FRONDA Nr 11/12 [Rok 1998 od narodzenia Chrystusa. Rok 7506 od początku świata]

 

Idea Moskwy jako Trzeciego Rzymu zawierała w sobie ideę Konstantynopola jako centrum prawosławia oraz ideę Rzymu jako politycznej i kulturalnej stolicy świata. Moskwa stała się obrazem zarówno Miasta Boga, jak i miasta "księcia tego świata". Pojawiło się napięcie między religijnym a politycznym rozumieniem dziejowej roli Rosji, między "Świętą Rusią" a "Trzecim Rzymem".





Sonia Szostakiewicz

Święta Ruś i Trzeci Rzym




Idea Moskwy jako Trzeciego Rzymu wiązana jest zazwyczaj z imieniem mnicha Filoteusza, ihumena monasteru pskowskiego, który w XVI w. pisał do wielkiego księcia moskiewskiego Wasyla III: "Dwa Rzymy upadły, Trzeci stoi, Czwartego nie będzie, gdyż twoje królestwo chrześcijańskie przez żadne inne nie zostanie zastąpione". Pierwszy Rzym upadł przez swoją herezję (czyli katolicyzm), Drugi Rzym - Konstantynopol upadł na skutek przyłączenia się do herezji (w 1439 r. cesarz oraz patriarcha bizantyjski podpisali na Soborze we Florencji unię z Kościołem katolickim, a już czternaście lat później Konstantynopol upadł pod naporem Turków Osmańskich), Trzecim Rzymem stała się Moskwa - jedyne na świecie państwo pielęgnujące prawdziwą, nieskażoną herezjami wiarę. Pogląd ten stał się z czasem reprezentatywny dla rosyjskiego prawosławia. Sukcesję Rosji potwierdzać miało przejęcie od upadłego Konstantynopola herbu z dwugłowym orłem oraz ślub Iwana III Srogiego z bratanicą ostatniego cesarza bizantyjskiego Zofią Paleolog.

Idea Trzeciego Rzymu nie jest jednak wynalazkiem Filoteusza. Pojawia się ona na ziemiach ruskich właściwie z chwilą przyjęcia chrześcijaństwa i ma związek z innymi miastami: Kijowem, Nowogrodem czy Włodzimierzem. Równolegle rodzi się idea Rusi jako "Ziemi Obiecanej" i "Nowego Jeruzalem". Jak zauważa rosyjski teolog Anton Kartaszew, żaden inny lud chrześcijański nie odważył się nazwać swojej ziemi świętą. Wyrażenie "Święta Ruś" weszło na Wschodzie do powszechnego słownictwa.

Kiedy w 988 r. Ruś Kijowska przyjęła chrzest z Bizancjum, postanowiono zbudować Kijów na obraz i podobieństwo Konstantynopola. Dnia 11 maja 330 r. cesarz Konstantyn zawierzył Matce Bożej Konstantynopol; 11 maja 989 r. książę Włodzimierz zawierzył Jej opiece Kijów. Centralną świątynią Konstantynopola była Hagia Sophia; w XI w. Jarosław Mądry rozpoczął w centrum Kijowa budowę wzorowanego na niej Sofijskiego Soboru, zaś nieopodal wzniósł Złote Wrota, niemal identyczne jak wrota w stolicy Bizancjum.

Cofnijmy się o siedem stuleci. Cesarz Konstantyn był pierwszym imperatorem rzymskim, który dał się poznać jako promotor chrześcijaństwa. Na początku IV w. postanowił wznieść nową stolicę cesarstwa. Architekci zaprojektowali główne miejsca w Konstantynopolu na wzór Jerozolimy. Zbudowano Złote Wrota jako obraz Złotych Wrót w Jerozolimie, przez które Chrystus wjechał uroczyście do miasta w Niedzielę Palmową. Tyle samo kroków, ile dzieliło wrota w Jerozolimie od starotestamentowej Świątyni, dzieliło również wrota w Konstantynopolu od Hagia Sophia. Konstantynopol miał być w założeniu nie tylko "Drugim Rzymem", lecz również "Drugą Jerozolimą". Łącząc w sobie te dwa obrazy miał być jednocześnie duchowym i politycznym centrum.

Budowniczowie miast średniowiecznej Rusi, wzorując się na architekturze Konstantynopola, doskonale zdawali sobie sprawę z tej dwoistości znaczeń. W społeczeństwach tradycyjnych organizacja przestrzeni architektonicznej często była wyrazem świadomości religijnej i odzwierciedleniem porządku nadprzyrodzonego. Dlatego sakralizacja przestrzeni geograficznej miała dwa kierunki: historyczny i eschatologiczny. Z jednej strony zaczęto nadawać różnym miejscom na Rusi biblijne nazwy, rozmnożyły się wówczas Jordany, Syjony, Tabory, Betanie czy Doliny Jerozolimskie (w XVII w. patriarcha Nikon planował nawet stworzenie "podmoskiewskiej Palestyny" - był to gigantyczny projekt zmierzający do odtworzenia w skali 1:1, łącznie z ukształtowaniami terenu, obrazu całego terytorium Palestyny, gdzie rozgrywały się wydarzenia Nowego Testamentu). Z drugiej strony - zaczęto upodabniać miasta Rusi do "Nowego Jeruzalem", opierając się na symbolicznych opisach zawartych głównie w Apokalipsie św. Jana (wykorzystywano zwłaszcza symbolikę liczb: 5, 7, 13 i 25; np. w ostatnim rozdziale Biblii tron Boga otoczony jest 24 tronami Starców odzianych w białe szaty ze złotymi wieńcami na głowach - budowano więc cerkwie, które miały jedną wielką kopułę otoczoną 24 mniejszymi, białymi wieżyczkami o złoconych kopułach; Wieża Spaska na Kremlu ma 144 łokcie wysokości, ponieważ tyle dokładnie wynosi, według Apokalipsy, długość murów Nowego Jeruzalem).

