Gazeta Wyborcza - 12-09-2004

 

 

Każdy ma swego Buraka, czyli polski Dilbert 

Leszek K. Talko 




Tu się wszystko zaczęło: wątek "Przygody Dyrektora Buraka" na naszym forum 

- Mówi Rifun.

- Cicho, Rifun dzwoni - szepnąłem do rozgadanych przyjaciół.

- Rany boskie! - wytrzeszczyli oczy. - Ten Rifun?

- Tak, ten Rifun.

Facet, którego od ponad dwóch lat szukały tysiące internautów, błagając, by skończył swoją opowieść. Facet, który w internecie wylansował dyrektora Buraka. Facet nazywany polskim Dilbertem.

Teraz siedział przede mną i uśmiechał się lekko zdezorientowany. Szczupły trzydziestoparoletni brunet z dziecięcymi oczami.

- Zrobiłeś 400 kilometrów, żeby porozmawiać ze mną? - pytał lekko speszony.

Pytanie! Przecież musiałem wiedzieć, co było dalej.


Zdarzyło się naprawdę czyli frustracja i bezsilność 


Najdłuższy wątek na portalu Gazeta.pl rozpoczął się ponad trzy lata temu.

9 sierpnia 2001 roku, minutę po dwunastej, Rifun napisał "prezentuję historię firmy, w której pracuję, i ludzi w niej zatrudnionych, podkreślam, że wszystko, co opisuję, zdarzyło się naprawdę i w większości opisywanych zdarzeń występowałem w charakterze świadka lub słuchacza. Choć historie te wydają się nieprawdopodobne, to niestety miały miejsce. Tekst ten traktuję trochę jako ujście dla mojej frustracji i bezsilności".

Zaraz potem opublikował "Przypadki dyrektora Buraka cz. 1". Przez następnych kilka miesięcy historia dotarła do 25. odcinka i wzbudziła sensację.

A potem Rifun znikł.


Walka ze stresem, czyli bateria 


Firma była jedyna, i to dosłownie.

Zajmowała się czymś tak wyspecjalizowanym, że gdyby to napisać, bez trudu udałoby się ją zidentyfikować. Nikt w Polsce nie robi czegoś podobnego.

Przyjmijmy więc, że Firma jest duża, powstała w małym miasteczku kilkanaście kilometrów od granicy niemieckiej, zatrudnia kilkaset osób, ma wielką halę, w której stoją szeregiem skomplikowane maszyny.

Kiedy jechałem na spotkanie z Rifunem, korciło mnie, żeby wpaść tam na chwilę i zapytać o dyrektora Buraka, ale zatrzymałem się tylko za płotem. Wielka hala z lustrzanymi szybami, równiutko posadzone drzewka, obok piętrowy biurowiec, gdzie zasiadał Burak.

Ale co bym właściwie miał powiedzieć? "Piszę o dyrektorze Firmy. Czy naprawdę był takim kretynem?".

Pojechałem dalej.

- Przez pierwsze dwa tygodnie właściwie nie mogłem pojąć, co my tak naprawdę robimy - mówi Rifun.

- No jak to - zdziwiłem się. - To jak się przyjmowałeś do pracy?

- Przeczytałem ogłoszenie. Duża firma zagraniczna poszukuje specjalisty od marketingu - no i poszedłem.

Pierwszego dnia w pracy koleżanka z sąsiedniego biurka opowiedziała mu o Firmie.

Rifun nie uwierzył. To nie mogła być prawda. Żadna firma nie mogła działać w ten sposób. To pewnie pięć razy przesadzone opowieści sfrustrowanej pracownicy.

Po miesiącu doszedł do wniosku, że koleżanka nie opowiedziała mu nawet połowy.

Poznał dyrektora Buraka, który oczywiście nazywał się zupełnie inaczej.

Kiedy Rifun zaczynał spisywać w internecie swoje przeżycia z Firmy, uznał że to trafne przezwisko. I rzeczywiście zrobiło furorę: "Ja też mam takiego dyrektora Buraka" - pisali czytelnicy. "Dyrektorzy Buracy są w każdej firmie" - pisał ktoś inny.

Dyrektor Burak walczył wtedy akurat ze stresem. Stres związany z prowadzeniem Firmy był tak duży, że dyrektor po prostu jej nie prowadził, tylko od rana w swoim gabinecie walczył z tym stresem przy pomocy baterii butelek alkoholu.

To się zdarza.

Dyrektor nie miał wykształcenia.

To też się zdarza.

