TEKSTY RÓŻNE










*** Marcin Ryszkiewicz - "SPRAWDZENI W MORDERCZYCH TESTACH"
Gazeta Wyborcza - 1998/04/17-18

Tekst zdumiewający, autor optuje za potrzebą genetycznych zmian w ludzkim ciele, niedoskonałym i niedostosowanym do współczesnego życia






*** Marcin Ryszkiewicz - "Geologia językowa"
Gazeta Wyborcza - 1997/06/13

Konsekwencje najazdu Ariów na Europę








*** Marcin RYSZKIEWICZ - "Zaraza Konkwistadorów"
Gazeta Wyborcza - 1993/05/14

Wielkie wymierania w dziejach











adres: Jackowo, USA, polaczkowo





*** Kilka obrazków z życia polskich emigrantów

...Pierwsza rzecza, z która sie zetkniesz w swojej amerykanskiej karierze bedzie odkurzacz, szmata na kiju i worek plastikowy na smiecie. Nie przejmuj sie poczatki sa trudne, pokochasz kurz, który bedzie mial dla ciebie wartosc zlota.







*** JOANNA PAWLUŚKIEWICZ - O stylu życia Polaków w USA
HA-ART - 2003-10-22

...Alina miała absztyfikanta, wielkiego, strasznego chłopa, który nawiedzał ją regularnie w piątki i na początku zostawał na chwilę, potem na dłużej a potem do poniedziałku rano, i kąpał się w naszej łazience i jadł naszymi widelcami i kotłowali się z synem Aliny Dawidem w jednym pokoju wielkości dziupli, i Dawid ryczał pełnym głosem, bo nienawidził tego gacha, trudno mu się dziwić, i koncerty rozpoczynali od 7 rano w soboty, bicie i tupanie i wrzask dziecka wściekłego i piski koszmarne patologiczne Aliny i my dygoczące ze wściekłości w pokoiku z drzwiami z płyty pilśniowej i Asia nie wytrzymywała i płakała a ja leżałam i bałam się, ze ten gach też nas pobije. A gach nas mijał w kuchni w wyniosłym milczeniu a ja już nie wiedziałam czy mam się bać czy płakać i co mam zrobić, może zadzwonić na policję, że biją to dziecko albo że się przy nim gżą?







*** Włodzimierz Nowak - Dół na Greenpoincie

...Żydzi potrafią robić końskie zaloty, złapać za tyłek i to, i tamto. Ale u nich to jest bardzo niedopuszczalne. Gdyby Żydówka się dowiedziała, że jej mąż złapał mnie za tyłek, to po małżeństwie. Żadnego wytłumaczenia, że to i tamto. Ja huknąć na niego za bardzo nie mogę. Żydówce też się nie poskarżę, bo ona wywali mnie z pracy. Na szczęście tego nie jest dużo, bo Żydówka nie zostawi mnie z Żydem sam na sam. Jak idę na sprzątanie, to nie mogę mieć żadnego dekoltu. Długie spodnie, klapeczki owszem, ale żeby palców nie było widać. Wie pan, że czasem biorą mnie za Żydówkę? Poszłam z dwójką małych Żydów do parku, a starsza Żydówka zaczęła na mnie krzyczeć, jak mogę chodzić z takim dekoltem, skoro jestem "judisz pipol".







*** ANDRZEJ JAR - Jackowo, USA
Rzeczpospolita - 1999.02.20

...Nazwy Jackowo używa się dziś rzadko. Obrosła już patyną oficjalności. W użyciu pozostają wciąż "milłoki", czasem "milwałki", czyli oswojona nazwa zaadoptowanej przez Polaków na użytek własny ulicy. Niektórzy nazywają ją kpiąco Marszałkowską, w czym - z racji dominującego tu prowincjonalizmu - treści dla mnie najwięcej. Ci zaś, którym udało wyprowadzić się stąd na przedmieścia (chociaż niekoniecznie wiąże się to z zatratą ducha "Marszałkowskiej"), nazywają pogardliwie ten rejon "polaczkowem". Dziennikarze z Polski, skrobiący powierzchnię miejscowego życia podczas przelotnych wizyt na Jackowie, lubią potem pisać o polskim getcie. Anglojęzyczne dopiski przy nazwie ulicy głoszą: Polish Village.







*** ANDRZEJ DUDZIŃSKI - Polskie marzenia w Chicago
Przegląd - 2003-02-17

...Studia skończyłam w Polsce i co? Tutaj z talerzami biegam, byle głupek na mnie pokrzykuje, próbują za biust banknoty wsuwać. Upokorzenie. W Polsce taki furmanką by najwyżej jeździł, a tu pana rżnie. Koniak pije. Jak mi tu jeden zrobił awanturę, że mu koniak bez lodu podałam, to mnie o mało szefowa nie zwolniła, bo klient, nawet taki palant, zawsze ma rację. No i wysługuję się, za grosze. Bo już uważaj, jak ci Polak zostawi napiwek. Do szkoły bym chciała pójść, język poprawić, znaleźć lepszą pracę. Jak już kiedyś wyrwę się z tego Polakowa, to mnie tu nikt nie zobaczy. Ale pewnie zanim dostanę papiery, będę musiała zadać się z którymś z tych wieprzów. Nie dla każdego Ameryka jest Ameryką.





Interesujące jest to bagno obyczajowe w jakim tkwią te biedne Polaczki (jak ich nazwał Redliński - Szczuropolacy). Często dochodzi do zachowań znanych z Nowej Huty z lat 50-ych, prości ludzie z wsi i miasteczek wyrwani spod kontroli społecznej swych środowisk lokalnych - w usa zaczynają ostro balować. Matki dzieciom uprawiają tak zwany naukowo promiskuityzm. Panowie żyjący po 15 lat bez rodziny zostawionej w kraju znajdują sobie miejscowe kobiety na jakiś czas. Najwyraźniej wszyscy właściciele biznesów są złodziejami i nie tracą żadnej okazji by okraść rodaka. 

Tam najlepiej widać, że dla zdrowej większości narodu fundamentem myślowym nie jest żaden romantyzm, jak sobie uroiły warszawskie profesorki, lecz plebejski instynkt przeżycia kosztem innych bez inteligencko-szlacheckich fanaberii.









Human development index - HDI

 



- cudowny wskaźnik ONZ, ukazuje nie tylko wzrost/spadek PKB, ale poziom HDI - wskaźnik jakości życia.



I mój komentarz do powyższych danych, które nijak się mają do narzekań na zbrodniczą globalizację.

*** Narody Zjednoczone przeciwko antyglobalistom, humanistom i lewakom




*** Niech zyje rewolucja
...50 mln ludzi umiera co roku z glodu to troche wiecej niz w ciagu pieciu lat II wojny swiatowej to jest legalne ludobojstwo legalne przez system takie same ofiary systemu kapitalistycznego jak robotnicy z 80 70 roku ( ktorzy walczyli oczywiscie o kapitalizm jak wszyscy wiemy) tylko tym sie pomnikow nie stawia. Ta obsesyjna chec zysku doprowadza ten swiat do (dzieki bogu) rewolucji

Tak zwany polemika, która doszła do mnie przez e-mail. Tak mnie dobiła (z rachunku wychodzi, że w latach 90-tych esesmani-kapitaliści wykończyli głodem pół miliarda ludzi), że nie napisałem odpowiedzi, co zwykle czynię.












Z ŻYCIA NIŻSZYCH SFER



Ta "cywilizacja prostych ludzi" raczej nie jest opisywana w polskiej prasie, w ogóle nigdzie nie jest opisywana. Tzw. inteligencja jest nią tak przerażona, że woli zamykać oczka. A w końcu to właśnie ci ludzie idą do Europy, a nie Fundacja Batorego.

To oni piją wino "Arizona", oni zabijają własne dzieci a zwłoki ukrywają w beczkach z kiszoną kapustą.

 






*** Włodzimierz Pawłowski - Dziedziczka w potrzasku
Gazeta Wyborcza - 31/03/1998

...To kraj, którego nie znałam. Mogłam przetrzymać wiele, ale nie tego powieszonego kota z wydłubanymi oczami i obciętymi uszami. Zostać tu? A po co?! Żeby mnie kiedyś widłami zabili? - mówi z goryczą pisarka Maria Nurowska.


 

 

 




*** Czysty jak łza - AGNIESZKA NIEZGODA
Polityka - nr 33/2000

...- U nas w Zajęcznikach 80 proc. ludzi pije denaturaty, a umierają ci, co nie piją - kolejka w sklepie spożywczo-przemysłowym na przedmieściach Siedlec rozważa leczniczy wpływ napoju. - W Mordach człowiek ma chyba z 90 lat, zdrowy w miarę, nieślepy, a przez całe życie pił, i to denaturat, ten fioletowy - pan w kwiecistej koszuli obala mity o utracie wzroku.

Bodaj czy nie najmocniejszy tekst jaki czytałem w ostatnich latach.

 









*** CO TO ZA MIĘSO? PSINA
Gazeta Wyborcza - 27/10/1995

...Tadeusz M., od 22 lat górnik kopalni Jaworzno. Włosy tłuste, przerzedzone, brudne paznokcie. Cierpi na wrzody. W domu żona i piątka dzieci. - Psów nie lubię. Nie smakują mi - zastrzega. - Kundla Krupowej też nie zabiłem ani go nie zjadłem. U Michalczyka w żartach tylko żem tak powiedział. A było tak: z kumplem jechaliśmy samochodem. Psa przejechał, ale nie białego w brązowe łaty, tylko czarnego. No to skórę jak z królika ściągnąłem nożem. Skórkę do kontenera, a mięso do Michalczyka. Chciał, to mu dałem, a Purchałka zaczął w maszynce to mięso mielić - mówi, a ręce mu się trzęsą. - Ja nawet nigdy psa nie miałem. Ja hoduję kanarki.

 









*** IRENA MORAWSKA - Miasteczko jak kryminał
Gazeta Wyborcza - 14/08/1995

...Ma wyższe wykształcenie i stanowisko. Więcej o sobie nie powie. Nawet imienia. Boi się. Niech więc będzie Anna. Kilka miesięcy temu w parku dwóch wyrostków zgwałciło córkę sąsiadki Anny. Zagrozili, że poderżną gardło jak piśnie. Anna się rozgląda, czy nikt jej nie śledzi, jak rozmawia ze mną (w miasteczku się rozniosło, że dziennikarka z Warszawy przyjechała, a obcego tu każdy rozpozna). Gdy przechodzi kilku chłopaków, Anna podnosi głos: - Tu bardzo dobrze się żyje, świeże powietrze mamy i tyle zieleni.
Strach odbiera tu ludziom zdrowy rozsądek. Niedawno w obieg puszczono fałszywe miliony. Krążyły po sklepach. Ekspedientki nie zgłosiły tego policji. Wolały stracić albo puścić fałszywkę dalej, niż donieść.

 









*** Irena Morawska - POKÓJ DLA CUDZOZIEMCA
Gazeta Wyborcza - 25/09/1998

...Nikt już z sąsiadów nie pamięta, kiedy Zenon K. zaczął grzebać w śmietnikach. Ani kiedy kupił (a może znalazł na śmietniku?) wielki kocioł, do którego wkładał kapustę i świńskie głowy. Gdy gotował sobie danie na tydzień albo dwa, w bloku cuchnęło tak, że nie sposób było wytrzymać. Zwłaszcza jak odgrzewał. Ale sąsiedzi wiedzieli, że jest "odsunięty" i tylko szeptali: "Gruby znów sobie coś gotuje". Bo w tym czasie został "Grubym".
Nikt też nie wie, kiedy "Gruby" wniósł do swego pokoju czarną walizkę, do której składał złote łańcuszki, pierścionki i kolczyki. Po jego śmierci wszyscy o niej mówią, bo oprócz złota były tam srebrne platery i Bóg wie, co jeszcze.
- Tam są skarby - przekonuje Krystyna J. - Dlatego tak bardzo chciał się ze mną spotkać. Ciągle powtarzał: "Tyle tego mam, ale ona nic nie dostanie".

 









*** Krzysztof Teodor Toeplitz - «MŁAWA ATAKUJE»

...Niedawno przeczytaliśmy też w gazecie, że w kawiarni "Stolica" w Stolicy, gdzie do niedawna odbywały się słynne "Podwieczorki przy mikrofonie", pojawiły się na sali szczury. Dochodzi tam podobno do pociesznych scen, kiedy przestraszone panie wskakują na stoliki, a dziennik, bez żadnego komentarza, podał, że kawiarnia zaprzestała serwowania ciastek, aby szczury nie mogły się nimi odżywiać...







A teraz

 

współczesna wersja "Ziemi Obiecanej" 

 

 

Oczywiście w wersji bardziej trywialnej - jakie czasy, takie Buholce.



Dzieło ewidentnie literackie pochodzące z Forum "Dilbertoza" - części Forum gazeta.pl

Autor, niejaki Rifun pisał, pisał, rzesze wielbicieli jego talentu wpadały w ekstazę, aż tu nagle wziął i zniknął. 




*** PRZYPADKI DYREKTORA BURAKA - 1

...Wtedy też po raz pierwszy zauważył u siebie nieprzeciętne zdolności do robienia złotych "interesów". Zauważył, że loże w lokalu nocnym (tym "ekskluzywnym") są tak skonstruowane, że pomiędzy oparciem i siedziskiem jest szpara w którą wpadają kluczyki, bilon i drobiazgi, które siedzący tam goście noszą w kieszeniach. Zaproponował więc właścicielowi, że będzie zostawał po godzinach i pomagał sprzątającym doprowadzić do porządku salę - właściciel oczywiście się zgodził i jeszcze wyraził zachwyt jaki to pracowity naród ci Polacy.





*** PRZYPADKI DYREKTORA BURAKA - 2

...Postanowił zapytać, co ze sponsoringiem, na co usłyszał, że jest: "Głupim i zachłannym sk......m któremu jak dać palec to on od razu wpi....li całą rękę razem z płucami. I dlatego on (czyli Dyr. Burak) nauczy go kultury i ukaże za chamstwo i więcej nie da żadnych pieniędzy, ani jemu ani jego innym kumplom z pozostałych klubów". I to, w zasadzie można nazwać końcem ery Sponsoring w Firmie.



*** Najświeższe wiadomości o Rifunie i dyrektorze Buraku !!!







 

ROSJA

CZYLI PROSIMY PAŃSTWA DO GAZU






Wysoko na jasnym niebie stał księżyc w pełni. Lasy i pola, niewidoczne przedtem poza obozem, wyłaniały się teraz w dali. A jeszcze dalej, za polami i lasami, widniała jasna, falująca, wabiąca ku sobie dal. Pierre spojrzał w niebo ku dalekim, migającym gwiazdom.
 - I wszystko to moje, i wszystko to jest we mnie, i wszystko to ja! - myślał Pierre. - A wszystko to oni ujęli i wsadzili do baraku ogrodzonego deskami!