Podobne motywy wykorzystywali budowniczowie nie tylko Kijowa, Nowogrodu czy Włodzimierza, lecz również Pskowa, Biełozierska, Uglicza, Suzdala, Wołogdy, Kostromy oraz innych ruskich miast. A jednak miano Trzeciego Rzymu przylgnęło tylko do Moskwy. Nie doczekał się tej nazwy nawet Kijów - "matka ruskich miast", jak mawiał Michaił Bułhakow - miejsce, w którym dokonał się chrzest Rusi.

Państwo moskiewskie nie było w prostej linii kontynuatorem tradycji Rusi Kijowskiej. Zdaniem wielu historyków, m.in. Gieorgija Wiernadskiego i Lwa Gumilowa, w większym stopniu było ono spadkobiercą Złotej Ordy, która przez dwa stulecia panowała nad Moskwą, i od której Moskwa przejęła organizację życia państwowego. Model sprawowania władzy przez cara moskiewskiego przypominał raczej obraz rządów tatarskiego chana niż bizantyjskiego basileusa. Świadczyć może o tym chociażby wypowiedź wielkiego księcia Wasyla III, który wyraził się o swoich poddanych: "Wszyscy oni to niewolnicy". Jest to stwierdzenie charakterystyczne dla chana Tatarów, a nie bizantyjskiego imperatora, którego autokratyzm ograniczony był przez prawo Boże. Co symptomatyczne, główne insygnium monarsze w Rosji, tzw. czapka Monomacha, która oficjalnie przedstawiana była jako nakrycie głowy cesarzy bizantyjskich, w istocie była prezentem, jaki Iwan I Kalita otrzymał od chana Uzbeka.

Miano Trzeciego Rzymu stało się udziałem w Moskwy, ponieważ to ona dokonała podboju pozostałych ziem ruskich. W XV w. Iwan III Srogi zdobył Nowogród, który, jak pisze historyk Mikołaj Karamzin, "w ciągu przeszło sześciu wieków słynął w Rosji i w Europie jako państwo ludowe, czyli republika, i istotnie miał formę demokracji". Tak umarła idea republikańskiego Trzeciego Rzymu.

Jak zauważa historyk religii Lew Liebiediew, idea Moskwy jako Trzeciego Rzymu zawierała w sobie ideę Konstantynopola jako centrum prawosławia oraz ideę Rzymu jako politycznej i kulturalnej stolicy świata. Moskwa stała się obrazem zarówno Miasta Boga, jak i miasta "księcia tego świata". Pojawiło się napięcie między religijnym a politycznym rozumieniem dziejowej roli Rosji, między "Świętą Rusią" a "Trzecim Rzymem".

Dla idei mesjańskiej od samego początku jej istnienia charakterystyczne jest napięcie między doczesnością a wiecznością. Nawet podczas Wniebowstąpienia Apostołowie pytali Chrystusa: "Panie, czy w tym czasie przywrócisz królestwo Izraela?" (Dz 1,6). Dla członków Narodu Wybranego przyjście Mesjasza wiązało się bardziej z kwestią wyzwolenia politycznego niż z nadprzyrodzoną drogą do zbawienia. Większość Żydów odrzuciła soteriologiczny mesjanizm Chrystusa, a wybrała rewolucyjny mesjanizm Bar Kochby i powstała zbrojnie przeciw Rzymianom. U źródeł każdego mesjanizmu tkwi więc niebezpieczeństwo politycznej instrumentalizacji.

Idea Świętej Rusi, jak pisał Anton Kartaszew, zakładała uświęcanie się przez służbę. Idea Trzeciego Rzymu mówiła o zwierzchności nad wszystkimi chrześcijanami.

Zanim drogi mesjanizmu religijnego i politycznego rozeszły się na dobre, a właściwie zanim sfera polityczna w Rosji nie podporządkowała sobie sfery religijnej, próbowano dokonać wielkiej syntezy tych dwóch nurtów. Uczynił to, żyjący na przełomie XV i XVI w., ihumen Józef z Wołokołamska. Uważał on, że człowiek żyjący w stanie świeckim nie jest w stanie osiągnąć świętości, a tym samym zbawienia. Jest to możliwe jedynie dla mnicha. Dlatego też warunkiem koniecznym do zbawienia było urządzenie państwa w taki sposób, by upodobniło się ono do jednego wielkiego monasteru, którego głową jest władca Wszechrusi.

Józef z Wołokołamska pisał: "Według natury ludzkiej, cara należy uważać za człowieka, ale dzierżona przezeń władza upodabnia go do Boga. Jego przecież jest namiestnikiem na ziemi oraz głową państwa i Kościoła". Uczniowie Józefa (wśród nich wspomniany na początku Filoteusz) będą nazywać rosyjskiego cara "jedynym władcą chrześcijańskim w całym świecie i panem wszystkich chrześcijan".

