Gazeta Wyborcza - 10.02.2023

 

Jan Widacki

Tajne zbrodnie II RP. Mordy ku chwale ojczyzny
 

 

Lekarze z jednej z najbardziej tajemniczych komórek przedwojennego wywiadu i kontrwywiadu dokonywali zbrodniczych eksperymentów na więźniach. Ich zwłoki potajemnie topili w przygranicznych rzekach.

 

Wojsko Polskie cieszyło się w dwudziestoleciu międzywojennym powszechnym szacunkiem władz i społeczeństwa. Było oczkiem w głowie Józefa Piłsudskiego i jego obozu politycznego. Siły zbrojne zostały wpisane do konstytucji jako "organy państwa", obok rządu, sejmu, senatu, sądów. A wydatki na nie - dziś trudno to pojąć - stanowiły ponad 30 proc. budżetu państwa.

Okryte chwałą zwycięstwa w wojnie 1920 r., wzmocnione legendą Legionów, cieszyło się powszechną sympatią. Wysoki status społeczny oficera powodował, że po 1920 r. w armii pozostawali ludzie różnych zawodów. W korpusie oficerskim roiło się od osób, które skończyły cywilne studia i wykonywały rozmaite zawody - lekarze, artyści, prawnicy, inżynierowie.

W czasie I wojny światowej zostali oni powołani do wojska lub wstąpili do Legionów, a po jej zakończeniu zostali w armii, poczytując to sobie za honor i społeczny awans.

TAJNE PRZEZ POUFNE

Ważną częścią wojska był Oddział II Sztabu Głównego (do 1929 r.: Generalnego), który zajmował się wywiadem I kontrwywiadem. W II RP nie było, jak to jest teraz, odrębnego wywiadu i kontrwywiadu wojskowego i cywilnego, lecz całość tych zadań powierzono wojsku.

Po klęsce wrześniowej rząd na uchodźstwie gen. Władysława Sikorskiego powołał specjalną komisję, która miała dociec jej przyczyn. Ocenę działań wywiadu | kontrwywiadu powierzono ppłk. Ludwikowi Sadowskiemu. Zebrał on około 190 relacji od oficerów, którzy po klęsce znaleźli się we Francji, i na tej podstawie powstał raport, który ogólnie dobrze oceniał Oddział II. Przedstawiono w tym dokumencie jego strukturę, zadania, sukcesy i porażki. Jest w nim jednak luka. Autor wprawdzie odnotowuje istnienie Samodzielnego Referatu Technicznego (SRT), pisze, że był to "bogaty Instytut Technologiczny". Ale żadnych szczegółów jego działalności nie podaje, tłumacząc, że nie dostał sprawozdań ani od jego kierownika, ani od personelu.

Pierwsze powojenne opracowanie na temat SRT ukazało się w 1983 r. na podstawie dokumentów przechowywanych w Centralnym Archiwum Wojskowym. Jego autor Wacław Brzęk skupił się jednak głównie na sprawach organizacyjnych, a nie na działalności Referatu. Wcześniej w literaturze można było spotkać najwyżej wzmianki o SRT. Dopiero niedawno ukazało się oparte na materiale źródłowym opracowanie poświęcone tej najbardziej tajemniczej komórce Oddziału II.

Z założenia miała ona stanowić zaplecze naukowo-techniczne wywiadu i kontrwywiadu. Na początku lat 20. nosiła nazwę Referatu Technicznego i miała się zajmować studiami nad nową techniką wojenną, w tym bronią biologiczną (bakteriologiczną) i chemiczną. Referat gromadził informacje o tej broni u potencjalnych przeciwników, zapoznawał się z nią, na ile to było możliwe, u sojuszników, głównie we Francji. Te zainteresowania zaowocowały utworzeniem w RT laboratorium chemicznego, które później otrzymało nazwę Pracowni Chemiczno-Badawczej.

