Idea Moskwy jako Trzeciego Rzymu zawierała w sobie ideę Konstantynopola jako centrum prawosławia oraz ideę Rzymu jako politycznej i kulturalnej stolicy świata. Moskwa stała się obrazem zarówno Miasta Boga, jak i miasta "księcia tego świata". Pojawiło się napięcie między religijnym a politycznym rozumieniem dziejowej roli Rosji, między "Świętą Rusią" a "Trzecim Rzymem".
Sonia Szostakiewicz
Święta Ruś i Trzeci Rzym
Idea Trzeciego Rzymu nie jest jednak wynalazkiem Filoteusza. Pojawia się ona na
ziemiach ruskich właściwie z chwilą przyjęcia chrześcijaństwa i ma związek
z innymi miastami: Kijowem, Nowogrodem czy Włodzimierzem. Równolegle rodzi się
idea Rusi jako "Ziemi Obiecanej" i "Nowego Jeruzalem". Jak
zauważa rosyjski teolog Anton Kartaszew, żaden inny lud chrześcijański nie
odważył się nazwać swojej ziemi świętą. Wyrażenie "Święta Ruś"
weszło na Wschodzie do powszechnego słownictwa.
Kiedy w 988 r. Ruś Kijowska przyjęła chrzest z Bizancjum, postanowiono
zbudować Kijów na obraz i podobieństwo Konstantynopola. Dnia 11 maja 330 r.
cesarz Konstantyn zawierzył Matce Bożej Konstantynopol; 11 maja 989 r. książę
Włodzimierz zawierzył Jej opiece Kijów. Centralną świątynią
Konstantynopola była Hagia Sophia; w XI w. Jarosław Mądry rozpoczął w
centrum Kijowa budowę wzorowanego na niej Sofijskiego Soboru, zaś nieopodal
wzniósł Złote Wrota, niemal identyczne jak wrota w stolicy Bizancjum.
Cofnijmy się o siedem stuleci. Cesarz Konstantyn był pierwszym imperatorem
rzymskim, który dał się poznać jako promotor chrześcijaństwa. Na początku
IV w. postanowił wznieść nową stolicę cesarstwa. Architekci zaprojektowali
główne miejsca w Konstantynopolu na wzór Jerozolimy. Zbudowano Złote Wrota
jako obraz Złotych Wrót w Jerozolimie, przez które Chrystus wjechał uroczyście
do miasta w Niedzielę Palmową. Tyle samo kroków, ile dzieliło wrota w
Jerozolimie od starotestamentowej Świątyni, dzieliło również wrota w
Konstantynopolu od Hagia Sophia. Konstantynopol miał być w założeniu nie
tylko "Drugim Rzymem", lecz również "Drugą Jerozolimą".
Łącząc w sobie te dwa obrazy miał być jednocześnie duchowym i politycznym
centrum.
Budowniczowie miast średniowiecznej Rusi, wzorując się na architekturze
Konstantynopola, doskonale zdawali sobie sprawę z tej dwoistości znaczeń. W
społeczeństwach tradycyjnych organizacja przestrzeni architektonicznej często
była wyrazem świadomości religijnej i odzwierciedleniem porządku
nadprzyrodzonego. Dlatego sakralizacja przestrzeni geograficznej miała dwa
kierunki: historyczny i eschatologiczny. Z jednej strony zaczęto nadawać różnym
miejscom na Rusi biblijne nazwy, rozmnożyły się wówczas Jordany, Syjony,
Tabory, Betanie czy Doliny Jerozolimskie (w XVII w. patriarcha Nikon planował
nawet stworzenie "podmoskiewskiej Palestyny" - był to gigantyczny
projekt zmierzający do odtworzenia w skali 1:1, łącznie z ukształtowaniami
terenu, obrazu całego terytorium Palestyny, gdzie rozgrywały się wydarzenia
Nowego Testamentu). Z drugiej strony - zaczęto upodabniać miasta Rusi do
"Nowego Jeruzalem", opierając się na symbolicznych opisach zawartych
głównie w Apokalipsie św. Jana (wykorzystywano zwłaszcza symbolikę liczb:
5, 7, 13 i 25; np. w ostatnim rozdziale Biblii tron Boga otoczony jest 24
tronami Starców odzianych w białe szaty ze złotymi wieńcami na głowach -
budowano więc cerkwie, które miały jedną wielką kopułę otoczoną 24
mniejszymi, białymi wieżyczkami o złoconych kopułach; Wieża Spaska na
Kremlu ma 144 łokcie wysokości, ponieważ tyle dokładnie wynosi, według
Apokalipsy, długość murów Nowego Jeruzalem).
Podobne motywy wykorzystywali budowniczowie nie tylko Kijowa, Nowogrodu czy Włodzimierza,
lecz również Pskowa, Biełozierska, Uglicza, Suzdala, Wołogdy, Kostromy oraz
innych ruskich miast. A jednak miano Trzeciego Rzymu przylgnęło tylko do
Moskwy. Nie doczekał się tej nazwy nawet Kijów - "matka ruskich
miast", jak mawiał Michaił Bułhakow - miejsce, w którym dokonał się
chrzest Rusi.