 

 






*** MAKSYM GORKI - ROSYJSKIE OKRUCIEŃSTWO
Fronda nr 7

...Wydaje mi się, że najbardziej jaskrawą cechą moskiewskiego narodowego charakteru jest właśnie okrucieństwo, tak jak humor - angielską. To specyficzne okrucieństwo - to jednocześnie wymyślona z zimną krwią miara dla określenia wytrwałości i oporu w cierpieniu, jakie może osiągnąć człowiek; swego rodzaju próba życiowej siły.

 









*** Rosja u progu XXI wieku - z profesorem Richardem Pipesem rozmawia Andrzej W. Pawluczuk
Rzeczpospolita - 1995.03.18

...Mówiąc inaczej: państwo, mocarstwo było dla Rosjanina ważniejsze niż jego poczucie narodowe, co znaczy, że Rosjanin widział samego siebie najpierw jako obywatela wielkiego, silnego imperium, a dopiero na drugim planie myślał osobie jako o etnicznym Rosjaninie.

 

 

 


*** ALEKSANDER AGIEJEW - MROKI ROSYJSKIEJ DUSZY
Profil - 11.05.2002

...W historii Rosji trudno właściwie doszukać się epoki, w której naród byłby prawdziwie wolny od odgórnej kontroli, sterowania i nacisku. Nie miał szans wyrobić sobie nawyku gromadzenia, zabiegania o lepsze życie. Chrześcijański ideał cierpliwości w warunkach rosyjskich przekształcił się w ideał przeczekiwania złych czasów. Przeczekiwano zatem mongolskie jarzmo, krwiopijcę-obszarnika, złego cara. Ludzie cierpliwie znosili swoją sytuację, ale nie przyszło im do głowy, by uznać takie urządzenie świata za sprawiedliwe. Jak tylko uścisk na chwilę zelżał - przystępowali do burzenia znienawidzonego porządku. Cierpliwe przeczekiwanie stawało się akumulatorem agresji.

 

 





*** Andrzej Łomanowski - Rosyjska dusza
Życie z dnia 2002-03-15

...Kilkadziesiąt lat przed rewolucją piewca rosyjskiej duszy Fiodor Dostojewski wystąpił w Moskwie z przyjętą owacyjnie przemową. A pisarz przedstawił w niej swoją wizję Rosji, jej duszy i roli dziejowej państwa. Dostojewski rzucał gromy na "egoistyczny i antychrześcijański Zachód", przeciwstawiając mu "po bratersku chrześcijańską Rosję". Historyk Nikołaj Karamzin tłumaczył zaś, na czym polega "braterskie chrześcijaństwo": "[Rosja] odkryła kraje dotąd nieznane, wprowadziła je do powszechnego systemu geografii i historii, oświeciła wiarą Boską, bez przymusu, bez zbrodni używanych przez innych zelantów chrześcijaństwa w Europie i Ameryce - a jedynie przykładem wyższości".





 

 

  *** Marcin Wojciechowski - Dziennik podróży z Kijowa do Moskwy
Gazeta Wyborcza - 10-12-2004




 

 

 

*** Andrzej Wróblewski - Kawior

...Większość rosyjskich handlowców zdaje się po prostu mniemać, że życie bez niedoróbek byłoby śmiertelnie nudne. Czas między jedną a drugą transakcją trzeba przecież jakoś wypełnić i wypełnia się go wyjaśnianiem nieporozumień, które wyłącznie w tym celu są prowokowane. Zresztą, o sumiennym i punktualnym biznesmenie można powiedzieć jedynie, że jest jakiś taki nijaki. Nikt go przy wódeczce nie wspomni i w zasadzie będzie traktowany jak powietrze. A na takie lekceważenie prawdziwy człowiek interesu w żadnym wypadku pozwolić sobie nie może. Tak więc powiedzieć w Rosji, że ma się do kogoś zaufanie w interesach, to powiedzieć tyle tylko, że trzeba uważać, bo lada chwila ten ktoś może je zawieść. Gdybym po każdym nadużyciu zaufania przez swoich kontrahentów, obojętnie zresztą, z jakiej branży, zachowywał się pryncypialnie i zrywał wszelkie z nimi stosunki, to w krótkim czasie straciłbym wszystkich. Nowych też bym łatwo nie znalazł, bo szybko rozeszłaby się wiadomość, że jestem człowiekiem nie do życia i nie ma sensu wchodzić ze mną w żadne interesy.

 

 

 






*** JERZY CZECH - OBRAZKI MOSKIEWSKIE
Rzeczpospolita - 1999.11.20

Niedobitki moskiewskiej inteligencji balują na Titaniku


 

 




*** WŁADIMIR BUKOWSKI - Przenicowanie
Rzeczpospolita - 1998.03.14

...Mój Boże, przecież oni wszyscy cierpieli, walczyli, byli prześladowani - taki już był ten reżim sowiecki, którego istota nie zmieniła się od czasów Stalina. Nawet owi uczeni, którzy roztrącając łokciami kolegów, pchali się, aby złożyć swój podpis przeciwko Sacharowowi. Jakże by inaczej? Pokrzywdzeni byli ci, którym nie udało się podpisać, nie weszli do grona "wybitnych sowieckich uczonych". I mój przypadkowy rozmówca, którego "zesłano" za nieprawomyślność na ambasadora do nieciekawego zachodniego kraju.

Jak to mówią, cała prawda o rosyjskiej inteligencji

 

 

 



*** ANNA LABUSZEWSKA, WOJCIECH GÓRECKI - Na przyklad Charczikow - Nowi bardowie Rosji
Tygodnik Powszechny

...Spis piosenek to jednocześnie katalog rosyjskich kompleksów, fobii, tęsknot, lęków, żalów, chęci i niechęci: "Okrutny Jahwe", "Dobij Czeczeńca!", "W głodnej, wynędzniałej, nieogrzanej Rosji", "Odpowiecie nam za wszystko!", "Za długo słuchałem demokratów", "Jelcyn, Jelcyn, jak niegdyś Führer, utopił kraj we krwi", "Rosjo, chwyć za topór"... Kasetę można bez problemu kupić w centrum Moskwy na stacji metra.

Takie są fakty, obecnie grób Wysockiego nie jest już zasypany kwiatami. Tylko kilka plastikowych wieńców. 



 

 

 







*** Diakon Andriej Kurajew - Tajemnica 8 marca
FRONDA nr 11/12 - 1998

Diakon Kurajew, jak informuje kochana "Fronda" najwybitniejszy obecnie teolog Cerkwi prawosławnej odważnie szkicuje historię Święta Kobiet. Wymyślonego dla uczczenia kobiet-komunistek. Które były Żydówkami. Więc genezy święta należy szukać w judaizmie. He, he.

 

 




*** Sonia Szostakiewicz - Święta Ruś i Trzeci Rzym
FRONDA nr 11/12 - 1998

Idea Moskwy jako Trzeciego Rzymu - może najistotniejsza doktryna w dziejach ludzkości. Można przecież udowodnić jej wpływ na imperializm Rosji carów i komunistów.

 

 






*** MICHAIŁ SITNIKOW - Agent Drozdow
Index-Dossier na Cenzuru - Nr 14, 2002

Co by tu jeszcze o Aleksym II, Patriarsze Moskwy i Wszechrusi? Kilka lat temu kawalkada samochodów terenowych z Patriarchą przejeżdżała ulicami Moskwy. Aż tu naraz jeden z nich, jak pamiętam terenowa Toyota uderzyła kobiecinę, raniąc ją ciężko. Kawalkada z rzeczonym Patriarchą zatrzymała się, pojawiła się milicja, z auta Patriarchy wysiadł ochroniarz mówiąc "stróżom prawa", że to on jest winny. Po czym kawalkada pojechała dalej.




 

 










*** NIEUDANA PRÓBA REHABILITACJI - Własow nadal zdrajcą
Tribuna - 4.01.2002

...W przerwach pomiędzy pracą nad "historycznymi manifestami" i troską o prywatne sprawy Własow wypełniał także swój nowy żołnierski obowiązek. "Wojska generała Własowa walczyły bardzo dzielnie na przedmieściach Berlina - zapisał w swoim dzienniku główny ideolog faszyzmu, Goebbels. - Wstyd mi, kiedy czytam w raportach oficerów tych wojsk o tym, że żołnierze niemieccy sprawiają wrażenie zmęczonych i nie chcą walczyć". Okazuje się, że własowcy próbowali wzmocnić bojowego ducha w wycieńczonych obrońcach Berlina. Straszny finał - bronić cudzej stolicy, skazanej na przegraną!

 

 




*** GALINA KOWALSKAJA - WYCHOWANIE WOJSKOWE - Narybek Rosji
Jeżeniedielnyj Żurnał - 04.02.2002

- Często organizujemy spotkania z weteranami wojen. Zapraszamy duchownych prawosławnych. Na zajęciach teoretycznych nieraz zresztą przychodzi nam wypełniać luki, które pozostawiła szkoła: wielu chłopców nie wie, gdzie leży jaki kraj i kiedy zaczęła się Wielka Wojna Ojczyźniana. Nawet najmłodsi obowiązkowo zabierani są na wycieczkę do pobliskiego monasteru: Niech widzą, że dyscyplina i posłuszeństwo obowiązują nie tylko w armii. Puste miejsce po patriotyzmie usiłuje zająć "idea prawosławna", flirtująca nieraz z nacjonalizmem, nieraz z nurtami faszystowskimi.

 

 





*** Apokalipsa poborowego
Newsweek Polska nr 19/02 - 2002

Kiedyś czytałem opowiadanie ukraińskiego autora opisującego metro w Kijowie, gdzie na stacji pojawiają się milicjanci i blokują wyjścia. Kto "z twarzy" wygląda na 20-latka jest legitymowany i odstawiany do wojskowej komendy... i do woja. Myślałem, że to takie kafkowskie fantazje.

 

 




*** KRYSTYNA KURCZAB-REDLICH - Czeczenki już nie płaczą
Dziennik Polski - 11 X 2002

Niegdyś Waleria Nowodworska napisała o Rosjanach, iż naród ten przez tak długie wieki używał mięśni do wszelkich działań, że nastąpił zanik mózgu. I gdyby nawet Rosjanie chcieli coś przemyśleć, zachować się racjonalnie, to nie mogą.

Eksterminacja Czeczenów to taki sam problem, jak zmiana Teatru na Dubrowce w komorę gazową. Co, jak wiadomo wywołało w Rosji powszechny entuzjazm i miłość do specnazu i Putina.

Czeczenia w 1991 liczyła 1,3 mln mieszkańców. Jak wyczytałem w październiku 2002 r.  według oficjalnych danych rosyjskich w czasie wojny (I i II) w Czeczenii zginęło 10 tys. żołnierzy rosyjskich, nieoficjalnie 30 tys. Liczba zabitych Czeczenów (czy może raczej mieszkańców Czeczenii) to 100 tys. 



 

 











*** SIERGIEJ DIUPIN - Komsomolska-nostra
Kommiersant Włast' - 6.11.2001

Ministerstwo Sprawiedliwości Rosji szacowało niedawno, że 50% gospodarki rosyjskiej kontrolowane jest przez mafię. Znowu wiceprzewodniczący partii "Jabłoko" twierdzi, iż w ciągu 10 lat rosyjskiej prywatyzacji kuponowej w trakcie przejmowania kontroli nad majątkiem firm przez mafię zginęło 20 tys. ludzi. I jeszcze informacja z lutego 2002 r. z "Forum" - mafia rosyjska liczy szacunkowo 114 tys. członków, a włoska mafia, tak rozreklamowana tylko 20 tys. I tyle tylko z tego szczęścia dla ludzkości, że Rosjanie są wybitnie rozproszkowani, nie ma rosyjskiej zcentralizowanej Cosa Nostry, czy nawet "Pruszkowa".






*** ANDRIEJ SKROBOT, MICHAIŁ CIMMERING - Rosyjski Sing-Sing

W podobnych, humanitarnych obozach karnych zmarli czeczeńscy komendanci - Salman Radujew w grudniu 2002 r. i Turpał-Ali Atgierijew w sierpniu. Obaj zmarli z powodu wewnętrznego krwotoku, jak zaskakująco szczerze wyznały władze. 











*** Wywiad z Aleksandrem Duginem - "Czekam na Iwana Groźnego"
FRONDA, nr 11-12, 1998

...My Rosjanie i Niemcy rozumujemy w pojęciach ekspansji i nigdy nie będziemy rozumować inaczej. Nie jesteśmy zainteresowani po prostu zachowaniem własnego państwa czy narodu. Jesteśmy zainteresowani wchłonięciem, przy pomocy wywieranego przez nas nacisku, maksymalnej liczby dopełniających nas kategorii. Nie jesteśmy zainteresowani kolonizowaniem tak jak Anglicy, lecz wytyczaniem swoich strategicznych granic geopolitycznych bez specjalnej nawet rusyfikacji, chociaż jakaś tam rusyfikacja powinna być. Rosja w swoim geopolitycznym oraz sakralno-geograficznym rozwoju nie jest zainteresowana w istnieniu niepodległego państwa polskiego w żadnej formie. Nie jest też zainteresowana istnieniem Ukrainy. Nie dlatego, że nie lubimy Polaków czy Ukraińców, ale dlatego, że takie są prawa geografii sakralnej i geopolityki...

Biedni Ruscy, co im się kłębi w tych głowinach.
Czas temu jakiś czytałem, iż głównym zajęciem rosyjskich żołnierzy stojących na warcie jest strzelanie do psów. Racje żywnościowe są bardzo małe...

 

 






*** FASZYZM W ROSJI - Czwarta Rzesza - SIEMION CZARNYJ
Moskowskije Nowosti - 16-22.04.2002

Z jakichś powodów (a z jakich, koteczku?) faszyzm od końca II wojny stał się w Rosji ideą atrakcyjną. "Pierwsza grupa zwolenników Hitlera w Związku Radzieckim powstała - co za paradoks - w środowisku dzieci najwyższych funkcjonariuszy państwowych pod koniec lat 40." I znowuż aż strach pytać - o co chodzi?

 

 




*** WOJCIECH GÓRECKI - SOCJALIZM Z ZAPACHEM ONUC I NOWY PODZIAŁ
Fronda nr 7

Czytając brednie Żyrinowskiego pamiętajmy, że to anachronizm, pocieszna postać wprost z wesołych lat 90-tych. Lat, kiedy Jelcyn wywracał się o własne nogi, a sam Ż. proponował likwidację długów Rosji poprzez masową sprzedaż rosyjskich dziewic Arabom za 10 000 $ sztuka.

No, było śmiesznie, ale się skończyło. A teraz, kto się będzie śmiał, ten dostanie w RYJ!

 

 




*** JADWIGA BUTEJKIS - Uchodźcy we własnym kraju
Rzeczpospolita - 1998.03.25

...W dawnych, dobrych czasach gdy Związek Radziecki był jednolitym państwem, 25 mln Rosjan, rozsianych po różnych republikach etnicznych, miało - nieformalnie - status uprzywilejowanej "rasy panów". To oni zajmowali najwyższe i najważniejsze stanowiska w kraju, oni kierowali życiem gospodarczym i politycznym, język rosyjski był językiem oficjalnym. Dotyczyło to nie tylko republik środkowoazjatyckich czy nadbałtyckich i Kaukazu, ale również Białorusi i Ukrainy. Do tej pory znaczna część ludności tych krajów lepiej zna język rosyjski niż ojczysty i posługuje się nim najchętniej.




