"Rzeczpospolita" - 2001.10.13

 

BRONISŁAW WILDSTEIN

Przeciw wyrozumiałości

 

 

Jarosław Makowski należy do - licznej dziś - grupy humanitarystów, którzy tak kochają człowieka i tak pełni są wyrozumiałości dla wszelkich jego odmian i postaw, że gotowi są unicestwić każdego, kto uczuć tych i poglądów nie podziela. Tak nienawidzą nienawiści, że namiętnie tropią ją u wszystkich, którzy mają pecha się z nimi nie zgadzać i zrobiliby wszystko, aby zetrzeć ich z powierzchni ziemi.

Oczywiście, chodzi wyłącznie o śmierć cywilną, o eliminację z życia publicznego wszystkich nie dość humanitarnych poglądów i ich rzeczników. Dla tego wzniosłego celu humanitaryści gotowi są imać się wszelkich środków: pomówienia, obelgi, donosu.

Taki właśnie charakter ma polemika Jarosława Makowskiego "Pokusa nienawiści" ("Rzeczpospolita" 11.10) z artykułem Agnieszki Kołakowskiej "Przeciw rozmazywaniu winy" ("Rzeczpospolita" 4.10).

Insynuacje humanitarysty

Wymowna jest już sugestia zawarta w tytule. Dlatego, że wzywa do przywrócenia rzeczom określeń najbardziej oczywistych i uznania, że zbrodniarze są winni popełnionych przez siebie czynów, Kołakowska, zdaniem Makowskiego, ulega pokusie nienawiści.

Pisze on wprost, że gdyby mogła, zabiłaby wszystkich "intelektualistów oraz myślicieli, którzy świat po ataku na World Trade Centre widzą nie tylko w biało-czarnych barwach". Wprawdzie Kołakowska pisze wyłącznie o potrzebie potępienia tych, którzy w obliczu zbrodni i agresji na cywilizację usiłują rozmywać odpowiedzialność i winę odnajdują po stronie atakowanych, ale Makowski wie, że tak naprawdę chodzi o ich zabijanie.

Potrzebę powrotu do zasad naszej cywilizacji Makowski interpretuje jako pogardę dla cierpienia ludzi mieszkających poza jej kręgiem. Warto mu więc przypomnieć, że tylko ta cywilizacja ma wymiar uniwersalny, gdyż podmiotem jest w niej osoba ludzka stworzona na obraz i podobieństwo Boga niezależnie od przynależności etnicznej i narodowej. Trudno znaleźć gdzie indziej tak jednoznacznie sformułowaną wykładnię uniwersalizmu. Dlatego odwołanie się do zasad tej cywilizacji nie oznacza obojętności na zło i krzywdę, a wręcz przeciwnie, aktywne przeciw nim zaangażowanie. Tylko że angażować można się naprawdę wtedy, kiedy zechcemy zrozumieć świat, a więc między innymi nazwać zło i jego sprawców po imieniu.

O tym wszystkim Kołakowska pisała w swoim artykule. Nie napomknęła nigdzie, wbrew temu co twierdzi Makowski, że "islam to tylko fanatyzm i terroryzm", a ludzie poza kręgiem naszej cywilizacji "są gorsi" niż ci, którzy ją zamieszkują.

Publicysta "Tygodnika Powszechnego" uznaje jednak, że ma prawo pisać to wszystko, na podstawie apelu autorki o "konieczność rozróżniania prawdy od kłamstwa, dobra od zła". Bo to wtedy, według Makowskiego, ujawnia się "nienawiść /która/ nie chce patrzeć, nie chce widzieć i nie potrafi dostrzec racji przeciwnika".

Niestety Makowski nie jest odosobniony. Bohdan Cywiński napisał ("Rzeczpospolita" 6 - 7.10.2001) "Nie chcę mieć nic wspólnego z taką kulturą, dla której dokonany przez nieszczęśliwego bojowca terrorystę akt terroru - nawet zbrodniczego - jest przejawem pogardzanego barbarzyństwa". W zdaniu tym skupiają się wszystkie kontrkulturowe schematy współczesnych intelektualistów. To "bojowiec" (jest to zresztą nieuprawnione użycie określenia z tradycji PPS, która nic wspólnego z obecnym terrorem nie ma) jest nieszczęśliwy, a nie jego ofiary. Czy akt terroru jest zbrodniczy to kwestia dyskusyjna - można wnioskować z wypowiedzi Cywińskiego,. Natomiast największą zbrodnią jest, wedle niego, uznanie terroryzmu za "przejaw pogardzanego barbarzyństwa". Może to dobrze, że Cywiński wypisuje się z naszej kultury, bo przyjęcie jego zasady oznaczałoby kultury tej samobójstwo. Nieumiejętność nazwania barbarzyństwa to skrajny przejaw dekadencji.