Państwo moskiewskie nie było w prostej linii kontynuatorem tradycji Rusi
Kijowskiej. Zdaniem wielu historyków, m.in. Gieorgija Wiernadskiego i Lwa
Gumilowa, w większym stopniu było ono spadkobiercą Złotej Ordy, która przez
dwa stulecia panowała nad Moskwą, i od której Moskwa przejęła organizację
życia państwowego. Model sprawowania władzy przez cara moskiewskiego
przypominał raczej obraz rządów tatarskiego chana niż bizantyjskiego
basileusa. Świadczyć może o tym chociażby wypowiedź wielkiego księcia
Wasyla III, który wyraził się o swoich poddanych: "Wszyscy oni to
niewolnicy". Jest to stwierdzenie charakterystyczne dla chana Tatarów, a
nie bizantyjskiego imperatora, którego autokratyzm ograniczony był przez prawo
Boże. Co symptomatyczne, główne insygnium monarsze w Rosji, tzw. czapka
Monomacha, która oficjalnie przedstawiana była jako nakrycie głowy cesarzy
bizantyjskich, w istocie była prezentem, jaki Iwan I Kalita otrzymał od chana
Uzbeka.
Miano Trzeciego Rzymu stało się udziałem w Moskwy, ponieważ to ona dokonała
podboju pozostałych ziem ruskich. W XV w. Iwan III Srogi zdobył Nowogród, który,
jak pisze historyk Mikołaj Karamzin, "w ciągu przeszło sześciu wieków
słynął w Rosji i w Europie jako państwo ludowe, czyli republika, i istotnie
miał formę demokracji". Tak umarła idea republikańskiego Trzeciego
Rzymu.
Idea Moskwy jako Trzeciego Rzymu wiązana jest
zazwyczaj z imieniem mnicha Filoteusza, ihumena monasteru pskowskiego, który w
XVI w. pisał do wielkiego księcia moskiewskiego Wasyla III: "Dwa Rzymy
upadły, Trzeci stoi, Czwartego nie będzie, gdyż twoje królestwo chrześcijańskie
przez żadne inne nie zostanie zastąpione". Pierwszy Rzym upadł przez
swoją herezję (czyli katolicyzm), Drugi Rzym - Konstantynopol upadł na
skutek przyłączenia się do herezji (w 1439 r. cesarz oraz patriarcha
bizantyjski podpisali na Soborze we Florencji unię z Kościołem katolickim, a
już czternaście lat później Konstantynopol upadł pod naporem Turków Osmańskich),
Trzecim Rzymem stała się Moskwa - jedyne na świecie państwo pielęgnujące
prawdziwą, nieskażoną herezjami wiarę. Pogląd ten stał się z czasem
reprezentatywny dla rosyjskiego prawosławia. Sukcesję Rosji potwierdzać miało
przejęcie od upadłego Konstantynopola herbu z dwugłowym orłem oraz ślub
Iwana III Srogiego z bratanicą ostatniego cesarza bizantyjskiego Zofią
Paleolog.
Jak zauważa historyk religii Lew Liebiediew,
idea Moskwy jako Trzeciego Rzymu zawierała w sobie ideę Konstantynopola jako
centrum prawosławia oraz ideę Rzymu jako politycznej i kulturalnej stolicy świata.
Moskwa stała się obrazem zarówno Miasta Boga, jak i miasta "księcia
tego świata". Pojawiło się napięcie między religijnym a politycznym
rozumieniem dziejowej roli Rosji, między "Świętą Rusią" a
"Trzecim Rzymem".
Dla idei mesjańskiej od samego początku jej istnienia charakterystyczne jest
napięcie między doczesnością a wiecznością. Nawet podczas Wniebowstąpienia
Apostołowie pytali Chrystusa: "Panie, czy w tym czasie przywrócisz królestwo
Izraela?" (Dz 1,6). Dla członków Narodu Wybranego przyjście Mesjasza wiązało
się bardziej z kwestią wyzwolenia politycznego niż z nadprzyrodzoną drogą
do zbawienia. Większość Żydów odrzuciła soteriologiczny mesjanizm
Chrystusa, a wybrała rewolucyjny mesjanizm Bar Kochby i powstała zbrojnie
przeciw Rzymianom. U źródeł każdego mesjanizmu tkwi więc niebezpieczeństwo
politycznej instrumentalizacji.
Idea Świętej Rusi, jak pisał Anton Kartaszew, zakładała uświęcanie się
przez służbę. Idea Trzeciego Rzymu mówiła o zwierzchności nad wszystkimi
chrześcijanami.
Zanim drogi mesjanizmu religijnego i politycznego rozeszły się na dobre, a właściwie
zanim sfera polityczna w Rosji nie podporządkowała sobie sfery religijnej, próbowano
dokonać wielkiej syntezy tych dwóch nurtów. Uczynił to, żyjący na przełomie
XV i XVI w., ihumen Józef z Wołokołamska. Uważał on, że człowiek żyjący
w stanie świeckim nie jest w stanie osiągnąć świętości, a tym samym
zbawienia. Jest to możliwe jedynie dla mnicha. Dlatego też warunkiem
koniecznym do zbawienia było urządzenie państwa w taki sposób, by upodobniło
się ono do jednego wielkiego monasteru, którego głową jest władca
Wszechrusi.
Józef z Wołokołamska pisał: "Według natury ludzkiej, cara należy uważać
za człowieka, ale dzierżona przezeń władza upodabnia go do Boga. Jego
przecież jest namiestnikiem na ziemi oraz głową państwa i Kościoła".
Uczniowie Józefa (wśród nich wspomniany na początku Filoteusz) będą nazywać
rosyjskiego cara "jedynym władcą chrześcijańskim w całym świecie i
panem wszystkich chrześcijan".
Nic dziwnego, że mnich Józef stał się ulubionym patronem Iwana IV Groźnego.
