Jak twierdzi rabin Sherwin, "pogląd Izraelczyków, że żydowskie przetrwanie najlepiej zapewnia całkowite poleganie na sobie, doprowadził ich do konieczności przetworzenia opowieści o Holocauście w opowieść o zdradach Żydów przez nie-Żydów. Zaistniała potrzeba udowadniania, że dzieje antysemityzmu w Europie uczyniły z Holocaustu fakt nieunikniony i że zdradzanie Żydów przez ich sąsiadów nie-Żydów w zamieszkiwanych przez nich krajach umożliwiło nazistom osiągnięcie zaplanowanych rezultatów. Zarówno Żydzi izraelscy jak i amerykańscy przyjęli tę samą przesłankę, to jest brak możliwości dla żydowskiego życia w Europie. Izraelskich Żydów ten brak możliwości doprowadził do wniosku, że wszyscy Żydzi powinni mieszkać w Izraelu, że jedynie Izrael może zapewnić Żydom przetrwanie. Dla amerykańskich Żydów niewiara w możliwość żydowskiego życia w Europie oznaczała, że najlepszym miejscem dla europejskich Żydów jest "ziemia obiecana". Dla amerykańskich Żydów właściwie Ameryka jest tak samo ziemią obiecaną jak Izrael. Dlatego Żydzi amerykańscy, w odróżnieniu od Żydów izraelskich, zachęcają teraz rosyjskich Żydów, aby wybierali między Ameryką a Izraelem."




Marek Konopko

Czy Żydom grozi duchowy Holocaust?




W czasie uchodźczego pobytu na Węgrzech poznałem młodego chasyda rodem z Węgier i tam zamieszkałego, który spędził kilka lat w szkole rabinackiej w Polsce u znanego rabina Rokacha w Bełzie. [...] Zięba w czasie ukrywania się i podczas oblężenia Budapesztu namiętnie oddawał się lekturze. "Najwięcej mnie pociąga literatura rosyjska i literatura polska, rosyjska - Dostojewski i Tołstoj, to sprawy ludzkie, - a polska, to sprawy religijne". "A któreż to dzieła literatury polskiej?" - zapytałem. Zięba wyliczał bez zająknięcia: "Wielki Megid, słowa samego Baal Szem Towa, Mendel z Witebska, Nachman z Bracławia i inni."
Stanisław Vincenz "Tematy żydowskie"

Paradis Judeorum

Książka amerykańskiego rabina Byrona L. Sherwina zatytułowana Duchowe dziedzictwo Żydów polskich jest książką niezwykłą. Zazwyczaj Żydzi amerykańscy przyjeżdżają do Polski w ramach tak zwanej Holocaust Tours: zwiedzają Auschwitz, Majdanek, Treblinkę, Umschlagplatz, Cmentarz Żydowski w Warszawie, a potem wracają do domów z przekonaniem, że Polska to dla Żydów jedynie wielkie cmentarzysko. Głoszą przy tym często poglądy, że umiejscowienie tego cmentarzyska nie jest przypadkowe, gdyż Polacy są narodem patologicznych antysemitów, dlatego Zagłada musiała dokonać się właśnie tu, a nie gdzie indziej.

Rabin Byron L. Sherwin, uczeń najwybitniejszego XX-wiecznego teologa żydowskiego Abrahama J. Heschela, też uważa, że miejsce Holocaustu nie zostało wybrane przypadkowo. Shoah dokonał się na naszych ziemiach dlatego, że mieszkało tu najwięcej Żydów. Dlatego, że Polska w ciągu wielu stuleci była dla nich najbardziej gościnnym krajem na świecie. W czasach, kiedy z innych państw wypędzano Żydów (1239 - Bretania, 1290 - Anglia, 1394 - Francja, 1492 - Hiszpania), Polska nazywana była "paradis Judeorum" (rajem dla Żydów). Z czasem stała się ona centrum żydowskiego życia duchowego. To w naszym kraju działalność wielu pokoleń talmudystów, chasydów, kabalistów, mistyków i poetów złożyła się na Złoty Wiek żydowskich osiągnięć w dziedzinie duchowej, kulturalnej i intelektualnej. Tu narodził się i rozwinął największy ruch odrodzeniowy w historii judaizmu - chasydyzm. Tu - jak wierzyli ortodoksyjni Żydzi - po zburzeniu Świątyni w Jerozolimie zamieszkała Szechina, czyli Boża Obecność, by oczekiwać ze swym ludem nadejścia Mesjasza. Tu pojawił się największy z fałszywych mesjaszy w diasporze, Jakub Frank, który twierdził, że Ziemią Obiecaną dla Narodu Wybranego jest Rzeczpospolita. Jeden z mistrzów chasydzkich w XIX wieku pisał, że Polska to kraj, w którym nawet drzewa i lasy pragną słyszeć hebrajskie modlitwy.