 

 







*** Bezprizorni
Newsweek Polska nr 41/02 - 2002

...Po artykule o tragicznym losie bezdomnego psa do redakcji "Moskowskiego Komsomolca" zgłosiło się 124 czytelników chcących go przygarnąć. Po trzech artykułach o bezdomnym chłopcu ze szpitala Św. Włodzimierza było 27 telefonów.















*** Sześć dni kacetu - "więzienny" eksperyment Philipa Zimbardo

...W zaskakująco krótkim czasie grupa normalnych, zdrowych, amerykańskich studentów przeistoczyła się w strażników więziennych, którzy zdawali się czerpać przyjemność ze znieważania, grożenia, poniżania i traktowania w nieludzki sposób swych rówieśników, którym losowo przydzielono rolę "więźniów". Mimo wyraźnego zakazu stosowania siły fizycznej, często dochodziło do aktów agresji (w szczególności ze strony strażników). Więźniowie - choć mieli całkowitą swobodę wyboru zachowań - stali się bierni i zależni, wystąpiła u nich również depresja, poczucie bezradności oraz obniżenie poczucia własnej wartości. O czym rozmawiali w celach? O sympatiach i zainteresowaniach czy o tym, co będą robić, gdy eksperyment dobiegnie końca? Dane okazały się zaskakujące. Głównym tematem rozmów między więźniami były warunki panujące w więzieniu (aż 90 proc.), czyli jedzenie, kary i przywileje, brutalność strażników itd. Nawet w trakcie prywatnych rozmów więźniowie nie przestawali odgrywać narzuconej im roli. W konsekwencji zaskakująco niewiele wiedzieli o sobie nawzajem, np. o swych przeszłych doświadczeniach lub planach na przyszłość. Oceniając swych towarzyszy, więźniowie w 85 proc. wypowiadali się o nich nieprzychylnie i niepochlebnie, przyjmując wobec nich negatywną postawę, taką jaką mieli strażnicy.

 

 

 






*** Janusz Tazbir - Okrucieństwo w nowożytnej Europie

...Egzekucje odbywały się z reguły publicznie i w centralnym punkcie miasta (najczęściej przed ratuszem). Można je porównać do widowisk teatralnych, w których rusztowanie było sceną, "kat i skazaniec aktorami pierwszego planu", a widownię tworzyli gapie. I podobnie jak w teatrze płacono za miejsca, przynajmniej te położone blisko "sceny" (drogo kosztowało wynajęcie okna, pełniącego rolę sui generis loży). "I jam tam był sobie z książęty Radziwiłłami jedno okno najął i przypłaciliśmy go dobrze" - wspomina Jakub Sobieski egzekucję Ravaillaca. W szlacheckiej Rzeczypospolitej schodziło się na to po kilkuset widzów, w silnie zurbanizowanych Niemczech liczba ich sięgała czasem kilkunastu tysięcy. Przybywano nie tylko tłumnie ale i dobrowolnie. Władze kościelne, miejskie czy państwowe nie wywierały żadnego w tym kierunku nacisku. Od udziału w oglądaniu nie uchylali się nawet ci autorzy opisów kaźni, którzy podkreślali ich barbarzyński charakter i okrucieństwo. "A jednak nie pomijają żadnej okazji, by w nich uczestniczyć. Zda się, że rezygnacja z udziału w krwawym przedstawieniu jest wręcz niemożliwa", stanowiła bowiem niezbędny i oczywisty "element partycypacji w życiu społecznym". Skomentował to już Adam Mickiewicz pisząc, że "gmin znikczemniony zawsze ma skłonność do okrucieństwa, lubi widowiska krwawe, ciśnie się tłumami na publiczny plac kary".
Wokół umieszczanego na podwyższeniu szafotu, koła czy szubienicy budowano nieraz trybuny, na których miejsca były oczywiście płatne. Sprzedawcy wina czy piwa rozbijali w pobliżu swe stragany. Słowem, był to wielki ludowy festyn, odbywający się nie tylko w asyście straży miejskiej ale i wojska.

 

 

 






*** Elwira Watała - Okrucieństwo w dawnej Rosji

...O Iwanie Groźnym lepiej nie mówić. Doznawał fizycznej rozkoszy, patrząc na torturowanych i konających w mękach ludzi. Oblanie gorącym wrzątkiem, szturchnięcie nożem, uderzenie pałką, nasypanie trucizny do kubka niewygodnego bojara, były dla Iwana Groźnego najlepszą rozrywką. Często ze swych okrucieństw czynił przedstawienia. Szczególnie odrażający był jego sadyzm związany z seksualną patologią. Car, mając lat 45, z powodu rozpusty i pijaństwa stał się zupełnie niedołężnym starcem. Doznawał szczególnej seksualnej przyjemności, obserwując akty płciowe, których kanwą musiało być krwawe przestępstwo. Rozkazał swoim oprycznikom wykradać bojarom ich piękne żony i przyprowadzać do niego. Do syta nasyciwszy się gwałtem, przekazywał je do dalszego gwałcenia oprycznikom, którzy mieli to robić w obecności związanego męża. Jeśli mąż zbytnio rozpaczał, czy nawet groził carowi na oczach półżywej żony, rozkazywał go zabić. Jeśli pozostawiał męża żywego, kazał wszystkim z niego szydzić, wyśmiewać i "rogaczem" nazywać. Pewnemu diakowi car zabrał żonę, zgwałcił ją, a dowiedziawszy się, że mąż z tego powodu wyraził swe niezadowolenie, rozkazał powiesić żonę nad drzwiami ich domu i nie zdejmować trupa przez dwa tygodnie. Innemu zaś diakowi żonę powiesił nad stołem. A ileż dziewcząt gwałcąc pozbawił dziewictwa? Chwalił się, że tysiąc. Gdy ktoś ośmielił się zaprotestować, karał okrutną śmiercią. "Radował się car, upajając się jękami i lamentem skazanych, niczym cudowną muzyką, chłonął wzrokiem krew i łzy, niczym przepiękne widowisko" - pisał kronikarz tamtych czasów.

 

 

 






*** Agnieszka Krzemińska - Ach, jak przyjemnie nabijać jest na pal...
Polityka - 2009-09-19

...Pala, na który miał być wbity skazaniec, nie zaostrzano, żeby zbyt szybko nie przebił wnętrzności i nie uśmiercił nieszczęśnika. Kładziono go na brzuchu z rozkraczonymi nogami i polewano oliwą. Uderzeniem młota wbijano drąg. Skazaniec wył z bólu. Gdy ustawiano go w pionie, pod ciężarem ciała pal wchodził głębiej. Głowa opadała na piersi. Omdlenie było wybawieniem od nieludzkiego cierpienia. Gapie rozchodzili się w przekonaniu, że król słusznie postąpił, skazując zdrajcę na kaźń. Tak wyglądały egzekucje z rozkazu królów asyryjskich, perskich, a później władców i sądów średniowiecznych. Według prezesa węgierskiego związku literatów Tibora Cseresa, ostatnie wbicie na pal w majestacie prawa odbyło się w 1946 r. w Jugosławii. W ten sposób Serbowie zemścili się na węgierskim generale Ferenzu Szombathelyi, który w czasie wojny pozwolił na ludobójstwo w Nowym Sadzie. Ta przerażająca tortura, opisana również w "Trylogii" przez Sienkiewicza, symbolizuje niewyobrażalne bestialstwo.












*** MARCIN KĄCKI - WÓDKO, POZWÓL DZIAŁAĆ CZYLI 6 POWODÓW, DLA KTÓRYCH PZPN NIE TRZEŹWIEJE, A POLSKĄ PIŁKĘ MĘCZY KAC
Gazeta Wyborcza - 7-8 lipca 2012

...Przeglądam strukturę organizacyjną PZPN. Przypomina plan budowy metra - nie wiadomo, gdzie się kończy. Jest 15 komisji, trzech rzeczników, sąd polubowny, izba ds. sporów, kolegium sędziów, jeden wydział ds. bezpieczeństwa, klub seniora. We wszystkich od kilku do nawet 40 osób. Sama komisja ds. odznaczeń to 13 działaczy. Zaglądam do planu posiedzenia zarządu PZPN na 27 czerwca w hotelu w Sękocinie pod Warszawą. Miał tam powołać grupy robocze ds. przygotowania sprawozdania z działalności PZPN oraz grupy ds. zmian statutowych, podjąć uchwałę w sprawie interpretacji innej uchwały, przyjąć plan nowych struktur związku oraz kilkanaście regulaminów dla nowych komisji. Powołani zostaną też przewodniczący nowych komisji, zastępcy, sekretarze, członkowie. - Czyli nowy model biurokracji, a i bez tego posiedzenia są frapujące - komentuje Masiota.














*** Masoneria polska - Janusz Korwin-Mikke rozmawia z prof. Tadeuszem Cegielskim
Najwyższy Czas, nr 44-45/2000 r.

 

Mamy tu zabawny i charakterystyczny dla Polski szczególik. Także w środowisku polskiej masonerii (jak pośród literatów, harcerzy itd.) trwa konflikt "komuna-antykomuna". Po jednej stronie "Szkoci", których loża powstała w Warszawie w grupie opozycyjnych intelektualistów (Jan Józef Lipski, Jan Olszewski) w latach 60-tych, po drugiej "PeZetPeeRowski" polski Wielki Wschód.












*** Alfabet Urbana

...Jeśli socjalizm dla kogokolwiek dobrze wymyślono, to dla pisarzy. Mianowano ich arcykapłanami i ważnymi partnerami władzy. Błąd w tej metodzie polegał na tym, że o ile marniejszych przyklejało to na zawsze do klamek w KC, to zdolniejszych zmuszało do przejścia do opozycji. Po prostu literat ogromnie nabierał znaczenia, kiedy stawał się kontrpartnerem władz. Te bowiem sztucznie ulepiły z niego ważną osobistość i potem się go bały, zwalczały, kokietowały, paktowały. Inaczej mówiąc, władze lepiły bożków, a potem się ich lękały i zabiegały o ich przychylność.









*** Krzysztof Szymborski - Powrót ludożerców
Gazeta Wyborcza - 03/10/1997

...Kiedy 30 grudnia rozeszła się wieść, że dwóch młodych Dajaków zostało zasztyletowanych przez grupę Madurańczyków, Dajakowie "wkroczyli na ścieżkę wojenną" i w ciągu następnych czterech dni dokonali na Madurańczykach plemiennej rzezi, zabijając, (według nieoficjalnych oszacowań) ok. czterech tysięcy ludzi. Dajaccy wojownicy odcinali zabitym głowy, następnie nabijali je na bambusowe pręty i gromadzili jako "trofea wojenne". Kiedy po upływie kilku miesięcy zachodnim dziennikarzom udało się przełamać rządową blokadę i przedostać do obszaru objętego zamieszkami, natrafili w dżungli na liczne bezgłowe ciała. Znaleźli też wiarygodnych świadków, którzy twierdzili, iż na ich oczach dokonywane były akty ludożerstwa. Dajakowie rzekomo wyrywali z ciał zabitych wrogów serca i zjadali je na surowo. Niektórzy świadkowie zajść wspominali coś o pieczonych ludzkich wątrobach...







PSY WOJNY - NAJEMNICY

 

 




*** Olga Stanisławska - Wigilia w Malabo ("Psy wojny" Fredericka Forsytha)
Gazeta Wyborcza - 23/12/1998

...Dzięki "Psom wojny" Forsytha, które od razu po wydaniu w 1974 roku zostały bestsellerem, a potem trafiły na ekrany kin, Gwinea Równikowa zamieszkała w naszej wyobraźni. Stało się to poniekąd bez naszej wiedzy - skrywała się przecież pod maską fikcyjnej republiki Zangaro, która - choć sądziliśmy, że jest całkiem wymyślona - wydawała się nam ogromnie rzeczywista. Podawaliśmy sobie pod ławką wymęczoną książkę owiniętą w biblioteczny szary papier i staliśmy w kolejce po bilety do najlepszego w naszym mieście kina Bałtyk.
Daleko w Gwinei Równikowej jeden z najkrwawszych tyranów Afryki odciskał trwałe piętno na kraju, za którym nikt się nie ujmował, bo taki był mały, taki nierzeczywisty - skrawek lądu, kilka wysp wulkanicznych, dżungla, deszcz. Nie więcej niż czterysta tysięcy ludzi, zamkniętych w swoim państwie jak w pułapce.
Tak, miejsce zupełnie jak z Forsytha.

 

 


*** Wojciech Jagielski - Z zawodu wojownik
Gazeta Wyborcza - 18/12/1998

...Cudzoziemscy żołnierze werbowani w Paryżu, Brukseli, Londynie, Madrycie i Johannesburgu mieli rozstrzygać podstawowe problemy kontynentu. Szkolić wojska, dowodzić nimi w bitwach, zapewniać bezpieczeństwo kopalniom, hutom i plantacjom, będącym często jedynym źródłem dochodów afrykańskich państw. Do werbunku najemnych żołnierzy zachęcały afrykańskie państwa także ich byłe kolonialne metropolie. "Psy wojny" stawały się - często nieświadomie - instrumentem neokolonialnych porządków. Obalając niewygodne reżimy, tłumiąc rebelie lub je wspierając, wyświadczali przysługi francuskim, belgijskim, brytyjskim, amerykańskim, południowoafrykańskim służbom specjalnym, usiłującym utrzymać dla swoich rządów panowanie nad Afryką.

 

 




*** WOJCIECH JAGIELSKI - KORSARZ TRÓJKOLOROWY - Bob Denard
Gazeta Wyborcza - 22/04/1999

...Denard, poza zamiłowaniem i prawdziwym talentem do wojaczki, miał jeszcze szczęście - w Katandze poznał francuskiego pułkownika Rogera Faulquesa, który przybył do Konga za wiedzą i zgodą Jacques'a "Foki" Foccarta. Foccart przez ćwierć wieku kierował w Pałacu Elizejskim sprawami Afryki i decydował o losach tamtejszych przywódców. Nieposłusznych i hardych kazał usuwać. Zastępował ich wiernymi przyjaciółmi Francji. Kiedy sprawy wymagały szczególnej dyskrecji, wówczas Foccart prosił o przysługę ludzi takich jak Faulques - kondotierów, kierujących się nie wyłącznie zyskiem i potrzebą mocnych wrażeń, ale także szczególnym patriotyzmem i nie odwzajemnioną najczęściej miłością do ojczyzny.