Zdaniem wielu historyków, "osiflanizm" (tak nazywano naukę ihumena z
Wołokołamska) położył podwaliny pod carski despotyzm. Sam Józef nie czynił
jednak cara władcą absolutnym: nakładał na niego ograniczenia wynikające z
nauki chrześcijańskiej. Twierdził, że jeśli car, który "powinien
panować nad ludźmi, sam jest opanowany przez pożądanie i grzech, nie jest już
sługą Boga, ale szatanem, prześladowcą, wilkiem, jak go nazywa
Chrystus".
Jeszcze w tym samym stuleciu miało miejsce wydarzenie, które pokazało, czy
car naprawdę liczy się z ograniczeniami prawa Boskiego. Było to w 1568 r.,
kiedy w całym państwie szalał krwawy terror rozpętany przez opryczninę
Iwana Groźnego. Podczas Mszy św. w Soborze Uspienskim na Kremlu car poprosił
metropolitę Moskwy Filipa o błogosławieństwo. Odpowiedzią było milczenie.
Car ponawiał prośbę trzy razy i po trzykroć odpowiadała mu cisza. W końcu
metropolita powiedział: "Panie i władco, oto my tu składamy ofiarę
bezkrwawą, ale na zewnątrz tego sanktuarium leje się krew chrześcijan".
Po czym w długiej przemowie wypomniał władcy wszystkie jego zbrodnie i zakończył
słowami: "O pomstę wołają nawet kamienie leżące u twoich stóp!"
Iwan powtarzał tylko: "Zamilcz i pobłogosław mnie!" Metropolita
odrzekł: "Nie mogę tego uczynić, jako że nie mogę bardziej być posłuszny
twoim rozkazom niż przykazaniu Bożemu". Jego ostatnie słowa brzmiały:
"Nasze milczenie obarcza grzechem twoją duszę i śmierć jej
zadaje".
Dni Filipa były policzone. Car skazał go na dożywocie. Metropolicie pozwolono
jeszcze odprawić ostatnią Mszę św. Podczas jej trwania do cerkwi wpadł
oddział opryczniny. Filipa wywleczono spod ołtarza, przebrano w łachmany i
urządzono widowisko. Był torturowany, a w końcu na rozkaz cara uduszony przez
siepacza Malutę Skuratowa.
Józef z Wołokołamska pragnął dokonać wielkiej syntezy władzy politycznej
i duchownej. W rzeczywistości stworzył ideę, która z czasem nadała prawosławiu
charakter czysto politycznej ideologii i doprowadziła do zeświecczenia wiary
chrześcijańskiej. Twórca "osiflanizmu" za bardzo wierzył w
"samowystarczalną moc sumiennie przestrzeganej dyscypliny wewnętrznej",
zbawienie zaś całkowicie uzależniał od wypełniania reguł.
Jego oponentem był żyjący również na przełomie XV i XVI w. mnich Nil
Sorski, który dążył do tego, by Cerkiew zrzuciła z siebie zależność od władzy
świeckiej. Był on reprezentantem nurtu ascetyczno-mistycznego w rosyjskim
prawosławiu. Ostatecznie przewagę oraz wsparcie państwa uzyskała linia
"osifliańska". Zawsze jednak równolegle do niej będą w Rosji
istniały ruchy i środowiska nawiązujące raczej do tradycji Nila Sorskiego,
np. "starcy zawołżańscy", rosyjscy hezychaści, Serafin z Sarowa
czy Nazary w Wałaamu.
Od czasów Iwana IV Groźnego proces podporządkowywania religii wymogom państwa
nabiera przyspieszenia. W następnym stuleciu stanie się to przyczyną ostrego
sporu między carem Aleksym a patriarchą Nikonem. Dopiero jednak syn Aleksego,
Piotr Wielki, postanowi ostatecznie rozwiązać kwestię religijną w Rosji na
swoją korzyść.
Piotr, podobnie jak cesarz Konstantyn, wznosi nową stolicę imperium, którą
nazywa własnym imieniem. Petersburg zrywa z obecnym w Moskwie dualizmem między
władzą polityczną i duchową. Jak piszą Borys Uspienski i Jurij Łotman,
nowa stolica wzorowana jest na Rzymie, lecz nie na Rzymie papieskim, a Rzymie
pogańskim, cesarskim (zwracał na to uwagę również markiz de Custine,
wytykając petersburskiej architekturze pretensjonalność i wtórność wobec
pogańskiego antyku). Obraz miasta odzwierciedlał ambicje monarchy i jego
reformatorskie zamiary. Widział on wyraźnie, że między mocarstwowymi
roszczeniami Rosji a jej rzeczywistą siłą istnieje przepaść, którą można
było pokonać przyswajając sobie zdobycze cywilizacji zachodniej
Piotr wiedział, że aby przemienić gruntownie
Rosjan i przeorać ich świadomość, nie wystarczą działania
polityczno-administracyjne. Ponieważ polityka jest funkcją kultury, w centrum
zaś tej ostatniej pozostaje religia, energiczny car zapoczątkował rewolucję
kulturalną, jednym zaś z głównych celów jego ataku stała się władza
duchowna.
Jak zauważają historiografowie, od czasów Piotra I permanentna modernizacja
stała się ideologiczną przesłanką legitymizacji państwa. Car poszukiwał
jednak pewnego wzoru kulturowego, gdyż modernizacja oparta na przejmowaniu osiągnięć
nowoczesnej cywilizacji mogła się dokonać tylko dzięki wytworzeniu nowego
modelu kulturowego w Rosji. Takiego modelu dostarczyły rosyjskiemu władcy
kraje, gdzie zwyciężyła rewolucja protestancka, zwłaszcza Prusy, Anglia i
Holandia, które poznał w czasie swej podróży edukacyjnej. Nic więc
dziwnego, że jego najbliższymi współpracownikami zostali radykalni
protestanci - angielscy purytanie, niderlandzcy hugenoci i absolwenci
pietystycznego uniwersytetu w Halle.