Właśnie przez pryzmat pięciu wieków tego doświadczenia, owej polsko-żydowskiej koegzystencji, a nie przez pryzmat pięciu lat, kiedy to niemieccy naziści zbudowali na polskich ziemiach fabryki śmierci, Byron L. Sherwin patrzy na Polskę. Twierdzi, że Polska jest dla Żydów skarbem duchowym, a dla wielu z nich przechowuje ona klucze do żydowskiej tożsamości. On sam uznaje się za Żyda, który nie zrozumiałby sam siebie, gdyby nie poznał Polski. Jego przodkowie przybyli do Rzeczpospolitej w XIV wieku. Byli wśród nich: rabin Saul Wahl, doradca królewski, który według legendy przez jedną noc (18/19 sierpnia 1587 roku), w czasie elekcji Stefana Batorego, był królem Polski; jego córka Hindele, która zgodnie z przekazami rodzinnymi - podobnie jak niegdyś Żydówka Estera z Kazimierzem Wielkim - miała romans z królem Zygmuntem III Wazą; Rachela Mojżeszowa, dama dworu królowej Elżbiety, żony Kazimierza Jagiellończyka; naczelny rabin Polski Jakub Polak, który założył w Krakowie pierwszą na naszych ziemiach wielką akademię rabinacką; jego zięć Szalom Szachna, twórca największej ze wszystkich szkół rabinackich w Polsce - Akademii Lubelskiej; sławny XIX-wieczny mistrz chasydzki Abraham Joszua Heschel z Opatowa; czy w końcu jego praprawnuk, Abraham Joszua Heschel - nauczyciel i mistrz autora książki Byrona L. Sherwina. Niektórzy z jego rodu przyjęli chrzest i otrzymali szlachectwo, jak na przykład brat męża wspomnianej Racheli Mojżeszowej, który adoptowany został przez podkanclerzego koronnego Jana Łaskiego jako Stefan Powidski. "Gdzieś w Polsce wciąż żyją jego potomkowie - pisze Sherwin - Często rozmyślam, czy tak jak ja szukają korzeni drzewa genealogicznego rodziny, którego liśćmi i gałęźmi są i oni, i ja. Często rozmyślam, co powiedzielibyśmy sobie, gdybyśmy się dzisiaj spotkali". Dzieje stosunków polsko-żydowskich w Rzeczpospolitej czyta się u Sherwina właściwie niczym sagę jednej rodziny.

"Dla tak wielu z nas Polska przechowuje klucze do naszej historii, naszej tożsamości, do odkrywania zasobów i doświadczeń zamkniętych w najgłębszych pokładach naszych dusz", zauważa Sherwin i w imieniu swych rodaków pisze: "Prosimy o pomoc w odzyskaniu kluczy do żydowskiej duchowości, przechowywanych w tym kraju. Prosimy was o pomoc w odkrywaniu naszej przeszłości, tak byśmy mogli budować naszą przyszłość. Prosimy was o ustrzeżenie nas przed niepamięcią. Wiara Żydów jest ugruntowana w pamięci, zaś żydowska przyszłość jest zakorzeniona w żydowskiej przeszłości. Dla nas utrata pamięci to śmiertelna choroba".

Szkoda tylko, że tak niewielu rodaków Sherwina, zwłaszcza ze Stanów Zjednoczonych i Izraela, chciałoby się pod tym apelem podpisać. Dla nich Polska pozostaje miejscem na wieki przeklętym. Tego typu prośby docierają do Polski o wiele rzadziej i słabiej niż żądania na przykład profesora Alana Dershowitza z Uniwersytetu Harvarda, który domaga się od Kościoła katolickiego potępienia kardynałów Hlonda i Wyszyńskiego, tych "najgorszych rasistowskich grzeszników historii współczesnej" (the worst racist sinners in modern history), jako winnych żydowskich pogromów.

Czyżby więc rabin Sherwin był naiwnym idealistą, zapatrzonym w odległą przeszłość i nie widzącym trudności, jakie czyhają dziś na drodze ku pojednaniu Polaków i Żydów? Bynajmniej. Doskonale zdaje sobie sprawę z nastawienia Żydów, zwłaszcza amerykańskich i izraelskich, wobec Polski, co poddaje gruntownej i bardzo wnikliwej analizie (o czym będzie jeszcze mowa poniżej). Nie ignoruje też znaczenia Zagłady, choć stara się przedstawić je w nieco innym świetle niż większość przedstawicieli tak zwanej religii Holocaustu.

Przede wszystkim zwraca on uwagę na to, że większość Żydów żyje mitem Holocaustu, nie ma zaś elementarnego pojęcia o faktach. Kiedy zapytał licealistów żydowskich w Chicago, jak ich zdaniem wyglądało życie w getcie warszawskim w 1941 roku, odpowiedzieli mu, że: 1. nikt nie miał własnego pokoju, 2. nie było oddzielnych łazienek, 3. była tylko czarno-biała telewizja, 4. nie było klimatyzacji, 5. nie było przekąsek między posiłkami, 6. każdy miał tylko dwie pary dżinsów. "Kiedy opowiedziałem im, jak było naprawdę - wspomina Sherwin - nie uwierzyli mi, bo to, co usłyszeli, nie mieściło się ani w ich doświadczeniach, ani w wyobraźni". Kiedy zaś próbuje swoim rodakom w Ameryce opowiadać o losach Polaków podczas Holocaustu, nie chcą go w ogóle słuchać, gdyż nie przyjmują do wiadomości, by ktokolwiek poza nimi mógł cierpieć podczas wojny. Istnieją dwie różne interpretacje Holocaustu - Polaków i Żydów - i niemal nie mają one ze sobą punktów stycznych. Zdaniem Sherwina ten brak zrozumienia drugiej strony, a zwłaszcza brak chęci jej zrozumienia (zarówno ze strony Polaków jak i Żydów), stanowi największą trudność na drodze do pojednania między obu narodami.

Religia obywatelska

Aby zrozumieć stosunek Żydów ze Stanów Zjednoczonych i z Izraela do Holocaustu i do Polski, musimy - twierdzi rabin Sherwin - zapoznać się ze współczesną "religią obywatelską", zarówno amerykańską jak i izraelską.

