. Bielecki, powiedział mu w 1918 roku, że nigdy nie brał pod uwagę możliwości włączenia Protokołów... do procesu Bejlisa, Żyda oskarżonego o rytualne morderstwo w latach 1911 -1913. Cytując rozmowę, jaką obaj wymienieni [Burcew i Bielecki] prowadzili w celi więziennej, w której zamknęli ich bolszewicy, dziennikarz wspomina słowa wypowiedziane przez Bieleckiego: "Mimo że kilka osób sugerowało nam, by wykorzystać Protokoły syjonistyczne, byliśmy w pełni świadomi, że oznaczałoby to zniszczenie całej sprawy. To była przecież oczywista fałszywka". Burcew cytuje także byłego agenta Ochranki Manasewicza-Manuiłowa, o którym księżna Radziwiłł mówiła w 1921 roku, że pracował nad wersją Protokołów... Przypominając rozmowę prowadzoną przed rewolucją, Burcew twierdzi, że Manasewicz-Manuiłow wypowiadał się o Protokołach... bardzo krytycznie, nazywając je pseudodokumentem, któremu "tylko kretyn potrafi uwierzyć".

Burcew przytacza również pisemne oświadczenie, które uzyskał w 1934 roku od byłego funkcjonariusza Ochranki; człowiek ten twierdził, iż prowadził dochodzenie w sprawie Protokołów..., zarządzone przez Stołypina w 1908 roku. Urzędnik ów, występujący w książce jako "Głobyczew", był niegdyś szefem Ochranki w Sankt Petersburgu; najprawdopodobniej chodzi o generała majora K. Głobaczewa który został mianowany komendantem stołecznej Ochranki w lutym 1917 roku.

Według Głobaczewa, pewien nie ujawniony z nazwiska pracownik Agencji Zagranicznej w Paryżu, oportunista, spreparował owe Protokoły... między rokiem 1896 a 1900; w 1910 roku "nie wspominając o niczym swoim bezpośrednim przełożonym" (ten szczegół pozwala wyłączyć Raczkowskiego, ówczesnego szefa Agencji Zagranicznej), przekazał swoją fałszywkę funkcjonariuszowi Ochranki petersburskiej, pułkownikowi Piramidowowi. Głobaczew stwierdza, że Manasewicz-Manuiłow i inni podjęli starania, aby fałszywka dotarła do cara, ale powiodło się to dopiero w 1905 roku dzięki pomocy D. Trepowa (który w listopadzie 1905 roku został komendantem dworu) oraz W. Dżunkowskiego, ówcześnie zastępcy gubernatora moskiewskiego.

Głobaczew utrzymuje, że Mikołaj II uznał Protokoły... za rzecz godną zaufania; uczynił tak na fali antysemickiej dezinformacji, szerzonej przez prawicowe ugrupowania w typie Związku Narodu Rosyjskiego, która zbiegła się w czasie z początkiem straszliwych pogromów. Dowiedziawszy się o traktacie, który najprawdopodobniej posłużyłby dodatkowemu wzmocnieniu owej dezinformacji [W tym miejscu Burcew wtrąca, jako własne oświadczenie, stwierdzenie, że były dyrektor policji AS. A. Łopuchin wywierał nacisk na Stołypina, żeby w tym samym czasie przeprowadzić śledztwo dotyczące drukowania antysemickich materiałów w Departamencie Policji.], Stołypin polecił w 1906 roku przeprowadzić śledztwo w kwestii Protokołów... . Wynikiem dochodzenia był raport, napisany przez dwóch oficerów żandarmerii (Głobaczew identyfikuje ich jako Martynowa i Wasiliewa), w którym stwierdza się, że Protokoły... to zwykłe oszustwo i przytacza potwierdzające tę tezę zeznania uzyskane od Ratajewa w Paryżu oraz Hartinga w Berlinie (obaj wymienieni pracowali w Agencji Zagranicznej do lipca 1906). Po przeczytaniu tego raportu car miał rozkazać: "Pozbyć się Protokołów... . Nie można bronić świętości brudnymi metodami".