Intelekt przeciw rozumowi

Makowskim warto zajmować się jako przedstawicielem rozpowszechnionej dziś postawy i modelu myślenia. Charakterystyczne dla niej zakwestionowanie elementarnych zasad, które tworzą cywilizację, wyraża się w formule - "to dużo bardziej skomplikowane...".

Jasne, że każde zjawisko jest bardziej skomplikowane, niż jesteśmy to w stanie pojąć i wyrazić, ale to banał. Nie jest natomiast banalny wniosek, jaki wysnuć można z tej oczywistości. Jeśli rzeczywistość jest zbyt skomplikowana, abyśmy mogli rozpoznać ją do końca naszym indywidualnym rozumem, to tym bardziej powinniśmy zawierzyć pewnym zasadom, na których ufundowana została nasza kultura, a więc zweryfikowanej przez wieki mądrości zbiorowej.

Tymczasem uznanie komplikacji świata, które tak często głoszone jest dziś przez osoby uważane za intelektualistów, nie pokorę intelektualną oznacza, lecz pychę. Służy ono demonstracji niezgody na tradycyjne prawdy i popisywaniu się zdolnością do wywrócenia rzeczywistości na nice.

Ambicja taka jest elementem kontestacyjnej postawy współczesnych intelektualistów. Ta kontestacja stała się wyznacznikiem tej grupy. Racjonalizm zachodniej cywilizacji ma źródło w dziwieniu się, a więc wątpieniu. Jednak ta właściwa zachodniej kulturze cecha doprowadzona została już jakiś czas temu do absurdu i samozaprzeczenia. Nie związana już z sokratejskim czy kartezjańskim wysiłkiem intelektualnym - stała się jego zaprzeczeniem, najbardziej rozpowszechnioną i najłatwiejszą konwencją, którą dziś oglądamy w jej postmodernistycznym wcieleniu. Owa konwencja polega na powtarzaniu obiegowych i paradoksalnych frazesów, które w duchu łatwego relatywizmu zapoznają całą głębię zachodniej tradycji, a zamiast myślenia, tworzą żonglerkę słowną.

Odpowiedzialność przeciw moralności

Przykładem tego jest gra z pojęciem odpowiedzialności, którą uprawiają Bauman czy Makowski. Używanie przez nich formuł o "naszej wspólnej winie" czy "wspólnej odpowiedzialności" prowadzi do zasadniczego pomieszania pojęć.

Makowski mówi o "naszym wspólnym człowieczeństwie", które, jego zdaniem, Kołakowska neguje. Mniejsza w tej chwili o to, że w artykule tej autorki nie ma żadnych podstaw do wyciągania takich wniosków. Ważne jest, że to "wspólne człowieczeństwo" prowadzić ma do poczucia "naszej wspólnej winy", a więc powoduje rozmycie kategorii winy i odpowiedzialności, czyli elementarnych zasad moralnych.

Poszukiwanie zrozumienia okoliczności rodzenia się zła od jakiegoś czasu prowadzić zaczęło w naszej kulturze do zakwestionowania odpowiedzialności. W myśl jednego z najgłupszych aforyzmów francuskich: "Wszystko zrozumieć, to wszystko wybaczyć". Otóż nie musi być żadnego związku między zrozumieniem a wybaczeniem.

Zło, jak każde zjawisko, ma swoją genezę. Reprodukuje się. Czy znaczy to, że jest mniej godne potępienia? Jednak mędrkowie, pochylający się nad nieszczęśnikiem, który zło uczynił, odwrócili się od nieszczęścia jego ofiar i doprowadzili do zasadniczego odwrócenia pojęć i zanegowania sprawiedliwości. To nie złoczyńca, zdaniem owych humanitarystów, ale społeczeństwo, które go takim uczyniło, jest odpowiedzialne. Rodzice, szkoła, ubóstwo - wszyscy, tylko nie ten, który zło popełnił. Karę uznaje się za pozbawiony racji moralnych środek represji. Przecież, zdaniem humanitarystów, należy zmienić społeczeństwo, a nie karać jego ofiary, którymi w szczególności okazują się zbrodniarze. Odpowiedzialny ma być każdy, któremu powodzi się lepiej, a więc pogardliwie określany jako "mieszczuch", ten, który stosuje się do ładu moralnego. Po przeniesieniu tej logiki na skalę globalną, za nędzę Trzeciego Świata odpowiada świat pierwszy, wolność odpowiedzialna jest za brak wolności, cywilizacja za barbarzyństwo. Głoszący takie tezy nie czuli się odpowiedzialni za ich uzasadnienie.

