Polityka - 51/2003

 

Drugie zburzenie Warszawki

en passent

 

DANIEL PASSENT

 

Warszawka schodzi na psy - to pierwsze wrażenie po lekturze publikacji w "Gazecie Stołecznej", w których prezentowano rozmaitych balangowiczów i zabawowiczów jako koryfeuszy dzisiejszej Warszawki. "Wbijałem się do różnych klubów i na imprezy od młokosa" - wyznaje Mikołaj Komar, syn miotacza kulą, redaktor miesięcznika "A4". "Balangowicz, organizator imprez i wystaw" - to CV, jakie podaje gazeta dla opisania innego rozmówcy. Jeżeli to jest Warszawka, to nie ma ona nic wspólnego z Warszawką przedwojenną Światopełka Karpińskiego i Janusza Minkiewicza. Tamta bawiła się poezją - ta bawi się prozą.

Tamtą Warszawkę tworzyli znani artyści, poeci, pisarze i politycy. Tworzyli Warszawkę, bo byli kimś. Spotykali się w Ziemiańskiej, Zodiaku czy w Adrii, a po wojnie w Czytelniku, i nadawali ton. Czytając spis osób zaliczanych do Warszawki dzisiejszej, na próżno szukalibyśmy skamandrytów i akolitów - Słonimskiego, Wieniawy, Lechonia - czy innych poetów. Wierszy nikt nie czyta. Poetów nie stać na drinka. Zamiast nich spotykamy biznes, media, reklamę i rozrywkę. Trzon Rabarbaru czy Piekarni nie wie nawet, skąd wziął się Skamander. Tamta Warszawka miała dużo czasu, spotykała się przy małej czarnej, żeby porozmawiać. Dzisiejsza jest zapracowana i zagoniona, spotyka się w nocy, żeby odreagować stres i to nie przy kawie, ale przy drinku. Tamta Warszawka odróżniała sonet od dytyrambu, dzisiejsza uczy się rozróżniać fetucini od linguini i Kasztankę (ukochana klacz Marszałka Piłsudskiego - red.) od kucyka do gry w polo. Tamta Warszawka była dowcipna, ale poważna.

Abym tobie i sobie
Jednym imieniem mówił:
Albo obojgu - trawa,
Albo obojgu - tuwim

Założyciele Skamandra byli młodsi od większości osób, o których dziś czytamy, że to młodzież. Mając po dwadzieścia lat z okładem byli znanymi poetami. Lechoń miał już na koncie "Rzeczpospolitą Babińską" i "Karmazynowy poemat", był już dojrzałym człowiekiem, pełnym ponurych myśli. Niewiele starszy od niego Iwaszkiewicz zdążył już napisać "Panny z Wilka". Gdyby zapytać, co mają na koncie bohaterowie dzisiejszej Warszawki, to prędzej byłaby mowa o gotówce niż o dorobku, słowo "konto" bardziej kojarzy im się z bankiem niż z biblioteką.

Dzisiaj inni ludzie spotykają się w innych miejscach i w innym celu. - Co innego jest "in" - mówi moja córka, gdy wraca po ósmej (rano). Mówi się, że w dzisiejszych czasach młodzież dorasta i rozwija się szybciej, bo cywilizacja, tempo życia etc., ale gdzie jest ten rozwój? KTT zaczął pisywać do gazet jako uczeń Batorego, młodo zaczynał Andrzej Dobosz - jedna z postaci powojennej Warszawki, mieli niewiele ponad 20 lat, kiedy byli już na giełdzie, ale giełda dzisiejsza ma z giełdą ówczesną tyle wspólnego co konto w BRE z kontem w BUW. Trzon dzisiejszej Warszawki to - sądząc po publikacjach "Stołecznej" - Kuba Wojewódzki, Kuba Boratyński i Kuba Celiński, Max Cegielski, Marcin Meller, Paweł Sito, Mikołaj Lizut, Stanisław Trzciński, Grzegorz Okrent. Dla mnie Sito to poeta i tłumacz, Meller to profesor, Trzciński to muzyk. Nowe pokolenie nosi nazwiska ojców, ale to co ma własnego - to na razie reklamy, seriale i opalenizna.

Między Warszawką przedwojenną i dzisiejszą była jeszcze powojenna, z epoki PRL, która spotykała się w kawiarni Czytelnika, w PIW, Spatifie, Kameralnej czy w tzw. Ścieku na Trębackiej. Tamtych ludzi pamiętam i mieli oni zupełnie inne atrybuty niż bywalcy dzisiejszej Warszawki. Kiedy Minkiewicz opowiadał o Światopełku Karpińskim, to było wiadomo, skąd mu nogi wyrastają. Co opowiada Kuba Wojewódzki Maksowi Cegielskiemu, możemy się tylko domyślać. Mimo całej swojej potworności wojna światowa nie przerwała ciągłości Warszawki, zamordowały ją dopiero lata 80.

Dziś spotyka się tylko młodzież we własnym gronie, kto ma trzydziechę - ten jest stary. Jest to raczej ogródek jordanowski niż kawiarnia literacka. "Warszawka to grupa snobów" - twierdzi dziennikarka Beata Sadowska, a miarodajny w tej dziedzinie Marcin Meller mówi, że na pewno należą do Warszawki: Paweł Deląg, Agata Konarska, Maciej Dowbor, "czyli ci z pisemek kolorowych". Kto to są? "Nieważne, co oni tam robią, czy kopulują czy nie. Ważne, czy promują twórczych ludzi" - mówi Mikołaj Komar.

Jeżeli to są twórczy ludzie, to gdzie jest ich twórczość? Jedno zdanie młodego Komara wystarczy, by dojść do smutnego wniosku, że to co dziś nazywa się Warszawką, nie ma z dawną Warszawką już nic wspólnego. Właściciel modnego klubu Utopia powiada, że wpuszcza (!) ludzi "którzy pasują wiekiem i wyglądem", głównie ludzi pracujących w mediach, reklamie, agencjach PR i w modzie. To całkowite zaprzeczenie dawnej Warszawki, w której ludzie nie pasowali do siebie ani wiekiem, ani wyglądem, jak Andrzejewski i Hłasko, Dygat i Skolimowski. Ale pasowali do siebie pod innymi względami, tak jak pasowali do siebie Tuwim i Słonimski. Na podstawie doniesień z dzisiejszej Warszawki odnoszę wrażenie, że żaden Skamander ani Pikador się w niej nie narodzi, raczej accounci będą usiłowali sprzedać targetowi kolejny produkt, który stworzyła kreacja.






WARSZAWKA!!!