Globaczew twierdzi, że wszystkie te fakty poznał w trakcie prowadzonego przez siebie dochodzenia w roku 1908, również na polecenie Stołypina. Chociaż Burcew nie pisze, by usłyszał z ust Głobaczewa przyczynę, dla której postanowiono zbadać tę sprawę po raz drugi, wiadomo, że postanowienie podjęto po opublikowaniu Protokołów... w 1907 roku przez rzecznika Związku Narodu Rosyjskiego, Butmiego. Oceniając osobiście problem Protokołów..., Głobaczew stwierdził, że zostały one sfałszowane i wykluczył udział w tej aferze przedstawicieli najwyższych władz.

Sam Burcew zgodził się, że Protokoły... zostały sfałszowane, ale uważał, że pełną odpowiedzialność za to ponoszą wysocy urzędnicy. Przytacza i potwierdza szczegóły dotyczące ich powstania, relacjonowane przez księżnę Radziwiłł w 1921 roku, tak samo jak i uzyskaną od niej informację, że pochodzący z roku 1881 manuskrypt został opracowany na nowo przez Gołowinskiego w 1905 roku na polecenie Raczkowskiego. Nie przytacza jednakże żadnych dowodów, że owe szczegóły są prawdziwe. Powodem, by je uznać za prawdę, było przeświadczenie Burcewa, że najwyżsi decydenci w Departamencie Policji byli zdecydowani wykorzystać nurt antysemicki w swojej kampanii przeciwko rewolucjonistom. Zrzucając na Żydów winę za polityczną agitację, strajki w fabrykach oraz rewolucyjny terroryzm, policja przypuszczała, że zdoła w ten sposób bardziej skutecznie nakłonić Rosjan do silnego poparcia cara. Burcew twierdzi, że Protokoły... doskonale pasowały do tego schematu: prezentowały Żydów jako spiskowców mających nadzieję na przejęcie władzy nad całym światem metodą niszczenia od wewnątrz istniejącego porządku społecznego wszelkimi możliwymi sposobami o charakterze politycznym, gospodarczym, czy też religijnym.

Można również dowodzić, że było odwrotnie; zarówno świadectwa w postaci dokumentów, jak i logiczne rozumowanie podważają powszechnie przyjmowane założenie, że wysocy urzędnicy z uporem i rozmysłem czynili Żydów kozłami ofiarnymi. Niektórzy członkowie władz rzeczywiście popierali tego rodzaju politykę i jeśli tylko mogli, wprowadzali ją w czyn, jednakże w roku 1900 rząd carski stał na stanowisku, że antysemickie ekscesy w Rosji należy ograniczać, a nie wspierać.

Dwa końcowe zeznania w tej kwestii zostały zaczerpnięte z dokumentów A. Spiridowicza, które w 1962 roku trafiły do archiwum amerykańskiego Uniwersytetu Yale. Jako komendant gwardii pałacowej w latach 1906-1912, Spiridowicz osobiście znał Raczkowskiego. Oświadczenia, jakie złożył w tej sprawie generał dowodzą, że Raczkowski nie miał w tej sprawie żadnego udziału, ponieważ nigdy nie był antysemitą. "Przede wszystkim jego sekretarzem był Żyd Golszman, a główny pomocnik nazywał się Gekkelman. Żaden z jego [Raczkowskiego] raportów nie był antysemicki, nie wspominał on nawet o Żydach jako przywódcach ruchu rewolucyjnego". Spiridowicz pisze również: "Mamy pełne powody, by uznać, że Nilus dał Kruszewanowi Protokoły... do opublikowania w gazecie >>Znamia<<. Nilus był sympatykiem Kruszewana i jego działalności (...) i nie zdziwiłbym się, gdyby pewnego dnia okazało się, że to on sam, Nilus, był ich autorem".