Nic dziwnego, że mnich Józef stał się ulubionym patronem Iwana IV Groźnego. Zdaniem wielu historyków, "osiflanizm" (tak nazywano naukę ihumena z Wołokołamska) położył podwaliny pod carski despotyzm. Sam Józef nie czynił jednak cara władcą absolutnym: nakładał na niego ograniczenia wynikające z nauki chrześcijańskiej. Twierdził, że jeśli car, który "powinien panować nad ludźmi, sam jest opanowany przez pożądanie i grzech, nie jest już sługą Boga, ale szatanem, prześladowcą, wilkiem, jak go nazywa Chrystus".

Jeszcze w tym samym stuleciu miało miejsce wydarzenie, które pokazało, czy car naprawdę liczy się z ograniczeniami prawa Boskiego. Było to w 1568 r., kiedy w całym państwie szalał krwawy terror rozpętany przez opryczninę Iwana Groźnego. Podczas Mszy św. w Soborze Uspienskim na Kremlu car poprosił metropolitę Moskwy Filipa o błogosławieństwo. Odpowiedzią było milczenie. Car ponawiał prośbę trzy razy i po trzykroć odpowiadała mu cisza. W końcu metropolita powiedział: "Panie i władco, oto my tu składamy ofiarę bezkrwawą, ale na zewnątrz tego sanktuarium leje się krew chrześcijan". Po czym w długiej przemowie wypomniał władcy wszystkie jego zbrodnie i zakończył słowami: "O pomstę wołają nawet kamienie leżące u twoich stóp!" Iwan powtarzał tylko: "Zamilcz i pobłogosław mnie!" Metropolita odrzekł: "Nie mogę tego uczynić, jako że nie mogę bardziej być posłuszny twoim rozkazom niż przykazaniu Bożemu". Jego ostatnie słowa brzmiały: "Nasze milczenie obarcza grzechem twoją duszę i śmierć jej zadaje".

Dni Filipa były policzone. Car skazał go na dożywocie. Metropolicie pozwolono jeszcze odprawić ostatnią Mszę św. Podczas jej trwania do cerkwi wpadł oddział opryczniny. Filipa wywleczono spod ołtarza, przebrano w łachmany i urządzono widowisko. Był torturowany, a w końcu na rozkaz cara uduszony przez siepacza Malutę Skuratowa.

Józef z Wołokołamska pragnął dokonać wielkiej syntezy władzy politycznej i duchownej. W rzeczywistości stworzył ideę, która z czasem nadała prawosławiu charakter czysto politycznej ideologii i doprowadziła do zeświecczenia wiary chrześcijańskiej. Twórca "osiflanizmu" za bardzo wierzył w "samowystarczalną moc sumiennie przestrzeganej dyscypliny wewnętrznej", zbawienie zaś całkowicie uzależniał od wypełniania reguł.

Jego oponentem był żyjący również na przełomie XV i XVI w. mnich Nil Sorski, który dążył do tego, by Cerkiew zrzuciła z siebie zależność od władzy świeckiej. Był on reprezentantem nurtu ascetyczno-mistycznego w rosyjskim prawosławiu. Ostatecznie przewagę oraz wsparcie państwa uzyskała linia "osifliańska". Zawsze jednak równolegle do niej będą w Rosji istniały ruchy i środowiska nawiązujące raczej do tradycji Nila Sorskiego, np. "starcy zawołżańscy", rosyjscy hezychaści, Serafin z Sarowa czy Nazary w Wałaamu.

Od czasów Iwana IV Groźnego proces podporządkowywania religii wymogom państwa nabiera przyspieszenia. W następnym stuleciu stanie się to przyczyną ostrego sporu między carem Aleksym a patriarchą Nikonem. Dopiero jednak syn Aleksego, Piotr Wielki, postanowi ostatecznie rozwiązać kwestię religijną w Rosji na swoją korzyść.

Piotr, podobnie jak cesarz Konstantyn, wznosi nową stolicę imperium, którą nazywa własnym imieniem. Petersburg zrywa z obecnym w Moskwie dualizmem między władzą polityczną i duchową. Jak piszą Borys Uspienski i Jurij Łotman, nowa stolica wzorowana jest na Rzymie, lecz nie na Rzymie papieskim, a Rzymie pogańskim, cesarskim (zwracał na to uwagę również markiz de Custine, wytykając petersburskiej architekturze pretensjonalność i wtórność wobec pogańskiego antyku). Obraz miasta odzwierciedlał ambicje monarchy i jego reformatorskie zamiary. Widział on wyraźnie, że między mocarstwowymi roszczeniami Rosji a jej rzeczywistą siłą istnieje przepaść, którą można było pokonać przyswajając sobie zdobycze cywilizacji zachodniej

Piotr wiedział, że aby przemienić gruntownie Rosjan i przeorać ich świadomość, nie wystarczą działania polityczno-administracyjne. Ponieważ polityka jest funkcją kultury, w centrum zaś tej ostatniej pozostaje religia, energiczny car zapoczątkował rewolucję kulturalną, jednym zaś z głównych celów jego ataku stała się władza duchowna.

Jak zauważają historiografowie, od czasów Piotra I permanentna modernizacja stała się ideologiczną przesłanką legitymizacji państwa. Car poszukiwał jednak pewnego wzoru kulturowego, gdyż modernizacja oparta na przejmowaniu osiągnięć nowoczesnej cywilizacji mogła się dokonać tylko dzięki wytworzeniu nowego modelu kulturowego w Rosji. Takiego modelu dostarczyły rosyjskiemu władcy kraje, gdzie zwyciężyła rewolucja protestancka, zwłaszcza Prusy, Anglia i Holandia, które poznał w czasie swej podróży edukacyjnej. Nic więc dziwnego, że jego najbliższymi współpracownikami zostali radykalni protestanci - angielscy purytanie, niderlandzcy hugenoci i absolwenci pietystycznego uniwersytetu w Halle.

