Gazeta Wyborcza - 1994/03/11
Leszek K. TALKO
Siedzą na malutkich krzesełkach. Wokół klocki lego, pluszowe misie, plastikowe samochodziki. Zastanawiają się, jak zbudować lądowisko dla kosmitów.
Jak zwykle miało się zacząć wieczorem. Spóźniłem się. W sali przedszkola na Gocławiu siedziały już trzy osoby. Z małego magnetofonu rozbrzmiewała komputerowa, tęskna i trochę mistyczna muzyka Kitaro z płyty "Tenghuang".
- Jak pan się dowiedział o wykładzie? - ożywił się Jacek, młody blondyn za biurkiem - jedynym "dorosłym" meblu w pomieszczeniu. - Zwykle bywa więcej osób, nawet dziesięć.
Usiedliśmy przy dziecięcym stoliku z Szymonem, brunetem z brodą i przysypiającym co chwila mężczyzną w średnim wieku w marynarce.
- Chyba zaczniemy - stwierdził Jacek.
Muszka podważyła
- Są ludzie wierzący, że Bóg stworzył świat za pomocą magicznej pałeczki. Inni mówią, że to ewolucja. Weźmy ewolucję. Przecież wiele zwierząt nie spełnia warunków ewolucji. Powiedzmy muszka. Niby nic nadzwyczajnego, ale uczeni w laboratorium próbowali ją zmutować - opowiada Jacek. - Po siedmiu mutacjach, muszka wróciła do pierwotnej postaci.
Nie chciała ewoluować.
Nie wiadomo dokładnie, jaka to muszka i jakie laboratorium, ale że podważyła teorię ewolucji, to rzecz pewna.
Pokój bez UFO
Zaczęło się we Francji. Jacek mieszkał tam kilka lat. Kiedyś usłyszał przez radio pogadanki raelian. Latające spodki, zielone ludziki. - Czytałem przedtem dużo Daenikena o tym, że przybysze z kosmosu odwiedzali w przeszłości Ziemię - wyznaje. Sekta utrzymująca, że życie stworzyli przybysze z kosmosu, przypadła mu do gustu.
Miał 16 lat, był katolikiem. Chodził do kościoła. Raelianie przekonali go, że Jezus był biorobotem. - Dalej wierzę w Chrystusa, w jego przesłanie - mówi. - Ale już inaczej.
Wrócił do Polski, teraz studiuje na Politechnice. Wieczorami przekazuje nauki Raela.
Mieszka w akademiku. W pokoju płyty, kasety, tylko kilka książek z uśmiechniętym Raelem na okładce świadczy o lokatorze. - A przecież gdybym chciał się odróżniać od innych, postawiłbym tu makietę latającego spodka - podkreśla.
- Mam dziewczynę, jestem taki jak inni - przekonuje. - Ona jest katoliczką, ale raelianizm jej nie przeszkadza.
- Może jej ojciec sprzeciwiałby się małżeństwu - dodaje po namyśle.
- Niektórzy stukają się w głowę, kiedy słyszą o latających spodkach. Ale czy to dziwniejsze niż wierzyć w diabła.
Szymon nie należy do ruchu. Chętnie pomaga buddystom lub krisznowcom. Raelianom pomógł wynająć salę. Pracuje jako dystrybutor Amwaya. W wolnych chwilach lubi posłuchać dziwnych opowieści. Teraz zastanawia się, czy jednak nie byłoby prościej zasiedlić inną planetę, niż produkować bioroboty.
Zielone objawienie
Claude Vorhillon w 1973 r. miał 28 lat. Był dobrze zapowiadającym się dziennikarzem sportowym i piosenkarzem. Do czasu, gdy spotkał w Wogezach zielonego ludzika. Ludzik wysiadł z latającego talerza i zagadał po francusku. Tak narodziła się nowa religia, organizacja, a może sekta licząca dziś 40 tys. członków na całym świecie i kilku w Polsce.
Ludzik nadał Vorhillonowi imię Rael - po starohebrajsku "ten, który przynosi światło".
Opowiedział, że 30 tys. lat temu na planecie Elohim zielone ludziki zaczęły tworzyć syntetyczne rośliny i zwierzęta. Potem produkcję przeniesiono na Ziemię. Tutaj zielone ludziki zaczęły produkcję od biorobotów podobnych do człowieka i obdarzonych sztuczną inteligencją. Bioroboty nazwały się "ludźmi", swoich twórców określały mianem "elohim". - To słowo w liczbie mnogiej, w Biblii niesłusznie przetłumaczone jako "Bóg" - wyjaśnia Jacek.
Na planecie Elohim istnieje kilka ras. Żółci Elohimowie robili żółtych ludzi, czarni czarnych, a biali białych. Mali Elohimowie robili Pigmejów. Nie wiadomo tylko, dlaczego zieloni Elohimowie nie zrobili zielonych ludzi.