"Amerykańska religia obywatelska stanowi system wierzeń, wartości, rytów i świąt, za pośrednictwem których naród amerykański odnosi się do swoich perspektyw i przeznaczenia. Te wierzenia zakładają pojmowanie Ameryki jako narodu wybranego przez Boga, aby był gwarantem wolności we własnym kraju i na całym świecie. Rytuały związane z taką wiarą to świeckie święta: Dzień Dziękczynienia, Dzień Niepodległości, a także inauguracja urzędowania prezydenta i obchody rangi państwowej, na przykład pogrzeby zamordowanych prezydentów, Lincolna czy Kennedy'ego. Wiara w jednostkę, pluralizm i przezwyciężenie trudności to także część amerykańskiej religii obywatelskiej. W gruncie rzeczy religia obywatelska to kombinacja świeckości i religijności."

Zwróćmy uwagę na jeden z elementów wymienionych przez Sherwina - inaugurację urzędowania prezydenta. Dnia 20 stycznia 1997 roku Bill Clinton podczas przemówienia inauguracyjnego, w którym nazwał USA "ziemią nowej obietnicy", powiedział między innymi: "Ameryka wyróżnia się jako kraj, bez którego świat nie może się obejść [...] Nauczyliśmy się rozwiązywać problemy, które niegdyś wydawały się nierozwiązywalne [...] Ameryka stała się największą potęgą przemysłową świata, w dwóch wojnach światowych i długiej zimnej wojnie uratowała świat od tyranii."

Mesjanizm made in USA znalazł też poczesne miejsce w kulturze masowej. Wystarczy wspomnieć jeden z najbardziej kasowych filmów ostatnich lat "Dzień Niepodległości". W filmie tym 4 lipca (w dniu największego święta narodowego Stanów Zjednoczonych) następuje inwazja kosmitów na naszą planetę, której grozi zagłada. Katastrofa jest już niemal przesądzona, ale w ostatniej chwili do akcji przystępują amerykańskie siły specjalne, którymi dowodzi sam prezydent USA. Kosmici zostają pobici. Obraz ów jest odzwierciedleniem wiary, że Stany Zjednoczone są zbawicielem świata - są jedynym mocarstwem zdolnym zapewnić już nie tylko pokój, ale i istnienie naszej planety. Ziemianie w filmie doszli do podobnego wniosku i - proklamowali 4 lipca Dniem Niepodległości całej Ziemi.

Wiara w to, że Ameryka jest "nowym światem", "ziemią obiecaną". "zbawcą ludzkości" - nie jest wynalazkiem ostatnich lat. Można powiedzieć, że idea ta legła u podstaw powstania USA. Pierwsze godło Stanów Zjednoczonych - za prezydentury Jeffersona, Adamsa i Franklina - nie przedstawiało tak jak dziś białego orła, lecz scenę wyjścia Izraelitów z Egiptu. We wczesnej myśli amerykańskiej porównywano często Europę do Egiptu, Atlantyk do Morza Czerwonego, zaś Amerykę nazywano wprost "nowym Izraelem". Wybitny pisarz XIX-wieczny Herman Melville pisał: "My, Amerykanie, jesteśmy szczególnym, wybranym narodem, Izraelem naszych czasów; niesiemy arkę wolności świata".

O ile Amerykanie uznają się więc za nowy rodzaj ludzkości w tym nowym świecie, to Żydzi amerykańscy - jak zauważa rabin Sherwin - stanowią jakby naród wybrany wewnątrz narodu wybranego: "uważają się za nowy rodzaj Żydów, który pozostawił za sobą Europę oraz pamięć prześladowań, biedy, pogromów i ucisku". Ten nowy rodzaj Żydów (w większości zsekularyzowanych) bardziej niż do tradycyjnego judaizmu przywiązany jest do amerykańskiej religii obywatelskiej. "Hołdowanie tej religii - twierdzi Sherwin - pozwala amerykańskim Żydom potwierdzać swoją żydowskość z pominięciem żydowskiej teologii lub praktyk religijnych. Jeśli w społeczności Żydów amerykańskich istnieją takie pojęcia, jak 'herezja' czy 'ekskomunika', odnoszą się one bardziej do wierzeń i rytuałów religii obywatelskiej aniżeli do specyficznie żydowskich wierzeń i praktyk. Przykładowo, Żyd amerykański może sprawować przywództwo we wspólnocie żydowskiej będąc ateistą, mając za współmałżonka nie-Żyda lub nie zachowując żydowskich przepisów pokarmowych albo żydowskich świąt. Gdyby jednak ktoś przestrzegał żydowskich praktyk i wierzeń religijnych, ale nie włączał się w wierzenia i rytuały charakterystyczne dla religii obywatelskiej amerykańskich Żydów, byłby właściwie wyłączony z życia żydowskiej wspólnoty."

Podobna religia obywatelska została stworzona w Izraelu na podstawie ideologii syjonistycznej. Podobnie jak w USA podkreślane jest radykalne zerwanie ciągłości historycznej z diasporą żydowską w Europie. Francuski socjolog żydowskiego pochodzenia Georges Friedmann twierdzi, że "każdego dnia tworzy się w Izraelu nowy naród; młody naród, który nie jest ani dodatkiem, ani centrum legendarnego dzisiaj narodu żydowskiego". Wspominając początki państwa Izrael, Amos Elon pisze: "To nowe społeczeństwo, tak jak je widzieli pierwsi pionierzy, było nowym Edenem, utopią nie znaną przedtem ani na morzu, ani na ziemi. Pionierzy oczekiwali na stworzenie nowego człowieka". Pierwszy premier Izraela Dawid Ben Gurion rozpoczął liczenie swego wieku na nowo, poczynając od daty przybycia do Palestyny i uznając wszystko, co było wcześniej, za stratę czasu.