Szefami tajnej komórki, która od lat 30. nosiła już nazwę Samodzielnego Referatu Technicznego, byli kpt (później mjr) inż. Ignacy Harski (1930-37), po nim mjr dypl. Władysław Harland (1937-39) i na koniec, już w 1939 r. ppłk dypl. Stanisław Gano. Referat współpracował z Instytutem Broni Chemicznej. Początkowo zajmował kilka pokoi w budynku na ul. Ludnej 11 w Warszawie oraz przybudówkę, w której mieścił się dział bakteriologiczny. Późnej przeniósł się do specjalnie wybudowanej siedziby na ul. Wawelskiej 9. Mieściła ona ponad 50 pokoi, laboratoria, warsztaty, a nawet ogród, w którym hodowano rośliny i grzyby dostarczające surowców do produkcji trucizn. Dział bakteriologiczny pozostał jednak w przybudówce na ul. Ludnej.

SPECE OD SZPIEGOWSKICH GADŻETÓW

W istocie SRT był nowoczesnym, dobrze wyposażonym instytutem zatrudniającym kilkudziesięciu oficerów (w tym lekarzy wojskowych) i pracowników cywilnych, w większości z wyższym wykształceniem technicznym, wielu z tytułem doktora. Tajna placówka dysponowała najnowocześniejszym sprzętem, m.in. aparatem rentgenowskim, spektrografem, a także specjalistycznym wyposażeniem fotograficznym i poligraficznym.

W SRT studia nad bronią chemiczną i biologiczną potencjalnych przeciwników szybko uzupełniono własnymi badaniami nad tą bronią, w szczególności bakteriologiczną. Poza tym pracownicy tej komórki produkowali dla wywiadu atramenty sympatyczne, fałszywe dokumenty, podrabiali nawet guziki i pagony do sowieckich mundurów. Kompletowali zakupione w ZSRR ubrania, ołówki, notesy i wszelkie drobiazgi, w które wyposażano ludzi przerzucanych przez granicę.

SRT projektował i instalował również podsłuchy, ale także zajmował się ich wykrywaniem. Udało się je wykryć w polskich konsulatach w Mińsku i Morawskiej Ostrawie. Opracowywał metody bezśladowego otwierania korespondencji oraz fotografii detektywnej (np. aparat ukryty w teczce) i badawczej (m.in. zdjęcia w świetle podczerwonym i ultrafioletowym). Aparat zainstalowany przez SRT w wynajętym mieszkaniu vis-a-vis ambasady sowieckiej robił zdjęcia wszystkim wchodzącym lub wychodzącym osobom. Referat wykonywał też ekspertyzy grafologiczne i chemiczno-sądowe na potrzeby śledztw w sprawach o dywersję lub szpiegostwo.

Jego zadaniem były jednak także eksperymenty z wykorzystaniem szczepów bakterii i trucizn, które niestety testowano na żywych ludziach. Nie jestem pierwszy, który ten temat porusza. O doświadczeniach na ludziach pisał przed laty w tekście "Kanapka ze śmiercią” Andrzej Krajewski ("Focus Historia”, 6 października 2009 r.). W tym samym roku Piotr Cichoracki wydał w IPN książkę "Droga ku anatemie. Wacław Kostek-Biernacki (1884-1957)”, w której opisał powojenny pomysł komunistów osądzenia byłego wojewody poleskiego pik. Kostka-Biernackiego wraz z oficerami SRT. O zabijaniu ludzi w czasie eksperymentów z bronią bakteriologiczną i truciznami Cichoracki pisze jednak jako o "rzekomych zbrodniach".

W 2013 r. o eksperymentach na ludziach napisał Tadeusz Dubicki w opracowaniu "Samodzielny Referat Techniczny (SRT) Oddziału II Sztabu Generalnego (Głównego) Wojska Polskiego. Geneza, organizacja i personalia”.

Ani popularny tekst Krajewskiego, ani naukowy Dubickiego nie wywołały jednak odzewu. Wiele szczegółów dotyczących działalności SRT ujawniam po raz pierwszy. Wykorzystałem oprócz źródeł drukowanych dokumentację w Archiwum IPN, w Archiwum Akt Nowych, a także w Centralnym Archiwum Wojskowym.