Sposób, w jaki Piotr rozprawił się z instytucją Patriarchatu, przypomina protestanckie metody zrzucania zwierzchnictwa Papieża. Kościół protestancki w krajach Europy Zachodniej, uniezależniając się od Stolicy Apostolskiej, czyli władzy duchowej niezależnej od jakiegokolwiek władcy świeckiego, popadł tym samym w zależność od władzy państwowej. Skutki tego trwają do dnia dzisiejszego chociażby w Szwecji, gdzie luteranizm jest nadal oficjalną religią państwową, czy w Wielkiej Brytanii, gdzie monarcha pozostaje głową Kościoła anglikańskiego.

Po śmierci patriarchy Adriana w 1700 r. Piotr nie dopuścił do wyboru jego następcy, przez pewien czas utrzymywał stan prowizorium, by w 1718 r. rozwiązać instytucję Patriarchatu, a na jej miejsce powołać Świątobliwy Synod, na czele którego stał carski urzędnik cywilny w randze oberprokuratora. Mianowani na to stanowisko wojskowi lub biurokraci nie ukrywali lekceważenia dla rosyjskiego episkopatu. Genarał Protasow po swej nominacji na oberprokuratora powiedział: "Teraz jestem głównodowodzącym Cerkwi prawosławnej, patriarchą i diabli wiedzą kim". Cerkiew prawosławna utraciła niezależność i podporządkowana została woli monarchy.

Jak pisze Lew Liebiediew: "Wino, tabaka i protestancki stosunek do Cerkwi i jej zasad były tym, czym Piotr rozkoszował się na oczach wszystkich". Zwłaszcza po śmierci swej pobożnej matki w 1694 r. zaczął z jakimś szaleństwem oddawać się niewybrednym uciechom. Najbardziej szyderczą z nich był słynny "najoszukańszy, najżartobliwszy, najpijańszy Sobór", podczas którego występowały śmieszne figury "patriarchy Pressburga, Juza i całego Kukuja", konklawe dwunastu "kardynałów", "biskupi", "archimandryci", "popi", "diakoni" - wszystkich razem około 200 osób. Każdy z nich nosił niecenzuralne nazwisko. "Patriarchą" uczynił Piotr niejakiego Zotowa, sam zaś grał rolę "diakona" (podobnie jak Iwan Groźny w swojej "mniszej" opryczninie). Po przebraniu się w prześmiewcze stroje cała gromada hulała po Moskwie, a kończyła zabawę pijaństwem. Przy "poświęceniu" nowo budowanego pałacu w Lefortowie pobłogosławiono zebrany lud "w imię Bachusa" dwiema tytoniowymi fajkami związanymi na krzyż. Kroniki wspominają, że nawet cudzoziemiec, niejaki Korb, był tym widokiem zaszokowany. Przebierańcy tymczasem wpadali do cerkwi i zmuszali księży, by ci udzielali ślubów błaznom i karłom.

Ta ostentacyjna pogarda wobec tradycji religijnej sprawiła, że obie strony podzielonego wówczas prawosławia - zarówno zwolennicy reform patriarchy Nikona, czyli nikonianie, jak i staroobrzędowcy, czyli raskolnicy - uznawali, że duch poczynań Piotrowych jest duchem Antychrysta. Wielki wpływ wśród niższego duchowieństwa, a poprzez nie - wśród prostego ludu, wywierały "zeszyty" Grigorija Talickiego, w których otwarcie nazywał on cara Antychrystem. Biskup tambowski Ignatij za kontakty z Talickim zesłany został przez Piotra na Wyspy Sołowieckie.

Reformatorski car przetrącił Cerkwi prawosławnej kręgosłup. Tradycja supremacji władzy świeckiej nad duchowną została przejęta z Bizancjum i była obecna w Moskwie niemal od zawsze, ale począwszy od XVIII w. przybrała niespotykane wcześniej rozmiary. Cerkiew została poniżona moralnie i zdegradowana do roli jednego z departamentów w imperialnym mechanizmie władzy. Car rosyjski mógł z powodzeniem sparafrazować słowa Ludwika XIV: "Cerkiew to ja". Jak pisał Dymitr Mereżkowski, prawosławie zamieniło się w carosławie.

Historycy ze zdumieniem konstatują, że w ciągu dwóch wieków swego panowania nad księstwem moskiewskim Złota Orda pozostawiła Cerkwi prawosławnej większą niezależność niż później carowie rosyjscy. Michael Cherniavsky wspomina o "licznych jarłykach, przywilejach nadanych przez chanów tatrskich Cerkwi ruskiej w osobie metropolity całej Rusi. Ich treść jest w zasadzie taka sama. Są to immunitety zwalniające metropolitę i cały kler, wraz z należącym do nich majątkiem, od wszelkich obciążających ludność świecką powiności i datków. Opierały się one na kodyfikacjach pochodzących od samego Dżyngis-chana, chroniły Cerkiew przed urzędnikami tatarskimi i wszystkimi urzędnikami ruskimi, nie wyłączając także wielkiego księcia moskiewskiego. Cerkiew ruską poddano bezpośredniej jurysdykcji chana, co zapewniło jej raczej uniwersalny niż narodowo-terytorialny charakter pod rządami władcy wielu państw i ludów." Jeszcze długo po wyzwoleniu się spod jarzma Złotej Ordy, bo w 1500 r., duchowni prawosławni powoływali się na przywileje nadane im przez tatarskiego chana, broniąc się w ten sposób przed wywłaszczeniami dokonywanymi przez wielkiego księcia moskiewskiego.

