Rzeczpospolita - 1998.03.25

 

Pod koniec lat 80., gdy republiki etniczne zaczęły sięgać po niepodległość, sytuacja Rosjan w tych regionach diametralnie się zmieniła. Z odgrywających dominującą rolę stali się obywatelami drugiej kategorii.

 

JADWIGA BUTEJKIS

Uchodźcy we własnym kraju

 

 

Najwięcej uchodźców pochodzi z Azji Środkowej i Zakaukazia. Np. z Kazachstanu - bez mała 222 tys. ludzi, z Tadżykistanu - ok. 200 tys., z Uzbekistanu - 165 tys., z Kirgizji - ok. 80 tys. Z kolei z republik Północnego Kaukazu w ciągu ostatnich 5 lat uszło, np. z Czeczenii - ponad 150 tys. ludzi, z państw Zakaukazia, z Azerbejdżanu - 110 tys., z Gruzji - 95 tys., z Abchazji - 21 tys., Mołdawii - 20 tys., i Turkmenii - 15 tys. Natomiast jeśli chodzi o państwa nadbałtyckie, uchodźców jest mniej, niż można się było spodziewać. Najwięcej z Łotwy - 19 tys., Estonii - 11 tys. i z Litwy - 3 tys.

W dawnych, dobrych czasach gdy Związek Radziecki był jednolitym państwem, 25 mln Rosjan, rozsianych po różnych republikach etnicznych, miało - nieformalnie - status uprzywilejowanej "rasy panów". To oni zajmowali najwyższe i najważniejsze stanowiska w kraju, oni kierowali życiem gospodarczym i politycznym, język rosyjski był językiem oficjalnym. Dotyczyło to nie tylko republik środkowoazjatyckich czy nadbałtyckich i Kaukazu, ale również Białorusi i Ukrainy. Do tej pory znaczna część ludności tych krajów lepiej zna język rosyjski niż ojczysty i posługuje się nim najchętniej.

Ale pod koniec lat 80., a zwłaszcza po rozpadzie w 1991 r. komunistycznego imperium, gdy poszczególne republiki etniczne zaczęły sięgać po niepodległość, sytuacja Rosjan diametralnie się zmieniła. Niemal z dnia na dzień z odgrywających dominującą rolę przekształcili się w obywateli drugiej kategorii, ludzi niechcianych, określanych często mianem "okupantów". Narastający wśród rdzennej ludności nacjonalizm, jej poszukiwanie tożsamości (narodowej i religijnej), a także waśnie wewnętrzne, przeradzające się często w wojny domowe, wszystko to sprawiło, że pierwszymi ofiarami byli zazwyczaj obcy, czyli Rosjanie. Choć nierzadko tu się urodzili i żyli z dziada pradziada (vide - Kazachstan, a nade wszystko Ukraina i Białoruś). Tak pojawiło się nieznane dotąd zjawisko rosyjskich uchodźców... do Rosji.

Masowy exodus

Według danych Centrum Badań Etnologicznych i Religijnych w Moskwie od czasu zbrojnego konfliktu ormiańsko-azerskiego (1988-1994) na dawnym terytorium ZSRR odnotowano 6 długotrwałych regionalnych wojen domowych, około 20 krótkich i ponad 100 konfliktów bezkrwawych. Następstwem był masowy exodus do macierzystej Rosji. Np. stutysięczne miasto Bendery w Mołdawii, zamieszkane głównie przez ludność rosyjską, niemal całkowicie się wyludniło podczas trwającej blisko pół roku wojny domowej (secesja Naddniestrza). Najwięcej Rosjan uciekało jednak z Azji Środkowej, gdzie w niektórych krajach toczyły się krwawe wojny domowe (Tadżykistan), a we wszystkich występowały mniej czy bardziej gwałtowne objawy nienawiści do Rosji i jej przedstawicieli.

Rosjanie uciekali stamtąd przeważnie w panice, pozostawiając na łasce losu domy, mieszkania i cały niemal dobytek. Nieraz starczyło zaledwie tyle czasu, aby zabrać, co pod ręką, w najlepszym wypadku to, co się udało upchać w walizkach. Do szczęśliwców zalicza się tych, którzy przed wyjazdem zdążyli w pośpiechu sprzedać cokolwiek ze swego dobytku, zwykle zresztą za bezcen.

Według obliczeń Federalnej Służby Migracji do 1 stycznia 1992 r. zarejestrowanych było około 400 tys. rosyjskich uchodźców. Były to przede wszystkim ofiary trzęsienia ziemi w Armenii, ale także ofiary konfliktów etnicznych w Górskim Karabachu i Azji Środkowej. W latach 1992-1993 największa fala uchodźców pochodziła z rozdartego wojną domową Tadżykistanu i Zakaukazia (głównie Abchazji); w latach 1994-1995 - z Kazachstanu i Uzbekistanu, a w latach 1996-1997 z Czeczenii, a także z Tadżykistanu i Uzbekistanu. W ciągu ostatnich pięciu lat z samej tylko Azji Środkowej uciekło do Rosji i uzyskało status uchodźców 700 tys. ludzi. Jednak wielu obserwatorów uważa te liczby za mocno zaniżone. Publicyści "Komsomolskiej Prawdy" - Igor Jelkow i Aleksander Jewtuszenko, utrzymują, że liczba uchodźców stamtąd jest faktycznie co najmniej czterokrotnie wyższa. Natomiast łącznie liczba uciekinierów do Rosji z różnych republik etnicznych, wyniosła w latach 1992-1996 r. 4,5 mln osób.