WYELIMINOWAĆ CZASOWO LUB OSTATECZNIE

Kierownikiem działu bakteriologicznego SRT był od 1935 r. lekarz wojskowy kpt dr Jan Golba (ur. 1898). Współpracowali z nim też cywile, m.in. lekarz dr Alfons Ostrowski (ur. 1903) czy dr inż. Janina Mierzwińska-Gębarska (ur. 1902). Jednym z zadań, jakie otrzymał Golba od kpt. Harskiego i ówczesnego szefa Oddziału II płk. dypl. Teodora Furgalskiego, były badania nad użyciem zarazków chorobotwórczych jako broni w przyszłej wojnie oraz "w zastosowaniu indywidualnym dla potrzeb Oddziału II". Golba miał pracować nad możliwością wykorzystania ("w zastosowaniu indywidualnym") trucizn, w szczególności toksyny botulinowej (jadu kiełbasianego). Przez "zastosowanie indywidualne" rozumiano użycie bakterii i trucizn wobec konkretnych osób, które chciano "wyeliminować czasowo" albo "ostatecznie", czyli pozbawić życia.

Do "wyeliminowania czasowego" służyło np. podanie w pokarmie lub napoju tlenku telluru, który po spożyciu przemieniał się w metylotellur - zatruty przez kilka dni wydzielał z oddechem i potem intensywną woń czosnkową, co utrudniało przebywanie wśród ludzi. Inną metodą "wyeliminowania czasowego” było powodowanie u kogoś długo niegojących się owrzodzeń. Metody te testowano na więźniach lub osobach zatrzymanych przez Korpus Ochrony Pogranicza (KOP).

Do "eliminacji ostatecznej", czyli skrytobójstwa, testowano zarówno szczepy bakterii, jak i trucizny. Oprócz tego SRT, na wniosek Wojskowego Instytutu Przeciwgazowego i Centrum Wyszkolenia Sanitarnego, miał wypróbowywać na żywych ludziach działanie chemicznych środków bojowych. Eksperymenty planowano, jak się wydaje, na dużą skalę, gdyż zdecydowano o budowie w twierdzy brzeskiej specjalnej stacji doświadczalnej. Prace SRT koncentrowały się na bakteriach szerzących zarazę wśród ludzi, zwierząt, a także atakujących rośliny uprawne. Testowano szczepy z grupy Salmonella, czerwonki, cholery, tyfusu, nosacizny, wąglika, choroby Banga (brucelozy), raka ziemniaczanego.

Spośród trucizn do testowania na szerszą skalę wybrano toksynę botulinową. W pierwszej kolejności prace polegały na "uzjadliwieniu" toksyny, czyli na maksymalnym zmniejszeniu dawki przy zachowaniu wysokiego stopnia toksyczności, i pozbyciu się jej przykrego zapachu. Po pracach laboratoryjnych, w których udało się zwielokrotnić toksyczność substancji, i po próbach na zwierzętach "dla pełniejszego obrazu doświadczeń" przeprowadzone zostały próby na ludziach.

TRUCIZNA W PASZTETÓWCE

Po raz pierwszy toksynę botulinową przetestowano na żywym człowieku w 1932 r. (kpt. Golba nie był jeszcze szefem działu bakteriologicznego) w Placówce Wywiadowczej KOP w Glębokiem (dziś Białoruś). Na polecenie szefa SRT mjr. Harskiego, za wiedzą ówczesnego szefa Oddziału II płk. Tadeusza Pełczyńskiego, cywilny lekarz dr Alfons Ostrowski, jak wynika z dokumentów, w towarzystwie kpt. Urbanowicza (prawdopodobnie Edmunda, oficera ekspozytury Oddziału w Wilnie) "podał aresztowanemu mężczyźnie w wieku ok. 33 lat, noszącemu ślady pobicia, jad kiełbasiany w kanapce. Człowiek ten wił się przez godzinę w silnych bólach, połączonych z porażeniem wzroku i objawami duszenia i zmarł, do ostatniej chwili nie tracąc przytomności".

Tego samego dnia dr Ostrowski podał z takim samym skutkiem kanapkę z trucizną innemu mężczyźnie, tym razem w położonej niedaleko Głębokiego strażnicy KOP w Łużkach. Jego zwłoki kpt. Urbanowicz wywiózł samochodem i utopił w Dziśnie.