 

 




*** OLGA STANISŁAWSKA - DIABEŁ DRAPIEŻNEGO SZALEŃSTWA
Gazeta Wyborcza - 02/04/1999

...W tamtych czasach Thierry po Paryżu jeździł białym jaguarem, a w Afryce miał swoją awionetkę. Jego gwiazda błyszczała coraz jaśniej. Był Liban. Była ta delikatna sprawa z komandosami z RPA, którzy mieli wysadzić rafinerię ropy w angolskiej enklawie Kabinda. Desant się nie udał. Komandosi stracili orientację w dżungli i zamiast do prawicowego Zairu, uciekli do komunistycznego Konga. Thierry odnalazł ich, a potem przepchnął jakoś przez granicę. I w końcu dostał swoją własną wielką transakcję. Pięćdziesiąt mistrali, najnowszych francuskich rakiet ziemia-powietrze dla Pretorii.

 

 




*** WOJCIECH JAGIELSKI - O DWÓCH TAKICH, CO CHCIELI UKRAŚĆ AFRYKĘ
Gazeta Wyborcza - 07/12/2000

..."Odnoszę wrażenie, że cała afera wokół tej sprawy jest mocno przesadzona - brytyjski premier Tony Blair uciął dyskusję. - Panowie posłowie oburzacie się: najemnicy! Nie zapominajcie jednak o najważniejszym. Obalono bezprawny wojskowy reżim i przywrócono do władzy demokratycznie wybranego prezydenta!".
Burzliwa debata w Westminsterze była kulminacją skandalu, który wybuchł, gdy londyńskie gazety ujawniły, że za namową rządów Wielkiej Brytanii i USA biali najemnicy dokonali zamachu stanu w Sierra Leone i przepędzili na cztery wiatry zdemoralizowaną juntę majora Johnny'ego Paula Koromy, który kilka miesięcy wcześniej wygnał z kraju prawowitego władcę, prezydenta Kabbaha.









*** Witold Gadomski - Ekonomiści
Gazeta Wyborcza - 24/04/1998

...Friedman jest uważany za znakomitego specjalistę od polityki pieniężnej. Inflacja jest według niego zawsze wynikiem nadmiernej emisji pieniądza. Nadmiernej, to znaczy większej niż potrzeby gospodarki. Rolą instytucji państwa jest "dolewanie" do gospodarki właściwej ilości pieniędzy. Wówczas nie występuje ani recesja, ani inflacja. Friedman jest zresztą zdania, że państwo zwykle z tego zadania słabo się wywiązuje, czego dowodem jest wielka depresja lat 30. W "Wolnym wyborze" wyjaśnia, że dramatyzm kryzysu wynikał z nadmiaru interwencji państwa, i to w dodatku nieudolnych. Oskarża o to przede wszystkim utworzony w 1913 r. amerykański System Rezerwy Federalnej, czyli bank centralny, a także administrację prezydenta Roosevelta. Uważa, że gospodarka amerykańska, a co za tym idzie światowa, znacznie lepiej poradziłaby sobie z kryzysem, gdyby w ogóle Rezerwa Federalna nie istniała. Kryzysy pojawiały się przecież także wcześniej i nie miały tak dramatycznego przebiegu.











*** Sarmaci to my - wywiad z Jackiem Kowalskim
Życie - 2001-02-24


...Konfederaci utworzyli regularną armię, z huzarami, dragonami, jazdą zaciągu towarzyskiego.
Byli to jednak prawie wszystko ludzie z zerowym doświadczeniem militarnym. Kitowicz pisze złośliwie, że "rozkazywanie absolutne nad obywatelami, uniżoność od panów największych, rozpusta i debosz nęciły do siebie na potęgę wszystkich golców, wieśniaków krnąbrnych albo pracy nie lubiących", że "za jednę lub dwie godziny strachu w potyczce i ucieczce wytrzymanego dosyć było nagrody bujać wygodnie po kraju w ozdobie obrońcy wiary i wolności, i do tego być dobrze płatnym".











*** Janusz Lewandowski - Modernizacja w Polsce jest już nie do zatrzymania - wywiad
Życie - 2001-12-29

...W istocie Polska ma dwa oblicza. Pierwsze - zapobiegliwe i otwarte. Od kilku dekad jesteśmy Fenicjanami współczesnej Europy krążącymi po bazarach Zachodu i Wschodu. Jesteśmy zapalonymi konsumentami wszelkich zachodnich nowinek. Z drugiej strony, w tym samym kraju istnieją pokłady lęku i nieufności wobec rynku i "bezbożnej Europy", wołania o protekcję i opiekuńczą rękę państwa. Wychylamy się więc od średniej europejskiej w obie strony.













*** Barwy walki - "Libération"
Życie - 2000-09-09

...Numer "La Cause du Peuple" poświęcony morderstwu w Bruay przygotował maoistowski aktywista znany wtedy jako "Marc". Od razu wiedział, że notariusz zabił, a redakcyjnej koleżance, która domagała się dowodów bardziej przekonujących niż samotna konsumpcja blisko kilograma mięsa, odpowiedział: "Mówisz tak, burżujska córko, bo boisz się, że niebawem ujrzysz głowę twego ojca zatkniętą na szczycie piki".












*** Tak zwana globalizacja - z Zygmuntem Baumanem rozmawia Witold Gadomski
Gazeta Wyborcza - 09-11-2001

 

 




*** Zygmunt Bauman - Myśli parę o władzy, ciele i spokoju ducha (w pół wieku po zgonie Stalina)
Gazeta Wyborcza - 07-03-2003













*** W Warszawie - Paweł Śpiewak - Bez korzeni
Res Publica Nowa

...W Warszawie łatwiej niż na przykład w Krakowie zrobić karierę. W królewskim mieście o wszystkich ważnych rozdaniach decyduje urodzenie w Krakowie lub przyjaźnie z ważnymi krakowskimi rodzinami. Ludzie z zewnątrz są słabo i niechętnie dopuszczani. Jest to miasto społecznie zamknięte. W Warszawie nikt nie pyta, skąd ktoś jest, z jakiej wywodzi się rodziny. Po prostu dostaje pracę i musi wykazać się odpowiednią przebojowością i pracowitością. Miasto wsysa kolejne grupy nowych Polaków, dla których przepustką są wystarczająco duże pieniądze, by kupić mieszkanie.

 

 




*** W Warszawie - Jerzy Pilch - Ekspres InterCity
Res Publica Nowa

...Rozmaici frajerzy nieustannie mnie pytają: Jak możesz żyć w Warszawie? Jak mogłeś się przenieść z narkotycznego i fantastycznego Krakowa do Warszawy - miasta bez wyrazu? Przecież masz swoje piękne i osobne miejsce na ziemi, opiewaną w twych utworach Wisłę - tam powinieneś być i żyć. Na wszystkie te i inne, zawsze wariantowo podobne, pytania odpowiadam teraz globalnie... W Krakowie pod koniec prawie nic mi nie wychodziło i dalej jestem bliski przyznania racji pewnemu mojemu przyjacielowi, który zwykł mawiać: Kraków dobre miasto, ale na emeryturę. Być może również Wisła to jest dobre miejsce na emeryturę, Warszawa w żadnym wypadku. Warszawa nie tylko jest kiepskim miejscem na emeryturę, Warszawa także szczęśliwie zabija w człowieku wszelkie (a miewałem takie) instynkty emerytalne. Jeśli teraz powiem, że Warszawa działa na człowieka odmładzająco, może w takiej frazie zabrzmieć banał i żenada.

 

 




*** W Warszawie - Małgorzata Baranowska - Są takie miejsca
Res Publica Nowa

...Udaliśmy się z kilkoma przyjaciółmi do pobliskiej (w stosunku do Pałacu Staszica) restauracji na obiad. Nagle pewna nie znana nam osoba z Kanady pilnie i miło zażądała rozmowy. Po co? - By uświadomić nam, jacy jesteśmy szczęśliwi. Tu, w Warszawie, nie tylko jest ciekawie, kipi życie, na każdym kroku coś starego (sic!), ale ludzie się do siebie odnoszą nadzwyczajnie. A szło o zwykłą, najzwyklejszą rozmowę. Co chwilę wykrzykiwała: "Tu ludzie rozmawiają ze sobą! Tu ludzie rozmawiają!". Męczyło mnie to przez następną prawie dekadę. "Rozmowa kontrolowana". "Ludzie tu rozmawiają". A jednak dalej się tu rozmawia. Dziwnie zapyziałe, małe miasto rozciągnięte na olbrzymiej przestrzeni, widziane z daleka - czy wyglądało inaczej? Być może. Jego siła nie w budynkach? Warszawa ma to coś. Siłę. Skąd? Nie wiadomo. Ale to miasto niezmiernie bogate. Bogate w siłę odradzania się, nowatorstwa, łapania okazji.

 

 







*** Paweł Śpiewak - Słowniczek słów modnych i niemodnych (w humanistyce)
Res Publica Nowa - październik 2002 r.

...Antyglobaliści sugerują, że pogłębiają się nierówności między krajami rozwiniętymi. Antyglobalizm ściśle łączy się z antyamerykanizmem, a konkretnie z żywiołową wręcz niechęcią do restauracji McDonald's. Oto symbol panowania ducha amerykańskiego nad światem. Z kolei antyamerykanizm lewicy spotyka się z antyamerykanizmem islamu, głównie Palestyńczyków, co prowadzi do tego, że demokratyczna lewica, dawniej otwarcie zwalczająca antysemityzm, dzisiaj zdaje się co najmniej obojętna wobec tej kwestii.











*** Jadwiga Staniszkis: Bywa, że mężczyźni do czegoś się przydają - rozmowa
Dziennik - 23 grudnia 2007

...Związek z Irkiem był o tyle interesujący, że on tworzył złudzenie bezpośredniości, pasji. Głównym motywem jego picia, samoniszczenia i okrutnych gier z innymi ludźmi była nuda. Środowiska literacko-artystyczne były hołubione, miały znacznie więcej przywilejów niż dzisiaj - również przywilejów ekonomicznych (przydział mieszkań, wysokie honoraria za książki, stypendia) - a równocześnie były upokarzane i gnębione przez cenzurę. Ale te oscylacje pomiędzy kopniakiem a marchewką były przytłaczająco nudne. I Irek codziennie czytał po dwie - trzy książki, żeby stworzyć sobie jakiś inny świat, i po to także uprawiał ucieczki w innego człowieka. Przyglądał się komuś uważniej i starał się go rozgryźć. Na przykład wydobyć z niego małość, sprawdzić, do czego jest zdolny, czy da się upokorzyć albo na zamówienie upokorzy innego. Ale ten człowiek, wzięty przez Irka na tapetę, przez moment czuł się ważny. I to było pociągające. Nasz związek nie tworzył pozorów małżeństwa czy tradycyjnie pojmowanej sytuacji uczuciowej. Ja też się wtedy trochę nudziłam, i to było wyzwaniem do momentu, kiedy zauważyłam, że może mnie to bardziej zniszczyć niż nauczyć czegoś nowego.








*** Pierwszy raz starałam się być dobra - z Jadwigą Staniszkis rozmawia Małgorzata Subotić
Rzeczpospolita - 02-04-2010

...Mąż wrócił z kilkutygodniowego pobytu w Afryce i powiedział mi, że nie sprawdzam się jako żona, powinnam zrozumieć i usprawiedliwić jego skoki w bok.
Jak miała pani to zaakceptować? Powiedzieć: - Tak, Michał, możesz mnie zdradzać?
Bardzo wiele żon tak robi. Chociaż z reguły aż tak otwarcie mężowie nie stawiają sprawy. Ja jednak jestem osobą, którą się traktuje jak mężczyznę. Nikt nigdy mnie nie oszczędzał. Gdy coś takiego pomyślał, to mi o tym mówił. Sądząc, że ja i tak wszystko wytrzymam.






Ostatnio profesor Staniszkis mniej jest znana opinii publicznej z swych dokonań intelektualnych, za to bardziej z powodu barwnego życia osobistego. Dwóch jest polskich intelektualistów z rekordowym parciem na szkło, Paweł Śpiewak i Jadwiga Staniszkis. O ile jednak Śpiewak produkuje się codziennie w różnych telewizjach w roli eksperta od wszystkiego, to Staniszkis postanowiła zaszokować publisię ekshibicjonistycznymi wyznaniami. Czy jest jakiś polski dziennikarz, który nie był jeszcze informowany o pożyciu prof. S. z pisarzem Iredyńskim? Czy jest jeszcze jakaś gospodyni domowa, która nie uroniła łzy na wieść o tym, iż pani profesor była tłuczona po głowie kijem od szczotki? Teraz zaś pojawiła się na rynku książka autobiograficzna zawierająca wszelkie drastyczne szczegóły. Co jeszcze jest przewidziane w programie, pani profesor? Film dokumentalny? Serial telewizyjny w kolorze?

 












*** ANDRZEJ ŁOMANOWSKI - HONOR i ŚMIERĆ KUCHARZA
Przekrój

...Znaleziono go wieczorem w jego własnym domu. Bernard Loiseau, jeden z najsłynniejszych francuskich szefów kuchni, leżał martwy na dywanie. Przy boku miał myśliwski sztucer, z którego strzelił sobie w głowę. Prokurator przez trzy dni dokładnie badał, czy naprawdę było to samobójstwo. Nikt nie chciał uwierzyć, że kawaler Legii Honorowej i właściciel giełdowej firmy, którego znała i lubiła cała Francja, mógł odebrać sobie życie. 52-letni szef kuchni zastrzelił się tydzień po opublikowaniu tegorocznego wydania przewodnika kulinarnego "Gault Millau". Jego restauracji La Côte dŐOr krytycy przyznali w tym roku 17 na 20 możliwych punktów, czyli o dwa mniej niż rok wcześniej.









*** Juliusz Ćwieluch - Zaklęte rewiry Gesslerów
Przekrój

...Ale kuchni Magdy Gessler nie można było zarzucić nic, oprócz wysokich cen. - Magda wychodziła z założenia, że nowa elita potrzebuje miejsca do spotkań. Ceny były skuteczną zaporą dla przypadkowych gości. Wybranym artystom lub dziennikarzom dawała gigantyczne zniżki. Ich obecność w Fukierze napędzała kolejnych gości. Towarzystwo zaczęło się snobować na jadanie tam - opowiada dawny bywalec. Marta z kolei działała bez medialnego szumu. - Ale z artystowskim zacięciem. Właściwie to ona otworzyła Polakom oczy na zdrową, ale smaczną żywność - mówi Piotr Adamczewski, znawca kuchni. Wysmakowana prostota w stylu zen i dworsko-babciny Fukier to były dwa różne światy, które nie miały szans się ze sobą spotkać. Tak jak nie spotykały się i nie rozmawiały ze sobą obie panie Gessler. Tym bardziej że 7 listopada 1995 roku Piotr Gessler i Magda Ikonowicz wzięli ślub. Ale dwa lata później prywatny detektyw wynajęty przez Piotra zrobił zdjęcie Magdy w objęciach Mariusza Diakowskiego, studenta, który dorabiał w Fukierze jako kelner. Magda odeszła do kochanka. Wybuchł największy skandal obyczajowy wśród restauratorów III RP.


Autor dokonuje wielce ryzykownego porównania rodu Gesslerów do rodziny ze "Zmierzchu bogów". Kto widział ten film, ten wie, że to historia staczania się potężnego rodu do stanu zupełniej degeneracji. Oj, mocna analogia.
A tak całkiem serio to tekst ten daję cudną panoramę powstania i rozwoju przedsiębiorczości po 1989 r.