Tolerancyjny stosunek chanów do Cerkwi nie był jednak bezinteresowny. W zamian za jarłyki Tatarzy wymagali jednej tylko rzeczy - modlitwy w intencji chana: "Mają modlić się do Boga w pokoju [...], wznosić do Pana modły za nas i nasz ród z pokolenia na pokolenie". Przywileje ostrzegały: "Jeśliby jakiś duchowny modlił się bez należytej gorliwości, obciążałby go grzech śmiertelny". Źródeł stosunku rosyjskich carów do Cerkwi szukać więc można zarówno w postawie bizantyjskiego basileusa, jak i tatarskiego chana.

Od XVIII w. instrumentalizacja chrześcijaństwa dla realizowania celów politycznych urasta w Rosji niemal do rangi ideologii państwowej. Jej naczelną dewizą jest hasło słowianofilów: "Prawosławie, Samodzierżawie, Wspólnotowość". Motywacja religijna była co prawda wykorzystywana w moskiewskiej polityce podbojów już od XV w. (np. Iwan III Srogi uderzył na Polskę pod pretekstem, że jego córka Helena, będąca małżonką Aleksandra Jagiellończyka, jest dręczona ze względu na swoje prawosławne wyznanie - i nie pomogły listy Heleny, w których zapewniała ojca, że cieszy się wolnością religijną), ale dopiero w XIX stuleciu osiąga swoje apogeum. Kiedy car Mikołaj I stłumił Wiosnę Ludów na Węgrzech, kazał wybić pamiątkowy medal, na którym widniał napis: "Drżyjcie narody i ukorzcie się, bo z nami Bóg". Warto przypomnieć, że oficjalnie sformułowanym celem przystąpienia Rosji do wojny w 1914 r. było zdobycie Konstantynopola i wskrzeszenie Cesarstwa Wschodniego.

W tych warunkach mesjanizm rosyjski zaczął zatracać charakter religijny i stał się ideologią polityczną. Nawet w swojej wersji sakralnej opierał się on jednak na przekonaniu, że jedynym krajem na świecie, który zachował prawdziwą wiarę chrześcijańską, jest Rosja. W związku z tym ma ona do spełnienia wielką misję dziejową: przez nią przyjdzie zbawienie całego świata. Ponieważ w Rosji nastąpiło utożsamienie państwa i Cerkwi, droga do zbawienia prowadzi przez rozszerzanie wpływów imperium.

Kiedy wydawało się, że instrumentalizacja prawosławia przez carską biurokrację i słowianofilską propagandę osiągnęła swój szczyt, pojawił się w Rosji człowiek, który zapoczątkował zupełnie nowy rodzaj mesjanizmu. Uważany był za najwybitniejszego rosyjskiego myśliciela religijnego drugiej połowy XIX w. Zainicjował duchowe odrodzenie prawosławia wśród inteligencji, co zaowocowało bardzo ważnym okresem w życiu Cerkwi rosyjskiej, tzw. srebrnym wiekiem.

Włodzimierz Sołowjow, bo o nim mowa, zerwał z podstawowym dotychczas założeniem rosyjskiego mesjanizmu, jakim było przekonanie, że istnieje tylko jeden Naród Wybrany, czyli Rosja. Było to wynikiem jego ekumenicznych poglądów. Wśród głównych problemów, jakie zajmowały Sołowjowa, znajdowała się kwestia jedności Kościoła. Długoletnie studia nad źródłami chrześcijaństwa doprowadziły go do wniosku, że centrum Kościoła powszechnego jest Stolica Apostolska w Rzymie. W 1889 r. wydał w Paryżu książkę Rosja i Kościół powszechny, w której wymieniał warunki, na jakich prawosławni mogą uznać łączność z Rzymem nie przestając być jednocześnie prawosławnymi.

Po pierwsze: "wielkiej schizmy", czyli "rozdzielenia Kościołów", nigdy nie było w sensie formalnym. Panujący rozłam ma charakter faktyczny, ale nie jurydyczny: istnieje de facto, a nie de iure. Po drugie: żaden z dogmatów katolickich, które zwykło się uważać za przeciwne prawosławiu (np. filioque, nieomylność Ojca Św. czy Niepokalane Poczęcie Najświętszej Maryi Panny) nigdy nie został oficjalnie potępiony przez jakikolwiek obowiązujący dla prawosławia autorytet, zwłaszcza zaś przez sobór powszechny. Po trzecie: owe dogmaty katolickie, rzekomo sprzeciwiające się prawosławiu, w rzeczywistości zakorzenione są głęboko w tradycji prawosławnej. Dlatego prawosławny, który dogłębnie uświadamia sobie swoją własną wiarę, powinien być jednocześnie katolikiem.

W czasie kiedy rosyjski myśliciel pisał tę książkę, działalność Kościoła katolickiego w Rosji była zabroniona (zmienił to dopiero ukaz tolerancyjny Mikołaja II z 1904 r.). Dnia 18 lutego 1896 r. w domu katolickiego księdza Mikołaja Tołstoja w Moskwie Sołowjow przystąpił do Komunii św. i wypowiedział katolickie wyznanie wiary, tzw. symbol trydencki. Następnego dnia ks. Tołstoj został aresztowany.