Dwa miesiące później dr Ostrowski, znów w Głębokiem, podał toksynę botulinową dwóm około 25-letnim mężczyznom - Polakowi i Rosjaninowi. Jeden zjadł truciznę w pasztetówce, drugiemu, który po skosztowaniu kanapki odmówił jej spożycia, zrobiono zastrzyk. Mężczyźni zmarli w podobnych męczarniach jak poprzedni, z tym że trwały one dłużej, bo aż kilkanaście godzin. Zwłoki Rosjanina również zostały utopione w Dziśnie. Nie wiadomo, co zrobiono z ciałem Polaka. Najprawdopodobniej utopiono je w innym miejscu.

Następne doświadczenie dr Ostrowski przeprowadził w Łunińcu kolo Pińska, a zwłoki ofiary utopił tym razem w Prypeci.

Swe pierwsze doświadczenie dr Ostrowski opisał tak: "Po 12 godzinach dałem mu drugą porcję toksyny, tę większą, również zmieszaną z kiszką pasztetową. Zgon nastąpił przy zachowaniu przytomności, z porażeniem wzroku, z silnymi bólami i zawrotami głowy, z zaczerwienieniem skóry oraz bardzo znacznej duszności. Przed śmiercią więzień wił się z braku powietrza, nie tracąc przytomności. Żadna pomoc lekarska nie była mu udzielana. Ten stan, kiedy więzień wił się po podłodze - nie leżał na łóżku - trwał 3-4 godziny. Przy agonii, poza mną byli obecni kpt. Urbanowicz i pracownik o nieznanym mi nazwisku. Po przyjeździe do Warszawy zdałem kpt Harskiemu pisemne sprawozdanie z przebiegu doświadczenia, w którym dokładnie opisałem objawy zatrucia aż do śmierci”.

Według dokumentacji zabito w ten sposób co najmniej kilkanaście osób, z tego część już w wybudowanej w 1937 r. stacji doświadczalnej w Brześciu. Jej wyposażenie świadczy jednak o tym, że zabójstw mogło być więcej.

POLSKI DUR, JAPOŃSKA DŻUMA

Wedle uzgodnień SRT z Wojskowym Instytutem Przeciwgazowym oraz Centrum Wyszkolenia Sanitarnego planowano też badanie na żywych ludziach działania gazów bojowych. W te eksperymenty i ich efekty nie byli wtajemniczani żadni sojusznicy, lecz jedynie Japonia, choć trudno określić, w jakim zakresie.

Gdy wiosną 1937 r. sprowadzono z Anglii nowoczesną maszynę drukarską, pozwalającą drukować dokumenty z trudnym do podrobienia giloszem i kopiować giloszowane dokumenty, specjaliści angielscy zamontowali ją w garażach Sztabu Głównego przy placu Saskim. Ale potem pracownicy SRT rozebrali je, by ponownie zmontować w siedzibie SRT. Nawet lokalizację tej komórki trzymano więc przed Anglikami w tajemnicy.

W drugiej połowie lat 30. w warszawskim gmachu Oddziału II odbyła się polsko-japońska konferencja poświęcona badaniom nad truciznami, bakteriami i gazami bojowymi. Japonię reprezentował na niej zastępca attache wojskowego, który najwyraźniej był tylko gościem. Towarzyszył mu jednak przybyły specjalnie z Japonii cywil, który prowadził rozmowy, przedstawiał osiągnięcia swojego kraju i interesował się polskimi. Zaprezentowano mu wyniki doświadczeń z zarazkami duru plamistego, czerwonki, niektórymi zarazkami z grupy Salmonella, wąglika, nosacizny i raka ziemniaczanego. Japończyk podzielił się wynikami eksperymentów z zarazkami dżumy i cholery. Nie wiadomo, czy strony podzieliły się rezultatami doświadczeń na żywych ludziach, które Japończycy w tym czasie również prowadzili.

POCHÓWEK W WANNIE Z KWASEM

Wspomnianą stację doświadczalną w twierdzy brzeskiej zbudowano w 1937 r. wedle wskazówek kpt. Golby.