Nie miał pojęcia, co właściwie robi jego Firma.

To również się zdarza.

Firma dynamicznie się rozwijała i przynosiła zyski.

I to już było dziwne.

(...)


Epilog, czyli zmieniamy zamki 


- Nikt z moich znajomych, ani z Firmy, nie wie, że tyle czasu pisałem o dyrektorze Buraku - powiedział Rifun. - Nie mówiłem nawet żonie. Pisałem dla siebie - z bezsilności.

- Dlaczego nie dokończyłeś? - pytam.

- Sam nie wiem. Chyba dlatego, że odszedłem z Firmy i pomyślałem, że to koniec mojej opowieści. Przez prawie rok w ogóle nie zaglądałem na forum. Potem zajrzałem i przeżyłem szok. To forum wciąż żyło.

Czytelnicy prosili, nawet "Gazeta Wyborcza" wystosowała prośbę, żeby Rifun się odezwał. Ale Rifun milczał. Zrobiło mu się głupio, że wszyscy tak o niego zabiegają.

- Ja nigdy w życiu nie pisałem nic w internecie - tłumaczy. - To był pierwszy i ostatni raz.

W firmie życie oczywiście toczyło się dalej. Rok po odejściu Rifuna, pewnego letniego piątku, dyrektor Burak, jak zwykle wsiadł do samochodu i pojechał do domu do Niemiec. Nigdy już nie wrócił.

W poniedziałek rano Jurek - nowy dyrektor finansowy - zjawił się w firmie i polecił ochronie wymienić wszystkie zamki, do których klucze miał Burak, oraz zakazał wpuszczać go na teren zakładu.

- Kiedy Jurek zjawił się w Firmie, myślałem, że będzie jak z Gackiem - opowiada Rifun. - Burak go zaczaruje, zaczną się wyprawy do knajp, rozliczanie zakupów. Jurek nie mówił ani po polsku, ani po angielsku. A co może wyśledzić facet, który gada tylko z Burakiem? Przez pół roku Jurek chodził i patrzył, ale to wystarczyło.

W Firmie nikt nigdy nie dowiedział się, co właściwie stało się w tamten weekend w Niemczech.


W administracji państwowej, czyli uważaj, żeby nie zburaczeć! 


Rifun pracuje teraz w administracji państwowej. Wystartował w konkursie na dyrektora wydziału i wygrał. Zarabia dwa razy mniej i ma dziesięć razy mniej stresów.

- Władza zmienia ludzi. Złapałem się na tym pewnego popołudnia. Przyszedł do mnie podwładny i opowiadał o jakiejś ważnej dla siebie sprawie, a ja chciałem go spławić, bo byłem zmęczony i myślałem, że mnie to w ogóle nie obchodzi. A potem pomyślałem, że chyba buraczeję, i teraz bardzo uważam, żeby nie zostać Burakiem.

Zostało jeszcze jedno pytanie.

- Skąd się wziął pseudonim? Ludzie na forum uważali że pracujesz w firmie farmaceutycznej?

- Rifun? Chciałem, żeby nie kojarzył się z niczym. Zerknąłem na kalendarz przy sąsiednim biurku z nazwą jakiegoś rzadkiego leku na dolegliwości żołądkowe. I tak zostałem Rifunem.

Rifun przestał pisać prawie trzy lata temu. A miesiąc temu znowu ktoś dopisał się do wątku o dyrektorze Buraku. "Człowieku, co było dalej" - zapytał rozpaczliwie.

Dotarłem wiec do kogoś w Firmie, kto pamięta czasy dyrektora Buraka. Zapytałem, czy coś się u nich zmieniło.

- Wolałbym o tym nie mówić - powiedział dyplomatycznie. - Mamy zakaz mówienia o sprawach Firmy. Mogę opowiedzieć o naszej prężnej działalności.






Po publikacji w "GW" dzielni czytelnicy Forum Dilbertoza szybko i skutecznie rozpoznali jaka to firma i co to za ludzie występowali w dziele Rifuna



http://www.schopa.pl/  -  ZDJĘCIA PRACOWNIKÓW !!!

 

Waldek - Walther   -  www.walter-schomaker.de-index_de.php-seitenlang=de&seitenname=team01

Tomek - Thomas

Jurek - Jurgen

Alek - Alex

Młody - Paweł Szulc

Gacek - Andreas

Karola - Karina

Burak - Henryk (Heinrich?) Pilat











*** PRZYPADKI DYREKTORA BURAKA - 1






*** PRZYPADKI DYREKTORA BURAKA - 2