Nowa religia obywatelska oznaczała jednak nie tylko zerwanie z tradycją diaspory, ale często zerwanie z przeszłością w ogóle. Ten sam Dawid Ben Gurion w przemówieniu wygłoszonym w 1944 roku w Hajfie powiedział wprost: "Naszej drogi nie określają ani nasze początki, ani nasza przeszłość, lecz nasza misja i nasza przyszłość". Dla ortodoksyjnego Żyda takie twierdzenie jest herezją, gdyż drogę Izraela określa jego historia spisana na kartach Biblii Hebrajskiej. Rabini są zgodni: wiarę żydowską wyraża pamięć, amnezja niszczy tę wiarę.

Jak w takim razie pogodzić twierdzenie Ben Guriona, że przeszłość nie determinuje dzisiejszego życia Izraelczyków z oczywistą dla wielu znawców problemu konstatacją, że Holocaust stanowi centralne miejsce w myśli państwotwórczej Izraela?

Otóż klasyczny syjonizm utrzymuje, że istnienie diaspory żydowskiej jest na dłuższą metę niemożliwe, gdyż jest ona podwójnie zagrożona: od wewnątrz przez asymilację, z zewnątrz przez antysemityzm. Wychodząc z tego założenia współczesna religia obywatelska Izraela uznaje, że Holocaust był nie do uniknięcia. Twierdzi się, że był on logiczną konsekwencją bytowania w diasporze, czyli sytuacji, w której Żydzi w sprawach dotyczących ich bezpieczeństwa i przetrwania zamiast na sobie polegali na innych. Jedynym wyjściem z tej sytuacji - jak głosili syjoniści - jest proklamowanie własnej ojczyzny, utworzenie silnej armii i obrona swej niepodległości. Takim państwem jest dziś Izrael (a dla dużej części Żydów - "Nowy Izrael" czyli Stany Zjednoczone). To zerwanie z tradycją egzystowania w sytuacji mniejszościowej łączyło się z projektami stworzenia nowego typu osoby: silnej fizycznie i polegającej na sobie, odcinającej się od Żyda europejskiego. Dla niektórych przemiana ta wiązała się ze zmianą imienia, na przykład Dawid Grien z Płońska stał się Dawidem Ben Gurionem czyli "synem lwa", co symbolizować miało męstwo. Gloryfikowano odwagę, aktywność i walkę do końca. Wzrosła rola Masady jako miejsca kultu religii obywatelskiej. Masada była przeciwieństwem Auschwitz i innych obozów koncentracyjnych, gdzie żydowskie ofiary nazistów szły na śmierć biernie i bez oporu. Ta ostatnia postawa była odrzucana zarówno przez Żydów z USA, jak i z Izraela. Jak pisze rabin Sherwin, "odcinano się od tych, którym udało się przeżyć nazistowskie obozy śmierci, gdy przybywali oni do Izraela po wojnie. Nazywano ich w izraelskim slangu 'sabon' - 'mydło'. Takie nastawienie było klasycznym wyrazem ideologii syjonistycznej, która uważała Żydów z diaspory za fizycznie i psychicznie słabych oraz pozbawionych kręgosłupa, zasługujących na potępienie".

Stosunek Żydów amerykańskich i izraelskich do Holocaustu zmienił się zasadniczo dopiero po roku 1967, po wojnie sześciodniowej, którą postrzegano jako zagrożenie dla państwa Izrael. Wiele mówiło się wtedy o groźbie "drugiego Holocaustu". Byron L. Sherwin konstatuje, że "wojna sześciodniowa w Izraelu w 1967 roku była wydarzeniem, które rozstrzygająco wpłynęło na wyartykułowanie się religii obywatelskiej amerykańskich Żydów. Odtąd nie Synagoga, ale świecki ruch Jewish Community Federation zdominował życie wspólnot żydowskich w Stanach Zjednoczonych".

Gdyby chcieć w jednym zdaniu oddać stosunek Żydów amerykańskich i izraelskich do Holocaustu oraz zawrzeć w nim podstawowy dogmat ich religii obywatelskiej - to brzmiało by ono: "Nigdy więcej!". To znaczy: Żydów amerykańskich i izraelskich nie może nigdy spotkać to, co spotkało Żydów europejskich. W takiej koncepcji świat jest postrzegany jako zagrożenie dla żydowskiej egzystencji, zaś dla przetrwania Żydów podstawowe znaczenie ma fakt istnienia państwa Izrael (ewentualnie jeszcze wpływowej diaspory w Ameryce). J. S. Woocher pisze: "Pierwszy podstawowy mit judaizmu izraelskiego stanowi opowieść o odrodzeniu się Holocaustu [...] Holocaust nie może się powtórzyć. Jedynie Izrael może to zapewnić, a zatem musimy zadbać o to, aby Izrael przetrwał".

Jak twierdzi rabin Sherwin, "pogląd Izraelczyków, że żydowskie przetrwanie najlepiej zapewnia całkowite poleganie na sobie, doprowadził ich do konieczności przetworzenia opowieści o Holocauście w opowieść o zdradach Żydów przez nie-Żydów. Zaistniała potrzeba udowadniania, że dzieje antysemityzmu w Europie uczyniły z Holocaustu fakt nieunikniony i że zdradzanie Żydów przez ich sąsiadów nie-Żydów w zamieszkiwanych przez nich krajach umożliwiło nazistom osiągnięcie zaplanowanych rezultatów. Zarówno Żydzi izraelscy jak i amerykańscy przyjęli tę samą przesłankę, to jest brak możliwości dla żydowskiego życia w Europie. Izraelskich Żydów ten brak możliwości doprowadził do wniosku, że wszyscy Żydzi powinni mieszkać w Izraelu, że jedynie Izrael może zapewnić Żydom przetrwanie. Dla amerykańskich Żydów niewiara w możliwość żydowskiego życia w Europie oznaczała, że najlepszym miejscem dla europejskich Żydów jest "ziemia obiecana". Dla amerykańskich Żydów właściwie Ameryka jest tak samo ziemią obiecaną jak Izrael. Dlatego Żydzi amerykańscy, w odróżnieniu od Żydów izraelskich, zachęcają teraz rosyjskich Żydów, aby wybierali między Ameryką a Izraelem."