Jej pomieszczenia otoczone były wysokim murem i strzeżone wewnątrz i na zewnątrz. Budynek mieścił kilka cel więziennych, pokój przygotowawczy, w którym znajdował się kompresor połączony z komorą doświadczalną (gazową). Miała ona około 9 m kw., zamykały ją specjalnie uszczelnione metalowe drzwi, a w jednej ze ścian znajdował się wziernik, przez który można było obserwować wnętrze. Był także otwór pozwalający przez specjalną aparaturę rozpylać bakterie lub gaz, do czego służył kompresor.

W pomieszczeniu sąsiadującym z komorą znajdowała się kamionkowa, kwasoodporna wanna do rozpuszczania zwłok z rurą odpływową, przez którą odprowadzano zawartość do specjalnego dołu. Tę technologię wypróbowano wcześniej na kościach wołowych.

Wannę wypełniano mieszanką kwasu siarkowego technicznego, dwusiarczku węgla i kwasu solnego. Kwas siarkowy rozpuszczał tkanki miękkie, dwusiarczek węgla - tłuszcz, a solny - kości. Zwłoki leżały w tej mieszaninie kilka dni, po czym przez rurę wylewano wszystko do dołu na zewnątrz.

Kiedy stacja doświadczalna w Brześciu była gotowa, zaniechano testowania trucizn w terenowych placówkach i topienia zwłok w rzekach. Pierwsze eksperymenty w Brześciu przeprowadził kpt. Golba razem z dr. Ostrowskim. Najpierw przetestowano działanie zarazków para tyfusowych typu B na dwóch mężczyznach, którym podano je w kawie. Obaj jedynie "lekko zachorowali". Potem podano im zarazki czerwonki, ale i tym razem przeżyli. Dopiero podanie przez Golbę i Ostrowskiego tym samym mężczyznom po kilku miesiącach toksyny botulinowej przyniosło efekty. Najpierw - na drugi lub trzeci dzień - dostali "podwyższonej temperatury, obłożenia języka, rozszerzenia źrenic, suchości w gardle, bólów i zawrotów głowy”. A zmarli w męczarniach po trzech, czterech dniach od podania trucizny.

Podobne doświadczenia przeprowadzono jeszcze na pewno na trzech lub czterech osobach. Prawdopodobnie zwiększono dawkę trucizny, bo objawy wystąpiły od razu.

W komorze doświadczalnej w Brześciu testowano też na ludziach zarażenie bakteriami rozpylanymi w powietrzu. Zbrodnicze eksperymenty przeprowadzano tam jeszcze w lecie 1939 r.

OSKARŻENI SPECJALNEGO ZNACZENIA

W czasie wojny część oficerów z SRT znalazła się w Polskich Silach Zbrojnych na Zachodzie, m.in. mjr Harski, mjr Harland, ppłk Gano, a także kpt Golba i kpt. Ludwik Krzewiński czy urzędnik cywilny Jan Kobus, konstruktor wielu urządzeń, w tym do rozpylania bakterii. Większość kontynuowała służbę w wywiadzie. Jedynie Golba już we Francji pracował w szpitalach jako lekarz wojskowy. Po ewakuacji do Anglii odmówił powrotu do Oddziału II, a także podobno nie zgodził się na pracę dla Anglików, którzy chcieli go przyjąć do swojej armii, by kontynuował prace nad bronią gazową i biologiczną. W 1943 r. po usilnych staraniach (przekroczył bowiem limit wieku) przeszedł kurs spadochronowy i dostał jako lekarz przydział do Brygady Spadochronowej, z którą brał udział w walkach pod Arnhem - Driel. Został odznaczony Krzyżem Walecznych, bojowym Znakiem Spadochronowym i awansował na podpułkownika. W 1947 r. wrócił do Polski i osiadł w Szczecinie.