Na łasce losu

Pierwsi uchodźcy w Rosji byli na ogół pozostawieni na łasce losu i mogli liczyć jedynie na siebie lub sporadyczną, najczęściej chaotyczną pomoc. Powstanie pięć lat temu Federalnej Służby Imigracji (FSI) z jako tako wyszkolonym personelem i co najważniejsze, z własnym budżetem (zawsze zbyt szczupłym w stosunku do potrzeb) ujęło wreszcie w ramy prawne i organizacyjne rozproszone inicjatywy pomocy dla uchodźców, włącznie z formalnym określeniem ich statusu. Oficjalnie status uchodźców i przymusowo wysiedlonych, jak ich także określają, posiada zaledwie 1 mln 200 tys. uchodźców, podczas gdy faktyczna ich liczba jest wielokrotnie wyższa.

Uzyskanie statusu uchodźcy nie jest rzeczą łatwą - wymaga przede wszystkim cierpliwości i mocnych nerwów. Wystawania w niezliczonych kolejkach i przedstawiania dziesiątków dokumentów, zaświadczeń itd. Tymczasem wielu uciekinierów, którzy w popłochu uchodzili z niebezpiecznych miejsc, zapominało o zaopatrzeniu się w wymagane "papierki" albo po prostu nie mieli na to czasu, bo się paliło pod nogami.

Wadim Nieszkumaj mieszka obecnie w Biszkeku, skąd uciekł kilka lat temu, po tym jak Kirgizja ogłosiła deklarację niepodległości. W owych czasach burzliwych przemian odbywały się w Kirgizji (podobnie jak w całej Azji Środkowej) nieustające wiece, na których pod adresem Rosjan często padały nie tylko wrogie słowa, ale nierzadko dochodziło do krwawych rozpraw (pamiętne wydarzenia w Oszu).

"W tamtym okresie - pisze Nieszkumaj na łamach "Komsomolskiej Prawdy" - często noszono transparenty z hasłami wzywającymi do rozprawienia się z 'Ruskimi'. Jedno, które szczególnie zapamiętałem, głosiło: "Kirgizi są gospodarzami, a Rosjanie - niewolnikami." - Czy można się dziwić, że po przeczytaniu czegoś takiego i mając świeżo w pamięci krwawe porachunki Rosjanie wpadali w popłoch i uciekali, gdzie oczy poniosą?

Wycofani z obiegu

Wśród uciekinierów było wielu specjalistów: inżynierowie, lekarze, prawnicy, nauczyciele. Po ich wyjeździe wyludniły się przedsiębiorstwa, szpitale, szkoły. Tymczasem nader nikła warstwa miejscowych inteligentów i fachowców (sowiecka kolonialna władza nie była zainteresowana w ich kształceniu), nie była w stanie zastąpić tej wielkiej masy Rosjan, która wcześniej rządziła tu całym życiem gospodarczym, społecznym i politycznym. W wielu dziedzinach groziło wręcz paraliżem i władze poszczególnych republik zaczęły stopniowo łagodzić i odwoływać restrykcyjne zarządzenia w stosunku do Rosjan, w tym przepisy eliminujące język rosyjski z oficjalnego obiegu. W rezultacie wielu uchodźców powróciło do dawnych miejsc. Tym bardziej że w ojczystej Rosji nie zawsze byli przyjmowani z otwartymi ramionami, przeciwnie, wielu zaznawało ze strony rodaków niemało goryczy, będąc nierzadko obiektem ludzkiej zawiści.

Doświadczyła tego tragicznie Łarisa Kolesnikowa, która również po pewnym czasie powróciła z Rosji do stolicy Kirgizji.

"Za pieniądze ze sprzedaży trzypokojowego mieszkania w Biszkeku zdołaliśmy wraz mężem i dwojgiem dzieci zakupić w Rosji walącą się chałupinę - pisze Kolesnikowa. Ale zaczęliśmy się trochę 'kręcić' w handlu, pędziliśmy także bimber i po roku kupiliśmy samochód, a potem dom w Starym Oskolu (centralna Rosja). Wszystko byłoby piękne, gdyby nie to, że miejscowi patrzyli na nas krzywo. - Naprzyjeżdżało skądś tych 'Kurkulów' i chcą żyć lepiej od nas - sarkali. Aż pewnego dnia przyszło do naszego domu kilku pijanych mężczyzn z sąsiedztwa i patrząc ponuro, powiedzieli: - Uciekajcie, gdzie was oczy poniosą, bo my zamierzamy spalić te wasze salony. Widzę, że nie żartują, męża akurat nie było w domu, zabrałam dzieci i jak staliśmy wyszliśmy z domu. I spalili nasz nowy dom z całym dobytkiem. Nigdy i nigdzie w Rosji moja noga już nie postanie..."