*** Zachód nie ma granic - Paul Johnson - wywiad
FAKT - EUROPA - 16.06.2004

...Chrześcijaństwo uległo dużym zmianom podczas reformacji i kontrreformacji, religia żydowska miała swe oświecenie w wieku XVIII. Obie te wielkie religie zmodernizowały się. Jak dotąd islam nie zdołał tego uczynić, nie opuścił jeszcze średniowiecza, oczywiście poza Turcją, gdzie fundamentalizm został złamany przez reformy Kemala Atatürka. Na ogół jednak islam znalazł się w sytuacji konfliktu z globalizacją, czyli z procesem, na który praktycznie mamy niewielki wpływ. W tej chwili nie bardzo widać, by islamiści podejmowali duże wysiłki, konieczne, żeby się zasadniczo zmienić. Myślę jednak, że nie mają innego wyjścia - nie można długo bojkotować rzeczywistości i pozostawać ważną religią światową.












*** Kazimierz Pytko - Zwarci, silni, naćpani
Focus Historia - 06/02/2008

...Głównym składnikiem pervitinu zaś była metamfetamina, używając więc dzisiejszych określeń, można powiedzieć, że Wehrmacht podbijał Europę na "spidzie". Potwierdzają to rozliczne listy, jakie niemieccy żołnierze wysyłali z frontu i okupowanych krajów. Stacjonujący w Polsce pisarz Heinrich Böll, przyszły noblista w dziedzinie literatury, pisząc do domu co kilka tygodni, prosił rodzinę o przesłanie kolejnych dawek pervitinu. Niebezpieczeństwo uzależnienia coraz częściej dostrzegali lekarze, którzy w raportach do Ministerstwa Zdrowia Rzeszy informowali o ubocznych skutkach zażywania leku - zaburzeniach krążenia, rozdrażnieniu, nadmiernej utracie wagi, a nawet zgonach z powodu zatrzymania akcji serca. Minister zdrowia Leonardo Conti opracował przepisy, poddające wydawanie specyfiku surowym ograniczeniom, ale ich wprowadzenie zbiegło się w czasie z inwazją Niemiec na ZSRR i stały się fikcją. Zimą z frontu wschodniego, zamiast informacji o zagrożeniach, zaczęły napływać relacje o dobroczynnej, czy wręcz zbawiennej, mocy pervitinu. Jeden z lekarzy raportował, że w styczniu 1942 r. pięciuset próbujących się wydostać z okrążenia żołnierzy po kilkunastu godzinach marszu przez sięgający do pasa śnieg całkowicie opadło z sił. Po konsultacji z lekarzami podano im tabletki. "Pół godziny później - pisał lekarz - zerwali się, spontanicznie ustawili w szyku i w bojowym nastroju ruszyli dalej".












*** SŁAWOMIR MIZERSKI, MAREK PRZYBYLIK - Historia patykiem pisana
POLITYKA - 20 stycznia 1996

...Lata siedemdziesiąte to czas rewolucji w polskim winiarstwie. Nieurodzaj trzciny cukrowej na Kubie spowodował dramatyczne zmniejszenie dostaw cukru. Jego ceny na świecie poszły w górę. Polska Ludowa, która rzucała na eksport za dewizy wszystko, co dawało się sprzedać, rzuciła więc i cukier. W kraju nakazano oszczędności. Ludność otrzymała kartki, a w winiarstwie rozpoczęto eksperymenty. Było się o co bić, bowiem każdy litr wina wymagał zużycia 300 g cukru. Zadano sobie pytanie: jak zachować moc bełta i oszczędzić cukier? Prosta odpowiedź brzmiała: zamiast sypać drogocenny kryształ, trzeba dolać ogólnie dostępnego spirytusu.

 

 

 



*** Piotr Osęka - Wódka po polsku
Newsweek Polska - 05/2002

...Komunistyczny projekt nowego społeczeństwa zakładał masową migrację chłopów do miast, gdzie mieli przeistoczyć się w wielkoprzemysłową klasę robotniczą. System starał się wyrugować przedwojenne normy i obyczaje, aby zastąpić je "moralnością socjalistyczną". Efektem tych eksperymentów była deprawacja, wyrażająca się m.in. powszechnym pijaństwem.
"Ludność wiejska, przenosząc się do miast, zabierała ze sobą tradycyjne wiejskie style życia, w tym wzór konsumpcji alkoholu, różniący się znacznie od miejskiego - pisze socjolog Jacek Moskalewicz. - Na wsi pito wówczas znacznie rzadziej niż w mieście. Okazje do picia dyktował roczny rytm produkcji rolnej, świąt religijnych, uroczystości rodzinnych. Pito rzadko, ale jeśli już, to na umór, (...) zwykle przez kilka dni z rzędu. Picie w mieście charakteryzowała znacznie większa częstość przy mniejszej konsumpcji jednorazowej. Wzór picia wyznaczany był przez miejski rytm życia i pracy, wymagający większej regularności i punktualności. W wyniku zderzenia tych dwóch wzorów wykształcił się nowy, »skumulowany« wzór picia regularnego, z częstą, typową dla wsi konsumpcją jednorazową".

 

 

 



*** Piotr Sarzyński - Do czytania przy kieliszku - Smaki. Alkohole
Polityka - 2009-03-28

...Wśród alkoholi mocnych wódka zostawiła daleko w tyle całą konkurencję: opanowała rynek w 94 proc. W 6 proc. muszą się więc zmieścić whisky, koniaki, brandy, likiery, giny i tak dalej. Tak, jesteśmy konserwatystami. Ale jak nie być, skoro przekazy żyjącego w XVI w. botanika Stefana Falimirza nie zostawiają wątpliwości: to my, a nie Rosjanie wymyśliliśmy gorzałkę. Polacy wciąż wolą produkty polskie; na czele sprzedaży są swojsko brzmiące nazwy: Absolwent, Starogardzka, Gorzka Żołądkowa. Jak nie woleć, skoro Desmond Begg w wydanej w Wielkiej Brytanii książce "Wódka - przewodnik konesera" przyznał wódkom Chopin i Wyborowa po cztery gwiazdki, zaś Absolutowi, Smirnoffowi, Stolicznej - zaledwie po dwie. I skoro sam wielki Picasso oświadczył kiedyś: "W XX w. powstały trzy rewelacyjne wynalazki: blues, kubizm i polska wódka".













*** Juliusz Ćwieluch - Snajpera piąte nie obowiązuje
Polityka - 09-02-2008

...Kiedy z misji w Iraku zaczęły przylatywać do Polski pierwsze trumny, opór wobec snajperów zaczął wyparowywać. W kwietniu 2004 r. strzelcy przeszli chrzest bojowy podczas obrony ratusza w Karbali. - Gdy ktoś do ciebie mierzy z granatnika, to specjalnie się nie zastanawiasz nad naciśnięciem spustu - wspomina jeden ze strzelców uczestniczących w tamtej akcji. Żołnierze szybko zrozumieli, że w tzw. misjach stabilizacyjnych piąte przykazanie - nie zabijaj - nie obowiązuje. W ciągu tylko jednego dnia walk Polacy zastrzelili 80 rebeliantów. Politycy i wojskowi stawali na głowie, żeby informacja nie przedostała się do opinii publicznej. Ale z tamtych wydarzeń wyciągnięto wnioski. Gdyby nie wsparcie strzelców wyborowych, nie obeszłoby się bez ofiar i po naszej stronie. A tego już by się nie dało tak łatwo przemilczeć. - Armia odczuła potrzebę posiadania profesjonalnie wyszkolonych snajperów, ale brakowało jeszcze woli jej realizacji - wspomina gen. Mirosław Różański, dowódca 17 Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej.Trzecia zmiana wolę pogłębiła. - Jeden ze snajperów przyszedł do nas po akcji i poprosił o coś na sen, bo właśnie zabił kilkanaście osób i poczuł, że musi się z tym przespać, a bez chemii nie da rady - wspomina jedna z osób z personelu szpitala.












*** Arthur C. Clarke - Ryzyko prorokowania

...Załóżmy, że ktoś z nas uda się do uczonego z końca dziewiętnastego wieku i powie mu: "Proszę, oto są dwa kawałki metalu zwanego uranem 235. Jeśli będzie pan je trzymał osobno, nic się nie wydarzy, lecz jeśli zetknie je pan raptownie, wyzwoli się tyle energii, ile można jej uzyskać w wyniku spalenia dziesięciu tysięcy ton węgla". Bez względu na swą dalekowzroczność i wyobraźnię, nasz prawie współczesny uczony odrzekłby: "Ależ to kompletny nonsens! To magia, a nie nauka. Takie rzeczy nie mogą się zdarzyć w świecie realnym!" Około roku 1890, gdy istniały już podwaliny fizyki i termodynamiki, byłby w stanie nawet wyjaśnić, dlaczego jest to niemożliwe. "Energia nie może powstać z niczego" - powiedziałby zapewne. "Musi pochodzić z reakcji chemicznych, baterii elektrycznych, sprężyn zwojowych, sprężonego gazu, kręcących się kół zamachowych lub innego ściśle określonego źródła. Wszystkie tego typu źródła są w tym przypadku wykluczone - a nawet gdyby nie były, ilość uzyskanej energii jest absurdalna. Przecież to przeszło milion razy więcej, niż można osiągnąć w wyniku najsilniejszej reakcji chemicznej!"












*** DANIEL SELIGMAN - O INTELIGENCJI PRAWIE WSZYSTKO. KONTROWERSJE WOKÓŁ ILORAZU INTELIGENCJI

...Dane z roku 1992 (bazujące na rozkładach udostępnionych przez Educational Testing Service) wskazują, że czarni uczniowie z rodzin o najwyższym poziomie dochodów (ponad 70 000 $ rocznie) uzyskują nieco niższą punktację od białych uczniów pochodzących z rodzin o najniższych dochodach (poniżej 20 000 $ rocznie). Jeśli połączyć punktację testów zadaniowych i rachunkowych dla obu grup, okazuje się, że czarni uczniowie z bogatych rodzin osiągają wartość średnią równą 862, biali zaś uczniowie z rodzin biednych - 869; czarni uczniowie, których rodzice legitymowali się dyplomem ukończenia szkoły wyższej - wartość średnią równą 786, natomiast biali uczniowie, których rodzice nie ukończyli szkoły średniej - wartość średnią równą 794.










*** Tomasz Lis boi się wilczego biletu - rozmawia Piotr Najsztub
Przekrój - luty 2004

...Jedyny człowiek, którego władza pochodzi z wyborów powszechnych, ma mniejszą moc kreowania polityki niż ludzie z mniejszym mandatem. Jednak uważam, że prawo weta, prawo obsadzania bardzo wielu stanowisk w państwie, prawo prowadzenia dużej części polityki zagranicznej to nie są drobiazgi. To są ogromne uprawnienia. Tylko jaki z tych uprawnień robimy użytek? Czy na przykład prezydent bije się o niezależność publicznych mediów? Gdyby się bił, to one byłyby publiczne wiele lat temu. To nie Sierotka Marysia zafundowała nam pana Czarzastego i pana Kwiatkowskiego.










*** Zdradzony prezes zdradza - Mariusz Walter w rozmowie z Piotrem Najsztubem
Przekrój - luty 2004

...Jeżeli oglądam w konkurencyjnej stacji talk-show, w którym Tomek dystansuje się wyraźnie od TVN, kiedy siedzi na jednej ławce z sobowtórami Elvisa, i mam w pamięci walkę, jaką zarząd musiał stoczyć, to proszenie, łaszenie się, zmuszanie, namawianie do tego, żeby wystąpił w meczu piłkarskim aktorzy kontra TVN i "Big Brother", a Tomek nie chciał w nim wystąpić i nie przekonał go nawet argument, że na zwycięzcę "Big Brothera" głosowało kilka milionów ludzi... A tu siada w programie konkurencyjnej stacji obok sobowtórów Elvisa i na pytanie, co pan oglądał w TVN, odpowiada, że nic nie oglądał. A co to jest akcja kropek? Nie wiem, co to jest akcja kropek. To jest ten superpozytywny stosunek? Że jak "Wiadomości" dają na pierwszym miejscu porwanie dwóch dziennikarzy polskich, w tym naszego Firleja, my to dajemy w 16. minucie? Prawda jest taka, że to nie jest konflikt o niezależność, to jest konflikt z człowiekiem chorobliwie ambitnym, egocentrycznym.












*** Luiza Zalewska - Cała prawda o Hannie Lis - Bezwzględne rządy pięknej i bestii
Dziennik - 21 czerwca 2008

...Ci spoza dworu nie chadzali do pobliskiego centrum handlowego po kawę "dla Państwa". Nie wyprowadzali psa prezenterki. Nie radzili, jakie żyrandole powinna kupić do nowego domu, gdy ślęczała w internecie, szukając atrakcyjnych egzemplarzy. Nie nosili za nią wielkich papierowych toreb, kiedy wracała z zakupów na popołudniowe kolegium. Nie sięgali po własne papierosy, gdy prezenterka mówiła: - Zapaliłabym sobie. Nie otwierali torby, gdy Lis pytał: - Z czym masz dziś kanapkę? Nie podchodzili do tacy z resztkami sushi czy arabskich potraw, jakie Hanna Lis wynosiła czasem do newsroomu ze słowami: "My już nie możemy. Jak chcecie, to bierzcie".











WARSZAWKA!!!

 





*** Grupa egoistów - rozmowa ze Stanisławem Trzcińskim
Gazeta Wyborcza - 08-11-2003

...To jest towarzystwo związane z kolorowymi pisemkami. Debiutujące gwiazdy telewizyjne, piosenkarki, aktorki, "emerytowane playboystwo", plotkarscy dziennikarze, czyli w powszechnej opinii coś zdecydowanie mniej wartościowego. Chodzą i się lansują. Imprezy, rauty, promocje, premiery, sporty typu golf. Ogromne znaczenie w tej grupie mają interesy. Jeśli kogoś nie znasz, albo ciebie nie znają, nic nie załatwisz.

 

 

 



*** Mówią o mnie "warszawka" - rozmowa z Marcinem Mellerem
Gazeta Wyborcza - 13-11-2003

...Na przykład Bal Dziennikarzy. Tylko że tam też robi się dziwnie. Jakieś trzy lata temu pojawił się biznes i już nie jest fajnie. Zmieniły się proporcje. Mniej dziennikarzy, więcej biznesu. Tylko wiesz, to porównanie z przedwojennym towarzystwem jest o tyle nietrafione, że kiedyś była hierarchia, której nie można było ot tak przeskoczyć. Kiedyś ci, co rządzili, nawet jeśli byli przewalaczami, to byli inteligenci. Poza tym to się przekładało na elitę krwi, na elitę artystyczną i był jeden ośrodek, do którego wszystko się odnosiło.