Drugie oświadczenie na ten temat, znalezione w papierach Spiridowicza, pochodzi od syna Raczkowskiego, Andrieja Pietrowicza. który utrzymuje, że nigdy nie słyszał o Nilusie ani Gołowinskim. Tym samym "całkowicie odrzuca ewentualny związek pomiędzy Raczkowskim i Nilusem", nie wyklucza natomiast, że agentem mógł być Gołowinski. Sam Raczkowski został dożywotnio usunięty z policji w lipcu 1906 roku i zmarł w trzy lata później. Nie ma dowodów, by kiedykolwiek komentował sprawę Protokołów... w obecności jakiegoś śledczego lub znajomego, czy też pisał coś na ten temat.

Tak oto przedstawiają się zeznania "świadków" i "prowadzących dochodzenie" w sprawie Protokołów...; niektórzy z tych ludzi albo wszyscy mogli łgać, źle zapamiętać szczegóły czy w inny sposób wypaczyć genezę albo sposób rozprowadzenia tego pseudodokumentu. Jeśli weźmie się pod uwagę dowody wynikające z analizy tekstu, przedstawione przez Gravesa i Burcewa, a dotyczące powstania Protokołów... na podstawie satyry Joly'ego z 1864 roku, nikt naturalnie nie uwierzy twierdzeniom Nilusa, Butmiego i im podobnych, iż oryginalny egzemplarz opublikowanych Protokołów... spoczywa w ukrytym archiwum syjonistycznych konspiratorów.

Pytanie brzmi, czy i jaki był w tym udział carskiej tajnej policji. Zasadnicze znaczenie w tej sprawie ma oświadczenie księżnej Radziwiłł, ponieważ stwierdziła ona, że była w posiadaniu egzemplarza - tego, który nigdy się nie zmaterializował - oryginalnej wersji Protokołów..., sporządzonej zgodnie z rozkazami szefa Departamentu Policji w latach osiemdziesiątych zeszłego wieku, a w dodatku, że miała w rękach, a nawet czytała, rękopis "zmodernizowanej" wersji, zamówionej przez Raczkowskiego w 1905 roku. Pochlapany atramentem rękopis z 1905 roku w języku francuskim, pisany kilkoma różnymi charakterami, jest wobec tego jedynym empirycznym dowodem wiążącym Protokoły... i Ochrankę. Księżna oświadczyła, że dysponowała owym rękopisem i czytała go w jakiś czas po marcu 1905 roku, a także usłyszała od właściciela tych materiałów, że w sprawę zaangażowany jest Raczkowski.

Du Chayla twierdzi, że w 1909 roku otrzymał i przeczytał Protokoły... - miała to być ta sama wersja, którą dostarczył Nilus, z tekstem edycji z 1905 roku; pamiętał poplamiony niebieskim atramentem rękopis pisany przez kilka osób. Twierdził również, że słyszał od właściciela, iż źródłem, z którego pochodził ten traktat, był Raczkowski. Jeżeli rękopis z niebieskimi plamami, o których księżna Radziwiłł i du Chayla mówili w roku 1921 - przy czym te wypowiedzi dzieliły trzy miesiące - był tym samym francuskim manuskryptem, który znajdował się w posiadaniu Nilusa seniora, co w 1936 roku potwierdził jego syn, to oznacza, że nie mógł to być egzemplarz, który dotarł do Nilusa na czas, by ten wykorzystał go w swojej książce z 1905 roku. A zatem Nilus musiał użyć innego egzemplarza, otrzymanego przed marcem 1905 roku; dotyczy to oczywiście również wydawcy Kruszewana, który wydrukował Protokoły... w gazecie "Znamia" w roku 1903.