Groźba bałwochwalstwa

Jakie skutki ma to nowe podejście do Holocaustu wyrażone w haśle "Nigdy więcej"? Przede wszystkim dla poprzednich pokoleń Żydów najważniejszą sprawą było przetrwanie, kontynuowanie i przekazywanie judaizmu, czyli wiary w Jedynego Boga Jahwe. Teraz celem samym w sobie staje się przetrwanie narodu żydowskiego. Skoncentrowanie się na tym, a nie na ciągłości duchowej judaizmu, siłą rzeczy prowadzi do sekularyzacji. Coraz rzadziej żydowskość definiowana jest religijnie - jako przymierze z Bogiem. Syjonizm wypracował nową, świecką definicję tożsamości żydowskiej. Stało się to, co przewidywał w 1925 roku znany poeta hebrajski, H. N. Bialik: "w świadomości narodu pojemna ludzka koncepcja 'kultury' zajęła miejsce teologicznej koncepcji Tory".

Rabin Sherwin dostrzega kilka zagrożeń dla samej żydowskości, kryjących się za takim podejściem do Holocaustu. Po pierwsze: nacisk położony na przetrwanie Żydów spycha w cień religię judaistyczną. To prawda, że nie ma judaizmu bez Żydów, ale - jak powiedział w X stuleciu wybitny filozof żydowski Saadia Gaon - "Żydzi są narodem wyłącznie za sprawą Tory". Według Tory zaś Żydzi istnieją po to, by służyć Bogu i pełnić Jego wolę. Celem judaizmu nie jest przetrwanie Żydów. Jak pisał zmarły w 1972 roku Abraham Jeszua Heschel: "Być albo nie być, to nie jest pytanie [...] Jakim być oraz jakim nie być - oto jest pytanie [...] Bardziej palące jest to, by zająć się życiem, a nie przeżyciem". Sherwin jest zdania, że "uznawanie przetrwania Żydów za cel sam w sobie jest z teologicznego punktu widzenia bałwochwalstwem. Bałwochwalstwo można określić jako traktowanie jako absolut czegoś, co nie jest absolutem. Uznawanie przetrwania społeczności żydowskiej bardziej za cel niż za środek oddawania czci Bogu stanowi - teologicznie mówiąc - formę bałwochwalstwa. Innymi słowy, ideał przetrwania Żydów nie może, choć próbuje, stać się substytutem judaizmu." Bałwochwalstwo to jest logiczną konsekwencją syjonizmu, którego jeden z przywódców Włodzimierz Żabotyński pisał o "jedynym Bogu, którego imię brzmi: naród Izraela".

Bałwochwalstwo to jednak nie wszystko. Sherwin twierdzi, że sekularyzacja żydowskiego życia z teologicznego punktu widzenia usuwa rację bytu Izraela. Pisze on: "Jeżeli Żydzi są ludem Przymierza, ludem świętym, ludem, który zaistniał, ponieważ Bóg go wybrał i wszedł z nim w szczególne przymierze, to idea żydowskiego przetrwania dla samego przetrwania oznacza odrzucenie samej podstawy sensu przetrwania Żydów". Nic więc dziwnego, że część ortodoksyjnych rabinów odrzuca syjonizm, nazywając go zbiorową asymilacją. Syjonizm dąży bowiem do likwidacji żydowskiej odrębności przez uczynienie Żydów podobnymi do innych narodów. Oznacza to jednak odrzucenie przymierza z Bogiem. Niektórzy ortodoksyjni Żydzi, na przykład z jerozolimskiej dzielnicy Mea Shearim, judaistycznej organizacji "Natorei Qarta" czy chasydzkiej wspólnoty Chabad, posuwają swój antysyjonizm aż do przeciwstawiania się istnieniu państwa Izrael. Twierdzą oni, że najpierw musi przyjść Mesjasz i dopiero on może zgromadzić naród żydowski w Ziemi Obiecanej. Ich zdaniem najwymowniejszym świadectwem bałwochwalstwa obecnego Izraela jest jego demokratyczny charakter, podczas gdy powinien mieć on ustrój nomokratyczny (jako ciekawostkę można podać fakt, że chasydzi z Chabadu od końca XVII wieku wierzyli, iż Mesjasz pojawi się po śmierci ich ostatniego rabina z rodu Lubawiczów - nastąpiło to 26 lutego 1994 roku) W postawie syjonistycznej zawarty jest pewien dylemat moralny. Jeżeli celem samym w sobie jest przetrwanie narodu żydowskiego, to każdy czyn, który służy temu celowi, staje się dozwolony i usprawiedliwiony. Jest to dylemat dostrzegany nie tylko przez Żydów religijnych, lecz również przez świeckich. Ostatnio na przykład w Wielkiej Brytanii ukazały się wspomnienia emerytowanego oficera Mosadu, Germana Arendta - człowieka, który dowodził operacją porwania Adolfa Eichmanna z Buenos-Aires do Jerozolimy. Arendt z goryczą pisze, że nie czuje się już związany z państwem Izrael, ponieważ dzisiaj izraelskie służby specjalne posługują się takimi samymi metodami, co palestyńscy terroryści. Jego zdaniem stanowi to zaprzeczenie etosu tych służb z lat 50. i 60.