Makowski za Baumanem przytacza afrykańskie tragedie, aby... właśnie, aby czego dowieść? Że jesteśmy za nie odpowiedzialni? Jeśli Zachód jest za nie odpowiedzialny, to dokładnie przeciwnie niż chciałyby tabuny lewicowych intelektualistów.

Być może Afryka powinna być "raną na sumieniu świata". Jednak nędza, głód i zbrodnia, które się tam plenią, mają swoich bezpośrednich sprawców. Są to opiewani przez lewicowych intelektualistów bohaterowie dekolonizacji, którzy przy poklasku opiniotwórczych światowców obiecywali na początku lat sześćdziesiątych prześcignięcie w ciągu kilku dekad państw Zachodu i podejmowali w tym celu wysiłki, których efekty możemy dziś obserwować. Upowszechnianie, a więc rozmywanie odpowiedzialności za zbrodnie i katastrofy spowodowane głupotą i arogancją konkretnych ludzi i grup ludzkich, prowadzi tylko do pogłębiania się negatywnych zjawisk, a więc pogłębiania się nieszczęścia tamtego świata.

W Durbanie Zachód pod dyktando satrapów Trzeciego Świata w imię "wspólnej odpowiedzialności" posypywał sobie głowy popiołem, rozliczał się z niewolnictwa i kolonializmu, a milczał na temat eksterminacji i niewolnictwa, które ludy miejscowe organizują sobie dziś.

Tylko twarda afirmacja wartości pozwoli nam interweniować w sytuacji ich zagrożenia. Relatywizm prowadzi do rozbrojenia.

Należało użyć wojska, aby zatrzymać morderców Hutu, a nie mędrkować, że to bardziej skomplikowane, bo i Tutsi w przeszłości robili brzydkie rzeczy... a w ogóle biali mają winy i nie należy drażnić czarnej wrażliwości itd. - jak mówili wówczas humanitarni intelektualiści.

Górnolotne apele Baumana (w wypowiedzi w "Tygodniku Powszechnym" o wydarzeniach 11 września w Ameryce, na który w "Rz" odpowiedziała Agnieszka Kołakowska) są tożsame z marksistowską retoryką wymierzoną w cywilizację Zachodu. Sukces ma być symptomem grzechu. Zasobność winą. Zawiść zostaje uświęcona.

Czy powinniśmy zrozumieć zbrodniarzy?

Oczywiście powinniśmy próbować zrozumieć każde zjawisko, zdając sobie sprawę, jak ograniczone są nasze zdolności poznawcze. Nasze rozumienie zła skażone zostało współczesną wersją pelagianizmu, łatwego uznania dobroci istot ludzkich. Wydawałoby się, że wiek XX dał lekcję, która odsłoniła nie tylko naiwność takiego myślenia, ale i jego zgubne konsekwencje. Niestety, historia uczy tylko tego, że ludzie są niewyuczalni. Świat zachodni, a więc przy wszystkich swoich ułomnościach świat wolności, dobrobytu i szacunku dla godności człowieka, zagrożony jest przez ideologie ufundowane na resentymencie. Przez stale towarzyszące człowiekowi siły destrukcji, które przybierają najrozmaitsze formy i uzasadnienia. W tej chwili w wymiarze globalnym odwołują się one do muzułmańskiego fundamentalizmu. To jego hasła pojawiają się na sztandarach "wyklętego ludu ziemi", którego ideologowie, jak zawsze, przekonują, że wystarczy zniszczyć cywilizację, aby na upośledzonych spłynęło boże błogosławieństwo, tak jak kiedyś spłynąć miało błogosławieństwo historii. I tak jak kiedyś pokonać to zagrożenie można wtedy tylko, kiedy zostanie ono uświadomione i nazwane.

Odpowiedzialność za świat polega dziś na jego obronie przed barbarzyńcami.






11 Września 2001