 

 

 



*** Brakuje czasu - rozmowa z Aleksandrem Pociejem
Gazeta Wyborcza - 10-11-2003

...Tu już grają role powiązania rodzinne i to niezależne od aktualnej kondycji finansowej polskiej arystokracji. Radziwiłłowie przed wojną byli jedną z najpotężniejszych rodzin nie tylko w Polsce. Byli skoligaceni z rodzinami panującymi w Europie. Tak samo Potoccy, Sapiechowie, Czartoryscy i Lubomirscy. W latach 60-tych na pogrzeb dziadka Kiki przyjechał - ku niemałej konsternacji władz komunistycznych - John Kennedy. Niewiele osób wie, że jego siostra była żoną Radziwiłła.

 

 

 



*** Restaurator - rozmowa z Jackiem Reszetko
Gazeta Wyborcza - 14-11-2003

...Każda miła postać ze świata jest mile widziana. Moim najmilszym gościem był Roman Polański, który w czasie kręcenia "Pianisty" wpadał do nas na kolację do Rabarbaru, a potem przenosiliśmy się do Barbadosu do dyskoteki. Nie wspominając już o Stevenie Seagalu, który wpada z przerażającą ochroną. Np. takie osoby jak Paweł Wilczak, który kiedyś był u nas wręcz rezydentem. Siedział codziennie w Zanzibarze. Dziś jak wpada, to jest święto. Mariusz Czerkawski jak przyjeżdża do Warszawy, to wpada do nas. Kiedyś wpadał często Wojtek Fibak.

 

 

 



*** Pieszczoszek warszawki - rozmowa z Dorotą Masłowską
Gazeta Wyborcza - 11-11-2003

...To jakieś głupie pojęcie, które wymyślili chyba sami warszawiacy, żeby mówić o sobie bardziej czule. Ale istotnie jest tak, że występuje tu jakieś zjawisko mentalne o charakterze bardzo społecznym, taka kombinacja negatywnych cech charakteru. Nieuzasadnione dobre samopoczucie na własny temat i że oto jesteśmy w samym epicentrum wydarzeń, a reszta liże kości i chrząstki po jaśniepaństwie. Pamiętam, że jak byłam dzieckiem, przez Dębki przejeżdżały samochody na warszawskich numerach. Głośna muzyka, otwarte okna. Tratowały drobne zwierzęta, zostawiały na nas kurz.

 

 

 



*** "Utopia" to zdaniem bywalców najmodniejszy klub stolicy
Gazeta Wyborcza - 19-11-2003

...Dobra muzyka, dobrze zaopatrzony bar, fachowa obsługa i ostra selekcja. Nasze door selection to w zasadzie door police. Wpuszczamy ściśle określonych ludzi, tych co tu pasują wiekiem i wyglądem. Dzięki temu osiągamy spójność, dobrą zabawę i bezpieczeństwo. Na sukces "Utopii" wpływ miał również fakt, że została stworzony z myślą o znajomych pracujących w mediach, w reklamie, agencjach PR, w świecie mody.

 

 

 



*** Batory warszawkowy - rozmowa z Beatą Sadowską
Gazeta Wyborcza - 13-11-2003

...Grupa snobów, zbiorowisko próżnych ludzi, którym nie chodzi o zabawę, ale o to, by się lansować. Szczególnie rzucają się w oczy, gdy są poza Warszawą. Pamiętam, jak byłam w Krakowie na festiwalu reklamowym. Siedziałam w knajpie, gdy nagle drzwi się otworzyły z hukiem i weszli. Kasa i szpan. Głośne śmiechy, rozmowa, totalne chamstwo. "Może dryneczek" - proponowali co fajniejszym dziewczynom. Przyjechaliśmy tu na festiwal. Z Warszawy!".

 

 

 



*** Mrówki i lanserzy - rozmowa z Mikołajem Komarem
Gazeta Wyborcza - 11-11-2003

...Piekarnia, Regeneracja, nawet Utopia. Nieważne, co oni tam robią, czy kopulują, czy nie. Ważne, że promują twórczych ludzi. Tam przychodzą artyści, projektanci mody, malarze, piosenkarki. Upstairs to genialne miejsce, jeżeli chodzi o pomysł. Jest to totalnie warszawskie miejsce. Nie żyłem w okresie międzywojennym, ale z tamtymi czasami mi się to kojarzy, a także z modnymi paryskimi klubami, takimi, do których nikt nie wie, jak trafić.

 

 

 



*** Wokół władz centralnych - rozmowa z Marią Szyszkowską
Gazeta Wyborcza - 10-11-2003

..."Warszawkowe" bale umożliwiają mieszanie się świata polityki i biznesu. Nie widzę w tym lekkości. Nie mówiąc już o odrażających balach dobroczynnych, które są elementem życia Warszawki. Prus wyśmiał je w "Lalce".

 

 

 



*** Chłopcy z miasta - rozmowa z anonimowym oficerem policji
Gazeta Wyborcza - 17-11-2003

...Oglądają filmy o gangsterach. "Ojciec chrzestny" wypadł już z mody, ale popularna jest "Rodzina Soprano". Nieżyjący już Szczepan oglądał permanentnie polskie "Prywatne miasto". Starają się naśladować postaci z polskich filmów kryminalnych, np. "Reich" wzbudził zachwyt.

 

 

 





Teraz Passent da słuszny odpór tym miernotom pozującym na warszawkę. Jakie czasy, taka warszawka - Kuba Wojewódzki jako wybitny dziennikarz, Max Cegielski wybitny intelektualista itd. itp.


 

 

 


*** DANIEL PASSENT - Drugie zburzenie Warszawki
Polityka - 51/2003

...Warszawka schodzi na psy - to pierwsze wrażenie po lekturze publikacji w "Gazecie Stołecznej", w których prezentowano rozmaitych balangowiczów i zabawowiczów jako koryfeuszy dzisiejszej Warszawki. "Wbijałem się do różnych klubów i na imprezy od młokosa" - wyznaje Mikołaj Komar, syn miotacza kulą, redaktor miesięcznika "A4". "Balangowicz, organizator imprez i wystaw" - to CV, jakie podaje gazeta dla opisania innego rozmówcy. Jeżeli to jest Warszawka, to nie ma ona nic wspólnego z Warszawką przedwojenną Światopełka Karpińskiego i Janusza Minkiewicza. Tamta bawiła się poezją - ta bawi się prozą.

 

 

 





Teraz kilka postaci "dawnej warszawki". Oczywiście nie idzie mi o zrównywanie Iredyńskiego z Iwaszkiewiczem, lecz o ten cudowny klimat niegdysiejszej artystowskiej warszaweczki.

 

 





*** "Księstwo warszawskie" - rozmowa z Kazimierzem Kutzem
Gazeta Wyborcza - 06-11-2003

...W SPATiF-ie niektórzy mieli swoje stałe stoliki. Na przykład Dygat. Kelnerzy pilnowali, by o stałej porze stolik był wolny. Dygat zasiadał i się zaczynało. Przysiadywali się znajomi, zaczynała się rozmowa. Zawsze ciekawa, zawsze dowcipna. Tym ciekawsza, że to była rozmowa ludzi wolnych. My wiedzieliśmy, że jesteśmy szpiegowani, podsłuchiwani, więc niczego się nie baliśmy. To był ten sznyt. Wielu chciało się przysiąść, ale to nie było proste. Śmieszył mnie ten ceremoniał. Zawsze gdy ktoś chciał się przysiąść, musiał zapytać - grzecznie, jakby wchodził do salonu. Dygat przyjmował albo odrzucał. Potrafił odrzucić bardzo brutalnie.

 

 

 



*** Gdzie się bywało przed wojną - rozmowa ze Stefanią Grodzieńską
Gazeta Wyborcza - 15-11-2003

...Kiedyś byłam na dancingu z Januszem Minkiewiczem, wspaniałym poetą i satyrykiem, bywalcem dancingów, bali i wszelkich knajp. Janusz był szalenie popularny w ówczesnej Warszawie. Nie uznawał wieczoru poza knajpą, chętnie zabierał mnie ze sobą. Jesteśmy w Adrii, podchodzi do nas jakiś pan, bardzo grzecznie się kłania i pyta Minkiewicza: "czy mogę prosić?". Na co Minkiewicz odpowiada: "Dziękuję nie tańczę. Jestem w żałobie".

 

 

 



*** KRZYSZTOF MASŁOŃ - Nie chciał kochać mężczyzn, a kobiet nie potrafił (Marek Hłasko)
Rzeczpospolita - 1999.01.16

...Wrażliwy na osobliwe wonie rozsiewane przez Hłaskę okazał się m. in. Zygmunt Hertz, który choć pospólnie z Zofią Hertz miał do "chłopca" sentyment i przez pewien czas mu matkował, poznawszy go lepiej, nie zdzierżył: "Hłasko - nieznośny pasażer robiący samemu sobie na złość, marnujący każdą okazję, jaka mu się nawija - tak go podsumował w liście do Czesława Miłosza. - Patrzę z przerażeniem na to marnotrawstwo, facet jest psychopata-mitoman, hipochondryk, czort wie nie co. Nie do życia. Najdziwniejsze jego powodzenie u kobiet. Tego nie rozumiem: brudas aż śmierdzi, neurastenik, pijak okazyjny, awanturnik też okazyjny. Myślę, że rozwija pawi ogon czarów przez krótki okres, nabierze na litość czy samotność. Co zresztą tutaj można wiedzieć".
Hertz lubił i cenił alkohol, trochę więc dziwi jego uwaga o "pijaku okazyjnym". Ale wkrótce nazwie Hłaskę najkrócej jak to możliwe: "Bydlę wyjechało, nie zostawiło adresu, mniejsza o to".

 

 

 



*** BARTOSZ MARZEC - Pająk Figielman (Marek Hłasko)
Rzeczpospolita - 2000.09.23

...Potrafił być paskudnie nielojalny wobec ludzi - przyznaje "Japoneczka". - Gdy odwiedzała go Agnieszka, to szczebiotała cały czas. Marek udawał rezygnację, niechęć i rzucał: "Przestań gadać, bo cię rozbiorę". Agnieszka, zawstydzona, milkła. Marek triumfująco zwracał się do mnie: "A nie mówiłem, że ona tego nie lubi".

 

 

 



*** BARTOSZ MARZEC - Reżyser życia (Ireneusz Iredyński)
Rzeczpospolita - 2000.12.09

...Gdy w kawiarni Klubu Dziennikarza na Foksal spotyka pewnego początkującego pisarza, o którego próbkach literackich nie jest najlepszego zdania, rzuca: "ty, w czarnej skórze; podejdź, napij się z nami, ubeku". Po knajpach włóczy się z Ibisem, ostrowłosym wyżłem. Pod stolikiem karmi go kaszanką i kiełbasą. Lubi zwierzęta. Gdy pies zdechnie, Iredyński postawi mu nagrobek.

 

 

 



*** BARTOSZ MARZEC - Wszystko tutaj opisałem
Rzeczpospolita - 08.11.2003

...Gałczyński uważał, że czas posiłku to najstosowniejsza chwila, by całe literackie towarzystwo zabawić. W jadalni wstawał od stołu i, w zależności od nastroju, wygłaszał magiczne lub absurdalne przemówienie - wspomina Julia Hartwig. - To był przełom lat 40. i 50., kiedy K.I.G. wypalił na całą salę: "Dzierżyński was a little leftist" (Dzierżyński był trochę lewicowy), po czym najspokojniej w świecie wrócił do obiadu. Wszyscy pochylili się nad talerzami i zaczęli szybko zajadać, by jak najwcześniej opuścić stołówkę.

 

 

 



*** Lidia Ostałowska, Paweł Smoleński - To nie mój pies, ale moje łózko (Agnieszka Osiecka)
Gazeta Wyborcza - 30-04-1997

...Agata P.: - Moja mama była poza burżuazją. Świadomie byle jak się ubierała, mogła mieć szminki od Diora. Chodziłyśmy na plażę nudystów. Niewiele matek fotografuje swoje córki na golasa. Stała w kolejkach jak inni. Kiedyś odwiedziła ją kuzynka i zobaczyła, że na łóżku leży brudny pies. Zaczęła mamę opierdalać. Mama odpowiedziała: "To nie mój pies, ale moje łóżko".

 

 

 



*** Krzysztof Masłoń - Tak blisko od serca do papieru (Agnieszka Osiecka)
Rzeczpospolita - 1997.03.15

...Warszawa jest dla mnie jak taka stara, brzydka żona - pisała Agnieszka Osiecka. - Nie kocham jej, nie lubię, nie podoba mi się i nigdy nie podobała, ale przecież zawsze do niej wracam. Wracam, choć mam po świecie rozsiane różne kochanki, z którymi właściwie mogłabym się ożenić. Ale nie żenię się.

 

 

 



*** EWA BERBERYUSZ - Rzeczy śmieszne
Rzeczpospolita - 1998.04.01-30

...Źle było wtedy, kiedy na naczelnego do PIW-u przyszedł Różański, nie ufała mu za grosz. Znała go już wcześniej, jako brata Borejszy, spotykała go u niego, na Frascatti. Próbował inspirować pisarzy. Putrament z jego inspiracji napisał "Rozstaje". Również Andrzejewski dał mu się trochę uwieść, bo uwierzył, że skoro męczył ludzi, zna duszę ludzką. Dlatego z nim rozmawiał, w Zakopanem, na przykład...

 

 

 



*** Stary - Krzysztof Masłoń o Jarosławie Iwaszkiewiczu
Rzeczpospolita - 2000.03.01

...Zdarzało się Iwaszkiewiczowi uskarżać na swoją przedwojenną sytuację. Zdemitologizował te jego wynurzenia Antoni Słonimski, dowodząc, że jego eksprzyjaciel nie był wcale takim "brzydkim kaczątkiem", za jakie się podawał: "Gdy myślą wracam do tych dawnych czasów, widzę obraz nieco odmienny, widzę 'brzydkie kaczątko' jako Króla Mody na balu w Hotelu Europejskim. Kaczątko jadąc na placówkę dyplomatyczną do Kopenhagi zabrało ze sobą własną służbę, szofera i kucharza".

 

 

 




*** Janusz Głowacki - fragmenty książki "Z głowy"

...Wśród tłumu pijanych wielbicieli i wrogów u Jerzego plątał się mały chłopiec - jedyny trzeźwy. Jerzy usprawiedliwiał go, że "ma teraz okres niepicia". Wszyscy wiedzieliśmy, że to był syn Marka Hłaski i gosposi Andrzejewskiego. Ale Hłasko był już na emigracji i miał inne zmartwienie i machnął na niego ręką. A matka Marka istnienia tego chłopca nigdy nie przyjęła do wiadomości. W końcu chyba Jerzy go usynowił, a potem on gdzieś zniknął. Ma pewnie teraz około pięćdziesiątki. Henryk Bereza po warszawskim pogrzebie Marka Hłaski został przy grobie dłużej. Powiedział, że kiedy odchodził, z boku podszedł jakiś mężczyzna i bardzo długo stał wśród wieńców. Może to był on... Dziwne i straszne musi być życie nikomu nieznanego syna wielkiej tragicznej gwiazdy polskiej literatury. 