Wróćmy jednak do kwestii teologicznych. Jeszcze do niedawna każde cierpienie, jakie spadało na Żydów, traktowane było przez nich jako Boża odpłata za grzechy i niewierności. Kiedy cierpienie mijało, Żydzi robili staranny rachunek sumienia, by odkryć, jakie winy ściągnęły na nich Bożą karę. "Ale wraz z Holocaustem coś się radykalnie zmieniło, nie tylko w teologii żydowskiej, lecz także w psychice i mentalności Żydów - stwierdza rabin Sherwin. - Tym razem Żydzi odmówili zaakceptowania tezy, że to ich grzechy spowodowały katastrofę". Po pierwsze, ogrom cierpień związanych z Holocaustem był dla nich zbyt wielki, by pogodzić go ideą kary zesłanej przez Boga. Po drugie, trzeba byłoby uznać hitlerowców za narzędzia Bożej odpłaty. "Żydzi odmówili przyjęcia na siebie odpowiedzialności za to, co zgotowali im inni, za to, co innym pozwolono uczynić". "Podczas gdy klasyczna koncepcja Bożej odpłaty składała odpowiedzialność za tragedię na naród Izraela, paraliżując go przypisywaniem mu winy za grzechy, których nie popełnił, nowe podejście przeniosło odpowiedzialność za to, co się wydarzyło, na innych: na Boga, Niemców, narody okupowanej przez nazistów Europy, na sprzymierzeńców mocarstw osi niemiecko-włoskiej, Amerykanów i na kraje neutralne. W ten sposób Żydzi, nie będąc sparaliżowani poczuciem winy, mogą przedsięwziąć konkretną akcję zmierzającą do tego, by zapobiec powtórzeniu się podobnego wydarzenia". Ich działania, wynikające z tej nowej teologii i nowej mentalności, podążają w trzech kierunkach. Po pierwsze: Żydzi założyli i wspomagają instytucje, które na całym świecie rozpowszechniają ich sposób opowiadania o Holocauście. Po drugie: solidarnie na całym świecie zajmują się gwałtownym reagowaniem na wszelkie przejawy antysemityzmu. Po trzecie wreszcie: doprowadzili do powstania i umocnienia swojego własnego państwa.

Powstanie państwa Izrael miało też poważne implikacje teologiczne. Do tej pory, jeśli kończył się jakiś trudny okres w dziejach żydowskich, na przykład dobiegały kresu prześladowania, interpretowano to często jako znak rozpoczęcia się ery mesjańskiej. Utworzenie własnego państwa w 1948 roku oraz odzyskanie Jerozolimy w 1967 roku również postrzegane jest w perspektywie mesjanistycznej. Szlomo Goren, były główny rabin Izraela, twierdził, że odkupienie mesjańskie może zapoczątkować akcja militarna, a izraelskie siły zbrojne odgrywają rolę mesjańską. W jednej ze swoich książek napisał on, że epokę mesjańską zapoczątkowała niepodległość państwa w 1948 roku, zaś podbój wszystkich ziem historycznego Izraela "jest jedną z najistotniejszych misji w procesie odkupienia". W myśl tej koncepcji oddanie Palestyńczykom kontroli nad terytoriami okupowanymi oznacza wyrzeczenie się przez Izrael swojej dziejowej misji. Rabin Sherwin zauważa, że z teologicznego punktu widzenia koncepcja ta grozi przyjęciem fałszywego Mesjasza.

W delikatny sposób wyraża on też intuicję, która dla wielu współczesnych Żydów jest nie do przyjęcia: "chociaż jest oczywiste, że doktryny Bożej odpłaty nie powinno się stosować wobec Holocaustu, trzeba jednak pamiętać, że argument ten bardzo długo funkcjonował jako sposób wyjaśniania cierpień i nie powinno się go pochopnie usuwać. Teologowie żydowscy nie znaleźli jak dotąd innego zadowalającego wyjaśnienia".

Duchowy Holocaust

Izraelski pisarz Amos Elon pisze: "Holocaust pozostaje podstawowym urazem społeczeństwa izraelskiego. Nie sposób przecenić jego wpływu na proces kształtowania się narodu [...] Wyjaśnia on obsesyjną podejrzliwość, rosnący nacisk na poleganie na sobie za wszelką cenę w świecie, który pozwolił, aby wydarzyło się takie nieszczęście [...] Uraz Holocaustu pozostawił nieusuwalne piętno na psychice narodu, biegu i treści życia publicznego, kontaktach z zagranicą [...] Czasami Holocaust służy jako argument w kontaktach z zagranicą, i to nie tylko w łagodny sposób; obcokrajowcy mają okazję odczuwać go jako szantaż emocjonalny".

Skutki owego szantażu emocjonalnego, o którym wspomina izraelski autor, odczuwają na sobie także Polacy. Żydowskie wycieczki do Polski (wspomniana wcześniej "Holocaust Tours") służą utrzymaniu przyjeżdżających w przekonaniu o niemożliwości egzystowania Żydów w diasporze, a w Polsce w szczególności. Dopiero po obejrzeniu pieców krematoryjnych w Oświęcimiu, komór gazowych na Majdanku i baraków w Treblince młodzi Żydzi mogą w pełni docenić militarną potęgę i polityczne posunięcia Izraela.