Sposób, w jaki Piotr rozprawił się z instytucją Patriarchatu, przypomina
protestanckie metody zrzucania zwierzchnictwa Papieża. Kościół protestancki
w krajach Europy Zachodniej, uniezależniając się od Stolicy Apostolskiej,
czyli władzy duchowej niezależnej od jakiegokolwiek władcy świeckiego, popadł
tym samym w zależność od władzy państwowej. Skutki tego trwają do dnia
dzisiejszego chociażby w Szwecji, gdzie luteranizm jest nadal oficjalną religią
państwową, czy w Wielkiej Brytanii, gdzie monarcha pozostaje głową Kościoła
anglikańskiego.
Po śmierci patriarchy Adriana w 1700 r. Piotr nie dopuścił do wyboru jego
następcy, przez pewien czas utrzymywał stan prowizorium, by w 1718 r. rozwiązać
instytucję Patriarchatu, a na jej miejsce powołać Świątobliwy Synod, na
czele którego stał carski urzędnik cywilny w randze oberprokuratora.
Mianowani na to stanowisko wojskowi lub biurokraci nie ukrywali lekceważenia
dla rosyjskiego episkopatu. Genarał Protasow po swej nominacji na
oberprokuratora powiedział: "Teraz jestem głównodowodzącym Cerkwi
prawosławnej, patriarchą i diabli wiedzą kim". Cerkiew prawosławna
utraciła niezależność i podporządkowana została woli monarchy.
Jak pisze Lew Liebiediew: "Wino, tabaka i protestancki stosunek do Cerkwi i
jej zasad były tym, czym Piotr rozkoszował się na oczach wszystkich". Zwłaszcza
po śmierci swej pobożnej matki w 1694 r. zaczął z jakimś szaleństwem
oddawać się niewybrednym uciechom. Najbardziej szyderczą z nich był słynny
"najoszukańszy, najżartobliwszy, najpijańszy Sobór", podczas którego
występowały śmieszne figury "patriarchy Pressburga, Juza i całego
Kukuja", konklawe dwunastu "kardynałów", "biskupi",
"archimandryci", "popi", "diakoni" - wszystkich
razem około 200 osób. Każdy z nich nosił niecenzuralne nazwisko.
"Patriarchą" uczynił Piotr niejakiego Zotowa, sam zaś grał rolę
"diakona" (podobnie jak Iwan Groźny w swojej "mniszej"
opryczninie). Po przebraniu się w prześmiewcze stroje cała gromada hulała po
Moskwie, a kończyła zabawę pijaństwem. Przy "poświęceniu" nowo
budowanego pałacu w Lefortowie pobłogosławiono zebrany lud "w imię
Bachusa" dwiema tytoniowymi fajkami związanymi na krzyż. Kroniki
wspominają, że nawet cudzoziemiec, niejaki Korb, był tym widokiem
zaszokowany. Przebierańcy tymczasem wpadali do cerkwi i zmuszali księży, by
ci udzielali ślubów błaznom i karłom.
Ta ostentacyjna pogarda wobec tradycji religijnej sprawiła, że obie strony
podzielonego wówczas prawosławia - zarówno zwolennicy reform patriarchy
Nikona, czyli nikonianie, jak i staroobrzędowcy, czyli raskolnicy - uznawali,
że duch poczynań Piotrowych jest duchem Antychrysta. Wielki wpływ wśród niższego
duchowieństwa, a poprzez nie - wśród prostego ludu, wywierały
"zeszyty" Grigorija Talickiego, w których otwarcie nazywał on cara
Antychrystem. Biskup tambowski Ignatij za kontakty z Talickim zesłany został
przez Piotra na Wyspy Sołowieckie.
Reformatorski car przetrącił Cerkwi prawosławnej kręgosłup. Tradycja
supremacji władzy świeckiej nad duchowną została przejęta z Bizancjum i była
obecna w Moskwie niemal od zawsze, ale począwszy od XVIII w. przybrała
niespotykane wcześniej rozmiary. Cerkiew została poniżona moralnie i
zdegradowana do roli jednego z departamentów w imperialnym mechanizmie władzy.
Car rosyjski mógł z powodzeniem sparafrazować słowa Ludwika XIV:
"Cerkiew to ja". Jak pisał Dymitr Mereżkowski, prawosławie zamieniło
się w carosławie.
Historycy ze zdumieniem konstatują, że w ciągu dwóch wieków swego panowania
nad księstwem moskiewskim Złota Orda pozostawiła Cerkwi prawosławnej większą
niezależność niż później carowie rosyjscy. Michael Cherniavsky wspomina o
"licznych jarłykach, przywilejach nadanych przez chanów tatrskich Cerkwi
ruskiej w osobie metropolity całej Rusi. Ich treść jest w zasadzie taka sama.
Są to immunitety zwalniające metropolitę i cały kler, wraz z należącym do
nich majątkiem, od wszelkich obciążających ludność świecką powiności i
datków. Opierały się one na kodyfikacjach pochodzących od samego Dżyngis-chana,
chroniły Cerkiew przed urzędnikami tatarskimi i wszystkimi urzędnikami
ruskimi, nie wyłączając także wielkiego księcia moskiewskiego. Cerkiew ruską
poddano bezpośredniej jurysdykcji chana, co zapewniło jej raczej uniwersalny
niż narodowo-terytorialny charakter pod rządami władcy wielu państw i ludów."