 

 

 




*** Janusz Anderman - Fotografie

...Wyszliśmy w poranny upał, artyści z Piwnicy pod Baranami wyglądali wśród tych pokrytych liszajem epoki murów jak egzotyczne ptaki i gdy już chcieliśmy ruszyć przed siebie, w drzwiach stanęła olbrzymia, dwumetrowa milicjantka i patrząc na nas, mówiła jakby do siebie, spokojnie i beznamiętnie: gnoje, śmiecie, jakby mnie tak dali tego karabina maszynowego, postawili was pod mur i powiedzieli mnie: strzelaj do tych gnojów kurewskich, to ja bym do was z tego karabina maszynowego, do was, gnoje, seriami, seriami, seriami...

 

 





A przyczyny socjologiczno-kulturowe tych zmian przedstawi profesor




*** Paweł Śpiewak - Liczy się tylko przyszłość - rozmowa
Rzeczpospolita - 1998.11.07

...Wszyscy tak samo strzyżeni, tak samo ubrani, wszyscy mają telefony komórkowe. Bardzo prosty model, do którego się łatwo przystosować: czyści, pachnący, zadbani, mają pieniądze na taki styl, kompletnie bezimienni, tzn. można ich dowolnie wymieniać z takimi samymi osobami z innych krajów. Nierealni. Nie o to chodzi, by chodzić z pawim piórem przyczepionym do teczki, ale ten model życia nie jest zbyt zabawny. W ogóle młodzi profesjonaliści stają się mało zabawni. Nie czytają książek. Nie znam nikogo, kto by czytał współczesną prozę polską albo prasę, na przykład "Znak", "Więź". Oni nawet nie mają pojęcia, że coś takiego istnieje.

 

 

 








*** Miłość w czasach warszawki - z Agnieszką Drotkiewicz rozmawia Paulina Reiter
Gazeta Wyborcza - 21-02-2004

...Kiedyś wręcz uważałam, że wystarczy podkład na twarz, lakier na paznokcie i już mam pancerz. I że wyjście na imprezę to takie zbawienne zawieszenie. Perfumy na szyję, torebka w rękę, kino, teatr, impreza, kawiarnia; to nie to samo, co pojechać nad morze pooddychać jodem, ale zawsze coś zastępczego. Warszawka nie jest sama w sobie zła, jeśli ktoś się tym bawi, traktuje lekko. Gorzej, gdy staje się to jego religią i zaczyna gardzić osobami, które nie wydają 400 zł na fryzjera.



 

 

 




*** Igor Stokfiszewski - Poetry slams zdobywają coraz większą popularność
Gazeta Wyborcza - 08-02-2004

...Inną drogę prezentuje Maciek Zimowski, slammer z Krakowa. Jego prezentacje są eklektyczne - rymowana poezja wzbogacona jest śpiewem (Zimowski to także muzyk i pieśniarz) i innymi popisami wokalnymi, np. zmianą skali głosu w zależności od tematyki wierszy. Ta zaś bywa różna, choć łączy się zazwyczaj z dowcipkowaniem na temat środowiska literackiego, parodiowaniem innych autorów i tekstami ośmieszającymi poetyckie mity (w Krakowie wypada to doskonale).

 

 

 




*** Jerzy Jarniewicz - Nie strzelajcie do poetów
Gazeta Wyborcza - 13-02-2004

...Fascynacja slamem mówi nam coś ciekawego o kondycji dzisiejszej poezji, ujawniając kompleks Kopciuszka niedający spokoju niektórym poetom, którzy pod naporem kultury masowej czują się artystami podlejszego sortu. Marzy im się status gwiazdy, rozpoznawalnej na ulicy, spoglądającej z okładek kolorowych pism, odbierającej w błyskach kamer Oscary i Globy, Grammy i olimpijskie medale. Wzorcem dla poetów nie są już inni pisarze, ale gwiazdorzy filmu, telewizji i rocka, znani i podziwiani przez wielomilionowe rzesze fanów.













*** Kinga Dunin - Nasza kochana cywilizacja śmierci
Res Publika - luty 2002












*** Teresa Hołówka - Delicje ciotki Dee

...Rozbitka Numer Dwa potrąciłam w bibliotece uniwersyteckiej, w przejściu między regałami. Przeprosił, poprawiając przy tym krawat. Dopiero po chwili olśnienie: zaraz, zaraz, przecież oni tu nie poprawiają krawatów na widok kobiety. I wyraźnie się ukłonił, połową tułowia. Nie widziałam tego od dwóch lat. No i garnitur. Tubylcy wkładają go tylko do ślubu i do trumny, a tak dżinsy, sweterek, flanelowa koszula, im dalej w lata, tym bardziej musowo, byle nie odstać od młodych. I jeszcze włosy: ani na jeża, ani wyleniały Paderewski (po którym rozpoznaje się jajogłowych). Średniej długości, zaczesane do tyłu. Nie ma cudów, jakiś swojak. Za kilka dni szedł sobie niespiesznym krokiem wokół ratusza, gapiąc się na chmury i wróble w kałużach. Widok tu równie niesłychany, jak gospodyni domowa uprawiająca jogging w Bodzentynie czy Trzciance. Uchylił kapelusza, swojak, tylko kto on, jak tu zagadać: Węgier, Czech, Bałt, Polak, a może Austriak?











*** Marek Henzler - Klub pąsowych dam i kawalerów
Polityka - 2009-12-19

...17 sierpnia sensację wywołało upowszechnione w Internecie pismo, podpisane przez Zbigniewa Rocha, przedstawiającego się jako rzecznik Tymczasowego Biura Prezydenta Rzeczypospolitej (na Uchodźstwie), wysłane do Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, w którym "ze smutkiem" zawiadamia o zgonie Sokolnickiego oraz o wcześniejszym udekorowaniu przez niego Orderem Orła Białego hrabiego Potockiego i wyznaczeniu go "na Prezydenta Rzeczypospolitej w wypadku swojej śmierci". Kawalerowie Orderu, także w Internecie, zaczęli się nawzajem pytać, czy to aby nie zamach stanu na urzędującego prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego, a może i zamach na sam order? Kancelaria Prezydenta pismem Rocha się nie przejęła.











*** Emmanuel Carrere - Powieść rosyjska

...Z gniewem i wstydem rozmawia z córeczką o swoim życiu. Poniósł totalną klęskę, jest nieudacznikiem. Skądinąd inteligentny, wykształcony, studiował filozofię na niemieckich uniwersytetach, czytuje trudne książki, biegle mówi pięcioma językami, ale to wszystko na nic mu się nie przydaje, przeciwnie, pogrąża go jeszcze bardziej. Jego bracia natomiast poradzili sobie. Obaj zostali inżynierami, mają wiele warte dyplomy, posady w solidnych przedsiębiorstwach, bez problemu utrzymują rodzinę. Są rozsądnymi, godnymi zaufania facetami. Geniuszami nie, to pewne. On był inny. Najzdolniejszy, najbardziej błyskotliwy, co do tego wszyscy się zgadzali, lecz mimo to, a może właśnie dlatego, do niczego nie doszedł. W społeczeństwie francuskim jest nikim. Nikim. Dosłownie nie istnieje. Zużyty bilet na metro, plwocina na ziemi, między odpryskami miki. Nieodwracalnie należy do tej ludzkiej czeredy, którą widzi się w metrze: biedni, szarzy ludzie ze zgaszonymi oczami i ramionami uginającymi się pod ciężarem życia, z którego niczego nie wybrali; wiedzą, że są nijacy, że nie bierze się ich w rachubę, biedne ludzkie bydło wprzęgnięte w kierat...











*** Eduard Limonow - To ja, Ediczka

...Świat bez miłości jest pusty, to tylko zwięzłe stwierdzenie faktu, ale za nim kryją się łzy, podeptana ambicja, nędzny hotel, niezaspokojony do obłędu seks, pretensje do Jeleny i całego świata, który dopiero teraz, szyderczo, chociaż uczciwie pokazał mi, jak bardzo jestem i jak zawsze byłem mu niepotrzebny, godziny, straszne sny i straszne przebudzenia, świty wypełnione rozpaczą i przerażeniem.











*** Joanna Solska - Nasi tropią ropę - Szejkom zmiękła rura
Polityka - 13 maja 2010

...Brak pieniędzy Petrolinvest nadrabiał ułańską fantazją. Dawni pracownicy PGNiG zatrudnieni przez Krauzego wydawali się w branży naftowej bardzo doświadczeni. Kiedy jednak okazało się, że wiercić trzeba na głębokość aż 6 km, to doświadczenie było już za małe. A właśnie ten odwiert miał doprowadzić do sukcesu - ropa popłynie, złoże zostanie uznane za potwierdzone, a wtedy łatwiej będzie zorganizować kolejne pieniądze. I pewnie tak by się stało, gdyby rury nie zmiękły. Ropa wprawdzie trysnęła, ale wkrótce potem rury zostały zmiażdżone. Żeby test został uznany za sukces, ropa musi płynąć dłużej, traktuje się to jako dowód, iż złoże można eksploatować komercyjnie. Z braku środków zaoszczędzili na jakości stali, nadzieję szlag trafił. Zamiast ropy w zniszczonym odwiercie zaczęła się gromadzić płuczka. Stało się jasne, że Ryszard Krauze na szukanie ropy jest za biedny. Petrolinvest stanął na skraju przepaści. Inwestorzy, którym tak bardzo zależało na zakupie akcji w chwili debiutu, po wybuchu kryzysu zniknęli. Paweł Gricuk jeździł po świecie, roztaczając przed funduszami perspektywy ogromnego zysku, jednak bez powodzenia.











*** Marcin Rotkiewicz - Wojna o złoty ryż
Polityka - 27.12.2013-7.01.2014

...Mark Lynas - znany brytyjski działacz na rzecz ochrony środowiska, dziennikarz i autor nagradzanych książek popularnonaukowych - przez długie lata bardzo aktywnie walczył z GMO. W styczniu 2013 r. publicznie za to przeprosił, stwierdzając, że kampania anty-GMO opiera się na demagogii i pseudonaukowych argumentach. Działania Greenpeace'u, organizacji, z którą długo blisko współpracował, przeciw złotemu ryżowi nazwał "niemoralnymi i nieludzkimi". Jeszcze ostrzej wypowiedział się na ten temat Kanadyjczyk Patrick Moore, współzałożyciel Greenpeace'u i jego były szef. Dla niego postępowanie tej organizacji to "zbrodnia przeciw ludzkości".






*** Marcin Rotkiewicz - Zabójcze nasiona
Polityka - 15 października 2013

...W ubiegłym roku dwóch cenionych niemieckich badaczy z Georg-August-University w Getyndze opublikowało w prestiżowym czasopiśmie naukowym "PNAS" analizę socjoekonomiczną indyjskich drobnych gospodarstw. Okazało się, że rolnicy, którzy wybrali bawełnę Bt, uzyskiwali plony średnio o 24 proc. wyższe i odnotowywali o 50 proc. większe dochody w porównaniu z uprawami konwencjonalnych odmian. W tych drobnych gospodarstwach, dla których bawełna stanowi podstawę egzystencji, wydatki na konsumpcję wzrosły o 18 proc. "Możemy stwierdzić, że bawełna Bt przyniosła duże i trwałe korzyści, które przyczyniają się do pozytywnego rozwoju gospodarczego i społecznego w Indiach" - pisali badacze. W tym roku ta sama dwójka naukowców opublikowała też pracę, w której dowodzi, że dzięki uprawom bawełny GMO rolnicy i ich rodziny zaczęli się lepiej odżywiać.











*** Adam Zubek - O czym milczą lodowce
Polityka - 17 grudnia 2013

...A działo się bardzo dużo. Stopniały lodowce i poziom mórz podniósł się o blisko 100 m. Wymarło nagle kilkadziesiąt gatunków wielkich ssaków. Zaistniała i rozpłynęła się gdzieś najstarsza kultura Ameryki - Clovis. Przez lądy przetoczyła się fala pożarów lasów. Przebudziły się wulkany europejskie. W górach doszło do potężnych osuwisk i obrywów skalnych, zapadły się stropy wielu jaskiń. Przez niziny europejskie przetoczyła się kolosalna fala powodziowa, rzeźbiąca potężne pradoliny. Wiatry o niespotykanej sile usypały w całej środkowej Europie rozległe pola wydmowe. A potem, ok. 10-11 tys. lat temu, zapanował wielki spokój.











*** Zdzisław Skrok - GRZYBOWY LOT

...Ludy syberyjskie muchomora czerwonego nazywały "grzybem szamańskim" i zażywały go według ściśle przestrzeganych reguł. Najpierw zjadano dwanaście do piętnastu owocników (kapeluszy) i układano się spać. Ekstatyczny trans następował gwałtownie, szaman budził się, ogłaszał wizję, opowiadał, co widział w krainie duchów, i znów zapadał w sen na wiele godzin. Po przebudzeniu wypijał garnek własnego moczu lub mocz osoby, która jak on jadła muchomory. Substancje psychoaktywne (bufotenina, psylocybina) w moczu występują w większym stężeniu niż w grzybach, dlatego na tym etapie szaman miał wizję na jawie, w której pojawiali się "muchomorowi ludzie", olśniewająco barwne ludzkie postaci mające kształt grzyba.







*** Richard Rudgley - Ludzie-muchomory

...Rosyjski antropolog Waldemar Bogoras, który na przełomie wieku XIX i XX był wielokrotnie świadkiem używania muchomora przez Czukczów, zauważa, że skutki jego działania przejawiają się w różny sposób w trzech etapach, czasami na siebie zachodzących. Mniej więcej piętnaście minut po spożyciu muchomora następuje pobudzenie motoryczne, człowiek śmieje się głośno i śpiewa. Potem pojawiają się wzrokowe i słuchowe halucynacje, którym towarzyszy wrażenie powiększania się otaczających rzeczy (w tym stanie balia wody wydaje się podobno głęboka jak morze). W halucynacjach często pojawiają się ludzie-muchomory, którzy czasami nie mają szyi ani nóg. Ich krępe, cylindryczne ciała szybko się poruszają. Liczba ludzi-muchomorów zależy od liczby zjedzonych grzybów.














*** JOANNA CHMIELEWSKA - PODRÓŻ DO ZSRR

...Sklepy spożywcze zaś z reguły dostarczały doznań upojnych. Śmierdziały nieziemsko. Paliłam papierosy, doskonały węch straciłam już dawno, mimo to żołądek łomotał mi o zęby. I nie tylko we wnętrzu sklepu, już samo przechodzenie obok wymagało samozaparcia, bo czarowny aromat buchał z drzwi i wzbogacał powietrze wokół. Usiłowałam wstrzymywać oddech, ale jak długo można...? Nie do pojęcia było, że wrażliwy na wonie Marek w ogóle to wytrzymywał, chyba sił mu dodawała miłość do ustroju, mało, że wchodził do owych przybytków, to jeszcze przedłużał pobyt w nich, domagając się opakowań. Nie wiem, za kogo był uważany, ale doprowadził do tego, że na sam jego widok ekspedientki z paniką w oczach wyrywały spod lady jakieś papierki. Ludność miejscowa takich głupich wymagań nie miała. Z wielkim zainteresowaniem przyglądałam się, jak dziewczyna upychała po kieszeniach nabyte w sklepie czereśnie, jak facet niósł za zadnie nogi dwa kurczaki luzem, jak drugiemu wypadało z rąk kilo śledzi z beczki, owiniętych w strzęp makulatury rozmiaru, uczciwie i bez przesady, kartki z zeszytu. Co za cholera jakaś, dlaczego ten ustrój tak nie lubił opakowań...?