Sołowjow uważał się za prawosławnego katolika: "Właśnie dlatego, że jestem prawosławnym, uznaję Rzym za centrum Kościoła powszechnego". Nic więc dziwnego, że postawa ta musiała prowadzić go do stanowczego odrzucenia idei Trzeciego Rzymu oraz do sformułowania tez nowego mesjanizmu. Zostały one zawarte w książce Rosyjska idea z 1888 r.

Punktem wyjścia Sołowjowa było uznanie, że istnieje jedność rodzaju ludzkiego, a więc żaden naród (podobnie jak żaden człowiek) nie może żyć sam dla siebie. Każdy naród ma więc swoje miejsce w Bożym planie zbawienia, ale każdemu Bóg wyznacza inną rolę do spełnienia. Słowem: nie ma jednego Narodu Wybranego, wybrane są wszystkie narody. Istotą idei narodowej powinno więc być nie to, co naród sam mniema o sobie, ale to, co myśli o nim Bóg w wieczności. To bowiem Bóg ma ideę na życie, zarówno dla pojedynczego człowieka, jak i dla całego narodu. Idea narodowa nie polega więc na tworzeniu własnych koncepcji, ale na odkrywaniu Bożych zamysłów i spełnianiu Jego woli. Taki mesjanizm zakłada budowanie w sobie postawy służebnej. Jeśli naród podejmie Bożą ideę, stanie się ona dla niego prawem życia; jeśli ją odrzuci - stanie się ona prawem śmierci.

Sołowjow uważał słowianofilów za fałszywych proroków, którzy próbują narzucić Rosji misję na swój obraz i podobieństwo. "Prawdziwym celem naszej narodowej polityki jest Konstantynopol" - podsumowuje ich plany Sołowjow i pyta: "Dobrze byłoby jednak wiedzieć, z czym i w imię czego możemy wkroczyć do Konstantynopola? Co możemy tam wnieść oprócz pogańskiej idei absolutystycznego państwa i zasad cezaropapizmu, które zapożyczyliśmy u Greków, i które już raz zgubiły Bizancjum?" Jego zdaniem, zamiast eksportować obskurantyzm, Rosja powinna najpierw odpowiedzieć sobie na pytanie, co jest jej rzeczywistą misją.

"Żeby poznać prawdziwą rosyjską ideę, nie można stawiać pytania, co uczyni Rosja przez siebie i dla siebie, lecz co powinna zrobić w imię swych chrześcijańskich korzeni dla dobra całego chrześcijańskiego świata, którego jest cząstką." Zdaniem Sołowjowa, Rosja przede wszystkim powinna wyrzec się swojego nacjonalizmu, który jest dla narodu tym, czym dla człowieka egoizm. Bez tego niemożliwe jest ofiarowanie swojego życia innym. Należy złożyć Bogu na ołtarzu narodowy egoizm i zaprzestać rusyfikowania Polski oraz zwalczania unii grekokatolickiej. Są to dwa bardzo poważne grzechy narodowe Rosji. Bez ich wyrzeczenia się nie jest możliwe, aby Rosja podjęła wyznaczoną jej przez Boga misję.

Misja ta, według autora Rosyjskiej idei, jest możliwa jednak tylko w łączności z Rzymem. W ogóle jedyną prawdziwą misją każdego narodu jest uczestnictwo w życiu Kościoła - wszystko inne wypływa z tego faktu. Kościół natomiast nie jest partykularny, lecz powszechny. Sołowjow uważa, że fałszywi prorocy, którzy dzierżą rząd dusz w Rosji, nie chcą jedności z Rzymem, ponieważ boją się prawdy, która jest powszechna, podczas gdy oni chcieliby mieć swoją religię, swoją Cerkiew itd. Jego zdaniem, nie ma drugiego kraju, który tak jak Rosja odrzucałby jedność Kościoła i sprzeciwiał się wolności religijnej. Nie zniechęca go to jednak do określenia stojącego przed Rosją zadania, jakim jest wzięcie udziału w przygodzie budowania prawdziwie chrześcijańskiej cywilizacji. Aby to nastąpiło, należy urzeczywistnić na ziemi wierny obraz Trójcy Św., tzn. podporządkować władzę państwową (społeczne panowanie Syna) duchowemu autorytetowi Kościoła powszechnego (świętości Ojca) oraz przywrócić w kraju wolność (działanie Ducha).

Sołowjow zapoczątkował zupełnie nowy okres w dziejach rosyjskiej myśli religijnej. Jak Dostojewski powiedział o rosyjskich pisarzach: wyszliśmy wszyscy spod Płaszcza Gogola - tak myśliciele "srebrnego wieku" mogliby powiedzieć: wszyscyśmy z pism Sołowjowa. Koncepcje mesjanistyczne Mikołaja Bierdiajewa, Sergiusza Bułgakowa, Gieorgija Fiodotowa czy innych rosyjskich filozofów tego okresu z pewnością różnią się między sobą. Akceptacja katolicyzmu przez ich autorów jest również mniejsza niż w przypadku Sołowjowa. Istnieje jednak pewien wspólny element, który upodabnia ich tezy do myśli zawartych w Rosyjskiej idei. Mesjanizm ten nie jest ekskluzywistyczny, to znaczy Rosja nie jest traktowana jako jedyny Naród Wybrany.