Jeszcze długo po wyzwoleniu się spod jarzma Złotej Ordy, bo w 1500 r.,
duchowni prawosławni powoływali się na przywileje nadane im przez tatarskiego
chana, broniąc się w ten sposób przed wywłaszczeniami dokonywanymi przez
wielkiego księcia moskiewskiego.
Tolerancyjny stosunek chanów do Cerkwi nie był jednak bezinteresowny. W zamian
za jarłyki Tatarzy wymagali jednej tylko rzeczy - modlitwy w intencji chana:
"Mają modlić się do Boga w pokoju [...], wznosić do Pana modły za nas
i nasz ród z pokolenia na pokolenie". Przywileje ostrzegały: "Jeśliby
jakiś duchowny modlił się bez należytej gorliwości, obciążałby go grzech
śmiertelny". Źródeł stosunku rosyjskich carów do Cerkwi szukać więc
można zarówno w postawie bizantyjskiego basileusa, jak i tatarskiego chana.
Od XVIII w. instrumentalizacja chrześcijaństwa dla realizowania celów
politycznych urasta w Rosji niemal do rangi ideologii państwowej. Jej naczelną
dewizą jest hasło słowianofilów: "Prawosławie, Samodzierżawie, Wspólnotowość".
Motywacja religijna była co prawda wykorzystywana w moskiewskiej polityce
podbojów już od XV w. (np. Iwan III Srogi uderzył na Polskę pod pretekstem,
że jego córka Helena, będąca małżonką Aleksandra Jagiellończyka, jest dręczona
ze względu na swoje prawosławne wyznanie - i nie pomogły listy Heleny, w których
zapewniała ojca, że cieszy się wolnością religijną), ale dopiero w XIX
stuleciu osiąga swoje apogeum. Kiedy car Mikołaj I stłumił Wiosnę Ludów na
Węgrzech, kazał wybić pamiątkowy medal, na którym widniał napis: "Drżyjcie
narody i ukorzcie się, bo z nami Bóg". Warto przypomnieć, że oficjalnie
sformułowanym celem przystąpienia Rosji do wojny w 1914 r. było zdobycie
Konstantynopola i wskrzeszenie Cesarstwa Wschodniego.
W tych warunkach mesjanizm rosyjski zaczął zatracać charakter religijny i stał
się ideologią polityczną. Nawet w swojej wersji sakralnej opierał się on
jednak na przekonaniu, że jedynym krajem na świecie, który zachował prawdziwą
wiarę chrześcijańską, jest Rosja. W związku z tym ma ona do spełnienia
wielką misję dziejową: przez nią przyjdzie zbawienie całego świata.
Ponieważ w Rosji nastąpiło utożsamienie państwa i Cerkwi, droga do
zbawienia prowadzi przez rozszerzanie wpływów imperium.
Kiedy wydawało się, że instrumentalizacja
prawosławia przez carską biurokrację i słowianofilską propagandę osiągnęła
swój szczyt, pojawił się w Rosji człowiek, który zapoczątkował zupełnie
nowy rodzaj mesjanizmu. Uważany był za najwybitniejszego rosyjskiego myśliciela
religijnego drugiej połowy XIX w. Zainicjował duchowe odrodzenie prawosławia
wśród inteligencji, co zaowocowało bardzo ważnym okresem w życiu Cerkwi
rosyjskiej, tzw. srebrnym wiekiem.
Włodzimierz Sołowjow, bo o nim mowa, zerwał z podstawowym dotychczas założeniem
rosyjskiego mesjanizmu, jakim było przekonanie, że istnieje tylko jeden Naród
Wybrany, czyli Rosja. Było to wynikiem jego ekumenicznych poglądów. Wśród głównych
problemów, jakie zajmowały Sołowjowa, znajdowała się kwestia jedności Kościoła.
Długoletnie studia nad źródłami chrześcijaństwa doprowadziły go do
wniosku, że centrum Kościoła powszechnego jest Stolica Apostolska w Rzymie. W
1889 r. wydał w Paryżu książkę Rosja i Kościół powszechny, w której
wymieniał warunki, na jakich prawosławni mogą uznać łączność z Rzymem
nie przestając być jednocześnie prawosławnymi.
Po pierwsze: "wielkiej schizmy", czyli "rozdzielenia Kościołów",
nigdy nie było w sensie formalnym. Panujący rozłam ma charakter faktyczny,
ale nie jurydyczny: istnieje de facto, a nie de iure. Po drugie: żaden z dogmatów
katolickich, które zwykło się uważać za przeciwne prawosławiu (np.
filioque, nieomylność Ojca Św. czy Niepokalane Poczęcie Najświętszej Maryi
Panny) nigdy nie został oficjalnie potępiony przez jakikolwiek obowiązujący
dla prawosławia autorytet, zwłaszcza zaś przez sobór powszechny. Po trzecie:
owe dogmaty katolickie, rzekomo sprzeciwiające się prawosławiu, w rzeczywistości
zakorzenione są głęboko w tradycji prawosławnej. Dlatego prawosławny, który
dogłębnie uświadamia sobie swoją własną wiarę, powinien być jednocześnie
katolikiem.
W czasie kiedy rosyjski myśliciel pisał tę książkę, działalność Kościoła
katolickiego w Rosji była zabroniona (zmienił to dopiero ukaz tolerancyjny
Mikołaja II z 1904 r.). Dnia 18 lutego 1896 r. w domu katolickiego księdza
Mikołaja Tołstoja w Moskwie Sołowjow przystąpił do Komunii św. i
wypowiedział katolickie wyznanie wiary, tzw. symbol trydencki. Następnego dnia
ks. Tołstoj został aresztowany.