Pełni rozżalenia, ale nie pod adresem rodaków, lecz obcych, są uciekinierzy z krajów bałtyckich. Zdaniem Karena Markariana z Rygi nie kilkanaście, jak podają dane oficjalne, lecz co najmniej 70 tys. Rosjan (lub rosyjskojęzycznych) opuściło w ciągu ostatnich 5 lat Łotwę. Ambasada Łotwy w Warszawie podaje nawet wyższe liczby - ok. 120 tys. ludzi. Według niego główne przyczyny rosyjskiego exodusu tkwią z jednej strony w sferze psychologicznej, np. Łotysze często nękają tutejszych Rosjan telefonicznie, grożąc im śmiercią, nazywając obraźliwie "okupant" itp. Z drugiej strony w grę wchodzą sprawy materialne. Np. władze łotewskie zwracają obecnie spadkobiercom byłych właścicieli skonfiskowane im niegdyś nieruchomości: domy i mieszkania, które w większości jeszcze do niedawna należały do Rosjan. "I teraz nie mają oni gdzie się podziać" - pisze Markarian.

Z kolei Galina Sapożnikowa z Tallina w Estonii, skąd, jak twierdzi, uszło do Rosji około 100 tys. osób (dane służb migracyjnych podają o wiele niższe liczby), głównych przyczyn zjawiska upatruje w trudnościach uzyskania przez Rosjan obywatelstwa estońskiego i w "zawyżonych wymaganiach językowych". To, według niej, sprawia, że ludzie nie mogą znaleźć pracy, a pozbawieni zarobków zalegają z opłatami czynszu, by w końcu "wylądować na bruku"...

Ciągle brak pieniędzy

Największe skupiska rosyjskich uciekinierów - około 250 tys. - znajdują się w rosyjskich autonomicznych republikach Północnego Kaukazu. Z kolei ponad 200 tys. ludzi osiedliło się na Powołżu w centralnej Rosji, na Uralu znalazło się ok.150 tys. osób, w Zachodniej Syberii - 130 tys. i w centralnym regionie czarnoziemnym - 115 tys., a sąsiadujący z Czeczenią Kraj Stawropolski (ojczyste strony Gorbaczowa) na południu Rosji przygarnął 40 tys. uciekinierów.

W miarę swoich skromnych środków Służba Migracyjna stara się pomóc tym ciężko dotkniętym przez los ludziom, którzy nierzadko w jednej godzinie stracili wszystko, a czasem nawet bliskich. Chodzi nie tylko o pomoc materialną, ale i w sferze psychicznej, o działania, które pomagają ludziom podnieść się z upadku, zaadaptować w nowym miejscu. Zgodnie z przepisami ci, którzy utracili wszystko: dom lub mieszkanie i cały dobytek, otrzymują przydział na bezpłatne mieszkanie, natomiast pozostałym przysługuje prawo do nie oprocentowanych, długoterminowych kredytów (rozłożonych na 10 lat) w wysokości od 40 do 100 mln rubli.

Okazuje się jednak, że jest to w dużej mierze fikcja, bo ciągle brak pieniędzy. Jak twierdzi doradca szefa FSI, Jewgienij Czerepcow, zamiast obiecanych 2,2 bln rubli z budżetu organizacja otrzymała w 1996 r. zaledwie 200 miliardów, a w kolejce do mieszkania czeka 26 tys. rodzin uchodźców.

Stosunkowo w najlepszej sytuacji są ci, którzy mają w Rosji krewnych i mogli zamieszkać z nimi pod wspólnym dachem. Według "Izwiestii" w obwodzie Niżnij Nowgorod, w którym znalazło przystań ponad 28 tys. uchodźców, większość jakoś się urządziła: pracuje, dzieci chodzą do szkół. Ale poza nielicznymi, którzy zamieszkali u krewnych, pozostali gnieżdżą się w tzw. obszczeżyciu - odpowiedniku hotelu robotniczego. Za to zwolnieni są od płacenia czynszu lub za energię elektryczną i otrzymują bezpłatne wyżywienie. Co, jak się okazuje, dla wielu miejscowych, nierzadko żyjących w wielkiej biedzie ludzi, jest niedościgłym marzeniem, a czasem i przedmiotem zawiści. Na tym tle zresztą dochodzi do pewnych zadrażnień i napięć między miejscowymi a "obcymi", a nawet do aktów przemocy.

Na ogół uchodźcy osiedlani są w niewielkich miastach czy osadach, najlepiej tam, gdzie po zamkniętych zakładach przemysłowych pozostały hotele robotnicze. Niedościgłym marzeniem wielu jest otrzymanie mieszkania w Moskwie, latami czekają na przysłowiowych walizkach, byleby uzyskać upragniony przydział mieszkania w stolicy. Niektórym to się podobno nawet udaje... Większość uchodźców jednak nie grymasi. Może tylko "miastowi" wolą, by ich osiedlono w mieście niż na wsi, co też nie zawsze jest możliwe, i w końcu muszą zadowolić się tym, co im proponuje Służba Imigracyjna.






ROSJA