Bierdiajew swoją pracę na ten temat zatytułował podobnie jak Sołowjow: Rosyjska idea. Podobny był u niego też punkt wyjścia do dalszych rozważań: "Samodzielna myśl rosyjska obudziła się na problemie historiozofii. I głęboko zadumała się nad tym, co zamyślił Stwórca o Rosji, czym jest Rosja, i jaki jest jej los". Bierdiajew, tak jak Sołowjow, sprzeciwiał się panującemu niepodzielnie w XIX w. nacjonalistycznemu konstruktywizmowi. Zamiast spekulacji, proponował kontemplację, zamiast tworzenia sztucznych racjonalistycznych systemów - odkrywanie odwiecznych praw Bożych.

Gieorgij Fiodotow, podobnie jak Sołowjow, uważał, że Rosja powinna wyrzec się swojego narodowego egoizmu. Dopiero wówczas będzie mogła służyć światu. "Nie pełne pychy zbawianie świata, ale służenie swojemu powołaniu, nie mesjanizm, ale misja, droga twórczej pokuty - oto droga Rosji, nasza wspólna droga" - pisał Fiodotow w pracy O Rosji i rosyjskiej kulturze filozoficznej.

Ojciec Sergiusz Bułgakow, podobnie jak Sołowjow, odrzucał ekskluzywistyczny mesjanizm i przeciwstawiał mu ideę jedności rodzaju ludzkiego, czyli mesjanizm wszystkich narodów. Tylko taki uniwersalizm chrześcijański mógł, jego zdaniem, nadać pozytywny sens idei braterstwa narodów, a przez to zahamować wpływy "proletariuszy wszystkich krajów", wykorzenionych "obywateli" odwołujących się do haseł internacjonalistycznych. W tekście Rozmyślania o narodowości o. Bułgakow pisze, że chrześcijaństwo, chociaż jest powszechne, znajduje wyraz w różnych kulturach i językach (podobnie jak Odwieczne Słowo wcieliło się w konkretny naród i konkretną kulturę). Ponieważ jest skierowane do wszystkich ludzi, nie może być ograniczone do kręgu tylko jednej kultury. Bułgakow jest głęboko przekonany o fałszywości przeciwstawienia: narodowe - ogólnoludzkie. Jego zdaniem, wartości ogólnoludzkie mogą najpełniej wyrażać się nie w jakiejś abstrakcyjnej formie, lecz w kulturze narodowej. Narodowość uznaje on za organiczną, choć nie wyższą, formę ludzkiej jedności, ponieważ narodowość nie tylko łączy, lecz również dzieli. Narodowy mesjanizm łatwo wyrodzić się może w chory nacjonalizm, dlatego, jak radzi Bułgakow, "uczucia narodowe należy zawsze trzymać na wodzy, poddawać je praktykom ascetycznym i nigdy nie oddawać się im bez granic". Bez narodowego ascetyzmu i samoograniczenia naród zaczyna służyć samemu sobie, a to już jest bałwochwalstwo. Dlatego należy zawsze podkreślać, że idea wybraństwa nie pociąga za sobą szczególnych przywilejów, lecz zwiększa odpowiedzialność i podnosi wymagania wobec samego siebie.

Mikołaj Kliepinin, podobnie jak Bułgakow, uważał, że idea narodowa nie przeciwstawia się idei powszechnej. Wręcz przeciwnie - droga do powszechności wiedzie przez narodowość. Dlatego internacjonalizm jawi się jako odrzucenie konkretnej powszechności. W swoim eseju Myśli o religijnym sensie nacjonalizmu Kliepinin definiuje nacjonalizm inaczej niż większość filozofów. Jego zdaniem, nacjonalizm to indywidualność danego narodu oraz twórcza miłość tej indywidualności, to szczególny dar Boga, który wiąże w jedną całość ludzi bez względu na indywidualne różnice między nimi. Jak rozwijanie własnych talentów, zgodnie z przekazem biblijnym, jest zadaniem każdego chrześcijanina, tak rozwijanie swojej indywidualności jest zadaniem każdego narodu. Każdy naród jest bowiem cenny w oczach Boga i nawet najmniejszy nie przechodzi przez historię ludzkości nie zostawiając za sobą śladów. Rozwijając swój dar od Boga każdy naród wnosi własny niepowtarzalny wkład w dzieje świata. Jeżeli naród odwraca się od swego powołania, zostaje ukarany - tak jak sługa, który w biblijnej przypowieści nie rozmnożył danych mu talentów.

Poglądy wyżej wymienionych autorów wykazują zaskakującą zbieżność z polską myślą mesjanistyczną Zygmunta Krasińskiego, Augusta Cieszkowskiego czy Stanisława Szczepanowskiego, którzy również głosili, że każdy naród ma do spełnienia swoją własną misję daną mu przez Boga w urzeczywistnianiu cywilizacji chrześcijańskiej. Poeta, filozof i historyk Wiaczesław Iwanow interesował się ich koncepcjami i napisał o tym pracę zatytułowaną Polski mesjanizm jako żywa siła. Idea Świętej Rusi była dla niego eschatologiczną ideą powszechnej teokracji, nie wykluczała jednak świętości innych narodów, w tym również duszy polskiej. W eseju Uczta słowiańska Iwanow stwierdzał, że dla Rosji "pokój z Polską jest pierwszym krokiem ku zwycięstwu nad ciemną siłą, która chce ziemię pozbawić Boga". Jego zdaniem, Rosja, aby mogła wypełnić swoją dziejową misję, musi wyrzec się cezaropapizmu, ponieważ wmontowanie Cerkwi w machinę ideologii państwowej uczyniło z niej "instytucję dwuznaczną, podejrzaną, a nawet nienawistną".