Sołowjow uważał się za prawosławnego katolika: "Właśnie dlatego, że
jestem prawosławnym, uznaję Rzym za centrum Kościoła powszechnego". Nic
więc dziwnego, że postawa ta musiała prowadzić go do stanowczego odrzucenia
idei Trzeciego Rzymu oraz do sformułowania tez nowego mesjanizmu. Zostały one
zawarte w książce Rosyjska idea z 1888 r.
Punktem wyjścia Sołowjowa było uznanie, że istnieje jedność rodzaju
ludzkiego, a więc żaden naród (podobnie jak żaden człowiek) nie może żyć
sam dla siebie. Każdy naród ma więc swoje miejsce w Bożym planie zbawienia,
ale każdemu Bóg wyznacza inną rolę do spełnienia. Słowem: nie ma jednego
Narodu Wybranego, wybrane są wszystkie narody. Istotą idei narodowej powinno
więc być nie to, co naród sam mniema o sobie, ale to, co myśli o nim Bóg w
wieczności. To bowiem Bóg ma ideę na życie, zarówno dla pojedynczego człowieka,
jak i dla całego narodu. Idea narodowa nie polega więc na tworzeniu własnych
koncepcji, ale na odkrywaniu Bożych zamysłów i spełnianiu Jego woli. Taki
mesjanizm zakłada budowanie w sobie postawy służebnej. Jeśli naród podejmie
Bożą ideę, stanie się ona dla niego prawem życia; jeśli ją odrzuci -
stanie się ona prawem śmierci.
Sołowjow uważał słowianofilów za fałszywych proroków, którzy próbują
narzucić Rosji misję na swój obraz i podobieństwo. "Prawdziwym celem
naszej narodowej polityki jest Konstantynopol" - podsumowuje ich plany Sołowjow
i pyta: "Dobrze byłoby jednak wiedzieć, z czym i w imię czego możemy
wkroczyć do Konstantynopola? Co możemy tam wnieść oprócz pogańskiej idei
absolutystycznego państwa i zasad cezaropapizmu, które zapożyczyliśmy u Greków,
i które już raz zgubiły Bizancjum?" Jego zdaniem, zamiast eksportować
obskurantyzm, Rosja powinna najpierw odpowiedzieć sobie na pytanie, co jest jej
rzeczywistą misją.
"Żeby poznać prawdziwą rosyjską ideę, nie można stawiać pytania, co
uczyni Rosja przez siebie i dla siebie, lecz co powinna zrobić w imię swych
chrześcijańskich korzeni dla dobra całego chrześcijańskiego świata, którego
jest cząstką." Zdaniem Sołowjowa, Rosja przede wszystkim powinna wyrzec
się swojego nacjonalizmu, który jest dla narodu tym, czym dla człowieka
egoizm. Bez tego niemożliwe jest ofiarowanie swojego życia innym. Należy złożyć
Bogu na ołtarzu narodowy egoizm i zaprzestać rusyfikowania Polski oraz
zwalczania unii grekokatolickiej. Są to dwa bardzo poważne grzechy narodowe
Rosji. Bez ich wyrzeczenia się nie jest możliwe, aby Rosja podjęła wyznaczoną
jej przez Boga misję.
Misja ta, według autora Rosyjskiej idei, jest możliwa jednak tylko w łączności
z Rzymem. W ogóle jedyną prawdziwą misją każdego narodu jest uczestnictwo w
życiu Kościoła - wszystko inne wypływa z tego faktu. Kościół natomiast
nie jest partykularny, lecz powszechny. Sołowjow uważa, że fałszywi prorocy,
którzy dzierżą rząd dusz w Rosji, nie chcą jedności z Rzymem, ponieważ
boją się prawdy, która jest powszechna, podczas gdy oni chcieliby mieć swoją
religię, swoją Cerkiew itd. Jego zdaniem, nie ma drugiego kraju, który tak
jak Rosja odrzucałby jedność Kościoła i sprzeciwiał się wolności
religijnej. Nie zniechęca go to jednak do określenia stojącego przed Rosją
zadania, jakim jest wzięcie udziału w przygodzie budowania prawdziwie chrześcijańskiej
cywilizacji. Aby to nastąpiło, należy urzeczywistnić na ziemi wierny obraz
Trójcy Św., tzn. podporządkować władzę państwową (społeczne panowanie
Syna) duchowemu autorytetowi Kościoła powszechnego (świętości Ojca) oraz
przywrócić w kraju wolność (działanie Ducha).
Sołowjow zapoczątkował zupełnie nowy okres w
dziejach rosyjskiej myśli religijnej. Jak Dostojewski powiedział o rosyjskich
pisarzach: wyszliśmy wszyscy spod Płaszcza Gogola - tak myśliciele
"srebrnego wieku" mogliby powiedzieć: wszyscyśmy z pism Sołowjowa.
Koncepcje mesjanistyczne Mikołaja Bierdiajewa, Sergiusza Bułgakowa, Gieorgija
Fiodotowa czy innych rosyjskich filozofów tego okresu z pewnością różnią
się między sobą. Akceptacja katolicyzmu przez ich autorów jest również
mniejsza niż w przypadku Sołowjowa. Istnieje jednak pewien wspólny element,
który upodabnia ich tezy do myśli zawartych w Rosyjskiej idei. Mesjanizm ten
nie jest ekskluzywistyczny, to znaczy Rosja nie jest traktowana jako jedyny Naród
Wybrany.