*** Ameryka penetrowana przez Wojtka Manna oraz Stanisława, jego przyjaciela

...Drugim bardzo przestrzeganym przepisem jest kategoryczny, absolutny zakaz picia alkoholu w jakimkolwiek publicznym miejscu, chyba że pije się z niepokaźnej buteleczki zawiniętej w brązową papierową torebkę. Wtedy - zgodnie z amerykańskim prawem - policjant musi mieć nakaz rewizji, żeby zbadać, co się mieści w torebce. Prosty zabieg, ale jakże skuteczny, jeśli ktoś ma ochotę ugasić pragnienie na ulicy albo w metrze. Myśmy tego zabiegu nie zastosowali i w pewnym momencie, na jakiejś stacji, wszyscy ci podejrzani bardzo dżentelmeni, wyglądający jak wzięci z gangsterskiego filmu, w popłochu opuścili wagon, bo poczuli, że jeżeli ktokolwiek z kontrolujących zobaczy tę scenę, to natychmiast pójdą do więzienia wszyscy - nie tylko my. Na szczęście nikt już do naszego wagonu nie wsiadł, obyło się też bez kontroli czy policji.














*** Miloš Forman - Moje dwa światy: wspomnienia - MIŁOŚĆ BLONDYNKI

...W naszym filmie życzliwemu dyrektorowi fabryki żal jest tych wszystkich samotnych dziewcząt, więc umawia się z armią, że wyślą mu do miasta żołnierzy. Kobiety w mieście są napalone na ten wielki dzień, ale pociąg wojskowy przywozi oddział obszarpanych, łysych i brzuchatych rezerwistów. Na powitalnej potańcówce, zorganizowanej na cześć żołnierzy, bohaterkę filmu podrywa młody pianista. Nie jest żadnym playboyem, ale mieszka w Pradze i daje blondynce swój adres. Parę tygodni później dziewczyna rzeczywiście go odwiedza, ale w domu są tylko rodzice. Blondynka nikogo w mieście nie zna, więc rodzice litują się nad nią i pozwalają jej przespać się na tapczanie w kuchni, gdzie sypia ich syn. On sam tej nocy ląduje w łóżku swoich rodziców. Ledwie się tam mieszczą. Tata chce spać, natomiast syn byłby najbardziej zadowolony, gdyby go wyrzucili i mógł położyć się na swoim tapczanie w kuchni z dziewczyną. Jednak wszystkim dyryguje matka, która nie zniosłaby w domu takiego bezwstydu. Na końcu filmu zawiedziona blondynka wraca do internatu w Zruću i wymyśla opowiastki o swym kochającym narzeczonym z Pragi, po których wszystkim dziewczętom w pokoju miło się zasypia.













*** Danuta Walewska - Cudowny kryzys milionerów
Rzeczpospolita - 31-12-2008

...Do legendy przeszedł już bajkowy styl życia bankowych ekspatów w Azji. Żona bankiera z Wall Street Monica Wong zapłaciła za lekcje salsy ponad 15 mln dolarów, ale nie była zadowolona z efektów i sprawa skończyła się w sądzie. Pani Wong przegrała i wynajęła droższego nauczyciela. Kiedy jej mąż kończył zyskowną transakcję, zawsze wyprawiał w którejś z restauracji na hongkońskiej Causway Bay fetę dla wszystkich, którzy tam przypadkowo się znaleźli. Kiedy zarobił netto 3 mln dolarów, pojechał z żoną do Londynu, rzucił na kontuar baru w luksusowym hotelu Baglioni czarną kartę American Express i zakazał płacenia komukolwiek. Rachunek wyniósł prawie 6 tys. funtów. Wong uznał, że to śmiesznie mało, zamówił dodatkowo sześć butelek magnum Dom Perignon i Cristalu Roederera po 1800 funtów za sztukę, dodatkowo butelkę wódki za 120 funtów. Uczestniczący w libacji pamiętają, że Wong prosił kelnerów, aby go powiadamiali, kiedy rachunek przekracza każdy kolejny tysiąc funtów. Także i napiwki były tego dnia wyjątkowe - jedna z kelnerek dostała za uprzejmą obsługę 3 tys. funtów.







*** Madoff - człowiek, który dawał prestiż - Nagły koniec króla bogaczy
DZIENNIK - 19 grudnia 2008

...Członkostwo w Palm Beach Country Club, gdzie Madoff poznał większość swoich klientów, kosztuje 300 tys. dolarów. Dla stałych mieszkańców to tyle, co nic. Jak mówi Laurence Leamer, amerykański dziennikarz i pisarz, kilkusetmetrowy dom z widokiem na morze i bentley są tu standardem. Obrzydliwie bogaci emeryci mają specyficzne upodobania. Wielu z nich prześciga się w "posiadaniu" jak najmłodszych żon i jak najskuteczniejszych funduszy inwestycyjnych. Ci z największą liczbą zer na koncie powierzali swoje oszczędności właśnie Madoffowi. Sam Madoff zresztą nie przyjmował byle kogo. "Wpisowe" w jego funduszu wynosiło... 10 mln dolarów. "Wielokrotnie odmawiał, co sprawiało, że ludzie po prostu błagali go, żeby raczył przyjąć ich fortuny" - opowiada w wywiadzie dla agencji AP Richard Rempell, honorowy księgowy Palm Beach Country Club. "A kiedy już raczył wziąć czyjąś fortunę, to stawiał jeden warunek: żadnych pytań, w jaki sposób osiąga zyski. W przeciwnym razie po prostu zwracał pieniądze" - dodaje.







*** Joanna Solska - To nie jest kraj dla bogatych
Polityka - 24 sierpnia 2009

...Jerzy Starak (Polpharma) próbował lansować modę, która jednak nigdy się wśród bogatych nie przyjęła. Prócz rezydencji w Konstancinie kupił zimowy dom w Zakopanem (ostatni huczny sylwester odbył się tu, gdy gościem honorowym był ówczesny premier Leszek Miller), a także zbudował letni dom na Mazurach. Tyle że w żadnym właściwie nie przebywa, bo - jak twierdzi jego bliski znajomy - Polska to nie jest kraj dla bogatych. Poruszać się samochodem, ze względu na drogi, nie sposób. Trzeba lecieć helikopterem, tylko co dalej? Dom jest wprawdzie luksusowy, ale wokół żadnej godziwej restauracji, do której bez wstydu można by zaprosić gości. I w ogóle nuda i pustynia. Więc Starak, który sporo lat mieszkał we Włoszech, zapoczątkował wśród wielkiego biznesu modę na kupowanie nieruchomości nad Morzem Śródziemnym. Za Starakiem dom na Sardynii nabył Jan Kulczyk i Ryszard Krauze, a niedorównujący im finansowo Piotr Büchner przynajmniej wynajął podobny w pobliżu. Szybko się jednak zorientowali, że na wyspie nie można przebywać dłużej niż przez kilka letnich tygodni, bo potwornie wieje. I znów kłopot.














*** Olga Lipińska - Damska katorga

...Bywa, iż dopada mnie starszawy grubasek i oświadcza wszem wobec, że już jako dziecko wychowywał się na moich kabaretach, lub leciwa pani krzyczy z radości, że chodziłam do szkoły z jej mamusią. Dzieje się to wszystko oczywiście w miejscach publicznych. Stoję w kolejce po karteczkę do prześwietlenia zęba.

- Ile pani ma lat?! - wrzeszczy zza szyby panienka. Kolejka nadstawia ucha.

- Osiemnaście - odpowiadam tak stanowczo, że panienka milknie i pozwala mi prześwietlić ząb.














*** Magdalena Grzebałkowska - Ksiądz Paradoks - Biografia Jana Twardowskiego

...Krzysztof Śliwiński: "Przyszła sława i ksiądz, znany wcześniej niewielkiej liczbie ludzi, stał się znany wielu. I tych bardzo wiele osób, które pojawiły się w jego życiu, wypchnęło dawnych znajomych, których uważałbym za jego naturalne środowisko. Ci nowi nim zawładnęli. A ponieważ ci dawni odznaczali się jednak na ogół powściągliwością, kulturą, to nikt nie chciał się bić z nowymi".

Tadeusz Olszewski: "Jak ksiądz trafiał do szpitali, to zawsze staraliśmy się zapewnić mu spokój. Jeden pan, co pisał wiersze, zamęczał księdza, żeby napisał dla niego wstęp do książki. Przyszedł: »Ale ksiądz musi mi to napisać«. Tłumaczę, że ksiądz w szpitalu, na OIOM-ie, i lekarze nie wpuszczają. On na to: »A ja wiem, jak się tam wchodzi. Trzeba włożyć biały fartuch i udawać lekarza«. Ja: »Za bardzo cenimy zdrowie księdza, żeby na coś takiego pozwolić«. To nas wyzwał. Mówię: »Ksiądz jest śmiertelnie chory«. On: »Dla mnie moje wiersze to też sprawa życia i śmierci!«".













*** Magdalena Samozwaniec - Maria i Magdalena

...Życie Magdalenki w pierwszych miesiącach pobytu w Bukareszcie składało się z samych przyjemności. Już popołudniowy spacer wzdłuż nie kończącej się Calea Victoriei był atrakcją nie lada. Co krok filie paryskich sklepów. Wystawy jubilerskie, od których ćmiło się w oczach, i najpiękniejsza bielizna damska wzbudzały w myślach grzeszne marzenia. Mijające ją Rumuneczki w modnych angielskich kostiumikach z krótkimi stanami prześliczne były do pasa, ale zbyt okazałe i wschodnie od pasa w dół. Wszystkie mówiły ze sobą tylko po francusku, udając, iż wcale nie znają rodzimej mowy, dopiero jak stawały przed którąś z. tych ślicznych długookich rumuńskich wieśniaczek, sprzedających kwiaty na rogu przecznic, pokazywało się, że znają doskonale język rumuński i nawet potrafią się w nim biegle targować. Na Calea Victoriei mało się zresztą widywało rumuńskiego ludu.













*** Melchior Wańkowicz - Karafka La Fontaine'a

...Strumph [Wojtkiewicz] uważa się za Cezarego Barykę, którego opisał Żeromski.

Uważa się za bardzo pięknego. Na wycieczce jego towarzysz kobietę przywiązuje sznurem, by nie uciekła do niego, musi się wymigiwać siostrze w szpitalu, dziedziczce (w Nawłoci!) pięknej, ale przez Strumpha odpalonej, bo... jest niegrzeczna dla służby. Piękno Strumpha zaświadcza oficer niemiecki, omal równie piękny, stwierdzając, że do tak pięknych mężczyzn, jak on i Strumph, powinien należeć świat.

Strumph jest wysportowany. Kulą zabija w locie ptaka, unika śmiertelnego niebezpieczeństwa płynąc kajakiem po Wiśle.

Strumph jest uczony: studiuje medycynę, jest na politechnice, studiuje polonistykę, studiuje na Sorbonie - nie widać jednak, by miał jakikolwiek dyplom, boby się tym niewątpliwie pochwalił.

Strumph jest mężny. Nocując w namiocie przed wojną w czasie pokojowym, jest ostrzeliwany "co kwadrans" (sic!) przez kolonistów niemieckich, "ale mi to nie przerywało snu". Potem w czasie wojny w Londynie, kiedy wszyscy w czasie bombardowania zbiegają do schronu, on pozostaje w pokoju z jedną troską, aby się nie przeziębić z powodu wypadniętych szyb. Strumph, grożąc pistoletem, w najgroźniejszych momentach (jednak wszystkie dzieją się na tyłach), rozwiązuje sytuacje, każe, będąc porucznikiem, stawać pułkownikowi na baczność. Jest tak mężny, że jego zwierzchnik zabrania mu iść do linii, boby go poniosło, wobec czego przez całą wojnę zostaje w formacjach tyłowych.














*** Franciszek Fiszer

...ZAGADNIENIE EMANCYPACJI

W kawiarni "U Miki" powstał też słynny koncept o kobietach, który zrobił z rykoszetu Fiszer. Rozprawiano o zagadnieniu emancypacji. Były zdania różne. Dyskusja się przeciągała. Wtedy Fiszer zamknął rozmowy konceptem:

- Właściwie kobiety dzielą się na dwie kategorie: damy i nie damy.














*** Kir Bułyczow - Jak zostać pisarzem fantastą

...Dość mocno pijani, wsiedli do samochodu i pojechali na lotnisko Mingaladon, bo tam był całodobowy bufet z alkoholem. Na lotnisko dojechali szczęśliwie, jedną butelkę wypili, jedną wzięli ze sobą, żeby wypić na dobranoc. Szosa z Mingadalonu była niezbyt szeroka i dość kręta. Ciemno jak w jaskini. Chłopaki byli już w takim stanie, że nie zauważyli jadącego poboczem policyjnego patrolu na rowerach. Samochód zahaczył jednego z policjantów. Policjantowi oderwało ucho. Chłopaki zatrzymali moskwicza, by, jak utrzymywali później, zawieźć policjanta do szpitala. Ale drugi zaczął coś groźnie mamrotać, a nawet krzyczeć w swoim dzikim języku. On czegoś żądał, a nasi nie rozumieli. Wtedy powiedzieli policjantowi:
- A pójdziesz ty w...!
Wsiedli do samochodu i pojechali. Jak twierdzili - żeby poszukać dobrego lekarza. Oburzony policjant nie wymyślił innego sposobu zatrzymania samochodu, jak tylko otworzenie do niego ognia. Zdążył dać kilka serii. Pół godziny później ambasadora Związku Radzieckiego obudził telefon z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Birmy. Ministerstwo wyrażało zdumienie, dlaczego radzieccy specjaliści samochodem o takim to a takim numerze rejestracyjnym prowadzą po pijanemu i rozjeżdżają policjantów.











*** SPOŁECZNE KRYTERIA POLSKOŚCI - 1988-1998
OBOP Warszawa, lipiec 1998 rok



z pozytywów - wysokie pozycje kryteriów psychologiczno-kulturowych i dość niska pozycja kryterium religijnego

z negatywów - wciąż wysoka pozycja kryterium biologicznego










*** Andrzej Friszke "Nasz wiek. Bilans otwarcia"
"Więź"

...Procesy budowania świadomości narodowej, słabo dawniej zaawansowane, znacznie nasiliły się w ciągu XIX wieku, ale około 1870 r. tylko 30-35% ludności mówiącej po polsku czuło się i uważało za Polaków. Można przypuszczać, że następnych 40 lat przyniosło podwojenie tej liczby.









*** Wykład o aniołach


Legendarny Paweł Jędrzejewski pisze o Aniołach i szczególnie ciekawej ich kategorii - Aniołach Upadłych