Syjonistyczni publicyści, aby wzmocnić swą tezę o niemożliwości życia w diasporze, powołują się na przykład polskiego antysemityzmu. Jak zauważa rabin Sherwin, "widzą oni antysemityzm jako cechę każdego Polaka wyssaną z mlekiem matki. Ich opowieść traktuje każdego Polaka jako nazistowskiego kolaboranta w mordowaniu Żydów, zaś Kościół katolicki w Polsce - jako chorobliwie antysemicki teologicznie". Mit o wrodzonym i nieuleczalnym polskim antysemityzmie potwierdza więc podstawowe założenia syjonizmu, a tym samym wzmacnia religię obywatelską Izraela.

Co ciekawe, ci sami publicyści, kiedy piszą o początkach syjonizmu, przypominają jedyną w swoim rodzaju autonomię gminną, jaką cieszyli się Żydzi właśnie w Polsce. To właśnie ten precedens samostanowienia Żydów, precedens w skali światowej, pozwolił na uformowanie się myśli syjonistycznej Żabotyńskiego, Begina, Szamira. Publicyści ci nie dostrzegają przy tym sprzeczności między twierdzeniami o wrodzonym polskim antysemityzmie a przykładami praw obywatelskich, jakimi Żydzi cieszyli się w Polsce.

Dla Polski katastrofalne znaczenie miał fakt, że wybuch wojny sześciodniowej w 1967 roku zbiegł się w czasie z rozpętaniem przez komunistów w Polsce antysemickiej czystki. W momencie, kiedy zaczął formować się nowy stosunek Żydów do Shoah, kiedy żydowska opinia mówiła o groźbie nowego Holocaustu ze strony państw arabskich, w Polsce miało miejsce wydarzenie, które doskonale pasowało do nowej religii obywatelskiej Izraela. Haniebne wydarzenia z 1968 roku zinterpretowano jednak pod kątem polskiego antysemityzmu, a nie pod kątem rozgrywek wewnątrz obozu komunistycznego, jak to miało miejsce w rzeczywistości. Zaczęto mówić o antysemityzmie wszystkich Polaków, a nie frakcji komunistycznej, do której należał między innymi generał Jaruzelski, jaki patronował antysemickim czystkom w Ludowym Wojsku Polskim.

Rabin Sherwin uważa, że "w tej perspektywie jest ważne, aby współcześni Żydzi patrzyli na Polskę nie tylko jak na ogromny cmentarz żydowski z obozami śmierci i miejscami, gdzie Żydzi ginęli w okropny sposób, lecz aby postrzegali Polskę również jako kraj, w którym stworzyli bezprecedensowe dzieła intelektu religijnego i ducha, a judaizm kwitł swobodnie i rozwinął się bardziej niż gdzie indziej, kraj pełen pomników żydowskiej duchowości, a nie tylko żydowskich grobów czy miejsc śmierci i zagłady". Postrzeganie Polski tylko jako cmentarzyska oznacza ignorowanie wielowiekowego dziedzictwa Żydów na tych ziemiach i skazanie duchowego dorobku całych pokoleń na zapomnienie. Zdaniem Sherwina byłoby to "dokończeniem dzieła niszczenia judaizmu rozpoczętego przez Holocaust. Byłoby to przyznanie zwycięstwa nazistom". Jego nauczyciel Abraham J. Heschel wielokrotnie powtarzał, że "wygląda to jak drugi Holocaust. Hitler wymordował naszych ludzi. Teraz pozwalamy umierać ich duchowi".

Sherwin uważa, że zapobiec temu duchowemu Holocaustowi można przez rozpoczęcie dialogu z Polakami. To jednak nie podoba się zwolennikom współczesnej religii obywatelskiej, gdyż mogłoby obalić mity, na których wznosi się ich ideologia. Dlatego też uczestnicy "Holocaust Tours" nie mają w swoich planach ani spotkań z Polakami, ani odwiedzania jakichkolwiek miejsc poza obozami zagłady. Oni nie przyjeżdżają, by się czegoś nowego dowiedzieć. Przyjeżdżają, by się utwierdzić w swych przekonaniach. Te przekonania zawrzeć można w czterech punktach: 1. życie Żydów w Europie jest nie do wytrzymania, 2. Europejczycy, a zwłaszcza Polacy, są antysemitami, 3. Holocaust dokonał się przy pomocy Polaków, 4. tylko państwo Izrael (dla Żydów amerykańskich także Stany Zjednoczone) symbolizuje żydowskie odrodzenie i przetrwanie.

Mimo to rabin Sherwin pozostaje optymistą i jest przekonany, że stosunek Żydów do Polaków będzie się zmieniał na lepsze przez odrzucenie krzywdzących stereotypów i uprzedzeń. Jego zdaniem wynika to z czterech powodów.

Po pierwsze: uznanie, że racją istnienia Żydów jest fizyczne przetrwanie narodu, a nie wierność religii judaistycznej, spowodowało, że nowe pokolenia stają się coraz bardziej indyferentne i ignorują swoją tożsamość. Zsekularyzowani Żydzi coraz częściej odrzucają swoją żydowskość. Jak pisze Sherwin, "staje się coraz jaśniejsze, że religia żydowska stanowi sens przetrwania Żydów, że sens duchowy to założenie, którego wnioskiem jest przetrwanie fizyczne. Przetrwanie Żydów dla samego przetrwania uznaje się dzisiaj za strategię prowadzącą do klęski". Dowartościowanie wymiaru duchowego żydowskiej egzystencji oznaczać będzie cios w wiele dogmatów religii obywatelskiej, w tym także w mity o narodach Europy Środkowej.