Cztery lata później, 19 listopada 1951 r., dr Golba, dr Ostrowski (po wojnie był lekarzem w Płońsku), a także Janina Mierzwińska-Gębarska i Jan Kobus zostali aresztowani przez Urząd Bezpieczeństwa. Oskarżono ich o działanie "na szkodę Narodu Polskiego" i "osłabienie jego ducha obronnego” przez "stosowanie terroru wobec ruchu demokratycznego i rewolucyjnego w kraju i przygotowania wraz z międzynarodowym imperializmem zbrodni przeciw ludzkości, w powiązaniu z wojną bakteriologiczną i toksykologiczną". W akcie oskarżenia w dziewięciu punktach wyliczono winy Golby, m.in. prace nad bronią bakteriologiczną, udział w komisji badającej możliwości użycia bakterii chorobotwórczych w pociskach artyleryjskich, a także szkolenie dywersantów i szpiegów w stosowaniu środków bakteriologicznych.

Akt oskarżenia, oparty na dekrecie z 22 stycznia 1946 r. o odpowiedzialności za klęskę wrześniową i faszyzację życia państwowego, utrzymany jest w poetyce czasów stalinowskich. Większość punktów była ideologiczna i idiotyczna zarazem i nie bardzo wiadomo, co miały one wspólnego z "osłabianiem ducha obronnego społeczeństwa". Ale punkty e oraz f w części odnoszącej się do dr. Golby dotyczyły doświadczeń na ludziach i ich uśmiercania, podobnie jak punkty c oraz d w części dotyczącej dr. Ostrowskiego.

Sąd Wojewódzki w Warszawie 19 października 1953 r. skazał Golbę i Ostrowskiego na kary 13 lat więzienia, zmniejszone na mocy amnestii do 8 lat i 8 miesięcy, Mierzwińską-Gębarską na 7 lat, zmniejszone do 4 lat i 8 miesięcy, a Kobusa na 4 lata. zmniejszone do 2 lat więzienia (wszystkim zliczono na poczet kary tymczasowe aresztowanie od 19 listopada 1951 r.).

Biorąc pod uwagę, że proces odbywał się w najgorszym okresie stalinowskim, a oskarżonym groziła nawet kara śmierci, wyroki wydają się łagodne. Mało tego, w maju 1955 r. Golba zwrócił się do prokuratora generalnego z wnioskiem o rewizję nadzwyczajną i w sierpniu została ona przez niego wniesiona do Sądu Najwyższego na korzyść Golby. Ostrowskiego i Kobusa. Zdaniem prokuratora generalnego sąd wojewódzki błędnie zastosował kwalifikację prawną ich czynów. Sąd Najwyższy podzielił ten pogląd i złagodził wyroki - Golba, Ostrowski i Kobus wkrótce wyszli na wolność.

Andrzej Krajewski, autor artykułu w "Focus Historia”, dowiedział się od córki Golby, że jej ojciec i pozostali oskarżeni przed rozprawą trzymani byli nie w areszcie, ale w jakichś strzeżonych podwarszawskich willach. Ich sprawą interesowały się też władze bezpieczeństwa ZSRR, wymieniano korespondencje na najwyższym szczeblu, a nawet wysiano do Warszawy przedstawiciela prokuratury ZSRR płk. P.A. Kulczyckiego, żeby zapoznał się z aktami. Natomiast ambasador radziecki w Warszawie Arkadij Sobolew miał przekazać prezydentowi Bolesławowi Bierutowi depeszę z Moskwy zalecającą wstrzymanie się od przeprowadzania procesu. Nie ulega wątpliwości, że dla ZSRR wiedza oficerów SRT mogła być cenna. Nie wiemy jednak, czy rzeczywiście ją od nich wydobyli. Być może zadowolili się tym, co ujawniono w czasie procesu, a także wiedzą, która zawarta była w zdobytych na Niemcach archiwaliach Oddziału II, które znajdują się dziś w Rosyjskim Państwowym Archiwum Wojennym w Moskwie.