Bierdiajew swoją pracę na ten temat zatytułował podobnie jak Sołowjow:
Rosyjska idea. Podobny był u niego też punkt wyjścia do dalszych rozważań:
"Samodzielna myśl rosyjska obudziła się na problemie historiozofii. I głęboko
zadumała się nad tym, co zamyślił Stwórca o Rosji, czym jest Rosja, i jaki
jest jej los". Bierdiajew, tak jak Sołowjow, sprzeciwiał się panującemu
niepodzielnie w XIX w. nacjonalistycznemu konstruktywizmowi. Zamiast spekulacji,
proponował kontemplację, zamiast tworzenia sztucznych racjonalistycznych
systemów - odkrywanie odwiecznych praw Bożych.
Gieorgij Fiodotow, podobnie jak Sołowjow, uważał, że Rosja powinna wyrzec się
swojego narodowego egoizmu. Dopiero wówczas będzie mogła służyć światu.
"Nie pełne pychy zbawianie świata, ale służenie swojemu powołaniu, nie
mesjanizm, ale misja, droga twórczej pokuty - oto droga Rosji, nasza wspólna
droga" - pisał Fiodotow w pracy O Rosji i rosyjskiej kulturze
filozoficznej.
Ojciec Sergiusz Bułgakow, podobnie jak Sołowjow, odrzucał ekskluzywistyczny
mesjanizm i przeciwstawiał mu ideę jedności rodzaju ludzkiego, czyli
mesjanizm wszystkich narodów. Tylko taki uniwersalizm chrześcijański mógł,
jego zdaniem, nadać pozytywny sens idei braterstwa narodów, a przez to
zahamować wpływy "proletariuszy wszystkich krajów", wykorzenionych
"obywateli" odwołujących się do haseł internacjonalistycznych. W
tekście Rozmyślania o narodowości o. Bułgakow pisze, że chrześcijaństwo,
chociaż jest powszechne, znajduje wyraz w różnych kulturach i językach
(podobnie jak Odwieczne Słowo wcieliło się w konkretny naród i konkretną
kulturę). Ponieważ jest skierowane do wszystkich ludzi, nie może być
ograniczone do kręgu tylko jednej kultury. Bułgakow jest głęboko przekonany
o fałszywości przeciwstawienia: narodowe - ogólnoludzkie. Jego zdaniem,
wartości ogólnoludzkie mogą najpełniej wyrażać się nie w jakiejś
abstrakcyjnej formie, lecz w kulturze narodowej. Narodowość uznaje on za
organiczną, choć nie wyższą, formę ludzkiej jedności, ponieważ narodowość
nie tylko łączy, lecz również dzieli. Narodowy mesjanizm łatwo wyrodzić się
może w chory nacjonalizm, dlatego, jak radzi Bułgakow, "uczucia narodowe
należy zawsze trzymać na wodzy, poddawać je praktykom ascetycznym i nigdy nie
oddawać się im bez granic". Bez narodowego ascetyzmu i samoograniczenia
naród zaczyna służyć samemu sobie, a to już jest bałwochwalstwo. Dlatego
należy zawsze podkreślać, że idea wybraństwa nie pociąga za sobą szczególnych
przywilejów, lecz zwiększa odpowiedzialność i podnosi wymagania wobec samego
siebie.
Mikołaj Kliepinin, podobnie jak Bułgakow, uważał, że idea narodowa nie
przeciwstawia się idei powszechnej. Wręcz przeciwnie - droga do powszechności
wiedzie przez narodowość. Dlatego internacjonalizm jawi się jako odrzucenie
konkretnej powszechności. W swoim eseju Myśli o religijnym sensie nacjonalizmu
Kliepinin definiuje nacjonalizm inaczej niż większość filozofów. Jego
zdaniem, nacjonalizm to indywidualność danego narodu oraz twórcza miłość
tej indywidualności, to szczególny dar Boga, który wiąże w jedną całość
ludzi bez względu na indywidualne różnice między nimi. Jak rozwijanie własnych
talentów, zgodnie z przekazem biblijnym, jest zadaniem każdego chrześcijanina,
tak rozwijanie swojej indywidualności jest zadaniem każdego narodu. Każdy naród
jest bowiem cenny w oczach Boga i nawet najmniejszy nie przechodzi przez historię
ludzkości nie zostawiając za sobą śladów. Rozwijając swój dar od Boga każdy
naród wnosi własny niepowtarzalny wkład w dzieje świata. Jeżeli naród
odwraca się od swego powołania, zostaje ukarany - tak jak sługa, który w
biblijnej przypowieści nie rozmnożył danych mu talentów.
Poglądy wyżej wymienionych autorów wykazują zaskakującą zbieżność z
polską myślą mesjanistyczną Zygmunta Krasińskiego, Augusta Cieszkowskiego
czy Stanisława Szczepanowskiego, którzy również głosili, że każdy naród
ma do spełnienia swoją własną misję daną mu przez Boga w urzeczywistnianiu
cywilizacji chrześcijańskiej. Poeta, filozof i historyk Wiaczesław Iwanow
interesował się ich koncepcjami i napisał o tym pracę zatytułowaną Polski
mesjanizm jako żywa siła. Idea Świętej Rusi była dla niego eschatologiczną
ideą powszechnej teokracji, nie wykluczała jednak świętości innych narodów,
w tym również duszy polskiej. W eseju Uczta słowiańska Iwanow stwierdzał,
że dla Rosji "pokój z Polską jest pierwszym krokiem ku zwycięstwu nad
ciemną siłą, która chce ziemię pozbawić Boga". Jego zdaniem, Rosja,
aby mogła wypełnić swoją dziejową misję, musi wyrzec się cezaropapizmu,
ponieważ wmontowanie Cerkwi w machinę ideologii państwowej uczyniło z niej
"instytucję dwuznaczną, podejrzaną, a nawet nienawistną".