Po drugie: zbrodnie ludobójstwa w Rwandzie czy w byłej Jugosławii przekonują powoli Żydów, że nie mają oni monopolu na cierpienie, a Holocaust nie był zjawiskiem całkowicie unikatowym. To z kolei buduje postawę otwarcia i współczucia dla drugich.

Po trzecie: młode pokolenia Żydów amerykańskich i izraelskich nie mają już wspomnień europejskiego antysemityzmu. Coraz częściej natomiast spoglądają na Stary Kontynent, a zwłaszcza na Polskę, jak na kraj przodków, w którym mogą odnaleźć swoją kulturową ciągłość i duchową tożsamość.

Po czwarte wreszcie: powoli rozwija się dialog polsko-żydowski, w którym uprzedzenia ustępują miejsca życzliwości, a stereotypy faktom. Sam rabin Sherwin jest zaangażowany w ten dialog, lecz pojmuje go i prowadzi nieco inaczej niż wielu jego rodaków. Przede wszystkim ubolewa on nad faktem, że dialog koncentrując się na sprawach społecznych zaniedbuje kwestie teologiczne. Jego zdaniem w dużej mierze wynika to z nie najlepszej kondycji żydowskiej teologii. "Społeczności żydowskiej daleko do zgody w kwestii, czy teologia żydowska rzeczywiście istnieje. Mamy sporo żydowskich uczonych i historyków judaizmu, lecz tylko garstkę wszechstronnie wykształconych teologów żydowskich". Jeszcze w latach 60. Abraham J. Heschel zauważył, że "treść amerykańskiego judaizmu jest głęboko antyteologiczna", tymczasem "dialog międzyreligijny musi pochodzić z głębi, a nie z pustki braku wiary. Nie jest to zajęcie dla niedouczonych czy niedojrzałych duchowo. Jeżeli ma on ustrzec przed wprowadzeniem zamieszania u wielu, musi pozostać przywilejem niektórych".

Rabin Sherwin odrzuca też dość rozpowszechnioną teorię o asymetrii dialogu chrześcijańsko-żydowskiego. Teoria ta utrzymuje, że chrześcijanom poznawanie judaizmu jest potrzebne dla lepszego zrozumienia korzeni swojej wiary, natomiast Żydom poznawanie chrześcijaństwa do niczego nie jest potrzebne. Sherwin zauważa, że współczesny judaizm rabiniczny rozwijał się w kręgu oddziaływania kultury chrześcijańskiej, która również miała wpływ na jego kształtowanie się. W swoim eseju pod tytułem Wpływ Nowego Testamentu na chasydyzm wschodnioeuropejski analizuje on dokładnie w jaki sposób koncepcja teologiczna, mówiąca o Kościele jako mistycznym Ciele Chrystusa, trafiła poprzez Zohar i chasydyzm, do współczesnego judaizmu jako koncepcja ludu Izraela - mistycznego ciała Szechiny.

Wielu Polaków, dla których określenie "dialog polsko-żydowski" kojarzy się jedynie z wypowiedziami rabina Avi Weissa w Oświęcimiu czy Elie Wiesela w Kielcach, jest nieufnie nastawionych do tego zjawiska. Tak się jednak składa, że media nadają wielki rozgłos wypowiedziom, które jątrzą wzajemne stosunki. Tymczasem w żadnej gazecie, w żadnym czasopiśmie, programie telewizyjnym czy audycji radiowej nie natknąłem się na słowa, jakie wypowiedział w klasztorze sióstr karmelitanek rabin Byron L. Sherwin:

"My, Żydzi amerykańscy, przybywamy do Oświęcimia samolotami i samochodami. Spędzamy tu kilka godzin. Płaczemy. A następnie wracamy do dostatniego i wygodnego życia w Ameryce. Wy natomiast zostajecie tutaj, tutaj mieszkacie i pracujecie. Temu miejscu poświęciłyście swoje życie. Dlatego zasługujecie nie tylko na nasz podziw. Zasługujecie także na naszą najgłębszą i najpokorniejszą wdzięczność. Wiem, że większość Żydów nie docenia waszych wysiłków. Wiem, że nieustannie jesteście atakowane i krytykowane za to, co robicie. Wiem, że wasze motywacje i intencje są stale kwestionowane. Lecz wszyscy jesteśmy dziećmi jednego Boga. I jestem przekonany, że Bóg wie i rozumie, iż wasze motywy są czyste i szczere. Chociaż nie jesteśmy w stanie pojąć tego, co Bóg tu dopuścił, jestem przekonany, że Bóg rozumie wasze działania i motywy. I jestem przkonany, że - tak jak ja dziękuję - dziękuje wam także sam Bóg."

Nic dziwnego, że książka rabina Byrona L. Sherwina najpierw miała kłopoty z ukazaniem się w Stanach Zjednoczonych (odrzucały ją kolejne wydawnictwa, a w końcu wydana została na uniwersytecie w Oxfordzie), następnie zaś została przemilczana przez opiniotwórcze media - zarówno w USA, jak i w Polsce. Właściwie jedyną znaczącą - i bardzo krytyczną - recenzję napisał znany pisarz Henryk Grynberg, a jej sens oddać można jednym zdaniem: Żyd nie powinien się tak odkrywać przed gojami.

Marek Konopko

 

 

Rabin Byron L. Sherwin: Duchowe dziedzictwo Żydów polskich, tłumaczył: ks. Waldemar Chrostowski, Oficyna Wydawnicza "Vocatio", Warszawa 1995.






NOWY KONSERWATYZM LAT 90-TYCH