WYKONYWALIŚMY ROZKAZY

Bezpośredni wykonawcy eksperymentów na ludziach bronili się przed sądem, że wykonywali jedynie rozkazy przełożonych. Dr Golba w memoriale dołączonym do wniosku o rewizję nadzwyczajną twierdził, że był "oficerem i żołnierzem i rozumiał dyscyplinę wojskową tak, jak go w nią przez lata wdrażano". To, co wykonywał, "wykonywał na wyraźny rozkaz wojskowy przełożonych, a nie z własnej inicjatywy”, a równocześnie "był przekonany, że wszystko, co robił, w jego rozumieniu było potrzebne dla przegotowania obronności ojczyzny". Tłumaczył, że przeprowadzanie doświadczeń na żywych ludziach było nie jego decyzją, tylko przełożonych, którzy zapewniali, że "osoby, na których mają być dokonano próby, są nieodwołalnie skazane na śmierć". On nie miał powodu, by im nie wierzyć, ani nie miał możliwości "sprawdzenia ich twierdzeń".

Nie wydaje się jednak prawdopodobne, aby ofiary trute jadem kiełbasianym przez SRT były skazane na śmierć. Skąd w placówkach KOP w Lulkach czy Glębokiem mogli się wziąć tacy ludzie? Wydanie skazańca poza areszt wymagałoby dopełnienia procedur, o których musiałoby wiedzieć wiele osób, chociażby ze służby więziennej i prokuratury.

Poza tym w sprawach o szpiegostwo karę śmierci orzekano bardzo rzadko. W 56 takich przypadkach w latach 30. w Wilnie karę śmierci orzeczono tylko czterokrotnie. Takie wyroki orzekały sądy doraźne, a wykonywano je natychmiast po telegraficznej odpowiedzi, że prezydent nie skorzystał z prawa łaski, a więc w ciągu 24 godzin. Zwłok skazańców, nawet uśmierconych inaczej, niż wymagało tego prawo (powieszenie lub rozstrzelanie), nie można było ukradkiem topić w pogranicznych rzekach ani rozpuszczać kwasem w stacji doświadczalnej. Wszystko wskazuje na to, że śmiertelne eksperymenty przeprowadzano na ludziach zatrzymanych przez KOP, którzy nigdy przed sądem nie stanęli.

Nie próbuję tłumaczyć ani bronić okrutnych eksperymentatorów Oddziału II. Ale też nie próbuję ich osądzać. Próbuję zrozumieć mechanizm zła. Czy szczepionką na sumienie może być ideologia, absolutne przekonanie o własnej racji? Czy im bardziej fanatycznie i bezkrytycznie się ją wyznaje, tym bardziej zastępuje ona sumienie? "Salus revolutia suprema lex!" (dobro rewolucji najwyższym prawem), "Salus rei publicae suprema lex!” (dobro republiki najwyższym prawem). Wystarczy wyłączyć myślenie i to "prawo najwyższe" jest już jedynym kryterium dobra i zła? Wystarczy uwierzyć, że to, co się robi, "służy obronności Ojczyzny” albo "nienaruszalności jej granic”, i sumienie zostaje zneutralizowane? A potem człowiek już tylko sumiennie wypełnia swoje obowiązki?

Czy nie na tym polega "banalność zła”, o którym pisała i przed którym przestrzegała Hannah Arendt?

 

Wybrana bibliografia:

• W. Brzęk, "Badania kryminalistyczne w praktyce Samodzielnego Referatu Technicznego Oddziału II Sztabu Głównego w okresie międzywojennym", "Problemy Kryminalistyki", 1983;

• T. Dubicki, "Samodzielny Referat Techniczny (SRT) Oddziału II Sztabu Generalnego (Głównego) Wojska Polskiego. Geneza, organizacja i personalia", w: "Kontrwywiad II RP (1914) 1918-1945 (1948)", red. Z. Nawrocki, Centralny Ośrodek Szkolenia ABW, Warszawa 2013;

• L. Gondek, "Wywiad polski w Trzeciej Rzeszy 1933-1939", MON, Warszawa 1978;

• A Krajewski, "Kanapka ze śmiercią", "Focus Historia", 2009;

• L. Sadowski, "Oddział II Sztabu Głównego. Rezultaty pracy pokojowej i przygotowania do wojny". Wojskowe Centrum Edukacji Obywatelskiej, Warszawa 2014;

• J. Widacki, A Szuba-Boroń, "Sprawy o szpiegostwo przed sądami wileńskimi w okresie II RP", Oficyna Wydawnicza AFM. Kraków 2020