Klonowany Budda
Potem ludzik razem z Raelem polecieli na rodzinną planetę Elohim. Tam Rael spotkał Mahometa, Jezusa i Buddę utrzymywanych przy życiu za pomocą klonowania - sztucznego produkowania nowych komórek. Każdy raelianin ma taką szansę. Wystarczy przekazać Raelowi swój plan komórkowy (przez dotknięcie ręką czoła). Wtedy można trafić na planetę Elohim i żyć wiecznie.
Rael dowiedział się, że Elohimowie zostali stworzeni przez innych Elohimów, a tamci przez jeszcze innych.
- Więc jednak ktoś musiał być na początku - zagadnąłem. - Albo Bóg, albo ewolucja, żeby stworzyć pierwszych Elohimów.
- Bardzo dobre pytanie - uśmiecha się Szymon.
Bez odpowiedzi.
Klucze Elohim
Apokalipsa zaczęła się wraz ze zrzuceniem bomby atomowej na Hiroszimę 6 sierpnia 1945 r. - Słowo apokalipsa, podobnie jak elohim, też zostało źle przetłumaczone - uspokaja Jacek. - Era apokalipsy to czas oświecenia, nie zniszczenia.
Elohimowie dali Raelowi rady, czyli klucze dotyczące wielu aspektów życia w nowej erze - etyki, polityki, a nawet życia seksualnego.
To ostatnie nie jest najmniej ważne. "Życie bez przyjemności to nie kultywowany ogród" pisze Rael w swojej książce, a "przyjemność użyźnia grunt".
Na Zachodzie głośno o tym, co wyprawia się na wynajętym przez ruch kempingu na południu Francji. Nagość i orgie. - To bzdury, byłem tam na stażu - uśmiecha się Jacek. - Są wykłady i medytacje.
Fotografia z raeliańskiego pisma: nagie dziewczyny, młodzi ludzie w białych szatach. Obejmujące się półnagie pary.
Nie z tej ziemi
W Polsce jest tylko kilku raelian. Czasem się spotykają. Piotr z Krakowa, doktor nauk ścisłych, Danuta z Ostródy, emerytowana nauczycielka, Jacek z Warszawy. Niekiedy kilku innych.
- We wrześniu przyjedzie Rael. W księgarniach ukażą się jego książki. Może to ściągnie sympatyków? - zastanawiają się. Zamierzają pojechać na festiwal "Nie z tej ziemi". Trochę się boją, czy to nie przyciągnie dziwaków i wariatów.
Zastanawiają się, czy książka Raela stanie obok Biblii i Koranu, czy trafi do dworcowych kiosków obok relacji o gadających żabach i prehistorycznym potworze z kolejnego jeziora.
Ambasada dla spodków
W swoich wydawnictwach przedstawiają plany i makiety "ambasady". Na rysunkach nie wygląda na dużą. Kilka kopułek, na dachu lądowisko dla latających spodków. Taki Holiday Inn dla Elohimów.
Elohimowie chcą, by ambasada stanęła w Izraelu, ale na gruncie neutralnym. Raelianie od 20 lat zastanawiają się, jak pogodzić te dwa życzenia. Rozmawiali już z przedstawicielami rządu izraelskiego. Ci nie wykazali należytego zrozumienia.
Nie zaszkodzi zbudować
Można się spytać: po co Elohimom ambasada. Lądowali w swych spodkach na trawnikach, mogą lądować nadal.
- Nie zaszkodzi zbudować - stwierdza Jacek. - Niektórzy będą się stukać w czoło, że wariaci budują lądowisko dla UFO, a tu nagle spodek wyląduje i mina im zrzednie - uśmiecha się triumfalnie.
- A zresztą, gdyby był dowód, ludzie przestaliby szukać, myśleć - dodaje po namyśle.
- Może lepiej pozbyć się niedowiarków? - sugeruję. - Elohimowie mogliby zaprezentować się we wszystkich stacjach telewizyjnych świata. Wszyscy by uwierzyli.
- To kwestia delikatności - poucza Jacek. - Można wzywać ludzi przez megafon, można przysłać jednemu dyskretny list. Elohimowie wolą drugi sposób.
Ćwierć lądowiska
Na Zachodzie raelianie są bogaci. Zarobki wszystkich członków są opodatkowane. 3 do 7 proc. każdej pensji idzie na ruch, organizowanie zjazdów, wydawnictwa. Od 20 lat członkowie sekty zbierają pieniądze na budowę. Trzeba 80 mln dolarów.
- Ile już zebrano? - pytam niedyskretnie.
- No nie wiem - waha się Jacek. - Może jedną czwartą.
Przez drzwi zagląda dyskretnie nocny stróż.
- Musimy już kończyć - stwierdza Jacek.
Facet w marynarce budzi się. Zestawiamy miniaturowe krzesełka. Jacek z zażenowaniem wpatruje się w podłogę.
- Wynajęcie sali kosztowało 100 tys. zł, - więc jak, moglibyście się dorzucić...
UFO