Przedstawiciele władz rzekomo wydobyli starą kopię Protokołów... z archiwum w marcu 1905 roku i wysłali ją do Paryża w celu skorygowania francuskiego tekstu pisanego ręcznie (co, jak widać, uznali za konieczne w przypadku dokumentu mającego pochodzić z archiwów francuskich). Musiało to wymagać pracy trwającej co najmniej sześć tygodni. Aby móc przepisać rzekomy tekst z 1905 roku i przekazać go do moskiewskiego Komitetu do spraw Prasy nie później niż we wrześniu 1905 roku, Nilus musiał zarezerwować sobie stosowny czas na przetłumaczenie materiału, a następnie, tak jak tego wymagały przepisy dotyczące prasy, znaleźć jeszcze więcej czasu na przekazanie swego tłumaczenia do drukarni, gdzie go złożono, poddano korekcie, wydrukowano i właściwie ułożono arkusze. Wszystkie te przygotowania poprzedzające uzyskanie werdyktu cenzury musiały trwać znacznie dłużej niż cztery miesiące.

W każdym razie tekst Protokołów... musiał być w Rosji dostępny na długo przed rokiem 1905. Wersja opublikowana w piśmie "Znamia" w 1903 roku jest wystarczającym dowodem tej tezy, a istnieje także zeznanie Stiepanowa, że powielił on ten tekst w 1895 roku oraz zawarte w książce Burcewa świadectwo Głobaczewa, że oficer petersburskiej Ochranki otrzymał kopię Protokołów... od swego agenta z Paryża w roku 1900. Gdyby Nilus był w posiadaniu poplamionego niebieskim atramentem rękopisu, który księżna Radziwiłł rzekomo czytała w Paryżu w 1905 roku, musiałoby tu chodzić o inny egzemplarz, który dotarł do niego już po przygotowaniu tekstu Protokołów... do jego książki z roku 1905.

Rzeczywiste źródło pochodzenia Protokołów... pozostaje tajemnicą; jak dotychczas, nie ma dowodów pozwalających zidentyfikować ich autora - antysemity lub zwykłego oportunisty, Rosjanina albo Francuza, agenta policji, czy też osoby prywatnej, która sfabrykowała ten tekst w latach osiemdziesiątych bądź dziewięćdziesiątych dziewiętnastego stulecia. Nie dysponujemy również przekonywającym dowodem mówiącym, kto przekazał ów tekst w Rosji ludziom skłonnym zająć się jego opublikowaniem. Tacy kurierzy mogli uznać, że przekazywany przez nich tekst jest celowym aktem dezinformacji, mającym zniesławić Żydów, albo też, tak jak to rzekomo stało się w przypadku cara Mikołaja II i Nilusa, uznać go za autentyczny dokument syjonistów dowodzący istnienia żydowskiego spisku.

Kiedy dokument ukazał się w Rosji w druku w latach 1903,1905, 1908, 1911 i 1917, stwierdzone fakty dotyczące jego publikacji wykluczyły udział policji w tej sprawie. Nie ulega kwestii, że pewne osoby z Ochranki, czy też szeroko rozumianego Departamentu Policji, opowiadały się za opublikowaniem i szerokim rozpowszechnieniem oszukańczego traktatu, chcąc wzbudzić i skierować gniew społeczeństwa na Żydów, ale ich rady nie skłoniły kierownictwa policji do zadbania o przygotowanie wielkich nakładów spreparowanego tekstu, lub też zorganizowania kampanii w celu przekonania ludzi o jego autentyczności. Jak już wskazano, faktyczni wydawcy Protokołów... byli ekstremistami, cieszącymi się zaufaniem jedynie w niewielkim kręgu ludzi tak samo myślących, jak oni. Z posiadanych danych wynika, że ci ekstremistycznie nastawieni wydawcy wykorzystali niewielkie maszyny drukarskie i przygotowali jeszcze mniejsze nakłady, nie korzystając ze wsparcia policji ani jakiejkolwiek agendy rządowej. 






ŻYDZI A SPRAWA POLSKA