Iwanow zarzucał Dostojewskiemu, iż ten mylił się oskarżając Kościół
katolicki o kapitulację przed duchem pogaństwa. Według niego, to raczej
Cerkiew rosyjska została zatruta "pogańskim jadem państwa". Nic
dziwnego, że wyznając takie poglądy Wiaczesław Iwanow podążył drogą Sołowjowa.
Dnia 4 marca 1926 r. w Bazylice św. Piotra w Rzymie wypowiedział katolickie
credo, wziął udział w Mszy św. odprawionej w języku staro-cerkiewno-słowiańskim
oraz przyjął z rąk katolickiego księdza Komunię św. pod dwiema postaciami.
Przyłączył się do Kościoła katolickiego, ale nie wyrzekł się prawosławia.
Tak opisywał to wydarzenie w liście do francuskiego pisarza Charlesa Du Bos:
"Po raz pierwszy w życiu poczułem się prawosławnym w pełnym tego słowa
znaczeniu, posiadaczem świętego skarbu, który był mój już od dnia mego
chrztu, ale którego posiadanie dotychczas, w ciągu długich lat, łączyło się
ze świadomością i odczuciem jakiegoś niedosytu, który stawał się coraz to
bardziej dojmujący z tej racji, iż pozbawiony byłem drugiej połowy tego życiodajnego
skarbu świętości i łaski, że po prostu oddychałem tak, jak się rzecz ma z
ludźmi chorymi na gruźlicę, jednym tylko płucem". Odrodzenie religijne, jakie miało miejsce przed
rewolucją komunistyczną, nazywane w historiografii "srebrnym
wiekiem", nie zostało przez rosyjską kulturę skonsumowane. Bolszewicy,
którzy w 1917 r. przejęli władzę, rozpoczęli nie mającą precedensu w
dziejach świata walkę z chrześcijaństwem. Przejęli przy tym, tyle że w
wersji profanicznej, ekskluzywistyczny mesjanizm: Rosja znów miała przynieść
całemu światu zbawienie (czytaj: komunizm). Potwierdza to spostrzeżenia Carla
Schmitta, który uważał, że wszystkie ważniejsze nowożytne pojęcia
polityczne są w gruncie rzeczy zsekularyzowanymi pojęciami teologicznymi.
W 1922 r. pięć tysięcy wybitnych przedstawicieli świata nauki, kultury i
sztuki zostało deportowanych z bolszewickiej Rosji. Znaleźli się wśród nich
niektórzy z myślicieli "srebrnego wieku" na czele z Mikołajem
Bierdiajewem. Na emigracji w Paryżu założył on miesięcznik Put', w którym
publikowali m.in. Bułgakow, Łosski, Zieńkowski, Karsawin, Florowski, Frank,
Fiodotow, Remizow, Wyszesławiec i inni. Środowisko to wywarło większy wpływ
na dwudziestowieczną teologię katolicką niż na stan świadomości prawosławnych
w Rosji, gdzie ich dzieła z powodu komunistycznej cenzury nie mogły się
ukazywać. Dopiero w ostatnich latach ich dorobek pojawia się na rosyjskim
rynku wydawniczym.
Dzieje prawosławia to jednak nie tylko historia doktryn teologicznych czy
instytucji cerkiewnych, to także historia wielu ludzi, którzy na przestrzeni
wieków, nie zważając na panujące ideologie, realizowali czynnie w swoim życiu
ideał świętości. Bierdiajew dostrzegał dwa kierunki rozwoju chrześcijaństwa:
obok oportunistycznego również mistyczny. Sołowjow uważał, że prosty lud
rosyjski często w większym stopniu uczestniczy w powszechności Kościoła niż
hierarchia cerkiewna. Iwanow tuż po rewolucji w publicznej dyskusji z
bolszewickim komisarzem oświaty Anatolijem Łunaczarskim powiedział, że Rosję
uratują anonimowi wyznawcy, męczennicy i święci, którzy nie ustaną w
modlitwach. Przeciwstawianie pobożnego ludu skorumpowanej hierarchii jest
oczywiście nadużyciem. Biskupi prawosławni w czasach komunistycznych
potrafili dać przykład swoim wiernym i złożyć życie w ofierze. Tylko
podczas pierwszych trzech lat terroru bolszewickiego zamordowano 37 hierarchów.
Po upadku komunizmu prawosławie w Rosji znalazło się w nowej sytuacji. Jeden
z teologów stwierdził, że Cerkiew po raz pierwszy stanęła przed zadaniem
schrystianizowania kraju bez uciekania się do pomocy państwa. Dla jednych jest
to szansa na odzyskanie przez Cerkiew niezależności od władzy świeckiej, dla
innych - powód, by zwrócić się do państwa z prośbą o opiekę.
Wszystko wskazuje na to, że myślenie mesjanistyczne tak głęboko zakorzeniło
się w rosyjskiej duszy i tradycji religijnej, że nie sposób będzie wyobrazić
sobie bez niego prawosławia w XXI w. Jaki to jednak będzie to mesjanizm? Z
jednej strony zwolennicy nieżyjącego metropolity Joanna głoszą, że Rosja
jest jedynym Narodem Wybranym. Z drugiej - uczniowie zamordowanego o.
Aleksandra Mienia odwołują się do tradycji Włodzimierza Sołowjowa o jedności
rodzaju ludzkiego. Jakimi drogami pielgrzymować będzie Cerkiew prawosławna ku
końcowi świata, pokaże czas. Sonia Szostakiewicz
ROSJA