Iwanow zarzucał Dostojewskiemu, iż ten mylił się oskarżając Kościół katolicki o kapitulację przed duchem pogaństwa. Według niego, to raczej Cerkiew rosyjska została zatruta "pogańskim jadem państwa". Nic dziwnego, że wyznając takie poglądy Wiaczesław Iwanow podążył drogą Sołowjowa. Dnia 4 marca 1926 r. w Bazylice św. Piotra w Rzymie wypowiedział katolickie credo, wziął udział w Mszy św. odprawionej w języku staro-cerkiewno-słowiańskim oraz przyjął z rąk katolickiego księdza Komunię św. pod dwiema postaciami. Przyłączył się do Kościoła katolickiego, ale nie wyrzekł się prawosławia. Tak opisywał to wydarzenie w liście do francuskiego pisarza Charlesa Du Bos: "Po raz pierwszy w życiu poczułem się prawosławnym w pełnym tego słowa znaczeniu, posiadaczem świętego skarbu, który był mój już od dnia mego chrztu, ale którego posiadanie dotychczas, w ciągu długich lat, łączyło się ze świadomością i odczuciem jakiegoś niedosytu, który stawał się coraz to bardziej dojmujący z tej racji, iż pozbawiony byłem drugiej połowy tego życiodajnego skarbu świętości i łaski, że po prostu oddychałem tak, jak się rzecz ma z ludźmi chorymi na gruźlicę, jednym tylko płucem".

Odrodzenie religijne, jakie miało miejsce przed rewolucją komunistyczną, nazywane w historiografii "srebrnym wiekiem", nie zostało przez rosyjską kulturę skonsumowane. Bolszewicy, którzy w 1917 r. przejęli władzę, rozpoczęli nie mającą precedensu w dziejach świata walkę z chrześcijaństwem. Przejęli przy tym, tyle że w wersji profanicznej, ekskluzywistyczny mesjanizm: Rosja znów miała przynieść całemu światu zbawienie (czytaj: komunizm). Potwierdza to spostrzeżenia Carla Schmitta, który uważał, że wszystkie ważniejsze nowożytne pojęcia polityczne są w gruncie rzeczy zsekularyzowanymi pojęciami teologicznymi.

W 1922 r. pięć tysięcy wybitnych przedstawicieli świata nauki, kultury i sztuki zostało deportowanych z bolszewickiej Rosji. Znaleźli się wśród nich niektórzy z myślicieli "srebrnego wieku" na czele z Mikołajem Bierdiajewem. Na emigracji w Paryżu założył on miesięcznik Put', w którym publikowali m.in. Bułgakow, Łosski, Zieńkowski, Karsawin, Florowski, Frank, Fiodotow, Remizow, Wyszesławiec i inni. Środowisko to wywarło większy wpływ na dwudziestowieczną teologię katolicką niż na stan świadomości prawosławnych w Rosji, gdzie ich dzieła z powodu komunistycznej cenzury nie mogły się ukazywać. Dopiero w ostatnich latach ich dorobek pojawia się na rosyjskim rynku wydawniczym.

Dzieje prawosławia to jednak nie tylko historia doktryn teologicznych czy instytucji cerkiewnych, to także historia wielu ludzi, którzy na przestrzeni wieków, nie zważając na panujące ideologie, realizowali czynnie w swoim życiu ideał świętości. Bierdiajew dostrzegał dwa kierunki rozwoju chrześcijaństwa: obok oportunistycznego również mistyczny. Sołowjow uważał, że prosty lud rosyjski często w większym stopniu uczestniczy w powszechności Kościoła niż hierarchia cerkiewna. Iwanow tuż po rewolucji w publicznej dyskusji z bolszewickim komisarzem oświaty Anatolijem Łunaczarskim powiedział, że Rosję uratują anonimowi wyznawcy, męczennicy i święci, którzy nie ustaną w modlitwach. Przeciwstawianie pobożnego ludu skorumpowanej hierarchii jest oczywiście nadużyciem. Biskupi prawosławni w czasach komunistycznych potrafili dać przykład swoim wiernym i złożyć życie w ofierze. Tylko podczas pierwszych trzech lat terroru bolszewickiego zamordowano 37 hierarchów.

Po upadku komunizmu prawosławie w Rosji znalazło się w nowej sytuacji. Jeden z teologów stwierdził, że Cerkiew po raz pierwszy stanęła przed zadaniem schrystianizowania kraju bez uciekania się do pomocy państwa. Dla jednych jest to szansa na odzyskanie przez Cerkiew niezależności od władzy świeckiej, dla innych - powód, by zwrócić się do państwa z prośbą o opiekę.

Wszystko wskazuje na to, że myślenie mesjanistyczne tak głęboko zakorzeniło się w rosyjskiej duszy i tradycji religijnej, że nie sposób będzie wyobrazić sobie bez niego prawosławia w XXI w. Jaki to jednak będzie to mesjanizm? Z jednej strony zwolennicy nieżyjącego metropolity Joanna głoszą, że Rosja jest jedynym Narodem Wybranym. Z drugiej - uczniowie zamordowanego o. Aleksandra Mienia odwołują się do tradycji Włodzimierza Sołowjowa o jedności rodzaju ludzkiego. Jakimi drogami pielgrzymować będzie Cerkiew prawosławna ku końcowi świata, pokaże czas.

Sonia Szostakiewicz









ROSJA